Skocz do zawartości
Forum Kopalni Wiedzy

KopalniaWiedzy.pl

Super Moderatorzy
  • Liczba zawartości

    36784
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

    nigdy
  • Wygrane w rankingu

    210

Zawartość dodana przez KopalniaWiedzy.pl

  1. Na emeryturę udała się właśnie jedna z najbardziej zasłużonych pracownic Baletu Maryjskiego (dawniej Kirowa) z Sankt Petersburga – 21-letnia oślica Monika. Przez 19 lat grała "wierzchowca" Sancho Pansy w przedstawieniu Don Kichote. Na przyjęciu pożegnalnym Monika zatańczyła z primabaleriną walca, spałaszowała ciasto marchwiowe, podarowano jej też fartuch i chustkę. Schedę po Monice przejmie inna oślica: Alina. Szkoda, że tak wcześnie przechodzi na emeryturę, ale, oczywiście, jak wiadomo, podobnie dzieje się w przypadku baletnic – powiedziała w wywiadzie dla Reutera Anastazja Kolegowa, gwiazda Baletu Maryjskiego. Zespół ma jednak nadzieję, że Monika nie przestanie całkiem pracować i wspomoże Alinę swoim doświadczeniem. W czasach największej świetności oślica odciągała uwagę widzów od baletnic. Realizacja zadań sprawiała jej przyjemność, kiwała więc głową w takt muzyki. Obecnie Monika mieszka w petersburskim zoo. « powrót do artykułu
  2. Seagate, największy na świecie producent dysków twardych, nie wierzy w powodzenie dysków SSD. Zdaniem Billa Watkinsa, prezesa firmy, są one po prostu zbyt drogie, by mogły się upowszechnić. Przykładem może być tutaj komputer MacBook Air, który kosztuje 1800 USD gdy jest wyposażony w HDD o pojemności 80 gigabajtów, a wersja z 64-gigabajtowym SSD kosztuje już 3100 dolarów. Watkins jednak wie, że ceny pamięci flash gwałtownie spadają, a rynkiem napędów SSD interesują się tacy giganci jak Samsung czy Intel. W niedalekiej przyszłości SSD mogą więc się upowszechnić. Prezes Seagate'a zapowiedział, że jeśli tak się stanie, to jego firma wytoczy producentom SSD pozew o naruszenie patentu. Zdaniem Watkinsa, producenci nowego rodzaju dysków naruszają patent opisujący interfejs SSD. Groźby Seagate'a mogą nie być bezpodstawne. Firma działa na rynku dysków twardych od lat i jest właścicielem olbrzymiej liczby patentów. Ponadto wymienia się nimi z Hitachi. Jednak Kirshna Chander, analityk firmy iSuppli wątpi, by koncern spełnił swe groźby. Przede wszystkim dlatego, że nie będzie chciał prowadzić wojny z takim gigantem jak Intel. Poza tym Chander wątpi, czy Intel byłby na tyle nierozsądny, by naruszać patent innej dużej firmy. Oczywiście Chander nie wyklucza pomyłki ze strony Intela, który jest nowym graczem na rynku dysków twardych i nie ma 30-letniego doświadczenia jak Seagate czy Hitachi. Jednak, zdaniem analityka, oświadczenie Watkinsa ma na celu jedynie zbadanie reakcji rynku na taką groźbę. Na razie żaden z producentów SSD nie ustosunkował się do jego słów.
  3. Wszystko wskazuje na to, że po latach ścisłego nadzoru ze strony rządu w Pekinie, Chińczycy mogą bez przeszkód korzystać z anglojęzycznej witryny BBC. Wersja chińskojęzyczna jest nadal blokowana, podobnie jak odnośniki w języku chińskim. Co prawda Pekin nigdy oficjalnie nie przyznał, że blokuje BBC, jednak mieszkańcy Państwa Środka, próbujący dostać się do tego serwisu, przeważnie widzieli komunikat o zerwaniu połączenia. Teraz, jak informują dziennikarze BBC przebywający na placówkach w Chinach, bez przeszkód można łączyć się z witryną brytyjskiego nadawcy. BBC zanotowało gwałtowny wzrost liczby odwiedzin z Chin. Każdego dnia średnio odwiedzało ją mniej niż 100 mieszkańców ChRL. Ostatnio liczba ta zwiększyła się do 16 000. Zaskoczeni internauci zalali BBC falą komentarzy, w której wyrażali zdumienie i radość z faktu, że mogą korzystać z serwisu.
  4. Czy słoń może w sobie odkryć żyłkę kamerzysty? Jak najbardziej. Ujęcia nakręcone przez olbrzymiego ssaka dzierżącego kamerę w trąbie stanowią podstawę tryptyku BBC Tygrys – szpiegostwo w dżungli, którego narratorem został znany chyba wszystkim David Attenborough. Akcja dzieje się w Parku Narodowym Pench w Indiach. Tygrysy są przyzwyczajone do obecności słoni, a dla słoni tygrysy nie stanowią zagrożenia, dlatego szarym kamerzystom udawało się podejść bliżej niż jakiemukolwiek człowiekowi. Dzięki temu zdobyły materiał dokumentujący 3 lata z życia 4 małych kotów: od momentu przyjścia na świat do osiągnięcia dorosłości. Tygrysy są tak dyskretne i żyją w tak gęstej dżungli, że ludzkiej ekipie bardzo trudno jest się zbliżyć. A słonie są doskonałymi czworonożnymi platformami dla kamer – uważa producent serii John Downer. Ekipa korzystała z 3 kamer HD. Zaprojektował i zbudował je Geoff Bell, a operował nimi Michael Richards. Jeden z czterech biorących w eksperymencie słoni nosił kamerę w trąbie. Działała, gdy zwierzę się poruszało, można ją też było zbliżać do powierzchni ziemi, a nawet postawić; poruszała się wtedy na kółkach. Drugi posługiwał się kamerą mocowaną do kłów, którą mógł nosić przez dłuższy czas (obie były zdalnie sterowane przez Richardsa). Trzecie urządzenie przypominało element krajobrazu: wystylizowano je na skałę lub kawałek drewna. Jego ustawianiem zajmował się słoń albo ludzie. Aktywowało się ono dzięki czujnikom ruchu. Downer przyznaje, że słonie były bardzo stabilnymi platformami dla kamer. Dodatkowo wymagały jedynie niewielkiego przeszkolenia, by nauczyć się realizacji powierzonych im zadań. Jak łatwo się domyślić, nikt wcześniej nie uciekł się do takiej metody kręcenia filmu. Na szczęście, wszystko przebiegło zgodnie z planem. Na zdjęciach zostały uwiecznione nie tylko tygrysy, ale także inni mieszkańcy lasu, np.: smukluch, inaczej hulman (Presbytis entellus), cyjon (Cuon alpinus), szakal czy wargacz. Producent filmu wpadł na pomysł zdobycia jedynych w swoim rodzaju ujęć podczas obserwacji słoni przy pracy. Mniej więcej trzy lata temu zauważył, jak delikatnie przenoszą pnie drzew. Zaczął się wtedy zastanawiać, czy podobnie będzie z kamerami. Okazało się, że tak... Wspaniałe zdjęcia i filmy można zobaczyć na witrynie BBC.
  5. Planujesz ciążę lub spodziewasz się dziecka? Powinnaś odwiedzić dentystę. Dowiedziono bowiem, że kobiety, które zaszły w ciążę, nie wyleczywszy wcześniej zapalenia przyzębia, są bardziej narażone na rozwój tzw. cukrzycy ciężarnych. Badania, poprowadzone przez dr Anandę Dasanayake, specjalistkę epidemiologii Uniwersytetu Nowojorskiego, objęły 256 ciężarnych kobiet, znajdujących się pod opieką jednego z nowojorskich szpitali w czasie pierwszych sześciu miesięcy ciąży. U dwudziestu dwóch spośród nich rozwinęła się cukrzyca ciężarnych. Analiza flory bakteryjnej wykazała, że pacjentki te miały wyraźnie wyższy poziom mikroorganizmów żyjących na przyzębiu w porównaniu do pozostałych pań, co powodowało rozwój stanu zapalnego. Wszystko wskazuje na to, że właśnie zapalenie było przyczyną pojawienia się cukrzycy. Dr Dasanayake podkreśla znaczenie tej pozornie nieistotnej dla przebiegu ciąży choroby: Poza udowodnionym już wcześniej powodowaniem przedwczesnych porodów, choroby przyzębia mogą mieć także wpływ na rozwój cukrzycy u kobiet spodziewających się dziecka. Dowodzi to, że kobiety decydujące się na zajście w ciążę powinny wcześniej odwiedzić gabinet dentysty. Leczenie chorób dziąseł można przeprowadzić także po poczęciu, gdyż terapia jest efektywna i bezpieczna zarówno dla dziecka, jak i dla matki. Cukrzyca ciężarnych przeważnie zanika samoczynnie po porodzie. Nie należy jednak lekceważyć tego schorzenia, gdyż nawet kilkumiesięczne podwyższenie poziomu glukozy we krwi może być szkodliwe. Oprócz tego pojawienie się cukrzycy u spodziewającej się dziecka kobiety znacznie zwiększa ryzyko rozwoju na późniejszym etapie życia tzw. cukrzycy typu II, znacznie bardziej uporczywej w leczeniu. Przyczyny współwystępowania zapalenia przyzębia i cukrzycy nie są dokładnie znane. Niektórzy badacze sugerują, że rozwój stanu zapalnego może niekorzystnie oddziaływać na wydzielanie i funkcjonowanie insuliny. Nieefektywne działanie tego hormonu objawia się podwyższeniem poziomu glukozy we krwi, czyli właśnie cukrzycą. Planowane są dalsze badania, które mają wyjaśnić to zjawisko.
  6. Grupa badaczy z pięciu amerykańskich uczelni zdefiniowała proteom śliny, czyli pełny spis białek wchodzących w jej skład. Zawiera ona aż 1116 różnych protein, z których wiele może za kilka-kilkanaście lat znaleźć rutynowe zastosowanie w diagnostyce. Ślinę pobierano bezpośrednio z gruczołów, by uniknąć zanieczyszczenia białkami pochodzącymi z pożywienia oraz wytwarzanymi przez bakterie. Aż dwadzieścia procent wykrytych białek wchodzi także w skład krwi. Pozwala to przypuszczać, że w niedalekiej przyszłości analiza próbki pobranej z jamy ustnej będzie mogła w niektórych sytuacjach zastąpić nieprzyjemne dla wielu pacjentów wkłuwanie się do żyły. Do badania pobrano ślinę od dwudziestu trzech zdrowych kobiet i mężczyzn. Reprezentowali oni różne grupy etniczne, dzięki czemu uzyskane wyniki można z większym prawdopodobieństwem odnieść do całej ludzkości. Analizy dokonano za pomocą techniki zwanej spektroskopią masową, co pozwoliło na zbadanie wielkości białek oraz ich ładunku elektrycznego. Następnie uzyskane wyniki porównano z proteomem ludzkiej krwi oraz łez. Badania wykonane przez Amerykanów pozwalają przypuszczać, że już niedługo w procesie wykrywania niektórych chorób będzie można uniknąć pobierania krwi. Używanie do badania śliny ma kilka istotnych zalet. Można je wykonać samodzielnie, jest szybsze i wygodniejsze, a także bezpieczniejsze - ryzyko infekcji spada do minimum. Naukowcy wymieniają kilka chorób, które już dziś można zdiagnozować z użyciem wspomnianego testu. Jego skuteczność potwierdzono dotychczas eksperymentalnie w wykrywaniu białek związanych z chorobami Parkinsona, Alzheimera i Huntingtona (ciężka, postępująca nieuchronnie degeneracja neuronów). Kilka innych testów, opartych o wykrywanie odpowiednich przeciwciał, pozwala już dziś wykryć nosicielstwo takich wirusów, jak HIV czy wirus zapalenia wątroby typu B. Badacze nie poprzestają jednak na tym - wierzą, że za kilka lat z użyciem podobnych analiz będzie można przewidywać ryzyko zapadnięcia na choroby cywilizacjne, np. choroby serca, nowotwory oraz cukrzycę. Związany z projektem naukowiec, Fred Hagen, tłumaczy znaczenie odkrycia jego zespołu: Wyobrażamy sobie, jak w przyszłości pacjent pluje do probówki, a my szukamy w niej np. proteiny potwierdzającej obecność raka piersi. Pobranie materiału do badania jest bardzo proste, potencjalnie można je wykonać nawet we własnym domu. Apeluje też do środowiska naukowego: Opublikowaliśmy nasze wyniki, bo oczekujemy, że poszczególne grupy badawcze będą wybierały grupy chorób i analizowały przydatność badania śliny jako nowej, skutecznej metody diagnostycznej. Nam, pacjentom, pozostaje trzymanie kciuków za powodzenie dalszych badań.
  7. Różne firmy coraz częściej produkują lustra, które pokazują, jak ludzie będą wyglądać w przyszłości. Poszczególne warianty to starzenie się przy zdrowym trybie życia oraz scenariusze uwzględniające np. palenie czy nadmierne spożycie alkoholu. Accenture Technology Labs stworzyło tzw. lustro perswazyjne, ukazujące, jak szkodliwe nawyki zmieniają z czasem twarz. Użytkownik wpisuje dane na temat przyzwyczajeń oraz wgrywa swoje zdjęcie. Urządzenie generuje obraz ilustrujący proces starzenia. Pokazuje, jak dana osoba może wyglądać po pół roku zdrowotnych nadużyć. Po co komu takie lustra? Ich twórcy chcieli, by unaoczniły, jak złe nawyki, m.in. palenie, nadużywanie alkoholu, przejadanie czy nadmierne opalanie, rujnują nasze zdrowie. Mogłoby to skłonić, przynajmniej niektórych, do zmiany zachowania. Obraz jest wart tysiąca ostrzeżeń. Z jednej strony przeraża, z drugiej – nagradza – podkreśla Andrew Fano z Accenture Technology Labs. Oprogramowanie może jednocześnie wyświetlić obrazy "przed" i "po", przez co różnice stają się bardziej widoczne. Badacze z Uniwersytetu Kalifornijskiego w Davis badają wpływ luster na ludzkie zachowanie. Publikacja wyników nastąpi najprawdopodobniej w maju, wtedy też Accenture zamierza "doszlifować" lustro, zanim trafi do przedstawicieli branży medycznej. Podobne do lustra perswazyjnego oprogramowanie opracowała firma Aprilage Development. Jedyna różnica polega na tym, w jak odległą przyszłość można dzięki niemu sięgnąć. Tutaj uwzględnia się dużo dłuższą perspektywę czasową. Dzięki temu udaje się np. stwierdzić, jak mogą wyglądać zaginione dzieci. Na witrynie internetowej producenta można obejrzeć film, który przedstawia zmiany na twarzy wybranych osób (scenariusze: palenie vs niepalenie, kąpiele słoneczne i otyłość), które zachodzą między 8.-10. a 60.-70. rokiem życia.
  8. Dziś, 4 miesiące od wypadku, 21-letni Zach Dunlap twierdzi, że czuje się dobrze. Dziewiętnastego listopada ubiegłego roku uznano go jednak za zmarłego, a rodzina zgodziła się na pobranie organów do przeszczepu. Śmierć mózgu, czyli nieodwracalne ustanie czynności mózgu, stwierdzono w United Regional Healthcare System w Wichita Falls w Teksasie. Chłopak odniósł śmiertelne obrażenia wskutek jazdy na quadzie. Podczas ostatniego pożegnania z bliskimi poruszył stopą i dłonią. Zareagował na przeciągnięcie scyzorykiem po podeszwie stopy i na naciskanie paznokcia. Po dwóch dobach spędzonych w szpitalu wrócił do domu i kontynuuje rehabilitację. Młody mężczyzna z Frederick w Oklahomie nie pamięta swojego wypadku. Przypomina sobie część wydarzeń, które miały miejsce na ok. godzinę przed feralnym wypadkiem i całkiem dobrze to, co stało się 6 godzin wcześniej. Wyjawia też, że słyszał, jak lekarze ogłaszali jego zgon. Ojciec Zacha, Doug, oglądał skany mózgu syna. Nie wykazywał on żadnej aktywności, a krew w ogóle do niego nie dopływała. Matka, Pam, opowiada o chwili, kiedy rodzice zobaczyli, że ich dziecko jednak żyje. Czuli, jakby na ich oczach dokonał się cud... Rehabilitacja nadal trwa. Może zająć rok, a nawet dłużej, ale tak naprawdę nie ma to znaczenia. Ważne, że Zach nie umarł. Chłopak zachował scyzoryk, który uratował go od pogrzebania żywcem.
  9. Psycholodzy z University of Queensland dotarli do źródeł ludzkiego strachu przed pająkami i wężami. Wcześniej sądzono, że to ewolucja wyposażyła nas w taki lęk, by pomóc w uniknięciu niebezpieczeństw. Australijczycy podają jednak alternatywne wytłumaczenie. Wcześniejsze badania wykazały, że na pająki i węże reagujemy zupełnie inaczej niż na pozostałe bodźce, takie jak kwiaty czy grzyby. Reagujemy nawet odmiennie niż na inne groźne zwierzęta czy samochody i broń, które są o wiele bardziej niebezpieczne. Tłumaczono to tym, w toku ewolucji miała się wytworzyć predyspozycja do reagowania lękiem na te zwierzęta, które mogły być zagrożeniem dla ludzkich przodków - tłumaczy dr Helena Purkis. Wg zespołu z Queensland, powszechny strach przed pająkami i wężami to skutek ciągłego kontaktu z negatywnymi informacjami na temat tych zwierząt. Twierdzimy, że to właśnie zwiększa prawdopodobieństwo, że staną się obiektem fobii. W ramach eksperymentu naukowcy porównywali reakcje na węże i pająki dwóch grup ludzi: 1) osób, które nie mają specjalnego doświadczenia w kontaktach z nimi i 2) ekspertów ds. tych zwierząt, czyli arachnologów i ofiologów. Autorzy uprzednich badań twierdzili, że pająki i węże bardzo szybko ściągają na siebie uwagę i na wczesnych etapach przetwarzania informacji generowania jest negatywna reakcja w postaci strachu. My wykazaliśmy, że chociaż każdy preferencyjnie spostrzegał te zwierzęta w otoczeniu jako potencjalne niebezpieczeństwo, negatywna reakcja występowała tylko u niedoświadczonych wolontariuszy. Dr Purkis podkreśla, że odkrycia jej zespołu pozwalają lepiej zrozumieć pojawienie się i podtrzymywanie lęku przed określonymi obiektami. Jeśli zrozumiemy związek między preferencyjną uwagą i emocjami, to pomoże nam wyjaśnić, jak zachodzi proces przejścia od postrzegania bodźca jako potencjalnego niebezpieczeństwa do wyśrubowania reakcji emocjonalnej i wytworzenia się fobii. W ten sposób uzyskamy informacje na temat sposobu, jak ludzie powinni obcować z wężami i pająkami, by zminimalizować negatywne reakcje emocjonalne. Teraz badacze planują kolejne badania, podczas których zamierzają przetestować hipotezę, że miłość i strach (a więc i fobia) angażują ten sam podstawowy mechanizm uwagi. W eksperymencie wezmą udział miłośnicy zwierząt, np. hodowcy psów, którym będą prezentowane bodźce powiązane z ich ulubieńcami. Psycholodzy sprawdzą, czy bodźce te również mają dostęp do preferencyjnej uwagi.
  10. Naukowcy z Uniwersytetu Kalifornijskiego w Los Angeles wyprodukowali sztuczne mięśnie, które samodzielnie radzą sobie z usterkami. Dzięki nim mogą powstać zarówno lepsze sztuczne kończyny, jak i doskonalsze roboty kroczące. Polimerowe mięśnie, po przyłożeniu napięcia elektrycznego, zwiększają długość nawet o 200 procent. Ich ruch i sposób wykorzystania energii przypominają ludzkie mięśnie. Sztuczne mięśnie wykorzystywane są od dawna, jednak zwykle wykorzystują one elektrody wyprodukowane z metalu. Te zaś dość szybko się zużywają, a w razie jakiegokolwiek uszkodzenia mięśnie przestają pracować. Zespół profesora Qibinga Peia stworzył elektrody z elastycznych nanorurek. Dzięki temu, nawet gdy dochodzi do uszkodzenia którejś z elektrod, tylko ona przerywa pracę, a reszta działa bez zakłóceń. Wynalazcy nowych mięśni podczas testów celowo uszkadzali je nakłuwając pineską. Nie przeszkodziło to urządzeniu w pracy. Co więcej, mięśnie wykorzystują aż 70% energii, która zostaje im dostarczona. Energia jest im potrzebna do skurczu. Gdy mięśnie się rozkurczają, w nanorurkach produkowany jest ładunek elektryczny, który można wykorzystać do wykonanie kolejnego ruchu lub też do zasilania urządzeń przenośnych, takich jak np. odtwarzacze MP3. Kwang Kim z University of Reno mówi, że profesor Pei wykorzystał bardzo obiecującą, nowatorską metodę łączenia węglowych nanorurek. Być może znajdzie ona zastosowanie również w produkcji baterii
  11. Badania genetyczne 2 średniowiecznych czaszek odnalezionych w Tower of London wykazały, że należały one do lwów berberyjskich (Panthera leo leo), zwanych także lwami z Atlasu lub nubijskimi. Słynna brytyjska wieża była nie tylko więzieniem czy schronieniem władców, ale również jednym z najstarszych ogrodów zoologicznych na świecie. Nietrudno się domyślić, że ssak określany mianem króla zwierząt miał się kojarzyć z monarchią (Contributions in Zoology). Metodą datowania węglowego stwierdzono, że starsza czaszka pochodzi z okresu między rokiem 1280 a 1385, a młodsza z XV wieku (1420-1480). Są to jedyne w Anglii pozostałości po dużych kotach. Wszystkie kości należą do samców, które mają bardziej wydłużone czaszki i większe kły od samic. W momencie zgonu miały one od 3 do 4 lat. Lew berberyjski nie występuje już w naturze. Ostatniego dzikiego osobnika zabito w 1942 r. w górach Atlas. Wcześniej gatunek ten zasiedlał Atlas i północną Afrykę. Lwy te stanowiły atrakcję walk gladiatorów. Rozwój cywilizacji wzdłuż Nilu i na Synaju na początku drugiego tysiąclecia naszej ery zahamował przepływ genów wskutek odizolowania od siebie populacji Panthera leo leo. Królewskie zoo w wieży przetrwało ponad 600 lat. Zostało założone przez Jana I (Jana bez Ziemi), który panował w latach 1199-1216. Lwy były oznaką dobrych stosunków z innymi monarchami, którzy w prezencie przekazywali egzotyczne zwierzęta. To pierwsze lwy, które pojawiły się w Europie Północnej po wyginięciu pod koniec ostatniej epoki lodowcowej gatunków zamieszkujących Stary Kontynent. Naukowcy z Muzeum Historii Naturalnej i Uniwersytetu w Oksfordzie badali mitochondrialne DNA. Okazało się, że występują w nim geny charakterystyczne dla lwów berberyjskich. Czaszki odnaleziono w latach 30. w fosie otaczającej Tower of London. Chociaż w Muzeum Historii Naturalnej mamy jedną z najlepszych kolekcji ssaków na świecie, zachowało się niewiele okazów z królewskiej menażerii. Bezpośredni handel zwierzętami między Europą a subsaharyjską Afryką nie rozwinął się przed wiekiem XVIII, stąd nasze wyniki pozwalają spojrzeć pod nowym kątem na ścieżki historycznej wymiany – wyjaśnia Richard Sabin, kurator działu ssaków słynnego brytyjskiego muzeum. Royal Menagerie znajdowała się początkowo w Woodstock obok Oksfordu, potem przeniesiono ją do Tower of London. Jednymi z pierwszych mieszkańców tego zoo były 3 lamparty króla Henryka III, które podarował mu w 1235 roku Fryderyk II, władca Świętego Cesarstwa Rzymskiego Narodu Niemieckiego. Pierwsze pisemne wzmianki na temat przybytku pojawiają się w 1240 r. Dotyczą właśnie królewskiej kolekcji lwów. Dr Nobuyuki Yamaguchi z Uniwersytetu Oksfordzkiego wspomina, że choć lwy berberyjskie wyginęły na wolności, w ciągu ostatnich 30 lat ich możliwych potomków udawało się zlokalizować w populacjach z ogrodów zoologicznych, np. Temara Zoo w Rabacie, i cyrków. Nie wyklucza, że w obliczu postępów współczesnej nauki kiedyś znowu uda się je zobaczyć... Po latach badań i anegdotycznych już doniesień o lwach berberyjskich trzymanych w niewoli WildLink International i Uniwersytet Oksfordzki rozpoczęły International Barbary Lion Project. Z muzeów europejskich, m.in. z Turynu, Paryża i Brukseli, pobrano próbki kości lwów nubijskich. Odesłano je do Oksfordu, gdzie przeprowadzono sekwencjonowanie. DNA potomków lwów berberyjskich zostanie porównane z DNA ich przodków, w ten sposób określi się np. stopień hybrydyzacji z innymi podagtunkami lwów.
  12. Firma Taiwan Semiconductor Manufacturing (TSMC) poinformowała, że już w drugim kwartale bieżącego roku rozpocznie produkcję układów scalonych w technologii 40 nanometrów. To kolejny etap miniaturyzacji układów scalonych, który coraz bardziej przybliża nas do przewidywanej granicy możliwości fizycznych dalszej miniaturyzacji krzemowych kości. Obecnie olbrzymia większość chipów jest wykonywana w technologii 90 nm. Intel masowo produkuje 45-nanometrowe procesory i stworzył też układ SRAM w technologii 32 nanometrów. W przyszłym roku mają powstać pierwsze intelowskie 32-nanometrowe CPU, a kolejnym krokiem będzie rozpoczęcie wytwarzania 23-nanometrowych układów w roku 2011. Decyzja TSMC o wdrożeniu kolejnego etapu procesu produkcyjnego oznacza, że firmy, które nie posiadają własnych fabryk lub też z jakichś powodów nie są w stanie wdrożyć w nich 40-nanometrowego procesu technologicznego, w ciągu najbliższych miesięcy będą mogły zamawiać 40-nanometrowe układy w TSMC.
  13. Wraz z rozwojem Internetu i związanym z tym powszechnym zjawiskiem naruszania praw autorskich, prowadzone są coraz bardziej gorące dyskusje na temat własności intelektualnej. Jednak, wbrew temu, co próbują twierdzić niektórzy, prawa autorskie nie liczą sobie zaledwie kilkudziesięciu czy stu kilkudziesięciu lat. Naukowcy z University of Cambridge i Bournemouth University rozpoczęli projekt, którego celem jest zbadanie pochodzenia i ewolucji praw autorskich. W dniach 19-20 marca w Londynie odbyła się konferencja na ten temat, a jej owocem jest interesująca witryna www.copyrighthistory.org. To cyfrowe archiwum dokumentów, które dały początek dzisiejszym prawom autorskim. Z dotychczas przeprowadzonych badań wynika, że zachowane najstarsze europejskie dokumenty, w których można znaleźć zaczątki dzisiejszych praw autorskich pochodzą z drugiej połowy XV wieku. Na razie w archiwum umieszczone zostały najważniejsze teksty z Włoch, Francji, krajów niemieckojęzycznych, Wielkiej Brytanii i Stanów Zjednoczonych. Można jednak przypuszczać, że baza tekstów będzie ciągle poszerzana.
  14. Niemieccy naukowcy z Tybingi stworzyli algorytm komputerowy, który potrafi naśladować pewną specyficzną umiejętność nietoperza, a mianowicie zdolność klasyfikowania roślin za pomocą echolokacji (PLoS Computational Biology). Wbrew pozorom nie jest to proste, ponieważ rośliny generują złożone echo akustyczne. Powód? Mają wiele, w dodatku ułożonych pod różnymi kątami, liści i gałęzi. Do tej pory biolodzy nie wiedzieli, jak latającym ssakom udaje się ta sztuka. Nietoperze wykorzystują rośliny do dwóch celów: jako źródło pożywienia i punkty orientacyjne, pozwalające odnaleźć różne żerowiska. Yossi Yovel i Peter Stilz z Uniwersytetu w Tybindze oraz Hans Ulrich-Schnitzler i Matthias Franz z Instytutu Biologii Cybernetycznej Maxa Plancka wykorzystali sonar, który, podobnie jak nietoperz, emitował serie ultradźwięków. Badacze nagrywali tysiące ech powracających od żywych roślin należących do 5 gatunków. Algorytm, który analizował zmiany częstotliwości w czasie, potrafił rozpoznać roślinę z dużą trafnością. Naukowcy uważają, że program dostarczy też wskazówek, jakie cechy echa mogą być najbardziej zrozumiałe, a więc przydatne, dla nietoperzy. Niemcy cieszą się, że ich wynalazek pozwala lepiej zrozumieć nietoperze, nie ingerując przy tym w mózg zwierząt.
  15. Po 4 latach wytężonych badań naukowcy z Indian Institute of Technology w Kharagpur zakończyli prace nad męskim środkiem antykoncepcyjnym. Nie wymaga on interwencji chirurgicznej, np. podwiązania nasieniowodów, i działa przez ok. 10 lat. Wystarczy jeden zastrzyk. Preparat nie wywołuje dużych zmian fizjologicznych, lecz hamuje zdolność plemników do zapładniania. Wcześniej naukowcy na całym świecie zajmowali się szczepionkami, które bazowały na zjawisku niepłodności immunologicznej. W organizmie kobiety lub mężczyzny miały w założeniu powstawać przeciwciała przeciwplemnikowe, które uniemożliwiałyby połączenie jaja z męską komórką rozrodczą. Technologia hinduskiego zespołu, którego pracom przewodniczył doktor Sanjoy Guha, jest już gotowa do komercjalizacji. Jej zakupem interesują się koncerny farmaceutyczne, także te zachodnie. Oczywiście, cena będzie wysoka. Otrzymywaliśmy propozycje od zagranicznych firm, ale odrzucaliśmy je, ponieważ chcemy, by nabywca pochodził z Indii – opowiada Partha Pratim Chakra-borty, dziekan Wydziału Badań Sponsorowanych i Doradztwa Przemysłowego. Na realizację projektu rząd wydał ok. 2,5 mln dolarów. Wkrótce zostaną najprawdopodobniej ujawnione szczegóły odkrycia badaczy.
  16. Chemicy z dwóch amerykańskich uniwersytetów, ulokowanych w Los Angeles oraz Waszyngtonie, po raz pierwszy w historii zaprojektowali i zsyntetyzowali funkcjonalne, całkowicie sztuczne enzymy. Jest to ważny krok naprzód w dziedzinie bioinformatyki, jak i potwierdzenie znaczącego rozwoju wiedzy na temat działania tych biologicznych katalizatorów. Zespół, prowadzony przez prof. Kendalla Houka, doniósł o swoim najnowszym dokonaniu w ostatnim numerze czasopisma Nature. Umiejętność projektowania enzymów zdolnych do przeprowadzania oczekiwanych reakcji niewątpliwie znajdzie ogromne zastosowanie. Ochrona przed bronią biologiczną, neutralizacja toksyn, udoskonalanie leków - to tylko kilka przykładów potencjalnych korzyści, jakie możemy już niedługo osiągnąć dzięki dalszym badaniom w tej dziedzinie. Prof. Houk komentuje dokonane przez jego zespół odkrycie: Nareszcie jesteśmy w stanie projektować i syntetyzować enzymy zdolne do przeprowadzania reakcji, których żaden znany z natury enzym nie potrafi katalizować. Naczelnym celem naszych badań jest używanie komputerowych metod obliczeniowych w celu takiego rozplanowania ułożenia przestrzennego aminokwasów w strukturze białka, by było ono w stanie przeprowadzić zaplanowaną przez nas reakcję. Kolejny autor badań, doktorant Jason DeChancie, tłumaczy korzyści płynące ze stosowania enzymów: Enzymy są niezwykle aktywnymi katalizatorami. Pracujemy nad tym, by ujarzmić ich unikalne zdolności i wykorzystać do własnych celów. Chcemy nauczyć się przeprowadzać reakcje, których żaden enzym w naturze nie potrafi katalizować. Te występujące w naturze mają swoje granice funkcjonalności, my zaś chcemy je rozszerzyć. Połączenie osiągnięć chemii, matematyki oraz fizyki umożliwiło naukowcom zsyntetyzowanie enzymu zdolnego do przeprowadzenia tzw. eliminacji Kempa, zachodzącej pomiędzy zasadami i związkiem organicznym zwanym benzoizooksazolem. Zaledwie dwa tygodnie wcześniej ta sama grupa opublikowała wyniki eksperymentu, w którym udało się przeprowadzić w podobny sposób reakcję aldolową, wchodzącą w skład metabolizmu cukrów. Obecne badania są ogromnym krokiem naprzód. Jeszcze bowiem kilka lat temu zastosowanie technik obliczeniowych nie przynosiło oczekiwanych rezultatów. Zarówno moc obliczeniowa komputerów, jak i dokładność programów komputerowych symulujących kształt cząsteczek były zbyt niskie. Można jednak wierzyć, że kolejne lata udoskonalania wspomnianej technologii mogą przynieść jeszcze wiele ekscytujących wyników. Praca nad projektowaniem enzymów jest niezwykle złożonym procesem. Najcięższym jego fragmentem jest wirtualne stworzenie tzw. centrum aktywnego, czyli miejsca w cząsteczce białka, w którym przyłączane są reagujące związki i przeprowadzana jest reakcja. W przypadku przytoczonej wcześniej reakcji aldolowej zadanie było wyjątkowo ciężkie, gdyż na reakcję tę składa się aż sześć kolejnych etapów. Dodatkową trudnością jest potrzeba przeprowadzenia obliczeń o niesamowitej wręcz dokładności, sięgającej jednej setnej nanometra. Cały projekt, sponsorowany przez amerykańską Agencję Badawcza Zaawansowanych Projektów Obronnych (DARPA, od ang. Defense Advanced Research Projects Agency), trwał aż trzy lata. Zespół badaczy był podzielony na dwie grupy: jedna z nich przewidywała optymalny kształt miejsca aktywnego, a zadaniem drugiej było takie dobranie sekwencji aminokwasów w białku, by tę strukturę wytworzyć. Następnie syntetyzowano gotowy związek chemiczny według wskazań komputera i szukano odpowiedzi na pytanie, czy komputerowy algorytm rzeczywiście doprowadził do produkcji enzymu o oczekiwanej aktywności. Technologia opracowana przez Amerykanów znajdzie z pewnością wiele zastosowań. Wszystko wskazuje na to, że umożliwi przeprowadzanie licznych reakcji, które dziś są niemożliwe. Pozwoli także obniżyć koszty wielu innych, których wdrożenie na skalę przemysłową jest dziś nieopłacalne. Jak daleko jesteśmy na drodze do zrealizowania tego planu? Jason DeChancie odpowiada: Myślę, że właśnie do tego doszliśmy. Nasze publikacje dowodzą, że naprawdę stało się to możliwe.
  17. Nie wszyscy uczą się na błędach. Yahoo! miało już w przeszłości kłopoty w związku z wysługiwaniem się chińskim komunistom. Portal pomógł władzom w Pekinie dotrzeć do dziennikarza i opozycjonisty Shi Tao, który następnie został skazany na 10 lat więzienia za ujawnienie listu z wytycznymi dla dziennikarzy, mówiącymi o tym, w jaki sposób należy relacjonować rocznicowe obchody masakry na planu Tiananmen. Portal potępili wówczas dziennikarze, organizacje praw człowieka i zwykli ludzie, a jego władze musiały tłumaczyć się przed amerykańskim Senatem. To jednak nie powstrzymało ich od ponownej współpracy z komunistami. W chińskiej edycji Yahoo! pojawiły się właśnie zdjęcia poszukiwanych przez władze Tybetańczyków, którzy biorą udział w najgwałtowniejszych od lat protestach przeciwko okupacji Tybetu. Zdjęcia opublikował podobno też należący do Microsoftu MSN China, z tą tylko różnicą, że nie pokazano ich na stronie głównej. Tybet został podbity przez Chiny w 1950 roku. Co jakiś czas wybuchają protesty przeciwko brutalnej okupacji. Ich ostatnia fala, której właśnie jesteśmy świadkami, coraz bardziej się nasila. Chiny wyrzuciły właśnie z Tybetu ostatnich dziennikarzy i wysyłają coraz więcej wojska i paramilitarnych oddziałów milicji by stłumić zamieszki. Mówi się już o setkach ofiar.
  18. Niedobór snu zwiększa ryzyko sennowłóctwa, czyli lunatyzmu – zauważyli naukowcy z Uniwersytetu w Montrealu. Badacze obserwowali 40 osób podejrzanych o "uprawianie tego procederu" w dwóch sytuacjach: 1) podczas normalnego snu i 2) podczas odpoczynku po okresie długiej bezsenności. Okazało się, że w okolicznościach nr 2 znacznie wzrastała liczba przypadków zaburzonego snu, w tym lunatykowania. Deprywację senną łączono z somnambulizmem już wcześniej, ale badania nie dawały rozstrzygających rezultatów. Omawiane studium bazowało na przypadkach osób skierowanych do kliniki leczenia zaburzeń snu z podejrzeniem lunatyzmu między sierpniem 2003 a marcem 2007 roku (Annals of Neurology). Po wstępnych oględzinach pacjenci spędzali noc w laboratorium, wracali do swoich codziennych czynności i znowu pojawiali się w centrum, gdzie cały czas dbano o to, by nie zasnęli. Na zasłużony odpoczynek mogli się udać dopiero następnego ranka, po 25 godzinach czuwania. Podczas snu każdego człowieka filmowano. Lekarze obserwowali pojawiające się ruchy i oceniali je na 3-stopniowej skali stopnia złożoności (badani mogli się tylko rzucać w pościeli albo wstawać z łóżka). Podczas snu regenerującego ruchów było znacznie więcej niż podczas zwykłego odpoczynku. Ich liczba wzrastała z 32 do 92. Wzrastał też odsetek osób, u których wystąpił co najmniej jeden epizod złożonych ruchów. Lunatyzm pojawia się podczas snu głębokiego. Opisany eksperyment unaocznił, że uprzednie pozbawienie snu nasila problemy związane z przechodzeniem z tej do innych faz snu. Sen głęboki jest nam niezbędny do odzyskania pełnej zdolności do uczenia się, zapamiętywania, a także dobrego humoru.
  19. W końcu jest nadzieja, że tanie laptopy trafią też na Stary Kontynent. Przedstawiciele Intela oświadczyli, że Classmate PC będzie sprzedawany nie tylko w krajach rozwijających się, ale również w Europie i USA. Komputer ma kosztować od 250 do 350 dolarów, a jego pojawienie się może spowodować spadek cen na całym rynku komputerów przenośnych. Obecnie Classmate PC można kupić w Meksyku i Brazylii. Dostępne tam komputery są wyposażone w intelowski procesor Celeron-M i do 2 gigabajtów pamięci flash w której zainstalowany jest system operacyjny. Kosztują około 300 dolarów. Classmate PC jest wielkości połowy zwykłego notebooka, waży 1,3 kilograma, korzysta z 7-calowego kolorowego wyświetlacza i łącza Wi-Fi. Nie został natomiast wyposażony w napęd dysków optycznych. Komputery, które trafią do USA i Europy mogą różnić się specyfikacją. Na lokalnych rynkach będą je bowiem wytwarzali lokalni producenci, którzy zdecydują zarówno o ich cenie, jak i o zainstalowanym systemie operacyjnym.
  20. Apple prowadzi podobno rozmowy z koncernami muzycznymi, których wynikiem ma być nieograniczone udostępnienie plików muzycznych klientom iTunes. Pomysł Apple'a polega ponoć na tym, że właściciele niektórych modeli iPhone'ów i iPodów zyskaliby prawo do nieograniczonego bezpłatnego pobierania plików z iTunes przez cały okres sprawnego funkcjonowania ich urządzeń.Oczywiście wspomniane modele telefonów i odtwarzaczy byłyby droższe od innych.Jeśli Apple zawrze porozumienie z przemysłem muzycznym, mniejsi konkurenci iTunes mogą mieć olbrzymie kłopoty, gdyż klienci chętniej skorzystają z oferty firmy Jobsa.Niedawno Apple poinformowało, że przeciętny użytkownik iPoda kupił w iTunes zaledwie 22 pliki. Nie jest to wiele i dlatego ponoć Apple zaproponowało koncernom nagraniowym, że od każdego sprzedanego iPoda lub iPhone'a z prawem do nieograniczonego pobierania muzyki zapłaci im 20 USD.Nie wiadomo, czy koncerny się na to zgodzą, gdyż, jak zauważył jeden z ich przedstawiciele, badania wykazały, że konsumenci są skłonni zapłacić jednorazowo nawet 100 USD lub 7-8 dolarów miesięcznego abonamentu za prawo do nieograniczonego pobierania muzyki.Podobny pomysł dotyczący korzystania z muzyki ma też Nokia.Jeśli się on przyjmie to z jednej strony zagrozi małym graczom na rynku, a z drugiej może ograniczyć piractwo, gdyż osoby, które już zapłaciły za prawo do pobierania muzyki, nie będą szukały jej gdzie indziej.Pomysł taki może wpłynąć też na przemysł filmowy, gdyż coraz więcej konsumentów z zadowoleniem przywitałoby taki model sprzedaży wideo.
  21. Niedawno informowaliśmy o bumerangowych planach japońskiego astronauty. Takao Doi wyrzucił papierowy bumerang w przestrzeń kosmiczną. Okazało się, że... wraca, podobnie jak na Ziemi. Byłem bardzo zaskoczony i poruszony, widząc, że urządzenia działa jak na Błękitnej Planecie – napisał 53-letni kosmonauta podczas rozmowy z żoną na czacie. Eksperyment przeprowadził 18 marca w ramach swojego wolnego czasu. Film, na którym uwieczniono jego przebieg, zostanie najprawdopodobniej wkrótce udostępniony – deklaruje Japońska Agencja Eksploracji Kosmosu JAXA.
  22. Niektórzy ludzie dysponują wersją genu, która doprowadzając do mutacji, spowalnia namnażanie wirusa HIV. Dzięki temu obniża się jego zjadliwość (PLoS Pathogens). Jak każdy wirus, HIV nie może się rozmnażać sam, dlatego musi wykorzystać do tego celu komórki gospodarza. Niczym porywacz przejmuje kontrolę nad działaniem szeregu genów. Jednym z nich jest gen odporności HLA. Okazuje się jednak, że u części ludzi występują takie warianty genu HLA, które zmuszają wirusa HIV do tolerowania mutacji upośledzających jego zdolność do namnażania – tłumaczą Carolyn Williamson i Salim Abdool Karim z Centrum Programu Badań nad AIDS z RPA. Osłabienie wirusa spowalnia postępy choroby w organizmie. Jeśli zmieniony wirus zostanie przekazany kolejnej osobie, będzie się u niej zachowywać w podobny sposób, nawet jeśli nie ma ona korzystnej wersji genu HLA. Istotna różnica w stosunku do wcześniejszych badań jest taka, że nasze zaprezentowało profity uzyskiwane ze względu na urodę genetyczną samego wirusa. Wykazaliśmy, że szanse danej osoby na przeżycie wzrastają w sytuacji kontaktu z wirusem ze specyficzną sygnaturą genetyczną [...]. Williamson śledziła losy 21 kobiet, które niedawno zaraziły się osłabionym szczepem HIV. Po zbadaniu okazało się, że poziom wirusa w ich organizmie był znacznie niższy niż u osób, które stały się nosicielami jego niezmutowanej odmiany. Naukowcy badali panie w okresie od roku do 3 lat. Zauważyli, że gdy miano wirusa spadało, jednocześnie rosła liczba limfocytów CD4 T. Leczenie osób zakażonych ludzkim wirusem niedoboru odporności polega na takim spowolnieniu jego namnażania, by dać układowi odpornościowemu szansę na odtworzenie. Aby wyprodukować skuteczną szczepionkę, trzeba jeszcze wielu badań, które sprawdzają, czemu niektórzy ludzie żyją dłużej i dłużej zachowują zdrowie. Na razie naukowcy z RPA nie sprawdzili, o ile udało się spowolnić postępy choroby u kobiet, zanim nie pojawiło się pełnoobjawowe AIDS. W Sieci udostępniono ich pełny raport na ten temat.
  23. W związku z przypadającym na 20 marca Światowym Dniem Wody, Organizacja Narodów Zjednoczonych zwróciła uwagę opinii publicznej na poprawę warunków sanitarnych w krajach Trzeciego Świata. Jak twierdzą jej przedstawiciele, inwestycja w samą tylko masową instalację toalet w krajach ubogich przyniesie im zysk dziewięciokrotnie wyższy od poniesionych kosztów. Plan poprawy dostępu do sanitariatów jest częścią projektu nazwanego przez ONZ "Milenijnymi Celami Rozwojowymi" (ang. Millennium Development Goals - MDG). Składa się on z ośmiu zadań, określonych jako niezbędne dla poprawy dobrobytu całej ludzkości. Zgodnie z szacunkami Organizacji, sama budowa toalet w latach 2000-2015 powinna kosztować 38 miliardów dolarów. Tyle właśnie potrzeba, by w piętnaście lat zapewnić dostęp do sanitariatów połowie osób potrzebujących tego udogodnienia. To ogromna suma, lecz z drugiej strony to mniej niż 1% kwot wydanych przez ten czas na światowe zbrojenia. Dodatkowo inwestycja ta powinna przynieść niemal 350 miliardów dolarów zysku. Około 2,6 miliarda ludzi, czyli ponad jedna trzecia światowej populacji, nie ma dostępu do toalety zapewniającej odpowiedni poziom higieny. Szacuje się, że każdy z nich marnuje średnio 30 minut dziennie, stojąc w kolejce do ustępu publicznego lub szukając dowolnej innej formy zaspokojenia najprostszych potrzeb fizjologicznych. Daje to około dwóch dni roboczych na miesiąc. Kolejną stratą jest opuszczanie przez liczne kobiety stanowiska pracy w czasie, kiedy przechodzą miesiączkę. Jak twierdzą, boją się korzystać z toalety publicznej w trakcie okresu, gdyż grozi to ułatwieniem rozwoju chorób zakaźnych. Jednak największą związaną z tą dramatyczną sytuacją bolączką krajów Trzeciego Świata jest szalejąca epidemia chorób powodujących biegunkę. Pozbawiają one życia aż 1,8 miliona osób rocznie, z których większość to dzieci. Szacuje się, że wprowadzenie bardziej higienicznych sanitariatów mogłoby uratować życie aż 88% młodych ludzi umierających z powodu biegunki. Te maluchy, które przeżyją, często cierpią z powodu powikłań spowodowanych wspomnianymi chorobami. Powoduje to opóźnienie wzrostu, pogorszenie wyników w nauce i wiele innych niekorzystnych efektów. Realizacja zadań związanych z planami ONZ umożliwiłaby też osiągnięcie ogromnych oszczędności w służbie zdrowia. Skala problemu jest ogromna, gdyż np. w rejonie subsaharyjskiej Afryki aż połowa pacjentów przebywających w szpitalach trafia do nich z powodu chorób przenoszonych przez fekalia. Z kolei leczenie samej tylko biegunki generuje aż 12% kosztów ponoszonych przez służbę zdrowia tamtejszych krajów. W skali świata realizacja celów MDG pozwoliłaby szpitalom zaoszczędzić 552 miliony dolarów. Fatalny dostęp do toalet ma także przełożenie na pogorszenie wyników w nauce. Ze względu na brak oddzielnych sanitariatów liczne dziewczęta są zmuszane przez rodziców do porzucenia nauki w momencie rozpoczęcia przez nie miesiączkowania. W wyniku tego zjawiska aż jedna na cztery dziewczynki w najbiedniejszych krajach Trzeciego Świata nie kończy szkoły podstawowej. Wśród chłopców analogiczny odsetek wynosi ok. 15%. Eksperci ONZ szacują, że samo tylko pokonanie plagi biegunki pozwoliłoby zwiększyć liczbę dni spędzanych przez dzieci w szkole aż o 272 miliony w ciągu 15 lat. Na szczęście ogłoszono także pozytywne wiadomości. W latach 1990-2004 udało się zapewnić dostęp do toalety i czystej wody aż jednemu na pięciu mieszkańców Ziemi. Oznacza to przyśpieszenie tego procesu o 10 procent w stosunku do poprzednich piętnastu lat. Aby osiągnąć wyznaczony przez ONZ cel, konieczne byłoby przyśpieszenie tego procesu o jedną trzecią. Kolejne pozytywne wiadomości napływają ze Środkowego Wschodu, Afryki Północnej oraz Ameryki Łacińskiej. Jeśli kraje z powyższych regionów utrzymają aktualne tempo rozwoju, mają ogromną szansę spełnić założenia MDG. Niestety, znacznie gorsze wyniki osiągają kraje pozostałych rejonów Afryki oraz południowej Azji. Przy obecnym stopniu zaangażowania w projekt uda im się spełnić oczekiwania ONZ w zaledwie 58 procentach. Organizacja Narodów Zjednoczonych wykorzystała okazję i postanowiła wystosować apel do społeczności międzynarodowej. Nawołuje się w nim do powołania narodowych organów koordynujących tworzenie infrastruktury sanitarnej w ramach jednego wspólnego planu rozwoju. Organizacja kładzie także nacisk na stworzenie kampanii informacyjnych na temat korzyści płynących z poprawy warunków higienicznych w krajach Trzeciego Świata. Podobne akcje okazały się niezwykle skuteczne w wielu innych państwach, którym udało się wybrnąć z tego problemu. Aby umożliwić realną poprawę sytuacji, konieczne jest ułatwienie budowy własnych toalet przez rodziny, które byłoby na to stać. W tym celu potrzebny jest dostęp do podstawowej wiedzy technicznej mieszkańców krajów Trzeciego Świata. Mogłoby to pozwolić na znaczną poprawę jakości życia, której niewątpliwie bardzo im potrzeba.
  24. Spośród 4000 gatunków ssaków nasz jest jednym z nielicznych, których zdrowie uzależnione jest od przyjmowania wraz z pożywieniem kwasu askorbinowego, czyli witaminy C. Podobny los dzielą z nami takie gatunki, jak większość naczelnych, świnki morskie oraz niektóre gatunki nietoperzy. Okazuje się jednak, że w toku ewolucji nasze gatunki wypracowały zadziwiająco wydajny mechanizm kompensujący tę niedogodność. W organizmach pozbawionych zdolności syntezy kwasu askorbinowego występuje bardzo wydajny mechanizm wychwytu utlenionej formy witaminy C, czyli kwasu dehydroaskorbinowego (DHA). Związek ten powstaje z witaminy C w wyniku reakcji z utleniaczami - cząsteczki kwasu askorbinowego są "poświęcane" w obronie innych związków, krytycznych dla przeżycia. W efekcie tej reakcji powstaje utleniona forma kwasu askorbinowego, czyli właśnie DHA. W większości świata ożywionego DHA jest traktowany jak związek "zużyty" i przez to niepotrzebny. W organizmie człowieka zostaje on jednak pochłonięty przez czerwone krwinki (erytrocyty), a następnie powrotnie zredukowany do aktywnej formy. Tak przetworzony może zostać wydzielony z powrotem do krwi, skąd trafia do innych tkanek. Dr Naomi Taylor, pracująca na Uniwersytecie we francuskim Montpellier, jest pod wrażeniem skuteczności tego mechanizmu: Ewolucja jest niesamowita. Mówimy o naszej niezdolności do wytwarzania kwasu askorbinowego jak o "wrodzonym defekcie metabolicznym", a tymczasem wypracowaliśmy zadziwiający mechanizm kompensujący tę niedogodność. Co więcej, używamy do tego jednych z najliczniejszych i najbardziej rozsianych po całym ciele komórek. Warto zaznaczyć, że organizmy zdolne do syntezy witaminy C są niemal całkowicie niezdolne do wychwytywania z krwi DHA. Zamiast tego są zmuszone produkować "od zera" ogromne ilości kwasu askorbinowego, jednoczesnie zużywając na to mnóstwo energii. Dla przykładu: człowiekowi wystarcza pobranie wraz z dietą 1 mg witaminy C na kilogram masy ciała, tymczasem kozły są zmuszone wytwarzać we własnym ciele 200 razy większą ilość tego związku! W organizmie człowieka DHA jest pobierany do wnętrza erytrocytów przez białko zwane Glut1, które znane jest przede wszystkim ze zdolności do wchłaniania glukozy (stąd jego nazwa, pochodząca od angielskiego Glucose Transporter, type 1). Ciekawostką jest jednak fakt, że pomimo mylącej nazwy białka wykazuje ono znacznie większą zdolność do przenoszenia DHA niż glukozy. Efekt ten dodatkowo pogłębia się wraz z upływem życia komórki. Badacze twierdzą, że przyczyną tej "preferencji" przenośnika glukozy i DHA jest synteza innego białka zwanego stomatyną. Pojawia się ono w czerwonych krwinkach dopiero po pewnym czasie od powstania tych komórek. Brak tej proteiny powoduje odwrotne zjawisko, tzn. wzrost wydajności wchłaniania glukozy kosztem ilości pobieranego kwasu dehydroaskorbinowego. Kolejna niespodzianka: u myszy, które mają naturalną zdolność syntezy witaminy C, erytrocyty w ogóle nie wykazują obecności Glut1 na powierzchni. Zamiast tego posiadają na swojej powierzchni zupełnie inny przenośnik, zwany Glut4, praktycznie niezdolny do pobierania DHA z krwi. Istnieje bardzo wyraźna zależność pomiędzy obecnością na czerwonych krwinkach określonego transportera a zdolnością organizmu do wytwarzania witaminy C. Jak widać, w naturze samowystarczalność nie zawsze jest potrzebna. Czasem dużo cenniejszą zdolnością jest umiejętne wykorzystanie tego, co inni odrzucili jako niepotrzebne.
  25. W krajach Zachodu aż 40% kobiet i 15% mężczyzn to czekoladoholicy. Zespół włoskich badaczy z Cagliari pokazał, jak szybko rozwija się uzależnienie i że można je zwalczyć na drodze chemicznej. Giancarlo Colombo z ośrodka badawczego IN-CNR przeprowadził eksperymenty ze szczurami. Zwierzęta umieszczono w klatce z dozownikiem płynnej czekolady. Aby się do niej dobrać, należało 10 razy nacisnąć dźwignię. Wtedy napój bogów sączył się przez 5 sekund. Gryzonie bardzo szybko nauczyły się tej sztuczki. Doszło do tego, że w ciągu 20-minutowej sesji potrafiły nacisnąć dźwignię do ok. 1000 razy, wypijając ilość czekolady odpowiadającą ponad 1/10 masy ciała (Behavioural Pharmacology). Nawet gdy czekoladę usuwano, szczury długo nie traciły nadziei. Żeby wycisnąć choć kropelkę, szczególnie wytrwałe osobniki napierały na wajchę do 250 razy z rzędu! Po podaniu nowego leku przeciwko otyłości rimonabantu niemal całkowicie traciły jednak zainteresowanie czekoladą. Na podstawie prostego wnioskowania Colombo twierdzi, że przemożną chęć na czekoladę można zwalczyć, podając preparat oddziałujący na te same receptory, co rimonabant. Rimonabant jest pierwszym zaaprobowanym do użytku na całym świecie selektywnym blokerem receptorów CB1. W Europie przepisuje się go osobom ze wskaźnikiem masy ciała powyżej 30, z jednoczesnymi zaleceniami dietetycznymi i dotyczącymi aktywności fizycznej. Jeśli istnieją dodatkowe czynniki ryzyka, takie jak cukrzyca typu 2. czy dyslipidemia (nieprawidłowe stężenie we krwi jednego albo więcej lipidów, np. HDL), lek mogą zażywać pacjenci z BMI powyżej 27.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...