-
Liczba zawartości
37638 -
Rejestracja
-
Ostatnia wizyta
nigdy -
Wygrane w rankingu
247
Zawartość dodana przez KopalniaWiedzy.pl
-
Naukowcy z U.S. Geological Survey ostrzegają, że jeśli dane dotyczące tempa topnienia lodu na biegunach są prawdziwe, to do roku 2050 wyginie 2/3 populacji niedźwiedzi polarnych. Możliwe jednak, że stanie się to wcześniej, gdyż uczeni obawiają się, że tempo zanikania pokryw lodowych jest szybsze, niż pokazują to symulacje komputerowe. U.S. National Snow and Ice Data Center informuje, że linia lodu wokół Arktyki jest cofnięta, jak nigdy dotąd, a wszystko wskazuje na to, że jeszcze się wycofa. Egzystencja niedźwiedzi jest ściśle powiązana z pokrywą lodową na wodach. To dzięki lodowi zwierzęta mogą polować na foki, stanowiące ich główne źródło pożywienia. Obecnie na Ziemi żyje około 16 000 niedźwiedzi polarny. Jeśli pesymistyczne przewidywania się sprawdzą, to wkrótce zostanie ich około 5000. Z kolei do końca 2100 roku na naszej planecie niemal nie będzie niedźwiedzi polarnych. Szansę na przeżycie będą miały tylko te, które zamieszkują wyspy na północy Kanady oraz zachodnie wybrzeże Grenlandii. Wraz ze znikaniem lodu, niedźwiedzie będą przenosiły się na ląd stały. Tam jednak się nie wyżywią. Populacja zacznie spadać, gdyż młode osobniki, niezdolne do zapewnienia sobie wystarczającej ilości pokarmu, nie będą dożywały wieku dojrzałego. Polarne niedźwiedzie pojawiły się najprawdopodobniej 40-50 tysięcy lat temu. Nadchodzące zmiany klimatyczne to najcieplejszy okres, z jakim będą musiały się zmienić.
-
Grupa uczonych z Technion-Israel Institute of Technology wpadła na interesujący sposób zabezpieczenia kierowców przed wypadkami na skrzyżowaniach. Ich system nie tylko ma zmniejszyć liczbę wypadków, ale i zwiększyć płynność ruchu w miastach. Składa się on z kamer, komputera i sygnalizatora świetlnego. Kamery obserwują drogi dochodzące do skrzyżowania i przesyłają obraz do komputera, ten odróżnia samochody od tła, wylicza ich prędkość i tor jazdy. Jeśli okaże się, że jakieś pojazdy znajdują się na kursie kolizyjnym i może dojść do wypadku, na jednej z dróg zapala się czerwone światło, zatrzymując samochód. Doktor Yotam Abramson, szef zespołu badawczego, twierdzi, że jego system ma sporą przewagę nad tradycyjną sygnalizacją świetlną. Po pierwsze, mówi Abramson, statystyki wykazują, że światła nie zabezpieczają przed wypadkami i na skrzyżowaniach z sygnalizacją dochodzi do tylu samo kolizji, co na takich bez sygnalizacji. Kierowcy przyzwyczaili się do świateł drogowych. Tymczasem jego system nie stanowi informacji (jak zwykła sygnalizacja), a ostrzeżenie przed pewnym wypadkiem. Abramson uważa, że kierowcy będą lepiej nań reagowali. Po drugie, stwierdza badacz, skrzyżowania z sygnalizacją przyczyniają się do utrudnień w ruchu i niepotrzebnie zabierają czas kierowcom. Z jego wyliczeń wynika, że podczas przeciętnej podróży w mieście marnowane jest 5-10 minut w czasie których kierowca zatrzymywany jest przez sygnalizację, podczas gdy na drodze, która ma wolny przejazd, nie ma żadnego samochodu. Abramson testuje teraz swój system na jednym ze skrzyżowań w Tel Awiwie. Philip Tarnoff, dyrektor Center for Advanced Transportation Technology na University of Maryland chwali pomysł Izraelczyków, jednak wątpi czy, chociażby ze względu na koszt, przyjmie się on gdziekolwiek na świecie. Znacznie bardziej prawdopodobne jest, że system Abramowa zostanie zastosowany na przejściach dla pieszych. Mógłby on ostrzegać kierowców o znajdującej się na jezdni osobie i wyświetlać mu odpowiednią informację w samym samochodzie. Co więcej, jeśli kierowca nie zacząłby hamować, komputer pokładowy zrobiłby to za niego.
- 3 odpowiedzi
-
- sygnalizacja świetlna
- skrzyżowanie
-
(i 2 więcej)
Oznaczone tagami:
-
Specjaliści zauważają, że czarny rynek handlu szkodliwym oprogramowaniem gwałtownie się rozszerza i coraz bardziej przypomina zwykły, rozwinięty organizm gospodarczy. Tim Eades z firmy Sana stwierdził, że witryny oferujące szkodliwy kod pojawiają się jak grzyby po deszczu. Cyberprzestępcy zarabiają już nie tylko na samych przestępstwach, ale również na sprzedawaniu narzędzi, których używają podczas swojej działalności. Najbardziej zaawansowane zestawy narzędzi hakerskich osiągają cenę 500 funtów. Pojawiają się też oferty pisania szkodliwego oprogramowania na zamówienie. Pojedynczy wirus czy robk kosztują do 17 funtów. Ponadto można też zamówić zestawy z subskrypcją. Właściciel takiego zestawu narzędzi przez rok otrzymuje od jego twórcy aktualizacje, które są odpowiedzią na działania firm zabezpieczających oprogramowanie. W szkodliwych zestawach, oprócz samych hakerskich narzędzi, znajduje się też np. oprogramowanie statystyczne, które informuje o wynikach przeprowadzonego ataku i wskazuje lokalizację komputerów, które udało się zarazić. Opisywany rynek jest już na tyle dojrzały, że pojawiają się na nim oferty promocyjne, a twórcy szkodliwego kodu oferują zniżki stałym klientom. Paul Henry, wiceprezes firmy Secure Computing informuje, że w tej chwili na czarnym rynku można wybierać spośród 68 000 szkodliwch narzędzi. Większość z nich jest za darmo, a ich użycie wymaga pewnych umiejętności. Te, za które trzeba zapłacić, to przeważnie narzędzia, których obsługa jest bardzo prosta. Twórcy szkodliwych narzędzi zamieszczają w nich klauzulę, w której stwierdzają, że powstały one tylko do celów edukacyjnych. Czują się więc bezpiecznie. Jednak popularność niektórych narzędzi martwi ponoć ich twórców. Wydają się przestraszeni własnym sukcesem. Specjaliści uważają, że z powodzeniem mogą oni zaprzestać rozpowszechniania ich, gdyż w rzeczywistości utrzymują się z zupełnie innych źródeł. Zamiast sprzedawać narzędzia, mogą zacząć handlować na czarnym rynku informacjami o lukach w oprogramowaniu. Takie dane osiągają ceny idące w tysiące dolarów.
-
Amerykańskim naukowcom udało się splątać dwa bardzo oddalone od siebie atomy. Zespół profesora Christophera Monroe doprowadził do przekazania, czyli teleportacji, za pomocą światłowodu właściwości pomiędzy dwoma atomami iterbu, które dzieliła odległość 1 metra. Gdy mierzymy splątane obiekty zawsze zauważamy, że występuje pomiędzy nimi jakiś rodzaj korelacji – mówi Monroe. Atomy, które splątano, znajdowały się w jonowych pułapkach. Monroe twierdzi, że nawet po usunięciu łączącego je światłowodu pozostaną w stanie splątanym. Co więcej, można by jeden z nich przenieść (ostrożnie) na inną planetę, a one nadal będą splątane. Monroe nie jest pierwszym naukowcem, któremu udało się splątać atomy czy dokonać kwantowej teleportacji. Jednak jako pierwszy wykazał, że można do niej doprowadzić przy użyciu urządzeń wykorzystywanych we współczesnym przemyśle IT. Jego prace przybliżają więc moment powstania komputerów kwantowych, gdyż splątane atomy można wykorzystać jak najprostszy przełącznik logiczny.
- 4 odpowiedzi
-
- splątane atomy
- atom
-
(i 3 więcej)
Oznaczone tagami:
-
Od wieków zachwala się ranne wstawanie, tymczasem japońskie studium wykazało, że osoby witające dzień razem ze słońcem są de facto bardziej narażone na choroby serca. W badaniach wzięło udział kilka uniwersytetów i szpitali z Kioto. Dzięki temu ujawniono związek między godziną porannego wstawania a kondycją układu sercowo-naczyniowego danej osoby. Wstawanie wcześnie, by udać się do pracy lub pogimnastykować się, może nie być korzystne dla zdrowia, ale stwarzać ryzyko chorób sercowo-naczyniowych, w tym nadciśnienia i udarów. Jednocześnie okazało się, że osoby opuszczające wcześniej pielesze łóżka były zazwyczaj starsze. W studium uwzględniono 3.017 zdrowych dorosłych w wieku od 23 do 90 lat. Ujawnione w czerwcu br. wyniki badań akademików z University of Pennsylvania potwierdziły z kolei, że chroniczny niedobór snu wpływa na serce stresująco, co zwiększa jednostkowe ryzyko chorób serca i śmierci.
- 4 odpowiedzi
-
- udar
- nadciśnienie
-
(i 5 więcej)
Oznaczone tagami:
-
Amerykanka Lillian Schwartz twierdzi, że Mona Lisa jest zamaskowanym autoportretem samego da Vinci. W swojej książce pt. Ukryta twarz Leonarda dowodzi, że komputer idealnie dopasował cechy twarzy artysty do wyglądu jego słynnej modelki. Po raz pierwszy Schwartz trafiła ze swoją rewelacją na pierwsze strony gazet dokładnie 20 lat temu, bo w 1987 roku. Teraz po raz pierwszy opublikowano jednak jej książkę. Renzo Manetti, architekt i pisarz z Florencji, a zarazem współautor traktatu, uważa, że renesansowy malarz miał filozoficzny powód, by tak postąpić. W przeszłości kilkakrotnie sugerowano, że mistrz był homoseksualistą, a zamiłowanie do zagadek i kalamburów spowodowało, że dla zabawy uwiecznił się pod postacią kobiety. Trzecim współautorem książki jest dyrektor Muzeum Leonarda da Vinci, Alessandro Vezzosi. Twierdzi on, że malarz powiedział swego czasu jednemu z hiszpańskich kardynałów, że jego siostra jest florencką kurtyzaną, faworytą Giuliana Medyceusza. Trojgu śmiałków trudno będzie zrzucić Lisę Gherardini z raz zajętego piedestału. To ją od wieków uznaje się za osobę namalowaną przez da Vinci, odkąd tylko w 1550 roku Giorgio Vasari, włoski malarz i historyk sztuki, wymienił ją z nazwiska. Vasari, który nigdy nie widział obrazu i napisał swój traktat 40 lat po jego powstaniu, uważał, że "Leonardo stworzył dzieło na zamówienie Francesca del Giocondy i był to portret jego żony Monny Lisy". W 2004 roku Giuseppe Pallanti po prostu powtórzył i wzmocnił zacytowane wyżej słowa, dowodząc, że rodzina da Vinci utrzymywała bliskie stosunki z rodziną Giocondów, a Vasari również znał tych ostatnich, co czyniło go wiarygodnym źródłem informacji. Pallanti poszukiwał miejsca narodzin i śmierci Lisy Gherardini. Doszedł do wniosku, że obraz namalowano ok. 1503 r., kiedy miała ona 24 lata. Wykładowca wyjaśniał, iż mona to zwyczajowy skrót od włoskiego "madonna", czyli "moja pani". W odróżnieniu od innych renesansowych dzieł, Mony Lisy nie podpisano, nie ujawniono też tożsamości modelki. To wszystko, w połączeniu z jej wyrazem twarzy, stało się źródłem niekończących się plotek i domysłów. Jedni próbowali z niej uczynić którąś z najbardziej urodziwych czy znaczących kobiet tego okresu, inni uważali, że to matka Leonarda lub jego młody kochanek namalowany jako kobieta. Da Vinci nigdy nie rozstał się z portretem, miał go zawsze w pobliżu aż do swojej śmierci. Podobno nigdy mu też za niego nie zapłacono.
-
Intel ma zamiar zaoferować czterordzeniowe procesory dla notebooków. Układy z rodziny Penryn będą pasowały do podstawki Socket P. Niestety, mimo to nie uda ich się zastosować w już istniejących komputerach przenośnych. Intel zmienił bowiem układ nóżek, więc mimo iż gniazdo dla procesora pozostaje to samo, producenci notebooków będą musieli zmienić w nim schemat połączeń. Mobilny czterordzeniowy Penryn jest podobny pod tym względem do pecetowych Penrynów. Układ zostanie wyposażony w 12 megabajtów pamięci L2 i ma współpracować z FSB taktowaną zegarem o częstotliwości 1066 MHz. Pobór mocy wyrażony emisją ciepła (TDP) ma wynieść około 45 watów podczas pracy i 3-4 waty w trybie oczekiwania. Czterordzeniowy Penryn dla notebooków trafi na rynek w drugiej połowie przyszłego roku, wraz z debiutem platformy Montevina.
-
Izrael i Jordania zaczynają na nowo snuć plany dotyczące budowy kanału łączącego Morze Czerwone z Martwym. Naukowcy twierdzą, że jeśli nie zrobimy nic, by zapobiec wysychaniu tego ostatniego, pewnego dnia zostanie po nim tylko kałuża. Będący częścią traktatu pokojowego podpisanego przez Izrael i Jordanię w połowie lat 90. kanał ma mieć ok. 180 km długości. Jak twierdzą dziennikarze Spiegla, rocznie przepływałoby przez niego do 1.900 mln m3 słonej wody. Budowa zajmie 9 lat i pochłonie co najmniej 5 mld dolarów. Kanał rozpoczynałby się nad zatoką Akaba. Ponieważ będzie on przecinał łańcuch wzgórz, wodę trzeba będzie najpierw wypompować na wysokość 220 metrów. Poziom wody w Morzu Martwym spada mniej więcej o metr rocznie. Wpada do niego Jordan, ale de facto jego wody zostają często wykorzystane, zanim dopłyną do ujścia rzeki. Woda jest też odparowywana w przyfabrycznych basenach, zlokalizowanych wzdłuż południowego wybrzeża Morza Martwego. W ten sposób uzyskiwane są różne minerały. W latach 30. XX wieku każdego roku do najniżej położonego zbiornika wodnego świata wpływało 1,3 mld m3 wody. Teraz liczba ta spadła do mniej niż 400 milionów. Rocznie wyparowuje ok. 1050 ton H2O. Równowagę między parowaniem a ilością dopływającej do morza wody zapewniłby spadek poziomu lustra o kolejne 100 metrów. Wtedy jednak Morze Martwe nie byłoby już nawet jeziorem, lecz zwykłym bajorem. Co ważne, poziom lustra wody Al-Baḥr al-Mayyit jest niższy od poziomu okolicznych wód gruntowych. Finansowane przez Bank Światowy prace związane z analizą możliwości zrealizowania przedsięwzięcia rozpoczną się już w grudniu.
-
Toshiba skonstruowała prototypowy dysk twardy, który wykorzystuje technologię Discrete Track Recording (DTR). Pozwala ona na 50-procentowe zwiększenie gęstości zapisu danych. Dzięki DTR Toshibie udało się zgromadzić 120 gigabajtów informacji na pojedynczym talerzu o średnicy 1,8 cala. Do wyprodukowania nowego dysku Japończycy wykorzystali standardowy talerz o pojemności 80 GB. Zastosowanie DTR pozwoliło na osiągnięcie gęstości zapisu rzędu 333 gigabitów na cal kwadratowy. Masowa produkcja dysków z DTR ma się rozpocząć w 2009 roku. Technika DTR polega na rozdzieleniu ścieżek na talerzach dysku za pomocą „wyżłobienia”. Dzięki temu interferencje sygnału pomiędzy sąsiadującymi ścieżkami uległy osłabieniu, a to z kolei pozwoliło na zmniejszenie odległości pomiędzy ścieżkami. Przewiduje ona również utworzenie specjalnego wzorca na powierzchni dysku, który pomaga w prowadzeniu głowicy zapisująco-odczytującej. Technologia DTR wymaga użycia technik litograficznych wykorzystujących strumień elektronów. Toshiba korzystała z systemu, który opracowała sama w oparciu o „Nanometer-Scale Optical High Density Disk Storage System” – projekt wspierany przez japońską Organizację Rozwoju Nowych Energii i Technologii Przemysłowych (NEDO). Tworzenie "żłobień" jest najłatwiejsze w przypadku małych HDD, więc najpierw DTR znajdzie zastosowanie w dyskach spotykanych w przenośnych komputerach, otwarzaczach multimedialnych czy samochodowych systemach GPS.
-
- dysk twardy
- HDD
-
(i 3 więcej)
Oznaczone tagami:
-
Dell: Barcelona może być wydajniejsza od Clovertowna
KopalniaWiedzy.pl dodał temat w dziale Technologia
Michael Dell, szef drugiego na świecie producenta pecetów – firmy Dell – stwierdził, że najnowszy procesor AMD, Barcelonę, można, przynajmniej w niektórych zastosowaniach, uznać za bardziej wydajny od intelowskiego Clovertowna. Jeśli przyjrzymy się szybkości przetwarzania instrukcji zmiennoprzecinkowych, to możemy stwierdzić, iż Barcelona jest o 30% bardziej wydajna od Clovertowna. Jeśli jednak spojrzymy na instrukcje całkowite, to Clovertown jest o 30% szybszy od Barcelony – stwierdził Dell. Przypomnijmy, że latem AMD opublikowało ostro skrytykowane przez prasę wyniki testów. Zarzucono wówczas AMD, iż do testów użyła starszych modeli procesorów Intela, a ze swej strony wykorzystała taki model Barcelony, który w bieżącym roku nie trafi na rynek. Dell nie podał żadnych konkretnych danych dotyczących procesorów, które porównywał. Na niezależne w pełni wiarygodne wyniki testów dotyczące wydajności Barcelony przyjdzie nam więc jeszcze poczekać. -
Franciszkanie z dwóch włoskich kościołów poprosili laboratorium specjalizujące się w ocenie wieku dzieł sztuki o zbadanie 4 przedmiotów, które zgodnie z podaniami miały należeć do ich patrona, św. Franciszka z Asyżu. Były to dwie brązowe tuniki, pasek i poduszka pogrzebowa. Wiek 3 obiektów sprawiał, że mogły one należeć do świętego, w przypadku jednej szaty zostało to jednak wykluczone. Habit z bazyliki w Cortinie w Toskanii i haftowana poduszka z łoża śmierci Franciszka zostały wykonane w tych samych czasach, kiedy żył święty. Suknia z florenckiego kościoła Świętego Krzyża nie mogła jednak należeć do nawróconego bogacza, chociaż dołączony do niej sznur-pasek już tak. Poinformował o tym Pier Andrea Mando z Laboratorium Fizyki Nuklearnej we Florencji. Wiek garderoby oceniano, określając ilość węgla-14 w próbkach tkaniny. Pozostałe dwie przypisywane świętemu szaty są przechowywane w Asyżu i Arezzo. Nie zostały one uwzględnione w testach, ponieważ należą do innych gałęzi rodziny franciszkańskiej. Badaniu szat św. Franciszka nie towarzyszyły takie kontrowersje, jak analizom Całunu Turyńskiego, które przeprowadzono 19 lat temu (w 1988 roku).
-
- węgiel-14
- Pier Andrea Mando
- (i 6 więcej)
-
Po raz pierwszy w historii naukowcy odkryli niebezpieczną E.coli, która atakuje zwierzęta na Antarktydzie. Zjadliwy szczep E.coli, powodujący u ludzi i zwierząt niebezpieczne biegunki, zaatakował szczenięta fok na jednej z wysp. Naukowcy obawiają się, że choroba szybko może się rozprzestrzenić, gdyż kolonie fok są pożywieniem dla innych gatunków zwierząt. Bakteria została odkryta w futrach fok na wyspie Livingstone’a, w pobliżu znajdującej się tam chilijskiej stacji badawczej. Niebezpieczny patogen został przywleczony przez ludzi. Nigdy wcześniej nie znaleziono go u fok. Jorge Hernandez i jego koledzy ze szwedzkiego uniwersytetu w Kalmar, którzy znaleźli E.coli, stwierdzili również, że zwierzęta przebywające w pobliżu stacji badawczej są też nosicielami patogenów ze szczepów Salmonella i Campylobacter. Najbliższego lata w antarktycznych stacjach badawczych mają pojawić się specjalne odkurzacze próżniowe, które posłużą do czyszczenia ubrań. Ich zadaniem będzie zebranie z nich większych biologicznych cząstek, takich jak jaja insektów, które mogłyby zostać przyniesione przez człowieka na Antarktydę.
-
- Antarktyda
- bakteria
-
(i 2 więcej)
Oznaczone tagami:
-
Jedząc na śniadanie produkty obfitujące we właściwe zboża, pomagamy organizmowi w skuteczniejszym kontrolowaniu poziomu cukru we krwi również po obiedzie, podwieczorku i kolacji. Najlepsze są wypieki z pełnoziarnistej mąki jęczmiennej i żytniej. Ich korzystny wpływ to wynik łącznego oddziaływania niskiego indeksu glikemicznego i nietrawionych cukrów. Naukowcy z Lund University wykazali, że osoby spożywające na śniadanie pokarmy o niskim IG potrafią się łatwiej skoncentrować przez resztę poranka. Duże wahania poziomu glukozy we krwi powiązano ze zwiększonym ryzykiem zachorowania w starszym wieku na cukrzycę czy choroby sercowo-naczyniowe. Trudniej też wtedy uniknąć otyłości. Dzięki opisanym odkryciom będzie można opracować recepturę pełnoziarnistych produktów zbożowych o niskim indeksie glikemicznym, które nie dopuszczą do ich rozwoju, a jednocześnie korzystnie wpłyną na pamięć krótkotrwałą i ogólne funkcjonowanie intelektualne. Wiadomo, że śniadanie bogate w węglowodany o niskim indeksie glikemicznym może w umiarkowanym stopniu zwiększyć poziom glukozy po obiedzie. Moje wyniki badań pokazują, że niski IG, w połączeniu z właściwą ilością tak zwanych niestrawnych węglowodanów, tzn. błonnika i skrobi odpornej na trawienie amylazą, może pomóc w utrzymaniu niskiego poziomu glukozy nawet do 10 godzin, co obejmuje także czas po kolacji – mówi Anne Nilsson. Podczas eksperymentów wykazano też, że na wzrost stężenia cukru we krwi po śniadaniu można wpływać w ten sam sposób, komponując po prostu kolację z właściwych ziaren. Wśród wszystkich wziętych pod uwagę ziaren najlepsze efekty zaobserwowano w przypadku jęczmienia. Nilsson podawała wolontariuszom ziarna w dwóch postaciach: ugotowane i w chlebie. Rozgotowanie zbóż zmniejszało ich korzystny wpływ na zdrowie. Właściwe ziarna pomagają osobom z zespołem metabolicznym. Niestrawne węglowodany fermentują w jelicie grubym. Proces ten zmniejsza stan zapalny oraz korzystnie wpływa na skuteczność działania insuliny. Generuje też silniejsze uczucie sytości. Szwedka analizowała związki między poposiłkowym poziomem cukru we krwi a funkcjonowaniem intelektualnym. Wolontariuszom podawano dwa rodzaje śniadań: o wysokim i niskim indeksie glikemicznym. Następnie brali oni udział w testach. Okazało się, że osoby z grupy niskiego IG potrafiły się skuteczniej skoncentrować, a ich pamięć robocza sprawowała się lepiej niż u pozostałych badanych. Zdrowi ludzie z niską tolerancją glukozy, u których po jedzeniu odnotowuje się wyższe od przeciętnych skoki stężenia cukru, wypadali generalnie gorzej.
-
- pamięć robocza
- Anne Nilsson
- (i 8 więcej)
-
Intel rozpoczął sprzedaż nowej czterordzeniowej platformy dla wieloprocesorowych serwerów. W skład platformy Caneland wchodzi procesor Xeon 7300 (nazwa kodowa Tigerton) i chipset Clarksboro 7300. Układy przeznaczone są dla serwerów wykorzystujących od 4 do 32 procesorów, czyli od 16 do 128 rdzeni. Układ Tigerton wykonany został w technologii 65 nonometrów i jest, jak zapewnia Intel, ponaddwukrotnie bardziej wydajny i charakteryzuje się ponadtrzykrotnie większą wydajnością na wat w porównaniu z poprzednią generacją dwurdzeniowych układów serwerowych Intela. Adesh Gupta, menedżer Server Platform Group w Intel Asia-Pacific, porównując układy Xeon 7100 i Xeon 7300, stwierdził, że m.in. dzięki optymalizacji przepływu danych uzyskano 2,5-krotne zwiększenie wydajności podczas wykorzystywania technik wirtualizacji. Nowy procesor potrafi obsłużyć czterokrotnie więcej pamięci niż jego poprzednik. Xeon 7100 mógł współpracować z 64 gigabajtami RAM. Xeon 7300 współpracuje z 256 gigabajtami. W tej chwili najbardziej wydajnym procesorem z rodziny 7300 jest układ taktowany zegarem o częstotliwości 2,93 GHz. Jego TDP wynosi 130 watów. W ofercie są też kości 80- i 50-watowe. Gupta podkreślił, że platforma Caneland została przygotowana z myślą o przyszłych produktach Intela. Jest ona bowiem kompatybilna z 45-nanometrowym procesorem o nazwie kodowej Dunnington, który trafi na rynek w 2008 roku. Moment premiery Tigertona należy wiązać z zapowiedzianą na 10 września premierą Barcelony – czterordzeniowego procesora AMD dla serwerów. W najbliższym czasie powinniśmy też spodziewać się premiery intelowskiego Penryna – rodziny dwu- i czterordzeniowych procesorów dla notebooków i pecetów. Penryn to układ wykonany w technologii 45 nanometrów, który korzysta z 820 milionów tranzystorów. Następcą Penryna będzie rodzina Nehalem, a w 2009 roku Intel ma zamiar rozpocząć produkcję pierwszych procesorów wykonanych w technologii 32 nanometrów.
-
Dinozaury to ofiary kolizji międzyplanetarnej
KopalniaWiedzy.pl dodał temat w dziale Nauki przyrodnicze
Po przeprowadzeniu symulacji komputerowych grupa amerykańskich i czeskich naukowców doszła do wniosku, że do wyginięcia dinozaurów doprowadziła pozaziemska kolizja asteroid sprzed 160 mln lat. Powstały w wyniku zderzenia kosmiczny gruz krążył po Układzie Słonecznym, a jeden z odłamków uderzył ostatecznie w Ziemię. Inne trafiły w Księżyc, Wenus i Marsa, tworząc w ten sposób jedne z największych ich kraterów (Nature). Wierzymy, że istnieje bezpośredni związek między tym wybuchem, powstałym w wyniku tego wydarzenia deszczem [mniejszych] asteroid a potężnym uderzeniem, które miało miejsce 65 mln lat temu i doprowadziło, jak sądzimy, do wyginięcia dinozaurów – wyjaśniają dr Bill Bottke z Southwest Research Institute w Boulder i jego czescy współpracownicy David Vokrouhlicky i David Nesforny. Autorzy bardzo wielu badań dywagowali, co się stało w ciągu ostatnich 100-200 mln lat, że doprowadziło to do znacznego wzrostu uderzeń asteroid w Ziemię (odnotowano mniej więcej 2-krotne przekroczenie długoterminowej normy). Dr Bottke i zespół podjęli się próby wykazania, że spiętrzenie to było skutkiem rozbicia 170-kilometrowej skały w pierścieniu zlokalizowanym między Marsem a Jowiszem. Stało się to ok. 160 mln lat temu. Olbrzym roztrzaskał się po kolizji z trzykrotnie od siebie mniejszym (60-km) obiektem. Powstał wtedy rój planetoid (można go oglądać do dzisiaj), znany jako rodzina Baptistina. Symulacja komputerowa wykazała, że pierwotnie rój był większy. Część odłamków rozproszyła się po Układzie Słonecznym. Sto osiem milionów lat temu jeden z największych doprowadził do uformowania na Księżycu krateru Tycho. Dodajmy, że jego średnica to 85 kilometrów. Jeszcze bardziej prawdopodobne, że większy od rzeźbiącego powierzchnię Księżyca kawałek skały, była to asteroida o średnicy ok. 10 km, uderzył w Ziemię, tworząc krater Chicxulub. Dzisiaj jest on fragmentem półwyspu Jukatan. To wskutek tego wydarzenia po dinozaurach zostało tylko wspomnienie. Asteroida 298 Baptistina rozbiła się w pobliżu czegoś, co można by opisać jako dynamiczną superautostradę, drogę, za pośrednictwem której wiele obiektów ucieka z pierścienia – wyjaśnia dr Bottke. Zderzenie dużych fragmentów skał z planetami Układu Słonecznego było więc właściwie nieuniknione. Analiza chemiczna materiału z krateru Chicxulub także pozwoliła na powiązanie go ze skałami budującymi obiekty z roju Baptistina. W komentarzu zamieszczonym na łamach Nature Philippe Claeys i Steve Goderis z Vrije Universieit w Brukseli stwierdzają, że hipoteza przypisująca wyginięcie olbrzymich gadów uderzeniu komety przybyłej z rubieży Układu Słonecznego jest mało prawdopodobna, natomiast związki rodziny Baptistina z tą katastrofą wydają się dużo realniejsze. -
Niemiecka organizacja „Przyjaciele Wielkiej Piramidy” ma zamiar skonstruować największy budynek na świecie. Grupa zdobyła już część funduszy, a współpracuje z nią znany architekt Rem Koolhaas. Wspomnianym budynkiem będzie Wielka Piramida, której konstrukcja potrwa około 30 lat. Ma być ona 10-krotnie większa od Wielkiej Piramidy Cheopsa. Wysokość niemieckiej konstrukcji ma wynieść 578 metrów (wysokość piramidy Cheopsa to 268 metrów). Niemiecka piramida ma być grobowcem każdego, kto wyrazi chęć. W jej wnętrzu będą składowane prochy zmarłych i zostaną wyryte informacje o nich. Miejsce pochówku zostało wycenione na 700 euro. Piramida ma powstawać stopniowo, w miarę jak chętni będą wykupywali miejsce na swoje prochy. Wraz z każdą rezerwacją będzie dokładany jeden kamień, na którym później zostaną wyryte informacje o zmarłym.
-
Ujawniono wygląd pierwszego w historii komercyjnego portu kosmicznego, z którego będą startowały statki kosmiczne. Spaceport America, który stanie w Las Cruces w Nowym Meksyku, został zaprojektowany przez grupę brytyjskich i amerykańskich architektów. Budowa hangaru o powierzchni 9300 metrów kwadratowych i przylegającego do niego terminalu pasażerskiego rozpocznie się w przyszłym roku. Port będzie umieszczony w nasypie ziemnym, który w zimie pomoże go ogrzewać, a w lecie chłodzić. Energię elektryczną zapewnią panele słoneczne, a wykorzystywana woda będzie na miejscu oczyszczana. Port zostanie wyposażony w olbrzymie okna, przez które pasażerowie będą mogli podziwiać startujące pojazdy. Firma Virgin Galactic, właściciel portu, która zaoferuje komercyjne loty w kosmos, wyda na jego budowę 31 milionów dolarów. W porcie znajdą się też pomieszczenia, w których pasażerowie będą trenowali przed lotem w kosmos i odpoczywali po podróży. Hangary pomieszczą natomiast dwa pojazdy White Knight 2 i pięć Spaceship 2. Inwestycja ma zostać ukończona na przełomie 2009 i 2010 roku.
- 25 odpowiedzi
-
Stephen Hawking jest znanym na całym świecie astrofizykiem. W poniedziałek na konferencji prasowej, która odbyła się na Uniwersytecie w Cambridge, poinformował dziennikarzy, że zabrał się także za... pisanie książek dla dzieci. Profesor ma nadzieję, że w ten sposób prawdziwa nauka stanie się równie ekscytująca jak science fiction. Pierwszą częścią planowanej trylogii jest pozycja pt. Sekretny klucz George'a do kosmosu (George's Secret Key to the Universe). Z jej lektury młody czytelnik dowie się, czym są Układ Słoneczny, asteroidy czy czarne dziury (prawdziwy konik Hawkinga). W wyjaśnianiu natury ciał niebieskich pomagają autorowi różni bohaterowie. W czwartek (6 września) książka ukaże się po francusku, a na przyszły tydzień (13 września) zaplanowano premierę w Wielkiej Brytanii. Będzie ją można kupić w 29 krajach. Druga część trylogii trafi na rynek księgarski już w przyszłym roku. Sekretny klucz George'a to owoc współpracy z pisarką i dziennikarką, a zarazem córką Hawkinga Lucy (to ona wpadła na pomysł serii) oraz Christophe'em Galfardem, pierwszym Francuzem, który napisał doktorat w oparciu o kontrowersyjne niekiedy tezy astrofizyka. Lucy Hawking zacytowała myśl, którą jej ojciec powtarzał podczas pisania jak refren: Jest już za dużo science fiction, my napiszemy science fact [naukową literaturę faktu – przyp. red.]. Trio pracowało nad tym, by przekazać młodym czytelnikom współczesną wersję kosmologii, od Wielkiego Wybuchu po dzień dzisiejszy, bez uciekania się do magii. Jedynym fikcyjnym elementem fabuły jest superkomputer, który otwiera George'owi i jego przyjaciołom drzwi do wszechświata. To dzięki niemu kosmiczna odyseja na pokładzie asteroidy mogła stać się rzeczywistością. Nie słyszałem o innej przypominającej Sekretny klucz Georege'a do kosmosu książce. Myślę, że możemy być pionierami w tej dziedzinie – dywaguje 65-letni Hawking. George's Secret Key to the Universe ukaże się nakładem wydawnictwa Random House. Będzie dostępna w dwóch wersjach: 1) audio, w postaci 5 płyt CD oraz 2) tradycyjnej, jako 320-stronicowa powieść przygodowa.
-
Mieszkańcy Japonii mieli okazję obejrzeć ostatnio na niebie niezwykłe widowisko. Dzięki pracom naukowców z Japońskiej Agencji Badań Kosmicznych (JAXA), Uniwersytetu Hokkaido i Uniwersytetu Technicznego Kochi mogli bowiem zobaczyć kosmiczne fajerwerki. Naukowcom nie chodziło bynajmniej o zabawę, lecz o eksperymentalne badania atmosfery. Przy okazji jednak doszło do prawdziwego widowiska. Przez kilkanaście sekund na nocnym niebie było widać trzy kolejno zapalające się na czerwono kule. Podczas pierwszych kilku sekund były one tak jasne jak księżyc. Te kule to opary litu wypuszczone w jonosferze przez rakietę, która została wystrzelona w celu prowadzenia wspomnianych badań. Kule płonęły na wysokości od 100 do 250 kilometrów nad naszą planetą. Prowadzenie badań na tych wysokościach jest trudne, gdyż satelity powinny pozostawać na wysokości ponad 250 kilometrów a balony nie wznoszą się powyżej 50 km. Rakieta S-520 została wystrzelona z Centrum Kosmicznego Uchinoura. Przemieściła się po łuku i gdy zaczęła opadać, uwolniła na wysokości 250 kilometrów pierwszą porcję litu. Czterdzieści sekund później, na wysokości 200 kilometrów rozbłysła kolejna litowa chmura. Minęło kolejne 40 sekund i 150 kilometrów nad głowami Japończycy mogli zobaczyć jeszcze jeden rozbłysk. Naukowcy obserwowali i analizowali rozbłyski, a mieszkańcy Tokio żałowali, że chmury uniemożliwiły im obejrzenie kosmicznych fajerwerków. Zdjęcia z "pokazu" można zobaczyć w Sieci.
-
Naukowcy z Japońskiej Agencji Badania Kosmosu (JAXA) i uniwersytetu w Osace pracują nad laserem, który przetwarza światło Słońca w promień lasera. Dotychczas udało się opracować urządzenie, które jest czterokrotnie bardziej efektywne, niż to osiągnęli inni badacze. Celem Japończyków jest opracowanie systemu, który będzie w przestrzeni kosmicznej zbierał energię słoneczną, przetwarzał ją na światło laserowe, a następnie promień będzie wysyłany na Ziemię, gdzie posłuży do... produkcji energii elektrycznej. Japoński system przechowuje energię Słońca w spiekanej płycie wykonanej m.in. z takich materiałów jak chrom czy neodym. Gdy energia lasera jest zbyt mała, promień lasera oświetla płytę, a wówczas zebrana w niej energia przesyłana jest do lasera. Podczas testów udało się zwiększyć moc lasera z 0,5 wata do 180 watów. W tej chwili system jest w stanie wykorzystać 40% przechwyconej energii słonecznej. Japończycy uważają, że przed rokiem 2030 będzie on gotowy do zamontowania na satelitach.
- 2 odpowiedzi
-
- JAXA
- energia słoneczna
-
(i 2 więcej)
Oznaczone tagami:
-
Paracetamol jest jednym z najpowszechniej stosowanych środków przeciwbólowych. Badacze z Wydziału Pielęgniarstwa Uniwersytetu w Granadzie wykazali jednak, że może on spowalniać regenerację kości. Olga García Martínez i zespół pobierali próbki kości. Następnie badali osteoblasty w warunkach hodowli in vitro. Osteoblasty nazywa się inaczej komórkami kościotwórczymi. Wytwarzają one substancję międzykomórkową tkanki kostnej, kontrolują także jej mineralizację. Analizy Martínez stały się punktem wyjścia dla badania kilku procesów, w przypadku których niezwykle ważna jest szybka odbudowa kości. Określone leki przeciwzapalne, np. paracetamol, powinny być przyjmowane ostrożnie, zwłaszcza w sytuacjach wymagających szybkiej regeneracji tkanki kostnej, m.in. po wszczepieniu protezy lub implantów zębów. Zamiast nich należy zażywać leki przeciwzapalne, które nie wpływają na regenerację kości. Hiszpanie nakładali też na kość osoczowy żel z czynnikami wzrostu. Zauważyli, że przyspieszało to jej wzrost, nie wpływając jednocześnie na inne parametry, takie jak cykl komórkowy czy profil antygenowy. Mimo że eksperymenty prowadzono na osteoblastach, dr Martínez twierdzi, iż żel można też stosować w przypadku fibroblastów, czyli komórek tkanki łącznej właściwej. Aplikowanie go na tkanki miękkie pomogłoby więc np. w gojeniu ran czy owrzodzenia.
- 6 odpowiedzi
-
- owrzodzenie
- rany
- (i 8 więcej)
-
Wiele odchudzających się osób chciałoby jeść do woli i dalej ważyć tyle samo, co przed aktem rozpusty. Odkryto, że jest to możliwe, przynajmniej u myszy, którym brakuje pewnego genu. U gryzoni uruchamia się błędne koło syntezy i rozkładu niepotrzebnych organizmowi białek. Prowadzi to do spalania tłuszczu (w ten sposób zyskuje się energię potrzebną do zasilania jałowego procesu). To dlatego wspomniane wyżej myszy mogą jeść więcej pożywienia i ważyć mniej od pozostałych zwierząt. Brakujący gen koduje enzym konieczny do chemicznego strawienia niektórych aminokwasów. Dochodzi do nagromadzenia leucyny, co "skłania" komórki do produkcji nowych, choć niepotrzebnych łańcuchów białkowych. Następnie zostają one rozłożone. Hipoteza, że syntetyzowanie i rozkładanie cząsteczek substancji istotnych z biologicznego punktu widzenia może pomóc w pozbyciu się nadwyżek energetycznych, nie jest dla naukowców niczym nowym. Teraz jednak po raz pierwszy udało się to zademonstrować w praktyce (Cell Metabolism). Wcześniejsze badania wykazały np., że diety wysokobiałkowe lub suplementy zawierające leucynę często pomagają zrzucić zbędne kilogramy. Nie rozumiano jednak dobrze, jaki mechanizm leży u podłoża zaobserwowanego zjawiska. Zespół Christophera Lyncha z College'u Medycyny Uniwersytetu Stanowego Pensylwanii wyłączył gen, który w normalnych warunkach zawiaduje procesem wychwytywania aminokwasów z krwi. Genetycznie zmodyfikowane gryzonie wydawały się bardziej głodne od innych myszy. Uwzględniając masę ciała, jadły więcej od pozostałych zwierząt. Kiedy przestawiano je na dietę wysokotłuszczową, która zazwyczaj przekształca gryzonie w małe beczułki, nadal pozostawały szczupłe. Ich zapasy tłuszczu (ang. body fat, BF) stanowiły połowę tego, co nagromadziło się u pozostałych mieszkańców klatki. U zawsze szczupłych myszy zaobserwowano lekko podwyższoną ciepłotę ciała, co wiązało się ze spalaniem nadwyżek pokarmowych. Na normalnej diecie zmodyfikowane gryzonie były zdrowe. Ważyły tylko o 10% mniej od normalnych myszy. Rzadziej chorowały też na cukrzycę. Sytuacja zmieniała się jednak diametralnie, gdy myszom odcinano dopływ leucyny. Siedziały wtedy obok pokarmu, dyszały i ciągle jadły. Były mokre od potu, ale jadły coraz więcej i więcej, nadal nie przybierając na wadze. Naukowcy spekulują, że zwierzęta te mogą wykorzystywać poziom aminokwasu w organizmie do określania, ile powinny jeść, by osiągnąć optymalną wagę. Lynch ma nadzieję, że okiełznanie procesu jałowego wytwarzania i rozkładania białek pozwoliłoby uzyskać nowe narzędzie leczenia otyłości u ludzi. Susan Fried, endokrynolog z Uniwersytetu w Baltimore, uważa, że kluczem do sukcesu nie jest zwiększanie dawek dostarczanej organizmowi leucyny, ale zablokowanie jej metabolizmu. Podobny efekt można by u ludzi uzyskać nie przez manipulowanie genami, ale w wyniku wykorzystania leków hamujących enzym rozkładający aminokwas. Na razie nie wiadomo, jakie byłyby skutki uboczne stosowania takich medykamentów.
-
- Christopher Lynch
- gen
-
(i 7 więcej)
Oznaczone tagami:
-
W ofercie Chinavasion znalazło się ciekawe urządzenie, które jest połączeniem myszki komputerowej z... telefonem VoIP. Skype Mouse, produkcji nieujawnionej chińskiej firmy, działa jak myszka o rozdzielczości 800 DPI i jednocześnie, dzięki przesuwanej klapce pod którą znajduje się klawiatura, można wykorzystać go podczas rozmów. Na obudowie znalazł się wyświetlacz informujący o tym, kto dzwoni, jaka jest aktualna godzina czy ile trwa rozmowa. Dane wyświetlane są w takim języku, z jakiego korzysta Skype zainstalowany na komputerze użytkownika. Urządzenie wyposażono też w niewielki głośniczek, który zwalnia nas z konieczności przykładania telefonu do ucha. Można też za jego pomocą słuchać muzyki. Ponadto producent zastosował wyjście głośnikowe. Skype Mouse jest kompatybilna z systemami Windows 98, Windows 2000 i Windows XP. Wymiary myszkofonu to 105x70x35 milimetrów przy zamkniętej obudowie i 160x70x35 mm przy obudowie otwartej. Próbna pojedyncza sztuka urządzenia kosztuje 24,49 USD. Chinavasion prowadzi sprzedaż hurtową, więc przy rosnącym zamówieniu ceny spadają. Jeśli zamówimy 10 telefonów, to zapłacimy 23,51 USD za sztukę.
-
Ponownie pojawiły się plotki jakoby Google miało zamiar wyprodukować własny telefon komórkowy. Do ich powstania przyczynił się sam koncern, który złożył wniosek patentowy na mobilny system płatności. Z wniosku wynika, że technologia „GPay” ma umożliwiać wnoszenie opłat za pomocą wiadomości tekstowych. SMS-y byłyby wysyłane do Google’a, który przekazywałby opłatę sprzedawcy, a nabywcę obciążał rachunkiem. Składamy wnioski patentowe dotyczące najróżniejszych pomysłów, które przyjdą do głowy naszym pracownikom. Niektóre z tych pomysłów przekładają się później na produkty lub usługi, a inne nie – stwierdził rzecznik prasowy Google’a. W tej chwili koncern współpracuje z wieloma producentami telefonów komórkowych by upewnić się, że z oferowanych przez Google’a usług będą mogli skorzystać posiadacze tych aparatów. Coraz częściej pojawiają się jednak informacje, że firma przygotowuje własny tani telefon komórkowy.
- 1 odpowiedź
-
- telefon komórkowy
- SMS
-
(i 1 więcej)
Oznaczone tagami:
-
Zdaniem analityków Gartnera ostatni zakup Microsoftu – nabycie firmy Parlano specjalizującej się w produkcji komunikatorów internetowych – oznacza rozpoczącie ostrej wojny na tym rynku. Wojny, której wynik będzie decydujący dla rynku telekomunikacyjnego następnej dekady. Firmy takie jak Microsoft, IBM i Cisco zdały sobie sprawę, że rynek komunikatorów internetowych to klucz do większych inwestycji, takich jak telefonia IP, konferencje internetowe i inne usługi telekomunikacyjne bazujące na standardzie SIP – stwierdzili analitycy Gartnera. Dlatego też firmy te agresywnie promują własne rozwiązania, oferują bezpłatnie dodatkowe funkcje i starają się przegonić konkurencję. Komunikator wyprodukowany przez Parlano korzysta z zakładek, które umożliwiają nawigowanie pomiędzy różnymi sesjami czatów. Daje też możliwość grupowania różnych czatów w jeden. Jest ponadto kompatybilny z Office Communications Serverem. Parlano jest małą firma, której roczne dochody nie przekraczają 10 milionów dolarów, jednak zainteresowanych było nią wiele silniejszych przedsiębiorstw. Jej przejęcie pokazuje, jak wielkie trudności będą miały małe przedsiębiorstwa produkujące komunikatory, które będą próbowały rywalizować z takimi gigantami jak Microsoft i IBM – dodaje Gartner. W pierwszym kwartale 2008 roku na rynek ma trafić microsoftowy system komunikacyjny MindAlign, zbudowany w oparciu o Parlano.
-
- komunikator internetowy
- Parlano
-
(i 1 więcej)
Oznaczone tagami: