Search the Community
Showing results for tags 'miasto'.
Found 16 results
-
Międzynarodowe konsorcjum przedstawiło wyniki największego w historii badania mikrobiomu miejskiego. Projekt, w ramach którego zsekwencjonowano i przeanalizowano próbki pobrane w 60 miastach na całym świecie, zawiera kompleksową analizę i oznaczenie gatunkowe wszystkich zidentyfikowanych w próbkach drobnoustrojów. W badaniach uczestniczył dr hab. inż. Paweł Łabaj z Małopolskiego Centrum Biotechnologii UJ (MCB UJ). Każde miasto ma swój własny molekularny odcisk palca pochodzący od mikrobów, które je definiują. Na podstawie materiału zebranego z podeszwy buta, mógłbym stwierdzić z około 90-procentową dokładnością, z jakiego miasta pochodzi jego właściciel – mówi prof. Christopher Mason, główny autor publikacji, która wczoraj ukazała się w Cell, a towarzysząca mu praca w Microbiome. Badania oparte są na 4728 próbkach pobranych w ciągu 3 lat z miast na 6 kontynentach. Wyniki uwzględniają lokalne markery oporności na środki przeciwdrobnoustrojowe i stanowią pierwszy systematyczny, ogólnoświatowy katalog ekosystemu drobnoustrojów miejskich. Oprócz odrębnych „odcisków palca” mikrobiomów w różnych miastach, analiza ujawniła podstawowy zestaw 31 gatunków, które zostały znalezione w 97 proc. próbek z badanych obszarów miejskich. Badacze zidentyfikowali 4246 znanych gatunków mikroorganizmów miejskich, ale stwierdzili również, że dalsze pobieranie próbek będzie prowadzić do pojawienia się gatunków, które nigdy wcześniej nie zostały zaobserwowane. Odzwierciedla to niezwykły potencjał badań związanych z różnorodnością i funkcjami biologicznymi mikroorganizmów występujących w środowiskach miejskich. Projekt konsorcjum rozpoczął się w 2013 roku, kiedy prof. Christopher Mason zaczął zbierać i analizować próbki mikrobów w systemie nowojorskiego metra. Po publikacji pierwszych wyników skontaktowali się z nim badacze z całego świata, którzy chcieli wykonać podobne badania w swoich miastach. W 2015 roku światowe zainteresowanie zainspirowało prof. Masona do stworzenia międzynarodowego konsorcjum MetaSUB (Metagenomics and Metadesign of Subways and Urban Biomes). Jednym z pierwszych, którzy dołączyli, był dr hab. inż. Paweł Łabaj z MCB UJ, który wcześniej współpracował z amerykańskim uczonym w innych projektach. Jako wiodący członek Międzynarodowego Konsorcjum MetaSUB był najpierw głównym badaczem w Wiedniu, a obecnie w Krakowie. Kieruje również pracami europejskich partnerów konsorcjum w ramach założonego stowarzyszenia MetaSUB Europe Society. Głównym projektem konsorcjum jest global City Sampling Day (gCSD), który odbywa się co roku 21 czerwca. Kraków przystąpił do gCSD w 2020 roku, kiedy to wolontariusze pobrali wymazy na przystankach i w tramwajach z automatów biletowych, siedzeń, poręczy, uchwytów, zlokalizowanych na trasach linii tramwajowych 52, 50 i 14. Dodatkowe próbki zostały pobrane za pomocą próbnika powietrza w tunelach znajdujących się w okolicach dworca głównego. W tym roku akcja zostanie powtórzona, a na podstawie wyników z obu lat dr hab. inż. Paweł Łabaj i jego zespół zaprezentują mikrobiologiczny "odcisk palca" przestrzeni miejskiej Krakowa. Projekt nie byłby możliwy bez czynnej współpracy z Wydziałem ds. Przedsiębiorczości i Innowacji Urzędu Miasta Krakowa, Zarządem Transportu Publicznego w Krakowie i Miejskim Przedsiębiorstwem Komunikacyjnym w Krakowie. Konsorcjum MetaSUB prowadzi również inne szeroko zakrojone badania, w tym wykonało kompleksową analizę mikrobiologiczną powierzchni miejskich oraz populacji komarów przed, w trakcie i po Letnich Igrzyskach Olimpijskich w Rio de Janeiro w 2016 roku. Inny projekt, rozpoczęty w 2020 roku, koncentruje się na badaniu występowania SARS-CoV-2 i innych koronawirusów u kotów domowych. Planowany jest także projekt związany z olimpiadą w Tokio w 2021 roku. W związku z tym konsorcjum rozszerzyło swoją aktywność na pobieranie próbek z powietrza, wody i ścieków, a nie tylko z powierzchni twardych. « powrót do artykułu
-
W coraz większej liczbie polskich miast wykorzystuje się odnawialne źródła energii – zarówno w instalacjach miejskich, jak i na potrzeby domów wielorodzinnych. Najbardziej popularne są instalacje fotowoltaiczne, ale przyszłością jest też energia wiatrowa – mówi dr Aleksandra Lewandowska. Zespół naukowców z UMK w Toruniu przeanalizował 20 największych pod względem ludności polskich miast, m.in. Warszawę, Wrocław i Kraków pod kątem wykorzystania przez nie odnawialnych źródeł energii (OZE). Jej użycie wpisuje się w koncepcję tzw. smart city. Smart city jest pojęciem wieloaspektowym, łączy szereg różnego rodzaju zagadnień, jednym z nich jest inteligentna sieć energetyczna, w której skład wchodzi wykorzystanie OZE – opowiada dr Aleksandra Lewandowska z Katedry Studiów Miejskich i Rozwoju Regionalnego UMK w Toruniu. Wykorzystanie OZE w mieście ma poprawić stan środowiska metropolii i jednocześnie jakość życia jego mieszkańców. Naukowcy ustalili, że tylko pięć badanych miast posiada szerszą strategię tworzenia smart city. Jednak informacje o wykorzystaniu OZE i chęci wdrażania takich rozwiązań pojawiają się w planach gospodarki niskoemisyjnej w większości z nich. Tego typu dokumenty są obligatoryjne – zauważa badaczka. Dr Lewandowska mówi, że co prawda z analizy dokumentów wyłania się dość optymistyczny obraz dotyczący wykorzystania OZE w miastach, to praktyka jest nieco mniej kolorowa. Miasta stawiają przede wszystkim na rozwiązania, które cieszą się sporym poparciem społecznym. Dlatego teraz koncentrują się głównie na walce z kopciuchami – podkreśla. Jednocześnie zauważa, że w taki ekologiczny trend wpisuje się wykorzystanie OZE i organizacje społeczne również wywierają presje na włodarzach miast w kwestii ich jak najszerszego wykorzystania. W jej ocenie miasta powinny postawić na większą promocję OZE: zachęty wśród mieszkańców np. w postaci rekompensat. Ciągle brakuje funduszy na te cele – zauważa. Wśród analizowanych miast najbardziej widoczne są małoskalowe inwestycje OZE – wynika z obserwacji naukowców. Są to na przykład ławki, parkometry i latarnie uliczne z panelami fotowoltaicznymi. Tego typu rozwiązania są najprostsze do wdrożenia, bo nie wymagają wprowadzania zmian z istniejącej sieci energetycznej – podkreśla. Za nadal niedocenioną kategorię OZE w miastach Lewandowska uznaje energię wiatrową. W jej ocenie niewielkie instalacje tego typu z powodzeniem mogłyby działać na szczytach wysokich budynków. Ekspertka zapytana o ocenę dotychczasowych instalacji OZE w miastach podkreśla, że nadal ich skala nie jest duża. Każda inwestycja w tego typu źródła energii jest godna pochwały, bo wskazuje właściwy trend. Każda, nawet najmniejsza inwestycja w OZE przyczynia się do poprawy stanu środowiska. Miasto to żyjący organizm i w holistycznej perspektywie wszystkie tego typu działania mają znaczenie – zaznacza. Lewandowska mówi, że inwestowanie w OZE zwraca się coraz szybciej. Teraz należy mówić o kwestii 5–10 lat, bo technologie tego typu w ostatnim czasie staniały. Ich rzekoma kosztowność to utarty mit – uważa. Podczas gdy na wsi i na przedmieściach widoczny jest coraz szerszy trend wykorzystania paneli fotowoltaicznych na domach jednorodzinnych, inaczej jest w przypadku miast – głównie ze względu na inny typ architektury. Jednak instalacje tego typu pojawiają się coraz częściej w ramach nowo tworzonych osiedli wielorodzinnych. Zwykle panele zasilają oświetlenie części wspólnych. Modne jest bycie eko, więc deweloperzy grają tą kartą – opowiada ekspertka. Ekspertka konkluduje, że Polska nie odstaje pod względem wykorzystania OZE w miastach od naszych południowych sąsiadów – Czech czy Słowacji. Idziemy w dobrym kierunku, ale na przykład do Niemiec ciągle nam pod tym względem daleko – kończy. Wniosku z analizy toruńskich badaczy ukazały się w periodyku "Energies". Jego współautorami, oprócz dr Lewandowskiej są również dr hab. Justyna Chodkowska–Miszczuk, dr hab. inż. Krzysztof Rogatka i inż. Tomasz Starczewski. « powrót do artykułu
-
Zdjęcia satelitarne i fotografie lotnicze z południowo-zachodniej Libii ujawniły budowle pozostałe po Garamantach, północnoafrykańskim ludzie berberyjskim, który żył na obszarze dzisiejszej Sahary od ok. V w. p.n.e. do V w. n.e. Brytyjscy archeolodzy zaznaczają, że upadek reżimu Kaddafiego otworzył naukowcom drogę do badania przedislamskiego dziedzictwa Libii. Dzięki nowym zdjęciom zidentyfikowano pozostałości ponad 100 ufortyfikowanych gospodarstw i wiosek z budowlami przypominającymi zamki, a także kilka miast. Większość datuje się na 1-500 r. n.e. Archeolodzy z Uniwersytetu w Leicester zauważyli pozostałości suszonych cegieł z mułu, z których zbudowano kompleksy przypominające zamki. Zachowały się nawet ściany (ich wysokość sięgała 4 m), a także ślady osadnictwa, kopce nagrobne czy skomplikowane systemy irygacyjne. Badania naziemne, które przeprowadzono po zakończeniu analizy zdjęć, potwierdziły, że zabytki doskonale się zachowały i rzeczywiście są przedislamskie. To tak, jakby ktoś przyjechał do Anglii i nagle odkrył wszystkie średniowieczne zamki. Za czasów reżimu Kaddafiego pozostawały one niezauważone i nieodnotowane - opowiada szef projektu prof. David Mattingly. Zdjęcia satelitarne dały nam możliwość objęcia badaniami dużego regionu. Dowody sugerują, że przez lata klimat się nie zmienił, a mimo to widzimy, że ten nieprzyjazny krajobraz z zerowymi opadami deszczu był kiedyś gęsto zabudowany i uprawiany - dodaje dr Martin Sterry. Odkrycia Brytyjczyków podważają pogląd - datowany jeszcze na czasy rzymskie - że Garamantowie to nomadowie i wichrzyciele funkcjonujący na obrzeżach Cesarstwa. W rzeczywistości byli oni wysoce cywilizowani, żyli w dużych ufortyfikowanych osadach, głównie jako [...] rolnicy. Tworzyli zorganizowane państwo z miastami i wioskami, językiem pisanym i supernowoczesnymi technologiami. Garamantowie byli pionierami w zakładaniu oaz i handlu transsaharyjskim - tłumaczy prof. Mattingly. Naukowcy, których przegoniła z Libii rewolucja, mają nadzieję, że już niedługo wrócą na stanowiska, by dokończyć badania. W pracach wspomagał ich libijski wydział starożytności.
-
- David Mattingly
- system irygacyjny
- (and 8 more)
-
Ludzie, którzy zamieszkują tradycyjnie miejskie obszary, są lepiej przystosowani genetycznie do zwalczania infekcji. Naukowcy doszli do takiego wniosku, sprawdzając, ile osób ma wariant genu zabezpieczający przed gruźlicą i trądem. Okazało się, że występował on częściej u mieszkańców rejonów z dłuższą historią urbanizacji, gdzie w pewnym okresie choroby były bardziej rozpowszechnione. W artykule opublikowanym na łamach pisma Evolution akademicy z Uniwersyteckiego College'u Londyńskiego (UCL), Uniwersytetu Oksfordzkiego i Royal Holloway, University of London dowodzą, że to przykład presji selekcyjnej w odniesieniu do oporności na choroby (presja selekcyjna to siła, z jaką czynnik selekcjonujący ukierunkowanie wpływa na daną populację, prowadząc do zmian w populacji genowej). W tym konkretnym przypadku w miastach dziesiątkowanych epidemiami tylko osoby z genami pozwalającymi pokonać chorobę mogły przeżyć i przekazać swoje cechy potomstwu. Duża gęstość zaludnienia i kiepskie warunki sanitarne w miastach stanowiły idealne warunki do rozwoju patogenów, co teoretycznie powinno sprzyjać szerzeniu się chorób. Badanie wykazało jednak, że w tego typu populacjach doszło do rozpowszechnienia genów oporności na różne choroby. Testując swoją teorię, dr Ian Barnes ze Szkoły Nauk Biologicznych Royal Holloway i prof. Mark Thomas z Wydziału Genetyki, Ewolucji i Środowiska UCL przeanalizowali próbki DNA z 17 populacji na terenie Europy, Azji i Afryki. Przejrzeli także literaturę z zakresu archeologii i historii, by odnaleźć najstarsze dane na temat pierwszych miast w danym regionie. Porównując wskaźnik genetycznej oporności na choroby z początkiem osadnictwa miejskiego, naukowcy wykazali, że w okolicy z długą tradycją miejską dzisiejsi obywatele z większym prawdopodobieństwem mają wersję genu zabezpieczającą w jakimś stopniu przed chorobą. Brytyjczycy zademonstrowali, że ochronny wariant występuje u niemal każdego człowieka z rejonów od Bliskiego Wschodu po Indie i w częściach Europy, gdzie miasta występują od tysięcy lat. To elegancki przykład ewolucji w działaniu. Wskazuje na rolę bardzo świeżego aspektu ewolucji człowieka jako gatunku, a mianowicie na rozwój spełniających rolę czynnika selekcyjnego miast – podsumowuje Barnes. Akademicy cieszą się, że w ten sposób udało im się wyjaśnić różnice w oporności na choroby w różnych rejonach globu.
- 2 replies
-
- presja selekcyjna
- czynnik sekcyjny
- (and 8 more)
-
Prawnicy Maurizio Raugei i Luigi Andronio przygotowują na zlecenie włoskiego ministra kultury i sztuki Sandra Bondiego pozew, z którego wynika, że rzeźba Dawida dłuta Michała Anioła należy do państwa, a nie Florencji, gdzie przechowuje się ją w Accademia di Belle Arti. Gra jest warta świeczki, ponieważ rokrocznie do dzieła sztuki przybywa ok. 1,5 mln osób, które za przywilej oglądania biblijnego Dawida płacą ponad 12,5 mln dolarów. By rzeźba zmieniła swojego właściciela (a może powróciła do prawowitego?), mecenasi muszą się przekopać przez stosy nagromadzonych przez stulecia dokumentów. Już teraz wskazują jednak, że utworzonej w ramach Wielkiego Księstwa Toskanii rady miejskiej nie można uznać za spadkobierczynię Republiki Florenckiej, za czasów której powstało dzieło sztuki (przypomnijmy, że prace nad Dawidem trwały do 1504 r., a Księstwo Toskanii powstało dopiero w 1531). Początkowo w 1501 r. Michał Anioł podpisał umowę na wykonanie rzeźby z zarządem katedry, lecz ostatecznie posąg stanął obok wejścia do Pałacu Starego na placu della Signoria, gdzie mieściła się siedziba lokalnego rządu. Dawid symbolizował odwagę Republiki Florenckiej w kontaktach z potężniejszymi sąsiadami i spoglądał butnie w stronę Rzymu. Raugei i Andronio twierdzą, że od zjednoczenia Włoch 17 marca 1861 r. rzeźba należy do państwa. Podkreślają, że kiedy w latach 70. XIX w. oryginalny posąg przenoszono z placu do galerii, miasto nie zgłaszało żadnych zastrzeżeń, a prawnicy działający wtedy w imieniu rady miasta stwierdzili w nocie: Nie ma żadnych wątpliwości, że skoro nie istnieją już żadne pierwotne państwa ani republiki, to rzeźba Dawida stanowi dziedzictwo państwa włoskiego. Dzisiejszy burmistrz Florencji Matteo Renzi podkreśla jednak, że dysponuje dokumentami, z których wynika, że posąg jest własnością miasta. Ogłasza publicznie chęć spotkania z Bondim, by podyskutować o sprawie i uniknąć dziecinnych sprzeczek.
-
Wielka Pacyficzna Plama Śmieci to jeden z najsmutniejszych przykładów niszczenia środowiska naturalnego przez człowieka. Specjaliści z Holenderskiego Funduszu Architektury wpadli na niezwykły pomysł zmienienia odpadów w pływające, ekologiczne miasto. Wspomniana Plama to gigantyczna sztuczna wyspa odpadków, utworzona przez prądy oceaniczne. Została odkryta przed 13 laty pomiędzy Hawajami a Kalifornią. Do dzisiaj trwają spory o jej wielkość. Niektórzy szacują, że jest ona tak duża jak stan Teksas (niemal 700 000 km2) inni twierdzą, że przewyższa rozmiarami kontynentalne USA (ponad 7 milionów 600 tysięcy kilometrów kwadratowych). Wielkość trudno oszacować, gdyż Plama nie ma stałych granic. Nie widać jej też na zdjęciach satelitarnych. Większość materiału tworzącego Plamę to tworzywa sztuczne ulegające rozpadowi pod wpływem światła. Tworzą one gęstą zawiesinę, której nie widzą satelity. Struktura ta mocno zanieczyszcza środowisko, trafiając do łańcucha pokarmowego. Przyczynia się ona do śmierci co najmniej miliona ptaków i 100 000 ssaków rocznie. Truje też ludzi, gdyż wraz z zanieczyszczonym mięsem ryb szkodliwe chemikalia trafiają do naszych organizmów. Holenderscy architekci proponują, by wykorzystać tworzywa sztuczne, zarówno te z Plamy jak i celowo dowiezione na miejsce, to zbudowania "Wyspy Recyklingu", pływającego miasta na środku oceanu. Specjaliści proponują, by zacząć przetwarzać odpadki tak, by powstała sztuczna wyspa, która będzie samowystarczalna pod względem produkcji żywności i energii. Miałaby ona powierzchnię około 10 000 kilometrów kwadratowych i powstałoby na niej nowe państwo. Wyspa miałaby własne grunty uprawne nawożone kompostem, a energia pochodziłaby ze słońca, wiatru i ruchu wody morskiej. Uprawiane wodorosty przerabiano by na nawozy, żywność, biopaliwo. Można by je wykorzystać też w hodowli ryb czy do produkcji lekarstw. Z wody mieszkańcy pozyskiwaliby azotany, fosforany czy amoniak. Projekt "Wyspy Recyclingu" powoli startuje. Na razie znaleziono chętnych do współpracy chemików i inżynierów. Wkrótce zebrane zostaną próbki wody, które pomogą określić, w jaki sposób najłatwiej będzie pozyskać materiał do budowy wyspy. Mało prawdopodobne, by wyspa powstała w najbliższych latach. Jednak jest interesującą, futurystyczną wizją.
-
TomTom, producent systemów GPS i map drogowych, opublikował listę 60 najbardziej zakorkowanych miast w Europie. Niestety, Polska nie ma się czym pochwalić. W pierwszej trójce znajdują się aż dwa nasze miasta. Najgorsza sytuacja występuje w Brukseli, gdzie niemal połowa głównych dróg jest codziennie zakorkowanych. Drugie miejsce zajęła Warszawa, a trzecie Wrocław. Na kolejnych pozycjach znalazły się: Londyn, Edynburg, Dublin, Belfast, Marsylia, Paryż i Luksemburg. Badania, którymi objęto miasta posiadające więcej niż 500 000 mieszkańców, pokazały, że najmniej zakorkowanym z nich jest Walencja. Generalnie najłatwiej jeździ się po miastach Hiszpanii, Skandynawii i Niemiec.
-
Trzęsienie ziemi, które ostatnio nawiedziło Chile, zmieniło geografię całego kontynentu. W jego wyniku miasto Concepcion przesunęło się o co najmniej 3 metry na zachód. Zmiany dotknęły także terenów znacznie oddalonych od epicentrum. Wstępne pomiary wykonane przez naukowców z kilku uniwersytetów i instytutów badawczych pokazują, że o około 30 centymetrów na południowy zachód przemieściła się stolica Chile - Santiago. Przesunięciu, o około 2,5 centymetra na zachód uległa też stolica Argentyny, Buenos Aires. Także miasta Valparaiso i Mendoza w Argentynie zmieniły pozycję. Epicentrum wspomnianego trzęsienia znajdowało się w tzw. "pierścieniu ognia", bardzo aktywnym sejsmicznie obszarze. Doszło do niego wskutek wsuwania się płyty Nazca pod płytę południowoamerykańską.
- 4 replies
-
- Argentyna
- Buenos Aires
-
(and 5 more)
Tagged with:
-
Poszukiwanie miejsca parkingowego w centrum zatłoczonego miasta może często trwać dłużej, niż sam dojazd to niego. Kierowcy, krążący w poszukiwaniu miejsca, w którym pozostawią samochód, przyczyniają się do zwiększenia i tak już dużych korków. Naukowcy z Rutgers University, Marco Gruteser i Wade Trappe, mają pomysł, jak rozwiązać ten problem. W ramach eksperymentu wyposażyli oni trzy samochody w ultradźwiękowe czujniki odległości umieszczone na drzwiach pasażera oraz odpowiednie algorytmy, szacujące mierzone odległości, rozpoznające obiekty i poszukujące w ten sposób wolnych miejsc parkingowych. Dwumiesięczne badania prowadzone w New Jersey wykazały, że w 95% przypadków system dobrze rozpoznał wolne miejsca. Naukowcy połączyli też dane zebrane z czujników z GPS-em i stworzyli w ten sposób mapę wolnych miejsc parkingowych. Dokładność uzyskanych danych wynosiła 90%. Upowszechnienie tego typu systemu może znacząco zmniejszyć korki w wielkich miastach. Badania prowadzone w Nowym Jorku przez grupę Transportation Alternatives wykazały, że na Manhattanie aż 45% ruchu generują kierowcy, którzy krążą w poszukiwaniu wolnego miejsca parkingowego. Jeśli udałoby się upowszechnić system Grutesera i Trappe, kierowcy mogliby na bieżąco otrzymywać informacje o najbliższych wolnych miejscach parkingowych. Poszukiwanie miejsca do zaparkowania to nie tylko problem kierowcy, który traci czas, oraz miasta zatykanego przez korki. Już w 2006 roku profesor Donald Shoup, który specjalizuje się w planowaniu miejskim, wyliczył, że w jednej tylko niewielkiej biznesowej dzielnicy Los Angeles samochody, które jeździły w poszukiwaniu miejsca do zaparkowania spaliły w ciągu roku 178 000 litrów paliwa, emitując do atmosfery 730 ton dwutlenku węgla. Problem zauważyły też władze wielu miast. San Francisco wydało miliony dolarów na system czujników umieszczanych w asfalcie i parkometrach, który informuje o wolnych miejscach. Jednak tego typu systemy są niezwykle drogie i są instalowane na płatnych i oficjalnie wyznaczonych miejscach parkingowych. Całkowicie pomijają zatem te miejsca, w których parkowanie jest dozwolone, ale nie nadzorowane przez władze. Dlatego też np. we wspomnianym już San Francisco opomiarowano w ten sposób jedynie 6000 miejsc parkingowych, czyli 25% dostępnego miejsca. Średni koszt zainstalowania czujników dla pojedynczego miejsca i ich utrzymania przez rok po instalacji wynosi 500 USD. Wynalazek uczonych z Rutgers University pozwala na znacznie tańsze wyszukiwanie wolnych miejsc i działa zarówno w przypadku parkingów wyznaczonych jak i tych nieoficjalnych. Koszt prototypowego systemu to 20 USD za czujnik ultradźwiękowy, 100 dolarów za GPS. Do tego należy doliczyć koszt komputera i łącza Wi-Fi oraz centralnego serwera zbierającego i przetwarzającego dane. Co więcej, uczeni wpadli na pomysł, że tego typu system można by zainstalować w taksówkach czy wozach policyjnych. Po przeanalizowaniu ruchu taksówek wyliczyli, że wystarczy wyposażyć 300 z nich w czujniki, dzięki czemu za kwotę 200 000 dolarów można stworzyć aktualizowaną w czasie rzeczywistym mapę wolnych miejsc parkingowych w śródmieściu San Francisco.
-
Urbanizacja była od zawsze uznawana za czynnik szkodzący dzikim zwierzętom. Okazuje się jednak, że niektóre gady wolą życie miejskie od bytowania w rezerwatach przyrody (Biological Conservation). Gdy zbadano żółwie wężoszyje (Chelodina longicollis) z przedmieść Canberry i pobliskich obszarów chronionych, wyszło na jaw, że te pierwsze lepiej reagują na okresy suszy i mają większą strefę mieszkalną (ang. home range), zwaną przez ekologów areałem osobniczym. Podejrzewaliśmy, że ze względu na dużą liczbę zagrożeń, z którymi mogą się spotkać, żółwie z przedmieść będą się mniej poruszać po okolicy niż ich pobratymcy żyjący w dziczy, ale okazało się, że jest dokładnie na odwrót. Żółwie podmiejskie przemieszczały się na większe odległości i zajmowały niemal 3-krotnie większe strefy mieszkalne – opowiada dr John Roe z Instytutu Ekologii Stosowanej Uniwersytetu w Canberze. Żółwie wężoszyje, nazywane też chelodynami australijskimi, są powszechne w południowo-wschodniej Australii. Gustują w mięsie, żywią się żabami, rybami i rakowatymi. Biolodzy przymocowali do karapaksów osobników z różnych habitatów miniaturowe nadajniki radiowe. Przez rok śledzili ich cotygodniowe ruchy. Obie grupy przebywały długie trasy – nawet do 2,5 km – pomiędzy zbiornikami wodnymi. Roe wyjaśnia, że jego ekipa spodziewała się, że takie wyprawy nie mogą się dobrze skończyć dla żółwi miejskich, których populacja powinna się znacznie zmniejszyć choćby na skutek śmiertelnych wypadków samochodowych. Szybko stało się jednak jasne, że to błędne założenie, gdyż tylko jedno z 36 monitorowanych drogą radiową zwierząt z grupy miejskiej zginęło w ten właśnie sposób. Zwierzęta zabezpieczyły porośnięte rowy melioracyjne i przepusty pod drogami. Australijczycy byli też zaskoczeni tym, jak doskonale canberskie chelodyny radziły sobie z suszą. Żółwie z rezerwatów zapadały w sen letni (estywację) pod warstwą liści. Ich kuzyni z miasta nie musieli tego robić. Oczka wodne często stanowią element projektu urbanistycznego, służąc do odprowadzania deszczówki lub spełniając rolę zbiornika retencyjnego. Nawet podczas suszy pozostają w jakimś stopniu wypełnione wodą i żółwie mogą z nich swobodnie korzystać. Biolodzy z antypodów zgromadzili też dane świadczące o większej liczebności populacji miejskiej, szybszym tempie wzrostu i co najmniej tak samo efektywnym rozmnażaniu jak w grupie z rezerwatu. Zespół doktora Roe zamierza sprawdzić, czy trend ten utrzymuje się w ciągu całego życia żółwia.
-
- John Roe
- strefa mieszkalna
- (and 8 more)
-
Archeolodzy z Uniwersytetu w Tybindze odkryli szkielety pary, która zginęła ok. 1200 r. p.n.e., czyli w okresie, kiedy toczyła się opisywana przez Homera w Iliadzie wojna. Profesor Ernst Pernicka, szef ekipy, a zarazem specjalista ds. archeometrii, wyjaśnia, że ludzkie szczątki znaleziono w pobliżu linii obrony w obrębie miasta. Może to świadczyć o tym, że niżej położone rejony Troi, gdzie mieszkała większość populacji, były w późnej epoce brązu większe niż dotąd sądzono. Niemcy szacują, iż ich łączna powierzchnia wynosiła 40 hektarów. Wszystko wskazuje też na to, że w starożytnym Ilionie mieszkało circa 10 tys. osób. Z Troją Homerową utożsamia się warstwę VIIa. Została one zniszczona ok. 1190 r. p.n.e. Jeśli potwierdzi się, że szczątki pochodzą z 1200 r. p.n.e., wszystko zbiegnie się w czasie z wojną trojańską. Prowadzimy datowanie radiowęglowe, ale odkrycie jest naprawdę elektryzujące. W pobliżu ciał, którym brakowało dolnych partii, natrafiono na ceramikę – m.in. na dwa egzemplarze pitos, czyli glinianych beczek na żywność, wodę lub oliwę. Trzymano je w domach bądź obok nich. Ponieważ były wyjątkowo duże (do 2 m wysokości), można się pokusić o wniosek, że dolne miasto, np. wielkość domostw, również osiągnęło granice wydolności. W przypadku naczyń wiek został już potwierdzony. Para mogła być jednak pogrzebana 400 lat później. Przez długi czas wątpiono w dokładność relacji wojennej Homera, gdyż jego opis pogoni Achillesa za Hektorem miał się nijak do dzisiejszego wyglądu wzgórza Hisarlik. Wykopaliska prowadzone pod koniec życia przez Manfreda Korfmanna wykazały jednak, że Troja była cytadelą, a pod twierdzą na południe rozciągało się miasto, chronione przez skalny okop. Pernicka kontynuował prace poprzednika i potwierdził pełnione przez Troję funkcje fortyfikacyjne. Obronność budowli zwiększał prawdopodobnie nieistniejący już szaniec. Niemiec śledził jego przebieg na odcinku 1,4 km. Wykazał, że miał on 4 m szerokości i 2 m głębokości. Jego ostateczna długość mogła sięgać nawet 2,5 km. Znaleźliśmy bramy południową i południowo-wschodnią, ślady bramy południowo-zachodniej i spodziewamy się natrafić na wejście wschodnie – podsumowuje profesor. Dodaje też, że jego ekipie udało się zebrać dowody, które torpedują argumenty przeciwników teorii obronnej Korfmanna. Twierdzili oni bowiem, że rów spełniał wyłącznie funkcje melioracyjne.
-
Czy wirus HIV zaczął zarażać ludzi wcześniej, niż dotychczas uważano? Hipotezę taką stawiają naukowcy z University of Arizona. Ich zdaniem do rozprzestrzeniania się mikroorganizmu zaczęło dochodzić pomiędzy latami 1884 i 1924. Głównym autorem badań, które doprowadziły do tego wniosku, jest prof. Michael Worobey, ekolog i biolog ewolucyjny. Na podstawie analizy próbek zachowanych tkanek sądzi on, że wirus HIV zaczął zakażać ludzi wcześniej, niż dotychczas sądzono, zaś data uznawana dotychczas za moment pojawienia się patogenu odpowiada jedynie chwili, w której zaczął on rozprzestrzeniać się między ludźmi na masową skalę. Stało się to możliwe dzięki procesowi urbanizacji i powstawaniu pierwszych dużych miast w Afryce. Prof. Worobey i jego współpracownicy analizowali próbki pobrane z ciał pacjentów chorujących na nieznaną wówczas chorobę (dziś wiemy, że był to nabyty zespół niedoboru odporności, czyli AIDS). Dzięki zastosowaniu najnowocześniejszych znanych technik badań genetycznych naukowcy przeanalizowali m.in. dwie próbki uznawane za najstarsze preparaty zawierające materiał genetyczny HIV: materiał z biopsji węzła chłonnego wykonanej w roku 1960 roku oraz starszą o rok porcję krwi. Porównanie sekwencji informacji genetycznej, którą wirus wbudował do DNA ludzkich komórek, pozwoliło badaczom na ustalenie czasu potrzebnego na przejście całej serii mutacji prowadzących do powstania obu unikalnych szczepów. Zdaniem ekspertów z University of Arizona wspólny protoplasta wirusów, które zakaziły oboje pacjentów, powstał najprawdopodobniej około roku 1900. Jest to data o trzydzieści lat wcześniejsza od uznawanej dotychczas za prawdopodobny moment powstania pierwszego szczepu zdolnego do zakażania ludzi. Badania prof. Worobeya są pierwszymi, do przeprowadzenia których udało się pozyskać obie próbki uznawane za najstarsze na świecie preparaty zawierające ślady HIV. Kolejne zebrano dopiero w latach 70. i 80. XX wieku, gdy zespół AIDS był już zdefiniowany. Właśnie dlatego próbki z lat 1959 i 1960 są tak cenne i istotne dla naukowców. Jak tłumaczy sam prof. Worobey, po raz pierwszy byliśmy w stanie porównać dwa stosunkowo dawne szczepy HIV. Pomogły nam one ustalić precyzyjnie, jak szybko wirus ewoluował, a także solidnie ustalić, kiedy został przeniesiony na ludzi i jak szybko epidemia rozprzestrzeniała się od tego momentu, a także, jakie czynniki umożliwiły wirusowi stanie się skutecznym patogenem człowieka. Badania wskazują, że do przejścia wirusa HIV z szympansów na ludzi doszło najprawdopodobniej na terenie południowo-wschodniego Kamerunu. Jak tłumaczy prof. Worobey, mniej więcej w tym okresie powstawały na tym obszarze pierwsze miasta, takie jak należąca wówczas do Belgii stolica Demokratycznej Republiki Kongo, Kinszasa. Stosunkowo szybko, bo jeszcze przed rokiem 1960, doszło do rozprzestrzenienia się patogenu na sąsiednie kraje: Republikę Środkowej Afryki, Kongo, Gabon czy Gwineę Równikową. Świadczy o tym występujące obecnie zróżnicowanie genetyczne wirusa, pozwalające na odtworzenie trasy jego inwazji na człowieka. W tym czasie wirus wyewoluował na tyle, że jego migracja na pozostałe kontynenty była już jedynie kwestią czasu... Analiza próbek, pobranych niemal pięćdziesiąt lat temu i przechowywanych zgodnie z obowiązującymi wówczas procedurami, nie była prosta. Jak tłumaczy badacz, DNA i RNA w tych próbkach jest w naprawdę nieciekawym stanie. Jest silnie pofragmentowane, więc zamiast idealnych nici DNA lub RNA otrzymuje się bardzo pogmatwaną masę. [Wyniki naszych badań] dawały wielką satysfakcję, ale wymagało to szaleńczej ilości pracy. Dalsze plany naukowca obejmują analizę kolejnych próbek zawierających materiał genetyczny HIV i stworzenie na ich podstawie bardziej przejrzystego obrazu historii HIV. Jego zdaniem pozwoli to na precyzyjne ustalenie historii wirusa oraz momentów kluczowych dla uzyskania przez niego zdolności do wywołania pandemii. Być może badania pozwolą też na ustalenie lepszej strategii walki z patogenem: wydaje mi się, że zmiany, których doświadczyła ludzka populacja, mogła otworzyć drzwi, dzięki którym HIV się rozprzestrzenił. Jeżeli HIV ma jakikolwiek słaby punkt, najprawdopodobniej jest to jego stosunkowo niska zaraźliwość. Począwszy od lepszego zapobiegania i badań, a na szerszym stosowaniu terapii antywirusowych skończywszy, istnieje mnóstwo sposobów umożliwiających zredukowanie transmisji wirusa oraz wymuszenie jego wyginięcia. Nasze wyniki sugerują, że taki optymizm ma podstawy.
- 1 reply
-
- miasto
- urbanizacja
-
(and 7 more)
Tagged with:
-
Badacze z Uniwersytetu w Cardiff planują przeprojektowanie ulic miasta w taki sposób, by były bardziej przyjazne dla... pijanych osób. Wg nich, zmniejszyłoby to liczbę konfliktów, a więc popełnianych przestępstw, kierując ludzi "tropiących węża" bezpośrednio do domu. Na początku naukowcy postanowili przeprowadzić symulacje komputerowe, odtwarzające ruchy/posunięcia pijanych podczas powrotu po suto zakrapianej imprezie. Aby zdobyć dane dotyczące ich zachowania, wyszli na po prostu ulice. Zespół akademików 24 razy odwiedził centrum w piątkową i sobotnią noc (pomiędzy 23 a 3 nad ranem). Napotkanych przechodniów proszono o dmuchnięcie w alkomat, obserwowano też ich chód. Jedna czwarta badanych była tak pijana, że chwiała się na nogach. Podczas symulacji Brytyjczycy sprawdzali, co się dzieje, gdy tłum w różnym stopniu upojenia próbuje się przedostać przez wąski zaułek do jednej z trzech lokalizacji. Gdy 1/5 się zataczała, postępy zostały zahamowane o 9%, a gdy pijani byli wszyscy, ruch postępowy został zredukowany aż o 38%. Naukowcy są przekonani, że wyjaśnia to bijatyki, w które ludzie wdają się w chwilach "wyrzucenia poza czas". Pijani stają się czynnikami drażniącymi, ponieważ spowalniają ludzi podążających do jakiegoś celu. Dlatego stają się ofiarami przemocy – zaznacza szef zespołu badawczego Simon Moore. Teraz naukowcy zastanawiają się nad zmianami architektonicznymi, które zmniejszyłyby tłok wokół popularnych nocą punktów. Ich model można też wykorzystać do oceny efektów otwarcia w centrum nowych barów czy innych punktów usługowo-handlowych.
- 23 replies
-
- zmiany architektoniczne
- model
-
(and 5 more)
Tagged with:
-
Miejskie obszary zielone mogą obniżyć temperaturę metropolii nawet o 4 stopnie Celsjusza. Jeśli przyjrzymy się mapom miast w podczerwieni, możemy zauważyć, że obszary zadrzewione są o 12°C chłodniejsze od pozbawionych zieleni centrów miast - tłumaczy Roland Ennos z Uniwersytetu w Manchesterze. Zespół Ennosa wykorzystał Manchester jako wzór. Posłużono się dwoma modelami komputerowymi. Jeden obrazował zmiany temperatury, drugi: zmiany opadów deszczu. W ten sposób Brytyjczycy chcieli określić, jak zmieni się klimat miasta, jeśli emisja gazów cieplarnianych utrzyma się na dotychczasowym poziomie. Odkryliśmy, że temperatura w Manchesterze wzrośnie do 2080 roku o 4 stopnie, jeśli nie zmieni się powierzchnia obszarów zielonych. Naukowcy stwierdzili jednocześnie, że manipulując powierzchnią zieleni, można całkowicie zniwelować wzrost temperatur. Wystarczy dodanie 10% obszarów zielonych. Wegetacja obniża lokalne temperatury, gdyż woda jest najpierw absorbowana, a potem wyparowuje przez aparaty szparkowe. Nie trzeba dodawać nowych obszarów zieleni, wystarczy wybudować dodatkowe jej piętra, np. dachy z sukulentami.
- 11 replies
-
- Manchester
- Roland Ennos
-
(and 3 more)
Tagged with:
-
Satelita unoszący się nad Egiptem wykonał powiększone zdjęcia 1600-letniego miasta. Ślady osadnictwa odkryto w odległości ponad 300 km na południe od Kairu. Ostatnio potwierdziły to prowadzone w tym miejscu wykopaliska. To element większej akcji dokumentowania stanowisk archeologicznych Egiptu, zanim zostaną zniszczone albo przykryją je współczesne miasta. To największe odkryte do tej pory miejsce — cieszy się szefowa projektu, Sarah Parcak z University of Alabama w Birmingham. W oparciu o znalezione monety i ceramikę możemy stwierdzić, że było to stanowiące centrum regionu duże miasto, które utrzymywało kontakty handlowe z Grecją, Turcją i Libią. To nie jedyne satelitarne odkrycie Parcak. Dzięki nowoczesnej technice trafiła na ślad co najmniej 400 ciekawych stanowisk, w tym na datowane na VII/VI wiek p.n.e. duże miasto i klasztor z IV wieku naszej ery. Najstarsze znalezisko ma ponad 5 tys. lat. Pani archeolog uważa, że wszystkie znane do tej pory zabytki stanowią ledwie 0,01% wszystkich historycznych obiektów. Większość nadal znajduje się pod ziemią. Są okradane i niszczone wskutek urbanizacji. Największe niebezpieczeństwo zagraża miejscom osadnictwa, na których wyjątkowo zależy naukowcom, ponieważ wiele mówią o życiu codziennym przodków. Piramidy ani Sfinks nie ulegną zniszczeniu, ale nie można już tego powiedzieć o innych stanowiskach. Parcak jako pierwsza skorzystała ze zdjęć satelitarnych, badając Egipt. Przede wszystkim staram się odróżnić starożytne ruiny od współczesnego krajobrazu. Takie miejsca z kosmosu wyglądają inaczej. Inaczej absorbują wilgoć i są pokryte innym rodzajem gleby oraz roślinności. Z powierzchni ziemi trudniej dokonać takich rozróżnień, dlatego rząd korzysta z katalogu Parcak, by przeprowadzić wykopaliska, zanim rozpocznie się budowa jakiegoś obiektu.
-
Nowojorczycy, którzy mieszkają w najbardziej zaludnionych, ale jednocześnie przyjaznych pieszemu dzielnicach miasta, są najszczuplejsi (mają najniższy wskaźnik masy ciała). Według badaczy, lokalizowanie sklepów, restauracji oraz publicznych środków komunikacji w pobliżu domu może zachęcać do chodzenia i uniezależniania się od samochodów. Istnieją dość silne związki między środowiskiem urbanistycznym a BMI, nawet w zatłoczonym Nowym Jorku — twierdzi Andrew Rundle z Mailman School of Public Health (American Journal of Health Promotion). Wcześniejsze studia wykazały, że przedmieścia są chaotycznie porozrzucane, dlatego wszyscy poruszają się samochodami i wcześniej czy później zaczynają chorować. Rundle i zespół analizowali zapiski dotyczące 13.102 dorosłych nowojorczyków z pięciu dzielnic. Łącząc informacje na temat wykształcenia, dochodów, wzrostu i wagi z adresem, danymi geograficznymi i pochodzącymi ze spisu ludności, określali dostęp do komunikacji publicznej, bliskość punktów usługowych i BMI. Mieszkańcy okolic z równą liczbą domów i punktów usługowych są szczuplejsi od rezydentów dzielnic głównie mieszkalnych i przede wszystkim komercyjnych. Mieszanka terenów handlowych i mieszkalnych powoduje, że punkty usługowe, związane z codziennymi potrzebami, znajdują się w odległości "spacerowej".
- 1 reply
-
- BMI
- wskaźnik masy ciała
-
(and 6 more)
Tagged with: