Skocz do zawartości
Forum Kopalni Wiedzy

Znajdź zawartość

Wyświetlanie wyników dla tagów ' cywilizacja' .



Więcej opcji wyszukiwania

  • Wyszukaj za pomocą tagów

    Wpisz tagi, oddzielając je przecinkami.
  • Wyszukaj przy użyciu nazwy użytkownika

Typ zawartości


Forum

  • Nasza społeczność
    • Sprawy administracyjne i inne
    • Luźne gatki
  • Komentarze do wiadomości
    • Medycyna
    • Technologia
    • Psychologia
    • Zdrowie i uroda
    • Bezpieczeństwo IT
    • Nauki przyrodnicze
    • Astronomia i fizyka
    • Humanistyka
    • Ciekawostki
  • Artykuły
    • Artykuły
  • Inne
    • Wywiady
    • Książki

Szukaj wyników w...

Znajdź wyniki, które zawierają...


Data utworzenia

  • Od tej daty

    Do tej daty


Ostatnia aktualizacja

  • Od tej daty

    Do tej daty


Filtruj po ilości...

Dołączył

  • Od tej daty

    Do tej daty


Grupa podstawowa


Adres URL


Skype


ICQ


Jabber


MSN


AIM


Yahoo


Lokalizacja


Zainteresowania

Znaleziono 6 wyników

  1. W pierścieniach drzew z francuskich Alp zauważono, że przed 14 300 laty doszło do gwałtownego wzrostu ilości radioaktywnej formy węgla, C-14. To ślad po największej znanej nam burzy słonecznej. Gdyby obecnie na Słońcu doszło do takiej burzy, miałoby to katastrofalne skutki dla naszej cywilizacji. Burza taka zniszczyłaby satelity komunikacyjne i nawigacyjne oraz spowodowała masowe uszkodzenia sieci elektroenergetycznych oraz internetu. O wynikach badań przeprowadzonych przez brytyjsko-francuski zespół naukowy, możemy przeczytać w Philosophical Transactions of the Royal Society A. Mathematical, Physical and Engineering Sciences. Ich autorzy przeanalizowali poziom radiowęgla w pozostałościach częściowo sfosylizowanych drzew znalezionych na zniszczonym erozją brzegu rzeki Drouzet w pobliżu Gap. Zauważyli, że dokładnie 14 300 lat temu nagle wzrósł poziom C-14. Po porównaniu go do poziomu berylu, naukowcy doszli do wniosku, że wzrost ilości węgla spowodowany był olbrzymią burzą na Słońcu. Radiowęgiel bez przerwy powstaje w górnych warstwach atmosfery w wyniku reakcji łańcuchowych zapoczątkowywanych przez promieniowanie kosmiczne. W ostatnich latach naukowcy zauważyli, że ekstremalne zjawiska na Słońcu, takie jak rozbłyski i koronalne wyrzuty masy, mogą prowadzić do nagłych krótkotrwałych wzrostów ilości energetycznych cząstek, które skutkują znaczącymi wzrostami ilości radiowęgla na przestrzeni zaledwie jednego roku, mówi główny autor badań, profesor Edouard Bard z Collège de France i CEREGE. Burza słoneczna, której ślady pozostały w pierścieniach drzew, sprowadziłaby katastrofę na współczesną cywilizację opartą na technologii. Już przed kilkunastu laty amerykańskie Narodowe Akademie Nauk opublikowały raport dotyczący ewentualnych skutków olbrzymiego koronalnego wyrzutu masy, który zostałby skierowany w stronę Ziemi. Takie wydarzenie spowodowałoby poważne perturbacje w polu magnetycznym planety, co z kolei wywołałoby przepływ dodatkowej energii w sieciach energetycznych. Nie są one przygotowane na tak gwałtowne zmiany. Omawiając ten raport, pisaliśmy, że mogłoby dojść do stopienia rdzeni w stacjach transformatorowych i pozbawienia prądu wszystkich odbiorców. Autorzy raportu stwierdzili, że gwałtowny koronalny wyrzut masy mógłby uszkodzić 300 kluczowych transformatorów w USA. W ciągu 90 sekund ponad 130 milionów osób zostałoby pozbawionych prądu. Mieszkańcy wieżowców natychmiast straciliby dostęp do wody pitnej. Reszta mogłaby z niej korzystać jeszcze przez około 12 godzin. Stanęłyby pociągi i metro. Z półek sklepowych błyskawiczne zniknęłaby żywność, gdyż ciężarówki mogłyby dostarczać zaopatrzenie dopóty, dopóki miałyby paliwo w zbiornikach. Pompy na stacjach benzynowych też działają na prąd. Po około 72 godzinach skończyłoby się paliwo w generatorach prądu. Wówczas stanęłyby szpitale. Najbardziej jednak przerażającą informacją jest ta, iż taki stan mógłby trwać całymi miesiącami lub latami. Uszkodzonych transformatorów nie można naprawić, trzeba je wymienić. To zajmuje zespołowi specjalistów co najmniej tydzień. Z kolei duże zakłady energetyczne mają na podorędziu nie więcej niż 2 grupy odpowiednio przeszkolonych ekspertów. Nawet jeśli część transformatorów zostałaby dość szybko naprawiona, nie wiadomo, czy w sieciach byłby prąd. Większość rurociągów pracuje bowiem dzięki energii elektrycznej. Bez sprawnego transportu w ciągu kilku tygodni również i elektrowniom węglowym skończyłyby się zapasy. Sytuacji nie zmieniłyby też elektrownie atomowe. Są one zaprojektowane tak, by automatycznie wyłączały się w przypadku poważnych awarii sieci energetycznych. Ich uruchomienie nie jest możliwe przed usunięciem awarii. O tym, że to nie tylko teoretyczne rozważania, świadczy chociażby fakt, że w marcu 1989 roku burza na Słońcu na 9 godzin pozbawiła prądu 6 milionów Kanadyjczyków. Z kolei najpotężniejszym tego typu zjawiskiem, jakie zachowało się w ludzkiej pamięci, było tzw. wydarzenie Carringtona z 1859 roku. Kilkanaście godzin po tym, jak astronom Richard Carrington zaobserwował dwa potężne rozbłyski na Słońcu, Ziemię zalało światło zórz polarnych. Przestały działać telegrafy, doszło do pożarów drewnianych budynków stacji telegraficznych, a w Ameryce Północnej, gdzie była noc, ludzie mogli bez przeszkód czytać gazety. Igły kompasów poruszały się w sposób niekontrolowany, a zorze polarne było widać nawet w Kolumbii. Obecnie ucierpiałyby nie tylko sieci elektromagnetyczne, ale również łączność internetowa. Na szczególne niebezpieczeństwo narażone byłyby kable podmorskie, a konkretnie zainstalowane w nich wzmacniacze oraz ich uziemienia. Więc nawet gdy już uda się przywrócić zasilanie, problemem będzie funkcjonowanie globalnego internetu, bo naprawić trzeba będzie dziesiątki tysięcy kilometrów kabli. Bezpośrednie pomiary aktywności Słońca za pomocą instrumentów naukowych ludzkość rozpoczęła dopiero w XVII wieku od liczenia plam słonecznych. Obecnie mamy dane z obserwatoriów naziemnych, teleskopów kosmicznych i satelitów. To jednak nie wystarczy, gdyż pozwala na zanotowanie aktywności Słońca na przestrzeni ostatnich kilkuset lat. Badania radiowęgla w pierścieniach drzew, w połączeniu z badaniem berylu w rdzeniach lodowych to najlepszy sposób na poznanie zachowania naszej gwiazdy w bardziej odległej przeszłości, mówi profesor Bard. « powrót do artykułu
  2. Ziemia jest dobrze ukryta przed obcymi cywilizacjami o podobnym do naszego stopniu zaawansowania technologicznego, które wykorzystują technikę mikrosoczewkowania grawitacyjnego do poszukiwania potencjalnie zamieszkanych planet, ogłosił międzynarodowy zespół naukowy na łamach Monthly Notices of Royal Astronomical Society. Badania naukowców z Japonii, Tajlandii, Francji i Wielkiej Brytanii pomogą określić najlepsze miejsce w Drodze Mlecznej, w którym możemy poszukiwać obcych inteligencji. Z naszego doświadczenia wynika, że życia powinniśmy poszukiwać na niewielkich skalistych planetach. Dysponujemy kilkoma technikami poszukiwania takich planet, ale najbardziej efektywnym okazało się poszukiwanie tranzytów, czyli przejść planet na tle ich gwiazdy macierzystej. Dzięki technice tej udało się odkryć 75% ze wszystkich znanych nam egzoplanet. Polega ona na długotrwałej obserwacji gwiazdy i rejestrowaniu okresowych regularnych spadków jej jasności, spowodowanych przejściem planety. Metoda tranzytu ma jednak poważne ograniczenia. Najważniejszym z nich jest fakt, że pozwala zarejestrować tylko te planety, których płaszczyzna orbity jest zgodna z płaszczyzną orbity Ziemi. Takich planet jest zaś niewiele. Alternatywną metodą jest mikrosoczewkowanie grawitacyjne. Do mikrosoczewkowania dochodzi, gdy światło bardziej odległego obiektu – na przykład gwiazdy – biegnąc w stroną Ziemi, porusza się w pobliżu masywnego obiektu, którym może być inna gwiazda. Dochodzi wówczas do zakrzywienia światła i powiększenia obrazu bardziej odległego z obiektów. Jeśli w takim przypadku bliższa nam gwiazda – ta, która pełni rolę soczewki grawitacyjnej – posiada planetę, dojdzie do dodatkowego zaburzenia soczewkowanego światła, co możemy wykryć. Olbrzymią zaletą mikrosoczewkowania jest fakt, że działa na długich dystansach. O ile metoda tranzytu pozwala na obserwowanie planet odległych od nas maksymalnie o kiloparsek (ok. 3200 lat świetlnych), to dzięki mikrosoczewkowaniu możemy wykrywać planety w odległości do 7 kpc. Grupa astronomów postanowiła odszukać te regiony naszej galaktyki, z których najłatwiej byłoby zauważyć Ziemię metodą mikrosoczewkowania. Regiony takie nazwali roboczo „strefami mikrosoczewkowania Ziemi” (EMZ - Earth microlensing zone). EMZ możemy traktować jako strefy podobne do Earth Transit Zone, skąd obca cywilizacja może obserwować Ziemię przechodzącą na tle Słońca, wyjaśniają autorzy badań. Naukowcy wykorzystali dane dotyczące ponad 1,1 miliarda gwiazd i przyjęli założenie, że w pobliżu każdej z nich znajduje się cywilizacja o podobnym do naszego stopniu zaawansowania technologicznego. Z obliczeń wynika, że liczba obserwacji, podczas których można by zauważyć Ziemię metodą mikrosoczewkowania wynosi zaledwie 14,7 rocznie. Biorąc pod uwagę, jak prawdopodobnie rzadkie jest występowanie w kosmosie zaawansowanych technologicznie cywilizacji, wykrycie Ziemi tą metodą jest „bardzo wątpliwe”. Chyba, że użyje jej cywilizacja znacznie bardziej zaawansowana od nas. « powrót do artykułu
  3. Chińska „Wenecja epoki kamienia”, miasto Liangzhu, to jedno z najważniejszych świadectw wczesnej chińskiej rozwiniętej cywilizacji. Już ok. 5000 lat temu znajdował się tam zaawansowany system zarządzania wodą. Były tam zdatne do żeglugi kanały, zapory i zbiorniki wodne. A wszystko w czasach, gdy nie znano metalowych narzędzi. Miasto istniało przez niemal 1000 lat, a naukowcy do dzisiaj debatują nad przyczynami jego upadku. Na łamach Science Advances międzynarodowy zespół naukowy informuje, że leżące w delcie Jangcy Liangzhu upadło w wyniku powodzi wywołanej niezwykle intensywnymi opadami deszczów monsunowych. W zachowanych ruinach znaleźliśmy cienką warstwę gliny, która może łączyć upadek tej zaawansowanej cywilizacji z zalaniem jej przez wody Jangcy. Brak jakichkolwiek dowodów, by upadek został spowodowany przez człowieka, np. by doszło do konfliktu zbrojnego, mówi Christoph Spötl, geolog i klimatolog z Wydziału Geologii Uniwersytetu w Innsbrucku. Uczony podkreśla przy tym, że z samej obecności warstwy gliny nie można wyciągnąć jednoznacznych wniosków. W sukurs przychodzą tutaj jaskinie i znajdujące się w nich nacieki. Na ich podstawie specjaliści są w stanie dokładnie określić klimat na przestrzeni nawet setek tysięcy lat. Jako, że w samym Liangzhu nie znaleziono wyjaśnienia odnośnie jego upadku, uczeni postanowili poszukać w jaskiniach możliwych śladów zmian klimatycznych. Geolog Haiwei Zhang z Xi'an Jiaotong University pobrał próbki stalagmitów z jaskiń Shennong i Jiuilong, położonych na południowy-zachód od ruin Liangzhou. Jaskinie te położone są na tym samym obszarze, na który wpływ ma zarówno monsun z Azji Południowo-Wschodniej, jak i to, co dzieje się w delcie Jangcy. Ich stalagmity dają nam wgląd w warunki klimatyczne, jakie panowały w czasie, gdy Liangzhu upadało, co miało miejsce 4300 lat temu, mówi Spötl. Badania izotopów węgla i datowanie metodą uranowo-torową wykazało, że w okresie pomiędzy 4345 a 4324 lata temu miały miejsce ekstremalnie duże opady. Potężne deszcze przyniosły ze sobą tyle wody, że nawet złożony system kanałów nie był sobie w stanie z tym poradzić. Zniszczyły one Liangzhu i zmusiły ludzi do ucieczki, wyjaśnia austriacki uczony. Dane wskazują, że wyjątkowo wilgotne okresy powtarzały się przez kolejnych 300 lat. « powrót do artykułu
  4. To jedna z najważniejszych starożytnych cywilizacji, ale ludzie Zachodu o tym nie wiedzą. Poza terenami Egiptu i Sudanu to najstarsza ważna cywilizacja Afryki, mówi Michael Harrower z Uniwersytetu Johnsa Hopkinsa. Wraz z zespołem odkrył on w Etiopii miasto, które było zamieszkane przez 1400 lat. Miasto należało do Królestwa Aksum, które na wiele wieków dominowało w Afryce Wschodniej i prowadziło handel m.in. z Imperium Rzymskim. Dominacja Aksum nad wschodem Afryki i częścią Arabii trwała od około 80 roku przed Chrystusem do 825 roku naszej ery. Obok Rzymu, Persji i Chin była to w tym czasie jedna z głównych światowych potęg, której towary trafiały do Indii i na Cejlon. Nie wiemy, jak rozwinęła się cywilizacja Aksum. Wiemy natomiast, że poprzedzała ją inna cywilizacja, której nazwy nie znamy, a której centrum mogą stanowić Yeha w północnej Etiopii. Znajdują się tam najstarsze przykłady pisma i najstarsze budynki Afryki subsaharyjskiej. Harrower i jego zespół prowadzili badania w okolicach Yeha, gdy od miejscowej ludności dowiedzieli się, że warto zbadać pobliskie wzgórze. Gdy rozpoczęli wykopaliska szybko trafili na pozostałości kamiennych ścian. To jest właśnie wspaniałe w Etiopii. W Grecji i Rzymie wiele miejsc zostało odkrytych i zbadanych. Nie znajdziemy tam już żadnego ważnego miasta, mówi Harrower. Naukowcy nazwali odkrywane przez siebie miasto Beta Samati, co w lokalnym języku tigrinia oznacza „Dom zgromadzeń”. Jacke Philips z Wydziału Badań Afrykańskich i Orientalnych (SOAS) University of London. Większość rzeczy, które wiemy o Aksum i poprzedzającej ją cywilizacji pochodzi ze starych wykopalisk, które – wedle współczesnych standardów – były prowadzone byle jak i słabo były badane. Datowanie radiowęglowe artefaktów wskazuje na daty od 771 roku przed naszą erą do 645 roku naszej ery. To zaś oznacza, że miejscowość istniała w czasach przed Aksum, a następnie była wykorzystywana przez przedstawicieli tej cywilizacji. Harrower i Philips uważają, że mamy tu do czynienia z kontynuacją, zatem pomiędzy pre-Aksum a Aksum nie doszło do gwałtownego, co najmniej politycznego, zerwania, jak dotychczas przypuszczano. W Beta Samati znaleziono dotychczas liczne niewielkie budynki. Były to albo domy mieszkalne, albo warsztaty. Natrafiono też na duży kwadratowy budynek, nazwany przez archeologów „bazyliką”. Przypomnijmy, że w czasach Imperium Romanum miano to nosiły budynki administracyjno-sądowe, w czasach chrześcijańskich zaś miejsca kultu. Wiemy, że początkowo miekszańcy Aksum byli politeistami, a na ich religię miały wpływ tradycje królestwa Saby (obecnie Jemen). W IV wieku król Ezana przyjął chrześcijaństwo, więc znaleziony duży budynek mógł być chrześcijańskim kościołem. O obecności chrześcijaństwa świadczy znaleziony tam kamienny wisiorek z chrześcijańskim krzyżem. Archeolodzy znaleźli też pierścień z karneolem. Jest on wykonany ze stopu miedzi pokrytego złotem, a w kamieniu wyrzeźbiono głowę byka, a poniżej widzimy pnącze lub wieniec. To bardzo przypomina rzymską biżuterię, z wyjątkiem stylu byczej głowy, zauważa Harrower. Naukowiec nie wyklucza, że władcy Aksum zatrudniali rzymskich rzemieślników, którym polecono zaadaptowanie rzymskich projektów do wymogów lokalnej kultury. W Beta Samati znaleziono też amfory, prawdopodobnie pochodzące z Akaby (Jordania) oraz szklane koraliki prawdopodobnie ze wschodnich regionów Morza Śródziemnego. To tylko potwierdza naszą wiedzę o rozległych kontaktach handlowych Aksum. Szczyt potęgi Aksum przypada na III–VI wiek. Wspomniany już Ezana nie tylko uczynił swoje państwo drugim (po Armenii) chrześcijańskim krajem świata, ale bił również złotą monetę. W tym samym IV wieku Aksum podbiło Kusz, a w VI wieku Aksum sprzymierzone z Bizancjum przeciwko Himjarytom rozpoczęło podbój Półwyspu Arabskiego. Podjęło nawet nieudaną próbę zdobycia Mekki. Od VII wieku, w związku z ekspansją islamu, następuje powolny upadek Aksum, które znika z kart dziejów w IX–X wieku. Z pełnym opisem badań można zapoznać się na łamach pisma Antiquity [PDF] « powrót do artykułu
  5. Majowie są postrzegani jako cywilizacja pokojowa, szczególnie w porównaniu z np. Aztekami. Szczyt rozwoju ich kultury nastąpił około 1500 lat temu. Jak się wydaje, w tym okresie wojny prowadzone przez Majów miały cel głównie rytualny, a ich celem było schwytanie kogoś z wrogich władców i zażądanie za niego okupu lub też podporządkowanie sobie rywalizującej dynastii. Okoliczna ludność na tym nie cierpiała. Dopiero później, gdy zapanowała coraz poważniejsza susza i nadeszły zmiany klimatu, wojny stały się coraz bardziej brutalne, wiązały się z upadkami poszczególnych miast i w końcu z upadkiem całej cywilizacji Majów. Jednak nowe dowody znalezione przez naukowców z Uniwersytetu Kalifornijskiego w Berkeley (University of California, Berkeley) oraz Służby Geologicznegj USA (U.S. Geological Survey) burzą ten sielankowy obraz Majów. Wskazują one bowiem, że podczas wojen Majowie stosowali taktykę spalonej ziemi, niszcząc wszystko, co mogło mieć jakiekolwiek znaczenie, w tym uprawy. I postępowali tak nawet w okresie największego rozwoju swojej cywilizacji, w czasie prosperity. Odkrycie to pokazuje, że wzrost liczby konfliktów, prawdopodobnie związany ze zmianą klimatu i kurczeniem się zasobów, nie był przyczyną upadku cywilizacji Majów. Dane te stawiają pod znakiem zapytania jedną z dominujących teorii dotyczących przyczyn upadku Majów. Okazuje się bowiem, że intensywne działania wojenne nie były prowadzone tylko pod koniec jej istnienia, mówi profesor David Wahl. Najważniejszą częścią tych badań jest stwierdzenie, że Majowie zachowywali się podobnie od początku do końca swojej cywilizacji. To nie było tak, że to ich możni walczyli ze sobą, biorąc jeńców i poświęcając ich na ołtarzach, by zwiększyć znaczenie swojego roku. Po raz pierwszy widzimy, że prowadzone przez nich wojny miały wpływ na całą populację, dodaje archeolog Francisco Estrada-Belli. Dowód, który może zmienić nasze postrzegania Majów, to dwucentymetrowa warstwa sadzy na dnie jeziora Laguna Ek'Naab w północnej Gwatemali. To dowód na intensywny pożar pobliskiego miasta Witzna oraz jego okolic. Charakterystyka tego wydarzenia jest odmienna od naturalnych pożarów, któe miały miejsce w okolicy. Warstwa jest datowana na lata 690–700 naszej ery. Archeolodzy wiążą ten pożar z zabytkiem pisanym i przekazaną nam przez Majów konkretną datą. Otóż w rywalizującym z Witzną mieście Naranjo znaleziono już wcześniej kamienną stelę, która wspomina, że dnia 21 maja 697 roku miasto to było zaangażowane w kampanię „palenia”. To pierwszy w Nowym Świecie pisany dowód na konkretne wydarzenie, które zostało też zapisane w danych polowych. W Nowym Świecie mamy do czynienia z tak małą liczbą zabytków pisanych, a to, co się zachowało, to głównie zabytki kamienne. Tutaj mamy unikatową sytuację. Jesteśmy w stanie zbadać osady, stwierdzić na ich podstawie pewne wydarzenie i wykazać, że wydarzenie to pokrywa się pod względem czasu z zabytkiem pisanym, który się do niego odnosi, mówi Wahl. Wahl i jego zespół badali 7-metrowy rdzeń z jeziora Laguna Ek'Naab. Chcieli w ten sposób dowiedzieć się więcej o historii Witzny i okolic. Po odkryciu warstwy sadzy przyjrzeli się dokładnie ruinom miasta i stwierdzili, że wszystkie one noszą ślady wielkiego pożaru. Wygląda na to, że całe miasto i okolice zostały spalone. Po tym wydarzeniu widać znaczące zmniejszenie aktywności ludzi, co wskazuje, że pożar był bardzo mocnym ciosem dla okolicznych mieszkańców. Nie wiemy, czy wszystkich zabito, wzięto do niewoli czy ludność migrowała. Jednak widzimy dramatyczny spadek aktywności ludzkiej po tym wydarzeniu, mówi Wahl. Estrada-Belli dodaje, że zdobyte właśnie dowody nie świadczą o tym, iż Majowie przez cały okres klasyczny prowadzili wielkie brutalne wojny. Jednak kolejnym dowodem – obok znalezionych wcześniej masowych pochówków, fortyfikacji i dowodów na istnienie dużych armii – że Majowie wcale nie byli tak pokojową cywilizacją, za jaką są uważani. Widzimy tutaj zniszczone miasta i przesiedlonych ludzi, sytuacje podobne do tego, co Rzym zrobił z Kartaginą czy Mykeny z Troją, mówi uczony. A jeśli wielkie brutalne wojny miały miejsce w czasie szczytowego rozwoju cywilizacji, to jest mało prawdopodobne, by były przyczyną jej upadku. Sądzę, patrząc na dostępne dowody, że teoria mówiąca, iż to rozpoczęcie totalnej wojny było główną przyczyną upadku klasycznej cywilizacji Majów, jest nie do utrzymania. Musimy przemyśleć przyczyny upadku, gdyż błądzimy obwiniając o niego wojny i zmiany klimatu, dodaje Estrada-Belli. Majowie nigdy nie stworzyli jednego państwa. Na ich cywilizację składały się miasta-państwa, które zawierały sojusze i walczyły ze sobą na podobieństwo miast-państw w renesansowych Włoszech. Do niedawna sądzono, że były to głównie walki pomiędzy dynastiami rządzącymi, które miały niewielki wpływ na całą populację. Pod koniec okresu klasycznego (800-950) widoczne są ślady znacznego zintensyfikowania działań wojennych. Zbiegło się to z lokalnymi zmianami klimatycznymi i późniejszym upadkiem cywilizacji Majów. Stąd też teoria mówiąca, że zmiany klimatu i mniejsza ilość zasobów popchnęły Majów do zaangażowania się w wojny totalne, które w końcu zniszczyły ich cywilizację. Wahl, Lysanna Anderson i Estrada-Belli prowadzili badania dokumentujące zmiany klimatu, mając nadzieję, na ich skorelowanie ze zmianami w ludzkiej aktywności i rodzajach uprawianych roślin. W 2013 roku w rdzeniu z Laguna Ek'Naab odkryli warstwę sadzy, która była odmienna od innych. Na trop pozwalający na rozwiązanie zagadki natrafiono dopiero trzy lata później, gdy Estraka-Belli i Alexandre Tokovinine z University of Alabama, który specjalizuje się w piśmie Majów, znaleźli w ruinach Witzny miejską pieczęć. Dowiedzieli się z niej, że Majowie nazywali miasto Bahlam Jol. Uczeni przeszukali bazę danych z nazwami zapisanymi pismem Majów i okazało się, że nazwa Bahlam Jol pojawia się na steli znalezionej w Naranjo, mieście położonym 32 kilometry na południe od Bahlam Jol/Witzny. Wspomniany napis mówi,że dnia „... 3 Ben, 16 Kasew ('Sek') Bahlam Jol 'spalone' po raz drugi”. Jak zauważa Tokovinine słowo 'spalone' (puluuy) jest w języku Majów bardzo niejasne. Jednak konkretna data, tutaj 21 maja 697 roku, wskazuje na konkretne wydarzenie, wojnę totalną i celowe całkowite spalenie miasta. Znaczenie tego odkrycia wykracza poza zwykłą reinterpretację odniesień do 'spalenia' w napisach Majów. Musimy ponownie przeanalizować każdy majański tekst, w którym wspomniano o braniu jeńców i pobieraniu okupu, mówi Tokovinine. Na tej samej steli słowo „puluuy” pojawia się jeszcze trzykrotnie. Raz odnosi się do miasta Komkom (dzisiejsze Buenavista del Cayo), drugi raz do K'an Witznal (Ucanal), a trzeci raz jest wspomniane przy mieście K'inchil, którego lokalizacji nie znamy. Jeśli wspomniana stela opisuje tę samą kampanię, możemy przypuszczać, że wszystkie trzy miast zostały doszczętnie spalone. Wracając do Bahlam Jol/Witzny, wspomniane na steli pierwsze spalenie również mogło zostać zapisane w rdzeniu wydobytym z jeziora. Są tam bowiem trzy inne wyraźne warstwy wskazujące na pożary. Jednak nie wiemy, kiedy Bahlam Jol zostało spalone po raz pierwszy. Już wcześniej udało się częściowo zrekonstruować lokalną historię Majów, dlatego też wiemy, że podbój Bahlam Jol został zapoczątkowany przez królową Naranjo zwaną Pani 6 Niebo. Próbowała ona odbudować swoją dynastię po tym, gdy Naranjo upadło i straciło wszystkie posiadłości. Pani 6 Niebo osadziła na tronie swojego 7-letniego syna Kahk Tilewa i rozpoczęła wojnę, której celem było zniszczenie wszystkich pobliskich miast zbuntowanych przeciwko jej władzy. W tekstach zapisano, że tę karną kampanię prowadził król, jej syn, jednak w rzeczywistości prowadziła ją ona, mówi Estrada-Belli. Wiemy też, że Bahlam Jol/Witzna przetrwało. Miasto się do pewnego stopnia odrodziło, rdzenie z jeziora wskazują, że jego populacja była mniejsza. Ale na steli z około 800 roku, wzniesionej 100 lat po jego spaleniu przez Naranjo, pojawia się pieczęć, dzięki której miasto zidentyfikowano. Bahlam Jol zostało definitywnie opuszczone około roku 1000. « powrót do artykułu
  6. Przed około 1000 lat doszło do upadku cywilizacji Majów. Naukowcy wyliczają wiele przyczyn, które mogły do tego doprowadzić, a jedną z nich są zmiany klimatyczne. Teraz udało się oszacować, jak poważna susza zapanowała w czasie, który zbiega się z upadkiem Majów. Badacze z University of Cambridge i University of Florida opracowali metodę pomiaru różnych izotopów pierwiastków w wodzie uwięzionej w gipsie. Badany gips pochodził z jeziora Chichancanab na Półwyspie Jukatan i formował się w czasie suszy. Pomiary wykazały, że w czasie, gdy cywilizacja Majów chyliła się ku upadkowi roczne opady zmniejszyły się o 41–54 procent, a w szczytowym okresie suszy były one aż o 70% mniejsze. Wilgotność względna była zaś o 2–7 procent mniejsza niż obecnie. Rola zmian klimatycznych w upadku cywilizacji Majów jest przedmiotem sporów, częściowo dlatego, że dotychczas mogliśmy tylko ogólnie oceniać, czy były bardziej czy mniej wilgotno, niż obecnie, mówi doktorant Nick Evans z Cambridge. Nasze badania to poważny postęp na tym polu, gdyż dostarczyliśmy solidnych danych statystycznych dotyczących oceny opadów i wilgotności podczas upadku cywilizacji Majów, stwierdza. Historię cywilizacji Majów dzieli się na okres preklasyczny (2000 p.n.e – 250 n.e.), klasyczny (250–800), klasyczny schyłkowy (800 – 1000) oraz postklasyczny (1000 – 1539). To w okresie klasycznym powstała monumentalna architektura, dzieła literackie, naukowe i artystyczne będące dzisiaj cechami charakterystycznymi tej cywilizacji. Wtedy też rozwijały się wielkie miasta-państwa. W IX wieku rozpoczął się jednak upadek. Wiele potężnych miast zostało opuszczonych, wygasły rządzące nimi dynastie. W latach 90. ubiegłego wieku naukowcy zdobywali i łączyli ze sobą coraz więcej dowodów wskazujących, że z upadkiem cywilizacji Majów zbiega się długotrwała poważna susza. W 1995 roku profesor David Hodell z Cambridge University dostarczył pierwszych fizycznych dowodów na zbieżność suszy, która dotknęła jezioro Chichancanab z upadkiem klasycznej cywilizacji Majów. Teraz ten sam uczony wraz z zespołem opracował nową metodę, która pozwoliła na stworzenie kompletnego modelu hydrologicznego jeziora Chicancanab w okresie schyłku klasycznej cywilizacji Majów. Gdy tworzy się gips molekuły wody są wbudowywane w jego strukturę krystaliczną. Stosunek różnych izotopów zamkniętych w gipsie odpowiada ich stosunkowi w samej wodzie. "To bardzo dokładna metoda, prawie tak dokładna, jak pomiary samej wody", wyjaśnia Evans. Im bardziej poważna susza, tym więcej wody odparowuje z jeziora. Jako, że lżejsze izotopy odparowują szybciej, woda staje się cięższa. Wyższy odsetek cięższych izotopów, takich jak tlen-18 czy wodór-2 wskazuje na suszę. Badanie proporcji różnych izotopów w różnych warstwach gipsu pozwala na stworzenie wzorca zmian opadów oraz relatywnej wilgotności. Nowy model pozwoli teraz na ocenę, w jaki sposób susza mogła wpłynąć na rolnictwo i zbiory poszczególnych roślin uprawnych. « powrót do artykułu
×
×
  • Dodaj nową pozycję...