-
Liczba zawartości
37697 -
Rejestracja
-
Ostatnia wizyta
nigdy -
Wygrane w rankingu
250
Zawartość dodana przez KopalniaWiedzy.pl
-
Diane de Poitiers, kochanka króla Francji Henryka II, który panował w XVI wieku, starała się zachować młody wygląd, pijąc eliksir ze złotem. Naukowcy twierdzą, że choć udało jej się nieco oszukać upływający czas, ostatecznie mikstura przyczyniła się do śmierci faworyty (British Medical Journal). Kiedy francuscy badacze odkopali w zeszłym roku szczątki kobiety, w jej włosach wykryto duże stężenia złota. Ponieważ nie była królową i nie nosiła korony, trudno byłoby wytłumaczyć, w jaki sposób biżuteria mogła doprowadzić do zatrucia. Skłoniło to ekspertów do snucia przypuszczeń, że faworyta musiała pić roztwór złota. W owym czasie uznawano, że pozwala on zachować młody wygląd i stanowi lek na wiele dolegliwości. Francuski dwór wierzył, że w pierwiastku tym została zaklęta moc Słońca, która może przejść na pijącego. Alchemicy często pełnili funkcję aptekarzy i przepisywali swoim pacjentom mikstury sporządzane z chlorku złota i eteru dietylowego. Kochanka delfina, a następnie króla, była o 20 lat starsza od swojego wybranka. W tekstach z epoki wspominano, że de Poitiers, której Henryk II nadał tytuł księżnej de Valentinois, nawet bez makijażu miała wyjątkowo białą skórę, a w 7. dekadzie życia wyglądała na 30-latkę. Francuscy kryminolodzy Joel Poupon i Philippe Charlier znaleźli w szkielecie faworyty ślady rtęci, używanej do przygotowania medykamentów ze złotem. Kobieta była znana z atletycznej budowy, lecz badania wykazały, że miała też przerzedzone włosy i doskwierała jej łamliwość kości. To typowe objawy zatrucia złotem. Diane de Poitiers zmarła w wieku 66 lat na wygnaniu. Na banicję skazała ją wdowa po Henryku II Katarzyna Medycejska. Ciało metresy spoczęło w wielkim grobowcu w wybudowanej specjalnie dla niej kaplicy. Miejsce pochówku zostało zbezczeszczone podczas rewolucji francuskiej, a truchło księżnej trafiło do zwykłego grobu za murami zamku w Anet. Kości osoby znalezionej rok temu w Normandii należały do kogoś postury faworyty, zgadzał się także jej wiek. Co ważne, na jednej z nóg widać było ślady wygojonego złamania, a wiadomo, że księżna złamała kiedyś kończynę, spadając z konia. Jak przekonują autorzy artykułu z BMJ, o regenerujących właściwościach złota mówi się już od starożytności. Pliniusz Starszy opisywał przygotowanie dwóch preparatów oraz ich właściwości lecznicze. W XIII wieku alchemicy, w tym Michael Scot, Roger Bacon i Arnaud de Villeneuve, wspominali o Aurum potabile - pitnym złocie – oraz metodach jego pozyskiwania. Znano wiele wersji specyfiku: od niemal czystej wody po różne roztwory, uzyskiwane na bazie wody królewskiej.
- 2 odpowiedzi
-
- zatrucie
- młody wygląd
-
(i 5 więcej)
Oznaczone tagami:
-
Aby ułatwić zapylenie przez owady, większość roślin okrytonasiennych wypełnia swoje kwiaty aromatycznym nektarem o wysokiej wartości odżywczej. Niektóre orchidee (storczyki) przyjmują jednak zupełnie inną taktykę - ich kwiaty przypominają swoim wyglądem lub zapachem samice owadów i przyciągają w ten sposób samce. Jak się okazuje, podejście takie jest dość ryzykowne, ale w wielu przypadkach bardzo opłacalne. "Seksualny podstęp" (ang. sexual deception) wydaje się na pierwszy rzut oka mało korzystną metodą wabienia owadów zdolnych do zapylania. Jej podstawową wadą jest oddziaływanie tylko na wąską grupę zwierząt, podczas gdy słodki i aromatyczny nektar jest kuszący dla niemal każdego owada latającego. Sam fakt istnienia orchidei wykorzytujących tę taktykę sugeruje jednak, że ma ona sens i wystarcza do przetrwania selekcji naturalnej. Jak to możliwe? Międzynarodowy zespół kierowany przez Giovanniego Scopecego z Uniwersytetu Neapolitańskiego postanowił sprawdzić, na czym polega skuteczność "seksualnego podstępu". W tym celu badacze obserwowali 31 gatunków orchidei, zarówno stosujących tę metodę, jak i tych wabiących owady przy pomocy nektaru. Parametrem ocenianym przez naukowców była ilość pyłku przenoszona przez owady z pojedynczego okazu orchidei na inne osobniki danego gatunku. Wyniki studium wyjaśniły, dlaczego niektóre gatunki storczyków stosują nietypowy sposób wabienia owadów. Okazało się, że dzięki wzajemnemu dopasowania insekta i rośliny zmniejsza się co prawda liczba zwierząt zdolnych do skutecznego zapylenia danego gatunku orchidei, lecz jeżeli odpowiedni osobnik dotrze do kwiatu storczyka, przenosi on znacznie więcej pyłku na inne kwiaty. Zaobserwowane zjawisko jest korzystne dla obu stron. Zyskuje na nim zarówno owad, który ma większą szansę na odnalezienie pożywienia w razie napotkania kwiatu, jak i sama orchidea, która może wytworzyć mniej pyłku przy zachowaniu tej samej skuteczności rozrodu. Z drugiej strony oznacza to jednak, że jeżeli na danym obszarze zabraknie zwierząt zdolnych o zapylania danego gatunku kwiatów, orchidee danego gatunku mogą szybko wyginąć.
- 6 odpowiedzi
-
- zapylenie
- seksualny podstęp
- (i 4 więcej)
-
Jedną z najskuteczniejszych metod zapobiegania chorobom zakaźnym jest monitorowanie kierunków podróży obywateli np. na lotniskach. W Afryce jednak, gdzie nadzór nad przemieszczaniem się ludności nie jest zbyt dobrze rozwinięty, konieczne jest poszukiwanie innych metod. Próbę rozwiązania tego problemu podjęli badacze z Uniwersytetu Florydzkiego, którzy do obserwacji zachowania mieszkańców wykorzystali dane operatorów telefonii komórkowej. Przeprowadzenie studium było możliwe dzięki porozumieniu zawartemu pomiędzy jednym z operatorów komórkowych oraz zespołem dr. Andy'ego Tatema, geografa biorącego także udział w badaniach z zakresu epidemiologii. Na podstawie umowy firma zgodziła się na udostępnienie danych o 21 milionach połączeń wykonywanych na terenie Zanzibaru - autonomicznego regionu należącego do Tanzanii, cierpiącego w ostatnich latach z powodu epidemii malarii. W trosce o prywatność abonentów ujawniona dokumentacja nie zawierała danych osobowych ani numerów telefonów, a jedynie dane o położeniu geograficznym dzwoniących osób oraz dacie i godzinie wykonania połączeń. Wystarczyło to jednak, by ustalić kierunki ludności Zanzibaru oraz możliwe źródła epidemii. Jak się okazało, większość osób opuszczających Zanzibar odbywała krótkie podróże do Dar es Salaam - stolicy Tanzanii, miejsca o stosunkowo niskim odsetku osób chorych na malarię. Niewielka liczba mieszkańców autonomicznego regionu wyjeżdżała jednak na dłużej i przebywała w miejscach, w których ryzyko zakażenia jest znacznie większe. Zdaniem badaczy, właśnie te osoby powinny stać się obiektem szczególnego zainteresowania ze strony służby zdrowia. Otoczenie opieką osób podróżujących do niebezpiecznych rejonów może znacząco ograniczyć ryzyko ukąszenia ich po powrocie przez komary przenoszące zarodźca malarii. Ponieważ choroba ta nie przenosi się bezpośrednio z człowieka na człowieka, eliminacja ukąszeń mogłaby pozwolić na szybkie uwolnienie mieszkańców Zanzibaru od zagrożenia lub przynajmniej na znaczne zmniejszenie liczby zachorowań.
-
Dlaczego jesteśmy tak bardzo podatni na HIV?
KopalniaWiedzy.pl dodał temat w dziale Nauki przyrodnicze
Każdy z nas posiada we krwi unikalną kolekcję przeciwciał, z których część może nas chronić przed chorobami zakaźnymi. Dlaczego tak niewielu ludzi posiada jednak immunoglobuliny skierowane przeciwko HIV? Jak donosi zespół dr. Laurenta Verkoczy'ego z Duke University, dzieje się tak, ponieważ organizm... niszczy komórki wytwarzające te cząsteczki. Odkrycia dokonano dzięki badaniom na myszach zmodyfikowanych genetycznie w taki sposób, by ich szpik kostny zmienił swoje działanie. Wytwarzane przez ten organ prekursory limfocytów B, czyli komórek zdolnych do wytwarzania przeciwciał, pozbawiono zdolności do syntezy szerokiego spektrum przeciwciał, skierowanych przeciwko różnym rodzajom ciał obcych. Zamiast tego, szpik został zaprogramowany tak, by prekursory limfocytów B wytwarzały jeden rodzaj przeciwciał, przypominający dobrze scharakteryzowane ludzkie przeciwciało 2F5. Białko to jest jednym z nielicznych rodzajów immunoglobulin zdolnych do neutralizacji wielu szczepów HIV, lecz jednocześnie jest mało swoiste, tzn. mogłoby ono związać także prawidłowe elementy tkanek i wywołać w ten sposób atak układu immunologicznego na zdrowe komórki. Ponieważ organizmy ssaków posiadają naturalny mechanizm eliminacji potencjalnie autoagresywnych prekursorów limfocytów B, zespół dr. Verkoczy'ego chciał sprawdzić, czy komórkom wytwarzającym przeciwciała przypominające 2F5 uda się dojrzeć do postaci dojrzałej, czy też zostaną one odrzucone jako potencjalne źródło zagrożenia. Jak się okazało, proces selekcji przeszły bardzo nieliczne prekursory limfocytów. Świadczy to o tym, że organizm uznał je za potencjalnie niebezpieczne i zablokował ich dalszy rozwój. Oczywiście, wraz z utratą tych komórek spadła ilość obecnych we krwi przeciwciał zdolnych do wiązania HIV. Zebrane informacje są niezwykle istotne z punktu widzenia profilaktyki AIDS. Wiele wskazuje na to, że proces eliminacji przeciwciał podobnych do 2F5 zachodzi także u ludzi, którzy, gdyby nie ten proces, mogliby posiadać naturalną odporność przeciwko tej chorobie. Można jednak przypuszczać, że odpowiednio przygotowana terapia genowa mogłaby ułatwić przetrwanie komórek produkujących 2F5 i ułatwić w ten sposób prewencję zakażeń HIV.-
- limfocyt B
- szpik kostny
-
(i 6 więcej)
Oznaczone tagami:
-
Naukowcy, których działania sfinansowała Narodowa Administracja Oceanu i Atmosfery USA, sfilmowali najgłębszą erupcję na świecie, zachodzącą na poziomie 1219 m pod powierzchnią Oceanu Spokojnego. Wybuchł odkryty zaledwie w maju wulkan West Mata. Znajduje się on na obszarze otoczonym przez Fidżi oraz wyspy archipelagów Tonga i Samoa. Nawet wg samych autorów zdjęcia są niesamowite. Na niektórych widnieją np. bąble lawy niemal metrowej średnicy, które wchodzą w burzliwy kontakt z chłodną morską wodą, a także zaobserwowany po raz pierwszy przepływ lawy przez dno głębokiego oceanu. Dźwięki eksplozji zarejestrowano dzięki hydrofonowi i potem zmontowano z obrazem z kamery. Odkryliśmy rodzaj lawy, której nie widziano nigdy podczas erupcji aktywnego wulkanu i po raz pierwszy oglądaliśmy przepływ strumienia przez dno morskie – pochwalił się szef naukowy misji Joseph Resing, będący oceanografem chemikiem z University of Washington. Ponieważ ciśnienie wody na tej głębokości znacznie poskromiło gwałtowność erupcji, mogliśmy podprowadzić robota. Na lądzie lub w płytszych wodach na takie zbliżenie i uchwycenie drobniutkich detali nie byłoby najmniejszych szans – zaznacza geolog morski Bob Embley. Barbara Ransom z amerykańskiej Narodowej Fundacji Nauki cieszy się, że po raz pierwszy w historii udało się zbadać z tak bliska, jak tworzą się wyspy i podwodne wulkany. Niezwykle prymitywny skład lawy występującej podczas erupcji West Mata wiele nam powiedział. Była to lawa boninitowa (czyli zawierająca bogaty w magnez andezyt). Należy ona do najgorętszych wydobywających się we współczesnych czasach na powierzchnię ziemi. Wcześniej widywano ją w wygasłych wulkanach, aktywnych przed milionami lat. Ken Rubin, geochemik z Uniwersytetu Hawajskiego, uważa, że dzięki temu będzie można stwierdzić, w jaki sposób Ziemia dokonuje recyklingu materiału z obszarów, gdzie jedna płyta tektoniczna jest wpychana pod drugą. Woda z wulkanu była bardzo kwaśna. Próbki pobrane bezpośrednio nad strefą erupcji miały pH oscylujące między kwasem używanym w bateriach a kwasem żołądkowym. Jednak nawet takie warunki nie przeszkodziły życiu. Znaleziono tam m.in. krewetki. Tim Shank, biolog z Woods Hole Oceanographic Institution (WHOI), analizuje właśnie ich DNA. Chce sprawdzić, czy to ten sam gatunek, który odkryto w podmorskich górach, również znanych z aktywności wulkanicznej, znajdujących się ok. 3000 mil (4800 km) stąd. Naukowcy wykorzystali należącą do University of Washington łódź badawczą Thomas Thompson oraz zdalnie sterowanego robota podwodnego o nazwie Jason.
-
Sąd w Paryżu orzekł, że Google narusza prawo skanując książki i udostępniając ich fragmenty bez zgody właścicieli praw autorskich. Wyszukiwarkowy gigant został skazany na grzywnę w wysokości 10 000 euro dziennie, którą będzie musiał płacić do czasu, aż nie zdejmie z Sieci udostępnionych tam dzieł. Ponadto ma zapłacić 300 000 euro odszkodowania wydawnictwu La Martiniere, które pozwało go do sądu. Przedstawiciele Google'a zapowiedzieli złożenie apelacji. Serge Eyrolles, szef organizacji Syndicat National de l'Edition mówi, że koncern Page'a i Brina zeskanował już 100 000 francuskich książek, z czego 80% jest chronionych prawem autorskim. Oczywiście nie ma on nic przeciwko współpracy wydawców z Google'em, chce jednak, by firma "przestała się bawić w kotka i myszkę oraz zaczęła przestrzegać praw do własności intelektualnej". Philippe Colombet, odpowiedzialny we francuskim Google'u za projekt skanowania, uważa, że nie narusza on ani praw obowiązujących we Francji, ani w USA. Obiekcje wobec postępowania Google'a wyrażali już urzędnicy w USA, Niemczech i Francji.
- 10 odpowiedzi
-
- digitalizacja
- skanowanie
-
(i 4 więcej)
Oznaczone tagami:
-
Nieznany urugwajski reżyser-amator, który we własnym domu nakręcił 5-minutowy klip pt. "Atak paniki", zwrócił na siebie uwagę Hollywood. Mężczyzna wydał 500 dolarów na stworzenie filmu, a następnie umieścił go na YouTube. Teraz Hollywood chce mu dać niemal 50 milionów USD na wyprodukowanie bardziej ambitnego przedsięwzięcia. "Atak paniki" przedstawia inwazję gigantycznych robotów na stolicę Urugwaju, Montevideo. Tym, co wyróżnia go wśród innych amatorskich produkcji są świetne efekty specjalne, niewiele ustępujące dziełom wielkich studiów filmowych. Trzydziestoletni Federico Alvarez został zaproszony na rozmowy do Los Angeles, gdzie zaoferowano mu pensję w wysokości miliona dolarów oraz budżet w wysokości do 48,5 miliona USD na nakręcenie pełnometrażowego filmu. Alvarez otrzymał również apartament, samochód, a przy tworzeniu filmu będzie mu pomagał Sam Raimi, reżyser "Spider-Mana".
- 6 odpowiedzi
-
Uczeni od dziesięcioleci teoretyzowali, że możliwe jest dwukrotne zwiększenie wydajności ogniw słonecznych o ile uda się wykorzystać tak zwane "gorące elektrony". Teraz naukowcy z jezuickiego Boston College eksperymentalnie dowiedli, że teoria jest prawdziwa. Gdy światło słoneczne dociera do ogniwa, wynikiem jego oddziaływania jest pojawienie się wolnych elektronów o różnych stanach energetycznych. Pozyskanie z nich energii jest możliwe, gdy osiągną niskie zakresy pasma przewodnictwa. Problem w tym, że w międzyczasie te wysoko energetyczne "gorące" elektrony tracą większość energii. Tak na przykład dzieje się, gdy do ogniwa słonecznego zoptymalizowanego pod kątem pozyskiwania energii z pasma podczerwieni dociera foton o wyższym stanie energetycznym. Najpierw zamienia się on w "gorący elektron" i dopiero z niego pozyskiwana jest energia. Zanim się to jednak stanie, elektron sporo jej traci. Gdyby udało się przechwytywać energię z "gorących elektronów" zanim ją stracą, teoretyczna wydajność ogniw słonecznym mogłaby wzrosnąć nawet do 67%. Zespół z Boston College wykorzystał niezwykle cienkie ogniwa słoneczne, których grubość nie przekraczała 30 nanometrów i opracował mechanizm, dzięki któremu energia z "gorących elektronów" jest przechwytywana zanim elektrony "ostygną". Ich odkrycie będzie przydatne nie tylko w energetyce. "Gorące elektrony" powstają również w półprzewodnikach, a ich wysokie energie przyczyniają się do stopniowej degradacji urządzeń. Niewykluczone że teraz uda się w użyteczny sposób wykorzystać "gorące elektrony" tworzące się w urządzeniach elektronicznych. Profesor Krzysztof Kempa, szef zespołu badawczego, stwierdził, że sukces odniesiono dzięki zminimalizowaniu środowiska, w którym pojawiają się elektrony, dzięki czemu ograniczono im szanse ucieczki. Kempa porównuje technologię opracowaną przez jego zespół do próby ogrzania basenu za pomocą filiżanki wrzącej wody. Po wlaniu wody do środka basenu, temperatura wody na jego brzegach nie zmieni się, gdyż ciepło zostanie w międzyczasie rozproszone. Jeśli jednak tę samą filiżankę wlejemy do kranu z lecącą wodą, jej temperatura natychmiast wzrośnie. Mniejsza powierzchnia uniemożliwi rozproszenie się ciepła. Zmniejszyliśmy rozmiary ogniwa słonecznego czyniąc je cienkim. Dzięki temu gorące elektrony znalazły się bliżej powierzchni, gdzie łatwiej je wykorzystać. Trzeba je bowiem przechwycić w czasie krótszym niż pikosekunda - mówi Kempa. W skład jego zepołu wchodzili też Michael Naughton, Jakub Rybczynski i Zhifeng Ren. Podczas przeprowadzonych eksperymentów ultracienkie ogniwo, które wykorzystywało 50-krotnie mniej pochłaniacza niż ogniwa tradycyjne, charakteryzowało się wydajnością rzędu 3%. Użycie doskonalszych materiałów i technologii powinno znacząco zwiększyć wydajność ogniw.
-
- Jakub Rybczynski
- Michael Naughton
- (i 6 więcej)
-
Szwedzcy naukowcy z Karolinska Institutet przez ponad 8 lat śledzili losy ok. 24.600 dorosłych kobiet. Odkryli, że u pań, które regularnie bądź okazjonalnie zażywały wysokie dawki witaminy C - mniej więcej 1000-miligramowe - o ok. 25% wzrastało ryzyko konieczności poddania się operacji usunięcia zaćmy starczej (American Journal of Clinical Nutrition). Kobiety, które przyjmowały dodatkową porcję witaminy C przez 10 lat lub dłużej, miały więcej niż 65 lat, poddały się hormonalnej terapii zastępczej lub były leczone kortykosteroidami, ryzyko choroby oczu wzrastało w jeszcze większym stopniu. Zespół Alicji Wolk podkreśla, że wyraźny związek między witaminą C a zaćmą nie dotyczy kwasu askorbinowego pochodzącego z warzyw i owoców. Chodzi raczej o składnik suplementów. W szwedzkim studium 59% zdrowych skądinąd kobiet w wieku 49-83 lat zażywało suplementy. Pięć procent z nich przyznało, że łyka wyłącznie witaminę C, a 9% zdecydowało się na multiwitaminę, która zawiera ok. 60 mg witaminy C. Wśród 1225 pań korzystających tylko z suplementów kwasu askorbinowego u 143 (ok. 13%) przeprowadzono w okresie objętym studium operację usunięcia zaćmy. Podobny zabieg wykonano u 878 z 9.974 kobiet, które nie zażywały żadnych suplementów (circa 9%) i u 252 z 2.259 przedstawicielek grupy multiwitaminowej (ok. 11%). Ryzyko wystąpienia zaćmy starczej pozostawało większe u zwolenniczek suplementów nawet po uwzględnieniu obwodu talii, wykształcenia, spożycia alkoholu, stosowanych leków czy palenia tytoniu. Wolk apeluje, by przeprowadzić dalsze badania w tej dziedzinie, które pozwolą m.in. wskazać mechanizm odpowiadający za opisane zjawisko.
- 10 odpowiedzi
-
Niewielka firma projektowa z St. Louis pozwała do sądu Microsoft i zarzuca koncernowi naruszenie znaku handlowego, nieuczciwą konkurencję oraz niedozwolone naruszenie oczekiwań biznesowych. Powód nazywa się Bing! Information Design i pozwał firmę z Redmond o nazwę jego nowej wyszukiwarki. Przedsiębiorstwo z St. Louis stwierdza, że wykorzystuje internet, wyszukiwarki i własną witrynę jako główne źródła promocji. Jako, że Microsoft promuje wyszukiwarkę Bing, firma projektowa uważa, że zachodzi tutaj konflikt, gdyż nazwa wyszukiwarki Microsoftu może być myląca i wprowadzać w błąd co do związków obu firm i usług świadczoncyh przez Bing! Information Design. Ponadto przedstawiciele mniejszego z przedsiębiorstw twierdzą, że Microsoft wcześniej znał jego nazwę, w związku z czym domagają się odszkodowania i nałożenia na koncern Ballmera obowiązku opłacenia reklam, które wyjaśnią ewentualne pomyłki związane z nazwą. Microsoft ze swej strony oświadczył, że pozew jest bezpodstawny. Przedsiębiorstwu z St. Louis trudno będzie przekonać sąd, że ma racje. Zwykle dopuszcza się bowiem używanie takich samych lub podobnych nazw o ile posługujące się nimi firmy działają na różnych rynkach.
- 1 odpowiedź
-
- pozew
- Bing! Information Design
-
(i 3 więcej)
Oznaczone tagami:
-
Intel poinformował, że podczas styczniowych Consumer Electronics Show 2010 w Las Vegas zaprezentuje 32-nanometrowe układy scalone Westmere. W jej ramach pojawią się procesory z rdzeniem Clarkdale przeznaczone dla desktopów oraz z rdzeniem Arrendale dla urządzeń mobilnych. Westmera to 32-nanometrowa mikroarchitektura Nehalem, która wykorzystuje Turbo Boost oraz Hyper-Threading, które wspólnie zwiększają wydajność całego systemu. Kości Westmere mają również zintegrowany kontroler pamięci oraz technologie inteligentnego zarządzania poborem energii. Technologia Westmere trafi do CPU z rodzin Core i7, Core i5 oraz Core i3. Wiadomo również, że układy Arrendale będą korzystały z dwóch rdzeni oraz wbudowanego rdzenia graficznego wykonanego w technologii 45 nanometrów.
-
Sposób, w jaki dzieci korzystają ze swoich telefonów komórkowych, zależy od ich płci – twierdzi dr Shelia Cotten, socjolog z University of Alabama w Birmingham (New Media & Society). W ramach studium, które objęło ok. 1000 uczniów gimnazjum, dzieci proszono o ocenę częstości korzystania z różnych funkcji aparatu na skali od 0 (nigdy) do 5 (kilka razy w ciągu dnia). Badanie ujawniło, że chłopcy zdobywali więcej punktów niż dziewczyny, odnosząc się do używania komórek do gier, wymiany zdjęć i plików wideo, słuchania muzyki i/lub wysyłania e-maili. Działo się tak nawet po uwzględnieniu dwóch czynników: jak bardzo uczniowie lubili swój telefon i jak sprawnie się nim posługiwali. Ma to wiele wspólnego z socjalizacją typową dla płci. Chłopców uczy się często, by odkrywali świat, podchodzili kreatywnie do technologii i nie bali się demontowania różnych obiektów do elementów, z których je zbudowano. To dlatego młodzi mężczyźni sprawniej posługują się telefonami komórkowymi i mają tendencję do uznawania ich za gadżety. Dla dziewcząt częściej niż dla chłopców komórka była zaś książką telefoniczną/listą kontaktów. Kiedy wzięto pod uwagę wykorzystanie komórki do tradycyjnych celów, a więc do dzwonienia czy wysyłania SMS-ów, nie zaobserwowano różnic międzypłciowych. Dziewczyny rozmawiały średnio przez 2 godziny dziennie, a chłopcy 1,8 godz. Ujawniając te wyniki, nie mówimy rodzicom, by kupowali dziewczynkom aparaty z mniejszą liczbą aplikacji. Oznacza to raczej, że trzeba im poświęcić więcej czasu i uwagi, by pomóc w opanowaniu zaawansowanych funkcji komórek. Kobiety tradycyjnie postrzegają się jako osoby mniej uzdolnione technicznie, zwłaszcza w dziedzinie komputerów. Wybór telefonu dla dziecka cały czas pozostaje kwestią osobistego gustu oraz wieku i dojrzałości pociechy.
-
- telefon komórkowy
- komórka
-
(i 9 więcej)
Oznaczone tagami:
-
W porównaniu do stosowania trocin, wysypywanie placów zabaw piaskiem granitowym zmniejsza u dzieci liczbę złamań ręki (PLoS Medicine). Jak zauważają badacze ze Szpitala dla Chorych Dzieci w Toronto (The Hospital for Sick Children, w skrócie SickKids) oraz z York University, upadków uniknąć się nie da, ale niektóre kończą się wizytą u lekarza, a nawet hospitalizacją. To, jak poważne są urazy, zależy nie tylko od wysokości, z jakiej dziecko spadło, lecz także od rodzaju powierzchni, w którą uderzyło. Studium wykazało, że ryzyko złamania ramienia po upadku ze sprzętów na placu zabaw było 4,9-krotnie wyższe, gdy jako podłoże wykorzystano wióry, a nie piasek. Ryzyko odniesienia innych obrażeń ciała również było wyższe. Złamania ramienia na placu zabaw są powszechne i mogą być poważne. Zwykła warstwa piasku, właściwie utrzymywana, może zapobiec wielu z nich. Mamy nadzieję, że te odkrycia pozwolą uaktualnić obowiązujące standardy – opowiada dr Andrew Howard. W 2003 roku naukowcy zyskali niepowtarzalną szansę na przeprowadzenie randomizowanych badań w terenie. Rada Szkolna dystryktu Toronto przeprowadzała bowiem modernizację nawierzchni licznych placów zabaw, współpracując przy tym właśnie z SickKids. W ciągu 2,5 roku do projektu przyłączyło się 28 szkół. Ich przedstawiciele przekazywali naukowcom raporty z wyszczególnieniem rodzajów i okoliczności wypadków, jakie miały miejsce na terenie placów. Jak wyjaśnia Howard, na piasku rzadziej dochodziło do złamań, ponieważ materiał ten ma mniejszą powierzchnię cierną. Pozwala ręce prześliznąć się bądź zatonąć w sobie, ograniczając przy tym skręty.
- 3 odpowiedzi
-
Badacze z Argonne National Laboratory amerykańskiego Departamentu Energii i Northwestern University odkryli, że po zawieszeniu w roztworze pospolite bakterie mogą napędzać mikroskopijne koła zębate. Pozwala to mieć nadzieję na opracowanie zainspirowanych biologią rozwiązań energetycznych, które będą się dynamicznie dostosowywać do zmieniających się warunków. Zdolność okiełznania i kontrolowania mocy bakteryjnego ruchu jest istotnym wymogiem dla dalszego rozwoju napędzanych przez mikroorganizmy biomechanicznych systemów hybrydowych. W tym układzie koła zębate są miliony razy bardziej masywne od samych bakterii – wyjaśnia Igor Aronson. Mikroprzekładnie mają przekątną zaledwie 380 mikronów, wliczając w to także pochyłe "szprychy". Umieszcza się je w roztworze z tlenowymi laseczkami siennymi Bacillus subtilis. Andrey Sokolov z Princeton University, Igor Aronson z Argonne National Laboratory oraz Bartosz Grzybowski i Mario M. Apodaca z Northwestern University zaobserwowali, że bakterie wydawały się pływać w losowych kierunkach, ale od czasu do czasu zderzały się z zębami koła i zaczynały je obracać w oznaczonym kierunku. Przekręcenie przekładni wymagało współpracy kilkuset bakterii. Kiedy obok siebie umieszczano kilka kół, a ich wypustki zazębiały się jak w mechanizmie zegara, mikroorganizmy były w stanie wprawiać je w ruch w przeciwnych kierunkach; w parze jedno kręciło się w prawo, a drugie w lewo. Przekładnie obracały się synchronicznie nawet przez dłuższy czas. Nasze odkrycie demonstruje, jak mikroskopijne czynniki pływające, takie jak bakterie czy wykonane przez człowieka nanoroboty, mogą w połączeniu np. ze stalą czy plastikiem utworzyć inteligentne materiały, które dynamicznie zmienią swoją mikrostrukturę, zreperują uszkodzenia lub zasilą mikrourządzenia – podsumowuje Aronson. Prędkością obrotów kół da się zarządzać, manipulując zawartością tlenu w roztworze. Zmniejszając stężenie gazu, badacze spowalniali ruch bakterii i przekładni. Usunięcie go w całości zatrzymywało działanie mechanizmu. Po wprowadzeniu tlenu do układu bakterie ożywały i na nowo zaczynały pływać.
- 1 odpowiedź
-
- Igor Aronson
- Bacillus subtilis
-
(i 5 więcej)
Oznaczone tagami:
-
Naukowcy z brytyjskiego Instytutu Sangera ustalili, jako pierwsi w historii, kompletną sekwencję genomu komórek nowotworowych pobranych od dwojga pacjentów. Osiągnięcie to oznacza otwarcie nowej epoki w diagnostyce nowotworów i umożliwia poznanie tej grupy chorób z niespotykaną dotąd dokładnością. Ustalenie sekwencji DNA komórek nowotworowych jest niezwykle ważne, ponieważ zawarte w nim mutacje mają charakter losowy. Sprawia to, że każdy przypadek choroby jest unikalny i wymaga wyjątkowego traktowania. Niestety, technologie stosowane dotychczas pozwalały wyłącznie na badanie stosunkowo niewielkiej liczby genów, przez co dobranie optymalnej terapii bywało niekiedy bardzo trudne. Na szczęście dzięki zespołowi dr Erin Pleasance możemy mówić o nastaniu przełomu w tej dziedzinie. Do swoich badań dr Pleasance wykorzystała komórki pobrane od dwojga pacjentów, chorych na raka płuc oraz czerniaka złośliwego. U każdego z nich sekwencję materiału genetycznego odczytywano dwukrotnie: raz z wykorzystaniem DNA komórek zdrowych, a następnie przy użyciu materiału wyizolowanego z tkanki nowotworowej. Po zakończeniu sekwencjonowania okazało się, że komórki raka płuc zawierały ok. 23000 mutacji, zaś w komórkach czerniaka wykryto ich aż 33000. Oznacza to, że u pacjenta z rakiem płuc pojedyncza mutacja powstawała średnio raz na 15 wypalonych papierosów. W przypadku czerniaka z kolei badacze stwierdzili, zgodnie z oczekiwaniami, obecność mutacji charakterystycznych dla nadmiernej ekspozycji na światło ultrafioletowe. W pewnym momencie, pomimo dostrzegalnych w genomie śladów po próbach zachowania prawidłowej sekwencji DNA, komórki przegrały walkę z mutagenami i weszły na drogę nowotworzenia. Oczywiście dziś jest zbyt wcześnie, by mówić o poznaniu ostatnich tajemnic chorób nowotworowych. Samo poznanie sekwencji genomu zaledwie dwóch populacji komórek nowotworowych także nie dostarcza zbyt wielu danych. Stworzenie rozległej bazy mutacji oraz związanych z nimi efektów biologicznych (a więc np. ich reakcji na leki, tempa rozwoju choroby itp.) pozwoliłoby jednak na ustalenie odcinków DNA ważnych dla nowotworzenia oraz ułatwiłoby poszukiwanie nowych metod leczenia. To dopiero pierwszy przebłysk przyszłości onkologii, nie tylko tej laboratoryjnej, ale także klinicznej. Dokonywane dziś odkrycia złożą się na wiedzę, metody i praktykę związaną z opieką nad pacjentem - cieszy się cieszy się sir Mark Walport, szef Wellcome Trust, instytucji, do której należy Instytut Sangera. Nam pozostaje śledzić dalsze badania prowadzone przez jego podwładnych i trzymać kciuki za ich powodzenie.
-
Nietoperze z rodziny Myzopoda są zwierzętami prawdziwie niezwykłymi. Nie tylko śpią w nietypowej dla nietoperzy pozycji, czyli z głową skierowaną do góry, ale dodatkowo korzystają przy tym z dość nietypowej techniki. Odkryty niedawno mechanizm pozwalający na spoczynek w tej niezwykłej pozycji został opisany na łamach czasopisma Biological Journal of the Linnean Society. Od momentu odkrycia w 1878 r. wydawało się, że przedstawiciele rodzaju Myzopoda przylegają do płaskich powierzchni dzięki przysysaniu się do nich (stąd zresztą wzięła się ich nazwa, Myzopoda znaczy bowiem stopa-przyssawka). Dopiero po 131 latach okazało się jednak, że przynamniej jeden z przedstawicieli tego rodzaju, M. aurita, korzysta w rzeczywistości z sił przylegania do powierzchni zwilżonej uprzednio za pomocą wyspecjalizowanych gruczołów. Teorię o przysysaniu się nietoperza do płaskich powierzchni obalił dr Daniel Riskin z Brown University. Badacz dokonał tego dzięki prostemu eksperymentowi, w którym nietoperze skłaniano do przysysania się do płytki gęsto pokrytej drobnymi otworami uniemożliwiającymi wytworzenie podciśnienia pomiędzy kończyną a płytką. Przytwierdzenie się do nietypowego podłoża nie stanowiło dla osobników M. aurita problemu, co świadczyło o istnieniu innego mechanizmu przylegania. Dopiero po pewnym czasie okazało się, że nietoperze korzystają w rzeczywistości z sił przylegania "na mokro" (podobne zjawisko decyduje o tym, że dwie lekko zwilżone tafle szkła są tak trudne do rozdzielenia). Nadal nie wyjaśniało to jednak, w jaki sposób zwierzę może chodzić po powierzchni lub po prostu szybko oderwać się od niej i odlecieć. Aby rozwiązać tę zagadkę, dr Riskin ponownie skłaniał przedstawicieli M. autira do przylegania do przygotowanych przez siebie płytek, lecz tym razem dodatkowo próbował przesuwać zwierzęta po ich powierzchni. Jak się okazało, siła potrzebna do poruszenia zwierzęcia w kierunku głowy lub oderwania go w kierunku prostopadłym do płytki była znacznie mniejsza, niż siła potrzebna do oderwania go od powierzchni przy przeciąganiu w dół. Dzięki kolejnej serii badań udało się ustalić, że wrażliwość lub odporność na odrywanie od płytki w zależności od kierunku wynika z budowy "przyssawek". Jak się okazało, w każdej z nich jedna z krawędzi jest przytwierdzona do ścięgna, połączonego z kolei z mięśniem kurczącym się podczas pełzania do góry. Zwierzę może w ten sposób z łatwością oderwać kończynę od płytki i poruszyć się, lecz jednocześnie ochronić się przed zsuwaniem się w dół. Okrycie dokonane przez dr. Riskina jest nie tylko biologiczną ciekawostką. Można się spodziewać, że rozwiązania podobne do tych stosowanych przez przedstawiciela rodziny Myzopoda mogą zostać wykorzystane np. podczas prac nad nowymi modelami robotów. Nie od dziś wiadomo bowiem, że wiele spośród najnowocześniejszych maszyn powstało dzięki technologicznemu "powrotowi do korzeni", czyli obserwacji przyrody.
-
- przyssawka
- przyleganie
-
(i 2 więcej)
Oznaczone tagami:
-
Na Uniwersytecie Tokijskim powstała pamięć flash zbudowana z taniego, elastycznego materiału organicznego. Może ona posłużyć do budowy olbrzymich czujników czy wyświetlaczy z wbudowaną pamięcią. Organiczny flash to dzieło zespołu profesora Takeo Someya. Składa się nań macierz 26x26 komórek pamięci z naftalanu polietylenu (PEN). Materiał można wyginać tak, że powstaje łuk o promieniu 6 milimetrów bez szkody dla właściwości elektrycznych czy mechanicznych pamięci. Nowe urządzenie nazwano organicznym flashem, gdyż jest to pamięć nieulotna, składająca się z takich samych bramek, jak te, które tworzą krzemowy flash. Układy flash korzystają z bramek swobodnych, które są izolowane dielektrykiem, dzięki czemu mogą przez lata przechowywać ładunek, a więc i zapisane w nim informacje. Profesor Someya mówi, że prawdziwym wyzwaniem było właśnie znalezienie odpowiedniego materiału do izolowania bramek w elastycznych pamięciach. Musiał być on na tyle cienki, by pozwolić na przejście ładunku do bramki, a jednocześnie na tyle odporny, by nie roztapiać się podczas procesu produkcji. W końcu udało się go stworzyć z dwunanometrowej samoorganizującej się monowarstwy (SAM) oraz czteronanometrowej warstwy tlenku aluminium, którą stworzono utleniając powierzchnię aluminiowej swobodnej bramki. Wyprodukowana przez Japończyków pamięć wykorzystuje napięcie około 6 woltów do kasowania danych, a do odczytu korzysta z napięcia 1 V. Pamięć wytrzymuje ponad 1000 cykli zapisu/odczytu i jest w stanie przechowywać dane przez 24 godziny. Naukowcy sądzą, że czas przechowywania danych uda się zwiększyć wykorzystując SAM z od dłuższych molekułach i zmniejszając rozmiar tranzystorów.
-
- PEN
- naftalan polietylenu
- (i 8 więcej)
-
Naukowcy z California Institute of Technology (Caltech) niedawno opracowali nowe techniki obrazowania, które teraz pozwoliły im na wykonanie zdjęć pól elektrycznych tworzących się wskutek interakcji elektronów i fotonów. Mogli też śledzić zmiany zachodzące w strukturach w skali atomowej. Czterowymiarowa mikroskopia (4D) wykorzystuje pojedynczy elektron, który do tradycyjnej mikroskopii elektronowej wprowadza wymiar czasu, dzięki czemu możliwe jest śledzenie zmian w skali atomowej. Podczas testów naukowcy byli w stanie skupiać strumień elektronów na wybranym przez siebie obszarze obserwowanego obiektu. W tradycyjnej mikroskopii strumień elektronów uderza w obiekt, elektrony odbijają się od atomów obiektu, trafiają do detektora, dzięki któremu uzyskujemy obraz. Jeśli jednak atomy obiektu się poruszają, obraz jest zamazany, przez co części detali nie można dostrzec. Uczeni z Caltechu wykorzystali impulsy elektronów w miejsce stałego ich strumienia. Najpierw testowa próbka, w tym wypadku był to kawałek krystalicznego krzemu, jest podgrzewana za pomocą krótkiego impulsu lasera. Następnie trafia w nią femtosekundowy impuls elektronów. Dzięki temu, że trwa on niewiarygodnie krótko, atomy w próbce nie zdążą przemieścić się na zbyt dużą odległość, dzięki czemu uzyskujemy ostry obraz. Odpowiednio dobierając czas pomiędzy kolejnymi podgrzaniami próbki a bombardowaniem jej elektronami, naukowcy mogą wykonać całą serię "fotografii", którą następnie składają w "film". Technikę tą opracował wybitny naukowiec Ahmed Zewail, laureat Nagrody Nobla w dziedzinie chemii. Brał on też udział, wraz z Brettem Barwickiem i Davidem Flanniganem, w stworzeniu techniki nazwanej indukowaną przez fotony mikroskopią elektronową bliskiego pola (PINEM). Korzysta ona z faktu, że w nanostrukturach fotony generują zanikające pole elektryczne, które może być źródłem energii dla elektronów. Uczeni wykorzystali ten fakt do oświetlania niektórych materiałów impulsem lasera, co powodowało, że materiały te zaczynały "świecić". Rozbłysk trwał bardo krótko, od dziesiątek do setek femtosekund, wystarczająco jednak długo, by udało się go zarejestrować. Podczas swoich eksperymentów uczeni oświetlali impulsami lasera węglowe nanorurki i srebrne nanokable. Natychmiast po impulsie laserowym w kierunku próbek wysyłano elektrony, które "żywiły" się energią generowanych przez fotony pól elektrycznych. Ilość energii pobieranej przez elektrony była proporcjonalna do długości fali światła laserowego. Technika ta pozwala na obrazowanie zanikających pól elektrycznych dzięki badaniom zmian w poziomie energii poszczególnych elektronów. Jak zauważyli twórcy nowej techniki, otwiera ona nowe możliwości przed specjalistami zajmującymi się plazmoniką, fotoniką i dyscyplinami pokrewnymi. To, co jest najbardziej interesujące z punktu widzenia fizyki to fakt, że możemy obrazować fotony za pomocą elektronów. W przeszłości, z powodu trudności w odróżnieniu energii i momentu elektronów i fotonów, nie sądziliśmy, że uda się uzyskać technikę podobną do PINEM czy że uda się zwizualizować to w czasie i przestrzeni - stwierdził Zewail.
- 3 odpowiedzi
-
- California Institute of Technology
- Caltech
- (i 9 więcej)
-
Bezżądła pszczoła australijska Trigona carbonaria w ciekawy sposób radzi sobie ze szkodnikami kolonii - małymi chrząszczami ulowymi (Aethina tumida). Mumifikuje najeźdźców żywcem, powlekając ich woskiem, żywicą i błotem, aż nie mogą się w ogóle ruszyć. Chrząszcze umierają z wygłodzenia i odwodnienia. Strategia jest tak skuteczna, że inwazja zostaje powstrzymana w ciągu zaledwie 10 minut. Autorem opisywanego odkrycia jest entomolog Mark Greco. W Australii występuje ok. 2 tys. gatunków pszczół, w tym 10 bezżądłych. Są one ważnymi zapylaczami, a ich cykl życiowy jest bardzo podobny do cyklu pszczoły miodnej. Pojedyncza kolonia wytwarza w ciągu roku 1-2 kg miodu. Do tej pory niewiele wiedziano o pasożytach i patogenach zagrażających pozbawionym żądeł pszczołom. Greco podkreśla, że od czasu do czasu podczas oporządzania ula znajdowano chrząszcze i inne owady zatopione w woskowych strukturach. Z tego powodu razem z doktorem Peterem Nuemannem zajął się badaniem reakcji T. carbonaria na dorosłe małe chrząszcze ulowe. Wykorzystując tomografię komputerową, panowie mogli obserwować przebieg kontaktów między owadami zarówno przy wejściu, jak i wewnątrz kolonii. Za każdym razem, gdy u progu ula pojawiał się chrząszcz, osaczały go robotnice. Rozpoczynały się zapasy i gryzienie w odnóża. W tym czasie Aethina tumida przyjmowały pozycję żółwia, chowając głowę i odnóża. To tylko ułatwiało pszczołom prace mumifikacyjne, czyli obkładanie woskiem, błotem i żywicą. Pochodzący z Afryki mały chrząszcz ulowy dopiero niedawno pojawił się w Australii. Entomolodzy przypuszczają, że został zaimportowany podczas Letnich Igrzysk Olimpijskich w Sydney w 2000 roku. Może zniszczyć zdrowe kolonie pszczół miodnych oraz zdziesiątkować kolonie pszczół bezżądłych, które zostały nadwątlone przez upał. Zdrowym ulom T. carbonaria nie zagraża.
-
Analitycy firmy IDC uważają, że Windows 7 to ostatni kliencki system Microsoftu, który przypomina systemy, jakie znamy dotychczas. Ich zdaniem koncern z Redmond zbiera ostatnie pieniądze, jakie uda się zarobić na rynku tradycyjnych systemów dla desktopów. "Doszliśmy do wniosku, że Windows 7 jest naprawdę ważną granicą w ewolucji urządzeń klienckich. Sądzimy, że będzie to ostatnia naprawdę dużą masowa edycja kliencka środowiska Windows dostarczana w takim kształcie, w jakim znamy je od ponad dekady" - stwierdził Al Gillen z IDC. Eksperci uważają, że proces adaptacji Windows 7 potrwa od 5 do 7 lat. Gdy będzie dobiegał ku końcowi, sposób w jaki używamy komputerów będzie znacznie inny niż obecnie. Będziemy mieli do czynienia ze środowiskiem znacznie mniej skupionym wokół pecetów. Zmiany nie oznaczają jednak, że Windows zniknie. Pecety jeszcze przez co najmniej 10 lat będą bardzo ważnym elementem w naszych domach. Gillen zauważa jednak, że stanie się z nimi to samo, co z telewizją. Przez lata stanowiła ona centrum rozrywki. Teraz nadal jest obecna, ale musiała podzielić się swoją rolą z wieloma innymi mediami. Zdaniem Gillena Microsoft wygrał bitwę o pecety, ale teraz nadchodzi epoka innych urządzeń i to o nie rozegra się wojna pomiędzy producentami oprogramowania. Analityk przewiduje, że większość nowych urządzeń będzie bazowała na różnych odmianach Linuksa i wykorzysta oprogramowanie niezwiązane z platformą Windows. Jak dotąd Microsoft nie radzi sobie na rynku urządzeń mobilnych i przegrywa rywalizację z iPhone'em, Androidem czy Palmem. Analitycy uważają, że w przyszłości żadna z platform nie zdominuje ani IT domowego, ani korporacyjnego.
- 1 odpowiedź
-
- Linux
- środowisko
-
(i 3 więcej)
Oznaczone tagami:
-
Mężczyźni, którzy angażują się w zajęcia artystyczne, rzadziej cierpią na depresję. Czynniki kulturalne silniej oddziałują na szczęście niż stan posiadania czy zawód. Studium, które objęło niemal 50 tys. osób, ujawniło, że większe zaangażowanie w kulturę i sztukę może poprawić ogólny stan zdrowia psychicznego. Profesor Jostein Holmen zaznacza, że u obu płci sztuka dodatnio wpływała na poziom szczęśliwości. W przypadku mężczyzn wykryto także pozytywny związek między uczestnictwem w kulturze a depresją; im silniej ktoś się angażował, tym rzadziej cierpiał z powodu obniżonego nastroju. Podobnego wniosku nie można wysnuć w odniesieniu do kobiet. Związek między zdrowiem a zajęciami kulturalnymi nie był na tyle silny, by powiedzieć, że to kultura uzdrawia ludzi. Odkrycia powinny jednak zmusić polityków do spojrzenia na zdrowie pod innym – nowym – kątem. W jaki sposób zajęcia kulturalno-artystyczne miałyby walczyć ze złym samopoczuciem psychicznym czy psychozą? Nie od dziś specjaliści uciekają się do arteterapii, od dawna wiadomo też, że muzyka poprawia nastrój, a malowanie umożliwia wyrażanie siebie. To także doskonały sposób na utrzymywanie kontaktów społecznych. Opracowując wyniki, Norwegowie kontrolowali szereg potencjalnie istotnych czynników, w tym status socjoekonomiczny, kapitał społeczny, chroniczne choroby, palenie i picie alkoholu.
- 18 odpowiedzi
-
- zdrowie psychiczne
- depresja
-
(i 5 więcej)
Oznaczone tagami:
-
Gdy Dell ogłosił, że do końca czerwca 2010 roku zwolni 700 z 4500 osób zatrudnionych w Malezji, na firmowej witrynie zaczęły dziać się dziwne rzeczy. Nagle ceny sprzedawanych przez Della przedmiotów uległy znaczącym zmianom. internauci zobaczyli, że Dell oferuje laserową myszkę za niemal 4000 dolarów, a 12-gigabajtowy dysk twardy kosztuje 21 000 USD. Z drugiej strony na witrynie znalazł się dwurdzeniowy Xeon 5060 (3,2 GHz) wyceniony na 10,99 dolara. Inne procesory były równie tanie: Xeon E3110 (3 GHz) za 16,99 czy Xeon E5450 (3 GHz) za 39,99 USD. Nie wiadomo, czy doszło do jakiegoś błędu w systemie, czy jest to celowa złośliwość pracowników firmy.
-
Święty Mikołaj to zły wzór do naśladowania. Promuje otyłość, jazdę po alkoholu, brak ćwiczeń i ryzykowny styl bycia – przekonuje na łamach British Medical Journal dr Nathan Grills z Monash University. Wg specjalisty ds. zdrowia publicznego, za dziecięce problemy z wagą, palenie nastolatków i epidemie chorób zakaźnych można częściowo obwiniać właśnie Mikołaja. Grills zaznacza, że stał się on ikoną i chyba najbardziej rozpoznawalnym człowiekiem na świecie i jako taki jest wykorzystywany do reklamowania właściwie wszystkiego: od telefonów komórkowych, przez fast food i napoje gazowane, po alkohol i papierosy. Choć teraz w niektórych krajach nie może już występować w spotach lub billboardach z tymi ostatnimi, na kartach świątecznych nadal często zaciąga się fajką czy cygarem. Po ciasteczkach, mleku, sherry i piwie lub dwóch nie zaskakuje, że święty ma wokół brzucha pokaźną oponkę. Zwyczaje żywieniowe Mikołaja mogą też wpływać na dorosłych, a zwłaszcza ojców, którzy zazwyczaj chętnie wcielają się w postać czerwonego staruszka z brodą, kiedy ten nie może sam wypełnić do końca swoich zadań. Australijczyk zaleca, by obaj – tata i Mikołaj – zaczęli raczej jeść pozostawione dla renifera Rudolfa marchewki i selery. Mikołaja można by też zachęcić do bardziej aktywnego sposobu dostarczania podarków: na rowerze, pieszo bądź lekkim truchtem. Grills przekonuje, że święty promuje niebezpieczną jazdę: prowadzi po alkoholu (jest nim częstowany w wielu domach), przekracza prędkość, by zdążyć do wszystkich dzieci na świecie, nigdy też nie widziano, by zapinał pasy. W jaki jednak sposób Mikołaj miałby się przyczyniać do wzrostu zachorowań? W jednym z przytoczonych przez specjalistę badań wyliczono, że brodacz kicha lub kaszle do 10 razy dziennie. Niczego niepodejrzewający mały Jan siada zatem na kolanach Mikołaja, ale razem z prezentem dostaje od niego coś jeszcze – wirus grypy H1N1. Jakby tego było mało, staruszek przekonuje do wyjątkowo niebezpiecznych sportów ekstremalnych: surfowania po dachu i skoków z komina. Grills zaznacza, że jego artykuł ma charakter nieco prześmiewczy. Sam czytelnik musi zadecydować, w co wierzyć, a w co nie, a więc trochę jak w sprawie samego Mikołaja. Tekst powstał, gdy Australijczyk poczuł, że musi odpocząć od swojej pracy doktorskiej. Myślę, że Mikołaj jest dobrym modelem dla dzieci, jeśli chodzi o bycie hojnym i dawanie innym prezentów. Prawda wygląda tak, iż święty Mikołaj był wyjątkowo wspaniałomyślnym biskupem.
- 4 odpowiedzi
-
- naśladować
- model
-
(i 3 więcej)
Oznaczone tagami:
-
W najpłodniejszej fazie cyklu kobiety uznają zalotnych mężczyzn za bardziej atrakcyjnych od pozostałych konkurentów. Dr Edward Morrison z Uniwersytetu w Portsmouth zauważył, że podczas owulacji panie wyraźnie preferują twarze "flirciarskie" (Archives of Sexual Behaviour). Pokazuje to, że atrakcyjność niekoniecznie jest ustaloną raz na zawsze właściwością twarzy. Zmieniając sposób, w jaki fizjonomia się porusza, możemy zwiększyć wrażenie wywierane na płci przeciwnej – wyjaśnia Morrison. Brytyjczycy stworzyli animacje twarzy, których ruchy odzwierciedlały mimikę realnych osób, ale wystandaryzowano je, pozbawiając wszelkich charakterystycznych, indywidualnych cech. Następnie 16 kobiet oceniło je na skali zalotności. Najmniej zalotna twarz: Inną grupę 47 pań zapytano, która fizjonomia jest, wg nich, najbardziej atrakcyjna. Poszczególne twarze należało ocenić na skali od 1 do 7. W płodnej fazie cyklu badane stale wybierały twarze skategoryzowane jako najbardziej zalotne. Mapując punkty fizjonomii, by zmierzyć zakres ich ruchu, naukowcy stwierdzili, że gros kobiet preferowało twarze o żywszej mimice. Ponieważ stopień ruchliwości nie był jedynym działającym czynnikiem, skłoniło to psychologów do wysnucia wniosku, że kobiety rozpoznają też w jakiś sposób wskazówki społeczne odnoszące się do wartości danej osoby jako potencjalnego partnera. Twarz jest rejonem, gdzie dochodzą do głosu najbardziej dobitne sygnały – to ludzki odpowiednik pawiego ogona. Chociaż uśmiech jest dość łatwo zinterpretować, cały czas przekazywane są też subtelniejsze komunikaty. Wykorzystujemy ruchy twarzy, by odczytać ludzkie intencje, np. czy ktoś nas lubi, czy nie. To pozwala nam właściwie pokierować wysiłkami zmierzającymi do przedłużenia gatunku. W ramach innych studiów wykazano, że w okresie owulacji kobietom bardziej podobają się panowie wyżsi, o bardziej męskich twarzach i niższych głosach. Stawiając na te cechy, kiedy są bardziej płodne, kobiety zwiększają szanse przekazania ich potomstwu. Wybór najwartościowszego partnera jest najbardziej fundamentalnym aspektem ludzkiego zachowania. Psycholodzy uważają, że po spotkaniu kogoś po raz pierwszy wstępna ocena zależy w 55% od wyglądu i mowy ciała, w 38% od sposobu mówienia, a tylko w 7% od tego, co mówił. Dr Morrison podkreśla, że trudno powiedzieć, co stanowi o czyjejś zalotności, a większość tego, co się na nią składa, postrzegamy zapewne bez udziału świadomości. Wydaje się jednak, że pod nieobecność innych wskazówek społeczne właściwości ruchów twarzy wpływają na to, jak oceniamy atrakcyjność. Jeśli chcemy kogoś zachęcić i przyciągnąć na przyjęciu bożonarodzeniowym, skuteczne flirtowanie powinno w tym pomóc. Flirtując, kobiety śmieją się, uśmiechają, nawiązują kontakt wzrokowy, często dotykają włosów i bez powodu poprawiają ubranie. Mężczyźni również nawiązują kontakt wzrokowy, rozkładają ręce i nogi oraz dotykają innych mężczyzn, np. klepiąc ich po ramieniu. Najbardziej zalotna twarz:
- 1 odpowiedź
-
- zalotne
- preferować
-
(i 6 więcej)
Oznaczone tagami:
-
Dr Renate Smithuis, specjalista ds. średniowiecznych tekstów żydowskich z Uniwersytetu w Manchesterze, odkrył rzadki tekst hebrajskiego egzorcyzmu. W 150 słowach opisuje on krok po kroku ceremonię wypędzania złego ducha Nissim Ben Bunya z wdowy po nim Qamar Bat Rahmy. Smithuis sądzi, że dokument spisano najprawdopodobniej w XVIII wieku i że pochodzi on z Egiptu bądź Palestyny. Fragment stanowi jedyny w swoim rodzaju dowód, iż w synagogach odprawiano tego typu obrzędy. Manuskrypt, z którego pochodzi, znajduje się obecnie w 11 tys. kawałków i jest przechowywany w uniwersyteckiej Bibliotece Johna Rylandsa. Uratowano go z tysiącletniej genizy synagogi Ben Ezra w Kairze (jest ona tak sławna, że często nazywa się ją po prostu genizą kairską). Urywek zawiera opis drugiej część rytuału, w ramach którego mąż lub kandydat na męża wdowy recytował egzorcyzm. Inni zgromadzeni w świątyni mężczyźni mieli mu odpowiadać podobną recytacją. Wydaje się, że zaręczając się bądź wychodząc za Josepha Mosesa Ben Saraha, Qamar była opętana przez ducha (dybuka) zmarłego męża Nissim Ben Bunya. Joseph i zgromadzeni prosili Boga, by duch opuścił ciało kobiety oraz by nowa rodzina i jej dobra były chronione przed dubukiem przez wiele kolejnych lat. Profesor Gideon Bohak z Uniwersytetu w Tel Awiwie, który współpracował z Smithuisem, odkrył, że modlitwa jest przypisywana sławnemu XVIII-wiecznemu kabaliście rabbiemu Shalomowi Shar'abiemu. Od drugiej połowy XVI wieku na obszarze śródziemnomorskim, głównie w Afryce Północnej i Palestynie, pojawiało się wiele historii o dybukach. Ten fragment jest tak ekscytujący, gdyż nie stanowi opowiadania, lecz opis prawdziwego wydarzenia, podczas którego w synagodze recytowano modlitwę. Egzorcyzm odprawiano w obecności minjanu – kworum modlitewnego składającego się z 10 dorosłych mężczyzn [...]. Myślimy, że tekst pochodzi z Egiptu lub Palestyny. Nie chodzi tylko o to, że pozyskaliśmy go z genizy kairskiej. [Wniosek ten jest uzasadniany przez użycie słów o etiologii arabskiej] – Qamar oznacza księżyc, a Rahma miłosierdzie. Biblioteka Johna Rylandsa otrzymała w 2006 r. nagrodę za digitalizację genizy. Wkrótce projekt się zakończy i na witrynie będzie można podziwiać ok. 22 tys. zdjęć w wysokiej rozdzielczości.
- 2 odpowiedzi
-
- Nissim Ben Bunya
- giza kairska
-
(i 5 więcej)
Oznaczone tagami: