Skocz do zawartości
Forum Kopalni Wiedzy

KopalniaWiedzy.pl

Super Moderatorzy
  • Liczba zawartości

    36789
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

    nigdy
  • Wygrane w rankingu

    210

Zawartość dodana przez KopalniaWiedzy.pl

  1. W laboratoriach Microsoftu trwają prace nad nowym sposobem komunikacji pomiędzy człowiekiem a komputerem. Inżynierowie z Redmond we współpracy z naukowcami z University of Washington w Seattle pracują nad zakładaną na ramię opaską, która będzie rozpoznawała ruchy palców, rejestrując aktywność mięśni. MUCI (muscle-computer interface) ma przydać się tam, gdzie osoba sterująca komputerem będzie zaangażowana w inne czynności, uniemożliwiające skorzystanie z klawiatury. Opaska założona poniżej łokcia pozwoli np. na sterowanie komputerem podczas jazdy samochodem. Wystarczy, że, trzymając dłonie na kierownicy, będziemy poruszali palcami. Z MUCI skorzystają też np. osoby biorące udział w firmowych spotkaniach. Specjaliści pracujący nad opaską mówią, że inne metody sterowania maszyną, takie jak rozpoznawanie mowy czy gestów, są wciąż bardzo niedoskonałe, a ich wykorzystanie w wielu sytuacjach jest niemożliwe. Obecnie prototypowa opaska składa się z 10 czujników, które odczytują aktywność elektryczną mięśni. Podobne metody stosuje się w prototypowych nowoczesnych protezach kończyn. Problem jednak w tym, że ich użycie wymaga długotrwałych ćwiczeń pod okiem eksperta. Urządzenie, które ma być wykorzystywane przez przeciętnego człowieka, nie może być jednak aż tak skomplikowane w obsłudze. MUCI ma więc być maksymalnie proste. Użytkownik powinien móc założyć opaskę bez konieczności zastanawiania się, czy założył ją prawidłowo i czy czujniki są w odpowiedniej pozycji. Następnie czujniki same się kalibrują, w zależności od położenia opaski. W przyszłości opaska może przybrać formę zegarka czy biżuterii. Dotychczas przeprowadzono badania na 10 ochotnikach. Wykazały one, że prototyp jest w stanie prawidłowo rozpoznać ruchy wszystkich 10 palców z 95-procentową dokładnością. Co więcej, rozpoznaje też trzy różne siły nacisku palca. Urządzenie działa bardzo dobrze, jeśli ramię jest nieruchome i np. opiera się o biurko - mówi Desney Tan z Microsoftu. Podkreśla jednak, że MUCI znajduje się w bardzo wczesnej fazie rozwoju i potrzeba jeszcze dużo pracy, by uzyskać równie wielką dokładność w czasie, gdy użytkownik będzie ruszał całym ramieniem. Pozostaje też problem wydawania poleceń. Niektóre z nich będą banalnie proste. Odpowiedni ruch określonym palcem podczas jazdy samochodem umożliwi odebranie telefonu. Naukowcy zastanawiają się jednak, jak za pomocą MUCI wprowadzać tekst. Można skorzystać z alfabetu Morse'a, ale mamy nadzieję, że nie jest to jedyne wyjście, bo nie jest łatwo się go nauczyć, a pisanie za jego pomocą jest powolne - mówi Tan. Stephen Brewster, specjalizujący się w interfejsach komputerowych naukowiec z University of Glasgow, jest pod wrażeniem osiągnięć Amerykanów. Uzyskanie 95-procentowej dokładności przy rozpoznawaniu prostych gestów to niezły wynik. To daje możliwość sterowania urządzeniami w czasie gdy, na przykład, niesiesz ciężkie walizki - mówi. Dodaje jednak, że jeśli MUCI ma być wykorzystane do wprowadzania tekstu, to musi zostać udoskonalone.
  2. Pracujący z amerykańskim Narodowym Instytutem Zdrowia naukowcy donoszą o stworzeniu nowej metody, która pozwala na zbadanie zawartości tlenu w guzie nowotworowym bez uzyskiwania bezpośredniego dostępu do jego wnętrza. Technologia ta ma szansę stać się ważnym krokiem naprzód, pozwalającym na optymalizację terapii u indywidualnych pacjentów. Może to mieć bezpośredni wpływ na ogólną skuteczność leczenia wielu typów nowotworów. Dlaczego badanie poziomu tlenu w guzie jest tak ważne? Jest to istotne przede wszystkim podczas planowania radioterapii. Stosowane w tej procedurze promieniowanie ma na celu uszkodzenie DNA chorych komórek i w efekcie ich zabicie. Przeważnie nie dzieje się to jednak bezpośrednio, lecz właśnie za pośrednictwem tlenu i jego związków. Cząsteczki tego życiodajnego gazu rozpadają się pod wpływem uderzających w nie fal na tzw. wolne rodniki, które trwale uszkadzają DNA komórek. Z tego powodu dokładna znajomość ilości tlenu w nowotworze może być istotna podczas decyzji o wyborze odpowiedniego leczenia. Kolejnym powodem, dla którego pomiar stężenia tlenu jest tak bardzo istotny, jest jego wpływ na złośliwość guza. Udowodniono bowiem, że guzy wysycone tlenem w mniejszej ilości mają znacznie wyraźniejszą tendencję do tworzenia przerzutów. Są także trudniejsze do usunięcia, gdyż żyjąc długo w stanie niedotlenienia, "zahartowały się" i nabrały oporności na wiele typów terapii. Obniżona ilość tlenu zmniejsza także podatność guza na chemioterapię, lecz mechanizm tego zjawiska nie jest do końca zrozumiały. Obecnie lekarze są w stanie zbadać ilość tlenu w chorej tkance wyłącznie poprzez bezpośredni pomiar pobranego wycinka. Jest to metoda prosta i tania, lecz, niestety, często nieosiągalna (np. wtedy, gdy guz jest położony zbyt głęboko). Z odsieczą przybyli specjaliści z zakresu fizyki medycznej i diagnostyki obrazowej. Stworzyli oni system łączący dwie techniki badania metodą rezonansu magnetycznego, który ma szansę zrewolucjonizować proces planowania leczenia nowotworów. Na wspomniany tandem składają się dwa rodzaje badań: elektronowy rezonans paramagnetyczny oraz jądrowy rezonans magnetyczny. Pierwsza z nich pozwala wykryć związki z nieparzystą liczbą elektronów, czyli wolne rodniki. To właśnie one bezpośrednio uszkadzają DNA, prowadząc tym samym do śmierci komórki. Z kolei jądrowy rezonans magnetyczny to technika pozwalająca na określenie rozmieszczenia atomów poszczególnych pierwiastków w organizmie. Połączony obraz z obu tych badań pozwala określić, ile tlenu znajduje się w nowotworze oraz jaka jest jego zdolność do wytwarzania toksycznych dla DNA wolnych rodników. To z kolei pozwala przewidzieć, jak skuteczna będzie radioterapia w niszczeniu nieprawidłowych komórek. Dr Mark Dewhirst, profesor specjalizujący się w tematyce radioterapii onkologicznej, komentuje odkrycie następująco: Obrazowanie opisane w tym badaniu dostarcza wszelkich informacji pozwalających na ocenę poziomu tlenu w guzach, a także umożliwia ocenę przyczyn jego ewentualnego niedoboru w nowotworze. W związku z tym, że technika jest całkowicie nieinwazyjna dla pacjenta, można ją wykonywać wielokrotnie i w ten sposób oceniać na bieżąco skuteczność leczenia. Niestety, istnieją też spore problemy związane z rozwojem tej technologii. Najważniejszy z nich wynika z faktu, że dotychczas urządzenie testowano wyłącznie na myszach, co może przynieść problemy przy próbie "przeniesienia" badań na człowieka. Z tego powodu niezbędne jest przeprowadzenie jeszcze wielu testów na różnych gatunkach zwierząt, by w końcu, jeśli wszystko dobrze pójdzie, uruchomić testy na pacjentach.
  3. Holenderska ekolog Roxina Soler wraz ze swoim zespołem odkryła nieznany dotąd sposób komunikacji wśród owadów. Naukowcy zauważyli, że roślinożerne insekty używają liści drzew niczym telefonu. Wymiana informacji zachodzi pomiędzy owadami żyjącymi nad ziemią oraz ich latającymi krewniakami. Szkodniki żyjące nad ziemią oraz pod jej powierzchnią unikają wzajemnej konkurencji przy wyborze rośliny, na której chcą się osiedlić i żywić. Aby to sobie zapewnić, żyjące pod ziemią zwierzęta wydzielają do soków rośliny substancje informacyjne, które następnie wraz z wodą przemieszczają się w górę pędu, napędzane siłą zasysającą wytworzoną przez parowanie wody z liści. Kiedy latający insekt poczuje obecność określonej substancji w sokach rośliny lub w otaczającym ją powietrzu (substancja informacyjna jest związkiem lotnym), szuka innego żywiciela. W ten sposób możliwe jest "przesłanie" informacji pomiędzy dwoma organizmami, które w normalnych okolicznościach nie mają ze sobą nawet kontaktu wzrokowego. Odkrycie pani Soler jest wyjaśnieniem dokonanej kilka lat wcześniej obserwacji. Zauważono wówczas, że szkodniki nad- i podziemne z powodu nieznanych wówczas interakcji unikają bytowania na jednej roślinie. Zespół odkrył także, że jeśli już dojdzie do takiej sytuacji, jest ona wyraźnie niekorzystna dla obu stron. W związku z tym system "telefoniczny" powstał najprawdopodobniej w drodze selekcji naturalnej - osobniki, które go wykształciły i w ten sposób unikały niepotrzebnej konkurencji, radziły sobie znacznie lepiej w środowisku. Przy okazji odkryto jeszcze jedną ciekawą zależność. Zauważono bowiem, że całą tę subtelną komunikację "podsłuchuje" pewien gatunek pasożytniczych pszczół, które składają jaja w ciałach owadów żerujących na liściach. Jeżeli taka pszczoła przelatuje obok rośliny i wyczuwa zapach wytwarzany przez szkodnika korzeni, wtedy wie, że nie może liczyć na obecność żywiciela i porzuca dane miejsce, szukając kolejnego. Badacze przypuszczają, że proces komunikacji z wykorzystaniem roślin może być bardziej rozpowszechniony w naturze, niż się nam wydaje. Weryfikacja tej teorii wymaga jednak dalszych badań.
  4. Po raz pierwszy od złożenia propozycji kupna Yahoo!, Microsoft zasugerował, że może wycofać swoją ofertę. Steve Ballmer, prezes koncernu stwierdził, że Microsoft jest gotowy do marszu naprzód bez łączenia się z Yahoo!. Ballmer stwierdził jednocześnie, że najlepszym wyjściem byłby zakup Yahoo!, gdyż wspólnie firmy mogłyby konkurować z potężnym Google'em. Prezes Microsoftu mówi jednak, że jeśli do przejęcia Yahoo! nie dojdzie, to jego koncern nadal będzie realizował swoje plany ekspansji w Sieci. W sobotę upływa termin ultimatum, jakie Microsoft dał Yahoo!. Już przed kilkoma tygodniami pojawiły się głosy analityków, że Microsoft może wycofać swoją ofertę. Nie oznaczałoby to jednak rezygnacji z planów przejęcia portalu, ale dalsza część walki o jego przejęcie. Jeśli Microsoft oficjalnie wycofa ofertę, to cena akcji Yahoo! może gwałtownie spaść. Wówczas koncern z Redmond może wystąpić z nową, mniej korzystną propozycją i liczyć na to, że akcjonariusze, obawiając się po raz kolejny straty okazji do zarobienia pieniędzy, zmuszą zarząd do przyjęcia propozycji Microsoftu.
  5. Muzułmańscy teologowie, zebrani w Katarze na konferencji "Mekka, Centrum Ziemi, teoria i praktyka" uważają, że czas uniwersalny (GMT) powinien zostać zastąpiony "czasem Mekki". Ich zdaniem Mekka wyznacza centrum naszej planety i to od tego punku powinien być obliczany czas, a nie od obserwatorium w Greenwich. Wspomniana konferencja to część większego zjawiska o nazwie "Ijaz al-Koran", trendu zgodnie z którym poszukuje się w Koranie danych, które później zostały odkryte przez współczesną naukę. Część muzułmańskich teologów krytykuje takie podejście mówiąc, że twierdzenie, jakoby współczesna empiryczna wiedza została zapowiedziana w Koranie, spłyca świętą księgę i pozbawia ją wymiaru duchowego
  6. Doktor Suzanne Higgs z Uniwersytetu w Birmingham odkryła zjawisko, które z pewnością docenią osoby odchudzające się. Skupianie uwagi na niedawno zjedzonym posiłku zmniejsza chęć sięgania po przekąski. W eksperymencie wzięło udział 47 studentek. Po zjedzeniu obfitego lunchu poproszono je o przeznaczenie 30 minut na przemyślenie pewnej kwestii. Połowa miała opisać detale ostatniego posiłku, a reszta szczegóły związane z dojazdem do kampusa. Potem wszystkie panie zaczęto częstować ciasteczkami. Wcześniej jednak, by zamaskować prawdziwy cel naukowców, przeprowadzono test smakowy. Kobiety, które myślały o jedzeniu, sięgały po herbatniki mniej chętnie (aż o 40%) niż przedstawicielki płci pięknej dumające o podróżach. Dr Higgs zwraca uwagę, że inne studia sugerowały, że myślenie o jedzeniu zwiększa ilość spożywanych potem pokarmów, zwłaszcza u ludzi, którzy się odchudzają. Pani psycholog przedstawia jednak wyjaśnienie rozbieżności uzyskanych wyników. Wg niej, różnica polega na tym, że jej eksperyment polegał na przypominaniu sobie konkretnego posiłku, a nie na aktywowaniu ogólnych wspomnień pokarmu. Naukowcy przypuszczają, że świeże ślady pamięciowe znajdują się w tej samej części mózgu, która odgrywa ważną rolę w podejmowaniu decyzji, czyli w hipokampie. Jedna z możliwości jest taka, że wspomnienie ostatniego posiłku wzmacnia oddziaływanie tej konkretnej informacji na proces decyzyjny. Efekt wzmagał się z upływem czasu. Po trzech godzinach od lunchu różnice w apetycie obu grup stawały się bardziej widoczne. Odkryta zależność między pamięcią a wagą ciała jest niezwykle ważna. Badania sugerują, że to, jak dobrze ktoś pamięta [ostatni posiłek], może być czynnikiem pozwalającym wyjaśnić, czemu pewni ludzie jedzą więcej od innych. Co więcej, zjawisko to tłumaczy, przynajmniej częściowo, obserwowany ostatnimi laty zatrważający wzrost liczby osób otyłych. Bardzo często jemy, oglądając telewizję, czytając bądź siedząc przed komputerem. Najprawdopodobniej utrudnia to zapamiętywanie, a więc i odtwarzanie listy zjedzonych produktów. W ten sposób nieświadomie sabotujemy plany zrzucenia kilku zbędnych kilogramów. Eksperci sugerują, że leki wzmagające aktywność hipokampa mogłyby hamować apetyt.
  7. Na Purdue University powstaje urządzenie, które pozwoli lekarzom precyzyjnie określić ilość promieniowania, jaką podczas radioterapii zaaplikowano guzowi. Dzięki niemu ta metoda walki z nowotworem będzie miała mniej skutków ubocznych. Urządzenie jest prostszą wersją dozymetru, przyrządu, w który wyposażane są osoby pracujące w środowiskach skażonych promieniowaniem jonizującym. Dozymetr służy do określania indywidualnej dawki promieniowania, na jakie został narażony pracownik. Przyrząd opracowywany na Purdue zamknięto w kapsułce o długości dwóch centymetrów i średnicy 2,5 milimetra. Można więc wstrzyknąć go do ciała pacjenta za pomocą dużej igły. Składa się ono z drutu i kondensatora przechowującego ładunek elektryczny. Razem charakteryzują się one określoną wartością rezonansu magnetycznego. Przechowywany w kondensatorze ładunek zanika pod wpływem promieniowania jonizującego. W wyniku tego zmienia się wartość rezonansu urządzenia, a zmiany są wykrywane przez zewnętrzną antenę. W ten sposób, jak mówi Babak Ziaie, szef zespołu pracującego nad urządzeniem, mierzona jest dawka promieniowania, którą otrzymał guz. Co ważne, jedno urządzenie może być używane podczas wielu sesji radioterapii, aż do całkowitego wyczerpania kondensatora. Podobne urządzenie o nazwie DVS (dose verification system - system weryfikacji dawki) opracowała firma Sicel Technologies. Uzyskała ona zgodę na wykorzystywanie DVS w leczeniu raka piersi i prostaty. Jednak urządzenie powstające na Purdue jest znacznie prostsze, nie zawiera żadnych układów scalonych, a więc można je łatwiej i taniej wyprodukować. Radioterapia to jeden z najpopularniejszych sposobów zwalczania nowotworów. Wciąż jednak nie istnieje metoda, która pozwoliłaby na precyzyjne określenie dawki promieniowania, która dotarła do guza. Urządzenia podobne do DVS czy tego, które powstaje na Purdue, mogą to zmienić. Ziaie ma nadzieję, że przed końcem bieżącego roku rozpoczną się testy na zwierzęta, a w ciągu dwóch lat urządzenie będzie testowane na ludziach.
  8. Chemicy z Purdue University opracowali nową metodę tworzenia kryształów podobnych do diamentów, które pomogą wyprodukować "perfekcyjne lustra". Te z kolei przydadzą się do produkcji komputera optycznego oraz pozwolą zastąpić sygnały elektryczne optycznymi (świetlnymi). Technika, która powstała w Purdue, wymusza na cząsteczkach układanie się w żądane kształty na krzemowej matrycy. Jest ona tańsza i pozwala na szybszą produkcję kryształów, niż obecnie wykorzystywane technologie. Aktualnie używa się technik wymuszających tworzenie konkretnych kształtów do produkcji dwuwymiarowych struktur zwanych kryształami koloidalnymi. Prawdopodobnie znajdą one zastosowanie np. w oprzyrządowaniu optycznym aparatów fotograficznych i innych produktach konsumenckich. Kolejnym krokiem na drodze do ulepszania przyrządów optycznych jest stworzenie trójwymiarowych kryształów, dzięki którym powstaną materiały zdolne do odbijania nadbiegających z wielu kierunków promieni światła o określonej długości fali. Takie materiały istnieją, jednak są tak drogie, że nie są stosowane, mimo iż znacząco poprawiłyby jakość światłowodów. Naukowcy z Purdue właśnie opracowali technikę, która, jak mają nadzieję, pozwoli w najbliższej przyszłości produkować na masową skalę tanie materiały, z których powstaną
  9. Japońscy naukowcy wykazali, że komplementy uaktywniają w mózgu ten sam obszar, co nagroda pieniężna. Wg nich, w ten sposób udało się uzyskać dowód na to, że dobra reputacja stanowi rodzaj nagrody. Odkryliśmy, że te dwa pozornie różne rodzaje nagrody – dobra reputacja i pieniądze – są biologicznie kodowane przez tę samą strukturę: prążkowie (striatum) – donosi dr Norihiro Sadato z Japońskiego Narodowego Instytutu Nauk Fizjologicznych w Okazaki. Podczas eksperymentów, w których wzięło udział 19 zdrowych osób, badacze posłużyli się funkcjonalnym rezonansem magnetycznym (fMRI). Najpierw ochotnicy zmierzyli się z grą hazardową. Powiedziano im, że wygrywa tylko jedna z trzech kart. Kiedy ktoś inkasował wypłatę, naukowcy monitorowali aktywność jego lub jej mózgu. Potem wolontariuszom powiedziano, że zostaną ocenieni przez obce osoby. Podstawą miały być kwestionariusz osobowościowy oraz nagrany wcześniej film wideo. Obserwowano, jak badani reagują na różne opinie, także na te, które były, wg nich, komplementami. Sadato uważa, że być może jego zespół natrafił na biologiczne podstawy altruizmu. Skoro bowiem nagrody społeczne są zakodowane biologicznie, oznacza to, że potrzeba przynależności jest dla ludzi naprawdę istotna. Ekipa Caroline Zink z amerykańskiego Narodowego Instytutu Zdrowia Psychicznego (National Institute of Mental Health) zauważyła, że prążkowie uaktywniało się podczas przetwarzania informacji na temat statusu społecznego. Naukowcy wierzą, że natrafili na ślad mechanizmu, za pośrednictwem którego status społeczny wpływa na zdrowie oraz zachowanie. Badacze stworzyli sztuczną hierarchię społeczną. Siedemdziesiąt dwie osoby brały udział w interaktywnej grze komputerowej na pieniądze. Poinformowano je, że zajmowana pozycja zależy od wyników uzyskanych w zabawie. W czasie, gdy ochotnikom pokazywano zdjęcia innych graczy o wyższym lub niższym statusie, którzy mieli się znajdować w innych pomieszczeniach, śledzono aktywność ich mózgu. Centra nagrody przejawiały zwiększoną aktywność, kiedy ludzie wygrywali pieniądze albo mieli świadomość wzrostu swojej pozycji społecznej. Wyniki studiów obu zespołów ukazały się piśmie Neuron.
  10. Amerykański urząd odpowiedzialny za rejestrację leków i produktów leczniczych, FDA (Food and Drug Administration - Administracja Żywności i Leków), ogłosiła dziś decyzję o pozytywnym zakończeniu badań klinicznych i dopuszczeniu do użytku pierwszego mechanicznego urządzenia wspomagającego pracę serca. Urządzenie, wyprodukowane przez firmę Thoratec, ma wzmacniać niewydolne serce u pacjentów oczekujących na przeszczep i być usuwane z organizmu po przeprowadzeniu udanej transplantacji. Z technicznego punktu widzenia urządzenia wspomagające pracę serca (Heart assist devices) to wyspecjalizowane pompy, które podłącza się do układu krwionośnego. Ich zadaniem jest częściowe zastępowanie lewej komory serca, która w wyniku różnych czynników pracuje na tyle niewydajnie, że zagrożone jest zdrowie i życie pacjenta. Dotychczas podejmowano wiele prób zastąpienia mięśnia sercowego sztucznymi pompami (jeden z prototypów jest opracowywany w Instytucie Protez Serca działającym przy Fundacji Rozwoju Kardiochirurgii w Zabrzu), lecz przeważnie były one zbyt duże, by wszczepić je na stałe do organizmu człowieka. Wszystko wskazuje na to, że oczekiwany od dawna przełom właśnie stał się faktem. Dopuszczona przez FDA maszyna, nazwana HeartMate II (co można przełumaczyć na język polski jako kumpel serca), diametralnie różni się sposobem pracy od innych testowanych modeli. Podczas, gdy większość z urządzeń wspierających serce ma charakter pompy tłoczącej krew skokowo (tzn. następuje w nich naprzemiennie wypełnianie komory krwią oraz skurcz i wypchnięcie krwi do krwiobiegu), HeartMate II działa na zasadzie stymulowania jednostajnego przepływu krwi. Zamiast tradycyjnego tłoka umieszczonego w cylindrze, w urządzeniu tym zainstalowano wirnik, który pompuje krew w sposób podobny do działania śruby okrętowej. Zmiana konstrukcji pozwoliła na zmniejszenie rozmiarów wynalazku do niecałych 8 centymetrów długości, zaś jego masa - pół kilograma - jest aż o połowę mniejsza, niż w przypadku produktów konkurencji. Sztuczne serce produkcji Thorateku oprócz samej pompy składa się też z kontrolera umieszczonego na pasku (oba elementy są połączone kablem, który przechodzi przez skórę). To w nim umieszcza się baterie służące do zasilania urządzenia, choć urządzenie może także pracować podłączone bezpośrednio do zwykłego gniazdka elektrycznego. Służy on także jako regulator intensywności pracy, a także podnosi alarm w wypadku wykrycia zaburzeń własnej pracy. Na jednym zestawie baterii czas działania wynosi w przybliżeniu trzy godziny. Testy kliniczne HeartMate II objęły 126 pacjentów znajdujących się pod opieką 26 ośrodków transplantologicznych. Zgodnie z dokumentami rejestracyjnymi wynalazek ma służyć do wspierania pracy chorego serca do czasu odnalezienia odpowiedniego ludzkiego dawcy naturalnego serca. Spośród badanych osób stosujących nowatorski produkt 57% doczekało się przeszczepu serca od innego człowieka. Jest to wynik porównywalny z innymi urządzeniami tego typu, lecz inne jego zalety, takie jak niska masa i stosunkowo łatwa możliwość wszczepiania (urządzenie instaluje się w podbrzuszu - przyp. red.) zadecydowały, że właśnie wynalazek Thorateku został zarejestrowany jako pierwszy. Pomimo rozwoju świetnych technik chirurgicznych transplantologia przechodzi ciężkie chwile. Największym kłopotem jest niewspółmierny wzrost osób czekających na przeszczep w stosunku do podaży serc od ludzkich dawców. Obecnie w samych Stanach Zjednoczonych na liście oczekujących na nowe serce osób liczy około 4000 osób. To właśnie z myślą o osobach w podobnym stanie stworzono HeartMate II. Dopuszczenie pierwszego sztucznego serca do rutynowego stosowania to jednak nie koniec zmagań jego twórców z urzędnikami. Producent został zobligowany do przeprowadzenia dalszych testów (jest to tzw. porejestracyjna faza badań klinicznych), których zadaniem jest ustalenie bezpieczeństwa i skuteczności urządzenia po pozytywnym przejściu rejestracji. Trzymamy kciuki za pozytywne przejście wszelkich testów.
  11. Naukowcy z New York Medical College odkryli, dlaczego ptaki, w przeciwieństwie do ssaków, nie są w stanie wydajnie wytwarzać ciepła w tkance tłuszczowej. Być może odkrycie to nie byłoby tak pasjonujące gdyby nie fakt, że przyczyna tego zjawiska może być zarazem jednym z powodów... wyginięcia dinozaurów. Ludzie, podobnie jak pozostałe ssaki, wytwarzają w swoich organizmach dwa rodzaje tkanki: żółtą i brunatną. Pierwsza z nich jest dobrze znana wszystkim - to w niej odkłada się nadmiar energii zmagazynowanej w postaci cząsteczek tłuszczu. Drugi typ tkanki tłuszczowej ma inną funkcję. Zachodzi w niej produkcja białka zwanego termogeniną, należącego do grupy tzw. rozprzęgaczy. Ich rola polega na blokowaniu powstawania związków wysokoenergetycznych, które mogłyby zostać następnie zużyte jako nośnik energii. Zamiast tego dochodzi do rozproszenia energii w postaci ciepła. Z tego powodu nie powinien dziwić fakt, że najwięcej brunatnej tkanki tłuszczowej wytwarzają organizmy narażone na wychłodzenie, przede wszystkim niedźwiedzie brunatne. U ludzi brunatna tkanka tłuszczowa występuje u noworodków oraz - w znacznie mniejszej ilości - u dorosłych. Gen kodujący termogeninę zwany jest UCP1. Stwierdzono, że choć występuje on u ssaków, u ptaków został w drodze ewolucji wyeliminowany. Podobna sytuacja ma miejsce u jaszczurek. Porównanie tych danych z danymi na temat historii ewolucji kolejnych gatunków wykazało, że do usunięcia wspomnianego genu niemal na pewno doszło u wspólnego przodka jaszczurek i ptaków. Wiadomo także, że ten sam przodek w drodze ewolucji dał początek linii rozwojowej dinozaurów. Oznacza to, że najprawdopodobniej także te wielkie gady były pozbawione zdolności syntezy termogeniny. Gdyby rzeczywiście tak było, oznaczałoby to znacznie wyższą podatność na spadek temperatury otoczenia, np. w wyniku pojawienia się na niebie gęstych chmur po uderzeniu w powierzchnię Ziemi meteorytu. Szczegóły wykonanych badań opisano w najnowszym numerze czasopisma BMC Biology.
  12. Jak wpłynąć na płeć dziecka? Naukowcy twierdzą, że pewnych sposobów nie ma. Ostatnie badania sugerują jednak, że kobiety, które chciałyby urodzić syna, w okresie poprzedzającym zapłodnienie powinny przestrzegać zaleceń diety wysokokalorycznej i regularnie jeść śniadania (Biological Sciences). Według akademików z uniwersytetów w Oksfordzie i Exeter, proporcja chłopców przychodzących na świat w krajach rozwiniętych spada m.in. dlatego, że ich matki spożywają pokarmy niskokaloryczne i dość często odchudzają się. Badanie objęło 740 kobiet, które spodziewały się pierwszego dziecka. Poproszono je o opisanie nawyków żywieniowych przed poczęciem i we wczesnej ciąży. Panie, które w okresie okołozapłodnieniowym spożywały najwięcej kalorii, częściej rodziły chłopców (56%) niż kobiety, które dostarczały swojemu organizmowi najmniej kalorii (45%). Średnia dzienna dawka energii w grupie matek synów wynosiła 2413 kalorii, a córek - 2283. Kobiety, które powiły chłopców, zapewniały sobie i dziecku większe dawki składników odżywczych, m.in. potasu, wapnia oraz witamin C, E i B12. Poza tym lista spożywanych przez nie substancji była bardziej rozbudowana. Panie te częściej sięgały również po płatki śniadaniowe. W ciągu ostatnich 40 lat w społeczeństwach rozwiniętych obserwowano niewielki, lecz stały spadek stosunku rodzących się chłopców do dziewcząt: rocznie o 1 na 1000 narodzin. Od jakiegoś czasu naukowcy wiedzą, że u wielu gatunków zwierząt na świat przychodzi więcej samców, gdy matka dysponuje nieograniczonym dostępem do różnych zasobów, w tym pożywienia, lub zajmuje wysoką pozycję społeczną. Zjawisko to lepiej poznano u bezkręgowców, ale występuje ono także u kręgowców, m.in. koni czy krów. Samce większości gatunków mogą potencjalnie spłodzić większą liczbę potomstwa niż samice. Duży wpływ na to, jak wszystko się potoczy, mają rozmiary i pozycja samca. Słabowite osobniki nie rozmnożą się wcale – tłumaczy dr Fiona Mathews. W latach tłustych lepiej inwestować w syna. Jak widać, motyw samolubnego genu przewija się w przyrodzie często... Z badań nad zapłodnieniem zewnątrzustrojowym wiadomo, że wysokie stężenie glukozy sprzyja rozwojowi zarodków męskich i hamuje wzrost żeńskich. Rezygnowanie ze śniadań obniża poziom cukru we krwi, co może być przez organizm interpretowane jako sygnał świadczący o ograniczonych zasobach środowiskowych.
  13. Najnowsze badania Brytyjczyków sugerują, że osoby spędzające wiele godzin na grach wideo przejawiają te same cechy osobowości, co pacjenci z zespołem Aspergera. Zaburzenie to należy do tzw. spektrum autyzmu. Jego objawy przypominają autyzm, ale są słabiej wyrażone. Zespół doktora Johna Charltona z Uniwersytetu w Bolton alarmuje, że spędzanie czasu na grach wideo pogłębi jeszcze wyizolowanie tej grupy i nasili różnego rodzaju problemy psychiczne, np. depresję. Psycholodzy zbadali prawie 400 graczy, większość stanowili mężczyźni. Pytali o czas spędzany na grach. Wyniki swoich dociekań zaprezentowali na forum Brytyjskiego Towarzystwa Psychologicznego. Okazało się, że im więcej czasu dana osoba spędzała przed pecetem czy konsolą, z tym większym prawdopodobieństwem przejawiała 3 cechy charakterystyczne dla zespołu Aspergera: neurotyzm, niezgodność i introwersję. Charlton spekuluje, że być może ludzie z zespołem są bardziej podatni na uzależnienie od gier MMORPG (ang. massive multi-player online role playing games), ponieważ pozwalają im one na ucieczkę od świata i kontaktów twarzą w twarz. Dla osób z zespołem Aspergera spotkania z innymi są źródłem stresu. Nie potrafią utrzymywać prawidłowego kontaktu wzrokowego ani odczytywać wskazówek w rodzaju mowy ciała. Eksperci martwią się o przyszłość dzieci z zespołem Aspergera. Dr Eileen Costello, amerykańska psychiatra, podkreśla, że gry wideo nie przygotowują ich do kontaktów z prawdziwymi ludźmi. Nie możesz pójść na rozmowę kwalifikacyjną do college'u i powiedzieć, że jesteś naprawdę dobry w grze na Xboksie.
  14. Dotychczas uważano, że malarstwo olejne narodziło się w Europie. Najnowsze badania wykazały jednak, że Azjaci wyprzedzili Europejczyków o setki lat. Jak wielu z nas pamięta, w 2001 roku talibowie wysadzili w powietrze dwa niezwykłe posągi Buddy w Bamiyanie. Pochodziły one z VI wieku naszej ery. Wyższy z nich mierzył 55 metrów, a niższy 37 metrów - były to największe tego typu posągi na świecie. Podczas eksplozji ucierpiały też pobliskie jaskinie z malunkami naskalnymi, z których najstarsze liczą sobie 1500 lat. Po upadku władzy talibów naukowcy zaczęli bardzo intensywnie badać wspomniane jaskinie. Eksperymenty przeprowadzone w Grenoble wykazały, że malunki zostały wykonane przy użyciu farb olejnych. Dotychczas sądzono, że na pomysł połączenia pigmentów z olejami wpadli Europejczycy w okresie Renesansu, a więc co najmniej kilkaset lat później. W wielu europejskich książkach możemy znaleźć wzmiankę o tym, że malarstwo olejne zostało wynalezione w XV wieku w Europie. Tymczasem najnowsze badania pokazały, że farby olejne z Bamiyanu pochodzą z połowy VII wieku.
  15. Po ogłoszeniu nie najlepszych wyników finansowych za ostatni kwartał, prezes Yahoo!, Jerry Yang, powiedział, że jego firma jest otwarta na propozycję Microsoftu, ale szuka też alternatywnych rozwiązań. Yang stwierdził też, że nowa strategia firmy dotycząca technologii, użytkowników i reklamy "zaczyna przynosić efekty".Prezes portalu zasugerował również, że, chociaż rynek wyszukiwarek jest bardzo atrakcyjny, to jednak Yahoo! bardziej zależy na rynku internetowej reklamy.W sobotę, 26 kwietnia, upływa termin ultimatum, jakie Microsoft wystosował do Yahoo!. Ogłoszenie kwartalnych wyników finansowych ma ogromne znaczenie w walce o przejęcie portalu. Dobre wyniki pozwoliłyby przekonać udziałowców portalu, że obecny zarząd dobrze pracuje, firma się rozwija i nie ma powodów, by ją sprzedawać.Tymczasem okazało się, że wyniki samego portalu były niewiele lepsze od ubiegłorocznych. Lwią część przychodów zapewniło Yahoo! posiadanie 40% udziałów w portalu Alibaba, który prowadzi największy w Chinach sklep internetowy. Samo Yahoo! nie poprawiło zbytnio swej kondycji finansowej, więc spora część inwestorów, zawiedziona słabymi wynikami, może poprzeć starania Microsoftu o przejęcie portalu.http://kopalniawiedzy.pl/wiadomosc_6922.html
  16. Choć większość ludzi nie zwraca na to uwagi, gotowanie również jest chemią, tyle że praktyczną. Często właśnie skład chemiczny decyduje o tym, jakie składniki do siebie pasują, a jakie nie. To dlatego np. bazylia "lubi się" z pomidorami. Grupą zawodową, która ostatnio bardzo się udziela w zakresie gastronomii molekularnej, są barmani. Dążąc do przygotowania jak najlepszych koktajli, wykorzystują ciekły azot, alginiany i chlorki. Dzięki temu uzyskują m.in. pianki marshmallow z whisky. Charlotte Voisey, nagradzana z nowatorskie mieszanie barmanka, tłumaczy, jaki cel przyświeca ludziom podzielającym jej zainteresowania. Chodzi o zmianę struktury, gęstości bądź lepkości, czyli struktury molekularnej cieczy. Tzw. ruch "chemokoktajli" powstał i zaczął się rozwijać po sympozjum z 2005 roku. Było ono sponsorowane przez Bolsa. Wzięli w nim udział Hervé This, ojciec gastronomii molekularnej, i 8 czołowych barmanów świata. Razem serwowali różne drinki, np. "pijaną" bitą śmietanę. Tworzyli ją z ciekłego azotu i galaretki z dżinu z tonikiem w kształcie kostek lodu. W tym miesiącu Cointreau wprowadza do sprzedaży zestaw, który pozwala na przekształcenie likieru pomarańczowego w kuleczki przypominające kawior. Niektórzy barmani mają swoje popisowe numery. Adrian Vasquez z Solids w Los Angeles przygotowuje sfery z kubańskiego mojito. Potrzebuje do tego heksametafosforanu sodu. Hervé This jest Francuzem. Zajmuje się chemią fizyczną. Pracuje w Narodowym Instytucie Badań Rolniczych. Termin gastronomia molekularna ukuł w 1988 roku z Nicholasem Kurtim. Początkowo posługiwali się sformułowaniem "gastronomia fizyczna i molekularna", potem (po śmierci Kurtiego) został wyeliminowany człon "fizyczna". Rozprawa doktorska Thisa także dotyczyła fizykochemii materiałów. Naukowiec napisał kilka książek, które przybliżają jego dziedzinę przeciętnemu zjadaczowi chleba (i innych produktów spożywczych). Francuz odkrył kilka przydatnych zjawisk. Opisał m.in. idealną temperaturę gotowania jajka na miękko. Powinna ona wynosić ok. 65°C. Wtedy ścina się białko, ale nie żółtko. Zauważył też, że można poprawić efekty wędzenia łososia, wykorzystując pole elektryczne.
  17. Przy opisywaniu dziedziczenia przyjęło się traktować ten proces wyłącznie jako zależny od informacji zapisanej w DNA. Okazuje się jednak, że oprócz tego mechanizmu istnieje także druga grupa zjawisk, które kontrolują aktywność genów przekazywanych potomstwu. Jeden z mechanizmów decydujących o pozagenowym (lub, mówiąc fachowym językiem, epigenetycznym) dziedziczeniu został niedawno odkryty przez amerykańskich naukowców. Badacze z laboratorium Cold Springs Harbor rozszerzyli dostępną dotychczas wiedzę na temat sposobu, w jaki sposób upakowanie nici DNA w jądrze komórkowym wpływa na rozwój komórek potomnych. Nić ta jest nawinięta na białka zwane histonami, wraz z którymi tworzy strukturę zwaną chromatyną, przypominającą sznur z nawleczonymi koralami. Im silniej histony wiążą w danym miejscu z DNA, tym mniej aktywne są położone w tym miejscu nici geny. Takie "ciche" obszary genomu komórki nazywamy heterochromatyną. Tworzy ona około 10% całego genomu człowieka i "rozluźnia" swoją strukturę wyłącznie w czasie kopiowania DNA na potrzeby podziału komórkowego. Podczas replikacji materiału genetycznego dochodzi do powielenia nie tylko samej jego sekwencji, lecz także miejsc, w których powstaje heterochromatyna. Oznacza to, że nawet bliźnięta o identycznej informacji genetycznej mogą wykazywać inną ekspresję genów z powodu zjawisk epigenetycznych. Dotychczas nie było jasne, w jaki sposób dochodzi do "zapamiętywania" przez potomne komórki sposobu, w który histony łączą się z określonymi odcinkami DNA. Jako model do badań posłużyły drożdże piekarskie, bardzo często stosowane w tego typu eksperymentach. Odkryto, że za zjawiskiem stoi mechanizm tzw. interferencji RNA (za jego odkrycie przyznano w 2006 Nagrodę Nobla). Polega on na bardzo precyzyjnym wyłączaniu aktywności określonych genów za pomocą krótkich nici RNA. Okazało się, że do syntezy RNA odpowiedzialnego za interferencję dochodzi wyłącznie podczas podziału komórek, kiedy to cała nić DNA (a więc także heterochromatyna) na krótki okres rozluźnia się i staje się aktywna. Właśnie przez ten krótki czas dochodzi do syntezy RNA, które następnie reguluje proces powstawania struktury chromatyny. Badacze zauważyli jednocześnie, że bardzo podobny proces zachodzi u niektórych roślin. Odkryto bowiem, że pod wpływem zmiany temperatury dochodzi do zmiany nasilenia zjawiska interferencji RNA. Roślina musi przejść przez okres chłodu, by z nasiona zaczął powstawać zalążek nowego pędu (właśnie w tym czasie dochodzi do zmian w ekspresji genów pod wpływem zmiany temperatury). Proces ten widać doskonale w przypadku niektórych zbóż, zwanych ozimymi. Artykuł na temat szczegółów odkrycia został opublikowany w najnowszym numerze czasopisma Current Biology.
  18. Nowy, zaskakujący sposób komunikacji pomiędzy komórkami odkryli naukowcy z Centrum Zdrowia Uniwersytetu McGill oraz Uniwersytetu w Toronto. Badacze dowiedli, że komórki nowotworowe potrafią wydzielać do swojego otoczenia specjalne pęcherzyki, które nazwano onkosomami. W środku tych struktur, przypominających nieco krople tłuszczu w wodzie, znajdują się stymulujące rozwój guza (lub fachowo: onkogenne) białka, które są w stanie "zmusić" zdrowe komórki do niekontrolowanych podziałów. Odkrycie to można uznać za przełomowe, gdyż dotychczas podobny aspekt funkcjonowania tkanki nowotworowej nie był znany, a jego występowanie może mieć ogromne znaczenie dla poszukiwania nowych, skuteczniejszych terapii ograniczających rozwój nieprawidłowej tkanki. Od dłuższego czasu wiadomo, że na powierzchni komórek niektórych nowotworów mózgu znajduje się nieprawidłowa wersja białka służącego jako receptor (czyli "odbiornik") białkowego sygnału płynącego z otoczenia i stymulującego podział komórek. Sygnał ten, zwany nabłonkowym czynnikiem wzrostu, jest niezbędny dla zdrowego funkcjonowania tkanek, lecz komórki nowotworowe często nadmiernie nań reagują i przez to dzielą się szybciej, niż miałoby to miejsce w zdrowej tkance. Dotychczas jednak nie udawało się do końca wyjaśnić niektórych zjawisk związanych z obecnością tego białka w guzie. Badaczom udało sie ustalić, że w wyniku mutacji może dojść do uwalniania z powierzchni komórek małych pęcherzyków, w których zamknięte są cząsteczki receptora dla nabłonkowego czynnika wzrostu (EGFRvIII, od ang. Epidermal Growth Factor Receptor version III - trzecia wersja receptora dla nabłonkowego czynnika wzrostu). Co ciekawe, te mikroskopijne ciałka mają zdolność do wiązania się z otaczającymi komórkami, a przekazane w ten sposób białko funkcjonuje w nich identycznie jak w komórce, w której powstały. Jeżeli komórka "odbierająca" taki pęcherzyk jest w stadium przednowotworowym lub nowotworu łagodnego, obecność dodatkowych cząsteczek EGFRvIII może spowodować jej nadmierną stymulację do podziałów. Grozi to bezpośrednio powstaniem guza złośliwego. Biorący udział w projekcie naukowiec polskiego pochodzenia, dr Janusz Rak, wyjaśnia istotę odkrycia: Uzbrojeni w tę wiedzę możemy wyobrazić sobie, że zmutowane białko niekoniecznie musi działać w tej samej komórce, w której powstało. Możliwa jest także migracja takiej proteiny i jej rozprzestrzenianie jako zawartości pęcherzyka, przez co wokół guza powstaje twór, który moglibyśmy nazwać "przestrzenią onkogenną [tzn. tworzącą nowotwór - przyp. red.]". Widzimy dzięki temu, że nowotwór to niezwykle złożona struktura, w której komórki intensywnie wymieniają się informacjami. Wykracza to poza klasyczny model guza powstającego z jednej zmutowanej komórki, która zaczyna mnożyć się bez jakiejkolwiek kontroli. To odkrycie otwiera nowe drogi dla badań, ale mamy nadzieję, że przyniesie także korzyści dla pacjentów. Być może poszukiwanie we krwi pęcherzyków zawierających EGFRvIII (a być może także inne białka, jeśli te zostaną odkryte w innych rodzajach onkosomów) mogłoby stać się ważnym elementem badania charakteru rozwijającego się guza, a w efekcie być może pozwalałoby na optymalizację terapii. Obecnie diagnostyka nowotworów mózgu i pobieranie z nich materiału jest bardzo ograniczone ze względu na utrudniony dostęp do tego organu. Ewentualne badanie oparte na poszukiwaniu receptora opierałoby się prawdopodobnie na niewielkiej próbce krwi lub płynu mózgowo-rdzeniowego, które są znacznie łatwiejsze do pobrania. Mogłoby to przynieść ogromne korzyści dla pacjenta w postaci lepszego scharakteryzowania nowotworu oraz lepszego dostosowania terapii. http://kopalniawiedzy.pl/wiadomosc_6916.html
  19. Na skórze myszy odnaleziono receptory, które reagują na tlen. Takie same białka występują w skórze żab i płucach ssaków (Cell). Randall Johnson, biolog molekularny z Uniwersytetu Kalifornijskiego w San Diego, przyznaje, "że nigdy ich tam nie szukano". Myszy i żaby są dalekimi krewniakami, dzieli je aż 350 mln lat ewolucji. Fakt, że i te, i te zwierzęta mają w skórze te same receptory, sugeruje, iż podobne struktury można znaleźć również w skórze innych ssaków, np. ludzi. Jak wykorzystać to odkrycie? Na wiele sposobów. Naukowcy wspominają, że dzięki niemu udałoby się np. zwiększyć poziom tlenu we krwi sportowców i osób chorych. Receptory nie tylko wykrywają tlen, ale są także w stanie wpływać na zwiększenie liczebności czerwonych krwinek. Kiedy jest za mało tlenu, organizm nasila produkcję erytrocytów, wydzielając hormon o nazwie erytropoetyna (EPO). U normalnych myszy, które oddychają powietrzem o 10-proc. zawartości O2 (warunki przypominające te panujące na szczycie Mount Everest), stężenie erytropoetyny wzrasta 30-krotnie. Kiedy jednak ze skóry gryzoni usunięto receptory HIF-1a, nie były one w stanie wytworzyć hormonu nawet po godzinach niedoboru tlenu. Johnson cieszy się, że choroby płuc czy anemię będzie można leczyć, zajmując się właściwościami skóry, bez konieczności wstrzykiwania leków naśladujących funkcje erytropoetyny. W przyszłości badacze chcą zbadać inne ssaki. Oczywiście, ssaki wodne będą się różnić od lądowych pod względem sposobu, w jaki ich skóra adaptuje się do zawartości tlenu. Podobnie jak w przypadku zwierząt żyjących wyżej i na poziomie morza.
  20. Przed kilkoma dniami dwie linuksowe potęgi, Red Hat i Novell, zgodnie przyznały, że Linux nie jest obecnie w stanie konkurować z Windows na biurkach użytkowników. Obie firmy mają zamiar jeszcze bardziej skupić się na rynku przedsiębiorstw. Tymczasem już za kilka dni zyskają kolejnego konkurenta. Firma Canonical, producent popularnego wśród klientów indywidualnych systemu Ubuntu, w najbliższy czwartek (24 kwietnia) udostępni Ubuntu Server 8.04. System został stworzony właśnie z myślą o zastosowaniu go w firmach. To drugi w historii Ubuntu, któremu nadano oznaczenie LTS (Long Time Support). Canonical obiecuje bowiem, że wersja 8.04 będzie wspierana przez pięć lat. Oznaczenie wersji nie powinno mylić. Canonical stosuje własną konwencję numerowania swojego systemu. Pierwsza cyfra oznacza rok wydania, a dwie ostatnie - miesiąc. Tak więc 8.04 to Ubuntu, którego premiera nastąpiła w kwietniu 2008. Poprzednią wersją LTS była 6.06 (czyli z czerwca 2006 roku). O tym, że Canonical poważnie myśli o rynku przedsiębiorstw może świadczyć chociażby fakt, że firma postarała się o oficjalny certyfikat Sun Microsystems. Jest to pierwszy producent serwerów, który wydał taki certyfikat dla Ubuntu. Obejmuje on m.in. serwery Sun Fire X2100 M2, X2200 M2 i Sun Fire X4150. Ubuntu 8.04 korzysta z oprogramowania firmy Likewise Software -Likewise Enterprise - dzięki któremu linuksowy system może łączyć się z microsoftowym Active Directory. Kluczową sprawą jest integracja z windowsowymi sieciami - mówi Mark Shuttleworth, prezes Canonical. W skład dystrybucji nowego Ubuntu wchodzi Open JDK oraz novellowski AppArmour, który ma zabezpieczać jądro systemu przed atakami. Użytkownik znajdzie w nim też system zarządzania treścią Alfresco, narzędzie archiwizujące Bacula oraz narzędzia do wirtualizacji. Shuttleworth zapowiada, że kolejne wersje LTS będą publikowane co dwa lata.
  21. Bazując na wynikach niewielkiego studium, irańscy naukowcy utrzymują, że szafran łagodzi objawy zespołu napięcia przedmiesiączkowego (ang. premenstrual syndrome, PMS). Przyprawa wpływa na poziom jednego z neuroprzekaźników, serotoniny, i w ten sposób "radzi sobie" z obniżonym nastrojem. Ponieważ wydaje się, że zmiany w zakresie jej stężenia odpowiadają, przynajmniej częściowo, za PMS, Irańczycy postanowili sprawdzić, na ile szafran zdoła się uporać z przykrym dla kobiet poczuciem poirytowania i chwiejnością emocjonalną. Zespół M. Aghy-Hosseiniego z Uniwersytetu Medycznego w Teheranie losowo przypisał 50 pań albo do grupy zażywającej kapsułki z szafranem, albo do grupy łykającej placebo. Tabletki należało przyjmować dwa razy dziennie w ciągu 2 cykli. Wszystkie kobiety, które wzięły udział w eksperymencie, w co najmniej 6 ostatnich miesiącach borykały się z zespołem napięcia przedmiesiączkowego. Pod koniec leczenia ¾ ochotniczek z grupy szafranowej donosiło o przynajmniej 50-proc. zelżeniu symptomów PMS (60% wspominało o wyeliminowaniu znacznej części, bo aż 50%, objawów depresji). Podobne zjawisko odnotowano tylko u 8% pań z grupy placebo. Wyniki badań opisano w czasopiśmie medycznym BJOG. Bardziej odporne na stres są te kobiety, których jajniki wytwarzają więcej estrogenu i progesteronu. W ich mózgu liczniej występują receptory wspomnianej wyżej serotoniny. To ważne, ponieważ wpływa ona na mózg uspokajająco. Te panie, które gorzej sobie radzą ze stresem, mają nie tylko mniej żeńskich hormonów płciowych, ale również receptorów sertoninergicznych. W sytuacji, gdy spada poziom hormonów i serotoniny, ich kora przedczołowa zaczyna funkcjonować dużo gorzej, a do głosu dochodzą starsze, prymitywne, części mózgu. Stąd niekontrolowane wybuchy emocji, płacz i wykłócanie się o byle głupstwo. Szafran jest najdroższą przyprawą świata. Tradycyjnie zalecano jej zażywanie na bóle żołądka i zaburzenia trawienia. Ponieważ Irańczycy jako pierwsi zajęli się zagadnieniem wpływu szafranu na PMS, trzeba będzie powtórzyć eksperyment na większej próbie. Powinien on też potrwać dłużej niż zaledwie dwa miesiące.
  22. Karłowate słonie z Borneo od dawna intrygowały naukowców. Mają one wyraźnie inną budowę i są mniej agresywne, niż ich więksi kuzyni z kontynentu azjatyckiego. Najnowsze badania wykazały, że słonie z Borneo to uratowane karłowate słonie z Jawy. Na Jawie zostały one dawno wytępione. Obecnie na Borneo mieszka około 1000 słoni, a ich populacja jest zagrożona z powodu wycinania lasów pod uprawy. Uczeni zastanawiali się, dlaczego słonie te nie rozprzestrzeniły się po całej wyspie. Teraz rozwiązano zagadkę. Prawdziwe okazały się ludowe przekazy mówiące o tym, że przed setkami lat słonie zostały przywiezione z Jawy na polecenie sułtana Sulu. Sułtan wypuścił je na Borneo. W międzyczasie słonie zostały wytępione na Jawie. Wszystko wskazuje na to, że władca, przewożąc słonie na Borneo, chciał uchronić gatunek przed wyginięciem. W ciągu ostatnich kilku lat organizacje ochrony przyrody badały słonie z Borneo. Testy DNA wykluczyły, że pochodzą one z Azji lub z Sumatry, a dowody archeologiczne wskazują, iż nie są lokalnym gatunkiem. Wszystko wskazuje więc na to, że na Borneo żyje ostatnia populacja słoni, które zasiedlały niegdyś Jawę. Junaidi Payne, jeden z badaczy, mówi, że jedna samica w wieku rozrodczym i jeden samiec w podobnym wieku, jeśli znajdą dobre warunki, mogą, przynajmniej teoretycznie, dać początek populacji, która po mniej niż 300 latach będzie liczyła około 2000 osobników.
  23. PETA, amerykańska organizacja obrony praw zwierząt, oferuje milion dolarów za opracowanie technologii produkcji mięsa in vitro. Konkurs trwa do 30 czerwca 2012 roku. Aby otrzymać nagrodę należy:wyprodukować metodą in-vitro mięso, które smakiem i wyglądem nie będzie różniło się od prawdziwego mięsa kurzego i będzie nierozróżnialne zarówno dla wegetarian, jak i osób jedzących mięso;technika produkcji takiego mięsa musi zostać zatwierdzona i na tyle wydajna oraz tania, by opłacało się je wytwarzać na masową skalę, a produkt końcowy musi znajdować się w sklepach w co najmniej 10 stanach USA. Prace nad sztucznym mięsem trwają od lat. Specjaliści mówią, że gdyby udało się je stworzyć, rozwiązalibyśmy sporo problemów. Takim mięsem można by łatwo manipulować, decydując o jego własnościach odżywczych. Ponadto do jego produkcji nie trzeba by przeznaczać dużych areałów pod uprawę roślin na pasze, zniknąłby zatem problem olbrzymich zanieczyszczeń powodowanych zarówno nawożeniem takich pól, jak i budowaniem i utrzymaniem olbrzymich zwierzęcych ferm. Ponadto konsumentom tego typu mięsa nie groziłyby infekcje odzwierzęce. Ogłoszenie konkursu spowodowało ostre starcia wewnątrz samej PETA. Niektórzy członkowie organizacji twierdzą, że należy promować porzucenie mięsa w ogóle, a ludzie nie powinni go jeść nawet wtedy, gdy jego produkcja nie wiąże się z cierpieniem zwierząt. Inicjatywę PETA chwalą za to specjaliści. Profesor Henk Haagsman z uniwersytetu w Utrechcie, jeden z pionierów badań nad sztucznym mięsem, mówi, że milionowa nagroda przyciągnie większą liczbę badaczy i zachęci ich do zainteresowania tą problematyką. Sama Holandia przeznaczyła na badania nad mięsem in-vitro 5 milionów dolarów. Z kolei inny naukowiec z Utrechtu, Bernard Roelen, wątpi, czy do 2012 roku zostanie opracowana odpowiednia technika, pozwalająca na masową produkcję. Mówi też, że milion dolarów nagrody nie robi na nim wrażenia. "Prowadzę badania, bo chcę zrozumieć pewne mechanizmy, a nie po to, by zdobyć fortunę" - stwierdził. Profesor Haagsman zauważył przy okazji, że prace nad sztucznym mięsem nie są prowadzone ze względu na dobro zwierząt, ale dlatego, że mogą przyczynić się do poprawy ludzkiego zdrowia i jakości środowiska naturalnego.
  24. Kiedy ludzie wykonują monotonne zadanie, ich mózg przełącza się na tryb spoczynkowy. Dzieje się tak bez udziału woli podmiotu. Monitorując aktywność mózgu, można przewidzieć, kiedy ktoś jest bliski popełnienia błędu, zanim jeszcze do tego dojdzie (Proceedings of the National Academy of Sciences). Norwescy naukowcy twierdzą, że pomyłki nie są efektem chwilowych zmian w aktywności mózgu lub koncentracji uwagi. Zamiast tego dr Tom Eichele z Uniwersytetu w Bergen przekonuje, że w pewnym momencie mózg stwierdza, że potrzebuje małej przerwy. Prawdopodobnie każdy zna to uczucie, że mózg nie jest tak chłonny, nastawiony na odbiór czy wydajny, mimo że nie zrobiliśmy nic, by do tego doprowadzić. Kiedy dochodzi do takiego przełączenia, następują zmiany w dopływie krwi. Otrzymują jej więcej te obszary, które uaktywniają się podczas odpoczynku. Taki stan mniej więcej o 30 sekund wyprzedza moment popełnienia błędu. Dysponując tą wiedzą, można by zaprojektować system wczesnego ostrzegania, który powiadamiałby ludzi, że powinni się skupić na wykonywanej czynności. Eichele współpracował z badaczami z USA, Wielkiej Brytanii oraz Niemiec. Zmiany w przepływie krwi odnotowali dzięki wykorzystaniu aparatu do rezonansu magnetycznego. Urządzenie do użytku codziennego musi być jednak mniejsze i sporo lżejsze (będzie przecież noszone na głowie). Teraz akademicy sprawdzają, czy EEG także potrafi wykryć zmianę trybu działania mózgu. Jeśli tak, bezprzewodowy i poręczny elektroencefalograf powinien się pojawić na rynku za 10-15 lat.
  25. Dwudziestego kwietnia 2008 roku rozpoczęło się niezwykłe spotkanie specjalistów związanych z naukami o życiu (ang. life science). Tematem spotkania jest jeden z najambitniejszych i jednocześnie najbardziej kontrowersyjnych projektów badawczych nadchodzących lat - biologia syntetyczna, czyli próba stworzenia całkowicie nowego życia w laboratorium. Nowa dyscyplina, za której ojca uznaje się jednego z najważniejszych badaczy ludzkiego genomu, Craiga Ventera, stawia sobie za cel "okrojenie" genomów mikroorganizmów do absolutnego minimum, a następnie stworzenie nowego gatunku o możliwie prostej informacji genetycznej. Pozwoliłoby to (przynajmniej teoretycznie) na stworzenie taniego w utrzymaniu i bardzo wydajnego "narzędzia" do takich zadań, jak produkcja leków czy neutralizowanie zanieczyszczeń. Krytycy biologii syntetycznej upatrują w niej wielkie zagrożenie dla ludzkości i środowiska naturalnego. Przestrzegają oni, że już teraz jest możliwe zamówienie przez Internet odpowiednich sekwencji DNA, a następnie zsyntetyzowanie na ich podstawie groźnych białek lub nawet - potencjalnie - całych wirusów (interesujący artykuł opublikowało czasopismo New Scientist). Zdaniem przeciwników tej dyscypliny, jej rozwój jest potencjalnie niebezpieczny i powinien zostać zabroniony. Pracujący dla Laboratorium Biologii Molekularnej Uniwersytetu Cambridge dr Philipp Holliger ocenia swoją pracę następująco: Naukowcy uczą się, jak projektować życie aż do najdrobniejszych szczegółów. Nie wiemy jeszcze wystarczająco wiele, by stworzyć wyrafinowane dzieła, lecz nasza wiedza wciąż się rozwija. Naukowiec będzie jednym z prelegentów w czasie konferencji. Większość badaczy zajmujących się biologią syntetyczną, co oczywiste, broni swoich działań. Podkreślają przede wszystkim możliwe korzyści osiągalne dzięki ich odkryciom. Richard Kitney, pracownik Imperial College London: Biologia syntetyczna reprezentuje nowe podejście do inżynierii. Pomogła nam stanąć na czele nowej rewolucji przemysłowej, w czasie której nowe paliwa, leki, terapie i czujniki mogą być wytwarzane z materiałów biologicznych. Jako przykład podawane są np. mikroorganizmy, których zadaniem byłoby wchłanianie z powietrza dwutlenku węgla i przetwarzanie go na paliwa węglowodorowe. Historia manipulacji genetycznych nie jest nowością. Do tej pory jednak przedsięwzięcia z nimi związane, takie jak tworzenie roślin genetycznie zmodyfikowanych, były stosunkowo proste. W większości przypadków polegały na zwiększeniu genomu organizmu o zaledwie jeden gen, którego białkowy produkt spełniałby pożądane zadania. Zupełnie nowym wyzwaniem jest przeprowadzenie procesu odwrotnego: jak najsilniejsze "okrojenie" genomu bakterii aż do stanu, w którym pozostają w nim jedynie geny absolutnie niezbędne do przeżycia. Tak przygotowana "minimalna" forma życia mogłaby być wzbogacona o dodatkowe geny, tworząc w ten sposób tanią i łatwą do wykorzystania "matrycę" do produkcji organizmów zmodyfikowanych na potrzeby nowoczesnej biotechnologii. Spotkanie, które odbywa się w siedzibie Imperial College London, zakończy się jutro.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...