Skocz do zawartości
Forum Kopalni Wiedzy

KopalniaWiedzy.pl

Super Moderatorzy
  • Liczba zawartości

    36770
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

    nigdy
  • Wygrane w rankingu

    209

Zawartość dodana przez KopalniaWiedzy.pl

  1. Już za niecały tydzień, 21 listopada, rozpocznie się Horizon4Poland'23, wyjątkowe w skali europejskiej wydarzenie matchmakingowe. Organizowane jest ono przez Branżowe Punkty Kontaktowe (BPK), które działają w ramach największej w Polsce organizacji badawczej – Sieci Badawczej Łukasiewicz. Celem BPK jest pomoc polskim przedsiębiorstw i naukowców w pozyskiwaniu środków z programu Horyzont Europa. W jego ramach do roku 2027 Komisja Europejska rozdysponuje 95 miliardów euro. W Horizon4Poland'23 weźmie udział ponad 400 polskich i zagranicznych użytkowników, a konferencja skierowana jest do firm, organizacji międzynarodowych, instytucji naukowych i instytucji publicznych. Podczas Horizon4Poland'23 odbędzie się 7 sesji tematycznych prowadzonych przez przedstawicieli 12 partnerstw europejskich, 15 tematycznych roundtables czy 25 godzin dyskusji i spotkań z liderami innowacji w Europie. Formuła konferencji daje możliwość dołączenia do europejskich liderów innowacji, pozyskania międzynarodowego partnera i finansowania czy zapoznania się z ofertą Branżowych Punktów Kontaktowych. Sieć Badawcza Łukasiewicz prowadzi Branżowe Punkty Kontaktowe właściwe dla różnych branż - od zrównoważonej gospodarki czy technologii medycznych i zdrowia poprzez transformację cyfrową i przemysł, po inteligentną i czystą mobilność oraz technologie niskoemisyjne i czystą energię. Patronat honorowy nad Horizon4Poland'23 objęła Komisja Europejska. « powrót do artykułu
  2. Działające w ramach Uniwersytetu Nowojorskiego akademickie centrum medyczne NYU Langone Health poinformowało o przeprowadzeniu pierwszego w historii udanego przeszczepu gałki ocznej. W 21-godzinnej operacji, w czasie której przeszczepiono jednocześnie część twarzy, udział wzięło 140 chirurgów, pielęgniarek i innych pracowników medycznych kierowanych przez doktora Eduardo D. Rodrigueza. Pacjentem był Aaron James z Arkansas, który w czerwcu 2021 roku, pracując na linii wysokiego napięcia, przypadkowo dotknął twarzą jednego z przewodów i został porażony prądem o napięciu 7200 woltów. Operacja miała miejsce w maju bieżącego roku, a przed kilkoma dniami poinformowano, że zakończyła się sukcesem. Z przekazaniem informacji trzeba było poczekać kilka miesięcy, gdyż nie było wiadomo, jak na przeszczep zareaguje gałka oczna. Była to zresztą nie tylko pionierska operacja przeszczepienia tego narządu, ale również i pionierska operacja jednoczesnego przeszczepienia części twarzy. Teraz już wiemy, że gałka jest zdrowa i krew krąży w niej tak, jak powinna. Pacjent nie widzi jednak na przeszczepione oko i nie wiadomo, czy kiedykolwiek będzie widział. To olbrzymie osiągnięcie chirurgii, gdyż wykazano, że przeszczepiona tkanka może przeżyć, pozostać zdrową i poprawiać wygląd pacjenta. To dokonanie pomoże w rozwoju techniki przeszczepu gałki ocznej i części twarzy dla celów estetycznych. Jednak główną przeszkodą na drodze do odzyskania wzroku przez pacjenta jest fakt, że wciąż nie potrafimy regenerować nerwu wzrokowego. Dopóki się tego nie nauczymy, tego typu przeszczepy nie będą wiązały się z odzyskaniem wzroku, skomentowała okulistka Yvonne Ou z Uniwersytetu Kalifornijskiego w San Francisco. W wyniku wypadku Aaron James stracił lewe oko, lewe ramię, cały nos i usta, przednie zęby, lewy policzek oraz podbródek. Zaraz po wypadku wczesnymi rekonstrukcjami twarzy zajmowali się specjaliści z Teksasu. Dwa miesiące później poprosili oni o konsultacje ekspertów z NYU Langone. Obie grupy przez rok omawiały sposoby pomocy mężczyźnie, a w czerwcu 2022 roku dokonały wstępnej oceny możliwego przeszczepu części twarzy. W międzyczasie, z powodu silnego bólu, lekarze z Teksasu zdecydowali, że Aaronowi trzeba usunąć zniszczone lewe oko. Zespół dra Rodrigueza rekomendował, by nerw wzrokowy przecięli jak najbliżej gałki ocznej, oszczędzając go na potrzeby ewentualnego przyszłego przeszczepu. Wtedy też narodził się pomysł, by spróbować czegoś zupełnie nowego w chirurgii – przeszczepu gałki ocznej. I wykonać go jednocześnie z przeszczepem twarzy. Aaron i tak potrzebował przeszczepu twarzy, a to z kolei oznaczało, że będzie musiał brać leki immunosupresyjne. Zatem ryzyko związane z jednoczesnym przeszczepem gałki ocznej było bardzo niskie, a korzyści kosmetyczne z tym związane – duże, mówi doktor Rodriguez. Trzeba też przyznać, że Aaron miał szczęście w nieszczęściu. Odpowiedniego dawcę udało się znaleźć w ciągu zaledwie 3 miesięcy. Dawcą był młody człowiek w wieku ponad 30 lat, którego rodzina silnie wspiera przekazywanie organów. Dzięki temu Aaron zyskał nową twarz i oko, a dawca uratował kolejne trzy osoby w wieku od 20 do 70 lat, którym przeszczepiono jego nerki, wątrobę i trzustkę, mówi Leonard Achan, prezydent niedochodowej organizacji LiveOnNY, która specjalizuje się w poszukiwaniu organów do przeszczepów. Wielką niewiadomą pozostaje, czy Aaron kiedykolwiek będzie widział na przeszczepione oko. Podczas zabiegu w jego nerw wzrokowy – również po raz pierwszy w historii – wstrzyknięto komórki macierzyste pobrane ze szpiku kostnego dawcy. Nie wiadomo, czy przyniesie to jakikolwiek skutek. Nigdy bowiem podczas eksperymentów na ssakach nie udało się przywrócić zwierzęciu wzroku po przeszczepie gałki ocznej. « powrót do artykułu
  3. Podczas prac przy budowie fabryki w japońskim mieście Maebashi archeolodzy znaleźli skarb składający się z około 100 000 monet. Są wśród nich pierwsze monety wytwarzane w zjednoczonych Chinach. Monety zostały pogrupowane w pakunki po 100 sztuk, związanych słomą przeciągniętą przez otwory w środku oraz zawinięte w słomiane maty. Archeolodzy uważają, że skarb został celowo ukryty w bardzo niespokojnym okresie historii Japonii. Dotychczas specjaliści przeanalizowali ponad 300 monet i stwierdzili, że są wśród nich numizmaty co najmniej 44 rodzajów. Najstarszy z nich pochodzi ze 175 roku p.n.e., najmłodszy zaś został odlany – bo przez większość swojej historii Chińczycy odlewali monety – w roku 1265. To właśnie ta najstarsza moneta jest najbardziej interesująca. Ma ona 2,3 centymetra średnicy, grubość 1 milimetra, a w środku znajduje się kwadratowy otwór o boku 7 milimetrów. Na powierzchni wygrawerowano znaki „Ban” oraz „Liang”. To tak zwana moneta Ban Liang, pierwsza moneta, która weszła do obiegu w zjednoczonych Chinach. Okres od roku 480 p.n.e. do 221 p.n.e. znany jest jako Okres Walczących Królestw. Wtedy to o supremację nad Chinami walczyło siedem lokalnych królestw, a z rywalizacji zwycięsko wyszło państwo Qin, które władca został pierwszym cesarzem zjednoczonego państwa. Najmłodsza moneta pochodzi zaś z roku 1265, dlatego też skarb musiał zostać zakopany po tej dacie. Lata 1185–1333 w Japonii znane są jako okres rządów siogunatu Kamakura. To bardzo niespokojny czas walk o władzę, zamachów, zabójstw i wojen domowych, na który przypadły też dwie próby podboju Japonii podjęte przez wnuka Czyngis-chana, Kubilaj-chana. Miejsce, w którym znaleziono monety, pełne jest też innych śladów potwierdzających, że dzisiejsze miasto Maebashi – stolica prefektury Gunma – odgrywało ważną rolę już od okresu kofun (III-VII wiek n.e.). Setki lat później, w XIV i XV wieku, o dominację nad tym terenem walczyły w słynne klany Takeda, Uesugi czy Hojo. Najstarsze ślady ludzkiego osadnictwa w tym regionie pochodzą sprzed 20 000 lat. Raport z wykopalisk został udostępniony w sieci. « powrót do artykułu
  4. Badania przesiewowe (z ang. screening) mają na celu wykrycie osób chorych w grupie przesiewowej. Grupa przesiewowa to taka, w której ryzyko choroby jest wyższe ze względu na wiek, odciążenia genetyczne, czy środowiskowe. Badania te wchodzą w skład programów profilaktycznych mających na celu zapobieganiu lub wykrywaniu choroby na bardzo wczesnym etapie. Przynoszą one wymierne korzyści zarówno dla całych społeczeństw, gdyż obniżają koszty leczenia zaawansowanych postaci chorób, jak również jednostek, zwiększając ich szanse na długie życie. Jednym z programów realizowanym w Polsce przez Narodowy Fundusz Zdrowia jest program „40 plus”. Parametrem który został wybrany do oceny jako marker nowotworowy jest oznaczany w surowicy krwi poziom PSA. Pomiar PSA całkowitego we krwi, tPSA, (ang. total PSA), markera przerostu prostaty, jest przydatny w diagnostyce, leczeniu i monitorowaniu przerostu prostaty raka i raka prostaty, CaP (łac. Carcinoma prostatae). Specyficzny antygen prostaty, PSA (ang. Prostate Specific Antygen) jest uwalnianym do krwi białkiem, wytwarzanym wyłącznie przez komórki prostaty, co przesądza o jego specyficzności jako biochemicznego markera stanów fizjologicznych i patologicznych prostaty. PSA jest najważniejszym markerem CaP, a jego odkrycie spowodowało znaczny postęp w profilaktyce, diagnostyce oraz monitorowaniu zaawansowania i przebiegu leczenia CaP. Interpretacja wyników pomiaru PSA wymaga znajomości wieku badanego, wywiadu w kierunku chorób układu moczo-płciowego i odniesienia do stanu klinicznego pacjenta. Wzrost stężenia PSA nie jest swoisty dla CaP, gdyż towarzyszy także łagodnemu rozrostowi prostaty, BPH (ang. benign prostatic hyperplasia), stanom zapalnym prostaty (prostatitis), zakażeniom układu moczopłciowego, urazom mechanicznym, w tym związanym z badaniem palpacyjnym per rectum, DRE (ang. Digital Rectal Examination) i punkcją prostaty. Diagnostycznie optymalne jest śledzenie zmian stężenia tPSA, zachodzących w czasie (tzw. delta change). Stężenie PSA w krwi rośnie wraz z wiekiem i dlatego zakresy referencyjne przedstawiane są niekiedy w przedziałach wiekowych, najczęściej dekadach, choć optymalne jest odnoszenie stężenia u badanego do ciągłego wykresu zmian w zależności od wieku. Przyjmuje się, że każdy mężczyzna po ukończeniu 50. roku życia powinien raz w roku mieć oznaczane stężenie tPSA w surowicy krwi, połączone z wykonaniem badania per rectum. W interpretacji wyniku istotny jest wywiad rodzinny pod kątem nowotworu prostaty. Stężenie tPSA 2-10 ng/l – tzw. szara strefa) może stanowić przesłankę dla dalszej diagnostyki w kierunku CaP. Wg zaleceń European Association of Urology ( Guidelines 2020) weryfikacja oceny ryzyka CaP u bezobjawowych mężczyzn z poziomem antygenu specyficznego dla prostaty między 2-10 ng / ml i prawidłowym wynikiem DRE sprowadza się do wykonania kolejnego badania w surowicy lub moczu (siła zalecenia słaba). W przypadku stężenia tPSA plasującego się pomiędzy 2-10 ng/ml, może zostać wykonane dodatkowy pomiar stężenia wolnego PSA (fPSA) we krwi i wyliczenie stosunku liczbowego stężenie fPSA do PSA całkowitego. Mężczyźni z grupy podwyższonego ryzyka (np. CaP w wywiadzie rodzinnym) powinni monitorować stężenie tPSA corocznie już od 40 roku życia. Biochemicznie PSA jest proteazą serynową, o aktywności chymotrypsyno- i trypsynopodobnej. Powstaje prawie wyłącznie w komórkach nabłonkowych egzokrynnych gronek stercza i przewodów gruczołu prostaty, ale jest znajdowany także w gruczole piersiowym kobiet. PSA jest wydzielany do światła przewodów gruczołu i odgrywa rolę w procesie upłynniana nasienia. PSA występuje głównie w dwóch formach: immunoreaktywnego kompleksu z inhibitorami enzymu: alfa1-antychymotrypsyną (ACT) i alfa 2-makroglobuliną (AMG) oraz w postaci wolnej fPSA (ang. free PSA). W większości metod mierzy się tPSA, czyli PSA-ACT wraz z fPSA. Badanie to jest tanie, a jednocześnie daje duże możliwości profilaktyczne. W połączeniu z coroczną wizytą u lekarza może skutecznie wydłużyć życie u mężczyzn. Bibliografia: • Lin L, Li L, Tao M, Wu Q, Zhou L, Wang B, Wang L, Shao X, Zhong C, Qian G. Assembly of an active microbial consortium by engineering compatible combinations containing foreign and native biocontrol bacteria of kiwifruit. Comput Struct Biotechnol J. 2023 Jul 22;21:3672-3679. doi: 10.1016/j.csbj.2023.07.021. PMID: 37576746; PMCID: PMC10412838. • Wang H, Xie D, Lu J, Chu Y, Wang S, Qiao P, Wu L, Wang J. Case Report: Analysis of four cases of metastatic bladder masses after radical prostatectomy. Front Oncol. 2023 Jul 28;13:1211027. doi: 10.3389/fonc.2023.1211027. PMID: 37576903; PMCID: PMC10417713. • Ali H, Rashid-Ul-Amin S, Hai A. Standardised Uptake Value in Organ Confined Prostate Cancer in 68-Ga- Prostate-Specific Membrane Antigen Positron Emission Tomography-Computed Tomography Scan and its Correlation with Prostate Specific Antigen Level and Gleason Score. J Cancer Allied Spec. 2023 Aug 13;9(2):529. doi: 10.37029/jcas.v9i2.519. PMID: 37575209; PMCID: PMC10405982. « powrót do artykułu
  5. W 2007 r. w Caravaca de la Cruz w Hiszpanii odkryto zbiorowy pochówek, znany jako stanowisko Camino del Molino. W wykutym w trawertynie grobowcu o średnicy 6–7 m. znajdowały się szczątki co najmniej 1348 osób. Ciała składano w dwóch okresach: w latach 2971–2711 p.n.e. i 2451–2251 p.n.e.. Teraz dowiadujemy się, że jedna z pochowanych tam osób została dwukrotnie poddana trepanacji czaszki i przeżyła zabiegi. Hiszpańscy naukowcy poinformowali na łamach International Journal of Paleopathology, że szczątki oznaczone jako S21 noszą ślady dwukrotnej trepanacji. Kobietę w wieku 35–46 lat pogrzebano na brzuchu, z nogami podciągniętymi do klatki piersiowej i prawą ręką wyciągniętą nad głową. Szkielet jest niemal kompletny, brakuje jedynie lewego obojczyka. Zmarła mierzyła 148,7 cm, co odpowiada średniemu wzrostowi pochowanych tu kobiet. Datowanie wykazało, że żyła ona pomiędzy 2566 a 2239 r. p.n.e.. Na jej czaszce – w przedniej części prawego dołu skroniowego – widoczne są dwa, częściowo nachodzące na siebie, otwory. Znajdują się tam mięśnie skroniowe i ważne naczynia krwionośne, dlatego udokumentowano niewiele prehistorycznych czaszek z trepanacjami w tym miejscu. Jeden z otworów miał wymiary 53x31 mm, a drugi – 32x12 mm. Brak pęknięć oraz dobrze zarysowane brzegi świadczą o tym, że nie były to przypadkowe urazy. Natomiast kształt brzegów wskazuje, że otwory wykonano techniką zeskrobywania. Polegała ona na pocieraniu kamiennym narzędziem kości czaszki i stopniowym jej usuwaniu, aż do uzyskania otworu. Pacjentka musiała być unieruchomiona przez innych członków wspólnoty albo podano jej substancje psychoaktywne o działaniu znieczulającym bądź usypiającym, mówi doktor Sonia Díaz-Navarro z Uniwersytetu w Valladolid. Technika zeskrobywania była znacznie bezpieczniejsza – i częściej przynosiła oczekiwany skutek – niż wiercenie. Rzadko zdarzało się, by prehistoryczni chirurdzy uszkadzali opony mózgowe lub sam mózg. Posługiwali się sterylnymi narzędziami i stosowali antybiotyki pochodzenia roślinnego. Ślady gojenia się wskazują, że kobieta przeżyła obie procedury. Nie wiadomo jednak, dlaczego je przeprowadzono. Wiele szkieletów z Camino del Molino nosi ślady urazów, nie można więc wykluczyć, że konieczność przeprowadzenia trepanacji podyktowana była raną odniesioną przez pacjentkę. « powrót do artykułu
  6. Europa z czasów zanim zadomowił się tutaj H. sapiens rysuje nam się jako kontynent pokryty nieprzebytymi lasami. Jednak analizy zachowanych w rdzeniach pyłków roślinnych pokazują, że ponad połowa kontynentu pokryta była wówczas stepem lub rzadkim lasem. Naukowcy z Polski, Litwy, Danii, Wielkiej Brytanii, Francji, Szwecji i kilku innych europejskich krajów informują, że niemal w każdym z badanych przez nich obszarów ponad połowę krajobrazu stanowiła roślinność stepowa. Niemal wszystkie dotychczasowe badania krajobrazu Europy skupiały się na okresie około 10 000 lat od ostatniego zlodowacenia. Jednak w tym czasie ludzie byli już dominującą siłą kształtującą krajobraz. Autorzy najnowszych badań cofnęli się więc w czasie znacznie dalej. Przyjrzeli się ostatniemu interglacjałowi, okresowi pomiędzy 130 a 115 tysięcy lat temu, a zatem z czasom, gdy w Europie żyła megafauna, w tym słonie i nosorożce. Naukowcy przeanalizowali pyłki z niemal 100 lokalizacji, od basenu Morza Śródziemnego po Arktykę. Badano materiał znaleziony w osadach z jezior. Uczeni uwzględnili przy tym fakt, że tego typu badania mogą być mylące, gdyż drzewa wytwarzają znacznie więcej pyłków niż inne rośliny. Dlatego też wykorzystali istniejący model komputerowy, który bierze pod uwagę m.in. ilość pyłków wytwarzanych przez różne rośliny. Wiarygodność modelu zweryfikowano sprawdzając, czy jego prognozy zgadzają się z tym, co obserwujemy obecnie. Okazało się, że pokrywa roślinna w badanym przez nich momencie była bardzo zróżnicowana w różnym czasie na różnych obszarach. Zróżnicowania tego nie dało się wyjaśnić ani czynnikami klimatycznymi, ani pożarami, gdyż wówczas liczba pożarów była znacznie mniejsza niż później, gdy ludzie zaczęli wykorzystywać ogień do kształtowania krajobrazu. Zatem najbardziej prawdopodobną przyczyną tak dużego zróżnicowania była obecność megafauny, która zadeptywała i zgryzała roślinność. Autorzy badań mówią, że znajdowane w Europie szczątki megafauny od dawna przemawiają za tym, że zanim ludzie stali się dominującą siłą, krajobraz Starego Kontynentu był pełen stepów. Jednak ortodoksyjny pogląd, bazujący na analizach pyłków,, kazał wierzyć, że Europa była pokryta tak gęstymi lasami, że – jak to obrazowo przedstawiano – wiewiórka mogła przebyć całe Wyspy Brytyjskie nie schodząc na ziemię. Obecne badania są pierwszymi, które rozwiązują pozorną sprzeczność pomiędzy pyłkami a skamieniałościami megafauny. Zdaniem ich autorów, jeśli chcemy chronić przyrodę Europy, powinniśmy starać się odtwarzać procesy jakie w niej zachodzą, a nie odtwarzać same krajobrazy. I pozwalać działać zwierzętom takim jak na przykład dziki, które kopiąc w ziemi zapobiegają dominacji takich roślin jak pokrzywy, przyczyniając się w ten sposób do zwiększania bioróżnorodności. « powrót do artykułu
  7. Na Monachijskim Uniwersytecie Technicznym dokonano pierwszych pomiarów dziennych zmian prędkości obrotowej Ziemi. Stało się to możliwe dzięki udoskonaleniu pierścieniowego interferometru laserowego w Geodetic Observatory Wettzel, który rejestruje dane z niespotykaną wcześniej dokładnością. Pomiary te posłużą do dokładnego określenia położenia naszej planety w przestrzeni, co przyniesie korzyści badaniom nad klimatem i  pozwoli na udoskonalenie modeli klimatycznych. Jak wiemy, Ziemia obraca się wokół osi. Jednak planeta nie jest jednorodnym ciałem stałym, masa nie jest równomiernie rozłożona, niektóre jej części są ciekłe, a inne stałe. Wnętrze Ziemi jest w ciągłym ruchu, przez co zmienia się rozkład masy na planecie. To z kolei prowadzi do pojawienia się zjawiska kołysania Chandlera, w czasie którego oś ziemi minimalnie zmienia swe położenie, co skutkuje zmianami tempa ruchu obrotowego Ziemi. Zmiany w tempie rotacji są ważne nie tylko dla astronomii. Potrzebujemy tego typu pomiarów, by udoskonalić modele klimatyczne i lepiej rozumieć takie zjawiska jak El Niño. A im bardziej precyzyjnymi danymi będziemy dysponowali, tym dokładniejsze będą nasze prognozy, mówi kierujący badaniami profesor Ulrich Schreiber. Naukowcy udoskonalając Geodetic Observatory Wettzel musieli znaleźć równowagę pomiędzy rozmiarami, a stabilnością. Im większy interferometr, tym dokładniejszy pomiar, jednak wraz ze wzrostem wielkości pojawiają się coraz większe problemy ze stabilnością, a to niekorzystnie wpływa na dokładność pomiaru. Innym wyzwaniem było zapewnienie symetrii pomiędzy dwoma przeciwstawnymi promieniami laserowymi. Dokładne pomiary są możliwe, jeśli propagacja fal obu laserów jest niemal identyczna. Jednak sam projekt urządzenia powoduje, że zawsze będzie istniała pewna asymetria pomiędzy promieniami. Dlatego przez cztery ostatnie lata uczeni wykorzystywali specjalny model teoretyczny, dzięki któremu wychwytywali asymetrie i uczyli się je eliminować ze swoich pomiarów. Wysiłek się opłacił. Udoskonalony interferometr pozwala na wykonywanie pomiarów z dokładnością do 9 miejsc po przecinku – co przekłada się na ułamki milisekundy na dobę – co trzy godziny. Uzyskanie takiej rozdzielczości dla samodzielnego pierścienia laserów to nowość. W przeciwieństwie do innych systemów pomiarowych nasze urządzenie działa całkowicie niezależnie i nie wymaga punktu odniesienia w przestrzeni. Systemy konwencjonalne korzystają z gwiazd lub pomiarów satelitarnych. My jesteśmy od nich niezależni i jednocześnie dostarczamy niezwykle dokładnych danych, wyjaśnia profesor Urs Hugentobler. Urządzenie wykorzystywane do pomiarów, pierścieniowy interferometr laserowy, składa się z laserów i czterech luster zamkniętych w rezonatorze. Chroni on całość przez zmianami długości spowodowanymi fluktuacjami temperatury. Wewnątrz znajduje się mieszanina helu i neonu, która wzbudza dwa biegnące w przeciwnych kierunkach promienie laserowe. Gdyby Ziemia się nie poruszała, oba promienia przebywałyby taką samą drogę. Jednak się porusza, co oznacza, że jeden z promieni lasera musi gonić oddalające się lustra, a do drugiego lustra się przybliżają. Promienie przebywają więc między lustrami drogę o różnej długości. Wywołuje to różnice w częstotliwości promieni, a z superpozycję tej różnicy można bardzo dokładnie mierzyć. Im większa prędkość obrotowa Ziemi, tym większa różnica w częstotliwości. Na równiku Ziemia obraca się z prędkością 15 stopni na godzinę. W pierścieniu laserów generuje to sygnał o częstotliwości 348,5 Hz, a dziennie zmiany prędkości objawiają się zmianami tej wartości o 1–3 mikroherców. Każdy z boków pierścienia laserów ma długość 4 metrów. Konstrukcja przymocowana jest do betonowego słupa, który spoczywa na skalnym podłożu znajdującym się sześć metrów niżej. TO daje pewność, że na promienie lasera wpływa wyłącznie ruch obrotowy Ziemi. Całość zaś znajduje się w pomieszczeniu o kontrolowanym ciśnieniu i temperaturze, a samo laboratorium umieszczono pod sztucznym wzgórzem na głębokości 5 metrów. « powrót do artykułu
  8. W jednym z najmniej zbadanych obszarów świata, Górach Cyklopów w indonezyjskiej prowincji Papua, udało się sfotografować niezwykłe zwierzę – prakolczatkę górską (Zaglossus attenboroughi). Ssak, nazwany na cześć Davida Attenborough, został po raz pierwszy i ostatni zarejestrowany w 1961 roku, kiedy to holenderski botanik znalazł skórę, zęby i fragment czaszki nieznanego wcześniej gatunku. W 1998 roku gatunek został po raz pierwszy opisany zgodnie z zasadami naukowymi, zyskując nazwę Zaglossus attenboroughi. Po długich poszukiwaniach w końcu sfotografowano żywego osobnika. Udało się ekspedycji prowadzonej przez doktora Jamesa Kemptona z Wydziału Biologii Uniwersytetu Oksfordzkiego. Prakolczatka górska ma igły jak jeż, pysk jak mrówkojad i stopy jak kret. [...] Wygląda tak odmienne od innych ssaków, gdyż jest to przedstawiciel rzędu stekowców, składających jaja zwierząt, które oddzieliły się od pozostałych ssaków około 200 milionów lat temu, mówi doktor Kempton. Kolczatka górska to zaledwie piąty – obok dziobaka australijskiego, prakolczatki nowogwinejskiej, prakolczatki papuaskiej i kolczatki australijskiej – wciąż istniejący gatunek stekowców. Kolczatki trudno jest obserwować. To nocne płochliwe zwierzęta, które żyją w norach. Zespół Kemptona pracował w niezwykle trudnym, górzystym terenie. Naukowcy ustawili tam ponad 80 kamer pułapkowych i przez miesiąc szukali na nich dowodów na istnienie prakolczatki górskiej. W ostatnim dniu badań na ostatniej analizowanej karcie znaleźli w końcu poszukiwane przez siebie zwierzę, a identyfikację potwierdził później profesor Kristofer Helgen, główny naukowiec i dyrektor Australian Museum Research Institute. Ekspedycja naukowa była wspólnym przedsięwzięciem Uniwersytetu Oksfordzkiego, indonezyjskiej organizacji społecznej Yayasan Pelayanan Papua Nenda (YAPPENDA), Cenderawasih University (UNCEN), Papua BBKSDA i Narodowej Indonezyjskiej Organizacji Badań i Innowacji. Nasze odkrycie to zwieńczenie 3,5 lat organizacji i planowania. Udało nam się, gdyż dzięki pomocy YAPPENDA przez lata nawiązywaliśmy kontakty z wioską Yongsu Sapari. Dzięki zdobytemu zaufaniu mieszkańcy wsi podzielili się z nami swoją wiedzą na temat poruszania się w tych zdradliwych górach, a nawet pozwolili na badania w miejscach, w których nie stanęła ludzka stopa, cieszy się doktor Kempton. Znalezienie Zaglossus attenboroughi to najważniejszy, ale nie jedyny wynik ekspedycji. Naukowcy przeprowadzili pierwszy szeroki spis bezkręgowców, płazów, gadów i ssaków z Górach Cyklopów, odkryli nieznane sobie owady i zauważyli ptaka z gatunku Ptiloprora mayri, którego ostatnio widziano w 2008 roku. Zaszokowało ich odkrycie w środku lasu... krewetek wędrujących po ziemi i po drzewach. To nieznany wcześniej rodzaj zwierząt. Sądzimy, że opady występujące w Górach Cyklopów zapewniają wilgotność na tyle dużą, że krewetki mogą tam żyć na lądzie, mówi doktor Leonidas-Romanos Davranoglou, główny entomolog ekspedycji. Mieszkańcy Yongsu Sapari wyjątkowo pozwolili naukowcom wejść na ich świętą górę, a tam, w nieznanym wcześniej systemie jaskiń, odkryto nowe dla nauki gatunki ślepych pająków, gatunek ślepego kosarza oraz gatunek spawęki skorpionokształtnej. Na górę ten rzadko kto wchodzi, a jaskinie odkryto tylko dlatego, że jeden z członków ekspedycji wpadł do przykrytego mchem wejścia jednej z nich. Prowadzenie badań było naprawdę trudne. Wysoka wilgotność, upał, góry sięgające ponad 2000 metrów nad poziomem morza, trzęsienia ziemi i niebezpieczne zwierzęta nie ułatwiały zadania. Gdy zespół eksplorował jaskinie, zatrzęsła się ziemia, a podczas ewakuacji doktor Davranoglou złamał rękę w dwóch miejscach. Jeden z członków ekspedycji zachorował na malarię, a inny przez 1,5 doby chodził z pijawką przyssaną do oka, zanim usunięto mu ją w szpitalu. Mimo to zespół zebrał m.in. 75 kilogramów skał na potrzeby analiz geologicznych. Specjaliści będą mogli dzięki temu zbadać, jak uformowały się Góry Cyklopów, a łącząc tę wiedzę z odkryciami biologicznymi lepiej zrozumiemy jak tworzyła się wyjątkowa bioróżnorodność tego miejsca. « powrót do artykułu
  9. Każda aktywność – nawet spanie (o ile można je nazwać aktywnością) – jest dla serca lepsza niż siedzenie, informują naukowcy z University College London i University of Sydney. Badania opublikowane w European Heart Journal są pierwszymi, podczas których oceniono, jak różne rodzaje aktywności, którym oddajemy się w ciągu doby, wpływają na zdrowie serca. Choroby serca i układu krążenia są główna przyczyną zgonów na całym świecie, a od 1997 roku liczba osób cierpiących na tego typu schorzenia podwoiła się i ciągle rośnie. Naukowcy przeanalizowali wyniki sześciu badań, w których łącznie wzięło udział 15 246 osób z pięciu krajów. Każda z tych osób nosiła urządzenie mierzące jej aktywność fizyczną, w przypadku każdej oceniano też stan serca. Na podstawie analiz naukowcy stworzyli hierarchię czynności korzystnych dla zdrowia serca w typowym 24-godzinnym dniu. Stwierdzili, że najwięcej korzyści sercu przynosi aktywność fizyczna o średniej lub dużej intensywności, nieco mniej korzyści osiągniemy z lekkiej aktywności, następnie jest stanie, spanie, a na końcu siedzenie. Uczeni modelowali też zmiany zachowania, by sprawdzić ich wpływ na serce. Okazało się, że już zastąpienie siedzenia 5-minutową średnio intensywną aktywnością przynosi zauważalne korzyści. I tak na przykład w przypadku 54-letniej kobiety o BMI=26,5 zastąpienie 30 minut siedzenia lub leżenia przez umiarkowane bądź intensywne ćwiczenia przełoży się na spadek BMI o 0,64 (2,4%), zmniejszenie obwodu w pasie o 2,5 cm (2,7%) czy spadek poziomu hemoglobity glikowanej o 1,33 mmol/mol (3,6%). Główna autorka, doktor Jo Blodgett z UCL mówi, że bardzo ważnym wnioskiem z badań jest stwierdzenie, że chociaż już niewielkie zmiany sposobu poruszania się mogą mieć dobroczynny wpływ na serce, to liczy się też intensywność. Najbardziej korzystne jest zastąpienie siedzenia aktywnością od średniej po intensywną – bieg, szybki spacer czy wchodzenie po schodach – innymi słowy, wszystkim, co podnosi tętno i powoduje, że oddychamy szybciej. Nawet na minutę czy dwie. I pomimo tego, że taka aktywność najszybciej poprawi zdrowie naszego serca, to korzyści mogą odnieść wszyscy, niezależnie od sprawności fizycznej. Po prostu aktywność o mniejszej intensywności musi trwać dłużej, by korzyści z niej były takie, jak z bardziej intensywnego ruchu. Często nie trzeba przy tym poświęcać dodatkowego czasu na aktywność fizyczną. Możemy na przykład podczas pracy stać przy biurku, zamiast przy nim siedzieć. A dodatkową zachętą, by zadbać o serce, może być fakt, że ci, którzy są najmniej aktywni odnoszą największe korzyści ze zmiany siedzącego trybu życia. Nie jest oczywiście zaskoczeniem, że większa aktywność fizyczna jest korzystna dla serca. Nowością w tych badaniach jest wzięcie pod uwagę różnych typów aktywności typowych dla naszej doby. Dzięki temu łatwo można wydać każdemu spersonalizowane zalecenia mówiące, może może zrobić, by zwiększyć aktywność w sposób, który będzie dla niego odpowiedni, wyjaśnia jeden z autorów, profesor Mark Hamer. Badania te pokazują, że wystarczą niewielkie korekty codziennej rutyny – na przykład zamiast siedzieć podczas rozmowy telefonicznej, możemy chodzić – by poprawić stan serca. « powrót do artykułu
  10. Podczas archeologicznych prac ratunkowych w Chichén Itzá znaleziono doskonale zachowaną rzeźbę przedstawiającą głowę majańskiego wojownika. Ma on na głowie hełm w postaci pierzastego węża. Rzeźba wydaje się datować na najwcześniejszy okres zamieszkania Chichén Itzá. Odkrycia dokonano w materiale wypełniającym fundamenty Świątyni 6 kompleksu architektonicznego Casa Colorada. Głowa o wymiarach 33x28x22 cm zachowała się w bardzo dobrym stanie, a eksperci zauważają, że była częścią większego posągu. Jej wymiary pozwalają wyciągnąć wnioski na temat gabarytów całości. Zgadzają się one z tym, co wiemy o rzeźbie z początków istnienia miasta. Jak wspomnieliśmy, wojownik ma na głowie hełm w kształcie głowy pierzastego węża; jego szeroko otwarta paszcza obejmuje twarz mężczyzny. Diego Prieto Hernández, szef Instituto Nacional de Antropología e Historia (INAH), podkreśla, że wojowników bardzo często przedstawiano w hełmach. Tutaj widzimy Pierzastego Węża, Kukulcána. To majański odpowiednik azteckiego Quetzalcoatla. Prace w Chichén Itzá prowadzone są w związku z kontrowersyjnym projektem Tren Maya - budową linii kolejowej łączącej Palenque i Cancún. Wiąże się ona z wycinką dżungli. Linia przecina tereny należące do plemion, z którymi nie prowadzono konsultacji. Z powodu budowy podjęto prace ratunkowe w miejscach, przez które ma przebiegać trasa. W lokalizacjach takich jak Chichén Itzá rozbudowywana jest też infrastruktura turystyczna. « powrót do artykułu
  11. Teleskop Webba odkrył najstarszą galaktykę spiralną z poprzeczką. Jej zarejestrowanie to spore zaskoczenie, gdyż wedle teorii galaktyki tego typu nie powinny tworzyć się tak wcześnie. Poprzeczka to oznaka dojrzałości galaktyki spiralnej. Obecnie poprzeczkę posiada niemal 70% galaktyk spiralnych, a badania pokazały, że przed 7 miliardami lat taką strukturą mogło pochwalić się jedynie 20% galaktyk. Z obliczeń teoretycznych wynika zaś, że galaktyki, których przesunięcie ku czerwieni wynosi z=1,5 właściwie nie powinny posiadać poprzeczki. Wspomniana wartość przesunięcia ku czerwieni z=1,5 oznacza, że obserwujemy obiekt takim, jakim był około 4,3 miliarda lat po Wielkim Wybuchu. Tymczasem omawiana na łamach Nature galaktyka ceers-2112 ma z=3, czyli widzimy ją w czasie, gdy wszechświat miał około 2,2 miliarda lat. Biorąc pod uwagę jej strukturę oraz masę gwiazd, która jest około 18-krotnie mniejsza niż masa gwiazd w Drodze Mlecznej, badacze stwierdzili, że jest ona prekursorem takich galaktyk jak Droga Mleczna. Obliczyli, że ceers-2112 miała masę najbardziej podobną do masy naszej galaktyki około 4 miliardy lat po Wielkim Wybuchu. Naukowcy uważają, że bariony w galaktykach mogły dominować nad ciemną materią już około 2 miliardów lat po powstaniu wszechświata, a poprzeczki mogły tworzyć się w ciągu około 400 milionów lat. Odkrycie ceers-2112 pokazuje, że galaktyki we wczesnym wszechświecie mogły być równie dobrze uporządkowane jak Droga Mleczna. To zaskakujące, gdyż wówczas galaktyki były znacznie bardziej chaotycznymi strukturami, a niewiele z nich miało układ podobny do Drogi Mlecznej, mówi współautor badań, doktor Alexander de la Vega z Uniwersytetu Kalifornijskiego w Riverside. Poprzeczka w ceers-2112 wskazuje, że proces dojrzewania i porządkowania galaktyk zachodzi znacznie szybciej niż sądziliśmy, a to oznacza, że niektóre elementy teorii dotyczących tworzenia się i ewolucji galaktyk wymagają poprawek. Jeśli odkrycie, dokonane przez zespół pracujący pod kierunkiem specjalistów z hiszpańskiego Centro de Astrobiología, się potwierdzi, będzie to oznaczało, że do modeli teoretycznych tworzenia się i ewolucji galaktyk trzeba dodać możliwość wczesnego istnienia galaktyk na tyle stabilnych, by wytworzyła się w nich poprzeczka. Będzie to miało wpływ na szacunki dotyczące ilości ciemnej materii tworzącej wczesne galaktyki. Odkrycie pokazuje też, że istnieje możliwość znalezienia kolejnych poprzeczek w galaktykach młodego wszechświata. « powrót do artykułu
  12. Naukowcy stworzyli komórkę drożdży, której genom jest w ponad 50% syntetyczny. Został on stworzony z połączenia 7,5 syntetycznych chromosomów. Komórka była zdolna do przeżycia i replikacji na podobieństwo dzikich drożdży. Celem międzynarodowego konsorcjum Synthetic Yeast Genome Project (Sc2.0), w skład którego wchodzą uczeni z USA, Izraela, Chin, Niemiec i Wielkiej Brytanii, jest stworzenie pierwszego całkowicie syntetycznego genomu eukariontu. Dotychczas udało się się zsyntetyzować wszystkie 16 chromosomów drożdży. Biolog Patrick Yizhi Cai z Uniwersytetu w Manchesterze mówi, że motywacją jego i jego kolegów jest chęć zrozumienia podstaw działania genomu, poprzez budowanie syntetycznych genomów. Dotychczas udało nam się przepisać system operacyjny drożdży z gatunku Saccharomyces cerevisiae. To otwiera nową epokę w inżynierii biologicznej, oznacza przejście z majsterkowania z pojedynczymi genami do tworzenia od nowa całych genomów, dodaje uczony. Faktem jest, że już wcześniej udało się zsyntetyzować genom bakterii czy wirusów. Jednak tutaj mamy do czynienia z pierwszą syntezą genomu organizmu eukariotycznego. Co więcej, syntetyczny genom S. cerevisiae znacząco różnił się od naturalnego. Zdecydowaliśmy, że ważnym jest, byśmy stworzyli coś, co jest znacznie zmodyfikowaną wersją naturalnego projektu. Chcemy zbudować komórki drożdży, na których nauczymy się nowej biologii, dodaje Jef Boeke z NYU Langone Health. Aby osiągnąć ten cel naukowcy usunęli DNA niekodujące, dodali elementy ułatwiające im odróżnienie genów syntetycznych od naturalnych i wprowadzili do genomu mechanizm nazwany „SCRaMbLE”, który zmieniał kolejność genów w chromosomach i pomiędzy nimi. By zwiększyć stabilność genomu, naukowcy usunęli wiele genów kodujących tRNA i przemieścili je do osobnego chromosomu, zawierającego wyłącznie geny tRNA. Neochromosom tRNA to pierwszy w historii kompletny chromosom stworzony od podstaw. W naturze nie istnienie nic podobnego, mówi Cai. Genom drożdży składa się z 16 chromosomów, więc naukowcy rozpoczęli pracę od stworzenia 16 niezależnych, częściowo syntetycznych, szczepów drożdży, z których każdy zawierał 15 chromosomów naturalnych i 1 syntetyczny. Następnie zajęli się łączeniem syntetycznych chromosomów w jednej komórce. Żeby to się udało, uczeni krzyżowali między sobą szczepy drożdży i poszukiwali w kolejnych pokoleniach tych komórek, które zawierały oba syntetyczne chromosomy. To bardzo powolna metoda, ale dała oczekiwany skutek. W końcu bowiem uzyskali w pojedynczej komórce sześć syntetycznych chromosomów i jedno ramię chromosomu. Genom takiej komórki był w ponad 31% syntetyczny, szczep drożdży miał prawidłową morfologię, a w porównaniu z dzikimi drożdżami wykazywał jedynie niewielkie wady podczas wzrostu. Następnie zaś, za pomocą opracowanej przez siebie metody zastępowania chromosomów, dodali do swojego szczepu całkowicie syntetyczny chromosom IV, największy z chromosomów drożdży. Uzyskali w ten sposób szczep drożdży, którego genom w ponad 50% został syntetycznie wytworzony. Ze szczegółami prac Synthetic Yeast Genome Project można zapoznać się na łamach pisma Cell. « powrót do artykułu
  13. Przed 31 tysiącami lat na brzegu rzeki Haine w południowej Belgii osiedliła się grupa łowców-zbieraczy, którzy podczas polowania używali miotaczy oszczepów (atlatlów). Artefakty znalezione na stanowisku Maisières-Canal dowodzą, że ludzie posługiwali się tą techniką polowania o 10 000 lat wcześniej, niż najstarsze znalezione dotychczas ślady jej wykorzystywania. Wynalezienie działającej na duże odległości broni myśliwskiej miało olbrzymie znaczenie dla rozwoju człowieka, zmieniło interakcje pomiędzy myśliwym a ofiarą, doprowadziło do zmiany diety i organizacji społecznej. Dlatego dla poznania prehistorii ważne jest określenie dat pojawienia się tak ważnych wynalazków jak właśnie atlatl. Dotychczas trudno było znaleźć prehistoryczną broń na stanowiskach archeologicznych, gdyż wykonana była z materiałów organicznych i rzadko się zachowuje. A kamienne groty, którymi była zakończona, trudno było jednoznacznie przypisać do określonego typu broni, mówi Justin Coppe z TraceoLab na Uniwersytecie w Liège. Jeszcze niedawno próbowano łączyć groty z konkretnym rodzajem broni na podstawie ich rozmiarów. Jednak badania etnograficzne i eksperymenty pokazały, że groty strzał, włóczni czy oszczepów mogą mieć bardzo różne, nakładające się na siebie, rozmiary. Naukowcy z TraceoLab opracowali nową metodę identyfikacji broni, która wykorzystuje analizy balistyczne oraz badania śladów mechanicznych i zużycia na grotach. Przeprowadziliśmy eksperyment na duża skalę, podczas którego wykorzystywaliśmy repliki paleolitycznych pocisków, używając przy tym włóczni, łuków i miotaczy oszczepów. Następnie szczegółowo analizowaliśmy ślady na grotach, dzięki czemu mogliśmy określić, jak rodzaj użytej broni wpływał na mechaniczne zużycie grotu, mówi Noora Taipale Narodowego Funduszu Badań Naukowych. Naukowcy zauważyli, że ślady, które pozostały na kamiennych grotach wyrzucanych z eksperymentalnego miotacza oszczepów świetnie pasują do śladów zidentyfikowanych na grotach z Maisières-Canal. W najbliższej przyszłości eksperci z TraceoLab chcą skupić się na badaniach, które pozwolą określić, kiedy naprawdę człowiek zaczął posługiwać się bronią działającą na duże odległości. W tym celu nowo opracowana metoda zostanie zastosowana do znalezisk na innych stanowiskach archeologicznych. « powrót do artykułu
  14. Ludzie kształtują otoczenie zgodnie z własnymi potrzebami. Jeśli roboty mają nam w przyszłości pomagać w codziennym życiu, muszą działać w środowisku ukształtowanym przez człowieka. Dlatego profesor Robert Riener z Politechniki Federalnej z Zurichu (ETH Zurich) porównał osiągnięcia 27 robotów – głównie humanoidalnych – z możliwościami ludzi. Z badań wynika, że o ile roboty mają doskonalsze komponenty niż ludzkie ciała, to nie są tak sprawne jak ludzie, ale szybko nadrabiają zaległości. To pierwsze tego typu badania, a ich głównym celem było stworzenie kryteriów pozwalających na wiarygodne porównywanie maszyn i ludzi. Dlatego też z badań wykluczono ściśle wyspecjalizowane roboty, jak np. roboty przemysłowe. Wiemy, że robot malujący karoserie samochodowe zrobi to szybciej, bardziej precyzyjnie niż człowiek i będzie pracował nieprzerwanie przez długi czas. Jednak nie ma żadnych innych możliwości, dlatego takie roboty zostały wykluczone. Robot poruszający się z kołach z łatwością prześcignie człowieka, ale uczony nie chciał porównywać rzeczy nieporównywalnych. Dlatego przyjrzał się robotom, które mają dwie lub cztery nogi, są zdolne do wchodzenia po schodach. Musiały mieć też szczupłą sylwetkę, by przejść przez drzwi, urządzenia przypominające ludzkie ramiona, by móc podnosić przedmioty, a ich wysokość nie mogła być mniejsza niż 50 cm. Dodatkowo, jako że mają być to roboty na co dzień współpracujące z ludźmi, nie mogły pracować głośno, ani emitować spalin. Wstępne analizy zaskoczyły naukowców. Jeśli bowiem porównamy poszczególne komponenty robotów z odpowiednimi elementami ciała człowieka – mikrofony z uszami, kamery z oczami czy sztuczne kości i mięśnie z naszymi kośćmi i mięśniami – składniki robotów przewyższają nasze ciała w kluczowych właściwościach sensoryczno-motorycznych. Na przykład włókna węglowe są znacznie bardziej wytrzymałe od kości i jeśli pominiemy fakt, że kości mają możliwość samoleczenia, to elementy robotów są pod względem mechanicznym znacznie doskonalsze niż elementy ludzkiego ciała. Tym zaś, co zdumiało naukowców z ETH jest fakt, że z tych lepszych komponentów wciąż nie potrafimy zbudować robotów, które lepiej się poruszają i mają bardziej rozwiniętą percepcję niż ludzie. Z tego zaś bierze się drugi z wyników badań – jeśli porównamy możliwości fizyczne ludzi i robotów, ludzie generalnie wypadają lepiej. Co prawda roboty też potrafią chodzić i biegać, ale jeśli porównamy ich prędkość z rozmiarami ciała, wagą i zużyciem energii, to większość z nich nie dorównuje ludziom. Co prawda robot Cheetah biega naprawdę szybko, jest w stanie poruszać się z prędkością niemal 22 km/h, jednak charakteryzuje go wysoki pobór energii, a robot dobrze się sprawuje w warunkach laboratoryjnych. Ludzie znacząco przewyższają też roboty pod względem wytrzymałości w stosunku do czasu pracy. Roboty mają jednak nad nami przewagę w kilku elementach. Na przykład podczas balansowania na jednej nodze robot z łatwością usztywnia staw i stoi bez problemu. Ludzie mają tendencję do lekkiego kiwania się, co kosztuje sporo energii. Roboty potrafią też precyzyjnie rozpoznawać kąt wygięcia stawów, więc bardzo precyzyjnie powtarzają swoje ruchy, dodaje Riener. W testach podnoszenia przedmiotów wyniki nie są tak jednoznaczne. O ile roboty mogą podnosić przedmioty niezwykle szybko, nie są równie dobre jak ludzie, gdyż ich chwytaki wciąż nie mają takich możliwości manipulacji, jak ludzkie dłonie. Jeszcze innym elementem, w którym mamy nad nimi przewagę, jest zróżnicowanie ruchów, jakie potrafimy wykonać. Większość ludzi może skakać, pływać czy czołgać się. Roboty zwykle potrafią wykonać tylko niektóre z tych czynności. Profesor Riener jako przykład takiego zróżnicowania podaje grę w piłkę nożną. Maszynom jeszcze wiele brakuje do dryblingu, główkowania czy interpretowania zachowań innych graczy. Mimo tych wszystkich niedociągnięć naukowiec zauważa, że w ciągu ostatnich lat w robotyce dokonał się olbrzymi postęp. Chcemy mieć roboty, które wykonają za nas trudne lub niebezpieczne zadania. Jednak środowisko stworzone przez człowieka jest bardzo złożone, więc roboty wciąż mają trudności w autonomicznym i bezbłędnym funkcjonowaniu w nim. Jestem jednak przekonany, że dzięki świetnym podzespołom, którymi już dysponujemy, wkrótce będziemy mogli skonstruować lepiej radzące sobie roboty. « powrót do artykułu
  15. Najbardziej znanym lekiem uzyskanym z kory wierzby jest kwas salicylowy, prekursor aspiryny. Teraz naukowcy zauważyli, że specjalnie przetworzona kora wierzby ma właściwości przeciwwirusowe, których dotychczas nie zaobserwowano w innych lekach wyprodukowanych z jej udziałem. Uzyskany właśnie ekstrakt chroni przed infekcją dwoma typami wirusów o odmiennej strukturze – enterowirusami i koronawirusami. To zaś sugeruje, że z kory wierzby można by uzyskać leki o szerokim spektrum działania, skierowane przeciwko trudnym do leczenia infekcjom wirusowym. Naukowcy z Finlandii wykazali, że przygotowany przez nich ekstrakt z kory wierzby może zwalczać zarówno wirusy osłonkowe, do których należą koronawirusy, jak i bezosłonkowe, jakimi są enterowirusy. Obecnie nie istnieją zatwierdzone leki działające bezpośrednio na enterowirusy, więc opracowany przez Finów ekstrakt może zmienić metody leczenia takich chorób jak grypa czy zapalenie opon mózgowo-rdzeniowych. Potrzebujemy szeroko działających, efektywnych narzędzi przeciwwirusowych. Szczepienia są ważne, ale szczepionki przeciwko wielu nowym serotypom nie pojawiają się na tyle szybko, by samodzielnie zwalczać infekcje, mówi profesor Varpu Marjomäki z Uniwersytetu w Jyväskylä. Uczony i jego współpracownicy już wcześniej zauważyli, że ekstrakt z kory wierzby zwalcza enterowirusy. Ostatnio rozszerzyli swoje badania by z jednej strony poznać mechanizm działania, z drugiej zaś, by sprawdzić, czy uzyskaną substancję można zastosować przeciwko innym wirusom. Ekstrakt antywirusowy został przygotowany z gałęzi komercyjnie uprawianej wierzby. Kora została pocięta, zamrożona, zmielona i potraktowana gorącą wodą. Następnie ekstrakt przetestowano na szczepach A i B koksakiwirusa oraz na koronawirusie wywołującym sezonowe przeziębienia i SARS-CoV-2. Badania prowadzono na hodowlach komórkowych. Okazało się, że ekstrakt nie uszkadza komórek i chroni je przed infekcją. Okazało się też, że co prawda SARS-CoV-2 jest w stanie wniknąć do chronionej komórki, ale nie potrafi się w niej namnażać. Mechanizm działania przeciwko SARS-CoV-2 jest zatem odmienny niż w przypadku enterowirusów. Te nie potrafiły bowiem w ogóle przedostać się do komórki. Szczegółowy mechanizm działania ekstraktu został opisany na łamach Frontiers in Microbiology. « powrót do artykułu
  16. Nature wycofało artykuł dotyczący potencjalnie przełomowych badań dotyczących nadprzewodnictwa w temperaturze pokojowej. O ich wynikach informowaliśmy w marcu bieżącego roku. Teraz na łamach Nature opublikowano oświadczenie, z którego dowiadujemy się, że 8 z 11 autorów oryginalnej pracy stwierdziło, iż nie oddaje ona dokładnie pochodzenia badanych materiałów, przeprowadzonych pomiarów oraz protokołów zastosowanych podczas analizy danych. Media podejrzewają, że autorzy artykułu dopuścili się fałszowania danych. Trzech pozostałych autorów wciąż oficjalnie nie zajęło stanowiska odnośnie wycofania ich tekstu przez Nature. Główny autor, doktor Ranga Dias zauważył, że badania były częścią pracy doktorskiej autorów, którzy złożyli oświadczenie, zatem jeśli badania były niewłaściwie przeprowadzone, to powinni zrezygnować z doktoratów. Dias stwierdził, że ma zamiar ponownie opublikować artykuł w piśmie o bardziej niezależnym procesie edycyjnym. Środowisko naukowe od samego początku sceptycznie podchodziło do uzyskanych wyników i zwracało uwagę zarówno na trudności prowadzenia tego typu badań oraz konieczność niezależnego potwierdzenia wyników. To nie pierwsze tego typu kłopoty Rangi Diasa. Kilka miesięcy temu Physical Review Letters wycofał jego artykuł sprzed dwóch lat, gdyż pojawiały się coraz liczniejsze głosy, że jeden z przedstawionych wykresów wygląda na sfabrykowany. Pismo zatrudniło więc zewnętrznych ekspertów, którzy potwierdzili podejrzenia. Wycofany artykuł opisywał, jak siarczek manganu zmienia właściwości z izolujących na przewodzące i z powrotem pod wpływem rosnącego ciśnienia. Redaktorzy Physical Review Letters napisali wówczas, że analizy potwierdziły podejrzenia o fabrykowanie danych. Eksperci, którzy analizowali wykres, nie byli przekonani wyjaśnieniami autorów, a dodatkowego dane dostarczone przez badaczy nie pasowały do danych, które zostały opublikowane. Wówczas doktor Dias również bronił swojej pracy. Dostarczyli sfałszowanych danych. Nie ma tutaj żadnych wątpliwości, odpowiadał profesor Peter Armitage z Uniwersytetu Johnsa Hopkinsa. W ostatnich latach w czołowych pismach naukowych ukazało się kilka artykułów doktora Diasa i jego współpracowników, w których informowali o uzyskaniu niezwykle interesujących wyników. Teraz jedno z czołowych pism, Nature, wycofało jego głośny artykuł o nadprzewodnictwie w temperaturze pokojowej. « powrót do artykułu
  17. Po 265 latach od skonfiskowania, brytyjski naukowiec otworzył i przeczytał 103 listy, które rodziny wysyłały do francuskich marynarzy nie wiedząc, że są oni jeńcami wojennymi w Wielkiej Brytanii. Z ciekawości zamówiłem w bibliotece to pudełko. Znajdowały się w nim trzy przewiązane wstążkami grupy listów. Listy były bardzo małe i zamknięte, więc zapytałem archiwisty, czy mógłby je dla mnie otworzyć. Zgodził się. Zdałem sobie sprawę, że jestem pierwszym człowiekiem, która czyta te niezwykle osobiste informacje. Listy nigdy nie dotarły do adresatów, mówi profesor Renaud Morieux z Uniwersytetu w Cambridge. Mogłabym przez całą noc pisać do Ciebie... jestem Twoją wierną żoną, na zawsze. Dobranoc mój przyjacielu. Już północ. Czas mi do spania, pisała w 1758 roku Marie Dubosc do swojego męża Louisa Chamberelana, który był porucznikiem na okręcie wojennym Galatée. Nie wiedziała, gdzie jest jej mąż, ani że jego okręt został zdobyty przez Brytyjczyków. List do Loiusa nie dotarł, a małżonkowie nigdy się nie spotkali. Marie zmarła rok później w Hawrze, niemal na pewno zanim jej mąż został wypuszczony z niewoli. Wiemy, że w 1761 roku ponownie się ożenił. Listy pochodzą z czasów Wojny Siedmioletniej (1756–1763). Francja dysponowała wówczas jednymi z najlepszych okrętów wojennych na świecie, jednak brakowało jej doświadczonych marynarzy. Brytyjczycy wykorzystali ten fakt, starając się wziąć do niewoli jak najwięcej francuskich marynarzy. W 1758 roku brytyjskimi jeńcami było 19 632 Francuzów. W tym czasie we francuskiej marynarce wojennej służyło 60 137 osób, nic więc dziwnego, że Francja miała problemy kadrowe z obsadą okrętów. W ciągu całej Wojny Siedmioletniej Brytyjczycy uwięzili w sumie 64 373 marynarzy z Francji. Taki też los spotkał marynarzy z Galatée. Gdy płynęli w 1758 roku z Bordeaux do Quebecu ich jednostka została przechwycona przez brytyjski Essex i odesłana do Portsmouth. Profesor Morieux podkreśla, że analizowane przez niego listy mówią o uniwersalnych ludzkich uczuciach, które nie ograniczają się do XVIII-wiecznej Francji. Pokazują, jak radzimy sobie z poważnymi wyzwaniami. Gdy zostajemy oddzieleni od ukochanych przez wydarzenia, na które nie mamy wpływu, jak wojny czy pandemie, musimy znaleźć sposób, by pozostać w kontakcie. Dzisiaj mamy Zooma czy WhatsAppa. W XVIII wieku ludzie mieli tylko listy. Dostarczenie listu do marynarza nie było łatwym zadaniem. Okręty ciągle zmieniały miejsce pobytu. Niektórzy ludzie wysyłali więc do różnych portów kopie tego samego listu, w nadziei, że w końcu adresat go odbierze. Profesor Morieux stwierdził, że francuska administracja pocztowa robiła co mogła, by dostarczyć listy kierowane do marynarzy z Galatée. Trafiły one do wielu różnych portów, ale zawsze przybywały za późno. W końcu, gdy Francuzi dowiedzieli się, że Brytyjczycy przejęli jednostkę, wysłali listy do Anglii. Trafiły one do Admiralicji. Morieux zauważył, że dwa listy zostały otwarte. Prawdopodobnie urzędnicy Admiralicji chcieli sprawdzić, czy mają jakąś wartość wojskową, a gdy stwierdzili, że to listy od rodzin, przesłali je do archiwum. W ramach swojej pracy Morieux zidentyfikował wszystkich, którzy służyli na Galatée. Załoga okrętu składała się w sumie ze 181 osób, a listy były adresowane do 25% z nich. Uczony przeprowadził też analizy genealogiczne marynarzy oraz nadawców listów. Listy pochodzą od krewnych i najbliższych rodzin. Często powstawały wspólnie. Na przykład rodzice dołączali się do listu pisanego przez żonę. Dzisiaj czulibyśmy się bardzo niekomfortowo wiedząc, że nasz list do narzeczonego przeczytają też jego rodzice, siostry, wujowie czy sąsiedzi. Trudno jest powiedzieć komuś, co naprawdę czujesz, gdy inni zerkają Ci przez ramię. W tamtych czasach strefa osobista i wspólna były znacznie mniej oddzielone niż obecnie, mówi uczony. Jednymi z najbardziej interesujących listów są te adresowane do młodego marynarza Nicolasa Quesnela z Normandii. Dnia 27 stycznia 1758 roku, jego 61-letnia matka Marguerite – która niemal na pewno nie potrafiła czytać i pisać, więc komuś dyktowała list – wysłała do syna taką oto wiadomość: Pierwszego dnia roku napisałeś do swojej narzeczonej... Myślę o Tobie częściej, niż Ty myślisz o mnie.[...] Tak czy inaczej życzę Ci szczęśliwego nowego roku i błogosławieństwa od Pana. Myślę, że zmierzam do końca życia, od trzech tygodni choruję. Przekaż moje pozdrowienia Varinowi (towarzyszowi z okrętu), to od jego żony wiem, co u Ciebie. Kilka tygodni później list do Nicolasa wysłała jego narzeczona, Marianna. Prosi go, by napisał do swojej matki, by był dobrym synem i przestał stawiać ją w niezręcznej sytuacji. Wydaje się, że Marguerite obwiniała Mariannę o milczenie syna. W liście Marianny czytamy czarna chmura się rozproszyła, list, który matka otrzymała od Ciebie uzdrowił atmosferę. Jednak już 7 marca Marguerite ponownie skarży się Nicholasowi: w listach nigdy nie wspominasz o ojcu. To mnie bardzo boli. Następnym razem gdy będziesz do mnie pisał, proszę nie zapomnij o nim. Morieux odkrył, że mąż Marguerity był ojczymem Nicolasa. Jego biologiczny ojciec zmarł i matka ponownie wyszła za mąż. Mamy tutaj więc syna, który wyraźnie nie lubi męża matki lub nie uznaje go za ojca. W tamtym czasie, gdy matka ponownie wyszła za mąż, jej mąż automatycznie stawał się pełnoprawnym ojcem jej dzieci. Marguerita przypomina, by syn to szanował, wyraźnie pisząc o swoim mężu „Twój ojciec”. To skomplikowane, ale jakże dobrze znane i obecnie napięcia rodzinne. Profesor Morieux dowiedział się, że Nicolas Quesnel przeżył niewolę w Anglii, a w latach 60. XVIII wieku zaciągnął się na statek transportujący niewolników przez Atlantyk. Ponad połowa (59%) listów zostało podpisanych przez kobiety, co pozwala analizować ówczesne sieci społeczne czy poziom wykształcenia. Te listy pokazują, że wojna to sprawa męska. Podczas, gdy mężczyźni walczyli, kobiety zajmowały się całym gospodarstwem domowym i podejmowały w nim kluczowe decyzje, zauważa Morieux. W badanym okresie Francja zmuszała do służby w marynarce większość mężczyzn żyjących w pobliżu wybrzeży. Co prawda służba trwała tylko 1 rok, ale mężczyźni podlegali poborowi co 3-4 lata, wielokrotnie wracali na pokład okrętów. Starano się unikać służby. Wielu marynarzy uciekało, gdy okręt przybijał do portu, lub starało się o zwolnienie z powodu odniesionych ran. Widać to na przykład w liście siostry Nicolasa Godefroya, która pisze, że boi się, że jej brat zostanie wysłany „na wyspy”. Kobieta ma na myśli Karaiby, gdzie tysiące europejskich marynarzy umierało z powodu chorób. Dlatego też ani ona, ani matka nie wystąpiły z prośbą o zwolnienie Nicolasa ze służby, obawiając się, że w odwecie marynarka mogłaby go zatrzymać na dłużej. Większość nadawców listów nie potrafiła czytać, ani pisać. Znali jednak kogoś, kto to potrafił i dyktowali mu listy. Utrzymywanie kontaktu było wspólnym wysiłkiem całej społeczności, podsumowuje Morieux. « powrót do artykułu
  18. W galaktyce UHZ1, znajdującej się w kierunku gromady galaktyk Abell 2744 (Gromada Pandory), odkryto najbardziej odległą supermasywną czarną dziurę. Zauważono ją w danych z teleskopu kosmicznego Chandra X-ray Observatory, który działa w zakresie promieniowania rentgenowskiego oraz w podczerwieni rejestrowanej przez Teleskop Webba. O ile Abell 2744 znajduje się w odległości 3,5 miliarda lat świetlnych od Ziemi, to dane z Webba pokazały, że UHZ1 dzieli od nas aż 13,2 miliarda lat świetlnych. Naukowcy wykorzystali dane zbierane przez dwa tygodnie przez Chandrę i wykryli w nich dowód na promieniowanie rentgenowskie, to niezaprzeczalny dowód na istnienie w centrum galaktyki rosnącej supermasywnej czarnej dziury. Sygnał jest niezwykle słaby, a udało się go wykryć dzięki soczewkowaniu grawitacyjnemu, które wzmocniło go 4-krotnie. Na załączonym kompozytowym zdjęciu fioletowe części to zobrazowany w zakresie promieniowania rentgenowskiego gorący gaz w Gromadzie Pandory. Z kolei dzięki obserwacjom w podczerwieni widzimy setki galaktyk tworzących gromadę oraz nieliczne pojedyncze gwiazdy. Zaznaczono też niewielki obszar, w którym znajduje się galaktyka UHZ1. Na zdjęciach z Webba eksperci dostrzegli niewielki obiekt, czyli galaktykę UHZ1, a na zdjęciach z Chandry widać – większy od galaktyki – obszar promieniowania rentgenowskiego. Oczywiście czarna dziura jest znacznie mniejsza od swojej galaktyki macierzystej, a różnica na fotografiach wynika z faktu, że Chandra ma mniejszą rozdzielczość niż Webb. Odkrycie tak odległej supermasywnej czarnej dziury pomoże zrozumieć, w jaki sposób powstają takie obiekty. Trzeba pamiętać, że mogą mieć one masę miliardy razy większą niż masa Słońca. Czarna dziura w UHZ1 pokazuje, że tak masywne obiekty mogły powstawać niedługo po Wielkim Wybuchu. Naukowcy zastanawiają się, czy supermasywne czarne dziury powstały bezpośrednio z zapadnięcia się olbrzymich chmur gazu, w wyniku czego powstałyby dziury o masie od około 10 tysięcy do około 100 tysięcy mas Słońca czy też pochodzą z eksplozji pierwszych gwiazd, tworzących w ten sposób dziury o masie od 10 do 100 mas Słońca? Dotychczasowe badania czarnej dziury w UHZ1 wskazuje, że jej masa wynosi od 10 do 100 milionów mas Słońca. Ma więc masę podobną do masy wszystkich gwiazd w swojej galaktyce. To wyraźna dysproporcja z tym, co obserwujemy w młodszych galaktykach, w których masa czarnych dziur stanowi ułamek procenta masy ich gwiazd. Czarna dziura w UHZ1 musiała więc od samego początku mieć olbrzymią masę. W połączeniu z dużą ilością promieniowania rentgenowskiego zarejestrowanego przez Chandrę i dużą jasnością wykrytą przez Webba, obiekt ten pasuje to sformułowanej w 2017 roku hipotezy o olbrzymich czarnych dziurach powstających z zapadnięcia się olbrzymiej chmury gazu. « powrót do artykułu
  19. Media społecznościowe odgrywają ważną rolę w szerzeniu nieprawdziwych informacji. Prawo nie radzi sobie z tym problemem, również w USA, skąd pochodzą najważniejsze platformy społecznościowe. Brak odpowiednich rozwiązań prawnych wyjaśniano faktem, że przedstawiciele dwóch najważniejszych sił politycznych – demokratów i republikanów – nie mogą zgodzić się co do tego, co jest dezinformacją. Jednak ostatnie eksperymenty pokazały, że dzielą ich jeszcze inne różnice: demokraci są znacznie bardziej skłonni do usuwania fałszywych treści, z wyjątkiem sytuacji gdy informacje takie promują ich punkt widzenia. Ruth Appel i Jennifer Pan z Uniwersytetu Stanforda oraz Margaret E. Roberts z Uniwersytetu Kalifornijskiego w San Diego przygotowały ankietę, w której wzięło udział 1120 anglojęzycznych obywateli USA identyfikujących się jako wyborcy Partii Demokratycznej lub Republikańskiej. W ankiecie badanym pokazano dwa nagłówki prasowe, wraz z informacją, że oba zostały zweryfikowane jako fałszywe. Jeden z nagłówków był zgodny z preferencjami politycznymi badanego, drugi nie był z nimi zgodny. Na przykład jeden z takich nagłówków – zgodny z preferencjami politycznymi republikanów, a niezgodny z preferencjami demokratów – brzmiał „Kilka godzin po podpisaniu rozporządzenia wykonawczego w dniu 20 stycznia 2021 roku prezydent Joe Biden naruszył własne rozporządzenie dotyczące noszenia maseczek". Uczone badały trzy elementy: - chęć usunięcia fałszywego nagłówka. Badani byli pytani, czy platformy społecznościowe powinny go usunąć. - postrzeganie procesu usunięcia jako przejawu cenzury. Pytano, czy usunięcie nagłówka to cenzura. - chęć zgłoszenia nagłówka jako szkodliwego. Tutaj sprawdzano, czy użytkownik byłby skłonny zgłosić nagłówek w platformie społecznościowej jako szkodliwy. Okazało się, że pomiędzy demokratami a republikanami istnieją duże różnice w podejściu do treści. Aż 69% wyborców Partii Demokratycznej uważało, że fałszywa informacja powinna zostać usunięta. Takiego samego zdania było 34% wyborców Partii Republikańskiej. Niemal połowa, bo 49% demokratów, uważało nieprawdziwe nagłówki za szkodliwe, a w przypadku republikanów było to 27%. Usuwanie fałszywych informacji było przejawem cenzury dla 29% demokratów i 65% republikanów. Zauważono jednak jeszcze jedną istotną różnicę. Otóż gdy fałszywy nagłówek był zgodny z poglądami demokratów, byli oni o 11% mniej skłonni niż wcześniej do jego usuwania i o 13% mniej skłonni do jego zgłaszania. Zjawiska takiego nie zauważono u wyborców Partii Republikańskiej. Autorki badań nie potrafiły wyjaśnić, skąd bierze się ta różnica pomiędzy wyborcami obu partii. Wpływ mogą tutaj mieć zarówno kwestie postrzegania funkcjonowania platform społecznościowych, postawa liderów obu partii czy wyznawane wartości moralne. Uczone zwracają też uwagę na fakt, że zdecydowaną większość badań dotyczących postrzegania cenzury przez amerykańskie społeczeństwo przeprowadzono przed epoką mediów społecznościowych. « powrót do artykułu
  20. Wykonywanie kolonoskopii i oceny histopatologicznej próbki z biopsji jelita objętego zapaleniem jest obecnie uważane za złote standardy w diagnostyce i leczeniu głównie choroby Leśniowskiego-Crohna i wrzodziejącego zapalenia jelita grubego. W związku z tym wiadomo, że techniki te są inwazyjne i kosztowne. W ostatnich dziesięcioleciach kalprotektyna w kale, jako biomarker, któremu poświęcono wiele uwagi w diagnostyce i nieinwazyjnym leczeniu. Oznaczenie kalprotektyny w kale, przydatne w diagnostyce i różnicowaniu stanów zapalnych jelit i przewodu pokarmowego. Kalprotektyna jest wiążącym wapń i cynk białkiem ostrej fazy, produkowanym i wydzielanym przede wszystkim przez leukocyty: neutrofile należące do granulocytów i monocyty w odpowiedzi na stymulujący bodziec. W przypadku neutrofili, kalpronektyna stanowi ponad 60 % ich białka całkowitego. Jest jednym z regulatorów stanu zapalnego. Zaktywowane leukocyty wydzielają znaczne ilości kalprotektyny, prowadząć do wzrostu jej stężenia w surowicy i płynach ustrojowych oraz w kale, przy czym w stanie prawidłowym stężenie w kale przekracza kilkakrotnie stężenie w surowicy. Bez względu na przyczynę, każdemu stanowi zapalnemu błony śluzowej jelita towarzyszy naciek zapalny granulocytów. Stężenie kalprotektyny w kale odzwierciedla liczbę neutrofili obecnych w nacieku zapalnym śluzówki i stanowi wskaźnik ciężkości zapalenia jelit. Jest markerem stanów zapalnych i chorób nowotworowych przewodu pokarmowego. W nieswoistych stanach zapalnych jelit (IBD, ang. inflammatory bowel diseases) dochodzi do rozszczelnienia bariery jelitowej, przenikania z krążenia leukocytów wydzielających kalprotektynę i znacznego wzrostu jej stężenia w kale. Do IBD zalicza się chorobę Leśniowskiego-Crohna (ang. CD) i wrzodziejące zapalenie jelita grubego (colitis ulcerosa, CU). Wzrost stężenia kalprotektyny w kale towarzyszy również m.in. nowotworom jelita, marskości wątroby i ostremu zapaleniu trzustki. Kalprotektyna pozwala na różnicowanie chorych na IBD i chorych na zespół jelita drażliwego (ang. irritable bowel sydrome, IBS). Poziom kalprotektyny w kale silnie koreluje z histologiczną i endoskopową oceną aktywności choroby Leśniowskiego-Crohna (CD) i jelita wrzodziejącego (CU). Wskazaniami do wykonania oznaczenie kalprotektyny w kale są: ocena ostrych stanów zapalnych jelit, monitorowania chorych na CD i CU lub chorych po usunięciu polipów, różnicowanie IBS i IBD. Ujemny wynik kalprotektyny w kale z dużym prawdopodobieństwem wyklucza nieswoiste zapalenie jelit i pozwala zrezygnować z badania inwazyjnego jakim jest endoskopia. Kalprotektyna może służyć także do monitorowania leczenia chorych na nieswoiste zapalenie jelit poddanych leczeniu operacyjnemu, gdyż umożliwia wczesną ocenę wyników terapii oraz rozpoznanie nawrotu choroby. Bibliografia: • Khaki-Khatibi F, Qujeq D, Kashifard M, Moein S, Maniati M, Vaghari-Tabari M. Calprotectin in inflammatory bowel disease. Clin Chim Acta. 2020 Nov;510:556-565. doi: 10.1016/j.cca.2020.08.025. Epub 2020 Aug 18. PMID: 32818491; PMCID: PMC7431395. • Jukic A, Bakiri L, Wagner EF, Tilg H, Adolph TE. Calprotectin: from biomarker to biological function. Gut. 2021 Oct;70(10):1978-1988. doi: 10.1136/gutjnl-2021-324855. Epub 2021 Jun 18. PMID: 34145045; PMCID: PMC8458070. • Ricciuto A, Griffiths AM. Clinical value of fecal calprotectin. Crit Rev Clin Lab Sci. 2019 Aug;56(5):307-320. doi: 10.1080/10408363.2019.1619159. Epub 2019 Jun 6. PMID:31088326. • Hamer HM, Mulder AHL, de Boer NK, Crouwel F, van Rheenen PF, Spekle M, Vermeer M, Wagenmakers-Huizinga L, Muller Kobold AC. Impact of Preanalytical Factors on Calprotectin Concentration in Stool: A Multiassay Comparison. J Appl Lab Med. 2022 Oct 29;7(6):1401-1411. doi: 10.1093/jalm/jfac057. PMID: 35856861. « powrót do artykułu
  21. U północno-wschodnich wybrzeży Sardynii odkryto doskonale zachowany zbiór rzymskich monet (folles) z pierwszej połowy IV w. Na podstawie wagi znaleziska oszacowano, że ich liczba waha się w przedziale 30-50 tys. Oprócz monet natrafiono na fragmenty amfor z Afryki i Bliskiego Wschodu. Pierwsze monety odkrył nurek, który na niewielkiej głębokości zobaczył coś metalowego. Następnego dnia na miejscu pojawili się archeolodzy podwodni z Soprintendenza Archeologia, Belle Arti e Paesaggio di Sassari e Nuoro oraz karabinierzy z oddziału zajmującego się ochroną dziedzictwa narodowego. Zespół przeprowadził badania dna. Monety z brązu występują w dwóch większych skupiskach. Biorąc pod uwagę morfologię dna morskiego, archeolodzy podejrzewają, że w pobliżu znajduje się wrak statku. Stan wszystkich monet jest doskonały. Tylko 4 są uszkodzone, ale nadal można odczytać umieszczone na nich inskrypcje. Monety pochodzą z lat 324–340, zostały więc wybite w ostatnim roku rządów cesarza Licyniusza, który współrządził z Konstantynem, w czasie panowania Konstantyna I Wielkiego i w pierwszych latach po objęciu władzy przez jego 3 synów (mowa o Konstantynie II, Konstancjuszu II i Konstansie). W zbiorze znajdują się monety bite w niemal każdej z mennic Cesarstwa, z wyjątkiem mennic w Aleksandrii, Antiochii i Kartaginie. W komunikacie włoskiego Ministerstwa Kultury podkreślono, że prowadzone nadal prace pozwolą poszerzyć wiedzę na temat kontekstu znaleziska.   « powrót do artykułu
  22. Eksperci z Ontario Institute for Cancer Research (OICR) odkryli jedną z dróg, za pomocą których palenie tytoniu wywołuje nowotwory i utrudnia organizmowi skuteczną walkę z nimi. Z artykułu opublikowanego na łamach Science Advances dowiadujemy się, że palenie tytoniu powoduje w DNA tzw. mutacje nonsensowne, w wyniku których nasz organizm zatrzymuje proces syntezy niektórych protein, zanim jeszcze zostaną one w pełni uformowane. Okazało się, że mechanizm ten szczególnie często dotyczy genów supresorowych, które kodują białka zapobiegające transformacji nowotworowej. Nasze badania wykazały, że palenie tytoniu wiąże się z takimi zmianami DNA, które uniemożliwiają tworzenie supresorów guzów nowotworowych. Bez tych supresorów nieprawidłowe komórki mogą bez przeszkód się rozrastać i łatwiej dochodzi do zachorowania na nowotwór, mówi główna autorka badań, doktorantka Nina Adler z University of Toronto. Adler i jej zespół analizowali za pomocą specjalistycznych algorytmów DNA ponad 12 000 guzów reprezentujących 18 typów nowotworów. Analizy wykazały istnienie silnego związku pomiędzy mutacjami nonsensownymi występującymi w nowotworach płuc, a paleniem papierosów. Okazało się również, że im więcej ktoś palił, tym większa była liczba tych mutacji, co prowadziło do pojawienia się nowotworu trudniejszego w leczeniu. Tytoń bardzo uszkadza nasze DNA i może mieć duży wpływ na funkcjonowanie komórek. Pokazaliśmy, jak palenie tytoniu prowadzi do dezaktywacji ważnych protein i jaki ma to długoterminowy wpływ na ludzkie zdrowie, dodaje doktor Jüri Reimand. Kanadyjczycy zidentyfikowali też szereg innych czynników odpowiedzialnych za powstawanie mutacji nonsensownych. Niektóre z tych czynników, jak enzymy APOBEC silnie powiązane z mutacjami nonsensownymi w przebiegu raka piersi i innych nowotworów, naturalnie występują w organizmie. Możemy jednak kontrolować inne czynniki, jak niezdrowa dieta i spożycie alkoholu, które również prawdopodobnie prowadzą do mutacji nonsensownych. Wracając do palenia tytoniu, Adler przypomina, że każdy wie, iż palenie powoduje raka, jednak możliwość wyjaśnienia jednej z dróg molekularnych, za pomocą której proces ten przebiega, jest bardzo ważne dla zrozumienia, jak nasz styl życia wpływa na rozwój nowotworów. « powrót do artykułu
  23. Międzynarodowy zespół badawczy zobrazował okolice czarnej dziury z bezprecedensową rozdzielczością bliską 1 roku świetlnego. Tak duża rozdzielczość pozwala na obserwowanie przepływu gazu w bezpośrednim sąsiedztwie czarnej dziury i badanie różnych faz otaczającego dziurę gazu – plazmowej, atomowej i molekularnej. Przede wszystkim zaś umożliwiła lepsze opisanie przepływu gazu z dysku akrecyjnego i wykazanie, że jest on spowodowany niestabilnością grawitacyjną. Naukowcy zauważyli, że znaczna część gazu jest odrzucana od czarnej dziury w formie atomowego i molekularnego odpływu. Gaz ten następnie wraca i zjawisko odpływu znowu ma miejsce. Całość przypomina fontannę wydobywającą się z czarnej dziury. Międzynarodowy zespół naukowy wykorzystał teleskop ALMA (Atacama Large Millimeter/submillimeter Array) do obserwacji supermasywnej czarnej dziury w Galaktyce Cyrkla. Uczonych interesował mechanizm akrecji gazu przez czarną dziurę. Gaz, który znajduje się bardzo blisko czarnej dziury, jest przyspieszany do wielkich prędkości, a tarcia pomiędzy cząsteczkami powodują, że podgrzewa się on do milionów stopni Celsjusza i jasno świeci. Zjawisko takie znamy jako aktywne jądro galaktyki, a emitowane przezeń światło może być być znacznie jaśniejsze, niż światło wszystkich gwiazd w galaktyce. Uważa się, że część gazu opadającego na czarną dziurę jest odrzucana przez olbrzymią energię jądra. Zarówno badania obserwacyjne, jak i wyliczenia teoretyczne, dawały dotychczas szczegółowy obraz mechanizmu akrecji gazu wokół czarnej dziury w skali od 100 000 do kilkuset lat świetlnych. Naukowcy chcieli jednak poznać ten mechanizm w znacznie mniejszej skali. Poszukiwali sposobów, by przyjrzeć się przepływowi gazu w odległości kilkudziesięciu lat świetlnych. Dzięki temu mogliby bowiem zbadać, ile rzeczywiście gazu wpada do czarnej dziury czy przekonać się, ile gazu i w jakiej formie (plazmy, atomowej czy molekularnej) jest od czarnej dziury odrzucane. Dotychczas jednak nie udawało się prowadzić obserwacji o wystarczająco dużej rozdzielczości. Zespół, na którego czele stał profesor Takuma Izumi z Japońskiego Narodowego Obserwatorium Astronomicznego poinformował, że za pomocą ALMA udało mu się zbadać przepływ gazu i jego strukturę w skali poniżej 1 parseka (3,26 lat świetlnych). Obserwacje z tak dużej rozdzielczości pozwoliły na lepsze zrozumienie zjawisk zachodzących w pobliżu czarnej dziury. Autorzy badań mówią, że zrozumienie ewolucji supermasywnych czarnych dziur będzie wymagało przyjrzenia się kolejnym tego typu obiektom i wiążą olbrzymie nadzieje zarówno z urządzeniem ALMA, jak i z wielkimi interferometrami radiowymi przyszłej generacji. « powrót do artykułu
  24. Pranie pieniędzy kojarzy Ci się z wielkimi filmowymi przekrętami? Nie zawsze jest to tak spektakularne. Jeśli jesteś aktywny w sieci i robisz zakupy online, na pewno choć raz zetknąłeś się z próbą oszustwa. Rozpoznając je w porę, prawdopodobnie uniknąłeś powiązania… z procederem prania pieniędzy. Jak zatem widzisz, przestępcy są bliżej niż myślisz. Sprawdź, co jeszcze warto wiedzieć o praniu pieniędzy! 1. Każdego roku ok. 5% globalnego PKB ulega praniu pieniędzy 5% – to niewiele, prawda? Otóż okazuje się, że to wcale nie tak mało. Według szacunków procederowi prania pieniędzy co roku poddawane jest… między 715 mld a 1,87 bln euro. Dla porównania, budżet Polski na 2023 rok wynosi 604,5 mld zł, czyli ok. 130 mld euro. Aby zobrazować to nieco bardziej: gdyby rozdzielić wyprane pieniądze po równo między wszystkich mieszkańców naszego kraju, każdy dostałby ok. 87 tys. zł. 2. W Polsce rośnie wykrywalność prania pieniędzy Między 2017 a 2020 rokiem w Polsce odnotowano 65% wzrost liczby wszczętych postępowań dotyczących prania pieniędzy. Liczba stwierdzanych przypadków w tym okresie wzrosła o prawie 75%. Oznacza to, że rośnie świadomość metod, jakimi posługują się oszuści, a sposoby stosowane do ich wykrywania są coraz bardziej skuteczne. Oby tak dalej! 3. Al Capone jest “twórcą” pojęcia prania brudnych pieniędzy Al Capone to postać dobrze znana – z wielu względów, niezbyt pozytywnych. Gangster z Chicago uważany jest także za twórcę terminu “pranie brudnych pieniędzy”. To właśnie w związku z nim użyto go po raz pierwszy. Capone kupował pralnie samoobsługowe, w przypadku których trudno było kontrolować faktyczne przychody, aby przekazywać zyski mafii. Szacuje się, że gangster wyprał ponad 1 mld dolarów – za pomocą różnych metod, jednak to wspomniane pralnie zapisały się najbardziej w historii. I to nawet mimo tego, że ostatecznie trafił do więzienia za oszustwa podatkowe. Największy amerykański bank współpracował z kartelami narkotykowymi Bank Wachovia, jeden z największych banków w USA, ma niechlubną historię. To właśnie ta placówka odpowiada za największy skandal związany z praniem pieniędzy. W 2010 roku ustalono, że bank zezwolił kartelom narkotykowym z Meksyku wyprać pieniądze za pośrednictwem swoich oddziałów. W latach 2004-2007 wyprali oni blisko 390 miliardów dolarów. Gdyby podzielić tę kwotę po równo między wszystkich mieszkańców Ziemi, każdy otrzymałby ponad 45 dolarów. Gdy skandal wyszedł na jaw, Wachovia zdołała uniknąć oskarżenia, płacąc grzywnę w wysokości 160 mln dolarów i obiecując zaostrzenie procedur przeciwdziałania praniu pieniędzy (AML). To kwota prawie 2 500 raza niższa niż wyprane za pośrednictwem banku pieniądze. GIIF otrzymał ponad 4500 zgłoszeń o podejrzeniu prania pieniędzy Generalny Inspektor Informacji Finansowej stoi w Polsce na czele systemu przeciwdziałania praniu pieniędzy w Polsce. To właśnie do niego spływają raporty SAR, czyli informacje o podejrzanej działalności. W 2022 roku tych raportów wpłynęło 4505 – o 17% więcej niż w roku 2021. Rośnie więc świadomość problemu. Poza instytucjami rządowymi w Polsce działają także inne – one przede wszystkim ostrzegają i edukują. Jedną z nich jest giełda kryptowalut Kanga, która prowadzi kampanię Nie Pie(p)rz. W jej ramach informuje o sposobach działania przestępców i pomaga je rozpoznać. Radzi też, jak uchronić się przed oszustami i nie dać się złapać w ich pułapkę, aby nie zostać tzw. mułem finansowym. Mimo że z praniem pieniędzy nieodłącznie wiąże się Al Capone i mafia, dzisiaj przestępcy korzystają częściej z nowoczesnych metod. Technologia oraz internet – to oręż w ręku oszustów. Bądź zatem ostrożny w sieci. « powrót do artykułu
  25. Naukowcy z Dartmouth College i Uniwersytetu w Cambridge ustalili, że na Dyptyku z Melun (ok. 1455 r.) znajduje się najstarsze znane artystyczne przedstawienie pięściaka kultury aszelskiej. Autor, francuski malarz Jean Fouquet, przedstawił na prawym panelu Dziewicę z Dzieciątkiem w otoczeniu aniołów oraz cherubinów. Na lewym widnieje zaś zleceniodawca dzieła Étienne Chevalier - skarbnik i sekretarz króla Karola VII - ze swoim patronem św. Stefanem (Szczepanem). Ten ostatni trzyma Nowy Testament. Na księdze stoi kamień o charakterystycznym migdałowatym kształcie. Historycy sztuki uznawali kamienny obiekt za symbol męczeńskiej śmierci Szczepana przez ukamienowanie. Steven Kangas z Dartmouth College miał jednak nieco inne skojarzenia. Znałem dzieło Fouqueta od lat. Zawsze myślałem, że kamienny przedmiot przypomina prehistoryczne narzędzie. Utkwiło mi to w pamięci jako coś, czym muszę się w przyszłości zająć. W 2021 r. Kangas brał udział w wykładzie na temat stanowiska Isimila (jest ono znane m.in. z pięściaków). Wygłosił go profesor antropologii z Uniwersytetu Kolorado w Denver, Charles Musiba, który specjalizuje się w badaniu początków człowieka w Tanzanii i RPA. Kangas uciął sobie pogawędkę z Musibą i profesorem Jeremym DeSilvą, dziekanem Wydziału Antropologii na Dartmouth. Pokazał im zdjęcie lewego panelu i obaj uczeni zgodzili się, że kamień przypomina aszelskie narzędzie. Amerykanie zaangażowali do współpracy naukowców z Uniwersytetu w Cambridge, którzy zajęli się analizą obiektu z obrazu. Ci wykorzystali metodę analizy eliptycznej Fouriera i za jej  pomocą stwierdzili, że kształt kamienia z dyptyku jest w 95% zgodny z kształtem aszelskich pięściaków z obszaru, na którym dzieło powstało. Brytyjczycy porównali też kolor namalowanego kamienia z kolorem 20 pięściaków aszelskich z Francji. Mimo że na kolor na obrazie wpłynęły użyte pigmenty i pokosty, to zróżnicowanie barw na powierzchni namalowanego obiektu odpowiadało temu na prawdziwych pięściakach. Fouquet najwyraźniej przywiązywał dużą wagę do oddania kolorystyki, gdyż badania w podczerwieni ujawniły liczne przeróbki, za pomocą których chciał jak najlepiej oddać rzeczywistość. Nie można wykluczyć, że malarz korzystał z modelu, który miał przed sobą lub który zapamiętał. W końcu specjaliści z Cambridge policzyli ślady po odłupkach (negatywy) widoczne na kamieniu. Doliczyli się 33. Gdy zaś przeanalizowali grupę losowo wybranych 30 pięściaków z Francji, okazało się, że średnia liczba śladów po odłupkach jest podobna. Nasza analiza wykazała, że kształt, kolor i ślady po odłupkach na kamieniu z obrazu są w wysokim stopniu zgodne z narzędziami kultury aszelskiej pochodzącymi z regionu, w którym mieszkał Fouquet - mówi James Clark z Wydziału Archeologii Uniwersytetu w Cambridge. Pięściaki były i są częścią ludzkiej kultury, od paleolitu, poprzez renesans, aż po dzień dzisiejszy - zachwyca się DeSilva. Pięściaki od dawna fascynowały ludzi. Przed XVII wiekiem uważano je za kamienie piorunowe (strzały piorunowe), spadłe z nieba kamienie zrodzone z pioruna. « powrót do artykułu
×
×
  • Dodaj nową pozycję...