-
Liczba zawartości
37644 -
Rejestracja
-
Ostatnia wizyta
nigdy -
Wygrane w rankingu
247
Zawartość dodana przez KopalniaWiedzy.pl
-
Czerwone róże i serca to symbol miłości, nie na darmo śpiewano też piosenki o kobietach w czerwieni (Woman in red w wykonaniu Chrisa de Burgha), ponieważ mężczyźni postrzegają panie w garderobie tego koloru jako bardziej pociągające seksualnie (Journal of Personality and Social Psychology). Profesor Adrew Elliot i doktor Daniela Niesta z Rochester University stwierdzili to podczas prostego eksperymentu. Pokazywali mężczyznom zdjęcia kobiet. Za najseksowniejsze uznawano przedstawicielki płci pięknej w czerwonej garderobie lub uwiecznione na zdjęciach z czerwoną ramką. Panowie nie mieli pojęcia, jaką rolę w pociągu do określonej osoby odgrywa barwa. Czerwień jest dla ludzi niezwykle ważna i symboliczna od tysięcy bez mała lat. W starożytnych rytuałach posługiwano się ochrą (pigmentem o barwie zróżnicowanej od żółtej do brązowej), a współcześnie prostytutki pracują w dzielnicach czerwonych latarni. Amerykanie sądzą jednak, że reakcja na kolor jest uwarunkowana nie tylko kulturowo, ale i biologicznie. W końcu samce innych naczelnych, np. szympansów lub pawianów, są wabione przez czerwień u samic. W okresie owulacji kolor staje się bardziej nasycony, co stanowi widoczny z daleka sygnał seksualny. W ramach jednego z 5 eksperymentów mężczyznom pokazywano zdjęcia kobiet z czerwoną lub białą obramówką. Odpowiadali oni na serię pytań w rodzaju "Jak ładna jest, wg ciebie, ta osoba?". W innym scenariuszu czerwień zestawiano z szarym, zielonym i niebieskim. Kolory chromatyczne (czerwień, niebieski i zielony) dobierano pod względem nasycenia i jasności, by jedynym czynnikiem wpływającym na zachowanie była barwa. Ochotnicy oglądali też fotografie kobiety w czerwonej lub niebieskiej koszulce. Wypytywano ich nie tylko o atrakcyjność modelki, ale także o przebieg randki z nią. "Wyobraź sobie, że wybierasz się na spotkanie ze stoma dolarami w portfelu. Ile pieniędzy byłbyś skłonny wydać?". Za każdym razem okazywało się, że te same kobiety w czerwieni lub czerwonej ramce były najbardziej pożądane i godne królewskiego traktowania. Czerwień wpływa tylko na ocenę kobiet przez mężczyzn, nie oddziałuje na panie szacujące inne panie. W dodatku odnosi się tylko do atrakcyjności i nie ma nic wspólnego z przypisywaną niewiaście inteligencją i uprzejmością czy możliwością polubienia jej. Interpretacja koloru zależy od kontekstu. Czerwień jest postrzegana pozytywnie w przypadku mody czy związków damsko-męskich, ale już nie podczas egzaminów pisemnych albo zawodów sportowych.
- 22 odpowiedzi
-
Specjaliści z Uniwersytetu Tokijskiego i Toyota Motor Corp. zaprezentowali prototypowego robota, który potrafi wykonywać prace domowe. Urządzenie AR potrafi zastąpić człowieka w wielu prostych czynnościach. Jest w stanie zebrać naczynia ze stołu i włożyć je do zmywarki, zamieść podłogę, potrafi przesunąć meble tak, by nie przeszkadzały podczas zamiatania, umie też zebrać porozrzucane brudne ubrania i włożyć je do pralki, którą następnie włączy. Poda też swojemu właścicielowi śniadanie do stołu. Ważące 130 kilogramów urządzenie wysokości 155 centymetrów wyposażono w koła, dwa ramiona, czujniki laserowe i pięć kamer. Robot potrafi rozpoznawać wiele różnych obiektów, chwytać je i uczy się na własnych błędach. Na razie urządzenie porusza się powoli i czasem niezgrabnie, ale jego twórcy będą pracowali nad ulepszeniem AR. Robot powinien trafić do sprzedaży w ciągu najbliższych 7 lat.
- 1 odpowiedź
-
- Toyota
- Uniwersytet Tokijski
-
(i 2 więcej)
Oznaczone tagami:
-
Badacze z Uniwersyteckiego College'u Londyńskiego (UCL) opisali pierwszy przypadek fonagnozji, czyli niemożności rozpoznawania głosów. KH to 60-letnia kobieta, która przez całe życie wypracowywała rozmaite sposoby radzenia sobie z utrudniającą życie przypadłością. KH nie rozpoznaje po głosie spotkanych wcześniej ludzi. Przez telefon nie potrafi nawet stwierdzić, czy dzwoniącą jest jej własna córka. Przez wiele lat odbierała tylko umówione telefony od przyjaciół i współpracowników. Z dużym prawdopodobieństwem mogła wtedy stwierdzić, z kim rozmawia. W latach 80. w pracy przedstawiała się zmienionym imieniem. Gdy ktoś dzwonił i posługiwał się właśnie nim, wiedziała, że to osoba związana z jej życiem zawodowym, a to znacznie zawężało "krąg podejrzanych". Kobieta już w dzieciństwie wiedziała, że różni się od innych ludzi, bo nie umie zrobić czegoś, co im przychodzi bez trudu, w dodatku automatycznie. Dopiero po latach przeczytała artykuł o prozopagnozji (ślepocie twarzy) i pomyślała, że cierpi na głosowy odpowiednik tego zaburzenia. Skontaktowała się wtedy z redakcją magazynu, a ta skierowała ją do doktora Brada Duchaine'a z UCL. Neurolog wyjaśnia, że ludzie miewają problemy z rozpoznawaniem głosów po wylewie lub urazie mózgu, gdy uszkodzeniu ulega prawa półkula. KH to jednak pierwszy znany przykład kogoś, kto urodził się pozbawiony tej umiejętności. Z pewnością takich ludzi jest więcej i specjaliści z UCL chcieliby nawiązać z nimi współpracę. Duchaine zaznacza, że z pozoru niemożność rozpoznawania twarzy jest bardziej stresująca od niezdolności do rozpoznania głosu. Obecnie jednak coraz częściej nie kontaktujemy się twarzą w twarz i musimy identyfikować kogoś wypowiadającego się w radiu lub przez telefon. Podczas badań Duchaine i Lucia Garrido porównywali wyniki KH z rezultatami przeciętnych osób z grupy kontrolnej. Zadania polegały na rozpoznawaniu twarzy, głosów, emocji zawartych w głosie i muzyki. KH miała problemy z rozpoznaniem głosów znanych osób, np. Davida Beckhama czy Margaret Thatcher (poradziła sobie jedynie z Seanem Connerym) i nauką oraz rozpoznawaniem nowych głosów. W pozostałych zadaniach KH wypadła dobrze. W 80% przypadków poprawnie identyfikowała wyrażaną przez głos emocję: triumf, rozbawienie, złość, obrzydzenie, strach, przyjemność, ulgę, smutek lub zaskoczenie. Umiała rozpoznać instrumenty i znane utwory muzyczne, choć, oczywiście, nie była w stanie podać imienia i nazwiska wykonawcy. Rezonans magnetyczny nie wykazał u KH żadnych uszkodzeń w rejonach mózgu związanych z mową i percepcją słuchową. Kobieta słyszy prawidłowo.
-
- dr Brad Duchaine
- UCL
-
(i 3 więcej)
Oznaczone tagami:
-
Eksperci alarmują, że coraz częściej bardzo młodzi ludzie zaczynają parać się przestępczością komputerową. Ryzykują tym samym swoją przyszłość, gdyż mają niewielkie umiejętności, więc łatwo takich domorosłych "hakerów" złapać, a konfrontacja z policją i wymiarem sprawiedliwości może negatywnie wpłynąć na przyszłość. Widzę w Sieci jak dzieciaki w wieku 11-12 lat handlują skradzionymi numerami kart kredytowych i proszą na forach o podpowiedzi dotyczące technik ataku - mówi Chris Boyd, dyrektor w firmie FaceTime Security. Wiele z tych dzieci po raz pierwszy zetknęło się z przestępczością komputerową szukając w Internecie kodów do łamania swoich ulubionych gier. Trafiają na fora, na których udostępniane są nie tylko takie kody, ale wymieniane informacje na temat ataków czy sprzedawane skradzione dane. Spora część z młodych cyberprzestępców zaczyna swoją "karierę" od poszukiwania sposobów na włamanie do portalu społecznościowego, by zrobić kawał czy dokuczyć komuś znajomemu. Boyd mówi, że spędził sporo czasu śledząc programy służące do ataku na fora i często okazywało się, że ich autorami są nieletni. Wielu młodych ludzi na tego typu działalności nie poprzestaje i z czasem zaczynają parać się "dorosłą" cyberprzestępczością - phishinigem czy rozsyłaniem spamu. Ze spostrzeżeniami Boyda zgadza się Kevin Hogan z Symantec Security Response. Także i on zauważa, że małoletnim przestępcom często brakuje podstawowej wiedzy, przez co łatwo mogą zostać złapani. Oni często nie wiedzą, jak prawidłowo obsługiwać zestaw przestępczych narzędzi. Trafialiśmy na witryny phishingowe, na których nie wyświetlały się obrazki, to odnośniki do grafik, zamiast prowadzić do adresu na oryginalnej witrynie, prowadziły do nieistniejących plików na dysku C - mówi Hogan. Symantec dysponuje całą bazą danych o młodych ludziach, którzy sami sobie zaszkodzili, bo zainfekowali swoje komputery stworzonym przez siebie szkodliwym kodem. Ponadto, jak mówi Boyd, większość z takich domorosłych przestępców, nie może się oprzeć chęci pochwalenia się światu swoimi osiągnięciami. Zamieszczając więc na YouTube filmy z dokonywanych przez siebie włamań i podpisują je tymi samymi pseudonimami, których używali podczas popełniania przestępstwa. Ponadto w swoich profilach w YouTube i podobnych serwisach umieszczają tyle informacji na swój temat, że odnalezienie ich nie stanowi większego problemu. Mathew Bevan, nawrócony cyberprzestępca, który sam jako nastolatek został aresztowany przez policję, mówi, że młodzi ludzie chcą za wszelką ceną udowodnić, że są kimś. Ich celem jest zyskanie uznania w grupie znajomych. Całymi miesiącami i latami budują swój status. Łatwo z tego nie zrezygnują - stwierdza. Graham Robb z Rady Sprawiedliwości ds. Nieletnich, mówi, że wpisanie do rejestru skazanych to dla młodej osoby jedno z najgorszych doświadczeń. Ci, którzy popełnili poważne przestępstwa figurują w takim rejestrze przez całe życie, a to może uniemożliwić im np. znalezienie pracy.
-
Pisklęta, które wylęgają się z jaj składanych jako pierwsze, częściej są dobrymi śpiewakami (Behavioural Ecology and Sociobiology). Masayo Soma i zespół z Riken Brain Science Institute w Wako postanowili sprawdzić, czy i ewentualnie jak kolejność wylęgu wpływa na możliwości wokalne ptaków. Biolodzy przypuszczali, że starsze z piskląt są mniej zestresowane, a wzrastając zagarniają większą część zasobów - pożywienia i opieki rodzicielskiej - dlatego powinny lepiej śpiewać. To bardzo istotne, gdyż za pomocą treli samce wabią samice, a najzdrowsze osobniki wytrzymują najdłużej, mają najbardziej donośny głos i tworzą najbardziej złożone kompozycje. Do swoich badań Japończycy wybrali mewkę japońską (Lonchura striata domestica), nazywaną po angielsku ziębą bengalską. Gatunek ten nie występuje w naturze, został wyhodowany kilkaset lat temu w Kraju Kwitnącej Wiśni. Udało się to dzięki skrzyżowaniu ze sobą spokrewnionych gatunków astryldów. Naukowcy pozamieniali rodziców i jaja, przez co hierarchia wiekowa była niezależna od kolejności znoszenia jaj. Dziewięć par mewek wyprowadziło 16 lęgów po 4 pisklęta. Dodatkowo do klatek wprowadzono 9 dorosłych samców, by maluchy słuchały pieśni więcej niż jednego ptaka. Gdy ptaki dorosły, nagrano ich śpiew. Okazało się jednak, że kolejność wylęgania i hierarchia w gnieździe nie były czynnikami decydującymi o ich możliwościach wokalnych. Należało zaś zwrócić uwagę, z którego jaja wykluł się dany osobnik: złożonego na początku czy później. Zwierzęta z pierwszych jaj wygrywały z pozostałymi w kategorii złożoności śpiewu. Ekolodzy ewolucyjni, np. Roxana Torres z Universidad Nacional Autónoma de México, podkreślają, że składając jaja, samice nie rozkładają po równo kluczowych dla rozwoju substancji. Nietrudno się domyślić, że wpływa to na stan zdrowia i osiągnięcia potomstwa. Naukowcy długo jednak nie byli pewni, czym są te substancje. Typowano występujące w żółtku androgeny. Pani Soma dywagowała, że w pierwszych jajach może być ich więcej. Na razie jednak nie uzyskano spójnych wyników, które by potwierdzały, że u wszystkich lub przynajmniej u większości gatunków wzrost stężenia hormonów przynosi wymierne korzyści zdrowotne. László Garamszegi, biolog z Uniwersytetu w Antwerpii, także ma swoje typy. Uważa, że na rozwój mózgu mogą wpływać matczyny testosteron, karotenoidy lub witaminy A i E.
-
- możliwości wokalne
- śpiew
-
(i 6 więcej)
Oznaczone tagami:
-
Naukowcy z Brown University stworzyli program komputerowy, który, jako pierwszy w historii, potrafi dokładnie określić kształt ludzkiego ciała na podstawie zdjęć czy filmów. Program taki może znaleźć zastosowanie w wielu dziedzinach życia. Przyda się firmom odzieżowym, przemysłowi filmowemu, medycynie sportowej czy policji. Na podstawie filmu z kamery przemysłowej, na którym widać tylko postać ubraną w czapkę, szalik i długi płaszcz, program zdradzi policji, czy sprawcą przestępstwa była kobieta czy mężczyzna. Z kolei sklepy sprzedające odzież będą mogły udostępnić internautom możliwość wgrania swojego zdjęcia na witrynę i sprawdzenia, jak będziemy wyglądali w interesującym nas swetrze czy spódnicy. Może też czekać nas mała rewolucja w elektronicznej rozrywce. Niewykluczone bowiem, że gracz będzie w stanie umieścić w grze swoją własną wirtualną postac. Dotychczas stworzenie dokładnego trójwymiarowego obrazu ciała wymagało skanowania obrazu nagiej osoby. Teraz, dzięki pracom profesora Michaela Blacka i magistranta Alexandru Balana, możliwe będzie dokonanie tego samego na podstawie zdjęcia. Obaj naukowcy zauważyli, że dzięki różnym pozom, które człowiek przyjmuje np. podczas chodzenia, możliwe jest odgadnięcie jego kształtów. Najpierw wykonali 2400 szczegółowych laserowych skanów skąpo ubranych kobiet i mężczyzn. Dzięki temu dowiedzieli się, że różne pozycje zdradzają nasze kształty. Później udoskonalili algorytmy, ucząc komputer odróżniania fragmentów nagiej skóry. To umożliwiło dokładniejsze rozpoznawanie kształtów. Gdy się poruszam, moje ubranie zwisa luźno lub przylega do różnych części ciała. Każda z pozycji daje nam pewne informacje o kształcie poszczególnych części ciała. Analizując te pozycje, odgadujemy kształty - mówi Black.
- 1 odpowiedź
-
- kształt ciała
- algorytm
-
(i 1 więcej)
Oznaczone tagami:
-
Niemieccy naukowcy z najdrobniejszymi szczegółami odtworzyli codzienne życie Marcina Lutra. Dokonali tego, przekopując się przez śmiecie zebrane w 3 jego domach. Zajęło im to 5 lat, ale dzięki uporowi zdobyli kufle z przykrywkami, garnki, złotą obrączkę ślubną żony reformatora Katarzyny, 250 srebrnych monet, a także lekarstwa na różne dolegliwości, m.in. anginę i zatwardzenie. Na podstawie wykopalisk w Wittenberdze, gdzie Luter mieszkał ze swoją żoną i 6 dzieci, stwierdzono, że rodzina wyrzucała do kubłów zdechłe koty. Poza tym gwoździe, którymi teolog przybił w przedsionku kościoła zamkowego listę 95 tez krytykujących akcję sprzedawania odpustów, w rzeczywistości były raczej pinezkami, a nie solidnymi hufnalami. Jeden z głównych badaczy, Harald Meller, cieszy się, że dzięki zwykłym odpadkom udało się odtworzyć tak wiele. Najciekawsze eksponaty trafią na wystawę w Muzeum Historycznym w Halle. Zwiedzający będą się z nią mogli zapoznać już od najbliższego piątku (31 października). Do tej pory sądzono, że Luter, były zakonnik, żył w ubóstwie, tymczasem zebrano dowody, iż był, delikatnie mówiąc, zażywny i przed śmiercią w wieku 63 lat ważył aż 150 kg. Śmiecie z kuchni wskazują, że 8-osobowa rodzina regularnie jadała na obiad pieczoną gęsinę oraz prosięta. Na stół trafiały też kuropatwy oraz drozdy, które podczas polowań wabiono glinianymi gwizdkami. Podczas postów państwo Lutrowie raczyli się drogimi w owych czasach rybami, m.in. śledziami, dorszami i flądrami. Reformator nie pochodził z biednej rodziny. Ojciec był właścicielem zakładu hutniczego, gdzie wytapiano miedź i pożyczał pieniądze na procent, a matka urodziła się w rodzinie z wyższej klasy średniej. W domu w Mansfeld, gdzie Luter spędził dzieciństwo, znaleziono zestaw kręgli z krowich kości i kulki ze szkła. Teolog spisał swoje tezy gęsim piórem, może którymś z pozostałych po skubaniu ptaków przed wieczornym posiłkiem. Przyświecała mu lampa na zwierzęcy tłuszcz. Z ogrzewanego gabinetu roztaczał się widok na Łabę. Niestety, podczas pracy nie siadywał na odkrytej w 2004 roku kamiennej toalecie.
-
- historia
- reformator
-
(i 4 więcej)
Oznaczone tagami:
-
Apigenina, związek występujący powszechnie w owocach i warzywach, znacznie zwiększa podatność komórek nowotworowych na chemioterapię. Czy włączenie tego związku do diety pozwoli na poprawę skuteczności leczenia? Autorem odkrycia jest Xuan Liu, profesor biochemii pracująca na Uniwersytecie Kalifornijskim. Badaczka zaobserwowała, że należąca do flawonów apigenina bierze udział w przenoszeniu jednego z kluczowych białek komórki, zwanego p53, do jądra komórkowego. Opisywana proteina, zwana niekiedy "strażnikiem genomu", jest jedną z najważniejszych molekuł zabezpieczających integralność komórki. W zdrowo funkcjonującej komórce jest ona rozproszona pomiędzy cytoplazmą i jądrem komórkowym. Jeśli jednak jej fizjologia zostaje zaburzona, niemal cała pula cząsteczek p53 przenosi się do jądra komórkowego. Uruchamia tam cała grupę genów odpowiedzialnych m.in. za naprawę uszkodzeń DNA, a następnie, jeżeli nie udaje się przywrócić prawidłowej formy materiału genetycznego, prowadzi komórkę na szlak apoptozy, czyli samobójczej śmierci. Liczne nowotwory ograniczają wpływ p53 na komórkę dzięki procesowi zwanemu sekwestracją cytoplazmatyczną. Polega on na więzieniu cząsteczek "strażnika genomu" w cytoplazmie i blokowaniu ich przedostawania się do jądra komórkowego. Zapewnia to komórce nowotworowej znacznie większą oporność na czynniki toksyczne, a także na sygnały ze strony układu odpornościowego zmuszające komórkę do podadnia się apoptozie. Wiele wskazuje na to, że związki takie jak apigenina bardzo skutecznie ułatwiają przenoszenie p53 do jądra komórkowego i tym samym zwiększają podatność komórek na śmierć w wyniku uszkodzeń. Zwiększa to ich wrażliwość na chemioterapię, której zasadniczym celem jest najczęściej bezpośrednie niszczenie materiału genetycznego komórek. Co więcej, także komórki nieleczone giną łatwiej, gdy dociera do nich apigenina. Ułatwia ona bowiem "dostrzeganie" przez komórkę własnych uszkodzeń DNA i przeprowadzenie procesu apoptozy. Ponieważ zdrowe komórki dysponują mechanizmami ułatwiającymi regenerację DNA, są one znacznie mniej wrażliwe na chemioterapię od komórek nowotworowych, w których systemy naprawy materiału genetycznego są przeważnie uszkodzone. W efekcie komórki guza reagują na leczenie znacznie gorzej i giną. Nawet przy braku leczenia apigenina ma jednak szansę działać, gdyż zwiększa "czułość" układu zależnego od p53 i zwiększa prawdopodobieństwo skierowania komórki na szlak apoptozy. Apigenina jest związkiem występującym w roślinach stosunkowo powszechnie. Dużą zawartość tej substancji stwierdzono m.in. w owocach (jabłkach, wiśniach i winogronach), warzywach (natka pietruszki, seler, karczoch) i orzechach. Wielu ludzi przyjmuje ją także razem z napojami, gdyż duże ilości tej substancji odkryto także w winie i herbacie. Jak podkreśla prof. Liu, nasze badanie przemawiają za włączeniem warzyw i owoców do naszej codziennej diety w celu zapobiegania nowotworów. Zalecenie jest niezwykle proste, ale praktyka pokazuje, że w praktyce jest z tym znacznie gorzej.
-
Nowa odmiana genetycznie zmodyfikowanego pomidora, bogata w barwniki z grupy antocyjanów, została zaprezentowana przez uczonych z John Innes Centre. Jeśli trafią kiedykolwiek na rynek, bez trudu znajdziecie je na sklepowej półce. Antocyjany, barwniki z grupy glikozydów występujące m.in. w jeżynach i aronii, od wielu lat uchodzą za składniki bardzo korzystne dla naszego zdrowia. Badacze wielokrotnie wykazali ich zdolność do ochrony człowieka przed niektórymi rodzajami nowotworów, chorobami sercowo-naczyniowymi czy przykrymi efektami starzenia. Posiadają także działanie przeciwzapalne, a także spowalniają degenerację wzroku i chronią nas przed cukrzycą i otyłością. Nic więc dziwnego, że naukowcy postanowili wzbogacić popularne warzywo, pomidora, w geny odpowiedzialne za syntezę tych dobroczynnych substancji posiadających charakter przeciwutleniaczy (antyoksydantów). Większość osób nie spożywa pięciu porcji owoców i warzyw dziennie, lecz mogą osiągnąć większe korzyści korzyści od tych, którzy to robią, jeżeli opracowane zostaną typowe owoce i warzywa wzbogacone o czynniki bioaktywne, tłumaczy prof. Cathie Martin, badaczka prowadząca zespół zajmujący się eksperymentem. Niemodyfikowane genetycznie pomidory zawierają co prawda duże ilości innego przeciwutleniacza, likopenu, lecz jest on rozpuszczalny wyłącznie w tłuszczach. Oznacza to, że do jego wchłonięcia konieczne jest podawanie pomidorów np. w oleju. Antocyjany nie posiadają tej negatywnej cechy i rozpuszczają się doskonale w wodzie, dzięki czemu nawet spożywanie surowego owocu czy warzywa pozwala cieszyć się pełnią korzyści płynących z przyjmowania koktajlu przeciwutleniaczy. Wydaje się jednak, że opracowanie rośliny wytwarzającej oba rodzaje barwników jest idealnym rozwiązaniem, gdyż zapewnia dostęp do antyoksydantów niezależnie od tego, w jakiej formie podawany jest posiłek. W swoim eksperymencie badacze z John Innes Centre wykorzystali dwa geny kodujące enzymy odpowiedzialne za syntezę antocyjanin, pobrane z materiału genetycznego wyżlinu większego (Antirrhinum majus), zwanego potocznie lwią paszczą. Stworzono na ich bazie kostrukcję genową, która aktywowała się wyłącznie w owocach pomidora. Doświadczenie zakończyło się niewątpliwym sukcesem, gdyż osiągnięty poziom syntezy antocyjanin znacznie przewyższał syntezę jakichkolwiek substancji wytwarzanych naturalnie przez owoce pomidora. Do rozwiązania pozostał problem potwierdzenia właściwości prozdrowotnych uzyskanych roślin. Aby to zrobić, badacze karmili zmodyfikowanymi warzywami szczep myszy naturalnie podatnych na rozwój nowotworów. Eksperyment potwierdził, że dodatek antocyjanin pozwolił na znaczne wydłużenie życia zwierząt w porówaniu do gryzoni karmionych "zwykłymi" pomidorami. Jest to jeden z pierwszych przykładów inżynierii metabolicznej, który oferuje możliwość promowania zdrowia poprzez dietę i redukowanie wpływu chorób przewlekłych, uważa prof. Martin. Dodaje, że jest to także pierwszy przypadek organizmu genetycznie zmodyfikowanego posiadającego cechę genetyczną rzeczywiście oferującą korzyści zdrowotne dla konsumentów. Jakie plany na przyszłość snują amerykańscy badacze? Według szefowej zespołu, należy wykonać profesjonalne badania na ludziach: następnym krokiem będzie wykorzystanie uzyskanych wcześniej danych przedklinicznych i przeprowadzenie badań na ludzkich ochotnikach, by sprawdzić, czy możemy promować zdrowie poprzez dietetyczne strategie ochrony zdrowia. Bez odpowiedzi pozostaje na razie pytanie, czy potencjalni klienci zaakceptują nietypowy wygląd "ulepszonych" pomidorów. Dowiemy się tego dopiero po ewentualnym wprowadzeniu produktu na rynek.
- 11 odpowiedzi
-
- wyżlin większy
- GMO
-
(i 7 więcej)
Oznaczone tagami:
-
Cyberseks nie jest wyłącznie domeną młodych osób. Sue Malta, socjolog ze Swinburne University, zbadała Australijczyków i Amerykanów w wieku od 60 do 92 lat i stwierdziła, że dzięki Internetowi wyrażają swoje libido, a erotyka sieciowa poprawia z kolei ich obeznanie z nowościami technologicznymi. Malta przeprowadziła pogłębione wywiady z 45 mieszkańcami antypodów i 5 rówieśnikami zza oceanu. Rozmowa dotyczyła romantycznych relacji internetowych. Okazało się, że starsi ludzie szybciej niż w realu wkraczają w etap erotycznej zażyłości, ale także prędzej kończą takie związki. Pani socjolog podkreśla, że wiele starszych kobiet wspominało, że taki przebieg wydarzeń pasuje do ich trybu życia. Wcześniej postanowiły bowiem, że nie zamierzają już z nikim zamieszkać. Główny powód? Niechęć do zostania czyjąś pielęgniarką lub pomocą domową... Uczestnicy studium surfowali po Sieci średnio od 10,5 roku. Ci, którzy rozsmakowali się w internetowych randkach, poświęcali na nie ok. 3,5 godz. dziennie. Reszta przeznaczała na przeglądanie witryn o połowę mniej czasu (1,5 godz.). Dla ludzi w jesieni życia Internet był nie tylko platformą romansu, ale także ścieżką dostępu do banku, sposobem na handel akcjami czy bukowanie wakacji. Dla większości cyberflirt był zabawny, lecz tylko dla niektórych stanowił wstęp do związku o podłożu erotycznym. Żaden z Australijczyków nie akceptował sieciowej zdrady. Jedna z kobiet z naciskiem powtarzała, że mogłaby się zaangażować w seks internetowy tylko z mężczyznami, których nie musiałaby spotykać w rzeczywistości. W dodatku jej partnerami zawsze byli panowie sporo młodsi. Mężczyźni stanowili dla niej wyłącznie przygodę erotyczną. Zamiast jednak wychodzić do klubu, doświadczała wszystkiego w zaciszu własnego domu. Malta zauważyła, że stosunek starszych Amerykanów i Australijczyków do randek internetowych był bardziej otwarty niż trzydziestokilkulatków, którzy brali udział w innym jej studium. Pani socjolog uważa, że przyczyna jest prosta. Młodsi ludzie szukają przez Internet partnera życiowego i mają większą samoświadomość, jak prezentują się w warunkach online. Komuś po sześćdziesiątce nie przyświecają podobne cele, podczas pogawędki może się więc zrelaksować i poddać biegowi wydarzeń. Naukowcy podkreślają, że dla wielu uczestników badania własne reakcje seksualne były dużym zaskoczeniem. Owdowieli jakiś czas temu i od tego momentu nie angażowali się w relacje erotyczne. O dziwo, niektórzy po raz pierwszy w życiu stali się aktywni seksualnie, nie poddając się tylko i wyłącznie zabiegom partnera. Dla części seks stał się lekarstwem na choroby wieku. Dzięki niemu doświadczyli przypływu sił witalnych.
- 1 odpowiedź
-
- Sue Malta
- osoby starsze
-
(i 1 więcej)
Oznaczone tagami:
-
Brytyjscy naukowcy odkryli najprawdopodobniej najstarszą zabawkę na Wyspach. Znaleziono ją przy zwłokach dziecka pochowanego w Stonehenge. Wykonana z kredy rzeźba wyobraża jeża lub świnię, a jej wiek oszacowano na co najmniej 2000 lat. Odkrycia dokonano w ramach Stonehenge Riverside Project, naukowego projektu, w ramach którego przez siedem lat będą badane okolice słynnego kamiennego kręgu. Doszło doń w czasie odkopywania tajemniczej drewnianej palisady, która niegdyś rozciągała się od Stonehenge w kierunku wschodnim. Archeolodzy spekulują, że 6-metrowej wysokości palisada wyznaczała granice Stonehenge. Uczeni są zachwyceni nowym odkryciem. Przypominają, że niezwykle rzadko udaje się znaleźć na Wyspach prehistoryczne zabytki sztuki, na których uwidoczniono rzeczywiście istniejące zwierzę czy człowieka. Jeszcze rzadziej znajdowane są jakiekolwiek zabawki. Archeolodzy szacują, że dziecko, które urodziło się martwe lub zmarło wkrótce po narodzinach, pochowano pomiędzy 800 z 20 rokiem p.n.e. Rodzice włożyli do grobu zabawkę oraz garnek, w którym prawdopodobnie znajdowało się jedzenie potrzebne na podróż w zaświaty.
- 1 odpowiedź
-
- Stonehenge
- zabawka
-
(i 1 więcej)
Oznaczone tagami:
-
Ed Chester, szef kuchni z restauracji w Otterton Mill w hrabstwie Devon, wprowadza do menu potrawy z szarych wiewiórek (Sciurus carolinensis). Wg niego, nie nosi to znamion dziwactwa, gdyż mięso jest wyśmienite i bardzo zdrowe, bo chude, a przedsięwzięcie służy celom edukacyjnym. Brytyjczyk podkreśla, że wiewiórki szare nie są rdzennym gatunkiem wyspiarskim, zostały bowiem sprowadzone z USA. Zagrażają miejscowym wiewiórkom rudym (Sciurus vulgaris), których liczebność spada od połowy XIX wieku. Szeregi gryzoni przetrzebił wirus ospy. Przybył on do Zjednoczonego Królestwa wraz z będącymi ich nosicielami S. carolinensis. Na szczęście ostatnio okazało się, że część wiewiórek pospolitych również uodporniła się na wirusa. Rodzi to nadzieję, iż wbrew prognozom nie wyginą one w Wielkiej Brytanii do połowy XXI w. Restauracja będzie serwować wiewiórcze pasztety, potrawkę z grzybami oraz casserole z jabłkami. Chester, który szefem został dopiero rok temu, myśli też o kebabach. Na ostatniej imprezie dobrze się sprzedawały, choć za sztukę trzeba było zapłacić 5,5 funta. Mięso zostawiono najpierw na noc w marynacie z czerwonego wina. Potem lekko zgrillowano, podlano miodem i posypano siekanymi orzechami laskowymi. Wg kucharza, potrwa przypominała w smaku kurczaka. Chester nie zamierza na tym poprzestać. Planuje potrawy z gawronów i borsuczej szynki. Zatrudnił 3 dostawców, którzy poszukują dla niego mięs rzadko spotykanych w rzeźniach. W tym przypadku trudniej mu będzie jednak wykazać, że w grę wchodzą cele edukacyjne i że trzyma się z dala od kreacji kuchennych rodem z horroru.
- 5 odpowiedzi
-
- wirus ospy
- pasztet
-
(i 6 więcej)
Oznaczone tagami:
-
Naukowcy z uniwersytetów w Oxfordzie i Princeton wraz ze specjalistami z Lawrence Berkeley National Laboratory (LBNL) poinformowali o dokonaniu ważnego odkrycia na drodze do powstania komputerów kwantowych. W maszynach takich informacja ma być przechowywana w postaci kwantowych bitów, qubitów. Jednak dane w postaci stanu kwantowego są bardzo niestabilne i mogą zostać bardzo łatwo zmienione przez wpływ środowiska. Amerykańskim naukowcom udało się odizolować je od tego wpływu. Aby to osiągnąć przygotowali hybrydowy system składający się z elektronów i jąder atomu fosforu umieszczonych w krysztale krzemu. Jądro i elektron zachowują się wówczas jak miniaturowe kwantowe magnesy, zdolne do przechowywania informacji. Elektron w krysztale zajmuje (jako rozmyta gęstość prawdopodobieństwa) obszar ponad milion razy większy i jako taki ma tysiące razy silniejsze pole magnetyczne niż jądro atomu. Dzięki temu można go wykorzystać do manipulowania informacją i jej mierzenia, nie nadaje się jednak do jej przechowywania, gdyż jest bardzo niestabilny. Tutaj rozpoczyna się rola jądra atomowego. Gdy informacja zawarta w elektronie jest już gotowa do przechowywania, zostaje ona wysłana do znacznie bardziej stabilnego jądra. Eksperymenty wykazały, że taka metoda pozwala na przechowywanie informacji kwantowej przez 1750 milisekund (1,75 sekundy). To znaczny postęp, ponieważ dotychczas udawało się ją przechować przez kilkadziesiąt milisekund. Opisane powyżej badania są bardzo ważne, jednak nie należy się spodziewać, by w najbliższych latach powstały prawdziwe komputery kwantowe. Eksperyment był trudny do przeprowadzenia, a udał się on dzięki wzbogaceniu krzemu izotopem 28Si i wyhodowaniu niezwykle czystego, dużego kryształu.
-
Mózgi osób, które popełniają samobójstwo, różnią się pod względem chemicznym od mózgów osób umierających w inny sposób – twierdzą badacze z 3 kanadyjskich uniwersytetów (Biological Psychology). Naukowcy przeanalizowali próbki pobrane od 20 zmarłych. Dziesięć osób cierpiało na głęboką depresję (wszystkie targnęły się na własne życie), a 10 zmarło nagle z innych przyczyn, np. wskutek zawału serca. Eksperci z Uniwersytetu Zachodniego Ontario, Carleton University i Uniwersytetu w Ottawie zauważyli, że DNA z grupy samobójczej aż 10-krotnie częściej ulegało metylacji. W normalnych warunkach proces ten reguluje rozwój komórek. Prowadzi bowiem do wyłączenia zbędnych w danym momencie genów, ułatwiając zarazem działanie pozostałym. Tutaj unieczynnieniu ulegała część genu receptora kwasu γ-aminomasłowego (GABA) – ważnego neuroprzekaźnika kontrolującego zachowanie. Chodziło konkretnie o receptory GABAA i region promotorowy ich podjednostki α1. Hipermetylacji ulegały 3 nukleotydy guanozynowe/cytozynowe. Wg Kadyjczyków, opisane zjawisko może odpowiadać za przewlekły i nawracający charakter zaburzeń depresyjnych. Wyniki wcześniejszych badań wskazują, że zmiany w metylacji mają podłoże zarówno genetyczne, jak i środowiskowe. Szef zespołu, dr Michael Poulter, bardzo emocjonuje się uzyskanymi rezultatami. Wszystkich zaskoczyła plastyczność genów w mózgu, ponieważ rodzimy się z określoną liczbą neuronów, które później się nie dzielą (mózg rośnie, gdyż komórki nerwowe stają się większe, wzrasta też liczba i zasięg połączeń). Modyfikacje w zakresie metylacji były długoterminowe, trudno też było na nie wpłynąć, doprowadzając do demetylacji, co odpowiada charakterowi samej depresji. Kanadyjczycy porównywali stężenie mRNA metylotransferaz DNA (DNMT) u osób z grupy kontrolnej i samobójców. U tych drugich było ono wyższe w kilku regionach mózgu, w tym w jądrze migdałowatym, jądrze przykomorowym i podwzgórzu. W mózgach samobójców zaobserwowano słabszą koordynację ekspresji i transkrypcji różnych izoform DNMT. Ostatecznie okazało się, że wyższe stężenie mRNA DNMT-3B negatywnie korelowało z poziomem mRNA dla podjednostki α1 kwasu GABA.
- 12 odpowiedzi
-
- dr Michael Poulter
- kwas GABA
-
(i 2 więcej)
Oznaczone tagami:
-
Błyskawiczne kaszki typu instant nie są wbrew pozorom wynalazkiem ostatnich lat. Najstarsze podgotowane w ten sposób zboże ma bowiem ok. 8 tysięcy lat, a jest nim bulgur, czyli popularna do dziś w kuchni tureckiej i bliskowschodniej gruboziarnista kasza z pszenicy. Soultana-Maria Valamoti i zespół z Uniwersytetu Arystotelesa w Salonikach znaleźli ją na stanowisku Kapitan Dimitrievo w Bułgarii (Vegetation History and Archaeobotany). Ziarna spreparowano między 5920 a 5730 r. p.n.e. (we wczesnym neolicie). Najpierw je podgotowano, potem wysuszono i usunięto otręby, a następnie rozdrobniono. Później wystarczyło przelać całość gorącą wodą, by w mgnieniu oka uzyskać pożywny posiłek. Ten prosty zabieg znacznie wydłużył też czas przechowywania. Archeolodzy zbadali nie tylko bułgarskie zboże, ale i jęczmień oraz pszenicę z północnej Grecji sprzed 4 tys. lat. Oglądano je pod mikroskopem w dużym powiększeniu. W ten sposób udało się dostrzec szczegóły budowy poszczególnych ziaren. Skrobia w ziarnach ze stanowiska Kapitan Dimitrievo była napęczniała, skręcona, a drobinki kaszy dość często posklejane ze sobą. Nasilenie tego typu zmian wzrastało przy powierzchni, co sugeruje, że zboże zostało potraktowane wrzątkiem. Ziarna nosiły również ślady nadpalenia, ale to raczej skutek pożaru pomieszczenia, gdzie przechowywano zapasy, a nie celowy zabieg. Grecy porównali neolityczne zboże z pszenicą i owsem, które poddali identycznym zabiegom. Rezultaty obgotowania, wysuszenia i rozdrobnienia były właściwie identyczne. Valamoti sądzi, że ziarna zbierano i suszono latem, gdy było dużo słońca. Wynalazek przypadł ludziom do gustu i szybko stał się podstawą wczesnej diety śródziemnomorskiej. Autorzy innych studiów wykazali, że w tych samych rejonach chleb zaczęto wytwarzać wcześniej. Prehistoryczne śniadanie składało się więc najpierw z pachnących pajd, a dopiero potem uzupełniono je błyskawicznymi kaszami.
- 6 odpowiedzi
-
- Soultana-Maria Valamoti
- neolit
-
(i 4 więcej)
Oznaczone tagami:
-
Japoński naukowiec pracuje nad udoskonaleniem interesującej maszyny. Przypomina ona zwykłą drukarkę atramentową, lecz różni się od niej istotną cechą: zamiast atramentu, "pluje"... komórkami. Co więcej, z biegiem czasu robi to coraz lepiej, a jej dzieła są coraz bardziej złożone. Twórcą urządzenia jest prof. Makoto Nakamura, pracownik Uniwersytetu Toyama. Jego dzieło, obecnie będące wciąż na wczesnym etapie rozwoju, ma docelowo wyrzucać z siebie tysiące komórek na sekundę. Co ważne, cały proces już teraz zachodzi z zadziwiającą precyzją, pozwalającą na układanie komórek w uporządkowane struktury. Choć do momentu opracowania modelu zdolnego do wytworzenia kompletnego organu miną zapewne lata, postęp pracy Japończyka i prezentowana przez niego wizja medycyny przyszłości już dziś robią wrażenie. Byłoby to podobne do budowania ogromnego drapacza chmur w skali "mikro", z użyciem różnych rodzajów komórek i innych materiałów zamiast stalowych belek, betonu i szkład, tłumaczy prof. Nakamura. Sama idea "drukowania" organów ma już kilka lat, lecz prace naukowca z Toyamy są doskonałą prezentacją postępu, jaki można było w ostatnim czasie zaobserwować. Dzięki dopracowaniu mechanizmu oraz jego sterowania udało mu się zbudować m.in. rurkę o średnicy jednego milimetra, której ścianki są zbudowane z dwóch warstw zbudowanych z różnych typów komórek. Innym osiągnięciem prof. Nakamury jest stworzenie kanalika wykonanego z tzw. hydrożelu, którego średnica odpowiada średnicy ludzkiego włosa. Rozwój technologii tworzenia organów in vitro jest atrakcyjny z kilku powodów. Po pierwsze, pozwala na rozwiązanie problemu niedostatecznej podaży organów nadających się do przeszczepu. Wraz z rozwojem nowej technologii wystarczyłoby pobrać od pacjenta odpowiednią pulę komórek (lub wyhodować je z komórek macierzystych), a następnie "wydrukować" z nich nowy, prawidłowo funkcjonujący organ. Kolejną zaletą takiego podejścia byłoby niemal całkowite wyeliminowanie ryzyka odrzucenia przeszczepu w wyniku działania układu odpornościowego. Dzieje się tak, ponieważ przeszczep autologiczny, tzn. taki, którego biorca jest jednocześnie dawcą, jest traktowany jak własny narząd. Pozwala to na uniknięcie konieczności stosowania terapii immunosupresyjnej, blokującej niepożądane reakcje odpornościowe. Badania japońskiego naukowca, z wykształcenia pediatry, trwają już od kilku lat. Jak tłumaczy, nie mógł siedzieć bezczynnie i patrzeć na śmierć małych pacjentów cierpiących z powodu wad serca: po prostu musiałem patrzeć, jak umierają. Lekarze nie mogli stosować na nich terapii, które nie są opisane w podręcznikach. Zacząłem więc wierzyć, że medycyna rozwinie się i uratuje więcej żyć w przyszłości. Jak wyznaje, jego największym marzeniem jest opracowanie drukarki zdolnej do "wydrukowania" kompletnego, prawidłowo działającego serca. Pomysł na wykorzystanie drukarki powstał mniej więcej w roku 2002 roku. Badacz zaobserwował wówczas, że kropelki atramentu wytwarzane przez typową drukarkę mają wielkość podobną do rozmiaru pojedynczych komórek. Nie czekając długo, naukowiec kupił prostą drukarkę firmy Epson i zaczął na niej eksperymentować. Po pewnym czasie okazało się, że dysze drukarki zapychają się po przepuszczeniu przez nie nietypowego materiału. Uzyskanie wsparcia od producenta sprzętu nie było łatwe, lecz ostatecznie udało się dopracować kształt i rozmiar dysz tak, by "wypluwanie" komórek było łatwiejsze. Do rozwiązania pozostał jeszcze jeden problem: śmierć komórek z wysuszenia. Udało się jednak znaleźć rozwiązanie tego problemu. Jak się okazało, do zapewnienia komórkom przeżycia wystarczyło otoczenie ich ochronną warstewką alginianu sodu. Dodatkowo, utworzona struktura jest nawilżana roztworem chlorku wapnia, co zapewnia komórkom warunki pozwalające na przetrwanie. Niezwykła drukarka pozwala obecnie na wytwarzanie rurek z prędkością około 1,5 centymetra na minutę. Oczywiście jest to wciąż zbyt mało, by produkować kompletne organy, lecz prace nad udoskonaleniem procedury wciąż trwają. Jak zaznacza prof. Nakamura, całkowicie wykluczone jest wykorzystanie opracowywanej technologii do jednego z dwóch celów: tworzenia sztucznych mózgów lub nowych form życia. Jak wyznaje, nie tworzę wizji produkowania nadludzkich cyborgów. Chodzi tylko o istnienia, które można uratować, jeżeli dostępne będą organy.
- 2 odpowiedzi
-
- druk
- drukowanie
-
(i 4 więcej)
Oznaczone tagami:
-
Naukowcy z miasta Beatlesów postanowili zalać robaka, czyli... zbadać tolerancję nicieni na alkohol. Ich badania pozwolą na poszerzenie naszej wiedzy o możliwych przyczynach alkoholizmu u ludzi. Przeprowadzone badania są kontynuacją eksperymentów przeprowadzonych na myszach przez specjalistów z Oregon Health and Science University. Autorzy badań zasugerowali, że rozwój tolerancji na alkohol może być spowodowany przez czynnik genetyczny. Ponieważ metabolizm myszy i robaków (a przy okazji - także ludzi) jest pod wieloma względami bardzo podobny, badacze z University of Liverpool wybrali do swoich badań nicienie - zwierzęta wyjątkowo dobrze poznane, a przy okazji "wygodne" w hodowli. Naukowcy z angielskiej uczelni postanowili sprawdzić, w jaki sposób organizmy nicieni z gatunku Caenorhabditis elegans reagują na alkohol w zależności od posiadanego wariantu jednego z genów. Koduje on białko zwane UNC-18, syntetyzowane głównie w neuronach. Badacze zaobserwowali, że wystarczy drobna zmiana jego struktury, polegająca na zmianie jednego z aminokwasów wchodzących w skład łańcucha białkowego, by doszło do istotnej zmiany w procesie wymiany informacji pomiędzy komórkami nerwowymi. Efektem mutacji był znaczny spadek podatności na działanie alkoholu, dzięki czemu zwierzęta wytrzymywały większe jego dawki. Szef zespołu badającego opisywane zagadnienie, prof. Bob Burgoyne, kierownik Szkoły Nauk Biomedycznych należących do Uniwersytetu, tłumaczy istotę odkrycia: spożycie alkoholu może wpływać na układ nerwowy na wiele sposobów. Niskie stężenia alkoholu mogą pobudzać nasze ciała, ale wysoka koncentracja może zmniejszać ich aktywność, powodując zaburzenia poruszania oraz brak koordynacji [ruchowej]. Mimo to, niektórzy ludzie są bardziej podatni na te efekty od innych, ale dotychczas nie wiedziano dokładnie, dlaczego tak jest. Chociaż odkrycia dokonano na niepozornych robakach, może ono mieć znaczenie także dla ludzi. Okazuje się bowiem, że badany gen i kodowane ten gen białko występują także w mózgu człowieka. Badanie na nicieniach wykazało, że opisywany defekt nie powoduje u nich jakichkolwiek zmian w zachowaniu oprócz wzrostu tolerancji na alkohol. Może to oznaczać, że bardzo podobnie zachowuje się mózg ludzi będących nosicielem analogicznej zmiany sekwencji DNA. Jak tłumaczy współautor badań, dr Jeff Barclay, teraz, gdy wykazaliśmy związek pomiędzy genem i tolerancją na alkohol, możliwe jest zbadanie ludzkiego genu w poszukiwaniu jakichkolwiek samoistnych zmian, które mogłyby pomóc w zidentyfikowaniu osób z predyspozycją do alkoholizmu. O swoim odkryciu badacze informują na łamach czasopisma Molecular Biology of the Cell.
- 15 odpowiedzi
-
- nicień
- Caenorhabditis elegans
-
(i 7 więcej)
Oznaczone tagami:
-
Bernt Aune ma osiemdziesiąt lat, ale jego prawa rogówka jest o 43 lata starsza od niego samego. To najstarsze oko w Norwegii, a może i na świecie - chwali się staruszek. Jak to możliwe? W 1958 roku były kierowca ambulansu przeszedł operację, w czasie której przeszczepiono mu rogówkę dawcy urodzonego w czerwcu 1885 roku. Jak by nie liczyć, znajduje się więc w użytku od ponad 123 lat! Dr Hasan Hasanain z Namsos Hospital, szpitala, w którym dokładnie pół wieku temu przeprowadzono zabieg, podejrzewa, że rogówka pana Aune'a jest najstarszym żywym narządem świata. W latach 50. sądzono, że zewnętrzna błona gałki ocznej popracuje nie dłużej niż przez 5 lat. Zaskoczyła wszystkich i choć sędziwy Norweg nie widzi może najlepiej, nadal działa i chyba nie powiedziała jeszcze swojego ostatniego słowa...
- 6 odpowiedzi
-
- przeszczep
- rogówka
-
(i 1 więcej)
Oznaczone tagami:
-
Kilkadziesiąt procent amerykańskich lekarzy regularnie przepisuje swoim pacjentom placebo - wynika z ankiety przeprowadzonej przez badacza z University of Chicago. Dopuszczają się oszustwa, czy tylko stosują alternatywne metody leczenia? Prezentowane informacje uzyskano dzięki rozesłanej do lekarzy ankiecie. Wzięcie udziału w badaniu zaproponowano 1200 lekarzy specjalizujących się w reumatologii i leczeniu chorób wewnętrznych. Spośród 679 medyków, którzy odpowiedzieli na zadane pytania, aż połowa (46-58%, w zależności od formy zadawanych pytań) przyznała, że regularnie przepisuje placebo. Jeszcze większy odsetek, aż 62%, uważa tę praktykę za etycznie dozwoloną. Autorzy ankiety dostrzegają, niestety, pewien istotny problem. Okazuje się, że zaledwie 3% uczestników badania rzeczywiście przepisuje swoim pacjentom placebo, czyli związki neutralne dla organizmu, ale wpływające na stan zdrowia pacjenta dzięki samemu faktowi przyjmowania leku. Jak tłumaczy główny autor publikacji, dr Farr A. Curlin, większość ludzi, słysząc słowo "placebo", myśli o czymś w rodzaju tabletki wykonanej z cukru. Tymczasem lekarze mogą stosować terapie, które mogą wywoływać pewne efekty, nawet jeśli oni sami myślą, że nie będą one wywierały innego wpływu na pacjenta niż wywołanie efektu placebo. Wyniki ankiety mogą być dla wielu osób zatrważające. Aż 41% medyków przepisywała swoim pacjentom powszechnie dostępne środki przeciwbólowe, 38% proponowało im witaminy, a co ósmy - antybiotyki lub środki uspokajające. Co ciekawe, tylko jeden na dwudziestu lekarzy przyznających się do stosowania placebo w swojej pracy definiuje ten typ substancji zgodnie z jego klasyczną definicją. Aż 68% z nich opisuje placebo raczej jako "potencjalnie korzystny lek" lub "formę leczenia, która nie jest rutynowo stosowana w przypadku danej choroby". To szara strefa - podsumowuje sytuację krótko dr Curlin. To nieetyczne, by aktywnie wprowadzać w błąd pacjentów. Ale jeśli lekarze przepisują coś, co ich zdaniem pomoże, ale nie czują, że należałoby wytłumaczyć rzeczywisty powód, dla którego to coś powinno zadziałać, mamy do czynienia z szarą strefą. Co ciekawe, badacz przyznaje jednocześnie, że sam stosuje czasem podobne metody. Daję ludziom informacje, które - moim zdaniem - osoba rozsądna chciałaby poznać. Staram się być tak szczery, jak to tylko możliwe. Są czasem takie sytuacje, kiedy mówię pacjentowi "tak, myślę, że to może pomóc, dlaczego nie spróbować?", kiedy nie mam pewności, że [dany lek] pomoże w danej sytuacji. Jak podkreśla Curlin, kluczowym czynnikiem jest tutaj sam fakt, że terapia powinna pomóc: efekt placebo to prawdziwy efekt. Ludzie czują się lepiej. Moim zdaniem jest to akceptowalne, ale tylko wtedy, gdy nie oszukuje się czynnie pacjenta. Podobnego zdania jest dr David Spiegel, ekspert z zakresu psychiatrii pracujący na Uniwersytecie Stanforda. Zaznacza, że omawiana technika jest częścią starej, ale dobrej tradycji w medycynie. Lekarz powołuje się na prastarą zasadę przyświecającą lekarzom od starożytności: podstawowa zasada brzmi: po pierwsze, nie szkodzić. Jeżeli nie ma toksyczności, a lek robi coś dobrego, wówczas istnieją przesłanki na poparcie jego zastosowania. Nieco bardziej krytycznie podchodzi do sprawy dr Andrew Leuchter, zastępca dziekana w szkole medycznej Uniwersytetu Kalifornijskiego. Podstawą do oceny, jaka terapia jest dozwolona, jest jej pełna jawność w stosunku do pacjenta. Dodaje: jeżeli wytłumaczy się pacjentowi, co się robi i dlaczego, wtedy wszystko jest w porządku. Jeżeli zwodzisz pacjenta, wówczas jest to istotny problem. Zdaniem Leuchtera, prawidłowa informacja o podawaniu placebo powinna brzmieć mniej więcej tak: nie istnieje racjonalny medyczny dowód, że ta tabletka jest efektywna w leczeniu pana/pani choroby, ale niektóre osoby przyjmujące tę tabletkę twierdzą, że czują się dzięki niej lepiej. Dr Spiegel broni swojego stanowiska, twierdząc, że zastosowanie efektu placebo wcale nie musi równać się kłamstwu. Możesz mówić ludziom, że leczenie może im pomóc, a to nie jest kłamstwem. Lekarz zaznacza również, że najważniejsze jest wyleczenie pacjenta, którego osiągnięcie w ten sposób jest, jak najbardziej, możliwe: robisz to, bo może to pomóc pacjentowi, i część pacjentów zareaguje. Szczególnie w chorobach, gdy nie istnieje wiele metod leczenia, czy etyczne jest rezygnowanie właśnie z tej?. Problem "udawanej" terapii z pewnością nie jest łatwy do rozwiązania. Ciężko o wyznaczenie granicy między oszustwem z jednej strony i angażowaniem sił pacjenta z drugiej. Idealnie byłoby, oczywiście, gdyby pacjent wiedział możliwie wiele na temat swojego leczenia... tylko jak to zrobić, by nie zaprzepaścić "magii" efektu placebo?
-
Czy czynnikiem determinującym szybkość starzenia się jest... węch? Hipoteza taka brzmi dość egzotycznie, ale taki właśnie wniosek można wysnuć z najnowszych badań. Autorami odkrycia są badacze ze Szkoły Medycznej Uniwersytetu Waszyngtońskiego w Saint Louis. Naukowcy, prowadzeni przez dr. Kerry'ego Kornfelda, pracowali nad wyjaśnieniem fenomenu znaczego wydłużenia życia zwierząt dzięki wprowadzeniu tzw. restrykcji kalorycznej, czyli radykalnego obniżenia wartości energetycznej przyjmowanego pokarmu. Dzięki eksperymentom na modelowych organizmach, nicieniach z gatunku Caenorhabditis elegans, badacze zaobserwowali, że ten sam efekt można osiągnąć dzięki zastosowaniu leku blokującego u robaków zmysł węchu. Amerykanie już trzy lata temu dostrzegli, że jeden z leków przeciwdrgawkowych, etosuksimid, powoduje u zwierząt wydłużenie życia. Dotychczas nie było jednak jasne, w jaki sposób preparat wywołuje ten efekt. Kolejne eksperymenty, których wyniki prezentuje czasopismo PLoS Genetics, przyniosły rozwiązanie tej zagadki. Zauważyliśmy, że leki blokują w głowie robaka neurony odpowiedzialne za wykrywanie związków chemicznych w otoczeniu - neurony te pełnią u robaka funkcję podobną do nosa, tłumaczy dr Kornfeld. Podobnie jak nicienie dojrzewające w środowisku o obniżonej zawartości pożywienia, robaki poddane działaniu przeciwdrgawkowego etosuksimidu żyły dłużej. Ale te robaki jadły mnóstwo pożywienia. Sugeruje to, że zdolność do zmysłowego wykrywania pokarmu jest kluczowa dla kontrolowania ich metabolizmu i długości życia. Gdy nicień wykrywa duże ilości pokarmu w swoim otoczeniu, jego metabolizm szybko dostosowuje się do korzystnych warunków. Cały organizm zwierzęcia przestawia się w tryb szybkiego pobierania pokarmu, szybkiego wzrostu i szybkiego starzenia, tłumaczy badacz. Liczne eksperymenty pokazały także, że w sytuacji, gdy pożywienia jest znacznie mniej, organizm zaczyna oszczędzać energię, dzięki czemu wolniej się "zużywa", czyli starzeje. Mechanizm działania etosuksimidu opiera się na wywołaniu efektu identycznego z konsekwencjami jednej z mutacji zidentyfikowanych u niektórych przedstawicieli C. elegans. Polega on na ograniczaniu aktywności części neuronów odpowiedzialnych za identyfikację substancji chemicznych w otoczeniu, czyli prymitywną formę węchu. Na razie nie wiadomo jednak dokładnie, w jaki sposób lek, stosowany m.in. w leczeniu objawów padaczki, wiąże się z komórkami nerwowymi i blokuje ich aktywność. Nie jest także do końca jasne, dlaczego dochodzi do zmian w metabolizmie zwierzęcia i wydłużenia czasu życia. Pomimo wielu niewiadomych, trzeba przyznać, że wyniki podawania preparatu są imponujące. Robaki poddane jego działaniu żyją nawet o 29 procent dłużej. Ponieważ metabolizm prostego nicienia oraz człowieka jest zadziwiająco podobny, istnieje duża szansa, że podobny efekt można uzyskać także u ludzi. Ewentualne potwierdzenie tej tezy będzie jednak wymagało przeprowadzenia wielu badań.
- 6 odpowiedzi
-
- C. elegans
- Caenorhabditis elegans
-
(i 5 więcej)
Oznaczone tagami:
-
Prace izraelskich naukowców z Instytutu Weizmanna dają nadzieję, że w przyszłości powstaną komputery korzystające z neuronów. Dotychczas inżynierów pracujących nad neuronowymi maszynami ograniczał fakt, iż neurony są dość zawodne. Neuron może wywołać powstanie sygnału w drugim jedynie w 4 przypadkach na 10. Nasze mózgi kompensują tę niedoskonałość neuronów tworząc niezwykle skomplikowaną sieć połączeń pomiędzy nimi. Izraelczykom udało się w laboratorium stworzyć neuronową bramkę logiczną, która jest niemal równie niezawodna co jej elektroniczny odpowiednik. Autorami odkrycia są Elisha Moses oraz jego studenci Ofer Fienerman i Assaf Rotem, którzy opracowali metodę kontrolowanego wzrostu neuronów, a te utworzyły wydajny obwód. Naukowcy pokryli szklaną płytkę materiałem, który jest nieprzyjazny dla żywych komórek. Następnie w materiale tym wydrapano schemat obwodu, a wydrapane miejsca pokryto środkiem przyjaznym dla komórek. Te były więc zmuszone rozwijać się tam, gdzie chcieli naukowcy. W ten sposób stworzyli urządzenie, które działa jak bramka logiczna AND. Bramka zbudowana jest z neuronów i ma kształt kwadratu o boku długości 900 mikrometrów. Trzy ścianki formują rodzaj podkowy i mają szerokość 150 mikrometrów każda. Z czwartej strony znajduje się "wysepka" neuronów, połączona za pomocą cienkich "pomostów" z dwoma sąsiadującymi ściankami. Gdy wysepka jest stymulowana odpowiednim środkiem chemicznym, wysyła sygnał, który biegnie wokół obwodu. Na środku "podkowy" znajduje się blokada jonowa, która izoluje od siebi obie jej części. Naukowcy mogą decydować o wydajności bramki, regulując szerokość "pomostów" łączących wysepkę neuronów z "podkową". Neurony tworzące wysepkę wysyłają własny sygnał tylko wówczas, gdy otrzymają sygnały z obu "pomostów". Testy wykazały, że sygnał powstaje w 95% przypadków, a więc niezawodność neuronów zwiększono ponaddwukrotnie. Assaf Rotem zauważa, że dzięki zwiększeniu niezawodności neuronów i stworzeniu z nich bramek logicznych mogą powstać obwody, które będą pełniły rolę pośrednika w komunikacji pomiędzy mózgiem, a różnymi urządzeniami. To z kolei pozwoli np. sparaliżowanym kontrolować sztuczne ramiona czy też pomoże osobom po poważnych urazach w ponownym nauczeniu się wymowy.
- 6 odpowiedzi
-
Siarkowodór, który odpowiada za nieprzyjemną woń gazów jelitowych i zbuków, powstaje także w wyściółce naczyń krwionośnych, co prowadzi do ich rozkurczu i spadku ciśnienia (Science). Naukowcy z Uniwersytetu Johnsa Hopkinsa zaobserwowali to zjawisko, eksperymentując na myszach. Teraz mają nadzieję, że na tej podstawie uda się opracować nowe metody leczenia nadciśnienia. Siarkowodór powstaje w komórkach pod wpływem enzymu CSE. Kiedy wyhodowano gryzonie pozbawione CSE, stężenie H2S spadło niemal do zera. Co więcej, zwierzęta te miały o 20% wyższe ciśnienie od myszy niezmodyfikowanych. Wg Amerykanów, stan ten można porównać do poważnego nadciśnienia u ludzi. Gdy zmodyfikowanym myszom podano metacholinę, substancję, która rozluźnia normalne naczynia krwionośne, nie zaobserwowano żadnej różnicy. Oznacza to, że za rozkurcz odpowiada siarkowodór. Wcześniej poznano inny gaz regulujący napięcie naczyń krwionośnych – tlenek azotu (II). Jak widać siarkowodór, który w większych ilościach jest dla nas toksyczny (wywołuje stan podobny do hibernacji, poraża oddychanie komórkowe, a w większych stężeniach prowadzi do śmierci przez uduszenie), przy mniejszych dawkach pozwala kontrolować stan pacjentów z określonymi chorobami sercowo-naczyniowymi.
- 2 odpowiedzi
-
- enzym
- naczynia krwionośne
-
(i 3 więcej)
Oznaczone tagami:
-
Defense Advanced Research Projects Agency (DARPA) ogłosiła przetarg na opracowanie... latającej łodzi podwodnej. Urządzenie ma pozwolić niewielkim oddziałom sił specjalnych na niezauważone dotarcie do wrogiego wybrzeża. W specyfikacji napisano, że łódź ma pomieścić 8 osób oraz sprzęt i przewieźć je drogą powietrzną na odległość 1850 kilometrów, drogą morską na odległość 185 kilometrów a pod wodą na odległość 22 kilometrów. Podróż ma zająć nie więcej niż 8 godzin, a latająca łódź ma później zaczekać w wyznaczonym miejscu nawet przez trzy dni i zabrać pasażerów w drogę powrotną. Rzecznik prasowa DARPA, Jan Walker, powiedziała, że wcześniejsze badania nad pojazdem, który byłby w stanie zarówno latać jak i poruszać się pod wodą, nie przyniosły zadowalających rezultatów.
- 12 odpowiedzi
-
- latająca łódź podwodna
- oddział specjalny
-
(i 2 więcej)
Oznaczone tagami:
-
Na dworze coraz zimniej, coraz częściej sięgamy więc po kubek gorącej kawy czy herbaty. Okazuje się, że w ten sposób nie tylko ogrzewamy samych siebie, ale i ocieplamy wizerunek napotykanych ludzi. Profesor John Bargh z Yale University i dr Lawrence E. Williams z University of Colorado obmyślili ciekawy eksperyment. Ich asystenci najpierw rozdawali badanym napoje: gorącą małą czarną albo kawę mrożoną. Mieli je przez chwilę potrzymać. Potem przekazywano im garść informacji na temat pewnej osoby. Zadanie ochotników polegało na ocenie jej charakteru. Okazało się, że spod piór i długopisów studentów, którzy weszli w kontakt z rozgrzewającym napojem, wyłaniał się obraz dużo cieplejszego (bardziej wspaniałomyślnego i troszczącego się o innych) człowieka. Grupy zimna i gorąca nie różniły się już jednak pod względem opisu osobowości w odniesieniu do cech niepowiązanych z "byciem ciepłym". W drugim studium wolontariusze dostawali do ręki ciepły bądź ochłodzony termofor. Sądzili przy tym, że biorą udział w testach jakości produktu. Potem pozwalano im wybrać między bonem towarowym dla innej osoby a prezentem dla siebie. Ochotnicy, którzy trzymali zimny przedmiot, częściej decydowali się na podarek dla siebie, podczas gdy ludzie z ogrzanymi dłońmi postanawiali raczej rozweselić kogoś bliskiego. Wg Bargha, temperatura wpływa zarówno na postrzeganie bliźnich, jak i na własne zachowanie. Ponieważ wiadomo, że fizyczna odległość między ludźmi przekłada się na wzajemną ocenę charakteru, psycholodzy zakładają, że podstawą takich osądów jest pierwotne doświadczanie ciepła i zaufania w kontakcie z matką. Williams uważa, że wpływ świata fizycznego na oceny czysto psychologiczne można wykorzystać w marketingu czy punktach sprzedaży. Gdy organizuje się promocję na zewnątrz w chłodny dzień, łatwiej nawiąże się kontakt z klientem, podając mu gorący napój.
- 9 odpowiedzi
-
- John Bargh
- zimny
-
(i 6 więcej)
Oznaczone tagami:
-
W Sieci pojawiły się informacje, że Bill Gates założył nową firmę. Jako pierwszy do takich danych dotarł Todd Bishop, który doniósł o tym w serwisie TechFlash. Bishop pisze, że z dostępnych dokumentów wynika, iż firma bgC3 LLC, to think tank, którego siedzibą jest miejscowość Kirkland, w pobliżu której znajduje się posiadłość Gatesa. Powstała ona w marcu 2008 pod nazwą Carillon Holdings, a na początku lipca, kilka dni po opuszczeniu przez Gatesa Microsoftu została przemianowana na bgC3. Podobno jeden ze współpracowników byłego prezesa Microsoftu zdradził, że bgC3 to niedochodowa organizacja, której celem jest koordynowanie biznesowych i filantropijnych działań Gatesa. Nowa firma ma zajmować się też doradztwem i pracami analitycznymi. Jej nazwa - bgC3 - ma ponoć pochodzić od nazwiska Bill Gates, litera "C" to "catalayst" i oznacza, że Gates będzie w niej pełnił rolę katalizatora łączącego nowe idee i ludzi, a cyfra "3" to trzecie, po Microsofcie i Fundacji Billa i Melindy Gatesów, miejsce, w którym Bill Gates chce się realizować. Bill Gates wkrótce skończy 53 lata i coraz bardziej interesuje go nie tyle biznes, co sprawy technologiczne i społeczne. Nie od dzisiaj wiadomo, że jest głodny wiedzy i potrafi otaczać się zdolnymi ludźmi. Niewykluczone więc, że założył instytut ekspercki. Nie jest to jednak pewne. Wall Street Journal, którego reporterzy odwiedzili bgC3 twierdzą, że nowe przedsiębiorstwo ma po prostu... zajmować się sprawami Gatesa i jego współpracowników. Pamiętaj, że jeśli jesteś Billem Gatesem to, niezależnie od tego, co robisz, otaczają Cię ludzie, którzy organizują, koordynują i chronią Twoje życie. Ci ludzie otrzymują pensję, dodatki, ubezpieczenia i wszystkie inne rzeczy zapewniane przez pracodawcę. Co więc robisz? Zakładasz firmę, która ma się zajmować ich obsługą - czytamy w WSJ. Dziennikarze Wall Street Journal częściowo zgadzają się z opinią Bishopa. W przyszłości bgC3 może przerodzić się w inkubator idei, miejsce, gdzie będzie dochodziło do spotkań ludzi mających coś do zaoferowania. Obecnie jednak firma spełnia zupełnie inną rolę. Jest po prostu miejscem, gdzie Gates może spokojnie pracować i trzymać swoje dokumenty związane chociażby z działalnością w Fundacji Gatesów.
- 5 odpowiedzi