Skocz do zawartości
Forum Kopalni Wiedzy

KopalniaWiedzy.pl

Super Moderatorzy
  • Liczba zawartości

    36606
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

    nigdy
  • Wygrane w rankingu

    196

Zawartość dodana przez KopalniaWiedzy.pl

  1. Wśród XIX-wiecznych listów z Kolekcji Papierów Wartościowych brytyjskich Archiwów Narodowych (TNA) odkryto doskonale zachowany 217-letni sweter wykonany wg tradycyjnego farerskiego wzoru. Miała go otrzymać kobieta z Danii, ale przesyłka nigdy nie dotarła do celu, bo statek, który ją przewoził, został zatrzymany przez Royal Navy podczas bitwy pod Kopenhagą (1807). Nadawcą był stolarz Niels C. Winther z Thorshavn, a odbiorcą P. Ladsen z Kopenhagi. Do paczki dodano liścik w języku duńskim: moja żona łączy pozdrowienia, dziękując za ryż do puddingu. Przesyła pańskiej narzeczonej ten sweter. Ma nadzieję, że jej tym nie urazi. Mimo że dopasowany w talii ubiór z dekoltem w serek i rękawami 3/4 przypomina sweter stanowiący część kobiecego narodowego stroju farerskiego, zawartość przesyłki opisano jako sweter (ubiór) do spania. Współpracująca z TNA Margretha Nónklett z Narodowego Muzeum Wysp Owczych (Tjóðsavn Føroya) podkreśla, że to ekscytujące odkrycie. Zachowało się niewiele takich egzemplarzy, w dodatku ani jednego nie wykonano wg tego wzoru. Sweter zrobiono w domu z ręcznie farbowanej wełny. Paczka Winthera wypłynęła z Thorshavn 20 sierpnia 1807 r. na pokładzie statku towarowego Anne Marie. Kapitan Jurgen S. Toxsvaerd nie miał pojęcia o rozpoczęciu operacji sił brytyjskich przeciw stolicy Danii. Drugiego września u wybrzeży Norwegii Anne Marie została zaatakowana przez HMS Defence. Brytyjska załoga wdarła się na pokład statku handlowego. Toxsvaerd i jego podwładni dostali się do niewoli, a ładunek i pocztę zarekwirowano. Po uwolnieniu w Kopenhadze Toxsvaerd ujawnił, że transportował 49 tys. par wełnianych pończoch, 8 ton suszonych ryb, 100 pudełek świec, 250 beczek łoju, 19 beczek tranu oraz 10 beczek piór. W jednym z listów przewożonych na Anne Marie w workach pocztowych odkryto banknoty (rigsdalery). W ich pliku znajdowało się 18 srebrnych monet, w tym szylingi z okresu panowania Fryderyka III Oldenburga. W komunikacie prasowym TNA napisano, że 2 inne paczki zawierały ziarno. Specjaliści otworzyli jedną z nich i przekonali się, że to jęczmień zwracany nadawcy ze względu na złą jakość. W notatce narzekano, że [spośród 416 odebranych beczek] w 399 jęczmień był w jakimś stopniu uszkodzony, a 25 beczek było w tak złym stanie, że nie dało się ich sprzedać. Drugą paczkę pozostawiono w oryginalnym stanie. Kolejna przesyłka zawierała damskie wełniane kolanówki. Inna paczuszka kryła zaś w sobie próbkę zielonej tkaniny pończoszniczej. W innym z listów znaleziono drobne próbki tkaniny. Warto dodać, że w XVI wieku królowie Danii ustanowili własny monopol na handel z Wyspami Owczymi. Często jednak przekazywali to prawo prywatnym przedsiębiorcom. W 1709 roku król Fryderyk IV ostatecznie przejął kontrolę nad monopolem od rodziny Gabel, której został on udzielony w 1662 roku. Królewski monopol działał za pośrednictwem jedynego sklepu na Wyspach. W 1830 roku otwarto trzy kolejne sklepy, które należały bądź były pod kontrolą Duńskiego Królewskiego Monopolu Handlowego. Królewski monopol na handel z Wyspami Owczymi został oficjalnie zniesiony w 1856 roku. Statek Anne Marie był jednym z 2, które na początku XIX w. wykorzystywano do przewozu towarów i poczty. Przesyłka ze swetrem została otwarta w ramach Prize Papers Project. Jego celem jest skatalogowanie i digitalizacja dokumentów oraz przedmiotów skonfiskowanych wyrokiem Wysokiego Sądu Admiralicji w latach 1652–1815. Sąd ten decydował m.in. o tym, czy statki i okręty przejęte przez Royal Navy w czasie wojny zostały zajęte zgodnie z prawem i określał, co ma się stać z zajętą jednostką oraz jej ładunkiem. Sąd ten pojawił się jako oddzielny organ sądownictwa angielskiego prawdopodobnie w 1340 roku, po bitwie pod Sluys. Początkowo zajmował się kwestiami piractwa oraz łupów wojennych, z czasem jego kompetencje zostały rozszerzone. Praktyka zajmowania cudzych statków i okrętów była szeroko rozpowszechniona szczególnie w XVII i XVIII wieku. W przeciwieństwie do piractwa, była ściśle regulowana. Zasady, przestrzegane przez wszystkie strony, określały, co i w jakich okolicznościach można legalnie zająć. Statek czy okręt mógł zostać zdobyty tylko wówczas, gdy należał do wrogiego państwa lub wspierał jego wysiłki wojenne. A ostateczną decyzję odnośnie do legalności zajęcia jednostki podejmowały sądy. Marynarze musieli składać przysięgę i ściśle przestrzegać procedur mówiących, że wszystko, co znaleziono na pokładzie zajętej jednostki, zostanie zachowane, by mogło zostać przedstawione w sądzie jako dowód. Wszelkie dokumenty z zajęć uznanych za legalne były następnie składane w archiwach brytyjskiej Admiralicji, wraz z odpowiednimi dokumentami sądowymi. Jak ujawniono na witrynie Prize Papers Project, dokumenty z ponad 35 000 zdobytych statków i okrętów są przechowywane w ponad 4000 skrzyń. Jest wśród nich co najmniej 160 tys. niedostarczonych listów, z których wiele pozostało nieotwartych do dnia dzisiejszego. Znajdziemy tam też książki, dokumenty sądowe, handlowe, kolonialne, morskie czy notatki. Dotychczas badacze zidentyfikowali 19 języków, w których je spisano. To ogromne bogactwo informacji o przeszłości, zatrzymane w czasie archiwum życia codziennego, działań zbrojnych i przedsięwzięć gospodarczych. Projekt digitalizacji tego imponującego archiwum jest prowadzony przez brytyjskie The National Archives i niemiecki Uniwersytet w Oldenburgu, a współfinansuje go Akademia Nauk w Getyndze. Ma on potrwać 20 lat. W tym czasie zostanie przeprowadzona digitalizacja 3,5 mln dokumentów oraz różnych drobnych przedmiotów, m.in. kluczy, kart do gry, biżuterii czy tekstyliów. « powrót do artykułu
  2. Koordynacja czasu na skalę globalną jest czymś niezbędnym w coraz bardziej zinformatyzowanym świecie. W ramach tego procesu dodawana jest sekunda przestępna i jedna z minut składa się z 61 sekund. Jedna sekunda to pozornie niewiele, jednak wyobraźmy sobie brak koordynacji o tę sekundę w sieciach komputerowych. Jeśli nie zostaną one skoordynowane i np. czas komputera sklepu internetowego będzie się różnił od czasu komputera banku, to klikając „zamów” wygenerujemy dwa zamówienia o różnym czasie, a nie jedno. Jednak manipulowanie czasem zawsze niesie ze sobą pewne ryzyko. Gdy w 2012 roku na świecie dodano sekundę przestępną, doszło do awarii Mozilli, Reddita, Foursquare'a, Yelpa, LinkedIna i StumbleUpon. Pojawiły się problemy z systemem operacyjnym Linux oraz z programami napisanymi w Javie. Obecnie czas mierzymy zegarami atomowymi, których działanie opiera się na drganiach atomów cezu. Sekunda definiowana jest jako 9 192 631 770 drgnięć, a liczba taka została wybrana z uwzględnieniem tradycyjnego pomiaru czasu opierającego się na ruchu obrotowym Ziemi. Pomiar ten zdefiniował dobę jako złożoną z 84 600 sekund. Istnieją jednak różnice pomiędzy czasem ziemskim a czasem mierzonym za pomocą zegarów atomowych. Stąd konieczność wprowadzania korekt. Pomiędzy rokiem 1970 a 2020 średnia długość ziemskiej doby była o 1–2 milisekund większa niż 86 400 sekund. To oznaczało, że ruch obrotowy Ziemi spowalnia, pojawia się rozbieżność między zegarami atomowymi, mierzącymi „obiektywny” czas uniwersalny, a czasem ziemskim. Po raz pierwszy sekundy przestępne dodano w 1972 roku, gdy sieci komputerowe dopiero raczkowały. Wówczas to doba definiowana na podstawie ruchu obrotowego Ziemi była o 0,0025 sekundy (2500 mikrosekund) dłuższa niż definiowana na podstawie zegarów atomowych. W ciągu roku rozbieżność czasu wynosiła niemal 1 sekundę. Twórcy sieci pomyśleli o tym problemie i stworzyli kod, pozwalający na koordynowanie czasu w sieciach komputerowych. Koordynacja nie jest prowadzona w regularnych odstępach. Od lat 70. dodano 27 sekund przestępnych. Ostatni raz uczyniono to w sylwestrową noc 2015/2016. Od roku 2020 średnie tempo ruchu obrotowego Ziemi wyraźnie wzrasta. O ile, jak wspominaliśmy, w roku 1972 różnica między czasem ziemskim, a czasem zegarów atomowych wynosiła 2500 mikrosekund, to w roku 2023 zmniejszyła się do 80 mikrosekund. To oznacza, że w skumulowana różnica w ciągu roku wynosi już zaledwie 0,03 sekundy. Wydaje się, że nasza planeta zaczęła przyspieszać, a ma to prawdopodobnie związek z jakimiś procesami toczącymi się w jej wnętrzu. Oznacza to konieczność wprowadzenia ujemnej sekundy przestępnej, czyli w pewnym momencie jedna z minut będzie składała się z 59 sekund. I tu pojawia się poważny problem. Dotychczas bowiem zakładano, że korekta czasu zawsze będzie polegała na dodawaniu sekundy przestępnej. Jeszcze kilka lat temu sądzono, że sekunda przestępna zawsze będzie miała wartość dodatnią i będzie zdarzała się coraz częściej. Jeśli jednak przyjrzymy się zmianom ruchu obrotowego Ziemi, a to one powodują konieczność wprowadzania sekundy przestępnej, bardzo prawdopodobna jest potrzeba wprowadzenia ujemnej sekundy przestępnej, wyjaśnia autor pracy na ten temat, Duncan Agnews, geofizyk ze Scripps Institute of Oceanography. Dotychczas nikt nie próbował wprowadzania ujemnej sekundy przestępnej. Istnieje więc ryzyko, że jeśli coś się nie uda, dojdzie do poważnych zaburzeń w funkcjonowaniu światowych sieci informatycznych. Prawdopodobnie przed koniecznością wprowadzenia ujemnej sekundy przestępnej stanęlibyśmy już w najbliższych miesiącach, gdyby nie... globalne ocieplenie. Istnieje wiele przyczyn, dla których może dochodzić do corocznych zmian prędkości ruchu obrotowego Ziemi. Część z nich powoduje identyczne zmiany z roku na rok. Jednak dwa zjawiska wywołują zmiany, których wielkość może być różna z roku na rok. Jednym z nich jest roztapianie się pokryw lodowych na biegunach. Pochodząca z nich woda podnosi poziom oceanów niemal na całym świecie. To oznacza przemieszczenie się masy z biegunów w kierunku równika, co spowalnia ruch obrotowy planety.  Można to porównać do łyżwiarza figurowego, który rozkładając ręce spowalnia tempo piruetu. Agnew stwierdził, że gdyby nie przemieszczanie się masy z biegunów ku równikowi, to już prawdopodobnie w przyszłym roku musielibyśmy zmierzyć się z koniecznością wprowadzenia ujemnej sekundy przestępnej. Jednak problem nie został odsunięty na zbyt długo. Zdaniem uczonego taki typ koordynacji czasu czeka nas prawdopodobnie już w 2028 roku. Problem sekundy przestępnej nie będzie jednak dręczył nas zbyt długo. W 2022 roku Międzynarodowe Biuro Miar i Wag zdecydowało, że od roku 2035 dopuszczona zostanie większa niż 1 sekunda różnica czasu między czasem ziemskim a czasem zegarów atomowych. W tej chwili nie wiadomo, co miałoby zastąpić sekundę przestępną. Niektórzy proponują minutę przestępną. Tę można by wprowadzać raz na 50–100 lat. « powrót do artykułu
  3. W ubiegłym roku w Grecji zakończył się wieloletni projekt archeologii podwodnej w pobliżu wyspy Kasos. Od 2019 roku archeolodzy z Narodowej Fundacji Badań we współpracy z Ministerstwem kultury przeprowadzili cztery podwodne wyprawy badawcze, do przygotowania których wykorzystali źródła pisane, od „Iliady” Homera po dokumenty współczesne. W trakcie projektu odkryto dziesięć wraków, datowanych od prehistorii (3000 p.n.e.) po czasy Imperium Osmańskiego. Znaleziska świadczą o bogactwie kulturowym basenu Morza Śródziemnego. Znalezione wraki pochodzą z terenu dzisiejszej Hiszpanii, Włoch, z Azji Mniejszej oraz Afryki. Ich badaniem zajął się międzynarodowy zespół archeologów, historyków, architektów, biologów i geologów. Badania prowadzono na głębokościach od 20 do 47 metrów. Archeolodzy trafili między innymi na amfory typu Dressel 20 – to duże naczynia o kulistym kształcie i pojemności 70–75 litrów pochodzące z prowincji Hispania Baetica – na których znaleziono pieczęcie datowane na lata 150–170. Odkryto też naczynia do picia oraz butelki z terra sigillata – rzymskiej ceramiki o czerwonej polewie – wyprodukowane w afrykańskich prowincjach Imperium Romanum, a także kamienną kotwicę z epoki archaicznej. Najmłodszym zaś znaleziskiem jest drewniana łódź o długości 25–30 metrów z metalowymi elementami, pochodząca prawdopodobnie z czasów II wojny światowej. « powrót do artykułu
  4. Zoonozy, choroby przechodzące ze zwierząt na człowieka, to jedno z poważniejszych zagrożeń dla ludzkiego zdrowia. To często również wysoce niebezpieczne schorzenia, jak Ebola, wścieklizna czy ptasia grypa. Ostatnia pandemia, COVID-19, to również przypadek zoonozy. Z badań przeprowadzonych właśnie przez University College London wynika jednak, że patogeny znacznie częściej przechodzą w odwrotnym kierunku, z ludzi na zwierzęta udomowione i dzikie, powodując u nich antroponozy. Uczeni przeanalizowali niemal 12 milionów genomów wirusów dostępnych w publicznych bazach danych. Na podstawie dostępnych w nich informacji zrekonstruowali historię ewolucji oraz przejścia pomiędzy gatunkami wśród 32 rodzin wirusów. Okazało się, że antroponozy zdarzają się dwukrotnie częściej niż zoonozy. Powinniśmy postrzegać ludzi jako jeden z elementów szerokiej sieci wymiany patogenów, a nie jako gatunek, na którym koncentrują się zoonozy, mówi współautor badań, Francois Balloux. Badając i monitorując transmisje wirusów pomiędzy zwierzętami a ludźmi, w obu kierunkach, lepiej zrozumiemy ewolucję wirusów i – miejmy nadzieję – będziemy lepiej przygotowani na przyszłe epidemie oraz lepiej będziemy potrafili chronić środowisko naturalne, dodaje. Naukowcy zauważyli również, że przechodzenie pomiędzy gatunkami wiąże się z większą liczbą zmian genetycznych i mutacji, co wskazuje na toczące się procesy adaptacyjne. Jednak te wirusy, które już infekują dużą liczbę różnych gatunków wykazują mniej takich zmian, co sugeruje, że w sposób naturalny były dostosowane do większej liczby gospodarzy. Główny autor badań, doktorant Cedric Tan mówi, że gdy zwierzę zarazi się wirusem od człowieka zagraża to nie tylko zwierzęciu i stwarza ewentualne zagrożenie dla wysiłków na rzecz zachowania gatunku, ale może odbić się również na ludziach, gdyż w przypadku zwierząt hodowlanych niejednokrotnie trzeba zabić wiele z nich, by powstrzymać epidemię. A to z kolei niekorzystnie wpływ na możliwość wyżywienia ludzi. Ponadto wirus, który przeszedł z ludzi na zwierzęta może w organizmie nowego gospodarza nabrać nowych niebezpiecznych cech i ponownie zarazić ludzi. Możliwość przeniknięcia przez ścianę komórkową jest postrzegana jako pierwszy krok w kierunku zainfekowania gospodarza. Jednak badacze zauważyli, że wiele z adaptacji do nowego gospodarza nie było związanych z proteinami odpowiedzialnymi za wnikanie go komórek. A to wskazuje, że proces adaptacji wirusów jest bardzo skomplikowany i nie rozumiemy go w pełni. « powrót do artykułu
  5. Gdy ludzie decydują się na migrację, o wyborze kraju docelowego decyduje wiele czynników. Migranci rozważają, na ile dobrze mówią w języku kraju docelowego, czy mają tam rodzinę lub czy istnieje tam społeczność z ich kraju, jak bardzo normy obyczajowe i wartości odpowiadają ich normom czy jak daleko znajduje się kraj docelowy. Obecne modele migracji brały pod uwagę takie zmienne jak demografia, lokalizacja, język, odległość i wspólna historia. Badacze z Instytut Badań Demograficznych im. Maxa Plancka wykazali, że istnieje związek pomiędzy wzorcami migracji, a preferencjami dotyczącymi pożywienia. Oddalenie kulturowe jest trudne do badania, więc nie było dotychczas szeroko uwzględniane w badaniu migracji w wykorzystaniem modeli grawitacyjnych. Jednak kultura odgrywa ważną rolę w procesie migracji i chcieliśmy sprawdzić, na ile istotne są podobieństwa kulturowe w migracjach. Przeprowadziliśmy więc badania podobieństw kulturowych w oparciu o analizę widocznych na Facebooku preferencji dotyczących pożywienia i napojów, stwierdzają naukowcy. W 2022 roku Carolina Coimbra Vieira z Instytutu Badań Demograficznych stworzyła wraz z zespołem metodę pomiaru bliskości kulturowej za pomocą danych z Facebooka. Teraz opublikowali artykuł, w którym metoda ta została wykorzystana w praktyce. Analizie poddano dane z Facebooka z 16 krajów – Argentyny, Australii, Chile, Francji, Wielkiej Brytanii, Brazylii, Indonezji, Japonii, Korei Południowej, Malezji, Meksyku, Rosji, Singapuru, Hiszpanii, Turcji i USA. Naukowcy zastanawiali się na przykład, co oznacza fakt, że w USA rośnie zainteresowanie niektórymi tradycyjnymi potrawami kuchni Brazylii. Jedną z możliwych odpowiedzi jest stwierdzenie, że rośnie liczba brazylijskich emigrantów w USA. To mogłoby zwiększać zainteresowanie brazylijską kulturą. Jeśli zaś ci imigranci utworzą duża społeczność, to bardzo prawdopodobne jest, że liczba emigrantów z Brazylii będzie ciągle rosła. W tym przypadku liczba użytkowników Facebooka zainteresowanych potrawami i napojami z Brazylii służy nam jako wskaźnik wielkości brazylijskiej społeczności w Stanach Zjednoczonych. Jednym z naszych głównych odkryć jest stwierdzenie istotnej roli, jaką w migracji pomiędzy krajami odgrywają podobieństwa kulturowe, mówi Carolina Coimbra Vieira. A kulinaria posłużył jako standardowe zmienne statystyczne. Zmienne takie jak język, historia i oddalenie geograficzne są statyczne i symetryczne. A to oznacza, że „odległość” między USA a Brazylią mierzona tymi czynnikami raczej się nie zmienia. Zauważyliśmy, że kwestie kulturowe życia codziennego są podatne na zmiany i mogą być wykorzystane jako asymetryczne oraz dynamiczne wskaźniki podobieństw między oboma krajami. Na przykład zainteresowanie brazylijską kuchnią w USA nie jest takie samo, jak zainteresowanie amerykańską kuchnią w Brazylii. To ważne cenne wskaźniki w modelowaniu migracji, dodaje uczona. Wykorzystanie danych z Facebooka ma i tę zaletę, że szybko widać w nich zmiany, szczególnie tak gwałtowne, do jakich doszło po napaści Rosji na Ukrainę. Na razie zakres przeprowadzonych badań jest ograniczony do jednego serwisu społecznościowego oraz kwestii związanej z kulinariami. A przecież badania można uzupełnić chociażby o zmiany zainteresowań dotyczących rozrywki, sportu czy celebrytów. I trzeba uwzględnić tendencyjność danych z serwisów społecznościowych. Dlatego Coimbra Vieira uważa, że do potwierdzenia wyciągniętych obecnie wniosków konieczne będą kolejne badania. « powrót do artykułu
  6. Doktor Marcin Glowacki z Curtin University wraz z zespołem prowadził badania, których celem było przyjrzenie się gazowi tworzącemu gwiazdy w jednej z radiogalaktyk. Naukowcy nie znaleźli jednak gazu w badanej przez siebie galaktyce. Natomiast podczas analizy danych doktor Głowacki zauważył coś innego. Informujemy o przypadkowym odkryciu 49 bogatych w wodór galaktyk w wolnym, trwającym 2 godziny 20 minut, czasie obserwacyjnym teleskopu MeerKAT, czytamy w pracy opublikowanej na łamach Monthy Notices of the Royal Astronomical Society. Nie spodziewałem się odkrycia niemal 50 nowych galaktyk w tak krótkim czasie. Wykorzystując różne techniki używane podczas pracy z MeerKAT nie tylko odkryliśmy nowe galaktyki, ale ujawniliśmy obecność w nich gazu, mówi Glowacki. Galaktyki zyskały nieformalną zbiorczą nazwę 49ers, na pamiątkę kalifornijskiej gorączki złota z 1849 roku. Dla Glowackiego to samorodki złota na niebie. Szczególnie interesujące są trzy galaktyki, które wyraźnie połączone są za pomocą gazu. W środkowej z nich powstaje bardzo dużo gwiazd. Prawdopodobnie kradnie ona gaz od sąsiadów, co napędza formowanie się w niej gwiazd. Z czasem dwie pozostałe galaktyki mogą stać się nieaktywne, stwierdza uczony. Doktor Glowacki mówi, że odkrycie dobrze pokazuje możliwości MeerKAT i dodaje, iż ma zamiar bardziej szczegółowo zbadać nowo odkryte galaktyki. MeerKAT to radioteleskop składający się z 64 anten w RPA, który wraz z teleskopem HERA (RPA) oraz dwoma zespołami radioteleskopów z Australii Zachodniej utworzy w przyszłości zespół radioteleskopów SKA (Square Kilometre Array) o powierzchni 1 km2. « powrót do artykułu
  7. Studia podyplomowe to jedna z najszybszych metod awansu zawodowego. Dają one szybką możliwość zdobycia nowych umiejętności i wiedzy, co może prowadzić do lepszej kariery. Oferty uczelni spełniają wymagania rynku. Uczestnicy mogą z łatwością dopasować swoją ścieżkę edukacyjną do nieustannie zmieniających się trendów na rynku pracy, ponieważ istnieje wiele opcji do wyboru. Nowoczesne studia menedżerskie typu MBA mogą okazać się jedną z najlepszych inwestycji w przyszłość! Sprawdź koniecznie! MBA, czyli Master of Business Administration, to nazwa chętnie wybieranych studiów podyplomowych, dedykowanych osobom pracującym w administracji. Ich uczestnikami są menedżerowie o dużym doświadczeniu, ale również pracownicy stanowisk decyzyjnych, którzy chcą awansować wyżej. To doskonała opcja dla osób, które chcą rozwijać się w umiejętnościach biznesowych. Wszystkie programy MBA skupiają się na trzech rzeczach: wiedzy o zarządzaniu, praktycznych umiejętnościach potrzebnych do skutecznego prowadzenia firm oraz społecznych umiejętnościach współczesnych menedżerów.   Dlaczego warto ukończyć studia MBA — powody! Dla menedżerów wyższego szczebla studia podyplomowe MBA należą do najbardziej cenionych. Ich ukończenie przyniesie wiele korzyści, zarówno dla rozwoju osobistego, jak i zawodowego. Absolwenci MBA zdobywają lepsze zrozumienie zawiłości prowadzenia biznesu i umiejętności podejmowania strategicznych decyzji. W związku z tym są one bardziej zróżnicowane w zakresie narzędzi niezbędnych do rozwiązywania zagwozdek i problemów w rozwojowym środowisku biznesowym. W ramach studiów MBA uzyskasz umiejętności interpersonalne i przywódcze, które pozwalają lepiej komunikować się z zespołem i inspirować i motywować innych do osiągania wspólnych celów. Ponadto programy MBA często koncentrują się na rozwijaniu umiejętności kreatywnego myślenia oraz tworzenia innowacyjnych rozwiązań, które pomagają menedżerom znacznie lepiej działać z nowymi projektami. Nie można również pominąć faktu, że studia MBA znacznie poszerzają perspektywy finansowe oraz pozwalają awansować na wyższe stanowiska w danej dziedzinie.   Najlepsze uczelnie z MBA w Polsce Prężnie rozwijające się duże firmy, korporacje i firmy o ugruntowanej pozycji doceniają wykształcenie MBA, ponieważ pozwala im pracować w najlepszych warunkach z najlepszymi ludźmi. Większość pracodawców szuka absolwentów MBA ze względu na ich zdolność do analizy rynku, podejmowania strategicznych decyzji oraz zrozumienia wielu aspektów zarządzania przedsiębiorstwem. Na koniec należy zauważyć, że dyplomy ukończenia studiów MBA są bardzo cenione na całym świecie, co znacznie ułatwia rozwój kariery na całym świecie. Decydując się na te konkretne studia, warto rozejrzeć się za kierunkiem na znanych polskich uczelniach wyższych, jak i uczelniach oferujących nauczanie RealTime online. Ciekawą opcją może okazać się WSB-NLU. Ta niesamowita Wyższa Szkoła Biznesu w Nowym Sączu to klucz do znacznie lepszego stanowiska dla Ciebie i Twoich współpracowników! « powrót do artykułu
  8. Ludzki mózg robi się coraz większy. Badania przeprowadzone na Uniwersytecie Kalifornijskim w Davis (UC Davis) wykazały, że objętość mózgów osób urodzonych w latach 70. XX wieku była o 6,6% większa, a ich powierzchnia o 15% przewyższała rozmiary mózgu ludzi urodzonych w latach 30. XX wieku. Autorzy badań uważają, że zwiększenie rozmiarów może prowadzić do zwiększania się „rezerwy mózgowej” i zmniejszenia ryzyka demencji związanych z wiekiem. Wydaje się, że dekada, w której się urodziliśmy, wpływa na rozmiary mózgu i – potencjalnie – jego długoterminowe zdrowie. Główną rolę w rozmiarach mózgu odgrywa genetyka, ale nasze badania wskazują, że wpływy zewnętrzne – jak kwestie zdrowotne, społeczne, kulturowe i edukacyjne – również mogą odgrywać rolę, mówi główny autor badań, profesor Charles DeCarli, dyrektor Alzheimer's Disease Research Center. Podczas badań naukowcy wykorzystali dane z rezonansu magnetycznego uczestników Framingham Heart Study (FHS). To program badawczy prowadzony od 1948 roku we Framingham w stanie Massachusetts. Jego celem jest analiza wzorców występowania chorób układu krążenia i innych schodzeń. Na początku wzięło w nim udział 5209 osób w wieku 30–62 lat. Obecnie badane jest 2. i 3. pokolenie uczestników. Badania MRI prowadzono w latach 1999–2019 na osobach urodzonych od lat 30. po lata 70. Wzięło w nich udział 3226 osób, a średnia wieku wynosiła 57 lat. Naukowcy z UC Davis porównali skany osób urodzonych w latach 30. z tymi urodzonymi w latach 70. Odkryli spójny wzorzec zwiększania się niektórych struktur mózgu. Stwierdzili na przykład, że objętość mózgu rośnie z dekady na dekadę. Średnia objętość mózgu osób urodzonych w latach 30. wynosiła 1234 cm3, dla osób urodzonych w latach 70. było to 1321 cm3. Porównanie zaś powierzchni mózgu wykazało wzrost z 2056 cm2 do 2104 cm2 pomiędzy latami 30. a 70. Zwiększyły się też objętość istoty białej, istoty szarej oraz hipokampu. Większy mózg może nas chronić przed demencją, sądzą autorzy badań. Obecnie około 7 milionów Amerykanów cierpi na chorobę Alzheimera, a do 2040 roku ma być to 11,2 miliona. Mimo że w starzejącej się populacji liczba przypadków choroby rośnie, to jednak spada odsetek osób na nią cierpiących. Już wcześniejsze badania wykazały, że od lat 70. XX wieku odsetek przypadków tej choroby zmniejsza się w tempie 20% na dekadę. Być może jedną z przyczyn jest poprawa zdrowia mózgu. Większe struktury mózgowe, jak te obserwowane w naszych badaniach, mogą odzwierciedlać lepszy jego rozwój oraz lepsze zdrowie. Większe struktury mogą bowiem oznaczać większą rezerwę, która stanowi bufor dla demencji związanych z wiekiem, wyjaśnia DeCarli. Silną stroną badań FHS jest fakt, że śledzony są losy trzech pokoleń ludzi, którzy urodzili się na przestrzeni 80 lat. Słabością jest natomiast nadreprezentacja Białych, więc nie badania nie są reprezentatywne dla składu etnicznego USA. « powrót do artykułu
  9. CERN ogłosił, że po raz pierwszy w czasie zderzenia protonów udało się zaobserwować, jak z dwóch fotonów powstały dwa taony. Przeprowadzenie badań możliwe było dzięki wyjątkowej precyzji detektora CMS. Jednocześnie wykonał on najbardziej precyzyjne pomiary anomalnego momentu magnetycznego taonów. Taon należy do leptonów, które – wraz z kwarkami – tworzą materię. Cząstka ta została odkryta pod koniec lat 70. XX wieku, a powiązane z nią neutrino – neutrino taonowe – zarejestrowano w roku 2000. Taony trudno jest badać, gdyż pozostają stabilne przez zaledwie 290x10-15 sekundy. Znacznie lepiej zbadane są dwa pozostałe leptony posiadające ładunek ujemny: elektron i mion. Dość dobrze rozumiemy ich momenty magnetyczne i anomalne momenty magnetyczne. Prawdę mówiąc, anomalny moment magnetyczny elektronu to jedna z najlepiej poznanych właściwości w fizyce cząstek. Idealnie zgadza się ona z Modelem Standardowym. Z kolei anomalny moment magnetyczny mionu jest jedną z najbardziej intensywnie badanych właściwości. W przypadku taonu, z powodu jego niezwykle krótkiego czasu życia, badanie tej cechy jest trudne. Dotychczasowe pomiary obarczone są bardzo dużym błędem. W czasie badań w akceleratorach naukowcy poszukują śladów wyjątkowego procesu, podczas którego dochodzi do interakcji dwóch fotonów, a w jej wyniku pojawiają się dwa taony. Następnie rozpadają się one na miony, elektrony lub piony posiadające ładunek elektryczny oraz neutrina. Dotychczas w eksperymentach ATLAS i CMS obserwowano takie zjawisko podczas zderzeń jąder ołowiu. Teraz dokonano pierwszej obserwacji podczas zderzeń protonów. Udało się odizolować to zdarzenie od innych. "To wyjątkowe osiągnięcie pozwoli na przeprowadzenie wielu przełomowych pomiarów", cieszy się Michael Pitt z zespołu analityków CMS. Od razu po zaobserwowaniu poszukiwanego wydarzenia naukowcy dokonali najbardziej precyzyjnych pomiarów anomalnego momentu magnetycznego taonów. W przyszłości z pewnością precyzja pomiaru zostanie poprawiona, ale obecne osiągnięcie pokazuje, jak ważną rzecz na polu fizyki cząstek udało się osiągnąć. W porównaniu z poprzednimi pomiarami margines błędu został zmniejszony aż 7-krotnie. To naprawdę ekscytujące, że w końcu możemy zbliżyć się do określenia podstawowych właściwości taonu", mówi Izaak Neuteling z zespołu analityków CMS. A jego kolega Xuelong Quin dodaje, że na poprawienie precyzji pomiarów trzeba było czekać ponad 20 lat. « powrót do artykułu
  10. Koło Połańca na pograniczu wsi Tursko Małe, Turko Wielkie, Tursko Kolonia i Strużki znajduje się tak zwane Zamczysko Turskie. W obecnej formie są to pozostałości nigdy nie ukończonych fortyfikacji, które zaczęto wznosić wokół wybudowanego ok. 1615 roku zboru ewangelickiego. Pod koniec I połowy XIX wieku z powodu braku wiernych i złego stanu budynek zboru rozebrano. Już około 50 lat później miejsce to zaczęto łączyć z ważnym ale mało znanym epizodem podczas najazdu mongolskiego z tzw. bitwą pod Turskiem z 13 lutego 1241 roku. W 1915 roku ksiądz Jan Wiśniewski wydał monografię dekanatu sandomierskiego, w której stwierdzał, że fortyfikacje mogą być pozostałością zamku bądź grodu, w pobliżu którego toczyła się bitwa. Z kolei w 1932 roku proboszcz parafii Niekrasów spisał lokalną tradycję, wedle której na terenie Zamczyska stał kościół św. Michała wzniesiony jako wotum zwycięstwa nad Mongołami. Wedle tradycji kościół ten, który nie został wymieniony w żadnych źródłach pisanych, został zamknięty w wyniku interdyktu nałożonego za zabicie miejscowego kapłana. Wedle tradycji kościół został rozebrany pod koniec XVIII wieku, a jego wyposażenie przeniesiono do kościoła w Niekrasowie. W latach 60. XX wieku przeprowadzono wstępne rozpoznanie archeologiczne, które wykazało, że w Zamczysku fortyfikacje istniały już w późnym średniowieczu, które być może wzniesiono na terenie starszego grodziska. W 1241 roku pod Turskiem wojska wojewody krakowskiego Włodzimierza, wycofując się z regionu Skalbmierza w stronę Sandomierza, starły się z wojskami mongolskimi prowadzonymi przez Badara. Niektóre źródła twierdzą, że w bitwie brało też udział rycerstwo sandomierskie pod dowództwem wojewody Pakosława. Jan Długosz oceniał, że walka zakończyła się przegraną strony polskiej. Jego zdaniem stało się tak, gdyż po zdobyciu obozu mongolskiego rycerstwo polskie zajęło się jego grabieniem. Wówczas Mongołowie przeprowadzili udany kontratak. Ponieśli jednak tak duże straty, że musieli wycofać się w stronę Zawichostu. Po raz kolejny Mongołowie przybyli pod Tursk prawdopodobnie podczas najazdu z lat 1287/1288. Wtedy to najeźdźcy, prowadzeni przez chana Telebogę i wspierających ich książąt ruskich – Lwa Daniłowicza halickiego, Włodzimierza wołyńskiego i Mścisława łuckiego, oblegały Sandomierz i po nieudanej próbie jego zdobycia ruszyły na Kraków. Tam miały się połączyć z armią Nogaja, ale Teleboga i Nogaj sobie nie ufali, więc do połączenia nie doszło. Jak dowiadujemy się z Kroniki halicko-wołyńskiej, Teleboga zawrócił spod Topжку. Niektórzy historycy uważają, że mowa tutaj o Tarczku koło Bodzentyna, inni że chodzi o Tursko koło Połańca. Ze źródeł pisanych nie dowiadujemy się, w którym miejscu miała miejsce bitwa pod Turskiem. Od późnego średniowiecza istnieją Tursko Wielkie i Tursko Małe. Zdaniem Długosza bitwa rozegrała się pod Turskiem Wielkim. W rozwiązaniu zagadki dotyczącej lokalizacji bitwy mogą pomóc prowadzone właśnie badania archeologiczne. W latach 2022–2023 na terenie Zamczyska Turskiego znaleziono nieliczne militaria, które można łączyć z jednym z XIII-wiecznych najazdów mongolskich lub mongolsko-ruskich na ziemię sandomierską. Odkryto wówczas fragmenty głowicy buławy z brązu, 12 grotów strzał z trzpieniami, 2 groty strzał lub bełtów z kusz. Głowica buławy należy do typu głowic gwiaździstych popularnych w Europie Wschodniej i na Rusi w XII i XIII w. Jej stan zachowania sugeruje, że mogła pęknąć podczas uderzenia o coś twardego, niewykluczone, że w czasie bitwy. Z kolei groty strzał z trzpieniami były popularne we wczesnym średniowieczu w Europie Wschodniej. To typy używane w XII i XIII wieku. Inne to groty przeciwpancerne, które mogły przebijać kolczugi. Bardzo podobne groty strzał znaleziono w Sandomierzu w warstwie z najazdu mongolsko-ruskiego z 1260 roku oraz na terenie Zawichostu-Trójcy z roku 1205. Głowicę buławy i groty strzał z trzpieniami znalezione na terenie Zamczyska Turskiego należy łączyć z XIII.wiecznymi najazdami mongolskimi i mongolsko-ruskimi, chociaż nie da się ich jednoznacznie połączyć akurat z bitwą 13 lutego 1241 r. – co by jednocześnie wskazywało ma jej miejsce - bądź wydarzeniami z przełomu 1287 i 1288 r., czyli odwrotem spod Turska armii Telebogi. Zagadkowy jest brak – przynajmniej jak dotychczas –militariów z XIII w., które można byłoby łączyć z rycerstwem polskim, a więc sytuacja odwrotna jak w przypadku pobliskiego grodu w Winnicy, czytamy w opublikowanym oświadczeniu prasowym. Prace w Zamczysku Turskim będą kontynuowane. « powrót do artykułu
  11. Zmiany klimatu mogą spowodować załamywanie się kolonii pszczoły miodnej, ostrzegają naukowcy z Washington State University. Latanie skraca życie pszczół, a robotnice wylatują z ula gdy tylko jest odpowiednia pogoda. Tymczasem ocieplenie klimatu powoduje, że mamy coraz dłuższą jesień, z coraz większą liczbą ciepłych dni. To zaś zwiększa ryzyko załamania kolonii wiosną, wynika z badań prowadzonych na modelach klimatycznych i modelach populacji pszczół. Autorzy badań skupiali się na amerykańskim północnym-zachodzie, jednak uzyskane wyniki można odnieść do całego terenu USA. Nas szczęście uczeni znaleźli też sposób na poradzenie sobie z tym problemem. Rozwiązaniem – które jednak w wielu przypadkach może być trudne lub niemożliwe do zastosowania – może być przeniesienie uli w chłodne miejsce, by zbyt wiele robotnic jesienią nie padło z wyczerpania i by nie doszło do załamania kolonii wiosną. Tutaj mamy przykład, gdy niewielkie ocieplenie klimatu, już w najbliższej przyszłości, może wywrzeć olbrzymi wpływ na pszczołę miodną. To nie jest zagrożenie, które pojawi się – powiedzmy – za 80 lat. To problem, z którym będziemy musieli zmierzyć się znacznie wcześniej i już trzeba myśleć o rozwiązaniach, mówi główna autorka badań, Kirti Rajagopalan. Naukowcy prowadzili symulacje zmian dynamiki populacji pszczoły miodnej, wykorzystując w tym celu modele klimatyczne prognozujące zmiany klimatu do roku 2050 oraz 2100. Z symulacji wynika, że wielu koloniom pszczoły miodnej, które zimę spędzają poza przygotowanymi przez człowieka pomieszczeniami zamkniętymi, grozi załamanie na wiosnę. Scenariusz taki jest prawdopodobny zarówno w krótkim, jak i dłuższym terminie i to zarówno wówczas, gdy zmiany klimatu będą postępowały tak, jak obecnie, jak i wtedy, gdy zmniejszymy antropogeniczną emisję gazów cieplarnianych. Pszczoły wylatują z ula gdy temperatura wzrośnie do 10 stopni Celsjusza. Gdy jest chłodniej, owady zbijają się w ulu, nawzajem się ogrzewając. Latanie skraca życie pszczół. Gdy pszczoły dużo latają, starsze osobniki szybciej giną. Jeśli zbyt dużo starszych pszczół zginie zanim narodzi się kolejne pokolenie robotnic, cała kolonia się załamie. Zdaniem ekspertów do załamania dochodzi, gdy w ulu jest mniej niż 5000–9000 dorosłych pszczół. Symulacje pokazały, że w chłodniejszych regionach amerykańskiego północnego-zachodu kolonie sobie na razie poradzą. Jednak w regionach cieplejszych mogą mieć problem z przetrwaniem. Z powodu ciepłej jesieni do roku 2050 w takich cieplejszych regionach zimowanie będzie rozpoczynało mniej niż 9000 pszczół w przeciętnym ulu, a do roku 2100 liczba ta spadnie do mniej niż 5000. Autorzy badań dodają przy tym, że w symulacjach brali pod uwagę takie czynniki jak temperatura, wiatr i ilość światła słonecznego, a to oznacza, że ich szacunki bardzo ostrożne. Z badań wynika, że nawet gdy pszczołom nie brakuje pożywienia, nie atakują ich pasożyty i nie zagrażają im pestycydy, same warunki pogodowe jesienią i zimą wystarczą, by negatywnie wpłynąć na strukturę wieku kolonii. Gdy rozpocznie się wiosna, pszczoły z kolonii będą umierały szybciej, niż na świat przyjdą nowe, dodaje współautorka badań Gloria DeGrandi-Hoffman. Naukowcy przeprowadzili też symulacje pokazujące, co się będzie działo, jeśli ule zostaną przeniesione w chłodne miejsce, by pszczoły nie wylatywały. I tak na przykład dla okolic miasta Richland w stanie Waszyngton trzymanie ula w chłodnym miejscu od października do kwietnia spowoduje, że wiosną populacja dorosłych pszczół wyniesie w nim średnio ponad 15 000 osobników, zamiast 5000–8000 gdyby został on na zewnątrz. « powrót do artykułu
  12. Historyczna misja, w ramach której na Księżycu po raz pierwszy z powodzeniem wylądował pojazd prywatnej firmy, dobiegła końca. Intuitive Machines, właściciel Odyseusza, poinformowała, że po księżycowej nocy nie udało się nawiązać kontaktu z pojazdem. Tym samym misję oficjalnie uznano za zakończoną. Odyseusz poleciał na Księżyc w ramach misji IM-1. Przed miesiącem, 23 lutego, stał się pierwszym prywatnym pojazdem, który miękko lądował na powierzchni Srebrnego Globu. Docelowo miał pracować na Księżycu przez 10 dni, czerpiąc energię z paneli słonecznych. Nie zaprojektowano go tak, by przetrwał noc, kiedy do paneli nie będzie docierała energia, a temperatura znacznie spadnie. Już podczas lotu okazało się, że popełniono błąd podczas podłączania laserowego dalmierza. Lądowanie więc opóźniono, a inżynierowie przekierowali dane z dalmierza. Jednak i tym razem pomylili się, gdyż zapomnieli oznaczyć dane napływające z nietypowego miejsca jako prawidłowe. W związku z tym Odyseusz wylądował 1,5 kilometra od wyznaczonego miejsca w wyżej położonym i bardziej nachylonym terenie. Ponadto, gdy zbliżył się do powierzchni Srebrnego Globu, zamiast zawisnąć powoli się przemieszczał. Gdy wylądował jedna z nóg się złamała i pojazd spoczął przechylony o około 30 stopni od pionu. Paradoksalnie problemy z dalmierzem pokazały, że i bez tego – podstawowego – urządzenia nawigacyjnego można wylądować, korzystając tylko z obrazu z kamer i inercyjnych czujników ruchu. Jednak w związku z tym, że lądowanie nie przebiegło zgodnie z planem, a panele słoneczne Odyseusza nie były optymalnie oświetlone przez Słońce, zdecydowano o wprowadzeniu pojazdu w stan uśpienia 6 dni po lądowaniu. Miało to na celu zaoszczędzenie energii i przeprowadzenie próby wybudzenia pojazdu po nocy. Operatorzy misji rozpoczęli nasłuchiwanie sygnałów z Odyseusza 20 marca. Liczyli na to, że oświetlające panele Słońce naładowało akumulatory pojazdu i podejmie on pracę. Po trzech dobach doszli jednak do wniosku, że cud nie nastąpił. Przewidywania co do losu Odyseusza po księżycowej nocy okazały się prawdziwe. Pojazd zamilkł na zawsze. Oficjalnie więc poinformowano o zakończeniu misji. Intuitive Machines już przygotowuje dwie kolejne misje. IM-2 ma się odbyć jeszcze w bieżącym roku i będzie lądowała na Biegunie Południowym. Jej celem jest demonstracja technologii wykorzystywania zasobów Srebrnego Globu. Z kolei IM-3 wyląduje w regionie jednego z najlepiej widocznych z Ziemi księżycowych „wirów”, Reiner Gamma. Występuje tam anomalia magnetyczna, którą misja ma zbadać. Przy okazji zademonstruje też technologie rojów robotów. « powrót do artykułu
  13. Na stanowisku Serrote do Letreiro w brazylijskim stanie Paraíba zachowały się archeologiczne i paleontologiczne elementy krajobrazu. Stanowisko składa się z trzech wypiętrzeń skalnych o powierzchni ponad 15 000 m2. Paleontolodzy badają zachowane tam ślady teropodów, sauropodów i ornitopodów. Archeologów interesują liczne petroglify, składające się głównie z okręgów wypełnionych promieniście odchodzącymi liniami. Co jednak łączy ślady dinozaurów ze śladami pozostawionymi przez człowieka? Archeolodzy badający petroglify zauważyli, że zostały ono celowo umieszczone w pobliżu śladów dinozaurów tak, by nie naruszyć samych śladów. Pomimo obfitości dotychczas zidentyfikowanych petroglifów, żaden z nich nie zachodzi na skamieniały ślady łap. W żadnym z przypadków nie zauważyliśmy, by podczas tworzenia petroglifów naruszono ślady, co wskazuje na uważność twórców petroglifów. W niektórych przypadkach petroglify są niezwykle blisko odcisków łap, a część niemal ich dotyka. To wskazuje na jeszcze głębszy związek pomiędzy zapisem archeologicznym a paleontologicznym, czytamy na łamach Scientific Reports. Badane petroglify są podobne do występujących na całym brazylijskim północnym wschodzie. Informacje, jakie na temat Serrote do Letreiro przekazały osoby odwiedzające wcześniej to miejsce, wskazują, że jeszcze niedawno tylko na jednym z wypiętrzeń można było odróżnić co najmniej 30 petroglifów. Badania radiowęglowe 28 pochówków z Pedra do Alexandre – miejsce to naukowcy uznają za należące do obszaru zamieszkania przez ludność, która wykonała petroglify – wskazują, że rysunki naskalne prawdopodobnie powstały pomiędzy rokiem 7450 a 670 przed naszą erą. Na bardziej precyzyjne datowanie samych petroglifów trzeba będzie poczekać do czasu przeprowadzenia badań innymi metodami, na przykład fluorescencyjną spektrometrią rentgenowską. Autorzy badań nie wiedzą, dlaczego prehistoryczni twórcy petroglifów umieścili je obok śladów dinozaurów i uczynili to w taki sposób, by ich nie naruszyć. Wysuwają hipotezę, że znaczenie mógł mieć fakt, iż ślady te są podobne do śladów nandu szarego, dużego nielotnego ptaka występującego w Ameryce Południowej. A hipotezę tę wspierają przypominając, że znany brazylijski szlak śladów dinozaurów jest nieoficjalnie zwany „szlakiem nandu szarego”, mimo że obecnie wszyscy wiedzą o istnieniu dinozaurów w przeszłości. Może jednak nie chodzić o nandu, a w ogóle o megafaunę. Musimy pamiętać, że przed tysiącami lat ludzie żyli obok wielkich wymarłych dziś zwierząt. W Brazylii był to, spokrewniony ze współczesnymi słoniami, Notiomastodon platensis wielkości słonia indyjskiego. Pozostałościami po innych przedstawicielach megafauny mogą być tajemnicze paleonory w Brazylii. « powrót do artykułu
  14. FBI, we współpracy z Departamentem Obrony i Smithsonian Institution, odzyskało i zwróciło Japonii 22 zabytki, które zostały zrabowane przed niemal 80 laty, po bitwie o Okinawę (1 kwietnia – 21 czerwca 1945 roku). Śledztwo zostało wszczęte w styczniu 2023 roku, gdy agent specjalny Geoffrey J. Kelly z biura w Bostonie został poinformowany przez pewną rodzinę o odkryciu, jakiego dokonano po śmierci ojca na strychu rodzinnego domu. Rodzina, przeglądając rzeczy zmarłego, trafiła na nietypowe przedmioty. Zauważyli coś, co wyglądało na zabytki sztuki azjatyckiej. Było tam 6 zwojów, ceramika i mapa. Wszystko wyglądało na stare i cenne. Dlatego też członkowie rodziny przeprowadzili małe śledztwo i stwierdzili, że zwoje od niemal 20 lat widnieją na prowadzonej przez FBI witrynie National Stolen Art File, mówi Kelly, który jest członkiem FBI Art Crime Team. Rodzina poinformowała FBI, a Biuro rozpoczęło śledztwo. Zabytki zostały zabrane do Narodowego Muzeum Sztuki Azjatyckiej w Waszyngtonie, gdzie – po raz pierwszy od lat – zwoje zostały rozwinięte. Okazało się, że to kolorowe portrety władców Okinawy z XVIII i XIX wieku. Trzy prawdopodobnie stanowiły niegdyś jedną całość. Ponadto wśród artefaktów była ręcznie malowana mapa Okinawy z XIX wieku oraz ceramika. Znaleziono też napisany na maszynie list, którego autor informował, że zabytki zostały zabrane z Okinawy po bitwie. Zagadką pozostaje, jak zmarły ojciec rodziny wszedł w posiadanie zabytków. Wiadomo bowiem, że był weteranem II wojny światowej, ale nigdy nie służył na Pacyfiku. Najważniejsze jednak, że zabytki odzyskano. Szczególnie cenne są portrety władców Okinawy. Ta sprawa pokazuje, jak ważne są informacje od obywateli, którzy informują nas o podejrzeniach co do pochodzenia zabytków. Chcieliśmy podziękować rodzinie, która się z nami skontaktowała i przekazała skarby, które mogły wrócić do Japonii, stwierdziła dyrektor biura FBI w Bostonie, Jodi Cohen. Od czasu uruchomienia FBI Art Crime Program odzyskano ponad 20 000 dzieł sztuki o łącznej wartości ponad 900 milionów dolarów. W bazie National Stolen Art File wciąż widnieje 9 nieodnalezionych dzieł sztuki z Okinawy, w tym pochodząca z XVIII-XIX wieku korona władców Królestwa Riukiu. « powrót do artykułu
  15. Bliźniacze gwiazdy powstają z tej samej chmury molekularnej. Powinny mieć więc ten sam skład. Jednak gdy naukowcy z projektu ASTRO 3D oraz ich koledzy z Węgier, USA i Australii, przyjrzeli się 91 wędrujących razem parom bliźniaczych gwiazd odkryli, że 8% gwiazd miało inny skład niż powinno. Autorzy badań doszli do wniosku, że gwiazdy te najprawdopodobniej pochłonęły planetę lub materiał z dysku protoplanetarnego. Co ważne, badania prowadzono na gwiazdach z ciągu głównego, czyli podobnych do Słońca karłach, a nie na olbrzymach, jakimi stają się gwiazdy pod koniec życia, gdy pochłaniają swój układ planetarny. Z badań wynika zatem, że co 12. stosunkowo młoda gwiazda prawdopodobnie pochłonęła planetę. Naukowcy nie mają całkowitej pewności, czy chodzi o planetę czy o materiał z dysku protoplanetarnego. Wchłonięcie całej planety to bardziej prawdopodobny scenariusz, chociaż nie możemy wykluczyć pochłaniania olbrzymich ilości materiału z dysku protoplanetarnego, mówi  główny autor badań, doktor Fan Liu z Monash University, który pracuje przy projekcie ASTRO 3D (ARC Centre for All Sky Astrophysics in 3D). Odkrycie ma duże znaczenie dla badań nad ewolucją układów planetarnych. Astronomowie zwykle uważają, że takie wydarzenia nie są możliwe. Jednak z naszych obserwacji wynika, że – mimo iż nie mają miejsca zbyt często – to jednak się zdarzają. To otwiera nowe możliwości przed teoretykami zajmującymi się ewolucją układów planetarnych, dodaje profesor Yuan-Sen Ting z Australian National University i ASTRO 3D. Mamy tutaj do czynienia z zupełnie inną sytuacją, niż zjawiskiem, które będzie miało miejsce pod koniec życia Słońca, gdy stanie się ono czerwonym olbrzymem i powiększy swoje rozmiary, pochłaniając część Układu Słonecznego. Autorzy badań podkreślają, że obserwowali bliźniacze gwiazdy, które narodziły się z tej samej chmury molekularnej i wędrują razem. Niekoniecznie tworzą one układy podwójne, chociaż część z nich takie układy utworzyła. « powrót do artykułu
  16. W centrum Przerowa (Přerov) na Morawach archeolodzy z Muzeum Komeńskiego znaleźli wykonaną ze zwierzęcej kości – prawdopodobnie z końskiej goleni – łyżwę sprzed 1000 lat. Pochodzi ona z czasów, gdy znajdował się tutaj bardzo ważne miejsce umocnione. Służyło jako oparcie dla wojsk polskiego króla, Bolesława Chrobrego, który okupował Morawy. Stacjonowali tutaj jego żołnierze, wyjaśnia archeolog Zdeněk Schenk. Odkrycia dokonano na Placu Górnym podczas archeologicznych prac ratunkowych. Znajduje się on na wzgórzu nad lewym brzegiem rzeki Bečva. W tym czasie cała średniowieczna aglomeracja, poza ufortyfikowanym wzgórzem, składała się z niewielkich osad położonych wzdłuż rzeki. Miejsce, w którym obecnie znajduje się Przerów, ludzie zamieszkiwali już niemal 30 tysięcy lat temu. Pierwsza pisemna wzmianka o miejscowości, z której dowiadujemy się, że leży ona w dobrach biskupa Jindřicha Zdíka, pochodzi z 1141 roku. Sto lat później Przerów uzyskał przywilej miasta królewskiego. Łyżwa podobna jest innych tego typu przedmiotów znajdowanych w innych częściach Europy, szczególnie często w osadach wikingów. Z jednej strony jest zagięta do góry i ma wyraźny czubek. Wywiercono tam otwór. Drugi otwór wykonano z tyłu. Służyły one do przeciągnięcia sznurków za pomocą których łyżwę mocowano do butów lub sań. Jak wyjaśnia Schenk, w tamtych czasach ludzie nie jeździli na łyżwach dla rozrywki. Był to środek transportu w miesiącach zimowych. Poruszano się na nich odpychając się kijkami. Łyżwę można było też przymocować do sań, na których transportowano towary po rzece. « powrót do artykułu
  17. Kiedy wielkanocne święta zbliżają się wielkimi krokami, napełniając przestrzeń radością i oczekiwaniem na wspólne chwile, dla niektórych z nas ten czas może być przesiąknięty smutkiem i tęsknotą. Jak poradzić sobie z żałobą w takim okresie? Oto kilka sposobów, które mogą pomóc. Rozpoznaj swoje uczucia Pierwszym krokiem jest przyznanie samemu sobie, że żałoba nie wybiera idealnego momentu i ma prawo gościć w naszym sercu nawet wtedy, gdy wokół panuje świąteczna atmosfera. Pozwolenie sobie na smutek, płacz, czy nawet złość jest kluczowe. To, że cierpisz, nie znaczy, że musisz to robić w samotności. Wyrażanie emocji to zdrowa forma radzenia sobie ze stratą. Stwórz nowe tradycje Wielkanoc to czas pełen tradycji, ale kiedy nasze serca są ciężkie, staranie się żyć zgodnie ze wszystkimi zwyczajami może być przytłaczające. Dlaczego by nie wprowadzić czegoś nowego? Może to być cichy moment zaświecenia świeczki dla bliskich, którzy odeszli, lub specjalne miejsce przy świątecznym stole, które będzie symbolem ich obecności wśród nas. Znajdź wsparcie Niezależnie od tego, czy to rodzina, przyjaciele, czy grupa wsparcia – dzielenie się swoimi uczuciami z innymi może przynieść ulgę. Czasami pomoc profesjonalisty, takiego jak zakład pogrzebowy oferujący również wsparcie psychologiczne, może okazać się nieoceniona. Pamiętaj, że żałoba to proces, który każdy przechodzi inaczej, a poszukiwanie wsparcia jest znakiem siły, a nie słabości. Pamięć i celebracja życia Wielkanoc jest czasem odnowy i nadziei, co może być dobrą okazją do celebracji życia tych, którzy nas opuścili. Może to być prosty gest, jak opowiedzenie ulubionej historii z życia bliskiej osoby podczas świątecznego obiadu, czy też zorganizowanie czegoś, co miało dla niej szczególne znaczenie. Takie momenty mogą pomóc w uleczeniu. Zadbaj o siebie W żałobie łatwo zapomnieć o własnych potrzebach. Jednak troska o siebie – czy to poprzez zdrowe odżywianie, spacer na świeżym powietrzu, czy chwilę relaksu z dobrą książką – może znacznie pomóc w przetrwaniu trudnych chwil. Pozwól sobie na odpoczynek i nie obwiniaj się za chwile słabości. Podsumowując, żałoba podczas wielkanocnych świąt wymaga od nas szczególnej troski o własne emocje i potrzeby. Rozpoznanie uczuć, stworzenie nowych tradycji, poszukiwanie wsparcia, celebracja życia bliskich oraz dbałość o własne samopoczucie to kluczowe kroki, które mogą pomóc w przetrwaniu tego trudnego czasu. Pamiętaj, że każda osoba radzi sobie ze stratą na swój sposób i każdy ma prawo do indywidualnego przeżywania tych chwil. Nie ma jednej, uniwersalnej drogi przez żałobę, ale pamiętanie o tych kilku wskazówkach może sprawić, że wielkanocne święta będą czasem, który choć naznaczony smutkiem, może również przynieść ukojenie i nowe perspektywy. Szukaj radości w małych rzeczach W trudnych chwilach, kiedy żałoba przytłacza, warto zwrócić uwagę na małe rzeczy, które mogą wnosić światło do naszego życia. To może być promień słońca przebijający się przez chmury, śpiew ptaków za oknem czy ulubiona melodia płynąca z radia. Pozwolenie sobie na dostrzeganie i docenianie tych małych chwil radości może pomóc w łagodzeniu bólu straty. Podziel się swoimi wspomnieniami Dzielenie się wspomnieniami o osobie, której już z nami nie ma, może być potężnym narzędziem w procesie żałoby. Opowiadając rodzinie i przyjaciołom o pięknych momentach, jakie razem przeżyliście, nie tylko utrwalacie pamięć o bliskiej osobie, ale również pozwalacie innym w uczestniczeniu w tym procesie. To wspólne dzielenie się może być źródłem pocieszenia i bliskości. Daj sobie czas Żałoba to nie coś, co można przyspieszyć czy pominąć. To proces, który wymaga czasu. Daj sobie przestrzeń i czas, który jest potrzebny do przepracowania emocji. Nie ma określonego terminu, w którym "powinno się" poczuć lepiej. Każdy dzień może przynieść zarówno lepsze, jak i trudniejsze momenty. Bądź dla siebie łaskawy i pamiętaj, że to, co czujesz, jest zupełnie normalne. Zachowaj równowagę Podczas gdy pamięć o bliskich jest ważna, równie istotne jest dbanie o obecne relacje i własne dobrostan. Staraj się znaleźć równowagę między pamięcią a życiem tu i teraz. Spędzanie czasu z rodziną i przyjaciółmi, dbanie o własne zdrowie i dobre samopoczucie to aspekty, które nie powinny być zaniedbane. Żałoba w okresie wielkanocnym może być szczególnie trudna, ale pamiętając o tych kilku wskazówkach, można znaleźć drogę, która pozwoli nie tylko przetrwać, ale i znaleźć nowy sens oraz nadzieję. Wielkanoc, święto odrodzenia i nowych początków, może stać się symbolem również dla naszego osobistego procesu żałoby – czasem refleksji, ale i odnalezienia drogi do przodu. « powrót do artykułu
  18. W The Lancet ukazały się wyniki badań nad płodnością, demografią i konsekwencjami z tym związanymi. Dowiadujemy się z niego, że do roku 2100 w 97% krajów i terytoriów na całym świecie współczynnik dzietności będzie niższy od koniecznego do zapewnienia zastępowalności pokoleń. Innymi słowy w tych krajach i terytoriach liczba ludności będzie spadała. A zmiana ta będzie niosła ze sobą olbrzymie konsekwencje. Utrzymanie długoterminowej zastępowalności pokoleń wymaga współczynnika dzietności równego lub większego od 2,1 dziecka na kobietę. Autorzy badań, opierając się na studium Global Burden of Disease, Injuries, and Risk Factors Study (GBD) 2021 przygotowanym przez Wydział Medycyny University of Washington stwierdzili, że do roku 2050 aż 155 z 204 obecnych krajów i terytoriów będzie miało współczynnik dzietności poniżej zapewniającego zastępowalność pokoleń. Do roku 2100 będzie to 198 z 204 krajów i terytoriów. To zaś oznacza kolosalne wyzwania. Z jednej bowiem strony będzie zmniejszała się liczba osób pracujących, a będzie rósł osób na emeryturze. Będziemy mieli więc do czynienia z wyzwaniem dla gospodarki, systemu zabezpieczeń społecznych, nie wspominając już o systemie opieki zdrowotnej, który będzie musiał sobie radzić ze zwiększającą się liczbą coraz dłużej żyjących pacjentów. Nowe badania pokazują też, że dojdzie do znaczącego przesunięcia na globalnej mapie urodzeń. W 2021 roku 29% dzieci na świecie urodziło się w krajach Afryki Subsaharyjskiej. Do 2100 roku będzie się tam rodzić 54% dzieci. Stoimy w obliczu kolosalnej zmiany społecznej. W czasie, gdy większość świata będzie zmagała się z problemem zmniejszającej się liczby osób pracujących, z pytaniem jak wypłacać emerytury i jak dbać o starzejące się społeczeństwo, wiele z najuboższych krajów Afryki Subsaharyjskiej będzie musiało zastanowić się, co robić z młodą, szybko rozrastającą się populacją. A musimy pamiętać, że niektóre ze znajdujących się w tym regionie państw to jedne z najbardziej niestabilnych politycznie i gospodarczo krajów, w których panują niezwykle wysokie temperatury i których systemy opieki zdrowotnej są na granicy wydolności, przypomina jeden z autorów badań, profesor Stein Emil Vollset. Współautorka badań, Natalia V. Bhattacharjee dodaje, że przyszłe trendy całkowicie zmienią globalną gospodarkę i międzynarodowy układ sił. Konieczna będzie reorganizacja społeczeństw. Świat musi przystosować się do wyzwań związanych z migracją i siecią pomocową, które będą krytycznymi elementami konkurencji o migrantów, potrzebnych do podtrzymania wzrostu gospodarczego. A to wszystko w obliczu boomu urodzin w Afryce Subsaharyjskiej. Jeszcze w 1950 roku światowy współczynnik dzietności wynosił 5 dzieci. W roku 2021 spadał on do 2,2 dziecka, z czego w ponad połowie krajów i terytoriów (110 z 204) jest poniżej zastępowalności pokoleń. Sytuacja jest szczególnie zła w Korei Południowej (0,82), Andorze (0,98) i Serbii (1,08). Jednak w Polsce jest niewiele lepsza. W naszym kraju współczynnik dzietności wynosił w 2021 roku zaledwie 1,37. Jeszcze w roku 1980 było to 2,28, a w 1950 – 3,63. Autorzy badań prognozują, że do roku 2050 współczynnik ten zmniejszy się u nas do 1,21, a w roku 2100 wyniesie 1,07. Oznacza to, że o ile w roku 2021 urodziło się w Polsce ok. 330 000 dzieci, to w roku 2050 będzie to 206 200, a w roku 2100 – 74 400. Z kolei najwyższy na świecie współczynnik dzietności jest w Czadzie, gdzie w 2021 roku wyniósł on 6,99. Od roku 1950 obniżył się z 7,36. Jednak rosnąca liczba ludności Czadu, przy tak wysokim i powoli spadającym współczynniku dzietności oznacza, że liczba dzieci szybko rośnie. W 1950 roku w Czadzie urodziło się 127 400 dzieci, w roku 2050 będzie to 1 841 100, a w roku 2100 należy spodziewać się niemal 2,5 miliona nowych mieszkańców Czadu. W badaniach wyraźnie widać, że wszystkie regiony, na których autorzy podzielili świat, boom urodzin mają już za sobą lub właśnie znajdują się w jego okresie. Wyjątkiem jest Afryka Subsaharyjska. W roku 1950 urodziło się w niej nieco poniżej 9 milionów dzieci, w roku 1980 było to już prawie 18 milionów, w 2021 liczba urodzin wyniosła prawie 38 milionów, a w roku 2050 będzie to ponad 46 milionów. W roku 2100 spadnie do nieco poniżej 40 milionów. Wzrost ten napędzają głównie kraje centralnej oraz zachodniej Afryki, od Senegalu po Czad i od Republiki Środkowoafrykańskiej po Angolę. Jednak nawet w tych regionach średnia spadnie w roku 2100 poniżej poziomu zastępowalności pokoleń. Powyżej 2,1 dziecka na kobietę będzie wówczas przypadało jedynie w Nigrze (2,24) i Czadzie (2,15). Ponadto wystarczająco wysoki wskaźnik utrzymają też Somalia (2,45), Tonga (2,45), Samoa (2,57), Tadżykistan (2,13). W 2100 roku w Europie krajami o najwyższym współczynniku dzietności będą Dania (1,47), Francja (1,43) oraz Islandia (1,58). Wysokim współczynnikiem (2,09) będzie mógł też pochwalić się Izrael. « powrót do artykułu
  19. Człowiek współczesny wielokrotnie opuszczał Afrykę, jednak globalnej ekspansji z Czarnego Lądu dokonał mniej niż 100 000 lat temu. Według części uczonych, nasi przodkowie wykorzystali wówczas „zielone korytarze”, które utworzyły się w wilgotnych okresach. Było tam wystarczająco dużo zasobów, przede wszystkim pożywienia, by duże grupy ludzi mogły bezpiecznie opuścić Afrykę. Autorzy najnowszych badań uważają, że ludzie mogli wędrować też „błękitnymi autostradami”, utworzonymi przez rzeki okresowe. Uczeni, którzy prowadzą swoje badania w Rogu Afryki, znaleźli ślady pokazujące, jak ludzie poradzili sobie w czasie supererupcji wulkanu Toba sprzed 74 000 lat, jednej z największych erupcji wulkanicznych w historii. Ta elastyczność nie tylko pozwoliła im przetrwać erupcję, ale ułatwiła późniejsze wyjście z Afryki. Badacze znaleźli też narzędzia do gotowania oraz kamienne narzędzia, będące najstarszymi dowodami na używanie łuku. Nasze badania potwierdzają wyniki uzyskane podczas prac w Pinnacle Point w Afryce Południowej – erupcja Toby mogła zmienić środowisko w Afryce, ale ludzie dostosowali się i przetrwali tę zmianę, stwierdza Marean. Uczony wraz z kolegami prowadził badania na stanowisku Shinfa-Metema 1. Znajduje się ono w północno-zachodniej Etiopii u wybrzeży rzeki Shinfa, dopływu Nilu. Do erupcji Toby doszło w czasie, gdy miejsce to było zamieszkane, a świadczą o tym niewielkie fragmenty szkła wulkanicznego, których skład chemiczny odpowiada materiałowi z tej erupcji. Jednym z przełomowych elementów naszych badań jest fakt, że metody badania kryptotefry, które opracowaliśmy na potrzeby wcześniejszych prac w Afryce Południowej i użyte obecnie w Etiopii, pozwalają na korelowanie różnych stanowisk w Afryce, a może nawet i na świecie, z dokładnością liczoną w tygodniach, wyjaśnia Marean. Kryptotefra to sygnatura w postaci szkła wulkanicznego o średnicy 20–80 mikrometrów, a więc mniejszej niż średnica włosa. Poszukiwanie kryptotefry na stanowiskach to jak szukanie igły w stogu siana, ale bez pewności, że igła w ogóle tam jest. Jednak możliwość korelowania dat stanowisk odległych od siebie o 5000 kilometrów, a może i bardziej, oraz określanie tej korelacji z dokładnością do tygodni, a nie tysiącleci, warta jest tego wysiłku, dodaje Campisano. Metoda identyfikowania niewielkich ilości kryptotefry na stanowisku Pinnacle Point została opracowana na University of Nevada Las Vegas, a następnie udoskonalona w Sediment and Tephra Preparation Lab na Arizona State University. Podczas obecnych badań naukowcy badali izotopy w skamieniałych zębach ssaków oraz muszlach ostryg. Na tej podstawie stwierdzili, że badane stanowisko było zajmowane przez ludzi w czasie długich okresów suchych. Można je porównać z najbardziej suchymi regionami wschodniej Afryki zamieszkiwanymi przez ludzi obecnie. Znalezione dowody wskazują, że gdy rzeka znikała w porze suchej, ludzie polowali na zwierzęta, która przychodziły do pozostałych zbiorników wodnych, by się napić. Im bardziej zbiorniki te wysychały, tym łatwiej ludziom było łapać żyjące w nich ryby i ich dieta zmieniała się. Wydaje się, że w wyniku eksplozji Toby pora sucha uległa wydłużeniu, przez co ludzie coraz bardziej musieli polegać na rybach. Kurczenie się zaś zbiorników wodnych mogło zmusić ich do wędrówek w poszukiwaniu pożywienia. Gdy ludzie wyczerpali już pożywienie zapewniane przez pobliskie zbiorniki wodne, musieli przenieść się do kolejnych zbiorników. Rzeki okresowe działały więc jak „pompy”, przetaczające ludzi swoimi korytami od jednego zbiornika do drugiego, potencjalnie napędzając w ten sposób ostatnią migrację z Afryki, mówi główny autor badań, John Kappelman z University of Texas at Austin. Jest mało prawdopodobne, by ludzie, którzy żyli w Shinfa-Metema 1 byli częścią migracji z Afryki. Jednak ich zdolności do adaptacji umożliwiły przetrwanie zmian warunków klimatycznych powodowane takimi wydarzeniami jak erupcja wulkanu Toba. Mieszkańcy Shinfa-Metema 1 polowali na wiele zwierząt, od antylop po małpy. Pozostawili po sobie ślady ognisk oraz wyróżniające się trójkątne, kamienne artefakty. Ich analiza wykazała, że prawdopodobnie były to groty strzał. A że pochodzą sprzed około 74 000 lat, są najstarszymi dowodami na wykorzystywanie łuku. « powrót do artykułu
  20. U osób palących e-papierosy, które miały minimalny kontakt z tytoniem, występują w komórkach policzków podobne zmiany epigenetyczne, co u palaczy – informują naukowcy z University College London oraz Uniwersytetu w Innsbrucku. Badania pomagają lepiej zrozumieć długotrwałe skutki palenia e-papierosów. Ich autorzy podkreślają, że nie oznaczają one, iż e-papierosy mogą powodować nowotwory. Ważne jest jednak, by zrozumieć, czy ich stosowanie wiąże się z ryzykiem dla zdrowia, a jeśli tak, to z jakim. Autorzy badań, których wyniki opublikowano na łamach Cancer Research, sprawdzili wpływ tytoniu oraz e-papierosów na metylację DNA w ponad 3500 próbek. Badali, w jaki sposób zmienia się DNA komórek wystawionych bezpośrednio (np. w ustach) i pośrednio (np. we krwi) na działanie tytoniu. Zmiany epigenetyczne to zmiany ekspresji genów, które mogą zachodzić pod wpływem czynników zewnętrznych, jak np. dieta, tryb życia, stres, wystawienie na działanie środków chemicznych czy hormonów. Nasz epigenom, czyli pełny zestaw modyfikacji DNA i  białek wchodzących w skład chromatyny – substancji budującej chromosomy i będącej nośnikiem genów – ulega zmianom przez całe życie. Badacze wykazali, że komórki nabłonka – wyścielają one narządy oraz jamy ciała i to często w nich rozpoczynają się zmiany nowotworowe spowodowane paleniem – znajdujące się w ustach przechodzą znaczne zmiany epigenetyczne u palaczy. Co ważniejsze, zmiany te są znacznie wzmocnione w nowotworach i stanach przednowotworowych płuc w porównaniu ze zdrową tkanką. To wskazuje, że zmiany epigenetyczne spowodowane paleniem prowadzą do szybszego wzrostu komórek. Podobne badania prowadzono już niejednokrotnie. Jednak tutaj nowością jest objęcie nimi również osób palących e-papierosy. Osoby te wypaliły w życiu nie więcej niż 100 tradycyjnych papierosów. To pierwsze badania, w których porównano wpływ palenia tytoniu oraz e-papierosów na różny rodzaj tkanek, nie tylko na krew. Uznajemy je za badania bardziej długotrwałych skutków palenia e-papierosów niż te, które dotychczas udało się przeprowadzić, mówi główna autorka, doktor Chiara Herzog. Na ich podstawie nie możemy powiedzieć, że e-papierosy mogą powodować nowotwory. Jednak zauważyliśmy, że niektóre zmiany epigenetyczne w komórkach policzków i ust użytkowników e-papierosów są podobne do zmian epigenetycznych w komórkach palaczy tytoniu. Wiemy, że u palaczy tytoniu zmiany te są powiązane z przyszłym wystąpieniem nowotworów płuc. Potrzebne są dalsze badania by stwierdzić, czy na podstawie takich zmian można przewidywać rozwój nowotworu u palaczy tytoniu i użytkowników e-papierosów. Wśród naukowców istnieje zgoda co do tego, że e-papierosy są bezpieczniejsze niż tytoń. Nie możemy jednak uznać ich za całkowicie bezpieczne, ważne jest by zbadać długoterminowe skutki ich używania i ewentualne powiązania z nowotworami, dodaje uczona. Naukowcy odkryli też, że niektóre zmiany epigenetyczne spowodowane tytoniem są bardziej stabilne i dłużej się utrzymują po rzuceniu palenia niż inne. Takie bardziej stabilne zmiany zaobserwowano na przykład w komórkach macicy. Wcześniej kwestie takie nie były badane. Dziesięciolecia badań dowiodły związków pomiędzy paleniem tytoniu a nowotworami. Dotychczas prowadzone badania dowodzą, że e-papierosy są znacznie bezpieczniejsze od tytoniu i mogą pomóc w rzuceniu palenia. Jednak nasze badania pokazują, że używanie e-papierosów nie jest pozbawione ryzyka. Potrzebne są kolejne prace nad ich długoterminowym wpływem na ludzkie zdrowie, dodaje doktor Ian Walker z Cancer Research UK. « powrót do artykułu
  21. We wrześniu 2022 roku pojazd DART uderzył w 170-metrową asteroidę Dimorphos, krążącą wokół asteroidy Didymos. Historyczna misja miała na celu zademonstrowanie technologii obrony Ziemi przed asteroidami. Już 2 tygodnie po teście dowiedzieliśmy się, że był on sukcesem – pędzący z prędkością 6,5 km/s DART zmienił trajektorię asteroidy cięższej od siebie o 8,5 miliona razy. W wyniku uderzenia za asteroidą utworzył się ogon wyrzuconego materiału o długości wielu tysięcy kilometrów. Teraz okazuje się, że trajektoria Dimorphos zmieniła się bardziej, niż wynikało ze wstępnych badań, a zderzenie zmieniło też kształt asteroidy. Przed uderzeniem Dimorphos miała kształt sferoidy spłaszczonej, obiegała Didymos po orbicie kołowej w odległości około 1189 metrów, a jeden pełny obieg zajmował jej 11 godzin i 55 minut. Gdy DART uderzył, zaszły interesujące zmiany. Orbita Dimorphos nie jest już kołowa. Okres orbitalny asteroidy – czyli czas, jaki zajmuje jej pełen obieg – uległ skróceniu o 33 minuty i 15 sekund. A cały kształt asteroidy zmienił się z obiektu dość symetrycznego w elipsoidę trójosiową, wyjaśnia Shantanu Nandu, inżynier-nawigator z Jet Propulsion Laboratory, który stał na czele grupy badającej Dimorphos. Dowiadujemy się zatem, że wcześniej asteroida przypominała spłaszczoną piłkę, teraz jej kształt bardziej przypomina melon. Naukowcom udało się opracować niezwykle precyzyjne modele układu Didymos-Dimorphos. Są tak dokładne, że pokazują i kształt Dimorphos, i jej kiwanie się w przód i w tył w miarę jak okrąża Didymosa. Pozwoliły również określić ewolucję orbity mniejszej asteroidy. Natychmiast po uderzeniu orbita Dimorphos wokół Didymos uległa skróceniu o 32 minuty i 42 sekundy. W kolejnych tygodniach, w wyniku postępującej utraty materiału skalnego, orbita nadal się skracała. W końcu ustabilizowała się i obecnie Dimorphos obiega Didymos w ciągu 11 godzin, 22 minut i 3 sekund. Okres orbitalny jest więc o 33 minuty i 15 sekund krótszy niż przed zderzeniem. Naidu zapewnia, że obliczenia przeprowadzono z dokładnością do 1,5 sekundy. Oznacza to, że średnia odległość pomiędzy obiema asteroidami wynosi obecnie 1152 metry, o 37 metrów mniej niż wcześniej. Orbita Dimorphos nie jest już kołowa, a eliptyczna. Europejska Agencja Kosmiczna planuje wystrzelenie w październiku bieżącego roku misji Hera, która odwiedzi układ Didymos-Dimorphos i na miejscu sprawdzi, czy wszelkie obserwacje i obliczenia są prawidłowe. « powrót do artykułu
  22. Wprowadzenie do branży motoryzacyjnej może wydawać się wyzwaniem, ale z odpowiednią wiedzą i przygotowaniem otwarcie własnego salonu samochodowego staje się realnym celem. Sprawdź, jak osiągnąć sukces w tej konkurencyjnej branży.   Od czego zacząć? Rozpoczęcie działalności salonu samochodowego wymaga gruntownej analizy i strategicznego planowania. Pierwszym krokiem jest przeprowadzenie szczegółowego badania rynku, aby zrozumieć potrzeby potencjalnych klientów oraz zidentyfikować niszę, którą można wykorzystać. Następnie niezbędne jest zdefiniowanie grupy docelowej, co pozwoli dostosować ofertę do jej oczekiwań. Kolejny etap to przygotowanie solidnego biznesplanu uwzględniającego wszystkie aspekty działalności – od finansowania po strategie marketingowe. Ważne jest również zwrócenie uwagi na wymagania prawne związane z otwarciem i prowadzeniem salonu samochodowego, w tym uzyskanie niezbędnych zezwoleń i licencji. Przemyślane podjęcie tych wstępnych kroków ułatwi pomyślne uruchomienie salonu i położy mocne fundamenty pod przyszły rozwój firmy. Jakie wymagania prawne należy spełnić, aby otworzyć salon samochodowy? Aby otworzyć salon samochodowy, konieczne jest spełnienie określonych wymagań prawnych, które różnią się w zależności od jurysdykcji. Pierwszym krokiem jest zarejestrowanie działalności gospodarczej w odpowiednim urzędzie, co wiąże się z wyborem formy prawnej przedsiębiorstwa. Następnie należy uzyskać zezwolenia i licencje specyficzne dla branży motoryzacyjnej, co może obejmować licencję na handel pojazdami lub zezwolenie na prowadzenie działalności. Ważne jest także, aby zapoznać się z przepisami dotyczącymi ochrony konsumenta, finansowania, ubezpieczeń oraz normami środowiskowymi. Dokładne zrozumienie i stosowanie się do tych regulacji jest niezbędne, aby uniknąć potencjalnych problemów prawnych i zapewnić legalne funkcjonowanie salonu samochodowego.   Jakie ubezpieczenie wybrać dla salonu samochodowego i oferowanych pojazdów? Wybór odpowiedniego ubezpieczenia dla salonu samochodowego i oferowanych pojazdów jest istotny dla zapewnienia ochrony przed różnorodnymi ryzykami. Dla samego salonu zalecane jest ubezpieczenie majątkowe, które obejmie ochroną budynek, wyposażenie oraz pojazdy znajdujące się na terenie obiektu. Ważne jest również rozważenie polisy odpowiedzialności cywilnej chroniącej przed ewentualnymi roszczeniami klientów czy trzecich stron. Chociaż salon samochodowy jako taki nie jest zobligowany do posiadania ubezpieczenia OC dla oferowanych pojazdów, to jego odpowiedzialnością jest uświadomienie klientów o konieczności posiadania takiego ubezpieczenia. Umożliwienie dostępu do szybkiego i efektywnego sposobu ubezpieczenia na przykład poprzez współpracę z zaufanymi agentami ubezpieczeniowymi lub oferowanie bezpośrednich konsultacji z przedstawicielami firm ubezpieczeniowych w salonie, może stanowić dodatkowy atut i budować zaufanie klientów. Włączenie do procesu sprzedaży narzędzia takiego jak kalkulator OC, umożliwiającego klientom natychmiastowe wyliczenie kosztu ubezpieczenia, jeszcze bardziej ułatwi i przyspieszy całą procedurę, zwiększając wartość oferowanych usług, a także przyczyniając się do podnoszenia świadomości na temat ważnego elementu bezpieczeństwa i odpowiedzialności na drodze.   Jak znaleźć idealną lokalizację dla salonu samochodowego? Wybór odpowiedniej lokalizacji dla salonu samochodowego jest decydującym czynnikiem, który może wpłynąć na sukces całego przedsięwzięcia. Ważne jest znalezienie miejsca o wysokiej widoczności i łatwej dostępności zarówno dla klientów indywidualnych, jak i dostaw. Doskonałym wyborem mogą okazać się tereny położone w pobliżu głównych arterii komunikacyjnych czy obszarów o dużej aktywności gospodarczej. Warto również rozważyć bliskość innych punktów handlowych, które mogą generować dodatkowy ruch potencjalnych klientów. Przeprowadzenie szczegółowej analizy rynku oraz zapotrzebowania w wybranym regionie pozwoli na zidentyfikowanie najbardziej obiecujących lokalizacji. Ostatecznie wybór miejsca powinien być decyzją uwzględniającą zarówno potencjał rynkowy, jak i realia finansowe przedsięwzięcia.   Jak skutecznie promować nowo otwarty salon samochodowy? Skuteczna promocja nowo otwartego salonu samochodowego wymaga zastosowania wielokanałowej strategii marketingowej. W pierwszej kolejności warto stworzyć profesjonalną stronę internetową oraz aktywne profile w mediach społecznościowych, które będą regularnie aktualizowane treściami angażującymi potencjalnych klientów. Reklama lokalna zarówno w mediach tradycyjnych, jak i online, może zwiększyć świadomość marki wśród mieszkańców. Organizowanie eventów otwarcia z atrakcyjnymi promocjami lub testami pojazdów przyciągnie uwagę i zachęci do odwiedzin salonu. Niezastąpione będą również działania networkingowe i budowanie relacji z lokalną społecznością oraz innymi przedsiębiorcami. Wprowadzenie programu lojalnościowego lub ofert specjalnych dla pierwszych klientów może dodatkowo pobudzić zainteresowanie i sprzedaż. Ważne jest, aby strategia marketingowa była spójna i dopasowana do profilu docelowych odbiorców salonu. « powrót do artykułu
  23. Tantal, jeden z najrzadszych pierwiastków, posiada dwa naturalne stabilne izotopy. Niezwykle rzadko występujący, Ta-180m, ma niezwykłą cechę – istnieje w długotrwałym stanie wzbudzenia. W stanie tym jego protony lub neutrony mają wyższą energię niż w stanie podstawowym. Z energetycznego punktu widzenia możliwy jest rozpad radioaktywny Ta-180m, jednak zjawiska tego nigdy nie zaobserwowano. Uczeni z amerykańskiego Departamentu Energii prowadzą eksperymenty, których celem jest zarejestrowanie rozpadu Ta-180m. Nie będzie to jednak łatwe, gdyż czas jego połowicznego rozpadu jest wielokrotnie dłuższy od czasu istnienia wszechświata. Specjaliści szacują, że może on być około miliona razy dłuższy. Rozpad stanów wzbudzonych pozwala nam badać, jak one powstają. Fizycy jądrowi niejednokrotnie badali krótko żyjące izotopy. Chcieliby jednak wiedzieć, co dzieje się na drugim końcu spektrum. Dlatego badają ekstremalny przypadek, jakim jest Ta-180m. To, co na jego temat wiadomo, wynika z naszej wiedzy o krócej żyjących izotopach. Jednak jego wyjątkowa stabilność rzuca wyzwanie teoriom jądra atomowego i jego rozpadu. Dlatego też eksperci przypuszczają, że zaobserwowanie rozpadu Ta-180m znakomicie zwiększyłoby naszą wiedzę na ten temat. Teraz, po raz pierwszy, udało się zaprojektować eksperyment, który ma szansę zarejestrować rozpad tantalu-180m. Naukowcy zmodyfikowali urządzenie Majorana Demonstrator, zbudowane z myślą o poszukiwaniu podwójnego bezneutrinowego rozpadu beta germanu-76, którego czas półrozpadu jest o... 130 miliardów razy dłuższy niż czas istnienia wszechświata. Badacze tantalu-180m, po trwających rok eksperymentach w Majorana Demonstrator, w których wykorzystali czujniki z germanu, osiągnęli niespotykany dotychczas poziom czułości. Opracowali też metody analityczne, które mają pozwolić na wykrycie spodziewanych sygnatur rozpadu Ta-180m. Ich badania przyniosły już konkretne wyniki. Ustalili bowiem, że pierwszego rozpadu mogą spodziewać się po 1018–1019 latach prowadzenia eksperymentu. To pierwszy przypadek potwierdzenia, że można eksperymentalnie zaobserwować rozpad tego izotopu. « powrót do artykułu
  24. Kamil Bilski ze Stowarzyszenia „Wspólne Dziedzictwo” z Opatowa znalazł w Kaliszanach niezwykle cenną, unikatową monetę – złotą monetę celtycką z I wieku p.n.e. To tzw. stater miseczkowaty, który ma jedną stronę wklęsłą, drugą wypukłą. Niektórzy badacze uważają, że tego typu monety należą do celtyckich staterów typu krakowskiego. Najwięcej ich znaleziono w okolicach Krakowa, gdzie prawdopodobnie znajdowała się mennica. O jej istnieniu może świadczyć chociażby znalezienie na terenie Nowej Huty (Mogiły) form odlewniczych do krążków menniczych. Tego typu statery znane są też z innych części Polski i Ukrainy, a pojedyncze sztuki znaleziono w Niemczech, Czechach, Słowacji i Chorwacji. O tym, jak unikatowe to odkrycie niech świadczy fakt, że w całej Europie znaleziono dotychczas jedynie około 30 staterów typu krakowskiego. Jeszcze rzadsza jest moneta typu znalezionego przez Kamila Bilskiego. Specjaliści mówią w jej wypadku o typie „Kryspinów”. Pierwszy taki numizmat znaleziono w XIX wieku i obecnie znajduje się on w Bibliothèque nationale de France w Paryżu, drugi odkryto w 1995 roku w Kryspinowe. Ten z Kaliszan jest trzeci. Celtowie mieszkali w okolicach dzisiejszego Krakowa w ostatnich wiekach przed naszą erą. Byli oni prawdopodobnie odłamem plemienia Bojów, których główne siedziby znajdowały się w Kotlinie Czeskiej. Badacze nie są zgodni co do tego, czy statery typu krakowskiego są naśladownictwem staterów greckich czy też rzymskich denarów. Nie ma też zgody co do znaczenia ikonografii na monetach. W okolicach Opatowa i Sandomierza znaleziono wiele zabytków celtyckich. Niewykluczone, że Celtowie osiedlali się w okolicach Opatowa, gdyż tamtędy prowadziły szlaki handlowe łączące Małopolskę z Kujawami. Być może jednak interesowali się złożami rud żelaza w Górach Świętokrzyskich. Nie wiemy jednak, czy złoża te eksploatowali, ale jeśli tak, to na niewielką skalę. Ośrodek metalurgii w Górach Świętokrzyskich powstał dopiero w II/III wieku i został stworzony przez Wandalów. « powrót do artykułu
  25. W ciągu kilku najbliższych miesięcy będziemy mieli okazję zobaczyć gołym okiem gwiazdę T Coronae Borealis, położoną w odległości około 3000 lat świetlnych od Ziemi. To jedyna szansa w życiu, gdyż gwiazda ta staje się widoczna raz na 80 lat. Ostatni raz gołym okiem można ją było zobaczyć w 1946 roku. Astronomowie spodziewają się, że T CrB może pojawić się na niebie w każdej chwili, nie później niż we wrześniu bieżącego roku. Wielkość gwiazdowa układu T Coronae Borealis wynosi zwykle +10. To zbyt mało, by oglądać go gołym okiem. Jednak już wkrótce zwiększy się ona do +2 i układ będzie miał jasną podobną do jasności Gwiazdy Północy, Polaris. W pełnej chwale T CrB będzie widoczna przez kilkanaście godzin, później jej jasność zacznie spadać. Układ można będzie obserwować gołym okiem przez kilka dni, a za pomocą słabej lornetki przez nieco ponad tydzień. Później znowu zmniejszy jasność i gołym okiem zobaczą ją kolejne pokolenia. T CrB to układ podwójny, składający się z białego karła i czerwonego olbrzyma. Obie gwiazdy są na tyle blisko, że gdy czerwony olbrzym destabilizuje się w wyniku rosnących temperatury oraz ciśnienia i odrzuca zewnętrzne warstwy, materiał ten trafia na powierzchnię białego karła. Naukowcy szacują, że co około 50 lat biały karzeł gromadzi w ten sposób materię o masie Ziemi. Z czasem jego cienka i gęsta atmosfera rozgrzewa się do tego stopnia, że dochodzi do niekontrolowanej reakcji termojądrowej i pojawia się nova widziana z Ziemi gołym okiem. Proces ten nie niszczy białego karła. Pozwala mu się pozbyć nagromadzonej materii. I proces jej akumulacji zaczyna się od nowa. W 2015 roku astronomowie zauważyli, że jasność T CrB zaczyna się zmieniać. W kwietniu ubiegłego roku odnotowano znaczący spadek jasności, który zapowiada pojawienie się nowej. Astronomowie sądzą, że najstarsza obserwacja T CrB pochodzi z 1217 roku, kiedy to mnisi z okolic Augsburga zauważyli na niebie nieznaną wcześniej słabo świecącą gwiazdę, która zniknęła po kilku dniach. Bardzo dobrze udokumentowane jest pojawienie się T CrB w 1866 roku. Na tej podstawie przewidziano, że do kolejnej erupcji dojdzie w 1946 roku. Na krótko przed pojawieniem się T CrB na niebie, astronom-amator Leslie Peltier zauważył znaczy spadek jej jasności. Samego rozbłyśnięcia gwiazdy nie zaobserwował, bo... leżał w łóżku złożony przeziębieniem. Jeśli chcemy zobaczyć „nową” gwiazdę, powinniśmy poszukać gwiazdozbioru Korona Północna (Corona Borealis). To łukowato wygięty gwiazdozbiór na zachód od Herkulesa. Jego najjaśniejszą gwiazdą jest Alfa CrB o wielkości gwiazdowej 2,2, więc T CrB będzie od niej jaśniejsza. Od Alfa CrB spójrzmy na wschód i w dół, tam znajdziemy gwiazdę Gamma, a następnie Delta. T CrB pojawi się na wschód od Delty. « powrót do artykułu
×
×
  • Dodaj nową pozycję...