Skocz do zawartości
Forum Kopalni Wiedzy

KopalniaWiedzy.pl

Super Moderatorzy
  • Liczba zawartości

    36799
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

    nigdy
  • Wygrane w rankingu

    211

Zawartość dodana przez KopalniaWiedzy.pl

  1. Pojawia się coraz więcej informacji na temat kolejnego systemu operacyjnego Apple'a o nazwie kodowej Snow Leopard. Ze szczątkowych danych możemy się dowiedzieć, że firma Jobsa skupia się przede wszystkim na zapewnieniu wydajności i bezpieczeństwa. Podczas apple'owskiej Worldwide Developers Conference Steve Jobs mówił o przetwarzaniu równoległym i procesorach wielordzeniowych. Apple zastosuje w systemie technologię Grand Central, która ma znakomicie ułatwić developerom oprogramowywanie wielordzeniowych procesorów. Snow Leopard ma jak najefektywniej wykorzystywać możliwości najnowszego sprzętu. Można również spodziewać się, że nowy system zaprzęgnie procesor graficzny do pomocy jednostce centralnej. W komputerach z Panterą Śnieżną GPU nie będzie wykorzystywany tylko i wyłącznie do obliczania grafiki, ale jego niewykorzystane moce będą gotowe do wsparcia CPU. Wiadomo też, że Snow Leopard będzie standardowo wspierał Microsoft Exchange 2007. Obsługa tego środowiska zostanie zaimplementowana w programie pocztowym (Mail), książce adresowej (Address Book) oraz kalkulatorze (iCal). Olbrzymia zmiana czeka również podsystem pamięci. Nowy system będzie mógł obsłużyć teoretycznie nawet 16 terabajtów (!) pamięci RAM. To 500-krotnie więcej, niż możliwości obecnie wykorzystywanego Mac OS X-a. Pantra Śnieżna zapożyczy też co nieco z iPhone'a. Jej użytkownicy skorzystają z QuickTime'a X, nowoczesnej multimedialnej platformy odpowiedzialnej również za obsługę Internetu. Z zapowiedzi Apple'a wynika, że debiutu Snow Leoparda powinniśmy spodziewać się mniej więcej w ciągu najbliższych 12 miesięcy.
  2. Główny konkurent Intela, firma AMD, prawdopodobnie zrezygnował z prac nad dwurdzeniowym procesorem Kuma z rodziny Phenom korzystającym z najnowszej mikroarchitektury K10. Powody takiej decyzji są niejasne. Można jednak przypuszczać, że zmagająca się z problemami finansowymi firma zdecydowała, że nie warto ponosić dalszych kosztów, gdyż profity ze sprzedaży dwurdzeniowych procesorów są zbyt niepewne. Jeśli te informacje się potwierdzą, będą oznaczały, że przynajmniej przez jakiś czas AMD będzie dostarczała na rynek dwurdzeniowe Athlony 64 X2 ze starszej generacji K8. Obecnie portfolio procesorów AMD jest mniej atrakcyjne niż propozycja Intela. Kuma z pewnością wpłynęłaby pozytywnie na ofertę AMD, jednak prawdopodobnie nie poprawiłaby jej sytuacji finansowej. Być może AMD zdecydowało, że "przeskoczy" etap dwurdzeniowych K10 i od razu zaproponuje układy z większą liczbą rdzeni.
  3. BBC realizuje wyjątkowo ambitny plan. Firma chce, by każdy wyprodukowany przez nią program i każdy odcinek, który powstał w ciągu jej 80-letniej historii, miał osobną stronę WWW. Stacja chce w ten sposób bardziej zainteresować widownie swoją ofertą. Jej szefowie zauważyli bowiem, że zwykle na innych witrynach jest więcej informacji o BBC, niż na stronach samej BBC. W ciągu ostatnich 3 miesięcy powstało już 160 000 nowych stron dotyczących tego, co słynna brytyjska stacja stworzyła. Jak zapowiedziała Jana Bennett, dyrektor ds. wizyjnych, powstanie w ten sposób najbogatsze cyfrowe archiwum telewizyjno-radiowe na świecie. Swój pierwszy program telewizyjny BBC nadało w sierpniu 1932 roku. Niedługo potem rozpoczęto regularne emisje. Bennett zapowiedziała, że na witrynie znajdą się nie tylko informacje o samych produkcjach, ale internauci dowiedzą się również, gdzie można dany program zobaczyć.
  4. Belgijscy naukowcy wyizolowali i nazwali bakterię, która tak jak Helicobacter pylori wywołuje wrzody żołądka (International Journal of Systematic and Evolutionary Microbiology). Ta ostatnia odpowiada za spory odsetek wrzodów, ale w części pobieranych wycinków śluzówki znajdowano podobne niezidentyfikowane bakterie. Odkąd po raz pierwszy spotkano się z nimi 18 lat temu, mikrobiologom nie udawało się ich wyhodować w laboratorium. Dokonali tego dopiero badacze z Universiteit Gent. Analizy genetyczne wykazały, że nowa bakteria jest spokrewniona z H. pylori. Z tego powodu, a także dlatego, że pozyskano ją z wrzodu świni, nadano jej nazwę Helicobacter suis (łac. suis - świni). Margo Baele wyjaśnia, że odkrycie belgijskiego zespołu jest ważne z co najmniej dwóch powodów. Po pierwsze, u świń wrzody mogą powodować nagły zgon, co stanowi poważny problem ekonomiczny. Po drugie, istnieje ryzyko zakażenia ludzi. Ludzie wchodzący w bliski kontakt ze świniami w większym stopniu ryzykują zarażeniem. Oznacza to, że H. suis mogą być przenoszone ze zwierząt na człowieka.
  5. Biolodzy morscy z Marine Conservation Society (MCS) protestują przeciwko masowemu wypuszczaniu balonów w powietrze. Ostatnio zwyczaj ten stał się popularny. W ten sposób upamiętniano zmarłych, osoby zaginione oraz akcje charytatywne. Naukowcy wskazują na zagrożenia, jakie stwarza to dla zwierząt, które zjadają pęknięte baloniki. Masowe wypuszczanie balonów zostało zakazane w wielu miejscach na świecie, ale liczba balonów znajdowanych na brytyjskich plażach wzrosła ponad 3-krotnie w ciągu ostatnich dwunastu lat: z 3,4 do 11,5 na kilometr kwadratowy. Żółwie połykają plastikowe i gumowe pozostałości, przez co dochodzi do zablokowania światła jelita. Zwierzęta umierają z głodu w wodach pełnych prawdziwego pokarmu. Podobne niebezpieczeństwa zagrażają delfinom, waleniom, rekinom, rybom czy ptakom. W przypadku mniejszych egzemplarzy istnieje też ryzyko zaplątania we wstążeczkę albo uduszenia. Stąd akcja "Don't Let Go", o której opowiedziała dziennikarzom Gill Bell z MCS. Dla mieszkańców morza kolorowy obiekt pływający na powierzchni jest czymś do zjedzenia. W ciągu 10 lat na plażach odnotowaliśmy 260-proc. wzrost liczby balonów, a to tylko plaża. Sądzimy, że w toni wodnej jest ich dużo, dużo więcej. Przedstawiciele MCS próbują przekonać brytyjskie władze i organizatorów imprez, by świętować ważne okazje w inny sposób. Sugerują też, że jeśli już muszą się pojawić balony, lepiej je wypełnić zwykłym powietrzem, a nie lekkim helem. Baloniki z tym ostatnim ulatują wysoko, a następnie pokonują wiele kilometrów. Miłośnicy dzikiej przyrody przyznają, że lateksowe balony ulegają ostatecznie biodegradacji, ale jest to wolny proces, zwłaszcza w wodzie. Zanim więc znikną, wiele, niekoniecznie dobrego, może się jeszcze wydarzyć...
  6. Krowi mocz, który od dawna stanowi ważny składnik hinduskiej medycyny, być może już wkrótce stanie się lekiem przeciwcukrzycowym. Badacze z Wydziału Farmakologii i Toksykologii College'u Weterynaryjnego w Hebbal prowadzili analizy pod kątem zastosowań terapeutycznych krowiego moczu. Już w pierwszym roku trwania studium okazało się, że wykazuje on właściwości przeciwcukrzycowe. Przetestowano je na szczurach laboratoryjnych, u których indukowano cukrzycę. Gryzoniom codziennie podawano doustnie niewielkie ilości uryny (odpowiednik 25-30 ml w przypadku dorosłego człowieka). Zauważono, że poziom glukozy we krwi zwierząt z grupy eksperymentalnej był niższy niż członków grupy kontrolnej. W plazmie krwi odnotowano także wyższe stężenie insuliny. Profesor K. Jayakumar zapewnia, że zespół postara się potwierdzić te rewelacje w przyszłych badaniach. Naukowcy zamierzają zidentyfikować mechanizm działania moczu krowiego, a także oczyścić i wyizolować substancję czynną, która zostanie następnie opatentowana. Poza tym prowadzone są badania nad innymi zastosowaniami terapeutycznymi bydlęcej uryny. Jayakumar wyjaśnia, że laboranci sprawdzają, czy stymuluje ona komórki beta wysp Langerhansa, czy wspomaga ich regenerację. Istotne jest też określenie skutków długotrwałego stosowania krowiego moczu. Badania finansuje rząd stanu Karnataka.
  7. Pacjenci bardzo często, niestety, zapominają o zażywaniu przepisanych im lekarstw. Chorzy na gruźlicę nie są tu wyjątkiem. Studenci z MIT-u wpadli jednak na proste rozwiązanie problemu: system, który za łyknięcie pigułek oferuje korzyści materialne, tutaj darmowe minuty na rozmowy telefoniczne. Nawet współcześnie gruźlica stanowi duży problem. Aby wytępić prątki Mycobacterium tuberculosis i nie dopuścić do wykształcenia lekooporności, konieczna jest bowiem systematyczna półroczna antybiotykoterapia. Studenci z grupy "X Out TB" (Wyplenić Gruźlicę) przetestowali swój pomysł na chorych z Nikaragui. Ich metoda stanowi zgrabne połączenie testu paskowego z SMS-owym systemem raportującym. Pasek zmienia kolor po zanurzeniu w moczu pacjenta, który zażył lekarstwo (związki nasączające pasek reagują z metabolitami medykamentu). Wtedy pojawia się też na nim numer. Pacjenci otrzymują urządzenie dozujące jeden pasek na dobę. Gdy przejdą pomyślnie test połknięcia antybiotyku, mają ok. 2 godzin na wysłanie kodu z paska do centralnej bazy danych. Jeśli wskaźnik stosowania się do zaleceń lekarza jest wystarczająco wysoki, przydziela im się darmowe minuty. Czemu wybrano taką właśnie nagrodę? Ponieważ łatwo jest rozpisać sposób wynagradzania, a większość pacjentów ma już telefony komórkowe. Elizabeth Leshen, jedna z członkiń "X Out TB", dodaje, że łatwo namówić operatorów do wygospodarowania darmowych minut, w dodatku nie trzeba samodzielnie tworzyć żadnej infrastruktury. Wynalazek studentów z MIT-u przyda się do monitorowania systematyczności stosowania leków przeciwgruźlicowych przez mieszkańców krajów rozwijających się, którzy nie mieszkają w pobliżu praktyki lekarskiej.
  8. Naukowcy z Ohio State University opracowali metodę powstrzymywania robaków komputerowych przed infekowaniem kolejnych maszyn. Robaki, które samodzielnie wyszukują i zarażają kolejne komputery, stanowią poważny problem. Przyczyniają się do wyłączeń komputerów i przestojów całych sieci. W 2001 roku robak Code Red w ciągu 14 godzin zainfekował 350 000 komputerów. Specjaliści szacują, że na całym świecie straty w produktywności spowodowane działaniem Code Red wyniosły 2,6 miliarda dolarów. Ness Shroff i jego koledzy postanowili znaleźć sposób na wczesne zatrzymanie tego typu infekcji. Kluczowym czynnikiem jest monitorowanie aktywności poszczególnych komputerów w Internecie. Gdy któryś z nich zaczyna nagle skanować wiele innych maszyn, jest to najczęściej wynik działalności robaka, który szuka kolejnych ofiar. Oczywiście każdy użytkownik wielokrotnie w ciągu dnia poleca swojemu komputerowi by wykonał skan, czyli, innymi słowy, odnalazł potrzebny mu adres IP. Robaki także sprawdzają adresy IP, ale czynią to ze znacznie większą częstotliwością i na znacznie większej grupie przypadkowych adresów. Głównym problemem było więc odróżnienie tych dwóch sytuacji: skanowania dokonywanego przez komputer na polecenie użytkownika oraz poszukiwania kolejnych ofiar przez zainfekowaną maszynę. W 2006 roku, gdy Shroff pracował na Purdue University, doktorantka Sarah Sellka zasugerowała mu stworzenie matematycznego modelu rozprzestrzeniania się robaków komputerowych we wczesnych stadiach infekcji. Po stworzeniu modelu i przeprowadzeniu symulacji naukowcy stwierdzili, że właściwą liczbą skanów, po której należy zablokować komputer jest 10 000. To znacznie więcej połączeń z adresami IP, niż przeciętna maszyna wykonuje w ciągu miesiąca. Z drugiej strony zainfekowany komputer bardzo szybko wykona więcej niż 10 000 skanów. Robak musi rozprzestrzeniać się tak szybko, gdyż inaczej nie przetrwa - wyjaśnia Shroff. Stworzone przez naukowców oprogramowanie zatrzymało testową infekcję robakiem Code Red. Podczas eksperymentów w 95% przypadków szkodliwy program nie był w stanie zarazić więcej, niż 150 komputerów. Akademicy użyli też Code Red II, robaka, który znacznie szybciej i efektywniej zaraża komputery. W 77% przypadków robakowi nie udało się wydostać poza sieć lokalną, w której rozpoczęła się infekcja. W 10-20 procentach przypadków przedostał się do jeszcze jednej sieci, ale nie był w stanie się z niej wydostać, a w 3 do 13% - zainfekował więcej niż jedną sieć, ale jego postępy zostały znacznie spowolnione. W każdym momencie obserwowano olbrzymi spadek aktywności robaka już w ciągu pierwszej godziny. Oprogramowanie powstrzymujące robaka powinno być zainstalowane w sieci, która ma być chroniona. Jej administratorzy muszą wziąć pod uwagę też fakt, że w przypadku infekcji, automatycznie odłączy ono zarażone komputery od Internetu. Oczywiście po usunięciu szkodliwego kodu możliwe będzie ponowne włączenie maszyny do sieci. Zdaniem Shroffa, dla większych firm nie będzie stanowiło to problemu. Może jednak przeszkadzać w pracy niewielkim przedsiębiorstwom.
  9. Miłośników X muzy nie trzeba przekonywać, że kino wywiera duży wpływ na człowieka. Teraz udało się zdobyć na to namacalny dowód. Neurolodzy z New York University i Uniwersytetu Monachijskiego wykazali, że niektóre filmy bardzo silnie uaktywniają duże obszary kory u wszystkich widzów (Projections: The Journal for Movies and Mind). Wielkość efektu zależy od kontentu, a także sposobu zmontowania i wyreżyserowania. Uri Hasson, Barbara Knappmeyer, Nava Rubin, David Heeger i Ohad Landesman (USA) oraz Ignacio Vallines (Niemcy) posłużyli się funkcjonalnym rezonansem magnetycznym i analizą korelacji interpersonalnej (ISC). W ten sposób określili międzyosobnicze podobieństwa w aktywności określonych rejonów mózgu widzów. W kinie niektóre filmy przeprowadzają widzów przez zbliżoną sekwencję stanów percepcyjnych, emocjonalnych i poznawczych. [...] Powinno to znaleźć odzwierciedlenie w podobieństwie aktywności mózgu, a więc wysokich wskaźnikach ISC. W ramach eksperymentu ochotnikom pokazano półgodzinne fragmenty 3 filmów: 1) Dobry, zły, brzydki Sergia Leone z 1966 r., 2) Pohamuj swój entuzjazm Larry'ego Davida oraz 3) Pif-paf! Nie żyjesz z serii Alfred Hitchcock Presents. Podstawą dla porównań były reakcje na chaotyczną relację z koncertu. Nagranie wideo trwało 10 min. Film Hitchcocka wywołał podobne reakcje w ponad 65% kory nowej wszystkich widzów. Dobry, zły, brzydki oddziaływał identycznie na 45% kory. A oto rezultaty, dużo gorsze, pozostałych nagrań: Pohamuj swój entuzjazm – 18%, relacja z koncertu w Washington Square Park – mniej niż 5%. Jak widać, Hitchcockowi zawsze udawało się (i nadal udaje) przejąć kontrolę nad umysłami widzów. W wielu wywiadach podkreślał zresztą, że swoje filmy konstruuje w sposób niezwykle świadomy: na podstawie "nauki reakcji publiki". W czasie opisywanego eksperymentu bardzo różne obszary mózgu wielu osób włączały i wyłączały się niemal w tym samym momencie. To jak stworzenie orkiestry z mózgów zgromadzonych przed ekranem ludzi. Naukowcy podkreślają, że wysokie współczynniki ISC nie oznaczają, że widzowie oglądają dany film nieuważnie, bez większego zaangażowania. ISC odzwierciedla jedynie zdolność reżysera do wywoływania u wszystkich obserwatorów podobnych reakcji, co można uznać za wskazówkę, że widzowie przetwarzają i postrzegają film w zbliżony sposób. Niskie ISC może zaś oznaczać zarówno duże (np. podczas kontemplacji dzieła awangardowego), jak i małe (np. wskutek rozproszenia uwagi) zaangażowanie w zrozumienie treści filmu, stąd obserwowane różnice.
  10. Naukowcy z California Institute of Technology (Caltech) twierdzą, że w mikrofalowym promieniowaniu tła (CMB) znajdują się informacje, pochodzące sprzed powstania wszechświata. Istnienie CMB uznaje się za najmocniejszy dowód na poparcie teorii Wielkiego Wybuchu. W 1992 roku satelita Cobe wykrył niewielkie zakłócenia w tym promieniowaniu. Doktor Adrienne Brickcek wraz z kolegami z Caltech wysuwa obecnie teorię, że fluktuacje te to dowód, iż nasz wszechświat "wypączkował" z wcześniejszego wszechświata. Wysuwając swoje twierdzenia naukowcy opierają się na danych z satelity WMAP, który od 2001 roku bada CMB. Amerykanie wysunęli tę teorię, gdyż z danych WMAP wynika, że z jednej strony wszechświata fluktuacje mikrofalowego promieniowania tła są o 10% silniejsze, niż z drugiej strony. Ich zdaniem, może to być przypadek, ale taka struktura mogła też zostać "odziedziczona" po poprzednim wszechświecie. Mówimy, że przed Wielkim Wybuchem nie istniał czas. Tymczasem powinniśmy mówić, że nie wiemy, czy wcześniej coś istniało, a jeśli istniało, to co to było - stwierdził podczas prezentacji profesor Sean Carroll, współautor badań. Teoria uczonych z Caltechu wymaga jeszcze dopracowania, jeśli jednak mają oni rację, to po raz pierwszy mamy do czynienia z informacjami pochodzącymi sprzed początków naszego wszechświata.
  11. Dan Eisenberg, student z Northwestern University, badał warianty genu DRD4 u kenijskich nomadów. Dzięki temu stwierdził, że skłonność do ADHD może się przydawać u ludzi konkretnych "profesji". Okazało się bowiem, że wędrowcy z genem predysponującym do wystąpienia nadpobudliwości psychoruchowej cieszyli się lepszym zdrowiem. U osób z tym samym wariantem, które prowadziły osiadły tryb życia, wiązał się on jednak z niedożywieniem (BMC Evolutionary Biology). Sam Eisenberg wyjaśnia, że typy osobowościowe widywane u różnych przedstawicieli naszego gatunku mogą być ewolucyjnie pomocne lub szkodliwe, wszystko zależy od kontekstu. Nowy punkt widzenia ułatwia spojrzenie na ADHD z nowej perspektywy. To nie tylko choroba, ale również zjawisko ze składowymi przystosowawczymi. Student współpracował z profesorem Benjaminem Campbellem z University of Wisconsin-Milwaukee. Razem badali mężczyzn z plemienia Ariaal, którzy zajmowali się wypasem bydła albo osiedlili się i zaczęli uprawiać rolę. Szczególną uwagę poświęcono jednej z wersji genu DRD4 (allelowi 7R), którą powiązano zarówno z chęcią zjedzenia lub zażycia czegoś, poszukiwaniem nowości, jak i z ADHD. Czemu allel ten miałby sprzyjać dobremu odżywieniu wędrowców, a szkodzić koczownikom? Eisenberg spekuluje, że wypasający bydło chłopiec może lepiej bronić stada przed drapieżnikami i skuteczniej lokalizować pożywienie czy wodę. W szkole, na targu lub na roli te same zachowania nie tylko się nie przydają, ale wręcz przeszkadzają. Młody Amerykanin podkreśla, że wg niego, allel 7R wiąże się tylko z niektórymi odmianami nadpobudliwości psychoruchowej z deficytem uwagi i stanowi przyczynę zaledwie kilku procent wszystkich przypadków. Jego odkrycie świadczy jednak o tym, że o ile osoby z ADHD nie mogą pracować w pewnych zawodach, o tyle w innych sprawdzą się doskonale.
  12. Toyota pokazała Fuel Cell Hybrid Vehicle-advanced (FCHV-adv), swój nowy samochód napędzany ogniwem paliwowym. Pojazd wyposażono w wysoko wydajne ogniowo "FC Stack". Samochód dokładnie przed tygodniem otrzymał wszystkie niezbędne certyfikaty od władz Japonii. Toyota, która od kilku lat pracuje nad samochodami napędzanymi ogniwami paliwowymi, czyni szybkie postępy. Jeszcze w 2002 roku pojazd FCHV przejechał bez ładowania baterii zaledwie 330 kilometrów. We wrześniu ubiegłego roku dystans ten wydłużono do 780 kilometrów, a obecnie FCHV-adv pokonuje trasę 830 km. Podczas prac nad najnowszym pojazdem Toyota pokonała dwie poważne przeszkody, które uniemożliwiały upowszechnienie się ogniw paliwowych w motoryzacji. Jedna z nich to, oczywiście, zasięg pojazdu na pojedynczym tankowaniu. Druga to problem kondensacji na membranach elektrod. W niskich temperaturach dochodziło do zamarzania wody, co z kolei znacznie utrudniało produkcję energii elektrycznej dla samochodu. Po serii badań inżynierowie Toyoty znaleźli rozwiązanie i ich samochód może teraz jeździć nawet w regionach, gdzie temperatury spadają do -30 stopni Celsjusza. Pojazd, którym przeprowadzano testy ważył 1880 kilogramów i zabiera pięciu pasażerów. Jego maksymalna prędkość wynosi 155 kilometrów na godzinę. Zastosowano w nim pojemnik ze 156 litrami wodoru, który został napełniony pod ciśnieniem 70 MPa.
  13. Mamuty nie były tak jednorodnym gatunkiem, jak wcześniej sądzono i nie wszystkie wyginęły, przetrzebione przez człowieka. Wyniki nowych badań genetycznych wskazują, że współistniały 2 podgrupy tych zwierząt. Jedna z nich zniknęła ok. 45 tys. lat temu, czyli na długo przed momentem pojawienia się w tych rejonach ludzi (Proceedings of the National Academy of Sciences). Dr Stephan Schuster z Penn State University podkreśla, że w ten sposób udało się wykazać, że to nie polowania, lecz zmiana klimatu i choroby są najbardziej prawdopodobnymi przyczynami wyginięcia mamutów. Naukowcy analizowali mitochondrialne DNA. Sekwencje z włosów 5 okazów porównano z 13 wcześniej badanymi próbkami. "Nowe" egzemplarze znaleziono w wiecznej zmarzlinie Syberii. Najstarszy zmarł ok. 60 tys. lat temu, a najmłodszy mniej więcej 13 tys. lat temu. Tym razem w analizach wykorzystano włosy, ponieważ zgodnie ze współczesnym stanem wiedzy, DNA zachowuje się w nich lepiej niż w innych tkankach. Następnie międzynarodowy zespół posłużył się modelowaniem komputerowym, by stwierdzić, czy różnice genetyczne prowadziły do odmienności w wyglądzie. Nie stwierdziliśmy zauważalnych różnic. [Mamuty] nie był prawdopodobnie aż tak różne, jak np. słonie afrykańskie i indyjskie – podsumowuje dr Simon Ho z Australian National University. Wcześniejsze studia sugerowały, że wśród mamutów powstały dwie linie genetyczne, ale nikt nie potrafił powiedzieć, jak bardzo się od siebie różniły. Oddzieliły się one od siebie 1-2 mln lat temu. Pierwsza wyginęła ponad 30 tys. lat temu, a druga ok. 10 tys. lat temu. Wg Ho, przyczyna wcześniejszego zniknięcia z powierzchni ziemi jednej z populacji nie jest jasna, a aby potwierdzić, że mamy do czynienia z dwoma gatunkami, trzeba jeszcze dokładniej zbadać materiał genetyczny z jądra komórkowego. Poza wymienionymi wyżej Amerykaninem i Australijczykiem, w skład ekipy badawczej wchodzili, m.in.: dr Marcus Thomas Gilbert z Uniwersytetu Kopenhaskiego, prof. Webb Miller z Uniwersytetu Stanowego Pensylwanii, dr Malgosia Nowak-Kemp z Muzeum Historii Naturalnej Uniwersytetu Oksfordzkiego, a także inni specjaliści z Belgii, Francji, Włoch, Rosji, Hiszpanii, Szwecji oraz USA.
  14. Firma Freescale, duży producent półprzewodników, bardzo wierzy w rozwój pamięci magnetorezystywnych (MRAM). Jej wiara jest na tyle silna, że przedsiębiorstwo ogłosiło, iż powoła do życia osobną firmę zajmującą się tylko i wyłącznie badaniem nad MRAM-em. Do nowo powstałego przedsiębiorstwa o nazwie EverSpin, zostanie przekazana cała technologia i własność intelektualna dotycząca MRAM, która obecnie należy do Freescale'a. Ponadto fundusz inwestycyjny Lux Capital przekaże jej 20 milionów dolarów na rozwój. Pamięci MRAM (ang. Magnetoresistive Random Access Memory) odznaczają się cechami, które mogą istotnie odmienić sposób, w jaki korzystamy z komputerów oraz wszelkich urządzeń cyfrowych. W obecnej postaci można już nimi bezpośrednio zastąpić pamięci statyczne (ang. Static RAM), odznaczające się sporą prędkością pracy, ale też dużym zużyciem mocy oraz stosunkowo niewielką pojemnością. Zaletą MRAM-ów jest nie tylko duża prędkość działania, ale też o połowę mniejsze zapotrzebowanie na energię elektryczną, a co najważniejsze – możliwość przechowywania informacji po wyłączeniu zasilania. Ich zastosowanie w komputerze pozwoliłoby na natychmiastowe przejście systemu do stanu hibernacji oraz powrót z niego. Wystarczy, że urządzenie po prostu wyłączymy lub włączymy niczym żarówkę. Podobne możliwości co MRAM-y oferują popularne pamięci flash, ale te pierwsze górują nad konkurentami nieograniczoną żywotnością oraz zdecydowanie większą prędkością działania.
  15. Zgodnie z doniesieniami izraelskiej gazety Yedioth Ahronoth, żyrafa i dawane przez nią mleko są koszerne. Odkrycie to jest wynikiem wymiany informacji między weterynarzami a rabinatem. Stało się to podczas leczenia dorosłej samicy żyrafy w parku safari w Ramat Gan. Zespół profesora Zohara Amara rutynowo pobrał próbkę mleka do zbadania. Okazało się, że krzepnie ono w sposób wymagany do wydania certyfikatu potwierdzającego zgodność z prawami kaszrutu. Udojono więcej mleka, by współpracujący z lekarzami rabin Shlomo Mahfoud mógł wydać swój werdykt. Wyznawcom judaizmu wolno spożywać mięso zwierząt z rozszczepionym kopytem (parzystokopytnych), które przeżuwają. Żyrafa spełnia te dwa warunki, ale właściwości mleka stanowiły ostateczny dowód koszerności. W tym wypadku krzepnięcie oznacza, że udaje się uzyskać zsiadłe mleko.
  16. Klimat prefektury Iwate w Japonii wydaje się sprzyjać wielolistnym koniczynom. Dwudziestego piątego maja 2002 roku Shigeo Obara z Hanamaki znalazł tam 18-listną Trifolium repens. Została ona wpisana do Księgi rekordów Guinnessa. Trzeciego czerwca br. ten sam ogrodnik natrafił na okaz z 21 liśćmi. Listki o długości ok. 1 cm układają się jak płatki róży. Całość osadzona jest na 3-cm łodyżce. W przeszłości Obara zawodowo zajmował się badaniem roślin uprawnych. Hobbistycznym studiowaniem koniczyny w swoim ogrodzie para się już od ponad 50 lat. Po raz pierwszy zainteresował się mutacjami Trifolium repens w 1951 r., gdy natknął się na sporą kępę czterolistnych okazów. Od tego czasu krzyżuje ze sobą rośliny ze swojej działki. W ten sposób chce odkryć geny związane z liczbą, kolorem, wzorami i rozmiarami liści koniczyny. Japończyk zamierza powiadomić urzędników z Księgi o nowym rekordzie, na razie jednak wstrzymuje się z wypełnieniem wniosku. Liczy na to, że wkrótce znajdzie się egzemplarz z jeszcze większą niż 21 liczbą liści. Już teraz jeden z członków jego rodziny wspominał o koniczynie 27-listnej, ale to niepotwierdzony przypadek. W naszej kulturze symbolem szczęścia jest koniczyna 4-listna, okazuje się jednak, że także inne wersje "listności" coś oznaczają. Wg mieszkańców Kraju Kwitnącej Wiśni, 5-listne okazy wróżą bogactwo, a 6-listne sławę. W obliczu odkryć Obary chyba nadszedł czas na uzupełnienie listy...
  17. Superkomputer RoadRunner przekroczył barierę petaflopsa. Nowo powstała maszyna wykonuje 1,026 biliarda operacji zmiennoprzecinkowych na sekundę. RoadRunner kosztował 133 miliony dolarów i jest dziełem specjalistów z IBM-a oraz z Los Alamos National Laboratory. Komputer będzie wykorzystywany przede wszystkim do tajnych projektów wojskowych związanych z bronią jądrową. Mo obliczeniowa maszyny zostanie też udostępniona naukowcom zmagającym się z takimi problemami, jak modelowanie zmian klimatycznych. Thomas D'Agostino z National Nuclear Administration mówi, że gdyby wszyscy mieszkańcy Ziemi otrzymali kalkulatory i używaliby ich przez 24 godziny na dobę i 7 dni w tygodniu wykonywałby obliczenia, to przez 46 lat dokonaliby tylu obliczeń, ilu RoadRunner dokonuje w ciągu doby. Superkomputer jest klastrem składającym się z 6912 dwurdzeniowych procesorów Opteron oraz 12 960 procesorów Cell eDP. Procesory Opteron korzystają z 55 terabajtów pamięci operacyjnej, a układy Cell mają do dyspozycji 52 terabajty. Tak więc w sumie RoadRunner dysponuje 107 TB RAM. RoadRunner składa się z 296 szaf i zajmuje powierzchnię 511 metrów kwadratowych. Do osiągnięcia swojej szczytowej teoretycznej wydajności (1,33 PFlops z procesorów Cell + 49,8 TFlops z procesorów Opteron) wymaga 3,9 megawata mocy, co oznacza, że na każdy wat przypada aż 0,35 gigaflopsa. Na RoadRunnerze mogą działać systemy operacyjne RHEL (Red Hat Enterprise Linux) oraz Fedora Linux.
  18. Macie Hope, miesięczna córka Chada i Keri McCartneyów, przyszła na świat dwukrotnie. Raz w 6. miesiącu ciąży, gdy lekarze z Teksańskiego Szpitala Dziecięcego w Houston zoperowali guz, który mógłby zabić dziewczynkę przed planowanym terminem porodu. I drugi, 3 maja, podczas "ostatecznych" narodzin. Operacja, która na całym świecie udała się jak dotąd mniej niż 20 razy, to majstersztyk doktora Darrella Cassa. Sam chirurg przyznaje, że sprzyjało mu szczęście. Niesamowita historia 2-krotnych narodzin rozpoczęła się dokładnie w 23. tygodniu ciąży, gdy szczęśliwi rodzice udali się na wizytę do ginekologa, by poznać płeć swojego 5. dziecka. Podczas badania USG zauważono, że przy kości ogonowej płodu znajduje się duży guz wielkości grejpfruta. Był dobrze unaczyniony, a rozmiarami dorównywał samemu dziecku. Choć niezłośliwy, nadal pozostawał groźny. Szpital w Houston jest jedną z 3 placówek na świecie, które specjalizują się w tego typu schorzeniach. Jest ono niezwykle rzadkie. Występuje w 1 na 40 tys. urodzeń. W niektórych przypadkach takie guzy mogą rosnąć wolno i pozostawać małe, nie wpływając znacząco na płód. W przypadku Macie guz rósł nieprawdopodobnie szybko... i na dobrą sprawę "wykradał" krew, której potrzebowała do wzrostu. Gdyby nic nie zostało zrobione, umarłaby – wyjaśnia Cass. Szanse, by zabieg się udał, wynosiły tylko 10%. Na czas operacji pani McCartney została głęboko znieczulona. Znieczulenie było 7-krotnie silniejsze niż zazwyczaj stosowane, a wszystko po to, by maksymalnie rozluźnić mięśniówkę macicy. Zespół składał się z 3 chirurgów. Macicę wyciągnięto całkowicie na zewnątrz. Musieliśmy znaleźć okolicę, którą można by naciąć bez uszkodzenia łożyska. Gdy już się to udało, wysunięto 80% ciała Macie. W macicy pozostały jedynie głowa i ramiona. Wystawienie płodu na oddziaływanie powietrza groziło atakiem serca, dlatego chirurdzy starali się jak najszybciej usunąć guz. Zajęło im to 20 min, choć cały zabieg trwał aż 4 godziny. Następnie zespolono mięśnie macicy. Przez cały czas należało dbać o to, by wody płodowe nie wyciekały. Koniec końców ciąża zakończyła się szybciej niż po 9 miesiącach, ale dziecko zyskało 10 tygodni na rekonwalescencję po zabiegu usunięcia guza. Po właściwym porodzie obie panie jeszcze jakiś czas dochodziły do siebie. Na pośladkach Macie nadal widnieje duża blizna. Zostanie ona usunięta, gdy tylko dziewczynka podrośnie.
  19. Specjalizująca się w produkcji samochodowych akumulatorów firma EnerDel uważa, że gdy do masowego użytku wejdzie nowych typ akumulatorów litowo-jonowych, to zakup hybrydowego pojazdu będzie zwracał się konsumentom już po dwóch latach. Obecnie różnica w cenie pomiędzy samochodem hybrydowym a tradycyjnym powoduje, że na wymierne korzyści z zakupu tego pierwszego trzeba czekać aż siedem lat. EnerDel chce w 2010 roku uruchomić linię produkcyjną, która będzie wytwarzała rocznie 300 000 akumulatorów nowego typu. Charles Gassenheimer, szef firmy Ener1, mówi, że przemysł samochodowy idzie tą samą drogą, którą na początku lat 90. ubiegłego wieku poszedł przemysł elektroniczny. Wówczas pojawiły się baterie litowo-jonowe, które zastąpiły baterie bazujące na aluminium. Przechodzimy z aluminium na lit, ponieważ dzięki temu akumulatory są o połowę mniejsze, o połowę lżejsze i charakteryzują się dwukrotnie większą gęstością energetyczną - mówi Gassenheimer. Co więcej, EnerDel twierdzi, że jej akumulatory litowo-jonowe zachowują swoją oryginalną pojemność nawet po 300 000 cykli ładowania, co przekłada się na 10 lat życia. Zdaniem Gassenheimera do roku 2011 na rynku będzie 75 różnych modeli samochodów z akumulatorami litowo-jonowymi. Wysokie ceny paliwa spowodowały, że Amerykanie porzucają wielkie samochody i przesiadają się na mniejsze. Coraz bardziej popularne stają się też hybrydy. Obecnie najpopularniejsza z nich, Toyota Prius, jest trudna do kupienia. Dilerzy obawiają się, że będą musieli wprowadzić "listy kolejkowe", gdyż wkrótce na ten model trzeba będzie czekać nawet 5 miesięcy.
  20. Ostatnimi czasy dużo uwagi poświęca się dysleksji, czyli specyficznym trudnościom w nauce czytania i pisania, dość mało mówi się natomiast o dyskalkulii - zaburzeniu zdolności matematycznych. Tymczasem okazuje się, że ta ostatnia jest dużo częstsza i występuje nawet u 6% dzieci (dla porównania: dysleksja dotyka od 2,5 do 4,3% maluchów). Profesor Brian Butterworth z Uniwersyteckiego College'u Londyńskiego podkreśla, że dyskalkulia również wymaga zastosowania odpowiednich metod edukacyjnych. Choć często nie zdajemy sobie z tego sprawy, matematyka spełnia bardzo ważną rolę w naszym życiu. Bez podstawowych zdolności w tym zakresie trudno sobie wyobrazić pracę zawodową czy zwykłą wyprawę na zakupy. Jeśli cierpisz na dyskalkulię, masz problemy z czasem, pieniędzmi, z jakimkolwiek rodzajem prostego działania matematycznego. Trudno ci znaleźć pracę, utrzymać ją, twoje rokowania zdrowotne są gorsze, a prawdopodobieństwo aresztowania wzrasta. To naprawdę upośledza. Butterworth prowadził badania na Kubie. Objęły one próbę 1500 maluchów. Okazało się, że problem ten dotyczy 3-6% populacji najmłodszych obywateli. Brytyjczyk współpracował z Kubańskim Centrum Neuronauk. Obecnie pan profesor tworzy techniki nauczania dla dzieci z dyskalkulią. Naukowiec powtarza, że nie ma ona nic wspólnego z ogólną inteligencją danej osoby i stanowi kompletny brak "wyczucia liczb". Przeprowadzenie narodowego sondażu, który umożliwiłby ocenę zasięgu problemu, zleciły kubańskie Ministerstwa Zdrowia i Edukacji. Wykorzystano wtedy prostą metodę przesiewową stworzoną przez Brytyjczyka.
  21. Nikt nie wie dokładnie, dlaczego ludzki mózg działa tak wydajnie w porównaniu do innych gatunków. Choć istnieją różne hipotezy, prawdziwość żadnej z nich nie została dotychczas ostatecznie potwierdzona. Kolejną próbę wyjaśnienia tej zagadki podjęli naukowcy z Wielkiej Brytanii. Ich zdaniem, sekretem sprawności naszego układu nerwowego nie jest rozmiar jego centralnego narządu, lecz stopień złożoności połączeń pomiędzy jego podstawowymi elementami - neuronami. Do niedawna sądzono, że połączenia między komórkami nerwowymi, zwane synapsami, są zbudowane niemal identycznie u wszystkich organizmów zamieszkujących Ziemię. Jednak, jak tłumaczy prof. Seth Grant z Wellcome Trust Sanger Institute, główny autor studium, wiele badań skupiało się na na ilości neuronów, lecz nikt dotąd nie spojrzał na molekularną charakterystykę połączeń między nimi. Odnaleźliśmy ogromne różnice w ilości białek wchodzących w skład połączeń pomiędzy neuronami u różnych gatunków. Badacze analizowali około sześciuset białek, które wchodzą w skład synaps w mózgach ssaków. Okazało się, że zaledwie połowa z nich jest obecna w analogicznych połączeniach u bezkręgowców, natomiast w organizmach jednokomórkowych nie stwierdzono obecności aż 75% z nich (oczywiście, w ostatnim przypadku mowa o obecności białka w całej komórce, gdyż organizmy takie nie posiadają układu nerwowego). Typowa synapsa jest złożonym połączeniem, którego zadanie wybiega daleko poza proste przekazanie sygnału z komórki do komórki. W rzeczywistości, jej praca polega także na uczeniu się i zapamiętywaniu cech przekazywanego przez nią sygnału. Co ciekawe, badacze odkryli, że jedna z protein, pełniąca u człowieka funkcje sygnalizacyjne w obrębie synapsy i biorąca jednocześnie udział w procesie uczenia, bierze u jednokomórkowych drożdży udział w wewnątrzkomórkowej transmisji sygnałów o warunkach środowiska, a także w reakcji mikroorganizmu na czynniki stresowe, jak głód czy zmiana temperatury. Pokazuje to, jak wiele podobieństw wykazuje fizjologia tych dwóch gatunków, pozornie odległych ewolucyjnie. Badacze wykazali, że w historii ewolucji nastąpiły dwie fale nagłego wzrostu złożoności połączeń nerwowych, które umożliwiły budowanie struktur odpowiedzialnych za rozwój coraz doskonalszego układu nerwowego. Pierwsza z nich związana jest z "przejściem" organizmów z formy jedno- do wielokomórkowej, druga zaś nastąpiła wraz z rozwojem pierwszych kręgowców. Oczywiście nie oznacza to, że pojawienie się nowych protein automatycznie spowodowało wzrost rozmiaru mózgu, lecz wyniki badań pokazują wyraźnie, że powiększenie puli białek wchodzących w skład synaps było niezbędne do tworzenia coraz bardziej złożonych systemów w obrębie układu nerwowego. Aby udowodnić swoją hipotezę, brytyjscy naukowcy przeprowadzili serię eksperymenów na zwierzętach, popartą obserwacjami klinicznymi na ludziach. Potwierdzili na przykład, że ssaki (w tym ludzie) pozbawione funkcjonalnej kopii genu SAP102, kodującego białko występujące w synapsach wyłącznie u kręgowców, tracą znaczną część zdolności rozwiązywania zagadek logicznych i uczenia się. U myszy objawia się to znacznie wydłużonym czasem potrzebnym na wydostanie się z labiryntu, zaś u ludzi defekt SAP102 powoduje upośledzenie umysłowe. Jednocześnie bezkręgowce, u których brak tego genu jest naturalny, w ogóle nie są zdolne do rozwiązywania tak złożonych problemów. Badania Brytyjczyków dostarczyły wiele informacji na temat budowy układu nerwowego na poziomie molekularnym. Wiedza ta może być niezwykle przydatna badaczom zajmującym się poszukiwaniem mechanizmów odpowiedzialnych za rozwój inteligencji oraz upośledzeń umysłowych, a także chorób związanych z nieprawidłowym funkcjonowaniem połączeń pomiędzy neuronami.
  22. Do niedawna wydawało się, że zasada działania najprostszej formy zegara biologicznego jest prosta: rytmiczne następowanie po sobie dnia i nocy powoduje stosowne zmiany w metabolizmie i "programuje" cykl naprzemiennego snu i czuwania. Na tym jednak nie koniec - badacze z amerykańskiego Rensselaer Polytechnic Institute donoszą, że praca naszego wewnętrznego czasomierza jest zależna nie tylko od intensywności światła, lecz także od jego barwy. Naukowcy dowiedli, że światło o niskiej długości fali, odpowiadające kolorem błękitowi nieba, wykazuje wysoką skuteczność stymulacji zegara biologicznego i "przestawiania" organizmu w tryb aktywności. Fale o innej częstotliwości pobudzają organizm znacznie słabiej i dlatego ekspozycja potrzebna do jego pobudzenia musi być znacznie dłuższa. Amerykanie odkryli jeszcze jedno ciekawe zjawisko, które nazwali "spektralnym przeciwieństwem" (ang. spectral opponency). Polega ono na znoszeniu wpływu światła o jednej barwie przez falę o innej częstotliwości. Oznacza to, że nieodpowiednio dobrane oświetlenie pomieszczeń, w których przebywamy, może nie tylko niedostatecznie nas pobudzać, ale wręcz usypiać. Aby udowodnić istnienie spektralnego przeciwieństwa, zaproszono do badania dziesięciu ochotników, z których każdy był kolejno eksponowany na różne rodzaje światła. W pierwszym eksperymencie oświetlano lewe oko światłem niebieskim i prawe światłem zielonym, w kolejnym zaś zamieniono lampy miejscami. Trzecia tura badania polegała na oświetleniu obojga oczu jednocześnie światłem niebieskim oraz zielonym, lecz intensywność obu strumieni zmniejszono o połowę. Po każdej z faz testu mierzono we krwi poziom melatoniny - hormonu odpowiedzialnego za wywołanie uczucia senności, wydzielanego naturalnie głównie po zmierzchu. Dzięki eksperymentowi udowodniono, że w dwóch pierwszych sytuacjach, a więc podczas oddzielnego oświetlania każdego z oczu światłem o innej barwie, nie dochodziło do wyraźnej zmiany poziomu melatoniny, co odpowiadało reakcji mózgu na warunki ekspozycji na intensywne światło w ciągu dnia. Nagły wzrost stężenia hormonu, wywołujący uczucie senności, zaobserwowano natomiast w wyniku oświetlenia obojga oczu światłem o identycznych parametrach, lecz o obniżonej jasności. Zdaniem badaczy, stało się tak dlatego, że oddziaływanie światłem o dwóch różnych długościach fali na jedno oko powoduje rozwój spektralnego przeciwieństwa. Główny autor badań, prof. Mariany Figueiro, uważa, że odkryte zjawisko ma fundamentalne znaczenie dla zrozumienia wpływu światła na regulację dobowego zegara biologicznego. Zdobyta wiedza może przydać się także projektantom pracującym nad udoskonaleniem systemów sztucznego oświetlenia, które umożliwi osobom pracującym na nocnej zmianie osiągnięcie wydajności pracy porównywalnej z kolegami pracującymi za dnia.
  23. Wysokie ceny paliwa i rosnąca troska o środowisko naturalne powodują, że szukanie alternatywnych rozwiązań dla napędów samochodowych jest coraz bardziej opłacalne i powszechne. Sporo mówi się o pojazdach hybrydowych (benzynowo-elektrycznych) czy napędzanych wodorem. Tymczasem naukowcy z Instytutu Fraunhofera wpadli na bardzo nietypowy pomysł. Pracują oni nad generatorem termoelektrycznym, który ma przetwarzać na energię elektryczną... ciepło spalin wydobywających się z rury wydechowej. Samochody są wyjątkowymi marnotrawcami. Aż 2/3 energii zawartej w benzynie nie zostaje wykorzystana. Około 30% ucieka w formie ciepła przez silnik, a 30-35% przez rurę wydechową. Wykorzystanie tej energii pozwoliłoby na znaczne obniżenie spalania. Uczeni z Instytutu Fraunhofera postanowili zaprząc do pracy termogeneratory elektryczne (TEG). Są to urządzenia, które produkują energię elektryczną korzystając z różnicy temperatur. Im jest ona większa, tym wydajniej pracują. Temperatura wewnątrz rury wydechowej może przekraczać 700 stopni Celsjusza, tak więc różnica temperatur pomiędzy chłodnicą a rurą wydechową wynosi, jak zauważa doktor Harald Bottner, kilkaset stopni. Niemieccy uczeni obliczają, że już teraz generator termoelektryczny pozwoliłby na zmniejszenie spalania średnio o 5-7 procent. W skali całego kraju są to olbrzymie oszczędności energii. W Niemczech, gdzie po drogach jeździ około 50 milionów pojazdów silnikowych roczne oszczędności wyniosłyby 10 terawatogodzin mocy. Uczeni zapowiadają, że wkrótce wybudują prototyp planowanego TEG.
  24. Naukowcy z Schepens Eye Research Institute zidentyfikowali cząsteczki, których zadaniem jest regulowanie aktywności komórek macierzystych w mózgu. Oznacza to, że dzięki ich wzajemnym interakcjom możliwe jest pobudzanie lub hamowanie podziału komórek macierzystych i ich różnicowania, kończącego się powstaniem neuronów. Zaledwie miesiąc temu ten sam zespół opublikował pracę dowodzącą, że komórki macierzyste (ES, od ang. Stem cells) są rozsiane po całym mózgu, lecz są utrzymywane w stanie "uśpienia" przez komórki zwane astrocytami, pełniące wobec nich funkcje opiekuńcze i ochronne. Teraz, gdy zidentyfikowano dokładnie związki odpowiedzialne za to zjawisko, możliwe będzie podjęcie prób manipulowania procesem regeneracji tkanki nerwowej i wytwarzania nowych neuronów. Mogłoby to umożliwić stworzenie skutecznej terapii niektórych schorzeń, takich jak choroby Alzheimera lub Parkinsona czy paraliż w wyniku wypadków komunikacyjnych. Odkrycie było możliwe dzięki serii wcześniejszych badań nad strukturą centralnego układu nerwowego. Kilka lat temu, gdy odkryto komórki macierzyste w kilku rejonach mózgu, uznano te miejsca za jedyne, w których możliwa jest regeneracja neuronów. Okazało się to być błędem, gdyż zauważono później, że ES istnieją także w innych częściach mózgowia, lecz pozbawione są aktywności. Jako domniemane źródło sygnałów regulujących regenerację tkanki nerwowej ustalono astrocyty, lecz wciąż nieznany był dokładny szlak sygnalizacji międzykomórkowej odpowiedzialny za ten proces. Aby odnaleźć poszukiwane związki, porównano skład chemiczny otoczenia astrocytów z różnych miejsc w mózgu. W ten sposób odkryto cząsteczki odpowiedzialne za "usypianie" podziałów i różnicowania komórek macierzystych, które nazwano efryną-A2 i efryną-A3 (ang. ephrin-A2 i ephrin-A3). Zauważono też, że w rejonach, w których dochodzi do regeneracji neuronów, wydzielany jest czynnik zwany Sonic Hedgehog (SHH), znany od dawna ze swoich zdolności do pobudzania podziałów ES w mózgu. Kolejnym, planowanym obecnie etapem badań jest próba stymulacji odbudowy mózgu u zwierząt laboratoryjnych. W tym celu hodowane będą osobniki, u których - najczęściej dzięki metodom inżynierii genetycznej - wywołuje się stan podobny do ludzkich chorób neurodegeneracyjnych. Celem eksperymentu będzie określenie efektywności tego typu stymulacji in vivo, czyli na żywym organizmie (dotychczas badano to zjawisko wyłącznie w warunkach laboratoryjnych). Potwierdzenie skuteczności takiej procedury mogłoby być ważnym krokiem w poszukiwaniu skutecznej terapii odwracającej uszkodzenia neuronów.
  25. Niemieccy badacze stworzyli detektor zdolny do rozróżniania komórek różnych typów na podstawie charakterystycznych parametrów ich sposobu poruszania. Urządzenie, będące obecnie w fazie testów, ma szansę stać się przydatnym narzędziem m.in. dla biologów molekularnych oraz specjalistów z zakresu diagnostyki medycznej. Sensor, stworzony przez specjalistów z niemieckich uniwersytetów w Jenie i Bremie, działa w oparciu o obserwację interakcji badanych komórek ze specjalnie przygotowanym podłożem. Składa się ono z mikroskopijnych kolumienek, wykonanych z elastycznego tworzywa sztucznego, poliuretanu. Jest ono stale monitorowane przez kamerę o wysokiej rozdzielczości, która analizuje zachowanie poszczególnych elementów podłoża podczas "kroczenia" badanych komórek po jego powierzchni. Ze względu na wysoką elastyczność kolumienek, odchylają się one przy przesuwaniu się komórek, a stopień odchylenia pozwala zidentyfikować rodzaj komórek, które zostały umieszczone w komorze. Proces tworzenia detektora jest wspaniałym przykładem współpracy technologii z nauką. Badacze z dwóch niemieckich uczelni stworzyli go wspólnie ze specjalistami z słynnego Instytutu Fraunhofera, znanego m.in. z opracowania formatu MP3. Projekt został doceniony przez Unię Europejską, która wsparła badaczy kwotą dwustu pięćdziesięciu tysięcy euro. Stworzone dzięki kooperacji urządzenie może stać się istotnym narzędziem zarówno dla naukowców, jak i dla analityków medycznych - możliwość identyfikacji komórek w badanej próbce ma fundamentalne znaczenie w licznych typach badań. Pierwszy w pełni gotowy do użycia prototyp sensora, który nazwano "Cellforce" (ang. siła komórki), powinien zostać wyprodukowany w czasie poniżej jednego roku. Czy i kiedy wejdzie do powszechnego zastosowania, dowiemy się zapewne niewiele później. * Ze względu na prawa autorskie, zdjęcia komórek poddawanych badaniu nie mogły zostać umieszczone na naszych stronach. Fotografie dostępne są pod adresem http://www.fraunhofer.de
×
×
  • Dodaj nową pozycję...