Skocz do zawartości
Forum Kopalni Wiedzy

KopalniaWiedzy.pl

Super Moderatorzy
  • Liczba zawartości

    36699
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

    nigdy
  • Wygrane w rankingu

    204

Zawartość dodana przez KopalniaWiedzy.pl

  1. Osoby dorosłe, które mają upośledzonych słuch i które noszą aparaty słuchowe są narażone na o 24% mniejsze ryzyko zgonu od osób z upośledzonym słuchem, które nigdy nie używały urządzeń wspomagających słyszenie. To bardzo ekscytujące odkrycie, gdyż sugeruje, że protezy słuchu mogą chronić ludzkie zdrowie i zapobiegać przedwczesnemu zgonowi, mówi otolaryngolog Janet Choi z Keck Medicine na Uniwersytecie Południowej Kalifornii, która stała na czele zespołu badawczego. Wyniki badań opublikowano w The Lancet. Healthy Longevity. Już w wcześniejszych badań wiadomo, że nieleczona utrata słuchu może prowadzić do izolacji społecznej, depresji, demencji oraz skrócenia życia. Jednak nie prowadzono badań, w których sprawdzano by, czy używanie protez słuchu może zmniejszyć ryzyko wczesnego zgonu. Choi i jej zespół wykorzystali dane zebrane w latach 1999–2012 w ramach National Health and Nutrition Examination Survey. Znaleźli w nich 10 000 dorosłych osób w wieku powyżej 20. roku życia, które wykonały badania słuchu i wypełniły kwestionariusze dotyczące użycia urządzeń wspomagających słyszenia. Zidentyfikowali 1863 osoby, które miały upośledzony słuch. Wśród nich było 237, które używało protez słuchu regularnie, czyli co najmniej raz w tygodniu lub przez 5 godzin w tygodniu. Pozostałe 1483 osoby nigdy nie używały takich urządzeń. Losy badanych śledzono przez 10 kolejnych lat. Naukowcy stwierdzili, że pomiędzy osobami, które używały protez słuchu, a tymi, które ich nie używały, różnica ryzyka zgonu wynosi niemal 25% i jest niezależna od takich zmiennych jak stopień utraty słuchu, wiek, rasa, dochody, wykształcenie oraz inne czynniki społeczno-demograficzne oraz historia chorób. Naukowcy nie badali, dlaczego użycie aparatów słuchowych miałoby zmniejszać ryzyko zgonu. Jednak Choi wskazuje na niedawne badania łączące używanie aparatów słuchowych ze zmniejszonym poziomem depresji czy demencji. Jej zdaniem poprawa słyszenia zapewniana przez protezy słuchu poprawia zdrowie psychicznei mechanizmy poznawcze. To może prowadzić do ogólnie lepszego stanu zdrowia, co z kolei zmniejsza ryzyko zgonu. « powrót do artykułu
  2. Wygodne i dobrze dobrane buty to nie tylko komfort, ale także zdrowie. W nich przejdziesz całe miasto i nie odczujesz nadmiernego bólu. Sprawdź, czym kierować się przy wyborze dopasowanego obuwia na co dzień. Jakich cech unikać? Czym wyróżnia się wygodne obuwie? Wydawać by się mogło, że każdy wie, jak określić wygodne obuwie. Jednak to zadanie nie jest takie proste, jeśli ktoś dotychczas nie trafił na dopasowane modele. Komfort zaczyna się od swobody. W odpowiednim bucie nic nie powinno uciskać czy uciekać. Aby to osiągnąć, należy wybrać produkt w idealnym rozmiarze. Ewentualne defekty skorygujesz natomiast wkładką lub przy pomocy zapiętek. Drugą kwestią wartą uwagi będzie grubość podeszwy. W wygodnych butach powinna ona być wystarczająco wysoka, aby pozwolić na odpowiednią amortyzację stopy. Często będzie ona bardziej sprężysta oraz elastyczna. Spotkasz w niej także piankowe elementy, które wpłyną bezpośrednio na miękkość podeszwy. Zwróć uwagę, że zbyt cienka warstwa sprawi, że będziesz odczuwać każdą nierówność podłoża podczas chodzenia, co nie jest dobre dla zdrowia. Niski poziom wygody może również wynikać z dyskomfortu psychicznego. Jeśli na co dzień trzymasz się określonej palety barw lub gatunku modowego, to przed zakupem obuwia znajdź model, który wpasuje się w Twój gust. Sportowe buty uznawane są za jedne z bezpieczniejszych modeli dla stóp, a  wśród nich bez problemu znajdziesz stylowe modele. Jeśli właśnie takich butów szukasz, zajrzyj między innymi na stronę: https://prm.com/pl/h/new-balance-530. Czy jakość ma wpływ na komfort? Jakość obuwia jest niezwykle ważnym kryterium branym pod uwagę podczas zakupu. Wielu przekonało się, że nie warto oszczędzać w tym temacie. Masowa produkcja obuwia często przyczynia się do wątpliwej solidności wykonania. Tym samym warto stawiać na sprawdzone marki, które cieszą się dużą popularnością. W ten sposób wiesz, że dane modele sprawdzą się w rozmaitych sytuacjach i nie zniszczą się po kilku wypadach na miasto ze znajomymi. Ponadto zazwyczaj odznaczają się one wysokim poziomem komfortu ze względu na wysoką jakość wykonania. Jeżeli szukasz butów na co dzień postaw na znane wszystkim sneakersy. Bez problemu znajdziesz modele nawet w nietuzinkowych rozmiarach. Ponadto wykonane są zazwyczaj z nadzwyczajną dbałością o detale. Tym samym możesz cieszyć się podeszwami buta o odpowiedniej miękkości oraz elastyczności, które nie odkleją się po kilku miesiącach. Postaw na obuwie sportowe ze sprawdzonych źródeł, które znają wszyscy, mogą to być między innymi buty, które znajdziesz na stronie: https://prm.com/pl/p/new-balance-sneakersy-ml574evb-kolor-czarny-14044. Postaw na dobry materiał Jeśli zastanawiasz się, czym się kierować przy wyborze obuwia, jednym z kluczowych aspektów będzie materiał wykonania. Komfortowe buty powinny być elastyczne, a więc nie mogą w nich dominować elementy sztywne i uniemożliwiające dopasowanie się do ułożenia stopy wewnątrz. Unikaj zatem modeli, które powodują dyskomfort w okolicach palców czy pięt podczas chodzenia. Poleca się budować garderobę na bazie butów wykonanych z naturalnej skóry, gdyż jest ona jednym z bardziej elastycznych materiałów dostępnych na rynku. Zakup butów – rozmiar a wygoda Wybierając buty, warto się kierować ich rozmiarem. Takie stwierdzenie z pewnością nikogo nie zdziwi. Niestety okazuje się, że duża część kupujących nie wie, co definiuje model o dopasowanym rozmiarze. Komfort podczas chodzenia nie wynika jedynie z odpowiedniej długości wkładki. Ten dyskomfort zauważysz bez problemu po konieczności zgięcia palców czy zbyt dużej przestrzeni między czubkiem buta a palcami. Modele butów różnią się jednak również szerokością czy kształtem podeszwy, co składa się także na pojęcie rozmiaru. Rozmiar stopy również mierzy się pod kątem jej szerokości oraz kształtu. Z tego powodu zwróć uwagę przykładowo na zaokrąglenie czubków buta. Jeśli są one ustawione w szpic, nie powinny ich nosić osoby z szerokim rozstawieniem palców. W takiej sytuacji lepiej postawić na sportowe modele z okrągłym czubkiem, który pozwala na swobodne poruszanie się palców wewnątrz buta nawet podczas różnego rodzaju aktywności. Amortyzacja, długość wkładki i co jeszcze? Na wygodę danego modelu buta wpływa wiele czynników. Wśród nich znajdziesz między innymi wcześniej wspomnianą amortyzację. W szczególności ma ona znaczenie przy wyborze obuwia sportowego. Przykładowo buty do biegania powinny odznaczać się odpowiednią przyczepnością podeszwy do podłoża, jednak nie mogą przyczyniać się do nadmiernego odczuwania wstrząsów przez ciało. Dobra amortyzacja pozwala na uniknięcie skutków uderzania niewielką powierzchnią o twarde podłoże. Takie buty muszą być także lekkie i wygodne, aby organizm nie męczył się podczas wysiłku ze względu na obciążenie stóp. Wybór odpowiednich butów sportowych to klucz do wygody na co dzień. Postaraj się zatem, aby odznaczały się one wysoką jakością wykonania. Kluczowa będzie duża elastyczność oraz wytrzymałość materiału. Zapewnij stopom odpowiednią cyrkulację powietrza i unikaj otarć dzięki dopasowaniu do stopy danego modelu. Wybierz znane marki, które cieszą się zaufaniem milionów klientów. Przykład takich butów znajdziesz między innymi na stronie: https://prm.com/pl/p/new-balance-sneakersy-ml574evm-kolor-bordowy-ml574evm-evm-14046. « powrót do artykułu
  3. Naukowcy z Icahn School of Medicine at Mount Sinai wykazali, że to, co na temat używki sądzi osoba ją zażywająca wpływa na jej mózg i zachowanie w podobny sposób, jak różne dawek używki. Odkrycie może mieć olbrzymi wpływ na sposoby leczenia uzależnień. Uczeni, którzy w swoich badaniach skupili się na nikotynie, stwierdzają, że pomoże ono zarówno odkryć neurologiczne mechanizmy wpływu opinii o używce na uzależnienie, jak i zoptymalizować leczenie farmakologiczne i niefarmakologiczne, gdyż można będzie wykorzystać siłę przekonań. Nasze poglądy czy wierzenia mogą mieć wpływ na nasze zachowanie. Jednak wpływ ten jest trudno mierzyć, więc rzadko jest on przedmiotem badań ilościowych w naukach neurologicznych. Postanowiliśmy zbadać, czy poglądy na używkę mogą wpływać na aktywność mózgu tak, jak wpływają różne dawki używki i odkryliśmy, że możemy bardzo precyzyjnie określić, jak opinia o używce wpłynie na reakcję mózgu. Odkrycie to może stać się kluczowym elementem, który zwiększy naszą wiedzę na temat roli przekonań na uzależnienia oraz na szersze spektrum zaburzeń i ich leczenie, mówi profesor Xiaosi Gu. Naukowcy prowadzili badania na osobach uzależnionych od nikotyny. Biorącym w nich udział ochotnikom powiedziano, że podane im elektroniczne papierosy zawierają niską, średnią oraz wysoką dawkę nikotyny. W rzeczywistości poziom nikotyny był zawsze taki sam. Następnie uczestników badano za pomocą funkcjonalnego rezonansu magnetycznego (fMRI) w czasie, gdy po wypaleniu papierosa rozwiązywali zadania związane z podejmowaniem decyzji, o których wiadomo, że angażują obszary mózgu aktywowane przez nikotynę. Okazało się, że wzgórze, na który nikotyna ma wpływ, wykazywało zależną od dawki aktywność w reakcji na to, co badany sądził na temat zawartości nikotyny w papierosie. Tym samym wykazano, że istnieje związek pomiędzy subiektywną opinią, a biologiczną reakcją mózgu. Dotychczas uważano, że taki związek istnieje jedynie w odniesieniu do leków. Tymczasem przeprowadzone właśnie badania pokazały również, że podobny związek – zależny od oczekiwanej przez użytkownika dawki – istnieje w reakcji połączeń pomiędzy wzgórzem a brzuszno-przyśrodkową korą przedczołową, w której zachodzą procesy dotyczące podejmowania decyzji i posiadanych opinii. Nasze odkrycie pozwala też wyjaśnić dobrze znane zjawisko różnic w reakcji na narkotyki i sugeruje, że subiektywne opinie można wykorzystać do leczenia uzależnień. Możemy też lepiej zrozumieć, w jaki sposób działania poznawcze, takie jak psychoterapia, wpływają na poziomie neurobiologicznym na leczenie całego spektrum zaburzeń niezwiązanych z uzależnieniami, wyjaśnia Xiaosi Gu. Uczona, która jest jednym z pionierów rodzącej się dziedziny psychiatrii obliczeniowej, uważa, że skoro opinia na temat używki tak silnie wpływa na reakcje neurologiczne uzależnionego, uda się ten fakt wykorzystać do poprawienia wyników leczenia farmakologicznego. « powrót do artykułu
  4. Na stanowisku paleontologicznym Sirius Passet na północy Grenlandii zidentyfikowano nieznaną dotychczas grupę drapieżników z wczesnego kambru. Timorebestia koprii mogły być jednymi z pierwszych mięsożernych zwierząt, które przed 518 milionami lat zaczęły kolonizować oceany. Należały też do największych stworzeń zamieszkujących wody wczesnego kambru. Dotychczas wiedzieliśmy, że dominującymi drapieżnikami kambru były prymitywne stawonogi, takie jak dziwacznie wyglądający anomalocaridid. Jednak nasze badania pokazały, że dawny ekosystem oceaniczny był dość złożony, a ówczesny łańcuch pokarmowy pozwalał na istnienie drapieżników różnego typu, mówi doktor Jakob Vinther z University of Bristol. Timorebestia były dorastającymi do 30 centymetrów bezkręgowcami wyposażonymi w silne szczęki, płetwy ciągnące się po obu stronach wzdłuż całego ciała i głowę z długimi czułkami. Są spokrewnione z żyjącymi obecnie strzałkami morskimi (Chaetognatha). Były go olbrzymy swoich czasów i znajdowały się blisko szczytu łańcucha pokarmowego. Odgrywały więc w ówczesnych oceanach równie ważną rolą, jaką dzisiaj spełniają rekiny czy foki, dodaje Vinther. W sfosylizowanym przewodzie pokarmowym Timorebestia naukowcy znaleźli resztki powszechnie występującego wówczas stawonoga z rodzaju Isoxys. Widzimy, że stawonogi te były źródłem pożywienia dla wielu zwierząt. Powszechnie występują one w skamieniałościach w Sirius Passet. Posiadały długie chroniące je kolce, skierowane zarówno do przodu, jak i do tyłu. Jednak najwyraźniej nie chroniły one całkowicie, gdyż Timorebestia zjadały duże ilości Isoxys, dodaje doktor Morten Lunde Nielsen. Strzałki morskie to jedne z najstarszych zwierząt znajdowanych w Sirius Passet. O ile na przykład stawonogi pojawiają się tam w zapisie geologicznym pomiędzy 529 a 521 milionów lat temu, to strzałki liczą sobie co najmniej 538 milionów lat. Strzałki i bardziej od nich prymitywne Timorebestia były pływającymi drapieżnikami. Możemy więc przypuszczać, że to właśnie one były dominującymi drapieżnikami przed pojawieniem się stawonogów. Mogły dominować przez 10–15 milionów lat, aż zostały wyparte przez inne grupy, dodaje Vinther. Odkrycie Timorebestia może pomóc w opisaniu ewolucji drapieżników wyposażonych w szczęki. Strzałki morskie, czyli szczecioszczękie, mają bowiem na zewnątrz aparatu gębowego szczeciny chwytne, a otwór gębowy otoczony jest drobnymi ząbkami. Zatem chwytanie i rozdrabnianie pokarmu odbywa się u nich na zewnątrz otworu gębowego. U Timorebestia szczęki znajdują się wewnątrz głowy. Ponadto Timorebestia ma podobną do strzałek morskich budowę układu nerwowego. Jest ona zresztą podobna też do wymarłego rodzaju Amiskwia, co do klasyfikacji którego istnieją spory. W najbliższych latach czekają nas kolejne ekscytujące odkrycia, które pomogą zrozumieć, jak wyglądały najwcześniejsze zwierzęta i ich ekosystemy, cieszy się kierownik ekspedycji, doktor Tae Yoon Park z Koreańskiego Instytutu Badań Polarnych. « powrót do artykułu
  5. Narodowe Centrum Badań Jądrowych i Instytut Fizyki Polskiej Akademii Nauk zapraszają uczniów szkół ponadpodstawowych oraz uczniów VII i VIII klas szkół podstawowych do udziału w XIX edycji konkursu Fizyczne Ścieżki. To konkurs prac proponowanych przez uczniów. Uczestnicy sami określają temat swojej pracy i wybierają, w której kategorii chcą startować. Do wyboru są praca naukowa, pokaz zjawiska fizycznego oraz esej. Na prace konkursowe organizatorzy czekają do 31 stycznia 2024 roku. Fizyczne Ścieżki to propozycja dla wszystkich, którzy interesują się fizyką, nie tylko dla najlepszych uczniów. Jak piszą sami organizatorzy jesteśmy przekonani, że nie zawsze trzeba znać wszelkie subtelności (w tym matematyczne) tej pięknej nauki, aby móc przygotować pasjonujący pokaz jakiegoś zjawiska – ważny jest przede wszystkim dobry pomysł, który zaciekawi widzów, ci, którzy potrafią zauważyć, jak dalece fizyka kształtuje naszą cywilizację, mogą o tym napisać ładny esej – wystarczy dysponować tzw. lekkim piórem i nawet podstawową wiedzą fizyczną, natomiast tworzenie prac naukowych wymaga od Was więcej, ale nie oznacza to, że jedynie osoby z umysłem Einsteina są w stanie podołać temu zadaniu: trzeba się tylko odważyć (i opanować reguły rządzące pracą naukową). Uczniowie, których prace zostaną przez recenzentów zakwalifikowane do finału, zaprezentują je publiczności i jury podczas dwudniowego seminarium finałowego w kwietniu 2024 r. w Narodowym Centrum Badań Jądrowych. Na laureatów czekają atrakcyjne nagrody. Więcej informacji na temat konkursu znajdziemy na jego witrynie. « powrót do artykułu
  6. Metropolitan Museum of Art w Nowym Jorku kupiło monumentalny tryptyk witrażowy „Krajobraz ogrodowy". Dzieło ze studia Louisa Comforta Tiffany'ego ma ponad 3 m długości i ok. 2 m wysokości. Zaprojektowała je Agnes Northrop. Northrop zaczęła pracę u Tiffany'ego w 1884 roku, gdy miała 27 lat. Projektowała przede wszystkim witraże, a główną tematyką jej prac były krajobrazy i ogrody. Zajmowała się też lampami. Z czasem stała się jednym z najważniejszych projektantów u Tiffany'ego. Wyrobiła sobie reputację i silną pozycję w dziedzinie zdominowanej przez mężczyzn. Jedno z jej dzieł zostało nagrodzone na Wystawie Powszechnej w Paryżu w 1900 roku. To między innymi dzięki jej pracy firma Tiffany stała się pionierem we wprowadzaniu nowej tematyki – obejmującej krajobrazy i ogrody – w produkcji witraży. Tryptyk zakupiony przez Metropolitan Museum of Art powstał w szczycie kariery Northrop. Witraż zamówiła bizneswoman i filantropka Sarah B. Cochran. Miał on zdobić Linden Hall, posiadłość zbudowaną w latach 1911–1913 r. w Dawson w Pensylwanii. Sarah, zwana w swoim czasie Królową Węgla, osobiście wybrała tematykę. Witraż przedstawia bujną roślinność i ogród przypominający jej własny, jednak równie dobrze mógł to być każdy ogród w stylu włoskim. Tryptyk umieszczono na podeście schodów. Zachęcał do wejścia po marmurowych stopniach i zanurzenia się w pięknym widoku. Zlokalizowaną w centrum fontannę okalają tu majestatyczne sosny i kolorowe kwiaty: różowe i niebieskie hortensje, maki oraz nasturcje. Na panelach bocznych można zaś podziwiać naparstnice i piwonie (L), a także malwy (P). Jak podkreślono w komunikacie muzeum, „Garden Landscape” jest jednym z najważniejszych dzieł zrealizowanych w studiach Tiffany'ego. Efekt okazał się tak spektakularny, że przed zainstalowaniem w Linden Hall przez krótki czas Tiffany pokazywał ukończony tryptyk w manhattańskim salonie wystawowym. Po śmierci Sarah posiadłość przechodziła z rąk do rąk, aż w 1976 roku została kupiona przez United Steelworkers Union. W 2005 roku związek sprzedał tryptyk prywatnemu nabywcy. Teraz jego przedstawiciele żałują tamtej decyzji, jednak koszty ubezpieczenia dzieła Northrop były tak duże, że związkowcy nie mogli sobie na nie pozwolić. Przez niemal 20 lat tylko właściciel mógł się cieszyć widokiem wyjątkowego witrażu. Teraz, dzięki MetMuseum, będzie on dostępny dla wszystkich chętnych. « powrót do artykułu
  7. Słynny Gigant z Cerne Abbas powstał w okresie anglosaskim, przedstawia Herkulesa i wyznaczał miejsce zbiórki armii Wesseksu. To wnioski płynące z ostatnich badań przeprowadzonych przez naukowców z Uniwersytetu Oxfordzkiego. O tym, że nie mamy do czynienia – jak niektórzy wciąż uważają – z prehistoryczną figurą, wiadomo od niedawna. Zagadką pozostawało, kogo przedstawia geoglif i dlaczego powstał. Helen Gittos i Tom Morcom dokładnie przyjrzeli się średniowiecznej historii okolic, w których figura się znajduje. Stało się dla nas jasne, że Gigant z Cerne jest po prostu najbardziej widocznym elementem średniowiecznego krajobrazu całej okolicy, mówi profesor Gittos. Postać Herkulesa była dobrze znana w średniowieczu, a w IX wieku szczególnie się nim interesowano. Datowanie optyczne stymulowaną luminescencją wykazało, że figura powstała pomiędzy rokiem 700 a 1110, najprawdopodobniej zaś w IX lub X wieku. Przed X wiekiem okolice były zarządzane przez ealdormana – przedstawiciela anglosaskiego króla. Umiejscowienie figury, na wyniesieniu terenu z dobrym widokiem na okolicę oraz bliskość ważnych dróg są typowe dla miejsc zbiórki anglosaskich armii. Do tego należy dodać dobry dostęp do dużych zasobów wody pitnej oraz zaopatrzenia z pobliskiej posiadłości oraz fakt, że okolice były narażone na częste ataki wikingów, by uznać to miejsce za idealne na gromadzenia się wojsk odpierających ataki wroga. W XI wieku mnisi z pobliskiego opactwa Cerne Abbey zinterpretowali figurę jako postać lokalnego świętego, pustelnika Eadwolda z Cerne. Eadwold był synem Eathelwearda i bratem Edmunda, królów Anglii Wschodniej. Osiedlił się w pobliżu Cerne, a po śmierci (ok. 900 roku) został jego patronem. Pobliskie Cerne Abbey, założone w 987 roku, było centrum jego kultu. Tamtejsi mnisi, podczas kazań w dniu św. Eadwolda twierdzili, że geoglif przedstawia właśnie jego. Oczywistym jest, że sami nie przedstawiliby świętego patrona jako nagiego mężczyzny, zatem musieli interpretować już istniejący wizerunek. Tutaj trzeba wspomnieć, że jeden z najbardziej rzucających się w oczy elementów Giganta, jego wielki penis, to dzieło współczesne. Powstał na początku XX wieku, gdy do istniejącego wcześniej znacznie mniejszego penisa włączono okrąg reprezentujący pępek. Z czasem pojawiały się kolejne interpretacje, a najdłużej uważano, że to przedstawienie pogańskiego boga Helitha. Po raz pierwszy o istnieniu takiego bóstwa wspomina Walter z Coventry (koniec XIII wieku). Helith pojawił się w jego dziele historycznym gdyż Walter źle odczytał ustęp z Goscelina z Canterbury. Jednak Walter nie łączy figury z Helithem. Podsumowując wyniki swoich badań Gittos i Morcom stwierdzają, że geoglif powstał prawdopodobnie w IX lub X wieku na ziemiach należących do ealdormana Zachodnich Prowincji. W tym czasie Herkules cieszył się szczególnym zainteresowaniem, a geoglif prawdopodobnie wyznaczał miejsce zbiórki armii. Już w połowie XI wieku mnisi zmienili interpretację figury twierdząc, że jest to przedstawienie świętego Eadwolda, co potwierdzało prawa klasztoru do przechowywania relikwii świętego. Pod koniec XIII wieku Walter z Coventry „tworzy” boga Helitha źle odczytując ustęp dzieła Goscelina z Canterbury. Z kolei w XVI wieku antykwariusz John Leland, interpretując dzieło Waltera stwierdza, że w czasach Augustyna, apostoła Anglików, we wsi Cernel czczono Helitha. A w 1764 roku pastor John Hutchins stwierdza, że Gigant z Cerne to Helith. Hipoteza ta jest powtarzana i rozbudowywana przez kolejnych badaczy aż po XX wiek. « powrót do artykułu
  8. Obecnie jesteśmy na rynku kryptowalut w bardzo interesującym momencie. Przed nami potencjalne zatwierdzenie ETF-ów na bitcoina i ether, kryptowalutę Ethereum. Do tego wiosną przyszłego roku w sieci Bitcoin zajdzie halving, który dotąd napędzał mocne wzrosty cen kryptowalut. W drugiej połowie przyszłego roku Rezerwa Federalna USA może także zacząć obniżki stóp procentowych, co oznacza hossę na wielu rynkach, nie tylko cyfrowych aktywów. To więc dobry czas na inwestowanie w te ostatnie. Nim jednak zaczniesz swoją przygodę z kryptowalutami, powinieneś przygotować się do tego zadania. W tym tekście przybliżymy Ci pierwsze kroki, jakie powinien wykonać początkujący inwestor, przed tym jak podejmie decyzję o inwestycji. Podpowiemy też, jak kupić btc i jak kupić ETH. Edukacja to podstawa Jak kupić bitcoina? Jak kupić ETH? Podstawowym błędem wielu inwestorów jest to, że zaczynają swoją przygodę z giełdą bez przygotowania. Jak wygląda to w praktyce? Osoby takie słyszą o tym, że np. bitcoin lub ether mocno drożeją i postanawiają szybko wsiąść do tak rozpędzonego pociągu. Problem w tym, że najczęściej kończy się to źle – drobnymi obrażeniami portfela i błędnym przekonaniem, że giełda to „oszustwo”. W rzeczywistości osoby takie zachowują się trochę jak żołnierz, który idzie na wojnę bez przygotowania – taktyki czy broni. Tak samo inwestor potrzebuje taktyki, zaś jego bronią jest wiedza. Jak więc wejść na rynek we właściwy sposób? Zacząć od zdobycia wiedzy. Zanim zainwestujesz w jakąkolwiek kryptowalutę, postaraj się zrozumieć, jak działają technologia blockchain, smart kontrakty i ogólnie giełdy kryptowalut. Jak tego dokonać? Możesz skorzystać z kursów online, czytać specjalistyczne artykuły oraz śledzić wiadomości z branży. Im lepiej zrozumiesz rynek, tym łatwiej podejmiesz trafne decyzje inwestycyjne. Pewne podstawowe informacje uzyskasz też z tego tekstu. Powyżej wspomnieliśmy o tym, by śledzić newsy. Tak, rynek kryptowalut jest bardzo dynamicznym miejscem. Z kolei różne ważne nowe informacje mogą mieć natychmiastowy wpływ na wyceny. Śledź bieżące wydarzenia, ogłoszenia dotyczące różnych projektów, regulacje rządowe i opinie ekspertów. Portale internetowe, fora dyskusyjne oraz media społecznościowe są nierzadko doskonałym źródłem informacji. Warto jednak pamiętać o krytycznym myśleniu i weryfikacji informacji na bazie różnych źródeł. Dywersyfikacja Podstawową zasadą każdej strategii inwestycyjnej jest dywersyfikacja. Nie bez powodu często mówi się o tym, by nie wkładać wszystkich jajek do jednego kosza. Innymi słowy, na rynku należy unikać stawiania wszystkiego na jedną kartę, czyli tylko na jeden walor. Dywersyfikacja portfela to kluczowa strategia, która pomaga zminimalizować ryzyko. Nie inwestuj wszystkich swoich środków w jedną kryptowalutę. Rozważ rozproszenie inwestycji na kilka różnych projektów i aktywów, co może zrównoważyć potencjalne straty. Możesz więc kupić bitcoina, kupić ether i np. jakiegoś altcoina lub kilka tokenów, które twoim zdaniem mają potencjał do wzrostu. Dywersyfikacja powinna być jednak traktowana szerzej. Może warto pomyśleć o wyjściu poza rynek kryptowalut i zakupie np. złota, srebra lub jakiś akcji? Bardziej stabilne cenowo aktywa będą pewną poduszką, która sprawi, że potencjalne spadki wycen cyfrowych walut odczujemy mniej dotkliwie niż w przypadku, w którym zainwestujemy wszystkie swoje pieniądze tylko w bitcoiny. Wybór bezpiecznego portfela Bezpieczeństwo twoich środków to priorytet. Wybór odpowiedniego portfela na bitcoiny i inne aktywa jest kluczowy. Istnieją różne rodzaje portfeli: online, offline, mobilne, czy sprzętowe. Wybór odpowiedniego rozwiązania należy uzależnić od tego, co będziemy robić ze zdeponowanymi na portfelu środkami. Portfele sprzętowe, będące fizycznymi urządzeniami, są uznawane za jedne z najbezpieczniejszych opcji. Tak samo jak portfele papierowe, które pozostają stale offline (to kartki papieru z napisanymi na nich kluczami prywatnymi do naszych adresów w blockchainie). Portfele mobilne to aplikacje w smartfonach, które cechują się już o wiele większym ryzykiem. Pamiętaj również o regularnych aktualizacjach oprogramowania portfela oraz o przechowywaniu kopii zapasowej kluczy prywatnych. Budowa strategii Inwestowanie zawsze niesie ze sobą ryzyko, a rynek kryptowalut jest szczególnie podatny na wahania cen. Gdy więc zdobędziesz już wiedzę o aktywach, w które chcesz ulokować swój kapitał, i będziesz wiedział, jak bezpiecznie je przechowywać, jest czas na określenie swoich celów inwestycyjnych, zdefiniowanie strategii zarządzania ryzykiem i – najważniejsze! - trzymanie się jej. Dobrym pomysłem jest określenie realnego miejsca na wykresie, w którym dokonamy sprzedaży zakupionych wcześniej bitcoinów, etherów czy altcoinów. Możemy też założyć sobie cel w procentach. Jeżeli jednym z naszych celów jest niwelowanie negatywnych skutków inflacji, możemy założyć, że sprzedamy nasze aktywa w momencie, gdy zysk będzie np. dwukrotnie większy niż wynosi inflacja. Przykładowo, przy 10-procentowej inflacji, sprzedamy bitcoiny, gdy nasz zysk wyniesie 20%. Pamiętaj też, by nie inwestować więcej, niż możesz sobie pozwolić stracić. Lepiej też nie obracać czyimiś środkami (w tym banku, w postaci pożyczek). Najlepiej inwestować swoje prywatne oszczędności. Podstawy wiedzy: rozumienie, czym jest Ethereum i sieć Bitcoin Tak jak wspomnieliśmy wcześniej, zanim przystąpisz do inwestycji, warto zaznajomić się z dwiema najbardziej znanymi kryptowalutami: bitcoinem i etherem. Postaramy się już teraz przybliżyć podstawowe informacje dot. obu aktywów. Bitcoin to zarazem kryptowaluta, jak i sieć płatnicza, która w 2009 roku. BTC jest uważany za pierwszą kryptowalutę świata. Choć początkowo powstał jako stricte cyfrowa waluta, dziś jest częściej obsadzany w roli cyfrowego złota, stanowiąc w oczach rosnącej liczby inwestorów bezpieczną przystań, czyli walor, który warto posiadać w okresach niepewności gospodarczej i geopolitycznej. Z kolei Ethereum, stworzone przez Vitalika Buterina w 2015 roku, to platforma umożliwiająca tworzenie tzw. smart kontraktów. Jest to funkcja tej sieci, która pozwala na programowanie warunków umownych bez udziału pośredników (stron trzecich). Ethereum jest często uznawane za innowacyjną siłę napędową w branży kryptowalut, oferującą szereg możliwości poza samym przechowywaniem wartości. To na bazie tego blockchaina funkcjonują wspomniane inteligentne umowy, NFT (popularnego na rynku sztuki czy rozrywki) czy modele zdecentralizowanego zarządzania (DAO). Nieodłączną częścią Ethereum jest ether. To kryptowaluta tego blockchaina. Jest niejako ropą naftową projektu – czynnikiem napędzającym działanie sieci. Czym różni się inwestowanie w bitcoina i w ether? Obie inwestycje można porównać do lokowania kapitału kolejno w: złoto lub akcje spółek technologicznych. Bitcoin zapewnia więc na rynku kryptowalut sporą stabilność kursową, z kolei ether odpowiednikiem akcji innowacyjnej firmy. Stąd ETH spada w czasie bessy mocniej od bitcoina, ale potem, w czasie hossy, na inwestycji w ten walor można zarobić więcej. Podsumowując: obie główne kryptowaluty rynku zostały stworzone dla realizacji różnych celów. Pełnią w branży różne funkcje, co sprawia, że zrozumienie ich fundamentalnych różnic jest kluczowe dla skutecznego inwestowania w nie. Bitcoin zazwyczaj jest traktowany jako środek przechowywania wartości, podczas gdy Ethereum jako platforma umożliwiająca rozwój aplikacji opartych na blockchainie. Jak kupić btc? Jak kupić eth? O tym opowiemy w dalszej części tekstu. Altcoiny Oprócz głównych, dobrze znanych kryptowalut takich jak bitcoin czy ether, istnieje wiele innych cyfrowych aktywów, powszechnie zwanych altcoinami. Termin "altcoin" pochodzi od połączenia słów "alternative" (alternatywny) i "coin" (moneta), co pokazuje funkcję tych cyfrowych walut na rynku – jako alternatywy do bitcoina. Altcoiny to szeroka gama kryptowalut, z których każda ma swoje unikalne cechy, zastosowania i technologie. Niektóre z nich koncentrują się na poprawach w zakresie prywatności (np. monero, zcash), inne skupiają się na szybkości przetwarzania transakcji (np. litecoin), a jeszcze inne oferują platformy do tworzenia smart kontraktów (np. cardano, polkadot). Inwestowanie w altcoiny może być atrakcyjną strategią dywersyfikacji portfela, ale równocześnie niesie ze sobą dodatkowe ryzyko. Przed zakupem altcoinów warto zgłębić ich fundamenty, zrozumieć technologię stojącą za danym projektem, oraz monitorować aktualności dotyczące danej kryptowaluty. Warto również pamiętać, że rynek altcoinów może być bardziej podatny na wahania cenowe niż rynek Bitcoinów. Dlatego przed zainwestowaniem należy dokładnie przemyśleć strategię, uwzględniającą zarówno potencjalne korzyści, jak i ryzyko związane z tymi młodszymi graczami na rynku kryptowalut. NFT Rynkowi tokenów i kryptowalut towarzyszy branża NFT (to z kolei skrót od Non-Fungible Token). To cyfrowe aktywa, które reprezentują unikalny, niepodzielny przedmiot, dzieło sztuki lub nieruchomość (np. prawa do domu). Są, tak samo jak kryptowaluty i tokeny, zapisane na blockchainie. Są wykorzystywane głównie do reprezentowania własności cyfrowych aktywów, takich jak: cyfrowe dzieła sztuki, gadżety w grach komputerowych, prawa do utworów muzycznych, wirtualne nieruchomości czy inne aktywa. Każdy NFT to tak naprawdę dowód własności jakiegoś waloru, który jest przechowywany na blockchainie, co gwarantuje autentyczność owego prawa i niepodzielną własność. Niektóre NFT są też cyfrowymi kartami członkowskimi elitarnych klubów. Przykładem może być Bored Ape Yacht Club. Posiadacze tych NFT otrzymywali grafikę tytułowej kreskówkowej małpy, ale też stawali się członkami klubu VIP-ów. Do dziś emitenci NFT z tej kolekcji organizują imprezy dla właścicieli NFT. NFT zdobyły ponadto popularność w świecie sztuki, rozrywki i technologii, ale ich rynek jest nadal stosunkowo nowy i dynamiczny, co wiąże się z pewnymi ryzykami i wyzwaniami. Należy o tym pamiętać, gdy inwestuje się w takie aktywa. ICO Kolejnym elementem rynku kryptowalut i możliwości inwestowania na nim są ICO (Initial Coin Offering). To forma crowdfoundingu używana w świecie kryptowalut, podczas której nowy projekt związany z blockchainem zbiera środki na swój start lub rozwój. W skrócie, jest to sposób pozyskiwania kapitału poprzez sprzedaż nowych jednostek danego tokena w zamian za istniejące kryptowaluty, takie jak bitcoin czy ether. Proces ICO jest podobny do oferty publicznej (IPO), czyli modelu emisji akcji, ale różni się tym, że inwestorzy otrzymują nowe tokeny zamiast faktycznych udziałów w firmie. By zachęcić inwestorów do wyłożenia kapitału, zespół, który stoi za projektem publikuje whitepaper, czyli szczegółowy dokument opisujący cele inicjatywy, mechanizm działania tokena, itp. Następnie inwestorzy, zainteresowani rozwojem projektu, kupują nowe tokeny w czasie trwania ICO, wpłacając za to najczęściej BTC lub ETH. Należy jednak zauważyć, że ICO wiąże się z pewnymi ryzykami. Rynek ten nie jest uregulowany, a co za tym idzie, nie zapewnia inwestorom ochrony ze strony stosownych urzędów. Ponadto, niektóre projekty ICO mogą być w praktyce scamami – mogą chcieć wyłudzić środki od inwestorów i w praktyce potem nie zrealizować swoich celów. W związku z tym, inwestowanie w ICO wymaga dużego zrozumienia projektu oraz ryzyka i starannej analizy przed zainwestowaniem środków. Od czasu pojawienia się ICO pojawiło się także inne formy pozyskiwania kapitału na rynku kryptowalut, takie jak Security Token Offering (STO) czy Initial Exchange Offering (IEO). STO to metoda pozyskiwania kapitału, podobna do ICO, ale tokeny oferowane w jej ramach są bliższe akcjom - reprezentują prawo do udziału w zyskach firmy. IEO Jest to forma środków przez giełdy, w której tokeny są oferowane bezpośrednio na platformie giełdowej, która działa jako pośrednik, zapewniając platformę i zatwierdzając projekty przed przeprowadzeniem oferty. W praktyce giełda zapewnia większe bezpieczeństwo inwestorom, ponieważ proces jest bardziej scentralizowany. Jak nie dać się oszustom? Wraz z rosnącą popularnością kryptowalut, niestety, wzrasta również liczba oszustw. Aby uniknąć pułapek, jakie zastawiają na nas przestępców, ważne jest stosowanie się do kilku kluczowych zasad i poznanie ich cynicznych taktyk. Po pierwsze, bądź ostrożny, gdy ktoś na rynku obiecuje się szybkie, duże i pewne zyski. Oszuści często obiecują to wszystko, by przyciągnąć naiwnych inwestorów. W ostatnim czasie szczególnie popularna jest metoda na tzw. „ubój świń”. Skąd ta nazwa. Otóż przestępcy najpierw odzywają się do swojej przyszłej ofiary za pomocą portali randkowych (tak, wykorzystują osoby, które czują się samotne i szukają przez sieć drugiej połówki) lub po prostu social mediów. Za pomocą różnych socjotechnik zyskują je zaufanie i oferują pomoc w inwestowaniu. Namawiają potem do przelania pieniędzy na wskazaną przez nich platformę do handlu kryptowalutami. Co ciekawe, pozwalają pozwalają im zarobić – pokazują tym samym, że inwestowanie w kryptowaluty jest opłacalne. Gdy jednak ofiara przeleje większą kwotę, znikają bez śladu. Nazwa tego scamu bierze się więc z tego, że przestępcy najpierw „tuczą” swoją ofiarę, a potem dokonują „uboju”. Z powyższym punktem łączy się kolejna porada: należy unikać nieznanych i podejrzanych platform handlowych i wybierać tylko renomowane giełdy kryptowalut, cieszące się dobrą opinią społeczności. Przed dokonaniem transakcji zawsze warto sprawdzić, czy dana platforma jest regulowana i licencjonowana oraz to, co piszą o niej użytkownicy w social mediach. Kolejnym problemem mogą okazać się fałszywe ICO (Initial Coin Offering). Chodzi o odpowiednik emisji akcji z rynku papierów wartościowych. Projekty, by zdobyć finansowanie na swój rozwój sprzedają swoje tokeny w zamian za BTC lub ETH. Jeżeli trafimy na uczciwą inicjatywę, możemy dzięki temu sporo zarobić. Tyle że i na tym rynku występują scamy - projektów, które obiecują duże zyski, ale nie przedstawiają rzeczywistej wartości, od początku zaprojektowane tak, by tylko wyciągnąć kapitał od inwestorów i niczego nie dać w zamian. Jak nie dać się im oszukać? Warto sprawdzać ich dokumenty (whitepaper), przyjrzeć bliżej zespołom, które za nimi stoją i zastanowić się, czy dany projekt w ogóle może mieć jakieś realne zastosowanie. Może najważniejszą radą jest ta: nigdy nie należy udostępniać swoich prywatnych kluczy. Nie ważne, jaka platforma pyta nas o tę informację – posiadaczem kryptowaluty jest ta osoba, która ma klucz prywatny. Podając więc komuś takie dane, narażamy się na utratę środków. Przejdźmy teraz do tego, jak kupić btc i jak kupić eth? Jak kupić BTC i jak kupić ETH? Na samym końcu pozostaje nam faktyczna inwestycja. Jak kupić BTC i jak kupić ETH? To proste! Musimy tylko wybrać właściwą giełdę. By tego dokonać, poczytajmy opinie o danej platformie. Sprawdźmy, czy jest wiarygodnym miejscem, na którym należy dokonać zakupu i jakie zabezpieczenia przed hakerami oferuje. Na samym końcu pozostaje nam rejestracja na giełdzie, przejście na niej weryfikacji AML i KYC i rozpoczęcia handlu! Podsumowanie Inwestowanie w kryptowaluty to świetny pomysł na pomnożenie naszych oszczędności. To zwłaszcza ważne w dobie wysokiej inflacji, czyli obecnie. Zrozumienie fundamentalnych zasad, śledzenie bieżących informacji rynkowych oraz bezpieczne praktyki inwestycyjne są kluczowe dla osiągnięcia sukcesu. Należy też pamiętać o swojej edukacji, zastosuj odpowiednie środki bezpieczeństwa i być  gotowym na zmienne warunki rynkowe. « powrót do artykułu
  9. Mały Obłok Magellana to niewielka galaktyka satelitarna Drogi Mlecznej położona od nas w odległości około 200 000 lat świetlnych. To jeden z najbliższych satelitów naszej galaktyki i jeden z najodleglejszych obiektów widocznych gołym okiem. Dobrze widoczna z Półkuli Południowej znana jest ludziom od czasów prehistorycznych. W średniowieczu była po raz pierwszy obserwowana przez europejskich marynarzy. Mały Obłok Magellana od dawna uznawany jest za niewielką galaktykę. Jednak autorzy najnowszych badań twierdzą, że to, co ludzkość obserwuje od tysiącleci to dwie galaktyki. Claire E. Murray ze Space Telescope Institute i jej zespół opublikowali artykuł w którym, na podstawie ruchu chmur gazu i nowo powstałych w nich gwiazd, doszli do wniosku, że widoczna na niebie struktura to dwie galaktyki odległe od siebie o tysiące lat świetlnych. Z ziemskiego punktu widzenia ustawione są jedna za drugą. Oba Obłoki Magellana – Wielki i Mały – to satelity naszej galaktyki i w przyszłości przejdą przez Drogę Mleczną. Wielki Obłok Magellana był dotychczas znacznie częściej badany. Tym bardziej, że badania Małego Obłoku są dość trudne. Już wcześniej sugerowano, że może się on składać z wielu części, jednak wpływ grawitacyjny Drogi Mlecznej i Wielkiego Obłoku Magellana, co znacząco wpływa na nieregularny kształt Małego Obłoku, utrudniają dojście do prawdy. Murray wraz z kolegami przyjrzeli się danym dotyczącym chmur wodoru uzyskanym z Australian Square Kilometre Array Pathfinder i porównali je z lokalizacją i prędkościami tysięcy gwiazd młodszych niż 10 milionów lat, o których dane zebrali z teleskopu Gaia. Założyli, że tak młode gwiazdy będą wciąż poruszały się wraz z chmurą gazu, z której powstały. W ten sposób zidentyfikowali dwie chmury o różnym składzie, w których tworzą się gwiazdy. Na podstawie dostępnych danych stwierdzili, że regiony te odległe są od siebie o 16 000 lat świetlnych. Badania te to najsilniejszy jak dotychczas dowód na to, że Mały Obłok Magellana to w rzeczywistości dwie galaktyki. Jeśli kolejne badania to potwierdzą, staniemy przed koniecznością wybrania nazwy dla nowo odkrytej galaktyki. A to może stać się pretekstem do... usunięcia Magellana z mapy nieba. Przed kilkoma miesiącami w piśmie Physics ukazał się bowiem artykuł, którego autorka, Mia de los Reyes z Amherst College, donosiła o utworzeniu się koalicji astronomów, wzywających do zmiany nazwy dwóch najjaśniejszych galaktyk satelitarnych Drogi Mlecznej, oraz innych astronomicznych obiektów i infrastruktury badawczej noszących imię portugalskiego odkrywcy, który mordował i niewolił rdzennych mieszkańców. « powrót do artykułu
  10. Kobiety stanowią obecnie większość osób otrzymujących doktorat z nauk biologicznych. Jednak z przeprowadzonych przed 2 laty badań, których autorzy przeanalizowali 2 miliony prac naukowych wynika, że są one znacznie rzadziej cytowane w pracach publikowanych w prestiżowych pismach medycznych. Uczeni z Chin, Kanady i USA postanowili dowiedzieć się, dlaczego tak się dzieje. Przeanalizowali więc artykuły naukowe opublikowane w latach 2002–2017 w pismach z dziedziny nauk biologicznych i podzielili je ze względu na płeć ich głównych autorów (ich nazwiska wymieniane są na pierwszym i ostatnim miejscu prac). Następnie sprawdzali, jak artykuły te były cytowane w kolejnych pracach. Analiza dała zaskakujące wyniki. Okazało się, że cytowania zależą od płci głównych autorów artykułu. W artykułach autorstwa mężczyzn częściej cytowani są mężczyźni, a w artykułach autorstwa kobiet częściej cytuje się kobiety. Tendencja ta jest słabiej zarysowana wśród młodszych naukowców. Jednak większość nierównowagi w cytowaniach wynika z faktu, że niektóre dziedziny nauk biologicznych są zdominowane przez jedną płeć. Kolejnym czynnikiem była tendencja zgodnie z którą naukowcy mają bardziej rozbudowaną sieć profesjonalnych kontaktów wśród osób własnej płci. Autorzy badań, Sifan Zhou z Uniwersytetu w Xiamen, Sen Chai z McGill University oraz Richard B. Freeman z Uniwersytetu Harvarda, sprawdzili też, jak cytowane są prace, w których nie wymieniono imienia autora, zatem nie można było poznać, jakiej jet on płci. Okazało się, że nadal istniała nierównowaga w cytowaniach. Była mniejsza, ale wciąż widoczna. Uczeni przypuszczają, że jest to spowodowane właśnie bardziej rozbudowaną siecią profesjonalnych kontaktów wśród osób własnej płci. W ramach obecnie stosowanych strategii, mających na celu zwiększenie liczby kobiet zajmujących się nauką, mentorami rozpoczynających karierę naukową kobiet zostają inne kobiety. Tymczasem, jak wskazują powyższe badania, to błąd, gdyż strategia taka tylko zwiększa tendencję do budowania profesjonalnych kontaktów w oparciu o własną płeć. Zdaniem Zhou, Chaia i Freemana, należy losowo przypisywać mentorów młodym naukowcom i losowo rozdzielać miejsca np. na konferencjach naukowych. Sztuczne podziały ze względu na płeć mogą bowiem pogłębiać problemy. « powrót do artykułu
  11. Niech nowy rok będzie lepszy od mijającego. Wspaniałej zabawy sylwestrowej. Ania, Jacek, Mariusz « powrót do artykułu
  12. Scytowie przez 1000 lat wywierali wpływ na losy Azji Środkowej i Europy Wschodniej. Wspomina o nich Biblia, Asyryjczycy i „ojciec historii” Herodot, walczyli z Grekami, Persami, Aleksandrem Wielkim, ludami mieszkającymi między Wisłą a Odrą, Rzymianami, przekroczyli Kaukaz, podbili Syrię, zagrozili Egiptowi. Jednym z najważniejszych materiałów, jakich używali, była skóra. Wytwarzali z niej ubrania, buty, uprzęż końską czy kołczany. Naukowcy postanowili więc dowiedzieć się, skóry jakich zwierząt były wykorzystywane przez słynnych koczowników. Uczeni przeanalizowali 45 próbek skóry i 2 obiekty wykonane z futra, które w przeszłości wydobyto z 18 scytyjskich pochówków znajdujących się na 14 stanowiskach archeologicznych na południu Ukrainy. Okazało się, że Scytowie przede wszystkim używali skór zwierząt udomowionych, jak owce, kozy, krowy i konie. Natomiast futra pochodziły z dziko żyjących lisów, wiewiórek i kotowatych. Największym zaskoczeniem było jednak zidentyfikowanie dwóch próbek ludzkiej skóry. Ich badania dostarczyły więc pierwszego fizycznego dowodu, że Herodot nie mylił się pisząc, iż Scytowie używali też ludzkiej skóry, by wyrabiać z niej trofea, jak pokrywy kołczanów. W księdze IV „Dziejów” (Czytelnik, Warszawa 2005, tłum. Seweryn Hammer) Herodot tak opisał ten zwyczaj: Skoro Scyta powali pierwszego przeciwnika, pije jego krew, głowy zaś tych wszystkich, których w bitwie uśmierci, odnosi królowi: jeżeli bowiem zaniesie głowę, ma udział w uzyskanej przez nich zdobyczy, w przeciwnym razie nic nie dostaje. A odziera ją ze skóry w taki sposób: Nacina skórę dokoła uszów, potem chwyta głowę za włosy i wytrząsa ją; dalej zeskrobuje ze skóry mięso żebrem wołowym i garbuje ją w ręku; a skoro ją zmiękczy, posługuje się nią jak ręcznikiem, zawiesza ją u uzdy konia, na którym jeździ, i jest z tego dumny. Kto bowiem ma najwięcej takich ręczników, ten uchodzi za najdzielniejszego. Wielu z nich sporządza też ze zdartych skór szaty do wdziewania, zszywając je jak kożuchy pasterskie. Wielu również z prawej ręki trupów swych wrogów ściąga skórę wraz z paznokciami i sporządza z niej nakrywkę kołczanu. Bo skóra ludzka jest mocna i błyszcząca, i przewyższa lśniącą białością prawie wszystkie inne skóry. Niejeden nawet z całego człowieka zdziera skórę, po czym napina ją na drewno i konno obwozi. To więc jest u nich w zwyczaju. Najwięcej próbek to skóra owiec i kóz, zwierząt, które Scytowie hodowali. Scytowie mogli używać takiej skóry zarówno ze względu na jej dostępność, jak i właściwości. Skóra kóz jest bardzo miękka, ale jednocześnie niezwykle wytrzymała, elastyczna i wodoodporna. Skóra owiec jest miękka, gładka i lekka, świetnie nadawała się na buty i kołczany. Z kolei krowia skóra jest gruba i wytrzymała, a końską charakteryzuje jeszcze większa wytrzymałość. Wszystkie wymienione zwierzęta były łatwo dostępne, gdyż Scytowie je hodowali. Wiemy to zarówno z przedstawień w sztuce Scytów, jak i dzięki kościom znalezionym w kurhanach czy scytyjskich osadach. Sporo informacji przynoszą badania kołczanów. Poszczególne ich części muszą charakteryzować się różnymi właściwościami, więc były wytwarzane z różnych skór. Ponadto ich badania pokazują, jakie zwierzęta były dostępne w czasie produkcji kołczanu. I to właśnie w kołczanach znaleziono ludzką skórę. Jednak nie we wszystkich. Na przykład kołczan z pochówku w miejscowości Wodosławka został wykonany ze skóry kozy, owcy i niezidentyfikowanego gatunku bydła. Ale już ten z Bułhakowa wykonany został ze skóry kozy, a jeden z jego górnych elementów – z ludzkiej skóry. Drugą próbkę ludzkiej skóry znaleziono w kołczanie z Ilinki, w którym połączono skórę człowieka, kozy, konia i krowy. Z kolei w kołczanie z Orichowe górny element wykonano z połączenia skóry zwierzęcia mięsożernego ze skórą kozy, owcy i krowy. Jak się wydaje, nie istniał żaden wzorzec odnośnie gatunków skóry używanej do wykonania różnych części kołczanu. To sugeruje, że ich produkcja nie była ustandaryzowana. Jednocześnie okazuje się, że bardziej niezwykłe rodzaje skóry – ludzka i zwierzęcia mięsożernego – zostały użyte w górnych częściach kołczanu. To może wskazywać, że każdy łucznik robił kołczan z materiałów, które w danej chwili miał do dyspozycji, czytamy w artykule. Wyniki naszych badań pozwalają lepiej poznać gospodarkę Scytów i sposób wykorzystania przez nich zwierząt. Były one używane nie tylko jako źródło żywności, ścięgien, zwierzęta pociągowe czy transportowe, ale również dostarczały skór. Zidentyfikowaliśmy też dwa kołczany wyprodukowane częściowo z ludzkiej skóry. To potwierdza słowa Herodota mówiącego, że niektóre elementy kołczanów Scytowie robili ze skóry ludzi, prawdopodobnie ze skóry pokonanych wrogów, dodają autorzy badań. « powrót do artykułu
  13. Neutrina to cząstki subatomowe, których liczba we wszechświecie jest o miliard razy większa niż liczba elektronów, protonów i neutronów. Neutrino mogłoby przelecieć przez warstwę ołowiu grubości 1 roku świetlnego nie zderzając się po drodze z żadną inną cząstką. I właśnie przez to, że neutrina tak słabo wchodzą w interakcje z materią, niewiele o nich wiemy, gdyż trudno je badać. Jednak bardzo interesują one naukowców, gdyż są tak powszechne, że mają wpływ na kształt wszechświata. Badacze w Uniwersytetu Harvarda i University of Liverpool stwierdzili właśnie, że do 2030 roku powinniśmy poznać stosunek mas wszystkich trzech zapachów (typów) neutrin. W artykule opublikowanym na łamach Physical Review X C. A. Argüelles, P. Fernández, I. Martínez-Soler i M. Jin opisują swoje analizy dotyczące czułości obecnych i przyszłych eksperymentów, w ramach których naukowcy wykorzystują wodę lub lód oraz promieniowanie Czerenkowa do badania neutrin. Istnieją trzy zapachy neutrin: elektronowe, mionowe i taonowe. Mogą powstawać w wyniku różnych wydarzeń, na przykład podczas wybuchu supernowych i naukowcy sądzą, że zapach neutrina decyduje się w momencie jego powstania. Jednak wiemy, że cząstki te mogą zmieniać swój zapach. Naukowcy badają neutrina powstające w akceleratorach cząstek, obserwują te, które powstają w wyniku kolizji promieniowania kosmicznego z atomami w ziemskiej atmosferze. Obserwacje takie prowadzi się zwykle z zbiornikach wodnych lub w lodzie, w których umieszcza się fotodetektory rejestrujące rozbłyski światła, do jakich dochodzi podczas rzadkich kolizji neutrin z atomami w zbiorniku. I to właśnie na tej metodzie badawczej skupili się autorzy najnowszej analizy. Stwierdzili oni, biorąc pod uwagę obecną czułość tego typu eksperymentów oraz perspektywy ich rozwoju na przyszłość, że w ciągu najbliższych sześciu lat poznamy masy wszystkich rodzajów neutrin. « powrót do artykułu
  14. Firma Firefly Green Fuels stworzyła paliwo lotnicze z... ludzkich odchodów. Ścieki zostały zamienione w naftę. Niezależne badania wykazały, że uzyskane paliwo jest niemal identyczne ze standardowym paliwem produkowanym z kopalin. Firma we współpracy ze specjalistami z Cranfield University prześledziła cały cykl życia nowego paliwa i stwierdziła, że ma ono o 90 procent niższy ślad węglowy niż standardowe paliwo. Ruch lotniczy odpowiada za nieco ponad 2% emisji dwutlenku węgla, a jego udział w emisji szybko rośnie. James Hygate, prezes Firefly Green Fuels, od około 20 lat pracuje nad alternatywnymi paliwami. Obecnie jego firma głównie sprzedaje wyposażenie potrzebne do produkcji biopaliw z rzepaku. W ostatnich latach we współpracy z doktorem Sergio Limą z Imperial College London rozpoczęli prace nad zamianą ścieków w paliwo. Ścieki są podgrzewane, a ulatujące z nich gazy są destylowane przy precyzyjnie określonej temperaturze. Destylat to właśnie wspomniane paliwo. Zostało ono przetestowane przez Niemiecką Agencję Kosmiczną (DLR) we współpracy z Washington University. Badania wykazały, że jest ono niemal identyczne z tradycyjnym paliwem Jet A1. Dodatkowe testy będą prowadzone przez UK SAF (Sustainable Aviation Fuels) na University of Sheffield. Brytyjski Departament Transportu przyznał 2 miliony funtów na dalszy rozwój paliwa. Oczywiście miną lata zanim na rynku pojawi się prawdziwa alternatywa dla paliwa lotniczego. Jak mówi Hygate, z odchodów wytwarzanych przez człowieka w ciągu całego roku można wytworzyć zaledwie 4–5 litrów nowego paliwa. Zatem pojedynczy lot z Londynu do Nowego Jorku wymagałby ścieków produkowanych przez 10 000 osób przez cały rok. To na przykład oznacza, że wszystkie ścieki z terenu Wielkiej Brytanii wystarczą do wyprodukowania zaledwie 5% zużywanego rocznie paliwa. Obecnie jedynie 0,1% paliwa lotniczego to paliwo „ekologiczne”, zatem takie, które w całym swoim cyklu życia emitują mniej węgla niż paliwa kopalne. Na razie firma Firefly Green Fuels szuka funduszy na budowę demonstracyjnego zakładu wytwarzającego paliwo lotnicze ze ścieków. « powrót do artykułu
  15. Naukowcy z Mayo Clinic opisali, w jaki sposób wirus odry zmutował i skolonizował mózg osoby, która w końcu zmarła na rzadko występujące podostre stwardniające zapalenie mózgu. Naukowcy ostrzegają, że w związku ze spadającą liczbą szczepień przeciwko odrze możemy mieć w najbliższych latach do czynienia ze wzrostem liczby przypadków tej choroby. Specjaliści z Mayo wykorzystali najnowsze narzędzia do sekwencjowania genomu i zrekonstruowali sposób, w jaki wirus skolonizował mózg. Wykazali przy tym, że nabył on w wyniku mutacji cech, które pozwoliły mu rozprzestrzenić się z kory czołowej na cały organ. Nasze badania dostarczają przekonujących dowodów, pokazujących jak wirusowe RNA mutowało i zajęło cały organ. W tym przypadku mózg, mówi wirusolog, doktor Roberto Cattaneo. Badania te pomogą lepiej zrozumieć, jak inne wirusy są w stanie przetrwać w organizmie i zaadaptować się do ludzkiego mózgu. A to z kolei może nam pomóc w opracowaniu przyszłych generacji leków antywirusowych, dodaje uczony. Doktor Cattaneo jest jednym z pionierów badań nad rozprzestrzenianiem się wirusa odry w organizmie. Pracuje nad tym zagadnieniem od niemal 40 lat. Od dawna interesuje go też podostre stwardniające zapalenie mózgu (SSPE), choroba, która dotyka około 1 na 10 000 osób, które zraziły się odrą. Pomiędzy początkiem infekcji a rozprzestrzenieniem się wirusa w mózgu może minąć nawet 10 lat. W tym czasie rozwija się postępująca choroba neurologiczna, której objawami są m.in. utrata pamięci, napady drgawek czy paraliż. Uczony przez lata badał SSPE, aż choroba niemal zniknęła, gdyż ludzie masowo szczepili się na odrę. Jednak z czasem coraz więcej osób odmawiało szczepień. Sytuacja dramatycznie pogorszyła się podczas pandemii COVID-19. Wiele dzieci nie zostało zaszczepionych. O ile w latach 2000–2019 odsetek osób, które otrzymały pierwszą dawkę szczepionki na odrę zwiększył się z 72 do 86 procent, to w roku 2021 spadł do 81%, a w roku 2022 wzrósł do 83%. W efekcie w latach 2021–2022 liczba przypadków odry na całym świecie wzrosła o 18%, a liczba zgonów wzrosła o 43% (z 95 000 do 136 200). Trzeba pamiętać, że wirus odry jest jednym z najbardziej zaraźliwych wirusów atakujących człowieka. Jeden chory może zarazić nawet 18 innych osób. Sądzimy, że wzrośnie liczba przypadków SSPE. To smutne, gdyż tej straszliwej choroby można uniknąć szczepiąc się. Możemy teraz jednak badać SSPE za pomocą nowoczesnych metod sekwencjonowania genomu i więcej się o niej dowiedzieć, dodaje współautorka badań doktorantka Iris Yousaf. Wraz z Cattaneo miała ona okazję zbadać mózg osoby, która zaraziła się odrą jako dziecko i zmarła lata później, jako osoba dorosła, na SSPE. Naukowcy pobrali 15 próbek z różnych części mózgu i przeprowadzili sekwencjowanie znalezionego tam wirusa. To pozwoliło na opisanie jego mutacji i drogi rozprzestrzeniania się. Dowiedzieli się, że po przedostaniu się do mózgu wirus zaczął się zmieniać w sposób szkodliwy dla chorego. Jego genom ulegał replikacji, a w czasie tego procesu zachodziły niewielkie mutacje. Postała cała populacja różnych genomów. Dwa z nich miały zestaw cech, które umożliwiły wirusowi rozprzestrzenienie się z pierwotnej lokalizacji – kory czołowej – i skolonizowanie całego mózgu, mówi Cattaneo. W następnym etapie badań naukowcy spróbują lepiej zrozumieć sposób, w jaki poszczególne mutacje umożliwiły wirusowi zajęcie całego mózgu. Badania te mogą doprowadzić do opracowania sposobów leczenia SSPE. Jednak leczenie takie w zaawansowanych stadiach choroby jest bardzo trudne. Najlepszym sposobem na uchronienie się przed SSPE jest szczepienie przeciwko odrze. « powrót do artykułu
  16. Renifery potrafią jednocześnie przeżuwać i spać. Dzięki temu latem mogą wydłużyć czas, w którym się pożywiają i nabierają tłuszczu niezbędnego do przetrwania długiej arktycznej zimy. Odkrycie, dokonane przez naukowców ze Szwajcarii i Norwegii, pozwoliło na opisanie kolejnej interesującej strategii, jaką wyewoluowały zwierzęta, by przetrwać zmiany związane ze zmianami pór roku. Uczeni badali za pomocą elektroencefalografu aktywność mózgu renifera europejskiego. Badania przeprowadzono podczas równonocy jesiennej, przesilenia letniego i przesilenia zimowego. Zauważyli, że podczas przeżuwania w mózgu zwierzęcia zachodzą procesy charakterystyczne dla snu wolnofalowego (głębokiego). Renifer nie zawsze ma wówczas zamknięte oczy, jednak zmienia się też jego zachowanie. Stoi lub leży spokojnie, mniej reaguje na dźwięki wydawane przez inne renifery. Im dłużej zwierzęta przeżuwały, tym zmniejszało się ich zapotrzebowanie na sen, co potwierdza, że śpią w czasie pożywiania się. Gdy zaś naukowcy im przeszkadzali we śnie, czy to hałasując, kusząc świeżą żywnością czy je trącając, zapotrzebowanie na sen rosło. To potwierdza, że zaobserwowana aktywność fal mózgowych rzeczywiście oznacza, że zwierzęta śpią podczas jedzenia. Naukowcy uważają, że to zachowanie, które pozwoliło dostosować się do arktycznych warunków. Latem, gdy wokół jest dużo pożywienia, umiejętność spania podczas jedzenia pozwala na zmaksymalizowanie czasu pożywiania się i tworzenia zapasów tłuszczu, dzięki którym można przetrwać zimę, gdy pożywienia w Arktyce jest bardzo mało. Badaczy zaskoczył fakt, że u reniferów długość snu w czasie roku się nie zmieniała. Spodziewali się, że zwierzęta śpią mniej latem, a więcej zimą, gdy są mniej aktywne i muszą oszczędzać energię. To bardzo interesujące spostrzeżenie, bo wiemy, że istnieją gatunki zwierząt, które w reakcji na warunki środowiskowe zmieniają dobową długość snu. U reniferów do takiej zmiany nie dochodzi. To pokazuje, jak ważny i precyzyjnie regulowany jest sen u tego gatunku, stwierdza główna autorka badań, Melanie Furrer z Uniwersytetu w Zurichu. « powrót do artykułu
  17. Około 6500 lat temu na terenie dzisiejszej Ukrainy i Mołdawii pojawiła się kultura Cucuteni-Trypole. Jej przedstawiciele zakładali olbrzymie osady, w których mieszkały tysiące osób. Największa ze znanych nam osad miała co najmniej 15 000 mieszkańców, była największą miejscowością na świecie. Tak olbrzymia liczba ludności wymagała odpowiedniego zaopatrzenia w żywność. Dopiero teraz badania prowadzone przez uczonych z Uniwersytetu Chrystiana Albrechta w Kilonii dały odpowiedź na to, co jedli mieszkańcy megaosad. Okazało się, że ich gospodarka była oparta o starannie zaplanowaną uprawę ziemi i hodowlę zwierząt. Osady Cucuteni-Trypole miały po kilka kilometrów kwadratowych powierzchni. Były bardzo szczegółowo zaplanowane. Wykopaliska pokazują jasno podzieloną strukturę, z budynkami, w których odbywały się spotkania sąsiadów razem pracujących, żyjących i podejmujących wspólne decyzje. Rozmiary osad i liczba ludności wskazują, że codzienne życie musiało być podobne do życia w późniejszych miastach, których mieszkańcy byli głównie rolnikami. Zespół profesora Johannes Müllera chciał się jednak dowiedzieć, w jaki sposób ludzie zapewniali sobie niezbędne składniki odżywcze. Odpowiedź zdobyli dzięki analizie kości ludzkich i zwierzęcych oraz pomiarom izotopów węgla i azotu w ziarnach zbóż i roślin strączkowych z różnych stanowisk Cucuteni-Trypole. Doszliśmy do wniosku, że na ogrodzonych pastwiskach trzymano było i owce. A odchody zwierząt były wykorzystywane do intensywnego nawożenia pól, na których uprawiano przede wszystkim rośliny strączkowe, mówi Frank Schlütz. Głównymi składnikami diety były strączki i zboża, a dzięki roślinom strączkowym ludzie dostarczali sobie wszystkie niezbędne aminokwasy. Pozostałości z uprawy roślin służyły prawdopodobnie jako dodatkowa karma dla zwierząt. Dzięki temu mieszkańcy mega osiedli niemal w ogóle nie jedli mięsa, nie musieli więc zajmować się – wymagającą dużo pracy i zasobów – hodowlą zwierząt na mięso. Dzięki odpowiedniej gospodarce zapewniali więc sobie odpowiednie wyżywienie, oszczędzając przy tym siły, czas i zasoby. Mięso dostarczało im nie więcej niż 10% kalorii i mogło być spożywane głównie podczas wspólnych uroczystości, pełniąc ważną rolę społeczną, pomagając zacieśniać więzy między mieszkańcami. Kultura Cucuteni-Trypole przetrwała niemal 3000 lat. Prawdopodobną przyczyną jej upadku było pojawienie się różnic społecznych, zanik lokalnych wspólnot i scentralizowanie procesu decyzyjnego, co doprowadziło do rozpadu społeczności i zaniku wielkich osad w wyniku emigracji. « powrót do artykułu
  18. Udało się zidentyfikować cały zestaw czynników ryzyka prowadzących do wczesnego rozwoju demencji. Odkrycie oznacza, że genetyka nie jest jedynym elementem ryzyka wczesnego pojawienia się tej choroby. A skoro tak, możliwe będzie opracowanie strategii zmniejszającej ryzyko. To tym ważniejsze, że robi się niewiele badań nad wczesną demencją, a tymczasem dotyka ona około 370 000 osób rocznie. Naukowcy z University of Exeter i Maastricht University przyjrzeli się 350 000 osobom poniżej 65. roku życia, których dane zawarte są w UK Biobank. Ocenili szereg czynników ryzyka, od genetycznych, poprzez środowiskowe po styl życia. Okazało się, że do wczesnego rozwoju demencji w znacznym stopniu przyczyniają się niższy poziom wykształcenia, niższy status społeczny i ekonomiczny, mniejsza różnorodność genetyczna, nadużywanie alkoholu, izolacja społeczne oraz problemy zdrowotne, jak na przykład niedobór witaminy D, depresja, udar, problemy ze słuchem oraz choroby serca. To przełomowe badania, które pokazują, jak ważne są współpraca międzynarodowa i wielkie zestawy danych. Dzięki nim możemy zrozumieć przyczyny rozwoju demencji. Wciąż mamy wiele do zrobienia na polu bardziej precyzyjnego zapobiegania, identyfikowania i leczenia demencji. To największe i najbardziej solidne badania na ten temat. I co najważniejsze, po raz pierwszy wynika z nich, że możliwe jest podjęcie działań na rzecz zapobieżenia pojawieniu się tej choroby, mówi profesor Daiv Llewellyn z Exeter. A doktor Stevie Hendriks z Maastricht przypomina, że wcześnie pojawiająca się demencja ma olbrzymi wpływ na chorego i otoczenie, gdyż chory wciąż pracuje, ma dzieci i prowadzi aktywne życie. Zawsze uważano, że wczesny rozwój choroby ma podłoże genetyczne, jednak w przypadku wielu osób nie wiedziano co jest przyczyny. Dlatego chcieliśmy sprawdzić inne czynniki ryzyka. « powrót do artykułu
  19. Wszystkiego dobrego z okazji Świąt Bożego Narodzenia. Radości, spokoju, rodziny i przyjaciół w otoczeniu, zdrowia i pomyślności. Ania, Jacek i Mariusz « powrót do artykułu
  20. Na aukcji zorganizowanej przez firmę Hansons Auctioneers w Oxfordshire sprzedano „najbardziej skromną choinkę na świecie”. A właściwie jej historię. Skromnie wyglądające drzewko ma prawdopodobnie 103 lata. Sztuczna choinka wysokości 79 centymetrów ma 25 gałęzi, zdobi ją 12 jagód i 6 podstawek pod świeczki. Szacowano, że sprzeda się za 60–80 funtów, jednak jej niezwykła historia wywołała zainteresowanie na całym świecie. W efekcie wylicytowano ją za 2600 funtów, co oznacza, że kupujący zapłaci w sumie 3411 GBP. Taka choinka była dziecięcym marzeniem Dorothy Grant. I marzenie się spełniło. Trafiła do jej domu w Loughborough w 1920 roku, gdy Dorothy miała 8 lat. Kobieta zmarła w styczniu 2014 roku, w wieku 101 lat. Choinkę zachowała przez całe życie i ubierała ją w każde święta. W latach bezpośrednio po I wojnie światowej święta były skromne i na choince pojawiała się jedynie wata imitująca śnieg. Po jej śmierci choinkę odziedziczyła jej córka, 84-letnia Shirley Hall, która mieszka w pobliżu Loughborough. Charles Hanson, właściciel domu aukcyjnego, mówi: Dorothy kochała to drzewko. Przez dekady było ono stałym elementem świąt. Pouczające dla nas powinno być, że ciągle sprawiało jej ono radość. Przypomina nam to, że ekstrawagancja i nadmiar wszystkiego nie są czymś, co jest potrzebne, by poczuć ducha Bożego Narodzenia. Dorothy wystarczało, że miała do drzewko. Skromne pokolenia z przeszłości, które nie marnowały i nie pożądały tak rzeczy, jak obecnie, uczą nas ważnej lekcji. Wiemy, że drzewko zostało kupione w 1920 roku, prawdopodobnie w Londynie. Przypomina ono pierwsze masowo produkowane sztucznej choinki sprzedawane w sieci Woolworths. Jednak czerwona farba, którą zastosowano u podstawy jest inna, niż znane przykłady zachowanych drzewek z Woolworths. Dlatego też specjaliści spekulują, że drzewko mogło zostać wyprodukowane na zamówienie jakiegoś drogiego domu towarowego z Londynu. Drzewko jest też pamiątką po latach 20. XX wieku. To pozostałość po dekadzie boomu i upadku. Pomimo zniszczeń I wojny światowej i epidemii hiszpanki, odrodził się optymizm. Szalone lata dwudzieste to dekada wzrostu gospodarczego, znacznych postępów w nauce i technologii. Jednak zakończyła się ona krachem na Wall Street i wielkim kryzysem, dodaje Hanson. « powrót do artykułu
  21. W przyszłym roku Stany Zjednoczone spróbują pierwszego od 1972 roku lądowania na Księżycu. Jeśli się uda, będziemy świadkami historycznego wydarzenia – po raz pierwszy w historii na powierzchni innego niż Ziemia ciała niebieskiego wyląduje pojazd prywatnej firmy. Start misji, które odbywają się ramach prowadzonego przez NASA programu Commercial Lunar Payload Services (CLPS) przewidziano na styczeń i luty. Firmy współpracujące z NASA w ramach CLPS budują własne lądowniki i są odpowiedzialne za przebieg misji, a NASA płaci im za dostarczenie sprzętu na Księżyc. Amerykańska agencja kosmiczna od dziesięcioleci współpracuje z prywatnymi przedsiębiorstwami, by wspomóc rozwój amerykańskiego prywatnego sektora kosmicznego. Od 2008 roku firmy prywatne dostarczają zaopatrzenie na Międzynarodową Stację Kosmiczną, a od niedawna wożą tam też astronautów. Lądowanie na Księżycu to jednak zupełnie inny poziom trudności. Powodzeniem kończy się około 55% misji, a ani Astrobotic, ani Intuitive Machines nie wysłały dotychczas w przestrzeń kosmiczną własnego pojazdu, nie mówiąc już o próbie lądowania na Księżycu. Co więcej, nigdy wcześniej żaden pojazd prywatnej firmy nie lądował na żadnym pozaziemskim obiekcie. Mamy więc do czynienia z misjami wysokiego ryzyka, ale jeśli się powiodą, niewątpliwie będą silnym pozytywnym impulsem do bardziej intensywnego rozwoju prywatnego sektora podboju kosmosu. Astrobotic powstała w 2007 roku, a jej Peregrine Mission 1 ma wystartować 8 stycznia przyszłego roku. Próbę lądowania może podjąć 23 lutego. Celem misji jest pole lawowe Sinus Viscositatis. Na pokładzie misji znajdzie się sześć urządzeń dostarczonych przez NASA, w tym dwa spektrometry. Jeden będzie poszukiwał molekuł wody unoszących się z rozgrzanej przez Słońce powierzchni Księżyca, drugi poszuka w gruncie minerałów zawierających wodór. Poza nimi Peregrine Mission 1, na zlecenie firm prywatnych i agencji państwowych, zabierze na pokład 15 innych urządzeń. Będzie wśród nich zarówno instrument naukowy dostarczony przez Meksykańską Agencję Kosmiczną, dysk firmy Arch Mission Foundation zawierający dziesiątki milionów stron danych w tym kopię Wikipedii czy prochy osób, które zleciły firmom Celestis i Elysium Space pochówek na Księżycu. Peregrine Mission 1 zostanie wystrzelona na pokładzie rakiety Vulcan Centaur. To najnowsza rakieta firmy United Launch Alliance (ULA), która ruszy w swą pierwszą podróż. Firma Intuitivie Machines powstała w 2013 roku, a jej lądownik Nova-C ma wystartować w połowie lutego. Wyniesie go Falcon 9 firmy Space X. Tutaj NASA zleciła lądowanie w kraterze Malapert A na biegunie południowym Księżyca. Jeśli się powiedzie, będzie to drugie w historii – po indyjskiej misji Chandrayaan-3 – lądowanie w tym regionie. Nova-C zabierze na pokład 11 przesyłek, w tym 5 od NASA i 6 innych zleceniodawców. Jedna z nich stanowi zresztą część konstrukcji lądownika. Metaliczna warstwa zastosowana w niektórych miejscach do izolacji pojazdu została opracowana przez firmę Columbia i jest stosowana w produkowanych przez nią ubraniach. Podczas lądowania Nova-C wystrzeli niewielką kamerę zbudowaną przez Embry-Riddle Aeronautical University. Kamera opadnie na powierzchnię i będzie filmowała lądowanie Nova-C. Jeśli plan się powiedzie, będzie to pierwszy w historii film nakręcony z zewnątrz pokazujący lądowanie na obiekcie innym niż Ziemia. « powrót do artykułu
  22. Naprawienie komputera, który znajduje się w odległości 24 miliardów kilometrów od Ziemi, nie jest łatwym zadaniem. A to właśnie próbują zrobić inżynierowie z NASA. Komputer, o którym mowa, pracuje na pokładzie sondy Voyager 1, najbardziej odległego od Ziemi obiektu wykonanego przez człowieka. Problem dotyczy jednego z trzech komputerów znajdujących się na pokładzie sondy, FDS (flight data system). Nie komunikuje się on prawidłowo z systemem TMU (telemetry modulation unit), przez co na Ziemię nie docierają żadne dane naukowe ani inżynieryjne. Zadaniem FDS jest zbieranie danych z instrumentów naukowych oraz danych inżynieryjnych dotyczących stanu samej sondy. Informacje te są łączone w FDS w pakiety, które – za pośrednictwem TMU – są wysyłane na Ziemię. Ostatnimi czasy TMU zaczął przysyłać powtarzające się ciągi kodu binarnego – zer i jedynek – które wyglądały tak, jakby coś „utknęło”. Inżynierowie przeprowadzili śledztwo i stwierdzili, że źródłem problemu jest FDS. Komputer został zrestartowany, ale do Ziemi wciąż nie docierają użyteczne dane. Dobrą wiadomością jest fakt, że Voyager odbiera komunikację z Ziemi, odpowiada i reaguje na komendy. Jednak opracowanie kolejnego planu ratunkowego może potrwać całe tygodnie. Voyager 1 i jego bliźniak Voyager 2 to dwa najdłużej pracujące pojazdy w przestrzeni kosmicznej. Zostały wystrzelone w 1977 roku. Inżynierowie, z których wielu jest młodszych od Voyagerów, muszą więc rozwiązywać problemy programistyczne opierając się na dokumentacji technicznej sond sprzed dekad, której autorzy nie przewidzieli problemów, z jakimi obecnie trzeba się mierzyć. Nikt bowiem nie sądził, że pojazdy przetrwają tak długo. Teraz kontrola naziemna musi dobrze zastanowić się nad wysłaniem do Voyagerów każdej niestandardowej komendy, by nie przyniosła ona nieprzewidzianych konsekwencji. Pracę dodatkowo utrudnia olbrzymia odległość. Sygnał radiowy potrzebuje 22,5 godziny by dotrzeć do Voyagera, zatem muszą minąć 2 doby zanim obsługa naziemna dostanie informacje, czy wydane komendy zostały zrealizowane i jakie przyniosło to skutki. « powrót do artykułu
  23. W Tulum, ruinach miasta Majów w stanie Qintana Roo w Meksyku, znaleziono ukryte miejsce pochówku. Zostało ono zorganizowane w jaskini, do której wejście zamaskowano wielkim głazem. Po jego uniesieniu oczom archeologów ukazały się ludzkie szczątki, z których część była na zewnątrz, a część w jaskini. Wszystko wskazuje na to, że głaz przygniótł jedną z osób, która pracowała przy jego przemieszczaniu. Odkrycia dokonano podczas oczyszczania terenu, by wyznaczyć nową ścieżkę umożliwiającą przejście pomiędzy budynkami 21 (Świątynia Kolumn) i 25 (Świątynia Halach Uinica). Wtedy to zauważono płaskorzeźbę przedstawiającą ślimaka morskiego, która znajdowała się nad wejściem do ukrytej jaskini. Po usunięcia głazu okazało się, że w jaskini znajdują się dwie trudno dostępne komory o rozmiarach nieprzekraczających 3 metrów długości, 2 metrów szerokości i 50 centymetrów wysokości. Dotychczas znaleziono w nich szczątki 8 osób, w większości dorosłych oraz liczne kości zwierząt. Udało się zidentyfikować kości psa, pyszy, oposa, nietoperza z podrodziny wampirów, mulaka białoogonowego, paki nizinnej, pancernika dziewięciopaskowego, tapira oraz pekari. W jaskini znajdowały się też liczne szczątki ptaków, gadów, ryb, skorupiaków i płazów. Niektóre z kości nosiły ślady nacięć, z innych wykonano przedmioty użytkowe. Archeolodzy zidentyfikowali też liczne szczątki ceramiki pochodzące z późnego okresu poklasycznego (1200–1500). Tulum było jednym z ostanich znaczących miast wybudowanych przez Majów. Położone na 12-metrowych klifach na wybrzeżu przeżywało swój rozkwit w od XIII do XV wieku. Było zamieszkane przez około 70 lat od pojawienia się Hiszpanów. Mieszkańcy opuścili je pod koniec XVI wieku. « powrót do artykułu
  24. W Chinach odkryto nieznany dotychczas gatunek jeża. Gatunek został nazwany przez swoich odkrywców – naukowców z Anhui Normal University w Wuhu – Mesechinus orientalis. Zwierzę należy zatem do rodzaju chinojeż. Dotychczas do rodzaju tego należały M. dauuricus, M. hughi, M. miodon i M. wangi. Wszystkie one, z wyjątkiem M. wangi, zamieszkują północne Chiny. Nowo odkryty gatunek jest zaś jedynym chinojeżem zamieszkującym wschód Państwa Środka i jest geograficznie oddalony od wszystkich innych chinojeży. Mesechinus orientalis pod względem morfologicznym najbardziej podobny jest do M. hughi, jednak jest od niego mniejszy, ma krótsze kolce i różni się pewnymi cechami czaszki. Najbliżej spokrewniony jest z M. hughi i M. wangi. Rodzaj Mesechinus pojawił się około 1,71 miliona lat temu. Ostatni wspólny przodek M. orientalis z M. hughi i M. wangi żył około 1,1 miliona lat temu, a M. hughi i M. wangi oddzieliły się od siebie ok. 740 000 lat temu. Odkrycie nowego gatunku to spora niespodzianka. Przez długi czas uważano, że rodzaj Mesechinus ograniczony jest do północnych Chin oraz pobliskich obszarów Mongolii i Rosji. Jednak w 2007 roku w paśmie górskim Gaoligong Shan na południowym zachodzie Chin znaleziono niewielką populację chinojeży. Tym samym odkryto M. wangi. Teraz okazuje się, że chinojeże zamieszkują też wschodnie Chiny, południe prowincji Anhui i północ Zhejiang. Nowy gatunek oddalony jest od innych chinojeży o co najmniej 1000 kilometrów. Co więcej, to zaledwie drugi – obok jeża amurskiego (Erinaceus amurensis) – gatunek z podrodziny jeży występujący we wschodnich Chinach. Odkrywcy sądzą, że tak duża izolacja M. orientalis spowodowana jest zmianami klimatycznymi, jakie zaszły plejstocenie. Doprowadziły one do zmian szlaków migracyjnych zwierząt. Szczegółowy opis badań oraz samego gatunku opublikowano w ZooKeys. « powrót do artykułu
  25. W szkole i na studiach uczymy się o trzech głównych rodzajach śmierci komórkowej. To apoptoza, autofagia oraz nekroza. Przed 11 laty odkryto jeszcze jedną formę śmierci komórki – ferroptozę. Jest ona coraz częściej badana pod kątem wykorzystania do walki z nowotworami. Naukowcy z USA, Chin i Francji odkryli właśnie molekułę, która inicjuje ferroptozę w komórkach różnych rodzajów nowotworów, a jednocześnie oszczędza zdrowe komórki i wzmacnia działania układu odpornościowego. Większość współczesnych terapii onkologicznych polega na wywołaniu w komórkach nowotworowych apoptozy zależnej od działania enzymów. Jednak komórki te charakteryzuje olbrzymia zdolność do rozwijania oporności na leczenie. Wiele z nich potrafi bronić się przed apoptozą, więc naukowcy wciąż poszukują sposobów, by je zabić. W przyszłości jednym z takich sposobów może stać się ferroptoza. Jest to zależna od żelaza forma śmierci komórkowej, którą charakteryzuje akumulacja nadtlenków lipidów. Wiemy, że ferroptoza genetycznie i biologicznie różni się od innych rodzajów śmierci komórkowej, ale jej szczegółowe mechanizmy wciąż nie są znane. Ferroptoza jest obecnie badana nie tylko pod kątem leczenia nowotworów. Uczeni sprawdzają jej rolę w rozwoju wielu procesów patologicznych zachodzących zarówno w chorobie Alzheimera, jak i chorobach układu krążenia. Wiemy, że mechanizm ten jest zaangażowany w te procesy. I to między innymi dlatego, że ferroptoza jest wciąż słabo rozumiana, nie należy spodziewać się, by już teraz można ją było wykorzystać do leczenia. Ale być może stanie się to w niezbyt odległej przyszłości. Eksperci badający ferroptozę pod kątem kontrolowanego wywoływania śmierci komórek nowotworowych muszą zmagać się z licznymi problemami, w tym z faktem, że mechanizm ten działa nieselektywnie i zabija wiele różnych komórek w bezpośrednim otoczeniu komórki nowotworowej. Szczególnym problemem jest fakt, że giną komórki dendrytyczne, limfocyty T oraz neutrofile. Jednak naukowcy z USA, Chin i Francji poinformowali, że po zakrojonych na szeroką skalę poszukiwaniach znaleźli obiecującą molekułę N6F11, która nie tylko inicjuje ferroptozę, ale selektywnie wywołuje też degradację enzymu GPX4, który blokuje ferroptozę. A jeszcze bardziej zdumiewający jest fakt, że N6F11 prowadzi do degradacji GPX4 w komórkach ludzkich nowotworów trzustki, pęcherza, piersi i szyjki macicy, nie uszkadzając jednocześnie – przynajmniej w hodowlach komórkowych – GPX4 komórek dendrytycznych, limfocytów T i neutrofili. Naukowcy z Columbia University, Université de Paris oraz UT Southwestern Medical Center przeprowadzili testy na myszach z ludzkim nowotworem trzustki i okazało się, że zwierzęta przeszły leczenie bez znacznych skutków ubocznych. Naukowcy powiązali to ze zdolnością N6F11 do stymulowania limfocytów T. Ferroptoza może stać się nowym sposobem leczenia guzów nowotworowych. Niestety, obecnie badane metody nie tylko wywołują selektywną ferroptozę w komórkach nowotworowych, ale inicjują ją też w komórkach odpornościowych, co zmniejsza zdolności obronne organizmu, mówi  główny autor badań, Jingbo Li z Centralnego Uniwersytetu Południowego w Chinach i UT Southwestern Medical Center w USA. My znaleźliśmy niewielką molekułę, N6F11, która indukuje selektywną degradację GPX4 w komórkach nowotworowych, ale nie w komórkach odpornościowych. W małych guzach ferroptoza zainicjowana przez N6F11 rozpoczyna silną przeciwnowotworową reakcję układu odpornościowego, dodaje. Ze szczegółami badań można zapoznać się na łamach Science Translational Medicine. « powrót do artykułu
×
×
  • Dodaj nową pozycję...