Search the Community
Showing results for tags 'projekt'.
Found 9 results
-
Rozmawiamy z Adamem Kiepulem, absolwentem Wydziału Elektroniki Politechniki Wrocławskiej (1996), który od 1997 pracuje w Dolinie Krzemowej jako inżynier aplikacji procesorów i rdzeni MIPS, kolejno w Philips Semiconductors, NEC Electronics oraz PMC-Sierra. Na czym polega Pańska praca? Inżynier aplikacji musi odnaleźć się w różnych rolach. Podstawowym obowiązkiem jest udzielanie wsparcia technicznego klientom, począwszy od odpowiedzi na proste pytania o architekturę czy cechy użytkowe procesora aż po rozwiązywanie złożonych problemów technicznych. Na przykład jeśli system klienta nie pracuje prawidłowo to inżynier aplikacji jest na „pierwszej linii frontu” - współpracuje z deweloperami po stronie klienta, aby zidentyfikować sekwencję instrukcji i innych zdarzeń, która z takiego czy innego powodu nie daje spodziewanych rezultatów. Następnie, jeśli okaże się, że wina nie leży po stronie programu czy problemu z płytą lub innym komponentem, tylko po stronie procesora, inżynier aplikacji współpracuje z projektantami poszczególnych części procesora, aby znaleźć błąd i opracować jego „obejście”. Do obowiązków należy także opracowywanie specjalnych przykładowych programów specyficznych dla danego procesora i jego architektury, testowanie i ocena narzędzi (kompilatorów, debuggerów itp.), a czasem również ręczna optymalizacja kodu klienta w celu uzyskania lepszej wydajności na danym procesorze. Do tego dochodzi tworzenie wszelkiego rodzaju dokumentacji jak instrukcje użytkownika, noty aplikacyjne itp., opracowywanie i przeprowadzanie szkoleń technicznych dla klientów, pomoc i towarzyszenie specjalistom od marketingu czy sprzedaży w spotkaniach z klientami, reprezentowanie firmy na specjalistycznych targach, seminariach itd. Jak wygląda droga z polskiej politechniki do Krzemowej Doliny? Czego się trzeba uczyć, by pracować w takiej firmie jak Pańska? Wydaje mi się, że zawsze najważniejsze jest, aby mieć jasno postawiony cel i wytrwale pracować nad jego realizacją. Przydatny jest także łut szczęścia. To brzmi na pewno jak banał, ale w wielu przypadkach naprawdę istotne jest to, aby znaleźć się w odpowiednim miejscu w odpowiednim czasie i do tego jeszcze być na to w pełni przygotowanym. Techniką, a elektroniką i komputerami w szczególności, interesowałem się od dzieciństwa. Mając chyba 13 lat przeczytałem w jednym z pierwszych numerów magazynu „Bajtek” historię o Jobsie i Wozniaku czyli o powstaniu firmy Apple. Pamiętam, że ten właśnie artykuł oraz nieco późniejszy - o Dolinie Krzemowej i jej „klimatach”, jak się to dziś mówi - były dla mnie niczym swego rodzaju olśnienie i stały się wyraźnymi impulsami, które spowodowały, że nagle zrozumiałem, iż kiedyś po prostu muszę „tam” być. Wtedy znaczyło to znacznie więcej niż dziś. Były to ostatnie lata PRL-u i dla większości ludzi takie postanowienie nastolatka, który nie skończył jeszcze 8-klasowej wówczas podstawówki, wydawało się zwyczajną dziecinną mrzonką. Jednak wszystko co wtedy i później robiłem, było kolejnymi logicznymi krokami przybliżającymi mnie do tego celu. Pilnie uczyłem się matematyki, fizyki oraz języka angielskiego, a jednocześnie pochłaniałem literaturę i magazyny z dziedziny elektroniki i informatyki. Archaiczny już dziś język BASIC poznałem jeszcze koło 6. klasy dzięki kursom Rolanda Wacławka w „Młodym Techniku”. Pod koniec podstawówki znałem już język maszynowy procesora Z80 (serca m.in. komputera Sinclair ZX Spectrum) jak również podstawy techniki cyfrowej i systemów mikroprocesorowych. W liceum nauczyłem się jeszcze języka maszynowego procesorów 6502 / 6510, na których oparte były popularne wówczas 8-bitowe komputery domowe Atari i Commodore. Już wtedy potrafiłem „od zera” napisać złożony program w assemblerze, wykorzystujący rejestry sprzętu, przerwania itp. Taka wiedza i doświadczenie są niezwykle istotne i ogromnie procentują podczas studiów, jak również później – już w karierze zawodowej. Wydaje mi się, ze ogromną zaletą, ale też jednocześnie swego rodzaju słabością polskiego systemu kształcenia technicznego na poziomie wyższym jest ogromny nacisk na podstawy teoretyczne. Na studiach zapoznajemy się z teoriami, które najwybitniejsze umysły opracowały np. 80 lat temu, bez których dziś po prostu nie byłoby elektroniki i informatyki. To z jednej strony wymusza i kształtuje pewną dyscyplinę intelektualną, sposób myślenia oraz zdobywania wiedzy. Z drugiej jednak strony na polskich politechnikach, w porównaniu z zachodnimi, poświęca się znacznie mniej czasu na stronę praktyczną i faktyczne przygotowanie do zawodu inżyniera. Być może teraz jest nieco inaczej, ale tak było w połowie lat 90., kiedy ja kończyłem studia. Jeśli miałbym doradzać dzisiejszym uczniom i studentom, którzy chcieliby przeżyć podobną przygodę za granicą, to zachęcałbym do dwóch rzeczy: język(i) oraz praktyczna wiedza związana z zawodem i daną specjalnością. Jeśli pracuje się w kraju anglosaskim to oczywiście wystarczy angielski, jednak jeśli myśli się o pracy np. we Francji, Szwajcarii czy Norwegii to równie ważna jest znajomość miejscowego języka. Jeśli ktoś chciałby projektować procesory, to na pewno musi opanować nie tylko teoretyczne podstawy elektroniki i techniki cyfrowej, ale także języki opisu układów jak VHDL i Verilog, jak również języki programowania, zwłaszcza skryptowe jak np. PERL. Jeszcze jedna uwaga: nie chcę nikogo zniechęcać, ale obawiam się, że dziś dostać się do Doliny Krzemowej jest dużo trudniej niż w r. 1997, kiedy ja tu przyjechałem. Mój przypadek jest dobrą ilustracją tego, że niezbędne są sprzyjające okoliczności oraz szczęście. W 1996 skończyłem Elektronikę na Politechnice Wrocławskiej. Moją specjalizacją były oczywiście systemy mikroprocesorowe. Jeszcze pod koniec studiów wysłałem do oddziału Philips Semiconductors w Zurychu podanie o przyjęcie na praktykę i, ku memu ogromnemu zaskoczeniu, zostałem przyjęty, mimo, że liczba miejsc jest bardzo ograniczona, a liczba podań jest naprawdę ogromna. Jako praktykant przez 4 miesiące zajmowałem się testowaniem układów scalonych, które sterują wyświetlaczami LCD w telefonach komórkowych. Miałem okazję wykazać się tam wiedzą zdobytą podczas studiów, ale myślałem wciąż o prawdziwych procesorach, a kiedy dowiedziałem się, że oddział w Dolinie Krzemowej poszukuje inżyniera do grupy projektującej rdzenie MIPS, bez wahania wysłałem swoje CV. Po dwóch rozmowach kwalifikacyjnych przez telefon, dzięki opinii przełożonych z Zurychu otrzymałem propozycję pracy w tej grupie jako inżynier aplikacji. Był to moment przełomowy. Jednak należy pamiętać, że były to inne czasy – szczyt prosperity w Dolinie Krzemowej, kiedy panował prawdziwy głód wysoko wykwalifikowanych pracowników i sprowadzano ich z całego świata, w oparciu o specjalną wizę H1B, sponsorowaną przez pracodawcę, który musiał udowodnić, iż nie jest w stanie znaleźć odpowiednio wykwalifikowanego kandydata na dane stanowisko wśród obywateli USA. Od tamtej pory jednak wiele się zmieniło. Wielki upadek „bańki” tzw. dot-com’ów, a także przeniesienie licznych stanowisk pracy do Indii i Chin zaowocowały masowymi zwolnieniami. Wielu fachowców wróciło do swoich krajów, a liczni Amerykanie o wysokich kwalifikacjach nie mogą obecnie znaleźć pracy. Obawiam się, że w tej sytuacji moja droga, tzn. poprzez wizę H1B, dziś jest praktycznie niemożliwa. Jednak wciąż można się tu dostać. Jeden z możliwych sposobów to studia na amerykańskiej uczelni. To jednak wciąż nie gwarantuje, iż później będzie można tu legalnie pozostać i podjąć pracę. Dlatego lepszym rozwiązaniem wydaje mi się podjęcie pracy w Polsce lub innym kraju Unii, a następnie przeniesienie do oddziału amerykańskiego. Nie muszę też chyba wspominać, że zdolni naukowcy pracujący na polskich uczelniach mają dodatkowe atuty i możliwości współpracy z firmami z Doliny.
- 4 replies
-
- Adam Kiepul
- inżynier
-
(and 4 more)
Tagged with:
-
Pod koniec ubiegłego roku NASA zawarła umowy na przedstawienie projektu samolotu pasażerskiego przyszłości, który miały zadebiutować w roku 2025. Wszyscy kontrahenci - Lockheed Martin, Northrop Grumman oraz Boeing - przedstawili właśnie projekty wyglądu takich samolotów. Jak możemy się przekonać, samoloty wyglądają różnie, ale ich projektanci będą musieli spełnić te same wymagania postawione przez NASA. Główne założenia to zmniejszenie głośności samolotu, mniejsze zużycie paliwa oraz wydzielanie mniej zanieczyszczonych spalin. Każdy z samolotów ma osiągać 85% prędkości dźwięku, jego zasięg ma wynieść około 11 000 kilometrów. Pojazd ma też zabierać ładunek o ciężarze od 22,5 do 45 ton.
- 1 reply
-
- Lockheed Martin
- Boeing
-
(and 4 more)
Tagged with:
-
Rząd USA rozpoczyna bardzo kosztowny i zakrojony na szeroką skalę projekt obrony kraju przed cyberatakiem. Na Perfect Citizen zostanie wydane nawet 100 milionów dolarów, a przetarg na pierwszą fazę projektu wygrała firma Raytheon. W ramach Perfect Citizen Narodowa Agencja Bezpieczeństwa (NSA) ma nadzorować za pomocą odpowiednich czujników najważniejsze elementy infrastruktury informatycznej agend rządowych i firm prywatnych. Pod nadzorem Agencji znajdą się m.in. sieci energetyczne czy elektrownie atomowe. Głównym celem projektu jest wyszukiwanie słabych stron i monitorowanie przeprowadzanych ataków, w celu zbierania danych na temat zagrożeń. Niewykluczone, że będzie też w stanie pomóc w obronie przed atakiem. O ile jednak wdrożenie projektu w sieciach rządowych nie powinno być problemem, o tyle firmy prywatne nie mają obowiązku współpracy z agendami rządowymi. Dlatego też nie wiadomo ile z nich uda się przekonać do przystąpienia do Perfect Citizen. Najłatwiej zapewne będzie przekonać te firmy, które już i tak współpracują z rządem i np. realizują zamówienia federalne. Opinie specjalistów nie są jednoznaczne co do programu. Niektórzy uważają, że jest to wtrącanie się NSA w kwestie wewnętrzne państwa, inni twierdzą, że to ważny projekt zwiększający bezpieczeństwo i jedynie NSA posiada odpowiednie zasoby, by go prowadzić. Zdaniem zwolenników, Perfect Citizen nie naruszy prywatności bardziej, niż kamery przemysłowe umieszczone na ulicy. Tym bardziej, że projekt ma przede wszystkim skupiać się na dużych systemach informatycznych starszego typu. Były one projektowane wiele lat temu, nie myślano o podłączaniu ich do Sieci i nie zabezpieczano pod tym kątem. Jednak po latach zostały podłączone do internetu i są szczególnie narażone na ataki. Systemy takie zarządzają np. ruchem lotniczym czy kursami pociągów metra. Perfect Citizen ma za zadanie zabezpieczać przede wszystkim takie miejsca. Rząd USA od ponad 10 lat mówi, że państwo ma interes w zabezpieczeniu zasobów firm prywatnych, gdyż ataki na nie mogą powodować też olbrzymie straty w państwowej infrastrukturze. Coraz częściej uwagi takie dotyczą cyberataków i urządzeń telekomunikacyjnych. Jak zwracają uwagę urzędnicy, NSA, która zajmuje się m.in. wywiadem elektronicznym, jest jedyną agendą zdolną nadzorować infrastrukturę IT w skali całego kraju.
-
Czy można walczyć z otyłością, przeprojektowując schody i zwiększając ich widoczność w miejscach publicznych? Specjaliści uważają, że tak, a potwierdzają to wyniki badań. Szef zespołu naukowców, dr Ishak A. Mansi z Uniwersytetu Stanowego Luizjany, mówi o budynkach przyjaznych aktywności fizycznej. By się one pojawiły, konieczne są zmiany na poziomie architektonicznym i legislacyjnym. Chcąc zachęcić ludzi do korzystania ze schodów, a nie windy, trzeba zwiększyć ich dostępność. Zazwyczaj nie są one widoczne od strony wejścia i prowadzą do nich niewielkie znaki. Często kojarzy się je z drogą ewakuacyjną. Wyjście ewakuacyjne stanowią przeważnie ciężkie metalowe drzwi, a za nimi rozciąga się zupełnie inna przestrzeń niż w samej galerii handlowej czy biurze: brak tam dywanu, nie ma też klimatyzacji. Projektanci mają problem z pogodzeniem wymogów bezpieczeństwa i dostępności z wystrojem reszty. Studium przeprowadzone w budynku Centrum Kontroli i Zapobiegania Chorobom (US Centers for Disease Control and Prevention; CDC) wykazało, że na ludzi działają bardzo proste "sztuczki", np. odtwarzanie muzyki na klatce schodowej czy umieszczanie motywujących znaków. Użytkownicy mogą uznać schody za atrakcyjniejsze, gdy klatka schodowa jest szersza, stopnie mniej strome, działa klimatyzacja i widać zachęcające oświetlenie. Amerykanie wskazują, że w motywowaniu nieaktywnych i jednocześnie otyłych osób najskuteczniejsze są lekkie i umiarkowane ćwiczenia fizyczne.
-
- dostępność
- widoczność
- (and 6 more)
-
Chiński Wielki Mur jest o 290 km dłuższy niż dotąd sądzono i mierzy nie ok. 5 tys., lecz aż 8.851,8 km. Do takich wniosków doszli specjaliści po zakończeniu 2-letniego etapu projektu mapowania zabytku. Nieznane części budowli, ukryte przez wzgórza, rowy i rzeki, ujawniono dzięki wykorzystaniu technologii GPS oraz dalmierzy pracujących w podczerwieni. Nowo odkryte fragmenty Wielkiego Muru powstały za czasów dynastii Ming, by chronić kraj przed najazdami z północy. Z czasem uległy one pogrzebaniu przez burze piaskowe, które przemieszczały się przez pustynny krajobraz. Znajdują się na odcinku pomiędzy górą Hu Shan w prowincji Liaoning a Jiyuguan w prowincji Gansu. Z danymi można się zapoznać na witrynie internetowej State Bureau of Surveying and Mapping. Rządowy projekt jeszcze się nie kończy. Teraz badacze skupią się na częściach budowli, skonstruowanych za rządów dynastii Qin i Han. Niedawne badania archeologiczne wykazały, że fragmenty muru w północno-zachodniej prowincji Gansu przeobraziły się w kopce kurzu i prawdopodobnie znikną całkowicie w ciągu 20 lat. I tym razem dzieje się tak przez nawracające burze piaskowe. Naukowcy obwiniają za ten stan rzeczy metody uprawy roli z lat 50. ubiegłego wieku, które doprowadziły do wyjałowienia i pustynnienia dużych obszarów na północy Państwa Środka. Poza tym część Wielkiego Muru w Gansu zbudowano z ubitej ziemi, która ulega erozji łatwiej niż bloczki z wapienia czy cegła. Ostatnimi czasy Chińczycy zaczęli odnawiać Wielki Mur. Starają się też ograniczyć najazd turystów, którzy w najpopularniejszych miejscach, np. w znajdującym się na północ od Pekinu Badaling, niemal na każdym kamieniu zostawili po sobie jakiś ślad, w tym liczne podpisy i graffiti. Za postępującą dewastację odpowiadają także rozmaite przedsięwzięcia budowlane, m.in. drogowe, oraz niekorzystne warunki pogodowe. Sporządzanie mapy budowli wpisanej na Listę Światowego Dziedzictwa UNESCO to wspólne przedsięwzięcie dwóch agend rządowych: wspomnianego już biura kartograficznego oraz jednostki zajmującej się dziedzictwem kulturowym (State Administration of Cultural Heritage). Jak dotąd to najobszerniejszy i najbardziej zaawansowany technologicznie przegląd Wielkiego Muru, wcześniej polegano raczej na zapisach historycznych.
-
Intel i Asus chcą przy pomocy internautów skonstruować "idealny komputer". W tym celu uruchomiono witrynę WePC.com, na której można umieszczać swoje pomysły dotyczącego tego, jak taki komputer powinien wyglądać. Obie firmy chcą, by użytkownicy "marzyli o niemożliwym", żeby ich wyobraźni nic nie ograniczało. Zapewniają jednocześnie, że wysiłek osób odwiedzających WePC.com nie pójdzie na marne. Wymarzony przez internautów model komputera na pewno powstanie. Hasło umieszczone na witrynie brzmi: "You dream it. ASUS builds it. Intel inside it", co można przetłumaczyć, jako "Ty projektujesz, ASUS buduje, Intel dostarcza podzespołów". Społeczność, biorąca udział w dyskusji na stronie WePC.com zostanie podzielona na trzy grupy tematyczne, odzwierciedlające podział na najbardziej obecnie popularne rodzaje komputerów osobistych: netbooki, notebooki i notebooki do gier.
-
Stworzenie nowego modelu samochodu wymaga inwestycji liczonej w miliardach dolarów. Nawet jednak najnowocześniejszy pojazd z najlepszymi osiągami poniesie rynkową klęskę, jeśli nie spodoba się klientom. Projektanci samochodów mają swoje preferencje, ale na ostateczny wygląd pojazdu wpływ mają też szefowie firm i ich księgowi. W grę wchodzą zbyt duże pieniądze, by rzecz pozostawić przypadkowi, dlatego też Truls Thorstensen z EFS Consulting Vienna postanowił stworzyć narzędzie, które pozwoli na projektowanie pojazdów podobających się przyszłym klientom. Thorstensen zebrał grupę ekspertów, wśród których znalazł się też antropolog. Specjaliści poprosili 20 kobiet i 20 mężczyzn o ocenę 38 modeli samochodów, które trafiły na rynek w latach 2004-2006. Uczestnicy badania dokonywali oceny korzystając z systemu znanego jako morfometria geometryczna. Pozwala on na ocenę kształtu pod kątem "naiwności", "dorosłości" czy na przypisanie pojazdowi takich cech jak dojrzałość, seks, emocje, osobowość. Po dokonaniu oceny samochodów uczestnicy badań musieli powiedzieć, czy w ich kształcie widzieli ludzkie twarze, pyski zwierząt czy też nic takiego im się nie kojarzyło. Tam, gdzie coś widzieli, mieli za zadanie narysować, w którym miejscu były oczy, nos i usta. Na końcu musieli powiedzieć, który z samochodów im się podobał, a który nie. Badania wykazały, że ludzie preferują te samochody, którym przypisują takie cechy jak "arogancja", "moc" czy "agresja". Thorstensen chce teraz sprawdzić, czy podobne preferencje zostaną zauważone wśród mieszkańców Etiopii, którzy generalnie nie mają do czynienia z nowoczesnymi samochodami. Niewykluczone bowiem, że projektanci samochodów, by przyciągnąć klientów, będą musieli brać też pod uwagę różnice kulturowe.
-
Parę lat temu w polskich muzeach można było oglądać wystawę drewnianych modeli maszyn, wykonanych na podstawie szkiców Leonarda da Vinci. Podziwianie z pewnej odległości to jedno, lecz korzystanie z nich to zupełnie inna sprawa. Trzydziestosześcioletni Szwajcar Olivier Vietti-Teppa wykazał się ostatnio dużą odwagą, bezgranicznie ufając geniuszowi renesansowego artysty i naukowca. Skoczył ze spadochronem uszytym na podstawie jego szkicu z 1485 roku. Ryzykowny eksperyment przeprowadził w Payerne w zachodniej Szwajcarii. [sprzęt] działał doskonale. Nie mogłem nim sterować, ale na szczęście sfrunąłem na ziemię. Mężczyzna wylądował na płycie miejscowego lotniska wojskowego. Przyznał, że ze względów bezpieczeństwa miał na plecach współczesny spadochron. Mógł się nim poratować, gdyby ten wykonany według wytycznych z manuskryptu da Vinci nie zadziałał. Spadochron obmyślony przez renesansowego mistrza składał się z czterech trójkątów równobocznych, które po zeszyciu wyglądały jak spiczasty ostrosłup czworokątny z kwadratową podstawą z siatki przypominającej moskitierę (to ona umożliwiała otwarcie). Olivier Vietti-Teppa jest pierwszym człowiekiem, któremu udało się wylądować na sprzęcie wymyślonym 523 lata temu. W 2000 roku podobną próbę podjął Brytyjczyk Adrian Nicholas, musiał jednak skorzystać z planu awaryjnego. Spadochron Szwajcara uszyto z nowoczesnych tkanin. Każdy trójkąt miał powierzchnię ok. 6 m2. Do brzegów materiału, tak jak w projekcie da Vinci, przyszyto liny. Było ich jednak więcej, niż przewidział Włoch. Zrezygnowano też z drewnianej ramy. Niestety, takim spadochronem nie da się manewrować i pozostaje zawierzyć swój los powiewom wiatru oraz różnego rodzaju prądom powietrznym. Zdjęcia projektu i jego realizacji można podziwiać na stronach Daily Mail.
-
Gazeta L'Osservatore Romano doniosła o odnalezieniu w Watykanie nieznanego dotąd, najprawdopodobniej ostatniego, bo wykonanego na rok przed śmiercią, rysunku Michała Anioła. Przedstawia jedną z kolumn kopuły Bazyliki Św. Piotra w Rzymie. Rysunek jest częściowym projektem, najprawdopodobniej miał stanowić instrukcję dla tragarzy kamieni. Zostanie pokazany w przyszły poniedziałek (10 grudnia). Michelangelo Buonarroti zmarł 18 lutego 1564 roku w wieku 89 lat. Szkic jest datowany na 1563 rok.
-
- Bazylika Św. Piotra
- nieznany
-
(and 4 more)
Tagged with: