Skocz do zawartości
Forum Kopalni Wiedzy

KopalniaWiedzy.pl

Super Moderatorzy
  • Liczba zawartości

    37642
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

    nigdy
  • Wygrane w rankingu

    247

Zawartość dodana przez KopalniaWiedzy.pl

  1. Dobry seksuolog potrafi określić na podstawie sposobu chodzenia zdolność danej kobiety do przeżywania orgazmu pochwowego (The Journal of Sexual Medicine). espół Stuarta Brody'ego z Uniwersytetu Zachodniej Szkocji poprosił 16 studentek z Belgii o wypełnienie kwestionariusza dotyczącego zachowań seksualnych. Następnie sfilmowano je z pewnej odległości w czasie przechadzki w miejscu publicznym. Taśmy pokazano dwóm profesorom seksuologii i 2 asystentom biorącym udział w badaniu. Naukowcy oceniali możliwości kobiet w zakresie przeżywania orgazmu. Nie mieli przy tym dostępu do wyników uzyskanych przez nie w teście. Ich werdykty pokrywały się w 80% z odpowiedziami ochotniczek. Okazało się, że suma długości kroku i rotacji kręgosłupa była większa u pań częściej doświadczających orgazmu pochwowego. Może to odzwierciedlać swobodny, niezahamowany przepływ energii [i bodźców] z nóg, przez miednicę, do kręgosłupa. Zablokowane mięśnie miednicy, powiązane z problemami psychoseksualnymi, upośledzają zarówno orgazm pochwowy, jak i chód. Poza tym Szkoci nie wykluczają, że kobiety często przeżywające orgazm mają zaufanie do swojej seksualności, stąd pewny krok. Niewykluczone, że panie te są w większym stopniu usatysfakcjonowane relacją z partnerem, co oznacza, iż zwłaszcza ten rodzaj orgazmu jest powiązany ze wskaźnikami świadczącymi o dobrej jakości związku. Skoro bloki mięśniowe mogą leżeć u podłoża zaburzeń seksualnych, terapia anorgazmii powinna uwzględniać także gimnastykę ze szczególnym uwzględnieniem dna miednicy, arteterapię czy ćwiczenie oddechu.
  2. John Learned z University of Hawaii uważa, że cefeidy, olbrzymie gwiazdy zmienne, mogą być wykorzystywane przez zaawansowane cywilizacje do... komunikacji z innymi cywilizacjami. Cefeidy to rzadko występujące olbrzymy, których siła blasku zmienia się w regularnych cyklach, w zależności od gwiazdy, co 1 do 150 dni. Właśnie ta regularna zmienność pozwala na mierzenie odległości do tych gwiazd, pomagając określić wiek Wszechświata i prędkość jego rozszerzania się. Learned, który sam jest specjalistą od fizyki neutrino, mówi, że każda zaawansowana cywilizacja skorzysta z niezwykłych właściwości tych gwiazd i będzie je obserwowała. Stąd już tylko krok do stwierdzenia, że skoro wszystkie cywilizacje - jeśli istnieją - przyglądają się cefeidom, to gwiazdy te można by wykorzystać do przesłania informacji o swoim istnieniu. Learned wraz z kolegami uważa, że informację taką można wysłać zmieniając cykl gwiazdy. Cefeidy zmieniają się pomiędzy dwoma stanami, w jednym z nich gwiazda jest mniejsza, a wewnątrz panują olbrzymie temperatury i ciśnienie, wówczas gwiazda rozszerza się zwiększając swoją jasność. Gdy staje się większa, ciśnienie wewnątrz gwiazdy nie jest w stanie zrównoważyć jej własnej grawitacji i gwiazda ponownie staje się mniejsza, przygasając. Uczeni z University of Hawaii spekulują, że odpowiednio zaawansowana cywilizacja byłaby w stanie wystrzelić w stronę którejś z cefeid wiązkę neutrino, które podgrzeją jądro gwiazdy, wywołają wzrost ciśnienia i spowodują, że rozbłyśnie ona wcześniej niż zwykle. Taką wiązkę można uzyskać przepuszczając protony np. przez szafir, węgiel lub wolfram. Wówczas zamieni się ona w wiązkę cząsteczek subatomowych, głównie pionów, które szybko rozpadną się i powstanie wiązka neutrino. Taka seria normalnych i skróconych cykli gwiazdy mogłaby pełnić rolę "galaktycznego Internetu". Pomysł akademików z Honolulu wygląda na nieco szalony, jednak zainteresował innych naukowców. Fizyk Freeman Dyson z Institute for Advanced Study w Princeton, w którym pracowali m.in. Einstein, von Neumann i Oppenheimer, mówi: To interesujący pomysł, który można sprawdzić. Wystarczy bowiem przejrzeć zebrane dotychczas dane z obserwacji cefeid i poszukać nieregularności. To wspaniały pomysł, który przypomina starą ideę Rosjan, by od 100 lub 200 gigantycznych gwiazd odbić wiązkę o wysokiej energii, powodując tym samym anomalie w sygnałach samych gwiazd i dając w ten sposób znać innym cywilizacjom, że istniejemy - dodaje Seth Shostak z SETI. Sam Learned mówi, że wykorzystanie cefeid w roli "galaktycznego Internetu" umożliwia przesłanie niewielkiej ilości informacji. W przypadku gwiazdy o jednodniowym cyklu w ciągu roku można przesłać zaledwie 180 bitów danych. Wywołanie postulowanych przezeń zmian wymagałoby użycia olbrzymich ilości energii. Naukowcy szacują, że musiałaby ona być równa jednej milionowej energii samej gwiazdy. Zdaniem Shostaka transmisja radiowa o podobnej mocy pozwoliłaby na przesłanie większej ilości informacji na podobne odległości, co "transmisja" za pomocą cefeid. Dane dotyczące cefeid są rejestrowane od 100 lat. Ich przeanalizowanie [pod kątem występowania nieregularności - red.], zajmie absolwentowi uczelni kilka miesięcy. Jeśli okazałoby się, że nasze przypuszczenia są prawdziwe, miałoby to niewyobrażalne konsekwencje - mówi Learned.
  3. Akademicy z Cambridge odkryli, że superbakterie szpitalne, pałeczki ropy błękitnej (Pseudomonas aeruginosa), wytwarzają toksyny przypominające składnik jadu grzechotnika i w ten sposób przełamują linię obrony organizmu. Po raz pierwszy dowiedziono, że sposób bytowania bakterii, jako biofilm lub jako wolno żyjące organizmy, wpływa na to, jaki rodzaj białek mogą wytwarzać, a zatem jak bardzo są niebezpieczne – tłumaczy Martin Welch. Bakterie zebrane w biofilmie są tysiące razy oporniejsze na działanie antybiotyku niż wtedy, gdy egzystują w postaci pojedynczych komórek. Wcześniej sądzono, że biofilmy to niezbyt szkodliwe zbiorniki patogenów. Niszczące tkanki enzymy i toksyny wytwarzane przez bakterie biofilmu różnią się od substancji produkowanych przez pojedyncze bakterie. To właśnie pomaga im przetrwać ataki układu odpornościowego gospodarza. Brytyjczycy dowodzą, że szybko postępujące choroby o ostrym przebiegu są efektem działania swobodnie przemieszczających się bakterii, a choroby chroniczne to sprawka patogenów zgromadzonych w koloniach. Pacjenci z mukowiscydozą są podatni na ataki ze strony bakterii oportunistycznych (nazywanych też potencjalnie chorobotwórczymi), do których należą m.in. pałeczki ropy błękitnej. Agresywna antybiotykoterapia często prowadzi do całkowitej lekooporności, a w konsekwencji do niewydolności oddechowej i zgonu. Myślimy, że bakterie w płucach chorych na mukowiscydozę po części żyją w koloniach zwanych biofilmami i choć dogłębnie zbadano ich lekooporne właściwości, prawie w ogóle nie zajmowano się ewentualnym przyczynieniem do wystąpienia choroby – dowodzi Welch. Bakterie z biofimu miały, wg dawnych teorii, spoczywać w miejscu, a jedynie odrywające się z niego od czasu do czasu pojedyncze patogeny były w stanie doprowadzić do okresowego pogorszenia funkcjonowania płuc. Przy takim scenariuszu bakterie biofilmu produkują mniej szkodliwych związków chemicznych. Tymczasem Brytyjczycy odkryli, że jest dokładnie na odwrót. Aktywny składnik jadu grzechotnika, który przypominają toksyny biofilmu, nakłania komórki gospodarza do popełnienia samobójstwa (apoptozy). Mikrobiolodzy sprawdzają, czy podobnie dzieje się w przypadku toksyn bakteryjnych. Do zmiany wirulencji dochodzi wkrótce po utworzeniu się kolonii.
  4. Środa 10 września 2008 roku przejdzie do historii nauki jako dzień, w którym oficjalnie uruchomiono Wielki Zderzacz Hadronów (LHC - Large Hadron Collider), potężny instrument naukowy, który będzie badał najmniejsze cegiełki wszechświata. W znajdujących się średnio 100 metrów pod Ziemią tunelach o długości 27 kilometrów dwie wiązki hadronów, silnie oddziałujących cząstek zbudowanych w kwarków (w praktyce będą to protony i jony ołowiu), będą podróżowały w przeciwnych kierunkach, zwiększając swoją energię z każdym okrążeniem. W końcu cząstki zostaną skierowane na kurs kolizyjny i zderzą się ze sobą, a naukowcy będą obserwowali to, co się wówczas będzie działo. W LHC odtworzone zostaną warunki, jakie panowały bezpośrednio po Wielkim Wybuchu. Akcelerator pozwoli bezpośrednio obserwować zjawiska, o których dzisiaj uczeni spekulują z pośrednich obserwacji. Wielki Zderzacz Hadronów powinien pomóc nam znaleźć odpowiedź na wiele pytań dotyczących natury materii. Jego głównym zadaniem jest uzupełnienie Modelu Standardowego, jednej z najważniejszych teorii współczesnej fizyki. Akademicy z całego świata mają nadzieję, że LHC pozwoli znaleźć tzw. boską cząsteczkę czyli bozon Higgsa. Jej istnienie przewiduje Model Standardowy, ale nigdy nie udało się tego potwierdzić doświadczalnie. Zgodnie ze współczesnymi teoriami bozony Higgsa istniały bardzo krótko po Wielkim Wybuchu, ale to właśnie one dały początek materii. Ich znalezienie i przebadanie powiększy naszą wiedzę o świecie. Jeśli jednak okaże się, że bozony Higgsa nie istniały, będzie to równie ważne wydarzenie. Konieczna będzie wówczas zmiana wielu poglądów obecnie obowiązujących w fizyce. W sumie LHC korzysta z 9593 elektromagnesów i imponującego systemu chłodzącego. Nadprzewodzące magnesy dipolowe najpierw, dzięki użyciu 10 080 ton ciekłego azotu, są schładzane do temperatury -193,2 stopnia Celsjusza, a następnie, po dodaniu niemal 120 ton nadciekłego helu (z czego na chłodzenie magnesów przeznaczonych jest 90 ton) ich temperatura spada do -271,3 stopnia Celsjusza. Tak zimno nie jest nawet w przestrzeni kosmicznej. Procedura chłodzenia magnesów trwała kilka tygodni. Dzięki tak niskim temperaturom niobowo-tytanowe uzwojenie dipoli staje się nadprzewodnikiem, co znaczy, że przewodzi prąd elektryczny niemal bez strat. Do uzyskania stanu nadprzewodnictwa wystarczyłaby temperatura -263,2 stopnia Celsjusza, jednak im jest ona niższa tym silniejsze pole magnetyczne można uzyskać. A różnice są naprawdę ogromne. Wspomniane już 8 tesli jest uzyskiwanych dzięki prądowi o natężeniu 11 700 amperów. Jeśli magnesy pracowałyby w temperaturze nie -271,3 stopnia, a -268,7 stopnia wartość natężenia pola magnetycznego wyniosłaby 6,8 tesli.
  5. Pod ziemią, przy granicy francusko-szwajcarskiej uruchomiono największy akcelerator cząstek na świecie - Wielki Zderzacz Hadronów. Dzięki niemu uczeni chcą odpowiedzieć na wiele podstawowych pytań dotyczących materii i Wszechświata. Zanim jednak do tego dojdzie, zapoznajmy się z kilkoma ciekawostkami dotyczącymi LHC, a później polecamy przeczytanie naszego artykułu na temat Zderzacza. Gdy kopano długi na 27 kilometrów tunel, w których obecnie mieści się akcelerator, jego oba końce spotkały się w określonym punkcie z dokładnością do 1 centymetra. Każdy z niobowo-tytanowych kabli tworzących uzwojenie niezwykłych magnesów LHC składa się z 6400 kabelków o grubości zaledwie 0,007 milimetra. Protony wykorzystywane w LHC pozyskiwane są z wodoru. Każdego dnia akcelerator korzysta zaledwie z 2 nanogramów tego pierwiastka. Wewnątrz rur, którymi biegną wiązki panuje ciśnienie dziesięciokrotnie mniejsze niż na powierzchni Księżyca. Każdego roku w LHC powstanie tak olbrzymia ilość danych, że do ich zapisania trzeba by zużyć 100 000 płyt DVD. Wiązki protonów przyspieszane w Wielkim Zderzaczu Hadronów będą miały energię porównywalną z energią 400-tonowego pociągu pędzącego z prędkością 150 kilometrów na godzinę. Taka ilość energii wystarczy, by stopić 500 kilogramów miedzi. Niezwykłe urządzenie, jakim jest LHC może potwierdzić wiele obecnych teorii fizycznych. Może też je obalić, a wówczas uczeni będą musieli szukać innych wyjaśnień budowy materii i kosmosu. Zapraszamy też do zapoznania się z artykułem na temat Wielkiego Zderzacza Hadronów.
  6. Toskański farmaceuta Giovanni de Munari odtworzył eliksir młodości, opracowany w XVIII wieku przez jednego z jego przodków. To ciekawy specyfik, ponieważ przyrządza się go na bazie wina chianti. Włoch znalazł recepturę za jedną z półek, podczas remontu jednej z najstarszych aptek we Włoszech. Zabytek farmacji znajduje się w Asciano w pobliżu Sieny. De Munafi i jego żona połączyli wszystkie wymienione składniki. Koniec końców uzyskali miksturę, która potwierdza wszystkie najnowsze doniesienia o dobrodziejstwach spożywania czerwonego wina. Włoch jest przekonany, że choć trzysta lat temu ludzie nie umieli podać nazw substancji czynnych, które zapewniały dobre zdrowie i długowieczność, dobrze jednak wiedzieli, że w czerwonym winie, a zwłaszcza w chianti, COŚ jest. Doszliśmy do tak przekonujących rezultatów, że zaczynamy właśnie współpracę z destylarnią w Treviso, by wdrożyć produkcję eliksiru na skalę przemysłową. Chianti to najsłynniejsze bodaj włoskie wino. Czerwone, wytrawne, zawiera od 11,5 do 12,5% alkoholu. Bardzo często spotyka się je w pękatych butelkach z plecionką z rafii (fiasco).
  7. Brytyjscy naukowcy opracowali nanofarbę, która po włączeniu ultrafioletu może zabijać lekooporne superbakterie. To doskonałe rozwiązanie dla szpitali, bo w łatwy i tani sposób można by się pozbyć niechcianych gości. Farba zawiera mikrocząsteczki tlenku tytanu (IV), dawniej nazywanego dwutlenkiem tytanu. To on jest śnieżnobiałym pigmentem (bielą tytanową), stosowanym do produkcji farb, emalii, papieru, a nawet kosmetyków. Często stykają się z nim także miłośnicy tenisa, ponieważ po sproszkowaniu wytycza się nim linie na korcie. TiO2 może zabijać bakterie, ponieważ charakteryzuje się wysoką absorpcją w zakresie promieniowania ultrafioletowego. Powstają wtedy aktywne cząsteczki, oczyszczające pomalowane powierzchnie. Byłoby najlepiej, gdyby dwutlenek tytanu wykazywał właściwości antybakteryjne przy promieniowaniu o długości fali spotykanej w pomieszczeniach [...] – wyjaśnia Lucia Caballero z Manchester Metropolitan University. Naukowcy przyglądali się przeżywalności E.coli w przypadku farb przygotowanych w oparciu o różną recepturę, które naświetlano promieniami o rozmaitej długości i natężeniu. Caballero zaznacza, że najlepsze rezultaty uzyskano, gdy stężenie nanocząsteczek tlenku tytanu (IV) było wyższe niż w stosowanych dotąd farbach (normalnie jego zawartość waha się w granicach 20-30%). Brytyjczycy rozpoczęli eksperymenty od farb z wysoką zawartością dwutlenku tytanu (do 80%), które pozbawiono wszelkich dodatków. Potem analizowali skuteczność farb z mniejszym stężeniem TiO2 i większą zawartością wypełniaczy. Pospolite dodatki do farb, takie jak węglan wapnia, krzemionka czy talk, pogarszają właściwości antybakteryjne nanofarby. W obecności węglanu wapnia spadają one nawet o 80%. Nasze testy farb komercyjnych wykazały, że ich zdolność do dezaktywacji patogenów była silnie zmniejszona w porównaniu do receptury pozbawionej takich składników. Caballero przypuszcza, że wypełniacze nie dopuszczają do pobudzenia niektórych cząsteczek dwutlenku przez promieniowanie UV. Nowa farba ma też jedną sporą wadę. Nie odróżnia bakterii od innych substancji. Atakuje patogeny, ale rozkłada również akrylowy emulgator. Obecnie Brytyjczycy pracują nad rozwiązaniem tego problemu. Podobne pokrycie powierzchni przyda się nie tylko w szpitalach, ale i w domowych łazienkach, przedszkolach i świetlicach, a także w różnych przybytkach użyteczności publicznej, np. szaletach. Skażenie postępowałoby wolniej, a koszty utrzymania higieny znacznie by spadły. Po raz pierwszy opisano właściwości bakteriobójcze TiO2 w 1985 roku. Wtedy to Tadashi Matsunaga z tokijskiego University of Agriculture and Technology zauważył, że mikroby umierają po zetknięciu z kompozytem dwutlenku tytanu i platyny. Potem biolodzy zauważyli, że promieniowanie UV wzbudza elektrony na powierzchni cząsteczek TiO2 i zapoczątkowuje reakcję z cząsteczkami wody. W efekcie powstaje mieszanina grup hydrokyslowych (-OH) i jonów ponadtlenkowych (O2-), niszcząca błony komórkowe organizmów.
  8. Po pierwsze, świniom należy zapewnić dostęp do prysznica. Po drugie, papużki faliste ani chomiki nie mogą być trzymane w pojedynkę. To tylko niektóre z zapisów nowego prawa ochrony zwierząt, które 1 września weszło w życie w Szwajcarii. Uregulowania dotyczą zwierząt domowych, hodowlanych i wykorzystywanych do eksperymentów medycznych. Jak podała agencja AFP, obecnie nie wolno już pozbywać się złotych rybek, wrzucając je do toalety. Wędkarzom zakazano też łowienia i wypuszczania schwytanych ryb. Nie tylko chomiki i papugi nie mogą odczuwać trudów samotnego życia. Ten sam zapis obejmuje również alpaki, kozy czy owce, którym trzeba zagwarantować przynajmniej kontakt wzrokowy z innymi zwierzętami. Właściciele psów są zobowiązani do wzięcia udziału w specjalnym kursie, jak wychowywać pupila, by zmniejszyć ryzyko ugryzienia. Od teraz przycinanie uszu i ogona należy w Szwajcarii do przeszłości.
  9. Kobiety mogą się obawiać mizoginów albo próbować z nimi walczyć. Czy jednak naprawdę męski szowinista może im w jakikolwiek sposób zaszkodzić? Okazuje się bowiem, że jawnie dyskryminujące lub obrażające kobiecą dumę otoczenie poprawia uzyskiwane przez nie wyniki (Journal of Experimental Social Psychology). Rodolfo Mendoza-Denton i zespół psychologów z Uniwersytetu Kalifornijskiego w Berkeley zaprosili 170 studentek do wzięcia udziału w pisemnym teście. Losowo wysyłano je do jednego z 3 pokoi: 1) postępowego, a więc w domyśle prokobiecego; znajdowały się tam np. plakaty promujące walkę z rakiem piersi, 2) jawnie seksistowskiego, obwieszonego plakatami z wizerunkami kobiet oraz 3) neutralnego. Dzięki wystrojowi ochotniczki mogły zdobyć informacje nt. poglądów egzaminatora (oczywiście mężczyzny). Przed przystąpieniem do testu dziewczyny wypełniały kwestionariusz dotyczący uwrażliwienia na przejawy dyskryminacji płciowej. Okazało się, że kobiety wyczulone na męski szowinizm wypadały lepiej, gdy rozwiązywały test w "pokoju uprzedzeń" niż w pomieszczeniu neutralnym. Co więcej, uzyskiwały większą liczbę punktów od mniej przejmujących się tym zagadnieniem koleżanek. Mendoza-Denton uważa, że znajomość wroga pozwala działać lepiej. Niepewność odnośnie do czyichś poglądów, rozważanie przy każdym spotkaniu, czy traktowanie będzie uczciwe, czy niesprawiedliwe, znacznie komplikuje sprawę. Na pewno też działa jak pożeracz energii. Zamiast wkładać ją w rozwiązanie zadania, spala się ją podczas bezowocnych dywagacji.
  10. Badacze z Fraunhofer Institute wyizolowali z siemienia lnianego i nasion łubinu wartościowe związki chemiczne, które zostały następnie wykorzystane przy produkcji chleba, makaronów, sosów i ciast. Nie mają nieprzyjemnego dla niektórych posmaku, nadal jednak korzystnie wpływają na zdrowie, np. obniżają poziom cholesterolu. Wyciąg z siemienia lnianego trafił do ciast, chleba oraz dressingów i sosów, a substancje z łubinu wyłącznie do produktów mącznych: chleba, past i bułek. Co od dzisiaj będzie można znaleźć w pieczywie? Siemię lniane obfituje w rozpuszczalne włókna i lignany. Te ostatnie są fitoestrogenami, dlatego też ich działanie przypomina efekty spożycia izoflawonów soi. Zgodnie z literaturą przedmiotu, zabezpieczają one przed nowotworami hormonozależnymi, a więc guzami piersi czy prostaty – wylicza dr Katrin Hasenkopf. Substancje wyizolowane z łubinu obniżają natomiast poziom cholesterolu. Niemcom udało się wyekstrahować poszczególne związki chemiczne dzięki wykorzystaniu faktu, że rozpuszczają się one przy różnym współczynniku pH. Przy odczynie kwasowym (pH<7) jako pierwsze rozpuszczały się substancje odpowiadające za gorzki smak. Te, oczywiście, usuwano. Potem przywracano obojętny odczyn, uzyskując wyłączne pożądane białka. Za pomocą rozmaitych metod filtrowania można też było oddzielać cząsteczki większe od mniejszych. Eksperci zaprezentują swoje wzbogacone produkty spożywcze na targach Biotechnika, które odbędą się w październiku w Hanowerze. Mają nadzieję, że w ciągu 3 lat trafią one do sklepów.
  11. "Pogoń za cieniem" wkrótce, dzięki pracom amerykańskich specjalistów, zyska nowe znaczenie. Dla Amerykanów tym cieniem jest np. Osama bin Laden, którego nie potrafią znaleźć od lat. Teraz chcą złapać terrorystę dzięki jego... cieniowi. Adrian Stoica z należącego do NASA Jet Propulsion Laboratory, zauważa, że gdy mamy do czynienia z wideo nakręconym z góry (np. przez samoloty szpiegowskie), widzimy głowę i ramiona danej osoby i nie jesteśmy w stanie jej rozpoznać. Człowieka można jednak identyfikować również po charakterystycznym dla niego chodzie. I tutaj ponownie pojawia się problem. Chodu nie można analizować przy obrazach z góry. Stoica ma jednak rozwiązanie. Jest nim analiza cienia rzucanego przez idącą osobę. Na jego podstawie można zidentyfikować charakterystyczne długość i rytm kroku. Uczony, by udowodnić swoją teorię, napisał program analizujący cienie na filmach z samolotów i satelitów. Oprogramowanie potrafi wyodrębnić cienie ludzi spośród innych cieni i, używając danych dotyczących pory dnia kiedy to film został zarejestrowany oraz kąta pod jakim była ustawiona kamera, odpowiednio przekształcić cień tak, by dokonać odpowiedniej korekty gdy był on skrócony lub wydłużony. Na tej podstawie oprogramowanie tworzy sylwetkę idącego człowieka i jest w stanie identyfikować nagrane osoby. Podczas testów idące osoby nagrywano z szóstego piętra budynku. Stoica mówi, że jego program dostarczył później dużej ilości użytecznych danych. Bhupendra Jasani z King's College London, który specjalizuje się w analizie zdjęć satelitarnych, mówi jednak, że obecnie obrazy przekazywane przez satelity geostacjonarne są zbyt mało szczegółowe. Trudno mi uwierzyć, że technika ta zadziała w przypadku zdjęć z kosmosu - stwierdził Jasani.
  12. Bazylia azjatycka (in. tulsi), roślina spotykana na obszarach tropikalnych, m.in. w Indiach, spowalnia procesy starzenia. W medycynie ajurwedyjskiej od dawna ekstrakt z tego ziela zalecano jako środek odmładzający. Teraz po raz pierwszy naukowo wykazano, że rzeczywiście zwalcza on wolne rodniki. Zespół doktora Vaibhava Shinde z Poona College of Pharmacy badał przeciwutleniające i antystarzeniowe właściwości tulsi. Dzięki temu udało się opisać, jak ekstrakt z tej rośliny działa na poziomie komórkowym. Efekty są na tyle obiecujące, że nawet sam doktor Shinde zasadził bazylię w doniczce i dodaje ją do gotowanych własnoręcznie dań. W przeszłości bazylię azjatycką podawano chorym na malarię, cukrzycę oraz zwykłe przeziębienie. Tulsi występuje w dwóch odmianach – jasnej i ciemnej. Z jej gałązek produkuje się korale medytacyjne dźapas.
  13. Javier DeFelipe i zespół z Universidad Complutense w Madrycie postanowili przeliczyć liczbę synaps w określonym regionie mózgu kobiet i mężczyzn. Jak łatwo się domyślić, dość znacznie się ona różniła, a neurolodzy sądzą, że to jedna z wielu przyczyn, dla których płcie tak odmiennie podchodzą do rozmaitych wyzwań intelektualnych (Proceedings of the National Academy of Sciences). Średni iloraz inteligencji kobiet i mężczyzn jest taki sam, choć różnią się zarówno rozmiary mózgu, jak i gęstość upakowania neuronów. Mózg mężczyzny jest o ok. 9% większy, a neurony kobiet muszą być bardziej ściśnięte, bo ogranicza je drobniejsza niż u samców czaszka. Hiszpanie skupili się na wycinkach pobranych z lewego płata skroniowego 4 kobiet i 4 mężczyzn z padaczką. Była to zdrowa tkanka, którą jednak trzeba było usunąć, żeby dostać się do umiejscowionych głębiej uszkodzonych rejonów. Neurony z wybranego do analiz miejsca wyspecjalizowały się w przetwarzaniu bodźców społeczno-emocjonalnych. Okazało się, że u mężczyzn występuje o 52% więcej synaps na warstwę. Na razie nie wiadomo, jakie efekty wiążą się ze zwiększoną gęstością synaptyczną. Ekipa DeFelipe podejrzewa, że istnieją rejony, gdzie z kolei kobiety przewyższają panów pod względem liczby połączeń między neuronami. Inna gęstość synaps to zapewne inny układ połączeń, co wpływa na przebieg analizy danych w danym obwodzie neuronalnym.
  14. Profesor Ramesh Raskar z MIT Media Lab wykorzystał pomysł stojący za tanimi "trójwymiarowymi" pocztówkami i stworzył dzięki niemu obraz 6D. To pierwszy krok do powstania superrealistycznych trójwymiarowych obrazów, które nie tylko sprawiają wrażenie głębi, ale reagują też na warunki oświetleniowe, tworząc realistyczne cienie w zależności od położenia źródła światła. Dzięki pracom Raskara możliwe będzie np. tworzenie animacji, do których uruchomienia nie jest potrzebne żadne źródło energii. Obrazek będzie po prostu reagował np. na zmieniającą się pozycję Słońca. Sam profesor mówi, że do uzyskania realistycznego efektu wymagane jest przecież nie tylko, by obraz zmieniał się wraz ze zmianą położenia obserwatora, ale by zmieniał się wówczas również układ świateł. Wspomniane na początku niedrogie pocztówki 3D wykorzystują warstwę z tworzywa sztucznego, na której umieszczone są podłużne równoległe do siebie soczewki. Jeśli zamiast nich użyjemy matrycy składającej się z niewielkich prostokątnych soczewek, uzyskamy obraz 4D, czyli taki, który będzie zmieniał się nie tylko wtedy, gdy nachylimy go w lewo lub prawo, ale także przy ruchu góra-dół. Raskar dodał do tego dodatkową matrycę soczewek, dzięki czemu uzyskał efekt reakcji nie tylko na zmianę położenia obserwatora, ale również zmianę położenia źródła światła. Obecne systemy tworzenia trójwymiarowych obrazów nie pozwalają na tak duży stopień realizmu właśnie dlatego, że światło na sztucznie tworzonych obrazach odbija się inaczej, niż na obiektach naturalnych. Raskar i jego zespół stworzyli niezwykle realistyczny obraz butelki wina, udowadniając, że ich technika jest przydatna nawet przy odwzorowywaniu zagiętych powierzchni. Obrazek powstał w laboratorium i jest bardzo mały (ma zaledwie 7x7 pikseli). Jego stworzenie było też wyjątkowo drogie. Koszt jednego piksela to 30 dolarów. Technologia Raskara może zostać wykorzystana np. do przeprowadzania najróżniejszego typu szkoleń. Można będzie za jej pomocą uczyć osoby przeprowadzające inspekcje różnych urządzeń. Zobaczą one wówczas wnętrze wirtualnego urządzenia i będą mogli je oświetlić wirtualną latarką, zanim jeszcze przystąpią do prawdziwej pracy. Zanim to jednak nastąpi konieczne jest udoskonalenie obrazów 6D tak, by ich rozdzielczość wynosiła tysiące czy miliony pikseli. Konieczne jest zatem wielokrotne obniżenie ceny wytwarzania obrazów. Profesor Raskar ocenia, że minie jeszcze co najmniej 10 lat zanim uzyskamy realistyczny obraz gotów do zastosowania w praktyce.
  15. Konie to, dzięki swojej anatomii i fizjologii, prawdziwi atleci wśród zwierząt. Nic więc dziwnego, że od tysięcy lat są wykorzystywane przez ludzi do pracy i rozrywki. Zdarza się jednak, że zwierzę ma znacznie słabsza kondycję niż powinno. Często są za to odpowiedzialne problemy z układem oddechowym. Obecnie diagnozuje się je za pomocą endoskopu. Podczas badania urządzenie jest wprowadzane przez nos zwierzęcia spacerującego w kieracie. Technika ta jest jednak ryzykowna zarówno dla zwierzęcia jak i dla badającego. Dynamic Respiratory Endoscope to urządzenie, które pozwala zredukować ryzyko, a jednocześnie daje dokładniejszy obraz wydolności oddechowej konia. Pozwala ono na filmowanie zwierzęcia galopującego w terenie i pokazuje ruch wydychanego i wciąganego powietrza. Doktor Patric Pollock, specjalizujący się w chirurgii koni, mówi: Nowy system ma wiele zalet. Pozwala na badanie zwierzęcia w naturalnym środowisku podczas normalnych ćwiczeń, dzięki czemu postawiona za jego pomocą diagnoza może być dokładniejsza. Popiera go trener Mark Johnston: Zrozumienie ruchu powietrza wydychanego przez konia to klucz do zrozumienia zwierzęcia i tego, w jaki sposób funkcjonuje.
  16. Kiedy widzimy cień osoby maszerującej w mroku ulicą, ocena tego, czy ten ktoś zbliża się do nas, czy oddala, zależy od tego, czy jest to kobieta, czy mężczyzna (Current Biology). W przeszłości naukowcy wykazali, że jako gatunek potrafimy określić płeć, wiek, nastrój i cechy osobowości człowieka, widząc zaledwie kilka jego ruchów. Ludzie są bystrymi obserwatorami innych. Wiemy sporo o sobie nawzajem już na pierwszy rzut oka. Jak się to dzieje, to bardzo interesujące pytanie, zwłaszcza że niektórzy wydają się w tym szczególnie dobrzy – zastanawia się Rick van der Zwan z Southern Cross University. Aby uzyskać odpowiedź na to pytanie, Australijczycy przeprowadzili ciekawy eksperyment. Wolontariuszom pokazywano zbitki kropek, które z grubsza przypominały ludzi. Obrazy te uzyskano, filmując prawdziwe osoby, poruszające się na bieżni w kierunku do lub od kamery z przyczepionymi do ubrania światełkami. Widząc kogoś z podświetlonymi stawami, kto w dodatku się nie rusza, niezwykle trudno stwierdzić, na co konkretnie patrzymy. Gdy jednak zaczyna iść, od razu staje się jasne, że to osoba. Można też wyciągać wnioski na temat jej natury. Czy jest to mężczyzna, czy kobieta, ktoś młody czy w jesieni życia, czy jest wesoły, czy zasmucony. Tego wszystkiego domyślamy się, nie postrzegając kształtu, tylko ruch. "Postaci" z kropek poruszały się w różny sposób. Czasem chodziły jak dziewczęce dziewczyny, a czasem jak niezdarny facet. Pomiędzy nimi znajdował się piechur neutralny płciowo, który w połowie przypadków był uznawany za mężczyznę, a w połowie za kobietę. Co dziwniejsze, gdy cień identyfikowano jako męski, badanym wydawało się, że się do nich zbliża (nawet gdy osoba, którą wykorzystano jako model tego cienia, się oddalała). Jeśli stwierdzano, że to kobieta, postać miała się, wg wolontariuszy, oddalać, choć w rzeczywistości model zbliżał się do kamery. Podobne odchylenie percepcyjne obserwowano u badanych obojga płci. Z tego powodu van der Zwan przypuszcza, że w męskim i kobiecym sposobie poruszania się jest coś takiego, co wpływa na postrzeganie umiejscowienia w przestrzeni. Nie wiedząc, gdzie przemieszcza się mężczyzna, lepiej założyć, że się zbliża. Zyskujemy wtedy czas, by przygotować się do walki lub ucieczki. Oddalająca się kobieta to również istotny sygnał, tym razem dla dziecka. Oznacza to bowiem potencjalną utratę matki, której trzeba jakoś przeciwdziałać.
  17. Niesporczaki, miniaturowe bezkręgowce, których długość ciała rzadko przekracza 1 milimetr, są pierwszymi znanymi nam zwierzętami zdolnymi do przeżycia w przestrzeni kosmicznej. Eksperymenty prowadzone przez Europejską Agencję Kosmiczną wykazały, że nie zabija ich ani niskie ciśnienie, ani promieniowanie kosmiczne. Od dawna już wiadomo, że zwierzęta te wykazują się niezwykła wytrzymałością. Są w stanie wytrzymać bardzo wysokie ciśnienie, wysokie dawki promieniowania i całe lata pozbawienia wody. We wrześniu 2007 roku wysłano w kosmos dwa gatunku wysuszonych wcześniej niesporczaków. Po 10 dniach zwierzęta powróciły na Ziemię. Niesporczaki zostały nawodnione i zbadane. Okazało się, że próżnia nie poczyniła na nich żadnego wrażenia. Jednak promieniowanie ultrafioletowe poczyniło szkody. Spośród zwierząt, które były chronione przez promieniami UV, aż 68% ożywiło się w ciągu 30 minut po podaniu wody. Wiele z nich złożyło później zdrowe jaja. Z grupy niesporczaków, na które swobodnie oddziaływały promienie UV przez 10 dni, przeżyło niewiele zwierząt. To i tak zadziwiający wynik. Dotychczas tylko bakterie i porosty były w stanie przetrwać warunki panujące w kosmosie. Zdolność zwierząt do przetrwania w kosmosie ma duże znaczenie przy rozważaniach nad możliwościami zasiedlenia różnych ciał niebieskich przez organizmy żywe. Przeprowadzony eksperyment nie mówi, niestety, niczego o tym, w jaki sposób niesporczaki mogą się rozwijać i rozmnażać w trudnych warunkach środowiskowych.
  18. Badacze z University of Michigan dowodzą, że zdolność do wytwarzania potu to nie tylko gwarancja właściwego chłodzenia organizmu, ale także zabezpieczenie przed astmą powysiłkową (ang. Exercise-induced asthma, EIA). Osoby, które wytwarzają podczas ćwiczeń niewiele potu, śliny i łez, mają więcej problemów z oddychaniem. Amerykanie nie wykluczają, że za mało płynów znajduje się także wewnątrz ich dróg oddechowych. Wysuszenie dróg oddechowych prowokuje komórki tuczne do wytwarzania mediatorów, a to z kolei prowadzi do skurczu mięśniówki oskrzeli. Jest to zjawisko okresowe (mija samoistnie najdalej po godzinie), które występuje 5-15 minut po wysiłku fizycznym. Same objawy bardzo przypominają jednak symptomy astmy oskrzelowej. EIA dość często trapi zawodowych sportowców, przydarza się też amatorom, ale na razie słabo poznano przyczyny tej przykrej przypadłości. Jest niejasne, czemu tylu czołowych sportowców cierpi na astmę powysiłkową. Być może symptomy pojawiają się jako skutek natężenia wysiłku i tempa oddychania, które są bardzo wysokie w porównaniu do innych atletów – dywaguje dr Warren Lockette. Amerykanie wzięli pod lupę 56 osób, u których podejrzewano astmę powysiłkową. Zmierzyli ich reakcję na dwa preparaty: 1) pilokarpinę, alkaloid zwiększający wytwarzanie potu i śliny (uzyskuje się go z liści południowoamerykańskiego krzewu Pilokarpus jaborandi) oraz 2) metacholinę, która może wywołać skurcz dróg oddechowych u pacjentów z EIA. Przed i po podaniu metacholiny określano wskaźnik spirometryczny FEV1 (wartość natężonej pierwszosekundowej objętości wydechowej). Okazało się, że sportowcy najbardziej wrażliwi na metacholinę (z największym spadkiem FEV1) najsłabiej reagowali na pilokarpinę. Z kolei największą potliwość odnotowano wśród osób najsłabiej reagujących na metacholinę. W pocie ochotników z objawami EIA stwierdzono też niższe stężenie sodu. Naukowcy wpadali również na trop silnej zależności między wydzielaniem potu a niestymulowaną sekrecją śliny i łez (a więc w sytuacji braku interwencji farmakologicznej). Zagrożenie ze strony nadwrażliwych dróg oddechowych można zniwelować, dbając o jakość, głównie o wilgotność, powietrza na sali treningowej. Wg Lockette'a, sportowcy powinni też przestrzegać indywidualnie skomponowanej diety i dbać o nawodnienie organizmu. Na razie tego nie udowodniono, ale wydaje się, że zmniejszona potliwość oznacza też mniejszą ilość płynów w drogach oddechowych. Łzy, uznawane za wyraz słabości, bywają więc zbawienne na bieżni czy w piaskownicy. Przynajmniej chronią przed napadem duszności...
  19. Wirus HIV nie przestaje zaskakiwać. Najnowsze badania pokazują kolejny mechanizm umożliwiający temu zabójczemu mikroorganizmowi wnikanie do komórek i ich niszczenie. Informację o odkryciu publikuje czasopismo Cell. Od momentu jego odkrycia w roku 1983 HIV jednym z najintensywniej badanych patogenów. I choć znany jest już od ćwierćwiecza, wciąż stanowi dla badaczy wielką zagadkę. Tym razem naukowcy wykazali, że jest on w stanie zaatakować i zniszczyć nawet komórki zwykle niepodatne na zakażenie. Stosuje przy tym ciekawą taktykę: zanim wniknie do wnętrza komórki, aktywuje w jej wnętrzu szlak sygnalizacji powodujący rozpad białkowego szkieletu odpowiedzialnego za jej odporność na wnikanie wirusa. Kluczowym dla odkrytego zjawiska elementem jest receptor CXCR4 znajdujący się m.in. na powierzchni spoczynkowych limfocytów T - komórek uznawanych zwykle za mało istotne w przebiegu infekcji HIV i oporne na jego wnikanie. Sam CXCR4 był dotąd uznawany wyłącznie za tzw. koreceptor, czyli cząsteczkę pomocną podczas infekcji, lecz odgrywającą w tym procesie rolę drugorzędną. Okazuje się jednak, że intruz wiąże się z tą molekułą i aktywuje w ten sposób inne białko - kofilinę, odpowiedzialną za rozpad struktury zwanej cytoszkieletem. W prawidłowo funkcjonującej komórce proces reorganizacji cytoszkieletu, pełniącego funkcję wewnątrzkomórkowego "rusztowania" i "linii przesyłowej", zachodzi regularnie i jest potrzebny dla utrzymania jej wewnętrznej architektury w dobrym stanie, lecz to samo zjawisko wywołane przez wirusa zachodzi w sposób niekontrolowany i jest dla komórki wybitnie szkodliwe. Jak tłumaczy biorący udział w badaniu prof. Yuntao Wu, następujący po aktywacji kofiliny proces odbudowy cytoszkieletu najprawdopodobniej ułatwia wnikanie HIV do wnętrza komórki. Co więcej, bardzo możliwe jest, że powstające na nowo włókna tworzące wewnątrzkomórkowe "rusztowanie" aktywnie wspomagają infekcję. Prof. Wu zastrzega, że choć wirus toruje sobie drogę do wnętrza komórki dzięki użyciu szlaku sygnałowego związanego z CXCR4 i kofiliny, proces ten może nie być konieczny dla skutecznego ataku. Badacz zauważa, że proces rozpadu i odtwarzania cytoszkieletu zachodzi w sposób ciągły, więc w pewnych momentach może dochodzić do powstania takiej konfiguracji jego elementów, która ułatwia wnikanie patogenu. Na szczęście istnieje też dobra wiadomość. Dokładnie zrozumienie odkrytego procesu może umożliwić prace nad lekami, które powstrzymają (lub chociaż spowolnią) rozwój AIDS, choroby uznawanej dziś za nieuchronne następstwo infekcji wirusem HIV. Może to być jednak bardzo ciężkie z uwagi na znaczną liczbę czynników ułatwiających patogenowi atak na organizm człowieka.
  20. Niektóre ze zwierząt wykorzystywanych do badań naukowych starzeją się na wolności co najmniej dwukrotnie szybciej, niż w warunkach laboratoryjnych - dowiadujemy się dzięki naukowcom z University of Nebraska oraz University of New South Wales. Odkrycie może mieć istotny wpływ na interpretację wyników wielu eksperymentów. Liczne badania z udziałem zwierząt przeprowadza się w ściśle kontrolowanych warunkach. Dotyczy to m.in. stabilnej temperatury i wilgotności powietrza, dostępu do pokarmu i wody oraz bardzo wysokiej czystości otoczenia. System ten zdaje co prawda egzamin, lecz może powodować znaczne zafałszowanie obrazu np. podczas badań nad procesem starzenia. Amerykańscy badacze postanowili sprawdzić, jak bardzo życie "pod kloszem" wpływa na kondycję much z gatunku Telostylinus angusticollis, używanych często do celów eksperymentalnych. Badane zwierzęta, charakterystyczne ze względu na swoje szczudłowate kończyny, zamieszkują w naturze lasy, w których żyją na gnijących pniach opadłych drzew. Naukowcy oznakowali owady malując na ich plecach charakterystyczne znaki, a następnie uwolnili je. Od tego momentu regularnie rejestrowano każdy przylot i odlot insektów w obrębie badanego obszaru oraz analizowano parametry pozwalające na ocenę szybkości ich starzenia. Jako grupa odniesienia posłużyły zwierzęta przetrzymywane w tym samym czasie w ściśle kontrolowanym środowisku laboratorium. Informacje zebrane dzięki eksperymentowi pokazują drastyczne różnice między osobnikami z obu badanych grup. Samce trzymane w laboratorium starzeją się aż dwukrotnie wolniej w porównaniu do krewniaków wypuszczonych na wolność. Co ciekawe jednak, w przypadku samic uwolnionych do lasu nie zaobserwowano jakichkolwiek objawów przyśpieszonego starzenia, lecz mimo to czas życia osobników obu płci był znacznie krótszy, niż w grupie odniesienia. Biolodzy ewolucyjni od dawna starali się zrozumieć, jak duży jest wpływ czynników środowiskowych na tempo starzenia oraz związaną z tym selekcję naturalną i prawdopodobieństwo przekazywania poszczególnych wariantów genów (alleli) potomstwu. Badania wykonane przez naukowców z amerykańskich uczelni nie tylko dostarczają cennych informacji na ten temat, lecz także każą oceniać bardzo ostrożnie wszelkie dane zebrane w eksperymentach z udziałem zwierząt laboratoryjnych.
  21. Brytyjscy naukowcy zidentyfikowali zaburzenie w embrionalnych komórkach macierzystych, które jest najprawdopodobniej pierwszym dostrzegalnym objawem zespołu Downa. Odkrycie daje ogromną nadzieję na przejęcie kontroli nad fizjologią komórek i utrzymanie prawidłowego rozwoju zarodka. Zespół Downa rozwija się w wyniku obecności trzech (zamiast dwóch) kopii informacji genetycznej zawartej w chromosomie 21. Częstotliwość zachorowań wzrasta wraz z wiekiem rodziców (ze szczególnym uwzględnieniem wieku matki) i osiąga w krajach uprzemysłowionych wartość około jednego przypadku na tysiąc żywo urodzonych dzieci. W związku z powszechnością choroby nie ustają badania nad zidentyfikowaniem dokładnego podłoża schorzenia i prób zapobiegania jego objawom. Zaobserwowane przez Brytyjczyków zmiany w embrionalnych komórkach macierzystych (ang. embryonic stem cells - ESC), mające charakter zaburzonej ekspresji (aktywności) genów, są najprawdopodobniej najwcześniejszym objawem choroby. Badania, w których wzięli udział także naukowcy ze Stanów Zjednoczonych, Australii, Hiszpani i Szwajcarii, polegały na obserwacji komórek, do których celowo wstawiono dodatkową kopię chromosomu 21. Badacze zaobserwowali, że kaskada niekorzystnych zmian zaczyna się od rozregulowania aktywności genu kodującego białko DYRK1A. Należy ono do grupy kinaz, czyli protein zdolnych do drobnych modyfikacji chemicznych (przyłączania lub odłączania grupy fosforanowej -PO43-) innych białek. Przeprowadzony przez nie proces, zwany fosforylacją (lub defosforylacją, gdy grupa fosforanowa jest odłączana), pozwala na regulację aktywności wielu procesów zachodzących wewnątrz komórek. Zaburzenia funkcji DYRK1A prowadzą do rozregulowania aktywności tzw. czynników transkrypcyjnych, czyli białek odpowiedzialnych za regulację aktywności niektórych genów. Najważniejszym z nich jest w przypadku zespołu Downa gen REST, którego wadliwe funkcjonowanie odpowiada za serię zmian prowadzących nieuchronnie do rozwoju objawów schorzenia, spośród których najistotniejszym i najbardziej uciążliwym jest upośledzenie umysłowe. Co ciekawe, podobny mechanizm jest najprawdopodobniej odpowiedzialny także za rozwój innego schorzenia, choroby Alzheimera. Biorący udział w badaniach prof. Dean Nizetic tłumaczy, że dokonane odkrycie może pozwolić na opracowanie poszukiwanej od dawna terapii zespołu Downa. Jak twierdzi, zidentyfikowane zaburzenie jest ważne nie tylko dla rozwoju komórek nerwowych, lecz także dla ich utrzymania w ciągu życia, ich sposobu starzenia i radzenia sobie ze stresem. Badacz dodaje, że zaburzona ekspresja genów może być atrakcyjnym celem dla terapii, które mogłyby pomóc w przywróceniu tej delikatnej równowagi.
  22. Z doniesień podawanych przez różne witryny internetowe wynika, że Google Chrome jest już trzecią co do popularności przeglądarką w Sieci. PC World Komputer poinformował, że jeszcze w sierpniu z przeglądarki Safari - a przypomnijmy, że Chrome korzysta z tego samego silnika - korzystało 0,2% użytkowników serwisu. We wrześniu odsetek ten skoczył nagle do 1,9%. Nie poinformowano, jaki odsetek mają inne przeglądarki. Tymczasem w brytyjskim serwisie PC Pro z Chrome'a korzysta już 4,9% użytkowników. Jednocześnie, w porównaniu z sierpniem stracił Firefox (jego udziały spadły z 44,1% do 37,2%), a zyskał Internet Explorer (wzrost z 47,6% do 50,1%). Podobne trendy można zaobserwować w KopalniWiedzy. Jeszcze we wrześniu z KHTML (tak jest u nas identyfikowane Safari), korzystało niecałe 0,6% użytkowników i odsetek ten utrzymywał się na podobnym poziomie od kilku miesięcy. Jednocześnie z przeglądarek z silnikiem Gecko (czyli Firefox) korzystało 57,55% odwiedzających KopalnięWiedzy, a z Internet Explorera - 29,39%. We wrześniu sytuacja uległa zmianie. Z udziały KHTML wzrosły do 3,37%, Internet Explorera zwiększyły się do 32,53%, a odsetek korzystających z Gecko spadł do 53,49%. Na razie więc możemy stwierdzić, że Chrome odbiera użytkowników Firefoksowi. Trudno też ocenić, jaki wpływ na ranking przeglądarek miało rozpoczęcie roku szkolnego.
  23. Powiedzenie komuś, kto się nam podoba, czegoś w rodzaju "Naprawdę cię lubię" sprawia, że i my wydajemy się mu się bardziej atrakcyjni. Podobnie działa nawiązywanie kontaktu wzrokowego i uśmiechanie się (Psychological Science). Dr Ben Jones z Aberdeen University zbadał grupę 230 kobiet i mężczyzn. Z eksperymentów jego zespołu wynika, że sygnały społeczne, które wskazują, jak bardzo inni nas pożądają, są kluczowe dla siły przyciągania do nich. Psycholog argumentuje, że jego odkrycia pozwolą singlom lepiej pokierować swoim życiem uczuciowym. Zwracając uwagę na wymieniane przez Brytyjczyków wskazówki, nie będą tracić czasu na nawiązanie kontaktu z kimś, kto w oczywisty sposób nie jest nimi zainteresowany. Łączne uwzględnianie danych na temat czyjejś atrakcyjności fizycznej z informacjami dotyczącymi jego bądź jej zainteresowania nami to sposób na skuteczne "ulokowanie" wysiłków społecznych. Podczas eksperymentu ochotników proszono o przyjrzenie się kartom przedstawiającym twarze o różnym wyrazie: pozwalające na nawiązanie kontaktu wzrokowego lub niedające takiej możliwości oraz uśmiechające się bądź nie. Potem należało ocenić, jak bardzo były one atrakcyjne. Preferencja dla twarzy atrakcyjnych była dużo silniejsza, gdy podczas oglądania uśmiechały się do badanych albo na nich spoglądały. Dr Lynda Boothroyd, psycholog z Uniwersytetu w Durham, wyjaśnia, że ludzie lubią, gdy osoby atrakcyjne odnoszą się do nich pozytywnie. Poza tym starają się nie zadawać z kimś niedopasowanym do ich własnego poziomu atrakcyjności. Być może jednym ze sposobów zdobycia wiedzy na temat własnej atrakcyjności jest to, jak inni się wobec nas zachowują.
  24. Herakles (łac. Herkules) to heros znany z mitologii greckiej. Był synem Zeusa i śmiertelnej Alkmeny. Wsławił się 12 pracami, które zlecono mu podczas służby u Eurysteusza. Wtedy zgładził Hydrę lernejską i wysprzątał stajnie Augiasza. Czym musiałby się zająć w XXI wieku? Szwedzki rysownik Mattias Adolfsson wymyślił specjalnie dla niego zestaw wyjątkowo trudnych zadań. Na początek – usunięcie papieru wplątanego "w tryby" drukarki laserowej z 2. piętra. Zadanie numer dwa – jedzenie pizzy przez 10 dni z rzędu (oczywiście bez narzekania). Po trzecie, codzienne dojeżdżanie do pracy. Kolejne wyzwanie to wypicie ohydnej kawy wiedeńskiej z mlekiem (ang. wiener melange) z automatu. Zadanie nr 5 – "zgładzenie" rzutnika. Następnie wygranie konkursu karaoke tuż po jego rozpoczęciu, a dzień później – przeżycie olimpijskiego kaca. Ponieważ trudność zadań wzrasta z czasem, kolejno Herkules musiał się zmierzyć z defragmentacją dysku twardego i dorocznym zebraniem podsumowującym działalność firmy. Czy to trudniejsze od zdobycia przepaski Hipolity lub dostarczenia złotych jabłek z ogrodu Hesperyd? Wyczynów biurowo-towarzyskich i zręcznościowo-bojowych nie można chyba porównywać. Trzeba jednak przyznać, że i jedne, i drugie wymagają nie lada cierpliwości oraz zdeterminowania.
  25. Profesor Marc Baldo z Massachsetts Institute of Technology (MIT) opracował ciekawą metodę pozyskiwania energii słonecznej. Zdaniem Baldo może być ona konkurencyjna wobec energii z paliw kopalnych. Obecnie energię słońca uzyskujemy dzięki ogniwom słonecznym, skomplikowanym i drogim urządzeniom elektronicznym. Im większa powierzchnia ogniwa, tym wyższy koszt jego wytworzenia. Dlatego też produkuje się niewielkie ogniwa, a światło Słońca jest na nich skupiane przez soczewki lub lustra. To z kolei powoduje, że konieczne jest tworzenie całych złożonych systemów, które są ciężkie i wymagają użycia kosztownych systemów sterowania tak, by soczewki czy lustra były zwrócone w stronę Słońca. Baldo wpadł na inny pomysł. Pokrył on taflę szklaną różnymi barwnikami. Działają one podobnie jak światłowody, każdy z nich pochłania określoną długość fali światła słonecznego, a następnie emituje inną do wnętrza tafli szkła. Ta z kolei przesyła je w kierunku krawędzi, na których znajdują się naklejone paski z ogniwami pochłaniającymi światło i generującymi prąd. Im większa powierzchnia tafli w stosunku do jej grubości, tym więcej światła jest wychwytywane, a koszt uzyskania energii - niższy. Farby użyte przez Baldo do pokolorowania szkła powstają z obecnie dostępnych barwników. Korzystają z nich przemysł samochodowy czy elektroniczny. Ich wspólną cechą jest fakt, iż mogą być latami wystawione na działanie Słońca i nie blakną. Z proszków tworzone są barwniki w płynie, które następnie odpowiednio się miesza. To właśnie opracowanie właściwych kolorów sprawiało największą trudność. Precyzyjne dobranie składowych jest bardzo ważne. Źle dobrane spowodują, że duża ilość światła będzie pochłaniana przez sam barwnik i do krawędzi szkła dotrze go niewiele, nie będzie więc można produkować dużych tafli wytwarzających tanią energię. Baldo udało się stworzyć odpowiednie kolory, które pochłaniają jedną długość fali, ale za to emitują inną, która dociera do krawędzi. Różne długości fali niosą ze sobą różną ilość energii (ultrafiolet ma jej najwięcej, a podczerwień - najmniej). Ogniwa słoneczne są dostosowane do pracy z różnymi długościami fali. W tradycyjnym systemie pozyskiwania energii z naszej gwiazdy najbardziej pożądaną sytuacją jest taka, w której wyłapują one cały zakres długości fal. Jednak wymaga to użycia wielu ogniw i koncentratorów, co czyni cały system nieopłacalnym. Tafle szklane Baldo, dzięki odpowiedniemu malunkowi, można dostosowywać tak, by pozyskiwały energię z interesujących nas zakresów. Następnie z malunkiem można skojarzyć odpowiadające danej fali światła ogniwa słoneczne zamknięte w jednym urządzeniu. Baldo pokazuje, jak to zrobić. Najpierw odpowiednio maluje swoją taflę szklaną, tak, by pozyskiwać fale światła z zakresu "wysokich energii". Następnie umieszcza ją w ramie, w którą wkłada ogniwa słoneczne dla "wysokich energii". Pod taflą znajduje się natomiast ogniwo pracujące ze światłem od czerwonego do podczerwonego, czyli z tym, które zapewnia mniej energii. Korzyść z takiego systemu jest oczywista. Mamy pojedynczy koncentrator światła, czyli taflę szklaną Baldo, który bezpośrednio pozyskuje energię z bardziej energetycznego zakresu fal, a jednocześnie działa jako koncentrator dla położonego poniżej ogniwa pracującego ze światłem czerwonym i podczerwonym. Z wyliczeń Baldo wynika, że taki system już w tej chwili obniża koszt pozyskania energii słonecznej o 30%. Profesor Blado mówi, że dalsze obniżenie kosztów to kwestia czasu. Potrzebne są jedynie doskonalsze barwniki, przede wszystkim czerwone, które w najbliższych latach z pewnością tak czy inaczej powstaną. Ponadto z czasem będą też spadały koszty samych ogniw. Zdaniem Baldo w ciągu kilku lat jego technologia pozwoli na obniżenie produkcji elektryczności ze światła słonecznego do poziomu kosztów produkcji jej z węgla. Baldo wraz z kolegami założyli firmę Covalent Solar, która zajmie się przygotowaniem rynkowego debiutu nowej technologii. Ma ona trafić do sprzedaży w ciągu trzech najbliższych lat.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...