Jump to content
Forum Kopalni Wiedzy

Search the Community

Showing results for tags 'morze'.



More search options

  • Search By Tags

    Type tags separated by commas.
  • Search By Author

Content Type


Forums

  • Nasza społeczność
    • Sprawy administracyjne i inne
    • Luźne gatki
  • Komentarze do wiadomości
    • Medycyna
    • Technologia
    • Psychologia
    • Zdrowie i uroda
    • Bezpieczeństwo IT
    • Nauki przyrodnicze
    • Astronomia i fizyka
    • Humanistyka
    • Ciekawostki
  • Artykuły
    • Artykuły
  • Inne
    • Wywiady
    • Książki

Find results in...

Find results that contain...


Date Created

  • Start

    End


Last Updated

  • Start

    End


Filter by number of...

Joined

  • Start

    End


Group


Adres URL


Skype


ICQ


Jabber


MSN


AIM


Yahoo


Lokalizacja


Zainteresowania

Found 10 results

  1. Włoska policja i straż przybrzeżna próbują rozwiązać zagadkę tajemniczego zniknięcia 3,5-tonowej figury świętego Franciszka z Paoli, która stała na dnie morza u wybrzeży Kalabrii. Wotywna figura z brązu mierzy ponad 2 metry (2,2 m). Umieszczono ją na głębokości 29 metrów na betonowym postumencie. Jak można się domyślić, kradzież lub zmycie przez prąd morski byłyby bardzo trudne. Obecnie stróże prawa sprawdzają hipotezę, że rzeźba została wyrwana za pomocą sieci rybackich. Jeśli ktoś łowił na tym terenie nielegalnie, wyjaśniłoby się, czemu nie zgłoszono takiego incydentu. Policja bierze też pod uwagę doniesienia mieszkańców Paoli, którzy twierdzą, że po zniknięciu figury, które miało miejsce 30-31 grudnia, na pace ciężarówki widziano przypominający ją ładunek. Oznaczałoby to, że święty Franciszek został ukradziony na zamówienie. Włosi rozmieszczają rzeźby wzdłuż brzegu, by chronić w ten sposób rybaków, żeglarzy i wszystkich innych, którzy na co dzień mają do czynienia z morzem. Choć wydarzenie zasmuciło mieszkańców, przyczyniło się do bezcennego odkrycia. Nurkowie badający miejsce domniemanego przestępstwa odkryli wrak 15-metrowej łodzi sprzed kilkuset lat.
  2. Morski pustelnik Munidopsis andamanica, który żyje na dużych głębokościach, żywi się wyłącznie drewnem. Musi więc czekać na opadające na dno pnie oraz wraki. W ostateczności nie pogardzi też orzechami kokosowymi (Marine Biology). W żołądku zwierzęcia występują bakterie i grzyby, pomagające mu w strawieniu nietypowego jak na te warunki pokarmu, czyli celulozy. Na pierwszy rzut oka wydaje się to nieprawdopodobne. Munidopsis andamanica jest gatunkiem występującym na dużych głębokościach, a żywi się typowo lądowym pokarmem – opowiada Caroline Hoyoux z University of Liège. Hoyoux współpracowała z naukowcami macierzystej uczelni, a także z Muzeum Historii Naturalnej w Londynie oraz Uniwersytetu Piotra i Marii Curie w Paryżu. Do odkrycia doszło podczas ustalania, jakie zwierzęta zagospodarowują trafiające do wód drzewo. Okazało się, że kolonizują je nicienie, małże, skorupiaki oraz właśnie M. andamanica. Analiza aparatu gębowego i zawartości przewodu pokarmowego wykazała, że zwierzę żeruje wyłącznie na drewnie. Byliśmy zaskoczeni, ponieważ skorupiaki są często postrzegane jako drapieżcy bądź padlinożercy. Fakt, że M. andamanica konsekwentnie żeruje na materiale roślinnym, zwłaszcza drewnie, zamiast zjadać mięczaki lub [nicienie], obala powzięte z góry założenia dotyczące diety przedstawicieli rodzin Galatheidae i Chirostylidae. Choć zwierzęta kolonizujące opadające na dno morza drzewo odkryto pod koniec XIX wieku, aż do lat 70. ubiegłego stulecia nikt się nimi nie zajmował. Do teraz sądzono, że są to głównie mięczaki. Hoyoux tłumaczy jednak, że skorupiaki są drugą pod względem liczebności gatunków i osobników drewnolubną grupą. By zbadać, jakie zwierzęta skuszą się na dany rodzaj pokarmu, naukowcy spuszczali sieć z umieszczonymi wewnątrz kawałkami drewna. Oczka są na tyle duże, by wpuścić do środka larwy, ale na tyle małe, że dorosłe zwierzęta nie mogą się już przez nie wydostać. Sieci leżały na dnie przez rok. Potem je wydobyto i skatalogowano przymusowych mieszkańców. Znaleziono 15 gatunków dziesięcionogów, jeden gatunek równonoga i jeden obunoga.
  3. Nieznani dotąd reprezentanci pierścienic posługują się nietypowymi metodami zmylenia przeciwnika: wystrzeliwują pociski stanowiące fragmenty ich ciała, które w dodatku jarzą się na zielono. Badacze z Instytutu Oceanografii Scrippsa Uniwersytetu Kalifornijskiego w San Diego opisali pierścienice mierzące od 18 do 93 mm. Odkryto je dzięki zdalnie sterowanemu robotowi, który nurkował na głębokości 1800-3700 metrów. Jednym z najciekawszych jest gatunek Swima bombiviridis – nazwany tak od miotanych przez siebie zielonych pocisków i opanowanej do perfekcji umiejętności pływania. Dr Karen Osborn, szefowa amerykańskiego zespołu, zaznacza, że choć zwierzęta te wcale nie są rzadkie, wyzwaniem było ich zebranie na tak znacznej głębokości. Pierścienice są przezroczyste, z wyjątkiem rejonów przewodu pokarmowego. Poruszają się dzięki szczecinkom wykorzystywanym jak wiosła. Głębokości pomiędzy 1000 a 4000 m tworzą największy, a zarazem najsłabiej poznany habitat Ziemi. Ze względu na ograniczony czas dostępu do podwodnych maszyn, wykorzystywany głównie na penetrację okolic kalifornijskich wybrzeży, zidentyfikowaliśmy [tylko lub aż] 7 nowych gatunków – opowiada profesor Greg Rouse. U wszystkich na głowie rozwinęły się złożone wyrostki. W przypadku 5 są to luminescencyjne bomby, które przypominają wypełnione cieczą sfery. Gdy zwierzę je wypuści, zaczynają nagle świecić. Jarzą się przez kilka sekund, a potem stopniowo bledną. Ponieważ pojazd użyty przez biologów morskich sam emitował jasne światło, nie udało się zaobserwować pokazu pierścienic w ich naturalnym środowisku. Odbywały się one dopiero po przetransportowaniu zwierząt na pokład statku badawczego. Wszystko wskazuje na to, że za pomocą pocisków pierścienice płoszą drapieżniki, ale trzeba to będzie jeszcze potwierdzić. Niewykluczone, że bomby były kiedyś skrzelami, które w toku ewolucji przeszły specyficzną przemianę. Krewni mają skrzela ulokowane dokładnie w tym samym miejscu, co pociski. Skrzela mogą łatwo odpadać, pod względem "odczepialności" przypominają więc bomby.
  4. Storrs Olson, zoolog z Smithsonian Institutes oraz geolog Paul Hearty z Bald Head Island Conservancy, znaleźli dowody na to, że w średnim plejstocenie poziom oceanów był aż o 21 metrów wyższy niż obecnie. Hearty już ponad 10 lat temu przedstawiał wstępne dowody na istnienie tak olbrzymiej różnicy w poziomie mórz obecnie i przed 400 000 lat. Wówczas jednak były one zbyt słabe, by kogokolwiek przekonać. Teraz w skałach wapiennych na Bermudach znaleziono osady i skamieniałości, które dowodzą, iż poziom wód znacznie różnił się od obecnego. Natura osadów wskazuje, że doszło do znacznego i dość szybkiego podniesienia się poziomu wód. Miało to związek z roztopieniem się czap lodowych na biegunach. Tak duże zmiany miały katastrofalne następstwa dla zwierząt żyjących na wybrzeżach. Wiadomo na przykład, że spowodowały one wyginięcie albatrosów na północnym Atlantyku, dlatego zwierzęta te obecnie pojawiają się w tym rejonie sporadycznie. Olson i Hearty mówią, że zrozumienie zmian, jakie wówczas zaszły, jest bardzo istotne, gdyż ówczesny okres między zlodowaceniami przypomina ten, w którym obecnie żyjemy. Jeśli na przykład poziom oceanów podniósłby się teraz o 21 metrów, to pod wodą zniknęłaby niemal cała Floryda.
  5. Pierwsze zamieszkujące Ziemię walenie rodziły swoje potomstwo na lądzie - dowodzą naukowcy z amerykańskiej Narodowej Fundacji Nauki. O prawdziwości postawionej przez nich tezy mają świadczyć szczątki odkryte na terenie Pakistanu. Liczące 47,5 miliona lat pozostałości pradawnych, lądowo-morskich przodków waleni odkryto w latach 2000 oraz 2004, lecz obszerne dane na ich temat opublikowano dopiero teraz. Jak tłumaczy H. Richard Lane, kierownik projektu związanego z badaniem znalezisk, to niezwykłe odkrycie umacnia nasze przekonanie, że współczesne walenie wywodzą się od swoich lądowych przodków. Odnalezione w Pakistanie szczątki były z początku wielkim zaskoczeniem dla ich odkrywców. Kiedy pierwszy raz zobaczyliśmy małe zęby, pomyśleliśmy, że mamy do czynienia z niewielkim dorosłym waleniem, ale gdy odsłanialiśmy resztę znaleziska zauważyliśmy żebra, które był zbyt duże, by pasować do tych zębów, tłumaczy Philip Gingerich, szef zespołu pracującego przy wykopaliskach. Pod koniec dnia zdaliśmy sobie sprawę, że odnaleźliśmy samicę walenia wraz z płodem. Gatunek, do którego należały odnalezione organizmy, został nazwany Maiacetus inuus. Pierwsza część nazwy oznacza "walenią matkę", zaś druga pochodzi od imienia rzymskiego boga płodności. O tym, że odkryte zwierzęta mogły stanowić pośrednie ogniwo ewolucji pomiędzy ssakami lądowymi i wodnymi, może świadczyć położenie płodu w łonie matki. Był on skierowany głową w kierunku pochwy, zupełnie jak u ssaków lądowych, lecz nie u żyjących obecnie waleni. Sugeruje to, że poród odbywał się na lądzie. Co więcej, stosunkowo dobrze rozwinięte zęby płodu oznaczają według badaczy, że zwierzę to było od początku życia zmuszone do samoobrony i zdobywania pożywienia na własną rękę, co jest u współczesnych waleni niespotykane. Przedstawiciele Maiacetus inuus żyli najprawdopodobniej w stadach, w których obowiązywało najprawdopodobniej "równouprawnienie" obu płci. Świadczyć o tym mają podobne rozmiary ciał (samice były co prawda większe, lecz zaledwie o 12%). Oznacza to najprawdopodobniej, że przedstawiciele żadnej z płci nie byli w stanie ściśle kontrolować porządku w stadzie i dobierać sobie partnerów do rozrodu. Budowa szkieletu przedstawicieli odkrytego gatunku pozwalała im najprawdopodobniej na pływanie z wykorzystaniem wszystkich czterech kończyn. Dodatkowo przednie z nich pozwalały im na opieranie części masy ciała właśnie na nich, lecz, zdaniem Gingericha, były one zbyt słabe, by umożliwić wyprawy w rejony odległe od brzegu. Wiele wskazuje na to, że Maiacetus inuus był ogniwem pośrednim na drodze od ssaków lądowych do morskich. Dokładne analizy jego szkieletu dostarczają cennych informacji na temat procesu adaptacji do życia w wodzie oraz stopniowego przekształcania się ich fizjologii oraz zachowań. To istne kamienie z Rosetty, podsumowuje Gingerich i dodaje: umożliwiają one wgląd w historię życia wymarłych zwierząt, która nie mogłaby być poznana w żaden inny sposób.
  6. Nowe badania wykazują, że gwałtownie rośnie liczba martwych stref w światowych morzach i oceanach. Spływające do nich nawozy sztuczne oraz wykorzystywanie paliw kopalnych przyczyniają się do występowania anoksji, czyli niedoboru tlenu w niżej położonych wodach, które są kluczowe dla stanu środowiska morskiego. To z kolei powoduje olbrzymie straty w gospodarce. Gdy w roku 1976 doszło do anoksji na obszarze 1000 kilometrów kwadratowych u wybrzeży stanów Nowy Jork i New Jersey, straty w rybołówstwie i turystyce oszacowano na ponad 500 milionów dolarów. Obecnie w zatoce Chesapeake każdego roku traconych jest niemal 83 000 ton ryb i innych zwierząt morskich, które można by komercyjnie wykorzystać. W Zatoce Meksykańskiej straty to 235 000 ton rocznie. Jeszcze w latach 60. ubiegłego wieku w morzach i oceanach istniało 49 miejsc martwych z powodu anoksji. Obecnie jest ich już 405. Co gorsza, te martwe strefy rzadko wracają to życia. Takim pozytywnym wyjątkiem było Morze Czarne, które odrodziło się po upadku Związku Radzieckiego i związaną z tym redukcją zanieczyszczeń trafiających do jego wód. Gdy do wód trafiają nawozy sztuczne, przyczyniają się one do olbrzymiego rozrostu alg, które w końcu giną i opadają na dno. Tam stają się pożywieniem dla mikroorganizmów zużywających tlen. Zaczyna go brakować rybom i innym morskim stworzeniom, które masowo giną. W pozbawionym tlenu środowisku rozmnażają się bakterie beztlenowe, produkujące silnie trujący siarkowodór. Głównym winowajcą rozrostu alg jest azot obecny w nawozach sztucznych. Trafia on do oceanów również z paliw kopalnych. Gdy je spalamy, do atmosfery emitowane są tlenki azotu, które później, wraz z deszczem, trafiają do mórz i oceanów. Nadzieją na powstrzymanie tworzenia się kolejnych martwych stref jest przejście transportu na paliwa alternatywne. Wciąż jednak nie wiadomo, jak poradzić sobie z azotem w nawozach sztucznych. Naukowcy szukają sposobu na to, by po użyciu nawozu azot pozostał w glebie, a nie spływał do wody. Jednym z rozwiązań jest propozycja firmy Arcadia Biosciences, która oferuje rośliny z bardziej aktywnym niż zwykle genem odpowiedzialnym z absorpcję azotu z gleby. Dzięki temu, jak zapewnia Arcadia, identyczne plony można uzyskać używając o połowę mniej nawozów. Nad podobnymi technikami pracują tacy giganci jak Monsanto Company i Pioneer Hi-Bred International. Ich rośliny nie trafią jednak na rynek wcześniej niż w roku 2012. Eric Rey, szef Arcadia Biosciences, ma nadzieję, że nowe rośliny szybko zdobędą sobie uznanie amerykańskich farmerów i około roku 2018 będziemy świadkami gwałtownego zmniejszenia ilości wykorzystywanych nawozów sztucznych. Nawet jednak to może nie rozwiązać problemów martwych stref, bowiem już w tych istniejących przez długi czas będą powstawały związki azotu. Drugim z czynników, dla których martwe strefy rzadką odżywają, jest fakt, iż warstwy chłodnej, niżej położnej i ubogiej w tlen wody nie mieszają się z wyżej położonymi warstwami rzek. Potrzebne są silne wiatry, takie jak np. huragan Katrina, by uległy one zmieszaniu i by w martwej strefie, przynajmniej czasowo, zakwitło życie. Tak więc aby liczba martwych stref w morzach i oceanach nie rosła i by nie rosły związane z tym straty ekonomiczne, konieczna jest rewolucja w transporcie, rolnictwie i "wsparcie" ze strony huraganów.
  7. Biolodzy morscy z Marine Conservation Society (MCS) protestują przeciwko masowemu wypuszczaniu balonów w powietrze. Ostatnio zwyczaj ten stał się popularny. W ten sposób upamiętniano zmarłych, osoby zaginione oraz akcje charytatywne. Naukowcy wskazują na zagrożenia, jakie stwarza to dla zwierząt, które zjadają pęknięte baloniki. Masowe wypuszczanie balonów zostało zakazane w wielu miejscach na świecie, ale liczba balonów znajdowanych na brytyjskich plażach wzrosła ponad 3-krotnie w ciągu ostatnich dwunastu lat: z 3,4 do 11,5 na kilometr kwadratowy. Żółwie połykają plastikowe i gumowe pozostałości, przez co dochodzi do zablokowania światła jelita. Zwierzęta umierają z głodu w wodach pełnych prawdziwego pokarmu. Podobne niebezpieczeństwa zagrażają delfinom, waleniom, rekinom, rybom czy ptakom. W przypadku mniejszych egzemplarzy istnieje też ryzyko zaplątania we wstążeczkę albo uduszenia. Stąd akcja "Don't Let Go", o której opowiedziała dziennikarzom Gill Bell z MCS. Dla mieszkańców morza kolorowy obiekt pływający na powierzchni jest czymś do zjedzenia. W ciągu 10 lat na plażach odnotowaliśmy 260-proc. wzrost liczby balonów, a to tylko plaża. Sądzimy, że w toni wodnej jest ich dużo, dużo więcej. Przedstawiciele MCS próbują przekonać brytyjskie władze i organizatorów imprez, by świętować ważne okazje w inny sposób. Sugerują też, że jeśli już muszą się pojawić balony, lepiej je wypełnić zwykłym powietrzem, a nie lekkim helem. Baloniki z tym ostatnim ulatują wysoko, a następnie pokonują wiele kilometrów. Miłośnicy dzikiej przyrody przyznają, że lateksowe balony ulegają ostatecznie biodegradacji, ale jest to wolny proces, zwłaszcza w wodzie. Zanim więc znikną, wiele, niekoniecznie dobrego, może się jeszcze wydarzyć...
  8. Google rozpoczyna kolejny ambitny projekt. Po Google Earth przyszedł czas na Google Ocean. Wyszukiwarkowy gigant zatrudnił grupę oceanografów i chce stworzyć trójwymiarową mapę dna mórz i oceanów. Ma ona być podobna do innych, dostępnych obecnie trójwymiarowych map. Oczywiście, z tą różnicą, że pokaże to, co znajduje się pod wodą. Użytkownicy Google Ocean (to nazwa robocza, która może ulec zmianie), będą mogli wyszukiwać konkretne punkty na mapie, przybliżać i oddalać obraz, "wędrować" po dnie. Podstawową warstwą nowego projektu będzie proste przedstawienie głębokości poszczególnych fragmentów dna oceanicznego. Na nią będzie można nakładać niezliczoną ilość dodatkowych informacji, takich jak np. temperatura wody, prądy morskie, rafy koralowe, wraki statków, obszary kwitnięcia glonów, skład osadów dennych itp. itd. Google dostarczy mapę, a każdy będzie mógł zapełniać ją danymi. Koncern Page'a i Brina wykorzysta dane pochodzące zarówno z instytutów badawczych, NASA, jak i z prywatnych firm. Oczywiście, nie należy się spodziewać, że wkrótce zobaczymy szczegółową mapę dna. Takie mapy po prostu nie istnieją. Dotychczas znamy tylko niewielki fragment tego, co kryje się pod wodą.
  9. Burmistrz Wenecji uważa za pomyłkę pomysł, by w mieście kanałów i gondoli zainstalować ruchome bariery chroniące zabytki przed zalaniem. Rząd zaaprobował wart 5,5 mld dol. projekt montażu zawiasowych barierek na dnie morskim Wenecji. Osłony można by podnosić przy wyższym poziomie wód, by nie dopuścić do zalania placu św. Marka przez fale (co obecnie zdarza się nader często). Projekt nosi "kryptonim" Mojżesz. Analogia jest oczywista: w końcu biblijnemu prorokowi udało się ujarzmić Morze Czerwone. Niektórzy ekolodzy oprotestowali pomysł, który jest już wstępnie zatwierdzony przez rząd Silvia Berlusconiego. Obawiają się bowiem, że miasto dożów zamieni się w sadzawkę zastałej wody, ponieważ zakłóceniu ulegną naturalne rytmy pływów. Na wszelkie sposoby próbowaliśmy uświadomić rządowi, że projekt jest zły — twierdzi burmistrz Wenecji Massimo Cacciari. Zwolennicy projektu, który ma zostać w pełni zrealizowany do 2010-2011 roku, argumentują, że bariery muszą się pojawić, jeśli zatapiane miasto ma uniknąć katastrofalnej powodzi.
  10. Zespół naukowców z Kanady, Wielkiej Brytanii, USA, Szwecji i Panamy, którego pracami kierował doktor Boris Worm z Dalhousie University w Halifax, stwierdził, że do roku 2048 w morzach i oceanach zabraknie ryb. Przyczyną ich zniknięcia będą zbyt duże połowy, zanieczyszczenie środowiska, niszczenie ekosystemów i zmiany klimatyczne. Naukowcy zostali zaskoczeni skalą i tempem niekorzystnych zmian. To nie jest prognoza dotycząca tego, co się wydarzy. To się dzieje teraz – powiedziała doktor Nicola Beaumont z Plymouth Marine Laboratory. Jeśli bioróżnorodność będzie wciąż zanikała, środowisko morskie nie będzie w stanie znieść naszego sposobu życia. Nie będzie w stanie podtrzymać życia naszego gatunku – dodaje. Już w tej chwili wielkość populacji 29% spożywanych przez człowieka gatunków ryb i owoców morza spadła o 90%. Wymieranie morskich zwierząt to nie tylko problem kulinarny. Stworzenia te oczyszczają wodę eliminując z niej toksyny, chronią linię brzegową i zapobiegają zbytniemu rozrostowi glonów. Coraz większa liczba ludności mieszka w pobliżu wybrzeży. Utrata [wskutek wyginięcia morskich zwierząt – red.] takich ‘usług’, jak kontrola przepływu wody czy jej oczyszczania może być tragiczna w skutkach – stwierdzają naukowcy w raporcie. Uczeni przeanalizowali dane z 32 eksperymentów przeprowadzonych w różnych ekosystemach. Następne dokonali analizy informacji dotyczących ostatniego 1000 lat rybołówstwa w 12 regionach wybrzeży USA, Adriatyku, Bałtyku i Morza Północnego. Sprawdzili dane dotyczące rybołówstwa w 64 wielkich morskich ekosystemach, a następnie sprawdzili, jak przebiega proces odnowy ekosystemów w 48 chronionych obszarów oceanicznych. Wnioski, jakie wyciągnęli z badań są następujące: każdy gatunek, który żyje w oceanach jest ważny. Kluczem do przetrwania oceanicznego życia jest jego różnorodność. Najbardziej zdrowymi ekosystemami morskimi są te z największą różnorodnością gatunków. Okazuje się jednak, że tempo wymierania gatunków morskich nie jest stałe. Zwierzęta i rośliny coraz szybciej znikają z wód naszej planety. Naukowcy wzywają do ograniczenia rybołówstwa i odpowiedniego zarządzania nim, ograniczenia zanieczyszczeń, ochrony siedlisk roślin i zwierząt oraz stworzenia większej liczby rezerwatów. Zwracają uwagę, iż wydane na ten cel pieniądze nie są kosztem, a inwestycją, która zwróci się w mniejszych kosztach ubezpieczeń, rozwoju rybołówstwa, które nie będzie cierpiało wskutek zanikania kolejnych gatunków, mniejszej liczbie katastrof naturalnych, mniejszej liczbie chorób itp. itd. Jeszcze nie jest za późno. Możemy to zrobić – mówi Worm i zauważa, że obecnie efektywną ochroną objęto mniej niż 1% powierzchni oceanów.
×
×
  • Create New...