Skocz do zawartości
Forum Kopalni Wiedzy

Znajdź zawartość

Wyświetlanie wyników dla tagów 'kara' .



Więcej opcji wyszukiwania

  • Wyszukaj za pomocą tagów

    Wpisz tagi, oddzielając je przecinkami.
  • Wyszukaj przy użyciu nazwy użytkownika

Typ zawartości


Forum

  • Nasza społeczność
    • Sprawy administracyjne i inne
    • Luźne gatki
  • Komentarze do wiadomości
    • Medycyna
    • Technologia
    • Psychologia
    • Zdrowie i uroda
    • Bezpieczeństwo IT
    • Nauki przyrodnicze
    • Astronomia i fizyka
    • Humanistyka
    • Ciekawostki
  • Artykuły
    • Artykuły
  • Inne
    • Wywiady
    • Książki

Szukaj wyników w...

Znajdź wyniki, które zawierają...


Data utworzenia

  • Od tej daty

    Do tej daty


Ostatnia aktualizacja

  • Od tej daty

    Do tej daty


Filtruj po ilości...

Dołączył

  • Od tej daty

    Do tej daty


Grupa podstawowa


Adres URL


Skype


ICQ


Jabber


MSN


AIM


Yahoo


Lokalizacja


Zainteresowania

Znaleziono 19 wyników

  1. Federico Macheda, napastnik Manchesteru United, został ukarany grzywną w wysokości 15 000 funtów oraz otrzymał ostrzeżenie za umieszczenie homofobicznego komentarza na Twitterze. Kara została wymierzona przez brytyjski związek futbolu. W oświadczeniu związku czytamy, że piłkarz użył napastliwego i/lub obraźliwego języka w odniesieniu do orientacji seksualnej innej osoby. Włoch jest już czwartym piłkarzem grającym na Wyspach, który w ciągu ostatnich tygodni został ukarany za komentarze na Twitterze.
  2. Kara, którą sam sobie wymierzył Google, okazała się dotkliwa dla przeglądarki Chrome. Jej rynkowe udziały spadły, zyskały natomiast Internet Explorer i Firefox. Jeszcze w grudniu dotychczasowy trend wśród przeglądarek utrzymywał się. Chrome zyskiwał, jego najwięksi konkurenci tracili. W listopadzie, według Net Applications, do IE należało 52,64% rynku, a w grudniu odsetek ten spadł do 51,87%. W tym samym czasie udziały Firefoksa zmniejszyły się z 22,14% do 21,83%. Chrome zwiększył swój stan posiadania z 18,18% do 19,11%. Jednak na początku stycznia Google ukarał się za wpadkę z płatnymi linkami w swojej wyszukiwarce zmniejszając Page Rank witryny Chrome’a do 0. Od razu zyskał na tym Internet Explorer, którego udziały zwiększyły się do 52,96%. Firefox znowu spadł do 20,88%, ale spadły też udziały Chrome’a, który stracił 0,17 punkta procentowego. W lutym udziały Chrome’a zmniejszyły się do 18,90%. Spadł też - o 0,12 pp - Internet Explorer. Zyskał za to Firefox, do którego należy obecnie 20,92% rynku. Obserwując rynkowe trendy można stwierdzić, że gdyby Google się nie ukarał, to w lutym miałby szansę ostatecznie przegonić Firefoksa i zostać drugą najpopularniejszą przeglądarką na świecie.
  3. Google ma zapłacić 515 000 euro za to, że bezpłatnie udostępnił Google Maps. Z tej kwoty 500 000 euro otrzyma firma Bottin Cartographes, a 15 000 euro to grzywna nałożona na wyszukiwarkowego giganta. Bottin Cartographes pozwała Google’a do sądu, oskarżając koncern o wykorzystywanie swojej dominującej pozycji oraz tymczasowe wzięcie na siebie całości kosztów, do czasu przejęcia kontroli nad rynkiem. Udowodniliśmy, że Google nielegalnie dąży do usunięcia z rynku konkurencji. Sąd uznał te metody za nieuczciwe - stwierdził Jean-David Scemmama, prawnik Bottin Cartographes. Google ma zamiar odwołać się od decyzji sądu. Jesteśmy przekonani, że istnienie bezpłatnego serwisu mapowego wysokiej jakości jest korzystne dla użytkowników internetu i witryn. Zarówno we Francji jak i w innych krajach mamy konkurencję - stwierdził rzecznik prasowy Google’a we Francji.
  4. Google poinformował o ukaraniu... samego siebie obniżeniem rankingu przeglądarki Chrome w firmowej wyszukiwarce oraz obniżeniem indeksu PageRank witryny www.google.com/chrome. Decyzję taką podjęto po tym, gdy dwóch blogerów odkryło, że Chrome był reklamowany za pomocą płatnych linków. Działanie takie jest sprzeczne z polityką Google’a i może grozić za nie nawet usunięcie z indeksu wyszukiwarki. Blogerzy Aaron Wall i Danny Sullivan nagłośnili sprawę i zaczęli się zastanawiać, czy Google zastosuje wobec siebie te same zasady, które stosuje wobec innych łamiących regulamin. Koncern już zaczął wymierzać sobie karę. Jeśli w wyszukiwarce wpiszemy termin „browser“, to na drugim miejscu nie znajdziemy, jak dotychczas, odnośnika do witryny, z której można pobrać Chrome’a. Został on przesunięty na szóstą pozycję piątej strony wyszukiwania. Ponadto PageRank witryny Chrome’a został obniżony do 0. Wpisanie terminów „google chrome“ czy „chrome“ nadal sytuuje przeglądarkę wśród najlepiej wyszukiwanych terminów, jednak odnośniki prowadzą do witryn z poradami, jak zainstalować Chrome’a, a nie do strony, gdzie można go pobrać. Google tłumaczy, że nie autoryzował kampanii umieszczania płatnych linków do witryny Chrome’a. Koncern wyjaśnia, że kampanię zamówił jej partner marketingowy firma Unruly Media. Przedstawiciele Unruly Media mówią, że w ramach kampanii opłaceni blogerzy mieli napisać o Chrome, ale nie proszono ich o linkowanie do witryny przeglądarki. Tymczasem co najmniej jeden z nich, przy materiale wideo opisującym Chrome’a, umieścił informację „Opłacone przez Google’a“, która została zlinkowana do witryny Chrome’a. Link nie zawierał argumentu nofollow, co narusza zasady Google’a, gdyż w ten sposób roboty wyszukiwarki indeksują link, podbijając PageRank witryny, do której linkuje.
  5. Społeczeństwa doświadczone przez zagrożenia, np. wojny, głód czy katastrofy naturalne, mają silniejsze tendencje do ścisłego kontrolowania zachowania swoich członków (Science). Prof. Yoshi Kashima z Uniwersytetu w Melbourne i jego zespół zastanawiali się, czemu jedne społeczeństwa tolerują odstępstwa od normy, podczas gdy w innych grozi za to surowa kara. Australijczycy uważają, że wyjaśnienie tego problemu ma duże znaczenie, ponieważ w różnicy tolerancyjności upatrują źródła potencjalnych konfliktów narodowościowo-kulturowych. W latach 60. ubiegłego wieku antropolog P.J. Pelto zaproponował teorię, która postulowała, że kultury ściśle kontrolujące zachowania społeczne rozwijają się w wyniku wystawienia na oddziaływanie szczególnych (czytaj - trudnych) środowisk. Mając to na uwadze, ekipa Kashimy postanowiła poszperać w historii współczesnych społeczeństw. Zakładano, że konieczność radzenia sobie z większą liczbą wojen, katastrof naturalnych itp. może z czasem doprowadzić do powstania rozmaitych obostrzeń. Bardzo szybko ta hipoteza się potwierdziła. Narody zmagające się z tymi szczególnymi wyzwaniami rozwiną silniejsze normy i będą przejawiać niską tolerancję dla zachowań dewiacyjnych. W ten sposób zwiększą porządek i społeczną koordynację, by skutecznie poradzić sobie z zagrożeniami. Dla odmiany narody z niewielką liczbą zagrożeń ekologicznych i pochodzenia ludzkiego mają o wiele słabszą potrzebę uporządkowania i społecznej koordynacji, stąd słabsze normy i o wiele więcej swobody. Australijczycy oceniali ścisłość norm w różnych krajach, przeprowadzając wywiady z ok. 7 tys. osób z 33 krajów (leżały one na 5 kontynentach, niestety, w badaniach pominięto Afrykę). Respondentów pytano o ocenę tolerancyjności ich państwa czy ilość swobody dawanej ludziom w zakresie przestrzegania norm. Wszystkich proszono też o ocenę właściwości 180 zachowań, w tym kłócenia się lub jedzenia w windzie, płakania w czasie wizyty u lekarza, śpiewania na ulicy, śmiania się na głos w autobusie przeklinania w pracy, flirtowania na pogrzebie lub całowania kogoś w usta w restauracji. Analiza uzyskanych odpowiedzi pozwoliła wyliczyć wskaźnik ścisłości danej nacji i ułożyć na tej podstawie listę. Na jej dole z wynikiem 1,6 uplasowali się niefrasobliwi Ukraińcy, a na szczyt z wynikiem 12,3 trafili Pakistańczycy. W środku stawki znalazły się USA (5,1) i Wielka Brytania (6,9), która okazała się nieco "ostrzejsza" od Francji. Akademicy z Melbourne zebrali historyczne dane statystyczne o każdym z uwzględnionych w studium państw (niekiedy nawet z XVI w.). Okazało się, że państwa, w których w przeszłości pojawił się głód/niedobór wody, była wysoka gęstość zaludnienia, często dochodziło do wojen lub wybuchów epidemii, są częściej nastawione na kontrolę swoich obywateli. Naukowcy ustalili też, że z większym prawdopodobieństwem rozwija się w nich ustrój autokratyczny (samowładczy), media są mniej otwarte, tworzy się więcej zasad/norm, kary są surowsze, popełnia się mniej przestępstw, a ludzie mają mniej praw politycznych. Ograniczenia nie dotyczą wyłącznie przebiegu kontaktów społecznych, ale i osobowości jednostek. W krajach ściśle regulujących wszytsko i wszystkich są one ostrożniejsze, bardziej posłuszne, nastawione na kontrolę impulsów i mniej toleranycjne w stosunku do obcych. Po przyjrzeniu się dokładności zegarów miejskich w głównych miastach okazało się również, że przedstawiciele krajów "ścisłych" przywiązują większą wagę do czasu.
  6. Wikileaks, serwis żyjący z przecieków, postanowił zamknąć usta swoim pracownikom, którzy sami chcieliby zdradzić szczegóły na temat pracy w Wikileaks. Jak dowiedzieli się redaktorzy New Statesman, Wikileaks wymaga od pracowników podpisania „Umowy o zachowaniu tajemnicy", zgodnie z którą osoba ujawniająca szczegóły dotyczące serwisu ma zapłacić 12 milionów funtów kary. Serwis Juliana Assange'a już wcześniej wykonywał pewne kuriozalne ruchy, twierdząc na przykład, że jest właścicielem informacji, które zostały mu przekazane. Jednak ostatnie działania Wikileaks muszą budzić co najmniej zdumienie. Z lojalki [PDF], którą muszą podpisywać pracownicy serwisu, dowiadujemy się, że nie wolno im zdradzać informacji, które doprowadziłyby do utraty możliwości sprzedaży pozyskanych danych innym wydawcom i mediom; utraty reputacji; utraty wykonania przyszłych umów dotyczących danych; utraty wartości przez dane; utraty możliwości wykonania przyszłych umów dotyczących informacji wskutek utraty reputacji; możliwych działań prawnych przeciwko Wikileaks związanych ze stratą, jakie poniosłyby strony innych umów. Takie zapisy oznaczają, ni mniej ni więcej, że osoby, które podpisały umowę nie mogą zdradzić nie tylko żadnych informacji z tych, które Wikileaks uzyskuje w ramach przecieków, ale nie mogą też udzielać żadnych informacji o działaniu Wikileaks, które mogłyby prowadzić do utraty reputacji przez serwis Assange'a. Umowa, która wyciekła do New Statesman jest ważna do roku 2020.
  7. Unia Europejska ukarała grzywną w wysokości 649 milionów euro pięć firm, które zawiązały kartel ustalający ceny paneli LCD. Ukarane firmy to LG Display, AU Optronics, Chimei InnoLux, Chunghwa Picture Tubes oraz HannStar Display. W dokumentach wymieniono też Samsunga, jednak firma ta nie została ukarana, gdyż jako pierwsza poinformowała o istnieniu nielegalnego kartelu, który działał od października 2001 do lutego 2006. Najwięcej, bo aż 300 milionów euro, musi zapłacić Chimei. Nieco mniejszą grzywnę, 225 milionów, nałożono na LG Dispaly. Z dokumentów Komisji Europejskiej dowiadujemy się, że firmy uzgadniały ceny, w tym ich wahania oraz ceny minimalne, wymieniały się informacjami na temat produkcji, a ich przedstawiciele spotkali się około 60 razy by ustalać szczegóły przedsięwzięcia. Działania KE zostały podjęte po tym, gdy w 2008 roku amerykański Departament Sprawiedliwości wymierzył LG Display, Chunghwa i Sharpowi grzywnę w wysokości 585 milionów dolarów. Wtedy największą karę nałożono na LG, które musiało zapłacić 400 milionów USD>
  8. Jak dowiadujemy się z raportu złożonego przez Microsoft w SEC (odpowiednik polskiej Komisji Giełd i Papierów Wartościowych), Steve Ballmer, mimo świetnych wyników sprzedaży został ukarany mniejszą niż przewidywana premią. W roku podatkowym, który zakończył się 30 czerwca, Ballmer otrzymał premię w wysokości 670 000 USD. To zaledwie połowa premii, którą ma zapisaną w kontrakcie. Zarząd pochwalił Ballmera za zwiększenie sprzedaży o 7% i osiągnięcie rekordowego poziomu 62,5 miliarda USD, udane premiery najnowszego Windows i Ms Office, obniżenie kosztów oraz dobre działanie na rynku chmur komputerowych i gier. Jednak decydując o premii Ballmera zauważono nieudaną premierę telefonu Kin i utratę rynku mobilnego. Obecnie do Microsoftu należy mniej niż 12% amerykańskiego rynku systemów operacyjnych dla smartfonów. Dlatego też mimo niewątpliwych sukcesów, prezes Microsoftu nie otrzymał maksymalnej premii. Umowa Ballmera przewiduje, że oprócz podstawowego wynagrodzenia, wynoszącego 670 000 dolarów rocznie, może on otrzymać premię w wysokości nie większej niż dwukrotna wartość pensji. W ubiegłym roku Microsoft, w związku z kryzysem gospodarczym, zamroził pensje najwyższych rangą menedżerów. Ponadto koncern nie rozdaje już swoim pracownikom pakietów akcji. Otrzymują je tylko menedżerowie, z wyjątkiem Ballmera, który sam z nich zrezygnował. Jednak w czasie swojej 30-letniej kariery w Microsofcie zgromadził on 408 milionów akcji tej firmy (4,75%) o łącznej wartości około 10 miliardów dolarów. Z majątkiem wartym obecnie około 14,5 miliarda USD Ballmer znajduje się na 33. miejscu listy najbogatszych ludzi na świecie.
  9. Nieatrakcyjni oskarżeni są częściej skazywani na karę więzienia (22%) i siedzą w nim średnio o 22 miesiące dłużej niż przestępcy o milszej powierzchowności. Psycholodzy z Uniwersytetu Cornella zidentyfikowali dwa rodzaje sędziów. Osoby ulegające emocjom wydawały cięższe wyroki dla nieatrakcyjnych podsądnych, podczas gdy polegające raczej na rozumie były w większym stopniu uodpornione na cechy ich wyglądu. Szef zespołu badawczego Justin Gunnell wyjaśnia, że jedni przetwarzają dane w oparciu o fakty, a inni – emocjonalni – biorą też pod uwagę nieistotne dla sprawy czynniki, takie jak aparycja, rasa, płeć itp. Wg tych ostatnich, mniej atrakcyjni oskarżeni bardziej wyglądają jak ktoś, kto mógł popełnić przestępstwo. W eksperymencie Amerykanów wzięło udział 169 studentów psychologii. W Sieci wypełnili oni kwestionariusz, który pozwalał ocenić, do jakiego stopnia przetwarzają informacje racjonalnie lub emocjonalnie. Następnie badanym przedstawiono studium przypadku ze zdjęciem prawdziwego oskarżonego i jego ogólnym profilem. Wszyscy zapoznali się z instrukcjami dla ławy przysięgłych i wysłuchali argumentów z mów końcowych oskarżyciela i obrońcy. Okazało się, że obie grupy – racjonalna i emocjonalna – skazywały atrakcyjnych oskarżonych właściwie tak samo często i wykazywały nieznaczne odchylenie w obliczu mocnych dowodów czy poważnego przestępstwa. Styl przetwarzania informacji ujawniał się jednak w pełnej krasie przy niejednoznacznych dowodach i lżejszych wykroczeniach. Gunnell uważa, że może to wpłynąć na sposoby dobierania składu ławy przysięgłych. Gdy w sprawie dowody przemawiają na korzyść jednej ze stron, ich prawnicy mogą chcieć, by ławnicy prezentowali racjonalny styl przetwarzania danych. Jeśli jednak przypadek wzbudza silne emocje, obrona będzie zapewne dążyć do wyeliminowania takich sędziów. Psycholodzy podkreślają, że wszyscy ludzie są zdolni do wykorzystania zarówno emocjonalnego, jak i racjonalnego systemu analizy, a posłużenie się nimi jest w pewnej mierze zależne od kontekstu. Stopień, w jakim jeden z nich dominuje, ma związek z indywidualnymi preferencjami. Wyniki studium ukażą się w przyszłym numerze pisma Behavioral Sciences and the Law.
  10. Przetrzymywanie książek wypożyczonych z biblioteki zdarza się nie tylko współcześnie i nie tylko przeciętnemu Kowalskiemu. Nowojorska New York Society Library ujawniła właśnie, że niemal równo 220 lat temu, bo 5 października 1789 r., w bibliotece na Manhattanie zjawił się Jerzy Waszyngton. Wypożyczył 2 woluminy, których nigdy nie oddał. Kara za zwłokę wraz z odsetkami i uwzględnioną stopą inflacji wynosi obecnie ok. 300 tys. dolarów. Władze biblioteki zapewniają, że nie chodzi o pieniądze, lecz o odzyskanie książek, które, niestety, przepadły jak kamień w wodę. Uwagę pierwszego prezydenta USA przykuła rozprawa pt. "Prawo narodów" (Law of Nations), a także protokoły z posiedzeń brytyjskiej Izby Gmin. W bibliotecznej księdze nie wpisał zresztą imienia i nazwiska, obok tytułów widnieje tylko nazwa sprawowanego urzędu: "prezydent". Wypożyczone pozycje należało oddać po upływie miesiąca, ale jak wiadomo, nigdy do tego nie doszło. Przewinienie Waszyngtona wyszło na jaw, gdy przeprowadzano digitalizację zbiorów z XVIII wieku.
  11. Włoski sąd oczyścił trzech pracowników Google'a z zrzutu zniesławienia, ale skazał ich za naruszenie prywatności. Peter Fleischer, David Drummond i George De Los Reyes zostali skazani na sześć miesięcy więzienia w zawieszeniu. Czwarty oskarżony, menedżer Arvind Desikan, został uniewinniony. Werdykt włoskiego sądu może mieć znaczenie dla rozwoju internetu na całym świecie. Dotyczył bowiem umieszczenia przez użytkownika serwisu Google Video filmu, na którym widać jak grupa wyrostków poniża niepełnosprawnego umysłowo nastolatka. Film znajdował się w Google Video przez kilka miesięcy, ale Google, jak twierdzi, usunęło go w ciągu kilkunastu godzin po otrzymaniu informacji o nim. Wyrok sądu skrytykowali sami oskarżeni jak i osoby niezwiązane ze sprawą. Richard Thomas, były brytyjski komisarz ds. informacji, a obecnie prawnik specjalizujący się w kwestiach prywatności, nazwał całą sprawę "śmieszną". To tak, jakby skazywać urząd pocztowy za to, że przekazał list, w którym kogoś znieważono - stwierdził. Dodał, że nie wyobraża sobie, by podobna sprawa mogła toczyć się w Wielkiej Brytanii. Thomas nie mógł zrozumieć, dlaczego sporu nie rozstrzygał komisarz ds. prywatności tylko sąd karny. Cała sprawa budzi liczne kontrowersje. Oznacza bowiem, że firmy mogą być uznane odpowiedzialnymi za całą zawartość swoich serwisów internetowych. Ponadto nie jest jasne, na jakiej podstawie oskarżenie wskazało konkretnych pracowników Google'a i postawiło ich przed sądem. Google zapowiada apelację. Tymczasem wydaje się, że włoski wymiar sprawiedliwości jest zdeterminowany by walczyć z podobnymi nadużyciami w internecie. Podobne problemy we Włoszech mają eBay, Facebook i Yahoo!.
  12. Serwis Vagla.pl donosi o kuriozalnym wyroku Sądu Rejonowego w Bielsku-Białej. Otóż sędzia Beata Hajduga skazała dwóch oskarżonych na grzywny w wysokości po 3000 złotych oraz pokrycie kosztów sądowych za to, że... prowadzili serwis internetowy, którego nie zarejestrowali jako czasopismo. Sąd uznał, że spółka WizjaNet naruszyła artykuł 45. ustawy Prawo prasowe prowadząc bez rejestracji serwis bielsko.biala.pl. Sprawą zajęto się po tym, jak konkurencja WizjiNet złożyła doniesienie o przestępstwie. Sędzia Hajduga w uzasadnieniu wyroku odniosła się do opinii Sądu Najwyższego z lipca 2007 roku. Jak już wtedy pisał wydawca Vagla.pl Piotr Waglowski: Sądząc jedynie po tym fragmencie można dojść do wniosku, że Sąd dzieli prasę na "dzienniki" oraz "czasopisma", bez możliwości istnienia innego rodzaju prasy. To samo wynika ze zdania "przekazy periodyczne rozpowszechniane za pośrednictwem Internetu mogą mieć postać dzienników bądź czasopism, w zależności od interwału ukazywania się". Sąd - chociaż przywołał definicję "dziennika" oraz "czasopisma", to jednak nie odniósł się do tych definicji w taki sposób, by zauważyć, że w wielu serwisach nie ma "dźwięku", a więc już tylko przez ten fakt serwisy te nie spełniają ustawowej definicji ani dziennika, ani czasopisma. Tutaj musimy przywołać inny wpis Waglowskiego, w którym czytamy: Istnieje taka prasa, która nie jest ani dziennikiem, ani czasopismem. Dlatego nie można mówić, że "wymaga rejestracji prasa". Nie wymaga. Prawo prasowe przynosi nam definicję dziennika oraz czasopisma: * dziennikiem jest ogólnoinformacyjny druk periodyczny lub przekaz za pomocą dźwięku oraz dźwięku i obrazu, ukazujący się częściej niż raz w tygodniu (art. 7 ust. 2 pkt 2) * czasopismem jest druk periodyczny ukazujący się nie częściej niż raz w tygodniu, a nie rzadziej niż raz w roku; przepis ten stosuje się odpowiednio do przekazu za pomocą dźwięku oraz dźwięku i obrazu innego niż określony w pkt 2, (art. 7 ust. 2 pkt. 3) Czyli trzeba sprawdzić czy mamy do czynienia albo z "drukiem periodycznym", a jeśli nie mamy do czynienia z drukiem, to należy jeszcze sprawdzić dalsze elementy: czy mamy do czynienia z przekazem za pomocą dźwięku oraz dźwięku i obrazu. Jeśli nie ma druku, jeśli nie ma dźwięku, jeśli nie ma dźwięku i obrazu (łącznie), to wówczas nie ma ani dziennika ani czasopisma. A tylko dziennik i czasopismo się rejestruje. I tylko taki ktoś, kto wydaje dziennik lub czasopismo bez rejestracji podlega karze. Skazani w Bielsku zapowiedzieli złożenie odwołania. Pomóc chce im Helisińska Fundacja Praw Człowieka.
  13. Jeden z potentatów rynku leków, firma Eli Lilly, wpadł w naprawdę poważne tarapaty. Farmaceutyczny gigant musi zapłacić łącznie 1,42 miliarda dolarów kary za świadome wprowadzenie w obieg fałszywych informacji o jednym ze swoich leków. Problemy Eli Lilly wynikają z promowania jednego z jej czołowych produktów, antypsychotycznego preparatu Zyprexa, jako środka zapobiegającego demencji związanej z chorobą Alzheimera. Firma uczyniła to świadomie - jej przedstawiciele wiedzieli doskonale, że lek nie uzyskał nigdy dopuszczenia do użytku w celu profilaktyki tego schorzenia. Świadome fałszowanie informacji o możliwym zastosowaniu leków, zwane po angielsku off-label marketing (można to przetłumaczyć jako "marketing niezgodny z ulotką"), doprowadziło do lawiny pozwów cywilnych oraz dochodzeń prokuratorskich. Część spraw nie została jeszcze rozstrzygnięta, lecz już teraz firma przyznała się do konieczności zapłacenia około 800 milionów dolarów na rzecz oszukanych pacjentów, 438 milionów na rzecz rządu USA oraz 362 milionów na rzecz poszczególnych stanów. Zyprexa, stosowana oficjalnie jako środek przeciw schizofrenii oraz chorobie afektywnej dwubiegunowej (zwanej też psychozą maniakalno-depresyjną), była przez lata źródłem największych zysków Eli Lilly. Preparat wprowadzono do obiegu w roku 1996, zaś fałszywe informacje na jego temat rozpowszechniano od września 1999 roku do marca roku 2001. Mimo, iż władze firmy usunęły nieautoryzowane dane z ulotki leku, od 2004 roku firma została pozwana łącznie około 32 tysięcy razy (!). Sam udział w procesach sądowych kosztował przedsiębiorstwo około 1,2 miliarda dolarów. Ogromna kwota, którą muszą wypłacić władze farmaceutycznego giganta, to zaledwie ułamek zysków osiągniętych dzięki sprzedaży Zypreksy - dziewięciu pierwszych miesiącach 2008 roku firma zarobiła na niej aż 3,5 miliarda dolarów (suma ta obejmuje, oczywiście, także dochody z opakowań wydanych zgodnie z oficjalnymi zaleceniami urzędowymi). Wiadomo jednak, że seria pozwów doprowadziła firmę do poniesienia w ostatnim kwartale zeszłego roku straty. Przez ostatnie trzy lata firma przynosiła bez przerwy zyski. Przy całej gigantycznej kwocie zobowiązań oraz tysiącach orzeczeń sądowych jednoznacznie wskazujących na winę Eli Lilly, dość zabawny może się wydawać fakt, iż przedstawiciele firmy ani razu nie przyznali się do świadomego działania w złej wierze...
  14. Czy kuszenie losu może przyciągać negatywne wydarzenia? Osoby racjonalne odpowiedzą, że nie, ale z drugiej strony często zdarza się, że pada właśnie wtedy, kiedy nie wzięliśmy parasola, a główną wygraną w lotto zgarnia los, którego nie wyjęliśmy z kieszeni przed ostatnim praniem. Dwoje psychologów, Jane Risen i Thomas Gilovich, postanowiło sprawdzić, jak ludzie radzą sobie z przesądami (Journal of Personality and Social Psychology). Na początku Risen i Gilovich badali reakcję z założenia inteligentnych osób (studentów Cornell University) na wieść o kuszeniu przez kogoś losu. Podchodzili do losowo wybranych kobiet i mężczyzn (w sumie 62) i opowiadali następującą historię. Fikcyjny John chciał studiować na Uniwersytecie Stanforda. Jego matka była przekonana, że na 100% zostanie tam przyjęty, dlatego przysłała mu w prezencie koszulkę z logo uczelni. Ochotnikom prezentowano jedno z dwóch zakończeń. W jednym chłopak nosił T-shirt w oczekiwaniu na ogłoszenie wyników, w drugim schował go w szufladzie komody. Psycholodzy prosili, by badani ocenili na skali od 1 do 10 szanse, że John zasili szeregi studentów wymarzonego uniwersytetu. Osoby, którym przedstawiono wersję z kuszeniem losu, oceniały jego szanse na ok. 5, podczas gdy pozostali (od koszulki leżącej w szufladzie) na 6. Wydaje się więc, że ankietowani studenci Cornell University wierzyli, że prowokowanie losu może w jakiś sposób pogorszyć uzyskiwane wyniki. Drugi eksperyment, w którym wzięło udział 120 osób, potwierdził wyciągnięte pierwotnie wnioski. Przetestowano też alternatywne wyjaśnienie, że studenci nie mówili o tym, co wg nich, miało się wydarzyć, lecz o tym, co chcieliby, żeby się wydarzyło. Nie udało się jednak potwierdzić tej tezy. Skąd taka przesądność? Psycholodzy zastanawiali się, czy negatywne zakończenia nie przychodzą po prostu łatwiej do głowy. Aby to sprawdzić, pokazali 211 osobom początek 12 opowiadań. W części bohaterowie kusili los, w części nie. Zadanie ochotników polegało na jak najszybszym stwierdzeniu, czy czytane przez nich zakończenia są logiczne, czy nie. Połowa zakończeń nie miała sensu, ponieważ zmienił się główny bohater lub temat opowieści. Połowa pasowała doskonale. Naukowców nie interesowało jednak to, czy badani wyłapią nieścisłości, ale to, jak szybko uznają opowiadanie za logiczne lub nie. Założyli bowiem, że jeśli teza o tym, iż ludzie sądzą, że za kuszenie losu należy się kara, jest prawdziwa, to opowiadania, w których ta kara się pojawia, będą chętniej uznawane za logiczne. I rzeczywiście. Okazało się, że gdy opowiadanie kończyło się dobrze dla bohatera, to jego ocena zajmowała uczestnikom średnio o pół sekundy dłużej niż w przypadku opowiadań kończących się karą. Oznacza to, że scenariusz, w którym jesteśmy karani za kuszenie losu, jest bardziej dostępny poznawczo niż przypadek, w którym kuszenie kończy się pomyślnie dla bohatera. Naukowcy przypuszczali, że proces kojarzenia kuszenia losu z karą przebiega podświadomie. W ostatnim już eksperymencie niektórzy wolontariusze byli zatem dodatkowo obciążani poznawczo. Wykonywali wymagające zadanie, procesy racjonalne były więc zaangażowane w coś innego i nie mogły powstrzymywać podpowiedzi przesądnej intuicji. Zgodnie z przypuszczeniami Risen i Gilovicha, ci badani z większym prawdopodobieństwem uznawali kuszenie losu za prawdę. Przesądy tworzą się niezwykle łatwo. Jesteśmy wyczuleni na informacje, które je potwierdzają, nie dostrzegamy zaś tego, co przeczy ich istnieniu. Potem automatycznie przewidujemy karę, która nas czeka za dane niedopatrzenie w niedalekiej przyszłości i koło się zamyka. Może też zadziałać mechanizm tzw. samospełniającego się proroctwa. Część przesądów jest uwspólniona w danej kulturze, istnieje też jednak sporo przekonań osobistych.
  15. Opowiadanie dowcipów to przyjemność, ale i ogromne ryzyko, zwłaszcza gdy są kiepskie. Okazuje się bowiem, że publika reaguje na nietrafione żarty sporą wrogością. Nic dziwnego, że komicy mówią o umieraniu na scenie... Nancy Bell, lingwistka z Washington State University, zaczęła swoje badania w 2007 roku. Sprawdzała, co się stanie, gdy słuchacze nie doczekają się obiecanej dawki dobrego humoru. Najgorzej zachowywała się publika najbliższa opowiadającemu, tzn. przyjaciele i rodzina. Ataki miały na celu społeczne wykluczenie lub poniżenie opowiadającego zły dowcip. Okazjonalnie przerywały je wulgarne uwagi, piorunujące spojrzenia, a czasem nawet solidne uderzenia w ramię. Warto mieć świadomość, jakim żartem posłużyła się w badaniach Bell. Nie miał w sobie nic obraźliwego ani niepoprawnego politycznie. Był dziecinnie naiwny. A oto on: Co powiedział duży komin do małego? Odpowiedź: Nic, bo kominy nie mówią. Głucha cisza to najlepszy wariant zachowania "wdrażanego" po wysłuchaniu głupiego żartu. Niemal połowa badanych osób (44%) zareagowała czymś pomiędzy bezczelnymi uwagami a bezpośrednią agresją słowną. Wg pani profesor, chęć ukarania kiepskiego komika wynika z pogwałcenia kilku zasad, które regulują kontakty międzyludzkie. Po pierwsze, dowcip zakłóca naturalny przebieg rozmowy. Zazwyczaj tolerujemy takie wtręty, ponieważ nagrodą jest porcja dobrej zabawy. Gdy kawał zawodzi, stanowi to odstępstwo od pewnej umowy społecznej. Kara stanowi sposób powiadamiania "przestępcy" o złamaniu zasad. Skutecznie odwodzi go też od ponawiania podobnych prób w przyszłości. Po drugie, zaliczenie do grona osób odpowiednich do wysłuchania głupiego żartu bezpośrednio obraża słuchaczy, a właściwie ich poczucie humoru. Trzeba więc ostro zareagować w obronie swojej dobrej reputacji. Czemu najostrzej reagują najbliższe osoby? Ponieważ są mocno, w dodatku od wielu lat związane z kiepskim kawalarzem i tak najprawdopodobniej pozostanie. Nie zatrudnia się niemądrze żartującej siostry, nie można jej zatem zwolnić. Nagana to komunikat w rodzaju: Słuchaj, nie chcę spędzić kolejnych 10 lat na wysłuchiwaniu twoich nędznych dowcipów. Na siłę i szybkość reakcji wpływa też wiek. "Im młodsi i bliżsi wiekiem jesteśmy pseudokomikowi, tym większe prawdopodobieństwo, że go zaatakujemy po nieudanej próbie rozbawienia audytorium". Wcale nie dziwi też zdecydowane krytykowanie przez dzieci nieśmiesznych "popisów" rodziców. Rozprawa doktorska Bell dotyczyła posługiwania się humorem przez osoby, dla których angielski jest drugim językiem. Potem lingwistka zajęła się zagadnieniem nietrafionego dowcipu. Eksperymentalny kawał wybrała spośród wielu równie złych, rozpowszechnianych za pośrednictwem Internetu. W realizacji zadania pomagali jej studenci, którzy wplatali go do rozmów. W sumie kominowy dowcip pojawił się w 207 pogawędkach.
  16. Cingular Wireless, największy amerykański operator telefonii komórkowej, ogłosił, że posiadaczom najstarszych modeli telefonów będzie doliczał do abonamentu 4,99 USD. Wyższe rachunki trafią do nich już we wrześniu. Taki ruch ma na celu zmuszenie klientów do korzystania z nowszych technologii. Około 4,7 miliona osób, czyli 8% z ponad 57-milionowej rzeszy abonentów Cingular Wireless, wciąż korzysta z TDMA oraz sieci analogowych, które powstały ponad 20 lat temu. Cingular od lat próbuje wdrożyć u siebie jednolity standard – GSM. Przedsiębiorstwo chce zaoszczędzić pieniądze, które wydaje obecnie na utrzymanie różnych sieci. Jego przedstawiciele liczą się też z tym, że wprowadzenie dodatkowej opłaty spowoduje odpływ klientów do konkurencji. Cingular planuje wyłączenie sieci TDMA w 2008 roku. Natomiast sieć analogowa, zgodnie z przepisami Federalnej Komisji Komunikacji, musi być utrzymywana do lutego 2008.
  17. Niedawno media szeroko rozpisywały się o uczniu, którzy rzekomo został ukarany przez szkołę za uruchomienie przeglądarki Firefox podczas lekcji informatyki. Okazuje się, że cała historia została wyssana z palca. Dyrektor wspomnianej szkoły, John Scudder, oświadczył, że to, co media przedstawiły jako uwagę w dzienniczku ucznia i nakaz pozostania przez niego po lekcjach w szkole, w rzeczywistości dotyczyło zupełnie innej sprawy, w której uczeń został ukarany i nie miało nic wspólnego z Firefoksem. Treść uwagi została zmieniona tak, by wywołać sensację. Ze względu na ochronę danych osobowych dyrektor Scudder nie mógł zdradzić, którego ucznia i za co w rzeczywistości ukarano. Przypomnijmy, że media doniosły, iż w szkole Big Spring High School jeden z uczniów uruchomił Firefoksa zamiast Internet Explorera. Nauczyciel miał mu zwrócić kilkukrotnie uwagę, a gdy to nie poskutkowało, kazał uczniowi zostać dwie godziny po lekcjach. Teraz okazuje się, że cała sprawa jest fałszywkę, która dowodzi, jak łatwo wywołać histerię i wprowadzić w błąd nawet poważne serwisy informacyjne.
  18. Microsoft zapowiada, że będzie się odwoływał od decyzji Komisji Europejskiej, która nakazała firmie zapłacenie 280,5 miliona euro grzywny. Bardzo szanujemy Komisję Europejską ale nie sądzimy, by wielkość kary była adekwatna. Odwołamy się od tej decyzji do sądu – powiedział Brad Smith, główny prawnik amerykańskiego koncernu. Od wydaniu przez Komisję decyzji Microsoft ma 2 miesiące i 10 dni na odwołanie się od niej. Firma ma zamiar podważyć decyzję wskazują na to, że zalecenia KE były niejasne. Nie sądzimy by jakakolwiek grzywna, pomijając już jej wysokość, była odpowiednia biorąc pod uwagę niejasności występujące w pierwotnym orzeczeniu Komisji – dodał Smith. Koncern będzie chciał wykazać przed sądem, że zalecenia eurourzędników nie były jasno sformułowane. Podniesiona zostanie też kwestia działania w dobrej wierze. Zawsze, gdy byliśmy o coś przez Komisję poproszeni, robiliśmy to. Celem grzywny jest wymuszenie jakiegoś działania, ale nie trzeba na nas nakładać grzywny, byśmy coś zrobili – mówi prawnik. Poinformował jednocześnie, że 300-osobowy zespół pracowników Microsoftu jest odpowiedzialny za przygotowywanie i dostarczanie dokumentów wymaganych przez Komisję. Smith zwrócił też uwagę na fakt, że decyzja Komisji zapadła na dwa tygodnie przed ostatecznym terminem, który poprzednio KE dała Microsoftowi na wywiązanie się z nałożonych obowiązków.
  19. Neelie Kroes, szefowa komisji odpowiedzialnej w UE za wolną konkurencję stwierdziła, że "nie widzi innego sposobu", jak tylko ukaranie Microsoftu wysoką grzywną za złamanie zaleceń eurourzędników. W marcu 2004 roku Komisja doszła do wniosku, że Microsoft nadużywa pozycji swojego systemu operacyjnego Windows i nakazała firmie, by ujawniła innym przedsiębiorstwom informacje wymagane do tego, by konkurencyjne produkty bez przeszkód mogły współpracować z Windows. Od tamtej pory Microsoft odwleka, zdaniem urzędników, ujawnienie danych. Koncernowi z Redmond grozi grzywna w wysokości do 2 milionów euro dziennie. Kroes oficjalnie nie chciała się wypowiadać na temat sumy, którą zostanie ukrarana firma Gatesa. Microsoft ze swej strony twierdzi, że wykonał wszelkie postanowienia Komisji i grzywna jest nieuzasadniona.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...