Skocz do zawartości
Forum Kopalni Wiedzy

KopalniaWiedzy.pl

Super Moderatorzy
  • Liczba zawartości

    36796
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

    nigdy
  • Wygrane w rankingu

    211

Zawartość dodana przez KopalniaWiedzy.pl

  1. Grupa naukowców z University of South California otrzymała od DARPA dofinansowanie w wysokości 4,3 miliona dolarów. Pieniądze zostaną przeznaczone na prace nad optycznym przetwarzaniem informacji. Obecnie, oczywiście, wykorzystuje się światło do przekazywania informacji. Światłowody mają większa pojemność niż kable metalowe (którymi dane są przekazywane za pomocą sygnałów elektrycznych) i pozwalają na szybszą transmisję. Jednak przetwarzanie danych optycznych jest bardzo skomplikowane. Najczęściej polega ono na konwersji sygnałów optycznych do elektrycznych, często tylko po to, by je przetworzyć, a następnie dokonuje się kolejnej konwersji na sygnał optyczny i przesyła dalej. Fotonika zwykle nie jest w stanie konkurować z elektroniką w dziedzinie przetwarzania danych - mówi profesor Alan Willner. Krzemowe tranzystory są bardzo tanie i są w stanie dokonywać operacji, które jest bardzo trudno wykonać za pomocą światła - dodaje. Jednak, gdyby uniknąć konieczności przetwarzania sygnałów pomiędzy elektrycznym a optycznym, można by zaoszczędzić zarówno na budowie i utrzymaniu sieci, jak i na energii. Dlatego też Willner wraz z Robertem Hellwarthem pracują nad "dostrajalnymi opóźnieniami optycznymi". Naukowcy proponują konwersję każdego ze strumieni światła na specyficzny kolor i przefiltrowanie danych przez materiał, który będzie oddzielał jedną długość fali od drugiej. Dzięki temu, jak mają nadzieję, będą w stanie przetwarzać optyczne informacje bez pośrednictwa elektroniki. Co więcej, ich technologia pozwala na buforowanie informacji, co może się przydać, jeśli uda się zwolnić światło. Dotychczas uczonym udało się rozdzielić strumień danych o przepustowości 80 Gb/s na dwa strumienie po 40 Gb/s. W przyszłości chcą pracować z przepustowościami liczonymi w setkach gigabajtów na sekundę i myślą nad stworzeniem systemu, który będzie w stanie spowolnić światło nawet na 5 mikrosekund.
  2. Naukowcy z Groningen University w Holandii wykazali, że osoba prawdziwie zakochana w swoim partnerze uważa go za kogoś bardziej atrakcyjnego, niż jest w rzeczywistości (Body Image).W ramach eksperymentu poproszono 186 osób (93 pary), by oceniły atrakcyjność swoją i swojej drugiej połówki. Okazało się, że panowie dawali swoim żonom/dziewczynom wyższe noty niż one same. Ku zaskoczeniu niektórych, podobne zjawisko odnotowano jednak także u panów. Ocena atrakcyjności przez partnerki była korzystniejsza od "cenzurki" wystawionej samemu sobie.Pary biorące udział w badaniu były ze sobą średnio ok. 14 lat, a respondenci mieli powyżej 35 lat.Psycholodzy podkreślają, że ludzie są w stosunku do siebie bardziej krytyczni, niż jest to wskazane. Wg nich, uzyskane wyniki potwierdzają wnioski wypływające z wielu wcześniejszych studiów. Mamy tendencję do przeceniania wagi, jaką przedstawiciele płci przeciwnej przykładają do różnych cech wyglądu fizycznego. Panie zazwyczaj sądzą, że mężczyźni gustują w szczuplejszych kobietach z większym biustem, a panowie, że kobiety poszukują bardziej muskularnych osiłków z rozbudowaną klatką piersiową. Nie pokrywa się to jednak z rzeczywistymi preferencjami.Zaakceptowanie sposobu, w jaki partner postrzega nasze ciało, na pewno sprzyja pogłębianiu więzi. Ponadto sądząc, że związaliśmy się z kimś ładnym, czujemy się lepiej.
  3. John Buckingham, główny inżynier w firmie BMT Defence Systems, która specjalizuje się w wojskowych technologiach morskich, opublikował studium na temat wykorzystania biodiesla przez okręty wojenne. W swojej pracy wykorzystał on też wyniki badań prowadzone przez mechanika Królewskiej Marynarki Wojennej, porucznika Roya Cassona. Jak coraz powszechniej wiadomo, biopaliwa są coraz szerzej poddawane krytyce. Pojawiają się kolejne badania dowodzące, że cały cykl ich produkcji powoduje, że zanieczyszczają środowisko naturalne co najmniej tak samo jak ropa naftowa, a ponadto przyczyniają się do wzrostu cen żywności. Biodiesel nie jest jednak tym samym, co szeroko krytykowany bioetanol. Ten drugi produkuje się z tych samych roślin, z których powstaje pożywienie (np. z kukurydzy). Tymczasem biodiesel można wytwarzać też np. z jatrofy (obrzydlca), rośliny, która jest odporna na suszę i choroby, może być uprawiana tam, gdzie inne rośliny nie przeżyją. Jej nasiona zawierają nawet 40% oleju. Jatrofa nadaje się do spalania w silnikach pojazdów samochodowych, ale trzeba pamiętać, że np. większość okrętów brytyjskiej marynarki wojennej jest napędzana turbinami gazowymi, zbudowanymi na wzór silników samolotowych. Z badań Buckinghama i Cassona wynika, że biodiesle nadają się do napędzania okrętów wojennych. Przy okazji daje to nadzieję na to, że posłużą też do napędzania samolotów. Specjaliści wyliczyli, że okręt napędzany wyłącznie biodieslem byłby wolniejszy o około 5%, a jego silnik były o 13% mniejszą wytrzymałość. Innymi problemami są ewentualny rozkład paliwa przez bakterie lub jego jełczenie. Wszystkie te przeszkody można jednak pokonać. Wykorzystanie biodiesla może natomiast uniezależnić marynarkę wojenną oraz brytyjski sektor energetyczny (który również wykorzystuje turbiny gazowe) od ropy naftowej.
  4. LG Display opracowała największe na świecie wyświetlacze LCD o kształtach eliptycznym (średnica 6 cali) i okrągłym (1,4 cala). Dzięki tym pracom LCD nie będą już domeną monitorów czy telewizorów, ale mogą posłużyć na przykład do produkcji zegarków. Wymiary 6-calowego wyświetlacza to 78,8 milimetra wysokości 131,4 mm szerokości. Wyświetlacz okrągły ma średnicę 35,5 milimetra. Oba są w stanie wyświetlić do 262 tysięcy kolorów, a kąt widzenia wynosi 160 stopni. Oba wyświetlacze zostaną oficjalnie zaprezentowane podczas wystawy 2008 Society for Information Display, która odbędzie się w Los Angeles w dniach 18-23 maja.
  5. Wg psychologów z Heriot Watt University, odtwarzanie podczas picia wina określonych rodzajów muzyki może poprawiać smak alkoholu aż do 60%. Naukowcy twierdzą, że na wrażenia towarzyszące spożywaniu cabernet sauvignon najsilniej oddziałuje muzyka ciężka i pełna mocy, a do chardonnay doskonale pasują odświeżające, lekkie dźwięki. Profesor Adrian North posuwa się nawet do tego, by zachęcać producentów do umieszczania na etykietach wskazówek dotyczących nie tylko dobierania potraw, ale także muzyki. W eksperymencie wzięło udział 250 studentów, którym proponowano, by za darmo spróbowali wina. W zamian mieli tylko wyrazić swoją opinię na temat jego smaku. Podczas degustacji odtwarzano 4 typy muzyki: 1) ciężką i pełną mocy (Carmina Burana niemieckiego kompozytora Carla Orffa), 2) subtelną i wyrafinowaną (Walc kwiatów z II aktu Dziadka do orzechów Piotra Czajkowskiego), 3) odświeżającą (Just Can't Get Enough Nouvelle Vague) oraz 4) miękką i delikatną (Slow Breakdown kanadyjskiego gitarzysty Michaela Brooka). "Świeża" muzyka powodowała, że białe wino było również postrzegane jako bardziej orzeźwiające (aż do 40%). Jeśli jednak podczas kosztowania odtwarzano utwór sugerujący miękkość i subtelność, odnotowywano 26-proc. wzrost odczuwania analogicznych cech w smaku alkoholu. Na smak czerwonego wina najsilniej wpływała muzyka kojarząca się z siłą (60%), na wrażenia zmysłowe kiperów słabiej oddziaływały utwory świeży i subtelny (25%). Psycholodzy wyjaśniają zaobserwowane zjawisko primingiem. Poprzez wysłuchanie danego utworu mózg nastawia się na reagowanie na wino w określony sposób. Priming zwiększa bowiem prawdopodobieństwo wykorzystania określonej kategorii poznawczej w procesach percepcyjnych oraz myślowych. Badania przeprowadzono na zlecenie chilijskiego winiarza Aurelia Montesa, który odtwarza dojrzewającym winom śpiewane przez mnichów chorały. Wcześniej profesor North prowadził eksperymenty w dziale winiarskim supermarketów. Okazało się, że jeśli w tle słychać było muzykę akordeonową, klienci 5-krotnie częściej decydowali się na zakup wina francuskiego. Gdy podkład zamieniano na utwór z przewagą instrumentów dętych i perkusji, lepiej sprzedawały się wina niemieckie.
  6. Każdy miłośnik Monty Pythona zna skecz o "norweskiej błękitnej" - martwej papudze, którą właściciel sklepu zoologicznego próbuje sprzedać klientowi. Najnowsze badania dowodzą, że brytyjscy komicy nie mylili się zbytnio i takie papugi mogły rzeczywiście istnieć. David Waterhouse, paleontolog z Norfolk uważa, że znalazł najstarsze skamieniałe szczątki papugi. Wiek skamieliny szacowany jest na 55 milionów lat, a odkrycia dokonano na duńskiej wyspie Mors, położonej w cieśninie Limfjord. Niewielka kość posiada pewne cechy charakterystyczne, które dowodzą, że mamy do czynienia z przedstawicielem papug. Ptak był wielkości współczesnej kakadu żółtolicej - mówi Waterhouse. Oficjalna nazwa papugi brzmi Mopsitta tanta, a Waterhouse nazwał ją "duńską błękitną". Odkrywca zauważył jednak, że duńska błękitna nigdy nie widziała norweskich fiordów, wymarła bowiem około 55 milionów lat temu, a fiordy liczą sobie mniej niż milion lat. Doktor Waterhouse odkrył papugę przed trzema laty, gdy był jeszcze doktorantem na University College Dublin. Podczas pobytu w Danii odwiedził muzeum na wyspie Mors. Tam zobaczył niezidentyfikowaną kość, którą dwa lata wcześniej znaleziono w kamieniołomie. Jego zdaniem odkrycie Mopsitta tanta jest kolejnym potwierdzeniem tezy, że papugi wyewoluowały na północnej półkuli. Najstarsze znane nam skamieliny z półkuli południowej liczą sobie "zaledwie" 15 milionów lat.
  7. Biolog ze Szwajcarii oraz australijski fizyk kwantowy odnaleźli w wodach Wielkiej Rafy Koralowej niezwykły gatunek krewetki, który jest zdolny do obserwowania świata w sposób nieosiągalny dla jakiegokolwiek innego znanego organizmu na świecie.Dr Sonja Kleinlogel i prof. Andrew White odkryli, że morski skorupiak, zwany krewetką boksującą lub modliszkową (ang. mantis shrimp), jest w stanie dostrzec nie tylko światło w zakresie od ultrafioletu aż do podczerwieni (co samo w sobie czyni ten gatunek unikatowym), ale także polaryzację światła. Krewetka boksująca to zachwycająco dziwaczne zwierzę - opisuje prof. White, pracownik Uniwersytetu w Queensland. Zaznacza przy tym, że skorupiak ten jest zdolny do widzenia aż w jedenastu, a nawet dwunastu kolorach - nasz gatunek dostrzega jedynie skromne trzy barwy.Dr Kleinlogel, która pracuje w Instytucie Biofizyki im. Maxa Plancka we Frankfurcie, zajęła się zbieraniem krewetek do eksperymentu. Nie było to zadanie łatwe, gdyż są one przez płetwonurków nazywane - nie bez powodu, biorąc pod uwagę ich wyjątkowo silne szczęki i agresywne nastawienie - "obcinaczami palców".Widzenie polaryzacji, rozwinięte u krewetki wyjątkowo dobrze, jest cechą wykazywaną przeważnie w bardzo ograniczonym zakresie, o ile w ogóle jest dla danego gatunku możliwe. Służy ono niektórym zwierzętom, jak to określił prof. White, do "czterech 'F'": feeding, fighting, fleeing and flirting (ang. karmić, walczyć, uciekać, flirtować). Zwykle jednak jest to cecha rozwinięta bardzo słabo - najczęściej zwierzęta są w stanie wykryć tylko jeden kierunek polaryzacji. Krewetka, dla porównania, umie wykryć aż cztery liniowe kierunki polaryzacji jednocześnie, a do tego dostrzega polaryzację kołową, co jest w świecie ożywionym zupełnie unikatowe. Ma to bardzo praktyczne zastosowanie, gdyż poprawia orientację w terenie oraz zdolność postrzegania zmian w otoczeniu.Co ciekawe, inna grupa badaczy z Uniwersytetu Queensland odkryła niedawno, że ciała samców spokrewnionego z krewetką boksującą gatunku odbijają światło, nadając mu jednocżeśnie polaryzację kołową, bardzo rzadko spotykaną w naturze. Może to oznaczać, że wśród skorupiaków tych rozwinięty jest złożony system komunikacji opartej na przekazywaniu informacji pod postacią wysyłanego do siebie wzajemnie światła.Wykrywanie subtelnych różnic w docierającym do oka świetle może mieć także zastosowanie podczas polowań. Wiele spośród drobnych morskich zwierząt, którymi odżywiają się krewetki, jest niemal niewidocznych, gdy próbujemy je dostrzec wyłącznie na podstawie analizy długości fal (czyli barwy) światła odbitego od ich ciał. Gdy jednak patrzymy na nie z uwzględnieniem polaryzacji, okazuje się, że zawarte w ich ciałach cukry bardzo wyraźnie zmieniają tę cechę fali, czyniąc zwierzę doskonale widocznym. Więcej informacji na temat tego interesującego odkrycia można znaleźć na stronach Public Library of Science.
  8. Dziewięcioletnia dziewczynka trafiła do jednego z greckich szpitali z objawami silnego bólu brzucha. Po serii badań docieczono, że przyczyną dolegliwości był... embrion jej brata bliźniaka. O szokującym odkryciu donieśli sami lekarze, a wiadomość - co oczywiste - rozeszła się po Grecji lotem błyskawicy. U dziewczynki, którą leczono w szpitalu w Larissie, odkryto podejrzaną zmianę. Tkankę usunięto chirurgicznie, a następnie przebadano. Po dalszych ekspertyzach okazało się, że wycięty fragment był w rzeczywistości pięciocentymetrowym płodem, który z niewyjaśnionych przyczyn został podczas ciąży wchłonięty przez rozwijający się organizm dziewczynki. Dyrektor szpitala, Iakovos Brouskelis, opisuje tę zaskakującą sytuację: [Lekarze] mogli zobaczyć na prawej stronie ciała, że jej brzuch jest spuchnięty, ale nie mogli przypuszczać, że ten guz zawiera embrion. Część tkanek płodu była rozwinięta - wykształciły się w nim m.in. głowa, oczy i włosy, lecz nie stwierdzono obecności mózgu. Przypadki tego typu zdarzają się średnio raz na około pół miliona żywych urodzeń. Szczęśliwie dziewczynka szybko wróciła do pełni zdrowia.
  9. Pomimo wycofania się Microsoftu, walka o Yahoo! wciąż trwa. Wielu akcjonariuszom nie spodobało się, że nie doszło do umowy pomiędzy obiema firmami. Jeden z nich, miliarder Carl Icahn chce doprowadzić do wymiany zarządu firmy. Ichan, który jest właścicielem 59 milionów akcji Yahoo! napisał list do przewodniczącego rady nadzorczej, Roya Bostocka. Stwierdził w nim, że przedstawi listę nowych 10 dyrektorów oraz postara się na uzyskanie zgody urzędów na zwiększenie swoich udziałów w Yahoo! do 2,5 miliarda dolarów. Dla mnie jest jasne, że zarząd Yahoo! działał nieracjonalnie i utracił zaufanie akcjonariuszy oraz Microsoftu. Jest oczywiste, że propozycja Microsoftu, który oferował 33 dolary za akcję jest znacznie bardziej korzystna niż rysujące się rynkowe perspektywy przed Yahoo! jako przed niezależną firmą - czytamy w liście. Icahn zauważa, że obecny zarząd nie dał akcjonariuszom możliwości wypowiedzenia się na temat propozycji Microsoftu. Miliarder ma tutaj na myśli przesunięcie zaplanowanego Walnego Zgromadzenia Akcjonariuszy na późniejszy termin. W efekcie, jak informuje Icahn, "wielu akcjonariuszy prosiło mnie, bym zorganizował próbę odwołania obecnego zarządu i powołania nowego, który spróbuje wynegocjować połączenie firm". Po odrzuceniu propozycji Microsoftu wielu dużych akcjonariuszy ostro skrytykowało zarząd Yahoo!. Mimo to, analitycy uważają, że zapowiadana przez Icahna próba wymiany zarządu to ryzykowne posunięcie. Ich zdaniem znacznie łatwiejsze do przeprowadzenia byłoby usunięcie tylko części dyrektorów. Poza tym, nie wiadomo, czy Microsoft będzie chciał wrócić do rozmów. Od czasu ich zerwania koncern z Redmond ani razu nie zasugerował, że ponowne negocjacje są możliwe. Icahn ma dość ograniczone pole manewru. Mimo zapowiedzi próby wymiany całego zarządu będzie mógł ostatecznie zmniejszyć liczbę osób, które chce wymienić, ale jeśli to uczyni, to nie będzie mógł ponownie jej zwiększyć. Działania Icahna są też ryzykowne z tego powodu, że jednym z odwołanych ma być Jerry Yang, założyciel i obecny prezes Yahoo!. Jest on bardzo lubiany przez wielu pracowników i jeśli straci swoją posadę, a Yahoo! pozostanie niezależną firmą, to brak Yanga może ją zdestabilizować. Podjęta przez Icahna gra jest jednak warta świeczki. Już sama zapowiedź próby wymiany zarządu spowodowała, że akcje Yahoo! zyskały na wartości 1,5%. Jeśli po wymianie zarządu Microsoft lub ktokolwiek inny wyrazi zainteresowanie przejęciem Yahoo! to cena akcji portalu znowu pójdzie w górę. Carl Icahn to inwestor, z którym należy się liczyć. Ten absolwent filozofii, rozpoczął swoją giełdową karierę z 4000 dolarów wygranych w pokera. Niegdyś uznawany za najniebezpieczniejszego inwestora na Wall Street, obecnie jego gwiazda nieco przyblakła. Majątek Icahna szacowany jest na 14 miliardów dolarów, co czyni to 46. najbogatszym człowiekiem na świecie.
  10. Troje na czworo dzieci w wieku 10-13 lat nie jest w stanie odróżnić od siebie podstawowych smaków, czyli słonego, słodkiego, gorzkiego i kwaśnego – odkryli naukowcy z Uniwersytetu Zasobów Naturalnych i Nauk Stosowanych o Życiu w Wiedniu (Universität für Bodenkultur Wien). Tylko 27,3% z 385 badanych maluchów rozpoznaje wszystkie smaki, 23,6% tylko jeden, a 8,1% żadnego – podsumowują badacze z Austrii. Dzieci uzyskały znacząco gorsze rezultaty od badanych w ten sam sposób studentów czy dorosłych w innym wieku. Wiedeńscy akademicy wierzą, że udało im się natrafić na ślad ewentualnego związku pomiędzy obfitującą w dania fast food dietą austriackich dzieci a degeneracją kubków smakowych. Uczniowie, którzy nigdy lub prawie nigdy nie spożywali fast foodu, uzyskali dużo lepsze wyniki w teście rozpoznania smaku od rówieśników rozmiłowanych w "śmieciowym jedzeniu". Dzieci z regionów wiejskich i młodzież z liceów wypadały lepiej od dzieci z miast i uczniów szkół podstawowych. Lepsze rezultaty osiągali ci, którzy jadali mało białego chleba, za to regularnie delektowali się warzywami oraz owocami. Trzy czwarte dzieci zbadanych przez wiedeńczyków umiało wskazać smak słodki, a tylko 44,9% rozpoznawało smak słony. Maluchy wybierające na co dzień neutralne w smaku napoje trafniej rozpoznawały słodycz od zagorzałych zwolenników bardzo słodkich napojów (odpowiednio, 83 i 63%). Eksperyment smakowo-zapachowy zamówiła firma marketingowa AMA, która specjalizuje się w rynku spożywczym. Dotyczył 11 różnych smaków i smakowych płynów. Naukowcy podkreślają, że potrzeba jeszcze dalszych badań, by określić m.in. ewentualny wpływ czynników genetycznych na percepcję smaku.
  11. Prosty program edukacyjny, który ma nauczyć osoby o niskich przychodach zasad zdrowego żywienia, to doskonała inwestycja z punktu widzenia zdrowia publicznego oraz zaoszczędzonych dzięki temu środków na leczenie - donoszą specjaliści w najnowszym numerze czasopisma Journal of Nutrition Education and Behavior. Badanie dr. Jamie'ego Dollahite'a z Cornell University miało pozwolić ocenić koszty i korzyści, jakie daje popularyzacja prowadzonej w stanie Nowy Jork kampanii edukacyjnej na temat zdrowego żywienia. Cel kampanii, nazwanej EFNEP (od ang. Expanded Food and Nutrition Education Program - rozszerzony program nauczania o żywności i żywieniu), to dostarczanie dorosłym o niskich dochodach wiedzy, umiejętności oraz wzorców zachowań, których zadaniem jest poprawa sposobu odżywiania się członków całej rodziny. Dane wyjściowe pokazują, że zmiany w sposobie odżywiania wynikające ze stosowania EFNEP mają szansę poprawić zdrowie [objętych programem osób] oraz obniżyć koszty związane z opieką zdrowotną - mówi dr Dollahite. Studium objęło 5730 osób o niskim statusie majątkowym, które w 2000 roku ukończyły kurs w ramach EFNEP. Wszystkie te osoby uczestniczyły w sesjach szkoleniowych oraz wypełniły test na początku kursu oraz po jego zakończeniu. W otatnich miesiącach przeprowadzono analizę kosztów i korzyści z przeprowadzenia kursu. Wynika z niej, że po hipotetycznym przeliczeniu poprawy jakości życia na pieniądze, zyskano w ten sposób 49 milionów dolarów. Oznacza to, że każdy dolar zainwestowany w rozwój tego prostego programu przyniósł 9,59 dolara zysku - to mniej więcej tyle, ile przynoszą prawidłowo wykonane procedury medyczne. EFNEP powstał dzięki wspólnej inicjatywie i funduszom amerykańskich władz federalnych, stanowych i lokalnych. Badania dr. Dollahite'a pokazują, że były to świetnie zainwestowane pieniądze. Badacz ma nadzieję, że tak dobre wyniki będą na tyle przekonujące, by rozszerzyć zasięg programu oraz zwiększyć jego budżet.
  12. Niedźwiedź polarny został wpisany przez rząd USA na listę gatunków zagrożonych. Tym samym dostąpił wątpliwego zaszczytu zostania pierwszym gatunkiem uznanym za zagrożony wskutek ocieplenia klimatu. Sekretarz Dirk Kemphorne, szef Departamentu Spraw Wewnętrznych, ogłaszając taką decyzję stwierdził, że wskutek globalnego ocieplenia zmniejsza się naturalne środowisko niedźwiedzia polarnego i w przewidywalnej przyszłości będzie się zmniejszało, co zagraża istnieniu gatunku. Obrońcy środowiska naturalnego osiągnęli więc połowiczny sukces. Chcieli oni wpisania niedźwiedzia polarnego na listę w nadziei, że administracja, uznając zagrożenie, wymusi na przemyśle zmniejszenie emisji gazów cieplarnianych oraz ograniczy wydobycie ropy naftowej na Alasce. Kemphorne rozwiał te nadzieje. Stwierdził, że prawo i nauka "nie pozwalają na takie posunięcia". Jego zdaniem nie udowodniono, by emisja gazów cieplarnianych przyczyniała się do zagrożenia bytu niedźwiedzi polarnych. Powiedział też, że wydobycie ropy na Alasce nie szkodzi zwierzętom i ogłosił ułatwienia dla firm poszukujących ropę. Pozytywnym aspektem uznania niedźwiedzia polarnego za gatunek zagrożony będzie zakaz importu z Kanady głów i skór niedźwiedzi. Od 1997 roku rząd USA wydał 967 zezwoleń na przywożenie tego typu "pamiątek". Specjaliści szacują, że na wolności żyje 20-25 tysięcy niedźwiedzi polarnych. Ich lost jest bardzo niepewny. Specjaliści ze Służby Geologicznej Stanów Zjednoczonych sądzą, że w ciągu najbliższych 45 lat liczba niedźwiedzi polarnych żyjących na Ziemi zmniejszy się do 6-8 tysięcy. Ostatnio zauważono, że rodzi się mniej młodych i są one gorzej odżywione. Co więcej, napotkano na martwe niedźwiedzie polarne, które utonęły, próbując przepłynąć pomiędzy lodem a lądem stałym. Wskutek globalnego ocieplenia mają one coraz większą odległość do przebycia i coraz częściej opadają z sił, zanim dotrą na ląd.
  13. Naukowcy z NASA, dzięki wykorzystaniu Chandra X-ray Observatory oraz Very Large Array, odkryli najmłodszą supernową w naszej galaktyce. Powstała ona zaledwie 140 lat temu. Dotychczas najmłodszą znaną supernową była gwiazda Kasjopea A, powstała około roku 1680. Eksplozja, w wyniku której powstała G1.9+0.3 nie została zauważona przez teleskopy optyczne, gdyż miała ona miejsce blisko środka galaktyki, gdzie zakrywa ją gaz i kurz. Są one tak gęste, że docierające do Ziemi światło supernowej jest bilion razy słabsze, niż gdyby nie była ona zakryta. Można jednak zaobserwować ją dzięki teleskopom radiowym i urządzeniom rejestrującym promienie X. Astronomowie, na podstawie obserwacji supernowych w innych galaktykach sądzą, że w Drodze Mlecznej dochodzi w ciągu stu lat do 3 eksplozji supernowych. Fakt, że do eksplozji supernowej doszło niedawno pozwoli naukowcom dowiedzieć się wielu nowych rzeczy o formowaniu się supernowych w Drodze Mlecznej.
  14. Zabieg przeprowadzony przez robota, który pobiera próbkę owłosionej skóry, a następnie wszczepia mieszki włosowe w wyłysiałe miejsce, zapewnia bardziej naturalny wygląd niż ta sama czynność wykonana przez człowieka. Jest jeszcze kilka innych korzyści. Maszyna pracuje dwa razy szybciej od chirurga, pacjent odczuwa lżejszy ból, powstaje też mniej blizn – twierdzą badacze z Restoration Robotics w Mountain View. Do tej pory operacja przeszczepiania włosów trwała od 8 do 10 godzin. W znieczuleniu miejscowym z tyłu głowy pobierano pasek skóry z włosami. Powstały w ten sposób "wyłom" zespalano. Następnie zespół rozpoczynał cięcie próbki na ok. 2000 pojedynczych mieszków włosowych. Wszczepiano je w 1-mm nacięcia. Po kilku miesiącach wyrastały mocne włosy. Frederick Moll z Restoration Robotics postanowił obniżyć koszty zabiegu (w normalnych okolicznościach cena wynosi ok. 5800 dol.) i zautomatyzować długotrwałą, monotonną czynność. Zaprojektowany przez niego robot nie wycina paska skóry, przez co spada ryzyko infekcji. Zamiast tego losowo wyrywa pojedyncze zdrowe mieszki. Robi to z prędkością do 1000 włosów na godzinę, czyli nieco ponad 16 na minutę. Maszynę wyposażono w wydrążoną w środku igłę o średnicy 1 mm. To za jej pomocą automat pobiera mieszki. Cały proces bazuje na ssaniu. Operowanie urządzeniem ułatwiają kamery i oprogramowanie do obrazowania w trzech wymiarach. Robot jest umieszczony na ramieniu, zwykle wykorzystywanym do montażu mikrochipów na płytce drukowanej. Moll z dumą dodaje, że jego wynalazek pracuje z dużą dokładnością i potrafi w czasie rzeczywistym dostosować trajektorię ruchu do zmian ułożenia głowy pacjenta. Na tej samej zasadzie roboty chirurgiczne synchronizują swoje ruchy z biciem serca. Gdy kończy się pobieranie włosów, maszyna implantuje je z przodu głowy siedzącego człowieka. Cały zabieg trwa do 5 godzin. Dzięki odpowiedniemu oprogramowaniu robot potrafi odtworzyć położenie linii włosów danej osoby. To także wpływa na naturalny wygląd. Na razie urządzenie jest wypróbowywane na ochotnikach. W tym roku Restoration Robotics chce się zwrócić do Agencji Żywności i Leków o wydanie pozwolenia na rozpoczęcie prób klinicznych zakrojonych na szerszą skalę.
  15. Japońscy naukowcy z Narodowego Instytutu Zaawansowanych Nauk Przemysłowych i Technologii Przemysłowych (AIST) stworzyli zintegrowaną trójwymiarową strukturę z nanorurek węglowych, wykorzystując do tego celu pojedynczą warstwę nanorurek. Japończycy zbudowali plaster z nanorurek węglowych i wykorzystali techniki litograficzne do umieszczenia na nim różnych struktur. Uczeni umieścili na krzemowym substracie katalizator oraz cienką warstwę nanorurek. Na krzemie rosną pionowo ustawione nanorurki. Po wzroście umieszcza je się w płynie, a następnie szybko wyciąga, co powoduje, że nanorurki "przewracają się", tworząc gęstą warstwę. W czasie wysychania jeszcze bardziej się zagęszczają i silniej przylegają do krzemowego podłoża. Gęstość warstwy węglowych nanorurek o średnicy 2,8 nanometra ułożonych w pionie wynosi 0,03 grama na centymetr sześcienny. Po utworzeniu plastra wzrasta ona do 0,5 grama na cm3. Węglowy plaster jest lekki i bardzo wytrzymały. Jest jednocześnie niezwykle giętki, a utworzone na nim połączenia nie ulegają przerwaniu nawet wówczas, gdy plaster zegniemy pod kątem większym niż 90 stopni. Oporność elektryczna plastra wynosi 0,008 Ωcm w kierunku równoległym do ułożenia nanorurek i 0,2 Ωcm w kierunku prostopadłym.
  16. Chińscy naukowcy zaobserwowali, że owoce i warzywa rosnące początkowo w warunkach zerowej grawitacji są o wiele większe i bogatsze w witaminy od swoich naziemnych odpowiedników. W 2006 roku na pokładzie satelity Shijian 8 wysłano w kosmos ładunek 2 tys. nasion. Po zakończeniu kiełkowania wybrano okazy najlepiej nadające się do dalszej hodowli. Wg Chińczyków, dzięki nim można by rozwiązać problem światowego głodu. Po powrocie na Ziemię, sadzonki trafiły do olbrzymich szklarni Guandong Academy of Agricultural Sciences. Uzyskano naprawdę imponujący plon: 6,3-kg bakłażany, 60-cm ogórki, olbrzymie dynie i arbuzy, krzewy chilli wielkości drzewek, a także 9,5-kg superpomidory. W programie biorą udział 22 prowincje. Koordynatorem działań jest Chińska Akademia Nauk. Wielkie warzywa i owoce są już sprzedawane do Japonii, Tajlandii oraz Singapuru. Podobno zainteresowanie nimi wyrażają również europejskie firmy spożywcze. Lo Zhigang, jeden z badaczy, twierdzi, że doszliśmy do kresu możliwości rolnictwa ziemskiego, a liczebność populacji naszego gatunku, a więc i zapotrzebowanie na żywność stale rosną. Kosmiczne nasiona dają zaś możliwość szybszego uzyskania większych warzyw. Zbiory są o 10-20% większe. Nie do końca wiadomo, czemu wysłanie nasion w przestrzeń kosmiczną pozwala uzyskać tak duże warzywa. Prawdopodobnie przyczyniają się do tego promieniowanie kosmiczne, mikrograwitacja oraz pole magnetyczne.
  17. Udomowione, i często rozpuszczone do granic możliwości, psy czują ogromną potrzebę zabawy. Niekiedy bywa tak silna, że bierze górę nad innymi instynktami, np. wpływa na stosunek do pojawiających się w otoczeniu obcych (Applied Animal Behaviour Science). Psy wychowane wśród ludzi wydają się nie dbać o to, z kim się bawią, byle "nowy" zachowywał zasady gry wprowadzone wcześniej przez właściciela. Może to oznaczać, że pies i jego pan dochodzą do wypracowania pewnej rutyny zabawy, a czworonóg generalizuje wyuczone zasady postępowania na sytuacje baraszkowania z inną nieznajomą osobą – wyjaśnia Lilla Toth z Wydziału Etologii na Uniwersytecie im. Loránda Eötvösa. W studium Węgrów wzięło udział 68 dorosłych psów różnych ras. Wszystkie zaklasyfikowano jako "zwierzęta rodzinne", ponieważ ukończyły specjalne kursy tresury, mieszkały w domach właścicieli, regularnie wychodziły na spacery i były ogólnie zadbane. Podczas eksperymentu każdy czworonóg bawił się na dwa sposoby raz z właścicielem, raz z obcą osobą, która podczas wszystkich sesji znajdowała się w pobliżu. W pierwszej grze wykorzystywano piłkę nawleczoną na sznurek, druga polegała na przeciąganiu się. Podczas każdej zabawy naukowcy zwracali uwagę na kilka parametrów zachowania psa: 1) tendencję do zawłaszczania, 2) chęć aportowania, 3) oznaki strachu, unikania i agresji, 4) obecność charakterystycznego przypadania do ziemi (pies ugina wtedy przednie łapy; głowa pozostaje uniesiona, widać też machanie ogonem), które wyraźnie wskazuje na chęć bawienia się. Węgrzy badali wpływ 6 czynników na zachowanie psów: 1) znajomości partnera w grze, 2) rodzaju zabawy, 3) płci psa, 4), 5) wieku i rasy oraz 6) czasu, jaki na co dzień właściciel spędza na kontaktach z psem. Okazało się, że psy bawiły się z każdą osobą znajdującą się z zasięgu wzroku. Ilość codziennej zabawy wpływała jednak na to, jak bardzo zwierzę było onieśmielone i zmotywowane. Dlatego też Toth zaleca, by państwo poświęcali swoim ulubieńcom jak najwięcej czasu i nie ograniczali się do jednej czy dwóch gier. Pies nie tylko staje się śmielszy i towarzyski, ale także rzadziej się nudzi. Rasa psa nie była istotnym czynnikiem. Psy wyhodowane pierwotnie do walk i obrony, np. teriery, wydawały się tylko czerpać więcej satysfakcji z przeciągania się. Nieco ważniejsza niż rasa okazała się płeć. Psy były bardziej pewne siebie od suk, częściej wolały też zabawy z przeciąganiem. Specjaliści nie są zaskoczeni wynikami uzyskanymi przez Węgrów. Podkreślają, że psy zostały udomowione właśnie po to, by towarzyszyć ludziom w pracy i umilać im wolny czas. Nic dziwnego, że z czasem pociąg do zabawy stał się tak silny, że w czasie igraszek czworonogi zapominają o swoich lękach i obawach. Lisa Peterson z Amerykańskiego Związku Kynologicznego nie poleca jednak zabaw w przeciąganie, ponieważ, wg niej, z czasem mogą one wyzwolić instynkty maskowane przez chęć zabawy: współzawodnictwo czy chęć zdominowania i zdobycia wyższej pozycji w hierarchii. Treserka podkreśla, że najistotniejsze jest nie to, kto wygrywa, ale kto sprawuje władzę. To właściciel decyduje, kiedy zabawa się kończy, a pies porzuca zabawkę.
  18. Naukowcy z Uniwersytetu Johnsa Hopkinsa przybliżyli nas o krok do zrozumienia wrażliwości na ból. Mówiąc precyzyjniej, ustalili, dlaczego nasza wrażliwość na to nieprzyjemne doznanie jest zmienna w zależności od stanu fizjologicznego. Udało się to dzięki identyfikacji genu regulującego komórkowy "czujnik temperatury". Zdolność do odczuwania gorąca oraz bólu związanego ze spożyciem pikantnych przypraw jest zależna od białka zwanego TRPV1. Ma ono charakter kanału jonowego, tzn. ma kształt zamykalnego tunelu przenikającego przez błonę komórkową (w tym wypadku jest to błona komórkowa neuronów). W przypadku podwyższenia temperatury otoczenia lub kontaktu z niektórymi substancjami odpowiedzialnymi za ostry smak (np. z obecną w pikantnych papryczkach kapsaicyną), kanał otwiera się, a jony, pełniące tutaj funkcję nośnika informacji, przepływają swobodnie pomiędzy komórką i jej otoczeniem. W efekcie następuje depolaryzacja błony, czyli częściowe wyrównanie ładunków elektrycznych po obu jej stronach. Zmiana ta jest równoważna z powstaniem impulsu elektrycznego, który jest następnie wysyłany do mózgu. Co jest jednak ciekawe, pobudliwość kanału jonowego nie jest stała. Skłoniło to naukowców do poszukiwania cząsteczki modulującej funkcję TRPV1, którą okazało się białko zwane Pirt. Aby lepiej zrozumieć działanie nowo odkrytej proteiny, naukowcy wyhodowali myszy pozbawione zdolności syntezy Pirt. Zauważono, że gryzonie takie wytrzymywały znacznie dłuższy pobyt na rozgrzanej powierzchni w porównaniu do "normalnych" zwierząt. Przeprowadzono także test, w którym jedną z łapek zwierzęcia smarowano roztworem powodującej uczucie palenia kapsaicyny. W normalnych warunkach mysz po takiej ekspozycji liże swoją kończynę, aby ją schłodzić, lecz przy braku Pirt zwierzęta nie robiły tego. Świadczy to najprawdopodobniej o tym, że myszy nie odczuwały w takiej sytuacji bólu. Co ciekawe jednak, w przypadku ekspozycji na olejek musztardowy gryzonie nie wykazywały różnic w zachowaniu niezależnie od tego, czy były zdolne do wytwarzania Pirt, czy też nie - w każdym przypadku lizały łapę, co świadczy o odczuwaniu bólu. Oznacza to, że proteina odpowiada specyficznie za reakcję neuronów na kapsaicynę. W tym momencie naukowcy byli już o krok od udowodnienia, że dokładny mechanizm działania białka Pirt polega na regulacji działania kanału jonowego TRPV1. Aby ostatecznie potwierdzić postawioną hipotezę, postanowili zbadać wielkość ładunku elektrycznego powstającego na powierzchni neuronu w odpowiedzi na ciepło lub obecność kapsaicyny. Stwierdzili dzięki temu, że brak Pirt powoduje wytwarzanie znacznie słabszego impulsu elektrycznego, co przekłada się na mniej intensywny bodziec bólowy. Okazuje się jednak, że na tym nie koniec, bo do działania tego regulatora konieczny jest jeszcze jeden składnik, zwany fosfolipidem (jest to jedna z pochodnych tłuszczów). Dokładniejsze poznanie sposobów regulacji doznań bólowych może pomóc w opracowaniu coraz doskonalszych środków przeciwbólowych, które blokowałyby wyłącznie wrażenia bólowe, nie powodując jednocześnie dodatkowych objawów ze strony układu nerwowego. Zanim to się jednak stanie, z pewnością potrzeba będzie jeszcze wielu lat i przynajmniej kilku lat eksperymentów. Szczegółowe informacje na temat eksperymentu opisano w najnowszym numerze czasopisma Cell, uznawanego za jedno z najważniejszych na świecie w tej dziedzinie.
  19. Osiemdziesięciu sześciu pandom wielkim (Ailuropoda melanoleuca) ze słynnego chińskiego Rezerwatu Natury Wolong nic się nie stało. Na szczęście nie ucierpiały wskutek trzęsienia ziemi, które ostatnio nawiedziło prowincję Syczuan, bo zostały w porę ewakuowane w bezpieczne miejsca – poinformowała Chińska Administracja Leśna. Park o powierzchni 2 tysięcy metrów kwadratowych znalazł się w pobliżu epicentrum wstrząsów. Zwierzęta żyją tam w lesie bambusowym, zlokalizowanym na zboczach góry Siguniang. Władze podały, że w centrum rozmnażania w Chengdu trzęsienie ziemi przeżyło 60 pand, a 8 kolejnych w położonej bardziej na południe mniejszej bazie Ya'an. Obawiano się o los zwierząt z Wolong, ponieważ po katastrofie naturalnej wszelka łączność z rezerwatem została zerwana. Pracownikom udało się jednak zadzwonić do Chińskiej Administracji Leśnej z telefonu satelitarnego. Do Wolong National Nature Reserve trudno się dostać nawet w normalnych okolicznościach. Znajduje się on pomiędzy wzniesieniami terenu na północ od Chengdu. Prowadząca doń kręta droga została miejscami całkowicie zniszczona. Dzień po trzęsieniu ratownikom udało się dotrzeć pieszo jedynie w pobliże rezerwatu. Pandy wielkie są tak rzadkie i tak wolno się rozmnażają, że jakikolwiek uszczerbek na liczebności populacji byłby tragedią. W Wolong turystom zaopatrzonym w sterylne rękawice, fartuchy i ochraniacze na buty daje się możliwość bezpośredniego obcowania z młodymi pandami.
  20. Próba terapii genowej, mającej na celu zastąpienie uszkodzonego genu CLN2 jego poprawną wersją, pozwoliła na znaczne spowolnienie rozwoju objawów choroby neurodegeneracyjnej związanej z obecnością jego nieprawidłowej kopii. Jest to bardzo ważny krok naprzód w rozwoju terapii genowych, a powodzenie próby będzie najprawdopodobniej oznaczało lawinowe uruchomienie analogicznych prób skierowanych na leczenie innych chorób genetycznych. Stanowiąca cel terapii późna dziecięca lipofuscynoza ceroidowa (LINCL - od ang. Late Infantile Neuronal Ceroid Lipofuscinosis) to genetyczny zespół dziedziczony autosomalnie recesywnie. Oznacza to, że problematyczny gen leży poza chromosomami płci (X lub Y), a do wywołania choroby konieczne jest uszkodzenie obu kopii genu CLN2 - zarówno tej pochodzącej od matki, jak i od ojca. Z klinicznego punktu widzenia LINCL jest formą choroby Battena - schorzenia, w którym dochodzi do nadmiernego odkładania złogów substancji zwanej lipofuscyną wewnątrz neuronów (w zdrowych komórkach powinno dochodzić do trawienia i usunięcia tego związku z komórki). Prowadzi to do stopniowego obumierania komórek nerwowych, co objawia się m.in. ogólnym upośledzeniem funkcji poznawczych, zaburzeniami widzenia, utratami przytomności czy pogorszeniem zdolności do poruszania się. Próba kliniczna, w której wzięło udział dziesięcioro dzieci, polegała na podaniu im tzw. AAV, czyli wirusa związanego z adenowirusami (ang. Adeno-Assoiated Virus). Eksperyment taki polega na zaaplikowaniu jednocześnie dwóch wirusów: samego AAV, będącego nośnikiem genu (w tym wypadku była to poprawna kopia genu CLN2, który miał naprawić defekt genetyczny), oraz adenowirusa (pospolitego wirusa powodującego np. typowe przeziębienia) jako wirusa pomocniczego, niezbędnego do skutecznego wprowadzenia AAV. Jest to jedna z najskuteczniejszych spośród znanych obecnie technik wprowadzania materiału genetycznego do organizmu za pomocą wirusa. Eksperyment przeprowadził zespół naukowców z nowojorskiego Weill Cornell Medical College, którego pracom przewodniczył Ronald Crystal. Badane dzieci obserwowano przez 18 miesięcy od momentu rozpoczęcia terapii eksperymentalnej. W tym czasie zaobserwowano wyraźne spowolnienie rozwoju objawów choroby w porównaniu do dzieci nieleczonych. I choć nie obyło się bez efektów ubocznych (spowodowanych na przykład, lecz nie tylko, przez immunogenność adenowirusa, tzn. jego zdolność do pobudzania odpowiedzi immunologicznej), udało się osiągnąć zamierzony efekt terapeutyczny. Testowana metoda, choć wciąż niedoskonała, jest znaczącym krokiem naprzód w dziedzinie terapii genowej. Istnieje duża szansa, że wady stosowanej obecnie techniki zostaną w niedalekiej przyszłości zniwelowane np. poprzez lepszy dobór nośników, które wprowadzają gen do komórek (nośnik taki nazywamy wektorem). Jak ocenia niezwiązany z projektem lekarz specjalista ds. terapii genowej, James M. Wilson z University of Pennsylvania School of Medicine, Ta próba kliniczna jest ważnym krokiem naprzód w kierunku rozwoju terapii dla tej grupy niedostatecznie skutecznie leczonych chorób neurodegeneracyjnych.
  21. W 2007 r. nurkowie specjalizujący się w odkryciach archeologicznych znaleźli w Rodanie w pobliżu Arles rzeczywistych rozmiarów marmurowe popiersie postarzałego Juliusza Cezara. Francuskie Ministerstwo Kultury ogłosiło, że powstało ono ok. 46 roku p.n.e., co oznacza, że to najstarsze tego typu przedstawienie imperatora. Twarz kamiennego Cezara znaczą zmarszczki. Oprócz popiersia w wodzie natrafiono na szereg innych obiektów, m.in. marmurową rzeźbę Neptuna. Ma ona wysokość 180 cm i powstała w pierwszym dziesięcioleciu III wieku n.e. Poza tym nurkowie wyłowili dwie mniejsze (70-cm) figurki z brązu. Jedna z nich przedstawia satyra z dłońmi splecionymi za plecami. Wg archeologów, pochodzą one ze starożytnej Grecji. To, że popiersie znaleziono właśnie w tym rejonie południowej Francji, może nie być dziełem przypadku, ponieważ Juliusz Cezar był założycielem Arles. Michel L'Hour, szef Wydziału Podwodnych Badań Archeologicznych, którego nurkowie znaleźli skarb, zaznacza, że należy dojść do tego, w jakim kontekście [a więc z jakiego powodu] figury zostały wrzucone do rzeki. Badania dopiero się zaczęły i będą kontynuowane latem br.
  22. Firma Arch Therapeutics poinformowała, że wkrótce rozpocznie kliniczne testy nanomateriału, który niemal natychmiast zatrzymuje krwawienie. Materiał został opracowany na słynnym MIT, a Arch Therapeutics kupiła licencję. Floyd Loop, doradca Arch Therapeutics, były kardiochirurg i ordynator Cleveland Clinic mówi, że nowy materiał znajdzie zastosowanie przede wszystkim podczas operacji serca, mózgu czy prostaty. Zauważa, że często podczas operacji onkologicznych chirurdzy usuwają dobrze unaczynione guzy i powstrzymanie krwawienia z przeciętych naczyń jest długotrwałe, a pacjent traci dużo krwi, przez co jego rehabilitacja trwa dłużej. Nowy materiał zahamuje krwawienie błyskawicznie i, zdaniem Loopa, zmniejszy ryzyko infekcji. Drugim miejscem zastosowań jest ratowanie ofiar wypadków. Jego aplikacja jest bardzo prosta, a ponadto po jakimś czasie organizm z łatwością go wchłania, więc w przeciwieństwie do innych opatrunków, nie trzeba go usuwać. Można go pozostawić nawet w głębokiej ranie, która później zostanie zaszyta. Loop zastrzega jednak, że konieczne są dalsze testy, które pozwolą sprawdzić, czy materiał nadaje się do zastosowanie poza salą operacyjną. Materiał o którym mowa to syntetyczne białko, które opracowano na MIT na początku lat 90. Jednak dopiero niedawno odkryto, że tamuje ono krwawienie. Do odkrycia doszło przypadkiem. Zatrudniony w Wydziale Mózgu i Nauk Poznawczych Rutledge Ellis-Behnke postanowił sprawdzić, czy białko pomoże w szybszym gojeniu się ran mózgu. Gdy nałożył na ranę płyn zawierający syntetyczne białko, krwawienie ustało w ciągu kilku sekund. Okazało się, że nowe białko w słonym płynnym środowisku błyskawicznie tworzy długie włókna i zamienia się w żel, który stanowi fizyczną barierę dla wszelkich płynów w organizmie. Dokonane przypadkowo odkrycie, o ile uda się je zastosować w praktyce, może oznaczać przełom w chirurgii i ratownictwie medycznym. Oczywiście wiele firm pracuje nad metodami powstrzymywania krwawienia. Żadne jednak nie ma tak wielu zalet. Dotychczas opracowane techniki działają wolniej, mogą prowadzić do uszkodzenia tkanek lub też muszą być usuwane z rany. Ze szczegółami działania materiału można zapoznać się na stronach pisma Nanomedicine oraz na stronie University of Hong Kong.
  23. Japońska Agencja Eksploracji Kosmosu (JAXA) poinformowała o zestawieniu rekordowo szybkiego łącza satelitarnego. Podczas testów niedawno wystrzelonego satelity telekomunikacyjnego udało się ustanowić połączenie pozwalające na przesył danych z prędkości 1,2 gigabita na sekundę w każdą ze stron. Informacje pomiędzy Ziemią a satelitą Kizuna były wymieniane dwoma kanałami o przepustowości 622 megabitów na sekundę każdy. Kizuna został wystrzelony 23 lutego, a jego zadaniem jest zapewnienie połączenia z Internetem w miejscach trudno dostępnych. Będzie też wykorzystywany awaryjnie do zapewnienia łączności podczas nawiedzających Azję katastrof naturalnych. Jedną z największych zalet Kizuny jest wykorzystanie na pokładzie satelity specjalnego przełącznika ATM (Asynchronous Transfer Mode), który znakomicie przyspiesza wymianę danych. Zwykle, by skorzystać z internetowej łączności satelitarnej, sygnał musi przejść z punktu, z którego został wysłany do specjalnej stacji nadawczej, tam jest demodulowany, ustawiany na odpowiedniego satelitę, remodulowany i wysyłany do satelity. Kizuna potrafi wszystkie te czynności wykonać samodzielnie. Testy Kizuny przeprowadzono już w marcu i kwietniu. Wówczas dzięki antenie o średnicy 45 centymetrów osiągnięto transfery rzędu 1,5 Mbit/s od użytkownika i 155 Mb/s do użytkownika. Z kolei antena o średnicy 1,2 metra pozwalała na transfer 155 Mb/s w obie strony. Wówczas była to rekordowa prędkość uzyskana za pomocą równie małej anteny.
  24. Leniwce wcale nie są aż takimi śpiochami, za jakie zwykło się je uważać. W niewoli rzeczywiście potrafią spać do 16 godzin na dobę, lecz na wolności drzemią mniej niż 10 godzin dziennie (Biology Letters). Naukowcy schwytali 3 zwierzęta z lasów deszczowych Panamy i przymocowali im urządzenie monitorujące czas snu. Wg badaczy, ich najnowsze studium może pomóc w rozwiązaniu problemów osób cierpiących na zaburzenia snu. Dr Niels Rattenborg z Instytutu Ornitologii Maxa Plancka w Starnberg podkreśla, że po raz pierwszy udało się wykazać, że utrwalanie wzorców snu i czuwania u dzikich zwierząt jest możliwe. Okazało się, że w swoim naturalnym środowisku leniwce śpią o wiele krócej, niż sądzą ludzie i krócej niż w ogrodach zoologicznych. Dalej są więc leniwcami w kategoriach prędkości poruszania się, ale jeśli chodzi o sen, nie wydają się spać szczególnie długo. W eksperymencie międzynarodowego zespołu naukowców z USA, Szwajcarii i Niemiec wzięły udział samice leniwca pstrego (Bradypus variegates). Złapano je na wyspie Barro Colorado na Kanale Panamskim, w pobliżu Smithsonian Tropical Research Institute. To pierwsze badania przeprowadzone w naturze, ponieważ wcześniej nie dysponowano odpowiednim sprzętem. Śledzenie elektrycznej aktywności mózgu oznaczało przeprowadzenie inwazyjnego zabiegu chirurgicznego, a urządzenie zapisujące dane również nie należało do lekkich. Zespół Rattenborga dysponował jednak dwoma udogodnieniami, które przesądziły o powodzeniu projektu. Aleksiej Wysocki z Uniwersytetu w Zurychu zaprojektował "czarną skrzynkę", która może przechowywać dane z kilku dni. Powstało ono z myślą o udomowionych gołębiach, ale można je też wykorzystać u innych niezbyt dużych zwierząt. Druga rzecz to przenośne urządzenie do EEG. Wygląda jak krążek do hokeja. Nie wymaga implantowania elektrod w mózgu, a jedynie wprowadzenia ich tuż pod powierzchnię skóry głowy. Na przetestowanie sprzętu właśnie na leniwcach zdecydowano się z dwóch powodów. Po pierwsze, są znane ze swojej powolności i spokojnego usposobienia. Po drugie, od dawna uważano, że są prawdziwymi rekordzistami w dziedzinie długości snu. Poza opisanym ekwipunkiem, każda samica dostała obrożę z nadajnikiem radiowym (dzięki temu można było kontrolować ich przemieszczanie się). Zwierzęta śledzono przez 3-5 dni. Dwa kolejne osobniki obserwowano aż przez 7 miesięcy. Teoria, że zwierzęta trzymane w niewoli śpią dłużej od swoich wolnych pobratymców, wcale nie jest nowa. Członkowie ekipy Rattenborga byli jednak zaskoczeni, że różnica w liczbie godzin odpoczynku jest taka duża. Leniwce z ogrodów zoologicznych śpią ok. 15,85 h, a żyjące na wolności tylko 9,63. Powód? Życie w zoo eliminuje konieczność poszukiwania pożywienia i wystrzegania się drapieżników, ponadto z pewnością nie dostarcza wielu wrażeń. Naukowcy chcą zbadać w naturze wzorce snu innych gatunków. Jeśli badamy zwierzęta w ich naturalnym środowisku, gdzie wzorce snu ewoluowały, może nam to pozwolić na odkrycie ewolucyjnych funkcji snu. To z kolei ma wpływ na zrozumienie snu u ludzi.
  25. Jak bardzo pikantna jest dana papryczka chilli czy przygotowany na jej bazie sos? By umiejscowić ją jakoś na skali Scoville'a, można wykorzystać subiektywną opinię wyszkolonego kipera albo kosztowne urządzenie. Richard Compton i jego zespół z Uniwersytetu Oksfordzkiego przekonują jednak, że najlepiej jednak zaprzęgnąć do pracy nanorurki węglowe. Gwarantuje to obiektywizm i sporą oszczędność pieniędzy (The Analyst). Tradycyjna skala chemika Wilbura Scoville'a powstała niemal 100 lat temu, bo w 1912 roku. Pikantność jest oceniana na podstawie zawartości kapsaicyny. Im więcej tego związku w danej odmianie papryki, tym ostrzejszy ma ona smak. Sos chilli rozcieńcza się do momentu, kiedy 5 kiperów przestaje wyczuwać charakterystyczne szczypanie. Stopień rozcieńczenia jest oficjalną miarą ostrości papryki. Na tej podstawie przypisuje się jej miejsce na skali. Compton zwraca uwagę, że jego metoda jest o wiele tańsza od jedynej dostępnej do tej pory metody analitycznej: wysokosprawnej chromatografii cieczowej (ang. high-pressure liquid chromatography), w ramach której ekstrahowano kapsaicynę z sosu i określano jej stężenie. Poza ceną, ma ona jeszcze jeden minus. Różne kapsaicynoidy są najpierw wydzielane i mierzone tylko po to, by zostać ponownie wymieszane i przyrównane do skali. Urządzenie Brytyjczyków mierzy stężenie poszczególnych rodzajów kapsaicyny jednocześnie. Elektrody z nadrukowaną warstwą nanorurek węglowych na wierzchu pokrywa się próbką sosu czy papryki. Ponieważ nanorurki mają dużą powierzchnię, absorbują sporą jej część. Następnie całą "maszynerię" zanurza się w roztworze etanolu. Kapsaicyna ulega utlenieniu, czego skutkiem jest przepływ prądu. Im więcej kapsaicyny, tym większe ma on natężenie. Przetestowano szereg sosów chilli i uzyskano podobne wyniki jak za pomocą skali Scoville'a. Oznacza to, że metoda działa. Teraz Compton próbuje opatentować urządzenie i chciałby rozpocząć jego sprzedaż. Wg niego, przydałoby się ono jako wykrywacz ostrości zarówno kucharzom zawodowym, jak i amatorom.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...