Jump to content
Forum Kopalni Wiedzy

KopalniaWiedzy.pl

Super Moderators
  • Content Count

    37496
  • Joined

  • Last visited

    Never
  • Days Won

    243

KopalniaWiedzy.pl last won the day on June 30

KopalniaWiedzy.pl had the most liked content!

Community Reputation

373 Outstanding

6 Followers

About KopalniaWiedzy.pl

  • Rank
    Duch Kopalni
  • Birthday 05/01/2006

Informacje szczegółowe

  • Płeć
    Nie powiem

Recent Profile Visitors

The recent visitors block is disabled and is not being shown to other users.

  1. Tiahuanaco czy też Tiwanaku, to duża, ważna i bardzo tajemnicza kultura prekolumbijska. Była to jedna z najwcześniejszych i prawdopodobnie w swoim czasie najpotężniejszych kultur Ameryki Południowej. Zniknęła przed tysiącem lat. Teraz naukowcy znaleźli wielki kompleks świątynny tej kultury, który rzuca nieco światła na organizację społeczeństwa Tiahuanaco, jego wierzenia i potęgę. Do historii pisanej Tiahuanaco weszło w 1549 roku, gdy hiszpański konkwistador Pedro Cieza de León trafił w pobliżu jeziora Titicaca na ruiny obejmujące powierzchnię 4 kilometrów kwadratowych. Obecnie wiemy, że istniał tutaj ośrodek miejski i świątynny, który upadł około 1000 roku naszej ery. Od nazwy tego ośrodka nazwę bierze cała kultura. Badania wskazują, że powstał on na początku naszej ery, a najbardziej intensywnie rozwijał się między IV a VIII wiekiem. W szczycie rozwoju mieszkała tam wysoce zorganizowana, hierarchiczna społeczność, która pozostawiła po sobie piramidy, świątynie i liczne monolity. Ślady wpływów Tiahuanaco znajdowane są wokół jeziora Titicaca, a naukowcy wciąż się spierają, jak szeroko wpływy te sięgają. Nowo odkryty kompleks świątynny znajduje się około 200 kilometrów na południe od Tiahuanaco. Znajduje się na szczycie wzgórza. Miejsce to znane jest lokalnym rolnikom, wiedzieli oni o znajdujących się tam śladach budowli, jednak niczym nie wyróżniające się wzgórze nigdy nie było szczegółowo badane. Teraz badania przeprowadzili naukowcy z USA, Hiszpanii, Boliwii i Belgii i okazało się, że wzgórze zajmuje pozycję strategiczną. W czasach istnienia Tiahuanaco znajdowało się ono w miejscu, gdzie przecinały się drogi prowadzące z trzech ważnych ekosystemów: wyżyn wokół jeziora Titicaca na północy, suchego Altiplano na zachodzie, które świetnie nadaje się do hodowli lam oraz żyznych andyjskich dolin regionu Cochabamba na wschodzie. Dlatego też badacze sądzą, że miejsce to odgrywało pewną rolę w przepływie ludzi i towarów. Badania pokazały, że w miejscu zwanym Palaspata, istniał kompleks świątynny o wymiarach 125x145 metrów. W jego wnętrzu znajdowało się 15 kwadratowych pomieszczeń otaczających wewnętrzny dziedziniec. Orientacja świątyni wydaje się wskazywać na odbywanie tam rytuałów związanych z równonocą. Na powierzchni ziemi archeolodzy znaleźli fragmenty kubków keru, z których andyjskie społeczności piły chichę – tradycyjne piwo z kukurydzy – podczas obrzędów związanych z rolnictwem. To dodatkowo potwierdza rolę tego miejsca jako zbiegu dróg handlowych. Tym bardziej, że w okolicy nie uprawiano kukurydzy, pochodziła ona z doliny Cochabamba. Palaspata była więc miejscem, do którego przybywali ludzie, towary, gdzie łączyły się różne tradycje kulinarne. Pośrednikiem w aktywnościach różnych grup była zaś religia, stanowiąca wspólny język, za pośrednictwem którego grupy te i osoby indywidualne współpracowały. Źródło: Gateway to the east: the Palaspata temple and the south-eastern expansion of the Tiwanaku state, https://www.cambridge.org/core/journals/antiquity/article/gateway-to-the-east-the-palaspata-temple-and-the-southeastern-expansion-of-the-tiwanaku-state/FE7182E32049DF2293A54105F589E1D6 « powrót do artykułu
  2. Sprawna i płynna rozgrywka to często nie tylko zasługa gracza, ale i dobrze funkcjonującego sprzętu. Skąd wiedzieć, że posiadany komputer nie radzi sobie z nowymi tytułami? Sprawdź, na jakie objawy warto zwrócić uwagę, a także co nimi zrobić, aby znów cieszyć się wydajnym sprzętem.   Co zrobić z przegrzewającym się komputerem? Podczas długich rozgrywek i przy wymagających parametrami grach, komputer nigdy nie będzie miał łatwego zadania. Jeśli jednak przy kolejnych grach staje się on coraz głośniejszy i cieplejszy, a szczególnie gdy zakłóca dźwięk z samej rozgrywki oraz wentylatory działają na najwyższych obrotach od samego uruchomienia, to jest to znak, że układ chłodzenia nie daje już sobie rady podczas żadnej pracy urządzenia. Może to oznaczać, że systemy są zapchane kurzem lub są już zbyt zużyte. Prowadzi to do zbyt wysokiej temperatury w urządzeniu, co nie tylko bywa irytujące w trakcie użytkowania sprzętu, ale i może być niezwykle niebezpieczne. Może bowiem doprowadzić do poważnego uszkodzenia karty graficznej, procesora czy nawet płyty głównej, co może skutkować utratą wielu danych. Gdy masz taki problem z komputerem, warto w takim przypadku zdecydować się na czyszczenie komputera, a następnie nawet na modernizację chłodzenia poprzez zamontowanie wydajniejszych wentylatorów czy dodanie zewnętrznego chłodzenia.   Długie czasy ładowania i zacinający się komputer Jeśli posiadasz wieloletni komputer, może okazać się, że aktualne wymagania technologiczne i parametry nie są przez niego spełniane. Może objawiać się długim czasem ładowania, zacinającym się gameplayem czy niską liczbą klatek na sekundę (FPS). Głównym problemem w takim przypadku jest stara karta graficzna lub zbyt mała ilość pamięci RAM. Chociaż warto zdecydować się na ogólne czyszczenie komputera, które odświeży nieco sprzęt, nie jest to wystarczające działanie, aby produkt zaczął znowu sprawnie i szybko działać. Można zacząć od zwiększenia RAM-u. Poza tym istotną modernizacją jest zainstalowanie najnowszej wersji sterownika. System operacyjny może bowiem wymagać nowej aktualizacji. Dzięki temu będziesz mieć pewność, że komputer będzie miał funkcje wymagane przez nowoczesne gry. W wielu przypadkach, gdy komputer po aktualizacji i czyszczeniu nadal wolno działa, może okazać się, że potrzebna jest także wymiana procesora graficznego czy starego dysku HDD na szybszy nowszy SSD. Jeśli chcesz dowiedzieć się więcej szczegółów o działaniu komputerów gamingowych, czytaj dalej. Pomoże to lepiej zrozumieć pracę i wymagania technologiczne od tych urządzeń.   Kiedy opłaca się zrobić upgrade? Modernizacja starego PC ma sens wtedy, gdy Twój sprzęt ma realny potencjał czy wartość na rynku np. jeśli ma w miarę świeży dysk SSD, dobry procesor czy obudowę. Często wystarczy wtedy dołożyć pamięć RAM czy wymienić kartę graficzną, aby bezproblemowo cieszyć się dalej nowymi grami bez zbyt wygórowanych kosztów. Jeśli jednak Twój komputer ma ponad 7 lat, widzisz w nim duży spadek w wydajności działania, a do tego nie wymieniałeś w nim wcześniej żadnych części, to większość jego komponentów będzie niezwykle przestarzała. Czasem więc będzie bardziej opłacało się zakupić nowy komputer lub zbudować maszynę od podstaw niż wymieniać konkretne elementy. Przed podjęciem decyzji warto zastanowić się nad tym, w co konkretnie chcesz grać, jakie masz wymagania, co do sprzętu, a także jaki posiadasz budżet. Warto skonsultować się także ze specjalistą, który pomoże w ocenieniu jakości posiadanego sprzętu. Obecnie świat techniki to niezwykle szybko rozwijająca się dziedzina. Dlatego aktualizacje i upgrade’y bywają potrzebne coraz częściej. Jednak z dobrym sprzętem nawet małe zmiany mogą znacznie poprawić komfort grania oraz codziennego korzystania z komputera. Warto jednak obserwować symptomy urządzenia, aby mieć pewność, że nie doprowadzi się go do jeszcze gorszego stanu. Szybka reakcja i rozsądne decyzje pomogą w przywróceniu go do maksymalnej funkcjonalności. « powrót do artykułu
  3. W ciągu ostatnich 200 lat ludzkość wybudowała tyle zapór wodnych, że masa nagromadzonej wody doprowadziła do przesunięcia się skorupy Ziemi w stosunku do osi obrotu naszej planety. Pierwsza ze zmian została wywołana przez zapory wybudowane w Amerykach, drugą zaś spowodowało budowanie zapór w Afryce i Azji. Skorupa Ziemi leży na plastycznej, częściowo stopionej górnej części płaszcza planety. Może się więc względem niego przesuwać. I przesuwa się w wyniku zmiany rozkładu masy. Wówczas zmienia się też położenie punktów na skorupie, które wcześniej stanowiły bieguny planety. Geolodzy z Uniwersytetu Harvarda opublikowali na łamach Geophysical Research Letters artykuł, w którym ocenili wpływ 6862 zapór wodnych wybudowanych przez człowieka w latach 1835–2011 na położenie skorupy. Pomiędzy rokiem 1835 a 1954 w Ameryce Północnej i – w znacznie mniejszym stopniu – w Europie wybudowano tak wiele zapór wodnych, że w wyniku zmian dystrybucji masy na planecie dotychczasowy punkt wyznaczający biegun północny przesunął się 20,5 centymetra w kierunku 103. południka na wschód od Greenwich, który przechodzi przez Rosję, Mongolię, Chiny, Wietnam, Laos i Indonezję. Z tych ponad 20 centymetrów ruchu na wiek XIX przypadało jedynie 0,7 cm. Następnie w latach 1954–2011 tamy wybudowane w Afryce Wschodniej i Azji spowodowały, że doszło do przesunięcia o 57,1 cm w kierunku południka 117. zachodniego, przebiegającego przez zachodnie części Kanady i USA. Uwięzienie tak wielkich ilości wody w zaporach spowodowało, że w badanym okresie poziom oceanów spadł o 21 milimetrów. A raczej nie zwiększył się o te 21 mm. W badanych zaporach znajduje się około 8000 kilometrów sześciennych wody. W sumie, z różnych przyczyn, w latach 1835–2011 skorupa ziemska przesunęła się o około 113 centymetrów, z czego 104 centymetry przypadają na wiek XX. Źródło: True Polar Wander Driven by Artificial Water Impoundment: 1835–2011, https://agupubs.onlinelibrary.wiley.com/doi/10.1029/2025GL115468 « powrót do artykułu
  4. Badacze z Imperial College London jako pierwsi szczegółowo opisali zmiany, jakie zachodzą w komórkach tłuszczowych osób, które straciły na wadze. Wśród zauważonych pozytywnych skutków schudnięcia odnotowano oczyszczenie organizmu z uszkodzonych, postarzałych komórek oraz poprawę metabolizmu niekorzystnych dla zdrowia kwasów tłuszczowych. Pozwoli to lepiej zrozumieć, w jaki sposób utrata nadmiernej wagi prowadzi do poprawy zdrowia na poziomie molekularnym i pomoże w opracowaniu lepszych terapii takich chorób jak na przykład cukrzyca typu 2. Naukowcy porównali próbki komórek tłuszczowych pobranych od osób o prawidłowej wadze z komórkami osób w poważną otyłością (BMI > 35), u których wykonano operację bariatryczną. W przypadku tej drugiej grupy próbki pobrano podczas operacji oraz ponad 5 miesięcy po niej, gdy średnia utrata wagi wynosiła 25 kilogramów. W sumie badacze przeanalizowali ekspresję genów z ponad 170 000 komórek tłuszczowych pobranych od 70 osób. Okazało się, że utrata wagi uruchomiła mechanizm rozpadu i recyklingu lipidów. Naukowcy przypuszczają, że mechanizm ten może być odpowiedzialny za spalanie energii i odwracać szkodliwe skutki gromadzenia się lipidów w różnych organach, jak wątroba czy trzustka. Na razie jeszcze nie wiadomo, czy proces ten jest odpowiedzialne za jakieś korzystne skutki dla zdrowia. Badacze stwierdzili też, że utrata wagi doprowadziła do oczyszczenia organizmu z postarzałych, uszkodzonych komórek, które gromadzą się we wszystkich tkankach. Komórki te nie funkcjonują prawidłowo i prowadzą do stanów zapalnych i bliznowacenia tkanek. Jednak w tkance tłuszczowej nawet po schudnięciu pozostały komórki układu odpornościowego powodujące reakcję zapalną. Mogą one stanowić problem w dłuższym terminie w przypadku ponownego przytycia. Od dawna wiemy, że utrata wagi to najlepszy sposób na radzenie sobie ze schorzeniami powodowanymi otyłością, takimi jak cukrzyca. Jednak nie rozumieliśmy w pełni tego mechanizmu. Teraz widzimy, co może napędzać niektóre z tych korzystnych zmian na poziomie tkankowym i komórkowym. Tkanka tłuszczowa wpływa na zdrowie w różnoraki sposób. Ma wpływ na poziom cukru we krwi, temperaturę organizmu, działanie hormonów, na układ rozrodczy, mówi główny autor badań, doktor William Scott. Źródło: Selective remodelling of the adipose niche in obesity and weight loss, https://www.nature.com/articles/s41586-025-09233-2 « powrót do artykułu
  5. W 1987 roku do Biblioteki Uniwersytetu Wrocławskiego przyszła emerytowana nauczycielka historii, która postanowiła przekazać bibliotece pewną mapę. Przed wielu laty otrzymała ją od swojej uczennicy, która znalazła ją w piwnicy. Mapa służyła nauczycielce jako pomoc dydaktyczna. Pokazywała ją swoim uczniom, jako przykład dawnych map. Po przejściu na emeryturę postanowiła przekazać ją w odpowiednie miejsce. BUWr. nie była pierwszą biblioteką, którą odwiedziła. Wcześniej bezskutecznie próbowała zainteresować mapą wiele kolekcji kartograficznych, lecz nikt mapy nie chciał. Informacja o mapie trafiły do kustosza wrocławskiej Biblioteki Kapitulnej, a ten przekazał ją pani Krystynie Szykule, długoletniej kierowniczce Oddziału Zbiorów Kartograficznych BUWr. Nauczycielkę zaproszono więc na spotkanie do Biblioteki. Starsza pani przyszła i z trzymanej w dłoni reklamówki wyjęła mapę. Kuratorka spojrzała na nią i oniemiała. Widziała przed sobą coś tak niewiarygodnego, że musiała się upewnić. Zajrzała do przechowywanego w bibliotece atlasu i zyskała pewność. Przed nią leżał jedyny na świecie zachowany egzemplarz pierwszego i jedynego wydania mapy „Nova Absolutque Russiae, Moscoviae et Tartariae descriptio” Anthony'ego Jenkinsona. Na podstawie relacji Jenkinsona mapę wyrytował Nicolaus Reinoldus, a wydał w Londynie Clement Adams w 1562 roku. Z liczącego 25 egzemplarzy wydania zachował się jeden, który w tak niezwykłych okolicznościach trafił do Biblioteki Uniwersytetu Wrocławskiego. Lew Bagrow w swojej „Historii kartografii” pisze o niej jednym zdaniem „mapa nie zachowała się, znana jest jedynie z przeróbek w atlasach Orteliusa i de Jode”. Anthony Jenkinson był jednym z pierwszych Anglików, którzy dotarli na ziemie dzisiejszej Rosji. Podróżować po niej mógł dzięki łaskawości Iwana Groźnego, który wydał mu glejt na poruszanie się po swoim państwie. Było to w roku 1557, zaledwie 20 lat po koronacji Iwana na „cara całej Rusi” i powołaniu Carstwa Rosyjskiego w miejsce Wielkiego Księstwa Moskiewskiego. W latach 1557–1572 Jenkinson kilkukrotnie podróżował po terytorium Moscovii. W Moskwie spotkał się z carem, z biegiem Dźwiny i Wołgi dotarł nad Morze Kaspijskie i do Buchary. Tam, zrażony napadami miejscowych ludów, zrezygnował z rzeczywistego celu swoich podróży – poszukiwania drogi do Chin. O tym, że to właśnie było jego celem wiemy ze wzmianki widocznej w prawym dolnym rogu oryginału. „Trzydzieści dni drogi na wschód od Kaszkary rozpoczynają się granice Cesarstwa Chińskiego. Od tych granic do Cumbalcu [dawna nazwa Pekinu] jest drogi trzy miesiące". Na południu zaś dotarł do Kazwinu, wówczas stolicy safawidzkiej Persji, gdzie gościł na dworze szacha. I u szacha, i u cara przebywał przez wiele miesięcy. Nie można wykluczyć, że rysował wówczas mapę. Mapa Jenkinsona to ręcznie kolorowany miedzioryt, tzw. mapa ścienna o wymiarach 101,7x81,7 cm. Obejmuje ona obszar od Zatoki Fińskiej po Bucharę i Taszkient. Na południu widzimy nazwę „Mhoghol”, na północnym wschodzie oznaczono krainy „Molgomazaia” i „Colmack”. Na mapie znajduje się północne wybrzeże Morza Czarnego wraz z Donem i Dnieprem. Na południu duży napis „Persia” oraz miasta „Casby” (Kazwin) oraz „Tenbres” (Tabris). Na południowym wchodzie zaś namalowano kopce podpisane jako „montes paraponisi”. To prawdopodobnie Tien-szan i Hindukusz. Mapa jest niezwykle bogata, szczególnie w części zachodniej. Zaznaczono elementy fizjograficzne (morza, rzeki, góry, lasy, jeziora), etnograficzne, historyczne, militarne (Kozacy na koniach, obozy tatarskie). Wyróżnia się bogactwo fauny (wielbłądy, owce, tarpany, renifery). W różnych miejscach mapy umieszczono kartusze z opisami. Niezwykły zabytek można oglądać całymi godzinami i zachwycać się kolejnymi niezwykłymi szczegółami. Na północny, w okolicy rzek Ob i Peczory widzimy sanie z zaprzęgiem psów oraz inne, zaprzęgnięte w renifery. Z pobliżu Morza Kaspijskiego są wozy ciągnięte przez wielbłądy. Możemy podziwiać polowania na niedźwiedzie, oprawianie zwierząt. Przedstawiono postaci chanów, a przy ujściu Obu dojrzymy bożka Samojedów, tzw. Zlatą Babę. Tam też artysta namalował scenkę chowania zmarłych. Wiszą oni na drzewie, a odprawiający obrządek kapłan siedzi na innym drzewie i kropi klęczących ludzi mieszaniną krwi, mleka, ziemi i odchodów bydła. Na mapie oznaczono tylko stopnie szerokości geograficznej, a u dołu umieszczona jest podziałka liniowa w milach rosyjskich, angielskich i hiszpańskich. Z obliczeń wynika – typowa dla okresu powstania mapy – wielka rozpiętość skali w różnych punktach. Waha się ona od 1:5 000 000 do 1:8 000 000. Zanim oryginał mapy trafił do BUWr. i został zaprezentowany społeczności międzynarodowej, badacze dysponowali jedynie jej różnymi przeróbkami. Nie wiedzieli, jakie były rozmiary, treść i zasięg oryginału. Gdy już oryginał został odnaleziony i opracowany okazało się, że najbliższa mu jest przeróbka z atlasu „Theatrum Orbis Terrarum” Orteliusa umieszczona w pierwszym z czterech wydań z 1570 roku. Jest ona wierną kopią oryginału, ale znacznie mniejszą, by zmieściła się w atlasie. Różnice pomiędzy nimi dotyczą znacznie uproszczonej ramki u Orteliusa, dekoracji i elementów niekartograficznych. U Orteliusa jest też trzykrotnie mniej obramowanych tekstów. Najważniejsze różnice dotyczą jednak głównych kartuszy. Dzięki odnalezieniu oryginału poznaliśmy nazwiska wydawcy i rytownika oraz imię jej sponsora. Okazało się też, że rytownik, Nicolaus Reinoldus, jest autorem ważnego listu zachowanego w British Library, z którego dowiadujemy się o 25 egzemplarzach „Moscovii”, które ten przesyła Orteliusowi. Bardzo dziękujemy za pomoc doktorowi Dariuszowi Przybytkowi, kustoszowi zbiorów kartograficznych Biblioteki Uniwersyteckiej we Wrocławiu. Mapę w pełnej rozdzielczości możecie podziwiać tutaj: https://www.bibliotekacyfrowa.pl/publication/40164 Uwaga: zarezerwujcie sobie sporo czasu na oglądanie. Lubisz czytać nasze treści? Wspomóż nas na https://buycoffee.to/kopalniawiedzy lub https://patronite.pl/KopalniaWiedzy « powrót do artykułu
  6. Robot chirurgiczny, który uczył się fachu obserwując materiały wideo z prawdziwych operacji, samodzielnie przeprowadził zabiegi ex vivo usunięcia woreczka żółciowego. Podczas testów robot operował realistycznego manekina, w którym umieszczono ludzkie tkanki. Maszyna reagowała na polecenia głosowe i uczyła się w trakcie zabiegów, podobnie jak początkujący chirurg uczy się podczas operacji od swojego mentora. Robot radził sobie nawet z nieprzewidzianymi sytuacjami, na jakie natykają się chirurdzy w czasie codziennej pracy. Nasze eksperymenty oznaczają przejście od robotów chirurgicznych zdolnych do wykonania określonego zadania, do robotów rozumiejących całość procedury chirurgicznej. To kluczowy krok w kierunku rozwoju gotowych do pracy autonomicznych systemów robotycznych, które mogą działać w nieprzewidywalnym środowisku chirurgicznym, stwierdził Axel Krieger, robotyk medyczny z Uniwersytetu Johnsa Hopkinsa. Już w 2022 roku zbudowany przez Kriegera robot STAR (Smart Tissue Autonomous Robot) przeprowadził pierwszą autonomiczną operacją na żywym zwierzęciu. Był to zabieg laparoskopowy na świni. Jednak robot potrzebował specjalnych oznaczeń na tkance, pracował we w pełni kontrolowanym środowisku i działał według ściśle określonego planu. Jak mówi sam Krieger, było to jak uczenie autonomicznego samochodu poruszania się po ściśle wytyczonej drodze. Nowy system jest jak nauczenie robota nawigowania po dowolnej drodze, w każdych warunkach, tak, by w sposób inteligentny reagował na każdy problem, jaki napotka. Nowa maszyna SRT-H (Hierarchical surgical robot transformer) przeprowadza prawdziwą operację, w czasie rzeczywistym adaptuje się do indywidualnej budowy anatomicznej operowanego, podejmuje decyzje i wprowadza korekty, jeśli napotka jakieś trudności. Robot został wyposażony w taką samą infrastrukturę uczącą się, co ChatGPT i jest interaktywny. Reaguje na komendy głosowe jak „uchwyć szyjkę pęcherzyka żółciowego” czy „przesuń lewe ramię nieco w lewo”. Nie tylko słucha tych komend, ale się z nich uczy. Robot przeprowadził osiem zabiegów wycięcia woreczka żółciowego. Wszystkie perfekcyjnie i bez pomocy człowieka. Główny autor badań, Ji Woong „Brian” Kim z Uniwersytetu Stanforda mówi, że to niezwykle ważny moment pokazujący, że możliwe jest pokonanie barier na drodze do używania autonomicznych robotów na sali operacyjnej. Przeprowadzana przez robota operacja usunięcia pęcherzyka żółciowego składa się z 17 precyzyjnych kroków i trwa kilka minut. Maszyna musi prawidłowo zidentyfikować przewody żółciowe i naczynia krwionośne, precyzyjnie je uchwycić, założyć w odpowiednich miejscach zaciski i wyciąć pęcherzyk. SRT-H uczył się oglądając wcześniej operacje przeprowadzane na martwej świni. Wideo zostało też przez chirurgów opisane. Zabieg usunięcia pęcherzyka zajął robotowi więcej czasu niż chirurgowi, ale uzyskane efekty były porównywalne z efektami pracy doświadczonego chirurga. Działał bezbłędnie niezależnie od budowy anatomicznej pacjenta. Radził sobie w nieznanych sytuacjach, gdy na przykład badacze zmienili pozycję wyjściową robota czy dodali barwnik wyglądający jak krew, który zmienił wygląd pęcherzyka i otaczających go tkanek. Moim zdaniem pokazuje to, że autonomiczne roboty są zdolne do samodzielnego wykonywania operacji, stwierdza Krieger. W najbliższej przyszłości naukowcy planują wytrenować robota do innych zadań chirurgicznych i go przetestować. Źródło: SRT-H: A hierarchical framework for autonomous surgery via language-conditioned imitation learning, https://www.science.org/doi/10.1126/scirobotics.adt5254 « powrót do artykułu
  7. Po analizie miejsc rytualnych i wielkich struktur na Polinezji naukowcy zakwestionowali pogląd, jakoby cywilizacja Wyspy Wielkanocnej (Rapa Nui) rozwijała się w izolacji. Wyspa została zasiedlona przez ludzi, którzy przemieszczali się z zachodu na wschód. W wyniku szybkiej migracji z Tonga i Samoa ludzie zamieszkali w wielu odległych miejscach, jak Hawaje, Nowa Zelandia i Rapa Nui. Obecnie uważa się, że po początkowej kolonizacji wyspy wschodniej części Polinezji, przede wszystkim zaś Wyspa Wielkanocna, były izolowane od reszty Pacyfiku. Jednak pomimo odległości i postulowanej izolacji, na całym wschodzie Polinezji występują podobne praktyki religijne i związane z nimi struktury. Jednymi z takich struktur są marae, miejsca spotkań religijnych. Z czasem ulegały one zmianie. Na Wyspie Wielkanocnej zaczęto tworzyć słynne wielkie posągi moai, które ustawiano na platformach marae. Profesorowie Helene Martinsson-Wallin i Paul Wallin z Uniwersytetu w Uppsali porównali dane archeologiczne oraz datowanie miejsc kultu, osadnictwa i monumentów na wschodzie Polinezji. Nie dyskutujemy tutaj o migracji z takich centrów Polinezji Zachodniej jak Tonga i Samoa. Jednak rzucamy wyzwanie przekonaniu o kolonizacji odbywającej się tylko w kierunku z zachodu na wschód oraz stwierdzeniu, że Rapa Nui została skolonizowana raz i rozwijała się w izolacji, stwierdzają uczeni. Naukowcy zidentyfikowali trzy fazy rozwoju struktur rytualnych. Faza pierwsza, związana z osadnictwem z zachodu na wschód, to lata 1000–1300, kiedy to przestrzeń rytualna jest wyrażana poprzez działanie, takie jak pochówki i świętowanie. Miejsca takich aktywności oznaczane są kamieniami. Struktura i sposób organizacji osady, przestrzeń rytualna i związany z tym język są podobne na każdej nowo zasiedlanej wyspie, stwierdzają badacze w artykule. Drugi etap obejmuje lata 1300–1600 i jest związany z pojawieniem się wyraźnych i bardziej złożonych marae. Uczeni uważają, że ich powstanie ma związek z chęcią skonsolidowania przestrzeni rytualnej i przekształceniem jej w wyraźnie wyróżnione miejsce. Miało to pomóc w utrzymaniu pamięci o przodkach i bóstwach. Jednocześnie sygnalizuje to proces pojawiania się społeczeństwa hierarchicznego. Wcześniejsze badania genetyczne wskazują też, że w XIV wieku dochodziło do kontaktu pomiędzy obszarem środkowego Pacyfiku a Rapa Nui, co oznacza, że ludzie dotarli na Wyspę Wielkanocną co najmniej dwukrotnie. Mieszkańcy Rapa Nui mieli jakiś kontakt z mieszkańcami wysp na zachodzie. Zdaniem autorów najnowszych badań, datowanie wskazuje, że do rozwoju przestrzeni rytualnej doszło najpierw we wschodniej części Polinezji Wschodniej i koncepcja taka rozprzestrzeniła się ze wschodu na zachód. Ich zdaniem w latach 1350–1450 na Rapa Nui dochodzi do znacznych zmian w strukturze społecznej. Niedawne badania genetyczne sugerują, że mogły mieć na nie wpływ kontakty z Ameryką Południową. W końcu miała miejsce trzecia faza, w czasie której doszło do coraz większej izolacji wysp i niezależnego rozwoju hierarchii, kiedy to powstawały wielkie struktury będące wyrazem władzy. Autorzy badań nie kwestionują zasiedlenia Rapa Nui z zachodu. Jednak rzucają wyzwanie obecnym poglądom na rozwój i przemieszczanie się idei dotyczących miejsc kultu na wschodzie Polinezji. Ich zdaniem najpierw dochodziło do rozprzestrzeniania się idei z zachodu na wschód – co było związane ze wstępną kolonizacją – a następnie na Wyspie Wielkanocnej pojawiły się bardziej złożone struktury rytualne, które wpłynęły na rozwój struktur na innych wyspach Polinezji Wschodniej. Doszło więc tutaj do przekazywania idei ze wschodu na zachód, co przeczy przekonaniu o rozwoju Rapa Nui w izolacji. Źródło: From ritual spaces to monumental expressions: rethinking East Polynesian ritual practices, https://www.cambridge.org/core/journals/antiquity/article/from-ritual-spaces-to-monumental-expressions-rethinking-east-polynesian-ritual-practices/62A6EBCEFD2F00800D6769630CB4B3F2 « powrót do artykułu
  8. W eksperymencie ATLAS potwierdzono niezwykle interesujące wyniki analiz przeprowadzonych w CMS. Otóż kolejne analizy wskazują, że w Wielkim Zderzaczu Hadronów w wyniku zderzeń protonów powstaje toponium. To mezon utworzony przez – najbardziej masywną cząstkę elementarną i najkrócej istniejący z kwarków – kwark t (wysoki) i antykwark t znajdujące się w stanie quasi-związanym. Podczas kolizji wysokoenergetycznych protonów w Wielkim Zderzaczu Hadronów standardowo powstają pary kwarków t i ich antykwarków. Badania ich przekroju czynnego jest ważnym elementem testowania Modelu Standardowego i sposobem na poszukiwanie nowych nieznanych cząstek, których Model nie opisuje. Gdy naukowcy z CMS analizowali w ubiegłym roku dane z lat 2016–2018 dotyczące produkcji par kwark t - antykwark t, zauważyli coś niezwykłego. Ich uwagę zwrócił nadmiar tych par, który może wskazywać na istnienie nieznanej cząstki. Jednak najbardziej intrygujący był fakt, że nadmiar ten pojawił się przy energiach stanowiących dolną granicę zakresu poszukiwań. Wysunęli wówczas hipotezę, że nadmiar ten pochodzi od kwarków wysokich i antykwarków wysokich tworzących stan quasi-związany, zwany toponium. Kwark wysoki jest samotnikiem. Jako jedyny nie tworzy hadronów. Kwarki u (górny), d (dolny) i s (dziwny) tworzą wszystkie powszechnie występujące hadrony, a kwarki c (powabny) i b (piękny) tworzą rzadkie i krótkotrwałe hadrony rejestrowane w akceleratorach. Kwark t ma tak dużą masę i istnieje tak krótko, że rozpada się, zanim zdąży utworzyć jakikolwiek stan związany. Jednak mechanika kwantowa przewiduje pojawienie się szczególnych okoliczności, w których para kwark t i antykwark t istnieje na dyle długo, że mogą wymienić gluony, tworząc toponium. Gdy CMS ogłaszał przed kilkoma miesiącami odkrycie, koordynator prac, Andreas Meyer mówił, że uzyskany przez nas przekrój czynny (prawdopodobieństwo) dla naszej uproszczonej hipotezy wynosi 8,8 pb (pikobarnów) ± 15%. Można powiedzieć, że to znacząco powyżej 5 sigma [5 sigma to wartość odchyleń standardowych, powyżej której można ogłosić odkrycie - red.]. Teraz naukowcy z ATLAS poinformowali o wynikach pełnej analizy danych z kampanii RUN-2 prowadzonej w latach 2015–2018. Zauważyli w nich to samo zjawisko, co wcześniej ich koledzy z CMS. Przekrój czynny określili na 9,0 pb ± 15%, co w wysokim stopniu zgadza się z wcześniejszymi danymi. O ile jednak nie ma wątpliwości, co do istnienia obserwowanych danych, ich interpretacja nastręcza pewne trudności. Istnienie toponium nie jest bowiem jedynym możliwym wyjaśnieniem. Nie można bowiem wykluczyć, że dane wskazują na istnienie cząstki o masie dwukrotnie większej niż masa kwarka t, która powstaje w wyniku zderzeń gluonów i rozpada się na parę kwark t - antykwark t. Dokładna interpretacja danych będzie zależała od możliwości precyzyjnego modelowania interakcji kwarków i gluonów w złożonych środowiskach zderzeń protonów. Jeśli jednak uda się potwierdzić istnienie toponium, będzie to kolejne poznane kwarkonium, czyli stan utworzony przez kwarka i jego antykwark. Obecnie znamy czarmonium – to kwark powabny (charm) i jego antykwark – oraz bottomonium, czyli kwark spodni (bottom) i antykwark. Czarmonium zostało odkryte w SLAC w 1974 roku, a bottomium znaleziono trzy lata później w Fermilabie. Źródło: https://atlas.web.cern.ch/Atlas/GROUPS/PHYSICS/CONFNOTES/ATLAS-CONF-2025-008/ « powrót do artykułu
  9. W środowisku naukowym od dawna trwa debata, czy w czasie okresów największego ochłodzenia Arktyka była cała pokryta lodowcem szelfowym o grubości dochodzącym do 1 kilometra. O istnieniu takiego lodowca ma świadczyć podmorski krajobraz Arktyki i dane geochemiczne. Międzynarodowy zespół naukowy z Norwegii, Niemiec i Wielkiej Brytanii poinformował na łamach Science Advances, że zmiany bioproduktywności wody nie uprawniają do stwierdzenia, by w czasie ostatnich 750 tysięcy lat w Arktyce istniał lodowiec rozciągający się mniej więcej od Svalbardu po Islandię. Naukowcy zbadali próbki pobrane z dna morskiego na północny zachód od Svalbardu i na północ od Islandii. Analizowali znajdujące się tam chemiczne ślady obecności glonów sprzed tysiącleci. Niektóre z tych glonów żyją w otwartych wodach, inne pod sezonowym lodem, który znika co roku. Badania pokazały, że życie istniało tam nawet w najzimniejszych okresach. To oznacza, że w powierzchni musiało docierać światło, wody były otwarte. Takie ślady by nie istniały, gdyby cała Arktyka była pokryta kilometrową warstwą lodu, mówi główny autor badań, Jochen Knies z Arktycznego Uniwersytetu Norwegii. Jednym z kluczowych dowodów była obecność molekuły IP25 wytwarzanej przez glony żyjące pod sezonowym lodem. Jej ciągła obecność pokazuje, że lód regularnie pojawiał się i znikał. Naukowcy, chcąc zweryfikować swoje odkrycie, przeprowadzili symulacje komputerowe pokazujące warunki panujące w Arktyce w czasie szczytu ostatniej epoki lodowej przed 21 tysiącami lat oraz podczas jeszcze większego ochłodzenia sprzed 140 tysięcy lat, gdy znaczne części Arktyki pokrywał lodowiec szelfowy. Modele potwierdziły to, co znaleźliśmy w osadach. Nawet w najbardziej chłodnych okresach, ciepłe wody Atlantyku wciąż wpływały do Arktyki. Dzięki temu części oceanu nie zamarzły, dodaje Knies. Autorzy badań uważają, że przez cały badany przez nich okres jedynym momentem, gdy cały Ocean Arktyczny mógł być pokryty jednym wielkim lodowcem, nastąpił być może około 650 tysięcy lat temu. Zaobserwowali bowiem gwałtowny spadek zapisu aktywności biologicznej w osadach z tego okresu. Jednak nawet jeśli tak było, to zjawisko takie było krótkotrwałe. Źródło: Seasonal sea ice characterized the glacial Arctic-Atlantic gateway over the past 750,000 years, https://www.science.org/doi/10.1126/sciadv.adu7681 « powrót do artykułu
  10. Lód w przestrzeni kosmicznej jest inny, niż dotychczas sądzono, wynika z badań przeprowadzonych przez uczonych z University College London i University of Cambridge. Ich zdaniem, zawiera on niewielkie kryształki i nie jest całkowicie nieuporządkowanym amorficznym materiałem, jak woda. Przez dekady uważano, że lód poza Ziemią nie posiada struktury, jest amorficzny, gdyż znacznie niższe niż na Ziemi temperatury nie zapewniają wystarczająco dużo energii, by podczas zamarzania uformowały się kryształy. Autorzy nowych badań przyjrzeli się najpowszechniej występującej formie lodu we wszechświecie, amorficznemu lodowi o niskiej gęstości, który występuje w kometach, na lodowych księżycach czy w chmurach materiału, z których powstają gwiazdy i planety. Przeprowadzone przez nich symulacje komputerowe wykazały, że lód taki najlepiej odpowiada wynikom analiz gdy nie jest w pełni amorficzny, a zawiera niewielkie kryształki o średnicy 3 nanometrów. Naukowcy przeprowadzili też badania, w czasie których krystalizowali (np. poprzez podgrzewanie) uzyskane w różny sposób próbki amorficznego lodu. Zauważyli, że ostateczna struktura krystaliczna lodu zależała od tego, w jaki sposób został oryginalnie utworzony. Stwierdzili też, że gdyby taki lód był w pełni amorficzny, to nie zachowałby żadnych informacji o swojej wcześniejszej strukturze. Teraz mamy dobre pojęcie, jak na poziomie atomowym wygląda najbardziej rozpowszechniony lód we wszechświecie. To bardzo ważna wiedza, gdyż lód bierze udział w wielu procesach kosmologicznych, na przykład w formowaniu się planet, ewolucji galaktyk czy przemieszczaniu materii we wszechświecie, wyjaśnia główny autor badań doktor Michael B. Davies. Lód na Ziemi to kosmologiczny ewenement z powodu wysokich temperatur panujących na naszej planecie. Ma dzięki nim uporządkowaną naturę. Uznawaliśmy, że lód w pozostałych częściach wszechświata jest jak unieruchomiona ciekła woda, nieuporządkowana struktura. Nasze badania pokazują, że nie jest to do końca prawda. I każą zadać pytanie o amorficzne struktury w ogóle. Takie materiały są niezwykle ważne dla nowoczesnych technologii. Na przykład światłowody powinny być amorficzne. Jeśli jednak zawierają niewielkie kryształki, a my będziemy potrafili je usunąć, poprawimy ich wydajność, dodaje profesor Christoph Salzmann. Badania prowadzono zarówno metodą symulacji komputerowych, jak i tworząc amorficzny lód. Metodami obliczeniowymi sprawdzano dwa rodzaje wirtualnego lodu. Jeden powstawał podczas obniżania temperatury wirtualnych molekuł wody do -120 stopni Celsjusza. W zależności od tempa schładzania otrzymany lód składał się ze struktury krystalicznej i amorficznej w różnych proporcjach. Okazało się, że właściwości wirtualnego lodu zawierającego 20% struktury krystalicznej i 80% amorficznej blisko odpowiadają właściwościom prawdziwego lodu amorficznego o niskiej gęstości, który badano metodą dyfrakcji promieniowania rentgenowskiego. Drugi rodzaj lodu składał się z niewielkich ściśniętych razem kryształków pomiędzy którymi symulowano istnienie struktury amorficznej. Taki lód wykazywał największe podobieństwo do prawdziwego kosmicznego lodu gdy zawierał 25% kryształków. Natomiast podczas badań eksperymentalnych uzyskiwano amorficzny lód o niskiej gęstości albo poprzez osadzanie pary wodnej na bardzo zimnej powierzchni, albo podgrzewając amorficzny lód o dużej gęstości. Następnie tak uzyskany amorficzny lód o niskiej gęstości był delikatnie podgrzewany, by miał wystarczająco dużo energii do utworzenia kryształów. Różnice w uzyskanej w ten sposób strukturze zależały od pierwotnej metody wytworzenia lodu. W ten sposób naukowcy doszli do wniosku, że gdyby lód taki był całkowicie amorficzny, nie zachowałby pamięci o swojej pierwotnej strukturze. Lód to potencjalnie bardzo przydatny materiał w kosmosie. Mógłby posłużyć do ochrony pojazdu kosmicznego przed promieniowaniem czy do wytworzenia paliwa. Dlatego musimy lepiej rozumieć jego różne rodzaje i właściwości, podsumowuje doktor Davies. Źródło: Low-density amorphous ice contains crystalline ice grains, https://journals.aps.org/prb/abstract/10.1103/PhysRevB.112.024203 « powrót do artykułu
  11. Naukowcy z Instytutu Francisa Cricka i Liverpool John Moores University (LJMU) zskewencjonowali najstarsze DNA z Egiptu. Pochodzi ono od człowieka, który żył 4800–4500 lat temu, a więc w czasach, gdy powstawały pierwsze piramidy. Osiągnięcie zespołu Adelina Morez Jacobs, Pontusa Skoglunda i Linusa Girdlanda-Flinka jest tym bardziej imponujące, że mamy tutaj do czynienia nie tylko z najstarszym, ale i z pierwszym kompletnym ludzkim genomem ze starożytnego Egiptu. To świetnie pokazuje, jak wielkiego postępu dokonano od czasu, gdy w 1985 roku Svante Pääbo rozpoczynał pionierskie badania nad starożytnym egipskim DNA. Materiał genetyczny do obecnych badań pozyskano z zęba mężczyzny pochowanego w Nuwayrat, wsi położonej 265 kilometrów na południe od Kairu. Pochówek został odkryty na początku XX wieku przez Johna Garstanga. Zwłoki były przechowywane początkowo w Liverpoolskim Instytucie Archeologii (obecnie to część University of Liverpool), a następnie zostały przeniesione do World Museum Liverpool. Mężczyzna zmarł w czasie, gdy Egipt przechodził od wczesnego okresu dynastycznego do Starego Państwa, pomiędzy rządami II (wczesny okres dynastyczny), a IV (Stare Państwo) dynastii. Został pochowany w dużym naczyniu ceramicznym w grobie wykutym na zboczu wzgórza. Było to w czasach, gdy nie stosowano jeszcze technik mumifikacyjnych, co być może pomogło zachować DNA. Badania pokazały, że około 80% jego materiału genetycznego wskazuje na pochodzenie z Afryki Północnej, a pozostałe 20% jest zgodne z DNA osób zamieszkujących Żyzny Półksiężyc, przede wszystkim dawną Mezopotamię. Widać też pokrewieństwo z neolitycznymi mieszkańcami Anatolii i Lewantu. Takie wyniki potwierdzają to, co wiemy z badań archeologicznych – starożytny Egipt miał ożywione kontakty ze wschodnimi regionami Śródziemiomorza. Nie były to, jak widać, wyłącznie kontakty handlowe i kulturowe, dochodziło też do mieszania się populacji. Dodatkowe badania pokazały, że mężczyzna najprawdopodobniej dorastał w Egipcie. Nasza wiedza o starożytnym Egipcie pochodzi w znacznej mierze z badań archeologicznych. Dzięki dekadom badań bioarcheologicznym, na przykład badaniom nad morfologią zębów, naukowcy mogli do pewnego stopnia określać pokrewieństwo starożytnych Egipcjan z populacjami Afryki Północnej i Azji Zachodniej. Poważna barierą był jednak brak badań genetycznych, szczególnie dotyczących genomów z okresu Starego Państwa. To wciąż utrudnia zrozumienie składu ludnościowego i przepływu genów u początków Egiptu. Dotychczas najstarsze jądrowe DNA – niekompletne – pochodziło od trzech osób, żyjących pomiędzy VIII wiekiem p.n.e., a pierwszą połową I wieku naszej ery. Teraz zaś możemy porównać te dane z danymi pochodzącymi z czasów pierwszych egipskich dynastii. Mężczyzna z Nuwayrat zmarł pomiędzy 2855 a 2570 rokiem przed naszą erą. Pochówek w dużym glinianym naczyniu wskazuje, że należał do wyższej klasy w porównaniu z innymi pochowanymi w tym samym miejscu. Prawdopodobnie miał brązowe oczy i włosy oraz ciemną lub czarną skórę. Miał 157–160 centymetrów wzrostu, zmarł w wieku 44–64 lat, a bardziej prawdopodobna jest górna granica. Zajmował się pracą fizyczną, co stoi w sprzeczności z typem pochówku. Ślady pozostały na szkielecie sugerują, że mógł być garncarzem.  Być może jednak był wyjątkowo utalentowany lub awansował w hierarchii społecznej, stąd taki a nie inny pochówek. Badania izotopowe wskazują, że dorastając spożywał dietę typową dla suchego gorącego klimatu Doliny Nilu, jadł białko zwierzęce i roślinne, pszenicę, jęczmień, ryby. Porównanie jego genomu z innymi starożytnymi DNA wskazuje na niemal 80% pokrewieństwa z Afryką Północą i 20% z neolityczną Mezopotamią, trzeci najsłabiej reprezentowany komponent genetyczny pochodzi z Lewantu. Źródło: Whole-genome ancestry of an Old Kingdom Egyptian, https://www.nature.com/articles/s41586-025-09195-5 « powrót do artykułu
  12. Po odkryciu u Kimalu, 12-letniej samicy białuchy, licznych torbieli rozwijających się w pobliżu nozdrzy i rozważeniu wszystkich opcji, zespół z chicagowskiego Shedd Aquarium zdecydował o przeprowadzeniu operacji w pełnym znieczuleniu. Zabieg odbył się 1 lipca, a dzisiaj Shedd nieśmiało poinformowało, że Kimalu jest pierwszą białuchą, która przeżyła ogólne znieczulenie. W niezwykłej operacji brało udział niemal 30 ekspertów z Shedd i licznych instytucji naukowych z całych Stanów Zjednoczonych. Nie istnieje żaden podręcznik znieczulania białuch i przygotowywania ich do operacji. Musieliśmy więc odwołać się do naszej wiedzy o Kimalu oraz do tego, co my i pomagający nam eksperci wiedzą o zwierzętach. Pomogliśmy Kimalu i poczyniliśmy historyczny postęp w opiece nad białuchami, cieszy się doktor Karisa Tang, wiceprezes ds. zdrowia zwierząt w Shedd Aquarium. Kimalu przyszła na świat w Shedd Aquarium, jednym z największych akwariów na świecie. Prowadzi ono wysokiej jakości badania nad zachowaniem i restauracją globalnych ekosystemów wód słodkich, jest jednym z czołowych światowych ośrodków badań nad iguanami, a od ponad 30 lat specjalizuje się również w badaniach nad białuchami. Torbiele u Kimalu zostały odkryte podczas rutynowego badania stanu zdrowia zwierzęcia. Przeprowadzono więc kolejne badania i zdecydowano, że pomimo rozmiarów Kimalu trzeba przeprowadzić u niej tomografię. Na jej podstawie uznano, że najlepszą opcją, będzie przeprowadzenie operacji. Dawała ona szansę na zrozumienie, dlaczego u Kimalu pojawiły się torbiele, a sama Kimalu miałaby szansę powrotu do zdrowia. Jednak operacja w pełnym znieczuleniu jest niezwykle ryzykowna ze względu na rozmiary Kimalu, jak i jej fizjologię zwierzęcia morskiego. Istniało duże ryzyko, że Kimalu się nie wybudzi lub nie odzyska zdrowia po wybudzeniu. W czasie unikatowej procedury wybudzania wykorzystano kilka metod, by Kimalu mogła dojść do siebie. Jej opiekunowie cały czas do niej mówili, Kimalu odtwarzano też dźwięki białuch z jej stada. Gdy samica się wybudziła, została ostrożnie przeniesiona do specjalnie przygotowanego zbiornika medycznego, a opiekunowie od tygodnia bez przerwy przy niej czuwają. Będzie potrzebowała czasu, by dojść do siebie i nie mamy gwarancji, że to się uda. Sądzimy jednak, że operacja przyniosła jej olbrzymią ulgę, uwolniła ją od uciążliwych torbieli, wyjaśnia doktor Tang. « powrót do artykułu
  13. Od XIX wieku nauka wie, że zdolność materiałów do absorbowania promieniowania elektromagnetycznego jest równoważna ich zdolności do emitowania tego promieniowania. Zjawisko to odkrył w 1859 roku Gustaw Kirchhoff, który sformułował prawo promieniowania cieplnego nazwane jego nazwiskiem. W ostatniej dekadzie naukowcy zaczęli poszukiwać metamateriałów zdolnych do złamania tego prawa. Udało się przed 2 laty, jednak obserwowane zjawisko było słabe. Teraz naukowcy z Pennsylvania State University donieśli o „dramatycznym” odejściu od prawa Kirchhoffa. Daje to nadzieję, że w przyszłości osiągnięcia tego typu można będzie wykorzystać w praktyce. Możliwość silnego naruszenia prawa Kirchhoffa to nie tylko nowy sposób na kontrolowanie promieniowania cieplnego, to też metoda znaczącego poprawienia działania urządzeń do wytwarzania użytecznej energii czy jej rejestrowania. Na przykład ogniwa fotowoltaiczne muszą – zgodnie z prawem Kirchhoffa – wyemitować energię z powrotem w kierunku Słońca. Ta energia jest dla nas stracona. Jeśli jednak ogniwa słoneczne emitowałyby tę energię w innym kierunku niż obecnie, moglibyśmy umieścić tam kolejne ogniwo, które zaabsorbowałoby część tej energii, zwiększając efektywność całego panelu. Taka strategia zbliżyłaby nas do pozyskiwania energii słonecznej z wydajnością bliską granicy wyznaczonej przez prawa termodynamiki, mówi główny autor badań Zhenong Zhang. Naukowcy z Penn State stworzyli materiał, który składa się z pięciu 440-nanometrowych warstw arsenku galu indu (InGaAs) domieszkowanych elektronowo. Im głębiej położona była warstwa, tym większe było domieszkowanie. Całość umieszczono na 100-nanometrowej warstwie srebra, a całość przeniesiono na krzemowe podłoże. Tak przygotowaną próbkę podgrzano do temperatury 267 stopni Celsjusza i poddano oddziaływaniu pola magnetycznego o natężeniu 5T. W takich warunkach stosunek zdolności absorpcji do emisji wyniósł 0,43, podczas gdy zgodnie z prawem Kirchhoffa powinien wynieść 1. Co więcej, złamanie symetrii zaobserwowano w szerokim zakresie kątów padania promieniowania oraz w zakresie promieniowania podczerwonego rozciągającym się od 13 do 23 mikrometrów. Autorzy badań uważają, że dalszy postęp na tym polu może doprowadzić do stworzenia nowej klasy diod czy tranzystorów, bardziej efektywnych ogniw fotowoltaicznych i innych urządzeń związanych z zarządzaniem energią cieplną. Źródło: Observation of Strong Nonreciprocal Thermal Emission, https://arxiv.org/pdf/2501.12947 « powrót do artykułu
  14. Odkryty w południowo-zachodnich Chinach zestaw drewnianych narzędzi sprzed 300 tysięcy lat daje nam wgląd w życie, dietę oraz warunki środowiskowe, w jakich żyli ówcześni ludzie. To niezwykłe znalezisko. I to podwójnie niezwykłe. Dotychczas znaliśmy jedynie dwa zestawy drewnianych narzędzi z paleolitu, jeden odkryty w Europie i jeden z Afryki. Służyły do polowań. Tutaj zaś mamy narzędzia do pracy w ziemi. W skład zestawu wchodzi 35 narzędzi wykonanych głównie z sosny i gatunków drzew o twardym drewnie Znajdują się w nim kije do kopania, haki oraz niewielkie narzędzia ręczne. Odkrycia dokonano na stanowisku Gantangquing. Drewniane narzędzia znaleziono w towarzystwie narzędzi kamiennych, młotków wykonanych z poroża i kości ze śladami nacięć. Wiek stanowiska określono na 361–250 tysięcy lat, a drewniane narzędzia znaleziono w warstwach sprzed około 300 tysięcy lat. To wyjątkowe odkrycie, gdyż pokazuje moment w historii, gdy wcześni ludzie używali zaawansowanych drewnianych narzędzi do pozyskiwania pożywienia spod ziemi. Przygotowanie takich przedmiotów wymagało takiego poziomu zaawansowania i rzemiosła, które przeczą założeniu, jakoby homininy z tamtych terenów nie korzystały z zaawansowanych narzędzi, mówi profesor Bo Li z University of Wollongong. W zestawie widzimy narzędzia o różnym przeznaczeniu. Dwa duże kije do kopania przypominają te z Poggetti Vecchi we Włoszech, datowane na 171 tysięcy lat. Cztery unikatowe haki mogły służyć do przecinania korzeni. Badania śladów zużycia wykazały celowe polerowanie i obecność materiału, wskazującego na wykopywanie bulw i korzeni. To wskazuje, że ich użytkownicy spożywali dietę roślinną, w tym orzechy, owoce kiwi i bulwy roślin wodnych. To też pokazuje różnice w diecie pomiędzy współcześnie żyjącymi grupami ludźmi. O ile na współczesnych stanowiskach w Europie (jak Schöningen w Niemczech) widzimy dowody świadczące o polowaniu na duże zwierzęta, w subtropikalnym Gantanquing mamy unikatowe ślady strategii przetrwania polegającej na diecie roślinnej, dodaje Li. Źródło: 300,000-year-old wooden tools from Gantangqing, southwest China, https://www.science.org/doi/10.1126/science.adr8540 « powrót do artykułu
  15. Babilońska lektura szkolna. Zaginiony przez tysiące lat hymn opiewający chwałę Babilonu. Przed wiekami był on kopiowany przez dzieci w ramach nauki. Babilon, założony około 4000 lat temu, był w swoim czasie największą metropolią świata. Pozostawił nam po sobie wspaniałą spuściznę literacką, która wciąż nie została do końca skatalogowana, odczytana i zbadana. I która wciąż jest odkrywana. Tabliczka z hymnem ku chwale miasta została znaleziona wśród zbiorów Biblioteki w Sippar. Odkryto ją w 1986 roku podczas prac w jednej ze świątyń. Archeolodzy zauważyli wówczas nieznane pomieszczenie, w którym znaleźli około 400 glinianych tabliczek.  Przez dekady, ze względu na sytuację w Iraku, zbiory pozostały niezbadane. Od jakiegoś czasu Uniwersytet w Bagdadzie we współpracy z monachijskim Uniwersytetem Ludwika i Maksymiliana, tłumaczy i digitalizuje zbiory z Sippar. I właśnie podczas tych prac Enrique Jiménez znalazł glinianą tabliczkę z hymnem sławiącym Babilon w jego największej chwale. Tabliczka pochodzi z początku pierwszego tysiąclecia przed Chrystusem, a tekst ma 250 linii. Autor opisuje budynki Babilonu, wody Eufratu użyźniającego ziemię. Znajdziemy tam też unikatowe informacje o kobietach z Babilonu, ich roli jako kapłanek i rolach pokrewnych. Zyskujemy wgląd w stosunki społeczne, dowiadujemy się na przykład, że mieszkańcy Babilonu szanują obcokrajowców. Skąd zaś wiemy, że hymn był kopiowany w szkołach? Dzięki pomocy algorytmów sztucznej inteligencji udało się zidentyfikować 30 innych tabliczek z tym hymnem. Jeszcze niedawno taki proces identyfikacji zająłby dekady. Maszyny poradziły sobie z tym błyskawicznie. Dzięki nim mamy też całą treść hymnu, który można było odtworzyć dzięki fragmentom dziesiątków tabliczek. « powrót do artykułu
×
×
  • Create New...