Skocz do zawartości
Forum Kopalni Wiedzy

KopalniaWiedzy.pl

Super Moderatorzy
  • Liczba zawartości

    36799
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

    nigdy
  • Wygrane w rankingu

    211

Zawartość dodana przez KopalniaWiedzy.pl

  1. W Sieci pojawiły się informacje, jakoby w przyszłym tygodniu podczas Worldwide Developers Conference, Apple miał pokazać wczesną wersję następcy Leoparda. System Mac OS X 10.6 miałby, według witryny TUAW, trafić do rąk wybranych osób. Niewykluczone nawet, że developerzy otrzymaliby kod źródłowy. Jeśli tak się stanie, to Mac OS X 10.6 mógłby trafić na rynek już na początku przyszłego roku. Z nieoficjalnych informacji wynika, że nowy system operacyjny będzie współpracował tylko z procesorami Intela. Byłoby to spełnieniem zapowiedzi Apple'a, którego przedstawiciele w 2006 roku mówili, że w ciągu trzech lat porzucą procesory PowerPC. Warto jednak zwrócić uwagę, że nie oznacza to całkowitego odwrócenia się od starszego sprzętu. Koncern nie wyznaczył bowiem żadnej końcowej daty, w której zaprzestanie dostarczania aktualizacji dla komputerów z PowerPC. Informacje TUAW wydaje się potwierdzać serwis Ars Technica. Jego redaktorzy napisali, że system "Snow Leopard" zadebiutuje w styczniu 2009 roku, a twórcy OS-u skupią się nie tyle na nowych funkcjach, co na poprawieniu stabilności i bezpieczeństwa.
  2. Pierwszy dzień na uczelni, w szkole czy w pracy jest ciężkim doświadczeniem dla większości osób. Wokół same nieznane twarze, nowe wyzwania i niepewność. Kto się z kim zaprzyjaźni, kto kogo polubi? Od dość dawna badacze podejrzewali, że ludzie wiążą się najsilniej z osobą spotkaną na samym początku. Psycholodzy z Uniwersytetu w Lipsku zaprojektowali specjalny eksperyment, by sprawdzić, czy tak jest w rzeczywistości (Psychological Science). Dr Mitja Back i zespół zebrali grupę świeżo upieczonych studentów psychologii. Poprosili ich o zajęcie miejsc przy którymś ze stołów (gwarantowało to losowe rozmieszczenie badanych). Potem każdy musiał stanąć naprzeciw reszty kolegów i krótko się przedstawić. Zaraz potem był oceniany na dwóch skalach: 1) w jakim stopniu spodobał się danemu słuchaczowi (pierwsze wrażenie) i 2) pod względem chęci głębszego poznania go. Tak jak przypuszczali naukowcy, okazało się, że wolontariusze najbardziej lubili i chcieli dalej poznawać osoby, które siadły obok nich. Dlaczego? Ich kontakt trwał nieco dłużej niż z pozostałymi, można to więc uznać za pierwociny efektu ekspozycji. Niewykluczone też, że poczuli powinowactwo do kogoś, kto ulokował się tak blisko. Badania powtórzono po roku. Studenci zdążyli się oswoić ze sobą i z uczelnią, mieli też okazję naprawdę się popoznawać. Sytuacja była już zupełnie inna, ale nie zmienił się rozkład sympatii. Ludzie siedzący przed 12 miesiącami w tym samym rzędzie lubili się bardziej niż osoby z różnych rzędów, a największą sympatią darzono kogoś, kto znalazł się wtedy tuż obok.
  3. Naukowcy pracujący pod kierownictwem Moti Kashyapa zidentyfikowali cel obierany w wątrobie przez niacynę, czyli witaminę B3. W ten sposób udało im się wyjaśnić, w jaki sposób zwiększa ona poziom dobrego cholesterolu HDL (lipoproteiny wysokiej gęstości) w plazmie krwi. Do tej pory mechanizm jej działania pozostawał nieznany. Naukowcy przypuszczali jedynie, że w rzeczywistości niacyna nie zwiększa wytwarzania HDL. Niedawno wykazano, że na powierzchni komórek wątroby znajdują się podjednostki syntetazy ATP (tzw. łańcuchy beta), które wyłapują HDL. Ekipa Kashyapa zaobserwowała, że ten sam łańcuch beta odgrywa ważną rolę w procesie regulowanym przez witaminę B3. Gdy dodano niacynę do próbek komórek ludzkiej wątroby, liczba łańcuchów beta na ich powierzchni zmalała o ok. 27%, a wychwyt HDL spadł aż o 35%. Wszystko wskazuje więc na to, że niacyna utrudnia wątrobie wyłapywanie dobrego cholesterolu z krwi. Co ważne, witamina B3 nie wpływa na usuwanie innych typów cholesterolu, przez co m.in. jest tak korzystna dla zdrowia.
  4. Naukowcy z izraelskiego Instytutu Weizmanna udowodnili istnienie użytecznych quasi-cząsteczek. Te zadziwiające cząstki mogą w przyszłości przydać się m.in. do budowy komputerów kwantowych. Istnienie quasi-cząsteczek zostało przewidziane teoretycznie 20 lat temu. Miały one towarzyszyć kwantowemu efektowi Halla. Izraelczycy po raz pierwszy natknęli się na quasi-cząsteczki już przed 10 laty. Quasi-cząsteczki to cząstki, które posiadają jedynie część ładunku elektronu. I to właśnie czyni je niezwykłymi, gdyż elektron jest niepodzielną cząstką. Okazuje się jednak, że jeśli ułożymy elektrony w dwuwymiarową strukturę wewnątrz półprzewodnika, schłodzimy do temperatury bliskiej zeru absolutnemu i poddamy działaniu pola magnetycznego prostopadłego do warstwy elektronów, to zaczną się one zachowywać jak quasi-cząsteczki o ładunkach mniejszych, niż ładunek elektronu. Dotychczas jednak udawało się uzyskać quasi-cząsteczki o ładunku, który miał nieparzysty mianownik. Ich ładunek był więc 1/3 czy 1/5 ładunku elektronu. Merav Dolev, student profesora Moty Heibluma, wraz z doktorami Vladimirem Umanskym i Dianą Mahalu oraz profesorem Adym Sternem, znaleźli sposób na stworzenie quasi-cząsteczki o precyzyjnie ustalonym przez nich ładunku. Stanowi on 1/4 ładunku elektronu. Naukowcy wykorzystali do produkcji półprzewodnika niezwykle czysty arsenek galu. Utworzyli następnie dwuwymiarową strukturę elektronów, umieszczając około 3 miliardów tych cząstek na powierzchni milimetra kwadratowego w taki sposób, by na każdą fluktuację pola magnetycznego przypadało po pięć elektronów. Stworzona przez nich struktura ma kształt spłaszczonego szkiełka od zegarka, z lekkim zgrubieniem pośrodku, które umożliwia ruch ograniczonej liczby naładowanych cząstek. Fluktuacje spowodowane ruchem cząstek w tym zgrubieniu umożliwiły naukowcom precyzyjne zmierzenie ładunku cząstek. Uczeni szukali quasi-cząstek o ładunku z parzystym mianownikiem, potrzebnym do stworzenia teoretycznego "topograficznego komputera kwantowego". Quasi-cząstki z mianownikiem nieparzystym, w przeciwieństwie do tych z parzystym, nie są bowiem dobrymi nośnikami informacji.
  5. Od kilku dni można kupić w Polsce najlżejszy na naszym rynku zewnętrzny dysk twardy o pojemności 500 gigabajtów. Urządzenie produkcji Verbatima waży mniej niż 170 gramów, a jego sugerowana cena detaliczna wynosi 820 złotych. Producent zastosował w nim trzy talerze o pojemności 166 GB każdy. Dysk łączy się z komputerem za pośrednictwem portu USB, który zapewnia transfer rzędu 480 Mb/s. Posiadacze wersji combo skorzystają także ze złącza FireWire o przepustowości do 400 megabitów na sekundę. Dysk nie wymaga dodatkowego zasilania, gdyż wystarczy mu to, zapewniane przez port USB 2.0. Wspomniany dysk, podobnie jak wszystkie HDD Verbatima, jest standardowo dostarczany z oprogramowaniem do tworzenia kopii zapasowych.
  6. Pomysł zbudowania teleskopu optycznego na Księżycu bardzo przypadł astronomom do gustu. Ponieważ nie ma tam atmosfery, obraz byłby bardzo ostry, a osiągnięte powiększenia dużo większe niż na Ziemi. Pozostawał tylko jeden problem: jak i jakim kosztem dostarczyć materiały potrzebne do jego zbudowania. Wydaje się, że naukowcom z NASA udało się go rozwiązać z pomocą pyłu księżycowego (regolitu). Peter Chen z Centrum Lotów Kosmicznych im. Roberta H. Goddarda wyjaśnia, jak zbudować lustro na Srebrnym Globie. Należy wziąć trochę nanorurek węglowych, dodać żywicy epoksydowej i dużo, dużo regolitu. Ponieważ większość materiałów jest na miejscu, nie trzeba ich zabierać ze sobą i można zaoszczędzić dużo pieniędzy. Zespół Chena zademonstrował swoją technikę wytwarzania luster na 212. spotkaniu Amerykańskiego Stowarzyszenia Astronomicznego w Sant Louis. Jak często bywa w takich przypadkach, metoda jest dziełem przypadku. Pracownicy NASA zmieszali ze sobą nanorurki, spoiwo oraz pokruszoną skałę o tym samym składzie i rozmiarach ziaren co regolit. Ze zdziwieniem zauważyli, że uzyskany w ten sposób materiał ma konsystencję betonu i można go wykorzystać zamiast szkła do wyprodukowania lustra dowolnych rozmiarów. Następnie badacze nałożyli kolejne warstwy żywicy epoksydowej i odwirowali całość w temperaturze pokojowej. W rezultacie otrzymali paraboliczne zwierciadło o średnicy 30 cm. Po tym wszystkim wystarczy powlec powierzchnię lustra niewielką ilością aluminium i voilà – mamy lustro do teleskopu o wysokim współczynniku odbicia – cieszy się jeden z członków zespołu Douglas Rabin. Lustro utworzone na Ziemi było niewielkie, jednak na z materiałów dostępnych na Księżycu uda się uzyskać dużo większe, nawet 50-metrowe zwierciadła. W ten sposób ustanowiono by nowy rekord, ponieważ największy jak dotąd teleskop zwierciadlany (reflektor) - Wielki Telseskop Kanaryjski - dysponuje lustrem 10,4-m.
  7. Efekty wrodzonego uszkodzenia mózgu u myszy można odwrócić, podając im ludzkie komórki blisko spokrewnione z komórkami macierzystymi - donoszą badacze z amerykańskiego Rochester Medical Center (RMC). Wprowadzenie komórek od człowieka pozwoliło mysim neuronom na odbudowanie brakującej otoczki, zbudowanej z mieliny - lipidowej warstwy, umożliwiającej prawidłowy przepływ impulsów elektrycznych w obrębie układu nerwowego. Obiektem badań Amerykanów były myszy, u których doprowadzono do upośledzenia produkcji mieliny. Zwierzęta tego typu służą jako model osób chorych na stwardnienie rozsianego (MS, od ang. Multiple Sclerosis)- nieuleczalną obecnie chorobę, w której również dochodzi do degeneracji tej osłonki. Zwierzęta wykazujące symptomy SM określane są jako "shiverer" (ang. "drżące"). Ciepią one na poważne zaburzenia koordynacji ruchowej oraz drżenie mieśni wywołane niezdolnością układu nerwowego do koordynacji ich pracy. Zwierzęta tego typu zdychają zwykle po kilku miesiącach życia. W przeszłości kilkakrotnie próbowano przenosić ludzkie komórki macierzyste od człowieka do mysiego mózgu z nadzieją odtworzenia osłonek mielinowych, lecz eksperymenty te kończyły się niepowodzeniem. Tym razem badacze zmienili nieco sposób podawania przeszczepu - postanowili wszczepić do mózgu tzw. komórki progenitorowe. Jest to specyficzny typ komórek podobnych do komórek macierzystych, lecz "ukierunkowanych" w taki sposób, że w naturalnych warunkach mogą zostać transformowane wyłącznie do jednego lub kilku typów komórek dojrzałych (w tym przypadku były to komórki progenitorowe gleju - tkanki, której zadaniem jest wspomaganie prawidłowego rozwoju neuronów). Aby podnieść skuteczność procedury, badacze postanowili zastosować wielokrotne wszczepianie komórek w różne rejony mózgu, dzięki czemu oczekiwali poprawy rezultatów w porównaniu do poprzednich prób. Zastosowanie nowej metody okazało się bardzo pomocne w osiągnięciu oczekiwanywch wyników. Ludzkie komórki progenitorowe "przyjęły się" w wielu miejscach centralnego układu nerwowego i rozpoczęły proces mielinizacji uszkodzonych neuronów biorcy przeszczepu. Dodatkowo wykazano, że część zwierząt prezentowała dzięki nowatorskiej terapii poprawę w zakresie funkcji układu nerwowego, zaś niektóre najprawdopodobniej wyleczono całkowicie. Dla porównania, wszystkie "drżące" myszy niepoddane interwencji zdechły w ciągu maksymalnie pięciu miesięcy. Eksperyment naukowców z RMC jest prawdopodobnie pierwszą na świecie skuteczną terapią choroby demielinizacyjnej z użyciem komórek macierzystych lub progenitorowych, na dodatek pochodzących od innego gatunku. Choć badacze zastrzegają, że wyniki badania są wciąż mało pewne, uważają tę metodę terapii za skuteczną, bezpieczną i obiecującą na przyszłość. Odwrócenie procesu demielinizacji jest prawdopodobnie jedyną metodą, która mogłaby pozwolić na przywrócenie sprawności chorym na MS, dotykające około jedną na tysiąc osób. Wyniki badań opublikowano w najnowszym numerze czasopisma Cell Stem Cell.
  8. Zastanawialiście się kiedyś, dlaczego niektórzy z nas są w stanie zachować smukłą linię nawet wtedy, gdy jedzą bez porównania więcej od innych? Badacze z Uniwersytetu Kalifornijskiego w San Francisco również zadali sobie to pytanie i poszukali na nie odpowiedzi. Ich zdaniem, kluczem do rozwiązania tej zagadki może być serotonina - jeden z neurotransmiterów, czyli substancji przekazujących informacje pomiędzy neuronami. Dowiedli bowiem, że związek ten potrafi nie tylko powstrzymywać uczucie głodu (co wiadomo od dawna), lecz także wpływać na sposób zużycia energii uzyskanej dzięki posiłkom. To może oznaczać, że moglibyśmy stworzyć strategie terapeutyczne pozwalające na manipulację metabolizmem tłuszczów niezależnie od tego, co jemy, tłumaczy jeden z autorów badań, dr Kaveh Ashrafi. Oznacza to, że umiejętne sterowanie poziomem serotoniny w organizmie powinno - przynajmniej teoretycznie - pozwolić na zredukowanie ilości energii magazynowanej przez organizm w formie tłuszczu. Na rynku dostępne są leki wspomagające odchudzanie, których działanie jest oparte o sterowanie poziomem neurotransmitera. Do tej pory jednak sądzono, że ich skuteczność wynika wyłącznie ze zdolności do tłumienia apetytu. Tymczasem okazuje się, że wpływ serotoniny na masę ciała nie wynika z jej zdolności do osłabiania uczucia głodu, lecz ze stymulowania przez nią przyśpieszenia wielu przemian metabolicznych, umożliwiających szybsze zużycie nadmiaru energii. Pozwala to przypuszczać, że istnieje możliwość zredukowania ryzyka otyłości bez potrzeby stosowania restrykcyjnej diety i rezygnacji z ulubionych posiłków. Zasadniczym celem badań dr. Ashrafiego było ustalenie czynnika decydującego o niepowodzeniu wielu diet oraz pojawieniu się znanego powszechnie efektu jo-jo. Do serii eksperymentów użyto nicienia należącego do gatunku Caenorhabditis elegans, będącego jednym z najważniejszych organizmów modelowych dla biologów ze względu na znaczne podobieństwo jego metabolizmu do naszego. U różnych grup robaków wyłączano aktywność różnych genów kodujących białka regulowane przez serotoninę. Badacz udowodnił, że choć blokowanie genów odpowiedzialnych za łaknienie powodowało zmianę nawyków żywieniowych, nie wpływało na zawartość tłuszczu w organizmie. Z drugiej zaś strony stwierdził, że zablokowanie syntezy protein związanych ze zmianami w metabolizmie powodowało utratę masy ciała pomimo utrzymywania tej samej diety. Jak tłumaczy naukowiec, na podstawie analizy można stwierdzić, że założenie, że masa ciała jest konsekwencją zachowań danej osoby, nie jest do końca poprawne. Jest to połączenie [wpływu] zachowania oraz sposobu zagospodarowania przyjmowanych substancji odżywczych. Oczywiście, nie oznacza to, że dieta nie odgrywa roli w rozwoju otyłości i nadwagi - kontrolowanie własnych nawyków żywieniowych z pewnością ułatwi utrzymanie prawidłowej masy ciała. Dr Ashrafi oczekuje, że obserwacje uda się potwierdzić na ludziach. Podkreśla jednak, że wciąż wiemy na temat naszego metabolizmu stosunkowo niewiele. Jak zaznacza, Celem badania nie było stwierdzenie, że istnieje pigułka, która będzie odchudzała ludzi niezależnie od tego, co jedzą. Badacz podkreśla także niezwykle istotną rolę dobrego odżywiania oraz regularnej aktywności fizycznej.
  9. Psycholodzy z University of Virginia i brytyjskiego Uniwersytetu w Plymouth stwierdzili, że nie zawsze szczęśliwe dzieci są najlepszymi uczniami. Gdy konieczne jest zwracanie uwagi na szczegóły, pozytywnie nastrojone maluchy wypadają gorzej od pozostałych (Developmental Science). Naukowcy zorganizowali całą serię eksperymentów. Wzięły w nich udział dzieci w różnym wieku. Dobry bądź zły humor wywoływano za pomocą muzyki (utworów Mozarta lub Mahlera) i krótkich filmów (fragmentów Króla lwa lub Księgi dżungli). Potem małych ochotników proszono o wykonanie zadania. Polegało ono na wyszukaniu prostej figury, np. trójkąta, w większym obrazku, np. domu (test CEFT, Children's Embedded Figures Test). Zarówno w przypadku humoru indukowanego dźwiękami, jak i klipem dzieci smutne i nastrojone neutralnie wypadały lepiej od zadowolonych z życia. Uczucie zadowolenia wskazuje, że wszystko idzie dobrze, co prowadzi do globalnego stylu przetwarzania informacji. Smutek sugeruje, że coś jest nie tak, prowadząc do uruchomienia myślenia skoncentrowanego na detalach, analitycznego – wyjaśnia dr Simone Schnall z Uniwersytetu w Plymouth. Brytyjka podkreśla, iż dobry humor sprawdza się w sytuacjach wymagających kreatywności, przeszkadza zaś, gdy trzeba się skoncentrować na szczegółach.
  10. Firma SMK Corp., jeden z największych producentów pilotów do zdalnego sterowania, stworzyła pilota, który nie wymaga używania baterii. Urządzenie zostało oficjalnie zaprezentowane podczas wystawy TEXPO 2008, która odbywa się w Tokio. Pilot przypomina pistolet na wodę, a kontrola odbywa się za pomocą spustu. Wewnątrz pilota zamknięto m.in. cewkę indukcyjną, mechanizm szybkoobrotowy, obwód elektryczny oraz układ emitujący światło podczerwone. Gdy użytkownik naciska spust, cewka zaczyna bardzo szybko się obracać. Generuje ona pole elektromagnetyczne i dzięki temu błyskawicznie powstaje prąd o natężeniu 20-30mA. Wystarcza to do wykorzystania pilota na odległość kilku metrów. Pojedyncze naciśnięcie spustu powoduje zmianę kanału. Dwa szybkie naciśnięcia włączają lub wyłączają telewizor. Sterowanie głośnością odbywa się za pomocą naciśnięcia spustu i jednoczesnego przyciśnięcia guzika na obudowie. SMK na razie nie planuje rynkowego debiutu swojego prototypu.
  11. Gdy jeden ze zmysłów szwankuje, inne zapełniają powstałą w ten sposób lukę. Nie od dziś wiadomo, że np. osoby niewidome lepiej słyszą. Bazując na tego typu zależnościach, naukowcy z laboratorium TIMC koło Grenoble opracowali stymulator języka dla pacjentów z zaburzeniami równowagi. Podobnie jak aparat ortodontyczny, umieszcza się go w ustach na podniebieniu. Trzydzieści sześć elektrod przekazuje do języka impulsy przychodzące z ciała, pomagając w ten sposób przyjąć właściwą postawę. Nicolas Vuillerme, jeden z twórców urządzenia, wyjaśnia, że jego użytkownicy doświadczają czegoś w rodzaju lekkiego łaskotania. Ludzie bardzo szybko uczą się nim posługiwać, zazwyczaj zajmuje im to ok. 10 minut. W przeszłości stworzono analogiczny przyrząd dla ociemniałych. W 2001 roku Paul Bach-y-Rita i Kurt Kaczmarek z University of Wisconsin-Madison zaprezentowali działanie TDU (Tongue Display Unit). Dane z kamery były przekazywane również na język. Zastosowano więcej elektrod niż w urządzeniu Francuzów, bo aż 144. Zespół Vuillerme'a skoncentrował się na osobach z zaburzeniami równowagi i propriocepcji, czyli zmysłu orientacji ułożenia części własnego ciała. Na ciele chorego umieszcza się czujniki, a sygnały są przesyłane do języka. Podczas testów za pomocą urządzenia monitorowano ruchy głowy oraz nacisk na podeszwy stóp. Uzyskane rezultaty są naprawdę obiecujące. W dwóch eksperymentach wykazano, że gdy mięśnie wolontariuszy były zmęczone i pojawiały się trudności ze spożytkowaniem proprioreceptorów stawów, "wyświetlacz językowy" pomagał im lepiej utrzymać równowagę. W pierwszym ochotnicy mieli zmęczone plecy, ale skutecznie wykorzystywali dane z podeszw stóp, a w drugim skutki ogólnego zmęczenia udawało się przezwyciężyć dzięki informacjom pochodzącym z kostek. Wynalazek Francuzów przyda się też z pewnością osobom poruszającym się na wózkach inwalidzkich, które dość często cierpią z powodu odleżyn na pośladkach. Dzieje się tak, ponieważ nie czują, jak silny jest nacisk w tych rejonach. Problem można łatwo rozwiązać, umieszczając czujniki w siedzisku wózka. Podobnie jak w zaburzeniach równowagi, przesyłałyby one dane do stymulatora języka. Dzięki takiemu przypominaczowi, paraplegik wiedziałby, że co pewien czas musi zmienić pozycję ciała. Urządzenie pomogłoby w rehabilitacji pacjentów po amputacjach kończyn. Dotyczy to zwłaszcza nauki chodzenia oraz zapobiegania obcieraniu przez protezy. Naukowcy z Grenoble pomniejszyli urządzenie zaprojektowane 7 lat temu przez Kurta Kaczmarka. Ponieważ jest bezprzewodowe, może być bez problemu stosowane u wielu chorych...
  12. Przed 71 laty katastrofa Hindenburga zakończyła epokę sterowców. Teraz tego typu statki powietrzne wracają do łask i być może już wkrótce ponownie będą przewoziły pasażerów. W ciągu najbliższych miesięcy w Niemczech odbędą się próbne loty maszyny Zeppelin NT, która ma ostatecznie trafić do Londynu. Tam za 150 funtów będzie można wsiąść na pokład sterowca i z góry podziwiać panoramę miasta. Później Zeppelin NT ma polecieć do San Francisco. Powrót sterowców na niebo może być możliwy dzięki rosnącym cenom paliwa oraz z powodu coraz większej dbałości o środowisko naturalne. Sterowiec zużywa znacznie mniej paliwa niż samolot, lata na dużo niższych wysokościach (co przyczynia się do mniejszej degradacji warstwy ozonowj) i nie potrzebuje pasów startowych. Jest jednak znacznie wolniejszy. Jego prędkość to około 200 kilometrów na godzinę. Podróż przez Atlantyk trwałaby więc dwie doby, jednak na średniej długości trasach sprawdzi się doskonale. Zeppelin NT jest nowocześniejszy, niż jego przodkowie. Przede wszystkim wykorzystuje napęd o zmiennym ciągu, podobnie jak samoloty pionowego startu Harrier. Dzięki temu jest znacznie mniej podatny na silny wiatr. Przed kilkudziesięciu laty do przycumowania sterowca koniecznych było wykorzystanie kilkunastu osób, teraz wystarczą tylko trzy. Nad sterowcami pracuje wiele firm, wśród nich taki gigant jak Lockheed Martin. Największym problemem tego typu statków jest ich pojemność. Zeppelin NT zabierze jedynie 12 pasażerów i 2 członków załogi. Jednak znacznie bardziej ambitnym projektem jest statek Aeroscraft, który może pomieścić nawet 180 osób i z łatwością można go przystosowywać do własnych potrzeb. Oczywiście sterowce nie wyprą samolotów. Nigdy zresztą nie miały na to szans. Nawet przed katastrofą Hindenburga były środkiem transportu dla nielicznych bogaczy. Teraz jest jednak nadzieja, że na lot sterowcem będzie stać więcej osób niż kiedyś.
  13. W laboratoriach IBM-a w Zurichu powstała nowa technologia chłodzenia trójwymiarowych układów scalonych. Inżynierowie Błękitnego Giganta, we współpracy z Fraunhofer Institute obniżają temperaturę układów scalonych wykonanych w technologii 3D, tłocząc wodę pomiędzy poszczególne warstwy kości. Przed rokiem IBM ogłosił opracowanie techniki, która umożliwia układanie podzespołów w układzie scalonym w trzech wymiarach. Układy tworzone są po prostu z wielu warstw. Taka architektura pozwala na tysiąckrotne skrócenie drogi sygnału w porównaniu z układami 2D, a jednocześnie zwiększa stukrotnie liczbę połączeń. Technologia taka przyda się np. do zintegrowania pamięci RAM z procesorem czy do tworzenia wielordzeniowych układów, w których rdzenie będą leżały jeden nad drugim. Okazuje się jednak, że w przypadku tak zbudowanych układów tradycyjne metody chłodzenia się nie sprawdzają. Potrzebne było chłodzenie umieszczone pomiędzy poszczególnymi warstwami. Układy 3D charakteryzują się olbrzymim wydzielaniem ciepła. Może ono dochodzić do 1 kilowata na pół centymetra sześciennego. Żadne inne urządzenie stworzone przez człowieka nie nagrzewa się tak bardzo. Co interesujące, gęstość mocy takich układów jest większa, niż gęstość w reaktorach nuklearnych i plazmowych. Zespół Thomasa Brunschwilera użył cienkich rurek o średnicy 50 mikronów każda i pompował wodę pomiędzy poszczególne warstwy układu. Dzięki temu osiągnięto wydajność chłodzenia rzędu 180 watów na centymetr kwadratowy w układzie 3D, którego całkowita powierzchnia wynosiła 4 cm2.
  14. Pewien Chińczyk, dr Wei Sheng, postanowił uczcić zbliżające się Igrzyska Olimpijskie w Pekinie i nakłuł swoją głowę, twarz, ramiona i klatkę piersiową 2008 igłami w kolorach 5 kół olimpijskich. Happening odbył się w Nanning w południowych Chinach. To tylko jeden z przykładów demonstrowania uczuć patriotycznych przed zbliżającym się wielkimi krokami sportowym wydarzeniem. Inny mieszkaniec Państwa Środka zamienił niemal całą skórę w powierzchnię reklamową. Na czole wytatuowano mu symbol pekińskich Igrzysk, a na szyi i piersi maskotkę olimpijską. Oprócz tego zafundował sobie przedstawienia smoków oraz Wielkiego Muru Chińskiego. Sheng uwielbia zwracać na siebie uwagę paraakupunkturą na pokaz. Już 4 lata temu wywalczył wpis do Księgi rekordów Guinnessa, po tym jak wbił sobie w głowę 1790 igieł. Najnowszy wyczyn planował najprawdopodobniej od dawna, ponieważ już w zeszłym roku zarezerwował pokój w pekińskim hotelu. Doktor i "żywa reklama" wybrali nietypowy sposób wsławiania się, ponieważ w Chinach tatuowanie i przekłuwanie są postrzegane inaczej niż w kulturze Zachodu. Osoby decydujące się na takie zabiegi muszą się liczyć z groźbą ostracyzmu społecznego.
  15. Barwne upierzenie to nie tylko ozdoba czy sposób na zwrócenie na siebie uwagi przedstawicieli płci przeciwnej. Okazuje się bowiem, że kolor piór na piersi samców jaskółki dymówki wpływa na ich fizjologię (Current Biology). Badacze z 3 uniwersytetów (Arizona State University, University of Colorado-Boulder i Princeton University) przeprowadzili eksperyment, w ramach którego farbowano pióra na piersiach ptaków. Przez tydzień po zabiegu koloryzującym obserwowano znaczny wzrost poziomu testosteronu. Naukowcy w ogóle się tego nie spodziewali, ponieważ przedsięwzięcie zorganizowano na takim etapie cyklu lęgowego, kiedy stężenie hormonów płciowych, a więc i testosteronu, powinno być niskie. Profesor Kevin McGraw z Uniwersytetu Stanowego Arizony zauważa, że do tej pory zwykło się uważać, że to wewnętrzne procesy zachodzące w organizmie ptaka wpływają na jego wygląd. Wyniki uzyskane przez zespół wskazują jednak, że zmiany w umaszczeniu zwierzęcia mogą bezpośrednio wpływać na jego fizjologię. "Aparycja" oddziałuje na profil hormonalny jaskółki.
  16. O tym, jak silny wpływ na społeczeństwo mają gwiazdy popkultury, nie trzeba przekonywać chyba nikogo. Okazuje się jednak, że wzorce lansowane przez celebrities mogą dotyczyć nie tylko stylu bycia czy sposobu ubierania, lecz również, jak pokazują badania przeprowadzone przez Australijczyków, świadomości zdrowotnej. Jak sugerują naukowcy z antypodów, pojedynczy przypadek raka piersi u znanej piosenkarki Kylie Minogue wystarczył, by odsetek kobiet poddających się badaniom przesiewowym (ang. screening) wzrósł o trzydzieści procent. Jak donoszą badacze z University of Melbourne, aż trzy na dziesięć kobiet, które wcześniej nie korzystały z możliwości regularnej kontroli lekarskiej, zdecydowały się na ten ruch w ciągu sześciu miesięcy od momentu pojawienia się w mediach informacji o zachorowaniu na raka piersi przez Kylie Minogue, mającą w swojej ojczyźnie status supergwiazdy. Od momentu, gdy rodacy Kylie usłyszeli o jej chorobie, wielu z nich z zapartym tchem śledziło jej losy. Miało to najprawdopodobniej wpływ na wiele młodych kobiet, które zgłosiły się do lekarza w celu wykonania badania, którego celem jest wykrycie zagrożenia możliwie wcześnie, tak jak udało się to piosenkarce. Podstawowe dwa badania, wykonywane rutynowo w poszukiwaniu wczesnych zmian nowotworowych w obrębie piersi, to mammografia (czyli specjalny rodzaj prześwietlania rentgenowskiego) oraz ultrasonografia (USG). W przypadku podejrzenia transformacji nowotworowej lub rozwoju innych chorób, często pobiera się dodatkowo fragment tkanki - procedurę taką nazywamy biopsją. Tego typu system powszechnie dostępnych badań funkcjonuje w wielu krajach świata (także w Polsce), lecz stosunkowo niewiele pań korzysta z tej możliwości. Niestety, oznacza to często, że znaczny odsetek kobiet trafia do lekarza dopiero wtedy, gdy zmiana jest już zaawansowana i trudna lub nawet niemożliwa do wyleczenia. Co ciekawe, ogromny wzrost liczby pacjentek poddanych screeningowi w Australii nie pociągnął za sobą wyraźnego wzrostu wykrywanych zmian nowotworowych. Może to oznaczać, że zainteresowanie losami Kylie Minogue mogło skłonić do badań niewłaściwe osoby, choć, jak zaznacza autorka badań, dr Margaret Kelaher, wzrost świadomości potrzeby badań przesiewowych jest dobrym zjawiskiem. Zdaniem badaczki, należy poprawić sposób przekazywania informacji o screeningu tak, by dotrzeć z nimi przede wszystkim do osób o podwyższonym ryzyku zachorowania. Obecny trend może bowiem prowadzić do sytuacji, w której szczególną opieką są otaczane kobiety, które w rzeczywistości nie potrzebują tak pilnej obserwacji, za to samo wykonywanie badań mammograficznych może być niekorzystne dla ich zdrowia z uwagi na wytwarzane promieniowanie rentgenowskie. Cierpią na tym także osoby chore, których leczenie może stracić na jakości. Dr Kelaher zaznacza, że choć Kylie Minogue była wspaniałym ambasadorem na rzecz świadomości zagrożenia rakiem piersi, reakcja społeczeństwa pokazała, że przesłanie wynikające z jej historii mogło trafić do niewłaściwych osób. Z tego powodu potrzebne jest, jak to ujęła badaczka, "lepsze zarządzanie wiadomością" i kierowanie jej do odpowiednich grup pacjentek. Jak zaznacza współautorka badań, doktor chirurgii Julie Miller, jest bardzo ważne, aby kobiety były świadome zagrożenia rakiem i konsultowały z lekarzem wszelkie wątpliwości na temat jakichkolwiek zmian w swoich piersiach. Z drugiej jednak strony zastrzega, że nie ma potrzeby screeningu kobiet w wieku poniżej 40. roku życia, jeśli nie występują u nich niepokojące objawy lub genetyczne obarczenie ryzykiem zachorowania.
  17. Zespół badaczy z Penn State University doniósł o odkryciu niezwykle drobnych bakterii, które od stu dwudziestu tysięcy lat żyły na głębokości trzech kilometrów pod powierzchnią lodowca na Grenlandii. Zdolność tego niezwykłego mikroorganizmu do przetrwania w warunkach ekstremalnie niskiej temepratury, wysokiego ciśnienia oraz obniżonej zawartości tlenu i substancji odżywczych może uczynić go wyjątkowym modelem do badań nad mechanizmami pozwalającymi na przetrwanie w skrajnie niekorzystnych środowiskach. Odkryte bakterie charakteryzują się tak drobnymi komórkami, że przedostają się one przez standardowe filtry mikrobiologiczne. Co ciekawe, podobne bakterie powszechnie spotykane są w wielu innych środowiskach - stwierdzono ich obecność oraz wzrost nawet w hiperczystej wodzie używanej do przeprowadzania dializ. Jak zaznacza dr Jennifer Loveland-Curtze, współautorka badań, ultramałe komórki mogą stanowić dla nas realne zagrożenie jako potencjalne źródło zakażeń, które mogą dotyczyć np. roztworów stosowanych w medycynie. Na razie nie są znane przyczyny wyjątkowej wytrzymałości grenlandzkich mikrobów. Wiadomo natomiast, że bakterie te, należące do gatunku Chryseobacterium greenlandensis, są genetycznie spokrewnione z niektórymi rodzajami mikroorganizmów zamieszkujących ciała niektórych ryb, a także żyjących w morskim dnie i strefie korzeniowej niektórych roślin. Co ciekawe, jest to dopiero dziesiąty opisany gatunek, zdolny do przeżycia w tak niekorzystnych warunkach. Badania nad C. greenlandensis były niezwykle trudne z uwagi na jego wyjątkowe właściwości. Aby rozpocząć hodowlę komórek bakteryjnych, niezbędne było ich odfiltrowanie z próbki lodu, a następnie przeniesienie do wyjątkowo ubogiej pożywki, niemal całkowicie pozbawionej tlenu. Całość wstawiono do silnie wychłodzonej komory, dzięki czemu stworzono warunki odzwierciedlające życie wewnątrz masy lodowca. Członkowie zespołu wierzą, że analiza odkrytego niedawno mikroorganizmu pozwoli na dokładniejsze zbadanie, w jaki sposób fizjologia komórek oraz procesy biochemiczne zmieniają się podczas długotrwałej izolacji od świata zewnętrznego i w wyniku braku interakcji z innymi organizmami. Jak mówi dr Loveland-Curtze, mikroby stanowią jedną trzecią, a może nawet więcej, ziemskiej biomasy, lecz opisano dotąd poniżej 8000 gatunków spośród około trzech milionów, które przypuszczalnie istnieją. Odkrycie tego gatunku jest waznym krokiem w naszym przedsięwzięciu związanym z odkrywaniem i hodowlą tych organizmów oraz wykorzystywaniem ich wyjątkowych cech. Oficjalna prezentacja odkrycia nastapiła na spotkaniu Amerykańskiego Stowarzyszenia Mikrobiologii w Bostonie.
  18. John LeSieur stworzył darmową przeglądarkę internetową dla dzieci z autyzmem. Schorzenie to zdiagnozowano u jego 6-letniego wnuka, a on chciał mu umożliwić swobodne surfowanie po Sieci. Informatyk przejrzał zasoby Internetu, szukając narzędzia, które nie frustrowałoby malucha z autyzmem. Zbyt wiele opcji do wyboru czyniło jednak z pracy na komputerze twardy orzech do zgryzienia. LeSieur myślał zaś o czymś, co pokierowałoby poczynaniami autystyka. Nie znalazłszy niczego odpowiedniego, dziadek zaprogramował ZAC Browser (nazwa pochodzi, oczywiście, od imienia wnuka, Zackary). Przeglądarka upraszcza, a zatem ułatwia kontakt z komputerem. Wyposażono ją w opcję kontroli rodzicielskiej, blokując dostęp do witryn z zawartością dla dorosłych: erotyką czy przemocą. Prezentuje ona strony z odpowiednim kontentem – grami edukacyjnymi, muzyką, filmami wideo lub ciekawymi obrazami, np. wirtualnym akwarium. Przypomina inne przeglądarki z ograniczonym dostępem, ale redukuje w jeszcze większym stopniu listę funkcji do wyboru. Nie działa na niej np. prawy klawisz myszy, z menu wyeliminowano też "Print Screen". Pod nóż poszło również parę innych opcji. Dzięki temu uzyskano uproszczoną wersję wirtualnego świata, którą łatwiej zaakceptować osobie z autyzmem. Dziecko nie klika bezproduktywnie, tracąc przy tym pewność siebie i zaufanie do własnych poczynań. ZAC Browser oferuje większe ikony, w dodatku są one czytelniejsze, ponieważ jednoznacznie kojarzą się z funkcją, np. gry oznaczono symbolem piłki futbolowej. Nie wyświetlają się reklamy ani elementy flashowe. Matka Zackary'ego, Emmanuelle Villeneuve, opowiada, że chłopiec potrafi teraz sam uruchomić przeglądarkę i odtwarzać muzykę albo układać puzzle. To czynności, które zawsze sprawiały mu przyjemność, do tej pory nie mógł się nimi jednak cieszyć online. Telewizja wzbudza w nim negatywne emocje, ale komputer już nie... ZAC Browser należy do prowadzonej przez LeSieura małej firmy informatycznej People CD Inc. Dopasowano ją do potrzeb Zackary'ego, a nie różnych osób ze schorzeniami ze spektrum autyzmu, ale w przyszłości mają powstać wtyczki, dzięki którym przeglądarkę będzie można spersonalizować. Przeglądarka powstała bez konsultacji z ekspertami. Jeden z nich, Stephen Sheinkopf z Brown University, podkreśla, że LeSieur wykonał dobrą robotę, gdyż wiele stron WWW zawiera tak dużo materiałów pobocznych, że dla kogoś z niepełnosprawnością dotarcie do właściwej informacji staje się właściwie niemożliwe. James Ball, konsultant dla edukatorów dzieci z autyzmem z New Jersey, zauważa, że Internet nie musi być nieprzyjazny dla osób z tym schorzeniem. Wielu jego podopiecznych przepada za witryną Webkinz, gdzie można się zajmować wirtualnymi zwierzętami. Inni lubią odwiedzać czaty i korzystać z komunikatorów, ponieważ jest to dla nich mniej stresujący sposób nawiązywania kontaktu z innymi niż spotkanie twarzą w twarz.
  19. Grupa organizacji zajmujących się ochroną prywatności, wśród nich World Privacy Forum, Electronic Privacy Information Center (EPIC) oraz American Civil Liberties Union of Norther California, wystosowała list do prezesa Google'a Erica Schmidta. W liście tym twierdzą, że witryna Google'a działa... niezgodnie z prawem. W 2003 roku w Kalifornii uchwalono Online Privacy Protection Act. Przewiduje on, że każda witryna, która zbiera informacje o swoich użytkownikach, jest zobowiązana do umieszczenia na swojej stronie głównej lub na pierwszej znaczącej stronie widocznej po wejściu na witrynę odnośnika do informacji na temat polityki ochrony prywatności. W przypadku Google'a odnośnik do polityki ochrony prywatności znajduje się na podstronie "O nas". Ponadto firma twierdzi, że bardzo łatwo jest znaleźć tę informację korzystając z wyszukiwarki. Takie tłumaczenie nie przekonuje Marka Rotenberga z EPIC. Przez dwadzieścia lat byłem wykładowcą prawa o ochronie prywatności i zawsze sprzeczaliśmy się na ten temat. Myślę jednak, że intencją ustawodawcy było, żeby informacje o polityce ochrony prywatności były dostępne z poziomu strony głównej. A najlepszym dowodem na to jest chociażby postępowanie wszystkich firm, które zamieszczają link właśnie na stronie głównej - mówi Rotenberg. Dyskusja na temat odnośnika toczy się od pewnego czasu. Larry Page, jeden z założycieli Google'a stwierdził, że nie chce, by znalazł się on na stronie głównej, gdyż straci ona przez to na uroku. Jednak o tym, że link powinien właśnie tam się znajdować jest przekonana także szefowa kalifornijskiego Biura Ochrony Prywatności. [umieszczenie tam odnośnika - red.] to standardowe postępowanie - mówi Joanne McNabb. Biuro pani Nabb nie ma jednak żadnej władzy. Zmusić Google'a do umieszczenia odnośnika może sąd na wniosek prokuratora stanowego lub innych osób.
  20. Najnowszy sondaż firmy Taylor Nelson Sofres (TNS) ujawnił, że współcześni Brytyjczycy są zbyt zajęci (!), by w czasie przerwy w pracy zjadać pomarańcze. Zamiast tego decydują się na szybsze w obieraniu mandarynki. Okazuje się, że 3. rok z rzędu konsumpcja pomarańczy w Zjednoczonym Królestwie spada. Od zeszłego roku zmalała ona o 2%. Owoce te są nadal popularne wśród osób powyżej 45. roku życia, które uwzględniają je w codziennej porcji surowizny, ale młodsi dorośli zdecydowanie wolą drobniejsze i poręczniejsze mandarynki lub pochodzące ze Wschodu bezpestkowe owoce cytrusowe mikan. Te ostatnie są lepiej znane jako satsuma. Wyhodowano je w Chinach, a do USA i dalej na Zachód trafiły przez Japonię (a konkretnie przez prowincję Satsuma, stąd nazwa). Są słodkie, a rozmiarami i wyglądem przypominają mandarynki. Wg Brytyjczyków i mandarynki, i satsuma łatwiej zapakować jako drugie śniadanie, dobrze się je obiera, a co najważniejsze – nie robi przy tym bałaganu. W zeszłym roku spożycie mandarynek skoczyło o 60% (do 62 mln sztuk), a owoców mikan o 35% (do 460 mln sztuk). Dorośli sami nie mogą znaleźć czasu na pomarańcze, ale zachęcają do ich pałaszowania dzieci. Z tego powodu konsumpcja pomarańczy w tej grupie wiekowej wzrosła o 15%.
  21. Obok budynku Benrath Senior Centre, domu opieki w Düsseldorfie, stanęła replika przystanku autobusowego. Ma ona zapobiegać ucieczkom pacjentów z chorobą Alzheimera (ChA). Wcześniej ośrodek musiał polegać na pomocy policji, odstawiającej na miejsce delikwentów, którzy chcieli wrócić do domu i rodziny. W wielu przypadkach od dawna już ich nie mieli, ze względu na swój stan zdrowia nie mogli o tym jednak pamiętać... Jeśli nie mogliśmy ich znaleźć, musieliśmy powiadamiać policję. Było to szczególnie niebezpieczne, kiedy zdarzało się zimą i uciekinierzy spędzali noc na mrozie. Ponieważ dromomanii (popędu do włóczęgi) nie dawało się powstrzymać, władze centrum sprzymierzyły się z lokalnym stowarzyszeniem opiekuńczym Old Lions. Do düsseldorfskiego przewoźnika Rheinbahn AG wystosowano prośbę o dostarczenie fałszywego przystanku. Firma przystała na to z ochotą. Szef Starych Lwów, Franz-Josef Goebel, podkreśla, że choć cała sprawa prezentuje się zgoła komicznie, podstęp naprawdę się sprawdza. Nasi podopieczni mają średnio 84 lata. Ich pamięć krótkotrwała prawie nie funkcjonuje, ale długotrwała jest nadal aktywna. Staruszkowie znają żółte i zielone oznaczenia przystanków i pamiętają, że czekając tam, można się dostać do domu. Podchodzimy do nich i stwierdzamy, że pojazd przyjedzie dziś później i zapraszamy na kawę. Po pięciu minutach zapominają o ucieczce. Obecnie rozwiązanie jest wdrażane w kilku innych niemieckich domach opieki. Bezcelowe wędrowanie jest bardzo kłopotliwe dla opiekunów staruszków z demencją. Objaw ten pojawia się na późniejszych etapach choroby, gdy zaburzeniu ulegają wyższe czynności korowe. Osoba z ChA wychodzi z domu, a potem nie potrafi do niego wrócić. Czasami jej marsz ma pozornie celowy charakter. Wędrowanie, nazywane inaczej błąkaniem, jest zachowaniem stereotypowym i perseweracyjnym (powtarzalnym). Z fachowego punktu widzenia stanowi pozapoznawczy objaw ChA i zalicza się do grupy zaburzeń ruchowych.
  22. Japońscy inżynierowie z Hitachi oraz współpracujący z nimi profesor Takeshi Naemura z Uniwersytetu Tokijskiego, opracowali prototypowy system, który w czasie rzeczywistym tworzy trójwymiarowe obrazy. System korzysta ze zdjęć wykonanych przez 64 kamery ułożone w matrycy 8x8, a obraz widziany gołym okiem jako trójwymiarowy powstaje w zaledwie pół sekundy. System korzysta ze specjalnego wyświetlacza Hitachi, który umożliwia pokazywanie trójwymiarowych obrazów. Składa się on z 60 mikrosoczewek zamontowanych w panelu LCD, które emitują światło w 60 różnych kierunkach. Tak więc każda soczewka pokazuje zdjęcie wykonane pod nieco innym kątem. Następnie system przetwarza fotografie z 64 kamer pod 60 różnymi kątami, tworząc jeden trójwymiarowy obraz. Zdjęcia wykonane przez kamery są kompresowane i wysyłane do stacji roboczej. Ta z kolei korzysta z układu graficznego GeForce 8800 Ultra, dwurdzeniowego procesora Xeon taktowanego zegarem o częstotliwości 3 GHz oraz 3 gigabajtów RAM. Po obróbce można oglądać trójwymiarowy obraz o rozdzielczości 256x192 piksele wyświetlany z prędkością 7 klatek na sekundę. Nie wiadomo, czy zaprezentowany system kiedykolwiek trafi do sprzedaży. Trudno też ocenić jego koszty. Wykorzystana stacja robocza jest warta około 4800 dolarów, a zestaw 64 kamer kosztuje około 17 tysięcy USD.
  23. Mutacja pewnego genu powoduje, że ludzie zaczynają się poruszać na czworakach. Do tej pory naukowcy nie doszli jednak do porozumienia, w jaki sposób zaburzenie jego działania nie dopuszcza do chodzenia w pozycji wyprostowanej. O tym, że istnieją ludzie posługujący się przy chodzeniu zarówno nogami, jak i rękoma, świat dowiedział się dzięki dokumentowi telewizji BBC2 z 2006 roku (The Family That Walks On All Fours). Przedstawiono w nim kilku członków tureckiej rodziny Ulas, u których stwierdzono tę dziwną przypadłość. Wszyscy oni byli upośledzeni umysłowo i mieli problemy z utrzymaniem równowagi. Po jego wyemitowaniu pojawiły się doniesienia o czworonożnych ludziach z innych części świata, w tym z Brazylii i Iraku. Opisywane osoby poruszają się w sposób określany mianem niedźwiedziego raczkowania (ang. bear crawl). Wygląda ono podobnie do zwykłego raczkowania, tylko nogi są ułożone inaczej. Delikwent nie przesuwa się na kolanach, lecz stawia stopy na ziemi (tak jak dłonie). Jego ciało wygina się w łuk. Co powoduje, że ludzie przestają się poruszać jak ludzie? Przed dwoma laty Uner Tan z Çukurova University w Adanie postulował, że osoby czworonożne cofają się do etapu ewolucyjnego poprzedzającego przyjęcie postawy wyprostowanej (International Journal of Neuriscience). Turek ukuł nawet termin "dewolucja". Jego biegający na czterech kończynach rodacy byliby więc ofiarami zmutowania genów (lub genu) umożliwiających spionizowanie ciała. Oprócz wymienionych wcześniej cech, zespół Unera Tana obejmował zbliżony do małp człekokształtnych stosunek długości rąk i nóg. Fenomen badał też psycholog Nicholas Humphrey z London School of Economics. W zupełności nie zgadzał się on jednak z Tanem. Stwierdził nawet, że tezy Turka nie mają sensu z genetycznego i ewolucyjnego punktu widzenia. Wg niego, osoby cierpiące na opisywane zaburzenie mają uogólnione problemy z utrzymaniem równowagi. Ponieważ nie leczono ich w odpowiedni sposób, muszą się poruszać na czworakach. Gdyby dać im chodzik, potrafiłyby stanąć, a nawet się przemieszczać. W Barcelonie odbyło się spotkanie Europejskiego Stowarzyszenia Genetyki Człowieka. Tayfun Özçelik i zespół z Bilkent University w Ankarze badali 4 tureckie rodziny z przypadkami czworonożności. U członków dwóch z nich odkryto mutację w genie VLDLR. Koduje on białko – receptor lipoprotein o bardzo małej gęstości - niezwykle istotne z punktu widzenia prawidłowego rozwoju układu nerwowego. W artykule, który ukazał się w marcu w Proceedings of the National Academy of Sciences USA, Özçelik dywaguje, że białko VLDLR musi wpływać na zdolność do przyjęcia postawy wyprostowanej. Inni naukowcy, m.in. wspominany już wcześniej Humphrey, sądzą jednak, że mutacje w VLDLR oddziałują na ogólny rozwój mózgu, a zwłaszcza móżdżku. Humphrey podkreśla, że jego zespół także natrafił na mutacje genu VLDLR u części czworonożnych pacjentów. Brytyjczycy inaczej wyjaśniają jednak "przebieg wydarzeń". Sądzą np., że dochodzi do niedorozwoju móżdżku. Niekoniecznie musi to być część związana z nauką chodzenia, ale z równowagą i zdolnością wyprostowania się. Turek odparowuje, że do tej pory opisano wiele chorób zaburzających zmysł równowagi, żadna nie prowadziła jednak do czworonożności. Niektóre uwzględnione przez niego osoby miały częsty kontakt z wieloma lekarzami (część odwiedziła gabinety ponad 10 medyków). Chodzik czasem pomagał, ale chorzy przestawali z niego korzystać i ponownie zaczynali się przemieszczać na czworakach. Mutacje VLDLR to nie jedyna przyczyna zespołu. W różnych rodzinach zaburzenie jest powiązane z różnymi chromosomami. Poza tym opisano przypadki ludzi z mutacjami VLDLR, którzy chodzili na dwóch nogach, choć był to chód chwiejny.
  24. Genetyczne uwarunkowanie zwiększające ryzyko zapadnięcia na raka jelita grubego (CRC, od ang. Colorectal Cancer) poprawia także szanse przeżycia - donoszą amerykańscy naukowcy. Dwoje lekarzy z Cancer Center w Bostonie dowiodło, że osoby spokrewnione z chorymi na ten nowotwór mają większe szanse przeżycia oraz bezpowrotnego pokonania choroby od osób, u których nie pojawiały się w rodzinie przypadki choroby. Analiza objęła 1087 chorych, którzy leczeni byli chirurgicznie w połączeniu z podawaną następnie chemioterapią. Badacze wykazali, że śmiertelność nowotworu wynosiła 29% dla osób, u których w rodzinie stwierdzono wcześniej przypadki raka jelita grubego. Dla porównania, w grupie pacjentów, którzy byli pierwszymi chorymi na ten nowotwór w rodzinie, ryzyko wynosiło aż 38%. Powód powstania tej różnicy nie jest znany ani zrozumiany, tłumaczy dr Jennifer A. Chan, pracowniczka Cancer Center w Bostonie oraz Uniwersytetu Harvarda. Badacze próbowali wyjaśnić tę rozbieżność m.in. wpływem diety oraz stylu życia, lecz hipoteza ta nie znalazła potwierdzenia w praktyce. Jak tłumaczy badaczka, być może istnieje jakiś rodzaj cechy genetycznej, która nie tylko zwiększa ryzyko [zachorowania - red.], lecz także poprawia rokowanie dla pacjenta. Co ciekawe, stopień obciążenia genetycznego wyraźnie koreluje z szansą przeżycia - osoby, w których rodzinach chorowało co najmniej dwoje bliskich krewnych, miało aż 51 procent szans na przeżycie w porównaniu do pacjentów z rodzin, w których nie stwierdzono przypadku choroby. Genetyczne przyczyny CRC nie są dokładnie poznane. Zidentyfikowano co prawda pewne mutacje, które zwiększają ryzyko zachorowania (ogromny wkład w prace nad tym zagadnieniem mają polscy naukowcy pod wodzą prof. Jana Lubińskiego z Pomorskiej Akademii Medycznej w Szczecinie), lecz procesy biologiczne sterowane przez wadliwe warianty tych genów nie są dokładnie znane. Jeszcze mniej wiadomo na temat mechanizmu, który pozwala na zwiększenie przeżywalności choroby u osób obciążonych tymi, niekorzystnymi z pozoru, uwarunkowaniami genetycznymi. Dokładna identyfikacja tych zależności może pomóc w opracowaniu lepszych strategii leczenia oraz poszukiwaniu nowych terapii. Jak podkreśla dr Chan, Jeżeli to intrygujące odkrycie zostanie potwierdzone przez inne badania, rodzinna historia zachorowań może zostać nowym czynnikiem prognostycznym w raku jelita grubego. Zdaniem badaczki, jeżeli tak się stanie, możemy oczekiwać przeprowadzenia kolejnych analiz, których celem będzie poszukiwanie związku pomiędzy poszczególnymi wariantami różnych genów oraz ryzykiem zachorowania i szansami na całkowite wyleczenie choroby.
  25. Liczba bakterii, które zamieszkują organizm typowego człowieka, jest aż dziesięciokrotnie wyższa od liczby jego własnych komórek. Mimo to, wciąż wiemy bardzo niewiele na temat struktury tego wyjątkowego "rezerwatu", zwanego fachowo mikrobiomem, który każdy z nas utrzymuje przy życiu. Co więcej, większość dotychczasowych badań skupiała się wyłącznie na tych mikroorganizmach, które są odpowiedzialne za nagłe zachorowania, pomijając przy tym te, które są z pozoru neutralne. Właśnie ta ostatnia grupa bakterii stała się ostatnio celem licznych analiz. To może stanowić podstawę całkowicie nowego sposobu patrzenia na chorobę. Aby zrozumieć, jak zmiany w obrębie populacji bakterii wpływają na chorobę lub w jaki sposób choroba wpływa na nie, najpierw musimy ustalić, co jest normą, a być może nawet sprawdzić, czy norma w ogóle istnieje, mówi Margaret McFall Ngai z University of Wisconsin. Badacze już od dawna przypuszczali, że różnorodne mikroby żyjące w obrębie ludzkiego organizmu moga wpływać na stan jego zdrowia. Jednak dopiero teraz, w epoce badań molekularnych, możliwe jest wykonanie szczegółowej analizy poszczególnych grup bakterii oraz określenie wpływu na utrzymanie zdrowia lub zapadnięcie na określoną chorobę. Doskonałym przykładem rozwoju technologii są badania prowadzone przez dr. Martina Blasera z Uniwersytetu Nowojorskiego. Przed rozpoczęciem prowadzonych badań, znanych było poniżej stu gatunków bakterii żyjących na powierzchni ludzkiej skóry. Zastosowanie badań genetycznych umożliwiło wydłużenie tej listy do 182 gatunków w obrębie skóry samego przedramienia, a kolejne serie testów rozszerzały spektrum wykrywanych mikrobów. Obecnie szacuje się, że całkowita liczba gatunków bakterii żyjących na przedramieniu pojedynczego człowieka może wynosić nawet 500. Już wstępne badania dr. Blasera doprowadziły go do wielu interesujących odkryć. Zauważył on na przykład, że zaledwie 10 gatunków z całej puli badanych mikroorganizmów stanowi aż 50% liczebności całego mikrobiomu skóry. Co więcej, niektóre z nich wykazywały wyraźne "przywiązanie" do żywiciela, gdyż nawet próby przeniesienia ich na ciało innego człowieka nie kończyły się ich adaptacją do nowego środowiska. Oznacza to, że każdy z nas dysponuje najprawdopodobniej unikalną "sygnaturą bakteryjną", której struktura może mieć istotny wpływ na nasze zdrowie. Podobne badania prowadzi dr Daniel Frank z University of Colorado. Jego praca polega na analizie flory bakteryjnej jelit u osób cierpiących na przewlekłe zapalenia jelit. Dzięki analizom mikrobiologicznym wykazał, że osoby zapadające na tę chorobę wykazują wyraźny spadek liczby bakterii uznawanych za korzystne dla przewodu pokarmowego i chroniące go. Do uzyskania pełnego obrazu potrzebne jest jeszcze ustalenie sekwencji zdarzeń - nie wiadomo bowiem, czy zaburzenia flory bakteryjnej zwiększają ryzyko choroby, czy też zapalenie jelit wywołuje zmiany w populacji mikroorganizmów. Na tym nie koniec. Okazuje się, że pewne szczepy bakterii mogą odgrywać istotną rolę w rozwoju otyłości, o czym donieśli już kilka lat temu naukowcy z Uniwersytetu Waszyngtońskiego. Dzięki ich badaniom udowodniono, że zmiany w obrębie mikrobiomu mogą wpływać na masę ciała m.in. poprzez specyficzne produkty metabolizmu poszczególnych grup mikrobów. Analiza flory bakteryjnej organizmu człowieka jest obecnie ważnym elementem programu badań sponsorowanych przez amerykański budżet - w ciągu najbliższych pięciu lat badacze otrzymają do dyspozycji astronomiczną kwotę stu milionów dolarów. Celem przedsięwzięcia, zwanego Human Microbiome Project (Projekt Badania Ludzkiego Mikrobiomu), będzie scharakteryzowanie rodzajów bakterii zamieszkujących ciało osób zdrowych, a następnie porównanie ich z florą bakteryjną osób chorych na poszczególne schorzenia. Pozwoli to na ustalenie wpływu bakterii na ryzyko zachorowania, a być może umożliwi także stworzenie zestawów bakterii, które mogłyby, dzięki celowemu podawaniu ich pacjentom, zapobiegać rozwojowi poszczególnych chorób.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...