Skocz do zawartości
Forum Kopalni Wiedzy

KopalniaWiedzy.pl

Super Moderatorzy
  • Liczba zawartości

    36784
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

    nigdy
  • Wygrane w rankingu

    210

Zawartość dodana przez KopalniaWiedzy.pl

  1. Do tej pory uważano, że życie w dawnej stolicy starożytnego Egiptu Tell el-Amarnie opływało w dostatki. Przynajmniej to starano się przekazać w dziełach sztuki z tamtego okresu. Po zbadaniu szczątków "zwykłych" Egipcjan z cmentarza wyszło jednak na jaw, że wielu z nich cierpiało na anemię, złamania, zaburzenia wzrostu (jego zahamowanie). Wysoka śmiertelność nieletnich również znajdowała się na porządku dziennym. Profesor Jerome Rose, antropolog z University of Arkansas, sądzi, że dorosłych pogrzebanych na terenie tej nekropolii zwożono z różnych części kraju. Oznacza to, że przed okresem amarneńskim w Egipcie wystąpił okres niedostatku. Może przeciętnemu Egipcjaninowi nie wiodło się wtedy zbyt dobrze i Amenhotep postanowił, że trzeba coś zrobić, by zmienić ten stan rzeczy. Tell el-Amarna (staroegipskie Achetaton) to miasto nad środkowym biegiem Nilu, oddalone o 320 km na południe od Kairu. Było stolicą Egiptu za panowania Amenhotepa IV Echnatona, czyli w 1. połowie XIV wieku p.n.e. Po śmierci tego faraona miasto w dużej mierze opuszczono. Amenhotep mieszkał tam i tworzył przez 15 lat. Profesor Barry Kemp z Uniwersytetu w Cambridge jest szefem Projektu Amarna. Chce zwiększyć powszechną wiedzę na temat Tell el-Amarny i okolic. Uważa, że jak dotąd zbyt małą uwagę poświęcano szaremu Egipcjaninowi. Wykopaliska prowadzono na bardzo wielu zwykłych cmentarzach, ale koncentrowano się na wydobywaniu przedmiotów, a nie na ludzkich szczątkach. Przypomina on, że badanie kondycji populacji na podstawie pozostałości jej członków jest, o dziwo, stosunkowo nową praktyką. Podczas gdy malowidła z grobowców wielmożów kreowały wizję obfitości darów, szkielety członków społeczności "mówiły" coś zupełnie innego. Same dzieła sztuki także stanowią dokumentację. Widnieją na nich na przykład młodzi ludzie z urazami kręgosłupa, powstałymi najprawdopodobniej podczas budowy stolicy. Badanie szkieletów wykazało, że anemia dotyczyła aż 74% dzieci i młodzieży oraz 44% dorosłych. Średni wzrost mężczyzny wynosił 159, a kobiet – 153 cm. Profesorowie wytłumaczyli, że wzrost jest miarą stopy życiowej społeczeństwa. Niski oznacza, że w diecie brakowało białka. Wg Kempa, dalsze wykopaliska na tym stanowisku powinny potwierdzić wnioski zespołu. Naukowcy podkreślają, że ich spostrzeżenia nie wykluczają, że mimo sytuacji, Amenhotep był bardzo opiekuńczy i dobry dla swoich poddanych.
  2. Masz kompleksy z powodu swojego zbyt małego wzrostu? Kobiety radzą sobie z tym, wkładając buty na wysokim obcasie, mężczyźni mogą sobie dodać centymetrów odpowiednim strojem i nieco grubszą podeszwą. Dr Luis de la Cruz, chirurg kosmetyczny z Kliniki La Luz w Madrycie, stosuje jednak bardziej radykalne rozwiązanie: silikonowy implant "nagłowowy" o grubości nieco ponad 5 cm. Zabieg trwa ok. 90 min, zazwyczaj przeprowadza się go w znieczuleniu miejscowym. W tym czasie po jednej stronie głowy wykonuje się nacięcie i wciska przez nie implant. Ostatecznie układa się on między skórą a kośćmi czaszki. Na operację trzeba wysupłać między 17 a 18 tys. zł. Pacjent opuszcza szpital już następnego dnia. Na razie Hiszpan zoperował 17 osób. Twierdzi, że na pomysł wpadł w przypływie olśnienia. Spotkał się z kobietą, która od zawsze marzyła, by zostać stewardesą, ale została odrzucona, gdyż do spełnienia norm zabrakło jej zaledwie 1,27 cm. Pytała, czy istnieje jakaś metoda niewielkiego powiększenia wzrostu. W tym czasie korzystano tylko z jednej techniki, a mianowicie z "naciągania" kości nóg. Jest to jednak rozwiązanie ekstremalne i bolesne. To sprawiło, że zacząłem dywagować. Wielokrotnie wszczepiałem implanty brody i nagle pomyślałem: "Dlaczego nie wykorzystać implantu wprowadzanego między czaszkę a skórę głowy?". Dzięki temu nie tylko jego pierwsza pacjentka, Eugenia, została stewardesą, ale poprawiła się też jakość życia innych ludzi. Zabieg odradza się osobom o pociągłych i wąskich twarzach, ponieważ po wszczepieniu implantu wyglądałyby nienaturalnie.
  3. Ośmioletnia krowa o wdzięcznym imieniu Wilhelmina stała się bohaterką doniesień prasowych dzięki nietypowej protezie, którą wszczepiono w miejsce jej uszkodzonego więzadła. Operacji na zwierzęciu dokonali lekarze z kliniki weterynaryjnej Uniwersytetu Stanu Kansas. Do wypadku, który spowodował uraz Wilhelminy, doszło w grudniu 2007 roku. Podczas próby krycia przez byka doszło u niej do pęknięcia więzadła krzyżowego kolana. Jest to włókno, którego zadaniem jest utrzymanie tworzących staw kości w odpowiednim położeniu względem siebie. Uszkodzenie tego organu jest niezwykle groźne - może spowodować trwałą niepełnosprawność, a nawet śmierć zwierzęcia. Ze względu na wysoką wartość krowy jej właściciel zgłosił się do weterynarzy z Uniwersytetu Stanu Kansas. Postanowili oni przetestować na niej swój nowy wynalazek: wykonane z nylonu sztuczne więzadło najnowszej generacji. Stworzona na ich potrzeby proteza jest zbudowana z pojedynczego włókna o grubości słomki do napojów. Tę specjalną odmianę nici nazwano "Wildcat Power Cord". Operację przeprowadzono niecały miesiąc po tym przykrym dla krowy zdarzeniu. Już na drugi dzień zwierzę zostało przebadane za pomocą specjalnej maszyny do określania sprawności motorycznej. Wyniki zabiegu okazały się bardzo zadowalające: długość pojedynczego kroku wzrosła o 30%, a zdolność do obciążania operowanej kończyny - o 25% w stosunku do stanu sprzed operacji. To ogromny postęp w porównaniu do poprzednio stosowanych technik, np. wszczepiania podobnych implantów wykonanych z poliestru. Włókna takie, jak to wszczepione przez weterynarzy z Kansas są w stanie wytrzymać rozciąganie z siłą o wartości 12000 niutonów - to wystarczająco dużo, by utrzymać na nogach dorosłego byka. Czy i kiedy podobne implanty znajdą swoje miejsce w "ludzkiej" medycynie? Na ten temat badacze niestety milczą.
  4. Grupa badaczy z hiszpańskiego Uniwersytetu Oviedo donosi o nowym odkryciu dotyczącym rozwoju stwardnienia rozsianego (MS, od ang. Multiple Sclerosis). Dowiedli oni na podstawie badań z zakresu genetyki oraz farmakologii, że znaczącą rolę w przebiegu tej nieuleczalnej obecnie choroby odgrywa enzym zwany kolagenazą 2. Daje to nową nadzieję dla pacjentów cierpiących na to schorzenie. Kolagenaza 2 należy do grupy protein zwanych metaloproteinazami (MMP). Ich rola w zdrowym organizmie polega na niszczeniu struktury tzw. macierzy pozakomórkowej w celu jej późniejszej reorganizacji w zależności od bieżących potrzeb organizmu. Hiszpańscy naukowcy informują na podstawie swojego odkrycia, że u osób cierpiących na MS enzym ten podlega nadmiernej, szkodliwej dla organizmu syntezie i aktywacji. W wyniku jego działania niszczona jest naturalna bariera, która w sprawnie funkcjonującym ustroju oddziela przepływającą w nazyniach krew od mózgu przepuszczając wyłącznie niektóre, ściśle wyselekcjonowane cząsteczki. W wyniku uszkodzenia tej ochronnej błony dochodzi do nacieku komórek odpornościowych (głównie tzw. limfocytów T CD8+, zwanych limfocytami cytotoksycznymi), które sukcesywnie niszczą neurony. Właśnie degradacja tych ostatnich jest bezpośrednią przyczyną pojawiania się objawów SM, do których należą, pośród wielu innych, m.in. zaburzenia motoryczne, upośledzenie wzroku oraz funkcji pęcherza moczowego. Swoje badania Hiszpanie przeprowadzili na myszach, u których wywołano mysi odpowiednik SM, czyli tzw. eksperymentalne zapalenie mózgowia z autoagresji (EAE, od ang. Experimental Autoimmune Encephalitis). Aby zbadać wpływ kolagenazy 2 na rozwój stwardnienia rozsianego, wykonano analogiczny eksperyment na zwierzętach, u których metodami inżynierii genetycznej uniemożliwiono syntezę tego enzymu. Wyniki porównania wskazują, że gryzonie z zablokowaną aktywnością metaloproteinazy wykazują znaczne zmniejszenie ilości komórek atakujących mózg, mniejszą ilość uszkodzonych neuronów oraz wyraźnie łagodniejszy przebieg choroby. Analogiczne osłabienie symptomów choroby uzyskano także po podaniu myszom leku blokującego funkcję kolagenazy. Na razie nie przeprowadzono badań na ludziach, jednak biorąc pod uwagę podobieństwo wspomnianego enzymu u ludzi oraz gryzoni istnieje duża szansa, że może on stać się atrakcyjnym celem dla terapii tej wyniszczającej choroby.
  5. Naukowcom z Uniwersytetu Rockefellera udało się wyjaśnić fenomen skuteczności stosowanego powszechnie związku odstraszającego komary, zwanego DEET (N,N-dietylo-toluamidu). Okazuje się, że związek ten wcale nie odstrasza moskitów, lecz jedynie blokuje ich zdolność do wykrywania obecności człowieka. Z punktu widzenia komara najistotniejszym sygnałem bliskości ofiary jest słodki zapach jej potu. Pomocny jest także zapach dwutlenku węgla zawartego w wydychanym powietrzu, lecz sam w sobie bodziec ten nie zachęca komara do podjęcia ataku. Na czym więc polega rola DEET w ochornie ludzi przed insektem? Odkryto, że otacza on niektóre lotne związki zapachowe zawarte w pocie i w ten sposób uniemożliwia ich wykrycie przez specjalne zakończenia nerwowe w narządzie węchu owada. Dzięki temu możemy oddychać swobodnie i wydychać CO2, a mimo to nie narażać się na ukąszenia insekta. DEET jest najskuteczniejszym znanym repelentem, czyli związkiem zapobiegającym ukąszeniom przez owady. Jest to syntetyczny związek, opracowany w 1946 roku. Powstał na zlecenie amerykańskiej armii, której żołnierze zaraz po zakończeniu II Wojny Światowej apelowali o stworzenie środka, który pozwoliłby rozprawić się z tym problemem. Oprócz oczywistej poprawy komfortu związek ten poprawiał także bezpieczeństwo, chroniąc Amerykanów przed chorobami roznoszonymi przez moskity w strefie tropikanej, takimi jak malaria, denga, żółta febra czy filarioza. Jedenaście lat po wprowadzeniu do użytku w armii DEET trafił "do cywila", czyli na ogólnodostępny rynek. Aby zbadać działanie N,N-dietylo-toluamidu, naukowcy badali aktywność elektryczną neuronów powiązanych z odczuwaniem węchu u dwóch gatunków: komara oraz muszki owocówki. W wyniku badań udowodniono, że DEET pozbawia przedstawicieli obu gatunków zdolności odczuwania zapachu potu, lecz nie stracili oni zdolności do wykrywania dwutlenku węgla. Bez wykrycia naturalnego zapachu człowieka, insekty nie są w stanie "dostrzec" obecności atrakcyjnego celu - mówią autorzy odkrycia.
  6. Gil Iosilevskii i Danny Weihs, naukowcy z Instytutu Technologii Technion w Hajfie, określili największą dopuszczalną dla delfina prędkość. Płynąc blisko powierzchni wody, nie może on przekraczać 54 km/h, ponieważ wywołuje to ból. Z kolei tuńczyki nie mają już tego typu ograniczeń (Journal of the Royal Society Interface). Badacze przeprowadzili wyliczenia, które pozwoliły im skonstruować model ogona i płetw ryb, takich jak wspominany tuńczyk czy makrela, oraz waleni, np. delfina. W ten sposób chcieli wyznaczyć maksymalną osiąganą przez te zwierzęta prędkość. Stwierdzili, że o ile u mniejszych ryb czynnikiem ograniczającym jest siła mięśni, o tyle u większych istot (tuńczyków i delfinów) zależy to chociażby od częstotliwości, z jaką są one w stanie poruszać ogonem, by wprawić się w ruch ku przodowi. Inną kwestią, którą należy wziąć pod uwagę, jest tzw. kawitacja, czyli tworzenie się wokół ogona mikroskopijnych bąbli. Dzieje się tak, gdyż pod wpływem zmiany ciśnienia zachodzi gwałtowne przejście substancji, tutaj wody, z fazy ciekłej do gazowej. Delfiny, ale nie tylko one, mają w ogonie zakończenia nerwowe, co sprawia, że przy pewnej prędkość kawitacja zaczyna generować nieprzyjemne doznania. Pod wpływem ruchów płetw woda przyspiesza, a więc, zgodnie z zasadą zachowania energii, musi zmaleć ciśnienie statyczne płynu. Im niższe ciśnienie, tym niższa temperatura wrzenia. Po opuszczeniu przez ciecz okolicy przyspieszonego przepływu pęcherzyki gazu zaczynają się zapadać (implozja), a fale uderzeniowe wywołują mikrouszkodzenia. Trudno się dziwić, że dla delfina jest to nieprzyjemne... Z tego powodu nie może on przekroczyć 54 km/h, a byłoby najlepiej, gdyby utrzymał prędkość poniżej 36 km/h. Tuńczyki nie mają w ogonie zakończeń nerwowych i dlatego płynąc, mogą wyjść poza granicę wyznaczoną dla waleni. Nie oznacza to wcale, że nic im się przy tym nie dzieje. Widywano już tuńczyki z uszkodzeniami ciała wywołanymi przez kawitację. Kawitacja nie tylko wyrządza krzywdę, ale i spowalnia tuńczyki. Kiedy bąble implodują, zaburzają bowiem przepływ wody nad płetwami i ogonem. Chcąc rozwinąć większą szybkość, i delfiny, i tuńczyki muszą zejść głębiej, bo tam zmniejsza się kawitacja. Nie wiadomo, jakiego rzędu rekordy prędkości są tam bite.
  7. Znamy szereg chorób prionowych zwierząt i ludzi, np. chorobę szalonych krów (gąbczastą encefalopatię bydła) czy chorobę Creutzfelda–Jacoba. Problem polega na tym, że trudno wykryć priony, zanim nie pojawią się już objawy samej choroby. Badacze z Uniwersytetu Cornella opracowali jednak ciekawy czujnik. Jest to miniaturowy kamerton, czyli nanorezonator, który zmienia wydawany dźwięk, gdy przyłączy się do niego prion. Połączenie z prionem zwiększa jego masę, stąd zmiana częstotliwości drgań. Podobne urządzenia wykorzystuje się już do detekcji bakterii, ale priony stanowią większe wyzwanie, bo są dużo mniejsze, lżejsze, a ich stężenie we krwi mniejsze. Amerykanie pracujący pod przewodnictwem Harolda Craigheada pokryli nanorezonator przeciwciałami, które przywierają do prionów. Następnie włożyli urządzenie do solanki z patologicznymi białkami. Priony przyłączały się do przeciwciał, ale ze względu na nikłą masę, niemal nie zmieniały tonu wydawanego przez kamerton. Aby "podkręcić" efekt, naukowcy zanurzali diapazon w drugim roztworze. Tym razem zawierał on kolejne przeciwciała, które przywierały do prionów związanych już z rezonatorem. Potem przychodziła kolej na roztwór tlenków metali. W ten sposób na tyle zwiększano wagę, że zauważalnie zmieniało to częstotliwość drgań nanorezonatora. Pojęcie prionu zostało wprowadzone przez Stanleya Prusinera w 1981 roku (w 1997 otrzymał za swoje odkrycie Nagrodę Nobla). Prion jest białkiem zbudowanym z ok. 250 aminokwasów. Występuje w zdrowych komórkach i jest powiązane z błoną komórkową (oznacza się je symbolem PrPc). Gdy geny kodujące te białka ulegną mutacji, powstają białka o zmienionej konformacji. Są to tzw. białka prionowe patologiczne PrPsc. PrPsc kumuluje się wewnątrz komórki, prowadząc ostatecznie do jej śmierci. Białko prionowe patologiczne tworzy się nie tylko z powodu zmian genetycznych, lecz także w obecności patologicznych białek prionowych (dlatego mówi się, że choroby prionowe są równocześnie zakaźne i dziedziczne). Kiedyś jedyną metodą wykrycia prionów było pobranie krwi od osoby, u której podejrzewało się chorobę prionową, i wstrzyknięcie jej zwierzęciu. Po kilku miesiącach uśmiercano je i pobierano próbkę tkanki mózgowej. Trafność takiej metody była bardzo niska i wynosiła 31%. Eksperci sądzą, że część populacji to nosiciele chorób prionowych i w przyszłości może nastąpić wzrost liczby zachorowań. Ulepszona metoda skryningu przyda się np. w bankach krwi, gdzie można by wyeliminować skażone zapasy. Ostatnimi czasy naukowcy opracowali metodę zwiększania liczby prionów w próbkach krwi pobranych od zarażonych chomików. Dzięki temu zabiegowi łatwiej je było wykryć. Wynaleziono też żywicę, która wiązała wadliwe białka i pozwalała je usunąć. Nie wiadomo jednak, czy technika ta sprawdzi się w przypadku ludzkich prionów. Metoda z nanorezonatorem daje natychmiastowe wyniki. Trzeba ją jednak ulepszyć. Urządzenie powinno działać nie w solance, ale po zetknięciu z krwią. Znajdują się w niej białka i inne związki chemiczne gospodarza. Nie będzie więc łatwo spowodować, by przeciwciała wiązały tylko priony.
  8. Amerykańscy naukowcy z University of Illinois at Urbana-Champaign (UIUC) zaprezentowali pierwszy elastyczny krzemowy układ elektroniczny. Zespół pod kierunkiem Johna Rogersa zaprezentował układ wykonany z krzemu i tworzywa sztucznego, którego grubość wynosi zaledwie 1,5 mikrona. Układ jest na tyle elastyczny, że można go nawet owinąć wokół sfery. Przekonanie, że krzem nie nadaje się do takich zastosowań, ponieważ jest zbyt sztywny i kruchy, zostało właśnie wyrzucone przez okno - mówi profesor John Rogers, szef zespołu badawczego. Opracowane przez niego układy będzie można wykorzystywać zarówno w medycynie, jak i owijać nimi np. kadłuby samolotów, dzięki czemu będą monitorowały stan poszycia. Żeby wyprodukować układ, najpierw na sztywne podłoże nałożono warstwę polimeru. na niej umieszczono bardzo cienką warstwę tworzywa sztucznego. Kolejnym krokiem było wykorzystanie konwencjonalnych metod produkcji elektroniki (w tym metod łączenia nanowstążek pojedynczych kryształów krzemu za pomocą nadruków). W ten sposób na polimerze powstała warstwa plastiku i krzemu, która była 50-krotnie mniejsza od średnicy ludzkiego włosa. Następnie polimer usunięto, a plastik wraz z krzemem umieszczono na elastycznym podłożu ze wstępnie rozciągniętej "krzemowej gumy". Po przymocowaniu wspomnianej warstwy naciąg został zwolniony. To spowodowało, że na warstwę zaczęły działać duże siły, dzięki którym warstwa została pofalowana, co umożliwia jej wyginanie w różnych kierunkach. Naukowcy z UIUC stworzyli już układy scalone składające się z tranzystorów, oscylatorów, bramek logicznych i wzmacniaczy. Ich właściwości elektroniczne są podobne do właściwości układów tworzonych na sztywnym podłożu krzemowym. Co więcej, układ pracuje bez zakłóceń, gdy działają nań siły powodujące jego rozciąganie, ściskanie czy wyginanie.
  9. Przepękla (Momordica charantia), nazywana inaczej balsamką ogórkowatą, jabłkiem/gruszką balsamiczną czy gorzkim melonem, to doskonały środek na cukrzycę typu 2. Jest jednym z najbardziej gorzkich warzyw na świecie. Używa się jej zarówno w kuchni chińskiej, jak i indyjskiej. W Państwie Środka jest też cenionym medykamentem. Aby nadawała się do spożycia, nadmiar goryczki trzeba usunąć przez namoczenie w solankowej kąpieli. Zespół badaczy z Garvan Institute of Medical Research i Shanghai Institute of Materia Medica przerobił na pulpę prawie tonę przepękli, a następnie wyekstrahował z niej 4 bioaktywne składniki. Wszystkie one aktywują enzym AMPK (kinazę białkową zależną od AMP). Wpływa on na zmiany w metabolizmie komórki, m.in. pobieranie glukozy. Niekiedy mówi się, że jest czujnikiem kontrolującym zasoby energetyczne. Teraz możemy zrozumieć na poziomie molekularnym, czemu gorzkie melony działają jak środek przeciwcukrzycowy. Dzięki wyizolowaniu związków, które, wg naszego uznania, są lecznicze, możemy dociekać, jak wspólnie działają w komórkach organizmu – tłumaczy profesor David James z Garvan. Ćwiczenia fizyczne aktywują AMPK w mięśniach. Enzym wspomaga przemieszczanie się transporterów glukozy w pobliże powierzchni komórek, a to bardzo ważny etap w wychwytywaniu cukru z krwi i jego przenikaniu do tkanek. To właśnie z tego powodu zaleca się ruch osobom z cukrzycą typu 2. Gruszka balsamiczna działa podobnie jak gimnastyka, a w odróżnieniu od leków wpływających na kinazę białkową zależną od AMP, i jedna, i druga nie wywołują skutków ubocznych. Chińscy medycy stosują z powodzeniem balsamkę już od setek lat. Już ok. 500 lat temu, w słynnym dziele Kompendium materii medycznej Li Shizhena, jednego z największych medyków i farmakologów w historii Chin, wspominano o cudownych właściwościach przepękli. Zgodnie z opisem, gorzka i nietoksyczna roślina była w stanie wygnać gorąco diabła i usunąć zmęczenie – wyjawia profesor Yang Ye z Szanghaju, specjalista chemii naturalnej.
  10. Ludzki nos potrafi wykryć woń niebezpieczeństwa (Science). Do tej pory naukowcy myśleli, że sztuka ta udaje się wyłącznie zwierzętom, najwyraźniej to jednak nieprawda... Badacze wybrali 12 ochotników, którzy początkowo nie umieli odróżnić od siebie dwóch bardzo podobnych trawiastych zapachów. Nauczyli się tego, gdy w momencie pojawienia się jednego z nich byli konsekwentnie rażeni prądem. Jak widać, doświadczenie jest w stanie wyostrzyć zmysły, by pomóc uniknąć kary, zagrożenia itp. Co więcej, akademicy z Northwestern University twierdzą, że osoby ze słabiej wykształconą umiejętnością odróżniania sygnałów ważnych od nieistotnych częściej cierpią na zaburzenia charakteryzujące się wzmożonym lękiem i czujnością, np. na zaburzenie obsesyjno-kompulsywne (nerwicę natręctw). Wiedząc to, można odpowiednio zaplanować terapię. To ewolucyjne. Tego typu wrażliwość pozwala wyłapać z oceanu informacji dochodzących z otoczenia coś, co pozwala nam przeżyć. Ostrzega, że to może być coś niebezpiecznego i powinniśmy zwrócić na to uwagę. Zdolność odróżnienia wskazówek istotnych biologicznie, np. zapachu 175-kg lwa od woni 3-kg kota, maksymalizuje reakcję "wyczulenia" organizmu, a minimalizuje nadmierną czujność oraz zachowania impulsywne – wyjaśnia dr Wen Li. W opisanym eksperymencie wolontariusze umieli odróżnić dwa testowe zapachy tylko wtedy, gdy w jego schemacie uwzględniano lekkie porażanie prądem. Badanie rezonansem magnetycznym ujawniło, że gdy dana osoba nauczyła się kojarzyć określoną woń z szokiem elektrycznym, zmianie ulegała aktywność neuronów kory węchowej.
  11. W kanadyjskim Vancouver trwa konferencja CanSecWest, podczas której hakerzy próbują przełamać zabezpieczenia jednego z trzech systemów: Linuksa Ubuntu 7.10 zainstalowanego na laptopie VAIO VGN-TZ37CN, Windows Visty Ultimate z SP1 na komputerze Fujitsu U810 oraz Mac OS X-a 10.5.2 na maszynie MacBook Air. Hakerski konkurs PWN to Own trwa od środy i zakończy się dzisiaj. W czasie pierwszego dnia zadaniem uczestników było zdalne włamanie się do komputerów bez interakcji ich użytkowników. Nagroda to 20 000 dolarów oraz laptop, do którego udało się włamać. Pierwszego dnia nikomu nie udało się przełamać zabezpieczeń systemów. Kolejny etap był już łatwiejszy. Hakerzy mogli atakować nie tylko system operacyjny, ale i standardowo dołączone doń oprogramowanie. Ponadto dopuszczalny był atak zakładający interakcję użytkownika. Tej próby nie przeszedł Mac OS X. Jedynie 30 sekund (2 minuty od momentu, gdy usiadł przed komputerem, by go włączyć) było potrzeba, by włamać się do komputera przy użyciu nieznanej wcześniej luki w przeglądarce Safari. Charlie Miller, analityk firmy ISE i autor włamania, mówi: Za każdym razem, gdy zaczynam szukać luk w Leopardzie, to coś znajduję. Nie mogę powiedzieć tego samego o Linuksie i Windows. W ubiegłym roku znalazłem dziurę w iPhonie, w Safari i luki w QuickTime. Atakom wciąż opierają się Windows Vista i Ubuntu 7.10. Dzisiaj przejdą ostateczną próbę. Uczestnicy zawodów mają prawo zainstalować i zaatakować dowolną aplikację firmy trzeciej. Autor udanego włamania otrzyma 5000 USD i laptopa.
  12. Chińskie władze postarają się, by pogoda nie zepsuła Igrzysk Olimpijskich w Pekinie. Nad stadionem olimpijskim nie ma dachu, jednak Chińczycy zrobią wszystko, by widzowie i sportowcy nie zmokli. Pekińskie Biuro Modyfikacji Pogody zdradziło, w jaki sposób chce tego dokonać. Biuro korzysta z superkomputera IBM p575, który co godzinę będzie przygotowywał prognozę dla obszaru 44 000 kilometrów kwadratowych obejmujących Pekin i okolice. Do dyspozycji Biura pozostaje 1500 pracowników i 30 samolotów, które, w razie zbliżania się chmur, użyją środków chemicznych, dzięki którym deszcz spadnie przed miastem. Dodatkowo, jeśli sytuacja stanie się wyjątkowo trudna, na pomoc przybędzie dodatkowo 37 000 osób wyposażonych w 7113 działek przeciwlotniczych i 4991 wyrzutni rakietowych. Zhang Qian, szef Biura Modyfikacji Pogody wyjaśnia: Użyjemy chłodziwa stworzonego na bazie płynnego azotu, które powoduje, że w chmurach powstanie więcej kropli, ale będą one drobniejsze. Dzięki temu będzie mniejsze prawdopodobieństwo, że spadnie deszcz. Próby modyfikacji pogody nie są niczym nowym, jednak to właśnie Chińczycy posiadają najbardziej zaawansowaną technologię służącą temu celowi. W latach 1999-2007 Biuro Modyfikacji Pogody "wyprodukowało" ponad 250 miliardów ton deszczu. Opadami manipulowali już Amerykanie w Wietnamie, chcąc utrudnić poruszanie się wojskom Wietnamu Północnego. Podobno takich technik użyto też w ZSRR by po katastrofie w Czernobylu nie dopuścić radioaktywnych chmur nad Moskwę.
  13. Naukowcy znaleźli i odtworzyli najstarsze na świecie nagranie ludzkiego głosu. O 17 lat wyprzedza ono datę wynalezienia przez Edisona fonografu. Jest to 10-sekundowe nagranie fragmentu francuskiej piosenki ludowej Au clair de la lune. Historycy twierdzą, że jest ono dziełem paryskiego wynalazcy Édouarda-Léona Scotta de Martinville'a i powstało 9 kwietnia 1860 roku. De Martinville posługiwał się urządzeniem nazywanym fonautografem, które zapisywało dźwięk na kartce papieru okopconej płomieniem lampy naftowej. To magiczne – zachwyca się David Giovannoni z First Sounds, grupy entuzjastów, m.in. audiohistoryków i inżynierów akustyków, którzy poszukują najstarszych nagrań rodzaju ludzkiego. Jakby śpiewał dla ciebie duch. To tak, jakby odkryć najstarszą na świecie fotografię i stwierdzić, że zrobiono ją na 17 lat przed wynalezieniem aparatu. Giovannoni dowiedział się o istnieniu nagrania zaledwie przed 27 dniami (1 marca) w archiwum Francuskiej Akademii Nauk w Paryżu. Jego zespół wykonał w wysokiej rozdzielczości skany znaków sprzed 148 lat. Następnie badacze z Lawrence Berkeley National Laboratory przekształcili je na dźwięk, posługując się technologią opracowaną, by zachować dostęp do zbiorów starych nagrań. Co prawda Edison nagrał samego siebie recytującego kołysankę Mary miała małą owieczkę (Jej futro było białe niczym śnieg/I gdziekolwiek Mary szła/Owieczka biegła za nią) dopiero w 1877 roku, ale udało mu się pójść o krok dalej niż de Martinville'owi. Mógł posłuchać swojego utrwalonego głosu, a to nie było już, niestety, dane francuskiemu wynalazcy. Giovannoni twierdzi nawet, że zapisu nie stworzono z myślą o odsłuchiwaniu. Wg niego, Scott próbował uzyskać obraz dźwięku, ponieważ chciał go badać wizualnie. To jego jedyna intencja. Posobny zamiar przyświecał także Aleksandrowi Grahamowi Bellowi.
  14. Mukowiscydoza, zwana zwłóknieniem torbielowatym (ang. cystic fibrosis, CF), jest jedną z najczęściej występujących na świecie chorób o podłożu genetycznym. Dotyka jednego na 2500 urodzonych dzieci. W wyniku mutacji w pojedynczym genie, zwanym CFTR, dochodzi do produkcji upośledzonego funkcjonalnie białka, odpowiedzialnego za usuwanie jonów chlorkowych z wnętrza komórki. Najważniejszą konsekwencją tego zjawiska jest powstawanie kleistego śluzu wewnątrz drzewa oskrzelowego, prowadzące ostatecznie do przedwczesnej śmierci. Inne symptomy choroby obejmują m.in. powstawanie potu o nadmiernym stężeniu soli oraz bezpłodność. W chwili obecnej CF uznawana jest za chorobę nieuleczalną, lecz najnowszy lek, nazwany VX-770, ma szansę zmienić tę sytuację. VX-770 to doustne tabletki, przechodzące obecnie drugą fazę testów klinicznych w amerykańskich szpitalach. Oznacza to, że rozpoczęto badania skuteczności tego leku (pierwsza faza badań ma za zadanie głównie sprawdzenie bezpieczeństwa leku) na stosunkowo niedużej grupie chorych. Wyniki są jednak obiecujące, co daje nadzieję na przyznanie twórcom leku, firmie Vertex Inc., prawa do rozpoczęcia badań na większej grupie chorych. Pacjenci przyjmujący nowy lek wykazywali znaczne polepszenie stanu zdrowia już po czternastu dniach terapii. Stwierdzono u nich zarówno poprawę funkcji płuc, jak i korzystną zmianę stężenia jonów chlorkowych w pocie. Oznacza to, że substancja najprawdopodobniej koryguje wadliwe funkcjonowanie białka CFTR, którego upośledzona praca jest przyczyną mukowiscydozy. Warto zaznaczyć, że jest to pierwsze lekarstwo zdolne do efektywnej poprawy składu chemicznego potu. Dr Robert J. Beall, prezes amerykańskiej Cystic Fibrosis Foundation (filantropijnej fundacji zajmującej się problemami chorych na zwłóknienie torbielowate), jest pod wrażeniem wyników: Wczesne wyniki są niezwykle silnym poparciem naszej hipotezy - sugerują, że niewielkie cząsteczki są w stanie poprawiać funkcjonowanie takiego białka i w ten sposób poprawiać stan kliniczny chorych na CF. Udostępnione niedawno wyniki badań nad VX-770 to najlepsze wyniki osiągnięte do tej pory przez jakikolwiek lek w drugiej fazie testów klinicznych. Dodają nam pewności, że obrana przez nas strategia jest słuszna. Historia leku zaczęła się w roku 1998. We współpracy z firmą Aurora Biosciences (zakupioną trzy lata później przez Vertex) fundacja rozpoczęła poszukiwania związków, które są w stanie poprawiać funkcjonowanie wadliwego transportera jonów chlorkowych. Aby tego dokonać, wybrano wariant proteiny o ściśle określonym defekcie, a następnie zsyntetyzowano substancje potencjalnie zdolne do naprawy tego uszkodzenia. W kolejnym etapie badań określono skuteczność każdego ze związków z wykorzystaniem metod chemicznych. Od początku projektu Cystic Fibrosis Foundation wydała na jego realizację 79 milionów dolarów, co przyniosło efekty w postaci dwóch substancji mogących stać się w przyszłości skutecznymi lekami przeciw zwłóknieniu torbielowatemu. Jedną z nich jest właśnie VX-770, druga zaś została nazwana VX-809. Łącznie na wszystkie projekty związane z badaniem nowych leków przeciw CF Fundacja wydała oszałamiajacą kwotę trzystu milionów dolarów. Z pewnością nie jest to jednak ostateczna suma, gdyż nawet VX-770, będący na najbardziej zaawansowanym stadium badań z wszystkich potencjalnych lekarstw na tę chorobę, wymaga jeszcze wielu żmudnych analiz. Kolejne etapy testów nowatorskiego środka są planowane na drugi kwartał bieżącego roku. Będą one miały na celu określenie zarówno skuteczności, jak i bezpieczeństwa w przypadku długotrwałej terapii. Stawka jest bardzo wysoka, gdyż dziś mediana przeżycia (tj. wiek, którego dożywa 50% chorych) wśród osób cierpiących na CF to zaledwie 37 lat. Z drugiej jednak strony jest to poprawa o 100% w stosunku do stanu sprzed ćwierć wieku. Czy produkowany przez firmę Vertex lek stanie się przełomem? Tego dowiemy się prawdopodobnie za kilka lat.
  15. Czołowi badacze świata od dawna wytężają umysły nad problemami związanymi z podawaniem obcych komórek do organizmu. Jednym z nich jest potrzeba stworzenia osłony, która będzie ochraniała wszczepione komórki, jednocześnie pozwalając im na kontakt z otoczeniem. Takie miniopakowanie musi mieć wiele cech: wykazywać elastyczność przy zachowaniu wytrzymałości, godzić przepuszczalność z blokowaniem dostępu komórek odpornościowych i wiele innych, pozornie sprzecznych ze sobą właściwości. Z pomocą przyszła naukowcom sama natura. Okazuje się bowiem, że w odpowiednich warunkach pojemniczek taki... tworzy się samoistnie. O odkryciu donoszą naukowcy z Instytutu Bio- i Nanotechnologii w Medycynie, należącego do Uniwersytetu Północno-zachodniego w amerykańskim mieście Evaston. Nietypowa struktura powstaje w wyniku reakcji dwóch substancji. Pierwsza z nich to tzw. amfifil peptydowy (ang. amphiphile peptide, PA), sztucznie wytworzony w laboratorium związek. Drugą jest kwas hialuronowy, naturalny polimer występujący w wielu organizmach, także u człowieka, którego zadaniem jest współtworzenie m.in chrząstek i stawów. Jak przyznaje prof. Samuel Stupp, autor odkrycia, w osiągnięciu sukcesu pomogło mu po prostu szczęście: Spodziewaliśmy się, że te dwie substancje się ze sobą zmieszają. Zamiast tego, niemal natychmiast po połączeniu dwóch roztworów, utworzyły one solidną membranę. Odkrycie było ekscytujące, więc postanowiliśmy poprowadzić dalsze badania i sprawdzić, dlaczego tak się dzieje. W toku badań udało się uzyskać kontrolę nad rozmiarem i kształtem membran. Odpowiednie formy i wymiary osiągano zależnie od użytego do syntezy naczynia, które pełni funkcję analogiczną do formy odlewniczej. Istotny jest także fakt, że powstające membrany samoczynnie regenerują się po przerwaniu, a ich wytrzymałość i stosunkowo wysoka sztywność pozwala np. na przenoszenie za pomocą pęsety lub przyszywanie do żywej tkanki za pomocą zwykłych nici chirurgicznych. Uzyskanie trójwymiarowych woreczków także jest możliwe i całkiem łatwe. Aby to zrobić, głęboką probówkę wypełnia się roztworem PA, do którego następnie dodaje się kwas hialuronowy. Ten ostatni ma znacznie większą gęstość od otaczającego roztworu, toteż stopniowo opada. W czasie podróży w kierunku dna naczynia wiąże on stopniowo cząsteczki PA, powodując rozrastanie się sieci. Odpowiedni dobór stężeń obu tych substancji wymusza na nich tworzenie właśnie trójwymiarowej torebki. Zespołowi prof. Stuppa udało się też zamknąć wewnątrz pęcherzyka komórki macierzyste i utrzymać je przy życiu przez cztery tygodnie. Wspomiany typ komórek do przeżycia potrzebuje specjalnego białkowego czynnika wzrostu, co oznacza, że błona jest zdolna do przepuszczania tej proteiny. Jest to stosunkowo duże białko, co sugeruje, że inne, znacznie mniejsze cząsteczki (wśród nich odkrywca wymienia np. pojedyncze geny, przeciwciała czy np. służące do wyciszania aktywności genów cząsteczki siRNA) powinny mieć tę samą możliwość. Potencjalne zastosowania odkrycia amerykańskiego naukowca są bardzo liczne. Bez wątpienia mają szansę stać się skutecznym sposobem dostarczania do organizmu komórek, które w normalnych warunkach byłyby zniszczone przez układ immunologiczny. Dzięki osłonie są one zdolne do przeżycia znacznie dłuższego okresu. Inne możliwości użycia nowo odkrytych pęcherzyków obejmują, np.: produkcję nanomaszyn, ogniw słonecznych, a być może także całkowicie nowych, nieznanych obecnie polimerów.
  16. W autobusie przemierzającym górzyste rejony Peru znaleziono podejrzany ładunek. Paczka jechała do stolicy kraju Limy, ale zwróciła na siebie uwagę brakiem oznaczeń i sporą wagą. Po otwarciu okazało się, że w środku znajduje się... żuchwa dinozaura. Jak podaje oficer lokalnej policji Kleber Jimenez, skamielina ważyła ok. 8 kg. Po obejrzeniu policyjnych zdjęć Pablo de la Vera Cruz, archeolog z Uniwersytetu Narodowego w Arequipie, stwierdził, że kość należała najprawdopodobniej do triceratopsa, mimo że takie dinozaury nie były nigdy znajdowane w południowym Peru. Peru od lat zmaga się z przemytem skamielin i artefaktów. Niedawno Yale University zgodziło się oddać prawowitemu właścicielowi przedmioty nielegalnie wywiezione z Machu Picchu.
  17. Zazwyczaj mówi się, że dysponujemy 5 zmysłami: wzrokiem, słuchem, dotykiem, węchem i smakiem. Na łamach najnowszego numeru pisma Neuron badacze donoszą jednak o kolejnej odkrytej umiejętności: zdolności wykrywania kalorii bez uciekania się do pomocy kubków smakowych. W eksperymentach naukowcy wykorzystali dwie grupy myszy: 1) ślepe na smak, które w wyniku modyfikacji genetycznych nie miały receptorów smaku oraz 2) zwykłe gryzonie. Przeprowadzono testy behawioralne, w ramach których zwierzętom podawano roztwory cukru (sacharozy) oraz słodzika (sukralozy) i sprawdzano ich preferencje smakowe. Akademicy zauważyli, że myszy ślepe na smak także wolały bardziej kaloryczną wodę z dodatkiem cukru, mimo że nie mogły wiedzieć, jak smakuje. Badanie mózgowych ośrodków nagrody wykazało, że rozświetlały się one w odpowiedzi na dostarczane organizmowi kalorie. Działo się tak, ponieważ kaloryczny napój zwiększał stężenie dopaminy, która odpowiada za odczuwanie przyjemności. Kalorie aktywowały neurony jądra półleżącego przegrody (ang. nucleus accumbens), uznawanego za "jedzeniowe" centrum nagrody. Myszy zaczynały bardziej cenić wodę z sacharozą po 10 minutach godzinnej sesji. Wykazaliśmy, że dopaminowe ośrodki nagrody brzusznego prążkowia, pierwotnie związane z wykryciem i ustaleniem wartości nagradzającej smacznych kąsków, zaczęły reagować na kaloryczną wartość cukru przy braku sygnałów z receptorów smaku. Oznacza to, że rejony te mogą nie tylko odkodowywać związany ze zmysłami hedoniczny wpływ pokarmu, ale także spełniać nieznane dotąd funkcje, z detekcją sygnałów żołądkowo-jelitowych i metabolicznych włącznie. Pracami zespołu z Duke University w Północnej Karolinie kierował Ivan de Araujo. Jeśli wycofamy z diety szczególnie cenione przez mózg słodkości, np. syrop kukurydziany, może to skłaniać do sięgania po kolejne przekąski, co, jak łatwo się domyślić, wcale nie pomaga w odchudzaniu. Po raz kolejny okazuje się, że słodzik może bardziej przeszkadzać niż pomagać w zrzucaniu zbędnych kilogramów i zachowaniu zdrowia...
  18. Gdy lekarze oceniają, czy dana kobieta urodzi w wyniku cesarskiego cięcia, czy też siłami natury, powinni brać pod uwagę nie tylko jej wiek, wagę, ewentualną wadę wzroku, ale także długość szyjki macicy – podkreślają badacze z Uniwersytetu w Cambridge (New England Journal of Medicine). Brytyjczycy przestudiowali ponad 27 tys. ciąż i odkryli, że panie z dłuższą szyjką macicy częściej wymagały interwencji chirurgicznej. Odsetek cesarskich cięć wśród kobiet z szyjką o długości 40-67 mm wynosił 25,7%, jeśli szyjka miała 36-39 mm, spadał do 21,7% i był najniższy (18,4%) u ciężarnych z szyjką o długości 16-30 mm. Wskaźnik cesarskich cięć zaczynał wzrastać przy długości szyjki macicy wynoszącej 25 mm i stabilizował się przy 50 mm, niemal się podwajając w obrębie tak zarysowanych widełek – wylicza zespół dr. Gordona Smitha. W badaniach wzięło udział osiem szpitali z okolic aglomeracji londyńskiej. Długość szyjki mierzono 3-krotnie: w 22., 23. i 24. tygodniu ciąży. Wcześniejsze studia dla odmiany wykazały, że krótka szyjka zwiększa ryzyko przedwczesnego porodu.
  19. W społeczeństwie panuje powszechne przekonanie, że terroryzm wynika z biedy. Oczywiście wystarczy wspomnieć zachodnioeuropejski terroryzm z lat 70. i 80. ubiegłego wieku, czy uświadomić sobie, że Osama bin Laden jest milionerem, by stwierdzić, że opinia o związku biedy i terroryzmu nie musi być prawdziwa. Bliżej postanowił przyjrzeć się jej profesor Alberto Abadie z Universytetu Harvarda. W ramach swoich badań sprawdził on związek pomiędzy pochodzeniem terrorystów i grup terrorystycznych, a warunkami w ich krajach. Zdaniem profesora Abadie, zamożność społeczeństwa nie ma wpływu na terroryzm i nie ma żadnego dowodu by międzynarodowe działania mające na celu walkę z ubóstwem przyczyniały się w jakikolwiek sposób do zmniejszenia poziomu terroryzmu. Abadie uważa, że znacznie ważniejszym czynnikiem jest zakres swobód obywatelskich w różnych krajach. Jednak nie jest to związek bardzo prosty. Okazuje się, że najmniejszy poziom terroryzmu występuje tam, gdzie obywatele cieszą się największymi i.... najmniejszymi prawami. W Korei Północnej działania terrorystyczne nie mają miejsca, gdyż ostre represje polityczne nie pozwalają na powstanie jakiejkolwiek opozycji wobec rządu. Abadie zauważył, że terroryzmem najchętniej parają się obywatele krajów, które znajdują się w okresie przejściowym od mniejszych do większych lub od większych do mniejszych swobód obywatelskich. Profesor nie potrafi jednak odpowiedzieć na pytanie, czy wojna w Iraku doprowadzi do zmniejszenia się poziomu terroryzmu. Oczywiście najprawdopodobniej w ciągu kilku lat dzięki amerykańskiej interwencji powstanie tam rząd, który da swoim obywatelom znacznie większe prawa niż przyznawał im Saddam Hussein. Jednak z drugiej strony zewnętrzna interwencja militarna może mieć nieprzewidziane skutki. Z wnioskami Abadiego zgadza się Nancy Lutz, dyrektor ds. programów ekonomicznych Narodowej Fundacji Nauki, która finansowała badania profesora. Dane pokazują, że nie istnieje związek pomiędzy biedą a terroryzmem, co sugeruje, iż zwalczanie terroryzmu poprzez walkę z biedą nie da spodziewanych rezultatów - mówi Lutz. Słowa te może potwierdzać chociażby przykład terroryzmu baskijskiego. ETA przez kilkadziesiąt lat walczyła z rządem, a tymczasem Kraj Basków należy do najbogatszych regionów Hiszpanii. Na poziom terroryzmu wpływają też warunki geograficzne. W niedostępnych terenach - górach Afganistanu czy kolumbijskiej dżungli - terroryści znajdują doskonałe kryjówki, więc właśnie tam dochodzi do największej liczby ataków. Takie tereny pozwalają też na zakładanie centrów szkoleniowych i ułatwiają produkcję oraz przemyt narkotyków, którymi można finansować działania zbrojne.
  20. Narzędziami umieją się posługiwać naczelne i ptaki, np. wrony. Po raz pierwszy jednak udało się wykazać, że po odpowiednim treningu także gryzonie opanowują tę sztukę. Badacze z Japońskiego Instytutu Badań Chemicznych i Fizycznych RIKEN przeprowadzili eksperyment z 6 koszatniczkami (Octodon degus), które nauczyły się wykorzystywać grabki. Zwierzęta ćwiczyły przez 60 dni. Każde z nich umieszczano przed płotkiem z rzadkich szczebli. Za nim znajdowały się pestki słonecznika. Były niedaleko, ale poza zasięgiem przednich łap gryzonia. W pobliżu, pod przepierzeniem, kładziono miniaturowe grabie. Po upływie 2 miesięcy koszatniczki nauczyły się przyciągać nimi nasiona. Na można obejrzeć film ilustrujący wyniki treningu. Są naprawdę imponujące.
  21. Wraz ze wzrostem poziomu dwutlenku węgla (CO2) w atmosferze może dojść do spadku odporności roślin na szkodniki - donoszą naukowcy z Uniwersytetu Illinois. Doszli do tego, badając zmiany podatności soi na owady żywiące się jej liśćmi. Jako główne przyczyny wzrostu zawartości dwutlenku węgla w atmosferze wymienia się wycinanie drzew (deforestację) oraz spalanie paliw kopalnych. Proces ten rozpoczął się w drugiej połowie XIX wieku i trwa do dziś. Główny autor eksperymentu, Evan DeLucia, tłumaczy: Obecnie zawartość CO2 w atmosferze wynosi około 380 cząsteczek na milion (ppm). Na początku rewolucji przemysłowej była równa około 280 ppm, a przedtem utrzymywała podobną wartość przez co najmniej sześćset tysięcy, a być może nawet kilka milionów lat. Szacuje się, że jeśli nie podejmiemy odpowiednich działań, do połowy XXI wieku zawartość tego gazu w powietrzu wzrośnie o 50% w stosunku do dzisiejszego stanu. Jako najważniejsze uzasadnienie tej pesymistycznej prognozy prof. DeLucia podaje gwałtowny rozwój gospodarki Chin i Indii. Badania nad pędami soi prowadzono w ośrodku eksperymentalnym zwanym Soy FACE (Soybean Free Air Concentration Enrichment - [ośrodek] Wzbogacania Powietrza [dla wzrostu] Soi). Placówka ta umożliwia przeprowadzanie eksperymentów wymagających manipulowania składem atmosfery, szczególnie w zakresie stężenia CO2 i ozonu. Jednocześnie, co ważne, w czasie badań roślina nie jest odcinana od czynników środowiskowych, takich jak opady, nasłonecznienie czy wahania temperatur. Daje to pewność, że jedynym zmieniającym sie parametrem jest właśnie zawartość odpowiednich gazów w środowisku życia rośliny. Od dawna wiadomo, że wzrost poziomu dwutlenku węgla powoduje przyśpieszenie procesu fotosyntezy. Powoduje także zwiększenie ilości cukrów w liściach rośliny kosztem poziomu azotu. Było to przesłanką pierwszej hipotezy badawczej stworzonej przez naukowców: postanowili oni zbadać, czy owady pożerają większą ilość liści, po to by pochłonąć odpowiednią dla siebie ilość azotu. W tym celu hodowali soję w warunkach normalnego stężenia CO2, ale z podwyższonym stężeniem cukru w glebie. Rezultat okazał się zaskakujący: co prawda liście zawierały dzięki temu zabiegowi więcej węglowodanów, lecz samo to nie wystarczyło, by żerujące na nich szkodniki lepiej się rozwijały. Nie zaobserwowano bowiem większych różnic w porównaniu do roślin żyjących w niemodyfikowanym środowisku. W związku z pierwszym niepowodzeniem naukowcy postanowili przyjrzeć się bliżej szlakom hormonalnym i zbadać ich zależność od poziomu CO2. Zainteresowali się szczególnie substancją wydzielaną przez rośliny w sytuacji stresu, zwaną kwasem jasmonowym. Pod jego wpływem roślina zaczyna wydzielać białka odpornościowe zwane inhibitorami proteaz. Ich zadaniem jest ochrona własnych białek przed trawieniem, przez co szkodnik nie jest w stanie wchłonąć pożartych liści i po pewnym czasie pada. Tym razem trafili w dziesiątkę - okazało się bowiem, że wzrost poziomu dwutlenku węgla w atmosferze powoduje spadek produkcji kwasu jasmonowego i tym samym pogorszenie odporności. Roślina traci ważny mechanizm obronny, przez co larwy mogą rozwijać się znacznie intensywniej. Doktor May Barenbaum, jeden z autorów publikacji, przekonuje o wadze odkrycia: Nasze badanie pokazuje, jak bardzo złożonym procesem jest zmiana warunków środowiska. Wzrost poziomu dwutlenku węgla w powietrzu organicza zdolność reagowania rośliny na infekcję, co jest wykorzystywane przez atakujące ją szkodniki. Naukowiec ostrzegł także, że dalsze postępowanie tego procesu może dodatkowo pogorszyć funkcjonowanie mechanizmów odpowiadających za odporność soi, a być może także innych gatunków.
  22. Od dłuższego czasu powszechnie wiadomo, że gen zwany Id1, aktywny u zdrowych ssaków wyłącznie podczas życia płodowego, podlega ekspresji w wielu przypadkach raka. Dokonane ostatnio odkrycie pokazuje jednak, że jego rola jest (przynajmniej w raku piersi) znacznie bardziej istotna niż do tej pory uważano. Okazuje się bowiem, że aktywność tego genu w nowotworze piersi znacznie zmniejsza szansę na wyleczenie. Natrafiono także na inną ciekawą zależność: Id1 aktywny jest głównie w tych guzach, które nie wykazują nadmiernej wrażliwości na działanie estrogenu, napędzającego podziały komórek i rozwój choroby. Z tego powodu jest potencjalnym celem dla terapii w sytuacji, gdy komórki raka nie są podatne na działanie tego hormonu, a przez to standardowa terapia nie ma większych szans powodzenia. Dr Alex Swarbrick, jeden z głównych autorów odkrycia, przyznaje, że pomógł mu szczęśliwy przypadek: Mieliśmy to szczęście i zadaliśmy właściwe pytania na temat właściwego genu - mówi. Do dziś nikt poza nami nie zapytał, czy aktywność Id1 odgrywa jakąkolwiek rolę w rozwoju raka piersi i jeśli tak, to jaką. Aby potwierdzić zależność rozwoju choroby od Id1, stworzono specjalny rodzaj myszy laboratoryjnych. Wywołano u nich ciągłą aktywność Id1, niezależnie od etapu życia, na którym się znajdowały. W wyniku eksperymentu u zwierząt wyrastały wyjątkowo agresywne guzy piersi o wyraźnej tendencji do tworzenia przerzutów. Przeprowadzono także odwrotny eksperyment, w którym u myszy wywołano nowotwór zależny od Id1, a następnie wyłączono aktywność tego genu. Dzięki temu zabiegowi udało się wyleczyć aż 40% nowotworów. Ku zaskoczeniu naukowców komórki jednak wcale nie zginęły. Zamiast tego przeszły proces łudząco podobny do przyśpieszonego starzenia, tzn. ich metabolizm znacznie spowolnił, a zdolność do podziałów całkowicie zanikła. Jest to wciąż słabo poznany mechanizm, który najprawdopodobniej służy odzyskaniu kontroli nad "zbuntowanymi" komórkami. Dr Swarbrick wierzy, że opisane odkrycie jest ważnym krokiem naprzód w walce z nowotworami. Wywołujesz w komórce stan "wiecznego snu", a potem resztą zajmuje się układ immunologiczny, który ją usuwa - mówi. Jest to z pewnością obiecująca wizja, lecz potrzeba jeszcze wielu badań, nim zostanie potwierdzona jej skuteczność i bezpieczeństwo.
  23. Naukowcy z Uniwersytetu Stanowego Nowego Jorku w Albany opracowali przypominające bandaż urządzenie, które pozwala na ciągłe badanie narządów pobranych do przeszczepu. To metoda nieinwazyjna, dlatego nie wymaga ciągłego wkłuwania się i pobierania próbek płynów tkankowych. Zamiast tego na powierzchni organu są wypalane mikrootwory. To bardzo trudne utrzymać pobrane narządy w dobrym stanie przed transportem i przeszczepieniem – podkreśla James Castracane. Zespół Castracane'a stworzył niewielkie, płaskie urządzenie (ma ono powierzchnię ok. 2,5 centymetra kwadratowego), które wyposażono w 25 mikropodgrzewaczy. Po umieszczeniu na powierzchni organu do przeszczepu wypalają w jego zewnętrznej warstwie miniaturowe otworki o średnicy 1/5 ludzkiego włosa. Wszystko dzieje się w skali mikro. Gdybyśmy zrobili to samo na twojej skórze, nawet byś nie poczuł – wyjaśnia Anand Gadre. Z każdej dziurki wycieka ok. 1 ml płynu, który następnie dociera do umieszczonych w niby-bandażu czujników. Sensory określają poziom glukozy i mleczanów, bazując na różnicach w przewodzeniu prądu przez roztwór powstały po zmieszaniu próbek z enzymami. Każdy wypalacz działa tylko raz, a więc liczba pobranych próbek zależy od tego, w ile podgrzewaczy wyposażono urządzenie. Mleczany powstają, gdy mamy do czynienia z niedostatecznym ukrwieniem i zachodzi metabolizm beztlenowy, a jak wiadomo, narządy pobrane do transplantacji muszą wytrzymać jakiś czas bez dostaw krwi. Na razie przeprowadzono tylko testy laboratoryjne. Teraz Amerykanie zamierzają rozpocząć próby z nerkami krowimi.
  24. Leona Dean i Zoë Robson, dwie studentki z London South Bank University, zaprojektowały dywan rozświetlający się, gdy ktoś postawi na nim stopę. FootLume, bo tak go nazwano, bazuje na zjawisku elektroluminescencji. To jeden z wielu projektów zrealizowanych przez założone przez panie studio Zolo Designs. Można go zobaczyć na wystawie Ideal Home Show, która potrawa jeszcze do 6 kwietnia. Jak projektantki wpadły na ten nietypowy pomysł? Zainspirował je fakt, że często oświetlały sobie w ciemności drogę telefonem komórkowym. Używając tego samego źródła światła, panelu elektroluminescencyjnego, i przekładając to na dywanik aktywowany pod wpływem nacisku, uzyskałyśmy oszczędzającą energię alternatywę dla przekręcenia włącznika światła. FootLume daje bardzo delikatną poświatę. Przydaje się podczas nocnych eskapad do toalety, jako oświetlenie dziecięcego pokoju czy w momencie, kiedy chcemy się położyć do łóżka, nie budząc innych pogrążonych już we śnie osób. Dywan doskonale sprawdzi się jako przewodnik po powrocie do domu z zakrapianej alkoholem imprezy. Przyda się też na samym przyjęciu, gdy potrzeba nastrojowego oświetlenia albo gadżetu pulsującego w rytm muzyki. Dzięki FootLume uda się również urządzić bezpieczny dom, przystosowany do potrzeb starszych ludzi. Urządzenie wykorzystuje małe akumulatorki, dlatego można je położyć w każdym miejscu, bez konieczności wcześniejszego instalowania. Technika wytwarzania jest taka, że umożliwia dostosowanie końcowych cech produktu do potrzeb konkretnego użytkownika. Robson i Dean znają się od 3 lat. Spotkały się na zajęciach. Ich dywan można podziwiać na oficjalne witrynie Ideal Home Show. Internauci głosują tam na najlepszy, ich zdaniem, koncept.
  25. Policja w Miami już wkrótce, jako pierwsza w USA, zacznie używać dronów do nadzorowania podległych jej obszarów. Niewielkie bezzałogowe pojazdy latający zostaną wyposażone w urządzenia optyczne umożliwiające im filmowanie zarówno w dzień jak i w nocy. Rzecznik prasowy Miami-Dade Police Department mówi, że drony będą wykorzystywane w "sytuacjach taktycznych". Oznacza to zapewne, że policja użyje ich tylko w przypadkach, gdy konieczne będzie uwalnianie zakładników czy rozbicie barykady za którą ukryją się uzbrojeni napastnicy. Drony, znane pod fachową nazwą UAV (unmanned aerial vehicle - bezzałogowe pojazdy powietrzne), są od dawna wykorzystywane przez wojsko w Iraku i Afganistanie. Prace nad nimi prowadzone są w USA od dziesięcioleci. CIA przyznała, że wykorzystywała je już w latach 70. ubiegłego wieku. W miarę, jak drony stają się coraz bardziej doskonałe i udowadniają swoją przydatność jako "dodatkowe oczy", jednostki policyjne w USA są coraz bardziej zainteresowane ich wykorzystaniem. Korzysta z nich np. FBI podczas misji poszukiwawczych i w czasie odbijania zakładników. Drony pomagają służbom celnym nadzorować granicę amerykańsko-meksykańską. Jednak małe firmy, które chciałyby zaistnieć na rynku UAV narzekają, że Federalna Agencja Lotnictwa Cywilnego (FAA) utrudnia im zadanie, gdyż stosuje do dronów bardzo rygorystyczne przepisy dotyczące dopuszczenia ich na rynek. Urzędnicy tłumaczą: Nikt by nie chciał, żeby dron spadł na głowę jego babci, która będzie akurat szła do spożywczego na zakupy. Drony niepokoją część obrońców prywatności, którzy domagają się wypracowania jasnych reguł opisujących sytuacje, w których policja będzie mogła używać latających szpiegów.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...