Jump to content
Forum Kopalni Wiedzy

Search the Community

Showing results for tags 'Facebook'.



More search options

  • Search By Tags

    Type tags separated by commas.
  • Search By Author

Content Type


Forums

  • Nasza społeczność
    • Sprawy administracyjne i inne
    • Luźne gatki
  • Komentarze do wiadomości
    • Medycyna
    • Technologia
    • Psychologia
    • Zdrowie i uroda
    • Bezpieczeństwo IT
    • Nauki przyrodnicze
    • Astronomia i fizyka
    • Humanistyka
    • Ciekawostki
  • Artykuły
    • Artykuły
  • Inne
    • Wywiady
    • Książki

Find results in...

Find results that contain...


Date Created

  • Start

    End


Last Updated

  • Start

    End


Filter by number of...

Joined

  • Start

    End


Group


Adres URL


Skype


ICQ


Jabber


MSN


AIM


Yahoo


Lokalizacja


Zainteresowania

Found 55 results

  1. W lutym Facebook zaczął usuwać posty, w których twierdzono, że koronawirus SARS-CoV-2 jest dziełem człowieka. Działanie takie było częścią kampanii mającej na celu usuwanie fałszywych stwierdzeń na temat COVID-19 i szczepionek. Posty automatycznie usuwano, a użytkownik, który wielokrotnie takie treści publikował, narażał się na blokadę konta. Teraz Facebook znosi zakaz i pozwala na publikowanie informacji o tym, że SARS-CoV-2 został stworzony przez ludzi. W świetle toczącego się śledztwa dotyczącego pochodzenia COVID-19 oraz po konsultacjach z ekspertami ds. zdrowia publicznego, zdecydowaliśmy, że nie będziemy więcej blokowali twierdzeń, jakoby COVID-19 był dziełem człowieka. Będziemy nadal współpracować z ekspertami by dotrzymywać kroku zmieniającej się naturze pandemii i aktualizować naszą politykę w miarę, jak pojawiają się nowe fakty i trendy, oświadczyli przedstawiciele Facebooka. Do zmiany polityki Facebooka doszło po tym, jak The Wall Street Journal poinformował, że amerykańskie służby specjalne zdobyły wskazówki sugerujące, iż wirus mógł wydostać się z laboratorium. Zdaniem służb, w listopadzie 2019 roku trzech pracowników Instytutu Wirologii w Wuhan trafiło do szpitala z objawami podobnymi do grypy. Facebook z jednej strony poluzował algorytmy ograniczające wolność wypowiedzi, z drugiej zaś strony, tego samego dnia, zaczął ostrzej traktować użytkowników, którzy regularnie rozpowszechniają fałszywe informacje. Zgodnie z nowymi zasadami, jeśli posty jakiegoś użytkownika zostaną wielokrotnie oznaczone jako fałszywe, Facebook usunie wszystkie jego posty, nawet te, które jako fałszywe nie były oznaczone. Ponadto użytkownicy, którzy mają w ulubionych profile rozpowszechniające fałszywe informacje, będą przed tymi profilami ostrzegani za pomocą wyskakujących okienek. « powrót do artykułu
  2. Sąd Federalny dla Północnego Okręgu Kalifornii zatwierdził ugodę, w ramach której Facebook ma wypłacić użytkownikom 650 milionów dolarów odszkodowania za to, że bez wyraźnej zgody poddał ich zdjęcia obróbce za pomocą technologii rozpoznawania twarzy. W ramach ugody trzej powodzi otrzymają po 5000 USD, a niemal 1,6 miliona innych użytkowników może odebrać od Facebooka po co najmniej 345 dolarów. Sprawa rozpoczęła się w 2015 roku, gdy trzech mieszkańców Illinois złożyło proces zbiorowy przeciwko serwisowi społecznościowemu. Oskarżyli oni Facebooka, że złamał prawo stanu Illinois poprzez stworzenie mechanizmu oznaczania użytkowników, który wykorzystywał skanowanie zdjęć twarzy bez wyraźnego zezwolenia zainteresowanych osób. Stanowy Biometric Information Privacy Act pozwala obywatelom na pozwanie firmy, która bez ich zgody zbiera dane biometryczne. Mechanizm oznaczania zdjęć Facebooka pozwala użytkownikom na oznaczanie ich znajomych, a narzędzie Tag Sugestions wskazuje, kim może być oznaczana osoba. Gdy pozew trafił do sądu, prawnicy Facebooka utrzymywali, że jest on bezpodstawny i zapowiadali obronę. W 2019 roku Facebook zmienił działanie swojego mechanizmu tak, że jest on dobrowolny. Praktyką amerykańskich sądów jest dążenie do zawierania przedsądowych ugód w tego typu sprawach. Sędzia James Donato właśnie zatwierdził ugodę. W sądowych dokumentach czytamy, że jest to jedna z największych ugód dotyczących kwestii naruszenia prywatności,a każdy zainteresowany przystąpieniem do sporu otrzyma co najmniej 345 dolarów odszkodowania. To nie jedyne problemy Facebooka związane z ochroną prywatności. Przed dwoma tygodniami rozpoczęto też pozew zbiorowy w Londynie. Jest on związany ze skandalem wokół Cambridge Analityca. Pozew złożył dziennikarz Peter Jukes, który oskarża Facebooka, że dał aplikacji firmy trzeciej dostęp do danych milionów użytkowników. Dane te zostały później wykorzystane przez Cambridge Analytica. « powrót do artykułu
  3. Google zagroził zbanowaniem całej Australii, a Facebook zapowiada, że usunie ze swojego news feeda treści z australijskich mediów. Wszystko dlatego, że parlament Australii toczy debatę na temat ustawy, zgodnie z którą firmy takie jak Google i Facebook zostałyby zobowiązane do zapłaty autorom za treści, które wykorzystują. Ustawa przewiduje, że jeśli strony nie doszłyby do porozumienia ws. stawek, koncerny internetowe musiałyby płacić stawki określone w ustawie. Dyrektor Google Australia, Mel Silva, poinformowała, że ustawa taka stanowiłaby „niebezpieczny precedens”, a sama firma przedstawiła rządowi ultimatum, w którym grozi, że przestanie świadczyć swoje usługi na terenie Australii. Prawo do nieograniczonego linkowania pomiędzy witrynami to podstawa działania wyszukiwarki, jeśli nowe przepisy weszłyby w życie działanie wyszukiwarki byłoby związane z olbrzymim ryzykiem finansowym i operacyjnym i nie mielibyśmy innego wyjścia, niż zaprzestanie oferowania usług Google Search na terenie Australii, stwierdziła Silva podczas przesłuchań przed Senatem. Dodała przy tym, że firma jest skłonna do płacenia mediom za tworzone przez nich treści i podała przykład około 450 tego typu umów, jakie Google podpisało z firmami na całym świecie. Premier Australii Scott Morrison oświadczył, ze jego rząd nie będzie reagował na groźby. Niech wszystko będzie jasne. To Australia określa, co można robić na terenie Australii. Takie decyzje są podejmowane przez nasz parlament i przez nasz rząd. Tak to działa w Australii. Ci, którzy się z tym zgadzają, są przez nas chętnie widziani. Najlepszym dowodem na to, że sprawy zaszły za daleko jest fakt, że prywatna firma, korzystając ze swojej monopolistycznej decyzji, próbuje zastraszać suwerenne państwo, mówi Chris Cooper, dyrektor organizacji Reset Australia, która stara się o uregulowanie działalności koncernów technologicznych. Z kolei przedstawiciele australijskiego Facebooka stwierdzili, że jeśli nowe przepisy zostaną uchwalone, to nie tylko media, ale również zwykli Australijczycy nie będą mogli umieszczać w news feedzie odnośników do australijskich mediów. Josh Machin, dyrektor ds. polityki w Facebook Australia powiedział podczas przesłuchania przed parlamentem, że w feedzie przeciętnego użytkownika informacje z mediów stanowią jedynie 5% treści i Facebook nie odnosi z nich zbyt dużych korzyści finansowych. Słowa te skomentował Dan Stinton dyrektor australijskiej wersji Guardiana, który stwierdził, że informacje prasowe angażują użytkowników Facebooka, powodują, że ci dłużej w serwisie pozostają, klikają, więc dziwić mogą słowa Machina twierdzącego, że nie przynosi to serwisowi korzyści materialnych. Niezależny senator Rex Patrick porównał odpowiedź Google'a z reakcją Chin, które zagroziły Australii wojną handlową, gdyby australijskie władze prowadziły śledztwo ws. wybuchu pandemii COVID-19. Wy nie usiłujecie chronić praw użytkowników do wyszukiwania. Wy usiłujecie chronić swoje konto bankowe, stwierdził Patrick. Przeciwnicy narzucenia regulacji twierdzą, że bronią wolnego internetu. Jednak Dan Stinton zwraca uwagę, że wolny internet, o którym mówią, przestał istnieć wiele lat temu i obecnie jest zdominowany przez kilka wielkich amerykańskich korporacji. Sinton dodaje, że z Facebooka korzysta 17 milionów Australijczyków, a z Google'a – 19 milionów. O tym, co Australijczycy robią w internecie decydują algorytmy tych firm, stwierdza Stinton. Smaczku całemu sporowi dodaje fakt, że przedstawiciele Google'a przyznali, iż w ramach eksperymentu celowo ukrywali w wyszukiwarce pewne treści. Zapewnili jednak, że to nie problem, gdyż były one ukrywane przed 1% australijskiej populacji. Nowa ustawa trafiła do parlamentu po 18-miesięcznym przeglądzie dokonanym przez Australijską Komisję ds. Konkurencji i Konsumentów. Urząd stwierdził, że monopolistyczna pozycja gigantów IT, jaką ci mają w stosunku do mediów, jest groźna dla demokracji. W spór włączył się rząd USA. Jego przedstawiciele wyrazili zaniepokojenie próbą regulowania na drodze ustawowej pozycji graczy rynkowych. « powrót do artykułu
  4. Facebook ostrzega, że może wycofać się z Europy, jeśli irlandzki komisarz ds. ochrony danych osobowych wymusi na portalu zakaz przesyłania danych do USA. Obawy Facebooka związane są z wyrokiem Trybunału Sprawiedliwości Unii Europejskiej, który w lipcu orzekł, że firmy takie jak Facebook robią zbyt mało, by uniemożliwić amerykańskim służbom specjalnym uzyskanie dostępu do danych użytkowników Co prawda wyrok nie oznacza, że przedsiębiorstwa mają natychmiast zaprzestać przekazywania danych do USA, jednak wymaga, by odpowiednie władze w krajach członkowskich UE upewniły się, iż dane takie podlegają ochronie zgodnie z RODO. Sprawa sięga swoim początkiem października 2014 roku. Wtedy to austriacki prawnik i aktywista Max Schrems zwrócił się do sądu. Argumentował, że rewelacje ujawnione przez Wikileaks pokazują, iż prywatność Europejczyków nie jest odpowiednio chroniona, jeśli ich dane trafią na serwery do USA, gdyż amerykańska Narodowa Agencja Bezpieczeństwa prowadzi inwigilację na szeroką skalę, a amerykański system prawny chroni tylko prawa obywateli USA. Po wyroku sądu Schrems stwierdził, że teraz odpowiednie instytucje unijnych krajów nie mogą już odwracać wzroku i muszą podjąć działania. Jasnym jest teraz, że USA będą musiały zmienić swoje przepisy dotyczące inwigilacji, jeśli amerykańskie firmy mają odgrywać rolę na rynku UE, stwierdził. Teraz w złożonych przed sądem w Dublinie dokumentach Facebook ostrzega, że jeśli irlandzkie władze wymuszą obowiązywanie wyroku sądu, to Facebook nie będzie mógł działać. Jeśli nie będziemy mogli w ogóle transferować danych do USA, nie wiemy, w jaki sposób będziemy mogli w UE świadczyć usługi serwisów Facebook i Instagram, mówi główna prawnik koncernu, Yvonne Cunnane. Złożone przez nas dokumenty to prosty opis rzeczywistości. Działalność Facebooka, podobnie jak wielu przedsiębiorstw, organizacji i usług, zależy od możliwości transferu danych pomiędzy USA a Unią Europejską. Brak bezpiecznej i legalnej możliwości wymiany danych zaszkodzi gospodarce i spowolni odbudowę firm wychodzących z pandemii COVID-19. Schrams już w 2011 roku zaczął wysyłać skargi do irlandzkiego komisarza ds. ochrony danych osobowych. Gdy dwa lata później serwis Wikileaks ujawnił, że NSA na wielką skalę inwigiluje użytkowników różnych serwisów internetowych, skargi Schramsa nabrały dodatkowej wagi. Już w 2015 roku odpowiednie sądy orzekły, że w obliczu działań NSA umowy pomiędzy USA a UE pozwalające na transfer danych są wadliwe. Unia Europejska podpisała z USA kolejną umowę, jednak ta w lipcu bieżącego roku również została uznana za wadliwą. Niedawno irlandzki komisarz ds. ochrony danych osobowych wszczął odpowiednie działania. Przygotował wstępny wniosek zakazujący Facebookowi transferu danych za granicę. Teraz Facebook ostrzega, że może to poważnie zakłócić działania wielu firm. Nick Clegg, były wicepremier Wielkiej Brytanii, który obecnie jest wiceprezesem Facebooka ds. globalnej komunikacji stwierdził, że wymuszenie postulowanych rozwiązań, w najgorszym scenariuszu będzie oznaczało, że mały startup z Niemiec nie będzie mógł korzystać z amerykańskiego dostawcy chmury obliczeniowej, hiszpańska firma programistyczna nie będzie w stanie zatrudniać ludzi w różnych strefach czasowych, a francuski sprzedawca nie będzie mógł zbudować call center w Maroku. « powrót do artykułu
  5. Facebook zawiesił dziesiątki tysięcy aplikacji. Przyczyną podjęcia takiej decyzji były liczne naruszenia dokonywane przez te aplikacje, w tym nieprawidłowości w dzieleniu się danymi użytkowników. Ime Archibong, wiceprezes Facebooka ds. partnerstwa produktowego poinformował, że ruch taki ma związek z wciąż toczącymi się działaniami podjętymi w marcu 2018 roku po tym, jak dwa lata wcześniej okazało się, że firma Cambridge Analytica wykorzystywała dane nawet 87 milionów użytkowników Facebooka do profilowania wyborców w czasie kampanii prezydenckiej w USA. Wspomniane na wstępie dziesiątki tysięcy aplikacji zostało stworzonych przez około 400 deweloperów. Większość z nich zawieszono, ale części całkowicie zablokowano dostęp do serwisu społecznościowego. Blokadę nałożono za nieprawidłowe dzielenie się danymi, udostępniania danych bez ich anonimozowania czy też naruszenia zasad serwisu. Jedną z takich aplikacji jest myPersonality, która nieprawidłowo chroniła dane użytkowników, a jej twórcy odmówili przedstawicielom Facebooka przeprowadzenia audytu. Ponadto Facebook podjął działania prawne przeciwko niektórym deweloperom. To firmy takie jak LionMobi czy JediMobi, których aplikacje zarażały użytkowników szkodliwym kodem mającym przynieść im zyski. Pozwano też dwóch Ukraińców, Gleba Sluchewskiego i Andrieja Gorbaczowa, których aplikacja nielegalnie gromiadziła dane oraz południowokoreańską firmę analityczną Rankwave, która odmówiła wspópracy z Facebookiem. Dokumenty złożone przed sądem stanowym w Bostonie, które trafiły tam w ramach śledztwa prowadzonego przez prokuratora generalnego stanu Massachusetts, wskazują, że Facebook zawiesił 69 000 aplikacji, z czego 10 000 mogło niewłaściwie posługiać się danymi. « powrót do artykułu
  6. Facebook ma zamiar wydać kryptowalutę o nazwie Libra. Firma chce dzięki niej rozszerzyć swoją działalność poza serwisy społecznościowe i wejść na rynek handlu i płatności. Firma Zuckerberga podpisała umowę z 28 partnerami tworzącymi Libra Association z siedzibą w Genewie. Będą wspólnie zarządzali nową kryptowalutą. Libra ma ukazać się w pierwszej połowie przyszłego roku. Facebook utworzył jednocześnie spółkę-córkę Calibra, która będzie oferowała cyfrowe portfele do przechowywania, wysyłania i przyjmowania Libr. Calibra zostanie podłączona do platform Messenger i WhatsApp, które już obecnie mają ponad miliard użytkowników. Dzięki temu, jak ma nadzieję Facebook, ułatwi to transakcje na całym świecie, a osoby, które dotychczas nie miały styczności z bankami, po raz pierwszy w życiu skorzystają z usług finansowych. Z ramienia Facebooka projektem zarządza David Marcus, były menedżer PayPala. Wyjaśnił on, że „libra” to nazwa rzymskiej jednostki wagi, astronomicznego symbolu sprawiedliwości oraz francuskiego słowa oznaczającego wolność. "Wolność, sprawiedliwość i pieniądze, to właśnie to, co tutaj mamy", powiedział. Nie wiadomo, jak urzędy antymonopolowe mogą zareagować na inicjatywę Facebooka. To z pewnością ruch, który może wzmocnić i tak już potężny koncern. Z drugiej jednak strony rynek kryptowalut jest słabo regulowany przez państwa. Najbardziej znana kryptowaluta świata, Bitcoin, pojawiła się w 2008 roku. Od tamtej pory stworzono tysiące kryptowalut. Facebook to jeden z wielu gigantów rynku IT, który próbuje wejść na ten rynek. Jego zasięg i potęga dają mu sporą przewagę nad konkurencją. Tym bardziej, że członkami Libra Association i partnerami Faceooka są m.in. eBay, VISA, Mastercard, PayPal, Spotify, Uber czy fundusz venture capital Andreessen Horowitz, którego współzałożycielem jest współtwórca legendarnych przeglądarek Mosaic i Nestcape. « powrót do artykułu
  7. Facebook przyznał, że udostępnia reklamodawcom numery telefonów ludzi, którzy w ramach dodatkowego zabezpieczenia swojego konta, używają ich na Facebooku. Koncern nie miał innego wyjścia. Badania przeprowadzone przez dwa uniwersytety wykazały, że reklamodawcy korzystają z numerów, które na Facebooku mają służyć lepszemu zabezpieczeniu konta. Dzięki nim można korzystać z usługi dwustopniowego uwierzytelniania, w czasie którego musimy podać nie tylko hasło, ale też kod przysłany SMS-em. Okazuje się, że numery telefonów są wykorzystywane niezgodnie z przeznaczeniem. Ma to miejsce mimo tych wszystkich zabezpieczeń i kontroli prywatności, stwierdzili naukowcy, którzy odkryli problem. Celem ich badań było określenie sposobów wykorzystywanych przez reklamodawców do zdobycia osobistych danych użytkowników Facebooka, WhatsAppa i Messengera. Badania te wzmacniają tylko podejrzenia, że Facebook używa różnych źródeł danych, i niekoniecznie są to dane, które użytkownik zgodził się przekazać koncernowi, do zarabiania jeszcze większych pieniędzy z reklamy. Rzecznik prasowa serwisu stwierdziła: Używamy informacji udostępnianych przez użytkowników, by zaoferować im bardziej spersonalizowaną zawartość, w tym reklamy. Jasno mówimy, jak wykorzystujemy zebrane przez siebie informacje, w tym informacje kontaktowe, które ludzie dodają do własnych kont. « powrót do artykułu
  8. Ciągły spadek zainteresowana Facebookiem w USA powoduje, że w ciągu 2-3 miesięcy straci on na rzecz YouTube'a pozycję drugiej najchętniej odwiedzanej witryny w USA. W ciągu ostatnich 2 lat ruch generowany na Facebooku przez Amerykanów zmniejszył się niemal o połowę. Tymczasem popularność YouTube'a ciągle rośnie. Badania przeprowadzone przez firmę SimilarWeb na zlecenie CNBC ujawniły, że miesięczna liczba odsłon Facebooka dokonywana z USA zmniejszyła się z 8,5 miliarda przed dwoma laty do obecnych 4,7 miliarda. Skandale takie jak ten związany z Cambridge Analytica pokazały, że serwis Zuckerberga nie potrafi upilnować danych użytkowników, co zniechęciło znaczną ich część. Co prawda aplikacje Facebooka są coraz popularniejsze, jednak te wzrosty nie rekompensują spadku odwiedzin witryny. Niezagrożona pozostaje pozycja Google'a. W lipcu bieżącego roku witrynę tę Amerykanie odwiedzili aż 15 miliardów razy. Poza nią, Facebookiem i YouTube'em w najpopularniejszej piątce witryn plasują się jeszcze Yahoo! i Amazon. Zaskakujący może być fakt, że Yahoo! jest wciąż popularniejsze od Amazona, jednak najprawdopodobniej zmieni się to w ciągu najbliższych miesięcy. Od ubiegłorocznych świąt Bożego Narodzenia Amazon notuje duże wzrosty liczby odwiedzin. Przejawem tego trendu był niezwykle udany Amazon Prime Day z lipca bieżącego roku, kiedy to w ciągu zaledwie 36 godzin klienci dokonali zakupów na kwotę niemal 4 miliardów dolarów. Z rosnącą popularnością Amazona wiąże się rosnąca zamożność jego właściciela. Majątek Jeffa Bezosa jest wyceniany obecnie na 150 miliardów dolarów i jest on najbogatszym człowiekiem na świecie. « powrót do artykułu
  9. Z 747-stronicowej dokumentacji przesłanej przez Facebooka do Kongresu USA dowiadujemy się, że dostęp do danych zbieranych przez serwis społecznościowy miały w przeszłości 52 firmy. Facebook udostępniał dane na temat użytkowników na podstawie specjalnych umów, których celem było upewnienie się, że urządzenia i aplikacji zewnętrznych firm będą współpracowały z serwisem. Wśród firm, którym Facebook udostępniał dane są Apple, Blackberry, Amazon czy Microsoft. Są wśród nich też chińskie firmy, jak Huawei i Alibaba. Co do niektórych z nich amerykańscy politycy i służby specjalne wyrażają obawy, związane z ich działaniami przeciwko amerykańskiemu bezpieczeństwu narodowemu. Facebook poinformował, że dotychczas zaprzestał współpracy z 38 z 52 wymienionych w raporcie firm. Do końca lutego zakończy kolejnych siedem kontraktów, a do końca października wygaśnie jeszcze jeden. Już teraz wiadomo, że Facebook nadal będzie współpracował z Amazonem, Apple'em i Alibabą. Koncern Zuckerberga zapewnił, że większość ze wspomnianych umów o partnerstwie zostało zawartych jeszcze przed rozpowszechnieniem się zaawansowanych smartfonów, które znakomicie ułatwiły dostęp do internetu. Gdy je podpisywano większość użytkowników korzystała z urządzeń mobilnych, które w bardzo ograniczony sposób pozwalały na używanie sieci. Wiadomo też, że przynajmniej niektórym partnerom, takim jak AOL, Audi, Panasonic czy aplikacja randkowa Hinge, udostępniono nie tylko dane użytkowników, ale również znajomych z ich listy kontaktów. Producenci aplikacji mieli więc np. dostęp do numerów telefonów ludzi, którzy z ich aplikacji nie korzystali. « powrót do artykułu
  10. Facebook przyznał, że od co najmniej 2010 roku udostępnia dane użytkowników co najmniej 4 chińskim przedsiębiorstwom. Część prywatnych danych użytkowników Facebooka trafia do Lenovo, Oppo i TCL. Dostęp do danych ma też firma Huawei, która według amerykańskich służb wywiadowczych stanowi potencjalne zagrożenie dla bezpieczeństwa narodowego USA. Przedstawiciele Facebooka zapowiedzieli, że do końca bieżącego tygodnia wypowiedzą umowę z Huawei. Inne umowy pozostaną w mocy. Koncern Zuckerberga udostępnia prywatne dane użytkowników wielu przedsiębiorstwom, w tym Amazonowi, Apple'owi, BlackBerry i Samsungowi. Umowy, na podstawie których udostępniane są dane to część strategii, której celem jest przekonanie większej liczby użytkowników urządzeń mobilnych do korzystania z Facebooka. Dzięki nim producenci urządzeń mogli zaoferować takie funkcje Facebooka jak książki adresowe, przycisk „Lubię to” czy aktualizacje statusu. Chińskie przedsiębiorstwa uzyskały w ramach umów podobne uprawnienia co kanadyjskie BalckBerry. Mogą pobierać dokładne informacje o samych użytkownikach urządzeń mobilnych jak i o wszystkich ich znajomych. Senator John Thune, który stoi na czele Komitetu Handlu domaga się, by Facebook dostarczył Kongresowi szczegółowych danych na temat podpisanych umów. Kierowany przez Thune'a komitet nadzoruje Federalną Komisję Handlu (FTC), która bada, czy polityka prywatności Facebooka nie naruszyła zasad FTC. Amerykańskich prawodawców martwi przede wszystkim umowa z Huawei. Związki pomiędzy tą firmą a chińską Partią Komunistyczną są znane od lat. Facebook zapewnia jednak, że wszelkie informacje przekazywane Huawei były przechowywane na urządzeniach użytkowników, a nie na serwerach chińskiej firmy. Huawei to firma założona przez byłego inżyniera armii chińskiej. Firma otrzymała od państwowych banków miliardy dolarów kredytów na zagraniczną ekspansję. Amerykańskie władze od lat traktują to przedsiębiorstwo podejrzliwie i radzą swoim firmom telekomunikacyjnym, by unikały kupowania sprzętu Huawei. Facebook, który od 2009 roku jest zakazany w Chinach, od wielu lat próbuje powrócić na rynek Państwa Środka. « powrót do artykułu
  11. Po skandalu wokół firmy Cambridge Analytica, która pozyskała z Facebooka informacje o dziesiątkach milionów użytkowników i wykorzystała je do profilowania wyborców, serwis społecznościowy znacznie ostrożniej podchodzi do projektów związanych z przetwarzaniem danych. Przedstawiciele firmy oświadczyli, że wstrzymuje ona projekt pozyskania danych pacjentów z dużych amerykańskich szpitali. Informacje takie, po połączeniu ich z informacjami tych osób z ich kont na Facebooku, miały być wykorzystane w projekcie badawczym. Prace nigdy nie wyszły poza fazę planowania. Nie otrzymaliśmy ani nie analizowaliśmy żadnych danych, zdradził anonimowy przedstawiciel Facebooka. Środowiska medyczne od dawna wiedzą, że informacje dotyczące rodziny i przyjaciół pacjenta mogą być pomocne. Jednak, aby opracować odpowiednie terapie, konieczne jest głębsze zrozumienie tych zależności. Facebook, w porozumieniu ze szpitalami, chciał połączyć dane o zdrowiu pacjentów z danymi na temat ich rodziny, znajomych, aktywności czy zainteresowań, co w wielu przypadkach pozwoliłoby na stworzenie lepszego planu leczenia. Obecnie jednak, po tym, jak najwyżsi rangą menedżerowie Facebooka przyznali, że popełnili błąd dając Cambridge Analytica dostęp do użytkowników serwisu, opinia publiczna z uwagą przygląda się temu, co Facebook robi z danymi. Prowadzenie tego typu projektów będzie więc przez jakiś czas utrudnione. « powrót do artykułu
  12. Po ostatnim skandalu wokół firmy Cambridge Analytica, coraz więcej firm wstrzymuje się z reklamowaniem swoich usług na Facebooku. Przypomnijmy, że Cambridge Analytica nielegalnie pozyskała dane dziesiątków milionów użytkowników Facebooka i wykorzystywała je podczas kampanii wyborczych w różnych krajach, wpływając na wynik wyborów. Robimy sobie przerwę od Faceboka, oświadczyli przedstawiciele Mozilli. Firma nie kasuje jednak swojego konta i rozważy powrót do serwisu społecznościowego, jeśli wprowadzi on mechanizmy lepiej chroniące prywatność użytkowników. Niemiecki Commerzbank również oświadczył, że przerywa kupowanie reklam na Facebooku i przeprowadzi analizy dotyczące mechanizmów bezpieczeństwa stosowane przez serwis społecznościowy. Firma Sonos, sprzedająca elektronikę konsumencką, stwierdziła, że przez tydzień nie będzie reklamowała się na Facebooku, Twitterze, Instagramie i Google'u. Skandal wokół Cambridge Analytica, podobnie jak wiele innych informacji nadchodzących z Krzemowej Doliny, każe nam zadać pytanie, czy przemysł IT dobrze równoważy swój własny interes z jednym ze swoich największych obowiązków – dbaniem o prywatność użytkowników, czytamy na blogu tej firmy. Elon Musk oświadczył, że wyłącza facebookowe profile Tesli i SpaceX. Trzeba jednak zapytać, czy nie są to tylko gesty symboliczne. Facebook ma tak olbrzymi zasięg, że wielkie firmy nie mogą go ignorować. Z pewnością jednak ich postępowanie to problem dla serwisu społecznościowego. Firma Zuckerberga ma na głowie też co najmniej sześć pozwów związanych ze skandalem Cambridge Analytica. Wśród nich jest jeden pozew zbiorowy i trzy pozwy od akcjonariuszy. Śledztwo w sprawie serwisu prowadzą też stany Nowy Jork, Massachusetts i, podobno, Federalna Komisja Komunikacji. Niewykluczone, że dojdzie do przesłuchania przed Kongresem USA i Parlamentem Wielkiej Brytanii. Tymczasem brytyjskie władze przeszukały siedzibę Cambridge Analytica. « powrót do artykułu
  13. W ubiegłym roku ktoś założył na Facebooku fałszywy profil admirała US Navy Jamesa Stavridisa i zaprosił do niego wielu wysokich rangą oficerów, urzędników zajmujących się obronnością i polityków. Osoby te, dopisując się jako znajomi, ujawniły wiele swoich prywatnych danych, takich jak adresy e-mail, zdjęcia, numery telefonów czy dane swoich bliskich. Najprawdopodobniej profil został założony przez jedną ze służb wywiadowczych. I chociaż oficjalnie nikt nikogo nie oskarża, The Telegraph twierdzi, że zdaniem ekspertów fałszywka została stworzona przez chiński wywiad. Wybór Stavridisa nie był przypadkowy. Admirał jest szefem Naczelnego Dowództwa Połączonych Sił Zbrojnych w Europie. Przedstawiciele NATO zapewniają, że nie doszło do wycieku żadnych poufnych informacji, gdyż nikt w serwisie społecznościowym nie porusza tego typu tematów. Istniało już wiele fałszywych profili najwyższych dowódców. Wraz z Facebookiem je usuwamy. Nie wiemy, czy założyli je Chińczycy. Dla Facebooka najważniejsze jest usuwanie takich profili. Chcemy być przede wszystkim pewni, że opinia publiczna nie jest wprowadzana w błąd. Media społecznościowe odegrały ważną rolę podczas kampanii w Libii. Odzwierciedlały one poglądy opinii publicznej i otrzymaliśmy dzięki nim olbrzymią ilość informacji dotyczących lokalizacji jednostek bojowych libijskiego reżimu. To nam otworzyło oczy. Dlatego też chcemy, by ludzie ufali mediom społecznościowym - stwierdził rzecznik NATO.
  14. Giełdowy debiut Facebooka powiększy majątek Marka Zuckerberga i jednocześnie sprawi, że może mu zostać naliczony podatek w wysokości nawet 2... miliardów dolarów. Zdaniem ekspertów, to jeden z najwyższych podatków osobistych. Nigdy nie widziałem podatku liczonego w miliardach. Widziałem podobne sumy, ale nie przekraczały miliarda - mówi Anthony Nitti, partner firmy Withum, Smith and Brown. Dzwoniłem do kilku znajomych z największych firm księgowych. Takie wymiar podatku widziało niewiele osób - dodaje. Kolosalna kwota, którą Zuckerberg być może zapłaci urzędowi podatkowemu wynika z tego, że ma on zamiar zrealizować swoje opcje na akcje. Założyciel Facebooka posiada obecnie 414 milionów akcji portalu, ale ma jeszcze prawo do zakupu po preferencyjnej cenie 6 centów za sztukę kolejnych 120 milionów akcji. Zuckerberg zapowiada, że zrealizuje to prawo, a następnie sprzeda część akcji, by móc zapłacić podatek. Papiery, jakie przysługują Zuckerbergowi, to taki typ akcji, który wymaga zapłacenia podatku nawet jeśli właściciel ich nie sprzedaje. To oznacza, że opodatkowana będzie różnica pomiędzy ceną zakupu akcji przez Zuckerberga a ich rynkową ceną w chwili realizacji zakupu. W złożonych przed Komisją Giełd dokumentach Facebook informuje, że spodziewa się osiągnąć cenę 29,73 USD za akcję, a to oznaczałoby, że papiery Zuckerberga będą wycenione w sumie na 3,6 miliarda dolarów. Eksperci spodziewają się jednak, że cena akcji portalu wyniesie od razu 40 dolarów, czyli akcje założyciela serwisu będą warte 5 miliardów dolarów. Od tego zapłaci on właśnie wspomniane 2 miliardy podatku. Tegoroczna najwyższa stawka podatkowa wynosi w USA 35%. Ponadto stan Kalifornia, w którym mieszka Zuckerberg, pobiera 10,3% podatku od osób, których dochody wyniosły co najmniej milion dolarów. Co prawda amerykańska skarbówka nie udziela informacji na temat poszczególnych podatników, jednak analizy za rok 2009 wykazały, że przeciętna wysokość podatku dochodowego, jaką zapłaciły osoby znajdujące się wśród 1% najlepiej zarabiających Amerykanów wyniosła 49 milionów dolarów. W sumie 400 najbogatszych obywateli USA zapłaciło 19,6 miliarda USD. Analitycy chwalą decyzję Zuckerberga. Podkreślają, że bańka dotkomowa z 2000 roku pokazała, iż po zakupie akcji po preferencyjnej cenie należy natychmiast część z nich sprzedać, by zapłacić podatek. W ubiegłej dekadzie wiele osób tego nie zrobiło i bardzo pożałowały swojej decyzji. Urząd skarbowy nalicza bowiem podatek w dniu zakupu akcji i jest on liczony od różnicy pomiędzy kwotą ich zakupu a ceną akcji w tym dniu. Gdy bańka dotkomowa rosła tysiące ludzi otrzymywało akcje po preferencyjnych cenach. Skarbówka naliczała podatek, a podatnicy czekali, aż ceny ich akcji jeszcze bardziej wzrosną. Gdy bańka pękła, ceny akcji poleciały na łeb na szyję, a podatek i tak trzeba było zapłacić.
  15. The Wall Street Journal informuje, że najprawdopodobniej już w najbliższą środę Facebook złoży pierwszą w swojej historii publiczną ofertę sprzedaży akcji (IPO). Specjaliści uważają, że firma chce zebrać około 10 miliardów USD. Jeśli jej się to uda będzie to jeden z największych debiutów w historii amerykańskiej giełdy. Rynkowa kapitalizacja Facebooka może wynieść początkowo 75-100 miliardów USD. Źródła, na które powołuje się WSJ informują, że za przeprowadzenie oferty odpowiedzialny będzie najprawdopodobniej Morgan Stanley. Niewykluczone jednak, że odpowiednie dokumenty nie zostaną złożone w Komisji Giełd w środę, ale dopiero za kilkanaście tygodni. szefostwo Facebooka rozważa podobno dwa możliwe scenariusze. W drugim z nich mówi się o terminie pomiędzy kwietniem a czerwcem. Oferta Facebooka może być czwartym pod względem wielkości - po Visa, General Motors i AT&T Wireless - debiutem w USA. Będzie też największym na rynku internetowym. Dotychczas rekordzistą był Google, który zebrał w 2004 roku 1,9 miliarda USA, a początkowa giełdowa wycena firmy wyniosła 23 miliardy. Na razie Facebook, jako że nie jest spółką notowaną na giełdzie, nie musi upubliczniać danych na temat swoich finansów, zatem pozostaje tajemnicą. Firma eMarketer ocenia, że jeszcze w 2009 roku firma zarobiła na reklamach 738 milionów dolarów, by w roku 2011 zwiększyć tę kwotę do 3,8 miliarda. Nie wiadomo, czy Facebook jest dochodowy. Giełdowy debiut będzie wielkim sprawdzianem dla 27-letniego Marka Zuckerberga. Od dłuższego czasu mówiono, że dość niechętnie myśli on o debiucie giełdowym, gdyż obawia się, iż zniszczy on kulturę firmy. Zależy mu, by pracownicy skupiali się na dobrym produkcie, a nie na wycenie akcji przez rynek. Facebook szukając inwestorów sprzedawał części swoich udziałów w prywatnych ofertach. W 2010 roku szefostwo firmy zdało sobie sprawę z faktu, że już wkrótce liczba inwestorów może przekroczyć 499. A pojawienie się 500. inwestora zgodnie z amerykański prawem oznacza, że firma musi składać raporty dotyczące swoich finansów. Zuckerberg zdecydował zatem, że skoro i tak finanse firmy będą musiały zostać upublicznione, to korzystniej jest wejść na giełdę i zebrać pieniądze na rozwój firmy.
  16. Wikipedia poinformowała, że 162 miliony osób widziały witrynę w dniu protestu przeciwko SOPA. Osiem milionów przeszło do podstrony z danymi kontaktowymi swoich przedstawicieli w parlamencie. Z kolei na stronie Google’a petycję przeciwko SOPA podpisało 4,5 miliona osób, a Los Angeles Times informuje, że na Twitterze pojawiło się 2,4 miliona wpisów poświęconych ustawie. Ponadto umieszczony przez Marka Zuckerberga na Facebooku wpis przeciwko SOPA zyskał ponad 490 000 głosów poparcia. Swoje poparcie dla SOPA wycofało kilkunastu senatorów, dzięki czemu żadna ze stron nie ma obecnie większości. Zebrano również ponad 100 000 podpisów pod petycją do prezydenta Obamy by zawetował ustawę PIPA. W związku z tak dużym sprzeciwem, jest bardzo mało prawdopodobne, by Izba Reprezentantów i Senat nadal pracowały nad obiema ustawami w ich obecnym kształcie. Obie izby odwołały planowane głosowania. Stop Online Piracy Act i Protect IP Act przewidywały, że sąd będzie mógł nakazać amerykańskim firmom, by zablokowały dostęp do zagranicznych witryn podejrzewanych o rozpowszechnianie pirackich treści. Przewidziano też możliwość wydania zakazu przetwarzania płatności, wyświetlania reklam czy umieszczania odnośników dotyczących zagranicznych witryn z pirackimi materiałami. Ustawy przewidywały też, że właściciele praw autorskich mogli pozwać witryny, które podejrzewają o przechowywanie pirackich materiałów. Obie ustawy umożliwiały zatem podjęcie takich działań, jakie na podstawie Digital Millennium Copyright Act mogą być podejmowane wobec witryn znajdujących się na terenie USA. Przepisów DMCA nie można bezpośrednio stosować wobec witryn zagranicznych, stąd pomysł na uchwalenie SOPA i PIPA.
  17. W Nowym Jorku aresztowano 43 członków gangów podejrzewanych o dokonanie 3 morderstw. Policja informuje, że zidentyfikowanie sprawców było stosunkowo łatwe, gdyż przestępcy chwalili się swoimi działaniami na Twitterze i Facebooku. Łącząc ich wypowiedzi z prowadzonymi śledztwami detektywi byli w stanie odtworzyć cały przebieg wydarzeń - poinformował komisarz Raymond Kelly. Podejrzani mają od 15 do 21 lat i są członkami dwóch gangów działających na Brooklynie. Przestępcy są zamieszani w liczne strzelaniny, w których zginęły trzy osoby, a kilkunastu przechodniów zostało rannych. Wojna pomiędzy Wave Gang i Hoodstarz rozpoczęła się od strzelaniny w sierpniu. Zginął w niej przypadkowy przechodzień, a rany odniósł 9-letni chłopiec i jego ojciec. Gangsterom już postawiono zarzuty morderstwa, napaści, nielegalnego posiadania broni i rabunku. Grozi im kara dożywotniego więzienia.
  18. Paul Ceglia, który twierdzi, że należy do niego 50% Facebooka, został ukarany grzywną w wysokości 5000 dolarów. To jednak nie największe jego zmartwienie, gdyż sąd nakazał mu również, by pokrył część wydatków prawnych poniesionych przez Facebooka. Tutaj kwoty mogą sięgać już dziesiątków tysięcy USD. Ceglia został ukarany za niewykonanie jednego z nakazów sądu. W sierpniu ubiegłego roku otrzymał on bowiem polecenie dostarczenia dowodów, które miałyby potwierdzać, iż jego roszczenia wobec Facebooka mają uzasadnienie. Mężczyzna miał przekazać urządzenia oraz dane e-mail. Za radą swoich prawników nie zrobił tego mówiąc, że nie może znaleźć części dowodów. Przed dwoma miesiącami sąd nakazał Ceglii powrót do USA (obecnie mieszka on w Irlandii) i wyjaśnienie, co się stało z dowodami. Prawnicy Facebooka twierdzą też, że mają dowód, iż Ceglia dokonał oszustwa. Ponadto poinformowali, że atrament użyty do podpisania kontraktu, który przedstawił Ceglia, liczy sobie dwa lata. Dokument nie mógł być zatem podpisany przed ośmiu laty. Już przed paroma miesiącami przedstawiciele Facebooka poinformowali sąd, że zarówno na komputerze Ceglii jak i na serwerze firmy prawniczej Sidley Austin znaleźli oryginalną umowę, jaką zawarł z Ceglią Zuckerberg. Umowa ta nie daje Ceglii najmniejszych praw do udziałów w Facebooku, a swój pozew Ceglia opiera na sfałszowanej przez siebie umowie. Prawnicy serwisu społecznościowego twierdzą również, że specjalistyczne badania wykazały, iż Ceglia używał co najmniej 6 urządzeń USB, które - jak twierdzą - były wykorzystywane do sfałszowania oryginalnej umowy. Ich zdaniem co najmniej jedno z tych urządzeń zawiera folder o nazwie „Facebook File“ oraz plik graficzny „Zuckerberg Contract Page1.tif“. To właśnie te urządzenia miał dostarczyć Ceglia. Mężczyzna spekuluje, że to sam Zuckerberg lub wynajęci przez niego ludzie fałszują dowody.
  19. Przez najbliższe 20 lat Facebook będzie podlegał niezależnemu audytowi, sprawdzającemu w jaki sposób serwis dba o prywatność użytkowników. To wynik ugody zawartej z amerykańską Federalną Komisją Handlu (FTC). Urząd oskarżył serwis społecznościowy o przekazywanie użytkownikom niezgodnych z prawdą informacji, na podstawie których mogli oni sądzić, iż Facebook nie przekazuje nikomu ich danych. Na swoim blogu Mark Zuckerberg bronił polityki Facebooka, ale przyznał, że popełniono liczne błędy. FTC oskarżyła Facebooka m.in. o to, że po zmianie witryny w grudniu 2009 roku część informacji, które użytkownicy mogli zastrzec jako prywatne, stało się informacjami publicznymi (np. lista ich znajomych). Facebook nie ostrzegł użytkowników, ani nie uzyskał ich zgody. Ponadto serwis twierdził, że aplikacje firm trzecich, które użytkownicy instalują na swoich profilach, zbierają tylko te dane, które są im niezbędne. W rzeczywistości aplikacje te zbierały niemal wszystkie dane o użytkowniku. Większości z nich nie potrzebowały do działania. Serwis informował użytkowników, że mogą określić, komu udostępniają swoje dane. Mogli rzekomo ograniczyć dostępność tylko do grona znajomych. Jednak okazało się, że nawet po takim ograniczeniu z danych tych mogły korzystać aplikacje używane przez znajomych. Facebook twierdził też, że weryfikuje wiek użytkowników oraz certyfikuje aplikacje dostępne dla różnych grup wiekowych, obiecywał, że nie będzie udostępniał danych użytkowników reklamodawcom, że po wyłączeniu lub dezaktywacji konta wszystkie dane staną się niedostępne oraz, że postępuje zgodnie z zasadami US-EU Safe Harbor Framework, które określają sposób wymiany danych pomiędzy Unią Europejską a USA. Wszystkie te twierdzenia okazały się nieprawdziwe. W ramach ugody Facebookowi zabroniono wygłaszania nieprawdziwych i mylących stwierdzeń dotyczących bezpieczeństwa i prywatności, nakazano uzyskiwanie zgody użytkowników przy każdej zmianie, która wpływa na ustawienia prywatności, zobowiązano serwis do zablokowania dostępu do wszelkich danych w ciągu 30 dni od usunięcia konta oraz nakazano stworzenie odpowiedniej polityki prywatności. Ponadto w ciągu najbliższych 180 dni, a później co dwa lat przez najbliższych 20 lat Facebook będzie podlegał niezależnemu audytowi, którego celem będzie sprawdzenie, czy serwis przestrzega zasad uzgodnionych z FTC.
  20. Google, Facebook, Mozilla, eBay, Twitter i Yahoo! dołączyły do grupy firm i organizacji protestujących przeciwko uchwaleniu ustawy SOPA (Stop Online Piracy Act). Ustawa daje Prokuratorowi Generalnemu prawo do nakazania wyszukiwarkom i dostawcom internetu, by zablokowali witryny, na których znajdują się pirackie treści. Jesteśmy bardzo zaniepokojeni, gdyż ustawa w proponowanej postaci podważa dobrze działające mechanizmy opisane przez Kongres w Digital Millenium Copyright Act, które zapewniają bezpieczeństwo tym firmom, które działają w dobrej wierze i usuwają ze swoich stron zawartość naruszającą prawo - mówią przeciwnicy SOPA. Przyłączenie się internetowych gigantów do protestu i wysłanie przez nich listu spowodowało, że przedstawiciele tych firm zostali zaproszeni do wzięcia udziału w obradach Izby Reprezentantów. Zwolennicy SOPA, tacy jak MPAA, wynajęli już prawnika, któremu zlecili analizę ustawy pod kątem jej zgodności z Konstytucją USA. SOPA jest zgodna z Pierwszą Poprawką - napisał Floyd Abrams, znany ekspert specjalizujący się w prawie konstytucyjnym. O tym, jak wielką wagę ma opinia Abramsa świadczyć może chociażby fakt, że jest uznawany za najważniejszego w XX wieku interpretatora Pierwszej Poprawki. W dalszej części swej opinii Abrams stwierdza: ewidentna zgodność z Konstytucją przepisów zezwalających na wydanie nakazu powstrzymania się od działań naruszających prawa autorskie nie oznacza, co należy podkreślić, że nakaz taki musi być automatycznie lub zawsze być wydawany w przypadku naruszenia prawa, ani że środki stosowane celem wyegzekwowania nakazu mogą wykraczać poza granice wyznaczone Pierwszą Poprawką.
  21. Dziennikarze AFP jako pierwsi w historii przedstawiciele prasy otrzymali zgodę na odwiedzenie niepozornego budynku w Virginii, w którym mieści się należące do CIA Open Source Center. Pracujący tam zespół, zwany „mściwymi bibliotekarzami" zajmuje się białym wywiadem, czyli śledzeniem i analizą ogólnodostępnych źródeł informacji. Niezwykle ważnym narzędziem pracy są Twitter i Facebook. Pracownicy Open Source Center czytają codziennie nawet 5 milionów wpisów. Łącząc tak zdobyte wiadomości z informacjami z lokalnych gazet, radia czy podsłuchów telefonicznych tworzą raporty, które niemal codziennie lądują na biurku prezydenta USA. Z raportów tych prezydent dowiaduje się np. o bieżących nastrojach społecznych w wielu miejscach na świecie. W OSC pracuje bardzo wielu bibliotekarzy, a każdy z nich musi znać kilka języków. Czytają bowiem wpisy zarówno w mandaryńskim, urdu jak i arabskim. Praca centrum pozwala na przykład sprawdzić, jak obywatele różnych krajów odebrali zabicie Osamy bin Ladena czy przewidzieć, w którym kraju może dojść do rewolty. Dyrektor centrum, Doug Naquin, zdradził, że pracownicy OSC wiedzieli, iż w Egipcie dojdzie do powstania przeciwko Mubarakowi. Nie wiedzieli tylko, kiedy to nastąpi. OSC powstało po zamachach na World Trade Center. Obecnie zatrudnia kilkuset analityków. Większość z nich pracuje w Virginii, ale są też obecni w ambasadach USA na całym świecie. Naquin mówi, że najlepsi z jego analityków nie ustępują umiejętnościom Lisbeth Salander, bohaterki powieści „Mężczyźni, którzy nienawidzą kobiet", potrafiącej znaleźć informacje o których inni ludzie nie wiedzieli, że w ogóle istnieją. Od dwóch lat w centrum zainteresowania OSC jest Twitter, który w 2009 odegrał znaczącą rolę podczas fali protestów przeciwko ponownemu wyborowi Ahmadinedżada na prezydenta Iranu. W tamtym czasie farsi stał się trzecim co do popularności językiem w serwisach społecznościowych - zdradza Naquin. Co prawda nie zawsze wpisy na Twitterze da się połączyć z konkretną lokalizacją, ale pomaga język, którym posługują się internauci. Gdy zabito Bin Ladena większość osób posługujących się językiem urdu (Pakistan) i chińskim negatywnie oceniła amerykańską akcję. Z kolei gdy kilka tygodni później prezydent Obama wygłosił publiczne przemówienie dotyczące zagadnień bliskowschodnich w ciągu 24 godzin pojawiły się wpisy z Turcji, Egiptu, Algierii, krajów Zatoki Perskiej i Izraela. Osoby piszące po turecku lub arabsku uznały, że przemówienie było proizraelskie, internauci posługujący się hebrajskim stwierdzili, iż Obama sympatyzuje z Arabami. OSC pracuje obecnie nad stworzeniem porównania, które ma dać odpowiedź na pytanie, czy prawdziwa opinia publiczna jest lepiej widoczna w serwisach społecznościowych czy też lepsze wyniki daje jej badanie. Robimy co możemy, by brać poprawkę na fakt, iż w serwisach społecznościowych może być nadreprezentowana miejska elita - mówi Naquin. Zwraca jednak uwagę na fakt, że branie pod uwagę infrastruktury internetowej też może być mylące. W wielu wiejskich regionach nie ma sieci, jednak coraz więcej osób ma dostęp do telefonii komórkowej, zatem dostęp do internetu i sieci społecznościowych jest znacznie szerszy niż wynikałoby tylko z przyjrzenia się mapie ułożenia kabli w danym kraju. Jeden z zastępców Naquina, który ze względu na charakter swojej pracy pozostaje anonimowy, powiedział, że serwisy społecznościowe są też pomocne w śledzeniu błyskawicznie rozwijających się wydarzeń, jak np. tegoroczne rozruchy w Bangkoku. Wielu pracowników ambasady nie mogło opuścić swoich domów, na ulicach było niebezpiecznie, wkroczyło wojsko i dziennikarze też z opóźnieniem informowali o rozwoju wydarzeń. Ale w ciągu godziny ludzie zaczęli wszystko opisywać na Twitterze i Facebooku - mówi wicedyrektor. CIA nie zostawia niczego przypadkowi. Źródła są szczegółowo weryfikowane i na podstawie doświadczeń z przeszłości wybierani są najbardziej wiarygodni autorzy wpisów. W przypadku rozruchów w Bangkoku analitycy opierali się na relacjach zaledwie 12-15 użytkowników Twittera.
  22. Istnienie Facebooka przyczyniło się do utworzenia 182 000 nowych miejsc pracy, a to oznacza miliardy dolarów zarobione przez pracowników i ich firmy. Badania przeprowadzone przez uczonych z University of Maryland wykazały, że przy najbardziej optymistycznych założeniach stworzenie przez Zuckerberga serwisu społecznościowego mogło przyczynić się do powstania ponad 235 tysięcy miejsc pracy. W bieżącym roku zarobki osób, które pracują dzięki istnieniu Facebooka wyniosły od 12,19 do 15,71 miliarda dolarów. Nasze badania potwierdzają, że platformy społecznościowe stworzyły nową gałąź gospodarki - stwierdził Il-Horn Hann. Wraz ze wzrostem Facebooka i innych tego typu serwisów, będziemy świadkami wzrostu tej gałęzi i jej coraz więĸszego wpływu na gospodarkę - dodaje uczony. Facebook ma 750 milionów użytkowników na całym świecie. Na potrzeby serwisu powstają dziesiątki tysięcy aplikacji, przy rozwoju których pracuje olbrzymia liczba osób. Każdego dnia użytkownicy Facebooka instalują 20 milionów nowych aplikacji. Z wyliczeń Hanna i jego zespołu wynika, że w samych tylko firmach tworzących oprogramowanie liczba miejsc pracy zwiększyła się dzięki istnieniu Facebooka o 53 000. Miejsca pracy powstają najpierw w firmach tworzących oprogramowanie. Później powstają dzięki temu, że nowo zatrudnieni programiści i właściciele firm wydają zarobione pieniądze - stwierdza naukowiec. Podaje on przykład Zyngi, firmy, która stworzyła tak popularne na Facebooku tytuły jak „Mafia Wars" czy „Farmville". Zatrudnia ona ponad 2000 osób, a jej wartość wynosi obecnie 15-20 miliardów dolarów.
  23. Google ustami Larry'ego Page'a ogłosiło, że w dwa tygodnie po premierze serwisu Google+ liczba jego użytkowników przekroczyła 10 milionów. Zdaniem części analityków oznacza to, że Google w końcu, po wielu próbach, ma szansę na zaistnienie na rynku serwisów społecznościowych. Jednak o tym, że Google+ ma ponad 10 milionów użytkowników jako pierwszy poinformował Paul Allen [nie mylić ze współzałożycielem Microsoftu - red.], założyciel serwisu Ancestry.com, który doszedł do takich wniosków na podstawie danych statystycznych na temat liczby mieszkańców USA i danych dotyczących popularności różnych nazwisk na Google+. Allen prognozował również, że po najbliższym weekendzie liczba użytkowników nowego serwisu Google'a może się podwoić. Google+ ma być bezpośrednim konkurentem Facebooka i mimo że do portalu Zuckerberga, który ma 750 milionów użytkowników, dzieli go przepaść, to błyskawiczny serwisu Google'a musi być brany przez Facebooka pod uwagę.
  24. Reuters donosi, że amerykańskie organa ścigania coraz częściej otrzymują od sądów pozwolenie na przeszukanie profili użytkowników Facebooka. Od roku 2008 przeszukań takich dokonano ponad 20 razy. Od początku bieżącego roku sądy wydały 11 nakazów przeszukania, czyli dwukrotnie więcej niż w analogicznym okresie roku ubiegłego. Użytkownicy nie zawsze są informowani o przeszukaniach. W sądowych nakazach najczęściej pojawiają się żądania udostępnienia organom ścigania mechanizmów „Neoprint" i „Photoprint", czyli bardzo szczegółowych zestawów danych tekstowych i fotograficznych, które nie są nawet dostępne samym użytkownikom. Terminy te pojawiają się nawet w podręcznikach dla organów ścigania, instruujących jak uzyskiwać informacje z Facebooka. Sam Facebook nie chciał potwierdzić istnienia takich mechanizmów. Oprócz policji Facebooka przeszukiwało FBI, agencja antynarkotykowa (DEA) oraz urząd imigracyjny (ICE). Spektrum spraw, których dotyczyło przeszukanie, było bardzo szerokie - od podpaleń, poprzez gwałty po terroryzm. Co ciekawe, żadnego z nakazów przeszukań nie próbowano obalić na gruncie Czwartej Poprawki. Eksperci mówią, że mogło dziać się tak dlatego, iż osoby, których profile są przeszukiwane, nie są o tym fakcie informowane. Prawo jednak nie wymaga, by Facebook czy władze informowały podejrzanych o przeszukaniu ich profili internetowych. Mogą się oni o tym dowiedzieć w momencie postawienia zarzutów, gdyż prokuratura ma obowiązek przedstawienia materiału dowodowego. Wiadomo, że Twitter i wiele innych portali społecznościowych na własną ręką informują użytkowników o przeszukaniu ich profili. Co więcej przed paroma miesiącami Twitter skutecznie odwołał się od wyroku sądu, który zakazywał mu informowanie podejrzanych o przeszukaniach. Nie wiadomo, czy Facebook w ogóle informuje użytkowników. Wiadomo, że w kilku przypadkach tego nie zrobił. Tak było np. podczas śledztwa FBI przeciwko czterem młodym satanistom, który spalili kościół czy też w czasie dochodzenia prowadzonego przez DEA przeciwko psychiatrze z Hollywood, który rozprowadzał środki psychotropowe wśród celebrytów, a którego profil został przeszukany tydzień po aresztowaniu. Przeszukania profili społecznościowych rodzą interesujący problem prawny, który wcześniej czy później będzie musiał zostać rozstrzygnięty. Pojawia się bowiem pytanie, do kogo należą dane przechowywane w takich serwisach. W roku 1976 w sprawie United States v. Miller Sąd Najwyższy USA niejednogłośnie stwierdził, że bank nie musiał informować swojego klienta o przeszukaniu jego konta bankowego przez agentów Biura ds. Alkoholu, Tytoniu i Broni Palnej. Sąd uznał, że oskarżony nie może powoływać się na Czwartą Poprawkę i twierdzić, iż przeszukanie było nielegalne, gdyż dane były własnością banku. Kwestia danych w serwisach społecznościowych jest podobna, ale nie identyczna. Przechowywane są tam bowiem inne informacje i jest ich znacznie więcej. Sami sędziowie są podzieleni co do tej kwestii. Dlatego też eksperci uważają, że wcześniej czy później będzie ją musiał wyjaśnić Sąd Najwyższy. Na razie Sąd uniknął jednoznacznego opowiedzenia się po którejś ze stron. W czasie niedawnej sprawy Ontario v. Quon, w której policjant oskarżył pracodawcę o naruszenie Czwartej Poprawki, gdyż pracodawca przeszukał jego służbowy pager, z którego policjant wysyłał erotyczne wiadomości, Sąd stwierdził, że przeszukanie nie było nielegalne, ale nie określił, jak dużo prywatności można oczekiwać w sytuacji, gdy nasze dane elektroniczne są przechowywane przez strony trzecie.
  25. Niedawno Google uruchomiło kolejny serwis społecznościowy, który ma pokonać Facebooka. Serwis Google+ udostępnił właśnie statystyki najpopularniejszych kont. Okazało się, że najbardziej popularnym użytkownikiem Google+ jest... założyciel Facebooka Mark Zuckerberg. Zuckerberg ma obecnie 68 „przyjaciół" oraz 29 543 obserwujących, mimo że jego profil jest pusty. Na drugim miejscu uplasował się współzałożyciel Google'a Larry Page, który nie ma „przyjaciół", ale jego konto obserwuje 19 878 osób. Sergey Brin, drugi z założycieli Google'a, znalazł się na 4. miejscu z 15 646 obserwujacymi i bez „przyjaciół". Wśród 100 najpopularniejszych użytkowników znajdziemy też znanego blogera Roberta Scoble'a, Marissę Mayer, jedną z najbardziej znanych pracownic Google'a czy Michaela Della, właściciela koncernu Dell.
×
×
  • Create New...