Skocz do zawartości
Forum Kopalni Wiedzy

KopalniaWiedzy.pl

Super Moderatorzy
  • Liczba zawartości

    37644
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

    nigdy
  • Wygrane w rankingu

    247

Zawartość dodana przez KopalniaWiedzy.pl

  1. Przed rokiem informowaliśmy o położeniu kamienia węgielnego pod budowę Uniwersytetu Nauki i Technologii im. Króla Abdullaha (Kaust). Uczelnia zostanie otwarta we wrześniu 2009 roku, a władze Arabii Saudyjskiej chcą, by pracowali w niej najwybitniejsi naukowcy na świecie. Jednym z magnesów, który ma ich przyciągać będzie superkomputer Shaheen, czyli sokół wędrowny. Wydajność maszyny ma wynieść 222 teraflopsy, co w obecnym zestawieniu 500 najpotężniejszych superkomputerów dałoby jej 6. miejsce. Shaheen będzie wykorzystywany głównie do badań środowiska naturalnego Morza Czerwonego oraz trójwymiarowego modelowania pól naftowych. Dzięki Kaust znacząco zwiększą się światowe możliwości obliczeniowe dostępne dla środowisk naukowych. Superkomputer, który tam stanie, jest dla mnie jedną z największych atrakcji - mówi David Keyes, naukowiec Columbia University i dyrektor Institute for Scientific Computing Research w Lavrence Livermoore National Laboratory, który na Kaust obejmie fotel dziekana Wydziału Nauk Matematycznych, Informatycznych i Inżynieryjnych. Z "Sokoła wędrownego" będą korzystali uczeni z Kaust, Cornell University, University of Oxford, Stanford University oraz Texas A&M University. Z najnowszych informacji dostępnych na witrynie Kaust, można dowiedzieć się m.in. że powstająca uczelnia już podpisała z Uniwersytetem Kalifornijskim w San Diego umowę, na podstawie której powstanie najbardziej zaawansowane na świecie centrum wizualizacji.
  2. Położenie grobu Czyngis-chana przez setki lat owiane było wielką tajemnicą. Amerykanie z Uniwersytetu Kalifornijskiego w San Diego (UCSD) mają jednak nadzieję, że rozwiążą zagadkę dzięki zdobyczom współczesnej technologii. Dr Albert Yu-Min Lin, szef zespołu, zaznacza, że naukowcy mogą skorzystać zaledwie z kilku mglistych wskazówek, nie dysponują zaś żadnymi prawdziwymi dowodami. Zgodnie z legendą, każdy, kto tylko wspomniał o pogrzebie przywódcy, wydawał na siebie wyrok śmierci. Po zakopaniu ciała ludzie chana ubili ziemię kopytami dosiadanych koni. By ostatecznie utrudnić jakiekolwiek poszukiwania, zmieniono nawet bieg rzeki. Zamiarem Lina jest ocieplenie wizerunku Czyngis-chana. Wbrew pozorom nie był on tylko okrutnym wojownikiem, ale także światłym człowiekiem. Zjednoczył mongolskie plemiona, a jego niektóre wyprawy można porównać do odkrywania świata przez Marco Polo. Ponadto próbował wprowadzić centralną walutę i przyczynił się do powstania alfabetu mongolskiego. Lin i profesor Maurizio Seracini do znalezienia grobu mongolskiego przywódcy zamierzają wykorzystać aparaturę z California Institute for Telecommunications and Information Technology (Calit2). Po wstępnym ustaleniu jego pozycji ma się rozpocząć 3-letni projekt Dolina Chana. Najprawdopodobniej grób znajduje się na obszarze wyznaczonym przez rzekę Onon i pasmo górskie Chentej w północno-wschodniej Mongolii. Specjaliści sądzą, że tuż obok zostali później pochowani synowie Czyngis-chana i inni członkowie jego rodziny. Niemal osiemset lat temu rejon był strzeżony przez straże chana, a w XX wieku objęła go radziecka okupacja. Mongołom nie było wolno wspominać o słynnym rodaku, bo Rosjanie obawiali się, że może to w nich obudzić wolę walki. Pierwsze ekipy badawcze pojawiły się tu zatem dopiero w latach 90., ale misje zakończyły się niepowodzeniem. Po znalezieniu miejsca pochówku Amerykanie zamierzają stworzyć wirtualny model grobu. Posłużą się przy tym obrazowaniem cyfrowym i spektroskopowym. Uważają, że tak duży obiekt powinien zmienić ukształtowanie terenu, co na pewno da się wyśledzić dzięki satelitom. Naukowcy poproszą też o pomoc uczniów, którzy za pomocą programu UCSD wykonają zdjęcia "podejrzanych" lokalizacji, ułatwiając w ten sposób pracę samym akademikom. Mamy więc do czynienia z projektem łączącym cechy serwisów społecznościowych i rozmaitych technik wizualizacji. Na wyznaczonym obszarze na terenie Mongolii badacze wykorzystają możliwości georadaru (ang. ground penetrating radar, GPR), indukcji elektromagnetycznej i magnetometrii. Na tej podstawie zostaną utworzone algorytmy, a w konsekwencji trójwymiarowy obraz grobu. Doktor Lin chciałby móc zapytać Czyngis-chana, jak pragnąłby być zapamiętany. Jako człowiek, który umarł we własnym łożu w otoczeniu kochających osób, jako przywódca, przeciwko któremu nie zbuntował się żaden z wysokich rangą żołnierzy czy jako bezlitosny, zdyscyplinowany, honorowy bohater... Z wiadomych powodów do spotkania nie dojdzie, ale trzymamy kciuki za powodzenie misji.
  3. Serwis eBay ogłosił, że od 1 stycznia 2009 roku nie będzie można wystawiać przedmiotów z kości słoniowej. Z raportu Międzynarodowego Funduszu na Rzecz Zwierząt wynika bowiem, że obecnie w serwisie sprzedaje się ponad 4000 przedmiotów zawierających ten surowiec. W jednym przypadku użytkownik kupił za 21 000 dolarów parę kłów.Większość ze wspomnianych przedmiotów wystawiono na amerykańskiej stronie. Tymczasem słonie chronione są zarówno przez amerykański Endangered Species Act, jak i przez międzynarodową konwencję CITES. Przedstawiciele eBaya oświadczyli, że zakaz wystawiania podobnych przedmiotów na aukcjach to najlepszy sposób na ochronę słoni. Z zakazu wystawiania na eBayu zostaną wyłączone przedmioty pochodzące sprzed 1900 roku, które zawierają niewielką ilość kości słoniowej. Jednak takie, w których kość stanowi znaczną część (np. szachy z kości słoniowej czy biżuteria), nie będą mogły zostać wystawione, bez względu na wiek. Każdego roku kłusownicy zabijają 20 000 słoni.
  4. Martin Vuagnoux i Sylvain Pasini ze Szwajcarskiego Federalnego Instytutu Technologicznego zbadali 11 różnych klawiatur, podłączonych do komputera za pomocą kabla. Odkryli, że każda z nich ujawnia informacje wprowadzane przez piszącego. Vuagnoux i Pasini byli w stanie za pomocą anteny z odległości 20 metrów odebrać sygnały elektryczne emitowane przez klawiatury. W ich odczytaniu nie przeszkodziły nawet ściany. Ogólnodostępne klawiatury przewodowe charakteryzują się dużą emisją. Za jej istnienie są głównie odpowiedzialne oszczędności przy projektowaniu. Tym samym klawiatury te nie nadają się do przekazywania poufnych informacji. Nie mamy wątpliwości, że nasza technika ataku może zostać znacznie ulepszona, a do jego przeprowadzenia można wykorzystać niedrogi sprzęt - oświadczyli badacze. Już wcześniej wykazano, że znajdujące się na komputerze informacje mogą zostać ukradzione dzięki zdalnemu badaniu emisji elektromagnetycznej z monitorów czy nagrywaniu dźwięków wciskanych klawiszy.
  5. Na Lancaster University powstaje oprogramowanie, którego zadaniem będzie identyfikowanie pedofilów. Program będzie analizował język i składnię online'owych wypowiedzi (np. w chatroomach) i na tej podstawie ma wyłapać np. 30-latka udającego osobę w wieku 14 lat. Program powstający w ramach Project Isis będzie również w stanie zidentyfikować kod używany przez pedofili do np. nazywania folderów z dziecięcą pornografią. Główną techniką, którą wykorzystamy będzie coś, co nazwaliśmy przypisywaniem autorstwa. Korzystamy z badań, które pokazały, że pomiędzy różnymi grupami wiekowymi istnieją różnice w sposobie pisania. Można więc wyłapać kogoś, kto ma 25 lat i udaje, że ma 14 - mówi profesor Awais Rashid. Nasz projekt korzysta z wielu różnych algorytmów i technik sztucznej inteligencji. Używamy narzędzi do analizy lingwistycznej, by zidentyfikować kogoś, kto tylko udaje dziecko, a więc może być dla dzieci niebezpieczny. Chcemy mieć możliwość monitorowania ruchu w sieciach wymiany plików tak, by zidentyfikować głównych dystrybutorów, którymi interesują się organy ścigania, gdyż ludzie ci mają dostęp do dzieci i przygotowują fotografie tych dzieci. Pedofile używają specjalnych sposobów na oznaczanie i wyszukiwanie takich informacji. Dla niewytrenowanego oka wygląda to jak niewinne zapytanie do wyszukiwarki, ale nasze narzędzie będzie w stanie je wyłapać, zbadać i określić, w jaki sposób te kody się zmieniają - dodaje profesor. Obecnie system przechodzi pierwszą fazę testów. Później oprogramowanie będzie przez trzy lata sprawdzane na autentycznych materiałach dotyczących pedofilów, a dostarczonych przez policję i inne organizacje. Jeśli Project Isis okaże się skuteczny, niewykluczone, że będzie szeroko stosowany. To z kolei wzbudzi obawy o prywatność. Dlatego też uczeni już w tej chwili powołali grupę etyczną, która wraz z innymi podobnymi organizacjami określi zasady "etycznego monitoringu".
  6. Mimo że krety do tego stopnia przystosowały się do podziemnego trybu życia, iż mają permanentnie zamknięte powieki, nadal umieją odróżnić dzień od nocy (BMC Biology). Martin Collinson i David Carmona z Uniwersytetu w Aberdeen badali krety iberyjskie (Talpa occidentalis). Brytyjczycy uważają, że u owadożernych ssaków dochodzi do degeneracji wzroku na wczesnym etapie rozwoju. Podobne zmiany genetyczne (mutacje) mogą występować u pacjentów z dziedzicznymi chorobami oczu, np. aniridią, charakteryzującą się brakiem tęczówki. Panowie śledzili rozwój narządu wzroku u kretów iberyjskich na dwóch poziomach: komórkowym i molekularnym. Wg nich, zwierzęta te mogą od czasu do czasu potrzebować wzroku, ale większość życia spędzają, przekopując się przez zwały ziemi. Gdyby dostała się ona do oczu, doszłoby do uszkodzenia gałki lub rozwoju stanu zapalnego. Brytyjczycy spodziewali się, że u kretów pojawiły się podobne zmiany, jak u pozostałych zwierząt żyjących w ciemnościach. U ryb jaskiniowych zanik soczewek uruchomił np. cały łańcuch reakcji. W ten sposób nie dochodzi również do utworzenia siatkówki z komórkami światłoczułymi (pręcikami i czopkami) oraz innych struktur oka. Wbrew oczekiwaniom, procesy zachodzące u Talpa occidentalis były różne od tego, co obserwuje się u ryb jaskiniowych. U ssaków w życiu płodowym nadal występuje bowiem nadrzędny gen PAX6, który kontroluje aktywność innych genów wpływających na rozwój oczu. Niestety, jest on "włączony" za długo, co zaburza proces przemieszczania się komórek tego narządu. Dochodzi do nieprawidłowego wykształcenia włókien soczewki. W rezultacie składa się ona z poprzerywanego nabłonka i bezładnej masy niedojrzałych komórek jądrzastych. Co prawda powieki kretów są zawsze zamknięte, ale skóra jest na tyle cienka, że zwierzęta rejestrują prześwitujące przez nie światło. Collinson opowiada też, że krety dysponują czymś na kształt rytmów dobowych.
  7. Dla psychologów zależność między kolejnością urodzeń a osobowością nie jest nowością, dopiero niedawno zajęto się jednak tym zagadnieniem w kontekście osiągnięć zawodowych i dochodów. Czyim udziałem staje się więc sukces finansowy: pierwszego czy średniego dziecka? A co z bliźniętami? Profesor Dalton Conley z New York University, autor książki Kolejność urodzeń: które dziecko wygrywa i dlaczego, podkreśla, że w USA 75% nierówności w zakresie dochodów pomiędzy jednostkami można zaobserwować właśnie w obrębie rodziny. Podaje nawet przykłady Billa i Rogera Clintonów lub Jimmy'ego i Billy'ego Carterów. Pierwszego mężczyznę z pary zna niemal każdy, drugiego niekoniecznie... Badania wskazują, że pierworodni (i jedynacy) osiągają najwięcej – są najlepiej wykształceni, zajmują najbardziej prestiżowe stanowiska, mają największe dochody i wartość netto. Najgorzej wypadają za to dzieci "środkowe". Michael Grose, autor pozycji Czemu pierworodni rządzą światem, a najmłodsi chcą to zmienić, zaznacza, że pozycja dziecka w rodzinie musi wpływać na jego rozwój. Skoro oddziałuje na osobowość i zachowanie, to musi również określać podejście do nauki, a ostatecznie i zdolność zarobkową. Conley podkreśla, że spostrzeżenia te odnoszą się głównie do rodzin wielodzietnych, z czworgiem lub większą liczbą potomków, oraz rodzin z ograniczonymi zasobami finansowymi i czasowymi rodziców. Pierworodni są bardziej ambitni, sumienni i agresywni od młodszego rodzeństwa. Profesor wspomina, że jest ich szczególnie dużo na renomowanych uczelniach, takich jak Harvard czy Yale. Opanowali dziedziny wymagające lepszego wykształcenia, np. medycynę, inżynierię oraz prawo. Co więcej, każdy amerykański astronauta albo był najstarszym dzieckiem, albo przynajmniej najstarszym chłopcem w rodzinie. Ponad połowa zdobywców Nagrody Nobla i amerykańskich prezydentów to pierworodni. Spośród znanych najstarszych dzieci warto wymienić Hillary i Billa Clintonów, Winstona Churchilla, J.K. Rowling, Clinta Eastwooda, Sylvestera Stallone czy Bruce'a Willisa. Dzieci średnie są, kolokwialnie mówiąc, bardziej wyluzowane oraz nastawione na rówieśników i ludzi w ogóle. Są tylko jednymi z wielu członów rodziny, dlatego często uczą się szukać innych źródeł wsparcia. W efekcie w dużym stopniu rozwijają swoje zdolności społeczne. Bywają doskonałymi negocjatorami i rozjemcami. Sławne środkowe dzieci, to: Bill Gates, Madonna i księżna Diana. Najmłodsze dzieci są najbardziej twórcze, niekiedy wyjątkowo urocze (zdarza im się to wykorzystywać). Identyfikują się z najsłabszymi, dlatego walczą o równość w szerokim tego słowa znaczeniu. Z historii wiadomo, że ostatnie z gromadki dzieci jako pierwsze popierały reformację i nurty charakterystyczne dla oświecenia. Współcześnie z dużym prawdopodobieństwem święcą triumfy w dziennikarstwie, branży reklamowej, sprzedaży oraz sztuce. Przykłady? Cameron Diaz, Jim Carrey, Eddie Murphy i Billy Crystal. Jedynacy są ponoć bardzo podobni do najstarszych dzieci. Często padają ofiarą wygórowanych ambicji rodziców. W porównaniu do innych dzieci, są bardziej pewni siebie, elokwentni i w większym stopniu korzystają ze swojej wyobraźni. Dużo oczekują i wymagają od innych, nie znoszą też krytycyzmu. Ich wadą jest nieelastyczność i skłonność do perfekcjonizmu. Conley wymienia kilku słynnych jedynaków, m.in. Leonarda da Vinci, byłego burmistrza Nowego Jorku Rudy'ego Guilianiego, Alana Greenspana i mistrza kija golfowego Tigera Woodsa. Bliźnięta mają zazwyczaj w rodzinie bardzo podobną pozycję i są traktowane w zasadzie identycznie (czasem aż do przesady). Z tego powodu również ich osiągnięcia zawodowe są do siebie zbliżone. Niektórzy psycholodzy, np. dr Frank Sulloway z Uniwersytetu Kalifornijskiego w Berkeley, posuwają się do tego, by twierdzić, że pierworodni są bardziej podobni do najstarszych dzieci z innych rodzin niż do własnego młodszego rodzeństwa. Wg niego, identyczne zjawisko można zaobserwować wśród najmłodszych dzieci. Najmłodsi w większym stopniu przypominają siebie nawzajem niż swoich starszych braci czy siostry. Wszystko sprowadza się do uwspólnionego/zunifikowanego środowiska wychowawczego.
  8. Zaburzenia pamięci u osób z demencją, np. chorobą Alzheimera, można zmniejszyć, wpływając na mózgowe stężenie kwasu arachidonowego (AA), wielonienasyconego kwasu tłuszczowego typu omega-6. Badacze z Uniwersytetu Kalifornijskiego w San Francisco przeprowadzili eksperymenty na myszach. Poziom kwasów tłuszczowych zdrowych gryzoni porównywano z ich odpowiednikiem u zwierząt, które po manipulacji genetycznej były skazane na alzheimeryzm. W mózgach osobników z drugiej grupy, a konkretnie w ich hipokampach, stwierdzono podwyższone stężenie kwasu arachidonowego i jego metabolitów. Ponieważ jego wydzielanie jest kontrolowane przez enzym PLA2, Amerykanie po raz drugi skorzystali ze zdobyczy inżynierii genetycznej. Okazało się, że nawet częściowe zmniejszenie stężenia AA zahamowywało proces pogarszania pamięci i dawało zauważalną poprawę zachowania. Dr Lennart Mucke, szef zespołu badawczego, podkreśla, że na poziom kwasów tłuszczowych w organizmie można wpływać za pomocą diety lub leków. Wszystko wskazuje też na to, że inhibicja działania PLA2 prowadzi do poprawy funkcjonowania pacjentów z chorobą Alzheimera.
  9. W jakim wieku mężczyźni reagują najszybciej? W okolicach dwudziestki, po trzydziestce, a może tuż przed czterdziestką? Wiele osób wytypowałoby którąś z dwóch pierwszych opcji, tymczasem okazuje się, że prawdziwa jest ostatnia (Neurobiology of Aging). Zespół George'a Bartzokisa, profesora psychiatrii z Uniwersytetu Kalifornijskiego w Los Angeles, poprosił siedemdziesięciu dwóch panów w wieku od 23 do 80 lat o stukanie przez 10 sekund palcem wskazującym w jak najszybszym tempie. Określano też ilość mieliny w mózgu każdego uczestnika eksperymentu. Zarówno ilość mieliny, jak i prędkość pukania spadały wraz z wiekiem. Niestety, w rosnącym tempie. Proces rozpoczynał się po ukończeniu 39 lat. Amerykanie podkreślają, że w ten sposób można wyjaśnić, czemu nawet najlepszy sportowiec musi kiedyś przejść na emeryturę, a wszyscy starsi ludzie poruszają się wolniej, niż kiedy byli młodsi. Mielinizacja nerwów osiąga szczyt w średnim wieku. Nie tylko Bartzokis utrzymuje, że starzenie mózgu może być powiązane głównie właśnie z rozkładem mieliny. Skoro u zdrowych osób proces ten zaczyna się po 40, lekarze mają kilkadziesiąt lat, by wpłynąć na przebieg starzenia się lub opóźnić początek związanych z wiekiem chorób neurodegeneracyjnych, np. alzheimeryzmu.
  10. Diody LED, miniaturowe półprzewodnikowe źródła światła, kojarzą nam się głównie z różnego rodzaju elektronicznymi gadżetami. Okazuje się jednak, że mogą one nawet... redukować zmarszczki. O odkryciu informują naukowcy z Uniwersytetu w Ulm. Wpływ światła widzialnego o wysokiej intensywności na ludzkie tkanki jest analizowany od co najmniej czterdziestu lat. Od pewnego czasu wiadomo na przykład, że może ono przyśpieszać gojenie się ran. Teraz, dzieki badaniom przeprowadzonym przez Andreia P. Sommera oraz Dana Zhu z Instytutu Mikro- i Nanomateriałów należącego do Uniwersytetu w niemieckim Ulm, wiemy także, że mogą one wpływać na wygląd naszej skóry oraz redukować głębokość zmarszczek. Jak donoszą badacze, wystarczy zaledwie kilkutygodniowa terapia intensywnym światłem emitowanym przez diody elektroluminescencyjne (ang. Light Emitting Diodes - LED), by uzyskać efekt odmłodzonej skóry, zmniejszenia głębokości zmarszczek, młodo wyglądającej cery oraz trwałej sprężystości. Za dobroczynne działanie światła diod odpowiada najprawdopodobniej jego zdolność do wchodzenia w interakcje z cząsteczkami wody. Wysyłane fale wnikają w skórę i rozkładają warstwę wody otaczającą cząsteczki elastyny - białka mającego ogromny wpływ na sprężystość skóry. Dzięki terapii struktura tkanki rozluźnia się, a molekuły elastyny odzyskują swobodę ruchu. Pozwala to na przywrócenie elastyczności całej skóry. Czy opracowana technika pozwoli na stworzenie atrakcyjnej alternatywy dla wstrzyknięć botoksu? Tego nie wiadomo, ale sami badacze są pełni optymizmu: mamy podstawy, by przypuszczać, że zaprezentowane przez nas podejście może z łatwością zostać zastosowane na potrzeby programów głębokiej odnowy ciała. Jeśli tak się stanie, chętnych niemal na pewno nie zabraknie.
  11. Nić DNA jest znacznie bardziej elastyczna, niż dotychczas sądzono - donoszą amerykańscy naukowcy. Odkrycie może mieć niebagatelne znaczenie dla badań z zakresu biologii molekularnej i genetyki. Cząsteczki DNA przyjmują kształt tzw. podwójnej helisy, czyli dwóch sprężynowato skręconych, równoległych nici. Wielu innych autorów opisuje tę samą molekułę jako "skręconą drabinę", złożoną z szkieletu zbudowanego z cząsteczek cukru (deoksyrybozy) i reszt kwasu fosforowego oraz "szczebli" w postaci zasad azotowych będących nośnikiem informacji genetycznej. Tak zbudowana cząsteczka musiała być zdaniem wielu badaczy bardzo sztywna. Dzięki naukowcom z Uniwersytetu Stanforda dowiadujemy się jednak, że rzeczywistość wygląda nieco inaczej. Do zbadania charakterystyki molekuł DNA zastosowano promieniowanie rentgenowskie. Do obu końców badanej cząsteczki przyłączono nanokryształy złota, wykazujące zdolność do bardzo silnego zatrzymywania promieni X. Samą nić ułożono równolegle do "molekularnej linijki", czyli specjalnej płytki gęsto pokrytej liniami służącymi do pomiaru długości. Następnie, dzięki odpowiedniemu manipulowaniu różnymi parametrami otaczającego cząsteczkę środowiska, badano stopień rozciągnięcia helisy na podstawie pomiaru wzajemnej odległości obu nanokryształów złota. Wynik ten korygowano, oczywiście, w związku z "obciążeniem" w postaci metalowych cząstek. Na podstawie serii eksperymentów wykazano, że podwójna helisa może zarówno kurczyć się, jak i rozciągać, nawet o 10%. Jej elastyczność jest więc znacznie wyższa, niż dotychczas sądzono. Co ciekawe, okazało się także, że "ściśnięcie" lub oddalenie od siebie dwóch kolejnych par zasad powoduje analogiczną zmianę w kolejnych zwojach "drabiny". Dokonane odkrycie jest znacznie istotniejsze, niż można przypuszczać. Dokładne zrozumienie organizacji przestrzennej DNA pozwoli na lepsze zbadanie jego interakcji z wieloma innymi cząsteczkami, głównie z białkami odpowiedzialnymi za regulację aktywności genów oraz replikację materiału genetycznego. Dane te mają niebagatelne znaczenie dla badania wielu trapiących nas chorób oraz procesów zachodzących w naszych organizmach.
  12. Seks homoseksualny umożliwia samcom chrząszcza o dość groźnej nazwie trojszyk gryzący (Tribolium castaneum) zapładnianie samic, których nigdy bezpośrednio nie spotkały. Choć stosunki homoseksualne są wśród owadów dość powszechnym zjawiskiem, entomolodzy długo dociekali, czemu właściwie mają służyć. Proponowano różne teorie. Wg części naukowców, to rodzaj wprawki przed kontaktem seksualnym z samicą. Inni skłaniali się raczej ku tezie, że w ten sposób silniejszemu osobnikowi udaje się zdominować słabszego. By ostatecznie rozstrzygnąć, jak jest naprawdę, Sara Lewis, biolog ewolucyjny z Tufts University w Bostonie, rozpoczęła eksperymenty z trojszykami. Gdy samce mieszkały w jednym pojemniku, zaczynały się na siebie wspinać i kopulować. Czasem dochodziło nawet do wytrysku. Wiadomo na pewno, że chrząszcze nie mylą osobników różnych płci, ponieważ są w stanie stwierdzić, czy samica, z którą współżyją, robiła to już kiedyś, czy to jej pierwszy raz. Okazało się, że samce z doświadczeniem homoseksualnym nie płodziły więcej potomstwa niż niedoświadczone owady. W ten sposób wykluczono hipotezę o zdobywaniu doświadczenia przed stosunkiem z samicą. Nie mogło też chodzić o wyrażenie dominacji, ponieważ chrząszcze wspinający się i permisywny były podobnej wielkości. Żaden z nich nie zdobyłby zatem przewagi podczas walki o wybrankę. Prawdziwe wyjaśnienie było o wiele bardziej zaskakujące niż to, czego biolodzy się spodziewali. Sperma pozostała po spółkowaniu z innym samcem zostaje bowiem niekiedy przypadkowo przekazana samicy, z którą później kopuluje bierny trojszyk. Tylko 6 z 84 stosunków męsko-męskich (7%) zaowocowało wtórnym zapłodnieniem. W ten oryginalny sposób podarowano życie zaledwie procentowi potomstwa. Lewis spekuluje, że spółkując z samcami, żywotne młode osobniki lokują na przedzie swoje plemniki, deklasując starszych rywali już na początku. Inni eksperci nie zawsze zgadzają się z zaproponowanymi przez Amerykankę wyjaśnieniami. Niektórzy nadal utrzymują, że kontakty homoseksualne są nieprzystosowawcze.
  13. Eugene Kaspersky, założyciel Kaspersky Lab, uważa, że w niedługim czasie użytkownicy systemów Mac OS X i Linux będą musieli zmierzyć się z rosnącą liczbą ataków. W ciągu najbliższych kilku lat będą oni łatwym celem dla cyberprzestępców. Mac i Linux nie są tak bezpieczne, jak ich użytkownicy myślą - mówi Kaspersky. Obecnie przestępcy nie zwracają na nie uwagi, ale będą one łatwymi celami - dodaje. Jego zdaniem, problem leży w tym, że współczesne systemy operacyjne, czy to opensource'owe czy też o zamkniętym kodzie, są źle projektowane. Ich twórcy przedkładają bowiem łatwość obsługi nad bezpieczeństwo. Kaspersky przytacza tutaj przykład bardzo bezpiecznych systemów Symbian 9, 10 czy Brew, które zostały zmarginalizowane przez bardziej funkcjonalną, ale i mniej bezpieczną, konkurencję. Kaspersky jest pesymistą. W przewidywalnej przyszłości bezpieczne systemy operacyjne nie upowszechnią się - twierdzi. Jego zdaniem piętą achillesową współczesnych OS-ów jest fakt, iż można na nich uruchomić każde niecertyfikowane oprogramowanie. Proces przyznawania certyfikatów jest drogi i długotrwały, dlatego też twórcy systemów operacyjnych mają wybór: albo ich system będzie pozwalał na uruchomienie każdego programu, dzięki czemu stanie się popularny, gdyż użytkownicy będą mogli korzystać z olbrzymiej liczby software'u, albo też możliwe będzie uruchomienie tylko nielicznych certyfikowanych programów, co z kolei przyczyni się do marginalizacji systemu operacyjnego. Kaspersky wylicza, że bezpieczne systemy operacyjne, właśnie z powodu swojej ograniczonej funkcjonalności, przyciągają tylko 1-3 procent użytkowników. Z jego zdaniem zgadza się Chris Gatford, konsultant w firmie PureHacking. Tylko dużemu szczęściu użytkownicy BSD i Mac OS X-a zawdzięczają fakt, że jeszcze nie stali się tak naprawdę celem ataków. Istnieje bowiem sporo prototypowego złośliwego kodu na te platformy i niewiele rzeczywistych zagrożeń. Użytkownicy zawsze wybiorą możliwość uruchomienia każdego programu, bez względu na bezpieczeństwo - mówi Gatford.
  14. Po dwudniowej konferencji zorganizowanej przez Narodowe Biuro Bezpieczeństwa Kosmicznego (National Security Space Office), wiadomo więcej o projekcie SUSTAIN (Small Unit Space Transport and Insertion), o którym pisaliśmy przed dwoma miesiącami. Program ten ma na celu stworzenie możliwości przemieszczenia w ciągu zaledwie 2 godzin niewielkich, 13-osobowych oddziałów sił specjalnych w dowolny punkt globu. Tak szybki transport byłby możliwy dzięki temu, że jednostki przemieszczałyby się poza atmosferą Ziemi. Pomysł wykorzystania przestrzeni kosmicznej nie jest nowy. Już w 1963 roku mówił o nim generał Wallace Greene, późniejszy dowódca Korpusu Marines. Z kolei w 2005 roku generał James Mattis podpisał dokument Expeditionary Maneuver Warfare Capability List oraz zaprezentował program, zgodnie z którym wykorzystanie kosmosu podczas transportu byłoby możliwe już w roku 2019. Generał Mattis, obecnie dowódca Sztabu Połączonych Sił, nie chce komentować powyższych doniesień. Specjaliści zgadzają się co do jednego: szybkie przemieszczanie jednostek wojskowych z wykorzystaniem przestrzeni kosmicznej jest teoretycznie możliwe już w tej chwili. W praktyce można będzie tego dokonać stosunkowo tanio i łatwo przed rokiem 2030. Część ekspertów kwestionuje jednak sens podobnego przedsięwzięcia. Pytają przy tym, co na wrogim terenie może zdziałać 13 żołnierzy. Podczas wspomnianego spotkania rozważano sam sens istnienia SUSTAIN. Kolejna konferencja zostanie poświęcona kwestiom technicznym. Jej daty nie ustalono.
  15. Coraz częściej słyszymy, że w ciągu najbliższych lat pula wolnych adresów IP się wyczerpie.Grupa sześciu naukowców opublikuje raport, z którego wynika, że sytuacja nie jest tak tragiczna, jak się wydaje. Ich praca, uważana za pierwszy w historii powszechny spis internetowy, zostanie opublikowana podczas Internet Measurement Conference 2008, która odbędzie się w dniach 20-22 października w Grecji. Ludzie martwią się tym, że pula adresów IPv4 jest bliska wyczerpaniu - mówi John Heidemann, profesor informatyki z Uniwersytetu Południowej Kalifornii (USC) i główny autor badań. Tymczasem, jak się okazuje, miliony adresów są nieużywane. Zostały one przyznane firmom i instytucjom, które korzystają z niewielkiej części udostępnionych im numerów IP. Dlatego też Heidemann twierdzi, że przede wszystkim należy zająć się lepszym zarządzaniem już istniejącą pulą adresów. Uczeni z USC prowadzą swoje badania od 2003 roku. Na ich podstawie stworzyli pierwszą od 20 lat kompleksową mapę Internetu. Autorem rzeczywiście pierwszej takiej mapy jest bowiem David Smallberg, który w 1983 roku jako student na Uniwersytecie Kalifornijskim w Los Angeles stworzył spis wszystkich (było ich ponad 300) serwerów tworzących ówczesną Sieć. Obecnie do Sieci podłączone są miliony maszyn. Ich liczba błyskawicznie rośnie, stąd obawy, że licząca 4,3 miliarda numerów pula IPv4 szybko się wyczerpie. IPv4 składa się z kilku klas adresów. Największa z nich, klasa A, zawiera 16,8 miliona IP. Aż 25% z nich zostało przed wieloma laty rozdzielonych pomiędzy kilka firm i organizacji, takich jak Apple, IBM czy Xerox. Z badań uczonych z USC wynika, że intensywnie wykorzystywanych jest około 25% adresów protokołu IPv4. Około 50% numerów IP jest albo mało intensywnie wykorzystywanych, albo też są chronione firewallami, więc nie można zdobyć danych na ich temat. Natomiast do wykorzystania jest jeszcze aż 25% wszystkich adresów. Naukowcy informują, że podczas swoich badań połączyli się ze 112 milionami unikatowych IP, z których 52-60 milionów przydzielono urządzeniom dostępnym przez 95% czasu. Oczywiście, część komputerów jest chronionych bądź nie odpowiadają na komendy PING, jednak, zdaniem specjalistów, istnieje jeszcze olbrzymia ilość niewykorzystanych adresów. Wystarczy wspomnieć, że takie firmy jak Xerox, GE, IBM, HP, Apple czy Ford mają do dyspozycji po ponad 16 milionów IP każda. Oczywiste jest, że z olbrzymiej większości tych numerów nie korzystają.
  16. Datuk Chan Chew Lun, malezyjski biolog amator, przekazał brytyjskiemu Muzeum Historii Naturalnej w Londynie najdłuższego owada świata. Phobaeticus chani, bo tak nazwano nieznany dotąd gatunek, ma 56,7 cm długości. Pomiarów dokonano z wyciągniętymi ku przodowi odnóżami. Nawet gdyby je pominąć, sam korpus owada to aż 35,7 cm. Jak dotąd znaleziono tylko trzy okazy megapatyczka Chana, wszystkie schwytano w stanie Sabah na Borneo. Na razie bardzo mało wiadomo o biologii tego zwierzęcia. Żyje ono w koronach drzew lasu deszczowego, dlatego tak trudno je napotkać. W 1989 r. pan Datuk odkupił największy okaz (samicę) od miejscowego kolekcjonera. Pozostałe trafiły do zbiorów w Sabah. Phobaeticus chani jest o centymetr dłuższy od poprzedniego rekordzisty w kategorii długości całkowitej - Phobaeticus serratipes. To także patyczak, który występuje w Malezji i Indonezji. Rekord długości owadziego ciała bez odnóży należał zaś do niedawna do Phobaeticus kirbyi z Borneo, jednak jego krajan przebił go o 2,9 cm. Poprzednich dwóch rekordzistów znaliśmy już od ponad stu lat, dlatego to niesamowite, że większy gatunek dopiero co odkryto – zachwyca się dr George Beccaloni, specjalista Muzeum ds. patyczaków. Zdumiewają nie tylko rozmiary owada, ale także wygląd jego jaj. Każde jest zaopatrzone w wypustki przypominające skrzydła. Dzięki temu łatwiej przemieszczają się z wiatrem. Długość, a więc i rekord, megapatyczaka potwierdzili niezależni eksperci, m.in. entomolog Marco Gottardo z Muzeum Historii Naturalnej w Ferrarze oraz Aaron T. Dossey z Uniwersytetu Florydzkiego w Gainesville.
  17. Naukowcy podejrzewali, że ludzie zażywają narkotyki od naprawdę dawna, nie mieli na to jednak przekonujących dowodów. Ostatnio Quetta Kaye z Uniwersyteckiego College'u Londyńskiego i Scott Fitzpatrick z Uniwersytetu Stanowego Północnej Karoliny znaleźli sprzęty wykorzystywane do przygotowania wziewnych środków halucynogennych. Datowanie wskazuje, że należały do przedstawicieli prehistorycznych plemion południowoamerykańskich. Do odkrycia doszło na karaibskiej wyspie Carriacou, największej z grupy Grenadyn w archipelagu Wysp Zawietrznych. Na stanowisku w Zatoce Wielkiej (Grand Bay) archeolodzy zebrali ceramiczne misy i rurki, które mogły służyć do wdychania dymu lub wciągania proszku. Szacuje się, że wytworzono je między 100 a 400 rokiem przed naszą erą w Ameryce Południowej, a następnie przetransportowano na wyspy. Przebyły długą drogę ponad 640 km. Naukowcy przypuszczają, że za ich pomocą zażywano najprawdopodobniej cohobę, czyli dym z nasion drzewa cojóbana (Piptadenia peregrina). Nie były to raczej konopie, nie można za to wykluczyć opiatów. Zarówno misy, jak i rurki pochodzą z miejsca innego niż Karaiby, ponieważ materiał wulkaniczny, z którego je wykonano, nie występuje w okolicy wykopalisk. Po dokładnym zbadaniu 3 naczyń archeolodzy twierdzą, że stanowią one rodzaj pamiątek rodowych. Co prawda datowanie luminescencyjne nie pozwoliło na precyzyjne określenie ich wieku, na pewno są jednak starsze od początku osadnictwa na Carriacou. Specjaliści sądzą, że ludzie zażywali meskalinę z pejotlu (echinokaktusa Williamsa, Lophophora williamsii) już ok. 5 tys. lat temu. Na razie nie znaleziono jednak bezpośrednich dowodów, że tak właśnie było. Gdy się to uda, historia kontaktów Homo sapiens ze środkami psychoaktywnymi wydłuży się o parę mileniów.
  18. Ilość spożywanej kawy może wpływać na rozmiar piersi - donoszą naukowcy z Uniwersytetu w szwedzkim mieście Lund. Koniecznym warunkiem jest jednak nosicielstwo określonego wariantu jednego z genów. Gen, o którym mowa, koduje białko cytochrom P450 1A2, a jego nazwa systematyczna to CYP1A2. Opisywana proteina wytwarzana jest głównie w wątrobie i jest jednym z najważniejszych enzymów odpowiedzialnych za rozkład różnego rodzaju substancji, m.in. toksyn, hormonów i leków. Szwedzcy badacze udowodnili, że ma ona także wpływ na objętość piersi. Bardzo interesujący jest jednak fakt, że ich rozmiar zależy także od... ilości spożywanej kawy. Badanie, którego główną autorką jest dr Helena Jernstrom z Uniwersytetu w Lund, przeprowadzono na kobietach w wieku przedmenopauzalnym nieprzyjmujących leków zawierających hormony płciowe. Badaczka zaobserwowała, że panie spożywające co najmniej 450 ml kawy dziennie, u których gen CYP1A2 występuje w wariancie opisywanym jako C, są posiadaczkami mniejszych piersi (mają one średnią objętość 749 ml, zaś piersi pań niepijących kawy mają średnio 896 ml). Co ciekawe, organizmy kobiet posiadających inny wariant tego samego genu, określany jako A, nie wykazują podobnej reakcji na czarny napój. Przyczyna zjawiska nie została jeszcze dokładnie zidentyfikowana. Wiadomo jedynie, że dokonane odkrycie jest spójne z wynikami poprzednich badań. Wynika z nich, że kobiety posiadające mniejszy biust zapadają na nowotwory piersi rzadziej od pozostałych. Inne badania wykazały z kolei, że kawa chroni przed nowotworami, lecz ich autorzy nie przeprowadzili testów genetycznych wykrywających wariant CYP1A2 występujący u badanych kobiet. Na podstawie wcześniejszych odkryć można przypuszczać, że dobroczynny wpływ kawy wiąże się z zawartymi w niej fitoestrogenami. Niektóre ze związków należących do tej grupy mają zdolność do blokowania receptorów estrogenowych, zmniejszając w ten sposób ryzyko zachorowania. Wariant C genu kodującego cytochrom P450 1A2 słabiej reaguje na obecność obcych związków, co oznacza, że w przypadku ekspozycji komórka dysponuje mniejszą liczbą cząsteczek zdolnych do ich rozłożenia. Oznacza to najprawdopodobniej, że wydłuża się w ten sposób czas obiegu fitoestrogenów w organizmie, dzięki czemu ich dobroczynne działanie jest wydłużone. Sami autorzy odkrycia zaznaczają, że choć tkanka budująca piersi jest badana od wielu lat, wciąż niewiele wiadomo na temat procesów związanych z jej funkcjonowaniem i powstawaniem w jej obrębie guzów nowotworowych. Mimo to zebrane informacje bez wątpienia mogą się okazać istotne dla wielu przedstawicielek płci pięknej :-)
  19. Nowy rodzaj szczepionki przeciw wirusowi polio działa aż do czterech razy skuteczniej od poprzedniej generacji. Wnioski takie wyciągnięto na podstawie dwóch zakończonych niedawno niezależnych, trwających trzy lata testów. Wirus polio jest odpowiedzialny za rozwój poliomyelitis, czyli wirusowego zapalenia rogów przednich rdzenia kręgowego. Choroba może mieć bardzo ciężki przebieg i pozostawić po sobie ślad w postaci poważnego porażenia nerwowego i zaniku wielu mięśni. Obecnie, dzięki trwającemu od kilkadziesięciu lat programowi szczepień, schorzenie uważa się za niemal całkowicie wyeliminowane - na świecie istnieje zaledwie kilka miejsc, w których stanowi ono realne zagrożenie. Z tego powodu niezwykle istotne jest opracowanie skutecznych szczepionek, które pozwolą raz na zawsze rozprawić się z patogenem odpowiedzialnym za rozwój tej przypadłości. Autorem pierwszej skutecznej metody szczepienia przeciw wirusowi polio był Polak, Hilary Koprowski. Obecnie stosuje się standardowo tzw. szczepionkę triwalentną, tzn. wywołującą odporność na trzy szczepy wirusa jednocześnie. Testowany obecnie lek, podawany w czterech kolejnych dawkach, ma charakter monowalentny (a więc skierowany przeciw pojedynczemu szczepowi wirusa), lecz jest na tyle skuteczny, że poprawa odporności na infekcję jest znacznie wyższa niż dotychczas. Najważniejszym ogniskiem poliomyelitis jest obecnie północno-zachodnia Nigeria. Ambitne plany zaszczepienia całej populacji tego regionu zakończyły się niepowodzeniem w wyniku działań muzułmańskich ekstremistów, którzy oskarżyli służby odpowiedzialne za podawanie szczepionki o celowe wywoływanie z jej pomocą niepłodności u kobiet. W efekcie aż 55% dzieci żyjących na północnym zachodzie Nigerii nie przeszło pełnego cyklu szczepień, a 21% nie otrzymało nawet pojedynczej dawki. Istnieje nadzieja, że skuteczna dystrybucja nowej szczepionki umożliwi stosunkowo szybkie poprawienie tych dramatycznych statystyk. Testy oceniające skuteczność preparatu przeprowadzono niezależnie od siebie w Egipcie i w Indiach. Ich wyniki pokazują, że wykazuje on skuteczność od około 70 aż do około 400 procent wyższą w stosunku do produktu stosowanego dotychczas. Tak doskonale rezultaty rodzą nadzieję na znaczne zredukowanie liczby zachorowań w ciągu kilku najbliższych lat. Poprzednie próby ostatecznego rozprawienia się z wirusem polio, czyli jego eradykacji, zakończyły się niepowodzeniem. Światowa Organizacja Zdrowia proponuje, by w regionach zagrożonych występowaniem poliomyelitis podawać przede wszystkim szczepionkę monowalentną skierowaną przeciw szczepowi wirusa uznawanemu w danym miejscu za najgroźniejszy, a następnie wspomóc profilaktykę szczepieniem triwalentnym dla zapewnienia skuteczniejszej ochrony przed infekcją. Miejmy nadzieję, że tym razem plan zostanie wykonany, a schorzenie zostanie raz na zawsze wyeliminowane.
  20. Rośliny tylko z pozoru są pasywnymi, mało "żywymi" organizmami. Kolejnego dowodu na poparcie tej tezy dostarczają amerykańscy naukowcy, który wykazali, że w wyniku infekcji korzenie aktywnie wabią odpowiednie bakterie, zdolne do zniszczenia patogenu powodującego chorobę. Badania poprowadzili wspólnie eksperci z Uniwersytetu Delaware oraz Teksańskiego Uniwersytetu Technicznego. Polegały one na analizie zachowania modelowej rośliny, rzodkiewnika (łac. Arabidopsis thaliana), podczas infekcji bakteriami z gatunku Pseudomonas syringae, pospolitego patogenu liści. W wyniku ataku mikroorganizmu liście rosliny żółkły i nabierały charakterystycznego wyglądu. Okazało się jednak, że gdy badacze po kilku dniach zaszczepili glebę wokół rośliny bakteriami Bacillus subtilis, doszło do błyskawicznego wyzdrowienia okazów rzodkiewnika. Jednocześnie zaobserwowano, że podczas infekcji szkodliwymi mikroorganizmami korzenie rośliny zaczęły wydzielać kwas jabłkowy - związek pełniący funkcję "sygnału zagrożenia" i wabiący dobroczynne bakterie do miejsca infekcji. Obserwacja zmian zachodzących podczas ataku P. syringae była możliwa dzięki wykorzystaniu dwóch zaawansowanych technik laboratoryjnych. Pierwsza z nich to uprawa hydroponiczna, czyli hodowanie roślin w roztworze substancji odżywczych, bez dostępu do gleby. Umożliwia to bardzo precyzyjne regulowanie składu pożywki, a także zapewnia możliwość stałej obserwacji korzeni i ich otoczenia. Drugą zastosowaną techniką była laserowa mikroskopia konfokalna - wyjątkowo precyzyjna technika optyczna. Zaledwie kilka instytutów badawczych na świecie może się pochwalić posiadaniem tak zaawansowanego modelu mikroskopu, jak ten zainstalowany na Uniwersytecie Delaware. Jak oceniają autorzy odkrycia, pokazuje ono, że rośliny nie są tylko pasywnymi organizmami zdanymi na łaskę i niełaskę patogenu. Rośliny są znacznie sprytniejsze, niż zwykliśmy uważać, tłumaczy dr Harsh Bais, jeden z naukowców zaangażowanych w badania. Dodaje: ludzie myślą, że rośliny, zakorzenione w glebie, są po prostu unieruchomione i bezsilne, gdy dochodzi do ataku szkodliwych grzybów lub bakterii. Odkryliśmy jednak, że rośliny posiadają sposoby na przywołanie pomocy z zewnątrz. Obecnie trwają dalsze badania, których celem będzie zdefiniowanie związków obecnych na powierzchni komórek bakterii, które odpowiadają za wywołanie odpowiedzi rzodkiewnika. Naukowcy chcą także poznać dokładny sposób przekazywania informacji z zakażonych liści od korzeni wydzielających kwas jabłkowy oraz substancji pełniących w tym procesie rolę nośnika informacji. Istnieje nadzieja, że dokładnie zrozumienie interakcji pomiędzy roślinami i sprzyjającymi im bakteriami pozwoli na "zacieśnienie" tej współpracy, co może mieć niebagatelne znaczenie przede wszystkim dla rolnictwa.
  21. Astronomowie z Caltech (California Institute of Technology) oraz brytyjskiego Durham University poinformowali, że udało im się zajrzeć tak daleko w głąb kosmosu, jak nikomu wcześniej. Za pomocą teleskopu Keck na Hawajach byli w stanie zaobserwować galaktykę, oddaloną od Ziemi o 11 miliardów lat świetlnych. Dotychczas możliwa była obserwacja galaktyk odległych o 7-8 miliardów lat. Jeśli weźmiemy pod uwagę fakt, iż obserwacja odległych obiektów to nic innego jak obserwowanie ich przeszłości, zauważymy, że astronomowie znacznie przybliżyli się do momentu, w którym będą mogli zobaczyć obiekty odległe o 13 miliardów lat. A prawdopodobnie tyle czasu minęło od powstania wszechświata. Aby zobaczyć tak odległy obiekt, astronomowie wykorzystali dwie sztuczki. Jedna to naturalne zjawisko zaginania światła przez grawitację. Duże obiekty powodują, że przechodzące w ich pobliżu światło zostaje zagięte. Astronomowie wykorzystują takie naturalne kosmiczne "soczewki", gdyż dzięki nim obraz odległych obiektów jest ośmiokrotnie bardziej ostry, niż obiektu obserwowanego bez pośrednictwa "soczewek". Jednak galaktyka, którą obserwowano, jest bardzo mała. Liczy sobie zaledwie kilka tysięcy lat świetlnych. Dlatego też samo ośmiokrotne poprawienie obrazu nie pozwoliłoby na jej obserwację. Uczeni wykorzystali więc technologię optyki adaptacyjnej. Jej zadaniem jest skompensowanie faktu, iż atmosfera Ziemi rozprasza światło, pogarszając tym samym obraz. Kompensacji tej dokonuje się, mierząc rozproszenie i wprowadzając odpowiednie poprawki. By tego dokonać najpierw oświetla się laserem atmosferę. Promień lasera dociera do cienkiej warstwy sodu, znajdującej się na wysokości około 90 kilometrów i pozostawionej tam przez meteoryty spalające się w atmosferze naszej planety. Promień odbija się od sodu i dociera do głównego lustra teleskopu. Lustro mierzy zakłócenia wywołane przejściem światła przez atmosferę. Dane docierają do komputera, który następnie steruje matrycą niewielkich luster, poruszając o mikrometr każde z nich wielokrotnie w ciągu sekundy. W ten sposób zakłócenia atmosferyczne są eliminowane, a "czysty" obraz jest rejestrowany przez kamerę. Dzięki obu opisanym technikom uzyskano obraz wyraźniejszy, niż ten dostarczany przez Teleskop Hubble'a którego przecież nie zakłóca atmosfera. Obserwując odległą o 11 miliardów lat galaktykę, astronomowie odkryli, że wiruje ona podobnie, jak inne galaktyki, jednak, w przeciwieństwie do np. Drogi Mlecznej, nie wykształciła jeszcze ramion. System optyki adaptacyjnej został zamontowany w teleskopie Keck II w 2004 roku, jednak dotychczas nie był używany do obserwacji tak odległych obiektów. Odkrycie dokonane przy pomocy teleskopu Keck jest imponujące i pokazuje, ile jeszcze można osiągnąć, korzystając z najnowszych zdobyczy technologii. W ciągu najbliższych kilkunastu lat ma zostać uruchomione urządzenie, które przyćmi Kecka. Mowa tutaj o Thirty-Meter Telescope (TMT), który będzie wspólnym dziełem Amerykanów i Kanadyjczyków. Lustro TMT będzie miało dziewięciokrotnie większą powierzchnię, niż obszar głównego lustra Kecka. Ponadto nowy teleskop zostanie wyposażony w znacznie bardziej zaawansowaną technologię optyki adaptacyjnej, korzystającą z sześciu laserów. Zostanie wyposażony też w tysiące miniaturowych luster, które będą odpowiedzialne za kompensację zakłóceń obrazu przez atmosferę. W przyszłym roku zapadnie decyzja, czy TMT będzie budowany na Hawajach czy w Chile. Nowy teleskop ma powstać w ciągu 10 lat.
  22. Badacze z Uniwersytetu w Osace zademonstrowali "atomowe pióro", za pomocą którego można na powierzchni metalu (półprzewodnika) utworzyć jakiś wzór, np. wyraz, manipulując położeniem poszczególnych atomów na jego powierzchni. Japończycy wykorzystali do tego celu czubek dźwigienki mikroskopu sił atomowych. Wszystko opiera się na wcześniejszym odkryciu, że jeśli zbliży się je na odpowiednią odległość, atomy krzemu z końcówki sondy skanującej zamieniają się miejscami z atomami półprzewodnika. Eksploatując to zjawisko, naukowcy z Kraju Kwitnącej Wiśni wypisali atomami krzemu na powierzchni próbki symbol chemiczny ich pierwiastka - Si. Choć może to zaskakiwać, zajęło im to 1,5 godziny. Zabieg przeprowadzono w temperaturze pokojowej. Napis mierzy 2 na 2 nanometry, czyli jest o 40 tys. mniejszy od średnicy przeciętnego ludzkiego włosa. Opisaną technologię można wykorzystać np. przy produkcji chipów, a ostatecznie komputerów wielkości zegarka na rękę.
  23. Steve Ballmer, prezes Microsoftu, przyznał, że jego firma nie zrezygnowała całkowicie z jakiejś formy współpracy z Yahoo!. Oświadczenie Ballmera spowodowało natychmiastowy wzrost cen akcji Yahoo!. Ich wartość zwiększyła się z 11,45 do 13,50 USD. Na zamknięciu sesji staniały do 12,99 dolarów. Rynek najwyraźniej ma nadzieję, że dojdzie do jakiegoś porozumienia pomiędzy oboma firmami, mimo iż Ballmer stwierdził, że obecnie nie są prowadzone żadne rozmowy. Yahoo! prowadzi za to negocjacje z Google'em i, wspólnie, z Departamentem Sprawiedliwości. Yahoo! i Google chcą przekonać urzędników, że współpraca obu firm nie wpłynie negatywnie na konkurencyjność. Specjaliści wątpią jednak, by urzędy zgodziły się na nią. Teraz dla udziałowców Yahoo! pojawiła się pewna nadzieja. Ballmer powiedział bowiem: Oni chcą pozostać niezależni. Prawdopodobnie na rynku wyszukiwarek wciąż istnieją pewne możliwości. Myślę, że ich wykorzystanie może być korzystne zarówno dla ich udziałowców, jak i dla naszych. Słowa prezesa Microsoftu nie zmieniają jednak zbytnio sytuacji Yahoo!. Koncern z Redmond wydał oświadczenie, w którym przypomniał, że nie zamierza kupować Yahoo!. Gigant nie wyklucza jedynie jakiejś formy współpracy na rynku reklamy. Ten jednak, w związku z kryzysem ekonomicznym, może wkrótce przeżywać ciężkie chwile, tak więc przyszłość ewentualnej umowy wciąż jest niepewna. Tym bardziej, że zarząd Yahoo! nie odniósł się do słów Ballmera.
  24. Czy telewizja, a konkretnie kolor obrazu ma wpływ na barwy marzeń sennych? Wydawałoby się, że tak, ponieważ do lat 50. okazywało się, że sny są raczej czarno-białe, a od lat 60., że w większości barwne. Przypomnijmy, że w tym czasie na Zachodzie dokonało się przejście do technikoloru (Consciousness and Cognition). Badacze podskórnie wyczuwali, że istnieje jakiś związek między tymi zjawiskami, ze względu na różnice metodologiczne nie mogli jednak niczego stwierdzić na pewno. O ile bowiem wcześniej (między rokiem 1915 a latami 50.) proszono ludzi o wypełnienie kwestionariusza w połowie dnia, a barwy snu można do tej pory spokojnie zapomnieć, o tyle późniejsze opierały się na dziennikach, które uzupełniano tuż po przebudzeniu. By ostatecznie rozstrzygnąć, czy telewizja wpływa na barwy snów, a więc czy zachodzi priming, Eva Murzyn z Uniwersytetu w Dundee wykorzystała obie metody gromadzenia danych. Zebrała grupę 60 ochotników – połowę stanowiły osoby poniżej 25. roku życia, a połowę ludzie, którzy skończyli 55 lat. Na początku wszyscy wypełniali kwestionariusz dotyczący barw marzeń sennych i kontaktu, jaki mieli w dzieciństwie z filmami oraz telewizją. Potem proszono ich, by każdego ranka spisywali sny. Pani Murzyn nie stwierdziła znaczących różnic między wynikami kwestionariuszy a rezultatami analiz dzienników. Sugeruje to, że badania przeprowadzane za pomocą tych metod można porównywać. Brytyjka nie przestawała się jednak zastanawiać, czy oglądanie w dzieciństwie czarno-białej telewizji może nadal po 40 latach wpływać na kolor czyichś marzeń sennych. Wgłębiając się w dane uzyskane podczas swojego eksperymentu, zauważyła, że tylko 4,4% młodych osób miało czarno-białe sny. W przypadku ludzi starszych, którzy w dzieciństwie mieli dostęp do kolorowego odbiornika TV, odsetek szaroburych snów był nieco wyższy, ale nadal niski – 7,3%. Sytuacja zmieniała się w przypadku 55-latków, którzy w dzieciństwie stykali się wyłącznie z czarno-białymi mediami. Twierdzili oni, że ich sny mają takie właśnie barwy w 25% przypadków. Na dzieciństwo może przypadać pewien krytyczny okres, kiedy oglądanie filmów wywiera wielki wpływ na proces formowania się snów. Wolontariusze nie musieli spędzać przed odbiornikami wielu godzin, wystarczyło ich zaangażowanie emocjonalne i uwaga. Murzyn nie wie jednak na pewno, czy sny rzeczywiście są czarno-białe, czy ekspozycja na oddziaływanie czarno-białego telewizora sprzed lat w jakiś sposób zmienia przypominanie sobie treści marzeń po przebudzeniu.
  25. Po raz pierwszy od co najmniej 250 lat lodowce Alaski zwiększyły swoją powierzchnię. Chłodne lato, z temperaturami o 3 stopnie Celsjusza niższymi, niż średnia, spowodowało, że zimowy śnieg pozostał dłużej i przyczynił się do zwiększenia masy lodu. W połowie czerwca byłem zaskoczony faktem, że w Zatoce Księcia Williama na poziomie morza wciąż utrzymuje się śnieg. Prawdę mówiąc, tego lata była najpaskudniejsza pogoda, jaką pamiętam tutaj od 20 lat - mówi glacjolog Bruce Molnia. Pod koniec lipca na Polu Lodowym Juneau było wciąż 6 metrów nowego śniegu - dodaje. Służba Geologiczna Stanów Zjednoczonych od 1946 roku prowadzi projekt badawczy, którego celem jest mierzenie stanu lodowców Alaski. W bieżącym roku zanotowano rekordowo wysoki poziom przyrostu masy śniegu. Z kolei pierwsze dane dotyczące tej kwestii pochodzą z połowy XVIII wieku, gdy Alaskę odwiedziła rosyjska ekspedycja. Od tamtej pory, jak ocenia Molnia, lodowce ciągle się cofają i ich powierzchnia zmniejszyła się o 15%. Największe straty w powierzchni lodu miały miejsce w Glacier Bay. Gdy w 1741 roku dotarł tutaj Ilia Czirikow, zatoka nie istniała. Podróżnk zobaczył potężną ścianę lodu. Do dzisiaj lód cofnął się o około 80 kilometrów. Molnia mówi, że różnica 3-4 stopni Celsjusza wystarczy, by lodowce, zamiast gwałtownie się cofać, zaczęły gwałtownie się rozszerzać.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...