Skocz do zawartości
Forum Kopalni Wiedzy

Znajdź zawartość

Wyświetlanie wyników dla tagów 'związek' .



Więcej opcji wyszukiwania

  • Wyszukaj za pomocą tagów

    Wpisz tagi, oddzielając je przecinkami.
  • Wyszukaj przy użyciu nazwy użytkownika

Typ zawartości


Forum

  • Nasza społeczność
    • Sprawy administracyjne i inne
    • Luźne gatki
  • Komentarze do wiadomości
    • Medycyna
    • Technologia
    • Psychologia
    • Zdrowie i uroda
    • Bezpieczeństwo IT
    • Nauki przyrodnicze
    • Astronomia i fizyka
    • Humanistyka
    • Ciekawostki
  • Artykuły
    • Artykuły
  • Inne
    • Wywiady
    • Książki

Szukaj wyników w...

Znajdź wyniki, które zawierają...


Data utworzenia

  • Od tej daty

    Do tej daty


Ostatnia aktualizacja

  • Od tej daty

    Do tej daty


Filtruj po ilości...

Dołączył

  • Od tej daty

    Do tej daty


Grupa podstawowa


Adres URL


Skype


ICQ


Jabber


MSN


AIM


Yahoo


Lokalizacja


Zainteresowania

Znaleziono 34 wyników

  1. Mężczyźni mogą być bardziej skłonni niż kobiety do poświęcania celów osobistych na rzecz związku. Wniosek wypływający z badań dwóch pań (Catherine Mosher z Duke Medical Center oraz Sharon Danoff-Burg z Uniwersytetu w Albany) przeczy obiegowym opiniom. Powszechnie uważa się bowiem, że kobiety bardziej cenią osoby i relacje, a mężczyźni są skoncentrowani na samych sobie i własnych osiągnięciach (Gender Issues). Autorki eksperymentu sprawdzały, czy cechy osobowościowe wpływają na cele życiowe uczniów i studentów. Szczególnie skupiały się na relatywnej ważności romantycznych związków i osiągnięć. W badaniach wzięło udział 237 osób: 80 mężczyzn i 157 kobiet w wieku od 16 do 25 lat. Wszyscy wypełniali kwestionariusze pozwalające określić cele życiowe i typ osobowości. Mosher i Danoff-Burg przeciwstawiły sobie dwie tendencje: 1) do koncentrowania się na sobie i odseparowywania od innych (co wiąże się m.in. z asertywnością, wiarą we własne możliwości, dążeniem do samoochraniania oraz samostanowienia) i 2) do koncentrowania się na innych i związkach (taka postawa zakłada uczestnictwo w życiu grupy, współpracę i tworzenie więzi). Ogólnie rzecz biorąc, kobiety uzyskiwały więcej punktów w pytaniach dotyczących drugiej grupy cech, mężczyźni zaś pierwszej. Wyróżniono 7 celów związanych z osiągnięciami (sprawność fizyczną, podróżowanie, sukces finansowy, posiadanie domu, użyteczność społeczną, karierę zawodową oraz wykształcenie), a także 5 rodzajów związków: romantyczny, małżeństwo, związki z dziećmi, w kręgu przyjaciół oraz więzi rodzinne. Oceniano też, w jakim stopniu badani są skłonni poświęcić cele osobiste na rzecz romantycznego związku. Okazało się, że zarówno dla kobiet, jak i dla mężczyzn bardzo istotne były i osiągnięcia, i intymność w związku. Nieoczekiwanie jednak panowie częściej decydowali się na romantyczną miłość, gdy musieli wybierać między nią a możliwością budowania kariery, kształceniem się i podróżami. Wydaje się też, że mężczyźni czerpią większe wsparcie emocjonalne z relacji z partnerem płci przeciwnej niż przyjaciółmi tej samej płci. Wg autorek studium, dziewczęta z college'u są tak nastawione na pracę nad sobą (zdobywanie wykształcenia i karierę), że trudno im zrezygnować z tego wszystkiego dla uczucia.
  2. Botoks nie jest zwykłym wygładzeniem zmarszczek, wygląda bowiem na to, że zwiększa szanse na udaną randkę czy wygrane zawody sportowe. Osoba, która poddała się takiemu zabiegowi, nie wydaje się jednak bogatsza czy obdarzona lepiej wykształconymi umiejętnościami społecznymi. Zespół Stevena H. Dayana z University of Illinois badał, jak ludzie reagują na ostrzykiwane jadem kiełbasianym twarze. Liczyło się pierwsze wrażenie. Naukowcy posłużyli się zdjęciami wykonanymi przed i po zabiegu. Fotografie losowo podzielono na albumy, przy czym dana osoba mogła się pojawić w każdym z nich tylko raz. Następnie sędziowie opisywali pierwsze wrażenie, jakie odnieśli na widok twarzy. Mieli określić prawdopodobieństwo odniesienia sukcesu w kilku dziedzinach, np. podczas randki, w sporcie, biznesie, związku, a także atrakcyjność czy umiejętności społeczne delikwenta. Okazało się, że botoks poprawiał punktację uzyskiwaną w atrakcyjności, skuteczności randkowania i rywalizacji sportowej, ale już nie w finansach, długoterminowych związkach czy zdolnościach interpersonalnych. Jeśli chcemy skorzystać z usług chirurga w jakimś pozakosmetycznym celu, warto zatem sprawdzić, czy zastrzyki naprawdę pomogą go nam osiągnąć...
  3. Pary, które na początku związku mają wyższy poziom oksytocyny we krwi, pozostają ze sobą dłużej od par z niższym stężeniem hormonu miłości (Psychoneuroendocrinology). Naukowcy z Uniwersytetu Bar-Ilan badali 60 par w wieku dwudziestu kilku lat, które zaczęły się spotykać w ciągu 3 ubiegłych miesięcy. Mierzono u nich poziom oksytocyny i gdy minęło pół roku, ponownie przyglądano się statusowi związku. Okazało się, że osoby z par z wyższym początkowym stężeniem hormonu z większym prawdopodobieństwem nadal ze sobą były, podczas gdy inni zdążyli się rozstać. Jak zauważają Izraelczycy, oksytocyna odgrywa ważną rolę w początkowych etapach romantycznego związku, a przywiązanie do partnera rozwija się zasadniczo podobnie jak przywiązanie matki do dziecka. Psycholodzy dywagują nawet, że sprej z oksytocyną można by wykorzystać w terapii. Na początku studium kobiety i mężczyzn z osobna wypytywano o obawy i nadzieje związane z relacją, a potem - już wspólnie - opowiadali oni o pozytywnych doświadczeniach. Od wszystkich pobrano krew. Pomyślano też o grupie kontrolnej złożonej z 43 singli. Okazało się, że stężenie oksytocyny u ludzi w "świeżych" związkach było średnio prawie 2 razy wyższe niż u samotnych. U par, które były dalej ze sobą po upływie 6 miesięcy, poziom hormonu utrzymywał się na stałym poziomie. Izraelczycy uważają, że stężenie oksytocyny na początkowych etapach związku można potraktować jako wskaźnik jego perspektyw. Autorzy eksperymentu podkreślają, że pary z wyższym poziomem hormonu okazywały sobie w czasie wywiadów więcej uczuć, dotykając się czy utrzymując kontakt wzrokowy. Takie zachowania podwyższają z kolei stężenie oksytocyny i miłosny krąg się zamyka... Ponieważ nie badano poziomu hormonu przed wejściem w związek, nie wiadomo, jaki jest kierunek zależności: czy to miłość nasila jej sekrecję, czy też osoby z wyższym stężeniem hormonu mają silniejszą tendencję do wiązania się i pozostawania w parach.
  4. Susan Quilliam, brytyjska psycholog specjalizująca się w seksuologii i mowie ciała, opublikowała ostatnio na łamach Journal of Family Planning and Reproductive Health Care artykuł, w którym dowodzi, że zalewające półki księgarń i kiosków romanse mają na kobiety większy wpływ niż porady fachowców. Wg niej, niweczy to skuteczność inicjatyw dotyczących planowania rodziny czy tzw. zdrowia reprodukcyjnego (czyli np. chorób przenoszonych drogą płciową). Na współczesne kobiety nadal silnie oddziałuje wizja wyidealizowanej miłości i seksu rodem z romantic fiction. I choć, oczywiście, jest w literaturze miejsce dla tego gatunku prozy, który może dostarczać sporo radości i przyjemności, spoglądanie na świat związków przez różowe okulary niekoniecznie sprzyja paniom. Quilliam podkreśla, że wiele sytuacji, z którymi klinicyści mają do czynienia w swej codziennej pracy, stanowi właśnie pokłosie romansów. Psycholog uważa wręcz, że romantic fiction silniej wpływa na zachowania kobiet niż wysiłki stowarzyszeń na rzecz równouprawnienia czy planowania rodziny. Gatunek ten jest [niestety] nadal zdominowany przez silny trend ucieczkowości, perfekcjonizmu oraz idealizacji. To przeciwieństwo tego, co staramy się promować. Brytyjka wspomina choćby o seksie uprawianym poza konwencją obopólnej zgody. Bohaterki romansów ulegają raczej przebudzeniu pod wpływem działania mężczyzny, co wyklucza kierowanie się przez kobiety własną wolą i pragnieniami. Romanse kreują też nierealistyczną wizję świata. Tutaj kobiety przeżywają wielokrotne orgazmy i przechodzą ciąże bez najmniejszych komplikacji. Quilliam wyjaśnia, że terapeuci podkreślają, że seks i związki mogą być, oczywiście, wspaniałe, ale nigdy idealne. O ile zakochanie stanowi świetną inspirację dla książki, o tyle romans sam w sobie nie jest w stanie unieść ciężarów trwającego całe życie związku. We wcześniejszych wersjach powieści o miłości bohaterkami były dziewice, które dopiero uwiedzione przez mężczyznę odkrywały swój popęd seksualny. W romantic fiction sprzed paru dziesięcioleci próżno szukać samotnych rodziców lub przemocy domowej. Obecnie książki reprezentujące ten gatunek lepiej oddają rzeczywistość - bohaterowie pracują i muszą się rozprawiać z przeciwnościami losu, nadal jednak zaawansowany idealizm powoduje, że w listach miłośniczek romansów, które docierają do prowadzącej kolumnę z poradami Quilliam, często pojawiają się charakterystyczne pytania. Kobiety pozostające w stabilnych związkach piszą np. o pociągu emocjonalnym do innego niż partner mężczyzny. Chcą odejść, nie podejmując w ogóle prób odbudowania relacji, bo w nieidealnym związku wygasła namiętność. Co gorsza romantic fiction często aktywnie zniechęca do używania prezerwatyw. Pani psycholog ujawnia, że przeprowadzone ostatnio badania pokazały, że o korzystaniu z kondomów wspomina się w 1 romansie na 10. Zazwyczaj główna bohaterka odmawia stosunku z prezerwatywą, twierdząc, że nie chce, by między nią a wybrankiem istniały jakiekolwiek bariery. Odnotowano też korelację między częstością czytania romansów a negatywnym nastawieniem do używania kondomów. Z pozoru problem wydaje się błahy, ale jak wylicza Quilliam, w niektórych krajach rozwiniętych romantic fiction stanowi aż ok. 50% sprzedaży książek.
  5. Kupowanie na pokaz jest u mężczyzn napędzane chęcią przeżycia przelotnego romansu. Choć ta strategia działa na kobiety, jednocześnie potrafią one przejrzeć ukryte motywy działania właściciela luksusowych towarów. Zespół psychologów z Rice University, University of Texas-San Antonio (UTSA) i University of Minnesota przeprowadził serię eksperymentów. Wyniki zebrano w artykule pt. "Pawie, porsche i Thorstein Veblen: konsumpcja na pokaz jako system sygnalizacji seksualnej", który ukazał się w piśmie Journal of Personality and Social Psychology. Badania przeprowadzono na ok. 1000 osobach. Badanie sugeruje, że produkty na pokaz, takie jak porsche, mogą u niektórych mężczyzn spełniać tę samą funkcję, co wspaniałe pióra pawia - podkreśla prof. Jill Sundie z UTSA. Paw rozkłada przed potencjalną partnerką ogon, a mężczyzna demonstruje rzucające się w oczy produkty. Nie wszyscy mężczyźni wybierają tę strategię, zachowują się tak panowie zainteresowani krótkotrwałymi związkami seksualnymi. Naukowcy stwierdzili, że dla kobiet mężczyźni nabywający rzucające się w oczy towary luksusowe są bardziej atrakcyjni od mężczyzn kupujących produkt nieluksusowy, ale tylko jako kandydaci do umówienia się na randkę, a nie w roli partnera do poślubienia. Panie wnioskowały z bijących po oczach wydatków, że mężczyźni ci są zainteresowani wyłącznie przelotnym seksem. Kiedy kobiety zastanawiały się nad długoterminowym związkiem, posiadanie sportowego samochodu nie zapewniało korzyści, w porównaniu do posiadania samochodu ekonomicznego. Ludzie sądzą, że możność pochwalenia się rzucającymi się w oczy rzeczami zwiększa ich atrakcyjność jako partnerów w związku, ale w rzeczywistości wielu mężczyzn wysyła kobietom niewłaściwe komunikaty - tłumaczy prof. Daniel Beal z Rice University. Oczywiście kobiety także wydają masę pieniędzy na drogie rzeczy, ale inaczej niż u mężczyzn przewidywanie romansu nie wyzwala u nich rzucających się w oczy zakupów. Obie płcie zachowują się więc podobnie, ale tylko z pozoru, bo kierują nimi zupełnie inne motywy.
  6. Naukowcom z The Scripps Research Institute (TSRI) udało się ukończyć syntezę związku, który może dać początek nowej klasie środków przeciwbólowych. Konolidynę wyizolowano po raz pierwszy w 2004 roku z kory Tabernaemontana divaricata. Roślinę tę wykorzystuje się w tradycyjnej medycynie chińskiej, tajlandzkiej oraz indyjskiej. W artykule, który ukazał się w piśmie Nature Chemistry, naukowcy zdefiniowali chemiczne metody pozyskiwania znaczących ilości rzadkiego produktu naturalnego. Dane z badań na modelu mysim pokazują, że syntetyczna konolidyna jest tak skuteczna pod względem usuwania bólu ostrego i zapalnego jak morfina, wywołując przy tym o wiele mniej (jeśli w ogóle) efektów ubocznych. Morfina powoduje różne skutki uboczne. Niektóre są po prostu nieprzyjemne, inne potencjalnie śmiertelne. Należą do nich mdłości, chroniczne zatwardzenie, uzależnienie czy depresja oddechowa (stłumienie oddychania). W Indiach, Tajlandii i Chinach ekstrakt z liści T. divaricata stosuje się jako środek przeciwzapalny na rany, a korzenie żuje się na ból zęba. Inne części rośliną są wykorzystywane do leczenia chorób skóry oraz nowotworów. Pracami nad syntezą konolidyny, które trwały od 2008 r., kierował prof. Glenn Micalizio. Było to konieczne, ponieważ z rośliny nie dało się pozyskać takich ilości substancji, by badać jej właściwości. W końcu zespół doszedł do 9-etapowej metody pozyskiwania konolidyny; punktem wyjścia była łatwo dostępna pirydyna. Później przyszedł czas na ocenę farmakologiczną. Badania prowadzone na gryzoniach w laboratorium prof. Laury Bohn wykazały, że choć konolidyna wykazuje niskie powinowactwo do receptorów opiatowych, działa niemal tak silnie jak morfina. Nowy syntetyczny związek tłumił ból ostry i pochodzenia zapalnego, pokonywał też łatwo barierę krew-mózg i był obecny w stosunkowo dużych stężeniach we krwi oraz mózgu do 4 godzin po wstrzyknięciu. Zwierzęta zachowywały się normalnie i nie były pobudzone. Bohn ujawnia, że choć wiadomo już trochę o możliwościach sztucznej konolidyny, nadal nie wyjaśniono sposobów jej działania. Po przejrzeniu ponad 50 [konkretnie 55] prawdopodobnych celów komórkowych nadal nie rozszyfrowaliśmy podstawowego mechanizmu. Brak efektów ubocznych stanowi, wg Amerykanów, obosieczny miecz. Brak skutków ubocznych czyni z konolidyny świetną kandydatkę do rozwijania, z drugiej jednak strony skutki uboczne mogłyby coś powiedzieć o działaniu związku na poziomie molekularnym. Syntetyczna konoidyna nie działa na żadne receptory związane z opiatami, a także na receptory głównych neuroprzekaźników.
  7. W Wielkiej Brytanii podsumowano wyniki wieloletnich badań, podczas których ludzie w wieku 10-15 lat, pochodzący z 40 000 gospodarstw domowych odpowiadali na pytania dotyczące poczucia szczęścia. Badania wykazały, że na dziecko bardziej wpływa to, czy matka jest szczęśliwa w związku, niż czy jest szczęśliwy ojciec. Dzieci z 60% badanych rodzin stwierdziły, że są „całkowicie zadowolone" ze swojej sytuacji rodzinnej. Jednak w przypadku tych rodzin, gdzie matka była niezadowolona ze związku tylko 55% dzieci było „całkowicie zadowolonych". Tymczasem tam, gdzie, gdzie matka odpowiadała, że jest „całkowicie zadowolona" ze związku ze swoim partnerem aż 73% dzieci informowało, że są „całkowicie zadowolone". Naukowcy sprawdzali też czy istnieją różnice pomiędzy małżeństwami a związkami nieformalnymi oraz badali interakcje między rodzicami a dziećmi. Okazało się, że najszczęśliwsze są te dzieci, które mieszkają z obojgiem rodziców, nie mają młodszego rodzeństwa, nie kłócą się regularnie z rodzicami, w rodzinach których je się wspólnie co najmniej trzy kolacje w tygodniu oraz w których matka jest zadowolona ze swoich relacji z partnerem. Doktor Maria Iacovou komentuje: wyniki te pokazują, że najważniejsze są relacje w rodzinie oraz szczęście rodziców. W przeciwieństwie do potocznego poglądu, zgodnie z którym dzieci są zainteresowane tylko grami wideo i oglądaniem telewizji odkryliśmy, że są najbardziej szczęśliwe, gdy mają dobre stosunki z rodzicami i rodzeństwem. Posiadanie starszego rodzeństwa nie wpływa na poczucie szczęścia, ale młodsze rodzeństwo obniża poziom satysfakcji z życia. I jest on tym niższy im więcej młodszych dzieci w rodzinie. Najważniejsze pozostają jednak relacje z rodzicami. Na przykład tylko 28% dzieci, które kłócą się z rodzicami częściej niż raz w tygodniu i nie omawiają z nimi ważnych spraw, jest szczęśliwych. Badania były prowadzone przez naukowców z Understanding Society.
  8. Mężczyźni nastawieni na krótkotrwały romans w większym stopniu przyglądają się ciału kobiety niż panowie myślący od długoterminowym związku. Spotykając kobietę, ci ostatni skupiają się raczej na jej twarzy (Evolution and Human Behavior). Jaime Confer, studentka z Uniwersytetu Teksańskiego w Austin, uważa, że opisane wyżej zachowanie można wytłumaczyć ewolucją. Mężczyzna, który pragnie przelotnej miłostki, nieświadomie poszukuje oznak obecnego stanu płodności - określa fazę cyklu i sprawdza, czy kandydatka nie jest przypadkiem w ciąży - dlatego spogląda na okolice talii oraz bioder i "wylicza" stosunek ich obwodów. Jeśli jednak zależy mu na długotrwałym związku, spojrzy na twarz, starając się odczytać z niej reprodukcyjną przyszłość potencjalnej partnerki (to po niej widać, ile kobieta może mieć lat i czy cieszy się dobrym zdrowiem). Jeśli ma sporo zmarszczek, może to oznaczać, że w ubiegłych latach kilkakrotnie rodziła. Zespół Confer zebrał grupę 192 mężczyzn i 183 kobiet. Wszyscy byli studentami. Badani mieli wyobrazić sobie stworzenie krótko- lub długoterminowego heteroseksualnego związku. Po wydaniu instrukcji dawano im zamaskowany model kandydata/kandydatki na randkę. Twarz i ciało w ubraniu zakrywały dwa pudełka. Należało wybrać, które z pudełek zostanie zdjęte. Sześćdziesiąt jeden procent mężczyzn i 69% kobiet chciało ujrzeć twarz, lecz w podgrupie męskiej zaprogramowanej na krótki związek zainteresowanie fizjonomią znacznie spadło; tutaj aż 52% studentów wolało przyjrzeć się ciału. Gdyby panowie wybierali na chybił trafił, szanse, że wskażą na kobiece ciało, powinny w tej sytuacji wynosić 39,5%. Na tej samej zasadzie mężczyźni rozmyślający o długotrwałej relacji w 55% powinni chcieć zobaczyć twarz (wtedy o wyborze decydowałby los), a w rzeczywistości taką opcję wybrało 68% ochotników. Bez względu na rodzaj relacji kobiety zawsze wolały odsłonić twarz modela. Carson opowiada, że w przyszłości będą prowadzone eksperymenty wykorzystujące bardziej realistyczne scenariusze. Wtedy zapewne okaże się, jakimi wskazówkami ludzie się kierują i czy w grę wchodzi atrakcyjność, czy coś zupełnie innego.
  9. Związki chemiczne występujące w jałowcu wirginijskim (Juniperus virginiana), drzewie iglastym o niewielkiej wartości ekonomicznej, wycinanym przez rolników, którzy obawiają się zniszczenia swoich pól, przydadzą się w zwalczaniu opornych na metycylinę szczepów gronkowca złocistego (ang. methicillin-resistant Staphylococcus aureus, MRSA). Chciałem znaleźć zastosowanie dla gatunku drzewa uznawanego za utrapienie [a nawet chwast]. To odkrycie może pomóc ludziom zwalczyć bakterie, a także zapewnić rolnikom kolejną zarabiającą na siebie roślinę uprawną – cieszy się prof. Chung-Ho Lin z University of Missouri. MRSA to ewoluująca bakteria, oporna na gros leków. U większości ludzi infekcja ogranicza się do skóry. Jeśli jednak rozprzestrzeni się na narządy wewnętrzne, może powodować, zwłaszcza u pacjentów z osłabionym układem odpornościowym, zespół wstrząsu toksycznego i zapalenie płuc. Częstość chorób wywoływanych przez MRSA rośnie na całym świecie. Jałowiec wirginijski występuje na dużym obszarze USA, w samym stanie Missouri doliczono się 500 mln okazów. Trudno mówić o wielu zastosowaniach, gdyż z jego drewna wyrabia się ołówki, fajki i laski, poza tym bierwiona trafiają też do wędzarni. Lin, prof. George Stewart i dr Brian Thompson oparli się na wcześniejszych wynikach studiów nt. antybakteryjnego potencjału tego gatunku jałowca. Naukowcy wyizolowali i przetestowali 17 bioaktywnych składników. Planują zbadać kolejne. Akademicy zauważyli, że na MRSA działały stosunkowo niewielkie stężenia pewnego związku występującego w J. virginiana (rzędu 5 mikrogramów na mililitr). Zespół badał skuteczność roślinnej substancji w odniesieniu do różnych rodzajów metycylinoopornych gronkowców. Wstępne wyniki były obiecujące. Odkryliśmy ten związek w igłach jałowca, bogatym i odnawialnym materiale, który można zbierać co rok. Ponieważ wyizolowaliśmy go z igieł, nie trzeba ścinać drzew – zaznacza Thompson. Poza zwalczaniem MRSA, niektóre z analizowanych jałowcowych związków zabijały komórki nowotworowe w skórze myszy. Wiele wskazuje na to, że mogą też one znaleźć zastosowanie jako specyfik do smarowania na trądzik.
  10. Dla większości kobiet wybór jest prosty. Zapytane, co wolą: seks czy wypad na zakupy po nowe ubrania, decydują się na... to drugie. Kiedy wśród Amerykanek przeprowadzono sondaż, okazało się, że mogłyby zrezygnować ze współżycia średnio na 15 miesięcy, a ekstremistki zgodziłyby się nawet na 3-letnią abstynencję, byle tylko całkowicie wymienić garderobę. Badanie objęło 1000 pań z 10 miast USA. Sześćdziesiąt jeden procent ankietowanych twierdziło, że utrata ulubionego ciucha byłaby gorsza od nieuprawiania seksu przez miesiąc. Niektórzy ludzie mawiają, że ubranie stwarza człowieka, ale właściwy strój może go nawet odmienić — twierdzi projektant mody i stylista Carson Kressley. Sondaż wykazał ponadto, iż ulubione rzeczy są trwalsze od związków z innymi ludźmi. Okazało się bowiem, że przeciętna kobieta w wieku od 18 do 54 lat trzyma superciuch w swojej szafie przez 12,5 roku, czyli o rok dłużej, niż trwał najdłuższy w jej życiu związek. Siedemdziesiąt procent zakochało się od pierwszego wejrzenia w sklepie w jakiejś części garderoby, a jeśli chodzi o mężczyznę, zdarzyło się to tylko 54 proc. respondentek. Prawie połowa pań podpytywanych przez Unilever (48%) uważała, że w zakresie dawania pewności siebie i poczucia bycia seksowną na ulubionym ciuchu można polegać bardziej niż na partnerze.
  11. Psychologowie ze szwajcarskiego Uniwersytetu w Bazylei i amerykańskiego Indiana University przeprowadzili badania, z których wynika, że małżeństwa z długim stażem wiedzą o sobie mniej, niż pary ze stażem krótszym. W eksperymencie wzięło udział 58 par w wieku 19-32 lat, które były razem średnio 25 miesięcy oraz 20 par wieku 62-78 lat, których średnia długość wspólnego życia wynosiła 41 lat. Wszystkie pary pochodziły z Berlina. Uczestników eksperymentu poproszono, by - na podstawie 40 przepisów i zdjęć - określili swoje preferencje dotyczące żywności, mieli też zdradzić preferencje kinowe na podstawie 40 tytułów DVD oraz wybrać ulubione wystroje kuchni spośród 38 dostępnych. Każdy obiekt mieli ocenić w skali od 1 (w ogóle mi się nie podoba) do 4 (bardzo mi się podoba). Później musieli powiedzieć, jakie są preferencje ich partnerów. Okazało się, że w przypadku par z krótszym stażem preferencje partnerów właściwie zostały określone w 47%, a u par z dłuższym stażem - w 40%. Największy rozdźwięk był w przypadku wyboru ulubionych dań. Naukowcy sądzą, że do takich wyników mógł przyczynić się fakt, że pary znające się dłużej uważają swój związek za trwały, sądzą, że wiedzą o partnerze niemal wszystko lub też z czasem zwracają na partnera mniejszą uwagę. Mogą też uważać partnera za podobnego do siebie. W przypadku związków krótszych, partnerzy mają większą motywację by się o sobie dowiadywać nowych rzeczy. Zauważono, że ludzie pozostający w dłuższych związkach wykazywali zbyt dużą pewność co do tego, że dobrze znają swojego partnera. Ponadto ludzie, którzy lepiej określali preferencje partnerów rzeczywiście pozostawali w związkach, w których oboje byli bardziej do siebie podobni, niż tam, gdzie słabiej określano preferencje. Krytycy takich badań twierdzą, że starsze pary mogą po prostu należeć do generacji, która nie widziała potrzeby dowiadywania się o partnerze możliwie najwięcej. Ponadto niewykluczone, że gdy związek jest długotrwały partnerzy, by go umocnić, starają się dostosowywać do siebie, przekazując w ten sposób nie do końca prawdziwe informacje. Niezależnie od uzyskanych wyników, pary pozostające w dłuższych związkach są z nich bardziej zadowolone, niż osoby, które żyją ze sobą krócej.
  12. Czemu cętki na ciele lamparta mają kształt rozety lub pierścienia, a tygrysy pokrywają pasy? Rudyard Kipling sugerował, że umaszczenie lampartów jest dopasowane do ich środowiska, w którym pełno drzew, krzaków i nieregularnych cieni (pisarz wyłożył swoją teorię w książce pt. "Takie sobie bajeczki", a konkretnie w opowiadaniu "Jak lampart dostał plam na skórze"). Choć może to przypominać dywagacje na temat pasów zebry, naukowcy z Uniwersytetu Bristolskiego zastanowili się, czy w historii tej można tkwić ziarnko prawdy. Biolodzy analizowali wzory pokrywające skórę 35 gatunków dzikich kotów. Do klasyfikacji zdjęć znalezionych w Internecie zastosowali wzory matematyczne. Okazało się, że koty żyjące w gęsto porośniętych habitatach i aktywne przy niewielkim natężeniu oświetlenia najczęściej mają wzory, przeważnie nieregularne i skomplikowane. Oznacza to, że pojawiały się one w toku ewolucji, by pomagać w kamuflowaniu. Wzór jest zależny od samego habitatu, ale i od sposobu jego wykorzystania – jeśli zwierzę porusza się po nim głównie nocą lub w koronach drzew, a nie po powierzchni ziemi, wzór będzie nieregularnie nakrapiany i skomplikowany – tłumaczy szef ekipy dr William Allen. Analiza w kontekście historycznym ujawniła, że wzorce mogą pojawiać się i znikać stosunkowo szybko. Brytyjczycy wyjaśnili, czemu powszechna jest czarna, tzw. melanistyczna, forma lamparta (zwana inaczej czarną panterą), a nie występują czarne gepardy. W odróżnieniu od gepardów, lamparty żyją bowiem w wielu środowiskach; zamieszkują w licznych podgatunkach największy obszar spośród wszystkich znanych kotów. Kilka nisz sprawia, że poszczególne osobniki rozwijają nietypowy wzorzec umaszczenia, który z czasem stabilizuje się w obrębie populacji. Akademicy z Bristolu potwierdzili, że istnieje związek między habitatem a umaszczeniem, opisują też jednak kilka wyjątków od tej reguły. Jednym z nich są gepardy, które występują głównie na otwartej przestrzeni, a są pokryte cętkami. Dla przeciwwagi zespół wymienia też kota kusego (Prionailurus planiceps) i badię (Pardofelis badia), które mimo wyraźnej preferencji do lasów są z kolei jednolicie ubarwione. Spośród 35 zbadanych gatunków tylko tygrys zawsze miał pionowe pasy. Wzorzec ten zapewnia świetny kamuflaż, nie wiadomo więc, czemu nie rozpowszechnił się wśród innych kotów i ssaków. Jak zapewnia Allen, nowa metoda analizowania umaszczenia zostanie zastosowana także w odniesieniu do innych grup zwierząt. Co prawda nie udało się wyjaśnić mechanizmu rozwoju umaszczenia dzikich kotów, ale doktor uważa, że w grę wchodzą najprawdopodobniej mechanizmy genetyczne. Kiedy umieścimy wzór kota na drzewie filogenetycznym kotowatych, okaże się, że rodzaje umaszczenia często pojawiały się i znikały w rodzinie Felidae – sugeruje to, że być może szczególny mechanizm genetyczny rozwiązałby kwestię różnych wyglądów. Zespół z Bristolu odrzuca promowaną wcześniej koncepcję, że wzory umaszczenia kotów służą wabieniu przedstawicieli płci przeciwnej. Gdyby w grę wchodził taki motyw, należałoby oczekiwać różnych wzorów u samców i samic, a tak nie jest. Innym pomysłem było, iż umaszczenie kotów spełnia funkcję sygnalizacyjną, lecz i tego nie potwierdzamy, gdyż rodzaj wzoru nie ma związku z ich modelem życia społecznego.
  13. Na szczęśliwszych etapach związku silniej dopasowujemy wzajemnie swój sposób wypowiadania się niż w momentach kryzysowych (Journal of Personality and Social Psychology). Kiedy ludzie zaczynają rozmowę, w ciągu paru sekund upodobniają swój sposób wypowiadania się. To samo ma miejsce podczas czytania książki albo oglądania filmu. Gdy wyświetlane są końcowe napisy, orientujemy się, że mówimy [...] jak najważniejsi bohaterowie – tłumaczy prof. James Pennebaker z Uniwersytetu Teksańskiego w Austin. Zjawisko to nosi nazwę dopasowania stylu językowego (ang. language style matching, LSM). Początkowo Pennebaker i Molly E. Ireland analizowali język ok. 2000 studentów. Pisali oni eseje na zadany temat, przy czym polecenie formułowano na różne sposoby. Jeśli pytanie było rzeczowe i suche, ludzie reagowali w dokładnie ten sam sposób. Gdy eksperymentatorzy wykorzystywali stereotyp tzw. Valley girl (in. Val, Val Gal) i żargon wywodzący się z Los Angeles lat 80. ubiegłego wieku, w wypowiedziach studentów pojawiły się kolokwializmy i wtręty w rodzaju "sorta" czy "kinda". Para badaczy analizowała też język znanych pisarzy. Pod lupę wzięto m.in. Zygmunta Freuda i Carla Junga, którzy pisali do siebie listy raz na tydzień przez 7 lat. Psycholodzy wykorzystali statystyki dopasowania stylu i dzięki temu potrafili rozrysować przebieg burzliwej relacji obu panów. Jak wiadomo, zaczęła się ona od podziwu, a skończyła wzajemną pogardą. Ireland i Pennebaker uwzględniali m.in. zaimki i przyimki. Podobny wybieg zastosowano w odniesieniu do poezji tworzonej przez dwa artystyczne małżeństwa: Elizabeth Barrett i Roberta Browninga (epoka wiktoriańska) oraz Sylvię Plath i Teda Hughesa (XX w.). Okazało się, że także tutaj język oddawał temperaturę związku. Większe dopasowanie stylu występowało na szczęśliwszych etapach pożycia. Synchronia spadała w miarę zbliżania się do końca związku – podkreśla Ireland. Odnotowano też różnice w dopasowaniu stylu dwóch par artystów. Nawet w najlepszym okresie małżeństwa Hughes i Plath upodobniali się mniejszym stopniu niż państwo Browningowie w najgorszym swoim okresie (ten drugi związek zawsze uchodził jednak za bardziej harmonijny). Amerykański zespół zamierza ustalić, czy dopasowanie stylu językowego w czasie codziennych rozmów stanowi dobry prognostyk początku i końca relacji. Zjawisko to można by potencjalnie wykorzystać w ustalaniu zgodności w parach tworzonych zarówno na gruncie oficjalnym, np. biznesowych, jak i w życiu prywatnym. Przypomnijmy, że nieświadomie przejmujemy nie tylko tempo artykulacji czy modulację głosu, ale i obcy akcent rozmówcy.
  14. Psycholodzy ewolucyjni badający reakcje mężczyzn na kobiety noszące wysokie obcasy i idące w płaskim obuwiu odkryli, że panowie nie są w stanie stwierdzić, która z kobiecych sylwetek paraduje w szpilkach. Badanie dotyczące sygnałów wysyłanych przez kobiety przemieszczające się na obcasach i bez stanowi część szerszego studium dotyczącego właściwości pociągających dla obojga płci ruchów, np. chodzenia lub tańca. Tym razem zespół doktora Nicka Neave'a skupił się na kobietach w wieku od 18 do 35 lat. Kiedy mężczyźni przyglądali się ich sylwetkom, uchwyconym dzięki trójwymiarowej technologii rejestrowania ruchu, nie potrafili powiedzieć, które awatary noszą buty na wysokim obcasie. Brytyjczycy dociekają, czy zmiany w postawie ciała spowodowane przez szpilki, np. złudzenie dłuższych nóg, przechylenie tułowia i uwydatnienie pośladków, wiążą się z wysyłaniem sygnałów oddziałujących na mężczyzn. Neave podkreśla, że stworzenie związku i posiadanie dzieci to jedne z najważniejszych życiowo decyzji. Choć nie da się zaprzeczyć, że rola ruchów i sygnałów wskazujących na atrakcyjność jest bardzo ważna, nauka nie wie o nich za dużo. Do kolejnych etapów eksperymentu akademicy z Northumbria University poszukują heteroseksualnych mężczyzn w wieku 50 lat i starszych oraz homoseksualnych w wieku 18-40 lat. Będą oni sfilmowani za pomocą kamery 3D, a oprogramowanie przetworzy ich postaci na awatary. Psycholodzy zamierzają ustalić, czy obserwator potrafi odróżnić młodszych i starszych panów po sposobie tańczenia. W miarę starzenia ludzie stają się wolniejsi i mniej giętcy, ale my przyglądamy się mężczyznom, którzy nie mają problemów z poruszaniem i są dość zdrowi i aktywni. Oceniamy męskie ruchy w kategoriach informacyjności sygnałów. Podejrzewamy, że ruchy bez zafałszowań sygnalizują wiek, stan zdrowia, osobowość i status hormonalny.
  15. Znajdując partnera, ponosimy pewne koszty. Nie chodzi o wydatki natury pieniężnej czy energetycznej, lecz o utratę dwóch bliskich przyjaciół. Jednego zastępuje ukochany/ukochana, a drugi nie wytrzymuje zbyt długiego ignorowania – twierdzą naukowcy z Uniwersytetu Oksfordzkiego. Psycholodzy wyjaśniają, że u wszystkich można wyróżnić kilka poziomów intymności, a w wewnętrznym kręgu ludzie mają ok. 5 przyjaciół. To ta grupa poniesie straty, gdy w czyimś życiu pojawi się druga połówka. Właśnie wykazaliśmy, że jeśli ludzie pozostają w romantycznym związku, kosztuje ich to dwóch przyjaciół. [...] Zamiast mieć w wewnętrznym kręgu intymności ok. 5 standardowych przyjaciół, mogą się "pochwalić" tylko czterema. To dla nas nieco zaskakujące – przekonuje szef zespołu badawczego prof. Robin Dunbar. Twórca teorii, że ludzki mózg może zapamiętać tylko 150 znaczących związków, uważa, że opisane zjawisko da się wyjaśnić emocjonalnym zaangażowaniem w nową relację. Ludzie nie mają kiedy widywać się z dawnymi przyjaciółmi, dlatego związki te zaczynają się rozpadać i dzieje się to zaskakująco szybko. W brytyjskim studium wzięło udział 100 kobiet i mężczyzn w wieku od 18 do 60 lat. Chętni wypełniali internetowy kwestionariusz, odpowiadając na pytania dotyczące miłości i przyjaciół. Okazało się, że choć kobiety były bardziej aktywne społecznie, wkraczając w nowy związek, obie płci traciły tyle samo bliskich osób.
  16. Ludzie, którzy mają w domu dostęp do Internetu, z większym prawdopodobieństwem pozostają w związkach. Wg autorów studium, dzieje się tak, ponieważ randkowanie online stało się obecnie wyjątkowo skutecznym sposobem znajdowania swojej drugiej połówki. Zespół profesora Michaela J. Rosenfelda, socjologa z Uniwersytetu Stanforda, przeprowadził wywiady z 4002 dorosłymi, z których 3009 pozostawało w związku. Okazało się, że w grupie z domowym dostępem do Sieci żonę/męża bądź stałego partnera/partnerkę miało 82,2% ankietowanych, podczas gdy wśród przedstawicieli grupy pozbawionej możliwości korzystania z Internetu w domowych pieleszach odsetek ten spadał do 62,8%. Amerykanie prorokują, że w obliczu rosnącej popularności online'owych portali randkowych i czatów wkrótce Sieć wyprze przedstawianie przez przyjaciół jako najpowszechniejszą metodę poznawania przyszłych długoterminowych partnerów (byłaby to pierwsza detronizacja znajomych od lat 40. ubiegłego wieku). Rosenfeld podkreśla, że wyniki badań jego ekipy przeczą teorii, że Internet odciąga ludzi od wchodzenia w relacje w prawdziwym życiu. Socjolodzy zauważyli, że randki w Sieci były szczególnie popularne w grupach, które tradycyjnie mają spory problem ze znalezieniem odpowiedniej osoby. Wspominali choćby o rozwiedzionych ludziach w średnim wieku. Profesor podkreśla, że Internet nie jest po prostu skuteczniejszym sposobem podtrzymywania więzi w już istniejących sieciach społecznych. Staje się on nowym rodzajem pośrednika, który niekiedy zmienia nawet preferowany rodzaj związku i partnera.
  17. Złożone zapachy sprawiają, że czujemy się bardziej syci. To ważna wskazówka dla wszystkich, którzy dbają o linię (Chemical Senses). Zespół Rianne Ruijschop z Nizo Food Research w Ede dodał do kubków ze słodzonym jogurtem truskawkowym dwa różne zapachy: pierwszy składał się z jednej tylko substancji, drugi z 15 związków. Niewytrenowanym nosom wonie wydawały się identyczne, ale wg wszystkich 41 badanych, jogurt ze złożonym zapachem był bardziej sycący. Eksperymenty na większej próbie wykazały jednak, że ludzie zjadali podobne ilości obu produktów. Psycholodzy podkreślają, że tak naprawdę o niczym to nie świadczy, ponieważ niektórym ludziom zdarza się jeść dalej po zaspokojeniu głodu i dość często zjawisko to uznaje się za przyczynę otyłości. Sama Ruijschop zaznacza, że zapach jest jednym z wielu czynników wpływających na uczucie sytości, dlatego w przyszłości zamierza eksperymentować z konsystencją. W badaniu Holendrów wzięły udział młode i zdrowe osoby z prawidłową masą ciała. Ich reakcjom przyglądano się w warunkach eksperymentalnych dwojakiego rodzaju: 1) podczas swobodnego jedzenia oraz 2) wspomagania olfaktometrem. Za każdym razem produkt o złożonym zapachu wzmagał uczucie sytości, przy czym przy swobodnej konsumpcji postrzegana sytość wzrastała po 10-15 min od zakończenia jedzenia.
  18. Naukowcy z Instytutu Psychiatrii Królewskiego College'u Londyńskiego i Karolinska Institutet w Sztokholmie po raz pierwszy wykazali, że istnieje związek między wyjątkowymi uzdolnieniami intelektualnymi a zaburzeniem afektywnym dwubiegunowym, zwanym również psychozą maniakalno-depresyjną. Przekonaniu temu wielokrotnie dawno wyraz na przestrzeni dziejów - szaleństwo z geniuszem łączyli m.in. starożytni myśliciele Arystoteles, Platon czy Sokrates – ale dotąd nauka nie zdołała stwierdzić, czy tak jest naprawdę. Odkryliśmy, że uzyskiwanie najlepszej oceny wiąże się z podwyższonym ryzykiem psychozy maniakalno-depresyjnej. Dotyczy to zwłaszcza nauk humanistycznych, w mniejszym zaś stopniu dziedzin ścisłych. Szczególnie silny związek stwierdzono w przypadku celującej oceny ze szwedzkiego lub muzyki, co wspiera wyniki wcześniejszych badań, wskazujące na współwystępowanie uzdolnień językowych oraz kreatywności muzycznej z zaburzeniem afektywnym dwubiegunowym- wyjaśnia dr James MacCabe. W grę wchodzi kilka rozmaitych wyjaśnień tego zjawiska. Po pierwsze, ludzie w stanie hipomanii (w okresie łagodnej manii/umiarkowanie podwyższonego nastroju) często bywają dowcipni i twórczy, wymyślając niespotykane rozwiązania, zastosowania przedmiotów itp. Po drugie, przejawiają też niezwykle silne reakcje emocjonalne, co bez wątpienia przydaje się w sztuce, literaturze czy muzyce. Po trzecie, osoba doświadczająca hipomanii jest bardzo wytrzymała, dzięki czemu może przez bardzo długi czas koncentrować się na zadaniu. Wspomaga ją przy tym zmniejszone zapotrzebowanie na sen. Szwedzi i Brytyjczycy tłumaczą, że uczniowie, u których widoczne są opisane style poznawcze, są w stanie zdobyć lepsze stopnie z wymienionych wyżej przedmiotów, ale jednocześnie predysponuje ich to do zachorowania na późniejszych etapach życia na psychozę maniakalno-depresyjną. Badacze wykorzystali dane z obowiązkowych egzaminów rocznych, zdawanych przez szwedzkich 15-16-latków w latach 1988-1997. Noty porównano z wypisami ze szpitali. Wszystko po to, by skojarzyć osiągnięcia szkolne z przyjęciami na oddział ze zdiagnozowanym w wieku 17-31 lat zaburzeniem afektywnym dwubiegunowym. Uwzględniono 713.876 osób. Okazało się, że w porównaniu do uczniów przeciętnych, ci z wybitnymi osiągnięciami szkolnymi jako dorośli niemal 4-krotnie częściej zapadali na zaburzenie maniakalno-depresyjne. Związek ten pozostawał zauważalny nawet po uwzględnieniu innych potencjalnie istotnych czynników, w tym wykształcenia rodziców i statusu socjoekonomicznego. Był on silniejszy w przypadku mężczyzn niż kobiet, ale kwestia ta wymaga jeszcze głębszego zbadania. Co ciekawe, uczniowie z najsłabszymi ocenami również byli bardziej zagrożeni psychozą od swych przeciętnych kolegów i koleżanek. W ich przypadku ryzyko zachorowania wzrastało ok. 2-krotnie. Psycholodzy uważają, że pewni ludzie, zwłaszcza z widocznymi objawami depresyjnymi – chodzi, oczywiście, o tych, którzy ostatecznie zapadają na cyklofrenię - mogą przejawiać style funkcjonowania poznawczego upośledzające ich osiągnięcia szkolne. Zaburzenia zachowania, zażywanie substancji psychoaktywnych i obniżony nastrój zwyczajnie przeszkadzają im w nauce.
  19. Mając do wyboru singla i mężczyznę pozostającego już z kimś w związku, samotne kobiety wolą tego drugiego. Potwierdza to podejrzenia zazdrosnych partnerek, które wietrzą czające się gdzieś za rogiem niebezpieczeństwo (Journal of Experimental Social Psychology). Melissa Burkley i Jessica Parker z Uniwersytetu Stanowego Oklahomy zwerbowały do udziału w eksperymencie 184 heteroseksualnych studentów. Powiedziano im, że program komputerowy wyszuka dla nich idealną drugą połówkę. Połowa ochotników była singlami, a połowa żyła w związkach, dodatkowo wyrównano liczbę kobiet i mężczyzn w grupach. Każdemu badanemu przedstawiono kandydata dostosowanego do jego potrzeb, marzeń i wymagań. Wszystkim kobietom pokazano zdjęcie tego samego mężczyzny, a wszystkim panom fotografię tej samej kobiety. Niektórych uczestników studium poinformowano, że kandydat jest samotny, a resztę przekonano, że jest zajęty. Wszystkie zmienne były identyczne, z wyjątkiem tego, czy idealny partner/partnerka zaangażował się już romantycznie, czy nie – wyjaśnia Burkley. Najciekawsze wyniki uzyskano w przypadku singielek. Kiedy zaprezentowano im samotnego mężczyznę, związać się z nim chciało 59% z nich. Gdy jednak temu samemu człowiekowi przyczepiano etykietę żonaty/zajęty, odsetek zainteresowanych szybował aż do 90%. Mężczyznom podobała się wizja zdobycia nowej kobiety, nie zaprzątali sobie przy tym głowy rozważaniami, czy jest wolna, czy ma partnera. Związane z kimś kobiety wykazywały najsłabsze zainteresowanie poszukiwaniem kogokolwiek, nieco silniej pociągali je jednak wolni panowie. Amerykanki uważają, że singielki wnioskują, że mężczyźni "sparowani" zostali już wstępnie przesiani i przetestowani przez inne kobiety. Okazali się dobrymi partnerami, podczas gdy jakość pozostałych nie jest jeszcze znana. Burkley wspomina, że podobnie jak kobiety zachowują się samice ryb i ptaków. W przyszłych badaniach panie psycholog zamierzają przetestować wszelkie hipotezy wyjaśniające zachowanie singielek, nie tylko wspomnianą wyżej. Niewykluczone, że w grę wchodzi wpajana dziewczynkom urodzonym w rejonach wpływów kultury zachodniej idea współzawodnictwa. W takich okolicznościach odbicie rywalce partnera byłoby sposobem na podbudowanie samooceny.
  20. Kluczem do zadowolenia z długoterminowych związków w późniejszym życiu jest unikanie szaleństw pierwszej nastoletniej miłości. Wg doktora Malcolma Brynina, socjologa z Uniwersytetu w Essex, w innym wypadku w zestawieniu z uniesieniami związanymi z pierwszym partnerem wszystko jawi się jako zbyt blade i wybrakowane. Wydaje się, że sekretem długotrwałego szczęścia w relacji z drugą osobą jest pomijanie pierwszego związku. W idealnym świecie obudzilibyśmy się po prostu u boku "docelowego" kochanka. Jeśli ktoś się bardzo angażuje w pierwszą relację i pozwala, by uczucie to stało się punktem odniesienia przy ocenie dynamiki późniejszych związków, większość zauroczeń dorosłego życia okaże się nudna i rozczarowująca. Tego typu stwierdzenia padają w książce Odmieniające związki (Changing Relationships), w której Brynin zgromadził teksty opisujące wyniki najnowszych badań czołowych brytyjskich socjologów. Akademik z Essex uważa, że najszczęśliwsze są osoby, które podchodzą do miłości z lekkim dystansem, mają realistyczne oczekiwania i nie próbują odtwarzać doświadczeń z najwcześniejszej młodości. Najgorzej, gdy delikwent próbuje uzyskać wszystko, czego potrzebuje do szczęścia, właśnie z relacji z jednym człowiekiem, spodziewając się jednocześnie uczuć o podobnej skali i intensywności, co w wieku np. 16 lat. Nie wszyscy specjaliści zgadzają się jednak z tezami Brynina. Profesor Helen Fisher, antropolog z Rutgers University, od dawna powtarza, że poszukiwanie świeżości nastoletniego podejścia i próby podtrzymywania dawnej namiętności mogą tylko umocnić związek. Stąd dowody na istnienie pierwotnego uczucia po ponad 20 latach małżeństwa. Nieco inaczej też trzeba traktować pary, w przypadku których "obiekt" pierwszego uczucia staje się wybrankiem na całe życie.
  21. Od wielu lat badania pokazują jednoznacznie, że rozwód jest dla organizmu człowieka jedną z najbardziej szkodliwych sytuacji życiowych. Czy jednak wzięcie kolejnego ślubu rekompensuje poniesiony uszczerbek na zdrowiu? Sprawę postanowili zbadać naukowcy z Uniwersytetu Chicagowskiego oraz Uniwersytetu Johnsa Hopkinsa. Autorzy studium przebadali życiorysy oraz historię chorób 8652 osób w wieku od 51 do 61 lat. Celem studium było przede wszystkim zbadanie, jaki wpływ ma zmiana stanu cywilnego na częstotliwość wystepowania pospolitych chorób przewlekłych oraz schorzeń związanych z osłabieniem zdolności do poruszania się. Co udało się odkryć na podstawie zebranych informacji? Oto najważniejsze ustalenia: - najkorzystniej jest wziąć w życiu jeden ślub i trwać w jednym związku małżeńskim przez cały czas - osoby, które utraciły małżonka w wyniku rozwodu lub jego śmierci, cierpiały na choroby przewlekłe (głównie choroby serca, cukrzycę oraz nowotwory) o 20% częściej od osób zamężnych lub żonatych; o 23% wzrastała w tej grupie częstotliwość występowania utrudnień w poruszaniu się - spędzenie całego życia w stanie wolnym wiąże się ze wzrostem ryzyka częściowego lub pełnego inwalidztwa o 12% oraz prawdopodobieństwa zespołów depresyjnych o 13%, lecz nie wpływa negatywnie na częstotliwość występowania chorób przewlekłych - wzięcie kolejnego ślubu po uprzednim rozwodzie wiąże się z częściową poprawą zdrowia utraconego po rozstaniu; ryzyko chorób przewlekłych wzrastało w tej grupie o 12%, zaś ryzyko ograniczeń w poruszaniu się - o 19%. Jak widać, wejście w nowy związek pomaga podratować utracone zdrowie, lecz powrót do kondycji sprzed rozwodu może się okazać niemożliwy. To kolejny dowód na to, jak bardzo niszczycielskie działanie na ludzki organizm może mieć stres wywołany niepowodzeniami w życiu osobistym.
  22. Analizując intensywność uśmiechu ludzi na zdjęciach, można przewidzieć losy ich przyszłych związków – to, czy ktoś się rozwiedzie, czy uda się mu się zbudować szczęśliwą i trwałą relację. Badacze z DePauw University dowodzą, że reguła ta sprawdza się już w odniesieniu do fotografii 5-letnich dzieci (Motivation and Emotion). Amerykanie poprosili ok. 650 dorosłych w wieku od 21 do 87 lat o dostarczenie zdjęć z ostatniego roku nauki w szkole. Potem przystąpili do oceniania uśmiechów. Miejsce przypisane na skali "szerokości uśmiechu" porównywano z odpowiedzią na pytanie o przebyte rozwody. Intensywność uśmiechania się pozwalała przewidzieć, czy uczestnicy badania rozwiedli się na jakimś etapie swojego życia. W im mniejszym stopniu ktoś się uśmiechał, z tym większym prawdopodobieństwem się potem rozwodził. Okazało się, że osoby uśmiechające się najsłabiej były 3-krotnie częściej rozwiedzione. Uzyskane wyniki potwierdził drugi eksperyment, w którym wykorzystano zdjęcia 5-letnich dzieci. Naukowcy przypuszczają, że optymiści usilniej starają się przepracować trudności napotykane w związkach, poza tym mają tendencję do poślubiania równie pogodnych osób. Nie można też wykluczyć wytłumaczenia, że radość życia jest zaraźliwa, przez co partnerzy rzadziej się kłócą lub potrafią dojść do porozumienia.
  23. Helen Fisher, która od lat zajmuje się badaniem miłości, opublikowała niedawno książkę pt. Dlaczego on, dlaczego ona. Ujawnia w niej, jak dominujące neuroprzekaźniki/hormony determinują nasz temperament i jak zachowują się Odkrywcy, Budowniczowie, Dyrektorzy i Negocjatorzy. Kto kogo pociąga i z kim najlepiej się umówić, by stworzyć trwały związek. Stworzone typy opierają się nie tylko na przeglądzie literatury, ale także, a właściwie przede wszystkim na wynikach ankiety wypełnionej przez ponad 40 tys. ochotników. Na pierwszy ogień antropolog z Rutgers University wzięła dopaminę, którą zajmowała się przez kilka lat. Osoby "zdominowane" przez ten neuroprzekaźnik – Odkrywcy - chętnie podejmują ryzyko, są ciekawe świata, twórcze, spontaniczne, optymistyczne i energiczne. Odkrywcy ciągną do Odkrywców, ponieważ poszukują w swoim partnerze optymizmu, impulsywności i przyjemnego dreszczyku. Wiążą się mocno, ale przez swoje skłonności niekiedy popadają w kłopoty. Poza tym są niezbyt introspektywni, a nie mając wglądu w siebie, unikają głębszych dyskusji. Ludzie, którzy odziedziczyli określone geny związane z układem serotoninergicznym, są spokojni, towarzyscy, ostrożni, ale nie strachliwi, wytrwali, lojalni, lubią zasady i porządkowanie faktów. Uznaje się ich za konwencjonalnych strażników tradycji. Fisher nazwała ich Budowniczymi, gdyż bez względu na to, czy są kobietami, czy mężczyznami, mają talent do tworzenia sieci społecznych i zarządzania członkami rodziny lub podwładnymi. Lubią gromadzić wszystkich razem, bo cieszy ich wspólna praca. Często miewają wielu bliskich przyjaciół. Podobnie jak Odkrywcy, Budowniczowie również ciągną do siebie. Ludzie, u których silnie dochodzi do głosu testosteron (Dyrektorzy), są bezpośredni, zdecydowani i skoncentrowani. Ich mocną stroną jest myślenie analityczne i strategiczne. Dużo wymagają od innych, a przy tym pozostają niezależni emocjonalnie. Do wyzwań podchodzą realistycznie i ze sporą dozą determinacji. Uparcie zmierzają do celu. Potrafią zrozumieć konstrukcję maszyn, formuły matematyczne oraz wszystko, co opiera się na zasadach. Z tego właśnie powodu budowa utworów muzycznych bywa dla nich czymś widocznym jak na dłoni. Jeśli u kogoś wyraźnie zaznacza się działanie estrogenów, ma temperament Negocjatora. Cechuje go tolerancyjność oraz skłonność do myślenia holistycznego czy uwzględniającego szerszy kontekst. Fisher nazywa tę umiejętność myśleniem sieciowym. Negocjatorzy mają rozwiniętą wyobraźnię, z łatwością posługują się też słowami. Doskonale odczytują mowę ciała, ton głosu lub gest dostarczają im wielu użytecznych informacji. W kontaktach międzyludzkich przydają im się też intuicja, altruizm oraz zgodność. Potrafią współczuć, są sympatycznymi idealistami o niezwykle giętkim umyśle. Słowem – trudno ich nie lubić. Dyrektorzy i Negocjatorzy nie łączą się w pary w swoich typach temperamentalnych, wolą siebie nawzajem. Stanowią swoje dopełnienie, bo Dyrektorzy koncentrują się na szczegółach, a Negocjatorzy na "ogółach". Negocjatorzy przyglądają się sprawom ze wszystkich możliwych punktów widzenia, a Dyrektorzy decydują. Są w podobnym stopniu towarzyscy, a Negocjator doskonale eliminuje skutki gaf popełnianych przez Dyrektora. Dopamina, serotonina, testosteron i estrogen to podstawa podziału amerykańskiej antropolog. Nie można jednak nie wspomnieć o norepinefrynie, która tak jak dopamina należy do grupy katecholamin i odpowiada za część cech Odkrywcy, głównie za impulsywność i energię. Wydzielanie oksytocyny nasila się pod wpływem estrogenów, dlatego też hormon ten kształtuje poświęcenie, podejście wychowawcze i intuicję Negocjatorów. Mając powyższe na uwadze, nie można zapominać, że to całe rodziny związków chemicznych "rzeźbią" nasz temperament. Na serwisie randkowym Chemistry.com ludziom proponuje się nawiązanie kontaktu z osobami dopasowanymi do nich na podstawie urody neuroprzekaźnikowej. Poza tym na Pacific University studenci mogą wziąć udział w praktycznym badaniu stężeń kluczowych substancji. Niewykluczone, że kiedyś w wyborze partnera pomoże zwykłe badanie krwi. Nie wolno jednak zapominać, że geny to nie wszystko, a doświadczenie naprawdę wiele zmienia. Odkrywca po przejściach może przecież odnaleźć ukojenie w ramionach rodzinnego Budowniczego. Poza tym steroidy anaboliczne, antydepresyjny Prozac czy inne środki psychoaktywne czasowo zmieniają chemię mózgu...
  24. Wystarczy dotknąć przedmiotu w sklepie, by związać się z nim, a przez to chcieć go kupić, w dodatku nawet za wygórowaną cenę. Badacze z Uniwersytetów Stanowych Ohio i Illinois sprawdzali, jak ludzie reagują na kilkudziesięciosekundowy kontakt z towarem, w tym przypadku z tanim kubkiem na kawę. Okazało się, że wystarczyło zaledwie 30 sekund, by poczuli się z nim osobiście związani. Przez to byli skłonni więcej za niego zapłacić. Osoby, które trzymały kubek dłużej niż kilka sekund, nie tylko starały się przebić oferty innych w warunkach aukcyjnych, lecz także były bardziej skłonne zapłacić za naczynie więcej, niż wynosiła cena detaliczna. James Wolf, autor studium, był zdumiony, jak szybko ludzie związują się z tak pospolitym i mało ważnym przedmiotem jak kubek na kawę. Nie chodziło przecież o nowy samochód czy dom. Wystarczyło, by go dotknęli czy poczuli w dłoniach, a w ich mniemaniu stawał się ich własnością i byli skłonni zrobić wiele, by tak się naprawdę stało. Sprawdzając, jak dotyk wpływa na ocenę obiektu, naukowcy przetestowali 144 studentów. Po pooglądaniu kubka przez 10 lub 30 sekund ochotników proszono o wzięcie udziału w otwartej bądź zamkniętej aukcji. Uczestników aukcji zamkniętej instruowano, by zapisali maksymalną ofertę na kartce i zagięli ją, by podczas licytacji nikt nie wiedział, jaką kwotę wybrali. Walczono o kubek, który w pobliskiej księgarni uniwersyteckiej kosztował 3,95 dol. W warunkach aukcji otwartej kubek wart 4,95 dol. licytowano na stronie podobnej do eBaya, gdzie każdy mógł zobaczyć aktualną najwyższą ofertę i czas, jaki pozostał do końca. By ograniczyć efekt licytacji w ostatnich sekundach, wprowadzono elastyczny czas zakończenia aukcji. Gdy w ostatnich 15 sekundach ktoś złożył ofertę, czas był automatycznie wydłużany. Przed rozpoczęciem aukcji wszystkim ochotnikom podano cenę detaliczną kubka. Powiedziano też, że kilka identycznych można kupić w księgarni sąsiadującej z pomieszczeniem, w którym odbywał się test. Za udział w eksperymencie studenci otrzymali 10 dolarów. Przed przystąpieniem do aukcji informowano ich, że jeśli się zgodzą, wylicytowana kwota zostanie odciągnięta od zapłaty. Okazało się, że ludzie, którzy trzymali kubek przez pół minuty, oferowali więcej pieniędzy niż osoby oglądające towar przez 10 sekund. W aukcji otwartej ci pierwsi dawali 3,91 dol., a drudzy zaledwie 2,44. W warunkach aukcji zamkniętej proponowali oni, odpowiednio, 3,07 oraz 2,24 dol. Ochotnicy z grupy dłużej obcującej z kubkiem przekraczali cenę detaliczną w 4 przypadkach na 7. Dwie osoby zdecydowały się nawet poświęcić całe wynagrodzenie za eksperyment. W "grupie 10-sekundowej" oferta wygrywająca tylko raz przewyższyła cenę sklepową.
  25. Badacze z Edynburga twierdzą, że oglądanie komedii romantycznych może niekorzystnie wpływać na związek, prowadząc do wytworzenia nierealistycznych oczekiwań. Niektórzy porównują ten gatunek do czekolady i chyba słusznie, okazuje się bowiem, że w nadmiarze szkodzi on relacjom damsko-męskim w podobnym stopniu jak zbyt duże ilości słodyczy wadze... Zespół doktora Bjarne'a Holmesa zauważył, że ludzie gustujący w komediach romantycznych są bardziej skłonni wierzyć w przeznaczenie w miłości niż miłośnicy innych gatunków filmowych. A wszystko przez zawsze szczęśliwe zakończenia czy nieprawdopodobne intrygi. Psycholodzy sądzą, że aby zmienić stosunek lub oczekiwania widzów wobec romantycznych związków, wystarczy jednorazowy kontakt z komediami w rodzaju Nothing Hill. Terapeuci małżeńscy często spotykają pary, które są przekonane, że seks zawsze powinien być idealny i jeśli ludzie łączą się w pary, powinni w lot odgadywać swoje potrzeby bez konieczności komunikowania ich wprost. Jak łatwo się domyślić, rodzi to wiele problemów, w tym z reakcjami na nietrafiony podarunek. Skoro bowiem ukochana osoba naprawdę do nas pasuje, podobne sytuacje w ogóle nie powinny mieć miejsca. Media utrwalają idealny wizerunek miłości oraz kochanków i choć ludziom wydaje się, że się na niego uodpornili, w rzeczywistości wcale tak nie jest...
×
×
  • Dodaj nową pozycję...