Skocz do zawartości
Forum Kopalni Wiedzy

KopalniaWiedzy.pl

Super Moderatorzy
  • Liczba zawartości

    36789
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

    nigdy
  • Wygrane w rankingu

    210

Zawartość dodana przez KopalniaWiedzy.pl

  1. Gdy przed kilkoma tygodniami doszło w krótkich odstępach czasu do kilku awarii podmorskich kabli i spora część internautów w Azji została pozbawiona dostępu do Sieci, natychmiast pojawiły się teorie spiskowe i niektóre serwisy rozpisywały się o sabotażu, którego miały się dopuścić Stany Zjednoczone.Tymczasem firma Reliance Globalcom, która jest właścicielem uszkodzonych kabli, rozwiązała zagadkę bez uciekania się do teorii spiskowych. Po analizie zdjęć satelitarnych zidentyfikowano sprawców. W Dubaju zostały zaaresztowane statki MV Hounslow i MV Ann, które uszkodziły kable.Jeden z nich został już zwolniony, po tym, jak jego koreański właściciel zapłacił odszkodowanie. Z kolei dwóch marynarzy drugiego, który należy do irackiego armatora, może stanąć przed sądem.Ze zdjęć satelitarnych wynika, że oba statki nielegalnie przepływały przez obszar zamknięty dla żeglugi i w czasie sztormu rzuciły kotwice, a te przerwały kable.
  2. W górach zachodniej Szwecji naukowcy znaleźli kępę świerków pospolitych (Picea abies), które mają ok. 8 tysięcy lat. Dodajmy, że iglaki nadal rosną, co oznacza, że są najstarszymi żywymi drzewami na świecie. Ponieważ drzewa wykiełkowały naprawdę wysoko, nie podzieliły smutnego losu innych roślin. Nie udało się ich wyciąć, przez wiele lat musiały się za to zmagać z trudnymi warunkami klimatycznymi łańcucha górskiego oddzielającego Szwecję od Norwegii. Laboratorium z Miami posłużyło się metodą datowania węglowego. Dzięki temu stwierdzono, że najstarsze drzewo zapuściło tu korzenie mniej więcej 8 tys. lat temu – donosi profesor Leif Kullman z Umea University. Za matuzalema wśród roślin uznaje się często sosnę długowieczną (Pinus longaeva). Szacuje się, że pewien okaz z Kalifornii ma 4500-5000 lat. Podczas badań nad zmianami klimatycznymi w szwedzkim hrabstwie Dalarna natrafiono na dwa egzemplarze świerka w wieku 4800-5500 lat. To pierwsze lasy, które urosły po epoce lodowcowej – podkreśla Lars Hedlund, przedstawiciel hrabstwa, który współpracował z naukowcami, a na co dzień zajmuje się studiowaniem lokalnego środowiska. W tak starym drzewie można zaobserwować każdą zmianę klimatu, jaka zaszła podczas jego życia. Najstarszy pień ma maksymalnie ok. 600 lat, ale kiedy obumierał jeden z nich, roślina wypuszczała kolejny – tłumaczy Kullman. Staruszek świerk stał się ostatnio bardziej widoczny, ponieważ niedawny wzrost temperatur na tym obszarze przyspieszył jego wzrost. Gdy warunki są mniej sprzyjające, śierki mogą przetrwać jako niewielkie (0,5-metrowe) krzaki.
  3. Doczekaliśmy się kolejnej odsłony wojny pomiędzy Unią Europejską a Microsoftem. Przez ostatnich kilka miesięcy nie działo się nic szczególnego, jednak, jak się okazuje, była to tylko cisza przed burzą. Posłanka do Parlamentu Europejskiego z ramienia niemieckiej Partii Zielonych, Haide Rühle, wystosowała oficjalne zapytanie, którego rozstrzygnięcie może stanowić poważny cios dla koncernu z Redmond. Pani Rühle pyta, czy to, jak Microsoft zachowywał się w przeszłości nie powinno skutkować zakazem uczestnictwa koncernu w przetargach publicznych. Rühle odnosi się tym samym do nowych zasad organizowania przetargów w UE oraz do sprawy z 2004 roku, kiedy to Microsoft został oskarżony o nadużywanie swojej dominującej pozycji. Przypomnijmy, że wówczas koncern Gatesa odwołał się od decyzji UE, jednak przegrał sprawę w Sądzie Pierwszej Instancji. Wówczas firma zdecydowała, że nie będzie składała apelacji i podda się wyrokowi. Zdaniem Rühle taka decyzja Microsoft oznacza, że sprawa została osądzona, a zarzuty przeciwko firmie - udowodnione (jest to tzw. zasada res judicata). Jeśli Parlament Europejski uznałby, że sprawę rzeczywiście należy tak interpretować, to amerykański koncern może mieć poważne kłopoty. Zasady przystępowania do przetargów w UE mówią bowiem o tym, że z przetargu jest wykluczony ten, kto został uznany winnym wykroczenia dotyczącego jego profesjonalnego zachowania i osąd ma status res judicata. Pani Rühle pyta więc, czy Microsoft ma wobec tego prawo do uczestniczenia w kolejnych przetargach organizowanych przez UE. Koncernowi Gatesa prawdopodobnie nie grozi wykluczenie, chociażby dlatego, że jest to niemal niewykonalne z powodów praktycznych. Jednak podniesiona przez Ruhle wątpliwość to wybieg taktyczny, który ma przypomnieć Microsoftowi, że wciąż znajduje się pod czujną obserwacją Unii.
  4. Po odkryciu berlińskich naukowców na nowo rozgorzała dyskusja na temat wolnej woli i czytania z myśli. W czasie, gdy ochotnicy naciskali jeden z dwóch guzików, wykonywano badanie obrazowe ich mózgu. Okazało się, że na ok. siedem sekund przed podjęciem świadomej decyzji przez mózg przebiegał już sygnał nakazujący wykonanie odpowiedniego ruchu (Nature Neuroscience). Nasze decyzje są ustalane na poziomie nieświadomości na długo przed "zaskoczeniem" świadomości – twierdzi John-Dylan Haynes z Bernstein Center for Computational Neuroscience. To nie pierwszy przypadek, kiedy zaczęto krytykować koncepcję świadomej wolnej woli. Na początku lat 80. XX wieku Benjamin Libet wykazał, że aktywność mózgu wyprzedzała o trzy dziesiąte sekundy decyzję o podniesieniu palca. Rozświetlający się region odpowiadał za planowanie ruchów ciała. Haynes przekonuje, że mógł on nie tyle decydować o podniesieniu palca, co przeprowadzać ostateczne wyliczenia dotyczące przebiegu ruchu. Współcześnie niemiecki zespół zbadał, co się dzieje w mózgu podczas wykonywania zadania, a nie dywagował o tym po czasie. Leżąc w skanerze do funkcjonalnego rezonansu magnetycznego (fMRI), wolontariusze mogli, gdy tylko poczuli taką potrzebę, naciskać palcem prawej lub lewej ręki znajdujące się w ich zasięgu guziki. W eksperymencie wzięło udział 14 osób. Zanim ochotnicy podjęli jakąś decyzję, co pół sekundy na ekranie wyświetlano im losowo wybraną literę. Kiedy badany naciskał w końcu guzik, pytano go o to, jaką literę widział w momencie podjęcia decyzji. Haynes podkreśla, że decyzję i działanie dzieli zazwyczaj pół sekundy. Gdy potem analizowano aktywność zarejestrowaną przez skaner, okazało się, że kora przedczołowa rozświetlała się na siedem sekund przed naciśnięciem guzika przez badanego. Polegając na sygnałach przebiegających przez mózg ochotników, naukowcy mogli przewidzieć z 60% trafnością, który z guzików zostanie naciśnięty. Jak łatwo zauważyć, to tylko nieco lepiej niż w przypadku ślepego typowania, daleko nam więc do umiejętności odczytywania czyichś myśli lub wyprzedzania świadomych decyzji. Wydaje się, że mózg podejmuje decyzję, zanim zrobi to sama osoba, ale wg Haynesa, nadal decyzja jest kwestią wyboru. Po prostu świadoma wola jest zgodna z wolą nieświadomą. To ten sam proces. Inni eksperci również wyrażają powątpiewanie, czy eksperyment rzeczywiście podważył koncepcję wolnej woli. Chris Frith z Uniwersyteckiego College'u Londyńskiego podkreśla, że leżenie przez badanych w skanerze i oczekiwanie na naciśnięcie guzika w niczym nie przypomina normalnej sytuacji podejmowania decyzji. Haynes wyjaśnia, że obecnie naukowcy próbują stwierdzić, czy nieświadoma decyzja mózgu może potem zostać zmieniona. Przecież świadomości nie zawsze musi się podobać wybór nieświadomości...
  5. Szczepionka terapeutyczna przeciwko rakowi piersi, która przechodzi obecnie testy kliniczne, osiąga bardzo pozytywne wyniki. Choć jest jeszcze zbyt wcześnie na wydawanie ostatecznych opinii, już teraz nadzieje pokładane w tym leku są ogromne. Badany środek należy do tzw. szczepionek terapeutycznych. W przeciwieństwie do znanych powszechnie szczepionek profilaktycznych (należą do nich m.in. te zapobiegające chorobom zakaźnym), ten typ preparatu podawany jest pacjentowi dopiero w momencie wykrycia choroby. Celem takiej terapii jest, podobnie jak w przypadku tradycyjnej szczepionki, wywołanie u chorego reakcji odpornościowej przeciwko pojawiającym się w organizmie "niechcianym" cząsteczkom (w tym wypadku są to białka charakterystyczne dla nowotworu, które "wyznaczają" komórki przeznaczone do eliminacji). Dzięki temu możliwe jest wywołanie odpowiedzi immunologicznej przeciwko molekułom, które wcześniej nie zostały "dostrzeżone" przez organizm jako obiekt do zniszczenia. W przypadku testowanej szczepionki, która otrzymała nazwę NeuVax, celem reakcji organizmu jest białko HER2/neu (zwane też ErbB). Jest ono naturalnym i potrzebnym składnikiem błony komórek nabłonka gruczołowego, lecz w około 30% przypadków raka piersi pojawia się na komórkach w zbyt dużej ilości (sytuację taką nazywamy nadekspresją). HER2 służy jako receptor dla białkowego czynnika wzrostu tkanki nabłonkowej, występującej m.in. w piersiach. Gdy receptora jest na pojedynczej komórce zbyt wiele, odbiera ona zbyt silnie sygnał stymulujący ją do podziału. Jeżeli dołączą do tego inne niekorzystne czynniki, pojawia się ryzyko rozwoju nowotworu. Niestety, chore z nadekspresją ErbB mają przeważnie niższą szansę przeżycia od pozostałych pań cierpiących z powodu raka piersi. Przeprowadzone badanie objęło 163 kobiety cierpiące na raka piersi. Co ciekawe, nie stwierdzono prostej zależności pomiędzy liczbą cząsteczek receptora na komórkach nowotworowych a skutecznością szczepionki. Zauważono nawet odwrotną korelację: na terapię najlepiej reagują te pacjentki, u których poziom receptora jest średni lub niski. Na razie nie jest znana dokładna przyczyna tego zjawiska. Wyniki badań są spektakularne. Spośród wszystkich badanych pań, u których poziom ekspresji HER2/neu był niski lub średni, nie stwierdzono ani jednego (!) przypadku śmierci w ciągu 30 miesięcy od rozpoczęcia testów. Wśród kobiet ze stwierdzonym wysokim poziomem tego białka liczba przypadków śmiertelnych spadła o 50% w stosunku do grupy kontrolnej, tzn. osób przyjmujących placebo. Spadła także o niemal połowę liczba nawrotów choroby nowotworowej. Ważne jest także bezpieczeństwo nowatorskiej terapii - lekarze nadzorujący testy podkreślają, że tolerancja dla leku jest równie dobra, jak dla dowolnej innej szczepionki. Nie stwierdzono także odpowiedzi immunologicznej przeciwko zdrowym tkankom. Jeżeli powyższe wyniki zostaną potwierdzone w dalszych badaniach, będzie to oznaczało poważny postęp w porównaniu do dotychczas stosowanych terapii. Właścicielem licencji na NeuVax jest amerykańska firma biotechnologiczna Apthera. Obecnie podejmowane są starania w celu rozpoczęcia tzw. III fazy badań klinicznych. Ma ona objąć siedemset kobiet leczonych w kilku szpitalach. Jeżeli wszystko pójdzie dobrze, istnieje szansa na pomyślną rejestrację produktu i wprowadzenie go na rynek już za kilka lat.
  6. Czy kość ze szkła miałaby rację bytu? Biorąc pod uwagę jego kruchość, zapewne nie. Ale wykorzystanie szkła jako rusztowania i budowanie na nim naturalnej tkanki, nawet jeśli brzmi mało prawdopodobnie, staje się powoli faktem. Właśnie takie zadanie postawił sobie dr Delbert Day, naukowiec z Uniwersytetu Naukowo-Technologicznego Missouri. Natura nie znosi pustki - tłumaczy badacz. Z kolei ciało lubi niektóre rodzaje szkła. Dr Day przedstawił już kilka nowatorskich zastosowań szkła, np. terapię raka wątroby radioaktywnymi kulkami wykonanymi z tego materiału. Tym razem jego wysiłki skupiły się na próbie wytworzenia z niego trójwymiarowego rusztowania dla wzrastającej tkanki kostnej. Komórki wnikają do wnętrza tej sztucznej matrycy, a potem rosną i rozwijają się, stając się ostatecznie fragmentem kości. Zastosowanie kruchego materiału w terapii oznaczałoby co prawda potrzebę unieruchomienia na pewien czas uszkodzonej kończyny, lecz w zamian chory mógłby otrzymać kość niemal identyczną z naturalną. Obecnie podstawową metodą leczenia skomplikowanych złamań jest zespalanie kości z użyciem tytanowych płytek, śrub i drutów. Elementy te mają świetne właściwości mechaniczne i są stosunkowo obojętne dla organizmu, lecz mają też swoje wady. Są cięższe, a do tego kość zespolona w ten sposób może nigdy nie odzyskać optymalnej naturalnej struktury. Z tego powodu wykonane z włókien szklanych porowate rusztowania mogą stać się ważnym materiałem dla chirurgii ortopedycznej przyszłości. By zrealizować projekt, podpisano porozumienie, na podstawie którego powstało "Konsorcjum Naprawy i Regeneracji Tkanek" (ang. Consortium for Bone and Tissue Repair and Regeneration). Na czele organizacji stanęli naukowcy z Uniwersytetu Missouri. Podzieleni są na dwie grupy: jedna z nich zajmuje się przygotowaniem materiałów, druga zaś zasiedlaniem ich przez komórki kościotwórcze. Wstępnie wybrano cztery najbardziej obiecujące rodzaje włókien, które obecnie testowane są w laboratorium pod kątem przydatności dla projektu. Jeśli wszystko pójdzie dobrze, już niedługo powinna ruszyć seria testów na zwierzętach, a docelowo wynalazek ten ma oczywiście znaleźć zastosowanie w leczeniu ludzi. Miejmy nadzieję, że stanie się skuteczną formą leczenia dla osób, u których zrastanie się kości jest utrudnione z powodu skomplikowanych złamań.
  7. Czy pasożyty mogą stać się naszymi sprzymierzeńcami? Na pewno nie wtedy, gdy będą zamieszkiwały nasze organizmy. Ale jeśli okaże się, że ich zdolność do ukrywania się przed układem odpornościowym może przynieść postęp w transplantologii, mamy szansę odnieść dzięki nim wiele korzyści. Dr Shane Grey, naukowiec z autralijskiego Instytutu Badań Medycznych Garvana, oraz prof. John Dalton z Instytutu Biotechnologii Chorób Zakaźnych Uniwersytetu Technologicznego w Sydney, szukają sposobów, aby wprowadzić wspomnianą ideę w życie. Australian Islet Transplantation Program (Australijski Program Przeszczepu Wysp), australijska fundacja związana z badaniami nad cukrzycą, przyznała badaczom grant badawczy w wysokości 400 000 dolarów amerykańskich na przeprowadzenie badań nad możliwością wykorzystania wiedzy o pasożytach w celu poprawy skuteczności przeszczepów organów. Sekretem "niewidoczności" pasożytów dla systemu odpornościowego jest cała paleta związków wydzielanych przez nie w momencie infekcji. Ich głównym zadaniem jest z jednej strony zamaskowanie obecności nieproszonego gościa w ciele żywiciela, z drugiej zaś - sparaliżowanie mechanizmów służących jego usunięciu. Pozwala to na przewlekłą, wieloletnią obecność intruza, a także na wytworzenie form pozwalających na przeniesienie pasożyta do kolejnego żywiciela. Głównym celem grantu, wypłaconego przez fundację , jest opracowanie technologii pozwalającej na przeprowadzanie transplantacji tzw. wysp beta trzustki. Są to zgrupowania komórek wyspecjalizowanych w wytwarzaniu insuliny - głównego hormonu obniżającego poziom glukozy we krwi. Ich uszkodzenie jest główną przyczyną cukrzycy typu I, zwanej młodzieńczą. Obecnie przeszczepy tego typu komórek wymagają wieloletniego podawania agresywnej terapii immunosupresyjnej, tzn. leków zapobiegających odrzucaniu obcej tkanki. Tego typu preparaty powodują wiele efektów ubocznych, jak np. ogólny spadek odporności oraz wzrost częstotliwości nowotworów u przyjmujących je pacjentów. Nic dziwnego, że poszukiwane są alternatywne rozwiązania tego problemu. Pierwsze eksperymenty przyniosły bardzo obiecujące wyniki. Wykonano je na myszach, którym po transplantacji wysp beta podawano wyizolowane z pasożytów związki. Po serii prób okazało się, że zaledwie trzy tygodnie terapii wystarczały, by organizm biorcy "przyzwyczaił się" do obecności obcych komórek i potraktował je jak własne. To ogromny postęp w stosunku do stosowanych dziś rutynowo metod, choć kilka innych, porównywalnie skutecznych metod jest obecnie w fazie testów. Naszym pierwszym krokiem będzie powtórzenie tego eksperymentu na większej grupie zwierząt. Celem badań będzie przede wszystkim dokładne ustalenie, w jaki sposób te związki wpływają na układ odpornościowy biorcy. Oczywiście chcielibyśmy wybrać z wydzielin pasożytów wyłącznie substancje bioaktywne o korzystnym działaniu i jednocześnie wyeliminować wszystkie te, które mogłyby okazać się szkodliwe - tłumaczy dr Grey. Podsumowując wizję idealnej terapii, naukowiec dodaje: Idealnie byłoby wywołać taką zmianę w układzie odpornościowym, która pozwoli na utrzymanie przeszczepu, ale zapewni zachowanie pełnej zdolności organizmu do obrony. Gdybyśmy to osiągneli, bylibyśmy bardzo szczęśliwi.
  8. Pierwsze zwierzę w historii Ziemi było najprawdpodobniej organizmem znacznie bardziej złożonym, niż do tej pory uważano. Takie wnioski można wyciągnąć z pracy, która opublikowana została w najnowszym numerze prestiżowego czasopisma Nature. Badania, sfinansowane przez Amerykańską Fundację Nauki, rzucają nowe światło na dotychczasową wiedzę z zakresu paleobiologii. Oprócz stosowanych dotychczas analiz materiału kopalnego oraz żyjących dziś zwierząt zastosowano w nich superwydajne metody komputerowej analizy genetycznej (dziedzinę nauki zajmującą się tego typu badaniami nazywamy bioinformatyką). Udało się dzięki nim zdefiniować pierwsze rozgałęzienia drzewa ewolucyjnego w historii rozwoju życia na Błękitnej Planecie. Wiele spośród wyników było sporym zaskoczeniem dla samych badaczy. Jednym z największym było odkrycie, że jamochłony wytworzyły niezależną linię rozwojową przed gąbkami, a nie po nich, jak dotychczas sądzono. Jest to dość zaskakujące, gdyż te ostatnie wydają się być znacznie bardziej prymitywne i mniej aktywne. Casey Dunn, główny autor badań, przyznaje: To był kompletny szok. Zaskoczyło to nas tak bardzo, że początkowo pomyśleliśmy, że popełnilismy błąd. Okazało się jednak, że zarówno powtórzenie badań, jak i ponowne ich przeprowadzenie z uwzględnienieniem dodatkowych danych dawały ten sam wynik. Dlaczego w takim razie gąbki są znacznie prostsze w budowie? Naukowiec widzi dwa możliwe rozwiązania: 1) Po oddzieleniu się pierwotnej linii rozwojowej jamochłonów, zawierającej początkowo bardzo prymitywne organizmy, doszło w jej obrębie to bardzo intensywnej ewolucji - w efekcie są one dziś znacznie bardziej złożone; 2) Gąbki powstały nie bezpośrednio jako osobna gałąź drzewa ewolucji, lecz drogą stopniowego upraszczania budowy organizmów innej, nieznanej grupy. Jak zaznacza sam Casey Dunn: Ewolucja nikoniecznie jest prostym marszem w kierunku skomplikowanej budowy. Nasze badania mają szansę stać się bardzo wyraźnym dowodem na potwierdzenie tej tezy. Nie jest dokładnie znany czas powstania pierwszych jamochłonów, gdyż brakuje materiału kopalnego, który pozwoliłby to stwierdzić. Wiadomo jednak niemal na pewno, że stosunkowo szybko doszło do podzielenia tej grupy na dwie linie: meduzy o charakterystycznym dzwonowatym kształcie ciała oraz inne, u których zasadnicza część ciała jest mniejsza, za to wyposażone są w silniejsze macki. Pomimo istotnej roli badań Amerykanów, opisywanie dróg ewolucji wciąż jest w powijakach. Szacuje się, że Ziemię żamieszkują organizmy w zawrotnej liczbie dziesięciu milionów gatunków, spośród których opisano "zaledwie" niecałe dwa miliony. Co więcej, ogromna część z nich wciąż jest "zawieszona w próżni", gdyż nie wiadomo dokładnie, w jaki sposób wyewoluowały. Na szczęście badania komputerowe podobne do tych przeprowadzonych na zlecenie Amerykańskiej Fundacji Nauki mają ogromną szansę poprawić obecny stan wiedzy. Nie jest to jednak proste zadanie. Co prawda analizy komputerowe stają się coraz bardziej powszechne i tańsze, lecz poszukiwanie nowych gatunków oraz pozyskiwanie nowego materiału do badań stają się coraz droższe i bardziej uciążliwe. Jak podsumowauje sam Casey Dunn, ogromny postęp technologii mimo wszystko sprowadza nas do tego samego problemu, któremu musieli stawic czoła przyrodnicy 200 lat temu: musimy zbadać, kto dokładnie zamieszkuje naszą planetę, gdzie szukać nowych gatunków oraz jak pozyskiwać materiał w celu przeprowadzenia na nim badań. Z pewnością zapowiada to jeszcze wiele pasjonujących odkryć.
  9. Kevin Fahey, odpowiedzialny w Armii USA za naziemne systemy bojowe ujawnił, że w Iraku doszło do niepokojące incydentu z udziałem robotów bojowych. Maszyny SWORDS (Special Weapons Observation Reconneissance Direct-action System) nagle zaczęły się obracać, a lufy lekkich karabinów maszynowych, w które są wyposażone, poruszyły się w kierunku amerykańskich żołnierzy. Broń zaczęła się poruszać wtedy, gdy nie powinna - powiedział Fahey. Sytuację udało się opanować, ale wygląda na to, że bardzo przestraszyła ona Amerykanów. Fahey stwierdził: gdy zdarzy się coś naprawdę nieprzyjemnego, musi minąć 10-20 lat, zanim się ponownie tego spróbuje. Być może SWORDS zostaną wycofane ze służby i zastąpione przez swoją ulepszoną wersję o nazwie MAARS (Modular Advanced Armed Robotic System).
  10. Badacze z IBM-owskiego Almaden Research Centre poinformowali o opracowaniu nowego rodzaju pamięci, dzięki któremu w ciągu dekady mogą powstać np. odtwarzacze MP3 zdolne do przechowywania setek tysięcy plików. Racetrack memory (RM) wykorzystuje spintronikę, a nazwę zawdzięcza swojej budowie. Składa się z miliardów nanokabli w kształcie litery U, które są przytwierdzone do krzemowego podłoża. Każdy z kabli przechowuje setki bitów danych. Są one przechowane w formie całej serii pól magnetycznych rozmieszczonych wzdłuż nanokabla. W przeciwieństwie do pamięci flash, która z czasem traci zdolności do przechowywania danych, RM w ogóle się nie zużywa. W miejscu, w którym kabel jest przytwierdzony do krzemu znajduje się niewielkie, nieruchome urządzenie odczytujące. Przyłożenie napięcia elektrycznego do nanokabli powoduje przesuwanie się magnetycznych domen. Głowica odczytująca mierzy magnetooporność każdej z domen, odczytując w ten sposób zapisane informacje. Podobne, umieszczone obok urządzenie, może zapisywać dane odpowiednio manipulując napięciem elektrycznym. Możliwe jest umieszczanie nanokabli zarówno w pionie jak i w poziomie. Racetrack nie ma ruchomych części, więc się nie zużywa. Może przechowywać dane przez całe dziesięciolecia. Do pracy wymaga bardzo mało energii elektrycznej i niemal nie wydziela ciepła, a zapis i odczyt przebiegają bardzo szybko. Ponadto pozwala przechować olbrzymią ilość danych na niewielkiej przestrzeni. Ma więc wszystkie zalety pamięci RAM, flash i dysków twardych, a jednocześnie pozbawiony jest ich wad. Stuart Parkin, szef zespołu, który opracował RM, mówi, że nowe pamięci powinny trafić na rynek w ciągu najbliższych 5-10 lat. Inżynierowie pokonali już główne przeszkody i myślą o zastosowaniu w przyszłości trójwymiarowych struktur do budowy układów RM. Parkin stwierdził: perspektywy, które otwiera przed nami pamięć racetrack - na przykład możliwość przenoszenia w kieszeni olbrzymich ilości danych - są tak olbrzymie, że powstaną urządzenia i aplikacje, jakich obecnie nie jesteśmy w stanie sobie wyobrazić.
  11. Chociaż ludzie wpisują w wyszukiwarkach miliony różnych zapytań, naukowcy twierdzą, że za pomocą prostej metody można je przypisać do jednej z zaledwie trzech kategorii (Information Processing & Management). Jim Jansen, profesor z Penn State College of Information Sciences and Technology, współpracował z Danielle Booth, studentką z tej samej uczelni, oraz Amandą Spink z Politechniki w Queensland. Zespół stwierdził, że wszystkie zapytania można podzielić na: 1) informacyjne – dotyczące konkretnego faktu bądź zagadnienia, 2) nawigacyjne – próby odnalezienia strony WWW oraz 3) transakcyjne – związane z zakupem określonego towaru lub usługi. To pierwsze studium, w ramach którego analizowano prawdziwe dane. Naukowcom zależało na klasyfikowaniu w czasie rzeczywistym i udało im się to osiągnąć. Uwzględniono ponad 1,5 mln zapytań od setek tysięcy użytkowników Internetu. Dzięki temu ujawniono, że 80% zapytań ma charakter informacyjny, a po 10% przypada na zapytania nawigacyjne i transakcyjne. Zespół analizował losowo wybrane próbki zapytań. Brano pod uwagę długość zapytania, jego kolejność w sesji oraz wyniki wyszukiwania. Na tej podstawie Amerykanie opracowali algorytm, który automatycznie klasyfikuje efekty działań internautów. Jak podkreśla Jansen, w ramach wcześniejszych badań klasyfikowano, w dodatku ręcznie, dużo mniejszą liczbę zapytań. Szybki, działający "na bieżąco" i stosunkowo nieomylny program znajdzie na pewno zastosowanie w wielu różnych dziedzinach, np. w e-commerce.
  12. Już 9 tygodni ćwiczenia jogi przynosi starszym kobietom wymierne korzyści. Nie tylko zaczynają szybciej chodzić, ale poprawia się także działanie ich zmysłu równowagi. Na tym jednak nie koniec. Średnio przybywa im centymetr wzrostu. Szef zespołu naukowców, dr Jinsup Song z Temple University w Filadelfii, sądzi, że joga wymusza na paniach utrzymywanie bardziej wyprostowanej postawy ciała. By prawidłowo wykonywać ćwiczenia, zwyczajnie nie wolno się garbić. Na potrzeby eksperymentu przygotowano specjalny program ćwiczeń: niezbyt trudny, uwzględniono w nim jedynie podstawowe asany. Przy jego tworzeniu Song współpracował z instruktorką jogi Marian Garfinkel oraz B.K.S. Iyengarem, twórcą tzw. jogi iyengarowskiej. Zebrano 24 ochotniczki w wieku 65 lat i starsze. Dwa razy w tygodniu uczęszczały one na 1,5-godzinne sesje jogi. Z czasem zwiększała się intensywność ćwiczeń. Po zakończeniu programu okazało się, że kobiety żwawiej chodzą, ich krok się wydłużył, potrafią też dłużej ustać na jednej nodze. Ponadto łatwiej im zachować równowagę podczas chodzenia i stania. Będący podiatrą (specjalistą ds. chorób stóp) Song podkreśla, że za pośrednictwem ćwiczeń panie nauczyły się inaczej kontrolować swoją równowagę. Przed rozpoczęciem programu wykorzystywały do tego głównie część podeszwy pod główkami kości śródstopia, potem ciężar ciała rozkładał się bardziej równomiernie na powierzchni całej stopy. W przyszłości amerykański zespół chce sprawdzić, czy program Iyengara jest skuteczną metodą zapobiegania upadkom u starszych osób.
  13. Naukowcy z Uniwersytetu Stanforda opracowali nową metodę hodowli komórek, która ma szansę stać się krokiem milowym w dziedzinie biologii molekularnej. Udało im się pobrać komórki skóry, a następnie wytworzyć z nich nowe, niemal identyczne z komórkami macierzystymi (SC, od ang. Stem Cells - "komórki pnia"). W zależności od woli badaczy możliwe jest także stymulowanie ich do transformacji nowotworowej, w wyniku której powstają tzw. nowotworowe komórki macierzyste. Odkrycie Amerykanów pozwoli na "modelowanie" nowotworu w zależności od potrzeb związanych z określonym eksperymentem. Do tej pory naukowcy korzystali z tzw. linii komórkowych, które wyprowadzano z guzów od określonych pacjentów, a następnie utrzymywano w hodowli. Tak uzyskany materiał poddawano ewentualnej modyfikacji genetycznej, by dopasować go do potrzeb eksperymentu. System ten miał oczywiście wiele zalet, lecz zmuszał badaczy do korzystania z gotowych modeli, które nie zawsze odpowiadały oczekiwaniom eksperymentatorów. Fabrice Roegiers, eksperymentująca z komórkami macierzystymi w centrum badań nad rakiem Fox Chase Cancer Center w Filadelfii, dostrzega również możliwość zastosowania odkrycia swoich kolegów w medycynie: Dzięki temu odkryciu będziemy w stanie nauczyć się identyfikować już na wczesnym etapie rozwoju te nowotwory, które w przyszłości będą bardziej agresywne. Pozwoli to na lepsze dopasowanie terapii. Wyniki badań opublikowano w najnowszym numerze czasopisma Cell - Stem Cell. Wynika z nich, że komórki macierzyste nowotworu przypominają pod wieloma względami te pobrane od embrionów. Oznacza to, że są bardziej "elastyczne" pod względem możliwości rozwoju od SC rozsianych w tkankach. Te ostatnie mają jedynie zdolność przemiany (różnicowania) w komórki określonego typu, tzn. budujące tkankę, w której się znajdują. Do tej pory hipoteza o istnieniu nowotworowych komórek macierzystych była często podważana z powodu niewielkiej wiedzy na ich temat. Były ciężkie w hodowli w laboratorium, przez co trudno było je scharakteryzować i prowadzić na nich badania. Wielu naukowcow wierzyło także, że nie istnieją wewnątrz guza wyspecjalizowane SC, lecz za jego rozwój odpowiadają te tworzące główną masę nowotworu. Udany eksperyment zespołu z Uniwersytetu Stanforda może skłonić część środowiska akademickiego do zmiany poglądów. Przed przystąpieniem do badań Amerykanie przeanalizowali dogłębnie dotychczasową wiedzę na temat komórek macierzystych. Zauważyli, że istnieją wśród nich dwie grupy: jedna skupiała komórki zbliżone do tych występujących u płodu, zaś druga miała wiele cech wspólnych z komórkami macierzystymi rozsianymi w tkankach dorosłych ludzi. Kolejnym etapem eksperymentu było zidentyfikowanie cech, które charakteryzują nowotwór oraz odnalezienie genów, których ekspresja wpływa na stopień jego złośliwości. W wyniku eksperymentu ustalono, że do kierowania procesem przemiany komórek nabłonkowych skóry w macierzyste wystarcza manipulacja aktywnością zaledwie jednego genu, zwanego Myc (jego nazwa pochodzi od mielocytomatozy, rodzaju nowotworu pochodzącego ze szpiku kostnego). Aktywacja tego genu w komórkach skóry powoduje ich stopniową przemianę w kierunku komórek macierzystych, lecz jego nadmierne pobudzenie może powodować powstanie guza nowotworowego. Umiejętność ścisłej kontroli różnicowania (a także procesu odwrotnego, tzn. wytwarzania SC z kom. dojrzałych) pozwoliłaby z jednej strony na produkcję precyzyjnie "zaprojektowanych" linii nowotworowych, z drugiej zaś stanowiłaby ważny krok naprzód w rozwoju terapii z udziałem komórek macierzystych. Odkrycie Amerykanów może też mieć znaczenie poznawcze - umiejętność kontroli procesów biologicznych zachodzących wewnątrz tkanek pozwoli na sprawne manipulowanie ich właściwościami. Może to znacznie ułatwić przeprowadzenie wielu eksperymentów.
  14. Już niewielka dawka kofeiny przyjmowana każdego dnia może utrudnić rozwój choroby Alzheimera u osób z podwyższonym poziomem cholesterolu we krwi. Dowiedli tego naukowcy z North Dakota School of Medicine and Health Sciences, odpowiednika naszej akademii medycznej. W ramach eksperymentu króliki karmiono pokarmami bogatymi w cholesterol i jednocześnie ordynowano im kofeinę w dawce odpowiadającej filiżance kawy. Po dwunastu tygodniach porównano stan ich zdrowia z grupą kontrolną, w której zwierzęta odżywiały się identycznie, ale nie przyjmowały codziennej dawki używki. Najważniejszą z zaobserwowanych różnic była znacznie lepsza kondycja tzw. bariery krew-mózg w organizmach zwierząt, u których symulowano przyjmowanie czarnego trunku. Bariera krew-mózg jest naturalną bardzo szczelną błoną, oddzielającą przepływającą krew od elementów centralnego układu nerwowego. Pozwala ona na selektywne przenoszenie substancji odżywczych i jednoczesne blokowanie przenikania do mózgu większości toksyn. Niestety, system ten często zawodzi, szczególnie przy diecie obfitującej w cholesterol. Naruszenie tej naturalnej bariery naraża mózg na uszkodzenia, które mogą ostatecznie doprowadzić do rozwoju alzheimeryzmu. Działanie kofeiny polega najprawdopodobniej na zwiększaniu zdolności komórek wchodzących w skład bariery do utrzymywania się w ciasnej sieci. Pozwala to na poprawę szczelności naturalnej blokady i osłonięcie centralnego organu układu nerwowego przed szkodliwymi związkami. Odkrycie to wyjaśnia także przyczynę wcześniejszych doniesień, zgodnie z którymi zawarty w kawie alkaloid spowalnia stopniową utratę pamięci charakterystyczną dla choroby Alzheimera. Dr Jonathan Geiger, główny autor odkrycia, podkreśla praktyczne wnioski płynące z przeprowadzonych badań: Kofeina to bezpieczny i łatwo osiągalny lek. Jego zdolność do stabilizacji bariery krew-mózg oznacza, że może się ona stać ważnym elementem terapii przeciwdziałających rozwojowi chorób neurologicznych. Szczegóły odkrycia opisano w najnowszym numerze czasopisma Journal of Neuroinflammation.
  15. University of Washington udostępnił system monitorujący internetowe 'czarne dziury'. Tym terminem określono miejsca, w których z nieznanych przyczyn sygnał zanika. Wielu internautom zdarzyło się klikać na link lub wpisywać w przeglądarce adres i bezskutecznie czekać na połączenie z jakąś witryną. Tymczasem połączenie nie następuje, pomimo że nie powinno być żadnych problemów. Serwery pracują prawidłowo, łącza nie są zapchane, a mimo to sygnał gdzieś ginie. Hubble to system, który od 17 września 2007 roku monitoruje Internet. W tym czasie zidentyfikował 885 059 "czarnych dziur". Oczywiście sytuacja w Sieci ciągle się zmienia. Witryny przed chwilą z tajemniczych powodów niedostępne, nagle stają się bez problemu osiągalne, a problemy zaczynają trapić strony, które jeszcze przed godziną działały bez zarzutów. Hubble pokazuje bieżącą sytuację w Sieci. Monitoruje on bez przerwy 78 772 prefiksy CIDR. W ciągu ostatnich 24 godzin zanotował problemy na 108 159 trasach dostępu do 4252 prefiksów. Oznacza to, że do tych właśnie prefiksów możemy się nie dostać. Hubble pokazuje też mapę, na której pokazuje, jak długo "żyła" każda z "czarnych dziur". Dane aktualizowane są co 15 minut. Co ciekawe, na stronie Hubble'a każdy może sprawdzić, czy lokalizacja, z której właśnie się łączy, jest dostępna z zewnątrz.
  16. Liuba, mały mamut odnaleziony w doskonałym stanie na terenie rosyjskiej Arktyki (w Jamalsko-Nienieckim Okręgu Autonomicznym), pozwolił uczonym zza naszej wschodniej granicy sporządzić najdokładniejszy w historii opis wnętrzności tych prehistorycznych zwierząt. Maluchowi nadano imię żony myśliwego, który natrafił na niego w zeszłym roku. W lutym ciało przodka słonia powróciło do Rosji z Japonii, gdzie badano je za pomocą tomografu komputerowego. Po raz pierwszy mogliśmy zobaczyć, jak narządy wewnętrzne były zlokalizowane w jamie ciała mamuta. To bardzo istotne z naukowego punktu widzenia – podkreśla Aleksiej Tichonow, szef projektu, a zarazem zastępca dyrektora Instytutu Zoologii Rosyjskiej Akademii Nauk. Organy młodej samicy były do tego stopnia dobrze zachowane, że w sercu wyraźnie było widać wszystkie przedsionki i komory, a w wątrobie żyły. To najlepiej zachowany okaz nie tylko mamuta, ale także zwierzęcia prehistorycznego. Badania Liuby wykazały, że była jeszcze oseskiem, a gdy zmarła 37 tysięcy lat temu, miała zaledwie 3-4 miesiące. Nie zachowała się co prawda jej okrywa włosowa, ale już skóra była zupełnie nietknięta zębem czasu, przez co nie doszło do skażenia narządów wewnętrznych współczesnymi drobnoustrojami. Podczas tomografii nie znaleziono żadnych urazów ani złamań. Drogi oddechowe i pokarmowe mamuta były za to wypełnione szlamem, co doprowadziło biologów do uzasadnionego wniosku, że musiał utonąć. Jeśli zrobimy biopsję tkanek Liuby bez odmrażania jej, istnieje duża szansa, że uzyskamy obiecujące rezultaty w zakresie genetyki i mikrobiologii. Wierzę, że mapa genetyczna mamuta zostanie ukończona w ciągu roku lub dwóch. Na potrzeby Liuby opracowaliśmy metodę dekodowania genomu właściwie każdego prehistorycznego zwierzęcia. Tichonow spekuluje, że o ile nikt nie będzie raczej chciał ożywiać mamutów, o tyle zostaną zapewne podjęte próby reintrodukcji gatunków, które wyginęły stosunkowo niedawno, np. ptaka dodo. Ciało Liuby jest przechowywane w skonstruowanym specjalnie do tego celu pojemniku. Utrzymywane są tam ujemne temperatury, by nie dopuścić do rozłożenia się tkanek ssaka. Wkrótce Liuba poleci do stolicy okręgu Salechardu. Latem będzie ją tam można podziwiać na wystawie. Już przygotowano dla niej szklaną gablotę, która zapewni odpowiednie warunki eksponowania.
  17. Microsoft ma dzisiaj udostępnić narzędzie, które pomoże kierowcom unikać korków. Nad sieciową usługą Clearflow przez pięć lat pracowali specjaliści zajmujący się sztuczną inteligencją. Ich celem było zaimplementowanie technik pozwalających maszynom na uczenie się i zaprzęgnięcie ich do rozwiązywania problemu z zatykającymi się drogami. System na bieżąco analizuje sytuację na drogach i doradza kierowcy, którędy powinien jechać. Podobna usługa została udostępniona przez Microosft już jesienią, jednak nie zawierała ona modułu sztucznej inteligencji. Opierała się więc jedynie na danych o sytuacji na drogach, a że ta błyskawicznie się zmienia, to kierowcy niejednokrotnie stali w korkach. Clearflow potrafi nie tylko zebrać i przeanalizować informacje, ale również wyciągnąć na ich podstawie wnioski. Jego porady mogą często różnić się od intuicji kierowcy. System może zalecić pozostanie na zatłoczonej autostradzie, gdy uzna, że w przylegającym do niej mieście może lada chwila utworzyć się korek. Może też uznać np., że korek na autostradzie rozładuje się szybciej, niż w mieście, lepiej więc na niej pozostać. Greg Sterling, analityk z firmy Sterling Market Intelligence, mówi, że klienci od dawna oczekują na podobne systemy. Problem w tym, że niezwykle trudno jest je stworzyć, a firmy, które się tym zajmują, muszą bez przerwy udowadniać, że czynią postępy i kolejne wersje ich oprogramowania są doskonalsze od wcześniejszych. Microsoft zainteresował się stworzeniem takiego systemu w 2003 roku. Wówczas to pracujący w tej firmie specjalista ds. sztucznej inteligencji Eric Horovitz utknął w korku na autostradzie. Chcąc go ominąć poinstruował swój system nawigacji, by przeprowadził go przez pobliskie miasto. To był horror - wspomina Horovitz, obecny prezes Stowarzyszenia na Rzecz Postępu w Sztucznej Inteligencji. Na początku projektu włączono do niego wszystkich chętnych pracowników Microsoftu. Ich samochody wyposażono w systemy GPS, które zbierały informacje o trasach przejazdu i sytuacji na drogach. Przez cztery lata zebrano dane o 16 500 podróży. Na ich podstawie stworzono szczegółowe dane dotyczące 819 000 fragmentów dróg w Seattle i okolicach. Dzięki nim powstał oryginalny algorytm, który został zastosowany do kolejnych 70 miast w USA. Przy obliczaniu natężenia ruchu i przewidywaniu możliwego rozwoju sytuacji korzysta on z sieci czujników umieszczonych przy autostradach. Z nich do systemu na bieżąco napływają dane o 60 milionach odcinków dróg. Clearflow korzysta też z informacji pogodowych, bierze pod uwagę dzień tygodnia, godzinę oraz takie dane jak np. odbywające się imprezy masowe, i na ich podstawie próbuje przewidzieć, jak rozwinie się sytuacja na drogach. Horovitz mówi, że jeśli system się sprawdzi, będzie to olbrzymi krok dla maszyn uczących się.
  18. Co prawda burza w szklance wody ma w przysłowiu zupełnie inne znaczenie, lecz po długim okresie prób fizykom z Uniwersytetu w Bordeaux naprawdę udało się wreszcie odtworzyć huragan w naczyniu wielkości filiżanki. Przykrywa je mydlana bańka, a wewnątrz szaleje cyklon o średnicy zaledwie kilku centymetrów. Jak w guliwerowskiej krainie liliputów... Choć dużo mniejszy, huragan utworzony przez człowieka ma dokładnie te same właściwości, co naturalne wiatry. Hamid Kellay, szef zespołu, twierdzi, że eksperyment jest naprawdę prosty. Najpierw zlewkę należy wypełnić roztworem mydła. Potem trzeba wziąć słomkę i wydmuchać bańkę. Półkulista bańka przykrywa z wierzchu naczynie, a roztwór jest podgrzewany do temperatury 45°C. W miarę wzrostu temperatury zaczyna zachodzić proces unoszenia się w górę strumieni ciepłego powietrza (konwekcja naturalna). Czasem na samym szczycie formują się pojedyncze duże wiry, których średnica dochodzi do kilku centymetrów. Pomyśleliśmy, że wyglądają one jak cyklony. Aby sprawdzić, czy miniwiry zachowują się jak prawdziwe huragany, naukowcy sfilmowali ich ruch. Nagranie porównali z danymi uzyskanymi podczas sezonu huraganowego 2003-2004. Zaobserwowano podobny ruch termiczny, choć same trasy "małych i dużych" już się od siebie różniły (Physical Review Letters). Kellay twierdzi, że prawdziwe huragany są efektem innych zjawisk atmosferycznych, a na ich przemieszczanie się silnie wpływa ruch wirowy Ziemi. Tego wszystkiego brakuje, oczywiście, w przypadku mydlanej bańki. Mimo wszystko może ona posłużyć jako rodzaj laboratorium, gdzie sprawdza się, jak wygląda interakcja huraganów z otaczającym powietrzem.
  19. Jak donosi Gazeta Wyborcza, zespół profesora Jana Szopy-Skórkowskiego z Uniwersytetu Wrocławskiego, opracował niezwykły genetycznie zmodyfikowany len. Wyprodukowane z niego ubrania nie gniotą się i nie moczą, a plastry przyspieszają gojenie ran. Len można dodawać też do tworzyw sztucznych, które dzięki niemu ulegają rozkładowi. Profesor Szopa-Skórkowski zdradza, że nowy len uzyskał dzięki wprowadzeniu do włókien lnu oleistego geny grzybów z rodziny Aspergillus oraz pewnych roślin z Ameryki Południowej. O dalszych szczegółach nie chciał mówić. Profesor nawiązał współpracę z pewną firmą spod Malborka. Mamy już nici i płótno, teraz szukamy firm medycznych, które podejmą się produkcji materiałów opatrunkowych - powiedział naukowiec Gazecie. Gdybym pracował w USA, byłoby łatwiej. Tam jest lepsza atmosfera dla innowacji, byłem miesiąc temu za oceanem na kongresie i już jedna z firm zainteresowała się naszym pomysłem. U nas bariery mentalne są większe od ekonomicznych, a w środowisku naukowym bardziej liczą się publikacje niż patenty - dodaje.
  20. Yahoo i Google rozpoczynają dwutygodniowy eksperyment, którego celem jest wymiana powierzchni reklamowych pomiędzy oboma internetowymi gigantami. W tym czasie Google będzie miało prawo do umieszczania swoich reklam w 3% wyszukiwań dokonywanych przez klientów Yahoo!.Zdaniem analityków, umowa pomiędzy Yahoo! a Google'em ma zmusić Microsoft do rezygnacji z prób przejęcia Yahoo! lub do zaoferowania wyższej ceny.Pojawiły się też pogłoski, że Microsoft i News Corp. wspólnie będą próbowały przejąć Yahoo!. Jeśli by się to udało, mogłyby połączyć trzy najczęściej odwiedzane witryny na świecie: Yahoo, MSN i MySpace.Analitycy chwalą ruch Yahoo!. Uważają, że Microsoft ma w tej rozgrywce zdecydowaną przewagę, a podpisanie przez Yahoo! umowy z Google'em powinno zmusić koncern z Redmond do podniesienia ceny za portal.
  21. Według brytyjskich psychologów, ludzie potrafią ocenić czyjś stosunek do relacji seksualnych tylko na podstawie cech twarzy. Badacze z Durham University rozmawiali z 700 młodymi kobietami oraz mężczyznami. Odkryli, co raczej nie jest zaskoczeniem, że mężczyźni dość często poszukują kobiet otwartych na krótkotrwałe przygody erotyczne, a kobiety pociągają panowie, którzy wydają się zainteresowani długotrwałymi związkami (Evolution and Human Behavior). Informacje zdobyte podczas przelotnego zerknięcia na twarz pozwalają lepiej dobrać partnera do rodzaju relacji, w jaką chcielibyśmy z nim ewentualnie wejść. Ochotnikom pokazywano zdjęcia twarzy osób płci przeciwnej (wszystkie niedawno przekroczyły dwudziestkę). Następnie badanych proszono o ocenę ich atrakcyjności i stosunku do seksu. Ocenę na podstawie zdjęcia porównywano potem z rzeczywistymi postawami i zachowaniami uwiecznionych na nich osób. Udało się to, ponieważ zgodziły się one wypełnić szczegółowy kwestionariusz. Podczas eksperymentu wyszło na jaw, że przedstawiciele obu płci całkiem trafnie umieją stwierdzić tylko na podstawie fotografii, kto byłby bardziej zainteresowany krótkotrwałymi związkami erotycznymi. W pierwszym studium, które objęło 153 osoby, aż 72% wolontariuszy trafnie określiło czyjś stosunek do seksu w ponad 50% przypadków. Dalsze badania ujawniły jednak, że ochotnicy nie zawsze byli przekonani o poprawności swojej oceny. Okazało się także, że kobiety, które były otwarte na krótkotrwałe przygody erotyczne, postrzegano jednocześnie, nie wiadomo dlaczego, jako bardziej atrakcyjne. Mężczyźni optujący za nieskrępowanym seksem byli generalnie postrzegani jako osoby o bardziej zmaskulinizowanym wyglądzie: z mocno zarysowaną kwadratową szczęką, większym nosem i małymi oczami. Obserwacje te pokrywają się z wynikami wcześniejszych badań akademików z Durham, podczas których okazało się, że kobiety częściej uznają męskich mężczyzn za niewiernych partnerów i gorszych ojców. Nasze rezultaty sugerują, że choć niektórzy ludzie potrafią ocenić seksualne strategie innych na podstawie samego wyglądu twarzy, nie zawsze są pewni swoich ocen. Dzieje się tak zapewne dlatego, że wskazówki, jakimi się kierują, są niezwykle subtelne. Indywidualne preferencje w zakresie różnych typów twarzy są jednak całkiem silne. Wstępne wrażenia mogą być częścią procesu oceny potencjalnych partnerów, lub rywali, podczas pierwszego spotkania – podsumowuje szefowa zespołu badawczego, dr Lynda Boothroyd. Dr Ben Jones z Laboratorium Badania Twarzy Uniwersytetu w Aberdeen wyjaśnia, że w przeszłości wykazano, że wygląd czyjejś twarzy to dla nas prawdziwa kopalnia informacji. Na tej podstawie oceniamy stan zdrowia czy cechy osobowościowe (np. czy ktoś jest introwertykiem). W ramach tego studium po raz pierwszy wykazano jednak, że ludzie są także uwrażliwieni na zlokalizowane w obrębie twarzy subtelne sygnały, dotyczące rodzaju preferowanych przez kogoś relacji romantycznych. Profesor David Perrett z Uniwersytetu św. Andrzeja przestrzega, że dla kobiet mężczyźni o rozwiązłym wyglądzie są nieatrakcyjni zarówno w przypadku długo-, jak i krótkoterminowych związków. Podczas eksperymentu badanym pokazywano pary zdjęć lub uśrednionych twarzy osób o różnym stosunku do erotyki. Pytano o to, kto, wg nich, byłby bardziej skłonny do seksu bez miłości, jednonocnych przygód itp. Wolontariusze mieli też określić, jaka twarz jest najbardziej odpowiednia do długo- i krótkoterminowego związku, kto jest bardziej męski lub kobiecy i kto jest atrakcyjny.
  22. Sekwencjonowanie DNA to analiza, której celem jest poznanie kolejności ułożenia nukleotydów (tworzących informację genetyczną jednostek budujących nić DNA) wzdłuż nici DNA w komórkach danego osobnika. Jest to jedna z najdokładniejszych znanych obecnie metod badania predyspozycji genetycznych do wielu chorób, ma także ogromne znacznie w badaniach związanych z funkcjonowaniem genów. Jest to technika bardzo dokładna i przydatna, lecz jej masowe stosowanie jest wciąż silnie ograniczone przez koszty. Rozwiązaniem tego problemu może okazać się urządzenie stworzone przez amerykańską firmę Helicos Biosciences. Odkrycia dokonane w ostatnich latach przyniosły znaczny, choć wciąż niewystarczający, spadek kosztów związanych z przeprowadzaniem analiz DNA. Trwający w latach 1990-2003 Human Genome Project (badania mające na celu ustalenie po raz pierwszy w historii pełnego genomu człowieka) pochłonął astronomiczne kwoty - budżet tego projektu wynosił ponad 3 miliardy dolarów. Obecnie średni koszt wykonania takiej analizy ocenia się na 100 tysięcy dolarów. Stworzona przez Helicon Biosciences technologia pozwoli dodatkowo obniżyć cenę pojedynczego sekwencjonowania i przybliżyć ją do granicy tysiąca dolarów. Właśnie ta suma jest uznawana za wystarczająco niską, by nakłonić statystycznego Amerykanina do wykonania u siebie takiego testu. Sekretem nowatorskiej metody jest zdolność do badania pojedynczej cząsteczki DNA. Do tej pory do podobnego badania potrzebne były ogromne ilości materiału, liczone w tysiącach, a nawet milionach cząsteczek. Uzyskiwano je dzięki procesowi zwanemu reakcją łańcuchową polimerazy (PCR, od ang. Polymerase Chain Reaction), polegającemu na tworzeniu kopii DNA in vitro (za opracowanie tej metody przyznano nagrodę Nobla w 1993 roku w dziedzinie chemii). Dzięki wynalazkowi Amerykanów możliwe jest pominięcie tego etapu, co znacząco obniża koszt całego testu. Zasadę działania nowej technologii opisano w najnowszym numerze czasopisma Science. Badana cząsteczka jest cięta na drobne kawałki i przytwierdzana do specjalnego podłoża, a następnie, nukleotyd po nukleotydzie, przyłącza się do każdego z nich fluorescencyjne znaczniki wiążące się wyłącznie z jednym z czterech możliwych rodzajów nukleotydów (opisujemy je jako A, C, G lub T). Po każdym takim przyłączeniu dokonuje się analizy rozbłysków poszczególnych znaczników w świetle UV. W ten sposób można ustalić, w jakiej kolejności są ułożone nukleotydy w każdej z nici. Sama technika odczytu nie różni się szczególnie od tych stosowanych dotychczas, lecz zdolność do analizy pojedynczej nici DNA była dotąd nieosiągalna. Potencjalne zastosowania dla sekwencjonowania DNA są ogromne. Spektrum możliwości ich wykorzystania sięga od poprawy jakości wody pitnej, poprzez lepszy dobór oczyszczających ją mikroorganizmów, aż po badania predyspozycji badanego człowieka do określonych chorób. Wynalazek ma także szansę przybliżyć erę tzw. medycyny zindywidualizowanej, czyli ścisłego dopasowania terapii do genetycznych uwarunkowań występujących u danego pacjenta. Na razie nie podano informacji, czy i jeśli tak, za jaki czas nowatorska maszyna trafi na rynek.
  23. Zespół chemików z uczelni Virginia Tech (odpowiednik polskiej politechniki) opracował proces pozwalający na przekształcanie pochodzącej z roślin skrobi w wodór, który następnie można wykorzystać np. do zasilania samochodów. Do przeprowadzenia stosownej reakcji wystarcza woda, odpowiednio przygotowane enzymy oraz, oczywiście, fragmenty roślin. Jedynymi produktami procesu są dwa gazy: wodór oraz dwutlenek węgla. Zdaniem twórców nowatorskiej metody, rozwiązuje ona trzy najważniejsze problemy, które dotychczas stały na przeszkodzie upowszechnieniu stosowania wodoru jako paliwa samochodowego. Mowa o kosztach produkcji tego gazu, problemach z bezpiecznym jego przechowywaniem oraz dystrybucją. Szef badaczy, dr Percival Zhang, określa odkrycie jako rewolucyjne. Otwiera to zupełnie nowy kierunek badań nad wodorem. Wraz z rozwojem tej technologii wprowadzenie do użycia pojazdów napędzanych cukrem stanie się ostatecznie możliwe. Wodór od dawna jest rozważany jako potencjalny następca pochodnych ropy naftowej, które dziś niepodzielnie dominują na rynku paliw dla samochodów. Dotychczas jednak niewiele było metod bezpiecznej, wydajnej i taniej produkcji tego gazu. Dodatkowo większość z nich opierała się na przeróbce paliw kopalnych, co w żaden sposób nie rozwiązywało problemu wyczerpujących się zasobów tych surowców. Z tego powodu na całym świecie wciąż trwają intensywne badania nad wykorzystaniem odnawialnych źródeł energii do wytwarzania paliwa wodorowego. Istnieje szansa, że odkrycie naukowców z Virginia Tech stanie się ważnym krokiem naprzód w tej dziedzinie. Dr Zhang i jego koledzy twierdzą, że opracowali najwydajniejszy i najbardziej obiecujący z opracowanych dotychczas systemów produkcji wodoru z biomasy roślinnej. Do tej pory wykorzystywali oni do tego celu głównie występującą obficie w niektórych gatunkach skrobię, lecz prawdziwym wyzwaniem jest dla nich opracowanie technologii wykorzystania celulozy. Ta ostatnia ma bardzo podobną strukturę do skrobi, lecz struktura wiązań chemicznych w jej cząsteczkach znacznie utrudnia przeprowadzenie wydajnego procesu rozpadu. Optymalizacja wykorzystania celulozy mogłaby okazać się kolejnym kamieniem milowym w tej dziedzinie - dziś jest ona uznawana za odpad, dzięki czemu w przyszłości możliwe byłoby pozyskiwanie tego surowca po wyjątkowo korzystnych cenach. W ramach eksperymentu naukowcy skonstruowali specjalny reaktor, w którym badali mieszaninę trzynastu enzymów zdolnych do rozkładu skrobi. Warunki procesu dobrano tak, by wytwarzane były w nim jedynie dwa produkty: dwutlenek węgla oraz, co najważniejsze, wodór. W efekcie uzyskano produkt w stężeniu trzykrotnie wyższym niż w analogicznym procesie z wykorzystaniem mikroorganizmów fermentujących. Niestety, jak zaznacza szef zespołu, wydajność procesu jest wciąż zbyt niska, by umożliwić opłacalną produkcję paliwa wodorowego na masową skalę. Z tego powodu badacze pracują nad optymalizacją wspomnianego procesu. Głównym ich celem jest obecnie selekcja enzymów, które mogłyby pracować w wyższych temperaturach, dzięki czemu przeprowadzana reakcja zachodziłaby szybciej. Drugim ważnym kierunkiem badań jest wspomniana wcześniej próba stworzenia technologii opartej na kontrolowanym rozkładzie celulozy. Główny autor badań twierdzi, że potrzeba jeszcze około 8-10 lat, zanim uzyskiwanie wodoru tą metodą będzie mogło zostać wprowadzone na rynek. Nieco bardziej optymistycznie postrzega szansę na upowszechnienie wykorzystania wodoru do zasilania drobniejszych urządzeń, takich jak telefony komórkowe czy laptopy. Zdaniem dr. Zhanga, potrzeba na to od trzech do pięciu lat. Trzymamy kciuki.
  24. Profesor Samuel Stupp z Northwestern University stworzył płynną substancję, która może pomóc w zabliźnianiu się ran w uszkodzonym rdzeniu kręgowym i tym samym wspomoże leczenie osób po urazach kręgosłupa. Jej olbrzymią zaletą jest fakt, że proces naprawy rdzenia odbywa się niejako "samoczynnie", bez konieczności interwencji chirurgicznej. Substancję wystarczy wstrzyknąć do kręgosłupa. Po urazach rdzenia kręgowego w miejscu rany tworzą się blizny, które uniemożliwiają wzrost nerwów i blokują przewodzenie sygnałów. Dlatego też tysiące osób po wypadkach są częściowo lub całkowicie sparaliżowane. Naukowcy od dawna próbują poradzić sobie z tymi bliznami, jednak wszystkie stosowane dotychczas metody wymagają interwencji chirurgicznej. Stupp i jego zespół opracowali płyn, który należy wstrzyknąć do rdzenia. Wówczas jego negatywnie naładowane cząsteczki zaczynają się łączyć, gdy zetkną się z pozytywnie naładowanymi cząstkami ludzkiego organizmu (np. z jonami wapnia czy sodu). Molekuły samoistnie tworzą cylindryczne nanokable, wewnątrz których zostają uwięzione komórki rdzenia kręgowego. Na powierzchni tak utworzonych struktur znajdują się biologiczne molekuły, które zapobiegają tworzeniu się blizn i wzmagają wzrost komórek nerwowych. Stupp używał już podobnych metod do wywoływania wzrostu naczyń krwionośnych czy komórek nerwowych w mózgu. Teraz zmienił swoją substancję tak, by pomagała radzić sobie z uszkodzeniami rdzenia kręgowego. Podczas eksperymentów w laboratorium uczeni uszkadzali rdzenie kręgowe myszy, a 24 godziny później wstrzykiwali im wspomnianą substancję. Okazało się, że w rdzeniach tak leczonych myszy tworzyły się mniejsze blizny oraz wzrastały nowe komórki nerwowe. Substancja pomagała w tworzeniu się dwóch rodzajów nerwów: ruchowych oraz czuciowych. Co więcej stymulowała ona komórki macierzyste do przekształcania się w komórki, które tworzyły otoczkę mielinową - warstwę, która chroni aksony przed uszkodzeniami mechanicznymi i izoluje je elektrycznie. Dzięki niej nerwy sprawniej działają. Dziewięć tygodni po podaniu substancji, myszy, które nią leczono, były sprawniejsze od zwierząt nieleczonych. Mogły wspierać się na tylnych łapach i dzięki temu poruszać po klatce. Profesor Stupp założył firmę Nanotope, która pracuje teraz nad udoskonaleniem opisanej wyżej terapii. Pierwszym celem przedsiębiorstwa jest stworzenie płynnej substancji, która zyska akceptację Federalnej Agencji ds. Żywności i Leków i zostanie dopuszczona do testów klinicznych. Wstępne laboratoryjne badania sugerują, że używana obecnie substancja nie ma toksycznego wpływu na ludzkie komórki.
  25. Być może już wkrótce rozcieńczone gazy staną się substancją poślizgową stosowaną z wyboru w systemach mikroelektromechanicznych (MEMS, ang. microelectromechanical systems). W ten sposób udałoby się pokonać problemy związane z wykorzystaniem ruchomych elementów, np. turbin, wahadeł czy mechanizmów obracających się wokół trzpieni. Pewne rodzaje MEMS stosowano do tej pory w drukarkach atramentowych, jako przyspieszeniomierze uruchamiające otwarcie poduszek powietrznych w samochodzie oraz regulatory jasności w telewizorach i projektorach HD. Jeśli jednak w układzie występowały części ruchome, cienka warstwa smaru szybko się ścierała i całość przestawała działać zaledwie w ciągu paru minut. Naukowcy z Uniwersytetu Stanowego Pennsylvanii, którzy współpracowali z Michaelem Duggerem z Sandia National Laboratories w Albuquerque, zaproponowali ciekawe rozwiązanie. Gdy do miniaturowego urządzenia wprowadzi się argon z minimalną domieszką oparów alkoholu, MEMS może działać bez zarzutu do 100 tys. razy dłużej. Powierzchnie krzemowe łatwo do siebie przywierają z powodu działania zjawisk kapilarnych czy wiązań chemicznych. Aby temu zapobiec, inżynierowie stosują sprej z halogenosilanu, w którego skład wchodzi jeden atom halogenu (jodu, bromu, chloru lub fluoru). Jeśli tylko elementy MEMS się ze sobą zetkną, ochronna warstwa się ściera i znowu zaczynają one do siebie przylegać. Teoretycznie urządzenia takie mogłyby mieć ruchome części, gdyby były na stałe umieszczone w smarze. Ciekły lubrykant się do tego nie nadaje, ponieważ elementy są bardzo małe (wymiary mikrometrowe) i substancje oleiste stawiałyby zbyt duży opór. Seong Kim z Uniwersytetu Stanowego Pennsylvanii porównał to pływania w basenie wypełnionym miodem. Stwierdził za to, że do tego celu może się nadać gaz. By to zbadać, ekipa rozpyliła wokół urządzenia ze ślizgającymi się po sobie elementami opary pentan-1-olu (alkoholu pentylowego). Okazało się, że problem ścierania został całkowicie wyeliminowany. MEMS działał dłużej, a opór wydatnie się zmniejszył. Nie wiadomo, w jaki sposób gaz zapewnia poślizg. Podobnie jak substancje stałe, najprawdopodobniej przywiera on i tworzy na powierzchni krzemu warstwę o grubości zaledwie jednej cząsteczki. Cząsteczki ze znajdującego się wokół gazu zastępują te, które zostają wypchnięte ze swojego miejsca w wyniku tarcia. Czas potrzebny na taką zamianę miejsc to jedynie 100 nanosekund. Ruch ślizgowy wydłuża w jakiś sposób cząsteczki pentanolu, a dłuższe cząsteczki zwiększają z kolei poślizg.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...