Skocz do zawartości
Forum Kopalni Wiedzy

Znajdź zawartość

Wyświetlanie wyników dla tagów 'wystawa' .



Więcej opcji wyszukiwania

  • Wyszukaj za pomocą tagów

    Wpisz tagi, oddzielając je przecinkami.
  • Wyszukaj przy użyciu nazwy użytkownika

Typ zawartości


Forum

  • Nasza społeczność
    • Sprawy administracyjne i inne
    • Luźne gatki
  • Komentarze do wiadomości
    • Medycyna
    • Technologia
    • Psychologia
    • Zdrowie i uroda
    • Bezpieczeństwo IT
    • Nauki przyrodnicze
    • Astronomia i fizyka
    • Humanistyka
    • Ciekawostki
  • Artykuły
    • Artykuły
  • Inne
    • Wywiady
    • Książki

Szukaj wyników w...

Znajdź wyniki, które zawierają...


Data utworzenia

  • Od tej daty

    Do tej daty


Ostatnia aktualizacja

  • Od tej daty

    Do tej daty


Filtruj po ilości...

Dołączył

  • Od tej daty

    Do tej daty


Grupa podstawowa


Adres URL


Skype


ICQ


Jabber


MSN


AIM


Yahoo


Lokalizacja


Zainteresowania

Znaleziono 16 wyników

  1. W surowych wnętrzach statku-muzeum „Sołdek”, który cumuje na Motławie, można do końca września oglądać wystawę pt. „Brylanty w orzechach - czyli historia przemytu na Bałtyku”. Czapka celnika, „pazury” do wydobywania ukrytych worków ze skrytek na statkach oraz but do przemytu złotych monet - to tylko niektóre z prezentowanych eksponatów [...] - podkreślono w komunikacie prasowym Narodowego Muzeum Morskiego (NMM) w Gdańsku. Artur Sobczak, kustosz Izby Pamięci Cła i Skarbowości, powiedział PAP-owi, że pomysł na wystawę dot. przemytu w portach w Gdańsku, Gdyni oraz w Szczecinie w czasach PRL-u i współcześnie zrodził się niemal rok temu, a więc w okresie powstania Izby. Wystawa NMM została zorganizowana we współpracy z Krajową Administracją Skarbową. Historia przemytu jest pełna niebezpieczeństw, intryg i przemyślnych sposobów unikania kontroli granicznej - zaznaczono. Na wystawie można m.in. zobaczyć zdjęcia towarów wywożonych i przywożonych do Polski przez marynarzy w okresie PRL-u. Jak przypomniano w tekście NMM, Trójmiasto było wtedy miejscem, do którego przyjeżdżano tłumnie na zakupy z całego kraju. Do Polski trafiały towary deficytowe, takie jak cytrusy, zegarki, kosmetyki, przyprawy, a także dżinsy albo nylonowe pończochy, a do portów Europy Zachodniej przemycano m.in. złoto. Ekspozycja prezentuje [również] ciekawe ujawnienia dotyczące przemytu zwierząt, w tym wielu gatunków zagrożonych wyginięciem. Barbara Bętkowska–Cela, dyrektorka Izby Administracji Skarbowej w Gdańsku, tłumaczy, że ta część wystawy pełni funkcję edukacyjną - można się, na przykład, dowiedzieć, jakich towarów nie wolno przywozić z zagranicznych wojaży. Inny fragment wystawy pokazuje [natomiast] współczesne metody walki z przemytem na morzu - dodaje. Książka, w której przemycano broń czy but, w którym przemycano złote monety, to rozwiązania sprzed 100 lat. Dziś, jak mówi Bętkowska–Cela, przeciwnicy uciekają się do innych metod i przemycają w węglu, jedzeniu czy panelach. Tak naprawdę, gdzie tylko można. Służbom przychodzą w sukurs skanery, ale i zwierzęta - specjalnie przeszkolone psy, które potrafią wywąchać narkotyki, papierosy i gotówkę. Warto wiedzieć, że zaplanowano serię towarzyszących wystawie czwartkowych spotkań, podczas których funkcjonariusze Służby Celno-Skarbowej z pomorskiej KAS zaprezentują nowoczesny sprzęt do walki z przemytem i opowiedzą o pracy w portach i na morzu. Mariusz Majewski, zastępca naczelnika Pomorskiego Urzędu Celno-Skarbowego w Gdyni, powiedział, że z biegiem lat wzrosła rola przesyłek skonteneryzowanych; za ich pomocą przemyca się np. narkotyki i papierosy. Należy też zauważyć, że wcześniej wykorzystywano głównie elementy konstrukcyjne statków, dziś zastosowanie znajdują dodatkowo nowe narzędzia, w tym jednostki podwodne. « powrót do artykułu
  2. Od 15 czerwca w Muzeum Uniwersytetu Gdańskiego można oglądać najnowszą wystawę dr Karoliny Wojnowskiej-Paterek pt. „Sekrety gwiazd. Co łączy naukę i sztukę? Secrets of the Stars. What links science and art?”. Jej organizatorami są Uniwersytet Gdański oraz Muzeum Uniwersytetu Gdańskiego. Wystawa składa się z 14 obrazów i filmów z powstawania ostatnich prac. Nakręcono je w Malezji, na wyspie na Morzu Południowochińskim w pobliżu równika, gdzie z dala od miast niebo jest szczególnie rozgwieżdżone. Jak podkreśla dr Wojnowska-Paterek, inspiracją dla części obrazów były mgławice obserwowane przez teleskop. Wystawie towarzyszą odgłosy równikowej dżungli nocą. Salę wystawową dzielą podświetlone półprzezroczyste wydruki zdjęć z dalekiego kosmosu (zostały udostępnione przez NASA). Kuratorkami wystawy są Marta Szaszkiewicz i Magdalena Jaszcza. Obrazy z cyklu „Sekrety gwiazd” powstawały od 2017 roku. Artystka wyjaśnia, że nie prezentują one zjawisk, ale ich dynamiczny charakter. Chodzi o zachęcenie odbiorców do zainteresowania się niedostępnym światem. By opisać i wyobrazić sobie przestrzeń i zjawiska o ogromnej skali, potrzeba abstrakcyjnego myślenia. A umiejętności tej uczy nas np. sztuka. Szczególne znaczenie ma dla dr Wojnowskiej-Paterek ukończone miesiąc temu w Malezji dzieło pt. „Tajemnice narodzin”. Jest ono inspirowane Mgławicą Pierścień, która znajduje się w naszej Galaktyce. Obraz opowiada o narodzinach gwiazd. Wystawie, którą można oglądać do 20 sierpnia, towarzyszy katalog pod redakcją dr. hab. Marcina Wieśniaka, prof. UG. Rektor Uniwersytetu Gdańskiego prof. dr hab. Piotr Stepnowski zaznaczył, że malarstwo Karoliny Wojnowskiej-Paterek [...] pozwala przyjrzeć się z bliska galaktykom odległym o miliardy lat świetlnych, a dzięki naukowym komentarzom do obrazów inspirowanych mgławicami, gwiazdami i galaktykami dowiadujemy się czegoś więcej na temat tych ciał niebieskich i zachodzących tam zjawisk. Obrazy mają bogate struktury; poszukiwanie ich ostatecznej formy polegało na nakładaniu na siebie kolejnych warstw. Dr Karolina Wojnowska-Paterek jest artystką i architektką. Należy do Polskiej Izby Architektów SARP. Zajmuje się malarstwem i rzeźbą, a także tworzy instalacje z dziedziny „art and science”. Oprócz tego prowadzi działalność dydaktyczną. « powrót do artykułu
  3. Do 25 lutego w galerii Akademii Pedagogiki Specjalnej (APS) im. Marii Grzegorzewskiej w Warszawie będzie można oglądać wystawę 65 najciekawszych fotografii zeszłorocznej XI edycji konkursu "Matematyka w obiektywie". Organizatorzy podkreślają, że mimo pandemii wpłynęło ponad 12 tys. prac z różnych stron świata. Konkurs fotograficzny "Matematyka w obiektywie" jest częścią międzynarodowego projektu naukowo-dydaktycznego MATHEMATICS IN FOCUS. Pierwsza edycja wydarzenia miała miejsce w 2010 r. Konkurs organizują Uniwersytet Szczeciński i Akademia Pedagogiki Specjalnej w Warszawie. Pomysłodawczynią i kierowniczką projektu jest dr hab. Małgorzata Makiewicz, prof. Uniwersytetu Szczecińskiego i APS. Jak podkreślono na stronie internetowej Międzynarodowego Konkursu Fotograficznego Matematyka w Obiektywie, celem projektu jest budowanie wspólnej płaszczyzny pomiędzy matematyką a sztuką fotografii, wspomaganie edukacji matematycznej, myślenia matematycznego, popularyzowanie wiedzy i kultury matematycznej. Konkurs jest bezpłatny i powszechny. Tradycyjnie jury wyłoniło laureatów w grupach dorosłych i młodzieży. Przyznano też nagrodę Prezesa Polskiego Towarzystwa Matematycznego, prof. dra hab. Jacka Miękisza, za fotografię zaopatrzoną w najciekawszy opis. Ponadto jury wyłoniło 12 prac, którym przyznało nominację do kalendarza "Matematyka w obiektywie - 2021". Sześćdziesiąt pięć najciekawszych prac można oglądać w galerii APS przy ulicy Szęśliwieckiej 40 w Warszawie. Wstęp bezpłatny w godzinach pracy uczelni. Nagrodzone prace można zobaczyć tutaj. Szczegółowe zestawienie wyników znalazło się zaś na tej stronie. « powrót do artykułu
  4. Dzisiaj o godzinie 17.00 na Zamku w Łańcucie odbędzie się otwarcie wystawy Ex thesauro. Ze skarbca Biblioteki Uniwersyteckiej KUL. Odwiedzający Zamek będą mieli okazję zobaczyć unikalną kolekcję najstarszych i najcenniejszych rękopisów, starodruków, zbiorów graficznych i kartograficznych zebranych przez KUL. W wyjątkowym zbiorze zobaczymy m.in. Kodeks Gracjana z XIII wieku, kolekcję średniowiecznych dyplomów, z których najstarszy pochodzi z 1371 roku i został wystawiony przez Elżbietę Łokietkównę, kodeksy prawnicze, Archiwum Filomatów z autografami Mickiewicza, archiwum gen. Prądzyńskiego z okresu powstania listopadowego, archiwa z czasów II wojny światowej i wiele innych niezwykłych dokumentów. Po raz pierwszy na Podkarpaciu, w jednym miejscu i czasie zostanie zaprezentowana unikalna kolekcja najstarszych, najcenniejszych rękopisów, starych druków, zbiorów graficznych i kartograficznych ze 100-letniej historii KUL. W Jadalni Wielkiej będzie można obejrzeć ponad 50 dokumentów, zazwyczaj przechowywanych w zamkniętych magazynach, powiedziała PAP Joanna Garbulińska-Charchut. Niezwykle interesującym zabytkiem jest wspomniany już dyplom Elżbiety Łokietkówny. Został wystawiony 4 lipca 1371 roku w Krakowie dla mieszkańców Lublina. To trzeci najstarszy zachowany dokument tego miasta. Królowa uwierzytelniła go pieczęcią herbową i zatwierdza w nim wcześniejszy przywilej wydany przez Władysława Łokietka w 1320 roku, który zwalniał mieszczan lubelskich z opłat na drogach i miastach Królestwa Polskiego. Warto przyjrzeć się też Rękopisowi Radziwiłłowskiemu pochodzącemu z lat 1556–1557. Zawiera on tekst liturgii mszy świętej ozdobiony barwnymi inicjałami i ilustracjami oraz superekslibrisem Radziwiłłów. Na wystawie zobaczymy też pierwszą drukowaną polską książkę wydaną przez Kaspra Straubego. To komentarz do psałterza kardynała Joannese de Turrecrematy wydanego w Krakowie ok. 1475 roku. Wspomnieć też trzeba o luksusowym egzemplarzu pierwszego drukowanego zbioru praw zebranych przez kanclerza Jana Łaskiego w 1506 roku. Ozdobiono go scenami z Sejmu, natomiast miłośników twórczości Adama Mickiewicza z pewnością zainteresują jego autografy, czyli własnoręcznie napisane przemówienia, referaty i drobne utwory literackie. Wśród zbiorów graficznych znajdziemy ponad 100 drzeworytowych portretów cesarzy rzymskich, miedziorytowe reprodukcje nagrobków sławnych osób czy miedziorytową kolorową mapę pochodzącą z atlasu, który stanowił szczytowe osiągnięcie holenderskiej kartografii. Wystawę będzie można podziwiać do 1 września. « powrót do artykułu
  5. W neogotyckim zamku Jaskółcze Gniazdo na Krymie odbywa się nietypowa wystawa. Zgromadzono na niej obrazy namalowane pod wodą. Wszyscy członkowie szkoły artystycznej są wytrenowanymi nurkami. Ich prace, przedstawiające pejzaże i zwierzęta z Morza Czarnego, powstały na głębokości 2-20 m. Malowanie pod wodą jest bardzo podobne do malowania na powierzchni. Przed zanurzeniem trzeba jednak pokryć płótno wodoodporną substancją. Nurkujący artyści podkreślają, że ludzkie oko jest wrażliwsze na barwę niż jakakolwiek soczewka w aparacie czy klisza. Ze względu na pojemność butli prace trzeba zakończyć w ciągu 40 minut. Poza tym malarz musi wziąć pod uwagę głębokość, na jakiej tworzy i jaki kolor widzi na palecie. Kolory zmieniają się bowiem na powierzchni i czerwony staje się brązowy, a nawet czarny - tłumaczy Denis Lotarew. Artyści nakładają farbę szpachelkami i pędzlami. Wokół nich przemykają ryby, przez co cała sytuacja wydaje się jeszcze bardziej surrealistyczna. Na końcu nurkowie wynurzają się na brzegu między skałami. W rękach nie mają jednak, jak ktoś mógłby się spodziewać, okazów miejscowej fauny czy flory albo artefaktów z wraków, ale średniej wielkości obrazy. W galerii na zamku większość obrazów powieszono tradycyjnie na ścianach, ale jeden umieszczono w centralnym akwarium. Prawdziwa gratka dla miłośników sztuki i nurkowania. http://www.youtube.com/watch?v=DTO5cO-VaF0
  6. W zeszłą sobotę (26 marca) w galerii The Loft w Bombaju otwarto wystawę Final Cut. Zgromadzono na niej 12 deskorolek, wyrzeźbionych w tradycyjnym stylu przez tutejszych rzemieślników. Kuratorem projektu jest Tobias Megerle. Megerle przyznaje, że przedmioty, które widywał w otwartych warsztatach rzeźbiarzy z dzielnicy Mahim, zawsze magicznie go przyciągały. Cieśle siadywali tam na podłodze ze wszystkimi potrzebnymi narzędziami u boku. Jako artystę fascynowały go ich dzieła. Były cudowne, ale i nieco oklepane pod względem formy. Niemal wszyscy znają bowiem typowe dla Indii krzesła z ornamentami, ramy czy inne meble. Megerle starał się poznać tajemnice zawodowe rzeźbiarzy z Bombaju, dlatego kilkakrotnie odwiedzał ich warsztaty, aż wreszcie wpadł na pomysł połączenia przeboju rodem ze świata zachodniego – deskorolki – z miejscową tradycją. W samym Bombaju deskorolka nie jest zbyt dobrze znana, lecz jej miłośnicy zachowują się jak prawdziwa subkultura. Słuchają określonej muzyki, charakterystycznie się ubierają i dostosowują do hobby całe swoje życie. Trudno jednak powiedzieć, czy zamienią kolorowy sprzęt na ażurowe, ale nadal funkcjonalne deski. Co się tyczy samych rzemieślników, choć produkują całe kilogramy rzeźb, bez wyjątku znikają one w wystroju mieszkań, a sam twórca nie zostaje w żaden sposób upamiętniony czy uhonorowany. Mimo że każdy stosuje własne wzory, po raz pierwszy ich dzieła zostały nazwane sztuką i trafiły do galerii sztuki...
  7. W toczącym się od dawna sporze pojawiły się nowe tropy, dlatego historycy sztuki zaczynają się skłaniać ku teorii, że dżins pochodzi nie z Francji, lecz z Włoch. Na trzech ujawnionych właśnie obrazach, przedstawiających scenki rodzajowe z lat 50. XVII w., widać zwykłych ludzi, których ubrania są uszyte z pierwocin dżinsu. Na jednym z nich ubrana w dżinsową spódnicę chłopka naprawia uszkodzoną garderobę. Na drugim nastolatka odziana w podartą dżinsową spódnicę żebrze o pieniądze. Na trzecim widnieje chłopak w ciemnoniebieskiej dżinsowej kurtce. W pierwszym i ostatnim przypadku wyraźnie widać, że tkanina jest błękitna, ale utkana na białej osnowie. Nieznanego artystę, najprawdopodobniej z północnych Włoch, szybko ochrzczono "Mistrzem Błękitnego Dżinsu". Jego prace trafiły właśnie na wystawę zorganizowaną w paryskiej Galerie Canesso. Uznaje się, że dżins powstał albo w Nimes we Francji (i ang. wyraz denim pochodzi od "de Nimes"), albo w Genui, a słowo jeans utworzono od francuskiej nazwy włoskiego miasta Gênes. Dysponujemy jedynie fragmentarycznymi dokumentami dot. produkcji i dostaw taniej tkaniny z Genui do północnej Europy. W połowie XVII w. pierwszy dżins dosłownie zalewał rynki Starego Kontynentu. Obrazy anonimowego malarza powstały, wg specjalistów, w okolicach Wenecji, co sugerowałoby, że dżins jest włoskim wynalazkiem, nadal jednak trudno o ostateczne rozstrzygnięcia. Dysponujemy relacjami angielskiego krawca, który twierdzi, że tkanina pochodzi z Genui. [Obrazy] stanowią nowy dowód odmalowujący zapominaną rzeczywistość historyczną – przekonuje kurator paryskiej wystawy Gerlinde Gruber. Przed wiekami dżins nosiły aż do zupełnego zdarcia uboższe warstwy społeczne. Nic więc dziwnego, że żaden egzemplarz nie trafił do kolekcji muzealnych.
  8. Chińscy cukiernicy stworzyli czekoladową 10-metrową replikę Wielkiego Muru. Cegły wykonano z ciemnej czekolady i połączono je w całość za pomocą białej wersji wynalazku Azteków. Budowla stanowi jedną z atrakcji wystawy/targów World Chocolate Wonderland, których otwarcie nastąpi jeszcze w styczniu. Wang Qilu, jeden z mężczyzn pracujących przy murze, wyjawił, że najtrudniej było zrekonstruować zburzony fragment konstrukcji. Wszystkie elementy musiały do siebie pasować, a czasem kąt ich ustawienia był naprawdę duży. Podkreślił, że musiał się również upewnić, że pieczołowicie odtworzona budowla zwyczajnie się nie rozpłynie. Podczas prac nad eksponatami zużyto 80 ton czekolady. Oprócz Wielkiego Muru, powstała miniarmia terakotowa, złożona z 560 żołnierzy. Ustawiono ją na posłaniu z czekoladowych płatków. Przedsięwzięcie ma spopularyzować czekoladę w Państwie Środka. Jak tłumaczy Tina Zheng, główna menedżerka targów, nie ma ona tutaj tak długiej tradycji jak na Zachodzie. W Chinach jest specjałem dawanym szczególnie dzieciom.
  9. Doing It For The Kids to wystawa zorganizowana przez londyńską grupę artystyczno-projektową [re]design. W październiku i listopadzie z eksponatami będzie się można zapoznawać w Newcastle i Birmingham. Pomysłodawcy przedsięwzięcia chcieli zilustrować rodzaje zabawy, jej rolę w rozwoju dziecka i kształtowaniu jego wartości, a także wpływ zabawek na środowisko. Wśród wielu różnych ekopomysłów z całego świata znalazł się m.in. miś z łożyska Alexa Greena. Niektóre kobiety, zwłaszcza te rodzące w domu, zjadają swoje łożysko. Utrzymują, że narząd ten zawiera sporo witamin i składników odżywczych, a jego skonsumowanie zapobiega depresji poporodowej czy sprzyja produkcji mleka. Miś z łożyska nie może być i nie jest zwykłą przytulanką. Zszyty grubymi nićmi, które notabene przypominają szwy, spoczywa w szklanym słoju. Taka zabawka ma raczej znaczenie symboliczne, w końcu łożysko łączy zarodek ze ścianą macicy. Twin Teddy Kit Greena przywodzi na myśl jedność matki, dziecka i łożyska. By uszyć misia, trzeba je przeciąć – osobiście! - na pół i natrzeć solą morską. Po wysuszeniu przychodzi kolej na potraktowanie nietypowego materiału kaletniczego emulsją żółtka jaja i tanin. Dzięki temu zabiegowi łożysko staje się delikatne i miękkie, a więc podatne na formowanie. Na wystawę trafiły też bardziej konwencjonalne zabawki, m.in. drewniane wózki dla lalek lub filcowe przytulanki do samodzielnego złożenia. Te ostatnie zawierają proste elementy elektroniczne, np. LED-y, co pozwala łączyć przyjemność z nauką. Zabawki 48 projektantów mają zainspirować rodziców i nauczycieli, a także sprawić, by byli bardziej krytyczni podczas ich doboru.
  10. Japońska firma Flower Robotics produkuje roboty wystawowe, które wykrywają obecność widzów i zaczynają przybierać zaprogramowane wcześniej pozy. Mogą demonstrować odzież i biżuterię pod różnymi kątami. W przyszłości mają odróżniać płeć i wiek klienta, a nawet rozpoznawać logo z niesionych przez niego toreb. Zebrane dane będą wykorzystywane przez sklepowy dział marketingu. Produkt noszony przez poruszający się manekin wygląda atrakcyjniej, zwiększając u oglądających pokaz chęć dokonania zakupu – przekonuje Tatsuya Matsui, szef zespołu projektantów. Roboty prezentujące ubrania należą do serii Palette i wyglądają jak ludzka postać od bioder w górę. Maszyny dla jubilerów (linia Palette UT) to tylko tors. Te pierwsze wyposażono w 16 poruszających się części. Ważą 41 kg i mierzą 185 cm. Modele UT są sporo mniejsze, osiągają bowiem wysokość zaledwie 41 cm. W obu liniach wykorzystano technologię śledzenia ruchu, dzięki czemu można było odtworzyć sposób, w jaki poruszają się modelki. Roboty rozpoczynają swój pokaz tylko wtedy, gdy w pobliżu znajduje się człowiek. Nie mają twarzy, ponieważ projektanci obawiali się, że odwracałyby uwagę klientów, a powinni się oni koncentrować na czymś innym – ubraniach bądź biżuterii. Pozy są przyjmowane w przypadkowej kolejności. Inteligentny system manekina pozwala przechowywać informacje dotyczące reakcji obserwatorów na konkretne ustawienia. Robot uczy się i potem wykorzystuje świeżo zdobytą wiedzę w kontakcie z następnymi klientami. Roboty Flower Robotics pojawiały się japońskich sklepach już od jakiegoś czasu, teraz można je wynająć lub kupić. To spory wydatek, ponieważ chcąc mieć maszynę z serii Palette na własność, trzeba wygospodarować ok. 50 tys., a na Palette UT 7 tys. dolarów. Na żądanie producent oferuje dodatkowe opcje, takie jak zmiana koloru manekina. Oferta jest jednak przeznaczona wyłącznie dla mieszkańców Kraju Kwitnącej Wiśni. Androidy "pokażą się" szerszej publiczności już wkrótce, bo na odbywającej się pod koniec sierpnia tokijskiej wystawie Good Design Expo 2009.
  11. Od dzisiaj (14 listopada) do 19 kwietnia w londyńskim Muzeum Historii Naturalnej będzie można podziwiać włosy z brody Karola Darwina. Miały zapewne stanowić rodzinną pamiątkę (coś na kształt dziecięcych pukli, przechowywanych kiedyś w specjalnych medalionach), los jednak chciał, że Randal Keynes, prapraprawnuk słynnego naukowca, otworzył tajemnicze pudełko, które należało w przeszłości do córki ewolucjonisty Etty. Włosy potraktowano jak relikwię. Przez długi czas leżały zawinięte chusteczkę. Oznaczono je i umieszczono w kopercie z napisem "Znalezione po śmierci ojca". Rodzina chciała obciąć fragment brody przed pogrzebem. Ponieważ pojawiły sie trudności, Darwinowie musieli się jednak zadowolić włosami zebranymi z biurka do pracy. Odwiedzający muzeum będą mogli się też zapoznać z oryginalną notatką, a właściwie spisem. Na skrawku papieru Charles spisał argumenty przemawiające za i przeciwko małżeństwu.
  12. W Reg Vardy Gallery na University of Sunderland otwarto niezwykłą wystawę. Prezentowane są na niej... zapachy nieistniejących czy trudno dostępnych rzeczy. Można więc poczuć zapach pierwszej bomby atomowej czy woń apteczki średniowiecznego lekarza. Przygotowano też zapach, jaki unosi się po uderzeniu meteorytu, zapach wiktoriańskiego ogrodu kwiatowego i stacji kosmicznej MIR. Aromaty są dziełem botaników, chemików, specjalistów opracowujących perfumy oraz naukowców z NASA. Stworzyliśmy pierwszy w historii, oparty na nauce, zestaw egzotycznych i niezwykłych zapachów - mówi Robert Blackson, pomysłodawca wystawy. Dodaje, że nie ma złych i dobrych zapachów. Wszystko zależy od gustów. Zwiedzający mogą poczuć, jak pachniały włosy Kleopatry, jednak jednym z najbardziej niezwykłych aromatów jest zapach powierzchni Słońca. Naukowcom udało się też odtworzyć - oczywiście, nie wiadomo czy wiernie - zapach kwiatów, które już nie istnieją. Od takich, które ludzie wytępili w ciągu ostatnich 30 lat, to te, które zniknęły setki lat temu. Można więc poczuć zarówno chilijski sandałowiec, wytępiony w 1908 roku, jak i Ilex gardneriana, który rósł na Ziemi jeszcze w 1997 roku. Niezwykła wystawa potrwa do 6 czerwca.
  13. Za dnia Lee Hadwin jest pielęgniarzem, w nocy przeobraża się w artystę szkicującego niezłe portrety i pejzaże. Tyle tylko, że po przebudzeniu rano kompletnie tego nie pamięta. Mężczyzna zamieścił na YouTube'ie ciekawy filmik. Na temat jego przypadku nakręcono także dokument. O prawa do jego wyświetlenia walczą teraz brytyjskie stacje telewizyjne. Niewykluczone, że w Liverpoolu powstanie instalacja transmitująca na żywo działania Walijczyka. Hadwin zaczął lunatykować w wieku 4-5 lat. Nie zachowywał się wtedy nietypowo, kręcił się po prostu po domu. Po raz pierwszy narysował coś podczas snu w wieku 16 lat, gdy nocował u znajomego. Następnego ranka mama przyjaciela odkryła malowidła pokrywające ściany kuchni. Ponieważ piliśmy poprzedniej nocy, złożyliśmy to na karb alkoholu. Pod koniec zeszłego roku, w grudniu, prace 34-letniego somnambulika trafiły na wystawę, ale wtedy media nie podchwyciły jeszcze tematu. Krótki artykuł pojawił się m.in. na BBC. Pielęgniarz nie umie wskazać przyczyny swojej nocnej działalności artystycznej, ale uważa, że dochodzi wtedy do głosu jakaś tłumiona za dnia część mózgu. Jedyne, co wskazuje na nocne "szaleństwa", to poranna migrena. Oceny z plastyki ze szkolnych świadectw nie wskazują na ukryty talent Hadwina. Jego abstrakcje, portrety i akty są jednak naprawdę piękne i dopracowane. Mężczyzna rysuje na tym, co mu wpadnie w rękę. Czasem są to gazety, ale niekiedy sięga po mniej typowe materiały. Kiedyś wykonał szkice na nogawkach odciętych od ulubionych dżinsów. Pieniądze uzyskane ze sprzedaży obrazów z grudniowej wystawy zostały przekazane organizacjom charytatywnym. Ze względu na złe oświetlenie, rysunki Walijczyka lepiej oglądać w galerii zamieszczonej przez Daily Post niż na .
  14. Pięćdziesięciojednoletnia Alison Bartlett jest niewidoma. To nie przeszkodziło jej jednak zostać cenionym fotografem dzikiej przyrody. Kobiecie pomaga wyostrzony słuch. Angielka słyszy trzepot skrzydeł ptaka i chrupanie orzechów przez wiewiórkę, dlatego wie, w którą stronę skierować obiektyw swojego aparatu. W przyszłym miesiącu w rodzinnym mieście Bartlett (New Milton) będzie można obejrzeć wystawę wyjątkowych ujęć z życia zwierząt. W przeszłości Alison była instruktorem jazdy konnej. Chorowała na cukrzycę, dlatego od 1979 roku zaczęła tracić wzrok. Całkowicie ociemniała w 1992 roku. Fotografia zawsze ją pasjonowała i nie chciała rezygnować z ukochanego hobby. Byłam zdeterminowana, by nadal robić to, czym zajmowałam się do tej pory. Zaczęłam w ogródku za swoim domem, bo tam znałam położenie wszystkich obiektów, odległości i kąty. Uczyłam się też słuchać zwierząt. Alison ubolewa, że nie może ujrzeć swoich zdjęć, ale ma nadzieję, że pomoże innym niewidomym uwierzyć w siebie. W pracy pomaga Bartlett przyjaciółka Pal Jenny Gilleland. Orientuje ją na zwierzę, posługując się wskazaniami zegara, np. zięba na czwartej. Zdjęcia i samą panią fotograf można zobaczyć na stronie Simple Browser.
  15. Naukowcy, którzy zaprezentowali ostatnio prototyp składanego piekarnika elektrycznego z tekstyliów, twierdzą, że ich wynalazek może trafić na sklepowe półki już w przyszłym roku. Waży tylko kilkaset gramów i rozgrzewa się do takiej temperatury, iż da się w nim upiec kurczaka. Idealny sprzęt turystyczny... Cienkie i giętkie elementy przewodzące wszyto w odporną na działanie wysokich temperatur tkaninę. Przedwczoraj (3 października) na wystawie Textile International Forum and Exhibition w Tajpej konstrukcję zaprezentowano reporterom. Dziennikarzy poczęstowano przygotowanymi na poczekaniu tostami. Naukowcy z finansowanego przez rząd Tajwańskiego Instytutu Badań Tekstylnych twierdzą, że we wnętrzu kuchenki-piekarnika można uzyskać bez szkody dla powlekających materiałów temperaturę aż 149 stopni Celsjusza. Mimo że na razie tylko wstępnie zaprezentowano technologię, Tajwańczycy wymieniają szereg sytuacji i miejsc, gdzie mogłaby się okazać przydatna: polową kuchnię wojskową, kemping, przyjęcia pod chmurką oraz organizowane po katastrofach naturalnych obozy pomocowe. W odróżnieniu od kuchni gazowych, tajwański piecyk łatwo przetransportować, ponieważ zajmuje niewiele miejsca. Można go również bezpiecznie (i legalnie) przewozić samolotem. Ma też jednak swoje minusy. Jest zasilany prądem, co oznacza, że nie wszędzie uda nam się z niego skorzystać. Zdjęcie kuchenki można znaleźć na witrynie Texyt.
  16. Drugiego lutego w londyńskim Harrodsie rozpoczęła się największa na świecie wystawa gitar elektrycznych Born To Rock: The Life and Times of the Electric Guitar. Impreza potrwa do 3 marca. Wcześniej instrumenty odwiedziły dwie inne europejskie stolice: Paryż i Dublin. Powierzchnia wystawowa to ok. 3.800 mkw. Zwiedzający mogą podziwiać ponad 150 gitar. Są to bezcenne instrumenty sprzed kilkudziesięciu lat, egzemplarze designerskie (zaprojektowane dla znanych osób), gitary sławnych muzyków i ostatnie krzyki mody oraz technologii. Inspiracją dla pomysłodawców wydarzenia była kolekcja RockCoutureT, którą można by w skrócie nazwać "sławy sławom". Składa się na nią ponad 50 instrumentów, sygnowanych przez Bono, Jennifer Lopez, Bryana Adamsa czy Carlosa Santanę. Na odwiedzających czeka też prawdziwa gratka, pierwsza opatentowana w 1931 roku gitara elektryczna "Frying Pan" (Patelnia). Nazwę zawdzięcza swojemu kształtowi, a wynaleźli ją artysta wodewilowy George Beauchamp oraz kalifornijski inżynier i producent Adolph Rickenbacker. Wystawę uzupełniono też o inne ważne dla historii gitary elektrycznej modele, np. Gibson Les Paul. Osiemnastego lutego organizatorzy chcą pobić rekord Guinnessa w zakresie największej liczby muzyków grających ten sam utwór. Zamierzają zgromadzić 2 tys. rockmanów, którzy odtworzą Smoke on the Water Deep Purple. Wcześniejszy rekord ustanowiono w 1994 roku w Vancouver. Należy on do 1322 muzyków.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...