Skocz do zawartości
Forum Kopalni Wiedzy

KopalniaWiedzy.pl

Super Moderatorzy
  • Liczba zawartości

    37644
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

    nigdy
  • Wygrane w rankingu

    247

Zawartość dodana przez KopalniaWiedzy.pl

  1. Przed kilkoma tygodniami Steve Jobs potwierdził informacje, że Apple wgrywa na iPhone'y użytkowników korzystających ze sklepu App Store oprogramowanie, które umożliwia firmie zdalnie unieruchomić dowolny program znajdujący się w telefonie. Teraz okazuje się, że podobnie robi Google. Wyszukiwarkowy gigant poinformował, że jego telefon G1 z systemem Android, został wyposażony w podobną funkcję. W warunkach umowy, pomiędzy przyszłym użytkownikiem telefonu a Google'em znalazł się zapis, o tym, iż Google rezerwuje sobie prawo do zdalnego usunięcia z telefonu użytkownika każdego programu, który narusza warunki licencji. Postępowania Google'a różni się od działań Apple'a tym, że koncern Page'a i Brina od razu informuje o takiej możliwości. Apple trzymał swoje oprogramowanie w tajemnicy do czasu, aż nie zostało ono odkryte przez jednego z developerów. Ponadto Google obiecuje, że zwróci użytkownikowi koszty zakupu skasowanego oprogramowania. Pod warunkiem jednak, że firmie tej uda się wymusić zwrot na twórcy wspomnianego programu.
  2. Wczoraj (16 października) Brytyjskie Stowarzyszenie Dermatologów poinformowało swoich członków, że tajemniczą wysypkę, która pojawia się na twarzach, głównie na policzkach, oraz uszach pacjentów, można przypisać nadmiernemu korzystaniu z telefonu komórkowego. Ostrzeżenie wystosowano dopiero teraz, ale stanowi ono pokłosie badań z 2007 roku. Wydaje się, że czerwone i swędzące zmiany skórne mają związek z powłoką niklową aparatu – u części użytkowników metal wywołuje alergię. Wcześniej w tym roku zespół Lionela Bercovitcha z Wydziału Dermatologii na Brown University przebadał 22 popularne modele telefonów (bez zestawów głośnomówiących). W 10 wykryto nikiel. Stan zapalny występuje w różnych miejscach. Typowo pojawia się na policzkach lub uszach. Wszystko zależy od tego, gdzie metalowa część komórki dotyka skóry. Teoretycznie może też wystąpić na palcach, jeśli ktoś spędza dużo czasu na wystukiwaniu SMS-ów za pomocą metalowych przycisków - napisano w oświadczeniu. Jeśli lekarz styka się więc z wysypką niewiadomego pochodzenia, powinien mieć na uwadze istnienie tzw. "komórkowego zapalenia skóry". By mu zapobiec, specjaliści zalecają korzystanie ze słuchawek oraz wirtualnej klawiatury.
  3. W 1953 roku Stanley Miller z Uniwersytetu w Chicago przeprowadził sławetne doświadczenie: odtworzył scenariusz, według którego na Ziemi mogło powstać życie. W jednym naczyniu miał wodę (ocean), w drugim mieszaninę gazów (atmosfera), a po połączeniu zaczął przez nie przepuszczać prąd – odpowiednik błyskawic. Po kilku dniach udało mu się uzyskać aminokwasy. Teraz jeden z jego studentów, Jeff Bada, twierdzi, że ważną rolę w tym procesie odegrały erupcje wulkanów. Podgrzewały bulion pierwotny i stanowiły ważne źródło gazów. Bada pracuje obecnie jako biolog morski na Uniwersytecie Kalifornijskim w San Diego. Ostatnio przeanalizował skład 11 oryginalnych próbek z eksperymentu swojego mistrza. Chciał sprawdzić, czy za pomocą współczesnego wyposażenia da się wykryć związki wytworzone ponad 50 lat temu. Powszechnie uznaje się, że powierzchnia młodej Ziemi składała się z niewielkich wysepek wulkanicznych. Najnowsze studium Bady wskazuje, że wyładowania atmosferyczne i wulkany łącznie stanowiły zapłon dla procesu tworzenia się życia. Wierzymy, że z oryginalnego eksperymentu Millera można było wyciągnąć więcej wniosków. Odkryliśmy, że za pomocą współczesnej wersji aparatu wulkanicznego można uzyskać dużo większy wachlarz związków. Aparaturę Millera i jego próbki odkryto po śmierci naukowca w 2007 roku. Bada i jego współpracownicy, m.in. Adam Johnson z Indiana University, posłużyli się nimi. Wyodrębnili 22 aminokwasy; 10 z nich Miller uprzednio nie zidentyfikował.
  4. Dzięki kontrowersyjnej technice laboratoryjnej amerykańscy naukowcy opracowali metodę szybkiego i taniego uzyskiwania komórek używanych w nowoczesnej terapii nowotworów. Czy osiągnięty sukces przełamie opór sceptyków? Komórki, o których mowa, to limfocyty T - jedno z najważniejszych ogniw odpowiedzi immunologicznej skierowanej przeciw nowotworowi. Obecnie prowadzonych jest wiele prób klinicznych wykorzystujących ich potencjał do zwalczania guza. Polegają one najczęściej na izolacji limfocytów T (lub ich prekursorów, czyli np. komórek macierzystych) z organizmu chorego, stymulacji ich dojrzewania i namnażania (proliferacji), a następnie ich aktywacji i wszczepieniu z powrotem do ciała chorego. Procedura może się wydawać stosunkowo prosta, lecz w rzeczywistości spędza sen z powiek wielu ekspertom. Proces ten wymaga stosowania kosztownych odczynników, a mimo to często kończy się niepowodzeniem. Nowym pomysłem na rozwiązanie tego problemu jest użycie świń, a dokładniej mowiąc: ich płodów. Naukowcy z Uniwersytetu Michigan udowodnili, że wszczepienie do płodu zwierzęcia ludzkich komórek macierzystych umożliwia ich różnicowanie do postaci limcofytów T, a następnie namnożenie. Co więcej, możliwe jest także wyizolowanie finalnego "produktu" z krwiobiegu świni, a także - przynajmniej teoretycznie, gdyż nie przeprowadzono jeszcze stosownych badań - podanie ich z powrotem człowiekowi. Aby udowodnić, że opisywane zjawisko jest możliwe, zespół prowadzony przez dr. Jeffreya Platta wykorzystał komórki macierzyste z ludzkiej pępowiny oraz szpiku kostnego. Wszczepiono je do płodów świni, które na ówczesnym etapie rozwoju nie posiadały jeszcze układu odpornościowego. Rozwijający się organizm zwierzęcia traktował ludzkie komórki jako własne i nie atakował ich, zapewniając im jednocześnie idealne warunki do wzrostu. Gdy przyszedł odpowiedni moment, wyizolowano ludzkie limfocyty z krwi świni i wymieszano je z komórkami pobranymi bezpośrednio od tego samego człowieka. Brak reakcji świadczył o tym, że limfocyty mogłyby zostać bezpiecznie wszczepione z powrotem do organizmu ludzkiego. W drugim teście wymieszano te same limfocyty z krwią innej osoby, by sprawdzić, czy zachowały one zdolność do reakcji na ciała obce. Gwałtowna odpowiedź immunologiczna świadczyła o tym, że komórki zachowały swoje właściwości pomimo dojrzewania w organizmie zwierzęcia. Autorzy odkrycia nie kryją entuzjazmu. Dr Platt szacuje, że opracowana przez jego zespół technika może znacząco poprawić stan zdrowia osób cierpiących na wiele chorób. Gdybym był nosicielem HIV, mógłbym umieścić moje komórki macierzyste w ciele świni i zaimmunizować je [tzn. uczulić je i wywołać ich reakcję - red.] z użyciem szczepionki przeciw HIV, tłumaczy badacz. W ten sposób uzyskałoby się w ciele świni odporność, której we własnym ciele nigdy by się nie udało zdobyć. Zdaniem naukowca powodzenie eksperymentu powinno skłonić władze do zaaprobowania kolejnych testów, tym razem z udziałem ludzi. Bez wątpienia istnieje duża szansa na to, że uzyskane w ten sposób komórki mogłyby przyczynić się do znacznej poprawy leczenia wielu chorób, takich jak wspomniane nowotwory, AIDS czy uporczywe infekcje. Ciężko jednak przewidzieć, czy ekspert z Uniwersytetu Michigan przełamie opór części urzędników i przekona ich do swojego pomysłu.
  5. Badania na mysich zarodkach wykazały, że rozwijające się serce ma niezwykłe zdolności regeneracyjne, uznawane dotąd za charakterystyczne wyłącznie dla słabiej rozwiniętych organizmów. Istnieje nadzieja, że dokładnie zrozumienie tego procesu pozwoli na walkę z niektórymi chorobami tego arcyważnego mięśnia. Do odkrycia doszło podczas badań nad kardiomiopatiami, czyli chorobami mięśnia sercowego. Aby zbadać przebieg jednej z nich, badacze pod przewodnictwem prof. Timothy'ego C. Coxa z Uniwersytetu Waszyngtońskiego w Seattle przeprowadzili modyfikację genetyczną mysich zarodków płci żeńskiej. W tym celu uszkodzono jedną z kopii genu kodującego syntazę holocytochromu c - enzym niezbędny dla prawidłowego funkcjonowania mitochondriów, czyli centrów energetycznych komórki. Jest on zlokalizowany na chromosomie X, występującym u samic ssaków w dwóch kopiach. Ponieważ jeden z chromosomów płci jest u osobników płci żeńskiej losowo "wyłączany" (inaktywowany), dojrzewające serce zmodyfikowanej myszy zawierało połowę komórek prawidłowych i połowę "chorych", tzn. takich, w których mitochondria stopniowo obumierały, prowadząc ostatecznie do śmierci całej komórki. Ku zaskoczeniu badaczy okazało się, że w momencie urodzenia serce zwierzęcia zawierało zaledwie 10% komórek zawierających wadliwy wariant genu. Wniosek z eksperymentu był oczywisty: prawidłowo funkcjonujące komórki uzupełniały ubytki powstałe po śmierci ich "chorych" odpowiedniczek, dążąc w ten sposób do utrzymania prawidłowego kształtu i funkcjonowania mięśnia. Niestety dalszy przebieg badania okazał się mniej optymistyczny. Aż 40% myszy zapadło w ciągu swojego życia na występujące przedwcześnie kardiomiopatie. Najprawdopodobniej w pewnym momencie zdolności do regeneracji zostały przekroczone, co doprowadziło do postepującego upośledzenia pracy mięśnia sercowego. Jest to, oczywiście, zjawisko negatywne, lecz istotny jest sam fakt odkrycia tak silnie rozwiniętych zdolności do odtwarzania uszkodzonej tkanki. Autorzy odkrycia spekulują, że można na jego podstawie przypuszczać, że u podłoża znacznej części kardiomiopatii pojawiających się u ludzi leżą zjawiska zachodzące jeszcze podczas życia płodowego. Jednocześnie badacze zaznaczają jednak, że niektóre populacje komórek wchodzących w skład dojrzewającego serca posiadają wybitną zdolność do regenerowania całego organu. Daje to pewną nadzieję na zapobieganie niektórym kardiomiopatiom, lecz jeśli w ogóle będzie to możliwe, będzie to najprawdopodobniej wymagało jeszcze wielu badań.
  6. Jaką technikę tańca powinien wybrać samotny mężczyzna w klubie nocnym, by zwrócić na siebie uwagę kobiet i stać się obiektem ich westchnień? Najlepiej taką, która stała się sławna dzięki Johnowi Travolcie i jego roli Tony'ego Manero w Gorączce sobotniej nocy. To naprawdę działa! Dr Peter Lovatt i inni psycholodzy z Hertfordshire University nie polecają za to zdecydowanie stylu tatusia, zademonstrowanego przez Davida Brenta w serialu telewizyjnym Biuro. Mężczyzna wykonuje wtedy figury popularne w różnych stylach tańca, poruszając się przy tym z lekkością słonia w balecie. Serca wybranki nie da się też zdobyć szuraniem, czyli przenoszeniem ciężaru ciała z nogi na nogę, do którego od czasu do czasu dodaje się wymachy rękoma. Lovatt wyjaśnia, że taniec w klubie nocnym jest odpowiednikiem zachwalania swoich walorów w okresie godowym przez samce innych gatunków. Chciałem sprawdzić, jakie cechy tańca [...] sprawiają, że mężczyzna jest postrzegany jako bardziej męski, dominujący czy atrakcyjny. Doktor nieprzypadkowo zdecydował się na badanie tej właśnie kwestii, ponieważ w przeszłości był zawodowym tancerzem. Nakręcił 15 filmików wideo, obrazujących różne style tańca. Uwiecznił na nich samego siebie, ale zamazał sylwetkę, tak by widać było tylko charakter ruchu, a nie konkretną osobę. Pokazał nagrania 55 kobietom i poprosił, by określiły, jak męskie, dominujące i atrakcyjne są jego ruchy. Okazało się, że tancerz przestępujący nieśmiało z nogi na nogę był oceniany najniżej we wszystkich trzech kategoriach. Zamaszyste ruchy tatusia również uznawano za nieatrakcyjne, ale jednocześnie za najbardziej dominujące. Doskonale skoordynowane, złożone i wyważone ruchy były przez panie oceniane najwyżej. Psycholodzy mają nadzieję, że uzyskane przez nich wyniki pomogą mężczyznom w każdym wieku – zarówno nastolatkom, jak i osobom starszym, które częściej twierdzą, że nie są dobrymi tancerzami. Levatt opowiada, że nie każdy jest w stanie wyzwolić w sobie Travoltę, ponieważ na płynność, koordynację i złożoność ruchów wpływa stężenie testosteronu, które oddziaływało na konkretnego człowieka w okresie ciąży. Najlepsze rozwiązanie dla kogoś, kto ma w zwyczaju robić małe kroczki, to wykonywanie co jakiś czas kilku losowo wybranych ruchów. Kobiety postrzegają takiego mężczyznę jako bardziej dominującego i atrakcyjnego. To proste: silniej przyciągasz wzrok, gdy wykonujesz ruchy, których nikt się nie spodziewa. Jeśli z kolei dany mężczyzna rozrzuca szeroko ręce i robi wielkie kroki, polepszy swoją sytuację, gdy będzie się "otwierać", czyli rozkładać na boki ręce i nogi, i zamykać do taktu muzyki. Brytyjczycy opisują też pokrótce wiadomości przekazywane poprzez wybór określonego stylu tańca. I tak np. Hip-hop wymaga dużych, asymetrycznych i, wydawałoby się, przypadkowych ruchów, stanowi więc klarowny wyraz dominacji. Zobaczmy więc, jak tańczy "tatusiek" bez szans u płci pięknej: I jak robi to Travolta:
  7. O laserowych telewizorach słyszymy nie od dzisiaj. Tymczasem naukowcy z Akademii Optoelektroniki Chińskiej Akademii Nauk stworzyli... laserowy projektor kinowy. To kolejna generacja projektorów - mówi profesor Yong Bi. W nowym urządzeniu zastąpił on białe światło i kolorowe filtry wieloma czerwonymi, zielonymi i niebieskimi laserami. Rzucają one światło na układ mikroluster autorstwa firmy Texas Instruments. W układzie tym każde z luster odpowiada jednemu pikselowi obrazu. Kość włącza lub wyłącza piksele odpowiednio pochylając lustra. Chińczykom udało się to, czego od lat nie potrafili uzyskać inni specjaliści. Od dawna bowiem próbowano stworzyć laserowe projektory. Olbrzymią zaletą laserów jest bowiem fakt, iż tworzą kolory najbliższe takim, jakie są odbierane przez ludzkie oczy. Pozostaje jednak pytanie o koszty całego przedsięwzięcia. Na razie laserowe projektory kinowe mogą okazać się zbyt drogie. Michael Karagosian, szef firmy MKPE Consulting, która specjalizuje się w rynku technologii i rozrywki, ocenia, że lampa laserowa może kosztować 10-20 tysięcy dolarów. Tymczasem koszt lampy ksenonowej używanej w nowoczesnych projektorach nie przekracza kilku tysięcy USD. Jednak, jak zauważa Karagosian, jeśli ruszy masowa produkcja, to lampy laserowe powinny stanieć, a że zużywają one mniej prądu niż lampy ksenonowe, mogą stać się interesującą alterantywą. Kolejny problem to interferencja, do której dochodzi, gdy światło lasera pada na nierówną powierzchnię (np. taką jaką jest ekran kinowy). Promienie odbijają się wówczas w przypadkowych kierunkach i mamy do czynienia z interferencją, w wyniku której widz zobaczy zbyt jasne i zbyt ciemne plamki w obrazie. Takiego zjawiska nie zaobserwujemy w przypadku lamp ksenonowych, emitujących białe światło. Zawiera ono bowiem wszystkie długości fali, więc interferencja pomiędzy poszczególnymi jest dla nas niewidoczna. Lasery emitują zaś tylko falę o jednej długości. Chińscy naukowcy uspokajają jednak, że dlatego użyli wielu laserów, z których każdy emituje fale odpowiedniego koloru, ale o nieco innej długości. To, ich zdaniem, eliminuje nieprzyjemny dla ludzkiego oka widok. Bob Rushby, główny technolog w produkującej projektory firmie Christie Digital, mówi, że jest to pewien sposób, jednak nie sądzi, by udało się całkowicie wyelimininować plamki. Dodaje, że można ukrywać przed ludzkim wzrokiem rzutując obraz na drgający ekran lub też odbijając światło lasera od wirujących luster. Twórcy laserowych projektorów, a pracuje nad nimi m.in. wspomniane przedsiębiorstwo Christie Digital, muszą się pospieszyć z ich rynkowym debiutem. Coraz więcej kin rezygnuje z tradycyjnych projektorów i inwestuje w projektory cyfrowe, połączone z serwerami i Internetem, przez który będą przesyłane filmy. Jeśli teraz kina wydadzą miliardy dolarów na nowe technologie, to za kilka lat nie będą chciały słyszeć o zakupie laserowych projektorów.
  8. Niektórzy chorzy z alzheimeryzmem doświadczają spadku ciśnienia krwi właśnie z powodu deterioracji poznawczej. Powód jest prosty: zapominają o swoich zmartwieniach i kłopotach (Bioscience Hypotheses). Dr Sven Kurbel z Osijek Medical Faculty w Chorwacji przeanalizował publikacje, w których rozpatrywano łącznie demencję i ciśnienie krwi. Ich autorzy twierdzili, że niskie ciśnienie tętnicze przyczynia się do rozwoju zaburzeń poznawczych charakterystycznych dla choroby Alzheimera. Kurbel twierdzi jednak, że w rzeczywistości jest dokładnie na odwrót: gdy zaczyna szwankować pamięć pacjentów, zapominają oni o problemach powodujących nadciśnienie. To niepamięć prowadzi do niedociśnienia, a nie niskie ciśnienie do zaburzeń poznawczych. Chorwat podkreśla, że nadciśnienie zagraża zdrowiu i życiu, zwiększając np. prawdopodobieństwo wylewów. Dlatego też metody terapii, które zmniejszają utratę pamięci, mogą równocześnie oddziaływać na inne przyczyny chorób. Gdyby okazało się, że ma rację, wpłynęłoby to na sposób leczenia m.in. zespołu metabolicznego, charakteryzującego się nadmierną wagą i podwyższonym ciśnieniem. Ryzyko wystąpienia nadciśnienia u tych i innych chorych można by zmniejszyć, osłabiając złe wspomnienia czy liczbę stresujących wydarzeń w codziennym życiu. Starsi ludzie mogliby mieć zdrowsze serce, gdyby zwyczajnie czuli się szczęśliwi...
  9. Obecnie układy scalone produkuje się korzystając ze specjalnych masek, światła i światłoczułych związków chemicznych. Zespół europejskich fizyków stworzył coś, co można uznać za samodzielnie budujący się układ scalony. Uczeni wykorzystali roztwór organicznego półprzewodnika o długich molekułach i połączyli go z długim łańcuchem węgla, który miał na końcu grupę krzemową, działającą jak kotwica. Następnie w roztworze tym zanurzyli wstępnie przygotowaną płytkę krzemową, na której znajdowały się elektrody. Okazało się, że molekuły samoistnie utworzyły połączenie pomiędzy elektrodami. Kolejne testy wykazały, że stworzony w ten sposób układ scalony działa. Naukowcy stwierdzili, że całość pracuje lepiej, niż sądzili. Co prawda obecnie tak tworzone chipy są mało wydajne, jednak akademicy wierzą, że wraz z ulepszaniem składu roztworu i techniki produkcyjnej, uda się doprowadzić do sytuacji, w której samodzielnie budujące się układy scalone będą bardziej wydajne od kości tworzonych tradycyjnymi metodami.
  10. Obcych szukamy już od wielu lat, wysyłamy im komunikaty, zastanawiamy się nad tym, jakie informacje na nasz temat najlepiej im przedstawić. Tak naprawdę nie mamy jednak narzędzia, które po ewentualnym nawiązaniu kontaktu pozwoliłoby zrozumieć ich język. Kłopoczą się tym wszyscy poza Johnem Elliottem z Leeds Metropolitan University, który uważa, że program, który właśnie stworzył, pozwoli zidentyfikować strukturę języka istot pozaziemskich, a to już coś. Szukając podobieństw, program brytyjskiego naukowca porówna mowę obcych do 60 języków zebranych w bazie danych. Dr Elliott sądzi, że nawet jeśli język obcych będzie różny od wszystkiego, co znamy, może uda się w nim wykryć jakieś powtarzalne wzorce i w ten sposób ocenić, z jak inteligentnymi istotami mamy do czynienia. Informatyk dowodzi, że bez takiego uporządkowania język nie spełnia swoich funkcji – jest chaotyczny i nieprzydatny. W ramach wcześniejszych badań wykazano, że na podstawie analizy sygnału da się określić, czy przenosi informację językową, dźwiękową lub wizualną. Elliott popracował nad tym jeszcze i udało mu się stworzyć metodę wyłapywania słów i zdań. Wg niego, w każdym języku istnieją słowa funkcyjne (np. spójniki, przyimki, rodzajniki itp.), które wydzielają poszczególne zdania lub ich części. Nieprzypadkowo występują one co 9 słów lub liter, ponieważ cyfra ta odnosi się do ludzkich możliwości w zakresie liczby jednocześnie przetwarzanych elementów. Gdy już się spotkamy z językiem obcych, warto spojrzeć, z iloma elementami naraz sobie radzą, bo to ważny wskaźnik inteligencji. Program Elliotta potrafi wyodrębnić istotne słowa, takie jak rzeczowniki i czasowniki, mimo że nie pozwala określić ich znaczenia. Poradzi sobie też ze wskazaniem przymiotników, które zazwyczaj znajdują się przy rzeczownikach. Jako że poszczególne języki mają różną składnię, Brytyjczyk uwzględnił ich w bazie danych aż 60.
  11. Naukowcy udowodnili, że możliwe jest przesyłanie impulsów z mózgu bezpośrednio do kończyn, z pominięciem kręgosłupa. To nadzieja dla osób, które po urazach kręgosłupa nie są w stanie poruszać kończynami. Uczeni z University of Washington użyli swojego "interfejsu mózgowo-maszynowego" na tymczasowo sparaliżowanej małpie. Urządzenie, wielkości telefonu komórkowego, interpretuje sygnały z mózgu i zamienia je na sygnały elektryczne, pobudzające mięśnie rąk. Wykazano, że po założeniu blokady na kręgosłup zwierzęcia i wykonaniu połączenia pomiędzy mózgiem a ramionami, małpa była w stanie kurczyć mięśnie. To pierwszy krok w kierunku bardziej skomplikowanych ruchów, jak chwytanie kubka czy naciskanie guzika. Główny autor badań, doktor Chet Moritz, uważa że uda się tak przystosować jego urządzenie, by w przyszłości sparaliżowani odzyskali władzę w kończynach. Przy okazji odkryto, że małpy są w stanie nauczyć każdą z komórek nerwowych kory motorycznej by zawiadowała ruchem mięśni. Nie muszą być to te komórki, które zwykle za to odpowiadają. Minie prawdopodobnie kilkadziesiąt lat, zanim podobne techniki trafią do powszechnego użytku. Urządzenie zostało przetestowane na zwierzęciu, które w rzeczywistości nie miało uszkodzonego kręgosłupa. Nie wiadomo też, czy sprawdzi się ono u człowieka. Ponadto działa ono tylko w jedną stronę, od mózgu do kończyny. Do prawidłowego ruchu konieczna jest informacja zwrotna do mózgu.
  12. Dwudziestego ósmego sierpnia 2005 roku 26-letni Josh Villa wracał do domu po wypiciu drinka z przyjacielem. Najechał na krawężnik, samochód wyrzuciło do góry, a kierowca wypadł na zewnątrz przez szybę. Doznał masywnego urazu głowy i na ponad rok zapadł w śpiączkę. Otwierał oczy, ale nie reagował na zewnętrzne bodźce. Wypisano go do domu, gdzie zaopiekowała się nim matka. Ostatnio wybudził się jednak ze śpiączki. Stało się to możliwe dzięki zastosowaniu pionierskiej metody stymulacji magnetycznej. Theresa Pape z Department of Veterans Affairs w Chicago uwzględniła przypadek Josha w 6-tygodniowym eksperymencie. Uczestnikom zakładano na czole cewkę elektromagnetyczną, która miała stymulować leżącą niżej tkankę mózgu. Metodę przezczaszkowej stymulacji magnetycznej (ang. transcranial magnetic stimulation, TMS) testowano wcześniej w odniesieniu do migreny, udaru, choroby Parkinsona oraz depresji. Uzyskano obiecujące rezultaty. Generowane przez zwoje szybko zmieniające się pole magnetyczne można wykorzystać albo do pobudzenia, albo do hamowania neuronów. W przypadku Villi chodziło, oczywiście, o pierwszy z wymienionych wariantów. Aktywowano komórki w prawej grzbietowo-bocznej korze przedczołowej. Obszar ten ma doskonałe połączenie z pniem mózgu, który z kolei wysyła do reszty mózgu sygnały, że należy utrzymywać stan czuwania. Na początku stan mężczyzny w ogóle się nie zmieniał. Przełom nastąpił dopiero po 15. sesji. Laurie McAndrews, matka chorego, opowiada, że zaczął wtedy odwracać głowę do mówiącej do niego osoby i wpatrywać się w nią. Był też w stanie wykonać proste polecania, np. śledzić ruch kciuka, oraz wypowiadać pojedyncze słowa (niewyraźnie, ale jednak). Eksperyment zakończył się po 30 sesjach. Bez cewki Villa szybko się męczył i jego stan nieco się pogorszył, ale i tak był dużo lepszy niż przed zastosowaniem TMS. Po 6 tygodniach zaordynowano mu jeszcze 10 sesji, ale nie przyniosły już żadnej poprawy. Wysłano go do domu, gdzie przebywa do dziś. Eksperci przestrzegają, że pojedynczy przypadek nie stanowi dowodu, że przezczaszkowa stymulacja magnetyczna naprawdę działa na pacjentów w śpiączce. Nawet po ośmiu miesiącach dość często zdarza się, że bez specjalnej interwencji pacjenci przechodzą ze stanu wegetatywnego do stanu minimalnej świadomości – zaznacza John Whyte z Moss Rehabilitation Research Institute w Filadelfii. Wyniki zespołu z Chicago są jednak bardzo interesujące, warto więc poświęcić więcej uwagi temu zagadnieniu.
  13. Miniaturowy stymulator neuronów pozwala na redukcję nieprzyjemnych doznań związanych z przewlekłym bólem głowy aż o 80-95% - twierdzą badacze z Uniwersytetu Kalifornijskiego oraz Narodowego Szpitala Neurologii i Neurochirurgii w Londynie. Obiecujące wyniki pierwszych testów urządzenia dają nadzieję na kontrolowanie przewlekłego bólu bez konieczności stosowania leków. Wiele z nich powodowało liczne skutki uboczne, takie jak uzależnienie czy krwawienie z przewodu pokarmowego. Potrzebujemy szeregu terapii, które moglibyśmy zaoferować pacjentom, których życie jest kontrolowane przez męczące ich bóle głowy, tłumaczy główny autor badań nad nowym urządzeniem, dr Peter J. Goadsby. Dodaje: ekscytujące jest myślenie o tym, jaki postęp uczyni technologia w ciągu najbliższych pięciu lat, by dostarczyć skutecznych przyrządów służących do leczenia bólu głowy. Podejście prewencyjne, takie jak to, zupełnie zmieni charakter leczenia bólu głowy. Urządzenie, zwane bionem, z technicznego punktu widzenia jest elektrodą zasilaną przez baterię. Całość mieści się w obudowie wielkości pojedynczej zapałki, co pozwala na wszczepienie stymulatora w tylnej części szyi, w okolicy nerwu potylicznego. Tłumienie bólu polega na generowaniu impulsów, które docierają do nerwu, lecz u osoby chorej nie są prawidłowo przewodzone. Przywrócenie prawidłowej aktywności elektrycznej neuronów pozwala na znaczne zredukowanie nieprzyjemnych doznań. Bion może zostać w każdej chwili wyłączony lub włączony za pomocą bezprzewodowego kontrolera. Co ważne, jego instalacja jest zabiegiem mało inwazyjnym, co zmniejsza obciążenie dla organizmu i minimalizuje negatywny wpływ procedury na stan zdrowia pacjenta. Badanie skuteczności implantu objęło sześciu pacjentów w wieku 37-64 lat, cierpiących na rzadkie schorzenie zwane hemikranią ciągłą (łac. hemicrania continua). Choroba ta charakteryzuje się występowaniem bardzo częstych bólów głowy, które trapią pacjenta przez co najmniej 15 dni w miesiącu. Po wszczepieniu stymulatora pacjenci byli z jego pomocą leczeni przez trzy miesiące. Po tym czasie urządzenie zostało na miesiąc wyłączone, a następnie ponownie uruchomione na kolejny miesiąc. Pozwalało to na określenie, czy ewentualne poprawienie stanu zdrowia chorych wynika z działania bionu, czy tylko z efektu placebo i wiary w skuteczność interwencji lekarskiej. Wszyscy pacjenci byli także poddawani comiesięcznej serii analiz, których celem była ocena bezpieczeństwa i skuteczności implantu. Przez cały czas trwania głównej fazy eksperymentu, a więc przez pięć miesięcy, pacjenci prowadzili dzienniczki. Notowali w nich co godzinę intensywność odczuwanego bólu w skali od 1 do 10 punktów. Po zakończeniu tego okresu książeczki zostały przekazane badaczom do oceny. Testy, prowadzone łącznie aż do 21. miesiąca od rozpoczęcia stymulacji, przyniosły bardzo obiecujące rezultaty. Poprawa samopoczucia pięciu spośród sześciu pacjentów była na tyle wyraźna, że można w ich przypadku uznać implantację elektrody jako skuteczną i wartościową metodę terapii przewlekłego bólu. Czterech pacjentów odnotowało osłabienie bólu aż o 80-95%, a jeden - o 30%. Niestety jedna osoba odczuła pogorszenie symptomów o jedną piątą. Niepokoić może także fakt, że wyłączenie urządzenia w czwartym miesiącu badań znacznie pogorszyło samopoczucie pacjentów, co może oznaczać, że leczenie tego typu musi być prowadzone dożywotnio. Pomimo kilku wad nowej metody, lekarze oceniają ją jako skuteczną i wartą dalszego testowania. Dr Goadsby zwraca uwagę przede wszystkim na brak efektów ubocznych terapii oraz możliwość całkowitego uniknięcia lub znacznego zmniejszenia ilości przyjmowanych leków przeciwbólowych. Stosowany dotychczas preparat, indometacin, mógł bowiem powodować powstawanie wrzodów przewodu pokarmowego, a nawet krwawienia. Obecnie trwają kolejne badania, których celem jest ocena skuteczności bionów w łagodzeniu bolów związanych z migreną. W przeciwieństwie do hemikranii ciągłej choroba ta jest niezwykle częsta, dotyka bowiem aż 10-20% dorosłej populacji krajów rozwiniętych. Pozytywne wyniki prób klinicznych mogłyby więc udostępnić zupełnie nowe możliwości leczenia tej wyjątkowo uciążliwej choroby.
  14. Fizjologiczne reakcje na stres są bardzo różne u przedstawicieli poszczególnych płci u myszy - wynika z najnowszego studium. Odkrycie może mieć istotny wpływ na wiarygodność niektórych eksperymentów. Jak tłumaczy autor odkrycia, dr Tim Karl pracujący dla Garvan Institute of Medical Research, ma to ogólne przełożenie na to, jak [należy] używać modeli zwierzęcych. Badacz zaznacza, że liczne eksperymenty przeprowadza się obecnie głównie na myszach płci męskiej, lecz wyciągane z nich wnioski są traktowane jako wspólne dla obu płci. Jego zdaniem jest to sytuacja daleka od idealnej. Istotne różnice w fizjologii zwierząt zaobserwowano podczas badań nad reakcjami na stres. Badacze analizowali wpływ jednego z neuroprzekaźników, zwanego neuropeptydem Y (NPY). Zasadniczą rolą tego związku jest tłumienie sygnałów wywołujących u zwierzęcia niepokój. Wpływa on także na takie zachowania, jak agresja czy uczucie łaknienia. Przeprowadzone dotychczas analizy wykazywały, że podawanie leków naśladujących działanie NPY redukuje reakcje lękowe w przypadku ekspozycji na czynniki wywołujące stres. Logicznym jest więc, że modyfikacja genetyczna prowadząca do "wyłączenia" genu kodującego tę cząsteczkę prowadzi do powstania zwierząt bardzo podatnych na stres. Jest tylko jeden problem: niemal wszystkie badania na ten temat prowadzono dotychczas na mysich samcach. Gdy te same eksperymenty powtórzono na samiczkach, uzyskano wyraźnie odmienne wyniki. Aby ustalić rolę NPY w organizmie myszy, dr Karl i jego współpracownicy pozbawili gryzonie obu płci funkcjonalnej kopii genu dla tego neuroprzekaźnika. Ku zaskoczeniu samych naukowców okazało się, że zachowania samców były znacznie bardziej "rozregulowane", niż reakcje samiczek. Badacz podkreśla, że uzyskane rezultaty są przekonującym argumentem przemawiającym za przeprowadzaniem badań laboratoryjnych na zwierzętach obu płci. Jest to szczególnie istotne dla eksperymentów związanych z analizą działania leków oraz wpływu manipulacji i defektów genetycznych na fizjologię zwierząt. Niestety, dotychczas rezygnowano ze stosowania takiej metodologii. Istniały dwie zasadnicze przyczyny takiej taktyki: chęć zaoszczędzenia pieniędzy oraz fakt, że zachowania samców są bardziej ustabilizowane z uwagi na względnie stabilny poziom hormonów płciowych. Interesujący jest fakt, iż u myszy płcią bardziej podatną na zaburzenia lękowe są samce. Może to zaskakiwać, gdyż u ludzi obserwowana jest dokładnie odwrotna tendencja. Być może jednak oznacza to po prostu, że przyczyną tych anomalii stosunkowo rzadko są zjawiska związane z neuropeptydem Y, a rzeczywista przyczyna tej przypadłości jest zupełnie inna. Zdaniem dr. Karla odkrycie jest jednak na tyle istotne, że naukowcy powinni rozważać prowadzenie swoich badań na zwierzętach obu płci. Podkreśla jednak, że nawet to nie daje gwarancji uzyskania prawidłowych rezultatów: robiąc badania na modelu zwierzęcym musisz bardzo uważać, lecz czasem jest to jedyne narzędzie, na jakim możemy pracować badając pewne choroby.
  15. Specjaliści z GE opracowali technologię, dzięki której metale zyskują właściwości superhydrofobowe. Oznacza to, że woda nie rozlewa się po powierzchni metalu i nie przywiera do niego, ale tworzy krople. Przed dwoma laty inżynierowie GE pokazali, że po potraktowaniu odpowiednimi chemikaliami Lexanu, tworzywa sztucznego używanego np. do produkcji CD czy lamp w samochodach, woda do niego nie przylega. Od tamtej pory powstało sporo materiałów odznaczających się superhydrofobowymi właściwościami, jednak były to przede wszystkim tworzywa sztuczne. Teraz po raz pierwszy wykazano, że woda może nie przywierać do metali. Nowa technika może mieć bardzo szerokie zastosowanie. Niejednokrotnie dochodziło do katastrof lotniczych spowodowanych osadzaniem się lodu na silnikach. Używane w czasie lotu instalacje odmrażania wymagają sporo mocy, a pozbywanie się lodu na lotnisku jest pracochłonne i wymaga zastosowania toksycznych chemikaliów. Stworzenie silników, na których nie osadzałby się lód rozwiąże problem. Kolejnym obszarem, w którym można zastosować technikę GE są turbiny gazowe. Jeśli będzie się na nich osadzało mniej wody, to wzrośnie ich wydajność, a jednocześnie spadnie liczba przestojów koniecznych do przeprowadzenie konserwacji. GE nie chce ujawniać szczegółów swojej technologii. Wiadomo jedynie, że ma ona coś wspólnego z liśćmi lotosu, które pokryte są mikroskopijną krystaliczną strukturą wosku, dzięki której osadzająca się na nich woda pozostaje w formie niemal idealnych kul. Eksperci zdradzają jedynie, że testują dwa różne podejścia. Pierwsze zakłada stworzenie odpowiedniej mikrotekstury na powierzchni metalu i pokrycie jej środkami chemicznymi odpychającymi wodę. Drugie pozostawia metal nietkniętym, a mikrotekstura tworzona jest na samym chemicznym pokryciu. Technika jest niezależna od rodzaju metalu. Oba wspomniane podejścia mają zalety. Pierwszego, czyli tworzenia tekstury w samym metalu, można użyć tam, gdzie metal poddany jest większym obciążeniom, które doprowadzą do szybkiego ścierania się warstwy chemikaliów. Wówczas wystarczy po prostu nałożyć kolejną warstwę i nie trzeba już z nią nic robić. Z kolei drugą technikę można będzie zastosować tam, gdzie nakładanie warstwy chemikaliów i tworzenie na niej mikrostruktury jest łatwiejsze i tańsze, niż robienie tego w metalu.
  16. Najnowsza, trzecia już, edycja pakietu biurowego OpenOffice, cieszy się tak wielką popularnością, że jej twórcy poinformowali o problemach z serwerami. Obecnie jeśli będziemy chcieli pobrać pakiet, zobaczymy jedynie tekstową wersję witryny OpenOffice.org. Umieszczono na niej przeprosiny i odnośnik do BitTorrenta, gdzie można pobrać OpenOffisa 3.0. Najnowsza wersja opensource'owego pakietu biurowego została udostępniona 14 października. Po raz pierwszy przygotowano edycję dla użytkowników komputerów Apple'a. Polska wersja językowa OO 3.0 nie została jeszcze przygotowana.
  17. Choć w sytuacjach społecznych osoby z zaburzeniami ze spektrum autyzmu funkcjonują gorzej od reszty populacji, w przypadku hazardu poprawniej oceniają ryzyko i podejmują trafniejsze decyzje niż ludzie zdrowi. Dzieje się tak, gdyż nie ulegają zgubnemu w takich okolicznościach wpływowi emocji. Dwa lata temu zespół Benedetto De Martino z California Institute of Technology w Pasadenie przeprowadził prosty eksperyment z grą polegającą na obstawianiu. Wzięli w nim udział ludzie zdrowi. Naukowcy spostrzegli, że reagowali oni na sposób opisania opcji do wyboru. Ochotnikom przedstawiano dwie różne sytuacje. Mając do dyspozycji 50 funtów, mogli a) postawić 20 i w przypadku wygranej zarobić 20 lub, przegrywając, stracić 30; b) postawić wszystko i zyskać (albo stracić) 100% sumy. W pierwszym scenariuszu badani obstawiali chętniej, kiedy psycholodzy powiedzieli im, że ewentualnie stracą 30 funtów, niż w okolicznościach, gdy poinformowano ich, że zyskają 20 funtów. To dziwne, ponieważ nie ma żadnej różnicy w prawdopodobieństwie i kwocie wygranej. Niedawno eksperyment powtórzono z 15 osobami z zespołem Aspergera. Jak zauważa Neil Harrison, współpracownik De Martino z Uniwersyteckiego College'u Londyńskiego, sposób opisania gry wpływał na nie o połowę słabiej niż na zdrowych ludzi z grupy kontrolnej. Michelle Dawson z Uniwersytetu w Montrealu, która sama jest autystyczna, podkreśla, że podobni jej ludzi reagują na rzeczywiste wymogi zadania, nie kierują się zaś uprzedzeniami czy złudzeniami, np. gracza.
  18. Słynny botnet Storm przestał wysyłać spam. Liczba niechcianych listów pochodzących z tego botnetu spadała od wielu miesięcy, aż w końcu we wrześniu nie zanotowano już spamu ze Storma. Specjaliści nie są pewni, co się stało, jednak wiadomo, że Storm zapisał się na stałe w historii. Jego wielkość w szczytowym okresie oceniano na 500 tysięcy do 1 miliona maszyn. Storm odniósł największy sukces spośród wszystkich botnetów tego typu, był pierwszym, który z takim powodzeniem wykorzystał taktykę rozsyłania szkodliwego spamu w celu zwiększenia liczby dołączonych doń komputerów. Od czasu jego pojawienia się podobną taktykę stosują twórcy innych botnetów. Po raz pierwszy o Stormie usłyszeliśmy w styczniu 2007 roku, kiedy zaczął on rozsyłać listy z rzekomymi odnośnikami do wiadomości dotyczących śmiertelnych burz, które przeszły nad Europą. Stąd też jego nazwa "Storm" czyli "burza". Szczyt swoich możliwości Storm osiągnął we wrześniu 2007 roku. Wówczas pochodziło z niego 20% światowego spamu. Wtedy też do walki ze Stormem przystąpił Microsoft. Dzięki usprawnieniu działania firmowego narzędzia Malicious Software Removal Tool w ciągu pierwszego miesiąca udało się odłączyć od Storma ponad 274 000 zainfekowanych maszyn. Do stycznia 2008 roku wskutek działania konkurencyjnych botnetów i dzięki wysiłkom Microsoftu udział Storma w światowym spamie spadł do 2%. Obecnie Storm wydaje się nieczynny, a specjaliści nie wiedzą, dlaczego tak się dzieje. Wątpią jednak, by twórcy botnetu po prostu poddali się. Prawdopodobnie albo sprzedali Storma i został on przekształcony w inny botnet, albo go porzucili i zajęli się tworzeniem kolejnej szkodliwej sieci.
  19. Mężczyźni przejawiający altruizm czy bezinteresowność są dla kobiet bardziej pociągający seksualnie (British Journal of Psychology). Zespół doktora Tima Phillipsa z Uniwersytetu w Nottingham w trzech eksperymentach zbadał ponad 1000 osób. Okazało się, że spośród wielu innych kobiety najbardziej ceniły sobie właśnie cechy wskazujące na altruizm. Teoria ewolucji przewiduje współzawodnictwo między jednostkami, ale w naturze widzimy wiele przykładów działania na własną niekorzyść, byle tylko komuś pomóc. U ludzi przybiera to np. postać ryzykowania własnego życia dla nieznanych osób, w dodatku bez oczywistej nagrody. Ochotników uczestniczących w badaniach pytano o cechy poszukiwane u potencjalnego partnera. Część stwierdzeń do wyboru dotyczyła właśnie zachowania altruistycznego, np. "regularnie oddaje krew", "jest wolontariuszem w miejscowym szpitalu". We wszystkich 3 studiach były to zachowania bardzo cenione przez panie. Wygląda jednak, że nie tylko przez nie, ponieważ kiedy 1070 par poproszono o określenie, jak ważna jest dla nich bezinteresowność partnera oraz ocenę natężenia własnego altruizmu, okazało się, że siła preferencji jednego partnera korelowała ze stopniem przejawiania bezinteresowności przez drugą osobę z pary. Phillips uważa, że przez długi czas błędnie altruizm wiązano z zasadą wzajemności, tymczasem jego korzenie tkwią zupełnie gdzie indziej – w rozroście ludzkiego mózgu i konieczności opiekowania się potomstwem przez długi czas. Dlatego tak ważne stało się znalezienie partnera, który nie tylko by mógł, ale również chciał zostać na wiele lat pełnoetatowym rodzicem. Dobór seksualny wywarł zatem duży wpływ na to, że ludzie stali się ludźmi.
  20. Upowszechnienie się kwantowych systemów komunikacyjnych to wciąż odległa przyszłość. Jedną spośród wielu trudności, na jakie napotyka ich rozwój, jest znalezienie sposobu na doprowadzenie do zderzenia niosącego informację fotonu z atomem. Wówczas dojdzie do przekazania informacji niesionej przez światło lub też do przeprowadzenia obliczeń. Trafienie w mały atom za pomocą jeszcze mniejszego fotonu jest jednak bardzo trudne. Obecnie atomy zamyka się w niewielkich pułapkach, składających się z szeregu luster. Foton, po wpadnięciu w pułapkę, nie może się z niej wydostać i odbija się pomiędzy lustrami tak długo, aż trafi w atom. Metoda ta jest kosztowna i mało efektywna. Średnio dochodzi do miliona odbić fotonu przed trafieniem w atom. Dzięki pracom naukowców z singapurskiego Instytutu Badań Materiałowych i Inżynierii oraz Uniwersytetu Technicznego w Monachium powstał znacznie prostszy i tańszy system, który pozwala na wywołanie interakcji pomiędzy światłem a materią. W próżniowej komorze akademicy uwięzili atom rubidu pomiędzy dwoma asferycznymi soczewkami, podobnymi do tych, które wykorzystywane są w standardowych odtwarzaczach CD. Pułapka ma szerokość kilkudziesięciu nanometrów. Dzięki soczewkom możliwe było precyzyjne skupienie wiązki światła na pułapce. Mimo, iż wiązka ta jest wielokrotnie większa niż pojedynczy atom rubidu, uzyskano dużą wydajność całego systemu. Aż 10% fotonów trafiło w atom. Udało się to dzięki odpowiedniemu dobraniu długości fali światła tak, by odpowiadało ono atomowi. Uczeni mówią, że metaliczny atom zadziałał jak antena nastrojona do wykrywania sygnału z wiązki. Zdaniem naukowców możliwe będzie zwiększenie efektywności systemu do około 100%. Wystarczy bowiem udoskonalić soczewki. Dzięki temu uzyskamy tanią i prostą alternatywę dla wykorzystywanych obecnie lustrzanych pułapek.
  21. Surfowanie po Internecie jest dla mózgu dorosłych w średnim i podeszłym wieku lepsze od czytania książek. Siłę oddziaływania Sieci można porównać do skuteczności rozwiązywania krzyżówek i układania puzzli. Przeglądanie stron WWW stymuluje większe obszary mózgu niż uznawane za stosunkowo bierną czynność czytanie (American Journal of Geriatric Psychiatry). Pobudzenie wywoływane przez Internet było tak duże i złożone, że Amerykanie uznali, że stały kontakt z nim jest świetnym sposobem na podtrzymywanie bystrości umysłu do późnych lat życia. Jednym słowem zespół doktora Gary'ego Smalla z Uniwersytetu Kalifornijskiego w Los Angeles (UCLA) wykazał, że korzystanie ze zdobyczy technologicznych ostatnich czasów pociąga za sobą skutki natury fizjologicznej. Gdy badani w średnim i zaawansowanym wieku surfowali po Internecie, pobudzeniu ulegały centra mózgowe związane z podejmowaniem decyzji i skomplikowanym wnioskowaniem. W eksperymencie Kalifornijczyków wzięły udział 24 osoby ze zdrowym mózgiem w wieku od 55 do 76 lat. Połowa zetknęła się już wcześniej z Siecią, połowa nie miała w tej dziedzinie żadnych doświadczeń. W ten naturalny sposób wyodrębniono dwie grupy, dopasowane pod względem wieku, wykształcenia oraz płci. Członkowie obu zarówno szukali czegoś w Internecie, jak i czytali. W tym czasie wykonywano im funkcjonalny rezonans magnetyczny (fMRI). U wszystkich 24 ochotników podczas czytania odnotowano wzmożoną aktywność mózgu – uaktywniały się rejony odpowiadające za funkcje językowe, pamięć i umiejętności wzrokowe (znajdują się one w płatach skroniowym, ciemieniowym i potylicznym). Surfowanie po Sieci ujawniło jednak bardzo istotną różnicę między grupami. Podczas gdy u wszystkich aktywowały się obszary wzbudzane przez czytanie, u osób obeznanych z Internetem uruchamiały się dodatkowo rejony w płatach czołowym i skroniowym oraz okolicach zakrętu obręczy, które odpowiadają za podejmowanie decyzji i wnioskowanie. Co ciekawe, zjawisko występowało tylko u ludzi przeglądających wcześniej strony WWW. W porównaniu do niezaangażowanych technologicznie rówieśników, podczas kontaktu z Siecią aktywność ich mózgu wzrastała 2-krotnie silniej. Korzystanie z Internetu wymaga stałego decydowania, gdzie kliknąć, aby uzyskać odpowiednie informacje. Podczas czytania odwraca się po prostu kolejne kartki, można plastycznie wyobrażać sobie opisane sceny, ale cały proces decyzyjny ogranicza się do dylematu: zamknąć już książkę czy też "wgryźć się" w kolejny rozdział. Internetowi nowicjusze nie mają jeszcze wypracowanych strategii, które ułatwiają poruszanie się po cyfrowych zasobach. Stąd zaobserwowane różnice.
  22. Neurochirurdzy operują przytomnych pacjentów, by kontrolować, jaki wpływ na ich funkcjonowanie miałoby usunięcie konkretnego obszaru. Utrzymują z nimi kontakt słowny, zadają pytania, a ostatnio poprosili nawet o granie na bandżo. Tym razem na stole leżał jednak Eddie Adcock, światowej sławy muzyk. Drżenie prawej ręki uniemożliwiało mu grę na ukochanym instrumencie, musiał więc coś zrobić, by zapobiec śmierci zawodowej. W sierpniu lekarze z Vanderbilt Medical Center w Nashville zrealizowali kilkuetapową procedurę wdrożenia głębokiej stymulacji mózgu (ang. deep brain stimulation, DBS). Najpierw wszczepili elektrody, potem w ścianie klatki piersiowej zamontowali zasilany bateriami generator wielkości ludzkiej dłoni. Na koniec połączyli elektrody w mózgu i generator ołowianymi przewodami. Zasada działania takiego układu jest prosta: prąd o niewielkim natężeniu wyłącza rejony odpowiedzialne za drżenie. By chirurdzy wiedzieli, gdzie dokładnie umieścić elektrody i jak ustawić parametry urządzenia, 70-letni Eddie musiał być przytomny. Odgrywał na bandżo piosenkę Deering GoodTime. W trakcie komentował, czy napotyka na jakieś trudności, czy też wszystko idzie gładko. Adcock to znany przedstawiciel nurtu bluegrass/newgrass. W ciągu kilku lat neurolog na próżno przepisywał mu masę lekarstw, które miały znieść tremor, pozwalając normalnie grać i pisać. Uciążliwe drżenie nadal występowało, a dodatkowo pojawiły się efekty uboczne. Amerykanin jest pierwszym muzykiem bez choroby Parkinsona, u którego specjaliści z Nashville zdecydowali się zastosować metodę DBS.
  23. Istnieje wiele leków i domowych środków zapobiegających nadciśnieniu lub leczących je. Niektórych może jednak zaskoczyć fakt, że jednym z nich jest stosunkowo tłusta potrawa: rosół z kury. Składnikiem, który decyduje o leczniczych i profilaktycznych właściwościach zupy, jest kurzy kolagen. Autorzy odkrycia, naukowcy z Uniwersytetu w Hiroszimie pod przewodnictwem Ai Saigi, zwracają uwagę na zdolność tego białka do blokowania konwertazy angiotensyny (ang. Angiotensin-Converting Enzyme - ACE) - enzymu odpowiedzialnego za aktywację hormonu angiotensyny. W wyniku tego zjawiska dochodzi do znacznego zwężenia naczyń krwionośnych (głównie tętnic), co prowadzi do do zwiększenia ciśnienia krwi. Nadmierna aktywacja ACE może więc prowadzić do rozwoju nadciśnienia tętniczego. Badania wykazały, że najbogatszym źródłem korzystnego kolagenu są kurze nogi. Aby udowodnić lecznicze działanie proteiny, wyizolowano mieszaninę różnych jej form z mięsa i podano tę miksturę szczurom cierpiącym na nadciśnienie. Naukowcy potwierdzili, że jest ona zdolna do znacznego i długotrwałego obniżenia ciśnienia tętniczego u zwierząt. Dzięki dalszym analizom potwierdzono, że najaktywniej hamują aktywność ACE cztery białka z tej grupy. O swoim odkryciu naukowcy z Hiroszimy informują na łamach czasopisma Journal of Agricultural and Food Chemistry.
  24. Większość pacjentów cierpiących na chorobę Parkinsona posiada w swojej krwi zbyt małe ilości witaminy D - informują naukowcy z Emory University School of Medicine. Czy zjawisko to jest przyczyną, czy efektem schorzenia? Przeprowadzona analiza, której wyniki opublikowano w najnowszym numerze czasopisma Archives of Neurology, wykazała, że aż 55% pacjentów cierpiących na chorobę Parkinsona cierpi na niedobór witaminy D (kalcyferolu). Wśród osób obarczonych chorobą Alzheimera odsetek ten był nieco niższy (wynosił 41%), lecz i tak był wyższy, niż u zdrowych osób starszych (36%). Jak tłumaczy główna autorka publikacji, dr Marian Evatt, jest to kolejny dowód na wzajemną zależność tej przypadłości oraz obniżonego poziomu kalcyferolu w organizmie. Dlaczego u osób starszych stwierdza się obniżony poziom tego ważnego związku? Ocenia się, że jedną z przyczyn jest obniżenie jego produkcji przez skórę. Młodszy organizm syntetyzuje go w dość znacznych ilościach, lecz z wiekiem intensywność tego procesu znacznie spada. Prawdopodobnie istotny jest też tryb życia wielu seniorów, którzy spędzają wiele czasu w domach, odcięci od promieniowania UVB koniecznego dla syntezy kalcyferolu. Dotychczas witaminę D kojarzono niemal wyłącznie z jej wpływem na budowę kości. Dopiero badania przeprowadzone stosunkowo niedawno dowodzą, że ma ona wpływ także na wiele innych organów i układów w naszych organizmach. Bierze ona udział m.in. w produkcji substancji bakteriobójczych, regulujących ciśnienie krwi czy poziom insuliny, a także wpływających pozytywnie na układ nerwowy. Niedobór tego związku może prowadzić m.in. do rozwoju niektórych nowotworów oraz tzw. chorób z autoagresji, w których układ immunologiczny atakuje własne tkanki. Do schorzeń takich należy m.in. jeden z wariantów cukrzycy oraz stwardnienie rozsiane. Rola kalcyferolu w rozwoju choroby Parkinsona nie jest jasna. Z jednej strony wiadomo, że niedobór tej substancji powoduje pogorszenie ogólnej kondycji komórek nerwowych, lecz nie wyjaśnia to całego zjawiska. Okazuje się bowiem, że rozwój schorzenia powoduje uszkodzenie neuronów wydzielających dopaminę należących do istoty czarnej śródmózgowia. Charakteryzują się one wysoką produkcją receptorów dla kalcyferolu, co może sugerować, że możliwy jest także wpływ postępu choroby na metabolizm witaminy D. Niestety naukowcy do dziś nie rozwiązali tej zagadki do końca. Lekarze z Emory University School of Medicine uruchomili niedawno eksperymentalne studium, którego celem będzie ocena wpływu suplementacji witaminy D na progresję choroby Parkinsona. Niezależnie od badań nad mechanizmami molekularnymi związanymi z metabolizmem kalcyferolu, badacze liczą, że jego podawanie pacjentom może poprawić stan zdrowia pacjentów. Czy mają rację, dowiemy się prawdopodobnie za kilka lat.
  25. Typosquatting, zjawisko polegające na rejestrowaniu nazw domen bardzo podobnych do adresów popularnych serwisów internetowych, przeżywa swój rozkwit. W dużej mierze jest on spowodowany przez... Google'a i jego program reklamowy Adsense For Domains (ADF). Osoby zajmujące się, uważanym za co najmniej nieetyczny, typosquattingiem, liczą na to, że wielu internautów pomyli się choćby o jedną literę, wpisując adres ulubionego serwisu. Jeśli tak się stanie, trafią na domenę zarejestrowaną przez typosquattera, gdzie zobaczą reklamy. Zarabianie na typosquattingu było dość skomplikowane, ale gdy Google uruchomiło ADF, stało się znacznie prostsze. Jednak, obok typosquatterów, na praktyce tej zarabia tez i Google. To jedna z wielu dróg, jakimi wszyscy płacimy Google'owi. Użytkownik nie musi wypisywać tej firmie czeku za korzystanie z jej usług. Jednak w ten czy inny sposób, zapłaci za nie - mówi profesor Benjamin Edelman z Uniwersytetu Harvarda, autor opracowania nt. typosquattingu w McAfee Security Journal. Ironią losu jest fakt, że bardzo często pieniądze zarabiane przez typosquatterów pochodzą od firmy, na której żerują. Jeśli na przykład zamiast adresu www.gazeta.pl wpiszemy przez pomyłkę www.gazet.pl, to trafimy na witrynę, gdzie na pierwszym miejscu znajduje się odnośnik do serwisu www.gazeta.pl. Gdy w niego klikniemy, Gazeta.pl zapłaci za reklamę Google'owi, a ten podzieli się pieniędzmi z typosquatterem. Zjawisko typosquattingu jest bardzo rozpowszechnione. Dla 2000 najpopularniejszych domen w USA istnieje 80 000 żerujących na nich domen. Naukowiec informuje, że np. najwięcej podobnych domen zarejestrowano dla domeny freecreditreport.com. Jest ich aż 742, które żerują na pomyłkach internautów. Kolejne popularne adresy to cartoonnetwork.com (327), youtube.com (320), craiglist.org (318), blogspot.com (276), clubpenguin.com (271) czy wikipedia.com (266). Wśród nich brak np. domeny microsoft.com, co wynika zapewne z faktu, iż koncern z Redmond aktywnie walczy z tym zjawiskiem i wygrał już w sumie 2 miliony dolarów odszkodowania od typosquatterów. Zjawisko typosquattingu jest w Stanach Zjednoczonych nielegalne i parające się nim osoby zapłaciłyby spore grzywny poszkodowanym firmom. Jednak, jak zauważa Edelman, w rzeczywistości sprzedają tym firmom - oczywiście bez ich wiedzy - miejsce reklamowe. Jest to możliwe, gdyż takie miejsca są sprzedawane masowo za pośrednictwem sieci reklamowych, a największą z nich jest google'owskie adsense, które zapewnia typosquatterom 80% przychodów. Edelman stawia sprawę jasno, gdyby nie tolerancja Google'a dla tego zjawiska, typosquatting byłby znacznie mniej rozpowszechniony. Edelman wraz z prawnikami reprezentującymi właścicieli domen złożyli przeciwko Google'owi pozew zbiorowy, oskarżając koncern o pomoc w nielegalnym typosquattingu i naruszanie zarejestrowanych znaków handlowych. Prawniczka Google'a, Maria Moran, uważa, że pozew nie ma podstaw, ponieważ Google jest tylko pośrednikiem zajmującym się dystrybucją reklam. Zauważa też, że Google może usunąć każdą domenę z programu ADF jeśli tylko właściciel znaku handlowego zawiadomi o jego naruszeniu. Profesor Edelman odpowiada, że Google próbuje pomieszać dwie różne ustawy: Anti-cybersquatting Consumer Protection Act i Digital Millenium Copyright Act (DMCA). Ta druga chroni właścicieli witryn przed odpowiedzialnością za umieszczenie na witrynach nielegalnych treści przez użytkowników. Ma ona np. odniesienie do serwisu YouTube. Ta pierwsza natomiast zabrania rejestrowania, używania czy kierowania ruchu na domeny łudząco podobne do zarejestrowanych przez inne podmioty znaków handlowych. Google broni się twierdząc, że nie ma możliwości sprawdzenia, czy dana domena rzeczywiście korzysta z typosquattingu ani do kogo należy. O tym, argumenty której strony przeważą, dowiemy się już w przyszłym miesiącu. Wówczas sąd zadecyduje, czy w ogóle zajmie się pozwem przeciwko Google'owi.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...