Skocz do zawartości
Forum Kopalni Wiedzy

Znajdź zawartość

Wyświetlanie wyników dla tagów 'Google' .



Więcej opcji wyszukiwania

  • Wyszukaj za pomocą tagów

    Wpisz tagi, oddzielając je przecinkami.
  • Wyszukaj przy użyciu nazwy użytkownika

Typ zawartości


Forum

  • Nasza społeczność
    • Sprawy administracyjne i inne
    • Luźne gatki
  • Komentarze do wiadomości
    • Medycyna
    • Technologia
    • Psychologia
    • Zdrowie i uroda
    • Bezpieczeństwo IT
    • Nauki przyrodnicze
    • Astronomia i fizyka
    • Humanistyka
    • Ciekawostki
  • Artykuły
    • Artykuły
  • Inne
    • Wywiady
    • Książki

Szukaj wyników w...

Znajdź wyniki, które zawierają...


Data utworzenia

  • Od tej daty

    Do tej daty


Ostatnia aktualizacja

  • Od tej daty

    Do tej daty


Filtruj po ilości...

Dołączył

  • Od tej daty

    Do tej daty


Grupa podstawowa


Adres URL


Skype


ICQ


Jabber


MSN


AIM


Yahoo


Lokalizacja


Zainteresowania

Znaleziono 350 wyników

  1. Google ujawniło swoją pilnie strzeżoną tajemnicę. Koncern, jako pierwszy dostawca chmury obliczeniowej i – prawdopodobnie – pierwszy wielki właściciel centrów bazodanowych, zdradził ile wody do chłodzenia zużywają jego centra obliczeniowe. Dotychczas szczegóły dotyczące zużycia wody były traktowane jak tajemnica handlowa. Firma poinformowała właśnie, że w ubiegłym roku jej centra bazodanowe na całym świecie zużyły 16,3 miliarda litrów wody. Czy to dużo czy mało? Google wyjaśnia, że to tyle, ile zużywanych jest rocznie na utrzymanie 29 pól golfowych na południowym zachodzie USA. To też tyle, ile wynosi roczne domowe zużycie 446 000 Polaków. Najwięcej, bo 3 miliardy litrów rocznie zużywa centrum bazodanowe w Council Bluffs w stanie Iowa. Na drugim miejscu, ze zużyciem wynoszącym 2,5 miliarda litrów, znajduje się centrum w Mayes County w Oklahomie. Firma zapowiada, że więcej szczegółów na temat zużycia wody przez jej poszczególne centra bazodanowe na świecie zdradzi w 2023 Environmental Report i kolejnych dorocznych podsumowaniach. Wcześniej Google nie podawało informacji dotyczących poszczególnych centrów, obawiając się zdradzenia w ten sposób ich mocy obliczeniowej. Od kiedy jednak zdywersyfikowaliśmy nasze portfolio odnośnie lokalizacji i technologii chłodzenia, zużycie wody w konkretnym miejscu jest w mniejszym stopniu powiązane z mocą obliczeniową, mówi Ben Townsend, odpowiedzialny w Google'u za infrastrukturę i strategię zarządzania wodą. Trudno się jednak oprzeć wrażeniu, że Google'a do zmiany strategii zmusił spór pomiędzy gazetą The Oregonian a miastem The Dalles. Dziennikarze chcieli wiedzieć, ile wody zużywają lokalne centra bazodanowe Google'a. Miasto odmówiło, zasłaniając się tajemnicą handlową. Gazeta zwróciła się więc do jednego z prokuratorów okręgowych, który po rozważeniu sprawy stanął po jej stronie i nakazał ujawnienie danych. Miasto, któremu Google obiecało pokrycie kosztów obsługi prawnej, odwołało się od tej decyzji do sądu. Później jednak koncern zmienił zdanie i poprosił władze miasta o zawarcie ugody z gazetą. Po roku przepychanek lokalni mieszkańcy dowiedzieli się, że Google odpowiada za aż 25% zużycia wody w mieście. Na podstawie dotychczas ujawnionych przez Google'a danych eksperci obliczają, że efektywność zużycia wody w centrach bazodanowych firmy wynosi 1,1 litra na kilowatogodzinę zużytej energii. To znacznie mniej niż średnia dla całego amerykańskiego przemysłu wynosząca 1,8 l/kWh. « powrót do artykułu
  2. Prawnikom Google'a nie udało się doprowadzić do odrzucenia przez sąd pozwu związanego z nielegalnym gromadzeniem danych użytkowników przez koncern. Sędzia Lucy Koh uznała, że Google nie poinformował użytkowników, iż zbiera ich dane również wtedy, gdy wykorzystują w przeglądarce tryb anonimowy. Powodzi domagają się od Google'a i konglomeratu Alphabet co najmniej 5 miliardów dolarów odszkodowania. Twierdzą, że Google potajemnie zbierał dane za pośrednictwem Google Analytics, Google Ad Managera, pluginów oraz innych programów, w tym aplikacji mobilnych. Przedstawiciele Google'a nie skomentowali jeszcze postanowienia sądu. Jednak już wcześniej mówili, że pozew jest bezpodstawny, gdyż za każdym razem, gdy użytkownik uruchamia okno incognito w przeglądarce, jest informowany, że witryny mogą zbierać informacje na temat jego działań. Sędzia Koh już wielokrotnie rozstrzygała spory, w które były zaangażowane wielkie koncerny IT. Znana jest ze swojego krytycznego podejścia do tego, w jaki sposób koncerny traktują prywatność użytkowników. Tym razem na decyzję sędzi o zezwoleniu na dalsze prowadzenie procesu przeciwko Google'owi mogła wpłynąć odpowiedź prawników firmy. Gdy sędzia Koh zapytała przedstawicieli Google'a, co koncern robi np. z danymi, które użytkownicy odwiedzający witrynę jej sądu wprowadzają w okienku wyszukiwarki witryny, ci odpowiedzieli, że dane te są przetwarzane zgodnie z zasadami, na jakie zgodzili się administratorzy sądowej witryny. Na odpowiedź tę natychmiast zwrócili uwagę prawnicy strony pozywającej. Ich zdaniem podważa ona twierdzenia Google'a, że użytkownicy świadomie zgadzają się na zbieranie i przetwarzanie danych. Wygląda na to, że Google spodziewa się, iż użytkownicy będą w stanie zidentyfikować oraz zrozumieć skrypty i technologie stosowane przez Google'a, gdy nawet prawnicy Google'a, wyposażeni w zaawansowane narzędzia i olbrzymie zasoby, nie są w stanie tego zrobić, stwierdzili. « powrót do artykułu
  3. Przed sądem federalnym w San Jose złożono pozew zbiorowy przeciwko Google'owi. Autorzy pozwu oskarżają wyszukiwarkowego giganta o to, że zbiera informacje o internautach mimo iż używają oni trybu prywatnego przeglądarki. Uważają, że Google powinien zapłacić co najmniej 5 miliardów dolarów grzywny. Zdaniem autorów pozwu problem dotyczy milionów osób, a za każde naruszenie odpowiednich ustaw federalnych oraz stanowych koncern powinien zapłacić co najmniej 5000 USD użytkownikowi, którego prawa zostały naruszone. W pozwie czytamy, że Google zbiera dane za pomocą Google Analytics, Google Ad Managera i innych aplikacji oraz dodatków, niezależnie od tego, czy użytkownik klikał na reklamy Google'a. Google nie może w sposóby skryty i nieautoryzowany gromadzić danych na temat każdego Amerykanina, który posiada komputer lub telefon, piszą autorzy pozwu. Do zarzutów odniósł się Jose Castaneda, rzecznik prasowy koncernu. Za każdym razem, gdy użytkownik uruchamia przeglądarkę w trybie prywatnym, jest jasno informowany, że przeglądane witryny mogą śledzić jego poczynania, stwierdził. Specjaliści ds. bezpieczeństwa od dawna zwracają uwagę, że użytkownicy uznają tryb prywatny za całkowicie zabezpieczony przez śledzeniem, jednak w rzeczywistości takie firmy jak Google są w stanie nadal zbierać dane o użytkowniku i, łącząc je z danymi z publicznego trybu surfowania, doprecyzowywać informacje na temat internautów. « powrót do artykułu
  4. Dwadzieścia największych europejskich agencji informacyjnych we wspólnym oświadczeniu oskarżyło Google'a i Facebooka o „plądrowanie” zawartości należących doń mediów i domaga się, by obie firmy w większym stopniu dzieliły się swoimi przychodami z mediami. Apel podpisali m.in. szefowie Agence France-Presse, Press Association i Deutsche Presse-Agentur. Wezwali oni też Parlament Europejski do uchwalenia przepisów, które zakończą tę „groteskową nierównowagę”. Plądrowanie zawartości mediów i ich wpływów reklamowych, jakiego dopuszczają się giganci internetu, zagraża zarówno konsumentom jak i demokracji, czytamy w oświadczeniu. Jeszcze w bieżącym miesiącu Parlament Europejski ma debatować nad prawem autorskim, które zmusi internetowych gigantów do dzielenia się większą części wpływów ze źródłami, z których pochodzą treści umieszczane na witrynach. Pierwsza wersja nowego prawa została w lipcu odrzucona. Zwalczały ją zarówno wielkie koncerny z USA, jak i obrońcy wolności internetu, którzy obawiają się, że nowe prawo zwiększy koszty dostępu. Szefowie europejskich agencji informacyjnych twierdzą w wydanym oświadczeniu, że Google czy Facebook mogą pozwolić sobie na płacenie mediom za ich treści bez przerzucania kosztów na klientów. Zauważają, że w ubiegłym roku przychody Facebooka wyniosły 40 miliardów USD, a zyski to 16 miliardów. W przypadku Google'a było to – odpowiednio – 110 miliardów i 12,7 miliarda. Czy w takiej sytuacji ktoś może argumentować, że firmy te nie są w stanie uczciwie płacić za treści, na których zarabiają? Mówimy tutaj o wprowadzeniu uczciwej opłaty dla tych, którzy na tych treściach zarabiają. Ze względu na wolność prasy i wartości demokratyczne prawodawcy w UE powinni dokonać reformy prawa autorskiego, stwierdzają autorzy apelu. Walka toczy się o dwa zapisy w nowym prawie autorskim. Artykuł 13 przewiduje, że takie serwisy jak YouTube byłyby odpowiedzialne prawnie za chronione prawem autorskim materiały, które są umieszczane na ich stronach bez wnoszenia opłat na rzecz właścicieli autorskich praw majątkowych. Zaś Artykuł 11 przewiduje, że Google i inne serwisy musiałyby wnosić opłaty za umieszczanie odnośników do treści w gazetach czy witrynach informacyjnych. Bez tego internetowi giganci, jak Google czy Facebook, bezpłatnie wykorzystują olbrzymią liczbę treści, które są tworzone przez innych wielkim nakładem środków, czytamy w oświadczeniu. Krytycy takiego pomysłu argumentują, że uchwalenie nowych przepisów prowadziłoby do automatycznej autocenzury i ograniczenia kreatywności, szczególnie w takich serwisach jak YouTube. Ponadto szybko zniknęłyby memy, gdyż ich twórcy nie sprawdzają, kto ma prawa do wykorzystywanej przez nich grafiki. « powrót do artykułu
  5. Google podsumowało jedną z najbardziej długotrwałych wojen, jaką stoczyło ze szkodliwym oprogramowaniem. W ciągu ostatnich trzech lat firma usunęła ponad 1700 aplikacji zarażonych różnymi odmianami szkodliwego kodu o nazwie Bread (Joker). Jego twórcy byli wyjątkowo uparci. Zwykle autorzy szkodliwego kodu przestają go wgrywać do Play Store gdy tylko zostanie on wykryty przez Google'a. Przestępcy stojący za Bread'em nie poddali się tak łatwo. Działali przez ponad trzy lata i co tydzień przygotowywali nową wersję szkodliwego kodu. Przez te trzy lata stosowali tę samą technikę – wprowadzali w kodzie serię niewielkich zmian, licząc na to, że uda się oszukać stosowane przez Google'a mechanizmy obronne. Zwykle się nie udawało, ale czasami przestępcy odnosili sukces. Na przykład we wrześniu ubiegłego roku ekspert ds. bezpieczeństwa, Aleksejs Kurpins znalazł w Play Store 24 różne aplikacje zarażone Jokerem. W październiku inny ekspert znalazł kolejną aplikację, a kilka dni później Trend Micro poinformował o odkryciu kolejnych 29 kolejnych zarażonych programów. Później znajdowano kolejne, w tym arkusze kalkulacyjne Google Docs. Jednak w większości wypadków mechanizmy Google'a działały dobrze i zablokowały ponad 1700 aplikacji, które miały zostać umieszczone w Play Store. Jak dowiadujemy się z wpisu na oficjalnym blogu, w pewnym momencie hakerzy użyli niemal każdej znanej techniki, by ukryć kod. Zwykle przestępcy posługiwali się jednorazowo 3–4 wariantami szkodliwego kodu. Jednak pewnego dnia próbowali wgrać aplikacja zarażone w sumie 23 odmianami kodu. Najbardziej skuteczną techniką zastosowaną przez twórców szkodliwego kodu było wgranie najpierw czystej aplikacji do Play Store, a następnie rozbudowywanie jej za pomocą aktualizacji zawierających już szkodliwy kod. Przestępcy nie ograniczali się jedynie do tego. Umieszczali na YouTube filmy z recenzjami, które miały zachęcić internautów do instalowania szkodliwych aplikacji. Jak informuje Google, twórcy Breada działali dla korzyści finansowych. Pierwsze wersje ich szkodliwego kodu miały za zadanie wysyłać SMS-y premium, z których przestępcy czerpali korzyści. Gdy Google zaostrzył reguły dotyczące korzystania przez androidowe aplikacje z SMS-ów, przestępcy przerzucili się na WAP fraud. Telefon ofiary łączył się za pomocą protokołu WAP i dokonywał opłat, którymi obciążany był rachunek telefoniczny. Ten typ ataku był popularny na na przełomie pierwszego i drugiego dziesięciolecia bieżącego wieku. Później praktycznie przestał być stosowany. Nagle, w roku 2017, wystąpił prawdziwy wysyp szkodliwego kodu, który znowu korzystał z tej techniki. Jak twierdzi Google, twórcy Breada byli najbardziej upartą i wytrwałą grupą przestępczą, która używała WAP fraud. « powrót do artykułu
  6. Francuski urząd ds. konkurencji nałożył na Google'a grzywnę w wysokości 150 milionów euro. Koncern został ukarany za zachowania antykonkurencyjne oraz niejasne zasady Google Ads. Google naruszył swoją dominującą pozycję na rynku reklamy w wyszukiwarkach poprzez niejasne i trudne do zrozumienia zasady korzystania z platformy Google Ads oraz zastosowanie ich w sposób nieuczciwy i przypadkowy, stwierdzili urzędnicy. Na amerykańską firmę nałożono obowiązek wyjaśnienia zasad działania Google Ads i właściwego uzyskania zgody użytkowników na prezentowanie im spersonalizowanych reklam. Firma ma również przedstawić jasne procedury zawieszania kont oraz opracować procedury informowania, zapobiegania, wykrywania i postępowania w razie wykrycia naruszenia regulaminu Google Ads. Przedstawiciele koncernu zapowiedzieli, że odwołają się od decyzji. Wiele europejskich krajów bacznie przygląda się działalności amerykańskich gigantów IT. Firmy takie jak Google, Facebook, Apple czy Amazon są wielokrotnie krytykowane za płacenie zbyt niskich podatków. Nie dalej jak we wrześniu bieżącego roku Google porozumiał się z władzami Francji i zgodził się zapłacić niemal miliard euro grzywny w ramach ugody w sprawie do oszustwa podatkowe. Z kolei w styczniu bieżącego roku francuski urząd odpowiedzialny za ochronę danych ukarał koncern grzywną w wysokości 50 milionów euro za naruszenie europejskich przepisów dotyczących prywatności. « powrót do artykułu
  7. Prokuratorzy generalni 48 amerykańskich stanów, Dystryktu Kolumbii oraz Puerto Rico dołączyli do śledztwa w sprawie możliwego naruszenia przepisów antymonopolowych przez Google'a, oświadczył lider grupy, Ken Paxton, prokurator generalny stanu Teksas. W śledztwie nie biorą udziału prokuratorzy Kalifornii i Alabamy. Gdy nie ma już wolnego rynku lub konkurencji, dochodzi do wzrostu cen, nawet jeśli coś jest reklamowane jako darmowe, a to szkodzi konsumentom, mówi prokurator generalna Florydy, Ashley Moody. Czy coś jest naprawdę bezpłatne, jeśli oddajemy za to coraz więcej informacji osobistych. Czy coś jest naprawdę wolne, jeśli ceny reklamy internetowej idą w górę, bo są pod kontrolą jednej firmy?. Śledztwo w sprawie postępowania Gooogle'a nie jest jedynym, jakie ostatnio rozpoczęło się w USA w sprawie gigantów rynku IT. Kilka dni wcześniej prokuratorzy generalni siedmiu stanów oraz Dystryktu Kolumbii rozpoczęli, pod przewodnictwem prokurator generalnej stanu Nowy Jork, Letitii James, śledztwo w sprawie działań Facebooka. Niewykluczone, że oba śledztwa będą koordynowane. Po ogłoszeniu decyzji prokuratorów akcje konglomeratu Alphabet, którego Google jest najważniejszą częścią, spadły o 0,9%. Rzecznik prasowy Google'a poinformował, że firma otrzymała z Departamentu Sprawiedliwości prośbę o informację na temat swoich praktyk biznesowych. Spodziewamy się, że podobne pytania będą zadawali prokuratorzy, przyznał rzecznik. Śledztwo rozpoczęte przez poszczególne stany to kolejny problem dla obu koncernów, które już borykają się ze śledztwami federalnymi. W lipcu Federalna Komisja Handlu (FTC) zatwierdziła ugodę z Facebookiem w ramach której gigant ma zapłacić rekordowe 5 miliardów dolarów grzywny oraz wypełnić szereg zaleceń nałożonych przez FTC. serwis społecznościowy zapłacił też 100 milionów dolarów grzywny w ramach ugody z Komisją Giełd (SEC). Z kolei Departament Sprawiedliwości prowadzi własne śledztwo przeciwko Google'owi. Prokuratorzy generalni oświadczyli zaś, że ich śledztwo będzie prowadzone niezależnie od śledztw federalnych organów władzy. Dotychczas akcje podejmowane przez władze federalne przeciwko Facebookowi czy Google'owi niczego nie zmieniały. Firmy płaciły spore grzywny, które jednak stanowiły niewielką część ich rocznych przychodów. Śledztwo antymonopolowe prowadzone przez prokuratorów stanowych ma inną wagę, niż śledztwa ws. prywatności, które dotychczas prowadziły władze federalne. Jeśli bowiem okaże się, że Facebook czy Google naruszyły przepisy antymonopolowe, można im nakazać zmiany algorytmów na bardziej przyjazne dla konkurencji czy nawet doprowadzić do podziału firmy. Doug Peterson, prokurator generalny Nebraski, mówi, że będzie współpracował zarówno z Departamentem Sprawiedliwości, jak i z władzami innych krajów. Bardzo znaczący jest fakt, że śledztwa w tej sprawie są też prowadzone w Unii Europejskiej, Wielkiej Brytanii, Francji i Australii, stwierdza. Nie można też wykluczyć, że śledztwa przeciwko Google'owi i Facebookowi zostaną rozszerzone na Apple'a i Amazona. « powrót do artykułu
  8. Już około 350 pracowników Google'a podpisało się pod listem otwartym, w którym domagają się, by ich firma zaprzestała prac nad Project Dragonfly. To ocenzurowana wersja wyszukiwarki, która może zostać wdrożona w Chinach. O istnieniu projektu media poinformowały w sierpniu. Wówczas dyrektor wykonawczy Google'a, Sundar Pichai, stwierdził, że jego firma w najbliższym czasie nie będzie uruchamiała wyszukiwarki w Chinach. Nie wykluczył jednak, że stanie się to w przyszłości. Warto przypomnieć, że w 2010 roku Google wycofało się z Chin właśnie ze względu na cenzurę. Wielu z nas podjęło się pracy w Google'u mając na względzie wartości tej firmy, w tym jej poprzednie stanowisko wobec chińskiej cenzury i śledzenia internautów. Rozumieliśmy, że Google to firma, która przedkłada wartości nad zyski, napisali protestujący pracownicy. W naszym proteście przeciwko Dragonfly nie chodzi o Chiny. Sprzeciwiamy się technologiom, które pomagają silniejszym w prześladowaniu słabszych, gdziekolwiek by się to nie działo, czytamy w liście. Rząd Chin otwarcie wdraża nowe technologie nadzoru i śledzenia, by kontrolować swoich obywateli, dodają protestujący. Przez ostatnich osiem lat Google nie chciało pomagać w cenzurze. Firma nawet zminimalizowała zatrudnienie w Chinach. Jednak od kiedy rządzi w niej Pichai wydaje się, że stanowisko Google'a się zmienia. W grudniu w Pekinie otwarto centrum rozwojowe, a na chiński rynek trafiła aplikacja do zarządzania plikami, która oryginalnie została przygotowana na rynek indyjski. Chcę, byśmy dostarczali nasze usługi w każdym zakątku świata. Google jest dla każdego. Chcę, byśmy byli obecni w Chinach i służyli chińskim użytkownikom, mówił Pichai przed dwoma laty. Pracownicy Google'a coraz częściej protestują przeciwko polityce firmy. Przed kilkoma miesiącami ponad 3000 pracowników podpisało protest przeciwko angażowaniu się Google'a w rozwój wojskowych dronów, kilkanaście osób zrezygnowało z pracy. Google uległo pracownikom. W styczniu tysiące pracowników firmy wzięły udział w proteście, gdy wyszło na jaw, że w ostatnich latach kilku wysokich rangą menedżerów, którzy odeszli w związku z oskarżeniami o napastowanie seksualne pracowników, otrzymało wysokie odprawy. « powrót do artykułu
  9. Media donoszą, że Google planuje uruchomienie w Chinach ocenzurowanej wersji swojej wyszukiwarki. Na liście słów zakazanych znajdą się odniesienia do praw człowieka, demokracji, religii i pokojowych protestów. Podobno odpowiednio ocenzurowana wersja została już zaprezentowana chińskim władzom. W zależności od tempa działania chińskich urzędników i ich opinii na temat wyszukiwarki, ostateczna wersja Google'a na chiński rynek może zadebiutować w ciągu 6–9 miesięcy. Google odmówiło skomentowania tych doniesień, jednak przedstawiciele koncernu podkreślili, że przygotowali na chiński rynek liczne aplikacje i współpracują z lokalnymi deweloperami. W styczniu Google udostępniło w aplikacji WeChat firmy Tencent swoją grę, a nieco później zainwestowało w mobilną platformę rozrywkową Chushou. Obecnie zarówno Google jak i YouTube są w Chinach zablokowane. « powrót do artykułu
  10. Unia Europejska ogłosi nałożenie na Google'a grzywny liczonej w miliardach euro, twierdzą anonimowe źródła. Ma to być kara za utrudnianie konkurencji dostępu do ekosystemu Androida. Prawdopodobnie jeszcze dzisiaj komisarz ds. konkurencji Margarethe Vestager publicznie poinformuje, że zdaniem UE koncern, wiążąc się z Samsungiem i Huawei, nadużył swojej dominującej pozycji. Dwa niezależne źródła zdradziły dziennikarzom AFP, że grzywna sięgnie kilku miliardów euro. Google może być ukarany grzywną w wysokości do 10% rocznych przychodów konglomeratu Alphabet. Te w ubiegłym roku sięgnęły 110,9 miliardów euro. Grzywna zależy od powagi naruszeń oraz od tego, czy urzędy antymonopolowe uważają, czy do naruszeń doszło celowo czy też nie oraz czy prowadziło to do wykluczenia konkurencji z rynku, wyjaśnia jedno ze źródeł. Sprawa związana z Androidem to najpoważniejsze z trzech oskarżeń rozpatrywane przez UE. Google już zostało ukarane rekordową grzywną w wysokości 2,4 miliarda euro za wykorzystywanie dominującej pozycji swojej wyszukiwarki i nieuczciwe promowanie porównywarki cen Google Shopping. Obecnie UE oskarża Google'a do wymuszenie na producentach telefonów z Androidem, takich jak Samsung czy Huawei, preinstalowania wyszukiwarki Google i przeglądarki Chrome oraz ustawienia Google Search jako domyślnej wyszukiwarki. Takie warunki stawia Google producentom smartfonów w zamian za udzielenie im licencji na niektóre swoje aplikacje. Wyszukiwarkowy gigant został także oskarżony o to, że nie pozwala firmom produkującym smartfony na instalowanie innych systemów operacyjnych opartych na otwartym kodzie Androida. Przedsiębiorstwo stosowało też „zachęty finansowe” za instalowanie Google Search. Dotychczas najwyższą karą nałożoną przez UE był wydany Apple'owi nakaz zapłacenia 13 miliardów euro rządowi Irlandii. To suma podatków, jakich Apple wcześniej nie zapłaciło w ramach umowy z rządem w Dublinie. « powrót do artykułu
  11. Na początku swojej działalności Google przyjęło znane motto „Don't be evil”. Jak przyznaje jego pomysłodawca, motto miało być m.in. formą przytyku do konkurencji, która, w Google'a, źle traktowała swoich użytkowników. Niektórzy z pracowników koncernu najwyraźniej wzięła sobie hasło o nieczynieniu zła do serca i zrezygnowali w proteście przeciwko podpisaniu przez Google'a umowy z Pentagonem. Z pracy w Google'u zrezygnowało około 10 osób, które chciały w ten sposób zaprotestować przeciwko wsparciu przez wyszukiwarkowego giganta programu pilotażowego o nazwie Project Maven. To program, który zakłada wykorzystanie sztucznej inteligencji na polu walki. W ramach umowy pomiędzy Google'em a Pentagonem koncern opracuje technologie przyspieszające automatyczną interpretację obrazów z dronów. Mają być one sprawniej klasyfikowane jako ludzie i inne obiekty. Osoby, które zrezygnowały w związku z tym z pracy mówią, że podpisanie takiego kontraktu oznacza naruszenie zasad etycznych firmy. Z pracy zrezygnowało niewiele osób, ale ponad 4000 pracowników Google'a podpisało petycję, w której sprzeciwiają się udziałowi Google'a w projektach Pentagonu, chcąc wypowiedzenia wspomnianej umowy i domagają się wprowadzenia zasad wprost zabraniających firmie udziału w przyszłych projektach wojskowych. Osoby, które zrezygnowały z pracy skarżą sie, że kierownictwo firmy w ostatnich czasach prowadzi mniej przejrzystą politykę i mniej słucha sugestii pracowników. W pewnym momencie zdałem sobie sprawę, że wiedząc to, co wiem, nie mogę z czystym sumieniem polecić komuś pracy w Google'u. Stwierdziłem też, że skoro nie mógłbym nikomu polecić pracy tutaj, to co sam tutaj robię?, mówi jeden z byłych już pracowników. Pracownicy nie są jedynymi zaniepokojonymi zaangażowaniem Google'a w projekty militarne. International Committee for Robot Arms Control wystosował list otwarty, w którym wzywa Google'a do wycofania się z prac nad Project Maven i do wsparcia projektu międzynarodowego traktatu zakazującego rozwijania autonomicznych systemów bojowych. Zdaniem tej organizacji zaangażowanie Google'a przyspieszy rozwój w pełni autonomicznej broni. Jesteśmy też głęboko zaniepokojeni możliwym zintegrowaniem posiadanym przez Google'a danych na temat internautów z wywiadowczymi danymi wojskowymi i z wykorzystaniem tak połączonych informacji do zabijania konkretnych osób, czytamy w apelu. Zaangażowanie się Google'a w amerykańskie projekty wojskowe każe też zadać sobie pytanie o posiadane przezeń dane dotyczące użytkowników w innych krajach. Jeśli zostaną one użyte w celach wojskowych, to z pewnością ucierpi na tym zaufanie do Google'a. Musiałem sobie przypomnieć, że decyzje Google'a nie są moimi decyzjami. Nie odpowiadam za to, co oni robią. Jednak czuję się odpowiedzialny, gdy pomagam w czymś, z czym się nie zgadzam, mówi jeden z pracowników, którzy zrezygnowali z pracy w Google'u. « powrót do artykułu
  12. Badania przeprowadzone przez Birmingham Science City na 500-osobowej próbie wykazały, że ponad połowa (54%) dzieci w wieku 6-15 lat korzysta w razie wątpliwości czy pytań najpierw z wyszukiwarki Google'a, a dopiero potem zwraca się z problemem do rodziców albo nauczycieli. Sondaż ujawnił, że 1/4 dzieci spytałaby na początku rodziców, a 3% nauczycieli. Encyklopedie uplasowały się na ostatnim miejscu, w dodatku aż 1/4 ankietowanych nie miała pojęcia, co to takiego. Czterdzieści pięć procent dzieci nigdy nie korzystało z papierowej encyklopedii, a 19% z drukowanego słownika. Ze śmiesznych (lub jeśli ktoś woli - przerażających) przypuszczeń związanych z zastosowaniem encyklopedii można wymienić definicje "to coś do podróżowania" oraz "urządzenie/narzędzie wykorzystywane w czasie operacji". Dla odmiany prawie 50% badanej grupy korzystało z wyszukiwarki Google'a co najmniej 5 razy dziennie.
  13. Google zaoferował w sumie milion dolarów za złamanie zabezpieczeń przeglądarki Chrome podczas najbliższych zawodów Pwn2Own. W zależności od ciężaru gatunkowego znalezionych luk wyszukiwarkowy gigant wypłaci 60, 40 i 20 tysięcy dolarów nagrody. Pieniądze trafią do osób, które jako pierwsze wykorzystają daną dziurę. Zawody Pwn2Own odbywają się podczas konferencji CanSecWest. W przyszłym tygodniu będzie miała miejsce ich siódma edycja. W ubiegłym roku uczestnicy nawet nie próbowali łamać zabezpieczeń Chrome’a. Obecnie jest to jedyna przeglądarka biorąca udział w Pwn2Own, która nigdy nie została pokonana podczas tych zawodów. Uczestnicy konkursu mówią, że nie próbują jej atakować, gdyż bardzo trudno jest wyjść poza tzw. piaskownicę (sandbox) stosowaną w Chrome. Google poinformowało jednocześnie, że wycofuje się z funkcji sponsora Pwn2Own, gdyż nowy regulamin konkursu przewiduje, iż jego zwycięzca może otrzymać nagrodę nawet wówczas, gdy nie zdradzi szczegółów luki, którą wykorzystał do przeprowadzenia ataku.
  14. Android bije kolejne rekordy popularności. Google poinformowało, że codziennie aktywowanych jest 850 000 urządzeń z tym systemem operacyjnym. Obecnie na całym świecie używanych jest już ponad 300 milionów urządzeń z Androidem. Google znacząco wyprzedziło więc Apple’a. W ostatnim kwartale ubiegłego roku codziennie aktywowano 583 tysiące kopii systemu iOS. Swój sukces Google zawdzięcza w dużej mierze sporemu wyborowi sprzętu. Użytkownicy mogą korzystać z ponad 800 modeli smartfonów i tabletów z Androidem, podczas gdy do wyboru mają mniej niż 20 modeli urządzeń z iOS-em. Największą popularnością cieszą się smartfony z Androidem. Dotychczas sprzedano jedynie 12 milionów tabletów i innych, poza smartfonami, urządzeń z systemem Google’a.
  15. Kara, którą sam sobie wymierzył Google, okazała się dotkliwa dla przeglądarki Chrome. Jej rynkowe udziały spadły, zyskały natomiast Internet Explorer i Firefox. Jeszcze w grudniu dotychczasowy trend wśród przeglądarek utrzymywał się. Chrome zyskiwał, jego najwięksi konkurenci tracili. W listopadzie, według Net Applications, do IE należało 52,64% rynku, a w grudniu odsetek ten spadł do 51,87%. W tym samym czasie udziały Firefoksa zmniejszyły się z 22,14% do 21,83%. Chrome zwiększył swój stan posiadania z 18,18% do 19,11%. Jednak na początku stycznia Google ukarał się za wpadkę z płatnymi linkami w swojej wyszukiwarce zmniejszając Page Rank witryny Chrome’a do 0. Od razu zyskał na tym Internet Explorer, którego udziały zwiększyły się do 52,96%. Firefox znowu spadł do 20,88%, ale spadły też udziały Chrome’a, który stracił 0,17 punkta procentowego. W lutym udziały Chrome’a zmniejszyły się do 18,90%. Spadł też - o 0,12 pp - Internet Explorer. Zyskał za to Firefox, do którego należy obecnie 20,92% rynku. Obserwując rynkowe trendy można stwierdzić, że gdyby Google się nie ukarał, to w lutym miałby szansę ostatecznie przegonić Firefoksa i zostać drugą najpopularniejszą przeglądarką na świecie.
  16. Francuski CNIL, urząd odpowiedzialny za pilnowanie przestrzegania praw dotyczących prywatności danych, stwierdził, że nowa polityka prywatności Google’a może być niezgodna z przepisami obowiązującymi w Unii Europejskiej. Niedawno Google wywołał kontrowersje ogłaszając, że chce uporządkować kwestie dotyczące polityki prywatności. Koncern stosuje różne zasady dla różnych produktów. Teraz uznał, że najwyższy czas opracować jedną spójną politykę, która od 1 marca będzie dotyczyła 60 jego produktów. Swoje zastrzeżenia zgłosili eurourzędnicy, którzy domagają się, by Google wstrzymał się z wdrożeniem zmian. Unia chce je najpierw przeanalizować. Teraz CNIL oświadczył, że nowa polityka budzi poważne zastrzeżenia i że jest niezgodna z European Data Protection Directive. CNIL zgłaszał swoje obawy na początku bieżącego miesiąca. W związku z tym został poproszony przez The Article 29 Working Party - ciało doradcze skupiające przedstawicieli narodowych urzędów zajmujących się ochroną danych - o bliższe przyjrzenie się nowej polityce Google’a. Francuzi stwierdzili obecnie, że są głęboko zaniepokojeni połączeniem danych z różnych usług i będą kontynuowali śledztwo wraz z przedstawicielami Google’a.
  17. Google postanowiło wyjaśnić kwestię technologii P3P i jej pomijania przez liczne wiryny, co skutkuje umieszczaniem w przeglądarce Internet Explorer cookies, które wbrew intencjom użytkownika mogą zbierać o nim informacje. P3P została zaimplementowana w IE w 2002 roku. Wówczas nie sprawiała ona większych problemów, jednak obecnie nie jest ona kompatybilna ze współczesnymi cookies. Powoduje to, że jej ścisłe przestrzeganie prowadzi do poważnego obniżenia funkcjonalności witryn. Jak twierdzą przedstawiciele Google'a, nie jest możliwe jednoczesne przestrzegania zaleceń P3P i korzystanie z przysku "Like" Facebooka czy też logowanie się do witryn za pomocą konta w serwisach Google'a. To powoduje, że wiele witryn nie uzywa technologii P3P w sposób zgodny z wymaganiami Internet Explorera. W 2010 roku badacze z Carnegie Mellon stwierdzili, że 11 176 spośród zbadanych przez nich 33 139 witryn nie używa P3P w sposób wymagany przez Microsoft. Co więcej, zaleceń koncernu z Redmond nie przestrzega sam Microsoft na stronach live.com czy msn.com. Co więcej, badacze stwierdzili, że na witrynie pomocy technicznej Microsoftu zalecono korzystanie z nieważnych tagów CP jako sposobu na obejście problemów z IE. Zarówno eksperci jak i sam Microsoft od dłuższego czasu wiedzą, że technologia P3P jest bardzo skomplikowanym sposobem blokowania cookies. Nigdy nie zdobyła ona popularności, co zapewne spowodowało, że nie została dostosowana przez W3C do wymagań współczesnego internetu. Jest używana tylko przez Internet Explorera. Google przyznaje, że nie przestrzega zaleceń P3P, gdyż wówczas nie działałby np. przycisk +1. Podkreśla jednak, że witryny marketingowe firmy, takie jak doubleclick.net i googleadservices.com dostosowują się do wymagań Microsoftu. Potwierdziły to testy przeprowadzone przez dziennikarzy The Wall Street Journal. Oczywiście nadal można uznać działanie firm nieprzestrzegających zaleceń P3P za korzystanie z technik pomijania pewnych zabezpieczeń. To prowadzi do jednego wniosku - użytkownik powinien sam zadbać o swoją prywatność i skonfigurować przeglądarkę odpowiednio do swoich wymagań. Sami musimy znaleźć złoty środek pomiędzy funkcjonalnością współczesnego internetu a ochroną swojej prywatności.
  18. Google postanowiło wyjaśnić kwestię technologii P3P i jej pomijania przez liczne wiryny, co skutkuje umieszczaniem w przeglądarce Internet Explorer cookies, które wbrew intencjom użytkownika mogą zbierać o nim informacje. P3P została zaimplementowana w IE w 2002 roku. Wówczas nie sprawiała ona większych problemów, jednak obecnie nie jest ona kompatybilna ze współczesnymi cookies. Powoduje to, że jej ścisłe przestrzeganie prowadzi do poważnego obniżenia funkcjonalności witryn. Jak twierdzą przedstawiciele Google'a, nie jest możliwe jednoczesne przestrzegania zaleceń P3P i korzystanie z przysku "Like" Facebooka czy też logowanie się do witryn za pomocą konta w serwisach Google'a. To powoduje, że wiele witryn nie uzywa technologii P3P w sposób zgodny z wymaganiami Internet Explorera. W 2010 roku badacze z Carnegie Mellon stwierdzili, że 11 176 spośród zbadanych przez nich 33 139 witryn nie używa P3P w sposób wymagany przez Microsoft. Co więcej, zaleceń koncernu z Redmond nie przestrzega sam Microsoft na stronach live.com czy msn.com. Co więcej, badacze stwierdzili, że na witrynie pomocy technicznej Microsoftu zalecono korzystanie z nieważnych tagów CP jako sposobu na obejście problemów z IE. Zarówno eksperci jak i sam Microsoft od dłuższego czasu wiedzą, że technologia P3P jest bardzo skomplikowanym sposobem blokowania cookies. Nigdy nie zdobyła ona popularności, co zapewne spowodowało, że nie została dostosowana przez W3C do wymagań współczesnego internetu. Jest używana tylko przez Internet Explorera. Google przyznaje, że nie przestrzega zaleceń P3P, gdyż wówczas nie działałby np. przycisk +1. Podkreśla jednak, że witryny marketingowe firmy, takie jak doubleclick.net i googleadservices.com dostosowują się do wymagań Microsoftu. Potwierdziły to testy przeprowadzone przez dziennikarzy The Wall Street Journal. Oczywiście nadal można uznać działanie firm nieprzestrzegających zaleceń P3P za korzystanie z technik pomijania pewnych zabezpieczeń. To prowadzi do jednego wniosku - użytkownik powinien sam zadbać o swoją prywatność i skonfigurować przeglądarkę odpowiednio do swoich wymagań. Sami musimy znaleźć złoty środek pomiędzy funkcjonalnością współczesnego internetu a ochroną swojej prywatności.
  19. Gdy w ubiegłym tygodniu pojawiły się informacje, że Google obchodzi zabezpieczenia Safari mające chronić użytkowników przeglądarki przed śledzeniem, koncern tłumaczył, że miało miejsce nieporozumienie, a problem ograniczony jest tylko do przeglądarki Apple’a. Teraz Dean Hachamovitch, odpowiedzialny w Microsofcie za rozwój Internet Explorera, informuje, że Google obchodzi zabezpieczenia prywatności użytkownika. W swoim blogowym wpisie Hachamovitch stwierdza: Gdy zespół IE dowiedział się, że Google obchodzi zabezpieczenia prywatności użytkownika Safari, zadaliśmy sobie proste pytanie: czy Google obchodzi też zabezpieczenia prywatności użytkowników Internet Explorera? Odkryliśmy, że odpowiedź brzmi - tak. Hachamovitch wyjaśnia, że Google omija P3P (Platform for Privacy Preferences Project). To protokół, który pozwala witrynom na zadeklarowanie, w jaki sposób będą wykorzystywały informacje, które zbierają o użytkowniku. W IE cookies stron trzecich są domyślnie blokowane, chyba, że strona wyświetli informacje P3P na temat sposobu wykorzystywania danych o użytkowniku oraz zadeklaruje, że nie będzie śledziła użytkownika. Tymczasem, jak twierdzi Hachamovitch, stosowana przez Google’a polityka P3P (CP - compact policy) powoduje, że IE akceptuje cookies, nawet bez deklaracji dotyczących intencji koncernu. Z wpisu wiceprezesa Microsoftu wynika, że Google oszukuje przeglądarkę, nadużywając opracowanego przez W3C standardu P3P. Blokowane są bowiem cookies z tych witryn, których twórca nie dodał do nagłówka specjalnego kodu dotyczącego polityki prywatności. Gdy taki kod znajduje się na witrynie, jest on sprawdzany przez przeglądarkę. Blokowany jest taki CP, który jest „niesatysfakcjonujący“ z punktu widzenia prywatności. Firmy odkryły jednak, że można po prostu kłamać w CP. Okazało się ponadto, że błąd w IE powoduje, iż ustawienie nieważnego opisu powoduje ominięcie blokady. Google ustawiło zatem następujący metatag: P3P:CP="This is not a P3P policy! See http://www.google.com/support/accounts/bin/answer.py?hl=en&answer=151657 for more info." Okazuje się jednak, że podobnie robi wiele dużych witryn. Badacze z Carnegie Mellon University odkryli tysiące witryn, które po prostu omijają politykę Internet Explorera. W Facebooku wygląda to tak: P3P:CP="Facebook does not have a P3P policy. Learn why here: http://fb.me/p3p". Podobną sztuczkę stosował Amazon, jednak firma została pozwana przez jednego ze swoich klientów. Co prawda pozew oddalono, gdyż powód nie stwierdził, że odniósł jakąś szkodę, jednak koncern Bezosa ma już właściwą politykę P3P. Witryny korzystające z tego typu sztuczek tłumaczą, że P3P i tak jest martwym standardem, a cookies pozwalają na pełne korzystanie ze wszystkich funkcji witryny.
  20. Gdy Wall Street Journal opublikował informację o śledzeniu przez Google'a użytkowników przeglądarki Safari, tematem szybko zainteresowały się media. Tekst WSJ zawierał jednak, niestety, sporo nieścisłości, które Google postanowiło wyjaśnić. Jak dowiadujemy się z oświadczenia wydanego przez wiceprezes Google'a Rachel Whetstone, Safari, w przeciwieństwie do innych przeglądarek, domyślnie blokuje ciasteczka firm trzecich. Jednak z drugiej strony przeglądarka pozwala użytkownikom na korzystanie z licznych funkcji obecnych na witrynach WWW, do uruchomienia których konieczna jest jednak akceptacjach takich cookies. Dlatego też Apple udosŧepnia w niej pewne mechanizmy pozwalające na serwowanie cookies. W ubiegłym roku Google zaczął wykorzystywać ten mechanizm. Działał on tylko u tych użytkowników, którzy byli zalogowani do serwisów Google'a wyrazili zgodę na wyświetlanie spersonalizowanych reklam oraz zawartości innego typu, takiej jak np. przycisk +1. Serwery Google'a sprawdzały przeglądarkę takich użytkowników, by dowiedzieć się, czy zezwolili oni na uruchomienie mechanizmu pobierania cookies stron trzecich. Sprawdzenie odbywało się anonimowo. Niestety poniewczasie okazało się, że Safari zawiera też funkcję, która umożliwiła innym cookies reklamowym Google'a na przedostanie się do przeglądarki. Pracownicy Google'a nie wiedzili, że tak się stanie i gdy tylko zostali poinformowani o problemie serwery wyszukiwarkowego giganta natychmiast zaczęły usuwać niewłaściwe ciasteczka z przeglądarek. Google podkreśla przy tym, że ciasteczka te, podobnie jak wszelkie inne cookies reklamowe używane przez firmę, nie zbierały inforamcji umożliwiających zidentyfikowanie użytkownika komputera. Problem nie dotyczy ani użytkowników innych przeglądarek, ani użytkowników Safari, którzy nie wyrazili zgody na wyświetlanie spersonalizowanych reklam Google'a.
  21. Gdy pod koniec 2009 roku Google uruchamiał Google Public DNS usługa miała być tylko eksperymentem. Teraz dowiadujemy się, że obecnie jest to najpopularniejszy system DNS na świecie. Każdego dnia obsługuje on ponad 70 miliardów zapytań. DNS (Domain Name System) to rodzaj internetowej książki telefonicznej. Gdy wpisujemy w przeglądarce adres np. kopalniawiedzy.pl, nasz komputer wysyła zapytanie do serwera DNS z prośbą o informację, co to właściwie jest kopalniawiedzy.pl. Serwer DNS zamienia taki zrozumiały dla człowieka adres na adres IP (tutaj: 188.40.46.211). Firma obsługująca serwer DNS ma zatem informacje na temat naszych połączeń. Ten fakt stał się dla krytyków Google’a powodem do postawienia pytania, czy nie oddajemy tej firmie zbyt wielu informacji o sobie. Google nie tylko wie czym się interesujemy, czego szukamy, ale wie również z jakimi witrynami się łączymy. Google odpowiada, że w przeciwieństwie do wielu innych właścicieli serwerów DNS nigdy nie blokuje, nie filtruje i nie przekierowuje użytkowników. Ponadto obecna polityka prywatności Google Public DNS zakłada, że logi użytkowników są usuwane w ciągu 24-48 godzin. Logi pozwalające zidentyfikować miejscowość, ale nie konkretną osobą są zachowywane przez co najmniej 2 tygodnie, a niewielka losowa próbka logów jest przechowywana na stałe. Nie wiadomo, czy w związku z ujednolicaniem przez Google’a polityk prywatności we wszystkich swoich serwisach ujednolicona zostanie też polityka Google Public DNS.
  22. Amerykański Departament Sprawiedliwości (DoJ) i Komisja Europejska wyraziły zgodę na przejęcie przez Google’a firmy Motorola Mobility. Google czeka jeszcze na zgody z Chin, Izraela, Tajwanu i Kanady. Wyszukiwarkowy koncern ma nadzieję, że proces przejmowania Motoroli uda się zakończyć w ciągu najbliższych tygodni. DoJ zgodził się też na nabycie przez Apple’a, Microsoft i RIM pakietu patentów Nortela i wydał Apple’owi zgodę na zakup części patentów Novella. Wydział Antymonopolowy DoJ stwierdził, że „żadne z tych przejęć nie grozi zmniejszeniem konkurencyjności“. Urzędnicy uważają też, że zakup Motoroli przez Google’a nie spowoduje większych zmian na rynku. Z kolei wyrażając zgodę na wykupienie patentów Nortela przez Microsoft i RIM zauważono, że obie firmy mają tak małe udziały w rynku urządzeń mobilnych, iż ewentualna próba szkodzenia konkurencji przyniosłaby obu firmom straty finansowe. Google, kupując Motorola Mobility, przejmuje jednocześnie 17 000 patentów oraz 6800 wniosków patentowych tej firmy. Wielu analityków uważa, że to właśnie portfolio patentowe jest tym, na czym zależało Google’owi. Koncern chce dzięki niemu bronić się przed ewentualnymi pozwami ze strony konkurencji.
  23. Z Google’a odchodzi jego pierwszy pracownik. Craig Silverstein był pierwszą osobą zatrudnioną przez Page’a i Brina. Trafił on do ich firmy wkrótce po tym, gdy założyciele Google’a rozpoczęli prace nad nowa firmą w garażu swojej wspólnej znajomej - Susan Wojcicki. Silverstein od razu został dyrektorem ds. technologicznych. Teraz postanowił zmienić pracodawcę na Khan Academy. To online’owy niedochodowy portal edukacyjny, którego celem jest zmiana całego systemu edukacji poprzez „dostarczanie wszędzie najwyższej klasy rozwiązań światowych“. Najsłynniejszym użytkownikiem Khan Academy jest Bill Gates, który w wywiadzie dla CNN przyznał, że wraz z dziećmi korzysta z tego portalu.
  24. Europejscy urzędnicy zajmujący się ochroną danych osobowych poprosili Google’a, by wstrzymał się z wprowadzeniem zapowiadanej polityki prywatności. Chcą zyskać na czasie, żeby sprawdzić, czy zmiany będą zgodne z europejskim prawem. W ubiegłym tygodniu Google zapowiedział, że przeprowadzi konsolidację swoich ponad 60 różnych polityk prywatności i będzie używał tych samych zasad we wszystkich swoich produktach. Pozwoli to koncernowi na zunifikowanie danych internautów, a firma zapewnia, że użytkownicy jej usług na tym skorzystają. Gdy zalogujesz się do Google’a będziemy mogli np. zasugerować ci pytanie do wyszukiwarki bądź dostosować wyniki wyszukiwania, opierając się na twoich zainteresowaniach z YouTube’a, Gmaila czy Google+ - stwierdzili przedstawiciele Google’a. Wątpliwości co do takiego podejścia mają członkowie Article 29 Working Party. To niezależne ciało, w skład którego wchodzą przedstawiciele poszczególnych krajów UE zajmujący się ochroną prywatności. Domagają się oni, by Google nie wprowadzał nowych zasad od 1 marca, gdyż chcą mieć czas na ich analizę. Tymczasem Vivian Reding, komisarz ds. sprawiedliwości i praw podstawowych chwali nowa inicjatywę Google’a i podkreśla, że koncern jest przezroczysty oraz posługuje się łatwo zrozumiałym językiem w swoich zasadach dotyczących np. kwestii prywatności.
  25. Wikipedia poinformowała, że 162 miliony osób widziały witrynę w dniu protestu przeciwko SOPA. Osiem milionów przeszło do podstrony z danymi kontaktowymi swoich przedstawicieli w parlamencie. Z kolei na stronie Google’a petycję przeciwko SOPA podpisało 4,5 miliona osób, a Los Angeles Times informuje, że na Twitterze pojawiło się 2,4 miliona wpisów poświęconych ustawie. Ponadto umieszczony przez Marka Zuckerberga na Facebooku wpis przeciwko SOPA zyskał ponad 490 000 głosów poparcia. Swoje poparcie dla SOPA wycofało kilkunastu senatorów, dzięki czemu żadna ze stron nie ma obecnie większości. Zebrano również ponad 100 000 podpisów pod petycją do prezydenta Obamy by zawetował ustawę PIPA. W związku z tak dużym sprzeciwem, jest bardzo mało prawdopodobne, by Izba Reprezentantów i Senat nadal pracowały nad obiema ustawami w ich obecnym kształcie. Obie izby odwołały planowane głosowania. Stop Online Piracy Act i Protect IP Act przewidywały, że sąd będzie mógł nakazać amerykańskim firmom, by zablokowały dostęp do zagranicznych witryn podejrzewanych o rozpowszechnianie pirackich treści. Przewidziano też możliwość wydania zakazu przetwarzania płatności, wyświetlania reklam czy umieszczania odnośników dotyczących zagranicznych witryn z pirackimi materiałami. Ustawy przewidywały też, że właściciele praw autorskich mogli pozwać witryny, które podejrzewają o przechowywanie pirackich materiałów. Obie ustawy umożliwiały zatem podjęcie takich działań, jakie na podstawie Digital Millennium Copyright Act mogą być podejmowane wobec witryn znajdujących się na terenie USA. Przepisów DMCA nie można bezpośrednio stosować wobec witryn zagranicznych, stąd pomysł na uchwalenie SOPA i PIPA.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...