Skocz do zawartości
Forum Kopalni Wiedzy

KopalniaWiedzy.pl

Super Moderatorzy
  • Liczba zawartości

    36796
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

    nigdy
  • Wygrane w rankingu

    211

Zawartość dodana przez KopalniaWiedzy.pl

  1. Lekarze skłaniają się ku temu, by zalecać pacjentom po przebytych operacjach przewodu pokarmowego żucie gumy. Wykazano, że dzięki czemuś tak prostemu okres hospitalizacji skraca się blisko o dwa dni. Żucie gumy przez pół godziny trzy razy dziennie (rano, po południu i wieczorem) sprawia, że w przewodzie pokarmowym zaczynają się wydzielać soki trawienne. Taki rodzaj stymulacji dość szybko pozwala na powrót do normalnego jedzenia. Harriet Wright, pielęgniarka konsultantka w Dorset County Hospital w Dorchester, przez pół roku przyglądała się losom pacjentów po operacjach przewodu pokarmowego. Chorzy, którym zapewniano standardową opiekę, byli wypisywani do domu po 4-5 dniach od zabiegu. Ci, którzy żuli gumę, byli wypisywani średnio o półtorej doby wcześniej. Teraz zalecamy żucie gumy po operacji, ponieważ pomaga to w przywróceniu funkcji jelit [...].
  2. W ostatnich latach wielokrotnie pojawiały się doniesienia o nowych odkryciach w dziedzinie nanotechnologii. Jedną z najważniejszych gałęzi tej dziedziny jest rozwój wiedzy o węglowych nanorurkach - strukturach o kształcie walca, których ścianki są tworzone przez pojedyncze warstwy atomów węgla. Początkowo jednak w ślad za burzliwym narastaniem optymizmu związanego z ich potencjalnym zastosowaniem nie poszły badania związane z bezpieczeństwem ich stosowania. Tymczasem okazuje się, że niektóre formy nanorurek mogą zachowywać się jak azbest i uszkadzać nasz układ oddechowy, a nawet powodować nowotwór zwany międzybłoniakiem opłucnej. To studium należy do badań strategicznych, ściśle ukierunkowanych na zapewnienie bezpiecznego i odpowiedzialnego rozwoju nanotechnologii - tłumaczy Andrew Maynard, jeden z autorów badań. Należy zaznaczyć, że dotychczas, pomimo wielokrotnego nagłaśniania sprawy bezpieczeństwa użycia nanorurek przez różnorodne środowiska naukowe, nikt nie przeprowadził dokładnej analizy bezpieczeństwa stosowania nanomateriałów otrzymywanych z węgla. Jednym z powodów, dla których badacze postanowili przyjrzeć się bliżej bezpieczeństwu stosowania nanorurek, jest ich strukturalne podobieństwo do azbestu - materiału, który stał się przyczyną ogromnej ilości zachorowań na pylice oraz nowotwory płuc. Jak tłumaczy dr Anthony Seaton, pracujący na Uniwersytecie w szkockim Aberdeen, ogromna ilość nowotworów związanych z używaniem azbestu, które zaczęliśmy wykrywać począwszy od lat 50. i 60. [XX wieku - red.], prawdopodobnie będzie się utrzymywała pomimo faktu, że użycie tego materiału spadło nagle około 25 lat temu. Choć są powody, by uznawać nanorurki za bezpieczne, będzie to zależało od podjęcia poprawnych środków zapobiegania ich wdychaniu w miejscu produkcji, używania oraz składowania. Kroki te powinny zostać podjęte w oparciu o badania nad ekspozycją oraz prewencją ryzyka [zachorowań - red.], które powinny doprowadzić do stworzenia regulacji dotyczących ich stosowania. Zdaniem naukowca, wyniki otrzymane dzięki najnowszym badaniom powinny skłonić władze do zwiększenia inwestycji w analizy niebezpieczeństwa związanego z produkcją i użyciem nanorurek. Badacze pod przewodnictwem prof. Kennetha Donaldsona z Uniwersytetu w Edynburgu badali zdolność kilku rodzajów materiałów do wywoływania specyficznej odpowiedzi organizmu sygnalizującej powolny rozwój międzybłoniaka opłucnej (łac. mesothelioma). Grupa badanych substancji obejmowała włókna azbestowe o róznej długości, krótkie i długie nanorurki, a także węgiel aktywny. Próbki poszczególnych materiałów wszczepiano do jamy brzusznej myszy, a następnie analizowano rozwój odpowiedzi organizmu. Pozwalało to określić prawdopodobieństwo powstania na późniejszym etapie nowotworu. Wyniki badań nie pozostawiają złudzeń: długie i cienkie nanorurki, podobnie jak podłużne formy azbestu, mają kształt wybitnie sprzyjający powstawaniu groźnych dla zdrowia przewlekłych stanów zapalnych. Ich podłużny kształt sprawia, że dostają się do płuca niczym pociski i powodują mikrouszkodzenia. Jednocześnie są na tyle duże, że naturalne mechanizmy usuwania ciał obcych z płuc zawodzą. Wiele pytań dotyczących nanorurek wciąż pozostaje jednak bez odpowiedzi. Nie zbadano na przykład, czy materiał ten ma w ogóle zdolność unoszenia się w powietrzu, nie została też określona jego zdolność do penetracji płuc. Wstrzykiwanie do jamy brzusznej miało bowiem na celu jedynie zbadanie, czy chemiczne właściwości węglowego tworzywa są w stanie spowodować patologiczne zmiany w tkance. Na szczęście, naukowcy dostarczają też informacji pozytywnych. Jak tłumaczy prof. Donaldson, krótkie oraz skręcone nanorurki węglowe nie zachowują się jak azbest, z kolei mając świadomość możliwych zagrożen spowodowanych przez długie, wąskie nanorurki, możemy pracować nad sposobami ich kontrolowania. To dobra, a nie zła wiadomość. Dowiadujemy się, że nanorurki oraz wykonane z nich produkty mogą zostać wykonane w sposób bezpieczny. Jednocześnie badacz zastrzega jednak, że analiza nie objęła wszelkich możliwych szkód, które mogłyby zostać spowodowane przez nieostrożne obchodzenie się z tym materiałem. Oznacza to, że potrzebnych jest jeszcze wiele badań nad bezpieczeństwem węglowych nanomateriałów.
  3. O tym, że kameleon potrafi przybrać barwy, dzięki którym upodabnia się do otoczenia, mówi się od dawna. Okazuje się jednak, że kameleony karłowate Smitha (Bradypodion taeniabronchum), gatunek endemiczny dla RPA, dostosowują zmiany koloru do sposobu widzenia świata przez drapieżnika (Biology Letters). Zespół Devi Stuart-Fox z Uniwersytetu w Melbourne schwytał 8 samców i 8 samic zagrożonego gatunku. Zwierzęta umieszczono na gałęzi i pokazano im realistyczne modele dwóch drapieżników, które w największym stopniu przetrzebiają szeregi tych kameleonów: dzierzby białoczelnej (Lanius collaris) oraz boomslanga (Dispholidus typus), węża nadrzewnego znanego bardziej pod polską nazwą dysfolid. Za pomocą spektrometru określono barwy i ich jasność zarówno w odniesieniu do otoczenia, jak i samego kameleona. Procedurę powtarzano dwukrotnie: przed i po wystawieniu modelu drapieżnika. Okazało się, że stykając się z ptakiem, zwierzę w większym stopniu dopasowywało swoje barwy do tła. Kiedy jednak wzięto pod uwagę budowę oczu obu drapieżników, wyszło na jaw, że przez cały czas kameleon był lepiej ukryty dla węża, który nie widzi dobrze kolorów. Chowając się przed nim, Bradypodion taeniabronchum nie musiały zmieniać barw w aż tak widowiskowy sposób, jak dla dierzby. Kiedy zwierzętom prezentowano makietę węża, zawsze były bledsze od otoczenia. Dzieje się tak prawdopodobnie dlatego, że ptaki nadlatują od góry i widzą kameleona na tle ciemniejszej ziemi, a węże wpełzają od dołu, obserwując jaszczurkę na tle jasnego nieba – wyjaśnia Stuart-Fox.
  4. Biolodzy z Austrii i Singapuru opracowali wspólnie technikę, dzięki której możliwe jest znakowanie wirusów w sposób ułatwiający ich analizę, przy jednoczesnym zachowaniu ich zdolności do infekowania komórek. Studium może mieć ogromny wpływ na badania w takich dziedzinach, jak opracowywanie szczepionek, badanie biologii wirusów czy mechanizmów ich ewolucji. Możliwość znakowania cząstek wirusowych może mieć także niebagatelne znaczenie dla biologów zajmujących się badaniem rozprzestrzeniania się wirusów wewnątrz organizmów lub pojedynczych komórek. Nową techniką mogą być zainteresowani także naukowcy zajmujący się tematyką terapii genowej, gdyż wirusy należą do najczęściej stosowanych i najskuteczniejszych wektorów, czyli nośników, z użyciem których dochodzi do przenoszenia genów do miejsca przeznaczenia. Użyte w eksperymencie białko należy do grupy tzw. białek kotwiczących. Jest to specyficzna grupa protein, które przylegają do otaczającej komórki błony lipidowej wyłącznie od zewnątrz, tzn. żaden fragment ich cząsteczek nie przebija błony komórkowej. Badacze wykazali, że odpowiednio oczyszczone białko kotwiczące jest w stanie związać nie tylko lipidy na powierzchni ludzkich komórek, ale także analogiczną strukturę na powierzchni cząstki wirusowej. Przyłączenie takiego elementu sprawia, że możliwe jest tropienie dowolnego - teoretycznie nawet nieznanego - wirusa na podstawie analizy położenia cząsteczki znakującej. Jednocześnie, co jest dla badaczy niezmiernie ważne, technika ta nie ogranicza zdolności wirusa do infekcji. Opracowana metoda ma jeszcze przynajmniej dwie ważne zalety. Po pierwsze, możliwe jest tworzenie "hybrydowych" cząsteczek, np. połączonych molekuł białka i barwnika fluorescencyjnego. Dzięki temu potencjalnie możliwe jest wykrywanie poszukiwanego obiektu nawet we wnętrzu organizmu za pomocą kamery umieszczonej poza ciałem zwierzęcia, czyli w sposób niemal całkowicie bezinwazyjny (technikę taką określamy jako bio-imaging). Drugi atut techniki znakowania jest związany z jej uniwersalnością - możliwe jest związanie z białkiem kotwiczącym dowolnego wirusa zaopatrzonego w otoczkę lipidową, nawet jeśli jest to wirus dotychczas nieznany. O swoim odkryciu zespół doniósł w najnowszym numerze czasopisma The FASEB Journal.
  5. Picie przed śniadaniem, na które składają się płatki zbożowe z niską zawartością cukru, kawy kofeinowej zwiększa w przypadku niektórych osób ryzyko zapadnięcia na cukrzycę typu 2. Zespół Terry'ego Grahama z Uniwersytetu w Guelph twierdzi bowiem, że kofeina zmienia reakcję organizmu na cukier (American Journal of Clinical Nutrition). Graham i dwie studentki Lesley Moisey oraz Stia Kacker zaplanowali eksperyment z dwoma rodzajami płatków śniadaniowych: 1) z niską zawartością cukru (light) i 2) z umiarkowaną zawartością cukru. Badali różnice w wydzielaniu insuliny w odpowiedzi na pojawienie się glukozy. Na godzinę przed posiłkiem zdrowi mężczyźni wypijali kawę kofeinową lub bezkofeinową. Okazało się, że u panów, którzy jedli płatki light, poziom cukru był o 250% wyższy, gdy przed śniadaniem uraczyli się kofeinową, a nie pozbawioną alkaloidu małą czarną. Kofeina wpływa na reakcję organizmu na insulinę. Wytwarza stan insulinooporności, czego skutkiem jest wzrost stężenia glukozy we krwi [hiperglikemia]. Kilka skoków poziomu cukru we krwi dziennie może niekorzystnie wpływać na zdrowie. Dlatego też osoby z grupy ryzyka cukrzycy typu 2. powinny, wg Grahama, przekonać się do kawy bezkofeinowej. Należy pamiętać, że kofeina występuje nie tylko w kawie, ale także w nasionach kakaowca, liściach herbaty czy orzeszkach cola. W kawie jest jej najwięcej, ale warto mieć świadomość, gdzie jeszcze można ją znaleźć...
  6. Napster uruchomił największy w Sieci sklep z plikami MP3. Obecnie znajduje się w nim ponad 6 milionów tytułów. Katalog obejmuje produkty największych światowych studiów nagraniowych oraz tysięcy niewielkich niezależnych wytwórni. Kupione pliki będzie można odtwarzać na wielu urządzeniach w tym na apple'owskich iPhonie oraz iPodzie. Celem Napstera jest przełamanie hegemonii należącego do Apple'a sklepu iTunes. Dlatego też postanowiono oferować klientom pliki niechronione żadną technologią DRM. Wydostaliśmy się z cienia DRM. Klienci Napstera mogą korzystać z dowolnego urządzenia - mówi Chris Gorog, dyrektor zarządzający serwisu. Większość plików kosztuje 99 centów. Cena za cały album to 9,95 dolarów.
  7. Można sobie wyobrazić zdziwienie doktora Petera Beaumonta, który podczas wbijania kurzego jaja na patelnię znalazł w środku martwego gekona. W skorupce nie było otworu, musiał się więc tam dostać w inny sposób. Naukowiec nie zwróciłby może uwagi na jajko, gdyby jego zawartość nie była zmętniała. Okazało się, że mała jaszczurka znajdowała się między skorupką a zewnętrzną blaszką pergaminową. Wg Beaumonta, szefa Australijskiego Stowarzyszenia Medycznego Terytoriów Północnych, gekon mógł się dostać do dróg rodnych samicy po zapłodnieniu, ale przed ostatecznym uformowaniem jaja (kolejne jego osłonki nadbudowują się podczas przemieszczania przez jajowód). Chciał się pożywić zarodkiem, ale nie przeżył i został schwytany w pułapkę jaja. Lekarz powiedział telewizji ABC, że czasem podczas patroszenia kur można natrafić na częściowo wykształcone jaja. Gekon poszukiwał prawdopodobnie takiego smakołyku. Niewykluczone, że znalezisko Beaumonta jest jednym z pierwszych tego typu na świecie. Naukowiec przekazał skorupkę do dalszych badań. Zajmą się nią odpowiednie agendy Ministerstwa Zdrowia. Przedstawiciele Australian Egg Corporation przyznają, że nigdy wcześniej nie słyszeli o takim przypadku. David Witcombe, menedżer firmowego działu badań, zaznacza, że z oczywistych względów gekon nie mógł trafić do jaja z przewodu pokarmowego. Jedyna droga wiedzie więc przez kloakę, czyli końcowy odcinek jelita, do którego uchodzą moczowody i jajowody.
  8. Australijscy astronomowie, korzystając z radioteleskopu w Arecibo, odkryli w odległości 20 000 lat świetlnych od Ziemi pulsar oznaczony jako J1903+0327. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, że pulsar zachowuje się inaczej niż wszystkie inne znane nam obiekty tego typu i nie pasuje do obowiązujących teorii na temat powstawania takich gwiazd. Pulsary to pewien rzadki typ gwiazdy neutronowej. Powstają, gdy masywna gwiazda eksploduje tworząc supernową. Pulsary charakteryzują się bardzo silnym polem magnetycznym oraz idealnie okrągłą orbitą wokół towarzyszącej gwiazdy. Inną cechą charakterystyczną pulsarów jest ich regularny obrót wokół własnej osi. Zwykle pulsary obracają się kilkukrotnie w ciągu sekundy. Jednak J1903+0327 jest bardzo szybki. Wykonuje on 465 obrotów na sekundę i jest 5. najszybszym znanym pulsarem w naszej galaktyce. Astronomowie uważają, że takie szybki pulsary powstają jako zwykłe, wolniejsze. Jeśli jednak pulsarowi towarzyszy inna gwiazda, którą ten okrąża, to w pewnym momencie materia z towarzyszącej gwiazdy zaczyna przesuwać się do pulsara, powodując jego przyspieszenie. To wyjaśnia istnienie bardzo szybkich pulsarów. Z tym przesuwaniem się materii związane jest jednak jeszcze jedno zjawisko - orbita pulsaru jest niemal idealnym okręgiem. Jak zauważa jeden z odkrywców nowego pulsara, dr Champion, taki kształt orbity to jeden z najlepszych dowodów na potwierdzenie teorii o przyspieszaniu pulsara przez materię towarzyszącej gwiazdy. Jednak J1903+0327 jest zupełnie inny. Jego orbita jest eliptyczna. Rodzi się więc pytanie: W jaki sposób powstał? - mówi Champion. Astronomowie mają już kilka pomysłów, które mogą wyjaśnić tajemnicę pulsara. Jeden z nich mówi, że J1903+0327 był częścią układu składającego się z trzech gwiazd. Został przyspieszony przez jedną z dwóch pozostałych, wokół której rzeczywiście krążył po okręgu. Gwiazda ta następnie albo została "wyrzucona" z układu, albo pulsar wchłonął całą jej materię. Według innej teorii, pulsar powstał w gromadzie kulistej, został tam przyspieszony przez swojego pierwotnego towarzysza, a następnie przemieścił się. Inną niezwykłą cechą J1903+0327 jest jego duża masa. Jest on o 74% cięższy od Słońca. Jak mówi doktor Champion: Tak masywny pulsar może obalić kilka dotychczasowych teorii dotyczących stanu gęsto upakowanej materii w pulsarach.
  9. Ostatni znany osobnik wilka workowatego (Thylacinus cynocephalus) padł w 1936 roku w zoo w Hobart. Gatunek został oficjalnie uznany za wymarły w 1986 roku. Ostatnio jednak jego DNA "ożyło" na nowo w organizmie myszy. To pierwszy przypadek, by materiał genetyczny wymarłego zwierzęcia funkcjonował w organizmie żyjącego gospodarza. Naukowcy mają nadzieję, że w ten sam sposób uda się odkryć, jak dokładnie wyglądały dinozaury czy neandertalczycy. Zespół Andrew Paska z Uniwersytetu w Melbourne wyekstrahował DNA torbacza z czterech 100-letnich próbek, które pobrano od 3 niemowląt wilka tasmańskiego zakonserwowanych w alkoholu i ze skóry jednego dorosłego osobnika. Okazy stanowią część ekspozycji Muzeum Wiktorii w Melbourne. DNA było porozrywane, ale udało się uzyskać jedną specyficzną sekwencję DNA. Fragment składa się z 17 par zasad. Sam nie stanowi genu, ale zawiaduje procesem włączania i wyłączania genu kolagenu. Kawałeczek DNA skopiowano i połączono z genem kodującym błękitny barwnik. Następnie całość wstrzyknięto do płodów myszy znajdujących się na bardzo wczesnym etapie rozwoju. Kiedy zarodki miały dwa tygodnie, naukowcy rozpoczęli badania. Okazało się, że materiał genetyczny wilka workowatego zaczął działać. Wskazywała na to obecność niebieskiego pigmentu. Widać to było bardzo wyraźnie w rozwijającej się chrząstce – cieszy się Pask. Do tej pory udawało się wskrzesić DNA wymarłych zwierząt tylko w laboratoryjnych liniach komórkowych. Jak podkreśla Australijczyk, w takich warunkach nie da się ustalić, na czym dokładnie polega funkcja obserwowanego fragmentu DNA. Kiedy już udowodniono, że metoda uaktywniania starego materiału genetycznego w żywym organizmie działa, naukowcy postanowili znaleźć odpowiedzi na konkretne pytania, np. dlaczego ciało wilka workowatego bardziej przypominało psa niż kangura. Pask podkreśla, że badania australijsko-amerykańskiego zespołu nie mają służyć sklonowaniu całego wymarłego torbacza. Ze względu na zły stan zachowanego DNA nie jest to nawet możliwe. Metodę dałoby się jednak zastosować w przypadku gatunków z odleglejszej przeszłości, których materiał genetyczny lepiej się zakonserwował. Pask miał tu na myśli mamuty, niektóre dinozaury, a nawet neandertalczyka. Omawiana technika może pomóc w określeniu funkcji różnych genów występujących u neandertalczyków, lecz nie u ludzi.
  10. Naukowcy z Uniwersytetu Harvarda stworzyli pierwszy w historii terahercowy laser, który pracuje w temperaturze pokojowej. Laser powstał w Capasso Lab i jest dziełem profesora Federico Capasso oraz Michaiła Belkina. To kaskadowy laser kwantowy. Pierwsze urządzenie tego typu zostało wynalezione w 1994 roku właśnie przez profesora Capasso i jego zespół z Bell Labs. Lasery emitujące promienie o średniej długości wykorzystywane są obecnie zarówno w przedsiębiorstwach prywatnych jak i na uczelniach. Dzięki przejściu ze średnich długości fali na fale terahercowe (30-300 μm), światło emitowane przez lasery jest w stanie przeniknąć papier, ubrania, karton, plastik i wiele innych materiałów. Można je więc wykorzystać do wykrywania broni, związków chemicznych i biologicznych ukrytych w zapieczętowanych paczkach. Światło tego typu przyda się też do odnajdowania miniaturowych uszkodzeń statków kosmicznych czy w obrazowaniu medycznym, gdzie pozwoli wykrywać guzy. Jednak dotychczas terahercowe lasery miały jedną, za to bardo poważną wadę. Pracowały prawidłowo tylko w bardzo niskich temperaturach. Musiały być chłodzone ciekłym helem, co znacznie ograniczało ich zastosowanie. Aby przezwyciężyć tę niedogodność, akademicy z Harvardu skonstruowali kwantowy laser kaskadowy, który emituje fale o dwóch długościach - 8,9 μm i 10,5 μm. Gdy "zmieszamy" obie długości fali, laser emituje falę o częstotliwości 5THz (odpowiada to długości 60 μm). Moc lasera wynosi 7 mikrowatów w temperaturze -193,15 stopni Celsjusza, przy temperaturze -23,15 stopni Celsjusza uzyskano moc 1 mikrowata, a moc 300 nanowatów udało się uzyskać w temperaturze 26,85 stopni Celsjusza. Profesor Belkin mówi, że optymalizując strukturę półprzewodnika wykorzystanego do budowy lasera można zwiększyć jego moc w temperaturze pokojowej do poziomu miliwatów.
  11. National Society for Epilepsy, największa brytyjska organizacja charytatywna działająca na rzecz osób chorych na padaczkę, protestuje przeciwko umieszczaniu na YouTube'ie nagrań pacjentów w czasie napadu drgawek. NSE podkreśla, że część filmów, chociaż nie wszystkie, nosi znamiona podglądactwa i przypomina przedstawienia z udziałem odmieńców, np. kobiet z brodami czy lunatyków, organizowane w dobie wiktoriańskiej. Na YouTube'ie można znaleźć sporo takich klipów, w tym przedstawiające symulowane drgawki. Niektóre obejrzało ponad 70 tys. osób. Szefostwo zapewnia, że ocenzurowano zawartość witryny i usunięto nieodpowiednie materiały. Wg NSE, najgorsze jest to, że niektóre filmy zamieszczono bez zgody uwiecznionych na nich osób. Dr Sallie Baxendale, współpracująca ze stowarzyszeniem konsultantka z zakresu neuropsychologii, podkreśla, że od razu widać, że kilka nagrań zrealizowano na ulicy za pomocą telefonu komórkowego. Specjalistka dopuszcza posty w formie nagrań z badania EEG. Ważne tylko, by biorąca w nim udział osoba podjęła świadomą decyzję, inaczej można to uznać za formę przemocy. Pani doktor dodaje, że większość komentarzy zamieszczanych na YouTube'ie ma charakter pozytywny. Niektórzy internauci sugerowali jednak, że epileptyk może być opętany i zalecali przeprowadzenie egzorcyzmów. Baxendale zauważa, że widzowie najsilniej reagują na napady częściowe złożone, które nie wyglądają tak, jak większość ludzi wyobraża sobie atak. Zamiast tego może się wydawać, że chory wykonuje różne grymasy. Takie klipy mogą zwiększyć społeczną świadomość choroby i jej objawów. Dlatego też Baxendale twierdzi, że nie potrafi jednoznacznie ocenić omawianego zjawiska. Rzecznik YouTube'a wyjaśnia, że użytkownicy portalu doskonale znają zasady zamieszczania materiałów. Jeśli któryś z internautów uzna nagranie za nieodpowiednie, może je oznaczyć, a pracownicy witryny dokładnie mu się przyjrzą. Jeśli użytkownicy wielokrotnie łamią zasady, likwidujemy im konta. Istnieje możliwość zgłoszenia naruszenia prywatności poprzez wybór odpowiedniej opcji w rozwijalnym menu pod filmikiem.
  12. Naukowcy z Washington University School of Medicine w St. Louis dokonali bardzo ważnego odkrycia, które najprawdopodobniej potwierdza jedną z hipotez dotyczących przyczyn cukrzycy typu I, zwanej niekiedy młodzieńczą. Dzięki badaniom na myszach dowiedli oni, że należące do układu odpornościowego komórki zwane dendrytycznymi (DC, od ang. dendritic cells) omyłkowo wysyłają innym ogniwom odpowiedzi immunologicznej sygnał do ataku na własne tkanki. Komórki dendrytyczne są najważniejszą populacją tzw. komórek prezentujących antygen. Ich zadaniem jest pobieranie z otoczenia białek, które są następnie w ich wnętrzu cięte z użyciem enzymów i "prezentowane" na powierzchni komórki w postaci związanej z kompleksem białkowym zwanym MHC (ang. Main Histocompatibility Complex - główny układ zgodności tkankowej). Mechanizm ten w zdrowym organizmie służy do rozpoznawania ciał obcych, np. mikroorganizmów i własnych nieprawidłowych komórek. W pewnych sytuacjach ulega on jednak zaburzeniu i może wywoływać odpowiedź wymierzoną przeciwko własnym komórkom. Amerykańskim naukowcom udało się uchwycić moment, w którym DC przekazują sygnał skierowujący odpowiedź immunologiczną przeciwko tzw. wyspom beta trzustki, odpowiedzialnym za produkcję insuliny. Niedobór tego hormonu, wywołany destrukcją wysp beta, jest bezpośrednią przyczyną cukrzycy typu I. Teraz, gdy wyizolowaliśmy komórki dendrytyczne z trzustki, możemy badać, dlaczego tam wchodzą oraz określić, które z pobieranych przez nie fragmentów są najważniejsze dla rozwoju tej formy cukrzycy - tłumaczy istotę odkrycia dr Emil R. Unanue, główny autor badań. Może nam to pomóc w odnalezieniu sposobów na ograniczenie funkcji komórek dendrytycznych w celu zablokowania tego zaburzenia. DC odkryto w obrębie wysp beta już wcześniej, lecz nie było jasne, czy są one aktywowane, tzn. zdolne do wywołania odpowiedzi immunologicznej zależnej od innego typu komórek, czyli limfocytów. Aby udzielić odpowiedzi na to pytanie, inny członek zespołu, dr Boris Calderon, wyizolował komórki dendrytyczne z badanego obszaru i dodał je do próbki zawierającej limfocyty. W ten sposób potwierdzono, że cukrzyca typu I rzeczywiście może być wywołana przez tzw. autoagresję, czyli reakcję układu immunologicznego na własne komórki. Co ciekawe, próba całkowitego usunięcia komórek dendrytycznych z wysp beta nie stanowi rozwiązania problemu powstawania zaburzenia. Zauważono nawet zjawisko dokładnie odwrotne: z nieznanych przyczyn brak DC powoduje znaczne pogorszenie kondycji komórek produkujących insulinę. Jak twierdzi dr Unanue, komórki dendrytyczne nie znajdują się w trzustce przez przypadek. Jesteśmy przekonani, że u zdrowego człowieka pomagają utrzymać komórki beta w zdrowiu. Ale wygląda na to, że u osoby z chorobą spowodowaną autoagresją są powodem problemów, które kończą się zniszczeniem komórek beta. Oprócz badania mechanizmu prezentacji antygenów trzustkowych przez DC zespół z Washington University School of Medicine zajmuje się także próbą ustalenia wpływu poszczególnych możliwych wariantów MHC na prawdopodobieństwo rozwoju choroby z autoagresji. Szczegóły badań prowadzonych przez dr. Unanuego można znaleźć w najnowszym numerze czasopisma The Proceedings of the National Academy of Sciences.
  13. Analiza molekularna i statystyczna obejmująca piętnaście fińskich rodzin wykazała, że u ludzi najprawdopodobniej istnieje bezpośrednia zależność pomiędzy informacją genetyczną a ich wrodzonym talentem muzycznym. Pomiar muzykalności przeprowadzano za pomocą trzech prostych badań, używanych powszechnie m.in. podczas egzaminowania do szkół muzycznych. Pierwszy z testów, określany jako Karma Music Test (KMT), ocenia zdolność badanej osoby do wykrywania zmian w wielokrotnie powtarzanej prostej melodii o stopniowo rozrastającej i zmieniającej się strukturze. Pozostałe dwa badania, zwane Seashore Pitch (SP) oraz Seashore Time (ST), pozwalają określić umiejętność poprawnej oceny wahań wysokości dźwięku w kolejnych jego powtórzeniach oraz odstępów czasowych pomiędzy nimi. Uzyskane wyniki porównano z rezultatami analiz genetycznych wykonanych u poszczególnych osób. Regiony genomu, które określono jako ściśle związane z talentem muzycznym, zawierają geny determinujące wzrost oraz migrację komórek podczas rozwoju układu nerwowego. Co ciekawe, część tego obszaru nakłada się na inny, uznawany za istotny dla rozwoju dysleksji. Może to oznaczać, że występowanie tych dwóch cech może być sterowane wspólnie przez określoną grupę genów. Jak tłumaczy dr Irma Järvelä z Uniersytetu Helsińskiego, główna autorka badań, identyfikacja genów lub ich wariantów, które są związane z percepcją muzyki, mogłaby pomóc stworzyć nowe narzędzia, dzięki którym zrozumielibyśmy rolę muzyki w funkcjonowaniu ludzkiego mózgu i ewolucji oraz jej powiązania ze zdolnościami językowymi. Więcej informacji na temat wykonanych przez Finów badań można znaleźć w czasopiśmie Journal of Medical Genetics.
  14. Kobiety, które w czasie ciąży używają telefonów komórkowych, częściej rodzą dzieci cierpiące na zaburzenia zachowania (Epidemiology). Studium objęło 13.159 dzieci, które urodziły się w Danii pod koniec lat 90. Ujawniło, że rozmawianie przez komórkę tylko 2-3 razy dziennie wystarczy, by do czasu rozpoczęcia szkoły podstawowej u malucha pojawiły się nadpobudliwość, problemy emocjonalne, związane z relacjami z innymi czy zaburzenia przewodzenia, których skutkiem może być m.in. opóźnienie rozwoju mowy. Co ważne, prawdopodobieństwo ich wystąpienia wzrasta, gdy dziecko zaczyna używać telefonów komórkowych przed ukończeniem 7. roku życia. Uzyskane wyniki zaskoczyły naukowców z Uniwersytetu Kalifornijskiego w Los Angeles (UCLA) i Uniwersytetu w Aarhus. Są one tym bardziej godne uwagi, że jeden z autorów badań bardzo sceptycznie podchodził do kwestii zagrożeń zdrowotnych stwarzanych przez telefony komórkowe. Profesor Leeka Kheifets z UCLA, który pracuje w Międzynarodowej Komisji ds. Ochrony przed Promieniowaniem Niejonizującym, bo o nim mowa, jeszcze 3,5 roku temu był w tej kwestii niedowiarkiem. Matki młodych Duńczyków pytano o częstotliwość korzystania z telefonu komórkowego w czasie ciąży, kontakty ich dzieci z komórkami oraz o ewentualne zaburzenia zachowania. Ponieważ kobiety te urodziły w dobie poprzedzającej okres upowszechnienia się komórek, ok. ½ kobiet używała ich z rzadka lub wcale. Ułatwiło to naukowcom przeprowadzenie porównań. Po przeanalizowaniu danych okazało się, że dzieci kobiet korzystających z zestawów przenośnych dużo częściej miały zaburzenia behawioralne (54%). Im dłużej kobiety rozmawiały, tym bardziej wzrastało prawdopodobieństwo ich wystąpienia (wzrastał bowiem czas ekspozycji na promieniowanie). Jeśli dziecko zaczynało wcześnie korzystać z komórki, szanse na wystąpienie zaburzeń zachowania wzrastały ogółem o 80%. W porównaniu do rówieśników, "dzieci komórek" o 25% częściej cierpiały z powodu problemów emocjonalnych, o 34% częściej w wyniku trudności związanych z kontaktami z rówieśnikami, o 35% wskutek nadaktywności i aż 49% w wyniku problemów z przewodzeniem impulsów. Po uwzględnieniu innych czynników, które mogły wpłynąć na uzyskane wyniki, takich jak palenie tytoniu w czasie ciąży, historia chorób psychicznych w rodzinie czy status społeczno-ekonomiczny, związek między używaniem komórek przez matki a wystąpieniem zaburzeń zachowania u dzieci nie tylko nie zanikał, ale stawał się silniejszy. Niewykluczone jednak, że w grę wchodzi jakiś czynnik, który został przeoczony przez naukowców. Kobiety sporo rozmawiające przez telefon komórkowy mogą np. poświęcać mniej uwagi swoim dzieciom, co niekorzystnie wpływa na ich rozwój. Komentując doniesienia amerykańsko-duńskiego zespołu, profesor Sam Milham z Mount Sinai School of Medicine w Nowym Jorku podkreśla, że najnowsze kanadyjskie badania na ciężarnych szczurzycach wykazały, że pod wpływem promieniowania podobnego do emitowanego przez komórki dochodziło do powstania zmian strukturalnych w mózgach ich młodych.
  15. Naukowcy z University of California w Santa Barbara i Saarland University w Saarbrucken niezależnie od siebie opracowali dwie nietypowe metody szpiegostwa komputerowego. Polegają one na starym jak świat... podglądaniu. Niemcy zaproponowali wykorzystanie silnej lornetki lub teleskopu. Dzięki nim można zobaczyć ekran komputera odbijający się w różnych przedmiotach, od szklanek i łyżeczek po okulary czy ludzkie oczy. Z kolei Amerykanie wykorzystali kamerę, dzięki której nagrywali palce użytkownika komputera i po ich ruchu odgadywali, które klawisze zostały naciśnięte. W odgadnięciu tekstu pomaga oprogramowanie Clear Shot, które analizuje ruch palców. Jest ono dalekie od doskonałości. W tej chwili jego trafność wynosi zaledwie 40%, to jednak wystarczy, by dać specjaliście podstawy do przeprowadzenia dalszych prób odgadnięcia hasła. Naukowcy wpadli na pomysł "podglądanego włamania" przed dziewięcioma miesiącami, podczas przerwy obiadowej. Zauważyli wówczas, że na uniwersyteckim kampusie przez okna widać dużą liczbę komputerów. Kolejne badania wykazały, że teleskop o wartości 27 500 dolarów pozwala na odczytanie z odległości 30 metrów odbitych w łyżeczce czcionek 18-punktowych czcionek Worda . Ulubionym "celem" naukowców są właśnie kuliste przedmioty. Dają one dobry obraz, który można obserwować z wielu kierunków. Testy wykazały, że w pobliżu olbrzymiej liczby monitorów zawsze można znaleźć coś, w czym odbije się obraz, który można podpatrzyć. Zagrożenie jest spore ze względu na łatwy dostęp do odpowiedniego sprzętu i fakt, że każdy może pobawić się w podglądacza. Szczególnie łatwe może być np. podpatrzenie haseł używanych w wielu przedsiębiorstwach. W centrach miast biurowce stoją w niewielkiej odległości od siebie. Opisane metoda jest bardzo łatwa do przeprowadzenia. Równie łatwo się przed tego typu atakiem bronić. Wystarczy zasłonić okno.
  16. Osoby, które z przyczyn zawodowych muszą się często uśmiechać, np. pracownicy działów obsługi klienta czy sprzedawcy, doświadczają silnego stresu – twierdzi profesor Dieter Zapf z Uniwersytetu Johanna Wolfganga Goethego we Frankfurcie. Ukrywanie swoich prawdziwych emocji przynosi więcej szkód niż korzyści, dlatego "profesjonalnym uśmiechaczom", jak ich nazywa Niemiec, powinny przysługiwać regularne przerwy w pracy, w ramach których mogliby być tak zasępieni, jak tylko mieliby ochotę. W wywiadzie udzielonym magazynowi Apotheken Umschau profesor ujawnił, że uśmiechanie się wbrew własnej woli prowadzi do depresji, osłabienia układu odpornościowego, zwiększenia ciśnienia krwi itp. Jego wnioski to efekt 2-letnich badań z udziałem 4 tysięcy wolontariuszy. Ochotnicy "pracowali" w fałszywym centrum telefonicznym. Podzielono ich na dwie grupy. Członkowie jednej mogli swobodnie odpowiadać dzwoniącym, a pozostałych zobowiązano do znoszenia wszystkiego z uśmiechem na ustach. Odgryzający się doświadczali dużego skoku tętna, ale szybko się uspokajali. Zawodowi uśmiechacze wykazywali objawy stresu, m.in. wzrost częstości uderzeń serca, na długo po zakończeniu przykrej rozmowy. Wszyscy jesteśmy w stanie stłumić swoje emocje, ale z biegiem czasu staje się to coraz trudniejsze.
  17. IBM poinformował o dokonaniu przełomu w technologii ogniw fotowoltaicznych. Najnowsze odkrycia firmy powinny znacząco obniżyć koszt produkcji energii ze Słońca. Inżynierowie przyznają, że zainspirowały ich dzieci używające szkła powiększającego do koncentracji promieni słonecznych. Pracownicy Błękitnego giganta stworzyli więc soczewki, które na 1 centymetrze kwadratowym ogniwa skupiały aż 230 watów energii słonecznej. Jest ona zamieniana na 70 watów energii elektrycznej. Nowe ogniwa pozwalają więc uzyskać pięciokrotnie więcej mocy, niż ogniwa obecnie stosowane. Badania IBM-a pozwalają na przykład na 10-krotne zmniejszenie liczby ogniw koniecznych do uzyskania wymaganej ilości mocy. Dzieje się tak dlatego, że obecne ogniwa fotowoltaiczne mają moc 200 "słońc" ("słońce" to jednostka oznaczająca moc dostarczaną przez Słońce w południe, przy bezchmurnym niebie) i dostarczają do ogniwa 20 watów mocy na centymetr kwadratowy. Nowe ogniwa, jak już wspomniano, dostarczają jej 230 watów (ich moc wynosi zatem 2300 słońc). Największym wyzwaniem było schłodzenie ogniw, na które pada tak skoncentrowana wiązka energii. Skoncentrowanie na centymetrze kwadratowym około 2000 słońc powoduje powstanie temperatury powyżej 1600 stopni Celsjusza. To wystarczy do stopienia stali. Naukowcy IBM-a poradzili sobie z tym problemem wykorzystując opracowaną na potrzeby układów komputerowych technologię chłodzenia płynnym metalem. Dzięki niej udało się obniżyć temperaturę z ponad 1600 do zaledwie 85 stopni Celsjusza. System chłodzący wykorzystuje gal oraz ind i najbardziej efektywnym i, co ważne, tanim.
  18. Składniki skórki owoców męczennicy jadalnej/marakui passiflory (Passiflora edulis) mogą przynieść ulgę 400 mln osób, które na całym świecie chorują na astmę. Naukowcy z University of Arizona i Mashhad Medical University w Iranie wybrali do badań fioletową odmianę owocu. Najpierw sporządzano ekstrakt związków występujących w skórce, następnie go zamrażano, a na końcu suszono. Powstały w ten sposób proszek podawano wolontariuszom w USA i Iranie. Grupa kontrolna, połowa z 42-osobowej próby, zażywała placebo. Nikt nie wiedział, do jakiej grupy trafił. Wg naukowców, już po miesiącu terapii proszkiem z męczennicy (PFP od ang. passion fruit peel) objawy astmy znacznie zelżały. Pacjenci odczuwali mniej świstów, napadów kaszlu czy spłycenia oddechu. Zelżenie kaszlu odnotowało 76% ochotników. U czterech na pięć osób całkowicie wyeliminowano świsty. Na początku eksperymentu 90% pacjentów uskarżało się na duszności, po miesiącu podobne objawy zgłaszało tylko 10% z nich. Teraz lekarze zamierzają przeprowadzić eksperyment na większej próbie badanych. Chcieliby też określić długoterminowy wpływ preparatów z męczennicy (Nutrition Research). Puder ze skórki męczennicy mógłby się stać alternatywą dla przepisywanych obecnie leków. Nawet gdyby nie był w stanie ich całkowicie zastąpić, można by go stosować jako suplement diety. Skórka zawiera trzy rodzaje związków, które pomagają obniżyć ciśnienie krwi. W PFP występują też wysokie stężenia przeciwutleniaczy. Oznacza to, że preparat nie tylko wpływa korzystnie na serce, ale zwalcza też leżący u podłoża duszności stres oksydacyjny. Obierki są ponadto źródłem flawonoidów, wykazujących działanie antyhistaminowe. Plemiona zamieszkujące Amerykę Południową od setek lat ordynują męczennicę osobom cierpiącym na zaburzenia wegetatywne związane ze stresem: bezsenność, lęk czy spłycenie oddechu.
  19. Microsoft opublikował oświadczenie, w którym informuje, że nadal jest zainteresowany transakcją z Yahoo!. Koncern z Redmond najwyraźniej postanowił skorzystać z faktu, że Carl Icahn chce doprowadzić do wymiany zarządu Yahoo!. W związku z wydarzeniami, które miały miejsce od czasu wycofania przez Microsoft oferty dotyczącej przejęcia Yahoo, Microsoft ogłasza, że nadal rozważa różne możliwości dotyczące polepszania i poszerzenia swoich usług internetowych i reklamowych. W dalszej części oświadczenia czytamy, że firma jest zainteresowania transakcją z Yahoo! ale nie przejęciem całego Yahoo!. Microsoft nie proponuje w tej chwili przejęcia całego Yahoo!, ale rezerwuje sobie prawo rozważenia posunięć alternatywnych, w zależności od rozwoju sytuacji i rozmów prowadzonych z Yahoo!, akcjonariuszami Yahoo!, Microsoftu lub innymi stronami. Można zastanawiać się, co tak naprawdę oznacza oświadczenie Microsoftu. Warto zauważyć, że koncern nie wykluczył żadnej opcji. Co prawda zaznacza, że nie jest w tej chwili zainteresowany przejmowaniem całego portalu, jednak może być to tylko sygnał dla Icahna i innych akcjonariuszy, że gra jest warta świeczki, a koncern z Redmond może zmienić zdaniem. Możliwe jest też, że Microsoft będzie chciał przejąć tylko część Yahoo! i daje sygnał innym potencjalnie zainteresowanym, że jest otwarty na rozmowy dotyczące wystąpienia ze wspólną ofertą. Pojawiły się też nieoficjalne informacje, że Microsoft chce zaproponować lub też już zaproponował Yahoo! umowę dotyczącą reklamy na rynku wyszukiwarek. Wówczas Yahoo! miałoby swobodę działania na innych rynkach. Już przed dwoma laty Microsoft proponował coś podobnego. Wówczas oferta została odrzucona. Teraz, zdaniem analityków, ma ona większy sens. Pozwoliłaby zachować twarz obu stronom. Ponadto z uzyskanych przez Reutera informacji wynika, że oferta Microsoftu nie była uzgadniana z Icahnem. Mogłoby z tego wynikać, że koncern z Redmond postanowił wykorzystać akcję miliardera do własnych celów, wiedząc, że nad obecnym zarządem Yahoo! wisi widmo odwołania. Odrzucając kolejną ofertę Microsoftu zarząd portalu naradziłby się na jeszcze większy gniew akcjonariuszy.
  20. Duże zmiany temperatury atmosfery mogą unieruchomić płyty tektoniczne tworzące skorupę Ziemi (Earth and Planetary Science Letters). Na skorupę ziemską składa się kilkanaście płyt tektonicznych, które graniczą od spodu z górną warstwą płaszcza ziemskiego: nieciągłością Mohorovičicia, zwaną też nieciągłością Moho. Jej ruchy wywołują powolne ruchy płyt. Międzynarodowy zespół naukowców chciał lepiej zrozumieć, jak temperatura atmosfery może wpływać na właściwości płaszcza. Dzięki rozważaniom teoretycznym i symulacjom matematycznym stwierdzono, że gdyby temperatura powierzchni naszej planety wzrosła o ok. 100°C i pozostała taka przez kilka milionów lat, płaszcz mógłby się stać mniej lepki, co zahamowałoby ruchy płyt tektonicznych. Główny autor artykułu, profesor Adrian Lenardic z Rice University, podkreśla, że wymagane wzrosty temperatury są dużo wyższe od tych, z jakimi mielibyśmy do czynienia w przypadku zmian klimatycznych wywołanych działalnością człowieka. Do katastrofalnych zmian mogłyby za to doprowadzić zmiany w aktywności wulkanicznej czy Słońca. Wyniki badań zespołu dostarczają wskazówek odnośnie do poszukiwań planet przyjaznych życiu w obrębie Drogi Mlecznej. Louis Moresi, profesor nadzwyczajny Monash University, wyjaśnia bowiem, że płyty tektoniczne zapewniają energię konieczną do powstania życia. Opisane studium pomaga też stwierdzić, czemu Ziemia i Wenus, planety podobnej wielkości, które w dodatku leżą dość blisko siebie, ewoluowały w dwóch różnych kierunkach. Atmosfera Wenus składa się jednak głównie z dwutlenku węgla, co prowadzi do efektu cieplarnianego i podgrzania powierzchni planety. Jest ona o ponad 400°C gorętsza od powierzchni Ziemi. Brak też oznak istnienia ruchów tektonicznych. Wysoka temperatura jest przyczyną, dla której na Wenus nie ma płyt tektonicznych – podsumowuje Moresi.
  21. Naukowcom z MIT udało się stworzyć supercienką (i, co ważne, bardzo tanią w produkcji) powłokę z polimeru, wykazującą wyjątkowo dobre właściwości bakteriostatyczne. Niepozorny produkt ma szansę przynieść wielomiliardowe zyski w samych tylko Stanach Zjednoczonych, a w skali świata - uratować życie milionów osób narażonych na poważne infekcje bakteryjne. Wynalazek jest konsekwencją dokonanego wcześniej przez tę samą grupę odkrycia, że zdolność bakterii do tworzenia na określonej powierzchni tzw. biofilmów, czyli cienkich kolonii rozrastających się na płaskich powierzchniach, jest w dużym stopniu zależna od jej twardości. Można w ten sposób zapobiegać pojawianiu się niechcianych bakterii np. na salach operacyjnych i jednocześnie ułatwiać ich wzrost tam, gdzie są one potrzebne (prostym przykładem takich powierzchni są np. urządzenia używane w przemyśle mleczarskim). Przy utrzymaniu wszystkich pozostałych parametrów na stałym poziomie, sztywność materiału zwiększa zdolność bakterii do przylegania - tłumaczy prof. Krystyn Van Vliet, profesor materiałoznawstwa i inżynierii, autor pracy. Celem badań było ustalenie wpływu mechanicznych właściwości tzw. wielowarstwowych powłok polielektrolitowych na łatwość ich zasiedlania przez bakterie. Jako obiekt badań posłużyły mikroorganizmy należące do trzech gatunków: pospolitego na ludzkiej skórze Staphylococcus epidermidis oraz zamieszkującej głównie ludzką okrężnicę, fragment jelita grubego, pałeczki Escherichia coli (2 szczepy). Sztywność zwykle była pomijana w badaniach nad przyleganiem bakterii do powierzchni. Zamiast tego badano inne cechy, takie jak ładunek elektryczny, szorstkość lub powinowactwo do wody. [Nasze] nowe badania pokazują, że sztywność także powinna zostać uwzględniona - tłumaczy prof. Van Vliet. Co ważne, zastosowanie nowych tworzyw można łączyć ze znanymi dotychczas metodami zapobiegania rozwojowi mikroorganizmów, aby w ten sposób połączyć ich skuteczność. Ze znanych dotychczas sposobów zwalczania zanieczyszczenia biologicznego można wymienić np. bakteriobójcze związki chemiczne lub nanocząsteczki metali, których zadaniem jest zaburzanie struktury ściany komórkowej bakterii. Nie mamy złudzeń, że możemy zapobiec tworzeniu biofilmów przez bakterie, które normalnie czynią to z łatwością. Ale jeśli będziemy mogli ograniczyć szybkość ich narastania, obecne metody mogą okazać się bardziej efektywne - tłumaczy inny autor publikacji, Michael Rubner. Główni autorzy pracy to dwoje magistrantów: Jenny Lichter i Todd Thompson. Oboje zaznaczają, że zastosowanie powłok polielektrolitowych może znaleźć zastosowanie nie tylko w przypadku dużych powierzchni, ale także miniaturowych urządzeń medycznych aplikowanych do wnętrza ciała pacjenta. Należą do nich np. rozruszniki serca lub tzw. stenty, czyli miniaturowe "rusztowania" zapobiegające zamykaniu się światła naczyń krwionośnych. Obecnie osiadanie bakterii na tego typu implantach jest poważnym problemem i powodem częstych komplikacji. Polimerowe powłoki są bardzo cienkie - mają grubość zaledwie 50 nanometrów (miliardowych części metra). Składają się z wielu warstw polielektrolitów, czyli tworzyw sztucznych o określonym ładunku elektrycznym na powierzchni. Dzięki odpowiedniemu kontrolowaniu pH podczas ich syntezy można regulować zdolność reagowania ze sobą poszczególnych cząsteczek tworzywa, co z kolei ma bezpośrednie przełożenie na zwartość i sztywność struktury powstającego materiału. Prof. Van Vliet wyjaśnia, że prawdopodobny mechanizm działania odkrytego tworzywa jest związany z jego zdolnością do interakcji z rzęskami na powierzchni komórek bakterii. Jej zdaniem, im twardszy jest materiał, tym łatwiej bakteria może się z nim związać. Nie jest jednak znany dokładny mechanizm stojący za tym zjawiskiem - jego zbadanie jest kolejnym celem zespołu. Odkrycie może mieć ogromne zastosowanie praktyczne głównie w ochronie zdrowia. Tzw. zakażenia szpitalne są przyczyną śmierci aż 100 000 osób rocznie w samych tylko Stanach Zjednoczonych (w skali świata będą to więc zapewne miliony osób), a całkowite zlikwidowanie tego problemu, o ile jest to w ogóle możliwe, przyniosłoby co roku aż 4,5 miliarda dolarów oszczędności. Nic więc dziwnego, że amerykańskie władze tak chętnie wspierają podobne badania.
  22. Określenie "płynny lunch" kojarzysz głównie z szybkim piwem w połowie dnia? W trosce o własną dietę warto nieco zmienić nastawienie. Badacze pracujący dla producenta żywności, firmy Unilever, donoszą, że odpowiednio przygotowane niskokaloryczne napoje mogą pomóc w utracie wagi. Okazuje się bowiem, że "napompowanie" posiłku odpowienim gazem może zwiększyć uczucie sytości oraz wypełnienia żołądka, a przez to opóźniać potrzebę sięgnięcia po kolejną przekąskę lub zmniejszać jej objętość.Badanie, którego wyniki zaprezentowano na Europejskim Kongresie o Otyłości w Genewie, przeprowadzono na dwudziestu czterech ochotnikach. Karmiono ich, w zależności od etapu eksperymentu, posiłkiem podobnym do milkshake'a lub jego pomniejszoną o połowę porcją, w której różnicę objętości zniwelowano za pomocą gazu podobnego do tego, którym "pompuje się" bitą śmietanę w aerozolu.Stwierdzono, że wypełniony gazem posiłek daje silniejsze uczucie sytości niż jego tradycyjny odpowiednik. Naprawdę zaskoczyło nas to, że uzyskane w ten sposób uczucie sytości utrzymywało się przez jedną do dwóch godzin, a nawet dłużej. Zdajemy sobie sprawę z dotykającego niektórych osób problemu zanikania tego uczucia już po piętnastu minutach, dlatego było to dla nas miłą niespodzianką - powiedział agencji prasowej AFP Siergiej Melnikov, pełniący w Unileverze funkcję szefa grupy związanej z badaniami nad otyłością.Okazuje się jednak, że nie każdy użyty do tego celu gaz spełnia swoje zadanie. Na przykład dwutlenek węgla, używany w napojach gazowanych, zupełnie nie sprawdza się na tym polu. Jak tłumaczy Melnikov, to muszą być gazy, które można ustabilizować w pożywieniu tak, aby nie opuściły organizmu po dotarciu do żołądka.Na razie nie wiadomo, czy możliwe byłoby wzbogacenie w podobny sposób posiłków spożywanych w stanie stałym. Przedstawiciel producenta ucina spekulacje: Potrzebujemy więcej dowodów. Ale na pewno jest to zaledwie początek drogi.
  23. Pracujący dla FDA (Agencja ds. Żywności i Leków) oraz EPA (Agencja Ochrony Środowiska) postanowili przyjrzeć się dokładnie skutkom rosnącego lawinowo stosowania środków antybakteryjnych zawartych w kosmetykach i środkach czyszczących. Głównym obiektem ich badań było określenie wpływu tego typu substancji zarówno na organizm człowieka, jak i na środowisko naturalne. Wśród badanych związków znalazły się m.in. stosowane powszechnie dodatki do kosmetyków: triclosan (TCS) i triclocarban (TCC). Pierwszy już od dawna znajdował się na celowniku toksykologów ze względu na swoje chemiczne podobieństwo do dioksyn, powstających w procesie spalania wielu związków organicznych (otruto nimi m.in. prezydenta Ukrainy Wiktora Juszczenkę). Z kolei triclocarban, do niedawna nieznany powszechnie związek, w ciągu zaledwie czterech lat stał się jednym z dziesięciu najczęściej wykrywanych w wodzie pitnej składników produktów leczniczych i kosmetyków. Analiza była częścią badań przeprowadzonych przez pracowników Instytutu Biodesignu należącego do Uniwersytetu Stanu Arizona. Zadaniem zespołu pod przewodnictwem dr. Rolfa Haldena było odnalezienie w wodzie możliwie wielu składników dodawanych do mydeł od lat 60. aż do dziś. Jako miejsce badań wybrano Jamaica Bay oraz Cheasapeake Bay, dwie zatoki w obrębie stanu Nowy Jork. Co ciekawe (i nieco przerażające zarazem), w wodzie udało się wykryć związki o działaniu antybakteryjnym, które stosowano powszechnie niemal 50 lat temu. Chemiczna stabilność tych związków martwi badaczy, gdyż niektóre z nich mają wyraźnie negatywny wpływ na organizm człowieka oraz innych elementów świata ożywionego. W pobranych próbkach wody wykryto także TCS oraz TCC, które przy nadmiernej podaży mogą zakłócać działanie systemu hormonalnego człowieka oraz szkodzić organizmom wodnym. Przy okazji analiz dokonano ciekawych odkryć z dziedziny mikrobiologii. Udało się na przykład odkryć bakterie, dla których triclocarban nie tylko nie jest toksyczny, ale nawet... służy im za pokarm. Są one zdolne do przeprowadzania reakcji tego związku z atomem chloru, a wyzwalająca się w ten sposób energia jest zużywana przez bakterię na potrzeby metabolizmu. Z jednej strony jest to dobra wiadomość, gdyż mikroorganizm ten jest w stanie pomóc ludziom w usuwaniu nadmiaru zanieczyszczeń, lecz niestety może to jednocześnie oznaczać, że niektóre groźne dla człowieka bakterie utracą wrażliwość na ten TCC i zaczną infekować ludzi. Aby zapobiec szkodliwej akumulacji TCS i TCC w środowisku dr Halden widzi tylko jedno rozwiązanie. Jego zdaniem należy ograniczyć stosowanie tych związków wyłącznie do sytuacji, w których mogą one bezpośrednio ratować życie lub poprawiać stan zdrowia całej populacji. Największym paradoksem związanym z większością substancji antybakteryjnych jest fakt, iż... ich skuteczność jest identyczna, jak efektywność wody ze zwykłym mydłem. Choć zarówno triclosan, jak i triclocarban są skuteczne w testach in vitro, czas ekpozycji bakterii na te związki podczas mycia rąk jest zwyczajnie zbyt krótki, aby zdążyły one zadziałać. Wszystko wskazuje więc na to, że ich dodawanie do kosmetyków to jedynie cyniczny chwyt marketingowy producentów. Szkoda tylko, że na całym tym procesie wyraźnie cierpią organizmy wodne, dla których większość składników antybakteryjnych jest wyraźnie toksyczna... Czytaj również: Pół apteki w jednym kranie Niebezpieczna domowa chemia « powrót do artykułu
  24. Już Karol Darwin zauważył, i to 150 lat temu, że kształt dziobu ptaka jest dostosowany do jego sposobu odżywiania. Okazuje się jednak, że rozwiązanie niektórych zagadek związanych z ptasią dietą wymaga zastępu matematyków i inżynierów, i to nie byle jakich, bo pracujących dla MIT. Donoszą oni, że odkryli sposób, w jaki ptak, zwany płatkonogiem (łac. Phalaropus sp.), "oszukuje" grawitację i przenosi pożywienie do swojego dzioba. Płatkonóg, pospolity w Ameryce Północnej, wykorzystuje subtelne interakcje między powierzchnią dzioba a kropelkami wody, by unosić w powietrze drobne skorupiaki, a następnie połykać je. Aby to zrobić, krąży z dużą prędkością z dziobem zanurzonym pod powierzchnię morza, a powstający w ten sposób wir wypiera do góry kropelki wody z zanurzonym w nich pokarmem. Przypomina to nieco szklankę liściastej herbaty, w której drobne listki wykonują ruch w kierunku powierzchni, mimo że łyżeczka wykonuje wyłącznie okrężny ruch w płaszczyźnie poziomej. Do rozwiązania pozostało tylko jedno pytanie: w jaki sposób ptak wymusza ruch wody do góry, skoro jego dziób jest skierowany do dołu? Rozwiązaniem łamigłówki było odkrycie, iż podczas polowania płatkonóg wykonuje ruchy przypominające zaciskanie się i otwieranie pęsety. Powoduje to wygenerowanie zjawiska histerezy, czyli skokowej zmiany właściwości ciała fizycznego (tu: kropli wody z zawieszonym w niej skorupiakiem odrywającej się od powierzchni) pod wpływem stopniowo narastającej siły (w tym wypadku: siły stopniowo zaciskającego się dzioba). Na podstawie analizy serii mechanicznych modeli studenci MIT ustalili optymalny kształt, który zapewnia najwydajniejsze wytwarzanie wodnej mgiełki. Okazuje się, że z punktu widzenia ptaka najskuteczniejszy jest dziób podłużny i wąski, jednak musi on być zamykany i otwierany z odpowiednią częstotliwością i pod odpowiednim kątem. Dzięki temu możliwe jest uzyskanie kropelek, które unoszą się do góry z prędkością około 1 m/s. Ten nietypowy mechanizm ma jednak jedną wadę: jest niezwykle wrażliwy na zanieczyszczenia wody. Nawet niewielka ilość olejów lub detergentów jest w stanie całkowicie zaburzyć niezwykle subtelne zjawisko histerezy. Oznacza to, że nawet niewielkie skażenie wody u wybrzeży Ameryki może zakończyć się dla płatkonogów tragicznie. Odkrycie Amerykanów ma nie tylko wartość poznawczą. W dobie miniaturyzacji i niezwykle drobnych układów zwanych "laboratoriami na chipie" (ang. lab on a chip) zdolność skutecznego przenoszenia drobnych porcji płynu "wbrew grawitacji" może się okazać kluczowa dla działania wielu tego typu urządzeń. Technologia ta jest wciąż w powijakach, lecz ocenia się, że jej potencjał jest ogromny - może stać się niezwykle pomocna w wielu dziedzinach, od diagnostyki medycznej aż po analizę jakości produktów w zakładach przemysłowych. Szczegółowe informacje na temat produktu opisano w najnowszym numerze czasopisma Science.
  25. Na taki pomysł mógł wpaść tylko autor słabych powieści science-fiction - mrówki zjadające urządzenia elektroniczne. Po raz kolejny okazuje się, że życie wyprzedza literaturę. W Teksasie pojawiły się czerwono-brązowe mrówki, które zeszły z jednego ze statków, i zaczęły pożerać elektronikę. Mrówki chętnie zjadają komputery, liczniki gazowe i elektryczne, telefoniczne stacje przekaźnikowe. Uszkodziły już pompy w oczyszczalni ścieków, a teraz wędrują w kierunku należącego do NASA Johnson Space Centre oraz zagrażają lotnisku Williama P. Hobby'ego w Houston. Dotychczas miliardy mrówek opanowały pięć hrabstw w okolicach Houston. Naukowcy nie wiedzą, skąd mrówki pochodzą, ale zauważyli, że przypominają one pewien gatunek z Karaibów. Co gorsza, nie wiedzą też, dlaczego upodobały one sobie akurat elektronikę. Szkody czynione przez insekty nie ograniczają się jednak tylko do urządzeń. Uszkadzają one rośliny wysysając ich soki, pożerają biedronki, zagrażają pewnemu rzadkiemu gatunkowi cietrzewia. Walka z paratrenicha species near pubens, bo tak nazwano gatunek, jest wyjątkowo trudna. Nie działa na nie standardowa trucizna, którą mieszkańcy Teksasu dotychczas walczyli z insektami. Nieskuteczne jest też zabicie królowej, gdyż każda z kolonii ma wiele królowych. Specjaliści z Departamentu Rolnictwa Teksasu wraz z naukowcami z A&M University i Agencji Ochrony Środowiska (EPA) zastanawiają się nad sposobami walki z plagą mrówek.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...