-
Liczba zawartości
37652 -
Rejestracja
-
Ostatnia wizyta
nigdy -
Wygrane w rankingu
249
Zawartość dodana przez KopalniaWiedzy.pl
-
Kobiety otyłe dużo słabiej kontrolują działanie pod wpływem impulsu niż panie o prawidłowej wadze. Przy okazji psycholodzy z University of Alabama w Birmingham odkryli, że mężczyźni z normalną i nadmierną wagą nie różnią się pod względem poziomu impulsywności (Apetite). Autorom eksperymentu zależało na sprawdzeniu, jak kobiety i mężczyźni o różnych wskaźnikach masy ciała radzą sobie z odraczaniem nagrody. Czy wolą mniejszą, ale szybką gratyfikację, czy też są w stanie poczekać na coś lepszego. W eksperymencie Amerykanów wzięło udział 95 osób. Mogły one dostać pewną sumę pieniędzy od razu lub po ustaleniu kwoty (odpowiednio wyższej) poczekać na nią przez jakiś czas: 2 tygodnie, miesiąc, pół roku, rok, trzy, pięć lub nawet 10 lat. Wchodzące w grę kwoty wynosiły od 1000 do 50000 dolarów. Naukowcy zauważyli, że otyłe kobiety zaniżały wartość odroczonej nagrody w 3-4-krotnie większym stopniu niż panie o prawidłowym wskaźniku masy ciała. Natomiast otyli mężczyźni nie różnili się pod tym względem od kobiet i mężczyzn z grupy kontrolnej. Rezultaty nie zmieniły się po uwzględnieniu innych potencjalnie istotnych czynników, takich jak iloraz inteligencji czy dochody (w przeszłych badaniach powiązano je z impulsywnością). Dr Rosalyn Weller, szefowa zespołu psychologów, wyjaśnia, że źródeł międzypłciowych różnic należy najprawdopodobniej poszukiwać w pewnej cesze osobowościowej, a mianowicie w czymś, co nazwano rozhamowaniem związanym z jedzeniem. Jest to tendencja do objadania się pod wpływem bodźców odnoszących się w jakiś sposób do jedzenia, np. zdjęć pysznych deserów czy reklam. U kobiet występuje ona częściej i jest wyraźniej zaznaczona. Ludzie o takim rysie charakteru ważą zazwyczaj więcej i szybciej tyją. Amerykanie uważają zatem, że otyli mężczyźni rzadziej zachowują się impulsywnie, bo są w mniejszym stopniu rozhamowani.
- 3 odpowiedzi
-
Miłośnicy serialu Nie z tego świata dobrze znają walizkę braci Sama i Deana Winchesterów. W jej wnętrzu kryją się sprzęty do unieszkodliwiana demonów i innych groźnych dla ludzi istot. Bardzo podobny zestaw do zwalczania wampirów, tyle tylko że sprzed ponad 200 lat (z ok. 1800 r.), wystawiono na aukcję w Natchez w Missisipi. Zapłacono za niego prawie 15 tysięcy dolarów. W podzielonym na przegródki pudle można było znaleźć zestaw różnej wielkości kołków (osikowych?) z inkrustowanym krzyżem u szczytu, lustra, broń ze srebrnymi nabojami, krucyfiks, Biblię, wodę święconą, świece oraz czosnek. Ten ostatni został, oczywiście, zastąpiony świeżą główką. Walizeczkę wykonano ze szlachetnego drewna orzecha amerykańskiego. Wszystkie przyrządy "trzymały się" wyznaczonych miejsc, ponieważ dało się je przymocować skórzanymi paskami (vide Biblia) lub włożyć do specjalnie przygotowanego wgłębienia, przypominającego to w etui na biżuterię. W muzeach na całym świecie zgromadzono podobne temu eksponaty. Ponoć podręczne zestawy na wampiry sprzedawano osobom udającym się w podróż do Transylwanii, ojczyzny hrabiego Drakuli. Całość wygląda na ciężką, trudno więc sobie wyobrazić, jak w sytuacji kryzysowej skorzystać z czegokolwiek ukrytego w środku. Zestaw ma natomiast z pewnością dużą wartość historyczną i poznawczą.
-
Czy określenie "owczy pęd" pasuje wyłącznie do owiec? Z pewnością nie. Wiele wskazuje na to, że ryby także kierują się modą i poddają się temu zjawisku, a efekty takiego zachowania mogą być korzystne dla całej ławicy. Interesujący eksperyment przeprowadzono na ciernikach (Gasterosteus aculeatus) - niewielkich rybach słodkowodnych żyjących także na terenie Polski. Wyniki badania, przeprowadzonego przez zespół Ashleya Warda z Uniwersytetu w Sydney, prezentuje najnowszy numer czasopisma Current Biology. Założenia doświadczenia były bardzo proste. Do naczynia, w którym znajdowały się cierniki, wstawiano dwie repliki ich kompanów: jedna wyraźnie przypominała rybę wychudzoną i osłabioną, zaś druga wyglądała na dobrze odżywionego i zdrowego osobnika. Dla zwiększenia realizmu testu obie rybki wyposażono w mechanizm umożliwiający zdalne sterowanie ich ruchami. Zgodnie z zasadami rządzącymi wśród cierników, gromadzenie się ryb wokół jednego z osobników oznacza wybór lidera ławicy. Naukowcy przeprowadzili serię kolejnych "elekcji", w których grupa liczyła sobie jedną, dwie, cztery lub osiem ryb. Eksperyment pokazał, że im większa była liczba osobników w ławicy, tym częściej jako jej lidera wybierano "zdrową" atrapę. Różnica była bardzo wyraźna: gdy "wyborca" był tylko jeden, dokonywał trafnego wyboru tylko w 55% przypadków, lecz odsetek ten wzrastał aż do 80%, gdy badana ławica była powiększana do ośmiu ryb. Niektóre ryby zauważają najlepszy możliwy wybór bardzo szybko, lecz inne mogą popełnić błąd i wybrać złą drogę, tłumaczy tajniki życia stadnego cierników David Sumpter, badacz z Uniwersytetu w szwedzkim mieście Uppsala. Dodaje: pozostałe ryby oceniają, jak wiele innych podążyło w okreslonym kierunku. Gdy liczba tych wybierających się w jedną stronę przeważa nad tymi wybierającymi drugą, wówczas niezdecydowana rybka wybiera kierunek obrany przez większość. Co ciekawe, podobnych obserwacji dokonano już wcześniej na... ludziach. Okazuje się bowiem, że sądowa ława przysięgłych, której zadaniem jest orzeczenie winy lub niewinności oskarżonego, także częściej podejmuje poprawne decyzje wtedy, gdy jest liczniejsza. Wiele wskazuje więc na to, że "owczy pęd" to nie tylko specjalność owiec, ani nawet ssaków...
-
W południowo-wschodnim Peru odkryto gatunek ptaków wysiadujących jaja na lodowcu. Dotychczas uważano, że zachowują się tak wyłącznie pingwiny. Co ciekawe, kluczową rolę w dokonaniu odkrycia odegrał... 14-latek. Młodym odkrywcą jest Spencer Hardy, syn specjalisty z zakresu nauk o Ziemi, Douglasa. Jego tata przebywał w obrębie Pokrywy Lodowej Quelccaya, największego lodowca Ziemi zlokalizowanego w rejonie tropikalnym. Podczas badań nad zmianami klimatu naukowiec zaobserwował pióra ptaków oraz pozostałości ich gniazd. Postanowił podzielić się odkryciem ze Spencerem, od lat zainteresowanym studiowaniem życia ptaków. Odkąd miał siedem lat, Spencer był zafascynowany badaniem ptaków i ich różnych gatunków, mówi Douglas Hardy, pracujący dla Uniwersytetu Massachusetts. Naukowiec dał swojemu synowi okazję do sprawdzenia własnej wiedzy - przesyłał mu zdjęcia ptaków i wszelkich pozostałości po ich obecności na lodowcu. Jak tłumaczy, gdyby nie syn, w ogóle nie zainteresowałby się zbieraniem takich informacji. Fotografie wykonane w Peru trafiały przez Internet do Spencera, który szybko sporządził listę gatunków, które mogły być widoczne na zdjęciach. Zebrane informacje przekazano specjalistom z waszyngtońskiego Smithsonian Institution, którzy zidentyfikowali pióra jako pozostałość po bytowaniu diuk białoskrzydłych (Diuca speculifera), należących do rzędu wróblowatych. Ostatecznym potwierdzeniem odkrycia było odnalezienie na lodowcu kompletnego gniazda diuk wraz z porzuconymi jajami. Miało to miejsce w czerwcu bieżącego roku. Obserwacje pana Hardy'ego wykazały, że gniazda zlokalizowane były przeważnie kilkadziesiąt centymetrów od krawędzi obszaru występowania lodu. Najprawdopodobniej jest to pewien rodzaj kompromisu: taka lokalizacja utrudnia dostęp drapieżników z jednej strony, zaś z drugiej zapobiega wychłodzeniu dojrzewającego wewnątrz jaj potomstwa. Diuki wykorzystują lodowiec na własną korzyść, tłumaczy starszy z członków duetu. Jeżeli będą w stanie oderwać się od ziemi i wejść do wnętrza szczeliny w lodowcu, znajdą tam ochronę przed wychłodzeniem oraz śniegiem i deszczem. Wydaje się, że przedstawiciele D. speculifera są doskonale przygotowani do życia w surowych warunkach. Pomimo przenikliwego zimna, huraganowych wiatrów i obniżonej zawartości tlenu radzą sobie świetnie, a jaja składają najprawdopodobniej wyłącznie na lodowcu. Co więcej, w ogóle nie opuszczają niegościnnego terenu, nawet podczas najzimniejszych miesięcy roku. Jak więc widać, organizmy żywe wykazują niezwykłą determinację i wykorzystają każdą, najmniejszą nawet okazję, by znaleźć sobie dogodne miejsce do życia...
-
- Diuca speculifera
- diuka białoskrzydła
-
(i 3 więcej)
Oznaczone tagami:
-
Historie o ludziach, którzy osiwieli w ciągu jednej nocy z powodu ekstremalnego stresu, wcale nie są mitem. Utrata pigmentacji włosów może być także skutkiem choroby, m.in. łysienia plackowatego. Naukowcy z dwóch uniwersytetów (w Manchestrze i Lubece) odwrócili ten proces. Nowej technologii nie da się jednak wykorzystać w odniesieniu do naturalnego siwienia. Badacze posłużyli się cząsteczką K(D)PT, która przypomina hormon występujący w ludzkim organizmie. W normalnych warunkach działa on stymulująco na odpowiadającą za kolor włosów i skóry melaninę. W testach klinicznych wzięło udział 6 kobiet w wieku od 46 do 65 lat. Pobrano od nich mieszki włosowe, a następnie odtworzono warunki powiązane z łysieniem plackowatym i telogenowym wypadaniem włosów. Przyczyną tego drugiego bywa stres wywołany chorobą fizyczną bądź psychiczną, a jedną z cech charakterystycznych, poza wzmożonym wypadaniem włosów, jest ich siwienie. Okazało się, że w obu sytuacjach terapia K(D)PT znacząco zwiększyła ilość barwnika w mieszkach. Dr Ralf Paus, szef zespołu akademików, przestrzega jednak przed huraoptymizmem. Na razie bowiem nie wiadomo, czy w ten prosty sposób uda się całkowicie odtworzyć przedchorobową pigmentację włosów u żywego człowieka, a nie w laboratorium. Czekamy zatem na wyniki kolejnych badań na liczniejszych grupach.
- 1 odpowiedź
-
- K(D)PT
- telogenowe wypadanie włosów
-
(i 4 więcej)
Oznaczone tagami:
-
Przeszczep szpiku kostnego wykonany w celu wyleczenia białaczki pozwolił 42-letniemu Amerykaninowi nie tylko na wyleczenie nowotworu, lecz najprawdopodobniej wyeliminował także wirusa HIV z jego organizmu. Wielu badaczy twierdzi, że zdobyte doświadczenie stanie się przełomem w walce z "dżumą XXI wieku". Bohaterami niezwykłej historii są: niemiecki hematolog Gero Huettler oraz jego pacjent amerykańskiego pochodzenia, którego nazwiska nie podano. Niezwykły zabieg, wymagający wykorzystania wiedzy z pogranicza onkologii, transplantologii i genetyki, najprawdopodobniej pozwolił na całkowite wyleczenie mężczyzny z infekcji wirusem HIV. Od momentu wykrycia obecności patogenu do przeszczepu minęło aż 10 lat, lecz od czasu nowatorskiej terapii nie wykryto w jego organizmie obecności wirusa. Każdego dnia byliśmy przygotowani na złe wyniki - przyznaje Huettler. Na szczęście, pomimo upływu 20 miesięcy od zabiegu, wiadomości na temat zdrowia Amerykanina są optymistyczne. I choć nie ma stuprocentowej pewności, że zakażenie nie powróci, wielu badaczy jest zachwyconych efektem leczenia. Sekretem powodzenia terapii była mutacja w komórkach macierzystych przeszczepianego szpiku kostnego. Pacjent może mówić o prawdziwym szczęściu w nieszczęściu, gdyż rozwój białaczki w jego organizmie wymusił przeszczep szpiku, który z kolei zapobiegł rozprzestrzenianiu się HIV. Dawca narządu był nosicielem mutacji w obu kopiach genu CCR5, kodującego białko potrzebne do wnikania wirusa do komórek krwi. Bez interakcji z prawidłową (niezmutowaną) proteiną HIV jest niezdolny do ataku. Oznacza to, że pomimo iż wirus był obecny w organizmie, nie był on w stanie zainfekować komórek. Prowadziło to najprawdopodobniej do stopniowego zaniku zakażenia. Sam dr Huettler przyznaje, że nie planował takiego rozwoju wydarzeń, lecz postanowił wykorzystać okazję. Przez przypadek przeczytałem o tym [mowa o efektach mutacji - red.] w 1996 roku. Zapamiętałem to i pomyślałem, że to może zadziałać. Zanim doszło do transplantacji, własny szpik kostny Amerykanina został całkowicie zniszczony za pomocą kombinacji promieniowania jonizującego oraz leków. Gdy unieszkodliwiono układ odpornościowy pacjenta, przeszczepiono komórki szpiku posiadające w swoim genomie zbawienne uszkodzenie informacji genetycznej. Jednocześnie, w trosce o bezpieczeństwo przeszczepianego materiału, całkowicie odstawiono terapię przeciwwirusową. Ryzykowne podejście do terapii opłaciło się, gdyż po dwudziestu miesiącach od zabiegu w organizmie mężczyzny wciąż nie wykryto śladów wirusa. Trzeba jednak przyznać, że biorca przeszczepu miał szczęście, przy którym nawet "szóstka" w totolotku to drobiazg. Oprócz trudności w dobraniu pary dawca-biorca dodatkową trudnością był fakt, iż zaledwie jeden na tysiąc Europejczyków i Amerykanów nosi mutację w genie CCR5. To nie pierwszy raz, gdy przeszczep szpiku pozwolił na zwalczenie AIDS lub infekcji HIV. Pomiędzy latami 1982 i 1996 podobny eksperyment udał się co najmniej dwukrotnie. Wówczas jednak przyczyna powodzenia terapii nie była znana. Czy była nią właśnie zbawienna mutacja? Być może nie dowiemy się tego już nigdy. A co czeka nas w przyszłości? Badacze są ostrożni w ogłaszaniu odnalezienia "lekarstwa na AIDS" i zwracają uwagę na konieczność przeprowadzenia dalszych badań. Mimo to trzeba przyznać, że osiągnięty przez dr. Huettlera sukces jest niebywały. Być może w przyszłości uda się modyfikować materiał genetyczny komórek macierzystych w taki sposób, by przeszczep zawierał wyłącznie komórki odporne na infekcję. Jeżeli jednak kiedykolwiek będzie to możliwe, na pewno nie stanie się to wcześniej niż za kilkanaście lat.
- 26 odpowiedzi
-
Zamieszkujące północny Atlantyk wieloryby wydają czasem dziwaczny odgłos, przypominający do złudzenia wystrzał z broni palnej. Dzięki zastosowaniu nowoczesnych technologii udało się ustalić prawdopodobne znaczenie tego tajemniczego dźwięku. Odkrycia dokonał zespół prowadzony przez Susan Parks z Penn State University. Badaczka opisuje, że wydawany przez wieloryby huk został nazwany "wystrzałem z broni", ponieważ naprawdę brzmi podobnie do strzału z karabinu - jest gwałtowny i towarzyszy mu pogłos. Obserwacje wykonane przez nią i jej kolegów wskazują, że celem takiego zachowania jest odstraszanie jednych samców przez drugie lub pokaz siły przed samicami. Badanie nie byłoby możliwe bez zastosowania nowoczesnych technologii. Na terenie Zatoki Fundy u wybrzeży Kanady, gdzie wieloryby udają się na letni żer, badacze umieścili pod wodą pięć hydrofonów. Oprócz nagrywania dźwięków towarzyszących przebywaniu waleni na terenie akwenu, badacze obserwowali ich zachowania i próbowali powiązać te dane w logiczną całość. Przez dwa tygodnie próbowaliśmy podsłuchiwać, by dowiedzieć się, jak wiele waleni wydaje z siebie ten dźwięk, tłumaczy Parks. Z analiz wykonanych przez jej zespół wynika, że tajemniczy huk wydawały z siebie samotne samce oraz mieszane grupy samców i samic przebywające blisko powierzchni wody. Zdaniem badaczy z Penn State University zebrane informacje sugerują, że "wystrzały" mają na celu albo odstraszenie konkurentów walczących o wdzięki tej samej samicy, albo przypodobanie się jej. Jak zaznacza pani Parks, jest też bardzo prawdopodobne, że służą one obu celom. Kompletne wyjaśnienie zagadki mogłoby być możliwe dzięki przeprowadzeniu dalszych badań. Może to być jednak trudne, gdyż dzika populacja badanych waleni, należących do rodzaju Eubalaena, liczy sobie zaledwie około 300 osobników. Zwierzęta te giną masowo głównie wskutek zderzeń ze statkami, w których, pomimo masy własnego ciała przekraczającej nieraz 60 ton, mają niewielke szanse. Pozostaje nam mieć nadzieję, że naukowcy zdążą zebrać dostatecznie wiele informacji i zwiększyć w ten sposób szanse na przeżycie tych wyjątkowych ssaków.
-
To wielki przełom - tak Robert Singer, biolog z Albert Einstein Medical School w Nowym Jorku skomentował prace naukowców z firmy PTC Therapeutics. Opracowali oni bowiem lekarstwo, które powoduje, że zmutowane DNA produkuje prawidłowo zbudowane białka. Obecnie produkowane lekarstwa zmieniają aktywność takich protein, tak więc mamy tutaj do czynienia z nowatorskim rozwiązaniem problemu nieprawidłowej pracy DNA. Już w tej chwili wiadomo, że lek może przydać się przy leczeniu mukowiscydozy i niektórych rodzajów dystrofii mięśni. Mutacje genów są spotykane w licznych chorobach, stąd też wymuszenie na DNA produkcji prawidłowych białek może pomóc w terapii setek schorzeń. W początkowej fazie badań PTC skupiło się na dwóch chorobach - dystrofii mięśniowej Duchenne'a (DMD) i mukowiscydozie. Pierwsza z nich występuje rocznie u około 20 000 noworodków płci męskiej. Około 15% jej przypadków jest wywołana przedwczesnym występowaniem genetycznego sygnału zatrzymującego syntezę RNA. Cząsteczka białka powstająca w wyniku takiego procesu jest przeważnie niefunkcjonalna. Z kolei na mukowiscydozę zapada corocznie około 70 000 osób. Dotychczas nie istnieje żadne lekarstwo na DMD, a leki używane przy mukowiscydozie leczą objawy, a nie chorobę. Wstępne kliniczne testy leczenia obu chorób dały, jak mówi Brenda Wang z Cincinnati Children's Hospital Medical Center, niezwykle zachęcające wyniki. Biopsje przeprowadzone u pacjentów z DMD wykazały, że po podaniu leku u 50% małych pacjentów doszło do wytworzenia prawidłowych kopii dystrofiny, białka zapewniającego siłę mięśni. W DMD, wskutek wspomnianej wyżej mutacji genu, dystrofina w ogóle nie jest obecna w mięśniach. Z kolei pacjentom z mukowiscydozą brakuje białka CFTR, które jest odpowiedzialne za transport jonów chlorkowych przez błonę komórkową. Uczeni zauważyli, że gdy chorym podano nowy lek, prawidłowe kopie CFTR były produkowane w nabłonku nosa, który jest bardzo podobny do nabłonka płucnego. Ponadto lekarstwo aż o 30% zredukowało napady kaszlu. Dla pacjentów to olbrzymia ulga, gdyż chorzy z mukowiscydozą kaszlą średnio 600-1500 razy na dobę. PTC rozpoczęło właśnie zakrojone na szerszą skalę badania, którymi objęto 175 pacjentów z DMD w USA, Europie, Australii i Izraelu. W przyszłym roku podobnemu studium zostaną poddani chorzy na mukowiscydozę. Badania potrwają co najmniej rok i pozwolą stwierdzić, czy nowe lekarstwo poprawia stan pacjentów. W dotychczasowych testach skupiono się bowiem tylko na sprawdzeniu, czy doszło do wyprodukowania prawidłowych białek kodowanych przez zmutowane geny. Uczeni dowiedzą się również, czy lekarstwo jest na pewno bezpieczne. Jako że w przypadku DMD lek powoduje pominięcie przedwcześnie pojawiającego się w genie znaku stop, lekarze obawiają się, iż może dojść do pominięcia prawidłowo umiejscowionego znaku i powstanie zbyt długa proteina. Stuart Peltz, szef PTC, informuje, że w badaniach na zwierzętach lekarstwo dało obiecujące wyniki również w przypadku takich chorób jak zespół Retta, hemofilia czy guzy z mutacjami w tzw. genach supresorowych. Jego firma ma zamiar rozpocząć pierwsze testy z chorymi na hemofilię. Dodatkową zaletą nowego leku jest fakt, iż przyjmuje go się doustnie.
- 1 odpowiedź
-
- DMD
- dystrofia mięśni
-
(i 6 więcej)
Oznaczone tagami:
-
Kobiety po histerektomii (chirurgicznym usunięciu macicy) nie przybierają na wadze. Nie da się jednak zaprzeczyć, że istnieje odwrotna zależność – panie z nadwagą częściej przechodzą ten zabieg (Menopause: The Journal of the North American Menopause Society). Ponieważ twierdzenie o wzroście wagi po histerektomii jest powtarzane dość często, lecz do tej pory naukowcy uzyskiwali niejednoznaczne wyniki, zespół Davida Fitzgeralda z Uniwersytetu w Queensland postanowił skorzystać z bazy danych zebranych w ramach Australijskiego Podłużnego Studium dot. Zdrowia Kobiet. Trwa ono od 12 lat i obejmuje także kobiety, które przeszły histerektomię. Badacze śledzili ewentualne zmiany wagi u ok. zoperowanych 1000 pań, urodzonych w latach 1946-1951. Dysponowaliśmy zarówno odczytami wagi przed, jak i bezpośrednio po zabiegu. Mieliśmy też dane grupy kontrolnej, znajdującej się w podobnej sytuacji, ale bez przebytej histerektomii. Okazało się, że u pacjentek w wieku 40-50 lat histerektomia nie prowadziła do większego wzrostu wagi, lecz jeśli dana osoba miała nadwagę (wskaźnik masy ciała wynosił od 25 do 30), wzrastało prawdopodobieństwo, że zostanie poddana chirurgicznemu usunięciu macicy. Oznacza to, że nadmierna waga stanowi w tym przypadku czynnik ryzyka. Fitzgerald podkreśla, że może to mieć związek z silniejszym uciskiem na macicę. Na podstawie dostępnych danych Australijczycy wywnioskowali również, że kobiety zamieszkujące obszary rolnicze częściej podlegają histerektomiom. Naukowcy przypuszczają, że może to mieć m.in. związek z gorszym dostępem do opieki zdrowotnej i nieregularnymi wizytami u ginekologa.
-
Niewykluczone, że na koncentrację uwagi czy uspokojenie już wkrótce nie będzie polecać się lecytyny czy herbatki z melisy. Zamiast dwóch istnieje bowiem jeden skuteczny środek: guma do żucia bez cukru. Andrew Scholey, behawiorysta ze Swinburne University, zebrał 40 osób. Średnia wieku oscylowała wokół 22 lat. Podczas eksperymentu wykorzystano symulację stresorów o zdefiniowanej intensywności (ang. defined intensity stressor simulation, DISS). Platforma ta umożliwia badanie skuteczności działania w kontrolowanych warunkach. Trzeba zaznaczyć, że wykonywane zadania nie należą do łatwych. Przed i zakończeniu pracy z DISS określano poziom 3 wskaźników: 1) lęku, 2) czujności i 3) stresu. Pomiarów dokonywano podczas żucia i w sytuacji braku gumy. Okazało się, że u osób żujących gumę stężenie hormonu stresu kortyzolu w ślinie było o 16% niższe niż u pozostałych ochotników. Ponieważ łatwiej im się było skupić, w stresujących warunkach uzyskiwali dużo lepszy średni wynik (aż o 67%). Z tego powodu profesor Scholey poleca żucie gumy np. podczas prowadzenia samochodu, egzaminów itp.
- 16 odpowiedzi
-
Wydawałoby się, że w miarę niepostrzeżenie można ukraść tylko coś małego. Otóż to, wydawałoby się, ponieważ miesiąc temu spod Komarowa w środkowej Rosji zniknął cały kościół. O wydarzeniu poinformował rzecznik Kościoła prawosławnego. Budynek stał w wiosce od blisko 200 lat (od 1809 roku). Jeszcze w lipcu był nietknięty, ale w październiku złodzieje rozebrali go fragment po fragmencie. Zawiadomiono prokuraturę, a obecnie trwa śledztwo. Z pewnością utrudnia je fakt, że zniknięcia kościoła Zmartwychwstania nie zauważono natychmiast. Stał na uboczu i od jakiegoś czasu go nie używano, wkrotce mogło się to jednak zmienić. Po 2-piętrowym budynku zostało niewiele więcej niż wspomnienie, bo fundamenty i kawałki ściany. W Rosji takie zniknięcia zdarzają się dość często. Powód? Ikony i materiały budowlane z odzysku można sprzedać...
- 1 odpowiedź
-
- cerkiew
- ukradziony
-
(i 3 więcej)
Oznaczone tagami:
-
Thomas Beatie, transseksualista, który 29 czerwca urodził córkę Susan, ponownie jest w ciąży. Amerykanin nie zażywa testosteronu od czasu, gdy zaszedł w pierwszą ciążę. To na razie pierwszy trymestr, ale jak do tej pory, wszystko przebiega prawidłowo. Drugie dziecko państwa Beatie przyjdzie na świat również w czerwcu, a termin porodu wyznaczono na 12 dzień miesiąca. Gdy miała się urodzić Susan, ludzie zastanawiali się, jak Thomas zamierza rozwiązać sprawę karmienia malucha. Okazało się, że zadania tego podjęła się 46-letnia Nancy, która karmiła córkę piersią przez ubiegłe 4 miesiące. By posłużyć się dawną nomenklatura, została mamką dziecka urodzonego przez męża. Od momentu pojawienia się Susan para rzadko pokazuje się publicznie. W ich domu opuszczono rolety, a posesję obserwują baczne oczy kamer. Thomas i jego rodzina zarobili na zainteresowaniu mediów i na swojej własnej książce. Zgodnie twierdzą jednak, że nie kierowała nimi chęć zysku, a zwykła ludzka potrzeba.
- 4 odpowiedzi
-
NASA planuje udostępnić w Sieci zdjęcia powierzchni Księżyca wykonane w latach 60. w ramach misji Apollo. Historyczne fotografie będą mogli zobaczyć nie tylko ciekawscy z całego świata. Staną się one źródłem olbrzymiej ilości danych dla naukowców, którzy po raz pierwszy zobaczą te zdjęcia w wysokiej rozdzielczości i będą mogli porównać, jak w ciągu ponad 40 lat zmieniła się powierzchnia Srebrnego Globu. Fotografie zostały wykonane przez aparaty umieszczone na pokładach pięciu różnych pojazdów Lunar Orbiter. Pojazd księżycowy zapisywał dane na taśmach magnetycznych, a dopiero później specjaliści przenosili je na błony fotograficzne. Nie byli jednak w stanie odzyskać wszystkich informacj. Ówczesna technika nie pozwalała zatem na uzyskanie zdjęć w wysokiej rozdzielczości. Taśmy magnetyczne spoczęły więc w magazynach w oczekiwaniu na decyzję, co z nimi zrobić. Obecnie w ramach Lunar Orbiter Image Recovery Project (LOIRP) prowadzonego w NASA Ames Research Center, możliwe stało się przełożenie danych magnetyczych na zdjęcia wysokiej jakości. Dane z 1500 taśm są przekładane na obrazy, które ostatecznie trafią do Internetu. Zdjęcia z lat 60. to najdokładniejsze fotografie ziemskiego satelity, jakimi dysponujemy. W przyszłym roku ruszy projekt, którego celem będzie wykonanie co najmniej równie dokładnych zdjęć. To przygotowanie do powrotu człowieka na Księżyc. Przy okazji zaś naukowcy będą mogli porównać zmiany na powierzchni, wywołane np. uderzeniami niewielkich meteorytów, których nie widać z większych odległości.
-
Nie trzeba być miłośnikiem Monty Pythona, by kojarzyć skecz o kliencie sklepu zoologicznego, który kupił martwą papugę z gatunku norweska błękitna. Jeden z amerykańskich naukowców odkrył właśnie, że słynny skecz ma przodka, który liczy sobie... 1600 lat. Filolog klasyczny William Berg przetłumaczył greckie dzieło pt. "Filogelos: uzależniony od śmiechu". Jego autorami są prawdopodobnie Hierokles i Filagrius, o których niewiele wiemy. Tłumaczenie Berga, wraz ze zdjęciami manuskryptu oraz samymi skeczami, nagranymi przez komika Jima Bowena, zostało wydane na DVD. Okazało się, że już przed wiekami poczucie humoru było bardzo podobne, do współczesnego. Wśród żartów znajdziemy wiele odniesień do seksu, brzydkich żon czy puszczania wiatrów. Innych nie zrozumiemy, jak np. kawału o sałacie. Przed wiekami uważano ją za afrodyzjak. Teraz tak o niej nie myślimy, więc dowcip nie będzie zrozumiały. Jim Bowen mówi, że niektóre z tych dowcipów widział u współczesnych komików. Lekko je przerobili. Na przykład w miejsce powozu wstawiono samochód. Wracając zaś do słynnego skeczu Monty Pythonów... W oryginalnym kawale jest mowa o niewolniku. Jego nowy właściciel przychodzi na skargę do człowieka, od którego go kupił i mówi, że niewolnik zmarł zaraz po rozpoczęciu pracy. U mnie nigdy wcześniej tego nie robił - odpowiada sprzedawca. A inne greckie kawały? Ot chociażby: Mizoginik bierze udział w pogrzebie własnej żony. Przechodzień, widząc żałobny pochód pyta: 'Kim jest osoba, która odpoczywa w pokoju'. Na to wdowiec: 'Ja. W końcu się jej pozbyłem'' czy też Mieszkaniec Abdery widzi eunucha rozmawiającego z kobietą. Pyta, czy jest to jego żona. Eunuch odpowiada mu, że jest nieprzydatny dla kobiety. Abderyta stwierdza: 'A więc to twoja córka?. Warto dodać, że dla Greków Abdera była rodzajem Wąchocka.
- 1 odpowiedź
-
- martwa papuga
- norweska błękitna
-
(i 2 więcej)
Oznaczone tagami:
-
Od dzisiaj (14 listopada) do 19 kwietnia w londyńskim Muzeum Historii Naturalnej będzie można podziwiać włosy z brody Karola Darwina. Miały zapewne stanowić rodzinną pamiątkę (coś na kształt dziecięcych pukli, przechowywanych kiedyś w specjalnych medalionach), los jednak chciał, że Randal Keynes, prapraprawnuk słynnego naukowca, otworzył tajemnicze pudełko, które należało w przeszłości do córki ewolucjonisty Etty. Włosy potraktowano jak relikwię. Przez długi czas leżały zawinięte chusteczkę. Oznaczono je i umieszczono w kopercie z napisem "Znalezione po śmierci ojca". Rodzina chciała obciąć fragment brody przed pogrzebem. Ponieważ pojawiły sie trudności, Darwinowie musieli się jednak zadowolić włosami zebranymi z biurka do pracy. Odwiedzający muzeum będą mogli się też zapoznać z oryginalną notatką, a właściwie spisem. Na skrawku papieru Charles spisał argumenty przemawiające za i przeciwko małżeństwu.
- 1 odpowiedź
-
- Muzeum Historii Naturalnej
- wystawa
-
(i 4 więcej)
Oznaczone tagami:
-
Nieszczęśliwi ludzie oglądają znacznie więcej telewizji niż osoby zadowolone z siebie i życia. Te ostatnie są bardziej towarzyskie, częściej głosują i czytają więcej gazet (Social Indicators Research). John Robinson i Steven Martin z University of Maryland przeanalizowali wzorce zachowania 30 tys. szczęśliwych i nieszczęśliwych dorosłych. Dane zgromadzono w latach 1975-2006 w ramach General Social Survey. Okazało się, że ludzie zadowoleni byli aktywniejsi społecznie, co przejawiało się m.in. częstszym uczestnictwem w obrzędach religijnych oraz zaangażowaniem w wybory, a więc i głosowanie. Cechowało ich także lepsze zorientowanie w wydarzeniach lokalnych i na skalę światową, bo czytali więcej gazet. Badacze podkreślają, że przesiadywanie przed telewizorem wymaga mniejszej aktywności niż inne formy spędzania wolnego czasu. Nie trzeba wstawać, myśleć o odpowiednim stroju, planować, wydatkować energii czy płacić za cokolwiek: ani dosłownie, ani w sensie społecznym. Zły nastrój wiedzie przed telewizor, ale telewizor jeszcze bardziej go pogarsza. Dodatkowo człowiek staje się ważącym zbyt dużo odludkiem. Amerykańscy badacze wyliczyli, że aż 51% "smutasów" nie wie, co zrobić z dodatkowym wolnym czasem. Zjawisko to dotyczy zaś zaledwie 19% bardzo szczęśliwych osób. Łatwo z kolei wyjaśnić, czemu zdołowane osoby częściej mają poczucie, że goni je czas (odpowiednio, 35% i 23%). Siedząc zbyt długo przed srebrnym ekranem, nie mają już czasu na cokolwiek...
- 68 odpowiedzi
-
- John Robinson
- aktywność
-
(i 3 więcej)
Oznaczone tagami:
-
Zaledwie jeden gen wystarcza, by drożdże zamieniły się z organizmów samolubnych w altruistyczne. Co więcej, współpracujące ze sobą komórki eliminują ze swoich grup "oszustów", skazując ich na samotność i większe ryzyko śmierci. Opisywany gen został nazwany FLO1. Odpowiada on za zbijanie się komórek drożdży piekarskich (Saccharomyces cerevisiae) w kolonie noszące zapożyczoną z języka angielskiego nazwę "floki" (w oryginale: flocs). Koncentrowanie się tych jednokomórkowych grzybów w grupy ułatwia im przeżycie w niekorzystnych warunkach wywołanych np. przez antybiotyki czy zmiany temperatury. Białko kodowane przez FLO1 należy do tzw. molekuł adhezyjnych, ułatwiających wzajemne przyleganie komórek. Powstające w ten sposób "floki" liczą najczęściej po kilka tysięcy komórek, lecz samo "życie stadne" drożdży nie jest niczym zadziwiającym. Prawdziwie uderzający jest fakt, że komórki nieposiadające opisywanej proteiny są natychmiast odrzucane z kolonii, przez co są znacznie bardziej narażone na szkodliwy wpływ otoczenia. W tym samym czasie mikroorganizmy skupione w mikroskopijnych grudkach wspierają się, zaś te położone w zewnętrznych warstwach giną, by osłaniać inne i chronić ich życie. Wykorzystanie drożdży jako obiektu badań nie było ruchem przypadkowym. Organizm ten jest doskonale poznany, zaś jego prostota daje gwarancję, iż jego cechy nie zostały nabyte dzięki procesom uczenia się. Oznacza to, że ich zachowaniami można z łatwością manipulować za pomocą manipulacji genetycznych. Obserwacja więzi społecznych występujących pomiędzy organizmami bardziej złożonymi byłaby niezwykle trudna. Odkrycie ma nie tylko wartość poznawczą. Proces tworzenia "floków" jest wykorzystywany np. podczas produkcji piwa. Dzięki wymuszeniu na drożdżach zbijania się w kolonie, ich filtracja jest znacznie łatwiejsza. Dokładne zrozumienie mechanizmów stojących za życiem "społecznym" grzybów pozwoli także na opracowanie skuteczniejszych terapii zwalczających infekcje wywołane spokrewnionymi z S. cereviasiae grzybami. Ciężkie postacie tych chorób nękają przede wszystkim osoby o obniżonej odporności. Istnienie genów podobnych do FLO1 wydaje się stać w sprzeczności z teorią ewolucji. Zgodnie z jej pierwotną wersją, jednostką walczącą o utrzymanie przy życiu powinien być pojedynczy organizm. Sprawiało to, że Karol Darwin nie do końca potrafił wyjaśnić fakt, iż wiele organizmów żyje i radzi sobie bardzo dobrze dzięki życiu stadnemu. Dopiero następcy Darwina, uzbrojeni w wiedzę z zakresu genetyki, zmodyfikowali nieco jego postulaty i opracowali tzw. teorię samolubnego genu. Zakłada ona, że nosiciele określonego genu zdobywają dzięki niemu przewagę pozwalającą na rozpowszechnianie kodowanej przezeń cechy. Oznacza to, że jednostką dążącą do przetrwania jest tak naprawdę nie cały organizm, lecz jego pojedyncze geny. FLO1 jest przy tym jeszcze bardziej wyjątkowy, gdyż jego "samolubność" polega, paradoksalnie, na czerpaniu korzyści z życia kolonijnego i altruizmu.
- 1 odpowiedź
-
- teoria ewolucji
- teoria samolubnego genu
-
(i 5 więcej)
Oznaczone tagami:
-
Liczebność światowej populacji nosorożców szacuje się na zaledwie 20 tysięcy. Jeden z gatunków tych interesujących zwierząt niemal na pewno wymarł, zaś kolejny liczy sobie zaledwie cztery osobniki. Na szczęście istnieje jednak nadzieja. Zespół badaczy z Niemiec, Węgier i Austrii przeprowadził bowiem pierwszy w historii udany zabieg sztucznego zapłodnienia samicy nosorożca z użyciem zamrożonego uprzednio nasienia. Dawcą spermy był samiec białego nosorożca południowego w wieku około 35-36 lat żyjący w ogrodzie zoologicznym w angielskim Colchester. Pobrane komórki były przechowywane w warunkach chłodniczych przez ponad dwa lata. Po tym czasie rozmrożono je i przeniesiono do dróg rodnych trzydziestoletniej samicy zamieszkującej w zoo w Budapeszcie. Pierwsze podejście do zabiegu nie powiodło się, lecz efektem drugiego były narodziny zdrowego potomstwa. Pierwszej udanej próby sztucznego zapłodnienia nosorożca dokonano w zeszłym roku. Dotychczas nie udało się jednak wykorzystać w tym celu nasienia przechowywanego w warunkach chłodniczych. Powodzenie eksperymentu oznacza, że możliwe będzie krzyżowanie ze sobą nawet osobników zamieszkujących ogrody zoologiczne w odległych od siebie rejonach Ziemi. Jest to niezwykle istotne, gdyż ułatwi ratowanie tych szlachetnych zwierząt i pozwoli na zwiększenie ich różnorodności genetycznej. W projekcie wzięli udział naukowcy z zoo w Budapeszcie, Uniwersytetu Medycyny Weterynaryjnej w Wiedniu oraz Instytutu Zoologii i Badań nad Dziką Przyrodą im. Leibniza w Berlinie. Powodzenie eksperymentu oznacza, że nosorożec dołączył do listy około 30 gatunków dzikich zwierząt, które udało się sztucznie zapłodnić za pomocą zamrożonego uprzednio nasienia.
- 1 odpowiedź
-
- sperma
- sztuczne zapłodnienie
-
(i 4 więcej)
Oznaczone tagami:
-
Już za kilka lat do produkcji pleksiglasu możemy zacząć wykorzystywać... bakterie. O odkryciu interesujących cech niektórych mikroorganizmów informują niemieccy naukowcy. Pleksiglas, zwany także szkłem akrylowym, zbudowany jest z cząsteczek poli(metakrylanu metylu) (ang. polymethyl methacrylate - PMMA). Obecnie jest on wytwarzany na drodze chemicznej, zaś surowcami do jego produkcji są związki zawarte w ropie naftowej. Nie dziwi w związku z tym fakt, że poszukiwana jest metoda bardziej przyjazna dla środowiska i, co ważne, opłacalna w dobie kończących się powoli zapasów "czarnego złota". Nowy pomysł na syntezę metakrylanu polimetylu zakłada zastosowanie w tym celu osiągnięć "białej", czyli przemysłowej, biotechnologii. Autorami technologii są naukowcy z dwóch niemieckich instytucji: Uniwersytetu w Duisburgu i Essen oraz Centrum Nauk Przyrodniczych im. Helmholtza. W jednym z gatunków bakterii odnaleźli oni enzym, zwany mutazą 2-hydroksyizobutyrylu, zdolny do przeprowadzenia reakcji kluczowej dla syntezy PMMA. Co ciekawe, do odkrycia doszło podczas prac nad zupełnie innym projektem, mającym na celu rozkład silnej toksyny - eteru metylo-tert-butylowego. Odkryty enzym posiada zdolność do zmiany położenia atomów wewnątrz łańcuchów złożonych z czterech atomów węgla. Uzyskiwana jest w ten sposób struktura rozgałęziona zamiast typowej cząsteczki liniowej. Właśnie taki kształt molekuł jest optymalny dla syntezy szkła akrylowego. Istotną cechą odkrytego procesu jest możliwość całkowitej rezygnacji ze stosowania produktów ropopochodnych na rzecz łatwo dostępnych związków organicznych, takich jak cukry czy kwasy tłuszczowe. W praktyce oznacza to, że PMMA będzie można uzyskiwać z wielu rodzajów zwykłych śmieci. Wysiłek szefa zespołu pracującego nad nową metodą produkcji pleksiglasu, dr Thore Rohwedera, został doceniony. Badacz otrzymał nominację do nagrody przyznawanej przez firmę chemiczną Evonik, jednego z potentatów obsługiwanego przez siebie rynku. Jeżeli zaś technologię uda się wdrożyć na skalę przemysłową, co może, zdaniem samego autora, nastąpić za cztery lata, wówczas dodatkową nagrodą mogą być także wielkie pieniądze. Światowy rynek produkcji PMMA, wart około 4 miliardów euro rocznie, z pewnością jest bowiem otwarty na kolejne innowacje...
- 2 odpowiedzi
-
- synteza
- mutaza 2-hydroksyisobutyrylu
- (i 6 więcej)
-
Alergia to z pewnością przykra, utrudniająca życie choroba. Mamy jednak dobrą wiadomość dla cierpiących na nią osób: może ona znacznie obniżać ryzyko zapadnięcia na niektóre rodzaje nowotworów. Odkrycia dokonano na podstawie tzw. metaanalizy, czyli podsumowania wyników innych badań. Autorami studium są naukowcy z Uniwersytetu Cornell, prowadzeni przez prof. Paula Shermana. Ich zdaniem do zmniejszenia ryzyka nowotworu dochodzi przede wszystkim w tych organach, które wchodzą w interakcje z otoczeniem. Metaanaliza objęła 646 badań przeprowadzonych w ciągu ostatnich pięćdziesięciu lat. Wykazała ona, że przed nowotworami są chronione takie części ciała, jak: okrężnica, skóra, pęcherz moczowy, jama ustna i gardło, przewód pokarmowy czy macica. To one są częstym miejscem kontaktu z czynnikami powodującymi alergię i przez to najsilniej na nie reagują. Niestety, podobnej zależności nie zaobserwowano w przypadku innych organów, takich jak pierś, prostata czy szpik kostny. Jak tłumaczą naukowcy z Uniwersytetu Cornell, korzystne działanie objawów alergii wynika z pobudzenia układu immunologicznego. Pozwala to na szybkie usuwanie wielu toksyn mogących spowodować rozwój nowotworu. Jak tłumaczy prof. Sherman,system oparty o przeciwciała klasy E [występujące w znacznie podwyższonej liczbie u alergików - red.] oraz związane z nimi objawy alergiczne pełnią funkcję profilaktyczną. Mówiąc dokładniej, [zachodzi] pochłanianie przez śluz i wydajne usuwanie patogenów, naturalnych jadów i toksyn oraz innych potencjalnie rakotwórczych antygenów zanim będą w stanie wywołać nowotworzenie. Co ciekawe, osoby uczulone cierpiały znacznie rzadziej także na dwa rodzaje nowotworu organów wewnętrznych. Były to: glejak (nowotwór komórek towarzyszących neuronom) oraz rak trzustki. Po pewnym czasie udało się jednak wyjaśnić tę pozorną niezgodność. Badacze zauważyli bowiem, że zarówno tkanka glejowa, chroniąca neurony i mająca kontakt m.in. z substancjami wdychanymi przez nos, jak i trzustka, mogąca mieć styczność z treścią jelitową w przypadku dysfunkcji zwieracza kontrolującego wydzielanie soku trzustkowego, także mogą być eksponowane na szkodliwe substancje. Interesującej obserwacji dokonano w przypadku nowotworów płuc. Okazało się bowiem, że osoby cierpiące na astmę chorują na raka płuc częściej, a nie rzadziej, jak można się było spodziewać. Także ten fakt można jednak łatwo wyjaśnić. Wiadomo bowiem, że podczas ataku astmy utrudnione jest usuwanie śluzu, przez co zatopione w nim toksyny zalegają znacznie dłużej. Na szczęście inne rodzaje uczuleń zmniejszają ryzyko nowotworów płuc. Czy uzyskane informacje powinny skłonić do zmiany sposobów leczenia uczuleń? Ciężko na to pytanie odpowiedzieć. Jak tłumaczy prof. Sherman, alergia to nie tylko zaburzenie układu odpornościowego. Jego zdaniem sam fakt, że wyewoluowała wraz z człowiekiem i towarzyszy naszemu gatunkowi, świadczy o tym, że musi istnieć jakiś cel jej istnienia. Być może jest nim właśnie ochrona przed inwazją szkodliwych czynników pochłanianych z otoczenia.
-
Słuchanie muzyki działa na układ sercowo-naczyniowy podobnie jak śmiech. Może więc warto postąpić na zasadzie łączenia dobrego z dobrym i słuchać utworów ze śmieszną melodią albo oglądać komedie z ciekawą ścieżką dźwiękową? Zespół doktora Michaela Millera z University of Maryland doniósł, że muzyka wprawiająca ochotników w dobry nastrój powodowała też, że komórki stanowiące wyściółkę naczyń krwionośnych rozszerzały się pod wpływem zwiększonego przepływu krwi. Gdy do uszu wolontariuszy docierała zaś muzyka odbierana jako stresująca czy denerwująca, obserwowano odwrotną reakcję. Naczynia się obkurczały, co zmniejszało przepływ krwi. W eksperymencie wzięło udział 10 niepalących osób. W większości byli to mężczyźni (stanowili oni 70% badanych). Średnia wieku oscylowała wokół 36 lat. Obserwowano zmiany w rozszerzalności naczyń krwionośnych w ramieniu w odpowiedzi na nagły wzrost przepływu krwi. Okazało się, że w porównaniu do stanu wyjściowego, średnica tętnicy ramiennej wzrastała pod wpływem wesołej muzyki o 26%, a w odpowiedzi na denerwujące dźwięki następowało zwężenie o 6%.
- 8 odpowiedzi
-
- naczynia krwionośne
- rozszerzanie
-
(i 4 więcej)
Oznaczone tagami:
-
Trzydziestoośmioletnia Niemka, która wyszła za Brytyjczyka, urodziła w Londynie w nocy z 11 na 12 listopada córkę. Nie byłoby w tym niczego dziwnego, gdyby nie fakt, że w przeszłości przeszła przeszczep jajnika od swojej siostry bliźniaczki. Operację przeprowadził amerykański lekarz dr Herman Silber. W rozmowie telefonicznej położnik z londyńskiego szpitala poinformował go, że dziecko urodziło się zdrowe, ważąc 3,5 kg. Jako specjalista ds. niepłodności Silber wyjaśnia, że kobieta może zamrozić swój jajnik w wieku dwudziestu kilku lat, a potem, po przekroczeniu trzydziestki czy nawet czterdziestki, przejść operację wszczepienia go. Amerykanin nie wyklucza, oczywiście, opcji szukania dawczyni jajeczka, ale młody jajnik da się zaimplantować w każdym czasie, co znacznie wydłuża okres płodny w życiu kobiety i opóźnia menopauzę. Można z tym czekać nawet do 47. roku życia. Ważne, by czas przechowywania narządu nie przekroczył 20 lat. Z odwlekaniem macierzyństwa z powodów medycznych lub społecznych nie wolno zatem zwlekać zbyt długo. Silber sprawdził podczas USG, że maluch rozwija się prawidłowo, ale zobaczenie żywego człowieka z krwi i kości to jednak co innego. Matka dziewczynki dowiedziała się, że jest niepłodna, gdy w wieku zaledwie 15 lat jej jajniki przestały działać. Skorzystanie z własnego "młodego" jajnika i jajeczek oszczędza trudów zapłodnienia in vitro i pozwala parze prowadzić normalne życie erotyczne.
- 1 odpowiedź
-
- dr Sherman Silber
- Londyn
- (i 5 więcej)
-
Mozolna wspinaczka pod górę i w dół tak zmęczyła mieszkańców chińskiej wioski Matigou, że przebili się za pomocą prymitywnych narzędzi przez skałę. Wydrążyli tunel przez górę, dzięki któremu na piechotę bądź motorem szybko dostają się do pobliskiego Shiyan. Powiedzieć, że wykonali syzyfową pracę, to mało, bo w Europie czy USA takie projekty realizuje się z wykorzystaniem ciężkiego sprzętu, na pewno jednak nie ręcznie. Tunel to droga dużo bezpieczniejsza od dotychczasowej, ponieważ tamta prowadziła przez wąską i wyboistą półkę skalną. Nietrudno się domyślić, że często dochodziło do wypadków. Wen Changfa, "sołtys" Matigou, podkreśla, że górę trzeba było przebić dla dobra ludzi. Po prostej wioskę dzieli od Shiyan zaledwie 8 km, ale w rzeczywistości na wyprawę, bo tak to trzeba nazwać, trzeba było wygospodarować przynajmniej pół dnia. Rolnicy udawali się do miasta, by sprzedać swoje plony, a za zarobione pieniądze kupić rzeczy, których nie byli w stanie sami wyprodukować. Okoliczni mieszkańcy są biedni, kopali więc młotami i kilofami. Tylko od czasu do czasu, gdy pojawiał się dodatkowy zastrzyk gotówki, kupowali materiały wybuchowe. Wtedy prace ruszały z kopyta. Zazwyczaj dziennie tunel powiększał się jednak o mniej niż metr. Oto czego może dokonać grupa zdeterminowanych ludzi…
-
Niewielkie "plecaki" przytwierdzające się samodzielnie do komórek zostały opracowane przez specjalistów z MIT. Ich zdaniem, tego typu struktury mogą pewnego dnia stać się ważnym narzędziem diagnostycznym i terapeutycznym. Struktury, o których mowa, to w rzeczywistości polimerowe kieszonki zbudowane z trzech warstw o różnych właściwościach. Dolna, syntetyzowana jako pierwsza, służy do przymocowania "plecaka" do podłoża. Środkowa uszczelnia pęcherzyk i pozwala przechowywać w nim różnego rodzaju substancje, zaś warstwa górna, wytwarzana jako ostatnia, pozwala na przyłączenie się naczynia do powierzchni komórki. Gdy produkcja pęcherzyka jest zakończona, do naczynia wpuszcza się komórki (np. limfocyty). Niemal natychmiast wiążą się one z "plecakami" i tym samym przywierają do dna naczynia. W tym momencie wystarczy nieznacznie obniżyć temperaturę otoczenia, by dolna warstwa rozpuściła się i uwolniła komórkę z przyczepionym pęcherzykiem. Aby sprawdzić siłę wiązania naczynka z powierzchnią komórki, przeprowadzono prosty test. Pęcherzyki zostały wypełnione nanocząstkami reagującymi na pole magnetyczne, a następnie, po oderwaniu komórek od dna, przyłożono do naczynia hodowlanego magnes. Efekt eksperymentu przedstawia film: Mauro Ferrari, dyrektor wydziału medycyny Uniwersytetu Teksańskiego niezwiązany z badaniami, zauważa istotną cechę opracowanej technologii: zwykle cząsteczki połączone z powierzchnią komórki są wchłaniane w ciągu kilku sekund. Fakt, że ten wynalazek zostaje tam na dłużej, jest godny uwagi. Zdaniem Michaela Rubnera, jednego z autorów "plecaków", ten proces umożliwia zastosowanie wielu różnych rodzajów ładunku. Badacz twierdzi, że technologia pozwala na zastosowanie wielu związków, nawet tych toksycznych, i szczelne zamknięcie ich wewnątrz pęcherzyka. Stwarza to, przynajmniej teoretyczne, wspaniałe możliwości dostarczania bardzo silnych toksyn do zmienionych chorobowo tkanek. Dotychczas nie przeprowadzono testów oceniających przeżywalność komórek oraz ich zachowanie w żywym organizmie. Istnieje np. ryzyko, że będą one "gubiły" swój ładunek albo przestaną się mieścić w wąskich szczelinach w obrębie układu krwionośnego. Zdaniem Rubnera dotychczasowe testy nie dostarczają niepokojących informacji, a budowa "plecaczków" nie powinna utrudniać naturalnego sposobu poruszania się komórek. Mimo to, jak podkreśla, prawdziwym sprawdzianem technologii będą testy na zwierzętach. Aby ułatwić badania nad zachowaniem "plecaków" w organizmie żywym (i jednocześnie sprawdzić ich przydatność w procedurach diagnostycznych), badacze planują wykorzystanie jednego z dwóch rodzajów ładunku. Mogą to być albo nanocząsteczki reagujące na pole magnetyczne, które mogłyby być wykrywane za pomocą tomografii rezonansu magnetycznego, albo barwniki fluorescencyjne, których świecenie jest bardzo łatwe do wykrycia. Ostatecznym celem, jaki chcieliby osiągnąć badacze z MIT, jest "ulepszenie" komórek odpornościowych i wyposażenie ich w ładunek śmiertelny dla nowotworu. Komórki pacjenta mogłyby być pobrane z jego ciała, a następnie, po serii modyfikacji, podane z powrotem w celu zniszczenia guza. Nierozwiązanym problemem wydaje się być jednak brak kontroli nad uwalnianiem i otwieraniem pęcherzyków w określonych sytuacjach. To nowe podejście, opisuje swój mikroskopijny wynalazek Rubner. Można je wykorzystywać na bardzo wiele sposobów, a my mamy nadzieję, że ta elastyczność będzie mogła być wykorzystana w sposób naprawdę wartościowy dla społeczeństwa. Niestety, badacz zastrzega jednocześnie, że nim stanie się to możliwe, może minąć jeszcze trochę czasu.
-
- fluorescencja
- barwnik fluorescencyjny
-
(i 7 więcej)
Oznaczone tagami:
-
Czy kofeina spożywana po wysiłku pomaga zregenerować energię? Australijscy naukowcy zadali sobie to pytanie i mają dla nas dobrą wiadomość: to działa! Badacze z antypodów sprawdzali, czy podstawowy alkaloid zawarty w kawie przyśpiesza odnawianie zapasów glikogenu - złożonego węglowodanu stanowiącego rezerwę energetyczną m.in. dla mięśni. Efektywne odtworzenie odpowiedniej ilości tego związku jest kluczowe dla przygotowania mięśni do długotrwałego wysiłku. Podczas wielodniowych wyścigów, takich jak morderczy Tour de France, optymalizacja tego procesu może decydować o zwycięstwie bądź klęsce. Sportowcy uprawiający dyscypliny wytrzymałościowe często muszą szybko odtworzyć zapasy glikogenu w mięśniach pomiędzy kolejnymi sesjami treningowymi. W efekcie prowadzono wiele badań nad dietą ułatwiającą przyśpieszenie odzyskiwania energii i zwiększanie zapasów glikogenu w mięśniach, tłumaczy John Hawley z uniwersytetu RMIT w australijskiej Bundoorze, główny autor studium. Liczne wcześniejsze badania wykazały, że kofeina przyjmowana przez sportowców przed wysiłkiem lub w jego trakcie zwiększa dostępność glukozy, podstawowego paliwa dla mięśni i jednocześnie substratu do syntezy glikogenu. Jako "króliki doświadczalne" posłużyli Australijczykowi kolarze i triatloniści trenujący średnio przez 12-15 godzin w tygodniu. Podczas wieczornej części testów ochotnicy jechali na rowerach aż do zupełnego wycieńczenia, po czym pozwolono im jedynie na niewielki posiłek ubogi w węglowodany. Następnego poranka powtórzono trening, ponownie doprowadzając sportowców do wyczerpania. Dawało to pewność, że zapasy glikogenu zostały całkowicie wyczerpane. Po zakończeniu treningu uczestnicy mieli cztery godziny na regenerację. Otrzymali w tym celu złożony z batoników oraz żeli i napojów energetyzujących posiłek, zawierający 4g cukrów na kilogram masy ciała. Po zakończeniu posiłku zmierzono ilość glikogenu zgromadzonego w ich mięśniach. Gdy zawodnicy wrócili do pełni sił, eksperyment powtórzono. Tym razem podczas posiłku dodano jednak do ich napojów kofeinę w ilości 8mg na każdy kilogram masy ciała. Wyniki eksperymentu robią wrażenie: tempo odtwarzania rezerw energetycznych mięśni wzrosło aż o 60% w porównaniu do poprzedniej sesji, gdy przyjmowano same cukry. Nie ma absolutnie żadnej wątpliwości, że dodatkowa ilość glikogenu mięśniach poprawiłaby osiągi, komentuje krótko Hawley. Dodatkowe testy pokazały, że pod wpływem kofeiny we krwi ochotników wzrósł poziom glukozy oraz insuliny, ułatwiającej wykorzystanie energii przez mięśnie. Sugeruje to, że solidna kawa powinna istotnie wpływać na wydolność sportowców uprawiających praktycznie każdą dyscyplinę. Uzyskane wyniki wydają się bardzo zachęcające, lecz warto traktować je z rezerwą. Należy wziąć pod uwagę fakt, iż zawodnicy otrzymali ogromną dawkę kofeiny, odpowiadającą kilku kubkom mocnej kawy wypitym w czasie czterech godzin. Tak ogromna porcja alkaloidu mogłaby na dłuższą metę znacznie zaszkodzić, powodując m.in. bezsenność i drgawki. Jak tłumaczy Hawley, dawka, której użyliśmy, jest zbyt wysoka, by była stosowana przez sportowców. Dlatego musimy teraz wykonać krok wstecz i wykonać studium reakcji na różne dawki [kofeiny].