-
Liczba zawartości
37644 -
Rejestracja
-
Ostatnia wizyta
nigdy -
Wygrane w rankingu
247
Zawartość dodana przez KopalniaWiedzy.pl
-
W roku 2010 w modelu Ford Focus Coupe zadebiutuje technologia, która z pewnością ucieszy wielu rodziców. Zadaniem MyKey jest danie rodzicom przynajmniej częściowej kontroli nad tym, w jaki sposób ich dzieci prowadzą samochód. Rodzice będą mogli w taki sposób zaprogramować kluczyk do samochodu, by uruchomiony nim pojazd rozwijał prędkość nie większą niż 130 km/h oraz by głośność samochodowego zestawu stereo nie przekraczała 44% jego całkowitych możliwości. Co więcej, gdy kluczyk zostanie zaprogramowany, za każdym razem, gdy prędkość pojazdu przekroczy 72, 88 i 105 kilometrów na godzinę, kierowca usłyszy ostrzegawcze dźwięki. MyKey zadebiutuje w Fordzie Focusie, ale bardzo szybko trafi do wszystkich modeli tego producenta. Aż 67% ankietowanych młodych ludzi było przeciwnych technologii MyKey. Jednak, gdy zwrócono im uwagę, że dzięki niej rodzice częściej pożyczą im samochód, zwolennikami programowalnego kluczyka okazało się 36% ankietowanych.
- 85 odpowiedzi
-
- ograniczenie prędkości
- Focus Coupe
-
(i 2 więcej)
Oznaczone tagami:
-
Przeżywające od dłuższego czasu kłopoty AMD ma szansę wyjść na prostą. Firma w końcu otrzymała z Abu Dhabi dofinansowanie w wysokości 8,4 miliarda dolarów. Ponadto wszystko wskazuje na to, że podzieli się na dwa przedsiębiorstwa. Samo AMD zajmie się projektowaniem układów scalonych, a wydzielone zeń fabryki staną się osobną firmą, która będzie przyjmowała zlecenia na produkcję kości zarówno dla AMD jak i innych przedsiębiorstw. W skład tej firmy, która już jest nieoficjalnie nazywana Foundry Co., wejdą dwie fabryki w Niemczech oraz nowy zakład w stanie Nowy Jork. Z obecnie dostępnych danych wynika, że rząd Abu Dhabi zapłaci 2,1 miliarda dolarów za 56% Foundry Co. Później ma zainwestować jeszcze 3,6 do 6 miliardów dolarów w budowę nowych zakładów. Ponadto z AMD do Foundry Co. przejdzie 3000 pracowników. Szefem nowej firmy zostanie Doug Grose, który jest obecnie odpowiedzialny w AMD za produkcję. To nie pierwsze inwestycje w AMD ze strony AbuDhabi. Już w ubiegłym roku firma Mubadala Development Co. zakupiła 8,1% udziałów w głównym konkurencie Intela. Teraz wyda ona dodatkowo 314 milionów, a jej udziały zwiększą się do 19 procent.
- 2 odpowiedzi
-
- układ scalony
- fabryka
-
(i 4 więcej)
Oznaczone tagami:
-
Badacze z Yale University i National Institute of Standards and Technology (NIST) ulepszyli działanie elektocytów węgorza elektrycznego (Electrophorus electricus). Dzięki temu uzyskują wyższe napięcie, które mają nadzieję wykorzystać do zasilania implantów i innych aparatów medycznych. Elektrocyty tworzą szeregi, zlokalizowane po bokach wzdłuż płetwy odbytowej. Są połączone na zasadzie baterii ogniw galwanicznych, oddziela je galaretowata tkanka. Jedna komórka nie jest w stanie wytworzyć wysokiego napięcia (generuje dziesiąte części wolta), ale cały szereg jak najbardziej tak (600 woltów). Gdy zadziała bodziec chemiczny, otwierają się kanały jonowe. Kationy sodu napływają do wnętrza, a kationy potasu przemieszczają się na zewnętrzną stronę błony komórkowej. Przemieszczanie się jonów zwiększa napięcie, przez co otwiera się coraz więcej kanałów, a po przekroczeniu pewnego punktu proces zaczyna się samonapędzać. Na końcu kanały się zamykają, a aktywny transport jonów przywraca stan wyjściowy. David LaVan, inżynier z NIST, uważa, że w grę wchodzi co najmniej 7 typów kanałów, na które można wpłynąć, manipulując różnymi zmiennymi, np. gęstością rozmieszczenia w błonie. Elektrocyty działają w inny sposób niż neurony. Komórki nerwowe przewodzą, wg Amerykanów, raczej informację, a nie energię. Szybko się wyładowują, nie osiągając przy tym dużej mocy. Elektrocyty reagują wolniej, ale generują wyższe napięcie, które dłużej się utrzymuje. LaVan i Jian Xu opracowali model konwersji stężenia jonów na impulsy elektryczne. Przetestowali go i na podstawie wyników sprecyzowali, jak zmaksymalizować napięcie, zmieniając proporcje i ułożenie różnych typów kanałów. Udało im się uzyskać sztuczną komórkę, która w jednym pulsie generuje o 40% silniejszy sygnał. Druga wersja też działa lepiej od oryginału, szczytowe napięcie jest bowiem wyższe o 28%. Gdy sztuczne elektrocyty ułoży się warstwami w sześcian o boku nieco powyżej 4 mm, można uzyskać stałą moc (300 mikrowatów) do zasilania niewielkich urządzeń medycznych.
- 9 odpowiedzi
-
- urządzenia medyczne
- implant
-
(i 4 więcej)
Oznaczone tagami:
-
Specjaliści z BT, Glamorgan University, Edith Cowan University i Sim Lifecycle Services przyjrzeli się... starym telefonom komórkowym. Odkryli, że wyrzucanie tych urządzeń jest niebezpieczne dla właścicieli, a szczególnie dla ludzi biznesu. Okazuje się bowiem, że niemożliwe jest całkowite wykasowanie danych z pamięci telefonów. Zawsze jakieś informacje na nich pozostaną. W ramach studium eksperci zebrali telefony od firm, które zajmują się ich recyclingiem. Badacze odkryli, że w 7% wyrzuconych telefonów znajduje się tyle danych osobowych, że pozwalają one na kradzież tożsamości. Kolejne 7% zawiera informacje o firmach i umożliwia przestępcy zdefraudowanie firmowych pieniędzy. W 2% komórek wciąż tkwiły karty SIM. Ponadto aż 27% urządzeń BlackBerry znajdowały się dane firmowe, a informacje osobowe odkryto w 16% z nich. Spośród 161 badanych telefonów większość stanowiły urządzenia GSM pierwszej generacji. Połowę z nich udało się uruchomić. Profesor Andrew Blyth z Glamorgan University powiedział: Obecnie nie istnieją narzędzia, która pozwalałyby wykasować wszystkie dane z telefonów komórkowych. Przyczyną takiego stanu rzeczy jest fakt, iż do skutecznego usunięcia danych użytkownik potrzebowałby dostępu do całej pamięci telefonu. Jednak producenci tych urządzeń, ze względów biznesowych, takiego dostępu nie dają.
- 13 odpowiedzi
-
- informacje
- dane
-
(i 1 więcej)
Oznaczone tagami:
-
Podobnie jak mężczyźni z tą samą przypadłością, otyłe kobiety często nie potrafią prawidłowo określić, ile kalorii zawierał posiłek czy przekąska, są jednak lepsze od swoich koleżanek z nadwagą i prawidłową masą ciała w ocenie nasilenia własnej aktywności fizycznej. Zespół Tracy Oliver z Temple University porównał samoocenę ilości ruchu z obiektywnymi danymi uzyskanymi za pomocą przyspieszeniomierza. Przy pierwszym i drugim pomiarze, który przeprowadzono po 3 miesiącach, otyłe panie dokładniej określały nasilenie aktywności fizycznej, jednak po roku wszystkim trzem grupom wagowym wychodziło to równie dobrze. Określenie, ile minut poświęciło się na ćwiczenia, dla wielu nie jest łatwym zadaniem. Ale dokładność oszacowań może wzrosnąć pod wpływem edukacji i długotrwałego zaangażowania w aktywność fizyczną – przekonuje Oliver.
-
Niski poziom hormonu stresu, kortyzolu, może wyzwalać aspołeczne zachowania u młodych mężczyzn – uważają badacze z Uniwersytetu w Cambridge. Uznaje się, że u większości ludzi stężenie kortyzolu rośnie w stresujących sytuacjach, np. przed egzaminem czy operacją. Wspomaga on zapamiętywanie, sprawia też, że ludzie są ostrożniejsi i lepiej kontrolują emocje, w tym agresję. Zespół Graeme'a Fairchilda i Iana Goodyera przez kilka dni pobierał próbki śliny od grupy ochotników ze szkół i tzw. trudnej młodzieży: raz w warunkach bezstresowych (stan spoczynku) i raz przed, w trakcie oraz tuż po wyzwalającym uczucie frustracji eksperymencie. Okazało się, że gdy u przeciętnego chłopaka w stresujących warunkach poziom kortyzolu bardzo wzrastał, u osób wykazujących zachowania aspołeczne spadał. Oznacza to, że zachowania aspołeczne są w większym stopniu uwarunkowane biologicznie niż dotąd sądzono. Można mieć zatem do nich predyspozycje, tak jak niektórzy są bardziej podatni na depresję albo zaburzenia lękowe. Jeśli odkryjemy, co dokładnie leży u podłoża niezdolności do wykazywania normalnej reakcji na stres, będziemy w stanie zaprojektować nowe metody terapii – podkreśla dr Fairchild.
- 9 odpowiedzi
-
- Graeme Fairchild
- stężenie
-
(i 5 więcej)
Oznaczone tagami:
-
Wydawałoby się, że dzwonek w telefonie ma po prostu informować o przychodzącym połączeniu lub SMS-ie i nie powinien być zbyt długi, bo w końcu i tak ktoś odbierze albo włączy się poczta głosowa. Najwyraźniej Japończycy mają na ten temat odmienne zdanie, bo firma Dwango udostępniła swoim klientom dzwonek, który trwa aż 61 minut i 40 sekund. Prawdopodobnie zostanie on wpisany do Księgi rekordów Guinnessa, na razie jednak nie wiadomo, do której konkretnie kategorii. Usługa jest dostępna wyłącznie w Kraju Kwitnącej Wiśni. Wcześniej ta sama firma stworzyła dzwonek słyszany tylko przez psy. Wszystkie sygnały są dostępne dla osób, które wykupiły miesięczny pakiet za 315 jenów.
- 3 odpowiedzi
-
- Księga rekordów Guinnessa
- najdłuższy
-
(i 3 więcej)
Oznaczone tagami:
-
Urzekające śpiewanie ptaków wywołuje radość także w mózgu samego autora pieśni. Jest tylko jeden warunek: piosenka musi być zadedykowana samicy, o której względy ubiega się samiec. Badania wykonane w japońskim ośrodku RIKEN sugerują, że śpiew godowy ptaków aktywuje w mózgu jeden z najważniejszych rejonów wchodzących w skład tzw. układu nagrody. Stymulacja neuronów należących do tej struktury jest tak silna, jak u człowieka przyjmującego narkotyki. Oznacza to, że odkrycie może mieć znaczenie nie tylko dla zrozumienia fizjologii ptasich uwodzicieli, lecz także daje szansę na zgłębienie tajemnic procesu uzależnienia oraz wpływu niedozwolonego "wspomagania" na ludzki mózg. Naturalną ewolucyjną tendencją, oczywistą ze względu na dążenie do przetrwania gatunku, jest przyjemność odczuwana podczas aktywności związanej z uwodzeniem partnera i wchodzeniem z nim w kontakt. Z punktu widzenia fizjologii mózgu proces ten jest zależny od aktywności neuronów wydzielających dopaminę należących do brzusznej części nakrywki śródmózgowia (ang. ventral tegmental area - VTA). To właśnie z nimi wiążą się liczne narkotyki, np. kokaina i amfetamina, powodując silną stymulację komórek nerwowych i wyzwolenie uczucia przyjemności. Sprawa komplikuje się, gdy gwałtowne pobudzanie układu nagrody następuje zbyt często i zbyt intensywnie, przez co może dochodzić do uzależnienia i długotrwałego upośledzenia funkcjonowania układu nerwowego. Co ciekawe jednak, gwałtowna stymulacja mózgu u ptaków najprawdopodobniej nie powoduje większych uszkodzeń. Aby zrozumieć, w jaki sposób dochodzi do pobudzania VTA u zwierząt, badacze obserwowali zachowania godowe zeberek - australijskich ptaków śpiewających. Zauważono, że zwierzę to może wykonywać tę samą piosenkę na dwa bardzo różne sposoby. Pierwszy z nich to tzw. "pieśń ukierunkowana", mająca na celu skłonienie upatrzonej samicy do zostania matką jego potomstwa. Drugi sposób to tzw. "pieśń nieukierunkowana", wykonywana najczęściej w celu komunikacji z ptakami znajdującymi się poza zasięgiem wzroku lub w charakterze "próby" przed wystąpieniem na oczach samicy. Badacze z ośrodka RIKEN zaobserwowali, że choć pieśń w obu sytuacjach jest bardzo podobna, reakcja mózgu jest zupełnie odmienna w obu sytuacjach. Do stymulacji VTA u zeberek dochodzi wyłącznie wtedy, gdy samiec wykonuje swoją arię w celu uwiedzenia partnerki. Odkrycie Japończyków jest bardziej istotne, niż mogłoby się wydawać. Daje ono nadzieję na zrozumienie procesu stymulacji układu nagrody nie tylko poprzez naturalne zachowania społeczne, lecz także w wyniku przyjmowania substancji odurzających. Badacze liczą, że odpowiednio przeprowadzone eksperymenty pozwolą zrozumieć, w jaki sposób uszkodzenie mózgu w wyniku nadmiernej aktywacji regionu VTA wpływa na zdolność do odczuwania przyjemności z utrzymywania kontaktów społecznych. Może to być niezwykle istotne dla zrozumienia zmian zachodzących w psychice osób silnie uzależnionych od narkotyków. Być może pozwoli także na opracowanie strategii pozwalającej na ograniczenie szkód powodowanych przez przyjmowanie nielegalnych substancji.
-
Jedną z podstawowych strategii pozwalających wirusom na przeprowadzenie skutecznej infekcji jest przyśpieszanie metabolizmu komórek. Czy oznacza to, że podawanie leków zmniejszających aktywność komórek pozwoli na pokonanie wielu infekcji? Badacze z University of Rochester twierdzą, że jest to bardzo możliwe. Liczne wirusy, wśród nich te najistotniejsze z punktu widzenia medycyny, jak HIV czy wirus zapalenia wątroby typu B, używają tych samych związków do budowy własnych cząstek. Zdaniem angielskich badaczy może to oznaczać, że blokowanie syntezy tych składników może skutecznie powstrzymywać zakażenie. Prawdopodobnie najbardziej efektywnym celem takiej terapii byłoby tymczasowe blokowanie wytwarzania przez komórkę wytwarzania niektórych kwasów tłuszczowych, którymi liczne wirusy otaczają się pod koniec procesu namnażania. Dotychczas nie było jednak dokładnie wiadomo, w jaki sposób wirusy "zmuszają" komórkę do produkowania potrzebnych im substancji. Najnowsze badania, opublikowane przez czasopismo Nature Biotechnology, wykorzystywały techniki pozwalające na śledzenie zmian stężeń poszczególnych substancji wewnątrz komórki. Nowej dziedzinie badań nadano nawet własną nazwę "fluksomika" (od ang. flux - przepływ, w tym wypadku: przepływ materii i energii w komórce). Dla naukowców z Rochester szczególnie istotna była analiza tempa przemiany glukozy w kwasy tłuszczowe potrzebne do syntezy nowych cząstek wirusowych. Dzięki zastosowaniu nowych technik fluksomiki nasze badanie pokazuje, iż podczas infekcji wirus przejmuje kontrolę nad metabolizmem komórkowym i wywołuje, obok innych procesów, wyraźne zwiększenie syntezy kwasów tłuszczowych, tłumaczy badacz związany z projektem, dr Joshua Munger. Dodaje: odkryliśmy także, że jeśli zwalcza się to ożywienie metabolizmu kwasów tłuszczowych dzięki istniejącym lekom przeciw otyłości oraz substancjom spowalniającym metabolizm, spowalnia się replikację wirusów. Munger i jego koledzy opracowali technikę, która pozwala na ocenę zmian biochemicznych w komórce poddanej infekcji ludzkim wirusem cytomegalii (ang. Human Cytomegalovirus - HCMV). Mikroorganizm ten należy do najczęściej atakujących człowieka wirusów i może powodować poważne komplikacje, jeśli gospodarz cierpi na zaburzenia odporności. Co więcej, HCMV atakuje liczne typy komórek, co czyni go atrakcyjnym celem do badań. Aby zbadać "przepływ metaboliczny" zainfekowanych komórek, naukowcy zsyntetyzowali cząsteczki glukozy wyznakowane radioaktywnym izotopem. Są one zużywane przez komórkę identycznie ze "zwykłą" glukozą, lecz zastosowanie odpowiednich metod analitycznych pozwala śledzić ich los po pochłonięciu przez komórki. W tym celu zastosowano spektroskopię masową, pozwalającą na wykrywanie niewielkich zmian masy cząsteczek (wynikają one z faktu, iż izotop radioaktywny ma inną masę, niż jego stabilny odpowiednik) oraz chromatografię cieczową, polegającą na rozdzieleniu poszczególnych związków ze względu na łatwość, z jaką rozpuszczają się w określonym rozpuszczalniku i migrują w jego roztworze. Obie techniki umożliwiły zbadanie, do jakich związków zostały włączone izotopy pierwotnie wchodzące w skład glukozy. Pozwoliło to na zdefiniowanie zmian w metabolizmie, którym poddawane są komórki zaatakowane przez wirusa. Ponieważ synteza koniecznych dla mikroorganizmu kwasów tłuszczowych nie jest stale niezbędna dla ludzkich komórek, badacze postanowili ocenić, w jaki sposób blokada tej reakcji wpłynie na intensywność replikacji wirusa. Wykorzystano w tym celu leki obniżające poziom cholesterolu, blokujące dwa ważne enzymy odpowiedzialne także za syntezę kwasów tłuszczowych: karboksylazę acetylokoenzymu A oraz syntazę kwasów tłuszczowych. W pierwszym przypadku osiągnięto aż tysiąckrotne obniżenie szybkości replikacji wirusa, zaś drugi lek spowolnił ten proces do zaledwie 1% jego normalnej wydajności. Podobne wyniki uzyskano w przypadku innych wirusów otaczających się tłuszczową otoczką, takich jak wirus grypy. Wyniki eksperymentu bez wątpienia sa interesujące, lecz wymagają przeprowadzenia dalszych testów klinicznych. Dotychczasowe analizy nie wskazują na występowanie jakiegokolwiek niebezpieczeństwa związanego z terapią, lecz należy pamiętać, iż przeprowadzono je w warunkach laboratoryjnych na bardzo ograniczonej puli komórek. Istnieje jednak nadzieja, że nowa terapia znajdzie zastosowanie w leczeniu infekcji licznymi mikroorganizmami, w tym niektórymi z najgroźniejszych dla człowieka wirusów, jak HIV czy wirus zapalenia wątroby typu B.
-
Jak odkryć, skąd się bierze tkanka tłuszczowa? Zaczyna się od bardzo chudej myszy, a następnie wszczepia się jej kolejno różne typy komórek podejrzewanych o powodowanie rozwoju tej tkanki. Mozolna, lecz skuteczna metoda pozwoliła amerykańskim badaczom na rozwiązanie tej zagadki. Autorami odkrycia są naukowcy z Howard Hughes Medical Institute oraz Rockefeller University. Zespół, prowadzony przez dr. Jeffreya Friedmana, odkrył tzw. komórki progenitorowe białych komórek tłuszczowych. Są one nieco podobne do komórek macierzystych, lecz, w przeciwieństwie do nich, mogą rozwijać się wyłącznie w kierunku pojedynczego typu dojrzałych komórek. Można więc powiedzieć, że są nieaktywne, lecz cały czas gotowe, by w odpowiedniej chwili podzielić się na dwie komórki, z których jedna wejdzie w skład dojrzałej tkanki tłuszczowej, zaś druga pozostanie komórką progenitorową i przejdzie w stan uśpienia aż do kolejnego momentu, kiedy potrzebny będzie kolejny jej podział. Identyfikacja komórek progenitorowych białych komórek tłuszczowych dostarcza nam środków pozwalających na identyfikację czynników regulujących podziały oraz nabieranie funkcji przez komórki tłuszczowe, tłumaczy dr Friedman. Odkrycie może mieć niebagatelne znaczenie dla całej służby zdrowia walczącej nieustannie z pandemią otyłości. Powstawanie tkanki tłuszczowej było dotychczas niejasne. Typowe komórki tłuszczowe, czyli adipocyty, są dojrzałymi komórkami pozbawionymi zdolności do podziału. Oznacza to, że nie mogą one prowadzić do wzrostu liczebności komórek wchodzących w skład tkanki. Przełom nastapił w momencie, gdy zastosowano technikę zwaną sortowaniem komórek aktywowanym przez fluorescencję (ang. fluorescence-activated cell sorting - FACS). Technika ta pozwala na odróżnienie poszczególnych typów komórek ze względu na cząsteczki występujące na ich powierzchni. Wykorzystuje się w tym celu przeciwciała - białka zdolne do wybiórczego wiązania określonych molekuł. Jeśli przeciwciało wyznakuje się odpowiednim barwnikiem, wówczas aparat do wykonywania FACS odróżnia komórki posiadające daną cząsteczkę na swojej powierzchni i oddziela je od pozostałych. Dzięki zastosowaniu tej techniki wyizolowano dwie populacje komórek, które mogły dawać początek tkance tłuszczowej. Aby potwierdzić fizjologiczną rolę odkrytych komórek, wszczepiono je zmodyfikowanym genetycznie myszom, które nie posiadały tkanki tłuszczowej. Eksperyment pozwolił na stwierdzenie, że tylko jedna z grup, której komórki posiadają na swojej powierzchni białko CD24, powoduje wspomniany efekt. Ich odkrycie nie było jednak proste, gdyż u myszy niemodyfikowanych komórki te stanowią zaledwie 0,08% wszystkich komórek budujących tkankę tłuszczową. W celu analizy rozwoju tkanki tłuszczowej badacze wykonali kolejną modyfikację genetyczną myszy. Stworzyli oni specjalną konstrukcję genową, która umożliwiła produkcję lucyferazy - enzymu niewystepującego naturalnie u ssaków, mającego zdolność bioluminescencji (świecenia) po dodaniu odpowiedniego składnika, zwanego lucyferyną. Enzym był jednak produkowany wyłącznie wtedy, gdy komórka otrzymywała sygnał do produkcji leptyny - hormonu wytwarzanego naturalnie wyłącznie w tkance tłuszczowej. Modyfikacja taka pozwalała na obserwację świecenia wyłącznie wtedy, gdy w organizmie zwierzęcia powstawały nowe komórki tłuszczowe. Współpracujący z Friedmanem badacz, dr Matt Rodeheffer, główny autor publikacji, wszczepił myszom pozbawionym tkanki tłuszczowej komórki wzbogacone o gen kodujący lucyferazę. Zaobserwowany wzrost świecenia świadczył o tym, że doszło w tym miejscu do rozwoju dojrzałych adipocytów. Co więcej, zabieg wpływał także na kondycję zwierząt, pozwalał bowiem na zwalczenie objawów cukrzycy związanej z całkowitym brakiem tkanki tłuszczowej. Zaobserwowano także wzmożoną syntezę związków charakterystycznych dla komórek tłuszczowych, co dodatkowo potwierdza rolę komórek produkujących CD24 w opisywanym procesie. To odkrycie pozwala nam lepiej zrozumieć podstawowe procesy biologiczne zachodzące w tkance tłuszczowej i umożliwia nam oraz innym badaczom analizę tych komórek w organizmach żywych zwierząt. Pozwala to także na ustalenie czynników molekularnych odpowiedzialnych za formowanie tkanki tłuszczowej, tlumaczy dr Rodeheffer. Potencjalnie możemy badać, w jaki sposób wzrost i nabieranie funkcji przez te komórki jest regulowane w przebiegu otyłości, a także określić, czy procesy na poziomie molekularnym są związane z regulacją [funkcjonowania] tkanki tłuszczowej oraz rozwojem różnych patologii, takich jak cukrzyca, choroby sercowo-naczyniowe, które są związane z otyłością i syndromem metabolicznym.
- 2 odpowiedzi
-
- komórki tłuszczowe
- adipocyty
- (i 7 więcej)
-
W miarę rozwoju nanotechnologii coraz więcej naukowców zwraca uwagę na to, że wprowadzamy do swojego środowiska materiały o nieznanych właściwościach. Używamy zdobyczy nanotechnologii nie wiedząc, czy nie są one szkodliwe dla naszego zdrowia. Ostatnie badania przeprowadzone przez Centrum Medyczne University of Rochester pokazują, że takie zagrożenie może istnieć. W Nano Letters ukazał się artykuł, którego autorzy informują, iż co najmniej jeden rodzaj nonocząstek przenika przez skórę myszy. Mowa tutaj o kropkach kwantowych. Są to, co prawda, najmniejsze z produkowanych nanocząstek, ale sam fakt, iż przenikają przez skórę, nasz pierwszy i najważniejszy mechanizm obronny, pokazuje, że nie można wykluczyć przenikania innych nanocząstek. Co więcej, badania pokazały, że gdy skóra zostanie oświetlona światłem ultrafioletowym (pochodzącym np. ze Słońca), przenikanie staje się łatwiejsze. To rodzi pytanie o bezpieczeństwo kosmetyków zawierających nanocząsteczki. Wiele z nich, szczególnie kremy z filtrami słonecznymi, korzysta ze szczególnych właściwości nanocząstek. Dlatego też Lisa DeLouise, która jest odpowiedzialna za wspomniane badania, chce teraz sprawdzić czy nanostruktury z dwutlenku tytanu i tlenku cynku - one są bowiem najczęściej stosowane w kosmetykach - również przenikają przez skórę. Specjaliści przewidują, że znaczenie badań nad wpływem nanocząsteczek na ludzkie zdrowie będzie rosło, gdyż tak naprawdę wciąż nie wiemy, w jaki sposób mogą się one zachowywać, gdy przedostaną się do organizmu.
- 14 odpowiedzi
-
- organizm
- bezpieczeństwo
-
(i 3 więcej)
Oznaczone tagami:
-
Jak długo trwała praca nad jaskiniowymi malowidłami naściennymi? Tydzień, miesiąc, a może rok? Pomyliłby się nawet ten, kto typowałby wiek, naukowcy uważają bowiem, że nasi przodkowie poświęcali rysunkowi niekiedy nawet do 20 tysięcy lat. Następujące po sobie pokolenia przerabiały, domalowywały, słowem: dodawały coś od siebie. Wcześniej trudno było dokładnie określić wiek malowidła czy rzeźby. Dopiero teraz, gdy zastosowano pionierską technologię, okazało się, że wiele z prehistorycznych dzieł sztuki powstawało de facto przez parę tysięcy lat. Badacze mają nadzieję, że dzięki temu będzie można precyzyjnie stwierdzić, kiedy pojawiła się i jakim przemianom podlegała kultura, gdy praprzodkowie człowieka przemierzali ok. 40 tysięcy lat temu Europę. Zespół z Wydziału Archeologii i Antropologii Uniwersytetu Bristolskiego powrócił niedawno z wyprawy do dwóch regionów Hiszpanii: Asturii i Kantabrii. Eksperci pobrali tam z ponad 20 rysunków naskalnych próbki o wadze co najmniej 50 mg. Podczas datowania posłużyli się metodą uranowo-torową. Opiera się ona na rozpadzie promieniotwórczym izotopów uranu. Co prawda wynaleziono ją w połowie XX wieku, ale do tej pory z powodzeniem stosowano w innych niż historia sztuki dziedzinach, np. geologii czy geochemii. Szef ekipy, dr Alistair Pike, uważa, że malowidła stanowią okno do umysłu człowieka prehistorycznego. Nie wiadomo tylko, kim był, ponieważ kłopoty z określeniem wieku rysunków nie pozwalają ich połączyć z innymi artefaktami. Trudno też powiedzieć, czy tradycja malowania jaskiń przybyła do Europy wraz z pierwszymi "osadnikami" jakieś 40 tys. lat temu, czy rozwinęła się później. Tradycyjne metody oceny wieku pigmentów, np. metodą węgla radioaktywnego, prowadzą do zniszczenia rysunków, a próbki łatwo ulegają skażeniu. Dlatego też bristolczycy postanowili badać nie farby, ale odłożone na nich warstwy węglanu wapnia, np. stalaktyty i stalagmity. Technikę testowano w zeszłym roku przez dwa tygodnie w hiszpańskich jaskiniach. Teraz fachowcy powrócili z innej dwutygodniowej wyprawy, podczas której pobierano próbki w kolejnych 9 jaskiniach, m.in. w Altamirze, Tito Bustillo i La Pasiega. Metoda datowania węglowego jest niedokładna, ponieważ pozwala stwierdzić, kiedy powstał węgiel drzewny, a nie rysunki. Archeolodzy wyjaśniają, że sporo węgla do dziś pokrywa dno jaskiń, a ludzie z paleolitu zapewne nie wytwarzali go sami, gdy mieli ochotę coś namalować, ale korzystali ze starych zasobów. Ponadto technika ta jest kompletnie nieprzydatna w odniesieniu do rzeźb, gdyż nie zawierają one ani grama węgla organicznego. Pike uważa, że rozpatrując łącznie dowody zebrane przez przedstawicieli różnych dziedzin nauki, można stwierdzić, czemu rozkwit sztuki jaskiniowej nastąpił właśnie w tych, a nie w innych okresach. Okazuje się, że stały za tym nagłe zmiany klimatu, które zmuszały ludzi do przemierzania Starego Kontynentu. Po raz pierwszy, gdy wielkimi krokami zbliżał się najzimniejszy okres epoki lodowcowej, a po raz drugi, kiedy chłód się wycofywał i powiększały się obszary zdatne do zamieszkania. Po zastosowaniu metody uranowo-torowej stwierdzono, że malowidła, które uznawano za pochodzące z tego samego okresu, powstawały w kilku seriach, co w sumie trwało ponad 15 tys. lat. Pobieranie próbek do zbadania wcale nie jest łatwe. Trzeba zdrapać nieco węglanu, nie uszkadzając przy tym malowidła i nie skażając próbki skałą spod niego. W Cresswell Crags, by zdobyć ilość materiału do 3-krotnego zbadania, dwie osoby skrobały skałę aż przez 4 dni. Często trzeba się też przeciskać przez wąskie szczeliny. To spore poświęcenie, ale czego się nie robi dla nauki...
-
- metoda uranowo-torowa
- malowidła naścienne
-
(i 3 więcej)
Oznaczone tagami:
-
Cena akcji Yahoo! spadła do najniższego poziomu od 5 lat. W piątek sprzedawano je po 15,58 USD. Później nieco zyskały na wartości i sesja zakończyła się na poziomie 16 dolarów. Ostatnio tak niski kurs Yahoo! notowało w sierpniu 2003 roku. Tymczasem przed kilkoma miesiącami Microsoft oferował za przejęcie Yahoo! aż 32 dolary za akcję. Władze portalu zdecydowały jednak, że nie będą go sprzedawały i przekonały do tego akcjonariuszy. Yahoo! próbuje związać się z Google'em i przedłużyć na czas nieograniczony umowę dotyczącą współpracy przy reklamie internetowej. Warto jednak zauważyć, że dotychczas umowa ta nie przyniosła Yahoo! większych korzyści. Google znowu zyskało na rynku reklamy, a straciły zarówno Yahoo! jak i Microsoft. Ponadto wątpliwe, by na współpracę Yahoo! i Google'a wyraziły zgodę amerykańskie i europejskie urzędy antymonopolowe. Przyszłość Yahoo! jest zatem coraz bardziej niepewna i powoli staje się jasne, że obecny zarząd nie ma pomysłu na ratowanie firmy. Analitycy zastanawiają się, co oznacza tajemnicze milczenie Carla Icahna - miliardera, który był zwolennikiem sprzedaży Yahoo! Microsoftowi i podczas ostatniego Walnego Zgromadzenia Akcjonariuszy uzyskał 3 miejsca w 11-osobowym zarządzie firmy. Nie wiadomo, czy Icahn nadal chce sprzedaży firmy, czy też, na przykład, będzie chciał doprowadzić do odwołania prezesa Jerry'ego Yanga i wdrożenia własnego planu ratowania portalu.
-
Masajowie zabezpieczają stada swoich kóz przed suszą. Uciekają się przy tym do tradycyjnych rozwiązań, bo za jedyny przebłysk nowoczesności da się od biedy uznać wyłącznie wykorzystany materiał. Zakładają na brzuch kozła olor, czyli mocowany paskami kawał krowiej skóry czy plastiku. Uniemożliwia on kopulację i w ten sposób nie dopuszcza do nadmiernego wzrostu liczebności populacji i przetrzebienia i tak już skąpej roślinności. Dystrykt Kajiado, który znajduje się w odległości 80 km od stolicy Kenii Nairobi, nawiedziła susza. Ludzie przenoszą się z miejsca na miejsce, poszukując pastwisk dla zwierząt i wody. Dla Masajów zwierzęta są bardzo ważne, ponieważ niejednokrotnie stanowią jedyny dobytek i źródło pożywienia rodziny. Przywiązujemy olor pod brzuchem kozłów na trzy miesiące. Po tym czasie go usuwamy i wtedy mogą się rozmnażać do listopada, kiedy nadchodzą krótkie deszcze – tłumaczy Ole Ngoshoi Kipameto, jeden z pasterzy. Prostokątny kawałek skóry czy plastiku należy przełożyć przez głowę i przednie nogi zwierzęcia. Całość trzyma się dzięki lince lub elastycznym paskom. Kenijczycy twierdzą, że olor wygląda całkiem jak miniaturowy fartuszek. Peter Ndirangu, miejscowy urzędnik ds. trzody i bydła, twierdzi, że znane od wieków rozwiązanie jest naprawdę skuteczne. Tłumaczy, iż jest to metoda tańsza od współczesnych, które wymagają rozdzielenia samców i samic. Trzeba wtedy zatrudnić dwóch pasterzy, tymczasem olor może zastąpić jednego z nich. Dzięki niemu wpływa się zarówno na liczbę, jak i termin przyjścia na świat młodych. Gdy kozy zachodzą w ciążę i rodzą podczas suszy, są bardzo osłabione i nie mogą wytworzyć wystarczającej ilości mleka. Olor ogranicza rozród do pory deszczowej i okresu następującego tuż po niej.
-
Robert Aymar, dyrektor generalny CERN, zapowiedział, że Wielki Zderzacz Hadronów zostanie ponownie uruchomiony dopiero w kwietniu przyszłego roku. Urządzenie uruchomiono 10 września, jednak już 9 dni później poważna awaria spowodowała jego wyłączenie. Aymar poinformował, że wciąż nie wiadomo, jaka była przyczyna awarii. "Musimy przeprowadzić testy, ale nie możemy uwierzyć, by winny był magnes. Obecnie myślimy, że to wina któregoś z połączeń elektrycznych. Są ich tysiące i nie można wszystkich przetestować. Przekonamy się, gdy ogrzejemy magnes do temperatury pokojowej". Wiadomo, że każdy z potężnych magnesów wykorzystywanych przez LHC był testowany przed włączeniem, ale nie testowano połączeń elektrycznych. Zderzacz tak czy inaczej zostałby wyłączony na kilka miesięcy gdyż w zimie nie będzie on działał, by nie obciążać zbytnio sieci energetycznej Francji.
-
Wszyscy zdajemy sobie sprawę z korzyści, jakie przynosi czytanie książek. Naukowcy z Duke Children's Hospital przeprowadzili pierwszy w historii eksperyment, z którego wynika, że czytanie odpowiednich lektur może pomagać w... chudnięciu. Małym pacjentkom w wieku 9-13 lat, które leczyły otyłość, dano do czytania powieść "Lake Rescue". To książka, która została napisana specjalnie tak, by propagować wśród dzieci zdrowy tryb życia. Można w niej znaleźć liczne porady dotyczące odpowiedniego odżywiania się i dbania o swoją wagę. Po sześciu miesiącach od przeprowadzenia eksperymentu okazało się, że wśród 31 dziewczynek, które czytały "Lake Rescue" zauważono znaczący spadek wskaźnika BMI. Zmniejszył się on o 0,71%, gdy tymczasem w grupie kontrolnej 14 dziewczynek zanotowano wzrost BMI o 0,05%. Dokor Sarah Armstrong, dyrektor w Duke's Healthy Lifestyles Program mówi: Nie pamiętam już ile razy, jako pediatra, zalecałam rodzicom, by kupili książkę, która może zawierać dobre porady. Ale nigdy nie byłam w stanie wskazać żadnych badań naukowych, które potwierdziłyby moje zalecenia. To pierwsze studium, które pokazuje, że odpowiednia lektura może mieć pozytywny wpływ na zmianę stylu życia wśród młodych dziewcząt. Otyłość to coraz poważniejszy problem w USA. Już 16% osób w wieku 6-19 lat ma nadwagę lub jest otyłych. To trzykrotnie więcej niż w roku 1980. Co gorsza, wiele sposobów leczenia otyłości nie działa lub też związana jest z poważnym ryzykiem. Wymagają one bowiem zażywania lekarstw mających skutki uboczne, bądź też interwencji chirurgicznej.
- 13 odpowiedzi
-
- książka
- odchudzanie
-
(i 2 więcej)
Oznaczone tagami:
-
Przy odprawie przemytników kontrolują ludzie, psy i skanery bagażu. Teraz będzie im jeszcze trudniej, ponieważ do gry wkracza elektroniczny wykrywacz winy w wyrazie twarzy. System komputerowy będzie analizował ruchy oczu, zmiany w wielkości źrenicy, a także w przepływie krwi oraz temperaturze. Wynalazek powstanie na Bradford University. Naukowcy poświęcą mu dwa lata, mając do dyspozycji 500 tys. funtów. W urządzeniu znajdzie zastosowanie dynamiczne pasywne profilowanie w czasie rzeczywistym. Danej osobie będzie się wykonywać szereg zdjęć, a następnie poszukiwać oznak dyskomfortu czy prób ukrycia czegoś. To, co zamierzamy opracować, jest zasadniczo pasywnym wykrywaczem kłamstw [pasywnym, ponieważ by uzyskać wynik, nie jest konieczny udział badanej osoby; musi się ona po prostu pojawić w zasięgu urządzenia]. Chcemy automatycznie analizować wyrazy twarzy i ruchy oczu w odpowiedzi na zadawane pytania. Podstawą mają być obrazy wideo i inteligentne algorytmy. Wytrenowani funkcjonariusze w punktach kontroli granicznej naprawdę świetnie wyłapują osoby przemycające kontrabandę, analizując ich miny podczas rutynowego przesłuchania. Jak sprawdzić, by maszyna była w tym równie dobra? To niełatwe zadanie – tłumaczy dr Hassan Ugail. Niektórzy przemytnicy mogą doskonale panować nad wyrazem twarzy, dlatego w urządzenie zostanie wbudowany termowizor, który pozwoli na ocenę przepływu krwi przez twarz. Po zakończeniu testów aparatura znajdzie zastosowanie w wielu miejscach. Skorzystają z niej nie tylko celnicy, ale i policjanci. Projekt wystartuje w grudniu. Poza akademikami z Bradford, wezmą w nim udział przedstawiciele firmy QinetiQ, która specjalizuje się w zabezpieczeniach. Finansowanie zapewnia Engineering and Physics Sciences Research Council.
- 2 odpowiedzi
-
- analiza
- wyraz twarzy
-
(i 5 więcej)
Oznaczone tagami:
-
Ochrona wybrzeży przed falami to poważne wyzwanie dla specjalistów na całym świecie. Matematycy z University of Liverpool wraz z fizykami z Centre National de la Recherche Scientifique (CNRS) i Aix-Marseille Universite, odkryli, że wybrzeża można chronić dzięki... metamateriałom. Obecnie ochrona przed falami polega na budowaniu struktur, które są w stanie je rozbić. Jednak budowle te są bezsilne, w przypadku fal, które przeleją się nad nimi lub też będą na tyle potężne by je zniszczyć. Ponadto rozbijanie fal nie zapobiega ich dotarciu na wybrzeże i wyrządzeniu szkód. Opracowana przez uczonych struktura ma cylindryczny kształt i składa się ze słupów, które kierują wodę wzdłuż koncentrycznie ułożonych korytarzy, prowadząc je do wewnątrz budowli. Całość przypomina wirówkę. W takiej "wirówce" fale nie są rozbijane, ale kierowane w inne miejsce, tam, gdzie nie wyrządzą szkód. Co więcej sama struktura jest dla fali niewidoczna. Nie stanowi dla niej przeszkody, więc nie grozi jej zniszczenie. Naukowcy chcą teraz wypróbować swój laboratoryjny model w świecie rzeczywistym. Jeśli próby się powiodą, "niewidzialne" dla fal struktury pomogą chronić platformy wiertnicze w czasie sztormów czy wybrzeża przed tsunami.
-
Naukowcy z Uniwersytetu Stanowego Ohio odkryli w skale osadowej z Nevady najstarsze skamieniałe ślady zwierzęce na Ziemi. Pochodzą one sprzed ok. 570 mln lat. Należą do parecznika (Chilopoda) lub zamieszkującego środowisko wodne robaka (Vermes). Oznacza to, że już wtedy na naszej planecie występowały złożone organizmy, co podważa teorię, zgodnie z którą w prekambrze życie ograniczało się do drobnoustrojów i bardzo prostych organizmów wielokomórkowych. Trop znaleziony przez zespół profesora geologii Lorena Babcocka to dwa równoległe rzędy malutkich kropeczek. Ponieważ średnica pojedynczego punktu to zaledwie 2 mm, bardzo łatwo go przeoczyć. Fachowcy oceniają, że maleńkie odnóża naznaczyły osady w ediakarze, czyli ostatnim okresie neoproterozoiku, który trwał od 630 do 542 mln lat temu. Znalezisko ekipy Babcocka oznacza, że zwierzęta poruszające się o własnych nogach żyły na Ziemi o 30 mln lat wcześniej niż do tej pory sądzono. Dotąd zakładano, że większość znanych nam gromad zwierząt powstała w kambrze (542-490 mln lat temu). Ciągle mówiliśmy o możliwości istnienia w ediakarze bardziej złożonych organizmów, takich jak miękkie koralowce, stawonogi czy płazińce, ale dowody nie były całkiem przekonujące. Jeśli jednak, tak jak my, znajdziesz dowód istnienia zwierzęcia z nogami [...], teoria staje się o wiele bardziej prawdopodobna. Oczywiście, najlepiej byłoby, gdyby udało się odkopać skamielinę samego "autora" tropu. Dlatego też Babcock zamierza dalej przeszukiwać okolicę. Pięćset siedemdziesiąt milionów lat temu zalało ją płytkie morze. Na ślad w Nevadzie natrafiono przypadkowo w 2000 roku. Naukowcy prowadzili wtedy badania w górach w pobliżu Goldfield. Babcock nie jest pewien, jak długa była istota, która tak lekko poruszała się po ówczesnym dnie morza. Przypuszcza jednak, że średnica jej ciała wynosiła mniej więcej centymetr, a zwierzę dysponowało licznymi patykowatymi odnóżami. Geolog uważa, że podobne skamieliny mogą występować na terenie Morza Białego, południowej Australii, Nowej Fundlandii oraz Namibii. W 2002 roku w Kanadzie znaleziono ślad sprzed ok. 520 mln lat; trop z południowych Chin jest nieco starszy, ma bowiem ok. 540 mln lat.
- 1 odpowiedź
-
- zwierzę
- Loren Babcock
-
(i 6 więcej)
Oznaczone tagami:
-
Od pewnego czasu naukowcy zastanawiali się, w jaki sposób "dobre bakterie" zabezpieczają organizm przed infekcjami. Wyglada na to, że dzięki ekspertom z Laboratorium Chorób Pasożytniczych przy Narodowym Instytucie Alergii i Chorób Zakaźnych jesteśmy o krok bliżej od wyjaśnienia tego zjawiska. Ludzki organizm jest zamieszkiwany przez liczne gatunki mikroorganizmów. Nie każdy jest jednak świadom tego, że jest ich aż kilkaset (300-500) gatunków, a liczebność bakterii zamieszkujących ludzkie jelita przewyższa liczbę komórek całego ludzkiego ciała(!). Na całe szczęście zdecydowana większość z tych mikroorganizmów jest nie tylko nieszkodliwa, ale nawet korzystna dla naszych ciał. Dotychczas uważano, że dzieje się tak głównie dlatego, iż "dobre" (symbiotyczne) bakterie, zwane komensalami, wypierają te odpowiedzialne za rozwój chorób. Amerykańscy badacze udowadniają jednak, że istnieje jeszcze co najmniej jedno zjawisko pozwalające komensalom na aktywne wywoływanie odpowiedzi immunologicznej w kontakcie z bakteriami chorobotwórczymi (patogenami). Dla zachowania odporności organizmu kluczowa jest jego zdolność do odróżniania bakterii symbiotycznych od patogenów. Jest to tym trudniejsze, że oba typy mikroorganizmów należą do bakterii i są bardzo podobne pod wieloma względami. Wygląda jednak na to, że znaczący udział w tym procesie mają same "dobre" bakterie, które aktywnie stymulują odpowiedź immunologiczną gospodarza. Dokonują tego dzięki receptorom zwanym TLR, pozwalającym na wykrywanie wroga na podstawie cech budowy wspólnych dla szerokich grup bakterii. U zdrowego człowieka reakcje systemu immunologicznego są regulowane przez specyficzne komórki zwane regulatorowymi limfocytami T (ang. regulatory T cells - Treg). W sytuacji braku zagrożenia ich zadaniem jest hamowanie aktywności układu odpornościowego, lecz w czasie infekcji szkodlwiymi mikroorganizmami przechodzą one w odmienny tryb aktywności i wysyłają pozostałym komórkom sygnał do ataku. Właśnie ten mechanizm stanowił dotychczas największą zagadkę dla naukowców. Zespół badaczy z Laboratorium Chorób Pasożytniczych, prowadzony przez dr Yasmine Belkaid, odkrył, że podczas infekcji dochodzi do uwolnienia DNA bakterii symbiotycznych, które wiąże się następnie z jednym z receptorów TLR, oznaczonym jako TLR9, i wywołuje odpowiedź immunologiczną. Korzystne dla człowieka mikroorganizmy działają więc jak tzw. adjuwant, czyli substancja "zwracające uwagę" organizmu na obecność ciała obcego. Obecnie nie wiadomo dokładnie, w jaki sposób DNA bakterii symbiotycznych staje się dostępne dla receptorów TLR. Być może dzieje się tak dlatego, iż giną one w wyniku ataku obcych mikroorganizmów, co powoduje ucieczkę wszelkich substancji, w tym DNA, z wnętrza ich komórek. Jest to jednak jedynie hipoteza wymagająca dalszego zbadania. Nie jest także do końca jasne, dlaczego stymulacja układu odpornościowego przebiega z różną intensywnością u poszczególnych osobników. Badacze pokładają w bakteriach symbiotycznych ogromną nadzieję. Powszechnie uważa się, że mogą one odegrać istotną rolę w zapobieganiu alergiom i innym zaburzeniom funkcjonowania układu odpornościowego. Dokładne zrozumienie ich interakcji z organizmem człowieka jest więc niezwykle istotne z punktu widzenia wielu działów medycyny.
-
Regulacja aktywności wielu genów naraz od dawna stanowiła zagadkę dla biologów. Troje naukowców dowodzi, że jednym z procesów regulujących te procesy jest częstotliwość, z jaką poruszają się wahadłowo niektóre białka wewnątrz komórki. Odkrycia dokonało trzech naukowców z California Institute of Technology (Caltech): dr Michael Elowitz, dr Long Cai oraz student Chiraj Dalal. Badacze analizowali zachowanie pojedynczych komórek drożdży piekarskich (Saccharomyces cerevisiae) w odpowiedzi na nadmiar jonów wapnia w pożywce. Komórki odbierają nagłe zmiany składu chemicznego otoczenia jako zagrożenie, w odpowiedzi reagując zmianą aktywności ściśle określonych genów. Właśnie ten proces, a dokładniej mówiąc: jego regulacja, był głównym obiektem badania. Wcześniejsze badania wykazały, że jednym z białek odpowiedzialnych za reakcję komórek na zmianę stężenia jonów wapnia jest proteina zwana Crz1. Wykorzystując techniki inżynierii genetycznej badacze wyhodowali szczep drożdży, które produkowały cząsteczki Crz1 połączone z zielonym białkiem fluorescencyjnym (ang. Green Fluosrescent Protein - GFP). Pozwalało to na śledzenie zachowania molekuł wewnątrz komórki. Rejestracja zmian była mozliwa dzięki mikroskopowi sprzężonemu z lampą ultrafioletową (powodowała ona na wywołanie fluorescencji, czyli świecenia GFP) oraz kamerą wykonującą zdjęcia komórki w regularnych odstępach czasowych. Celem eksperymentu była analiza ruchu cząsteczek Crz1 do wnętrza jądra komórkowego oraz ucieczki z niego. Badacze zaobserwowali, że lokalizacja białka zmienia się nieustannie, lecz zawsze w sposób skoordynowany - w określonej chwili poszczególne molekuły poruszały się zawsze w jednym kierunku. Czas ich pobytu we wnętrzu jądra komórkowego był stały, lecz częstotliwość wykonywania "przeskoków" zależała od warunków, w jakich przebywała komórka. Jak tłumaczy dr Elowitz, można w takim razie powiedzieć, że poziom wapnia jest "zakodowany" w częstotliwości tych gwałtownych zmian lokalizacji. Zaobserwowana u drożdży metoda sterowania aktywnością genów jest niezwykle rzadka. W podobnych sytuacjach czynnikiem regulującym jest zwykle stężenie określonych substancji, lecz regulację poprzez częstotliwość ruchu wahadłowego cząsteczek zaobserwowano prawdopodobnie po raz pierwszy. Obserwacje wykonane przez naukowców z Caltech wskazują, że molekuły Crz1 regulują aktywność około stu genów. Co ważne, każdy z nich reaguje na stymulację w charakterystyczny dla siebie sposób, zależny od sytuacji wewnątrz komórki. Jest to warunek kluczowy dla optymalnej reakcji komórki na stres. Szczegółowych informacji na temat odkrycia dokonanego przez zespół dr. Elowitza dostarcza najnowszy numer czasopisma Nature.
-
- Crz1
- jądro komórkowe
-
(i 6 więcej)
Oznaczone tagami:
-
Suplementy diety zawierające witaminę C wyraźnie osłabiają skuteczność leków przeciwnowotworowych - dowodzą naukowcy na podstawie badań na hodowlach komórkowych i zwierzętach. Odkrycie może mieć niebagatelne znaczenie dla zaleceń wydawanych pacjentom przez lekarzy. Stosowanie witaminy C (kwasu askorbinowego) jako środka wzmacniającego (lub nawet zastępującego) tradycyjne metody leczenia nowotworów od lat wzbudza kontrowersje. Zwolennicy alternatywnej terapii uważają, że związek ten, mający charakter silnego przeciwutleniacza, może poprawiać stan zdrowia pacjentów. Okazuje się jednak, że aktywność ta, na codzień korzystna dla organizmu, może znacząco pogarszać działanie wielu chemioterapeutyków. Działanie wielu leków przeciwnowotworowych opiera się na powodowaniu drobnych uszkodzeń, które stopniowo niszczą komórki nowotworowe. W tym samym czasie komórki zdrowe utrzymują się w znacznie lepszym stanie, gdyż dysponują całym szeregiem mechanizmów ochronnych. Z tego powodu od lat uważano, że kwas askorbinowy, znany ze swojej zdolności do neutralizacji wolnych rodników powstających m.in. podczas działania niektórych leków, może obniżać skuteczność tych preparatów. Najnowsze badania pokazują jednak, że opisywane zjawisko jest bardziej skomplikowane. Próbę rozwiązania zagadki podjęli naukowcy z Memorial Sloan-Kettering Cancer Center - najstarszego na świecie prywatnego szpitala onkologicznego. Zespół, prowadzony przez dr. Marka L. Heaneya, testował szeroki zakres leków stosowanych rutynowo w chemioterapii, nie tylko te działające w oparciu o wytwarzanie wolnych rodników. Pierwszy etap testu polegał na analizie skuteczności poszczególnych substancji w zwalczaniu komórek nowotworowych w warunkach laboratoryjnych. W tym celu jedną z populacji komórek hodowano w standardowych warunkach, zaś do pożywki, w której dojrzewały pozostałe, dodano kwas dehydroaskorbinowy (ang. dehydroascorbic acid - DHA) - formę witaminy C pochłanianą naturalnie przez komórki i przetwarzaną w ich wnętrzu do formy aktywnej. Przeprowadzony eksperyment wykazał, że wszystkie testowane leki, także te działające w oparciu o mechanizmy zupełnie niezwiązane z wytwarzaniem reaktywnych form tlenu (czyli wolnych rodników), działały znacznie słabiej na komórki hodowane w pożywce o podwyższonej zawartości witminy C. Skuteczność preparatów spadała średnio o 30, a nawet 70 procent. Podobne wyniki uzyskano po przeprowadzeniu badań na zwierzętach. Testy pokazały wyraźnie, że myszy karmione przed rozpoczęciem terapii podwyższoną ilością kwasu askorbinowego znacznie słabiej reagowały na leczenie, a wszczepione im komórki nowotworowe powodowały znacznie przyśpieszony rozwój choroby. Wyniki badania wydawały się potwierdzać teorię o działaniu witaminy C jako przeciwutleniacza, lecz niespodziewane osłabienie działania niektórych leków skłoniło badaczy do zdefiniowania dokładnej przyczyny tego zjawiska. Badania, w których wzięli udział naukowcy z Uniwersytetu Columbia, wykazały, że przyczyną tego efektu był w rzeczywistości wpływ DHA na mitochondria. Struktury te, pełniące funkcję centrów energetycznych komórek, biorą istotny udział w procesie apoptozy, czyli samobójczej śmierci komórek. Dzięki wykonanym eksperymentom odkryto, że kwas dehydroaskorbinowy, powstający z rozkładu aktywnej witaminy C i będący jednocześnie jej prekursorem, aktywnie przeciwdziała rozpadowi mitochondriów, tym samym powstrzymując apoptozę komórek nowotworowych. Powodowało to zwiększenie ich żywotności, prowadząc do przyśpieszenia rozwoju choroby. Sytuację pogarsza dodatkowo fakt, że komórki nowotworowe wykazują tendencję do szybszego pobierania DHA w porównaniu do komórek zdrowych. Dr Heaney tłumaczy, że oba przeprowadzone eksperymenty odzwierciedlały sytuację, w której leczony pacjent przyjmuje znaczne dawki suplementów witaminy C. Zauważyliśmy, że DHA jest formą witaminy C przyjmowaną przez komórki, a otoczenie guza umożliwia jego komórkom konwersję większej ilości witaminy C do DHA, wyjaśnia badacz. Wewnątrz komórki DHA jest ponownie przetwarzany do kwasu askorbinowego i jest tam przetrzymywany, dzięki czemu może ją ochraniać. Badacz nie zaprzecza, oczywiście, że witamina C jest korzystna dla zdrowej tkanki, gdyż chroni mitochondria i w ten sposób przedłuża życie komórek. Zaznacza jednak, że sytuacja zmienia się, gdy konieczna jest eliminacja nowotworu. Zaleca wówczas stosowanie normalnej, zdrowej diety bogatej w witaminę C, lecz przyjmowanie dużych dawek suplementów witaminy C stanowi jego zdaniem "powód do zmartwienia".
- 17 odpowiedzi
-
- nowotwór
- kwas dehydroaskorbinowy
-
(i 5 więcej)
Oznaczone tagami:
-
Czy wirus HIV zaczął zarażać ludzi wcześniej, niż dotychczas uważano? Hipotezę taką stawiają naukowcy z University of Arizona. Ich zdaniem do rozprzestrzeniania się mikroorganizmu zaczęło dochodzić pomiędzy latami 1884 i 1924. Głównym autorem badań, które doprowadziły do tego wniosku, jest prof. Michael Worobey, ekolog i biolog ewolucyjny. Na podstawie analizy próbek zachowanych tkanek sądzi on, że wirus HIV zaczął zakażać ludzi wcześniej, niż dotychczas sądzono, zaś data uznawana dotychczas za moment pojawienia się patogenu odpowiada jedynie chwili, w której zaczął on rozprzestrzeniać się między ludźmi na masową skalę. Stało się to możliwe dzięki procesowi urbanizacji i powstawaniu pierwszych dużych miast w Afryce. Prof. Worobey i jego współpracownicy analizowali próbki pobrane z ciał pacjentów chorujących na nieznaną wówczas chorobę (dziś wiemy, że był to nabyty zespół niedoboru odporności, czyli AIDS). Dzięki zastosowaniu najnowocześniejszych znanych technik badań genetycznych naukowcy przeanalizowali m.in. dwie próbki uznawane za najstarsze preparaty zawierające materiał genetyczny HIV: materiał z biopsji węzła chłonnego wykonanej w roku 1960 roku oraz starszą o rok porcję krwi. Porównanie sekwencji informacji genetycznej, którą wirus wbudował do DNA ludzkich komórek, pozwoliło badaczom na ustalenie czasu potrzebnego na przejście całej serii mutacji prowadzących do powstania obu unikalnych szczepów. Zdaniem ekspertów z University of Arizona wspólny protoplasta wirusów, które zakaziły oboje pacjentów, powstał najprawdopodobniej około roku 1900. Jest to data o trzydzieści lat wcześniejsza od uznawanej dotychczas za prawdopodobny moment powstania pierwszego szczepu zdolnego do zakażania ludzi. Badania prof. Worobeya są pierwszymi, do przeprowadzenia których udało się pozyskać obie próbki uznawane za najstarsze na świecie preparaty zawierające ślady HIV. Kolejne zebrano dopiero w latach 70. i 80. XX wieku, gdy zespół AIDS był już zdefiniowany. Właśnie dlatego próbki z lat 1959 i 1960 są tak cenne i istotne dla naukowców. Jak tłumaczy sam prof. Worobey, po raz pierwszy byliśmy w stanie porównać dwa stosunkowo dawne szczepy HIV. Pomogły nam one ustalić precyzyjnie, jak szybko wirus ewoluował, a także solidnie ustalić, kiedy został przeniesiony na ludzi i jak szybko epidemia rozprzestrzeniała się od tego momentu, a także, jakie czynniki umożliwiły wirusowi stanie się skutecznym patogenem człowieka. Badania wskazują, że do przejścia wirusa HIV z szympansów na ludzi doszło najprawdopodobniej na terenie południowo-wschodniego Kamerunu. Jak tłumaczy prof. Worobey, mniej więcej w tym okresie powstawały na tym obszarze pierwsze miasta, takie jak należąca wówczas do Belgii stolica Demokratycznej Republiki Kongo, Kinszasa. Stosunkowo szybko, bo jeszcze przed rokiem 1960, doszło do rozprzestrzenienia się patogenu na sąsiednie kraje: Republikę Środkowej Afryki, Kongo, Gabon czy Gwineę Równikową. Świadczy o tym występujące obecnie zróżnicowanie genetyczne wirusa, pozwalające na odtworzenie trasy jego inwazji na człowieka. W tym czasie wirus wyewoluował na tyle, że jego migracja na pozostałe kontynenty była już jedynie kwestią czasu... Analiza próbek, pobranych niemal pięćdziesiąt lat temu i przechowywanych zgodnie z obowiązującymi wówczas procedurami, nie była prosta. Jak tłumaczy badacz, DNA i RNA w tych próbkach jest w naprawdę nieciekawym stanie. Jest silnie pofragmentowane, więc zamiast idealnych nici DNA lub RNA otrzymuje się bardzo pogmatwaną masę. [Wyniki naszych badań] dawały wielką satysfakcję, ale wymagało to szaleńczej ilości pracy. Dalsze plany naukowca obejmują analizę kolejnych próbek zawierających materiał genetyczny HIV i stworzenie na ich podstawie bardziej przejrzystego obrazu historii HIV. Jego zdaniem pozwoli to na precyzyjne ustalenie historii wirusa oraz momentów kluczowych dla uzyskania przez niego zdolności do wywołania pandemii. Być może badania pozwolą też na ustalenie lepszej strategii walki z patogenem: wydaje mi się, że zmiany, których doświadczyła ludzka populacja, mogła otworzyć drzwi, dzięki którym HIV się rozprzestrzenił. Jeżeli HIV ma jakikolwiek słaby punkt, najprawdopodobniej jest to jego stosunkowo niska zaraźliwość. Począwszy od lepszego zapobiegania i badań, a na szerszym stosowaniu terapii antywirusowych skończywszy, istnieje mnóstwo sposobów umożliwiających zredukowanie transmisji wirusa oraz wymuszenie jego wyginięcia. Nasze wyniki sugerują, że taki optymizm ma podstawy.
- 1 odpowiedź
-
- miasto
- urbanizacja
-
(i 7 więcej)
Oznaczone tagami:
-
Wytwarzanie kolorowych jaj jest dla samic ptaków nadludzkim (a właściwie nadptasim) wysiłkiem. Robią to, mimo że w ten sposób narażają na szwank własne zdrowie. Po co? Ponieważ ich partnerzy z większym prawdopodobieństwem zostają i opiekują się rodziną, gdy w gnieździe leżą intensywnie błękitne jaja (Behavioural Ecology and Sociobiology). Za niebieską barwę skorupki odpowiada biliwerdyna, powstająca w wątrobie z rozpadu hemoglobiny. Jest to jednak nie tylko substancja koloryzująca, ale przede wszystkim ważny przeciwutleniacz, który nie dopuszcza do uszkadzania komórek ciała przez wolne rodniki. Dlaczego niebieski wyzwala w samcach instynkty opiekuńcze? Ornitolodzy przypuszczają, że skoro samica wytwarza barwnik z antyutleniacza, pan ptak odbiera to jako wskaźnik dobrego stanu zdrowia. Judith Morales i zespół z Uniwersytetu w Vigo w Hiszpanii postanowili sprawdzić, czy samica rzeczywiście składa kolorowe jaja kosztem własnego zdrowia. Monitorowali 100 budek lęgowych w okolicach Lozoya. Do obserwacji wybrali 48 samic muchołówki żałobnej (Ficedula hypoleuca). Gdy ptaki zakończyły budowę gniazda, usuwano je z budki albo wyjmowano na chwilę i wsadzano na powrót. Chodziło o to, by wszystkie osobniki doświadczyły skutków jakiejś ludzkiej interwencji. Po skonfiskowaniu gniazda ptaki zaczynały jego odbudowę w ciągu 2 dni. Następnie badacze dokonywali pomiarów koloru złożonych jaj. Posługiwali się przenośnym spektrofotometrem. Tydzień później pobierali próbkę krwi samicy. Hiszpanie stwierdzili, że ani złożenie jaskrawoniebieskich jaj, ani konieczność odbudowy gniazda z osobna nie obniżały stężenia biliwerdyny we krwi. Łączne działanie obu tych czynników było już jednak szkodliwe dla zdrowia. W przyszłości naukowcy sprawdzą, jak niski poziom przeciwutleniacza wpływa na szanse przeżycia samicy i jej potomstwa. Morales podejrzewa, że podobny los spotyka nie tylko muchołówki, ale i inne ptaki, które składają błękitne jaja i parami opiekują się młodymi.
-
- muchołówka żałobna
- ryzykować
-
(i 6 więcej)
Oznaczone tagami:
-
Zestresowani ludzie robią się bardziej przesądni. Nie tylko zaczynają wierzyć w skuteczność rytuałów, ale i w prawdziwość teorii spiskowych (Science). Poczucie braku kontroli nad własnym życiem skłania ich do porządkowania świata w inny sposób, na własną rękę. W im mniejszym stopniu ludzie kontrolują swoje życie, tym bardziej desperacko usiłują odzyskać nad nim władzę poprzez swego rodzaju gimnastykę umysłową – wyjaśnia profesor Adam Galinsky z Northwestern University. Czasem prowadzi to na manowce, kiedy widzi się rzeczy, których naprawdę nie ma, ale najważniejszy cel zostaje osiągnięty: nie ma już strachu przed brakiem wpływu na cokolwiek. W ramach pierwszego z eksperymentów połowę ochotników poproszono o przypomnienie sobie sytuacji braku kontroli, np. podczas wypadku samochodowego, ciężkiej choroby kogoś bliskiego itp. Potem wolontariusze mieli powiedzieć, czy widzą jakiś obraz w schematach składających się z rozproszonych kropek. W połowie wzorów punkty były rozmieszczono całkowicie przypadkowo, w innych układały się w coś znanego, np. krzesło, łódź albo planetę. Amerykanie uważają, że naturalna tendencja do tworzenia iluzji w momentach czy okresach nasilonego stresu napędza obecny kryzys ekonomiczny. Poczucie braku kontroli skłania bowiem, co było wyraźnie widoczne podczas badań, do podejmowania niewłaściwych decyzji inwestycyjnych. Naukowcy z University of Texas i Northwestern University tłumaczą, że próbujemy sobie poradzić z bezradnością, nieświadomie doszukując się jakiegokolwiek porządku. Często w okolicznościach, gdzie go w ogóle nie ma. W drugim ze scenariuszy badawczych ochotnicy odczytywali jeden z dwóch nagłówków: Trudne czasy dla inwestorów (dosł. żegluga po burzliwym morzu) lub Sprzyjające czasy dla inwestorów (dosł. żegluga po spokojnych wodach). Potem zapoznawali się z listą stwierdzeń na temat dwóch firm. W pierwszej wymieniano 16 pozytywów i 8 negatywów, a w drugiej 8 plusów i 4 minusy. Chociaż stosunek pozytywów do negatywów był w obu taki sam, gdy ochotników pytano, w którą, jeśli w ogóle, firmę chcieliby zainwestować, ci od ciężkich czasów dla rynku finansowego rzadziej wybierali 2. przedsiębiorstwo. Kiedy badanych poproszono o przypomnienie sobie pozytywnych i negatywnych informacji na temat obu podmiotów, zastraszeni inwestorzy przeszacowywali liczbę minusów powiązanych z drugą firmą. W niespokojnych czasach wszyscy stają się nieracjonalni. Dotyczy to zarówno laików, jak i profesjonalistów. Warto to mieć na uwadze, obserwując zachowanie maklerów i innych uczestników rynku.
- 12 odpowiedzi
-
- Adam Galinsky
- porządek
-
(i 3 więcej)
Oznaczone tagami: