-
Liczba zawartości
37642 -
Rejestracja
-
Ostatnia wizyta
nigdy -
Wygrane w rankingu
247
Zawartość dodana przez KopalniaWiedzy.pl
-
Naukowcy z Uniwersytetu Calgary odkryli nową metodę walki z ciężkimi infekcjami płuc u osób chorych na mukowiscydozę, jedną z najczęstszych chorób genetycznych człowieka. Autorami odkrycia są naukowcy z zespołu prowadzonego przez dr. Michaela Surette'a. Badacze opracowali metodę walki z infekcjami wywołanymi przez Pseudomonas aeruginosa - bakterię, zwaną pałeczką ropy błękitnej, powodującą ciężkie i gwałtownie rozwijające się infekcje. Mikroorganizm ten, powszechnie występujący w drogach oddechowych wielu ludzi, może stać się poważnym zagrożeniem dla zdrowia i życia u osób podatnych na jego atak. Ryzyko zakażenia pałeczkami ropy błękitnej wzrasta np. w przebiegu mukowiscydozy, jednej z najczęstszych chorób genetycznych człowieka. W jej przebiegu dochodzi m.in. do zalegania gęstego śluzu w drogach oddechowych. Utrudnia to usuwanie nadmiaru bakterii, co sprzyja rozwojowi infekcji. Jednym z mikroorganizmów "korzystających" z tej sytuacji jest właśnie P. aeruginosa. Leczenie zakażeń wywołanych przez pałeczkę jest bardzo często ciężkie, gdyż bakteria ta z łatwością nabywa oporność na większość stosowanych antybiotyków, niejednokrotnie pozbawiając lekarzy jakiejkolwiek szansy na skuteczną interwencję. Okazuje się jednak, że mikroorganizm ten ma słaby punkt: jego zjadliwość (wirulencja) jest zależna od obecności innych, znacznie bardziej podatnych na antybiotyki gatunków. Kanadyjscy badacze zaobserwowali, że zdolność P. aeruginosa do infekcji jest w dużym stopniu zależna od bakterii uznawanych dotychczas za mało istotne dla rozwoju choroby. Mowa o paciorkowcach z grupy Streptococcus milleri group (SMG), spokrewnionych z gatunkiem S. milleri. Obserwacja kolonii mikroorganizmów atakujących płuca wykazała, że zjadliwość P. aeruginosa jest ściśle zależna od obecności bakterii SMG w jej otoczeniu. W przeciwieństwie do pałeczek ropy błętkitnej, bakterie SMG są wrażliwe na większość stosowanych powszechnie antybiotyków. Eliminacja paciorkowców z dróg oddechowych może więc być skutecznym sposobem leczenia zapalenia płuc związanego z mukowiscydozą. Przewidywania naukowców potwierdzono w warunkach klinicznych. Eksperyment przeprowadzili lekarze ze szpitala Foothills w Calgary. Medykom udało się szybko opanować infekcję i poprawić stan ciężko zakażonych pacjentów. Doświadczenie przeprowadzono co prawda na niewielkiej grupie chorych, lecz jego wyniki bez wątpienia dostarczają silnych przesłanek na rzecz zmiany strategii leczenia niektórych przypadków zapalenia płuc. Istnieje także duża szansa, że podobny sukces jest możliwy w wielu innych sytuacjach, w których dochodzi do infekcji P. aeruginosa, nie tylko u osób cierpiących na mukowiscydozę. O eksperymencie Kanadyjczyków donosi najnowszy numer czasopisma Proceedings of the National Academy of Science.
-
Apoptoza, czyli samobójcza śmierć komórki, odgrywa rolę w szeregu istotnych procesów w organizmie. Badania na embrionach muszek owocówek wykazały kolejną rolę tego zjawiska: obumierające komórki kurczą się, przyciągając sąsiednie komórki i generując siły niezbędne do formowania powstających tkanek. Podczas rozwoju zarodka muszki owocówki (Drosophila melanogaster) istotnym etapem jest zamknięcie szczeliny po stronie jego grzbietu. Badacze z Duke University obserwowali ten proces przez około dziesięć lat (!), zanim udało się ostatecznie wyjaśnić, w jaki sposób zachodzi ten tajemniczy, doskonale zsynchronizowany proces. Jak się okazało, siły wymagane do "ściągnięcia" krawędzi otworu są generowane przez kurczenie się komórek apoptotycznych. Jak tłumaczy szef zespołu badającego to zagadnienie, prof. Dan Kiehart, komórki kurczące się w przebiegu apoptozy na skutek utraty wody generują siłę, która powoduje stopniowe zbliżanie się do siebie komórek położonych w pobliżu "kącika" szczeliny. Dzięki temu, że "samobójcze" komórki są rozproszone w całej tkance i stanowią aż 10% całej populacji komórek znajdujących się w tym miejscu, umożliwia to przeprowadzenie procesu w ściśle skoordynowany sposób. Co ciekawe, sam Kiehart jeszcze 8 lat temu twierdził, że jeśli jest to tylko 10 procent, można to zignorować. Na pomysł, że ginące komórki mogą powodować powstawanie oddziaływań mechanicznych, wpadł dr Yusuke Toyama - fizyk z wykształcenia, od pewnego czasu zajmujący się biologią. To on zaobserwował z użyciem barwników fluorescencyjnych i mikroskopu sprzężonego z laserem, że komórki znajdujące się w pobliżu krawędzi szczeliny pociągają za sobą kolejne, gdy same kurczą się w przebiegu apoptozy. Jak tłumaczy Toyama, oznacza to, że apoptoza nie jest zjawiskiem związanym z jedną komórką, lecz jest wzmacniana przez pięć do siedmiu otaczających komórek. Z obliczeń wynika, że siły generowane przez śmierć komórek stanowią od jednej trzeciej aż do połowy całkowitej wartości siły powstającej podczas zamykania szczeliny na grzbiecie embrionu D. melanogaster. Oczywiście nie są to, delikatnie mówiąc, siły spektakularne - ich wartość to około miliardowej części niutona - lecz w zupełności wystarczają do przeprowadzenia tego procesu. Badacze szacują, że podobne zjawisko może zachodzić także u organizmów wyższych, być może nawet u człowieka. Kiehart i Toyama postulują, że apoptoza może brać udział w procesach takich, jak gojenie ran czy formowanie się organów wewnętrznych. O sukcesie naukowców z Duke University informuje najnowszy numer czasopisma Science.
- 2 odpowiedzi
-
- embrion
- Drosophila melanogaster
-
(i 4 więcej)
Oznaczone tagami:
-
Kobiety regularnie gimnastykujące się w czasie ciąży równie często rzucają palenie, jak panie stosujące nikotynową terapię zastępczą (NTZ), np. plastry. Do podobnych wniosków doszli autorzy dwóch badań z udziałem ciężarnych uzależnionych od nikotyny. Wg brytyjskich uczonych, z nałogiem zrywała jedna czwarta aktywnych fizycznie pań. Identyczne rezultaty uzyskano po zastosowaniu NTZ. Pierwszy ze sposobów jest jednak zdrowszy i dla matki, i dla płodu. A z efektów gimnastyki można skorzystać już w czasie porodu. W pilotażowych eksperymentach uwzględniono kobiety powyżej 18. roku życia, które paliły przynajmniej jednego papierosa dziennie. Wiek ciąży wahał się od 12. do 20. tygodnia. W ramach jednego badania przyszłe mamy przez 1,5 miesiąca gimnastykowały się raz w tygodniu pod okiem fachowca. Druga grupa przez 6 tygodni spotykała się dwa razy w tygodniu, a potem (przez kolejne 21 dni) raz na tydzień. Każda z ochotniczek mogła zasięgnąć porady specjalisty ds. uzależnień. Panie gimnastykowały się w umiarkowanym tempie, a ich aktywność polegała głównie na chodzeniu. Osiem z 32 kobiet rzuciło palenie przed rozwiązaniem. Obecnie Brytyjczycy, którzy pracują pod przewodnictwem Michaela Usshera z Uniwersytetu św. Jerzego w Londynie, skoncentrowali się na dużo większej próbie ciężarnych (850). Choć nie wyjawili, czemu ćwiczenia pomagają rzucić palenie, pewnych sugestii dostarczają wcześniejsze badania. Ujawniły one bowiem, że aktywność fizyczna zmniejsza natężenie ciążowych zachcianek.
-
Profesor James Dumesic z University of Wisconsin-Madison opracował prostą technologię produkcji biopaliwa. Wykorzystuje ona dwustopniowy proces chemiczny, znacznie bardziej wydajny niż obecnie stosowane metody. W jej efekcie powstaje paliwo, które jest identyczne na poziomie molekularnym z paliwem używanym z samolotach, silnikach diesla i silnikach benzynowych. Profesor Dumesic postanowił zwrócić się ku reakcjom chemicznym, zamiast polegać na mikroorganizmach, które są najczęściej wykorzystywane do produkcji biopaliw. Proces chemiczny przebiega w wyższych temperaturach i jest tysiące razy szybszy niż produkcja z wykorzystaniem mikroorganizmów. Dzięki temu wymaga użycia mniejszych, tańszych reaktorów. Jego dodatkową zaletą jest fakt, że używane katalizatory można ponownie wykorzystać, tymczasem mikroorganizmy giną i trzeba je uzupełniać. Co więcej cały proces jest podobny do technologii obecnie stosowanych w rafineriach oleju, dzięki czemu jego wdrożenie będzie stosunkowo proste. Pomysł Dumesica polega na zastosowaniu dwóch reaktorów. W pierwszym z nich roztwór wody i cukru przechodzi przez katalizator z platyny i renu. Reakcja przebiega w temperaturze 226 stopni Celsjusza, a w jej wyniku od cukru jest odłączane pięć z sześciu atomów tlenu. W efekcie powstaje mieszanina węglowodorów, która na powierzchni wodnego roztworu formuje warstwę podobną do oleju. Olej ten jest następnie przepompowywany do drugiego reaktora. Tam przechodzi przez całą serię katalizatorów, dzięki czemu powstają różne rodzaje paliwa. Jeśli np. przepuścimy go przez katalizator składający się z miedzi i magnezu, otrzymamy paliwo do silników diesla i samolotów. Co więcej, jak informuje Dumesic, alkohole i kwasy organiczne, które powstają w pierwszym z reaktorów można wykorzystać też do produkcji tworzyw sztucznych i odczynników chemicznych. Profesor chce, by docelowo cukry wykorzystywane do produkcji biopaliwa w jego reaktorze pochodziły z celulozy zawartej w odpadach roślinnych, a nie z roślin uprawnych. Tylko wówczas będzie można mówić, że produkcja biopaliw jest korzystna dla środowiska. Obecnie jednak enzymy wykorzystywane do pozyskiwania cukrów z celuluzy są bardzo drogie, co wpływa na cenę całej technologii. Z drugiej jednak strony ma ona niezaprzeczalne plusy. Proces pozyskiwania węglowodorów jest znacznie prostszy niż w przypadku tradycyjnych paliw kopalnych, a uzyskane w ten sposób paliwo charakteryzuje się aż o 30% wyższą gęstością energetyczną.
- 11 odpowiedzi
-
- cukier roślinny
- reakcja chemiczna
-
(i 1 więcej)
Oznaczone tagami:
-
Timothy Judge i Beth Livingston z Uniwersytetu Florydzkiego twierdzą, że seksizm nadal istnieje i ma się dobrze. Co więcej, przynosi ekonomiczne korzyści, ale tylko wtedy, gdy jest się mężczyzną (Journal of Applied Psychology). Naukowcy zauważyli, że mężczyźni z tradycyjnym poglądem na podział ról w społeczeństwie zarabiają więcej od panów przychylnych emancypacji kobiet. Nie ma tu znaczenia, w jaki konkretny sposób wyrażają się ich przekonania. Czy uznają, że kobieta powinna się zajmować domem i dziećmi, a praca to obowiązek głównie mężczyzny, czy też wierzą, iż gdy żonie zachce się wyjść z domu, wzrasta przestępczość młodocianych. Podobnego związku między poglądami a zarobkami nie odnotowano w przypadku kobiet. Panie optujące za staromodnym podziałem ról nie czerpią zatem większych profitów niż ich nowoczesne koleżanki. Amerykanie przeanalizowali dane zebrane w ramach 4 wywiadów, zrealizowanych w latach 1979-2005. W sumie objęły one 12686 ludzi, którzy w momencie rozpoczęcia studium mieli od 14 do 22 lat. Sześćdziesiąt procent dotrwało do końca badań. W każdym wywiadzie pytano o poglądy dotyczące realizacji ról płciowych w pracy i w domu. Zbierano informacje na temat wychowania religijnego, wykształcenia, sprawdzano też, czy ochotnicy pracują poza domem i czy pozostają w związku małżeńskim. W ramach wcześniejszych badań ustalono, że męskie poglądy na podział ról nadal są bardziej tradycyjne od zapatrywań pań, ale z biegiem czasu różnica ta się zmniejsza. Nawet po uwzględnieniu innych potencjalnie istotnych czynników, takich jak złożoność wykonywanej pracy, liczba godzin spędzanych w firmie czy wykształcenie, okazało się, że mężczyźni o tradycyjnych poglądach zarabiali średnio rocznie o 8,5 tys. dolarów więcej niż panowie skłaniający się ku równouprawnieniu. W grupie kobiet działo się dokładnie na odwrót. Te z nich, które sądziły, że lepiej by było, gdyby zostały w domu, zarabiały średnio o 1,5 tys. dolarów mniej (również w skali rocznej). Natomiast różnica w zarobkach mężczyzn i kobiet z rodzin o tradycyjnym podziale ról była ośmiokrotnie większa niż w małżeństwach bardziej egalitarnych. Jak tłumaczą autorzy badań, różnicy tej nie można wyjaśnić tylko faktem, że kobiety z rodzin tradycyjnych z mniejszym prawdopodobieństwem podejmą pracę zawodową. Najważniejszym czynnikiem jest fakt, że panie o tradycyjnych poglądach otrzymują niższe wynagrodzenie za tę samą pracę od ich mężów tradycjonalistów. Pozostaje tylko pytanie, czemu właściwie ci ostatni są tak dobrze opłacani. Czy pracują pilniej, bo mają świadomość, że są jedynymi lub podstawowymi żywicielami rodziny, czy też chodzi o coś zupełnie innego?
- 2 odpowiedzi
-
- zarobki
- emancypacja
-
(i 6 więcej)
Oznaczone tagami:
-
Brytyjskie środowisko Open Source może mówić o historycznym dniu. Władze wpisały bowiem 12 producentów opensource'owego oprogramowania na listę przedsiębiorstw, które mogą dostarczać software do szkół. Dotychczas na liście tej znajdowali się tylko producenci programów o zamkniętym kodzie. Oczywiście opensource'owe programy trafiały na szkolne komputery, jednak miały przed sobą długą drogę. Przekonanie lokalnych władz do zakupu programów od producentów niewymienionych na oficjalnej liście mogło trwać bowiem całymi miesiącami.
-
Microsoft poinformował, że przeznaczy 40 miliardów dolarów na wykupienie własnych akcji. To największa tego typu transakcja w historii. Zdaniem analityków gigant chce w ten sposób podnieść cenę swoich papierów, które w bieżącym roku straciły na wartości niemal 30%. Specjaliści chwalą decyzję Microsoftu. Zauważają, że koncern ma olbrzymie zapasy gotówki, która leży bezużytecznie. Wykupienie akcji wpłynie korzystnie na firmę, tym bardziej, że jest ona wyjątkowo wiarygodną instytucją. Analitycy ze Standard & Poor's nadali jej najwyższy ranking wiarygodności (AAA), co oznacza, że Microsoft to zaledwie jedna z pięciu firm spoza sektora finansów, która może poszczycić się tak wysoką oceną. Już w ubiegłym roku Microsoft wydał 12 miliardów dolarów na zakup własnych akcji. W czerwcu 2008 koncern miał wolnych około 24 miliardów dolarów w gotówce. Firma w całej swojej 33-letniej historii ani razu nie przyniosła strat i, jak dotychczas, nigdy nie pożyczała pieniędzy. Tym razem ma zamiar zaciągnąć kredyty, które posłużą do sfinansowania zakupu. Koncern ogłosił, że wykup akcji potrwa do 2013 roku. Jednak biorąc pod uwagę dotychczasową historię Microsoftu można stwierdzić, że wspomniane 40 miliardów dolarów zostaną wydane szybciej niż w ciągu 5 lat. Po ogłoszeniu decyzji o wykupie akcji ich cena natychmiast wzrosła o 4%.
-
Podczas gdy inne 2-latki dopiero zaczynają się czuć pewnie na własnych nogach, ich rówieśnik z Nowej Zelandii, Gustav Legnavsky, bierze udział w zawodach narciarskich dla kilkakrotnie starszych juniorów. Już latem zwracał na siebie uwagę na stokach ośrodka Cardrona Alpine Resort na Wyspie Południowej, a w przyszłym tygodniu będzie najmłodszym uczestnikiem zawodów na half-pipe'ie. Gustav nie ma głowy do kryzysu dwulatka, zamiast tego z lubością spędza czas, zjeżdżając ze ścian o wysokości niemal 6 metrów. Pete i Bridget, rodzice nad wiek rozwiniętego ruchowo 2-latka, opowiadają, że ich syn nie ma w domu typowej dziecięcej skrzynki z zabawkami. Można w niej za to znaleźć deskorolkę. Chłopiec nauczył się jeździć na rowerze bez doczepiania pomocniczych kółek, lubi też grać w golfa. Matka uważa, że Gustav wcale nie jest wyjątkowo uzdolniony. Wg niej, jego umiejętności to skutek trybu życia prowadzonego przez rodzinę. Chłopiec ma okazję robić takie rzeczy, z którymi jego rówieśnicy w ogóle się nie stykają. Pete, były mistrz narciarski, pochodzi ze Słowacji, a przez ostatnie 10 lat pracował w Cadronie jako trener narciarstwa w stylu wolnym. Bridget pochodzi z Tekapo i została tu zatrudniona jako menedżer sportów zimowych. Łatwo sobie zatem wyobrazić, że rodzina nie gra razem w warcaby, ale spędza czas na dworze, np. jeżdżąc na nartach. Dziecko jeździ więc z konieczności i dla przyjemności. Matka twierdzi, że chłopiec ciągle mówi o nartach i chęci pojeżdżenia. Pierwsze narty dostał, gdy miał zaledwie rok. Po urodzeniu Gustava Bridget także otrzymała w prezencie miniaturowe narty, które potem trafiły do synowskiego pudełka ze skarbami. Teraz 2-latek szusuje po stokach na 70-cm plastikowych płozach i wygląda na to, że już niedługo będzie szybszy od matki. Kluczem do tajemniczych umiejętności Gustava jest świetnie rozwinięty zmysł równowagi. To dlatego na rowerze i deskorolce jeździ równie dobrze jak na nartach. Warto obserwować telewizyjne relacje sportowe, bo być może już wkrótce młodziutki Nowozelandczyk stanie się znany na całym świecie...
- 1 odpowiedź
-
- half-pipe
- Nowa Zelandia
-
(i 5 więcej)
Oznaczone tagami:
-
Z nieoficjalnych doniesień wynika, że TSMC, największy na świecie producent układów scalonych, rozpocznie w przyszłym roku produkcję 40-nanometrowych procesorów na zlecenie AMD. Jak dowiedzieli się dziennikarze serwisu Taiwan Economic News, pierwsze CPU wykonane w technologii 40 nm wyjadą z TSMC w drugim kwartale przyszłego roku. Dotychczas spodziewano się, że AMD pójdzie w ślady Intela i zaprezentuje procesory wykonane w procesie 45 nanometrów. Jak widzimy, najprawdopodobniej będzie inaczej. Analitycy rynkowi od pewnego czasu spodziewali się, że TSMC otrzyma większe zamówienia od AMD, gdyż główny konkurent Intela ma zamiar coraz bardziej polegać na zewnętrznych producentach procesorów. Tymczasem Intel nie spoczywa na laurach i zapowiada, że w przyszłym roku rozpocznie sprzedaż procesorów wykonanych w technologii 32 nanometrów.
-
Naukowcy z Manchester University i Chester Zoo odnaleźli najrzadszą żabę drzewną świata. Od 20 lat sądzono, że zamieszkująca Kostarykę Isthmohyla rivularis wyginęła. Jednak w ubiegłym roku Andrew Gray z uniwersyteckiego Manchester Museum sfotografował samca tej żaby. Uniwersytet zorganizował więc ekspedycję, która miała ocenić, czy gatunek przetrwał. Zakończyła się ona sukcesem. W rezerwacie Monteverde znaleziono ciężarną samicę i kilka samców. Isthmohyla ruvularis przeżyła więc epidemię śmiertelnej grzybicy skóry, która zabiła wiele innych gatunków żab. To największe osiągnięcie w mojej karierze naukowej - mówi Andrew Gray. Teraz wiemy, że obie płci przeżyły na wolności. Musimy lepiej poznać te żaby by móc je chronić. Aby spotkać te niezwykle rzadkie zwierzęta, naukowcy musieli wejść głęboko w las. Żaby prowadzą nocny tryb życia, co dodatkowo utrudniało ich znalezienie. Najpierw uczeni spotkali samca, a niedaleko niego, na liściu siedziała miniaturowa samica. Szanse spotkania samicy tego gatunku są minimalne. Można ją znaleźć jedynie przez przypadek i tylko w okresie godowym. Samice schodzą wówczas na ziemię by złożyć jaja - mówi Gray. Można szukać ich każdej nocy, przez cały rok, i nie zobaczyć ani jednej. Po prostu mieliśmy szczęście - dodaje. Znaleziona samica mierzyła 2,5 centymetra długości. Naukowcy pobrali wymaz z jej skóry by sprawdzić, czy jest ona nosicielką śmiertelnej grzybicy. Zwierzę zostało następnie wypuszczone na wolność. Naukowcy mają nadzieję, że żaby będą w stanie zwalczyć grzybicę. Wystarczy bowiem, że odpowiednio długo wystawią się na działanie promieni słonecznych. Wyższa temperatura zabije grzyby. Problem jednak w tym, że wskutek globalnego ocieplenia niebo nad rezerwatem Monteverde jest coraz częściej zachmurzone.
-
Botoks nie jest zwykłym wygładzeniem zmarszczek, wygląda bowiem na to, że zwiększa szanse na udaną randkę czy wygrane zawody sportowe. Osoba, która poddała się takiemu zabiegowi, nie wydaje się jednak bogatsza czy obdarzona lepiej wykształconymi umiejętnościami społecznymi. Zespół Stevena H. Dayana z University of Illinois badał, jak ludzie reagują na ostrzykiwane jadem kiełbasianym twarze. Liczyło się pierwsze wrażenie. Naukowcy posłużyli się zdjęciami wykonanymi przed i po zabiegu. Fotografie losowo podzielono na albumy, przy czym dana osoba mogła się pojawić w każdym z nich tylko raz. Następnie sędziowie opisywali pierwsze wrażenie, jakie odnieśli na widok twarzy. Mieli określić prawdopodobieństwo odniesienia sukcesu w kilku dziedzinach, np. podczas randki, w sporcie, biznesie, związku, a także atrakcyjność czy umiejętności społeczne delikwenta. Okazało się, że botoks poprawiał punktację uzyskiwaną w atrakcyjności, skuteczności randkowania i rywalizacji sportowej, ale już nie w finansach, długoterminowych związkach czy zdolnościach interpersonalnych. Jeśli chcemy skorzystać z usług chirurga w jakimś pozakosmetycznym celu, warto zatem sprawdzić, czy zastrzyki naprawdę pomogą go nam osiągnąć...
- 2 odpowiedzi
-
- jad kiełbasiany
- botulina
-
(i 6 więcej)
Oznaczone tagami:
-
Japońscy naukowcy chcą wybudować windę, która wyniesie pasażerów na wysokość 36 tysięcy kilometrów. Kabina będzie się poruszać w górę i w dół po kablach. Do tej pory kabiny nie wjeżdżały aż tak wysoko, trzeba je więc będzie specjalnie przystosować. Kable również wymagają odpowiedniej przeróbki: powinny być mocne jak nić pajęcza i lekkie jak piórko. Zostaną zakotwiczone w ziemi, a z drugiej strony przyczepione do satelity dokującego przy stacji orbitującej wokół naszej planety. Japończycy chcieliby, żeby winda przewoziła pasażerów, ale także wielkie panele słoneczne, które zasilałyby domy i fabryki na powierzchni Ziemi. W ten sam sposób można by się, wg nich, pozbywać odpadów nuklearnych, wyrzucając je w przestrzeń kosmiczną. W przyrodzie nic jednak nie ginie, więc choć nie mielibyśmy ich u siebie, nadal by gdzieś krążyły... Shuichi Ono, przewodniczący Japan Space Elevator Association, twierdzi, że z windy będą mogli korzystać wszyscy. Na realizację projektu Japończycy wygospodarowali 5 mld funtów. W listopadzie odbędzie się międzynarodowa konferencja, w czasie której ustalone zostaną terminy dostarczenia poszczególnych elementów maszynerii. Naukowcy spodziewają się, że najtrudniejsze będzie wyprodukowanie materiału na kable windy. Z jednej strony, muszą być one lekkie, a z drugiej, odporne na uderzenia. Wszyscy wiążą duże nadzieje z wbudowanymi we włókna nanorurkami węglowymi. Profesor Yoshio Aoki, specjalista ds. inżynierii precyzyjnej z Nihon University, twierdzi, że kable powinny być 180 razy mocniejsze od stali. To jednak nie wszystko, ponieważ muszą 4-krotnie przebić wytrzymałość najlepszych nanorurek węglowych, jakie do tej pory uzyskano. Pozostaje jeszcze jedno pytanie: jak ma być zasilana kabina? Aoki uważa, że najrozsądniej jest wykorzystać technologię zaimplementowaną w pociągach-pociskach (Shinkansen). Nanorurki węglowe są dobrymi przewodnikami, dlatego myślimy o poprowadzeniu na całej długości drugiego kabla, który zapewniałby moc.
- 31 odpowiedzi
-
- Japan Space Elevator Association
- kable
-
(i 4 więcej)
Oznaczone tagami:
-
Stephen Hawking, jeden z najwybitniejszych fizyków, autor m.in. "Krótkiej historii czasu", odsłonił na Cambridge University niezwykły zegar. Urządzenie do mierzenia czasu nie posiada wskazówek ani cyfr i jest dziełem doktora Johna Taylora. Na szczycie wielkiego złotego zegara o średnicy 122 centymetrów stoi wielki konik polny, który stopniowo "pożera czas". Pożeracz Czasu przesuwa się po obracającej się tarczy, a każdy jego krok wyznacza sekundę. Godziny, minuty i sekundy sygnalizowane są dzięki palącym się niebieskim światłom. Wskazują one prawidłowy czas raz na pięć minut. W międzyczasie światła służą ozdobie. Doktor Taylor sam był studentem Corpus Christi College w latach 50. ubiegłego wieku. Obecnie 72-letni wynalazca postanowił, jak sam mówi, "uczynić przemijanie czasu interesującym". Swój zegar uznaje za hołd złożony Johnowi Harrisonowi, XVIII-wiecznemu budowniczemu zegarów, który skonstruował pierwszy precyzyjny chronometr, dzięki czemu możliwe stało się precyzyjne określanie pozycji statków na morzu. Zwykłe zegarki ze wskazówkami są nudne - mówi Taylor. Chciałem by mierzenie czasu było interesujące. Chciałem też unaocznić, że czas działa destrukcyjnie, nie możemy odzyskać żadnej minuty, która przeminęła. To dlatego mój konik polny nie jest postacią z kreskówek Disneya. To żarłoczna bestia - dodaje. Skonstruowanie złotej tarczy zegara zajęło ośmiu inżynierom i rzemieślnikom aż 5 lat. Urządzenie można oglądać przed Corpus Christi College.
- 5 odpowiedzi
-
- Corpus Clock
- John Harrison
- (i 7 więcej)
-
Chłopcy nie tylko biją się i przepychają, ale stosują także subtelniejsze formy agresji, które wcześniej uważano za charakterystyczne dla dziewczynek. Im także zdarza się rozpuszczać plotki i karać kogoś wykluczeniem z grupy rówieśniczej (Child Development). Noel A. Card z University of Arizona i zespół przeanalizowali 148 badań dotyczących agresji u dzieci i młodzieży. Stwierdzili, że stereotyp polegającego na sile fizycznej chłopca maskuje fakt, że płeć brzydsza równie chętnie jak koleżanki ucieka się do tzw. agresji społecznej. Powinno się to mieć na uwadze, stawiając diagnozę zaburzeń zachowania. Badania uwzględnione przez Amerykanów objęły ponad 73 tys. osób. Prowadzono je głównie w szkołach. Dotyczyły zarówno agresji bezpośredniej, najczęściej właśnie fizycznej, jak i agresji niebezpośredniej, czyli zachowania obliczonego na zniszczenie czyjegoś wizerunku społecznego. Wg psychologów, mit o dziewczętach agresywnych społecznie w większym stopniu niż chłopcy mocno utrwalił się w świadomości nauczycieli, rodziców i samych naukowców. Powodem są najprawdopodobniej oczekiwania, które wpaja się młodym kobietom (i ich otoczeniu) już od wczesnego dzieciństwa. Zamiast tego zespół Carda uważa, że dzieci, które przejawiają jedną z form agresji, są również bardziej skłonne do reagowania drugim jej rodzajem. Poza tym Amerykanie zauważyli, że istnieje związek między agresją bezpośrednią i społeczną a problemami z przystosowaniem. Konkretniej rzecz ujmując, agresja bezpośrednia łączy się z przestępczością, objawami charakterystycznymi dla ADHD, słabymi związkami z rówieśnikami oraz ubóstwem zachowań prospołecznych (takie dzieci rzadko pomagają czy się dzielą). Agresję niebezpośrednią powiązano z depresją i lękiem, a także z wysoko rozwiniętymi zdolnościami interpersonalnymi. Badacze sądzą, że przyczyna tego pozornego paradoksu jest dość prosta. By manipulować innymi, np. zachęcając do ostracyzmu, muszą przecież umieć to zrobić.
- 7 odpowiedzi
-
- wykluczenie
- plotkowanie
-
(i 5 więcej)
Oznaczone tagami:
-
Intel oficjalnie rozpoczął sprzedaż dwurdzeniowego procesora Atom. Wykonany w technologii 45 nanometrów układ jest rozprowadzany pod nazwą Intel Atom Processor 330. Kość ma trafić przede wszystkim do tanich komputerów stacjonarnych, których głównym przeznaczeniem jest przeglądanie Internetu i korzystanie z poczty elektronicznej. Nowy Atom jest taktowany zegarem o częstotliwości 1,6 GHz, korzysta z jednomegabajtowej pamięci podręcznej poziomu 2 (L2 cache), współpracuje z układami pamięci DDR2 667, a jego pobór mocy wyrażony emisją ciepła (TDP) wynosi zaledwie 8 watów. Będzie on rozpowszechniany wraz z chipsetem Intel 945GC, który zawiera wbudowany rdzeń graficzny GMA 950 oraz Intel High Definition Audio. Jedno- i dwurdzeniowe procesory Atom są kompatybilne, a więc platformy korzystające obecnie z wcześniejszej wersji procesora (Atom 230) będą mogły, po aktualizacji BIOS-u, obsłużyć też kość 330.
- 4 odpowiedzi
-
- Atom 330
- energooszczędny procesor
-
(i 2 więcej)
Oznaczone tagami:
-
Chcesz mieć piękniejsze sny? Ustaw sobie w sypialni bukiet pachnących kwiatów. Jak zauważyli naukowcy ze Szpitala Uniwersyteckiego w Mannheim, rozpylenie pod nosem 15 śpiących kobiet olejku różanego sprzyjało pojawianiu się snów przesyconych pozytywnymi emocjami. Gdy jednak poczuły smród siarkowodoru, tematyka i atmosfera marzeń sennych zmieniały się o 180 stopni. Opierając się na już uzyskanych wynikach, Niemcy planują osobny eksperyment z udziałem osób dręczonych przez koszmary senne. Zespół profesora Borisa Stucka, otolaryngologa z Uniwersytetu w Heidelbergu, ma nadzieję, że za pomocą odpowiednich zapachów można by ulżyć im w cierpieniu. Niejednokrotnie bowiem sny są tak przerażające i powtarzają się tak regularnie, np. każdej nocy, że utrudnia to normalne funkcjonowanie nie tylko samemu pacjentowi, ale i śpiącemu z nim partnerowi. Badacze z Mannheim czekali, aż dana kobieta wejdzie w fazę snu REM, wtedy bowiem pojawiają się sny, a przynajmniej większość z nich. Delikwentkom przez 10 sekund podawano w okolice nosa zapach róż lub zbuków, a także bezzapachową substancję kontrolną. Minutę później je budzono i wypytywano o sny: scenariusz i związane z tym emocje. Każdą uczestniczkę badań budzono 3-krotnie, tak więc testowano na niej wszystkie uwzględnione w teście bodźce. W 40 na 45 przypadków wolontariuszki pamiętały, co im się śniło. Okazało się, że kobiety prawie nigdy nie śniły o wąchaniu czegoś, ale w zależności od podanego zapachu bardzo zmieniała się wymowa marzeń sennych. Panie oceniały ją na skali od -3 do +3 (środek skali stanowiło 0, wskazujące na sen neutralny). Przy substancji bezwonnej uzyskano średnią wartość 0,5, podczas gdy woń siarkowodoru wiązała się z oceną -0,4, a zapach róż z +1,2. W ramach wcześniejszych eksperymentów określano, jak inne rodzaje bodźców, tj. dźwięki, nacisk czy wibracje, wpływają na treść i wydźwięk emocjonalny snów. Stuck ujawnił, że największa trudność polegała na znalezieniu odpowiedniego miejsca zaaplikowania bodźca. Ponadto musiał on być dość silny, żeby wpłynąć na treść snu, ale też nie za mocny, gdyż groziłoby to wybudzeniem ochotniczek
- 3 odpowiedzi
-
- koszmary senne
- siarkowodór
-
(i 6 więcej)
Oznaczone tagami:
-
Naukowcy z MIT-u chcą ułatwić życie osobom poruszającym się na wózku inwalidzkim. Pracują nad urządzeniem, które będzie uczyło się wyglądu otoczenia i reagowało na komunikaty głosowe. Jeśli im się to uda, niepełnosprawny będzie mógł wydać polecenie Zawieź mnie do kuchni lub Jedziemy do sklepu, a wózek je wykona. Urządzenie znajdzie drogę dzięki mapie, przechowywanej w pamięci. To system, który uczy się od użytkownika i dostosowuje się do niego - mówi Nicholas Roy, specjalista ds. aeronautyki i astronautyki, który bierze udział w pracach nad wózkiem. Uczony zauważa, że ludzie mają różne preferencje i w różny sposób je komunikują. Dlatego też wózek musi zostać wyposażony w mechanizmy umożliwiające jego personalizację. Naukowcy proponują zupełnie nowe podejście do problemu stworzenia automatycznego wózka. Wcześniejsze projekty zakładały pracochłonne tworzenie szczegółowej mapy. Teraz proces zostałby zautomatyzowany. Użytkownik wózka musiałby po prostu "oprowadzić" go po różnych lokalizacjach, nazywając je przy okazji. Tak więc jeżdżąc po własnym mieszkaniu i odwiedzając poszczególne pomieszczenia, mówiłby: oto mój pokój, to jest kuchnia, jesteśmy w łazience itp. Takie komunikaty mają wystarczyć urządzeniu do stworzenia mapy. Na zewnątrz budynków urządzenia mogą orientować się w przestrzeni dzięki systemowi GPS. Jednak nie działa on w pomieszczeniach. Dlatego też uczeni z MIT-u rozważają wykorzystanie sygnałów Wi-Fi, kamer szerokokątnych oraz laserów. Prototypowy wózek korzysta właśnie z Wi-Fi, to jednak wymaga zastosowania w pomieszczeniach odpowiednich urządzeń. Po miesiącach testów w kampusie uniwersyteckim nowe wózki są obecnie sprawdzane w domu opieki społecznej. Naukowcy chcą w najbliższym czasie dodać do nich czujniki, których zadaniem będzie unikanie kolizji z innymi wózkami, ścianami czy meblami. Mają też nadzieję, że uda im się stworzyć mechaniczne ramię, dzięki któremu wózek będzie zapalał światło czy podawał do ust filiżankę herbaty. Prace nad urządzeniem są finansowane przez Nokię i Microsoft.
- 1 odpowiedź
-
- niepełnosprawny
- komenda głosowa
-
(i 1 więcej)
Oznaczone tagami:
-
Ważny związek organiczny odkryty w kosmosie
KopalniaWiedzy.pl dodał temat w dziale Nauki przyrodnicze
Grupa naukowców prowadzona przez specjalistów z Kanaryjskiego Instytutu Astrofizyki odkryła w przestrzeni kosmicznej ślady naftalenu - związku będącego prekursorem niektórych substancji wchodzących w skład organizmów żywych. Jest to jeden z najbardziej złożonych związków chemicznych odkrytych dotąd w kosmosie. Ślady naftalenu, związku należącego do grupy węglowodorów, zostały odkryte w rejonie powstawania nowej gwiazdy w pobliżu gwiazdy Cernis 52 należącej do konstelacji Perseusza. Miejsce to jest odległe od Ziemi o około 700 lat świetlnych, co można określić jako bardzo bliskie sąsiedztwo naszej planety. O obecności substancji w materii międzygwiezdnej świadczą wyniki analizy tzw. widm spektralnych - wykresów przedstawiających zakresy częstotliwości fal elektromagnetycznych absorbowanych (pochłanianych) oraz emitowanych przez materię znajdującą się pomiędzy miejscem emisji światła i obserwatorium astronomicznym. Ponieważ każdy związek chemiczny pochłaniania i emituje fale o ściśle określonych, charakterystycznych dla siebie częstotliwościach, możliwe jest ustalenie składu materii międzygwiezdnej na podstawie analizy promieniowania przenikającego przez określony fragment przestrzeni. Jak tłumaczy jeden z autorów odkrycia, Iglesias Groth, kolejnym etapem badań będzie poszukiwanie w obserwowanej strefie innych węglowodorów. Badacze planują także wykonanie analiz mających na celu ustalenie, czy w rejonie gwiazdozbioru Perseusza znajdują się aminokwasy - związki, których polimeryzacja (łączenie w wieloelementowe łańcuchy) prowadzi do powstawania białek. Aminokwasy mogą powstać w wyniku reakcji zachodzącej pod wpływem światła ultrafioletowego pomiędzy wodą i amoniakiem. Wszystkie trzy czynniki są w badanym fragmencie przestrzeni dostępne w dużych ilościach, co rodzi nadzieję na dokonanie kolejnego przełomowego odkrycia. Wśród innych związków, które mogły powstać w okolicach gwiazdy Cernis 52, wymienia się m.in. naftochinony stanowiące prekursory niektórych witamin. Odkrywanie kolejnych związków organicznych w przestrzeni kosmicznej istotnie zwiększa prawdopodobieństwo istnienia życia pozaziemskiego. Nic więc dziwnego, że trwają intensywne poszukiwania kolejnych tego typu substancji. Niektóre z nich, jak np. wspomniane aminokwasy i naftalen, zostały wcześniej wykryte w meteorytach znajdowanych na Ziemi, a kolejne, jak np. proste cukry, wykrywano już wcześniej w obłokach międzygwiezdnych. Odkrycie Hiszpanów jest istotne z jeszcze jednego powodu. Dzięki analizie widm spektralnych udało się zrozumieć powstawanie tzw. linii rozmytych, czyli "wygaszania" bardzo licznych częstotliwości przez nieznane wcześniej substancje. Testy laboratoryjne, potwierdzone później przez analizy astrofizyczne, potwierdziły, iż przyczyną powstawania linii rozmytych jest właśnie naftalen oraz inne węglowodory posiadające w swojej strukturze atomy węgla ułożone w kilkuelemenentowe pierścienie. Badaczy z Kanaryjskiego Instytutu Astrofizyki wspierali eksperci z Obserwatorium Paryskiego oraz Uniwersytetu Teksańskiego. Ich wspólną publikację opublikowało czasopismo Astrophysical Journal Letters.-
- węglowodory
- aminokwas
-
(i 7 więcej)
Oznaczone tagami:
-
Konsument z większą wiedzą na temat pewnego rodzaju produktów bardziej je ceni, gdy przed spotem, w którym się one pojawiają, obejrzy reklamę kojarzoną z bogactwem (Journal of Consumer Research). Myungwoo Nam ze szkoły biznesu INSEAD w Sinagapurze i Brian Sternthal z Northwestern University chytrze zaplanowali przebieg eksperymentu. Najpierw wolontariusze oglądali reklamy ubrań Armaniego i zegarków Rolex (kojarzonych z wysokim statusem materialnym) lub ich odpowiedników marek Old Navy i Timex (niski status materialny). Potem wszystkim wyświetlono spot Hondy Civic. Zadanie ochotników polegało na ocenie samochodu. Konsumenci ze sporą wiedzą motoryzacyjną oceniali Hondę korzystniej po obejrzeniu reklam Armaniego i Roleksa niż Old Navy i Timeksa. Z drugiej strony, mniej uświadomieni konsumenci oceniali markę docelową gorzej. Psycholodzy zaznaczają, że ich spostrzeżenia pokrywają się z wynikami eksperymentów z wykorzystaniem fikcyjnych marek sprzętu stereo oraz detergentów. Wnioski międzynarodowego zespołu są bardzo istotne, ponieważ uzmysławiają producentom, jak ich produkty mogą być postrzegane przez potencjalnych nabywców, którzy codziennie widzą je w najprzeróżniejszych kontekstach. Ważne są zatem nie tylko jakość i idea samego spotu z samochodem, perfumami czy kaszą, ale również to, co konsumenci zobaczą chwilę wcześniej. Producentowi pozostaje więc mieć nadzieję, że nadawca reklamy pozwoli mu wpływać na kolejność prezentowania spotów.
- 1 odpowiedź
-
Czeski podróżnik Ivan Mackerle ostrożnie przemierza piaski pustyni Gobi w poszukiwaniu jej niebezpiecznego mieszkańca. Legendarny stwór, na którego poluje, to mongolski robak śmierci. Jest tak tajemniczy, że nie udało mu się zrobić fotografii, a zgodnie z mongolskimi legendami, strzyka w twarz zabójczym jadem. Miejscowi wiedzą jednak swoje i twierdzą, że istota ta mierzy od 60 cm do 1,5 m. Ile dokładnie, tego nie wie nikt. Jego żywoczerwony kolor rzuca się w oczy, niestety, przeważnie za późno. Wg Mongołów, robak przypomina krowie jelita. Atakuje nieostrożnego intruza żółtą wydzieliną o właściwościach kwasu. Gdy w swej beztrosce podejdzie on na tyle blisko, by stwór mógł go dotknąć, zostaje porażony prądem, podobnie jak podczas spotkania z węgorzem elektrycznym. Ponoć napięcie jest na tyle duże, że jest w stanie zabić wielbłąda oraz, oczywiście, człowieka. Mongolski robak śmierci (po łacinie Allghoi khorkhoi) został po raz pierwszy wymieniony przez amerykańskiego paleontologa profesora Roya Chapmana Andrewsa. Adnotacja znalazła się w jego książce pt. Na tropie starożytnego człowieka (1926), ale nawet sam naukowiec nie był do końca przekonany, czy robak naprawdę istnieje. Choć nigdy go nie widzieli, miejscowi byli za to na 100% przekonani o jego realności i ze szczegółami opisywali zarówno jego wygląd, jak i przeprowadzane ataki. Po Andrewsie pojawili się kolejni badacze mitu. Nie dalej jak 3 lata temu grupa brytyjskich kryptozoologów przez miesiąc przekopywała piachy Gobi. Mongołowie opowiadali niestworzone historie o robaku, ale nie udało się dotrzeć do nikogo, kto widziałby ten cud na własne oczy. Członkowie zespołu się jednak nie zrazili, wręcz przeciwnie. Uznali, że relacje paraświadków były na tyle spójne, że Allghoi khorkhoi musi być prawdą. Wszyscy jak jeden mąż opowiadali o brązowo-czerwonym stworze o grubości ok. 5 cm, bez wyraźnie wyodrębnionej głowy czy ogona. Upłynęły 3 lata i w te same rejony zawędrował Ivan Mackerle, który poszukuje legendarnych istot na całym świecie. Miał już na muszce szkockiego potwora z Loch Ness, teraz przyszła kolej na mongolskiego robaka śmierci. Naczytał się o nim już jako dziecko, pochłaniając historie rosyjskiego paleontologa Jefremowa, który wspominał o robaku przypominającym krwawe wnętrzności. Miał on osiągać rozmiary niskiego człowieka i zabijać na odległość w tajemniczy sposób (trucizną lub rażąc prądem). Czekamy zatem na wyniki poszukiwań. Może niedługo coś na ten temat usłyszymy!
- 4 odpowiedzi
-
- Allghoi khorkhoi
- stwór
-
(i 7 więcej)
Oznaczone tagami:
-
Zmiana szkoleniowca drużyny sportowej rzadko przynosi jakiekolwiek pozytywne efekty - donoszą szwedzcy naukowcy. Szczególnie złym pomysłem jest wprowadzanie zmian w trakcie sezonu. Uzyskane wyniki są efektem analizy danych z rozgrywek szwedzkiej ligi hokeja na lodzie w sezonach od 1975/76 do 2005/06. Zebrane informacje na temat postępów poszczególnych drużyn pokazują jasno, że wymiana szkoleniowca bardzo rzadko przynosi oczekiwane rezultaty. Nie przeszkadza to jednak menedżerom poszczególnych klubów, którzy zwolnili ze stanowiska aż pięciu trenerów (na 12 drużyn) w samym tylko poprzednim sezonie. Czy wyniki przeprowadzonego studium zmienią ich nastawienie do problemu? Najprawdopodobniej przekonamy się o tym w przyszłym sezonie. Jeden z autorów badania, Leif Arnesson z Mid Sweden University, tłumaczy, że wyniki analizy pokazują dość jasno, że w każdym z tych przypadków zmiana trenera była błędem. Dodaje: jeżeli myślisz o zmianie szkoleniowca, powinieneś przynajmniej unikać wykonywania tego ruchu w trakcie sezonu. Nasza rada dla osób odpowiedzialnych za zatrudnianie trenerów jest więc taka: "nie zmieniaj selekcjonera za żadne skarby, jeśli masz dobrego trenera, gdy jesteście w połowie sezonu, lub drużyna ma kłopoty". Wiele wskazuje na to, że uzyskane wyniki są dość uniwersalne. Liczne badania pokazują, że te same zasady sprawdzają się w przypadku wielu innych dyscyplin, np. piłki nożnej. Czyżby oznaczało to, że nawet najlepszy specjalista na stanowisku trenera nie uczyni cudu? Możliwe. Być może wyjaśnia to też fenomen naszej reprezentacji, która nad wyraz często "gra jak nigdy, a przegrywa jak zawsze"...
- 9 odpowiedzi
-
- piłka nożna
- hokej na lodzie
-
(i 4 więcej)
Oznaczone tagami:
-
Naukowcy z Uniwersytetu Kalifornijskiego donoszą o skutecznym przeobrażeniu ludzkich komórek skóry do komórek zdolnych do produkcji insuliny. Odkrycie może mieć istotne znaczenie dla rozwoju nowych metod leczenia wielu przypadków cukrzycy. Procedura, opracowana przez zespół pod przewodnictwem dr. Yi Zhanga, składa się z dwóch etapów. Na początku przeprowadza się komórki skóry do postaci tzw. pluripotentnych komórek macierzystych. Są to pierwotne komórki zdolne do przeistoczenia, zwanego fachowo różnicowaniem, do elementów wielu różnych tkanek. Drugą fazą procedury jest stymulacja komórek macierzystych w taki sposób, by rozwinęły zdolność do produkcji insuliny - hormonu kluczowego dla obniżenia stężenia glukozy w osoczu krwi. Brak lub niedostateczna ilość tej substancji w osoczu krwi jest bezpośrednią przyczyną tzw. cukrzycy typu I, zwanej niekiedy (choć nie do końca poprawnie) młodzieńczą lub insulinozależną. Przeprowadzony eksperyment jest ukoronowaniem kilku lat badań nad kolejnymi etapami różnicowania komórek. Badacze zbierali informacje na temat tzw. czynników różnicowania, czyli niewielkich białek stymulujących podziały komórek macierzystych i determinujących ich dalszy los. Ich wpływ na komórki jest możliwy dzięki regulacji ekspresji (aktywności) licznych genów związanych z rozwojem cech charakterystycznych dla elementów określonych tkanek. Sukces badań dr. Zhanga może doprowadzić do znacznej poprawy jakości leczenia cukrzycy typu I. Choroba ta, dotykająca w Polsce około 200 tysięcy osób, wynika najczęściej z uszkodzenia produkujących insulinę tzw. komórek beta w trzustce. Ich odtworzenie mogłoby znacznie poprawić jakość życia chorych, a być może nawet całkowicie wyeliminować potrzebę podawania insuliny, uznawanego dziś za procedurę niezbędną dla zachowania zdrowia. Udoskonalenie opracowanej metody mogłoby pozwolić na uzyskanie znacznych ilości komórek produkujących brakujący hormon, które następnie mogłyby być wszczepiane do organizmu chorego. W wielu ośrodkach na świecie trwają prace nad opracowaniem skutecznej i bezpiecznej procedury transplantacji tych komórek, lecz okazuje się ona trudniejsza, niż przypuszczano. Na drodze do sukcesu staje najczęściej układ odpornościowy chorego - przyczyną cukrzycy typu I bardzo często przyczyną jest autoagresja, czyli atak systemu immunologicznego na własną trzustkę. Ponieważ organizm zwykle zapamiętuje "wroga", którego już kiedyś zniszczył, istnieje ryzyko, że uzyskane komórki mogłyby zostać usunięte zaraz po przeszczepieniu. Gdyby jednak udało się pokonać ten problem, opracowana właśnie procedura mogłaby, w połączeniu z odpowiednio przeprowadzoną transplantacją, znacznie uproscić życie chorych. Dokładnieszych informacji na temat eksperymentu dr. Zhanga dostarcza najnowszy numer czasopisma Journal of Biological Chemistry.
- 5 odpowiedzi
-
- pluripotentne komórki macierzyste
- cukrzyca
- (i 8 więcej)
-
Dojrzewanie mózgu płodu jest zależne od stymulacji przez matkę - informują niemieccy naukowcy. Do rozwoju centralnego układu nerwowego potrzebna jest proteina przekazywana za pośrednictwem łożyska przez krew. Odkrycie było możliwe dzięki wcześniejszemu zidentyfikowaniu peptydu (tzn. struktury podobnej do białek, lecz złożonej z mniejszej liczby cząsteczek budulcowych - aminokwasów) w mózgu dojrzewającego płodu. Molekuła ta, nazwana Y-P30, ma charakter cząsteczki sygnałowej i promuje przetrwanie neuronów w części mózgu zwanej wzgórzem u dojrzewającego w macicy organizmu. Dalsze badania odkrytego związku, wykonane właśnie przez Niemców, wykazały, że jest on syntetyzowany przez jedną z populacji komórek odpornościowych matki, nie zaś przez sam płód, jak wcześniej sądzono. Po wydzieleniu do matczynej krwi jest on przekazywany do łożyska, czyli miejsca wymiany składników krwi pomiędzy matką i płodem, a następnie trafia do dojrzewającego mózgu. Jak każda substancja sygnałowa, Y-P30 oddziałuje na organizm za pośrednictwem receptora, czyli białka zdolnego do jego wykrycia. W przypadku odkrytego peptydu receptorami okazały się być dwie molekuły: należące do przestrzeni międzykomórkowej białko plejotropina oraz proteoglikany należące do grupy syndekanów, wbudowane w błonę komórkową neuronów. Dalsze badania wykazały, że Y-P30 ułatwia wzajemne wiązanie obu swoich receptorów i dopiero powstały trójelementowy kompleks promuje przetrwanie komórek wzgórza. Dotychczas wiadomo było jedynie, że syndekan i plejotropina oddziałują na siebie, lecz szczegółowy mechanizm tej interakcji nie był znany. Teraz wiemy, że połączenie trzech związków utrzymuje przy życiu komórki nerwowe, a także stymuluje powstawanie aksonów, czyli wypustek służących do komunikacji z innymi neuronami. Odkrycie Niemców może mieć niebagatelne znaczenie dla badań nad fizjologią człowieka. Być może pozwoli ono także na korygowanie niektórych wad wrodzonych związanych z nieprawidłową budową lub funkcjonowaniem układu nerwowego.
- 1 odpowiedź
-
Wielki Zderzacz Hadronów wyłączony wskutek awarii
KopalniaWiedzy.pl dodał temat w dziale Technologia
Wielki Zderzacz Hadronów uległ poważnej awarii. W jej wyniku do tunelu Zderzacza przedostała się tona ciekłego helu, a temperatura około 100 potężnych nadprzewodzących magnesów wzrosła o 100 stopni. Wstępne badania wykazują, że przyczyną usterki jest wadliwe połączenie elektryczne pomiędzy dwoma magnesami. Panujące w nim wysokie napięcie doprowadziło do stopienia się urządzenia i wycieku helu. CERN zapewnia, że ani w czasie awarii, ani obecnie nie ma żadnego zagrożenia dla ludzi. LHC zostanie wyłączony na co najmniej dwa miesiące. Zanim bowiem będzie można przystąpić do naprawy, fragment tunelu, w którym doszło do awarii, musi zostać ogrzany. Jako że, jak już wcześniej pisaliśmy, Wielki Zderzacz nie będzie pracował w zimie, można niemal ze stuprocentową pewnością stwierdzić, iż w bieżącym roku naukowcy nie przeprowadzą żadnego zderzenia. -
O teleskopie Hubble'a słyszeli chyba wszyscy. Nic w tym dziwnego, gdyż jest to jeden z najważniejszych instrumentów naukowych wykorzystywanych obecnie przez człowieka. Niewiele osób jednak wie, że teleskopy wcale nie muszą spoglądać w niebo. Na Antarktydzie powstaje właśnie niezwykłe urządzenie. Teleskop IceCube (Kostka Lodu), jest budowany wewnątrz lodowej czapy pokrywającej południowy biegun naszej planety. Jego zadaniem jest wykrywanie neutrin. Neutrino Neutrino to jedna z cząstek elementarnych. Należy ona do grupy leptonów i wyróżniamy trzy typy neutrin: taonowe, mionowe oraz elektronowe. Neutrino ma zerowy ładunek elektryczny i niemal nie ma masy. Cząstka jest tak przenikliwa, że na przykład planety nie stanowią dla niej żadnej przeszkody. W każdej chwili przez nasze ciała, przez budynki i przez samą Ziemię przelatuje niezliczona liczba neutrin. Ich głównym źródłem jest oddziaływanie promieni kosmicznych w górnych warstwach atmosfery. Neutrina emitują też np. gwiazdy i reaktory atomowe. Istnienie neutrin zostało przewidziane teoretycznie w 1930 roku przez Wolfganga Pauliego, ale musiało minąć aż 26 lat zanim eksperymentalnie udowodniono, że Pauli się nie mylił. Cząsteczki te są bardzo łakomym kąskiem dla astronomów. Podróżują z prędkością światła od źródeł promieniowania, a na swej drodze nie napotykają niemal żadnych przeszkód. Neutrina powstają np. we wnętrzach gwiazd i bez najmniejszych problemów przemierzają przestrzeń kosmiczną. Badanie neutrin pozwala więc naukowcom wysnuć wnioski na temat samych źródeł, z których zostały wyemitowane. Z tego, co wiemy obecnie, zdecydowana większość istniejących neutrin pochodzi z samych początków wszechświata, powstały w momencie Wielkiego Wybuchu. IceCube Neutrina badane są od kilkudziesięciu lat i od lat naukowcy opracowują nowe metody ich obserwacji. Teoretycy od dawna uważają, że do obserwacji neutrin pochodzących z bardzo odległych źródeł potrzebny jest instrument długości co najmniej kilometra. Takim instrumentem ma być IceCube. Na miejsce jego budowy wybrano Antarktydę, gdyż jej lody są wyjątkowo czyste i wolne od źródeł promieniowania. Nic nie powinno więc zakłócać pracy niezwykłego teleskopu. Będzie się on składał z co najmniej 4200 modułów optycznych zawieszonych na 70 pionowych linach, a te z kolei będą umieszczone na głębokości od 1450 do 2450 metrów pod powierzchnią lodu. Na samej powierzchni znajdzie się kopuła zbudowana z co najmniej 280 modułów optycznych. Powierzchnia IceCube'a będzie wynosiła około 1 kilometra kwadratowego. Jak łatwo obliczyć, objętość tego niezwykłego instrumentu naukowego to około 2,5 kilometra sześciennego. Po ukończeniu prac IceCube będzie działał przez 20 lat. Uczeni mają nadzieję, że odpowie on na tak fundamentalne pytania, jak warunki fizyczne rozbłysków gamma czy też pozwoli zbadać naturę fotonów pochodzących z pozostałości po supernowej w gwiazdozbiorze Kraba oraz z nieodległych galaktyk. Być może IceCube pozwoli również potwierdzić teorię strun. Obecnie IceCube składa się z 40 lin. Do stycznia 2009 roku przybędzie 9 kolejnych. Rok później mają być już 63 liny, a w marcu 2010 roku urządzenie osiągnie pełną gotowość operacyjną. We wrześniu 2010 roku zakończony zostanie główny etap budowy IceCube'a. Obecnie budżet projektu wynosi 271 milionów dolarów. W pracach bierze udział około 200 naukowców i 29 instytucji. O skali przedsięwzięcia niech świadczą liczby. Wywiercenie w lodzie każdego z 70 otworów o średniej głębokości 2454 metrów trwa średnio 48 godzin (pierwszy otwór wiercono przez 57 godzin). W tym czasie usuwane jest 757 metrów sześciennych lodu i zużyciu ulega około 2400 litrów paliwa. W każdym otworze umieszczana jest lina. Operacja ta trwa 11 godzin. Praca nie jest łatwa, gdyż Antarktyda to najzimniejsze, najbardziej wietrzne i najbardziej suche miejsce na Ziemi. W niektórych jej punktach nie padało od tysięcy lat, a średnie temperatury na Biegunie Południowym wynoszą latem około -37 stopni Celsjusza. Rekord ciepła na Biegunie to -13,8 stopnia Celsjusza. Rekord zimna na Antarktydzie to -89 stopni Celsjusza. Najsilniejsze podmuchy wiatru zanotowano w lipcu 1972 roku. Naukowcy z francuskiej bazy Dumont d'Urville poinformowali wówczas, że wiatr wial z prędkością 320 kilometrów na godzinę. Na Antarktydzie znajduje się też największa pustynia na świecie, a rekordowy zanotowany spadek temperatury wyniósł 36 stopni w ciągu 12 minut. « powrót do artykułu