-
Liczba zawartości
37086 -
Rejestracja
-
Ostatnia wizyta
nigdy -
Wygrane w rankingu
231
Zawartość dodana przez KopalniaWiedzy.pl
-
Długoterminowym skutkiem korzystania z jednego z najbardziej popularnych chemioterapeutyków mogą być poważne problemy ze słuchem. Naukowcy z University of South Florida oraz Indiana University przeprowadzili pierwsze wieloletnie badania dotyczące wpływu chemioterapii na słuch. Zespół naukowy przez średnio 14 lat śledził losy pacjentów, którzy otrzymywali cisplatynę w ramach leczenia nowotworu jąder. Badania wykazały, że 78% z pacjentów doświadczyło po terapii poważnych problemów ze słuchem, co negatywnie wpłynęło na jakość ich życia. Ważnym jest, byśmy zrozumieli prawdziwy wpływ chemioterapii na zmysły pacjentów. Jeśli nam się to uda, będziemy mogli opracować lepsze metody leczenia i zapobiegania jego niekorzystnym skutkom, co przełoży się na poprawę jakości życia pacjentów, mówi profesor Robert Frisina. Cisplatyna jest szeroko wykorzystywana do leczenia różnych rodzajów nowotworów, w tym nowotworu pęcherza, płuc, szyi czy właśnie jąder. Ten podawany dożylnie lek wpływa na różne części ciała. Szczególnie narażone są uszy, które mają niewielkie możliwości obrony przez niekorzystnym działaniem cisplatyny. W efekcie dochodzi do uszkodzenia komórek potrzebnych do rozpoznawania dźwięków, co prowadzi do stopniowego pogarszania się słuchu. Proces ten trwa długo po zaprzestaniu podawania cisplatyny. Pomimo tego, że ryzyko uszkodzenia słuchu w wyniku chemioterapii jest znane, nie prowadzi się szeroko zakrojonych badań, by ocenić to zjawisko. Większość pacjentów nie przechodzi badań słuchu przed, w trakcie i po chemioterapii. Uzyskane przez nas wyniki pokazują, że potrzebne są działania w celu zapobieżenia długoterminowemu uszkodzeniu słuchu, dodaje profesor Victoria Sanchez. Z przeprowadzonych właśnie badań dowiadujemy się, że ryzyko uszkodzenia słuchu rośnie wraz z zwiększaniem dawki cisplatyny, a szczególnie dotyka ono pacjentów z grup ryzyka, takich jak osoby cierpiące na nadciśnienie czy na problemy z układem krążenia. Opieka nad słuchem takich pacjentów jest tym bardziej ważna, że średnia wieku, w jakim przechodzi się leczenie nowotworu jąder wynosi 48 lat. Mamy więc tutaj do czynienia z osobami, które wkrótce wejdą w okres pogarszania się słuchu w związku z wiekiem. Leczenie nowotworu dodatkowo więc może pogorszyć ich stan zdrowia. Nadzieją dla chorych mogą być już testowane sposoby leczenia, jak na przykład Pedmark, niedawno zatwierdzone przez FDA zastrzyki, które mają zapobiegać utracie słuchu przez dzieci leczone cisplatyną. Jak informuje Amerykańskie Towarzystwo Raka, również inne chemioterapeutyki oparte na platynie niosą ze sobą ryzyko uszkodzenia słuchu. « powrót do artykułu
-
Od ośmiu lat archeolodzy z Uniwersytetu w Innsbrucku prowadzą prace wykopaliskowe w gminie Irschen w Karyntii. Badają tamtejszą osadę z późnej starożytności. Przed dwoma laty dokonali sensacyjnego odkrycia, znaleźli chrześcijański relikwiarz ukryty w nieznanym dotychczas wczesnochrześcijańskim kościele. Wewnątrz znajdowało się cyborium z kości słoniowej. Specjaliści właśnie zakończyli analizy zabytków i poinformowali o ich wynikach. Do niezwykłego odkrycia doszło w sierpniu 2022 roku. Pod bocznym ołtarzem kościoła archeolodzy znaleźli marmurowy relikwiarz o wymiarach 20/30 cm, wewnątrz którego było mocno pofragmentowane bogato zdobione cyborium z kości słoniowej. Cyborium, czyli pojemnik na komunikanty, jest jednym z najważniejszych przedmiotów liturgicznych i zawsze jest zabierane, gdy kościół zostaje opuszczony. W tym jednak przypadku je pozostawiono. Odkrycie jest tym ważniejsze, że to pierwsze cyborium znalezione w Austrii w kontekście archeologicznym. Na całym świecie znanych jest około 40 tego typu cyboriów z kości słoniowej. I, o ile mi wiadomo, ostatniego odkrycia takiego cyborium w czasie prac archeologicznych dokonano około 100 lat temu. Te nieliczne cyboria, które się zachowały, znajdują się w skarbcach katedralnych lub w muzeach, wyjaśnia odkrywca, Gerald Grabherr. Liczące sobie 1500 lat cyborium wymagało specjalistycznych zabiegów konserwatorskich. Kość słoniowa absorbuje wilgoć z otoczenia, staje się wówczas miękka i podatna na uszkodzenia. Zabytek najpierw trzeba było wysuszyć, ale musiał być to proces bardzo ostrożny i ściśle kontrolowany, by nie pojawiły się pęknięcia, których naprawienie nie byłoby możliwe. Wilgotność w relikwiarzu wynosiła 90%, istniało olbrzymie ryzyko pojawienia się pleśni, a nie mogliśmy suszyć cyborium zbyt szybko. Był to proces powolny i długotrwały, wyjaśnia Ulrike Töchterle, która kieruje pracami zespołu konserwatorów w Innsbrucku. Niestety, większa część cyborium uległa przez wieki odkształceniu, więc zabytek nie może zostać przywrócony do stanu pierwotnego. Naukowcy pracują nad jego rekonstrukcją 3D. Archeolodzy podejrzewali, że w relikwiarzu znajdowały się szczątki świętego, przeprowadzili więc szczegółowe analizy, z których wynika, że cyborium zostało rozbite już w starożytności. Później ukryto je pod ołtarzem. Naukowcy przypuszczają, że cyborium mogło być postrzegana jako „święte”, gdyż miało kontakt ze szczątkami świętego. Cyborium ma dużą wartość archeologiczną, historyczną i artystyczną. Na jednej z przedstawionych scen widzimy mężczyznę z rękoma wzniesionymi ku niebu, skąd coś zostaje umieszczone między jego dłońmi. To typowe przedstawienie Mojżesza na Górze Synaj. Otrzymuje Dziesięć Przykazań i zawiera przymierze z Bogiem, mówi Grabherr. W innym miejscu artysta wyrzeźbił mężczyznę powożącego rydwanem zaprzężonym w dwa konie oraz wysuwającą się z niebios rękę, która zabiera mężczyznę. Sądzimy, że to przedstawienie wniebowstąpienia Chrystusa, wypełnienie przymierza z Bogiem. Przedstawianie scen ze Starego Testamenu i łączenie ich ze scenami z Nowego Testamentu jest typowe dla później starożytności. Jednak takie przedstawienie Wniebowstąpienia Chrystusa, z dwukonnym rydwanem typu biga, jest wyjątkowe i wcześniej niespotykane, dodaje uczony. Naukowcy wciąż badają wyjątkowy zabytek. Chcą określić, skąd pochodził marmur, gdzie żył słoń, którego ciosy wykorzystano na cyborium, badają metalowe elementy cyborium oraz klej, którym była łączona kość słoniowa. W relikwiarzu znajdowały się też fragmenty drewna, one również są badane. Stanowisko archeologiczne, na którym odkryto relikwiarz, znajduje się na wzgórzu w dolinie rzeki Drawa. W późnej starożytności była tam osada o powierzchni około 1 hektara. Mieszkańcy opuścili ją około 610 roku i została ona zapomniana. Dotychczas znaleziono tam budynki mieszkalne, dwa kościoły, zbiornik na wodę oraz przedmioty osobiste. Pod koniec istnienia Cesarstwa Rzymskiego czasy stawały się coraz bardziej niespokojne, szczególnie w peryferyjnych prowincjach. Dlatego około IV wieku mieszkańcy zaczęli opuszczać doliny i przenosili się na wzgórza, gdzie łatwiej było się bronić, wyjaśnia Grabherr. Rok 610 był dla tej okolicy rokiem przełomowym. Jak dowiadujemy się od Pawła Diakona, doszło wówczas do bitwy pod Aguntum (to około 60 kilometrów na zachód od miejsca wykopalisk), podczas której koczowniczy Awarowie starli się z siłami księcia bawarskiego Garibalda II. Siły księcia doznały całkowitej porażki, Auguntum zostało spalone. Bitwa wyznaczyła kres związków regionu ze światem starożytnego Śródziemiomorza. Lokalne biskupstwo zostało opuszczone, rzymska ludność schroniła się w umocnionych miejscach położonych wyżej, a Awarowie osiedlili się w żyznych dolinach. « powrót do artykułu
-
Pszczoły potrafią wykryć różne rodzaje nowotworu płuc u człowieka
KopalniaWiedzy.pl dodał temat w dziale Medycyna
Pszczoła miodna może wykrywać chemiczne biomarkery nowotworu płuc w ludzkim oddechu, informują badacze z Michigan State University. Co więcej, z przeprowadzonych przez nich eksperymentów wynika, że pszczoły są w stanie odróżnić poszczególne rodzaje nowotworu płuc na podstawie samego zapachu komórek na szalce laboratoryjnej. Odkrycie to może doprowadzić do opracowania nowych testów pozwalających na wczesne wykrycie choroby. Profesor Debajit Saha, we współpracy z Elyssą Cox i Michaelem Parnasem, chcieli sprawdzić, czy pszczoły mogą stwierdzić w ludzkim oddechu obecność związków chemicznych świadczących o nowotworze płuc. Stworzyli więc dwa rodzaje „syntetycznych oddechów”, jeden symulujący skład powietrza wydychanego przez zdrowego człowieka, drugi przez osobę z nowotworem płuc. Następnie testowali je na 20 pszczołach, do których mózgów wprowadzono niewielkie elektrody. Uczeni zauważyi zmiany w reakcji neuronów zwierząt w odpowiedzi na zapachy. Bardziej szczegółowe badania wykazały, że pszczoły reagują na bardzo małe stężenie substancji, wykrywają już 1 część na miliard. Wykryliśmy liczne neurony, których reakcje zdecydowanie różniły się w odpowiedzi na oddech zdrowy i oddech osoby z nowotworem – stwierdzili autorzy badań. Tym, co najbardziej zaskoczyło naukowców, jest zdolność pszczół do odróżniania różnych typów nowotworów. Dzięki temu w przyszłości mogą powstać czujniki, które pozwolą w szybki i tani sposób zmienić diagnozę, gdy konieczna stanie się korekta wdrożonego leczenia. Zespół Sahy chce opracować nieinwazyjne testy bazujące na mózgach pszczół. Miałyby one diagnozować nowotwór na podstawie samego oddechu i w czasie rzeczywistym bezprzewodowo przekazywać wyniki. « powrót do artykułu -
Neandertalczycy opiekowali się chorymi czy rannymi członkami swojej społeczności. Istnieje jednak spór co do motywów takiego zachowania. Jedni twierdzą, że było ono związane z oczekiwaniem wzajemności, zdaniem innych, H. neanderthalensis kierował się współczuciem. Spór mogłoby rozwiązać badanie losów niepełnosprawnych dzieci. Od dziecka trudno bowiem oczekiwać wzajemności za poświęcony czas i wysiłek. Dotychczas jednak nie zidentyfikowano szczątków neandertalskiego dziecka z patologiami rozwojowymi. Na łamach Science Advances ukazał się artykuł, opisujący najstarszy znany przypadek zespołu Downa. Miał on miejsce właśnie wśród neandertalczyków. W hiszpańskiej jaskini Cova Negra odkryto szczątki zwierząt upolowanych przez grupę neandertalczyków przed ponad 146 000 lat. Wśród pozostawionych kości wyróżniał się fragment czaszki z kością ucha wewnętrznego. Jej rozmiary wskazywały, że należały do dziecka, które zmarło w wieku około 6 lat. Najbardziej interesujące jest jednak widoczna na kości patologia rozwojowa związana z występowaniem zespołu Downa. U osób, u których ona występuje, dochodzi – w najlepszym przypadku – do poważnej utraty słuchu oraz problemów z utrzymaniem równowagi. Innymi słowy, dziecko potrzebowało opieki przez kilka lat i to w takim zakresie, który prawdopodobnie przekraczał możliwości samej matki. A to oznaczało, że w opiekę musieli być zaangażowani również inni członkowie grupy. Szczegółowe skany wspomnianej kości, ukazujące jej budowę wewnętrzną i zewnętrzną, wyraźnie wskazują nieprawidłowości budowy typowe dla zespołu Downa. Badacze mają nadzieję, że uda im się zsekwencjonować DNA dziecka i potwierdzić, że posiadało ono dodatkowy chromosom 21. Jeśli u neandertalczyków taka budowa wspomnianej kości dawała takie objawy, jak u H. sapiens, dziecko miało problemy komunikacyjne oraz problemy z utrzymaniem równowagi, a więc i z chodzeniem. Z zespołem Downa wiążą się też inne objawy, niewidoczne w kościach, jak np. problemy z karmieniem piersią. Wszystko razem zaś wskazuje, że neandertalczycy z Cova Negra przez około 6 lat poświęcali swój czas, energię i inne zasoby, by pomóc dziecku i jego matce. Skoro zaś dziecko urodziło się niepełnosprawne i przez cały czas niepełnosprawne pozostawało, członkowie jego grupy nie mogli spodziewać się, że kiedyś im się odwdzięczy za opiekę. To zaś wskazuje, że H. neanderthalensis dbali o siebie nie dlatego, iż spodziewali się rewanżu. Obecne badania dostarczają też kolejnych dowodów na zdolność neandertalczyka do złożonego planowania i abstrakcyjnego myślenia. Roztoczenie opieki nad chorym czy niepełnosprawnym wymaga bowiem zdolności do oceny sytuacji, zaplanowania tej opieki, postanowienia co możemy zrobić my i co mogą zrobić inni. Do tego potrzeba zaś świadomego planowania i wybiegania myślą w przyszłość. « powrót do artykułu
-
Haptyka w iPhone to jedno z tych rozwiązań technologicznych, które może nie rzuca się od razu w oczy, ale znacząco wpływa na sposób, w jaki korzystamy z naszych urządzeń. Jest to technologia, która pozwala użytkownikom na odczuwanie wibracji i dotykowych reakcji na interakcje z ekranem dotykowym, co sprawia, że korzystanie z iPhone'a staje się bardziej intuicyjne i angażujące. Apple od lat inwestuje w rozwój haptyki, wprowadzając ją do coraz większej liczby funkcji i aplikacji. Ale czym dokładnie jest haptyka? Jak działa? I dlaczego jest tak ważna dla doświadczenia użytkownika? W tym artykule przyjrzymy się bliżej tej fascynującej technologii, jej zastosowaniom w iPhone'ach oraz korzyściom, jakie niesie dla użytkowników. Haptyka w iPhone to jedno z tych rozwiązań technologicznych, które może nie rzuca się od razu w oczy, ale znacząco wpływa na sposób, w jaki korzystamy z naszych urządzeń. Jest to technologia, która pozwala użytkownikom na odczuwanie wibracji i dotykowych reakcji na interakcje z ekranem dotykowym, co sprawia, że korzystanie z iPhone'a staje się bardziej intuicyjne i angażujące. Apple od lat inwestuje w rozwój haptyki, wprowadzając ją do coraz większej liczby funkcji i aplikacji. Ale czym dokładnie jest haptyka? Jak działa? I dlaczego jest tak ważna dla doświadczenia użytkownika? W tym artykule przyjrzymy się bliżej tej fascynującej technologii, jej zastosowaniom w iPhone'ach oraz korzyściom, jakie niesie dla użytkowników. Co to jest haptyka? Haptyka, inaczej technologia haptyczna, odnosi się do dotykowych interakcji użytkownika z urządzeniem. W kontekście iPhone'a, haptyka to zestaw wibracji i dotykowych sprzężeń zwrotnych, które informują użytkownika o wykonanych czynnościach. Dzięki niej użytkownicy mogą "poczuć" interakcję z ekranem dotykowym, co sprawia, że korzystanie z urządzenia staje się bardziej intuicyjne i satysfakcjonujące. Jak działa haptyka w iPhone? Apple wykorzystuje w swoich urządzeniach zaawansowany silnik haptyczny, zwany Taptic Engine. Taptic Engine jest odpowiedzialny za generowanie precyzyjnych, krótkich wibracji, które symulują fizyczne naciśnięcia przycisków czy reakcje na dotyk. Technologia ta została po raz pierwszy wprowadzona w iPhone 6s i od tego czasu jest stale rozwijana i udoskonalana. Silnik haptyczny w iPhone'ach działa w oparciu o elektromagnesy, które szybko poruszają się w górę i w dół, tworząc uczucie wibracji. To pozwala na bardzo dokładne i zróżnicowane reakcje dotykowe, które można dostosować do różnych aplikacji i funkcji systemowych. Zastosowania haptyki w iPhone Haptyka w iPhone znajduje szerokie zastosowanie w różnych aspektach korzystania z urządzenia: - Powiadomienia: Subtelne wibracje informują użytkownika o otrzymanych wiadomościach, połączeniach czy innych powiadomieniach, nawet gdy dźwięk jest wyłączony. - 3D Touch i Haptic Touch: Technologia 3D Touch (dostępna w starszych modelach) i Haptic Touch (nowsze modele) umożliwiają użytkownikom dostęp do dodatkowych opcji poprzez mocniejsze naciśnięcie ekranu. Haptyczne sprzężenie zwrotne informuje użytkownika, kiedy osiągnięto odpowiedni poziom nacisku. - Klawiatura: Podczas pisania na wirtualnej klawiaturze, delikatne wibracje symulują uczucie naciskania fizycznych klawiszy, co zwiększa komfort pisania. - Gry i aplikacje: W grach i aplikacjach haptyka może być wykorzystywana do symulowania różnych zdarzeń, takich jak kolizje, strzały czy interakcje z obiektami, co zwiększa immersję i realizm. Korzyści z haptyki w iPhone Haptyka w iPhone niesie ze sobą wiele korzyści, zarówno dla użytkowników, jak i twórców aplikacji: - Lepsza interakcja: Użytkownicy mogą lepiej "poczuć" swoje urządzenie, co sprawia, że korzystanie z iPhone'a jest bardziej naturalne i angażujące. - Wysoka precyzja: Dzięki precyzyjnym wibracjom, użytkownicy mogą łatwo rozpoznać różne rodzaje powiadomień i interakcji, co zwiększa efektywność korzystania z urządzenia. - Dostosowanie: Twórcy aplikacji mogą wykorzystać haptykę do tworzenia bardziej zaawansowanych i interaktywnych aplikacji, które oferują użytkownikom wyjątkowe doświadczenia. Haptyka w iPhone to technologia, która mimo że działa w tle, znacząco wpływa na sposób, w jaki korzystamy z naszych urządzeń. Dzięki niej interakcje stają się bardziej intuicyjne i angażujące, a użytkownicy mogą cieszyć się bardziej realistycznym i przyjemnym doświadczeniem. Podsumowanie Haptyka w iPhone to zaawansowana technologia, która znacząco poprawia doświadczenie użytkownika, sprawiając, że interakcje z urządzeniem stają się bardziej intuicyjne i angażujące. Dzięki Taptic Engine, użytkownicy mogą cieszyć się precyzyjnymi wibracjami, które informują o różnych akcjach i powiadomieniach, zwiększając komfort i efektywność korzystania z telefonu. Jednak jak każda technologia, również haptyka może czasem napotkać problemy. Jeśli doświadczysz jakichkolwiek usterek związanych z haptyką lub innymi funkcjami swojego iPhone'a, warto skontaktować się z profesjonalnym serwisem. www.AppleHome.pl - serwis iPhone w Warszawie, oferuje fachową pomoc i naprawy, które przywrócą pełną funkcjonalność Twojego urządzenia. Dzięki wsparciu ekspertów, możesz być pewien, że Twój iPhone będzie działał jak nowy, a haptyka znów zapewni wyjątkowe doznania dotykowe. « powrót do artykułu
-
Po 60 latach badań i sporów naukowych ukazał się artykuł, opisujący najbardziej prawdopodobny scenariusz losu Celtów, których szczątki znaleziono w 1965 roku podczas prac remontowych kanału Thielle. Odkryto wówczas ruiny celtyckiego mostu oraz szkielety 20 osób. Od tego czasu los tych ludzi był przedmiotem licznych sporów. Teraz grupa archeologów, antropologów, tanatologów, biochemików i genetyków przejrzała dostępne dowody i doszła do wspólnej konkluzji. Celtowie byli kulturą słowa, pozostawili po sobie niewiele zabytków pisanych. Znaczna część informacji na ich temat pochodzi z pamiętników Juliusza Cezara. To opowieść o wrogu, więc niekoniecznie jest obiektywna i kompletna, mówi doktor Zita Laffranchi z Instytutu Medycyny Sądowej Uniwersytetu w Bernie. Dzięki badaniom archeologicznym możemy oddać głos ludziom, którzy nie pozostawili po sobie zapisków, dodaje. Przez dziesięciolecia spór toczył się wokół dwóch hipotez. Jedna mówiła, że doszło do tsunami lub nagłej powodzi, która doprowadziła do zawalenia się mostu i śmierci znajdujących się na nim ludzi. Zgodnie z drugą hipotezą szczątki należały do ludzi złożonych w ofierze, a skądinąd wiemy, że Celtowie poświęcali ludzi i często rytuały takie odbywały się w kontekście związanym z wodą. Kości zmarłych zachowały się w bardzo dobrym stanie. W pięciu czaszkach znaleziono nawet fragmenty mózgów. Sugeruje to, że niedługo po śmierci ciała zostały przykryte przez osady. Na kościach widoczne są liczne tępe urazy, od nóg po głowy. Wydaje się, że ich przyczyną były gwałtowne uderzenia. Jednoczenie nie znaleziono żadnych śladów wskazujących na celowe uderzenia, ani na uderzenia ostrymi przedmiotami. Takie ślady są znajdowane w innych europejskich miejscach, gdzie składano ofiary z ludzi. Dowody te, oraz fakt, że niektóre kości były splątane z fragmentami drewna, wskazują, że doszło tutaj do wypadku. Zatem hipoteza o tsunami wydaje się bardziej prawdopodobna. Szwajcaria, kraj bez dostępu do morza, nie kojarzy się raczej z tsunami. Ale wydarzenia takie mogą tam mieć miejsce. Przed kilkunastu laty informowaliśmy o znalezieniu pierwszych fizycznych dowodów na tsunami, które zalało Genewę w 563 roku. Autorzy obecnych badań poddali część zębów i kości analizie chemicznej, przeprowadzili datowanie radiowęglowe i badania genetyczne. Stwierdzili, że mają do czynienia ze szczątkami co najmniej 20 osób, które nie były ze sobą rodzinnie powiązane. Ofiary do młoda dziewczyna, dwoje dzieci i 17 osób dorosłych, z czego 15 to prawdopodobnie mężczyźni. Większość z dorosłych była młoda. Ta wyraźna nierównowaga płci może na przykład wskazywać, że mieliśmy tutaj do czynienia z grupą więźniów lub niewolników, których poświęcono, jednak mogła to być też grupa wędrownych kupców lub niewielki oddział wojskowy. W niektórych przypadkach datowanie radiowęglowe nie dało precyzyjnych wyników, więc nie można z całą pewnością stwierdzić, że wszystkie osoby zmarły w tym samym czasie i że ich śmierć miała związek ze zniszczeniem mostu. Dane izotopowe wskazują, że 5 do 8 zmarłych osób nie pochodziło z tych okolic. Biorąc to wszystko pod uwagę, jest bardzo prawdopodobne, że miał mu miejsce nagły wypadek. Jednak ten most stał przez jakiś czas. Mógł być miejscem składania ofiar z ludzi, można przypuszczać, że niektóre ciała znalazły się tutaj przed wypadkiem. Nie ma powodu, by całkowicie wykluczać którąś z hipotez, dodaje Marco Milella z Uniwersytetu w Bernie. « powrót do artykułu
-
Laser tytanowo-szafirowy to wyjątkowe urządzenie, przestrajalny laser na ciele stałym. Pracuje w zakresie od 690–1080 nm, jest używany w optyce, spektroskopii czy neurologii. Może generować wyjątkowo krótkie impulsy femtosekundowe. Jednak te wyjątkowe właściwości wiążą się zarówno z dużymi rozmiarami wynoszącymi ponad 2 decymetry sześcienne i wysoką ceną liczoną w setkach tysięcy dolarów. Jakby tego było mało, do pracy potrzebuje laserów pompujących, z których każdy kosztuje 30 000 USD. Dlatego lasery tytanowo-szafirowe nie są stosowane tak szeroko, jak na to zasługują. Inżynierowie z Uniwersytetu Stanforda stworzyli laser tytanowo-szafirowy na chipie. Urządzenie jest cztery rzędy wielkości (10 000x) mniejsze i trzy rzędy wielkości (1000x) tańsze niż wcześniej wytwarzane lasery. To całkowite odejście od dotychczasowego modelu. Zamiast jednego dużego drogiego lasera, laboratoria będą sobie mogły pozwolić na setki takich laserów na układzie scalonym. A do ich pompowania wystarczy zwykły wskaźnik laserowy, mówi profesor Jelena Vučković, główna autorka artykułu opisującego zminiaturyzowany laser. Urządzenia tytanowo-szafirowe są tak wartościowe ze względu na szeroki zakres pracy oraz możliwość generowania ultrakrótkich impulsów. Dzięki pracy naukowców ze Stanforda będą mogły się szeroko rozpowszechnić. Nowy laser pracuje z zakresie od 700 do 1000 nanometrów. Może zostać wykorzystany w fizyce kwantowej do budowy komputerów kwantowych. W neurologii zostanie wykorzystany na polu optogenetyki do kontrolowania neuronów za pomocą światła. Miniaturowe lasery można umieszczać w różnego rodzaju sondach i próbnikach używanych w eksperymentach naukowych. Przyda się w okulistyce, gdzie może posłużyć zarówno podczas operacji oczu, jak i do obrazowania stanu siatkówki. « powrót do artykułu
-
Norwescy archeolodzy poinformowali o unikatowym odkryciu. W ubiegłym roku w gminie Fredrikstad w południowo-wschodniej Norwegii, natrafiono na 41 okrągłych kamiennych formacji, a w centrum każdej z nich znaleziono skremowane ludzkie szczątki. Właśnie zakończono analizy resztek kości. Największe zdumienie budzi fakt, że większość skremowanych osób stanowiły dzieci. Niespodziewanego odkrycia dokonano podczas badania pobliskiej osady z epoki kamienia. Już samo znalezisko zaskoczyło archeologów, gdyż kamiennych kręgów nie było widać na powierzchni. Znajdowały się one 5-10 centymetrów pod darnią. Wszystkie są okrągłe lub owalne, a ich średnica waha się od 1 do 2 metrów. W części kręgów wyraźnie zaznaczono krawędzie oraz oznaczono środek za pomocą wyróżniającego się kamienia. Zakończone właśnie analizy pokazały, że część zmarłych stanowiły niemowlęta, a część dzieci w wieku od 3 do 6 lat. Datowanie wykazało, że dzieci chowano mniej więcej w latach 800–400 p.n.e. Cmentarz był więc wykorzystywany przez dłuższy czas, a zmarli nie byli ofiarami jednego wydarzenia, na przykład epidemii. Archeolodzy chcą się teraz skupić na badaniu przedmiotów znalezionych w grobach. Zauważyli na przykład, że nie wszystkie ceramiczne naczynia służyły jako urny. Niektóre umieszczono między grobami. Jesteśmy bardzo ciekawi, co jest w środku, mówi dyrektorka wykopalisk Guro Fossum. We wczesnej epoce brązu i przedrzymskiej epoce żelaza na tereni dzisiejszej Norwegii zmarłych kremowano na stosach pogrzebowych. Następnie resztki kości albo chowano w dołach, albo rozrzucano na ziemi, a nad miejscem takiego pochówku układano kamienie. Często w kształt spirali lub koła. Odkryty właśnie cmentarz wyróżnia się jednak wśród podobnych miejsc. Jest w tym miejscu coś szczególnego. Groby są bardzo blisko siebie. W przeszłości musiał być tu otwarty teren, przez który przemieszczali się ludzie, było więc to miejsce znane każdemu. Jamy paleniskowe i pozostałości po ogniskach wskazują, że odbywały się tutaj zgromadzenia i ceremonie związane z pochówkami. Ponadto każdy z grobów jest bardzo starannie wykonany. Każdy kamień precyzyjnie ułożono. Zastanawialiśmy się, kto włożył w to wszystko tyle wysiłku. A gdy nadeszły wyniki analizy, wszystko stało się jasne. Były to groby małych dzieci, opowiada Fossum. Naukowcy zadają sobie pytanie, dlaczego dzieci pochowano na osobnym cmentarzu, dlaczego właśnie tam i w jaki sposób utrzymano tę tradycję przez setki lat. Przyznają, że nie wiedzą nic o wierzeniach ludzi, którzy korzystali z cmentarza, dlaczego zmarłych spalono i pochowano. Może wierzono, że ciało musi zostać zniszczone przez ogień, by uwolnić duszę? Być może chodziło o upamiętnienie zmarłych, tak, jak i my robimy to obecnie poprzez rytuały i ceremonie. Uwagę zwraca też fakt, że wszystkie groby są do siebie podobne, te dziecięce i te dorosłych. Wskazuje to, że ówczesne społeczeństwo było egalitarne. Na cmentarzu znaleziono tylko jeden grób z naszej ery. Później praktyki pogrzebowe zaczęły ulegać zmianie, pojawiła się hierarchia i osoby znaczące zaczęto chować w dużych kurhanach. « powrót do artykułu
-
Trwające od 2021 r. erupcje na półwyspie Reykjanes na Islandii mogą trwać przez dziesiątki a nawet setki lat, zagrażając najgęściej zaludnionemu regionowi wyspy i jego infrastrukturze, ostrzegają naukowcy z Islandii, Czech, Szwecji i USA. Seria erupcji rozpoczęła się 19 marca 2021 roku. Z kolei przed czterema miesiącami okazało się, że wcześniejsze pęknięcie w skorupie ziemskiej wywołało rekordowy wpływ magmy. Naukowcy obawiają się, że na tym nie koniec. Przez 800 lat na Reykjanes nie notowano aktywności wulkanicznej. Jednak wcześniejsze epizody były bardzo długotrwałe, co nie skłania do optymizmu. W ciągu ostatnich 4000 lat na Reykjanes trzykrotnie doszło do epizodów ryftowych, które wiązały się z aktywacją czterech z pięciu systemów wulkanicznych: Reykjanes, Svartsengi, Krýsuvík i Brennisteinsfjöll. Ostatni z epizodów miał miejsce w latach 800–1240. W tym czasie jedynym systemem, który pozostał nieaktywny był Fagradalsfjall. I to właśnie on się obecnie obudził. Naukowcy z Uniwersytetu Islandzkiego, Czeskiej Akademii Nauk, University of Oregon, Uniwersytetu w Uppsali i Uniwersytetu Kalifornijskiego w San Diego opublikowali na łamach pisma Terra Nova artykuł, w którym podsumowali wyniki badań prowadzonych przez ostatnie trzy lata. Ilya Bindeman z Uniwersytetu w Oregonie mówi, że przyczyną obecnych erupcji jest ruch płyt kontynentalnych, jednak nie wiemy, co jest źródłem magmy ani którędy dokładnie wydobywa się ona na powierzchnię. A to bardzo ważne kwestie. Na półwyspie znajduje się osiem aktywnych wulkanicznie miejsc, więc zrozumienie, czy są one zasilane z jednego wspólnego zbiornika magmy, czy z wielu niezależnych oraz na jakiej głębokości jest ten zbiornik lub zbiorniki, pozwoliłoby określić, jak długo będą trwały erupcje i jaki będą miały wpływ na powierzchnię. W swoich poszukiwaniach autorzy badań wykorzystali dane geochemiczne i sejsmiczne. Przeprowadzili analizy izotopowe skał z dwóch różnych wulkanów i stwierdzili, że podobieństwa są tak duże, iż wskazuje to na wspólne źródło magmy. Z kolei analiza danych sejsmicznych sugeruje, że zbiornik ten znajduje się na głębokości 9–12 kilometrów pod powierzchnią. Jednak zbiornik jest z pewnością zasilany przez topiące się skały położone jeszcze głębiej, a to może oznaczać, że erupcje potrwają przez co najmniej dekady. Nie wiadomo jednak, jak długo, ani jak długie będą przerwy pomiędzy poszczególnymi erupcjami. « powrót do artykułu
-
Fuzja jądrowa może w przyszłości stać się niewyczerpanym źródłem czystej energii. Badania nad fuzją prowadzi się między innymi w tokamakach, gdzie uwięziona plazma kontrolowana jest za pomocą magnesów. Jedną z ważnych metod poprawy kontroli uwięzienia plazmy jest grzanie wiązkami neutralnymi (NBI – Neutral Beam Injection), które podgrzewają ją do 150 milionów stopni Celsjusza. NBI nie tylko podgrzewa plazmę, ale wprowadza ją w rotacje wokół komory tokamaka, co ma poprawiać jakość uwięzienia. Naukowcy z General Atomics i University of California San Diego przeprowadzili badania za pomocą najpotężniejszego na świecie superkomputera Frontier. Precyzyjne symulacje turbulencji na brzegach plazmy dały zaskakujące wyniki. Brzegi plazmy to bardzo ważny region, gdyż decyduje on o uwięzieniu energii i ciepła w całej plazmie. Jednak prowadzenie obliczeń dla tego regionu jest bardzo trudne. Trzeba bowiem uwzględnić, często ignorowane, subtelne interakcje pomiędzy bardzo ciężkimi jonami, a bardzo lekkimi elektronami, mówi główna autorka badań, Emily Belli. A gdy naukowcy nie mają precyzyjnych danych z tego obszaru, muszą polegać wyłącznie na wiedzy z fizyki jonów lub z fizyki elektronów. Nie są w stanie opisać interakcji pomiędzy nimi. Stało się to możliwe dzięki Frontier, dodaje uczona. Zespół Belli modelował wpływ rotacji plazmy na jony i elektrony. Wcześniejsze badania wskazywały, że rotacja zmniejsza turbulencje powodowane przez jony. Przypuszczano też, że nie wpływa na elektrony, gdyż są lekkie i szybkie. Jednak przeprowadzone właśnie symulacje pokazały coś wręcz przeciwnego. Okazało się, że jeśli uwzględni się interakcje pomiędzy jonami i elektronami, rotacja zwiększa turbulencje, co z kolei zmniejsza jakość uwięzienia plazmy. [...] To nie jest korzystne dla reaktora, wyjaśnia Belli. Odkrycie może prowadzić do udoskonalenia metod pracy z tokamakami, w tym z najsłynniejszym i największym z nich, ITER, który po raz pierwszy ma zostać uruchomiony w przyszłym roku. « powrót do artykułu
-
Założyciel WikiLeaks, Julian Assange, opuścił brytyjskie więzienie i pod koniec tygodnia powinien znaleźć się w Australii. Najpierw jednak stanie przed amerykańskim sądem. Tym samym zakończyła się wieloletnia saga mężczyzny, o którego sprawie po raz pierwszy pisaliśmy w 2010 roku. Informowaliśmy wówczas, że władze USA chcą przesłuchać Assange'a, gdyż otrzymały informację, że w jego ręce trafiła olbrzymia ilość tajnych dokumentów, przekazanych mu przez analityka wywiadu, Bradleya Manninga. Przez długi czas władze USA nie były w stanie wysunąć przeciwko Assange'owi żadnych oskarżeń, gdyż chroniła go Pierwsza Poprawka do Konstytucji, zapewniająca wolność słowa. Na gruncie amerykańskiego prawa ujawnienie tajemnic państwowych przez osobę, która nie była zobowiązana do ich przestrzegania, nie jest przestępstwem. Założyciel Wikileaks przebywał w Wielkiej Brytanii, gdy w Szwecji pojawiły się przeciwko niemu oskarżenia o gwałt. Zresztą oparte na dość wątpliwych dowodach. Szwecja zwróciła się do Wielkiej Brytanii o aresztowanie i ekstradycję mężczyzny. Po aresztowaniu Assange został szybko warunkowo zwolniony i miał na wolności oczekiwać na decyzję ws. ekstradycji. Mężczyzna obawiał się, że jeśli trafi do Szwecji, ta wyda go Stanom Zjednoczonym. Obawy takie formułował, mimo że w USA nie postawiono mu zarzutów, a specjaliści uważali, iż takich zarzutów postawić się nie uda. Jednak administracja prezydenta Obamy wciąż szukała rozwiązań prawnych, które pozwalałyby oskarżyć Assange'a. Gdy więc brytyjski sąd zgodził się na ekstradycję Australijczyka do Szwecji, ten uciekł na teren ambasady Ekwadoru i uzyskał azyl. Kilka lat później, w 2019 roku Ekwador cofnął zgodę o azyl i poprosił brytyjską policję o wejście na teren ambasady i aresztowanie Assange'a. Ten natychmiast trafił do więzienia. Z czasem został skazany za naruszenie zasad zwolnienia warunkowego. Niedługo potem Szwecja wycofała zarzuty o gwałt, ale amerykańska prokuratura postawiła mu zarzut konspirowania w celu uzyskania nielegalnego dostępu do systemu komputerowego i tajnych informacji. Zarzuty spotkały się z oburzeniem i sprzeciwem prawników. Prokuratura twierdziła bowiem, że czyn konspirowania polegał na umieszczeniu na witrynie WikiLeaks zachęty do ujawniania tajemnic rządowych. To bardzo naciągana interpretacja. O ile bowiem przestępstem byłoby namawianie Manninga przez Assange'a do ujawnienie tajemnic, to w tym przypadku mamy do czynienia ze zbyt szeroką interpretacją. Lata 2019–2024 spędził Assange w brytyjskim więzieniu o zaostrzonym rygorze – Belmarsh – odsiadując wyrok za złamanie zasad zwolnienia warunkowego oraz w oczekiwaniu na rozpatrzenie amerykańskiego wniosku ekstradycyjnego. Pojawiło się wiele głosów sprzeciwu wobec ekstradycji, w obawie, że w USA zostanie źle i niesprawiedliwie potraktowany. W końcu – w wyniku negocjacji pomiędzy Wielką Brytanią, USA i Australią – sprawa została rozwiązana. W tej chwili wiemy, że Julian Assange odleciał z Wielkiej Brytanii w towarzystwie wysokiego komisarza Australii w Wielkiej Brytanii. Udał się na położone na Pacyfiku Mariany Północne, wyspy stanowiące terytorium zależne USA. Tam, zgodnie w umową, w najbliższą środę stanie przed sądem federalnym i przyzna się do zarzutu konspirowania w celu nielegalnego uzyskania dostępu do tajnych informacji. Prokuratura będzie domagała się 62 miesięcy więzienia i zaliczenia w poczet kary czasu spędzonego przez Assange'a w Belmarsh. Następnie założyciel Wikileaks wróci do Australii. Nawet gdyby USA w przyszłości próbowały go o cokolwiek oskarżyć, w ojczyźnie będzie bezpieczny, gdyż umowa między Australią a Stanami Zjednoczonymi przewiduje, że żaden z krajów nie wyda drugiemu własnego obywatela. « powrót do artykułu
-
W 2019 roku podczas remontu domu w Carmonie na południu Hiszpanii pod współczesnym budynkiem odkryto rzymski grób z I wieku. Był to prawdopodobnie grób rodzinny, złożony z ośmiu nisz. Dwie były puste, w sześciu znajdowały urny z ludzkimi szczątkami oraz dobra grobowe. Jedna z urn, szklana olla ossuaria z uchwytami w kształcie litery M, została zamknięta w ołowianym pojemniku. W urnie, oprócz ludzkich szczątków, znajdował się czerwonawy płyn. Archeolodzy mieli nadzieję, że to wino – bardzo ważny element rzymskich tradycji pogrzebowych. Dotychczas najstarszym zachowanym winem w stanie ciekłym jest prawdopodobnie butelka tzw. wina ze Speyer przechowywana w Historiche Museum der Pfaltz. Została ona znaleziona w 1867 roku w grobie odkrytym w Speyer. Specjaliści podejrzewają, że zawiera ona wino z 325 roku. Jednak założenie to nigdy nie zostało sprawdzone, gdyż nie pobrano próbek do analizy. Dlatego też specjaliści nie mogli się doczekać, aż przetestują płyn z Cremony. Dotychczas wszystkie analizy rzymskiego wina bazowały na badaniu resztek zaabsorbowanych przez ściany naczynia. Nigdy, z wyjątkiem wina ze Speyer, nie znaleziono rzymskiego wina w stanie ciekłym. Na początku archeolodzy wykluczyli, by płyn w urnie pochodził z jakiegoś przecieku do grobu czy kondensacji. W całym grobie nie znaleziono żadnych śladów przedostania się wody, urna w sąsiedniej niszy, w której panowały takie same warunki, była sucha. Szczegółowe badania płynu przeprowadzono w Uniwersytecie w Kordobie. Wykazały one, że płyn pH płynu wynosi 7,5, jest więc znacznie wyższe niż pH win (3,0–3,5) produkowanych obecnie w regionie obejmującym dawną rzymską prowincję Baetica, w którym urnę znaleziono. Uzyskana wartość wskazywała na wysoki stopień rozkładu potencjalnego wina. Również proporcje węgla, azotu i siarki pokazywało, że w płynie zachowało się niewiele materii organicznej. Takiego wyniku można się było spodziewać w odniesieniu do wina, w którym doszło do mineralizacji składników organicznych. Dzięki Columelli, który w XII księdze swojej De Re rustica opisał produkcję wina w Baetice, wiemy, jaki mógł być skład minerałów w tym winie. Okazał się on zgodny z tym, co znajdowało się w płynie. Co więcej, stwierdzono w nim obecność siedem polifenoli, które występują w obecnie produkowanych winach w tym regionie Andaluzji. Obrazu dopełniły zaś badania przeprowadzone metodą spektrometrii mas sprzężonej z plazmą wzbudzaną indukcyjnie. Nie wykazały one obecności kwasu syryngowego, który powstaje podczas rozkładu czerwonego wina. Oznaczało to, że w urnie znajdowało się wino białe, co dodatkowo zostało potwierdzone badaniem profilu soli obecnych w płynie. Wszystko więc wskazuje na to, że mamy tutaj do czynienia z najstarszym na świecie winem zachowanym w stanie ciekłym. « powrót do artykułu
-
Menopauza to niełatwy czas w życiu każdej kobiety. Ustanie aktywności hormonalnej jajników prowadzi nie tylko do zahamowania cyklu miesiączkowego, ale również do wystąpienia szeregu innych, często nieprzyjemnych symptomów. Jednym z nich są bóle mięśniowe i kostno-stawowe. Dlaczego tak się dzieje? Jak zapobiegać dolegliwościom bólowym, a – gdy już wystąpią – łagodzić je? Zapraszamy do lektury. Co to jest menopauza i jak się objawia? Światowa Organizacja Zdrowia (WHO) definiuje menopauzę (przekwitanie, klimakterium) jako ostatnią miesiączkę, związaną z fizjologicznym wygaszaniem czynności hormonalnej jajników, po której przez co najmniej 12 miesięcy nie wystąpi krwawienie menstruacyjne. Średni wiek, w którym kobiety przekwitają, to 50–53 lata, niemniej menopauza to proces, którego pierwsze objawy mogą być widoczne już kilka lat wcześniej. Wczesne symptomy klimakterium obejmują: uderzenia gorąca,problemy ze snem (trudności w zasypianiu, częste pobudki, bezsenność), wzmożoną potliwość, szczególnie nocą, zmęczenie, osłabienie, zaburzenia nastroju (przygnębienie, stany depresyjne, rozdrażnienie, stany lękowe), kołatania serca, uczucie niepokoju, problemy z koncentracją, bóle i zawroty głowy, bóle kości, mięśni i stawów (bolące mogą być zarówno drobne kości rąk i nóg, a także większe partie ciała). W późniejszym okresie pojawiają się oznaki menopauzy, które mogą zaburzać funkcjonowanie całego organizmu. Kobiety zmagają się z dolegliwościami ze strony układu moczowo-płciowego (nawracające infekcje intymne, suchość pochwy) i przyspieszonym starzeniem się skóry, związanym z ubytkiem kolagenu. Do wachlarza nieprzyjemnych objawów menopauzy dochodzą problemy z utrzymaniem prawidłowej masy ciała, a także zwiększone ryzyko osteoporozy i chorób układu krążenia. Dlaczego pojawiają się bóle mięśni i kości przy menopauzie? Bóle kości i mięśni przy menopauzie związane są z zachodzącymi w organizmie zmianami hormonalnymi, a dokładniej mówiąc – ze spadkiem poziomu estrogenów. Receptory dla tego żeńskiego hormonu płciowego znajdują się w stawach. Estrogen chroni je przed stanem zapalnym. W okresie przekwitania, gdy jego stężenie maleje, działanie ochronne ustaje, a stawy często puchną, stają się tkliwe i bolesne. Fizjologiczny spadek poziomu hormonów płciowych to bezpośrednia przyczyna bolących kości i stawów podczas menopauzy. Ale to nie wszystko. Kobiety w okresie przekwitania są bardziej podatne na rozwój innych chorób, które mogą objawiać się podobnymi dolegliwościami. Jedną z nich jest reumatoidalne zapalenie stawów (RZS), którego objawy zaostrzają się u kobiet w okresie menopauzy. Co więcej, wczesne przekwitanie jest czynnikiem ryzyka wystąpienia pierwszego rzutu choroby. U kobiet w okresie klimakterium, które chorują dodatkowo na RZS, obserwuje się dwukrotnie wyższy wskaźnik umieralności niż u tych bez chorób współistniejących. Po czym poznać RZS? Po tkliwych i obrzękniętych stawach. Początkowo bolące są drobne kości w dłoniach i stopach. Wraz z postępem choroby stan zapalny obejmuje większe stawy. Drugą chorobą, której jednym z objawów są bolące kości, a której ryzyko rośnie u kobiet po menopauzie, jest osteoporoza. Warto jednak zaznaczyć, że w tym przypadku dolegliwości bólowe mają zwykle charakter wtórny. Choroba często przez wiele lat rozwija się bezobjawowo, a pierwszym jej symptomem są złamania kości. Przebyte złamania często pozostawiają po sobie ślad w postaci utrzymującego się stanu bolących kości, przede wszystkim piszczelowych, udowych i biodrowych. Dlaczego na rozwój osteoporozy szczególnie narażone są kobiety po menopauzie? Po raz kolejny winne są hormony, których obniżony poziom skutkuje utratą gęstości tkanki kostnej. Bolesność i tkliwość stawów u kobiet w okresie klimakterium może więc wynikać z samego procesu przekwitania, jak również z pojawienia się – lub zaostrzenia – innych chorób objawiających się dolegliwościami ze strony układu mięśniowo-szkieletowego. Jak radzić sobie z bolącymi kośćmi i stawami podczas menopauzy? Choć klimakterium jest procesem fizjologicznym, nie oznacza to, że nie ma sposobów na łagodzenie jego objawów. W przypadku bólu mięśni i kości przy pomocne okazują się: regularna aktywność fizyczna, odpowiednia suplementacja i dieta na menopauzę. Aktywność fizyczna a bolące kości i stawy Aktywność fizyczna ma ogromne znaczenie dla utrzymania stawów w dobrej kondycji. Ruch zapewnia lepsze krążenie krwi, a wraz z nim sprawniejszy transport tlenu i składników odżywczych do wszystkich komórek organizmu, w tym także do stawów. Odżywione i dotlenione stają się silniejsze i mniej podatne na rozwój stanu zapalnego. Nie każda jednak aktywność fizyczna będzie korzystna dla kobiet, które zmagają się z dolegliwościami bólowymi. Najlepiej sprawdzą się sporty nieobciążające zanadto stawów, takie jak pływanie, pilates czy nordic walking. Sporty kontuzjogenne: bieganie, podnoszenie ciężarów czy jazda na nartach nie będą najlepszym wyborem. Gdy stawy bolą, czasem trudno zmusić się do podjęcia aktywności fizycznej. Brak ruchu jednak może nasilać dolegliwości. W ten sposób wpada się w mechanizm błędnego koła. Dlatego warto, szczególnie w przypadku osób nieuprawiających wcześniej sportów, postawić na metodę małych kroków: krótkie, łatwe do wykonania ćwiczenia nie będą zbyt obciążające, ale niezwykle korzystne dla stawów i całego organizmu. Wpływ kolagenu na bóle kości przy menopauzie Aktywność fizyczna może złagodzić ból stawów, ale pomocna może być również odpowiednia suplementacja. Substancją o szczególnym znaczeniu dla zdrowych kości jest kolagen – białko tkanki łącznej. W okresie menopauzy dochodzi do jego szybkiej utraty. Dlatego suplementacja kolagenu ma szansę złagodzić występujące podczas menopauzy bóle kości, a także ograniczyć sztywność i tkliwość stawów oraz poprawić ich elastyczność. Co więcej, kolagen poprawia również kondycję skóry: zwiększa jędrność, redukuje zmarszczki, zmniejsza widoczność porów. Dieta przy menopauzie i na zdrowe kości Suplementacja kolagenu i innych substancji powinna stanowić wyłącznie dodatek do zdrowej, zbilansowanej diety. Pamiętajmy, że ze względu na spowolniony metabolizm, okres menopauzy to czas, kiedy łatwo przybrać na wadze. Naddatkowe kilogramy obciążają bolące stawy i mięśnie. Posiłki powinny więc być tak skomponowane, aby nie przekraczać dziennego zapotrzebowania kalorycznego, które w tym wieku wynosi ok. 2000 kcal na dobę. Pomoże w tym spożywanie dużej ilości warzyw i produktów pełnoziarnistych bogatych w błonnik oraz wypijanie odpowiedniej ilości płynów (wody, herbat ziołowych). Warto zaś ograniczyć – lub całkowicie wyeliminować – żywność wysoko przetworzoną, alkohol, słodkie i słone przekąski. Wartościowym składnikiem diety są tłuste ryby morskie (łosoś, makrela, sardynka). Dlaczego? Dostarczają wielonienasyconych kwasów tłuszczowych omega-3, które działają przeciwzapalnie, a tym samym mogą łagodzić bóle stawów i kości podczas menopauzy. Dieta ukierunkowana na zdrowe kości powinna również obfitować w produkty zawierające wapń (nabiał, ryby, orzechy). Jak zapobiegać bólom kości, mięśni i stawów w trakcie menopauzy? Natury nie da się oszukać – nie można uniknąć menopauzy. Ale jeszcze przed jej wystąpieniem warto – a wręcz powinno się – wdrożyć działania, które sprawią, że okres przekwitania minie łagodniej. Po pierwsze, warto zadbać o prawidłową masę ciała. Pomogą w tym aktywność fizyczna i zdrowa, zbilansowana dieta. Zrzucając zbędne kilogramy, odciążymy stawy. Ich lepsza kondycja przekłada się na mniejsze ryzyko dolegliwości bólowych w okresie menopauzy. Po drugie, warto przedyskutować z lekarzem wsparcie farmakologiczne, które może złagodzić nieprzyjemne objawy menopauzy. Coraz częściej zaleca się preparaty naturalne na bazie fitoestrogenów, czyli substancji roślinnych, które wykazują działanie zbliżone do żeńskich estrogenów. Druga możliwość to hormonalna terapia zastępcza, w ramach której przyjmuje się syntetyczne estrogeny. Jest ona jednak, w porównaniu do fitohormonów, obarczona większym ryzykiem działań niepożądanych. Po trzecie, warto regularnie wykonywać badania kontrolne i przestrzegać zaleceń lekarskich, szczególnie w sytuacji, gdy jeszcze przed menopauzą mierzymy się z chorobami mogącymi powodować bóle mięśni czy stawów. Skuteczna kontrola chorób podstawowych zmniejszy ryzyko powikłań czy zaostrzeń dolegliwości bólowych w okresie menopauzy. Piśmiennictwo: D. Alpizar-Rodriguez, F. Förger, D.S. Courvoisier, C. Gabay, A. Finckh A. Role of reproductive and menopausal factors in functional and structural progression of rheumatoid arthritis: results from the SCQM cohort. Rheumatology (Oxford), 58(3), 2019. L.H. Kuller, R.H. Mackey, B.T. Walitt i in., Determinants of mortality among postmenopausal women in the women's health initiative who report rheumatoid arthritis. Arthritis Rheumatol 66(3), 2014. F.E. Watt FE. Musculoskeletal pain and menopause. Post Reprod Health 24(1), 2018. T.J. de Villiers. Bone health and menopause: Osteoporosis prevention and treatment. Best Pract Res Clin Endocrinol Metab 38(1), 2024. S. Yelland, S. Steenson, A. Creedon, S. Stanner. The role of diet in managing menopausal symptoms: A narrative review. Nutr Bull 48(1), 2023. « powrót do artykułu
-
Fizycy z CERN-u szukają par bozonów Higgsa
KopalniaWiedzy.pl dodał temat w dziale Astronomia i fizyka
Odnalezienie bozonu Higgsa było tak skomplikowanym zadaniem, że specjalnie w tym celu zbudowano Wielki Zderzacz Hadronów. A skoro było to takie trudne, wyobraźmy sobie, jak wielkim wyzwaniem musi być zarejestrowanie dwóch bozonów Higgsa w tym samym miejscu. Jeśli udałoby się znaleźć pary bozonów Higgsa, możliwe byłoby zbadanie interakcji interakcji obu cząstek. Przypuszczają bowiem, że to podstawowy element Modelu Standardowego, łączącego mechanizm Higgsa ze stabilnością wszechświata. Pary bozonów Higgsa powstają prawdopodobnie 1000-krotnie rzadziej niż pojedyncze bozony. Jak jest to rzadkie wydarzenie, niech świadczy chociażby fakt, że podczas 1 sekundy w LHC dochodzi do 40 milionów zderzeń cząstek. Tymczasem podczas całej trzyletniej (2015–2018) 2. kampanii badawczej (Run 2) LHC prawdopodobnie zarejestrował zaledwie kilku tysięcy par bozonów Higgsa. Naukowcy stoją przed wyzwaniem polegającym na wyodrębnieniu z gigantycznej ilości danych powstających w ciągu 40 milionów zderzeń na sekundę, tych kilku tysięcy sygnałów, które mogły pojawić się w ciągu trzech lat pracy akceleratora. Badacze pracujący przy eksperymencie ATLAS opublikowali właśnie wyniki najbardziej szczegółowych poszukiwań par bozonów Higgsa i dowodów na wzajemne splątanie tych cząstek. Opierali się przy tym na pięciu badaniach prowadzonych nad parami Higgsa podczas Run 2. Ich analiza obejmuje ponad połowę wszystkich potencjalnych sygnałów świadczących po pojawieniu się poszukiwanych par. Każde z pięciu wspomnianych badań brało pod uwagę inny typ rozpadu pary bozonów. Najbardziej prawdopodobnym typem jest rozpad pary na cztery kwarki b (kwarki niskie, kwarki piękne). Jednak cztery kwarki b mogą pojawiać się też w procesach związanych oddziaływaniami silnymi (chromodynamiką kwantową), trudno więc odróżnić od siebie źródła takich grup kwarków. Rozpad pary Higgsa na dwa kwarki b oraz dwa leptony tau jest mniej „zanieczyszczony” innymi procesami, ale ma miejsce 5-krotnie rzadziej niż wcześniej opisany typ rozpadu. Ponadto pojawiają się w nim neutrina, których nie można zarejestrować, a to znakomicie utrudnia rekonstrukcję tego rozpadu. Pary mogą się rozpadać też na wiele leptonów, ale sygnatura takiego rozpadu jest bardzo skomplikowana. Inne zaś typy rozpadu mają co prawda wyraźne sygnatury, ale są niezwykle rzadkie. Autorzy analizy stwierdzili na przykład, że maksymalne tempo powstawania par bozonów Higgsa nie przekracza 2,9-krotności przewidywań Modelu Standardowego. Uściślili też parametry związane ze splątaniem bozonów i stwierdzili, że są one zgodne z przewidywaniami Modelu Standardowego. Obecnie naukowcy zajmują się analizą danych z rozpoczętej w 2022 roku 3. kampanii badawczej LHC. Mają nadzieję, że udoskonalony akcelerator pozwoli na zdobycie dowodów na istnienie par bozonów Higgsa. « powrót do artykułu -
Lot na Marsa może zniszczyć nerki astronautów
KopalniaWiedzy.pl dodał temat w dziale Astronomia i fizyka
Już od lat 70. ubiegłego wieku wiadomo, że z lotami kosmicznymi wiążą się zagrożenia zdrowotne. Dotychczas zauważono na przykład, że dochodzi do utraty masy kości, osłabienia wzroku i serca czy rozwoju kamieni nerkowych. Teraz naukowcy donoszą, że lot na Marsa może wiązać się z trwałym uszkodzeniem nerek, co stawia pod znakiem zapytania organizowanie tego typu misji. Nie mamy zbyt wielu danych dotyczących wpływu pobytu w przestrzeni kosmicznej na ludzkie zdrowie. Specjaliści uważają, że największe zagrożenie stwarzają wiatr słoneczne i promieniowanie kosmiczne. Tymczasem większość lotów załogowych odbywało się na niską orbitę okołoziemską, gdzie astronauci byli częściowo chronieni przez pole magnetyczne naszej planety. Jedynie 24 osoby, które wybrały się w misje na Księżyc, były narażone na oddziaływanie niezakłóconego promieniowania kosmicznego. Były to jednak misje krótkotrwałe, najwyżej kilkunastodniowe. Naukowcy z University College London i 40 instytucji z różnych krajów przeprowadzili serię eksperymentów i analiz, które miały dać odpowiedź na pytanie o wpływ długotrwałego lotu kosmicznego na nerki. Podczas badań wykorzystano próbki tkanek ludzi i myszy z ponad 40 misji na niską orbitę okołoziemską oraz 11 symulacji warunków w kosmosie, którym poddano myszy i szczury. Podczas siedmiu z tych eksperymentów symulowano trwające 18–30 miesięcy misje na Marsa. Okazało się, że nerki – zarówno ludzi, jak i zwierząt – ulegają szybkiej przebudowie pod wpływem warunków panujących w kosmosie. Już po mniej niż miesiącu dochodzi do skurczenia się nefronów, podstawowych struktur nerki. Zdaniem badaczy, to raczej wpływ mikrograwitacji, niż promieniowania kosmicznego. Konieczne jest jednak wyjaśnienie, czy połączenie mikrograwitacji i promieniowania może pogorszyć stan nerek. Dotychczas sądzono, że przyczyną, dla której w nerkach astronautów tworzą się kamienie, jest utrata masy kostnej, która prowadzi do akumulacji wapnia w moczu. Jednak obecnie badacze stwierdzili, że w przestrzeni kosmicznej dochodzi do zmiany sposobu przetwarzania soli przez nerki i prawdopodobnie to jest przyczyną formowania się kamieni. Jednak tym, co najbardziej martwi naukowców jest fakt, że u myszy, które poddano symulowanemu oddziaływaniu promieniowania kosmicznego podczas 30-miesięcznej misji, doszło do trwałego uszkodzenia i utraty funkcji nerek. Wiemy, co dzieje się z nerkami astronautów podczas dość krótkich misji kosmicznych, jakie dotychczas organizowano. Wiemy o problemach zdrowotnych, w tym o kamieniach nerkowych. Nie wiemy jednak, dlaczego te problemy się pojawiają i co stanie się z astronautą podczas dłuższych misji, jak lot na Marsa, stwierdza doktor Keith Siew. Jeśli nie opracujemy nowych sposobów ochrony nerek, to obawiam się, że astronauci po powrocie z Marsa będą potrzebowali dializ. Wiemy, że nerki dość późno pokazują, że zostały uszkodzone przez promieniowanie. A gdy sygnały takie się pojawiają, jest już za późno, by cokolwiek zrobić. A to może być katastrofalne dla misji, dodaje uczony. Profesor Stephen B. Walsh zauważa z kolei, że nie jesteśmy w stanie ochronić astronautów przed promieniowaniem kosmicznym za pomocą lepszych osłon samego pojazdu kosmicznego. Być może jednak, jeśli dowiemy się więcej o biologii nerek, będziemy mogli opracować rozwiązania technologiczne lub farmaceutyczne, które ułatwią długotrwałe podróże kosmiczne. A każdy lek, który pomoże astronautom, będzie też przydatny tutaj, na Ziemi. Na przykład mogą być to leki, które pozwolą na przyjmowanie większych dawek promieniowania podczas radioterapii. « powrót do artykułu -
Ledwie przed miesiącem informowaliśmy o znalezieniu mikroplastiku w jądrach ludzi i psów, a właśnie ukazał się artykuł, którego autorzy informują o odkryciu mikroplastiku w ludzkich penisach. Jego obecność każe zadać sobie pytanie o rolę mikroplastiku w obserwowanym wzroście odsetka młodych mężczyzn, którzy zmagają się z problemami z erekcją. Pytania o wpływ plastiku na zdrowie reprodukcyjne są tym bardziej zasadne, że odkryto go nie tylko w jądrach i penisach, ale również w spermie. Ludzie zanieczyścili środowisko naturalne plastikiem do tego stopnia, że jest on obecny dosłownie wszędzie. Od najbardziej dziewiczych, odległych od ludzkich siedzib regionów planety, po organizmy zwierząt, które zabija i wywołuje nowe, nieznane dotychczas choroby. Trafia on też i do naszych organizmów, chociażby wraz z wodą butelkowaną, herbatą parzoną w torebkach, wdychanym powietrzem, mięsem zwierząt. Mikroplastik dotarł też na dno najgłębszych rowów oceanicznych. A naukowcy znaleźli go w każdej ludzkiej tkance i organie, w których sprawdzali. Główny autor najnowszych badań, doktor Ranjith Ramasamy z University of Miami, mówi, że penis to dobrze ukrwiony, gąbczasty organ, więc jest narażony na wpływ mikroplastiku. Wiemy, że zaburzenia erekcji mają wiele przyczyn, gdyż do prawidłowej erekcji potrzebne są odpowiednie hormony, dobrze działające nerwy, sprawny przepływ krwi oraz prawidłowa tkanka mięśni gładkich. Znaleźliśmy mikroplastik właśnie w mięśniach gładkich penisa. Wiemy, że nie powinno go tam być i podejrzewamy, że może to prowadzić do nieprawidłowego działania mięśni gładkich. To kolejne odkrycie, które pokazuje, jak bardzo pilną jest potrzeba dokładnego zbadania wpływu mikroplastiku na ludzkie zdrowie, w tym na zdrowie reprodukcyjne. Od dziesięcioleci obserwuje się na przykład pogarszanie się jakości spermy i zjawisko to w znaczym stopniu pozostaje niewyjaśnione. Liczne badania naukowe wskazują, że przyczyną jest zanieczyszczenie środowiska środkami chemicznymi, jednak nie jest to pełne wyjaśnienie. Z badań na myszach wiadomo zaś, że u zwierząt tych mikroplastik pogarsza jakość spermy, powoduje zaburzenia rozwojowe i hormonalne. Ramasamy i jego zespół przyjrzeli się tkankom penisa 5 mężczyzn, u których wykonywano zabiegi chirurgiczne w związku z zaburzeniami erekcji. Mikroplastik znaleziono u czterech z nich. Były to głównie PET (Poli(tereftalan etylenu) i polietylen powszechnie używane do produkcji plastikowych opakowań oraz ubrań. « powrót do artykułu
-
Huawei to producent elektroniki, który już na stałe zagościł na polskim rynku. Świetny stosunek ceny do jakości przyciągnął wielu użytkowników do marki, którzy bardzo chętnie wybierają sprzęt tego właśnie producenta. Huawei w swojej ofercie posiada szeroki wybór smartfonów w różnych przedziałach cenowych. Począwszy od tanich telefonów dla mniej wymagających klientów, aż po topowe sprzęty o doskonałej specyfikacji. Prezentujemy najciekawsze smartfony Huawei dostosowane na każdą kieszeń. Telefony Huawei Nova - ciekawa propozycja ze średniej półki cenowej Smartfony ze średniej półki cenowej cieszą się zdecydowanie największą popularnością. Oferują wszystkie najnowsze funkcje, które wpływają na komfort użytkowania, a przy tym nie są bardzo obciążające dla domowego budżetu. Jednym z przedstawicieli tego segmentu urządzeń od Huawei jest model Nova 9. Marka Huawei przygotowała wyjątkowo stylowy smartfon o bardzo dobrej specyfikacji i licznych udogodnieniach. Przekątna ekranu wynosi aż 6,57", co gwarantuje wysoki komfort obsługi. Dodatkowo na pokładzie znajduje się 8 GB pamięci RAM i aż 128 GB pamięci na dane. Na duży plus zasługują również 4 obiektywy aparatu z tyłu o rozdzielczości 50 Mpix, 8 Mpix, 2 Mpix i 2 Mpix. Dodatkowo producent postawił na aparat przedni 32 Mpix. Dzięki temu zdjęcia są bardzo wysokiej jakości zarówno w dzień, jak i w nocy. Huawei Nova oferuje dla użytkowników również wbudowany w ekran czytnik linii papilarnych i pojemną baterię o długim czasie pracy. Telefony komórkowe od Huawei dla najbardziej wymagających Klienci oczekujący ponadprzeciętnych parametrów powinni sięgnąć po flagowe modele. Pozwalają na płynne działanie wszystkich aplikacji, robienie wyraźnych zdjęć i nagrywanie filmów w wysokiej rozdzielczości. Dla takich osób przygotowany został model P50 Pro w wersji klasycznej i składanej. Sprzęt oferuje topowe podzespoły, które zapewniają wygodę korzystania. Model P50 Pro wyposażony w klasyczny i składany ekran dotykowy wypada szczególnie dobrze w testach fotograficznych. Główny aparat oferuje świetne odwzorowanie kolorów oraz odpowiednią ostrość. Gdzie znaleźć smartfony Huawei w atrakcyjnych cenach? Klienci zainteresowani zakupem telefonu od Huawei powinni poszukać produktów w sklepie internetowym Empik pod adresem: https://www.empik.com/elektronika/telefony-i-smartwatche/smartfony,362301,s?brandFacet=huawei. W ofercie dostępna jest szeroka oferta powystawowych smartfonów Huawei, które są w idealnym stanie technicznym. Dzięki temu mogą posłużyć przez wiele lat i zagwarantować komfort użytkowania. Każdy z modeli posiada zainstalowany system Android, a dodatkowo do każdego modelu udzielana jest gwarancja. Na kupujących czeka również wygodna w użyciu wyszukiwarka, w której można wybrać rodzaj wyświetlacza, pamięć RAM, pamięć wewnętrzną i inne parametry. Dzięki temu łatwo można wyszukać idealny smartfon pod własne potrzeby. « powrót do artykułu
-
Nowe badania przeprowadzone przez Izraelską Służbę Starożytności, Uniwersytet w Tel Awiwie oraz Instytut Weizmanna pozwoliły na powiązanie wielu wydarzeń opisanych w Biblii z wynikami wykopalisk archeologicznych w Mieście Dawida w Jerozolimie. Dowiedzieliśmy się na przykład, że już w IX wieku p.n.e., za rządów króla Joasza – lub nawet wcześniej – Jerozolima rozrosła się w kierunku wzgórza Syjon, a mury miejskie odsłonięte przez archeologów w Mieście Dawida nie powstały, jak dotychczas sądzono, w czasach króla Ezechiasza. Wyniki prowadzonych przez niemal dekadę badań opublikowano na łamach PNAS. Naukowcy dokładnie datowali struktury wzniesione w Jerozolimie w czasach Pierwszej Świątyni oraz określili te obszary miasta, w których prowadzono szczególnie ożywioną działalność za rządów poszczególnych królów Judy. Dzięki temu możliwe stało się powiązanie biblijnych opisów aktywności budowlanej władców z aktywnością budowlaną widoczną w zapisie archeologicznym. Specjaliści wykonali datowanie radiowęglowe w czterech różnych obszarach wykopalisk, wykorzystując w tym celu znalezioną na miejscu materię organiczną, jak nasiona winogron, pestki daktyli czy szkielet nietoperza. Ich prace pozwoliły na rozstrzygnięcie wielu sporów dotyczących historii Jerozolimy od czasów rządów Dawida i Salomona. Zrekonstruowano wiele faktów od mniej więcej roku 1200 p.n.e., zatem jeszcze sprzed czasów obu władców, po zburzenie Pierwszej Świątyni przez Babilończyków w 586 roku przed Chrystusem. Nowe badania pozwoliły nam na lepsze poznanie historii rozwoju miasta. Dotychczas większość badaczy wiązało rozrastanie się Jerozolimy na zachód z okresem rządów króla Ezechiasza. Rozbudowa miasta miała być spowodowana napływem uchodźców – wypędzonych przez Asyryjczyków – z położonego na północy Królestwa Izraela. Nowe odkrycia potwierdzają jednak pogląd, że Jerozolima rozrastała się w kierunku wzgórza Syjon już w IX wieku, w czasach Joasza, na około sto lat przez wypędzeniami. To zaś wskazuje, że ekspansja Jerozolimy powiązana jest ze wzrostem demograficznym w królestwie Judy i umacnianiem się jego systemu politycznego oraz gospodarczego, mówi profesor Yuval Gadot z Uniwersytetu w Tel Awiwie. Również mury miejskie odkryte na wschodnich stokach Miasta Dawida są starsze niż sądzono. Przez dekady uważano, że wybudował je Ezechiasz. Teraz jednak jasne jest, że powstały za czasów Azariasza (Ozjasza). Jest to zgodne z relacją biblijną: Wybudował też Ozjasz baszty w Jerozolimie nad Bramą Węgła, nad Bramą Doliny, nad Narożnikiem i umocnił je (2 Krn 26,9). Dotychczas wielu naukowców sądziło, że mury wzniesiono za rządów Ezechiasza podczas powstania przeciwko królowi Asyrii, Sennacherybowi, w oczekiwaniu na spodziewane oblężenie miasta. Teraz jest oczywiste, że mur w części wschodniej, na terenie Miasta Dawida, powstał wcześniej, wkrótce po wielkim trzęsieniu ziemi za rządów Azariasza. Po wybudowaniu muru miasto rozrastało się i kwitło do czasu jego zniszczenia przez Babilończyków, stwierdził doktor Joe Uziel. Z nowych badań dowiadujemy się, że monumentalne budynki i wspaniałe rezydencje, które wzniesiono w IX i VIII wieku przed naszą erą były używane aż do roku 586 p.n.e., gdy Babilończycy zniszczyli Jerozolimę, kładąc kres Królestwu Judy. « powrót do artykułu
-
W piśmie Neuropsychologia opisano pierwsze badania, których celem było sprawdzenie zdolności poznawczych kobiet uprawiających sport podczas menstruacji. Wnioski zaskoczyły same uczestniczki. Panie sądziły, że podczas miesiączki ich wyniki będą gorsze. Tymczasem okazało się, że reagują szybciej i popełniają mniej błędów. To kolejne z badań dowodzące, że u kobiet w czasie cyklu dochodzi do zmian zdolności poznawczych. Naukowców interesują te zmiany, gdyż mogą wpływać chociażby na podatność na kontuzje. Wcześniejsze badania sugerowały, że kobiety są narażone na większe ryzyko kontuzji w fazie lutealnej. Prawdopodobnie ma to związek ze znaczącymi zmianami hormonalnymi zachodzącymi w ciele kobiety. Jednak dotychczas nie było wiadomo, jak zmiany te wpływają na ryzyko kontuzji. Badacze z University College London zebrali dane od 241 kobiet, które dwukrotnie, w 2-tygodniowych odstępach, wypełniały serię testów badających funkcje poznawcze. Panie skompletowały też 2-krotnie kwestionariusze dotyczące nastroju i objawów. Badacze wykorzystali aplikacje, które pozwoliły im na ocenienie, w jakiej fazie cyklu jest każda z uczestniczek. Testy, które wypełniały uczestniczki, badały procesy mentalne, które są typowe podczas uprawiania sportu zespołowego. Na przykład w jednym z nich paniom pokazywano rysunek uśmiechniętej lub zmarszczonej twarzy i miały nacisnąć spację tylko wówczas, gdy widziały twarz uśmiechniętą. Test badał procesy hamowania, uwagi, czas reakcji i dokładność. W innym teście trzeba było rozpoznać obracające się trójwymiarowe przedmioty, które przedstawiono w lustrzanym odbiciu. Taki test bada orientację przestrzenną. Z kolei test, podczas którego trzeba było przycisnąć spację w momencie zderzenia dwóch poruszających się kul sprawdzał wyczucie czasu w przestrzeni. Pomimo tego, że w czasie menstruacji kobiety informowały o gorszym samopoczuciu i uważały, że będzie miało to negatywny wpływ na uzyskane wyniki, w rzeczywistości ich czas reakcji był lepszy i popełniały mniej błędów. Na przykład czas reakcji w teście ze zderzającymi się kulami był średnio o 10 milisekund (12%) bardziej dokładny, bliższy momentu zderzenia. W teście badającym procesy hamowania uczestniczki robiły o 25% mniej błędów. Z badań wynika też, że najwolniejszy czas reakcji kobiety mają w fazie lutealnej. Reagują średnio 10-20 milisekund wolniej, niż w jakiejkolwiek innej fazie. Nie popełniają jednak więcej błędów. Jak wspomnieliśmy, wcześniejsze badania sugerowały, że w fazie lutealnej uprawiające sport kobiety odnoszą więcej kontuzji. Przyjęto założenie, jest jest to spowodowane zmianami biomechanicznymi w organizmie, które zachodzą pod wpływem hormonów. Jednak doktor Flaminia Ronca, główna autorka omawianych przez nas badań, nie była przekonana, czy za wszystko można obwiniać zmiany fizyczne. Biorąc pod uwagę fakt, że progesteron ma wpływ hamujący na korę mózgową, a estrogen ją stymuluje – co powoduje, że reagujemy wolniej lub szybciej – zaczęliśmy się zastanawiać, czy kontuzje nie mogą być spowodowane też zmianami w wyczuciu czasu podczas ruchu. Uczona dodaje, że najbardziej zaskakujący był fakt, iż w czasie miesiączkowania kobiety osiągnęły lepsze wyniki. Mamy nadzieję, że badania te staną się podstawą do szukania pozytywnych rozwiązań podczas rozmów między trenerami a zawodniczkami. To, jak się czujemy, nie zawsze odzwierciedla to, jakie wyniki możemy osiągnąć. Zaobserwowane różnice chociażby w poczuciu czasu mogą mieć duże znaczenie. Skądinąd wiadomo, że w sporcie różnica reakcji rzędu 10 milisekund może zdecydować o tym, czy zawodnik doświadczy lekkiej kontuzji czy wstrząśnienia mózgu. Tymczasem w teście zderzających się kul kobiety w fazie lutealnej miały średnio wyniki o 12 milisekund gorsze. « powrót do artykułu
-
W Morzu Śródziemnym, na głębokości 1,8 kilometra znaleziono wrak sprzed 3300 lat, zawierający setki nietkniętych naczyń. To najstarszy statek, jaki znaleziono poza szelfem kontynentalnym. Jednostkę handlową, która zatonęła 90 kilometrów na północ od wybrzeża Izraela, znalazła firma Energean poszukująca złóż gazu ziemnego. Badaniem zabytku zajęli się specjaliści z Izraelskiej Służby Starożytności. Zdaniem Jacoba Sharvita, dyrektora Jednostki Morskiej Izraelskiej Służby Starożytności, statek zatonął albo podczas sztormu, albo w wyniku ataku piratów. Odkrycie zmienia nasze pojmowanie historii. Jak nigdy wcześniej dowodzi, że starożytni marynarze byli w stanie przemierzać Morze Śródziemne w poprzek, nie musieli mieć brzegu w zasięgu wzroku. W miejscu jego zatonięcia widać tylko linię horyzontu. Możemy przypuszczać, że nawigowali orientując się na ciała niebieskie, mierząc pozycje Słońca i gwiazd. Doktor Karnit Bahartan, odpowiedzialny w Energean za kwestie środowiskowe poinformował, że mniej więcej rok temu zdalnie sterowany pojazd podwodny firmy trafił na dnie morza na stertę naczyń. Jesteśmy w stałym kontakcie z Izraelską Służbą Starożytności, więc wysłaliśmy im zdjęcia i okazało się, że dokonaliśmy sensacyjnego odkrycia, wykraczającą daleko poza naszą wyobraźnię, stwierdził. Przedstawiciele firmy, gdy dowiedzieli się o wadze odkrycia, stanęli na wysokości zadania. Wyznaczyli zespół do pomocy archeologom, wyekspediowali na miejsce statek wyposażony w narzędzia do pracy na dużych głębokościach, a firmowi technicy zaprojektowali i wykonali urządzenie, które pozwoliły w jak najmniej ryzykowny sposób wydobywać artefakty z tak dużej głębokości. Obrazy przesłane przez robota pokazały, że mamy do czynienia z jednostką o długości 12–14 metrów, która transportowała setki naczyń, z czego tylko część była widoczna na powierzchni. Muliste dno zakryło drugą warstwę naczyń, wydawało się też, że pod mułem znajdują się belki wchodzące w skład jednostki, stwierdza Sharvit. W ciągu pierwszych dwóch dni pracy wydobyto dwa naczynia, każde z innego końca statku. Dzięki temu naukowcy mogli dokładnie przyjrzeć się naczyniom i je zidentyfikować. Okazało się, że to kananejskie amfory przeznaczone do najbardziej efektywnego transportu tanich, masowo wytwarzanych produktów, takich jak oliwa, wino, owoce czy inne płody rolne. Znalezienie tak dużej liczby naczyń na pokładzie jednego statku oznacza, że pomiędzy krajem pochodzenia, a krajem przeznaczenia istniały silnie rozwinięte kontakty handlowe. To naprawdę sensacyjne odkrycie. Na Morzu Śródziemnym znaleziono dotychczas jedynie dwa statki z ładunkiem pochodzące z późnej epoki brązu: statki z przylądka Gelidonia i półwyspu Uluburun. Oba odkryto w pobliżu wybrzeża Turcji, dość blisko brzegu. Były dostępne za pomocą standardowego sprzętu do nurkowania. Naukowcy, opierając się na tych dwóch znaleziskach, stwierdzili, że w tamtym czasie żeglowano od portu do portu, cały czas mając brzeg w zasięgu wzroku. Obecne odkrycie zupełnie zmienia nasze pojmowanie żeglugi w starożytności. To pierwsza starożytna jednostka, którą znaleźliśmy w miejscu, z którego nie widać lądu. Otwiera nam ona wielkie pole badawcze. Statek spoczął na tak dużej głębokości, że zachował się takim, jaki był w chwili zatonięcia. Cały kontekst znaleziska nie został zakłócony ani przez nurków, ani przez rybaków, ani przez fale czy prądy, które wpływają na wraki znajdujące się na płytszych wodach, cieszy się Sharvit. « powrót do artykułu
-
Wyspy Zielonego Przylądka – pomysł na wakacje marzeń!
KopalniaWiedzy.pl dodał temat w dziale Artykuły
Jeżeli marzysz o egzotycznych wakacjach, pełnych słońca, pięknych plaż i niezapomnianych widoków, Wyspy Zielonego Przylądka są miejscem, które spełni wszystkie Twoje oczekiwania. Położone na Oceanie Atlantyckim, nieopodal wybrzeży Afryki, zapewniają nie tylko zapierające dech w piersiach krajobrazy, ale także bogatą kulturę i serdeczność mieszkańców. Sprawdź, jak zaplanować wakacje w tym magicznym miejscu! Wyspy Zielonego Przylądka składają się z dziesięciu głównych wysp, z których każda ma coś wyjątkowego do zaoferowania. Znajdziesz tu zarówno górzyste tereny, jak i rajskie, piaszczyste plaże. Miłośnicy sportów wodnych będą zachwyceni warunkami do nurkowania, kitesurfingu czy windsurfingu. Jeśli wolisz piesze wycieczki, Twoje serce podbiją malownicze szlaki, które prowadzą przez dziewicze krajobrazy. Wyspy Zielonego Przylądka – wakacje, których nie zapomnisz! Jeśli chodzi o Wyspy Zielonego Przylądka, wakacje w tym miejscu pozostają w pamięci na długo po powrocie do domu. Każda z wysp oferuje coś unikalnego – od zielonych, górzystych krajobrazów Santo Antão, przez tętniące życiem miasto Mindelo na São Vicente, po rajskie plaże Sal i Boa Vista. Każda z wysp ma swoje unikalne piękno i kulturę, co sprawia, że każdy dzień wakacji jest nowym odkryciem. Nie tylko przyroda, ale i kultura Wysp Zielonego Przylądka jest fascynująca. Mieszkańcy słyną z gościnności, a lokalna kuchnia kusi smakami egzotycznych przypraw i świeżych owoców morza. Warto spróbować lokalnych przysmaków, takich jak cachupa, tradycyjna potrawa z kukurydzy i fasoli. Wieczory można spędzać przy dźwiękach tradycyjnej muzyki morna, która przenosi w świat afrykańskich rytmów i melancholijnych melodii. DreamTours – wczasy najwyższych lotów Planując wakacje na Wyspach Zielonego Przylądka, warto skorzystać z oferty biura podróży DreamTours. Kompleksowe pakiety wakacyjne obejmują przelot, zakwaterowanie w najlepszych hotelach oraz liczne atrakcje na miejscu. Doświadczenie i pasja do podróży gwarantują, że każda wycieczka jest dostosowana do indywidualnych potrzeb klientów. DreamTours zapewnia również pełne wsparcie na miejscu. Lokalni przewodnicy pokażą Ci najpiękniejsze zakątki wysp, a także opowiedzą o ich historii i kulturze. Z biurem podróży odkryjesz Wyspy Zielonego Przylądka w sposób, który przekroczy Twoje najśmielsze oczekiwania. Inne, nieoczywiste popularne kierunki turystyczne Chociaż Wyspy Zielonego Przylądka są prawdziwą perłą, warto także rozważyć inne, mniej oczywiste kierunki turystyczne. To między innymi: Madera – znana jako wyspa wiecznej wiosny, która zachwyca bujną roślinnością i spektakularnymi klifami. To idealne miejsce dla miłośników przyrody i pieszych wędrówek; Azory – archipelag wulkanicznych wysp na Oceanie Atlantyckim. Azory przyciągają turystów swoim dzikim pięknem, krystalicznie czystymi jeziorami i gorącymi źródłami. To miejsce polecane osobom szukającym spokoju i bliskości z naturą. Wyspy Zielonego Przylądka to doskonały wybór na egzotyczne wakacje pełne przygód i relaksu. Jeśli szukasz innych pomysłów na wakacyjne wojaże, sprawdź wszystkie oferty biura DreamTours! « powrót do artykułu -
Czym jest rynek Forex? Wiedza w pigułce dla początkujących!
KopalniaWiedzy.pl dodał temat w dziale Artykuły
Kluczowym aspektem rynku Forex jest wymiana walut. Transakcje opierają się tutaj o pary walutowe. Traderzy kupują lub sprzedają konkretne pary zgodnie ze swoimi przewidywaniami odnośnie rynku. To, jak jedna waluta zachowuje się względem drugiej, przesądza o wyniku danej transakcji. Co to jest Forex? Forex to rynek walutowy. Jego nazwa pochodzi od angielskiego sformułowania foreign exchange, co oznacza dosłownie wymianę walut. Rynek Forex jest zdecentralizowany (OTC) i globalny, więc nie ma tu jednej giełdy czy wybranego podmiotu, który umożliwiałby transakcje. Całość prowadzona jest przez 24 godziny na dobę w wolnym obrocie za pośrednictwem sieci banków. Głównym zagadnieniem Forex są pary walutowe. Istotą handlu jest tu kupno jednej waluty i sprzedaż innej. Wszystkie ceny są w związku z tym kwotowane w oparciu o konkretne pary walutowe. Para składa się z waluty bazowej i waluty kwotowanej. Istnieje kilka rodzajów par walutowych. Rodzaje par walutowych Pary walutowe możemy podzielić na trzy najważniejsze rodzaje. Pierwszy z nich to główne pary walutowe (tzw. Majors). Walutą bazową lub kwotowaną jest tu USD, czyli dolar amerykański. Przykładem jest EUR/USD czy GBP/USD. Kolejnym rodzajem są pomniejsze pary walutowe (tzw. Minors). Są to kombinacje głównych walut, które nie zawierają jednak USD. Przykład to EUR/GBP czy EUR/JPY. Ostatnim rodzajem par walutowych są pary egzotyczne. Składają się one z jednej głównej waluty i waluty z kraju wschodzącego. Doskonałym przykładem są USD/PLN czy EUR/HUF. Pary egzotyczne są najrzadziej wybierane na rynku Forex, więc zdarza się, że mają niższą płynność i wysokie koszty transakcyjne (spread). Najważniejsze pojęcia z rynku Forex Forex to specyficzny rynek, który charakteryzuje się równie specyficzną terminologią. Poniżej przedstawiamy najważniejsze pojęcia, które musisz poznać przed rozpoczęciem swojej pierwszej transakcji: Para walutowa – cena jednej waluty wyrażona w stosunku do drugiej. Przykładem jest EUR/USD, gdzie euro jest walutą bazową, a dolar amerykański walutą kwotowaną. Jeżeli kurs pary EUR/USD wynosi 5, to oznacza, że za 1 euro rynek płaci 5 dolarów. Pips – najmniejsza zmiana w cenie danej pary walutowej. Zmiana ceny EUR/USD z 1,1000 na 1,1001 to zmiana o jeden pips. Ceny Bid i Ask – ceny kupna i sprzedaży. Bid określa kwotę, którą broker zapłaci sprzedającemu za walutę. Cena Ask to cena, po której broker sprzeda walutę bazową. Bid jest zawsze niższa od Ask. Spread – koszt transakcji na Forex. Różnica pomiędzy ceną Bid i Ask. Lot – jednostka miary na rynku Forex. Handel odbywa się bowiem w lotach. Dźwignia finansowa – mechanizm lewarowania, w którym trader decyduje się na korzystanie z wyższego kapitału niż posiadany. Depozyt zabezpieczający, tzw. margin – kwota, która wymagana jest do otwarcia pozycji z dźwignią finansową. Rynek Forex ma wiele niewątpliwych zalet. Jest w pełni zdecentralizowany, wysoce płynny i działa przez całą dobę. Niestety, na inwestora mogą czyhać tu też pewne zagrożenia związane np. z użyciem dźwigni finansowej. Z tego względu warto jest stale poszerzać swoją wiedzę odnośnie tradingu. Jeśli szukasz sprawdzonego źródła, z którego dowiesz się więcej o obecności na rynku – dołącz do społeczności Ava Trade. Skorzystaj z bezpłatnego konta demo i zaufaj doświadczeniu traderów, którzy są praktykami rynku Forex (CFD)! Powyższa informacja stanowi publikację handlową i jest upowszechniana w celu promocji usług świadczonych przez Ava Trade EU Ltd. « powrót do artykułu -
Dieta keto uznawana jest za jedną z najskuteczniejszy sposobów na szybkie zrzucenie zbędnych kilogramów. To rewolucyjny sposób żywienia, który u wielu osób wymaga radykalnej zmiany nawyków żywieniowych – stawia na tłuszcze, zamiast na węglowodany. Pytanie brzmi, czy i dla kogo dieta ketogeniczna jest bezpieczna. Sprawdźmy to! Dieta ketogeniczna – co to? Główną zasadą związaną z dietą keto jest ograniczenie niemal do minimum węglowodanów, a zamiast tego zwiększenie podaży tłuszczów. Takie działanie prowadzi do zwiększonej produkcji ciał ketonowych, które stają się głównym źródłem energii. Dieta keto sprawia, że w organizmie dochodzi do utrzymania stanu ketozy. Ważne jest to, aby dieta ketogeniczna składała się z 4 g tłuszczu na 1 g białka i węglowodanów, ewentualnie można też stosować inną zasadę, czyli 3 g tłuszczu na 1 g białka i węglowodanów. Zalety diety ketogenicznej Rośnie grono zwolenników diety keto. Na czym polega fenomen tego sposobu żywienia? Przede wszystkim wiąże się to z licznymi korzyściami, jakie oferuje, oto kilka tych najczęściej przytaczanych: redukcja stanów zapalnych występujących w organizmie; zmniejszenie stresu oksydacyjnego; możliwość skutecznego zrzucenia zbędnych kilogramów; poprawa funkcji poznawczych u osób z zaburzeniami neurodegeneracyjnymi; obniżenie poziomu hemoglobiny glikowanej oraz stężenia glukozy we krwi. Jak widzisz, dieta keto zapewnia wiele korzyści dla naszego zdrowia. Jeśli przekonują Cię one do zmiany swoich nawyków żywieniowych, to wypróbuj dietę pudełkową, np. dostępną na tej stronie zdrowycatering.pl/tani-catering-dietetyczny/warszawa/, aby zobaczyć, jak w praktyce powinna wyglądać prawidłowo przygotowana dieta keto. Dla kogo dieta keto? Od wielu lat niektóre źródła wskazują, że nawet od starożytności, dieta ketogeniczna była uważana za skuteczną metodę walki z padaczką lekooporną. Stan ketozy i zaprzestanie pobierania energii z glukozy miały pomagać w ograniczeniu występowania objawów charakterystycznych dla padaczki. Szczególnie dieta keto miała działać przeciwdrgawkowo oraz redukować liczbę napadów u chorych pacjentów. Warto podkreślić także, że dieta keto uznawana jest za skuteczną metodę walki również z innymi chorobami neurologicznymi, takimi jak Alzheimer czy choroba Parkinsona. Kolejne pozytywne efekty stosowania diety keto dostrzeżono również u osób borykających się z insulinoopornością. Będzie to także bardzo dobry kierunek żywieniowy dla osób z nadwagą i otyłością. Ma to związek, z tym że dieta keto przyspiesza proces spalania tkanki tłuszczowej, a dzięki temu przyspiesza proces odchudzania. Coraz częściej mówi się o tym, że stosowanie diety ketogenicznej jest badane pod kątem skuteczniejszego leczenia chorób nowotworowych. Dieta keto – przeciwwskazania Prawidłowo przygotowana dieta keto może być zdrowym sposobem odżywiania, które zapewnia liczne korzyści zdrowotne. Jednak nie oznacza to, że będzie dobrym wyborem dla każdego i z każdymi dolegliwościami oraz stanami chorobowymi. Z diety ketogenicznej powinny zrezygnować następujące osoby: z chorobami układu krążenia – w przypadku występowania tych chorób dieta keto może doprowadzić do wzrostu cholesterolu całkowitego i LDL, co negatywnie wpływa na serce; z wrodzonymi zaburzeniami metabolicznymi, np. deficyt translokazy karnityny, karnityna czy deficyt karboksylazy pirogronianowej; z chorobami nerek, wątroby czy trzustki – konieczność ograniczenia spożycia niektórych produktów może doprowadzić do nasilonego obciążenia tych narządów, szczególnie z tego powodu, że to właśnie wątroba, trzustka i nerki uczestniczą w metabolizmie ciał ketonowych, jeśli zatem, któryś z tych organów nie pracuje prawidłowo, to dieta keto stanie się zbyt dużym obciążeniem; z takimi dolegliwościami i chorobami jak – kamica dróg żółciowych, kamica nerek, porfiria, kwasica organiczna czy hipoglikemia, jeśli jej przyczyna nie została w pełni zidentyfikowana; cukrzycy – w tym przypadku warto skonsultować się z dietetykiem, który pomoże podjąć decyzję o tym, czy dieta ketogeniczna jest bezpieczna, czy też lepiej ją zamienić na dietę z niskim IG lub standardową; kobiety w ciąży i karmiące piersią; dzieci i nastolatki – w przypadku młodych organizmów w fazie rozwoju dieta keto również może nie być najlepszym wyborem; znacznie lepiej wtedy postawić na bardziej zbilansowany sposób żywienia, który nie ryzykuje występowaniem niedoborów witamin i minerałów potrzebnych do prawidłowego rozwoju dzieci i młodzieży. « powrót do artykułu
-
Istnienie miejskiej wyspy ciepła, zjawiska polegającego na termicznym uprzywilejowaniu – występowaniu wyższych temperatur – miast, nie jest tajemnicą. Jeszcze do niedawna sądzono, że miasta zajmują zbyt małą powierzchnię, by wpływać na klimat w większej skali. Jednak z badań przeprowadzonych przez naukowców z Pacific Northwest National Laboratory wynika coś przeciwnego, a wpływ miast będzie się zwiększał w miarę ich rozrastania się. Im bardziej zurbanizowane tereny, w tym większym stopniu wpływają one na podniesienie temperatury. Najbardziej widać to na przykład w basenie Jangcy, zamieszkanym przez blisko 500 milionów ludzi. Badania pokazały, że rozrastające się tam miasta odpowiadają za niemal 40% wzrostu temperatury, jaki miał tam miejsce pomiędzy rokiem 2003 a 2019. W Japonii, w której tereny zabudowane zajmują niemal 10% powierzchni, odpowiadały one za 25% wzrostu temperatury. Efekt miejskiej wyspy ciepła jest znacznie mniej widoczny w Europie czy Ameryce Północnej, gdzie zabudowa przyczynia się do 2-3 procent wzrostu temperatur. W skali całego globu miasta odpowiadają za nico ponad 1% wzrostu temperatur. Uczeni z PNNL oceniają, że jest to 1,3% w ciągu dnia i 1,1% w ciągu nocy. Autorzy badań zauważają, że w tej chwili istnienie miast jest albo pomijane przez modele klimatyczne, albo są one traktowane w bardzo uproszczony sposób. Gdy na przykład eksperci modelują ekstremalne zjawiska pogodowe, próbując zrozumieć, jak będą się one zmieniały wraz ze zmianą klimatu, rzadko uwzględniają w symulacjach miasta. To poważne niedociągnięcia modeli, mówi główny autor badań, TC Chakraborty, gdyż coraz więcej badań pokazuje, że miasta wpływają na klimat w swoim otoczeniu. Budynki absorbują i zatrzymują ciepło, przez co miasta dłużej się ogrzewają i dłużej stygną niż obszary miejskie. Miasta mogą wpływać na przepływ powietrza, prowadzić do pojawiania się bardziej intensywnych zjawisk pogodowych, a ich mieszkańcy są bardziej narażeni na długotrwałe przebywanie w niekomfortowo wysokich temperaturach, niż mieszkańcy wsi. Dotychczas nikt nie zaprzeczał, że miasta mają wpływ na temperatury na małą skalę. Kwestionowano ich wpływ na skalę regionu, kontynentu czy całego globu. Okazuje się jednak, że mają wpływ na większy obszar, niż sądzono. Ten wpływ istnieje, chociaż jest niewielki. Urbanizacja ma wykrywalny wpływ na ocieplanie się lądów w skali planety. To wpływ niewielki, ale statystycznie istotny, szczególnie w skali poszczególnych kontynentów. Jeśli zaś skupimy się na konkretnym obszarze świata, to wpływ ten może być całkiem spory, dodaje Chakraborty. Oczywiście, wszystko zależy od tego, jakiemu obszarowi się przyglądamy. Na Grenlandii, gdzie w badanym okresie nie doszło do znaczącego zwiększenia powierzchni zabudowanej, wpływu tego nie widać zbytnio w większej skali. Jednak w niektórych obszarach Azji, w których urbanizacja przebiega błyskawicznie, wpływ ten jest aż nadto widoczny. Badacze zauważyli też pewne interesujące zjawisko. Otóż w regionach gorących i suchych miasta mogą... obniżać temperaturę. W miastach powstają bowiem parki i inne tereny zielone, w które w sposób naturalny by się na tym obszarze nie pojawiły, miasta stymulują też powstawanie w ich okolicy pól uprawnych. Czynniki te mogą mieć wpływ chłodzący. Oczywiście pod warunkiem, że mówimy tutaj o obszarach naturalnie suchych i gorących. Takie zjawiska zaobserwowano w przypadku niektórych miast Afryki i Indii. Ponadto w Indiach do lokalnego ochłodzenia przyczyniały się zanieczyszczenia emitowane przez zakłady przemysłowe. « powrót do artykułu
-
Sztuczna inteligencja tworząca grafiki niejednokrotnie przedstawia tak dziwaczne obiekty, że od razu można rozpoznać jej „dzieło”. Dlatego gdy fotograf, posługujący się pseudonimem Miles Astray, zrobił bardzo nietypowe zdjęcie flaminga, postanowił wysłać je na konkurs dla sztucznej inteligencji, by udowodnić, że nie tylko AI może może skutecznie konkurować z ludźmi, ale i ludzie z AI. Na fotografii, wykonanej przez Milesa na Arubie, flaming wygląda jak pierzasta różowa kulka na nogach. Głowy ptaka nie widać, gdyż właśnie postanowił podrapać się dziobem, a kąt pod jakim Miles zrobił zdjęcie sprawił, że całość wygląda jak nieudana grafika autorstwa AI. Milesa do wystartowania w konkursie dla sztucznej inteligencji zainspirowały wydarzenia takie jak sprzed roku, gdy konkurs artystyczny organizowany przy okazji California Fair Trade wygrał artysta, który stworzył swoje dzieło za pomocą oprogramowania do generowania obrazów na podstawie tekstu. Miles zgłosił więc swoją fotografię do kategorii AI w 1893 Awards' Color Photography Contest. Jurorami konursu są przedstawiciele tak znanych firm jak Christie's, Getty Images czy New York Times. Moja praca, FLAMINGONE, była idealnym kandydatem. Jest surrealistyczna i trudno sobie wyobrazić takie ujęcie, a jednak jest ono prawdziwe, stwierdził artysta na swojej witrynie. I stało się coś, czego trudno było się spodziewać. Zdjęcie Milesa zajęło trzecie miejsce w kategorii AI oraz wygrało nagrodę publiczności. Dopiero po ogłoszeniu wyników jego autor ujawnił, że nie jest to grafika wykonana za pomocą algorytmów sztucznej inteligencji, ale prawdziwa fotografia. Miles oświadczył, że sukces jego zdjęcia dowodzi, iż treści tworzone przez człowieka nie straciły na znaczeniu, Matka Natura i jej interpretacja przez człowieka wciąż biją maszyny na głowę, a kreatywność i emocje to coś więcej niż ciąg bitów. Jury zdecydowało o odebraniu Milesowi nagrody i wręczeniu jej innemu uczestnikowi konkursów. Lily Fireman, dyrektor i współzałożycielka Creative Resource Collective, która organizuje konkurs, pochwaliła Milesa za jego słowa. To ważne oświadczenie złożone w odpowiednim czasie. Jednak nie chcemy, by przypadek ten zniechęcił artystów do zgłaszania prac wykonanych za pomocą AI. Dodała, że jej zespół będzie chciał nawiązać współpracę z Astrayem i przedyskutować kwestie związane z tworzeniem obrazów przez sztuczną inteligencję. « powrót do artykułu