Skocz do zawartości
Forum Kopalni Wiedzy

KopalniaWiedzy.pl

Super Moderatorzy
  • Liczba zawartości

    37086
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

    nigdy
  • Wygrane w rankingu

    231

Zawartość dodana przez KopalniaWiedzy.pl

  1. Po raz pierwszy udało się datować prehistoryczną osadę wczesnych rolników z dokładnością do 1 roku. Dokonali tego naukowcy z Uniwersytetu w Bernie, którzy podczas prac w osadzie na północy Grecji wykorzystali zarówno pierścienie drzew, z których wzniesiono budynki, jak i nagły wzrost kosmicznego radiowęgla, do którego doszło w 5259 roku p.n.e. Dzięki ich pracy osada może stać się punktem referencyjnym dla datowania wielu innych stanowisk na południowym-wschodzie Europy. Datowanie radiowęglowe polega na badaniu stosunku radioaktywnego węgla 14C i stabilnych izotopów 12C oraz 13C. Izotop 14C pojawia się w górnych partiach atmosfery pod wpływem promieniowania kosmicznego, następnie rozchodzi się równomiernie w atmosferze i wchodzi w cykl obiegu węgla. W roku 5259 p.n.e. doszło do nagłego krótkotrwałego zwiększenia intensywności promieniowania kosmicznego, a co za tym idzie, do zwiększenia ilości 14C. To jedno ze znanych nam z przeszłości tzw. zdarzeń Miyake, w czasie których dochodzi gwałtownego wzrostu produkcji radionuklidów pod wpływem promieniowania kosmicznego. I właśnie ten fakt wykorzystali uczeni ze Szwajcarii do datowania stanowiska archeologicznego Dispilio, które powstało ponad 7000 lat temu. Dendrochronologia wykorzystuje roczne wzorce wzrostu pierścieni drzew. Dzięki temu drewniane obiekty można datować, porównując je z opracowanymi wzorcami dla regionu. W Europie Centralnej chronologia oparta na badaniu pierścieni drzew pozwala nam na datowanie niemal 12 500 lat wstecz. Do roku 10 375 przed Chrystusem. Jednak chronologia taka odnosi się do niektórych regionów. Nie posiadamy jednolitego wzorca dla regionu Morza Śródziemnego, wyjaśnia główny autor badań, Andrej Maczkowski z Instytutu Archeologii Uniwersytetu w Bernie. Pomiary poziomu C14 w pierścieniach drzew pozwalają na datowanie z dokładnością do dekad. Jeszcze do niedawna uważano, że dendrochronologiczne datowanie z dokładnością do 1 roku jest możliwe tylko tam, gdzie mamy nieprzerwany zapis z pierścieni. W przypadku prehistorii takimi danymi dysponujemy tylko dla trzech regionów świata: południowo-zachodniej części USA, północnych podnóży Alp oraz dla Anglii i Irlandii, wyjaśnia profesor Albert Hafner. W 2012 roku japoński fizyk Fusa Miyake zauważył, że gwałtowny wzrost promieniowania kosmicznego powoduje pojawienie się większej ilości C14 w atmosferze i w pierścieniach drzew. Takie wzrosty promieniowania są wydarzeniami na skalę globalną, więc mogą stanowić ważny punkt odniesienia. Miyake znalazł pierwszy z takich punktów, doprowadzając do ważnej zmiany w prehistorycznej archeologii. Obecnie znamy kilkanaście wydarzeń Miyake, do których doszło pomiędzy dniem dzisiejszym a rokiem 12 350 p.n.e. W roku 2022 naukowcy z ETH Zurich odkryli wydarzenia Miyake z roku 7176 p.n.e. i 5259 p.n.e. Były to poważne wzrosty promieniowania. Gdyby obecnie doszło do takiego wydarzenia, jak w roku 5259 p.n.e. prawdopodobnie miałoby to zgubny wpływ na systemy telekomunikacyjne i elektronikę. Naukowcy ze Szwajcarii na podstawie 787 fragmentów drewna z Dispilio odtworzyli doroczne przyrosty słojów przez 303 lata, okres ten kończąc na roku 5140 p.n.e. Dzięki temu, że w roku 5259 p.n.e. doszło do wydarzenia Miyake, mogli z dokładnością do 1 roku określić zmiany budowlane we wsi w latach 5328–5140 p.n.e. Bałkany stały się tym samym pierwszym regionem na świecie, którego archeologia skorzystała na zmianie paradygmatu związanym z wydarzeniami Miyake. Dzięki temu można będzie prowadzić tutaj dokładne datowanie bez posiadania ciągłego zapisu dendrochronologicznego, cieszy się Hafner. Andrej Maczkowski spodziewa się, że archeolodzy przyjmą i zaczną powszechnie stosować „Chronologię Dispilio”. Pozwoli to na rozwój dokładnej dendrochronologii Bałkanów. To ważne wydarzenie dla lepszego poznania przeszłości. Na Bałkanach znajdują się najstarsze osady jeziorne w Europie, datowane na ok. 6000 rok p.n.e. Region ten odgrywał kluczową rolę dla rozprzestrzeniania się rolnictwa w Europie, wyjaśnia uczony. « powrót do artykułu
  2. W latach 80. i 90. XX w. sądzono, że wirusem HIV można się zarazić przez dotyk. Jeszcze w XIX w. podważano związek niewłaściwej higieny rąk i zwiększonego ryzyka infekcji. Obecnie wiele osób twierdzi, że depresja to efekt braku zajęć i roszczeniowego podejścia do życia. To nie ułatwia podejmowania decyzji o skorzystaniu z pomocy. Może pojawić się wstyd, strach przed odrzuceniem, lęki. Dlatego tak wartościowa okazuje się terapia depresji online. Zapewnia bezpieczeństwo i prywatność, ale też komfort i poczucie większej kontroli nad procesem terapeutycznym. W efekcie również i rezultaty takiego leczenia są trwalsze oraz wyraźniejsze. Czy sesje online z terapeutą są bezpieczne? Nie każdy smutek jest depresją. Nie każde poczucie bezsilności oznacza tę chorobę. Jeśli jednak dostrzegasz, że wyzwaniem ponad siły stało się kontrolowanie emocji, nie masz dość energii, aby podejmować aktywności, które dotychczas sprawiały Ci radość, a niemożność skupienia się na zadaniach odbija się poważnie na Twojej efektywności w pracy – to znak, że warto porozmawiać o swoich wyzwaniach z psychologiem lub psychoterapeutą. Sesje w tradycyjnym modelu prowadzone są w gabinecie specjalisty. Te nowoczesne – przez internet. Możesz mieć pewność, że terapia depresji online jest bezpieczna. To ty ustalasz termin spotkania, godzinę, a także wybierasz specjalistę, którego kompetencje i doświadczenia uznasz za najodpowiedniejsze. Przed spotkaniem otrzymujesz link do pokoju online. Obecne w nim będą tylko dwie osoby – Ty i terapeuta. Masz więc pewność, że będziesz pracować ze specjalistą, który wykorzysta wszelkie zasoby, aby Ci jak najlepiej pomóc. Dowiedz się więcej: https://www.twojpsycholog.online/zakres-pomocy/depresja Czy sesje psychologiczne online zapewniają komfort i prywatność? Być może rozwija się u Ciebie depresja poporodowa. Może zmagasz się z chorobą po stracie bliskiej osoby. Albo powodem jest zwolnienie z pracy. W każdym z tych wypadków z całą pewnością wyzwaniem będzie zebranie w sobie sił i takie zorganizowanie dnia, aby wyjść z domu i odwiedzić psychologa w gabinecie. Mniej wysiłku i zaangażowania będzie wymagać sesja online. Tak jak po złamaniu nogi nie zmusisz się do biegania, tak też leczenie depresji zacznij od stawiania małych kroków – w zaciszu własnego domu. Terapia przez internet odbywa się w otoczeniu znajomych przedmiotów i zapachów. Nie wymaga od Ciebie organizowania dojazdu do gabinetu ani nawet zmiany ubrania. Możesz rozsiąść się w swoim ulubionym fotelu, z kubkiem kawy bądź herbaty i zacząć rozmawiać o tym, z czym się zmagasz. A jeśli zechcesz, to w każdej chwili możesz przerwać i kontynuować na następnej sesji. Te pierwsze spotkania mogą trwać zaledwie kwadrans, a i tak zauważysz z czasem, jak wiele w Twoim życiu zmienia się na lepsze. Czy leczenie depresji przez internet jest skuteczne? Masz prawo wątpić w skuteczność terapii online. Podobne obawy miało wielu terapeutów! Miało. Przełom przyniosły wyniki badań przeprowadzonych na Uniwersytecie w Zurychu. Podzielono wówczas 62 pacjentów cierpiących na depresję na grupę leczoną online oraz grupę odbywającą tradycyjną terapię. Dzięki sesjom w tradycyjnym modelu wyzdrowiało 47% osób. Natomiast dzięki terapii przez internet z depresji wyszło aż 57% pacjentów. Leczenie depresji w nowoczesnym modelu jest więc nie tylko skuteczne, ale wręcz skuteczniejsze niż tradycyjne formuły. Nie oznacza to jednak, że jeśli korzystasz z pomocy psychologa w gabinecie, to masz natychmiast przerwać terapię na rzecz sesji online. Każda tego typu pomoc przyniesie Ci wymierne korzyści. Potwierdzają to wyniki badań EZOP II – aż 85% osób uważa konsultacje z psychologiem i psychiatrą za bardzo lub znacznie pomocne, a tylko 15% korzystających z nich uważa je za wcale lub nieznacznie pomocne. Jeśli jednak dotąd powodem do odwlekania terapii były ograniczenia w dostępie do sesji w gabinecie (fizyczne, przestrzenne, organizacyjne) – to właśnie spotkania online mogą pomóc Ci stawiać pierwsze kroki w drodze ku odzyskaniu utraconej równowagi. « powrót do artykułu
  3. Jedną ze zwierzęcych strategii obrony przed drapieżnikiem jest udawanie martwego. Naukowcy z University of South Australia przypadkiem trafili na niezwykły, zaobserwowany po raz pierwszy, przypadek... zbiorowego wykorzystywania takiej strategii. Uczeni pracowali na Kangaroo Island, gdzie sprawdzali budki lęgowe nietoperzy i drzewnicowatych. W jednej z nich znajdowała się kolonia mrówek z gatunku Polyrhachis femorata. Wszystkie osobniki były martwe. A przynajmniej tak sądzili naukowcy, póki jedna z mrówek się nie poruszyła. To pierwszy znany przypadek, gdy cała kolonia zachowuje się w taki sposób. Obronne znieruchomienie jest znane u niewielu gatunków mrówek. Obserwowano je w przypadku indywidualnych osobników czy u poszczególnych kast, nigdy jednak wcześniej nie zauważono, by jednocześnie wszystkie mrówki w kolonii udawały martwe. W niektórych skrzynkach z Polyrhachis femorata niektórym mrówkom znieruchomienie zajmowało nieco więcej czasu niż innym. W niektórych część mrówek nie udawała martwych. Nie wiemy, co uruchamia u nich to zachowanie, mówi profesor S. Petit. Budki lęgowe zostały ustawione na Kangaroo Island po olbrzymich pożarach buszu w 2020 roku. Mają one pomóc w odrodzeniu się przyrody. Takie budki, ustawiane dla nietoperzy i drzewnicowatych, często są zasiedlane przez bezkręgowce. Dzięki temu uczeni sporo się o tych zwierzętach dowiedzieli. Większość z naszych kilkuset budek ustawiliśmy na spalonej ziemi. Te ustawione na terenach niedotkniętych pożarem służą nam jako grupa kontrolna, dzięki której możemy ocenić sens ustawiania budek tam, gdzie przeszedł ogień, dodaje Peter Hammond. Uczony wyjaśnia, że mrówki z gatunku Polyrhachis femorata są silnie powiązane z rodzimym dla wyspy drzewem Eucalyptus cneorifolia. Szybko więc zasiedliły budki. Naukowcy sądzą, że Polyrhachis femorata zostały silnie dotknięte przez pożary buszu. Niewiele wiemy o świecie mrówek pod naszymi stopami i na drzewach. Mrówki zapewniają kluczowe usługi dla ekosystemu i są jego niezwykle ważnym elementem. Nie tylko na Kangaroo Island, ale wszędzie na świecie, stwierdza Petit. « powrót do artykułu
  4. W jądrach psów i ludzi znaleziono duże ilości mikroplastiku. To kolejna tkanka w organizmach żywych, w której odkryto fragmenty tworzyw sztucznych. Specjaliści nie wykluczają, że mikroplastik może negatywnie wpływać na zdrowie reprodukcyjne. O odkryciu poinformowali na łamach Toxicological Sciences naukowcy z University of New Mexico, pracujący pod kierunkiem profesora Xiaozhonga Yu. Mikroplastik odkryli we wszystkich zbadanych ludzkich i psich jądrach. Profesor Yu specjalizuje się w badaniu wpływu czynników środowiskowych na ludzki układ rozrodczy. Już w tej chwili wiemy, że za spadek liczby plemników oraz ich jakości odpowiadają metale ciężkie, pestycydy oraz związki zaburzające pracę układu hormonalnego. Podczas niedawnej rozmowy z kolegą, który udokumentował obecność mikroplastiku w łożyskach ciężarnych kobiet, usłyszał pytanie, czy wie, co jest przyczyną ostatniego spadku płodności wśród ludzi. Postanowił poszukać mikroplastiku w jądrach. Ludzkie jądra otrzymał z Zakładu Medycyny Sądowej stanu Nowy Meksyk, który wykonuje autopsje i przechowuje tkanki przez siedem lat. Tkanka zwierząt pochodziła z klinik weterynaryjnych dokonujących kastracji. Tkankę poddał obróbce chemicznej, podczas której rozpuścił tłuszcze i białka, następnie w centryfudze wyizolował plastik, policzył go, zważył i spalił, badając gazy za pomocą spektrometrii mas. Analizy wykazały, że u psów na każdy gram tkanki jąder przypada 122,63 mikrogramów mikroplastiku. U ludzi jest to 329,44 mikrogramów. To nie tylko więcej niż u psów, ale znacznie więcej, niż jego kolega znalazł w tkance łożyska. Początkowo wątpiłem, czy mikroplastik jest w stanie przedostać się do układu rozrodczego. Gdy otrzymałem wyniki badań tkanki psów, był zaskoczony. A jeszcze bardziej byłem zdumiony, gdy przyszły wyniki badań tkanki ludzi, mówi Yu. Najczęściej spotykanym rodzajem plastiku w jądrach ludzi i psów był polietylen, używany w plastikowych torebkach i butelkach. U psów następnym najbardziej rozpowszechnionym plastikiem było PCV. Gdy naukowcy policzyli liczbę plemników u psów, stwierdzili, że wyższy poziom PCV był skorelowany z niższą liczbą plemników. Związku takiego nie zauważono w przypadku polietylenu. Rodzaj plastiku może być powiązany z jego wpływem. PCV może uwalniać wiele związków chemicznych wpływających na tworzenie spermy, zawiera też chemikalia niszczące układ hormonalny, wyjaśnia Yu. Naukowcy zdecydowali się na porównanie tkanki psów i ludzi, gdyż psy żyją bardzo blisko człowieka. W porównaniu ze szczurami i innymi zwierzętami, psy są nam bliższe. Pod względem fizycznym ich proces spermatogenezy jest bardzie podobny i koncentracja plemników jest bardziej podobna do ludzkiej, wyjaśnia. Uczony wyjaśnia, że najprawdopodobniej liczba plemników w psiej spermie również ulega ostatnio zmniejszeniu. Sądzimy, że u ludzi i psów występuje ten sam czynnik, który odpowiada za ten spadek, dodaje. Mikroplastik powstaje w czasie używania i degradacji plastiku. Jego olbrzymie ilości znajdują się, na przykład, w butelkowanej wodzie. Jest on obecnie wszechobecny. Badacze zwracają uwagę, że średnia wieku mężczyzn, których tkankę jąder badano, wynosiła 35 lat. Zatem ich ekspozycja na mikroplastik rozpoczęła się dekady temu, gdy było go znacznie mniej. Dlatego też badacze obawiają się, że młodsze pokolenia mogą być w znacznie większym stopniu narażone na jego negatywne oddziaływanie. « powrót do artykułu
  5. Przyczyny rozwoju otyłości mogą być bardziej złożone, niż nam się wydaje. Dlaczego na przykład jedni ludzie przestają jeść, gdy się najedzą, a inni – mimo uczucia sytości – jedzą dalej? Naukowcy z Northwestern University uważają, że jedną z przyczyn może być nieprawidłowe działanie połączenia pomiędzy guzkiem węchowym (tuberculum olfactorium) a znajdującą się w środmózgowiu substancją szarą wodociągową (PAG). Region ten odpowiedzialny jest za reakcję na ból, zagrożenie i – prawdopodobnie – za tłumienie odruchu jedzenia. Badacze zauważyli bowiem, że im słabsze jest to połączenie, tym wyższy Indeks Masy Ciała (BMI). Już wcześniejsze badania prowadzone na Northwestern dowiodły, że gdy jesteśmy głodni, zapach jedzenia jest bardzo atrakcyjny, ale w miarę jedzenia jego atrakcyjność się zmniejsza do czasu, aż się najemy. To i inne badania pokazują, że zmysł węchu odgrywa bardzo ważną rolę w przyjmowaniu pożywienia, a z drugiej strony doznania węchowe są uzależnione od tego, jak bardzo głodni jesteśmy. Naukowcy wciąż próbują zrozumieć na poziomie neuronalnym zależność pomiędzy zmysłem węchu, a ilością przyjmowanego pożywienia. Nowo odkryte połączenie pomiędzy PAG i guzkiem węchowym może odgrywać znaczącą rolę w tej zależności. Chęć zjedzenia posiłku jest powiązana z tym, na ile apetyczny jest jego zapach. Jedzenie pachnie nam lepiej, gdy jesteśmy głodni niż wówczas, gdy jesteśmy najedzeni. Jeśli jednak te części mózgu, które kierują naszym zachowaniem, nie pracują tak, jak powinny, cała sygnalizacja może przebiegać nieprawidłowo i zapach pożywienia wciąż będzie bardzo pociągający nawet wówczas, gdy jesteśmy najedzeni. Jeśli tak się stanie, nasze BMI będzie rosło. I właśnie to odkryliśmy. Osoby, u których to połączenie działa gorzej, mają średnio wyższe BMI, mówi profesor neurologii Guangyu Zhou. Badanie nie wykazało bezpośredniego związku pomiędzy słabiej działającym połączeniem między substancją szarą wodociągową a guzkiem węchowym. Mimo to naukowcy wysunęli hipotezę, że przy prawidłowo działającym połączeniu, gdy się najemy, otrzymujemy informację, że pożywienie nie jest już takie apetyczne. Mogą pojawiać się też nieprzyjemne sygnały świadczące o przejedzeniu, które wyłączą naszą chęć jedzenia. Jednak osoby z nieprawidłowo działającym połączeniem mogą nie otrzymywać takich sygnałów, więc jedzą nawet wówczas, gdy nie są głodne. Zrozumienie, jak działają te podstawowe procesy w mózgu to niezbędny warunek do przyszłych badań nad terapiami przejadania się, dodaje profesor neurologii Christina Zelano. « powrót do artykułu
  6. Długotrwała ciągła dieta ketogeniczna wywołuje starzenie się komórek w tkankach, a szczególnie duży wpływ ma ten proces na funkcjonowanie serca i nerek, informują naukowcy z University of Texas Health Science Center at San Antonio. Zauważyli jednocześnie, że jeśli robi się planowane przerwy w stosowaniu diety ketogenicznej, to niekorzystne zmiany nie zachodzą. Odkrycie to sugeruje, że korzyści ze stosowania diety ketogenicznej będą większe, jeśli będziemy robili sobie przerwy. "Trzynaście milionów Amerykanów stosuje dietę ketogeniczną. My im mówimy, że powinni robić sobie przerwy, gdyż inaczej mogą odczuć długoterminowe niekorzystne skutki", mówi główny autor badań, profesor David Gius. Dieta ketogeniczna jest bogata w tłuszcze, a uboga w węglowodany. Jest ona popularna wśród osób odchudzających się, jednak badania wskazują, że działa też prozapalnie. Zespół Giusa postanowił skupić się na tym drugim zjawisku związanym z dietą. Badania wykazały, że u myszy – badano zwierzęta w różnym wieku, na których testowano dwie różne diety – dieta ketogeniczna wywoływała starzenie się komórek w różnych organach, przede wszystkim w sercu i nerkach. Komórki takie można było wyeliminować za pomocą leków przeciwstarzeniowych (senolityków), a najłatwiejsza metodą uniknięcia niekorzystnych efektów diety było robienie przerw w jej stosowaniu. Szczegóły badań zostały opisane w artykule Ketogenic diet induces p53-dependent cellular senescence in multiple organs opublikowanym na łamach Science Advances. « powrót do artykułu
  7. W szkolnej bibliotece Grafton High School w Nowej Południowej Walii, od ponad 100 lat można oglądać zmumifikowaną głowę. Nie wiadomo, jak trafiła ona do placówki oświatowej położonej 480 kilometrów od Sydney. Jednak dokument z epoki zapewnia, że jest to głowa z prawdziwej egipskiej mumii. Nowoczesna technologia pozwoliła teraz na odtworzenie wyglądu zmarłej kobiety. Początkowo szkoła wykorzystywała głowę jako narzędzie edukacyjne. Później próbowała przekazać ją do muzeum w Sydney, zwrócić do Egiptu, ale starania spaliły na panewce. Rekonstrukcji podjęła się Jennifer Mann z Victorian Institute of Forensic Medicine w Melbourne. Jest ona znana między innymi z odtworzenia w 2016 roku wyglądu Meritamun, żyjącej w starożytności Egipcjanki, której głowa znajdowała się w muzeum anatomii i patologii University of Melbourne. Prace nad rekonstrukcją rozpoczęto od wykonania serii skanów za pomocą tomografu komputerowego, co pozwoliło na stworzenie cyfrowego trójwymiarowego modelu czaszki. Został on następnie wydrukowany i do pracy przystąpiła Mann. Badania przeprowadzone w Australii i Włoszech wykazały, że zmarła kobieta miała w chwili śmierci 50–60 lat, a resztki złota przyczepione do głowy wskazywały, że żyła ona w okresie grecko-rzymskim, przypadającym na lata 332 p.n.e. – 395 n.e. Wtedy bowiem podczas mumifikacji używano płatków złota. Dlatego też Mann odtworzyła zmarłą z modną w tym okresie fryzurą w stylu greckim. Mann do otrzymanego modelu 3D dodała oczy i zaznaczyła głębokość tkanek miękkich w poszczególnych obszarach. Znamy ją dzięki ultrasonograficznym badaniom współczesnej populacji Egiptu. Następnie wokół znaczników dodała mięśnie i inne tkanki miękkie. Nos zrekonstruowała dzięki szczegółowym pomiarom jego zachowanych części, a przy rekonstrukcji mocno uszkodzonych ust konsultowała się z ekspertem od medycyny sądowej specjalizującym się w zębach i szczęce. Później do całości dodała skórę, której kolorystykę musiała zgadywać na podstawie danych o składzie ludnościowym ówczesnego Egiptu. Na wybór brązowego odcienia wpłynął też fakt, że lepiej oddaje on szczegóły twarzy. Całość zaś zakończyła modną fryzurą i kolczykami z epoki. « powrót do artykułu
  8. Niedokrwistość (anemia) → stan charakteryzujący się obniżeniem stężenia hemoglobiny w jednostce objętości krwi poniżej normy, w zależności od wieku i płci. Normy: K: 11 – 15 g/dl M: 12 – 17 g/dl Różna patogeneza, poziom żelaza, wielkość RBC, leczenie, ale cecha wspólna: niedotlenienie tkanek (hipoksja). Bladość, zmęczenie, osłabienie, omdlenia, bóle głowy, bóle zawałowe, męczliwość. Metody kompensacji w organizmie: tachykardia, tachypnoe. 1. Anemia z niedoboru żelaza: Niedobór żelaza (asyderoza tkankowa): - wypadanie włosów - pękanie kącików ust - słabe paznokcie Etiologia i badania lab.: - nieprawidłowa produkcja hemoglobiny (porfiryny) - mała objętość RBC (mikrocytoza) i niskie wysycenie Hb (niskie MCH) - < Hb, < RBC, < MCV, < MCH, <HCT, > RET (+ > PLT świadczy o przewlekłym krwawieniu!!) - erytrocyty słabo wypełnione, więc małe, niedobarwliwe, - przy włączeniu leczenia: > RET Przyczyny: - słaba podaż żelaza - zaburzenia wchłaniania - zwiększone zapotrzebowanie (ciąża, laktacja, szybki wzrost) - utrata krwi Leczenie → trzeba odnaleźć przyczynę! Bo może to być mała podaż, ale może też być np. rak żołądka Drogi utraty żelaza: - krwawienie z przewodu pokarmowego → przepuklina, nadżerki, zapalenie śluzówki, nowotwory, CU, biegunki, zaparcia, hemoroidy - miesiączka, mięśniaki macicy - z dróg moczowych – stany zapalne, nowotwory, polipy, zapalenie kłębuszków (hematuria) Tkankowy niedobór żelaza: - słabe włosy, siwienie, słabe paznokcie - pękanie kącików ustępuje - zapalenie języka, dysfagia - dystonia hemowegetatywna - hypochromia, mikrocytoza, anizocytoza, poikilocytoza - blade śluzówki, skóra - paznokcie o łyżeczkowatym kształcie Fazy niedoboru żelaza: 1. Zubożenie magazynów żelaza – mniej Fe w makrofagach, wątrobie i szpiku, obniżona ferrytyna. Wtedy parametry krwinkowe w morfo są jeszcze w normie 2. Niedobór odzwierciedla się w erytropoezie, wyczerpanie magazynów Fe, mikrocytoza (przebiega powoli) 3. Duże obniżenie Fe w magazynach, surowicy, wszędzie, parametry krwinkowe niskie 2. Anemia chorób przewlekłych (ACD): Trzeba znaleźć przyczynę: jaka jest choroba podstawowa? Rozwija się wtórnie do chorób przewlekłych (przewlekły proces zapalny lub nowotworowy, choroby autoimmunologiczne, np. RZS, ropnie, zakażenia). Etiologia: 1. Obniżona reaktywność tkanek na erytropoetynę 2. Skrócony czas przeżycia RBC 3. Nieprawidłowe uwalnianie Fe z magazynów W wyniku toczącego się procesu zapalnego w organizmie makrofagi i limfocyty zwiększają wytwarzanie cytokin, które substancje stymulują syntezę białek ostrej fazy - apoferrytyny, laktoferyny. Apoferrytna, wiążąc jony żelaza, utrudnia zarówno wykorzystanie Fe do syntezy hemoglobiny, jak i jego wydalanie z organizmu. Konsekwencja → przeładowanie ustroju Fe, prowadzące do zmniejszenia syntezy transferryny i spadku liczby receptorów dla niej na powierzchni erytroblastów. Ponadto cytokiny hamując uwalnianie erytropoetyny (hormon stymulujący różne etapy erytropoezy), nasilają zaburzenie wytwarzania prekursorów czerwonokrwinkowych, czego objawem jest hipoplazja układu czerwonokrwinkowego w szpiku. Niedokrwistość rozwija się kilka miesięcy po ujawnieniu choroby podstawowej. Charakterystyka: - tkanki zmienione zapalnie są impregnowane żelazem (ferrytyna tankowa – pułapka ferrytynowa) - gorączka, wychudzenie, osłabienie - MCV i MCH w normie (normobarwliwa, normocytarna) Objawy: - jak w anemii (bladość, zmęczenie, osłabienie, omdlenia, bóle głowy, bóle zawałowe, męczliwość) - dodatkowo objawy choroby podstawowej - w badaniach lab: obniżona transferryna, Fe, TIBC Leczenie: - w organizmie jest żelazo, więc nie podajemy → leczymy stan zapalny (przyczynę), a żelazo się samo uwolni z tkanek - ew. można przetoczyć krew/podać EPO 3. Anemia z niedoboru B12: - zwykle kobiety chorują, bo jest autoimmunologiczna, a kobiety częściej chorują na takie choroby - głównie u starszych - atrofia śluzówki żołądka - autoagresja: nacieki limfoidalne do tkanek (widoczne w badaniu histopatologicznym śluzówki) i zapalenie korzonków tylnych rdzenia - przeciwciała p/czynnikowi Castle'a komórek okładzinowych, które produkują również Hcl (więc będzie achlorhydia histaminorezystentna) - czynnik Castle'a jest niezbędny do wchłaniania witaminy B12, bez niego przejdzie w całości do stolca - kompleksy czynnik Castle'a-B12 wchłaniają się w jelicie grubym - witamina B12 jest potrzebna do syntezy nukleotydów → spowodowana przez nieprawidłową lub upośledzoną syntezę DNA, co prowadzi do makrocytozy. Upośledzona kondensacja chromatyny, opóźnione dojrzewanie cytoplazmy, luźna chromatyna, komórki ulegają mniejszej ilości podziałów i są większe - > MCV (tzw. anemia megaloblastyczna) - < RET, po leczeniu witaminą B12 > RET Test Schillinga: - polega na podaniu znakowanej witaminy B12 i zbadaniu promieniowania w stolcu - jeśli 100% → to witamina się w ogóle nie wchłania Anemia złośliwa: - ponieważ powodowala śmierć z niedotlenienia - podaje się witaminę B12 dożylnie (podawano wyciąg z wątroby) Anemia Addisona-Biermera: - choroba autoimmunologiczna - autoprzeciwciala przeciwko komórkom okładzinowym, przyczyna żołądkowo-jelitowa, a nie hematologiczna - objawy: bladość, zażółcenie skóry, zaczerwieniony język, zaburzenia trawienia, biegunki, infekcje, objawy neurologiczne, zapalenie powrózków nerwowych (parestezje, zaburzenia równowagi, zaburzenia psychiczne) → „szaleństwo megaloblastyczne” Leczenie: - podawanie dożylnie witaminy B12 4. Hemolityczna (AH): Jest spowodowana skróconym czasem przeżycia erytrocytów w wyniku hemolizy. Objawy: - żółtaczka powłok i śluzówek bez świądu (wzrost bilirubiny) - powiększenie śledziony (dyskomfort w lewym podżebrzu) Etiologia: - RBC ulegaja hemolizie, bo przestaje działać pompa Na-K, np. przez niedobór enzymów - wrodzona → że jest od dzieciństwa w wywiadzie. Może być czynnik wyzwalający, np. wirus (powoduje załamanie tolerancji immunologicznej i działanie na własne RBC): eliptocytoza wrodzona sferocytoza → anemia Schofarda-Minkowskiego (gotyckie podniebienie i wieżowata czaszka, defekt enzymatyczny, RBC bardzo wrażliwe na niedotlenienie, rozpadają się w śledzionie, usunięcie śledziony to leczenie z wyboru wrodzone hemoglobinopatie wrodzony niedobór enzymów, np. G-6-PG - nabyta → od kiedy i co mogło spowodować? nocna napadowa hemoglobinuria → nabyty defekt błony RBC i atak komplementu dopełniacza na nią; do jej diagnostyki stosuje się próbę Hama autoimmunologiczna polekowa  Charakterystyka: - normocytoza, normobarwliwa - podwyższone retikulocyty Leczenie: - przetoczenie KKCz - glikokortykosteroidy - usunięcie śledziony (leczenie z wyboru) 5. Aplastyczna (AP): Objawy: - małopłytkowa skaza krwotoczna (wybroczyny na skórze) - objawy anemii - stany zapalne (przez < WBC) - niepowiększona śledziona W badaniach: - pancytopenia - ubogokomórkowy szpik kostny (hematopoeza np. 5%) - > Fe w surowicy - zmniejszone wytwarzanie komórek w szpiku - normocytowa, normobarwliwa Etiologia: - aplazja szpiku - wrodzona - nabyta: leki (polipragmazja), nadwrażliwość na leki (idiosynkrazja), leki mielotoksyczne (p/bólowe, p/tarczycowe, psychiatryczne, p/reumatoidalne, niektóre antybiotyki) toksyny choroby autoimmunologiczne i reumatyczne promieniowanie RTG idiopatycznie Leczenie: - przeszczep szpiku kostnego → z wyboru - leczenie immunosupresyjne - hematopoetyczne czynniki wzrostu « powrót do artykułu
  9. Choroby tarczycy zaliczają się do najczęstszych zaburzeń hormonalnych człowieka. W celu przeprowadzenia właściwej diagnozy są niezbędne badania laboratoryjne. Tarczyca wytwarza hormon tyroksynę i tróijodotroninę. W praktyce klinicznej dzisiejsza diagnostyka biochemiczna opiera się na wysokoczułych metodach oznaczeń TSH oraz czułych metodach oznaczania wolnej tyroksyny i wolnej trijodotyroniny. Podstawowym testem diagnostycznym do rozpoznawania zaburzeń tarczycy jest ocena stężenia TSH w surowicy. Należy pamiętać, że na stężenia TSH, fT4 T3 fT3 poza stanem czynnościowym tarczycy, wpływają min: wiek, płeć, stan odżywienia, podaż jodu, pojemność białek transportujących hormony tarczycy, palenie tytoniu, ciąża, ciężkie choroby ogólnoustrojowe oraz niskie stężenia hormonów. Poniżej znajduje się wykaz ksenobiotyków oraz leków, które wpływają na oznaczenia parametrów tarczycy oraz metody. TSH zwiększające stężenie TSH stosowane Antagoniści receptorów dopaminergicznych: chloropromazyna, haloperidol, sulpiryd metoclopramide, domperidon do leczenia depresji oraz mają działanie uspokajającym Epinefryna przy resuscytacji krążeniowo-oddechowa w przypadku zatrzymania krążenia niezależnie od mechanizmu, nasilonej reakcji i wstrząsu anafilaktycznego, napadu astmy oskrzelowej, ciężkiej bradykardii, wstrząsie kardiogennym. Teofilina do leczenia astmy oskrzelowej i przewlekłej obturacyjnej choroby płuc Zmniejszające stężenie TSH   Lewodopa w chorobie Parkinsona Alfa-adrenolityki (adrenalina, noradrenalina, midodryna, fenylefryna) przy zatrzymaniu akcji serca, arytmii, we wstrząsie anafilaktycznym Hormon wzrostu niedobory hormonu wzrostu Euthyrox stosowany rutynowo przy leczeniu nadczynności tarczycy  Hormony tarczycy (HT)- stężenie całkowite i frakcja wolna Leki nasilające syntezęLeki hamujące syntezę lub wydzielanie Związki organiczne zawierające jod: jodowe środki kontrastujące, amiodaron, związki organiczne zawierające jod Związki nieorganiczne: płyn Lugola, nasycony roztwór jodku potasu Lit (stosowany w leczeniu nastroju) Glikokortykosteroidy Sulfonamidy (w leczeniu nadciśnienia) Propranolol (lek stosowany przy nadciśnieniu i arytmii) Fenytoina (lek o działaniu przeciwdrgawkowym i przeciwarytmicznym)   Fenobarbital (lek o działaniu nasennym i uspokajającym)   Niedobory białkowe ( głód. leczenie głodówką, choroby jelit upośledzające przyswajanie białka przez organizm )   Metody stosowane do oznaczeń TSH: Immunometryczna IMA Wśród przeciwciał heterofilnych wyróżnia się dwie klasy: przeciwciała polireaktywne np. czynnik reumatoidalny z klasy IgM oraz przeciwciała powstałe w wyniku infekcji bądź kontaktu z antygenem zwierzęcym Immunoenzymatyczna EIA ELISA Immunofloromeryczna FIA Immunochemiluminescencyjna LIA Radioizotopowe Reakcje krzyżowe z FSH LH i hcG powodujące wzrost TSH Metody kompetycyjne z użyciem biotyny Nadmiar biotyny w surowicy krwi powoduje wysycenie miejsc wiążących na streptawidynie, co powoduje niemożność przyłączenia kompleksu biotynylowany analit-przeciwciało   Inne czynniki zaburzające wyniki: Rozcieńczenie surowicy Redystrybujca hormonów z frakcji związanej do wolnej Heparyna Stosowana jako antykoagulant lub w leczeniu zakrzepicy Przedstawione ksenobiotyki istotnie wpływają na prawidłowy obraz czynności tarczycy. Można zauważyć fakt, że jeśli pacjent posiada choroby współistniejące to ważnym elementem jest poinformowanie “pobierającego” o przyjmowanych lekach. Każde interferencje ze strony niewłaściwego przygotowania pacjenta, próbki a nawet dobrania metody będą powodować, iż wyniki będą fałszywie dodatnie bądź fałszywie ujemnie. Bibliografia : Jak interpretować wyniki badań H Woschnagg, W. Exel wyd. Biblioteczka Zdrowia Diagnostyka laboratoryjna z elementami biochemii klinicznej pod redakcją Aldona Dembińska-Kieć, Jerzy W. Naskalski, Bogdan Solnica wyd. IV rozdział dot. Diagnostyki laboratoryjnej chorób gruczołów wydzielania wewnętrznego « powrót do artykułu
  10. Zachorowalność na większość nowotworów systematycznie wzrasta. Diagnostyka i leczenie wiążą się z olbrzymimi kosztami leczenia i cierpieniem. Dlatego tak ważna jest prewencja i wczesne wykrywanie nowotworów. [1] Chemoprewencja to jedna z nauk zajmujących się zapobieganiem zachorowaniom na nowotwory złośliwe. Podstawowym założeniem jest to, że leczenie na wczesnym etapie może zatrzymać proces karcinogenezy. Związki chemoprewencyjne wykazują mało skutków ubocznych, charakteryzują się niską toksycznością, zdolnością unieszkodliwienia procesów prowadzących do powstania komórek nowotworowych. Każdy ze związków działa na innym etapie, blokując uszkodzenie DNA, białek czy lipidów.  Ponadto, większość poznanych dotąd związków chemoprewencyjnych to naturalne ekstrakty roślinne, które są powszechnie dostępne. Obecnie prowadzone są badania nad występowaniem związków, których mechanizm działania mógłby poprawić wyniki leczenia nowotworów. Przydatność kliniczną tych związków ocenia się na podstawie badań z wykorzystaniem hodowli komórkowych, badań przedklinicznych na modelach zwierzęcych i zachowanym efekcie terapeutycznym dopuszczane są one do badań klinicznych.[2] W celu uniknięcia pierwszego etapu karcinogenezy – inicjacji – stosowane są nowoczesne związki. Skupiają się one między innymi na ich ingerencji w metabolizm czynników rakotwórczych. Związki te powinny skutecznie hamować aktywację czynników do aktywnych metabolitów, bądź pobudzać ich usuwanie. Zbyt nadmierna ekspresja kancerogenów może prowadzić do pobudzenia onkogenów i inaktywacji protoonkogenów, co z kolej może prowadzić do rozpoczęcia transformacji komórek. Związki chemoprewencyjne posiadają zdolność do wyłapywania wolnych rodników, hamowania zmian epigenetycznych i genetycznych. Ponadto, mogą hamować: powstawanie czynników wzrostu, syntezę białek antyapoptotycznych. Bardzo ważnym aspektem działania tych substancji jest również zdolność do pobudzenia procesów naprawczych w komórkach. W dwóch ostatnich etapów kancerogenezy są zdolne hamować procesy zapalne, uniemożliwiać podziały komórkowe.[3] Długotrwały stres oksydacyjny wymaga całego szeregu reakcji na drodze enzymatycznych i nieenzymatycznych mechanizmów antyoksydacyjnych komórek. Skłonność wolnych rodników do powstawania licznych uszkodzeń komórkowych, w efekcie prowadzących do śmierci komórki, umożliwia wykorzystanie zjawiska wytwarzania RFT w leczeniu do eliminowania komórek nowotworowych.[3] Naukowcy twierdzą, że długotrwały stres oksydacyjny i poddawanie komórek na działanie leków inicjujących powstawanie RFT może wyczerpywać ich mechanizmy antyoksydacyjne i po przekroczeniu odpowiedniego stężenia wolnych rodników prowadzić do apoptozy komórki. Na tej podstawie można przypuszczać, że komórki nowotworowe, charakteryzujące się podwyższonym wewnętrznym stężeniem RFT, powinny być bardziej niż prawidłowe komórki wrażliwe na leki antynowotworowe, których działanie polega na zwiększaniu stresu oksydacyjnego czy obniżeniu zdolności komórek do obrony antyoksydacyjnej.[4] Wykazano, na podstawie badań epidemiologicznych, że naturalne antyoksydanty obecne są w witaminach takich jak tokoferol, C i A. Do czynników zapobiegających etap promocji i progresji nowotworów złośliwych zaliczmy: karoten, kurkumina, gingerol, galusan epigallokatechiny i resweratrol.[5,6] Związkiem, który powoduje potencjalne działanie chemoprewencyjne i budzi wiele nadziei w walce z nowotworami jest na przykład resweratrol. To substancja naturalna o wyjątkowo wysokiej aktywności antyoksydacyjnej. Jej głównym źródłem są winogrona i produkowane z nich czerwone wina. Związek ten ma wiele funkcji oprócz właściwości antyoksydacyjnych ma bardzo korzystny wpływ na wiele aspektów naszego zdrowie ze względu na swoje szerokie udokumentowane działanie.[7] Mimo postępu diagnostyki i metod badawczych nie dysponujemy jeszcze lekiem lub preparatem, który skutecznie walcząc z chorobą nie oddziałuje przy tym na zdrowe tkanki. Potencjalne korzyści wynikające z chemoprewencji polegają na zmniejszeniu ryzyka zachorowalności na daną chorobę, ale nie są gwarancją całkowitej ochrony przed nią. Jest ona jednak obiecującą formą profilaktyki. Bibliografia: [1] Zespół Krajowego Rejestru Nowotworów NOWOTWORY ZŁOŚLIWE OGÓŁEM.  http://onkologia.org.pl/nowotwory-zlosliwe-ogolem-2/ [2] M. Zagórska-Dziok, D. Furman-Toczek, M. Kruszewski, L. Kapka-Skrzypczak Resweratrol jako związek chemoprewencyjny w terapii nowotworów. Probl Hig Epidemiol 2016, 97(4): 308-31 [3] Wykład “Biochemia stresu oksydacyjnego” [4] Druga twarz tlenu. Wolne rodniki w przyrodzie. rozdz. dot. Właściwości reaktywnych form tlenu. Grzegorz Bartosz ISBN 978-83-01-13-847-9 PWN 2003 [5] Abstrakt Q. Kong, J.A Beel, K.O Lillehe  A threshold concept for cancer therapy. 2000 [6] Komórki nowotworowe a stres oksydacyjny Dorota Ścibior-Bentkowska, Hanna Czeczot Katedra i Zakład Biochemii, Warszawski Uniwersytet Medyczny, Postepy Hig Med Dosw. (online), 2009; 63: 58-72 [7] Aneta Kopeć, Ewa Piątkowska, Teresa Leszczyńska, Renata Bieżanowska-Kopeć, Prozdrowotne właściwości resweratrolu, Żywność. Nauka. Technologia. Jakość, 2011 « powrót do artykułu
  11. Z obserwacji przyrody znamy wiele przykładów współpracy owadów. Zagadką jednak pozostaje, na ile ta współpraca jest świadoma, czy owady potrafią wyobrażać sobie współpracę i płynące z niej korzyści, czy jest to tylko działanie instynktowne. Czy obecność lub nieobecność współpracownika wpływa na ich działania. Kwestię tę postanowił zbadać doktor Olli Loukola z Uniwersytetu w Oulu. Przeprowadził interesujący eksperyment, którego wyniki go zaskoczyły. Uważa się, że rozumienie roli partnera we współpracy to zadanie złożone, z którym radzą sobie ssaki o dużych mózgach, takie jak szympansy czy ludzie. Jednak badania Loukoli dowodzą, że również owady rozumieją tę kwestię, mogą uczyć się i adaptować do nowych zadań wymagających współpracy. Nawet niewielkie mózgu owadów posiadają umiejętność kooperacji, by osiągnąć wspólny cel, mówi Loukola. Uczony wraz ze swoim zespołem nauczyli pary trzmieli wykonywać dwa wspólne zadania. Jedno polegało na przepchnięciu klocka lego na środek wyznaczonego obszaru, drugie na wspólnym otwarciu drzwi znajdujących się na końcu podwójnego tunelu. Gdy już zwierzęta to umiały, badacze wypuszczali partnerów w różnych odstępach czasu. I zauważyli, że trzmiel, który wcześniej miał dostęp do klocka czy drzwi, z większym prawdopodobieństwem zaczynał pchać dopiero wtedy, gdy dołączył do niego partner. Innymi słowy, zwierzęta, które nauczono wspólnego wykonywania zadania, wydawały się czekać, aż dołączy do nich partner. W grupie kontrolnej, w której trzmiele nie miały partnera, nie zauważono takiego zwlekania z rozpoczęciem wykonywania zadania. Dodatkowe interesujące zachowanie zauważono w tunelu. Trzmiel, który pierwszy dotarł do drzwi, z większym prawdopodobieństwem odwracał się do nich tyłem, patrząc w głąb tunelu, a gdy zobaczył idącego w jego kierunku partnera, znowu odwracał się w kierunku drzwi. Wyglądało to tak, jakby czekał na partnera i sprawdzał, czy ten już idzie. Nasze badania są pierwszymi, które pokazują, że trzmiele mogą nauczyć się poza gniazdem nowych zadań polegających na współpracy. Jednak najbardziej ekscytujące jest spostrzeżenie, że na współpracę tę wpływają okoliczności społeczne, a nie wyłącznie indywidualny wysiłek, cieszy się doktor Loukola. Uczony ostrożnie jednak podchodzi do uzyskanych wyników. Dodaje, że potrzebne będą kolejne badania, by jednoznacznie udowodnić, że trzmiele rozumieją rolę partnera we współpracy. « powrót do artykułu
  12. Algorytmy sztucznej inteligencji wykazały, że istnieją różnice międzypłciowe w organizacji mózgu na poziomie komórkowym. Występują one w istocie białej. To tkanka znajdująca się pod korą mózgową. Tworzy ona szlaki łączące różne części kory i obszary pozakorowe. Częścią istoty białej jest też spoidło wielkie, które łączy obie półkule. Nie od dzisiaj wiemy, że kobiety i mężczyźni w różny sposób doświadczają różnych chorób, takich jak stwardnienie rozsiane, autyzm czy migreny. Lepsze zrozumienie różnic pomiędzy mózgami obu płci mogłoby przyczynić się do opracowania metod leczenia lepiej dostosowanych do płci chorego. Dotychczas jednak różnice na poziomie komórkowym są dla nas zagadką. Dopiero od niedawna posiadamy narzędzia, które pozwalają je lepiej badać. Przed trzema miesiącami donosiliśmy o opracowaniu modelu sztucznej inteligencji, który na podstawie samego tylko zapisu aktywności mózgu jest w stanie z ponad 90-procentową trafnością określić, czy ma do czynienia z mózgiem kobiety, czy mężczyzny. Teraz zaś naukowcy z NYU Langone Health, akademickiego centrum medycznego Uniwersytetu Nowojorskiego, poinformowali o wynikach swoich badań z wykorzystaniem algorytmu sztucznej inteligencji. Uczeni przyjrzeli się tysiącom skanów MRI wykonanych u 471 mężczyzn i 560 kobiet. Okazało się, że wykorzystywany przez nich algorytm jest w stanie dokładnie określić, czy ma do czynienia ze skanem mózgu kobiety, czy mężczyzny, na podstawie różnic strukturalnych, niewidocznych dla ludzkiego oka. Wyniki potwierdzono za pomocą trzech różnych modeli SI, których zadaniem było określenie płci właściciela mózgu albo na podstawie skanu niewielkiego fragmentu istoty białej, albo dzięki szerokiej analizie zależności pomiędzy większymi obszarami mózgu. Nasze badania dostarczają nam bardziej wyraźnego obrazu na temat struktury mózgu żywego człowieka, co z kolei pozwoli nam poznać sposób rozwoju wielu chorób oraz da odpowiedź na pytanie, dlaczego objawiają się one różnie u kobiet i mężczyzn, mówi główna autorka badań, neuroradiolog Yvonne W. Lui. Naukowcy rozpoczęli od treningu swoich modeli sztucznej inteligencji, dostarczając im przykładowych skanów mózgów zdrowych kobiet i mężczyzn, a do każdego skanu dodano też informację o płci. Z czasem modele nauczyły się odróżniać płeć na podstawie skanów. Co ważne – podkreśla Lui – modele nie mogły wykorzystać informacji o wielkości mózgu czy relatywnych rozmiarach poszczególnych jego części. Tutaj bowiem istnieją znane różnice pomiędzy płciami. Po takim treningu okazało się, że modele potrafią określić płeć osoby, której skan mózgu analizowały, z trafnością od 92 do 98 procent. Po analizie naukowcy stwierdzili, że sztuczna inteligencja wykorzystywała wiele różnych wskazówek, na przykład badał, jak łatwo i w którym kierunku woda przemieszcza się przez tkankę mózgową. To pokazuje, jak ważne są różnice międzypłciowe w badaniach nad chorobami rozpoczynającymi się w mózgu, stwierdza doktorantka Junbo Chen. Autorzy badań mają teraz zamiar skupić się na kwestii rozwoju w czasie różnic w budowie mózgu, by lepiej zrozumieć środowiskowe, hormonalne i społeczne uwarunkowania, które mogą odgrywać role w pojawianiu się tych różnic. « powrót do artykułu
  13. Sfinks i piramidy w Gizie to jedne z najbardziej znanych zabytków starożytności. Od ponad 100 lat są przedmiotem intensywnych badań archeologicznych. W ich trakcie odkryto przylegający do Wielkiej Piramidy Cmentarz Zachodni, miejsce pochówku członków rodziny królewskiej i wysokich rangą urzędników. Większość znajdujących się tam mastab zorientowanych jest na linii północ-południe, a pomiędzy nimi znajduje się duży płaski obszar o wymiarach 80x110 metrów, na którym nie ma żadnych struktur widocznych nad ziemią. Archeolodzy poinformowali właśnie o odkryciu na tym obszarze podziemnej anomalii. Japońsko-egipski zespół prowadził tam w latach 2021–2023 badania georadarem (GPR) oraz metodą elektrooporową (ERT), które ujawniły istnienie dużej anomalii. Badacze sądzą, że jest ona powodowana przez dwie połączone ze sobą struktury zbudowane ręką człowieka. Georadar ujawnił, że na głębokości 0,5–2 metrów prawdopodobnie znajduje się struktura w kształcie litery L o wymiarach około 10x15 metrów. Jest ona wypełniona jednorodnym piaskiem, co wskazuje na celowe zasypanie po zbudowaniu. Pod nią, metodą elektrooporową, zidentyfikowano anomalię na obszarze 10x10 metrów. Występuje ona na głębokościach od 3,5 do 10 metrów. Anomalię taką może powodować materiał o wysokiej oporności – jak piasek – lub istnienie tam pustej przestrzeni. Uważamy, że związek pomiędzy płytszą a głębszą strukturą to ważna wskazówka. Z samych tylko wyników naszych badań nie jesteśmy w stanie stwierdzić, jaki materiał powoduje anomalię, ale może to być duża podziemna struktura archeologiczna, podsumowują autorzy badań. Miejsce odkrycia można łatwo zidentyfikować chociażby w serwisie Google Maps. Widoczny płaski obszar bez mastab znajduje się na zachód od piramidy Cheopsa, zaraz za drogą na północy od piramidy Chefrena. Na jego północnej krawędzi wyróżnia się duża mastaba Hamiunu, bratanka i wezyra Cheopsa. « powrót do artykułu
  14. Po tysiącach lat badań nad trzęsieniami ziemi wiemy, że główną ich przyczyną jest ruch płyt tektonicznych i przemieszczanie się skał wzdłuż uskoków. Naukowcy z MIT poinformowali właśnie na łamach Science Advances, że niektóre wydarzenia pogodowe również mogą mieć swój udział w powstawaniu trzęsień ziemi. W artykule Untangling the environmental and tectonic drivers of the Noto earthquake swarm in Japan czytamy, że duże opady śniegu i deszczu prawdopodobnie były jedną z przyczyn serii wstrząsów, jakie mają miejsce od 4 lat na półwyspie Noto w Japonii. Zaobserwowaliśmy, że śnieg i inne obciążenia środowiskowe na powierzchni wpływają na napięcia pod ziemią, a okres, w którym wystąpiły intensywne opady, jest dobrze skorelowany z występowaniem serii trzęsień ziemi. Tak więc klimat ma oczywisty wpływ na reakcje skorupy ziemskiej, mówi profesor William Frank z Wydziału Nauk o Ziemi, Atmosferze i Planetach na MIT. Naukowcy stwierdzili, że aktywność sejsmiczna na półwyspie Noto jest zsynchronizowana z pewnymi zmianami w naprężeniach pod ziemią, a na te zmiany wpływaj wzorzec opadów śniegu i deszczu. Autorzy badań podejrzewają, że podobny związek pomiędzy opadami, a trzęsieniami ziemi występuje na całym świecie. Nie można też wykluczyć, że zmiany klimatu będą objawiały się również trzęsieniami ziemi. Jeśli będzie dochodziło do bardziej intensywnych opadów, możemy spodziewać się zmian w dystrybucji wody pomiędzy atmosferą, oceanami a lądem, a to zmieni naprężenia w skorupie ziemskiej. Z pewnością będzie to miało wpływ. To zjawisko, które jesteśmy w stanie dokładniej badać, dodaje. Od końca 2020 roku półwysep Noto zaczęła nawiedzać seria setek niewielkich wstrząsów. W przeciwieństwie do typowych serii tego typu, które rozpoczynają się od głównego trzęsienia, po którym występują liczne – stopniowo zanikające – wstrząsy wtórne, w przypadku Noto nie zarejestrowano tego głównego wyzwalacza. Naukowcy z MIT, wraz z kolegami z Japonii, postanowili poszukać przyczyn nowego zjawiska. Zaczęli od analizy danych katalogu trzęsień ziemi prowadzonego przez Japońską Agencję Meteorologiczną. Szczególnie przyjrzeli się ostatnim 11 latom, gdyż od tego czasu na Noto zaczęto rejestrować epizody zwiększonej liczby trzęsień. Analiza pokazała, że w porównaniu do roku 2020, w poprzednich latach wstrząsy były sporadyczne i wydawały się niezwiązane ze sobą. Od 2020 zjawisko przybrało na intensywności, a wstrząsy gromadziły się w łatwych do zauważenia przedziałach czasowych, co sugerowało, że w jakiś sposób są ze sobą powiązane. Naukowcy przyjrzeli się następnie danym z poszczególnych regionalnych stacji sejsmicznych we wspomnianym 11-letnim okresie. Czas zarejestrowania przez daną stację wstrząsu pozwalał określić, jak szybko fala sejsmiczna przemieszczała się pomiędzy stacjami. Prędkość ta jest związana ze strukturą skorupy ziemskiej, przez którą podróżuje fala. Badacze wykorzystali te dane, by obliczyć prędkość rozchodzenia się fal sejsmicznych pomiędzy wszystkimi stacjami na półwyspie i w jego okolicach w ciągu ostatnich 11 lat. Gdy przyjrzeli się swoim danym, ze zdumieniem odkryli wzorzec, który wskazywał, że zmiany w prędkości rozchodzenia się fal sejsmicznych są zsychronizowane z porami roku. Zaczęli więc zastanawiać się, jakie zmiany środowiskowe powodowane przez pory roku mogą wpływać na strukturę skorupy ziemskiej. Skupili się szczególnie na sezonowych zmianach opadów badając, jak wpływają one na ciśnienie wywierane przez wodę w gruncie i pęknięciach skał w skorupie ziemskiej. Gdy pada deszcz lub śnieg, zwiększa się masa na powierzchni, a to zwiększa ciśnienie hydrostatyczne cieczy w gruncie i pęknięciach skał, co powoduje, że fale sejsmiczne przemieszczają się wolniej. Gdy ta dodatkowa masa zostanie usunięta, czy to przez parowanie, czy spłynięcie wody, nagle ciśnienie hydrostatyczne zmniejsza i fale wędrują szybciej, wyjaśnia Frank. Jego koledzy, Qing-Yu Wang i Xin Cui, stworzyli hydromechaniczny model półwyspu Noto i symulowali zmiany w ciśnieniu hydrostatycznym. Do modelu wprowadzili dane meteorologiczne z badanego okresu i śledzili zmiany w ciśnieniu hydrostatycznym przed wstrząsami i po nich. Następnie porównali te zmiany ze zmianami prędkości rozchodzenia się fal sejsmicznych. Mieliśmy dane z obserwacji prędkości rozchodzenia się fal sejsmicznych, mieliśmy model zmian ciśnienia hydrostatycznego i gdy nałożyliśmy te dane na siebie okazało się, że idealnie pasują, cieszy się Frank. Okazało się, że w sposób szczególny na trzęsienia ziemi wpływają duże opady śniegu. Innymi słowy, jeśli dojdzie do dużych opadów, a w szczególności ekstremalnych opadów śniegu, mieszkańcy Noto mogą spodziewać się wystąpienia serii wstrząsów. Badacze podkreślają, że pierwotna przyczyna trzęsień ziemi zawsze leży pod ziemią. Jeśli chcemy zrozumieć trzęsienia ziemi, zawsze musimy patrzeć na tektonikę. To jest i zawsze będzie główną ich przyczyną. Jakie są jednak drugorzędne czynniki, które mogą wpływać na to, kiedy pojawią się trzęsienia ziemi? Jedną z nich jest bez wątpienia klimat, dodaje Frank. « powrót do artykułu
  15. Rada Języka Polskiego ogłosiła, że od 1 stycznia 2026 roku w życie wejdzie kilka zmian w polskiej pisowni. Zmiany te dotyczą niektórych zasad używania wielkich i małych liter, pisowni łącznej lub rozdzielnej oraz używania łącznika. Celem zmian jest ujednolicenie zasad oraz ułatwienie ich nauczenia się i stosowania. Zmiany wejdą w życie za kilkanaście miesięcy, pozostało więc sporo czasu, by przyswoić sobie nowe zasady. Warto więc zapamiętać, że od stycznia 2026 roku przymiotniki od nazw własnych zakończone na -owski (np. chopinowski) będziemy zawsze pisali małą literą. Natomiast nazwy mieszkańców utworzone od nazw geograficznych – zawsze wielką literą. Zatem zarówno nazwa mieszkańca stolicy Włoch, jak i obywatela Imperium Romanum będzie zapisywana Rzymianin. Dowolność będziemy zaś mieli przy zapisywaniu przymiotników utworzonych o imion, a zakończonych na -owy, -in(yn) oraz -ów. Poprawne będą więc formy Jackowe dzieci, Zosina lalka, jak i jackowe dzieci oraz zosina lalka. Wielką lub małą literą będziemy mogli też pisać nieoficjalne nazwy etniczne, na przykład makaroniarz lub Makaroniarz. Wielką literą będziemy zapisywali też nazwy pojedynczych egzemplarzy wyrobów przemysłowych, niezależnie od tego, czy chodzi o firmę i markę, czy o konkretny egzemplarz. Napiszemy zatem zarówno ciężarówka marki Ford, jak i przed domem stoi czerwony Ford. Wielka litera będzie też obowiązywała przy wszystkich członach nazw własnych, również geograficznych. Zatem obowiązywać będzie pisownia Wyspa Uznam, Półwysep Hel oraz nazw obiektów topograficznych (Aleja Róż, Park Kościuszki, Plac Zbawiciela, Kościół Mariacki). Jedynie wyraz ulica będzie pisany małą literą: ulica Józefa Piłsudskiego. Zmiany zajdą też w pisowni partykuły nie z przymiotnikami i przysłówkami odprzymiotnikowymi. Również w stopniu wyższym i najwyższym. Zatem napiszemy nielepszy, nielepiej. Obowiązkowy będzie też zapis łączny nie z imiesłowami odmiennymi, bez względu na ich znaczenie (niepalący, nieumyty). Łącznie będziemy pisać wyrażenia takie jak półżartem, półserio a także cząstki niby- i quasi- z wyrazami pisanymi małą literą (nibyartysta, quasiopiekun). Rada zdecydowała się rozdzielić cząstki -bym, -byś, -by, -byśmy od spójników. Będziemy więc pisać Zastanawiam się, czy by nie pojechać w góry. Dopuszczalna będzie rozdzielna (obok łącznej) pisownia cząstek super-, ekstra-, eko-, wege-, mini- i podobnych. Nie popełni więc błędu ten, kto napisze superpomysł, ani zwolennik formy super pomysł. Dozwolona zostanie też wariantywna pisownia (z łącznikiem, przecinkiem lub spacją) wyrażeń typu tuż-tuż. Będziemy mogli napisać tak, jak obecnie, ale również tuż, tuż oraz tuż tuż. Zmian czeka nas więcej, a z wszystkimi można zapoznać się na stronie Rady w załączniku nr 1 do komunikatu z dnia 10 maja 2024 roku. Natomiast w załączniku nr 2 zebrano « powrót do artykułu
  16. Kaszaloty spermacetowate to posiadacze największych mózgów w przyrodzie. Dotychczasowe badania pokazują, że są niezwykle inteligentnymi zwierzętami. Wykazują zaawansowane zachowania społeczne, podejmują wspólne decyzje, obserwujemy ich złożone zachowania. Jednak wciąż bardzo mało o nich wiemy. W Nature Communications ukazał się właśnie artykuł, którego autorzy sugerują, że sposób porozumiewania się kaszalotów może być bardziej podobny do ludzkiego języka, niż nam się wydawało. Badacze z należącego do MIT Computer Science and Artificial Intelligence Lab (CSAIL) połączyli siły z naukowcami pracującemu przy Project CETI, inicjatywie wykorzystującej sztuczną inteligencję do zrozumienia waleni. Tym razem jednak nie użyto AI, ale zaawansowanych metod statystycznych, które wykazały, że wokalizacje kaszalotów są podobne do ludzkich wokalizacji. Dzięki wykorzystaniu modeli statystycznych, a nie sztucznej inteligencji, naukowcy mogli stworzyć bardziej czytelny obraz badanego zagadnienia. Jak tłumaczą, korzyścią z podejścia statystycznego jest fakt, że nie trzeba trenować modelu sieci neuronowej, nie mamy więc „czarnej skrzynki”, której wnętrze jest tajemnicą, więc całość łatwiej jest analizować. Algorytm pozwolił na zamianę poszczególnych wokalizacji – a zbadano ich aż 8719 i pochodziły one od około 60 osobników – w szczegółowe wizualizacje, które ujawniły, że część wokalizacji zawierała dodatkowe elementy, których dotychczas nie zauważono. Różnice takie nie były też przypadkowe. Elementy te, w połączeniu z różnym czasem wokalizacji i interakcjami zachodzącymi pomiędzy różnymi kaszalotami sugerują, że wokalizacje zawierają więcej informacji i są bardziej złożone wewnętrznie, niż sądziliśmy. Profesor Jacob Andreas z CSAIL mówi, że możemy sobie wyobrazić odkrytą właśnie różnicę w taki oto sposób, że dotychczas wokalizacje kaszalotów uważano za system odpowiadający egipskim hieroglifom, a nowe badania wskazują, że mogą być one literami. To, jak na razie, tylko hipoteza, gdyż wciąż nie potrafimy interpretować poszczególnych wokalizacji, nie wiemy, czy mają one związek z pozycją narządów służących do wokalizacji, ani czy łączą się w zdania. Naukowcy są jednak pewni, że istnieje znacznie więcej rodzajów wokalizacji i znacznie więcej różnic pomiędzy poszczególnymi dźwiękami niż sądzono, a kaszaloty są w stanie je odbierać i rozumieć. W następnym etapie badań naukowcy spróbują stworzyć modele językowe wokalizacji waleni i sprawdzić, czy wpływają one jakoś na ich zachowanie. Chcieliby też rozpocząć prace nad bardziej ogólnym modelem językowym, który można będzie dostosowywać do różnych gatunków. Nie będzie to łatwe zadanie, gdyż praktycznie niczego nie wiemy o metodach komunikacji zwierząt. Jednak od czasu, gdy do badań nad językami zwierząt zaczęto używać sztucznej inteligencji, specjaliści coraz bardziej interesują się tym zagadnieniem. Caroline Casey z Uniwersytetu Kalifornijskiego w Santa Cruz, która od ponad dekady bada wokalizacje mirung mówi, że jest bardzo trudno udowodnić, że dany sygnał znaczy dla zwierzęcia to, co ludzie sądzą, że znaczy. Uczona dodaje, że o ile opisywany artykuł bardzo dobrze opisuje subtelne różnice akustyczne w różnych wokalizacjach, to kolejny krok – zrozumienie znaczenia tych wokalizacji – będzie niezwykle trudny. « powrót do artykułu
  17. Wycieki ropy naftowej do oceanów to jedne z najpoważniejszych katastrof ekologicznych. Niszczą one morskie życie i mają na nie długotrwały negatywny wpływ. Naukowcy z chińskiego Centralnego Uniwersytetu Południowego w Changsha i Uniwersytetu Ben Guriona odkryli, że korek, poddany działaniu femtosekundowego lasera, szybko rozgrzewa się pod wpływem promieni słonecznych, stając się świetnym absorbentem ropy naftowej. Badając reakcję korka na różnego rodzaju światło laserowe, przypadkiem odkryliśmy, że potraktowany laserem korek znacząco się zmienia, zyskując właściwości superhydrofobowe i superoleofilne. Po odpowiednim dobraniu parametrów lasera, powierzchnia korka stała się bardzo ciemna i zdaliśmy sobie sprawę, że może być on doskonałym materiałem do konwersji fototermicznej, wyjaśnia główny autor badań, Yuchun He. Właściwości, jakie pod wpływem lasera zyskał korek, oraz fakt, że jest on materiałem przyjaznym środowisku i poddającym się recyklingowi, nasunęły badaczom myśl o wykorzystaniu go do zbierania ropy z powierzchni wody. O ile nam wiadomo, nikt nie próbował wykorzystywać korka do likwidacji skutków wycieków ropy, dodaje Kai Yin. Naukowcy przeprowadzili serię badań, w czasie których precyzyjnie dobierali pożądane właściwości korka, starając się przy tym robić to jak najmniejszym kosztem, oraz badali nanoskopowe zmiany strukturalne w materiale, mierzyli zmiany poziomu tlenu i węgla, zmiany kąta styku wody i ropy z korkiem, absorpcję, odbicie i emisje fal elektromagnetycznych korka oraz jego wytrzymałość na wielokrotne cykle ogrzewania i schładzania. W końcu uzyskali materiał, który bardzo szybko – w ciągu kilkunastu sekund – znacznie rozgrzewał się pod wpływem promieni słonecznych, dzięki czemu znakomicie zwiększały się jego możliwości absorpcji ropy. Materiał był w stanie zaabsorbować w ciągu 200 sekund nieco ponad 4 gramy ropy na każdy cm2 powierzchni. Tak dobre właściwości absorpcyjne, w połączeniu z dostępnością korka i faktem, że jest on przyjazny środowisku, mogą czynić z niego świetny materiał do likwidacji wycieków ropy naftowej. « powrót do artykułu
  18. Podczas prac archeologicznych podjętych w związku z rozbudową drogi w pobliżu Benson w Oxfordshire, naukowcy znaleźli dobrze zachowaną studnię z epoki brązu. Specjalistów najbardziej cieszy fakt, że świetnie zachowała się drewniana struktura studni. Sprzyjały temu odpowiednie warunki, duża ilość wody w glebie. Pozwoliła ona zachować zabytek, ale utrudniała pracę archeologom. Mimo trudności, naukowcy odsłonili całą studnię i wykonali jej trójwymiarowy model cyfrowy. Następnie została ona rozebrana kawałek po kawałku i przesłana do Oxfordshire Museum Service, gdzie zostanie zakonserwowana i dokładnie przebadana. Epoka brązu trwała na Wyspach Brytyjskich od około 2500 roku p.n.e. do ok. 700 r. p.n.e. Studnia nie jest jedynym zabytkiem z tego okresu. W Benson i okolicach, aż do Wallingford znajdowano już ślady ludzkiego osadnictwa z tej epoki. Dzięki temu odkryciu lepiej zrozumiemy antropogeniczny krajobraz przeszłości i dowiemy się, na jak dużym obszarze ludzie byli aktywni. John Boothroyd, jeden z menedżerów Oxford Archaeology, która prowadziła wykopaliska, mówi, że początkowo naukowcy sądzili, iż trafili na typową dla stanowiska jamę. Jednak w pewnym momencie odsłonili wbity pionowo w ziemię drewniany pal. Z czasem okazało się, że stanowi on fragment plecionki, którą wyłożono krawędzie studni. Zachowane drewniane struktury z tego okresu to rzadkość, dodaje. Oprócz studni znaleziono też kości zwierząt oraz fragmenty ceramiki. « powrót do artykułu
  19. Obecny wzrost poziomu dwutlenku węgla jest 10-krotnie szybszy, niż w jakimkolwiek momencie ostatnich 50 000 lat, stwierdzili naukowcy, którzy przeprowadzili szczegółową analizę chemiczną lodu z Antarktyki. Wyniki badań zespołu z USA, Wielkiej Brytanii, Australii, Szwajcarii, Niemiec i Argentyny zostały opublikowane na łamach PNAS. Badanie przeszłości pokazuje nam, jak bardzo różna jest teraźniejszość. Dzisiejsze tempo zmiany koncentracji dwutlenku węgla jest naprawdę bezprecedensowe, mówi profesor Kathleen Wendt z Oregon State University. Zidentyfikowaliśmy okres najszybszego naturalnego przyrostu CO2 i stwierdziliśmy, że dzisiejsze tempo wzrostu, napędzane głównie przez człowieka, jest 10-krotnie większe, dodaje uczona. Lód, który gromadził się w Antarktyce przez setki tysięcy lat, zawiera bąbelki powietrza. Naukowcy wykorzystali lód z odwiertów o głębokości 3,2 kilometrów, by zbadać skład tego powietrza i na jego podstawie odtworzyć dawny klimat Ziemi. W czasie ostatnich kilkudziesięciu tysięcy lat były liczne momenty, gdy poziom dwutlenku węgla wzrastał znacznie ponad zwykły poziom. Naukowcy wiedzą, że te skoki pojawiały się pod koniec tzw. zdarzeń Heinricha, w czasie których od lądolodu północnoatlantyckiego odrywały się wielkie góry lodowe i dryfowały na północnym Atlantyku. Słodka woda z roztapiających się gór lodowych zmieniała stratyfikację oceanu i wpływała na cyrkulację termohalinową, prowadząc do zmian klimatycznych. Wydarzenia Heinricha są naprawdę znaczące. Uważamy, że były one powodowane przez dramatyczne załamania się pokryw lodowych na północny Atlantyku. Powodowało to reakcję łańcuchową, w skład której wchodziły zmiany w monsunach tropikalnych, w wiatrach zachodnich na Półkuli Południowej oraz w wielkim uwalnianiu się CO2 z oceanów, mówi współautor badań, Christo Buizert. Z najnowszych badań dowiadujemy się, że do największych zmian doszło podczas Zdarzenia Heinricha 4, kiedy to koncentracja CO2 wzrosła w ciągu około 55 lat o około 14 ppm. Obecnie średnie tempo wzrostu dla dekady 2014–2024 wynosi 2,97 ppm rocznie, zatem przyrost o 14 ppm następuje w ciągu 5–6 lat. Jest więc 10-krotnie szybsze, niż wówczas. Warto też zauważyć, że wciąż się ono zwiększa. W dekadzie 1984–1994 średnioroczny wzrost wynosił 1,52 ppm, w dekadzie 1994–2004 było to 1,81 ppm, a dla dekady 2004–2014 odnotowano 2,10 ppm/rok. Dowody wskazują, że zachodnie wiatry, które odgrywają ważną rolę w cyrkulacji w głębinach oceanicznych, wzmagały się, co prowadziło do uwalniania dwutlenku węgla z Oceanu Południowego. Obecnie niektóre badania sugerują, że w najbliższych dekadach może dojść do wzmocnienia wiatrów zachodnich, a jeśli tak się stanie, to zmniejszy się zdolność Oceanu Południowego do pochłaniania dwutlenku węgla. « powrót do artykułu
  20. Patobiolodzy z The Royal Veterinary College w Wielkiej Brytanii i naukowcy z Narodowego Uniwersytetu Chung Hsing na Tajwanie stworzyli tabelę demograficzną kotów żyjących w Wielkiej Brytanii. To ważny krok w kierunku zrozumienia długości życia tych zwierząt oraz ich umieralności i czynników wpływających na zgony. Naukowcy przyjrzeli się 7936 kotom, które zmarły pomiędzy 1 stycznia 2019 a 31 marca 2021 roku. Następnie dane te przeanalizowali pod kątem płci i rasy. Z analiz wynika, że oczekiwana długość życia kota w Wielkiej Brytanii, który nie przekroczył jeszcze 1. roku życia, wynosi 11,7 lat. Samice mogą spodziewać się życia o 1,33 roku dłuższego niż samce. Najdłużej żyją koty burmskie i birmańskie. Średnia długość ich życia to 14,4 lat. Na drugim miejscu uplasowały się koty ras mieszanych (11,9), a na trzecim miejscu koty syjamskie (11,7). Na najkrótsze życie pupila muszą przygotować się zaś posiadacze sfinksów. Rasa ta żyje średnio 6,8 roku. Niewiele dłużej, bo średnio 8,5 roku żyją koty bengalskie. Czynnikami, które skracają życie wszystkich kotów jest czysta przynależność rasowa oraz odbiegająca od idealnej (w górę lub w dół) masa ciała. Zwykle koty czystej rasy żyły o 1,5 roku krócej niż koty ras mieszanych. I to właśnie koty wśród ras mieszanych byli koci rekordziści. Najstarszy kot, którego dane odnotowano w badaniach przeżył niemal 27 lat i był mieszańcem. Najstarszy kot burmski miał ponad 21 lat, a najstarszy birmański przekroczył 22. rok życia. Z kolei najstarszy sfinks nie dożył 15 lat. Ważnym czynnikiem odgrywającym rolę w śmiertelności kotów w młodym wieku była kastracja. Koty niekastrowane były narażone na ponad 4-krotnie większe ryzyko zgonu przed 3. rokiem życia niż koty kastrowane. Z artykułem opisującym badania można zapoznać się na łamach Journal of Feline Medicine and Surgery. « powrót do artykułu
  21. Camp Nou, Wembley czy Old Trafford to dla fanów piłki nożnej miejsca niemal święte. Dla Majów zaś ich boiska były dosłownie miejscami świętymi. Archeolodzy z University of Cincinnati znaleźli szczątki roślin wykorzystywanych w ceremoniałach religijnych pod boiskiem na stanowisku archeologicznym Yaxnohcah. Rośliny, znane z właściwości halucynogennych i leczniczych, zostały prawdopodobnie złożone w ceremonii poświęcenia boiska. Profesor David Lentz i jego koledzy, we współpracy z meksykańskim Narodowym Instytutem Antropologii, uczonymi z University of Calgary, Universidad Autónoma de Campeche i Universidad Nacional Autónoma de México od dawna badają kultury Mezoameryki. W latach 2016–2022 prowadzili wykopaliska na boisku w Yaxnohcah (nazwa ta oznacza Pierwszy Wielki Dom). Był to duży ośrodek składający się z co najmniej 15 kompleksów ceremonialnych i publicznych, rozrzuconych na obszarze 42 km2. Stanowisko znajduje się 21 kilometrów na południowy-wschód od bardziej znanego Calakmul. Jest ono niezwykle ważne dla badań nad cywilizacją Majów epoki przedklasycznej. Najstarsze znalezione tam ślady osadnictwa pochodzą sprzed 1000 roku p.n.e. Majowie znali wiele gier w piłkę, w tym pok-a-tok, której zasady przypominały nieco dzisiejsza piłkę nożną i koszykówkę. Celem graczy było przerzucenie piłki przez pierścień umieszczony na ścianie. Jednak nie wszystkie boiska miały takie pierścienie. Dzisiaj postrzegamy boiska wyłącznie jako miejsca rozrywki. Jednak dla Majów były one czymś więcej. Były one niezwykle ważnym elementem kompleksów ceremonialnych. Stanowiły niezbędną część miasta, wyjaśnia profesor Lentz. Nic dziwnego, że miejsca takie były poświęcane. Majowie nie różnili się w tym tak bardzo od nas. Obecnie również odbywają się ceremonie – i świeckie, i religijne – takie jak symboliczne wbicie pierwszej łopaty, przecięcie wstęgi, chrzest statku, związane z rozpoczęciem czy zakończeniem przedsięwzięcia budowlanego czy konstrukcyjnego. Lentz i jego grupa prowadzili badania w jednym z 15 grup monumentalnej architektury, kompleksie Helena. Znajduje się tam 1-metrowej wysokości platforma z kamienia i ziemi. Początkowo był to skromny budynek, który z czasem rozrastał się w monumentalną architekturę. Z czasem w miejscach takich rozrastających się platform chowano ważnych członków społeczności, nadając miejscom specjalne znaczenie. Struktury takie jak Helena były żywe, miały dusze, które trzeba było odżywiać, mówi profesor Nicholas Dunning. Gdy zmieniano przeznaczenie takiego miejsca lub je przebudowywano, składano ofiary, by je błogosławić. Czasami archeolodzy znajdują ceramikę czy biżuterię, będącą częścią takich darów ofiarnych. Ze źródeł etnohistorycznych od dawna wiemy, że Majowie używali też materiałów organicznych, jednak niezwykle trudno je znaleźć. Dlatego właśnie nasze odkrycie jest tak wyjątkowe, wyjaśnia Dunning. To właśnie on odkrył próbki, w których znaleziono materiał genetyczny roślin złożonych w ceremonii. Specjalistyczne badania ujawniły, że wśród ofiarowanych bogom roślin znajdowała się Ipomoea corymbosa, gatunek pnącza z rodziny powojowatych o znanych właściwościach halucynogennych. Obecnie w Meksyku wytwarza się miód pitny z dodatkiem nasion tej rośliny. Zidentyfikowano też papryczki chili, używane przez Majów również jako lekarstwo. Bogom ofiarowano też Hampea trilobata, roślinę z rodziny ślazowatych oraz Oxandra lanceolata, którego liście zawierają substancje powodujące rozkurcz mięśni gładkich naczyń krwionośnych – a więc spadek ciśnienia krwi – znieczulające i odkażające. Naukowcy stwierdzili, że znalezienie tych ważnych dla Majów roślin w jednym miejscu w skoncentrowanej próbce wskazuje, iż zostały one celowo umieszczone pod platformą. « powrót do artykułu
  22. W Acta Astronautica ukazał się interesujący artykuł, którego autor – Michael A. Garrett, dyrektor Jodrell Bank Centre for Astrophysics na University of Manchester – zastanawia się czy to nie sztuczna inteligencja jest przyczyną, dla której nie odkryliśmy dotychczas sygnałów wysłanych przez obcą cywilizację. Uczony rozważa możliwość, że SI jest wąskim gardłem rozwoju, które w rzeczywistości zagraża długoterminowemu przetrwaniu cywilizacji technicznej. Garrett bada hipotezę, że szybki rozwój sztucznej inteligencji (AI), którego kulminacją jest pojawienie się sztucznej superinteligencji (ASI – artificial superintelligence), działa jak „Wielki Filtr”, który jest odpowiedzialny za niewielką liczbę zaawansowanych cywilizacji technologicznych we wszechświecie. Taki filtr mógłby pojawiać się, zanim cywilizacje rozwiną stabilną obecność na kolejnych planetach, co sugeruje, że typowy czas życia cywilizacji technicznej wynosi mniej niż 200 lat. Koncepcja „Wielkiego Filtra” jest próbą rozwiązania Paradoksu Fermiego. Został on sformułowany przez Enrico Fermiego, a dotyczy rzucającej się w oczy sprzeczności pomiędzy wiekiem wszechświata i liczbą gwiazd, a faktem, że dotychczas nie wykryliśmy żadnych dowodów na istnienie innej cywilizacji. Dotychczas zaproponowano kilka „Wielkich Filtrów”, uniwersalnych barier mających uniemożliwiać rozprzestrzenianie się inteligentnego życia we wszechświecie, a od niedawna pojawiają się koncepcje mówiące, że filtrem takim może być SI. Uczony z Manchesteru przychyla się do opinii, że „Wielkim Filtrem” może być rozwój sztucznej inteligencji. Przypomina, że najnowsze dokonania w dziedzinie SI pozwalają maszynom na uczenie się, dostosowywanie i wykonywanie zadań, które do niedawna uważano za wyłączną ludzką domenę. Sztuczna inteligencja jest w coraz większym stopniu włączana w nasze codzienne życie, wpływa na kształt interakcji międzyludzkich, sposobów współpracy, interakcji z technologią oraz na postrzeganie świata. Zmienia sposoby komunikacji i doświadczenia osobiste. Ma wpływ na handel, opiekę zdrowotną, pojazdy autonomiczne, prognozy gospodarcze, badania naukowe, prace badawczo-rozwojowe, edukację, przemysł, politykę, bezpieczeństwo i obronę. Trudno jest znaleźć dziedzinę życia, która nie byłaby już naznaczona obecnością sztucznej inteligencji, stwierdza Garrett. W związku z rozwojem SI pojawiają się kolejne obawy wiązane z miejscami pracy, prywatnością danych, etycznym podejmowaniem decyzji czy odpowiedzialnością za nie. Sztuczna inteligencja ma też wpływ na środowisko naturalne, chociażby poprzez olbrzymie moce obliczeniowe, jakich potrzebuje i związane z tym zużycie energii. W 2014 roku Stephen Hawking ostrzegał, że AI może doprowadzić do zagłady ludzkości. Uważał, że w pewnym momencie może ona zacząć rozwijać się samodzielni, w coraz szybszym tempie. Obecnie coraz częściej pojawiają się głosy o konieczności opracowania metod lepszej kontroli nad AI czy też propozycje wprowadzenia moratorium na jej używanie, dopóki takie metody kontroli nie powstaną. Z jednej strony rządy wielu państw próbują znaleźć równowagę pomiędzy korzyściami, jakie daje rozwój sztucznej inteligencji, a potencjalnymi zagrożeniami. Z drugiej zaś zdają sobie sprawę, że szybkie wdrażanie i rozwój AI daje przewagę nad innymi państwami, a ponadto może zabezpieczać przed ryzykiem stwarzanym przez państwa z rozwiniętą sztuczną inteligencją. Szczególnie dotyczy to kwestii bezpieczeństwa narodowego i obrony. Sztuczna inteligencja rozwija się błyskawicznie w porównaniu z naturalnym tempem ewolucji, tymczasem nic w naszej historii nie przygotowało nas na pojawienie się innej wysoko rozwiniętej inteligencji. I można przypuszczać, że uwagi te dotyczą każdej cywilizacji, która mogła powstać we wszechświecie. Zanim jeszcze AI stanie się superinteligentna i potencjalnie autonomiczna, prawdopodobnie zostanie uzbrojona przez konkurujące ze sobą grupy w ramach jednej cywilizacji biologicznej. Szybkość podejmowania decyzji przez sztuczną inteligencję może prowadzić do niezamierzonej eskalacji konfliktów [...], które przyniosą zagładę zarówno technologicznej, jak i biologicznej cywilizacji, stwierdza Garrett. Uczony dodaje, że o ile AI może wymagać do istnienia wsparcia ze strony cywilizacji biologicznej, to ASI nie będzie tego potrzebowała. Punktem zwrotnym będzie osiągnięcie osobliwości technologicznej, punktu, w którym rozwój SI stanie się tak szybki, że przewyższy naszą inteligencję i będzie ewoluował w takim tempie, iż wszelkie nasze prognozy na ten temat staną się nieaktualne. To może doprowadzić do nieprzewidzianych konsekwencji, które prawdopodobnie nie będą miały nic wspólnego z naszymi biologicznymi interesami czy ludzką etyką. Z punktu widzenia ASI, skupionej na osiągnięciu jak największej wydajności obliczeniowej, zniknie potrzeba istnienia istot biologicznych, których obecność związana jest ze zużyciem przestrzeni i energii. Nasze istnienie będzie czymś kłopotliwym, czytamy w Acta Astronautica. Ryzyko zaistnienia takiej sytuacji można by zmniejszyć, kolonizując inne planety. Jeśli bowiem ASI doprowadziłaby do zagłady na jednej planecie, mieszkańcy innych ciał niebieskich mieliby szansę nie powtórzyć tych samych błędów. Co więcej, kolonizacja innych planet stwarzałaby możliwość prowadzenia eksperymentów z różnymi drogami rozwoju sztucznej inteligencji, bez ryzyka, że cała ludzkość wyginie. Jednak, mimo takiego możliwego scenariusza, nie wykrywamy obcych cywilizacji, co może sugerować, że ich nie ma lub nie osiągają poziomu rozwoju pozwalającego na ich wykrycie. Przyczyną – i to właśnie z tego powodu rozwój AI może być „Wielkim Filtrem” – jest tempo rozwoju sztucznej inteligencji w porównaniu z tempem rozwoju technologicznego, pozwalającego na dotarcie i trwałe zasiedlenie innych planet. Zdaniem niektórych badaczy, sztuczna inteligencja może osiągnąć punkt osobliwości technologicznej w ciągu kilku najbliższych dekad. Tymczasem zasiedlenie innych planet to zadanie na setki lat. Przyczyną takiego stanu rzeczy jest różna natura rozwoju sztucznej inteligencji i możliwości podróży w przestrzeni kosmicznej. O ile rozwój SI to głównie wyzwanie obliczeniowe i informatyczne, które jest napędzane przez wykładniczy wzrost ilości danych oraz możliwości obliczeniowych, to eksploracja kosmosu wiąże się z licznymi ograniczeniami fizycznymi, takimi jak znalezienie odpowiednich źródeł energii, stworzenie napędów, nowych materiałów, poradzenie sobie z warunkami panującymi w przestrzeni kosmicznej itp. itd. Do tego dochodzą kwestie medyczne, biologiczne, logistyczne czy polityczne. A więc wszystkie te ograniczenia, które nie istnieją w przypadku rozwoju sztucznej inteligencji. Swoje hipotezy Garrett przetestował korzystając z równania Drake'a, które jest próbą zrozumienia mechanizmów wpływających na szanse powstania cywilizacji w Drodze Mlecznej. Okazało się, że jeśli rzeczywiście negatywne strony rozwoju sztucznej inteligencji ujawniają się zanim cywilizacja osiągnie zdolność do kolonizacji innych planet, to czas istnienia cywilizacji zdolnej do komunikowania się z innymi wynosi 100–200 lat. To wyjaśniałoby, dlaczego dotychczas nie mamy żadnych dowodów na istnienie innych cywilizacji. Warto tutaj przypomnieć, że cywilizacją zdolną do komunikowania się z innymi, staliśmy się w latach 60. ubiegłego wieku. Okienko czasowe, w którym cywilizacja techniczna jest w stanie angażować się w możliwą do wykrycia komunikację radiową, jest więc niezwykle ograniczone. Dodatkowo, jeśli weźmiemy pod uwagę sygnaturę radiową ludzkiej cywilizacji – czyli wszelką transmisję odbywającą się na Ziemi, która może zostać potencjalnie zauważona i rozpoznana przez obce cywilizacje – to do jej wykrycia potrzebny jest znacznie wyższy poziom zaawansowania technologicznego niż nasze. Możliwe jest, oczywiście, zarejestrowanie silnych sygnałów celowo wysyłanych w przestrzeń kosmiczną. Jeśli jednak w danym momencie w Drodze Mlecznej istnieje zaledwie kilka cywilizacji prowadzących takie działania, to szansa na znalezienie tego typu sygnału jest minimalna. Zauważmy, że post-biologiczna cywilizacja techniczna byłaby bardzo dobrze dostosowana do eksploracji kosmosu i mogłaby rozprzestrzenić się po naszej Galaktyce, nie zwracając uwagi na długi czas podróży czy niekorzystne warunki panujące w kosmosie. Wielu przewiduje, że jeśli w ogóle natkniemy się na pozaziemską inteligencję, będzie miała ona formę maszyn. [...] Brak wykrywalnych sygnałów istnienia cywilizacji typu II czy III w skali Kardaszowa wskazuje, że cywilizacje takie są niezwykle rzadkie lub nie istnieją, a to wzmacnia hipotezę o istnieniu „Wielkiego Filtra” zatrzymującego postęp cywilizacji technicznej w ciągu kilku wieków od jej pojawienia się, podsumowuje Garrett. « powrót do artykułu
  23. Naukowcy z Princeton Plasma Physics Laboratory połączyli dwie znane od dawna metody, by ustabilizować plazmę w reaktorze. To kolejny, niewielki, krok w kierunku opanowania fuzji jądrowej, czystego i bezpiecznego źródła energii, nad którą prace trwają od dziesięcioleci. Obie wspomniane metody – ECCD (electron cyclotron current drive) oraz RMP (resonant magnetic perturbations) – badane są od dawna. Tym razem po raz pierwszy zasymulowano ich wspólne działanie. To zupełnie nowe podejście. Jeszcze nie w pełni zdajemy sobie sprawę z jego potencjału, ale nasze badania posuwają naprzód starania o jego zrozumienie, mówi Qiming Hu, główny autor artykułu opublikowanego na łamach pisma Nuclear Fusion. Badania są tym cenniejsze, że naukowcy nie poprzestali na teoretycznych obliczeniach, ale przeprowadzili też eksperymenty w tokamaku DIII-D. Obie metody służą poradzeniu sobie z jednym z poważnych problemów, z jakimi mierzą się reaktory fuzyjne, trybami niestabilności brzegowej (ELM). Zjawiska te destabilizują plazmę, mogą doprowadzić do zakończenia reakcji, a nawet do uszkodzenia reaktora. Najlepszą metodą ich uniknięcia jest wykorzystanie techniki RMP, która generuje dodatkowe pola magnetyczne, wyjaśnia Alessandro Bortolon. RMP tworzy tzw. wyspy magnetyczne. Zwykle jest to zjawisko bardzo szkodliwe, jednak w pewnych warunkach może być przydatne. Głównym problemem jest wygenerowanie RMP na tyle silnego, by wyspy powstały, ale niezbyt silnego, by same nie zdestabilizowały plazmy. Teraz okazało się, że ECCD pozwala na kontrolowanie wielkości wysp i stabilizowanie plazmy. Gdy stosowaliśmy ECCD zgodnie z kierunkiem przepływu prądu w plazmie, szerokość wysp spadała, a ciśnienie rosło. Gdy zaś ECCD stosowane było w kierunku przeciwnym, szerokość wysp się zwiększała, a ciśnienie spadało, dodaje Hu. Badania były tez o tyle istotne, że ECCD stosowano na brzegach plazmy, a nie w jej centrum. Zwykle uważa się, że stosowanie ECCD na krawędziach jest ryzykowne, gdyż mikrofale mogą uszkodzić podzespoły. Pokazaliśmy, że można to zrobić. To zaś może otworzyć drogą do zmiany projektów przyszłych urządzeń. « powrót do artykułu
  24. Satelity NASA pomagają w monitorowaniu habitatów jednych z najbardziej zagrożonych gatunków na Ziemi, w tym tygrysów, pum i słoni. Satelity obserwują duże obszary Ziemi. Dzięki nim naukowcy mogą monitorować habitaty, których nadzorowanie z ziemi byłoby bardzo trudne i czasochłonne. Tymczasem taki monitoring jest kluczowy z punktu widzenia gatunków takich jak na przykład tygrysy, które przemieszają się po dużych obszarach, mówi Keith Gaddis, odpowiedzialny w kwaterze głównej NASA za projekty ochrony przyrody. Tygrysy utraciły co najmniej 93% swoich historycznych terytoriów. Liczba tych zwierząt żyjących na wolności jest dramatycznie mała, szacuje się, że pozostało ich zaledwie 3700–5500. To i tak lepiej, niż w roku 2010, gdzie dolne szacunki mówiły o zaledwie 3200 tygrysach. Mimo tego, że dużo się mówi o potrzebie zachowania bioróżnorodności i tak ważnych gatunków jak drapieżniki ze szczytu łańcucha pokarmowego, ludzie wciąż odbierają tygrysom tereny do życia. Metaanaliza ponad 500 badań dotyczących tygrysów wykazała, że pomiędzy rokiem 2001 a 2020 zasięg występowania tygrysów zmniejszył się aż o 11%, spadając z 1 miliona 25 tysięcy kilometrów kwadratowych do 911 tysięcy km2. Dlatego też NASA, we współpracy z Wildlife Conservation Society opracowała narzędzie, które – korzystając z Google Earth oraz obserwacji w ramach programu NASA Earth, monitoruje w czasie rzeczywistym zmiany w habitacie tygrysów. Dane dostarczane są codziennie przez instrumenty Visible Infrared Imaging Radiometer Suite (VIIRS) zainstalowane na satelitach Landsat oraz Moderate Resolution Imaging Spectroradiometer (MODIS) z satelitów Terra i Aqua. Dzięki temu naukowcy zmapowali duże obszary leśne, na których obecnie tygrysy nie występują, a które nadają się do zasiedlenia przez te zwierzęta. Mogą być one potencjalnymi miejscami, w których wielkie koty zostaną reintrodukowane. Pod warunkiem, oczywiście, że jest tam dla nich wystarczająco dużo pożywienia. Jeśli tygrysy zasiedliłyby te tereny – czy to w wyniku procesu naturalnego czy reintrodukcji przeprowadzonej przez człowieka – zasięg występowania wielkich kotów zwiększyłby się o 50%. Na Ziemi jest wciąż więcej miejsca dla tygrysów, niż sądzili nawet zajmujący się nimi specjaliści. Jednak zdaliśmy sobie z tego sprawę dopiero po tym, jak zebraliśmy dane z NASA i zintegrowaliśmy je z danymi dotyczącymi tygrysów, mówi główny autor najnowszych badań, Eric Sanderson, który obecnie pracuje w New York Botanical Garden. W nieco lepszej sytuacji są pumy. W przeszłości występowały one od południowego-zachodu USA po Argentynę. Jednak w XX wieku utraciły 50% zasięgu. Ludzie masowo je zabijają, odbierają im też źródła pożywienia. Szacuje się, że na wolności żyje od 64 000 do 173 000 osobników. Są klasyfikowane jako gatunek bliski zagrożenia. Najbardziej zagrożone są pumy zamieszkujące obszar Gran Chaco. Tamtejsze nizinne lasy położone na terenie Argentyny, Boliwii, Paragwaju i Brazylii są intensywnie wycinane. Na argentyńskim obszarze Gran Chaco prawdopodobnie żyje kilkaset pum. Teraz zmapowano najważniejsze obszary dla ochrony tego i innych gatunków. Okazuje się, że 36% z nich w ogóle nie jest chronionych. Dzięki tym danym możemy przeprowadzić ponowną ocenę i zaproponować rozwiązania, stwierdza Sebastian Martinuzzi z University of Wisconsin-Madison. Słonie afrykańskie utraciły 85% swoich historycznych terenów, a ich liczba szybko spada. W latach 2007–2014 zmniejszyła się ona aż o 144 000 zwierząt. Obecnie liczbę dziko żyjących słoni afrykańskich szacuje się na 352 000 osobników, a gatunek niedawno uznano za zagrożony. Dzięki danym z NASA, zbieranym przez satelity w Maasai Mara National Reserve i pobliskich częściowo chronionych oraz niechronionych obszarach, dowiedzieliśmy się, że – szczególnie na obszarach niechronionych – słonie wybierają do życia gęste lasy, przede wszystkim wzdłuż cieków wodnych, i unikają otwartych terenów, zwłaszcza wtedy, gdy pojawiają się na nich ludzie. Tymczasem w lasach takich coraz częściej budowane są miejsca noclegowe dla turystów. Autorzy badań podkreślają, że jednym z najważniejszych zadań w ochronie słoni jest zapewnienie im swobodnego dostępu do lasów na obszarach niechronionych. Wpuszczanie tam turystów oznacza odbieranie im kolejnych terenów niezbędnych do życia. Uczeni proponują, by na potrzeby infrastruktury dla turystów wykorzystywać otwarte sawanny, których zwierzęta i tak unikają. « powrót do artykułu
  25. Zdaniem naukowców z Oregon Health & Science University kobieta używająca w czasie ciąży zarówno tytoniu, jak i marihuany, znacząco zwiększa ryzyko urodzenia dziecka o niskiej wadze, przedwczesnego porodu, a nawet śmierci potomka. Już zrezygnowanie z jednej z tych substancji znakomicie redukuje ryzyko. Marihuana jest legalizowana w kolejnych stanach, a legalizacja często rodzi przekonanie, że jest ona bezpieczna w ciąży. Wiemy, że wiele osób łączy używanie nikotyny i marihuany, postanowiliśmy więc sprawdzić, jakie są tego potencjalne skutki zarówno dla ciężarnej, jak i dla dziecka, mówi profesor ginekologii i położnictwa Jamie Lo. Jej zespół przeanalizował dane ponad 3 milionów ciężarnych kobiet, które przyznały się do używania marihuany i tytoniu. Już samo używanie jednej z tych substancji w czasie ciąży zwiększało ryzyko niskiej wagi urodzeniowej, przedwczesnego porodu czy śmierci dziecka. Jednak ryzyko znacząco rosło, gdy używane były obie substancje. Najbardziej było to widoczne w ryzyku zgonu dziecka. Dzieci matek, które paliły i tytoń, i marihuanę, umierały czterokrotnie częściej niż dzieci niepalących i niemal 2-krotnie częściej niż dzieci kobiet, które w ciąży korzystały tylko z jednej ze wspomnianych używek. Nasze prace sugerują, że unikanie już jednej z tych substancji znacząco zmniejsza ryzyko w porównaniu z sytuacją, gdy używane są obie, dodaje profesor Adam Crosland. W badania była zaangażowana również Cindy McEvoy. Specjalizuje się ona w zagadnieniach unikania negatywnego wpływu palenia przez ciężarną na układ oddechowy dziecka. Z prowadzonych przez nią wcześniej badań wynika, że suplementacja ciężarnej witaminą C pomaga dzieciom takich matek. « powrót do artykułu
×
×
  • Dodaj nową pozycję...