-
Liczba zawartości
37694 -
Rejestracja
-
Ostatnia wizyta
nigdy -
Wygrane w rankingu
250
Zawartość dodana przez KopalniaWiedzy.pl
-
Choć umiejętność latania daje ptakom ogromne możliwości kolonizacji nowych obszarów, kilka milionów lat temu większość z nich unikała migracji z Ameryki Południowej do Północnej aż do momentu powstania połączenia lądowego pomiędzy kontynentami - twierdzą badacze z University of British Columbia. Podczas gdy liczne ptaki północnoamerykańskie przelatywały ponad morskimi barierami, które kiedyś rozdzielały kontynenty, niemal wszystkie ptaki tropikalne, szczególnie te z regionu lasów amazońskich, rozpoczęły kolonizację Ameryki Północnej po powstaniu połączenia lądowego, podsumowuje główny autor odkrycia, Jason Weir, dla którego przeprowadzone studium było główną częścią pracy doktorskiej. Stworzona hipoteza jest efektem badań nad próbkami DNA pobranymi od 457 przedstawicieli unikalnych gatunków ptaków zamieszkujących oba kontynenty. Dzięki ustaleniu sekwencji charakterystycznych fragmentów genomu badanych zwierząt możliwe było ustalenie chronologii wyodrębniania się poszczególnych gatunków oraz czasu, w którym doszło do oddzielenia się poszczególnych linii rozwojowych. Jak wynika z przeprowadzonej analizy, większość gatunków przebywających pierwotnie w Ameryce Południowej najwyraźniej unikała migracji na północ aż do momentu jej połączenia z Ameryką Północną, do którego doszło 3 miliony lat temu. Co jest jednak bardzo ciekawe, ptaki z północy nie miały problemów z przelotem nad powierzchnią oceanu. To dość zaskakujące, ocenia zebrane informacje prof. Dolph Schluter, jeden z autorów studium. Czy ptaki nie mogły przelecieć nad tym odstępem? Niektóre tak zrobiły, ale ptaki tropikalne zaczekały na [powstanie] przejścia lądowego. Możliwego wyjaśnienia nieoczekiwanego zjawiska dostarcza obserwacja ptaków zamieszkujących dżunglę amazońską w dzisiejszych czasach. Niektóre z nich unikają przelatywania nawet nad rzekami o szerokości zaledwie 200 metrów. Czy ptaki żyjące kilka milionów lat temu zachowywały się podobnie? Tego najprawdopodobniej nie dowiemy się nigdy.
-
- Ameryka Południowa
- Ameryka Północna
-
(i 4 więcej)
Oznaczone tagami:
-
Francuscy naukowcy zidentyfikowali w komórkach ameb prawdziwie niezwykłe twory. Są nimi wirusy, które nie tylko są dostatecznie duże, by można było oglądać je pod zwykłym mikroskopem optycznym, lecz także posiadają w swoim genomie sekwencje DNA przejęte od różnych gatunków. To zupełnie nowa forma wirusa - cieszy się szef autorów odkrycia, dr Didier Raoult z Uniwersytetu Aix-Marseille II. Ku czci miasta, w którym odkryto nowy patogen, nowej formie zakaźnej nadano nazwę Marseillevirus. Na liście największych wirusów odkrytych w historii nauki nowy patogen został sklasyfikowany na piątym miejscu. Jego cząstki mają średnicę 250 nm, co oznacza, że możliwe jest dostrzeżenie ich pod silnym mikroskopem optycznym. Prawdopodobnie najciekawszym zjawiskiem dotyczącym "wirusa marsylskiego" jest struktura jego genomu. Nie tylko jest on ogromny (zawiera on aż 368 tys. par zasad, w porównaniu do ok. 14 tys. w przypadku wirusa grypy typu A), lecz także zawiera liczne fragmenty o bardzo różnym pochodzeniu. Poszczególne sekwencje zawartego w nim DNA mogły pochodzić od różnych bakterii i zwierząt, a nawet od roślin. Badacze zidentyfikowali w nim także fragmenty DNA pobrane najprawdopodobniej od innego wielkiego wirusa - mimiwirusa. Zdaniem dr. Raoulta złożoność genomu odkrytego patogenu świadczy o unikalnym środowisku panującym wewnątrz komórek ameb. U ameb istnieje mechanizm nieustannej kreacji nowego repertuaru wirusów i nadawania wielkim wirusom predyspozycji do zostania patogenami, twierdzi badacz. Dotychczas nie ustalono jednak, jakie są molekularne podstawy omawianych procesów.
-
Z informacji udostępnionych przez VeriSign iDefense wynika, że Microsoft od wielu miesięcy wiedział o niedawno załatanej dziurze typu zero-day w IE6 oraz IE7. Wszystko wskazuje na to, że koncern zwlekał z łataniem luki gdyż... nie była ona wykorzystywana przez cyberprzestępców. Pochwały pod adresem koncernu z Redmond, który w ciągu kilkunastu dni przygotował poprawkę, są zatem przedwczesne. Jak dowiadujemy się z prowadzonego przez iDefense programu Zero Day Initiative, Microsoft otrzymał informację o dziurze już 9 czerwca bieżącego roku. Firma nic z tym nie zrobiła, mimo że dziura dotyczyła programów, których udziały w rynku sięgają 40%. W końcu 20 listopada w Sieci pojawił się szkodliwy kod. Poprawka została udostępniona po kilkunastu dniach, podczas ostatniego Patch Tuesday. Eksperci byli zaskoczeni, że udało się ją przygotować i przetestować tak szybko. Microsoft zebrał pochwały. Okazuje się jednak, że były one nieuzasadnione. Koncernowi Ballmera udawało się w przeszłości szybko przygotować i udostępnić poprawki nawet poza ich comiesięcznym cyklem. Działo się tak jednak tylko wówczas, gdy mieliśmy do czynienia z niebezpieczną luką, aktywnie wykorzystywaną przez cyberprzestępców. Jak widać, w niektórych przypadkach zanim dziura nie stanie się luką typu "zero-day" Microsoftowi nieszczególnie śpieszy się z jej łataniem.
-
Grupa naukowców z UCLA Henry Samueli School of Engineering and Applied Science, Purdue University i IBM-a wyhodowała krzemowo-germanowe nanokable, które mogą trafić do tranzystorów przyszłej generacji. Jesteśmy podekscytowani z dwóch powodów. Po pierwsze, poszerzyliśmy naszą wiedzę dotyczącą fizycznych podstaw wzrostu nanokabli. Po drugie, ulepszyliśmy je na tyle, że mogą być używane w wysoko wydajnych urządzeniach elektronicznych - mówi Frances Ross z IBM-a. Naukowcy udowodnili, że są w stanie hodować wolne od defektów nanokable z różnych materiałów. Przede wszystkim zaś skupili się na krzemie i germanie. Co niezmiernie ważne, precyzję zakończeń ich nanokabli można wyrazić w skali atomowej. To o tyle istotne, że od jakości połączeń zależy wydajność tranzystora. Im "ostrzejsze" końcówki nanokabli - a w tym przypadku mają one wielkość pojedynczego atomu - tym lepsze właściwości elektryczne budowanego z nich urządzenia. Uzyskanie tak precyzyjnych zakończeń to najważniejsze osiągnięcie wspomnianego zespołu naukowców. Nanostruktury krzemowo-germanowe mają i tę zaletę, że zamieniają energię cieplną w elektryczną. Ta właściwość jest wykorzystywana przez NASA do zasilania satelitów, a coraz częściej myśli się o wykorzystaniu jej w przemyśle samochodowym. Nowe nanokable, dzięki swojej niezwykłej precyzji, będą idealnie nadawały się do podobnych zadań. Uczeni, by uzyskać idealne nanokable krzemowo-germanowe, podgrzali cząsteczki stopu złota z aluminium do temperatury powyżej 370 stopni Celsjusza i stopili je w komorze próżniowej. Następnie wprowadzili do niej gaz zawierający krzem, który spowodował wzrost nanokabli krzemowych. Podobny proces zaszedł po wpuszczeniu do komory gazu z germanem. Podstawową trudnością było uzyskanie naprawdę ostrych połączeń pomiędzy kablami z krzemu i germanu. Uzyskano je dzięki schłodzeniu gazu z krzemem, co pozwoliło na usunięcie nadmiaru materiału z nanokabli, na których następnie zaczęły rosnąć nanokable germanowe. Uczeni skupią się teraz nad hodowaniem nanokabli na znacznie większych powierzchniach niż dotychczas.
-
- Frances Ross
- IBM
-
(i 4 więcej)
Oznaczone tagami:
-
Ludzie przeceniają częstość, z jaką będą używać wymarzonych prezentów świątecznych. Zanim więc dopiszemy do listy kolejną (pro)pozycję dla Gwiazdora czy Aniołka, powinniśmy się dobrze zastanowić, a najlepiej – bo takie podejście sugerują psycholodzy – zapytać o opinię kogoś obcego. Ludzie formułują optymistyczne przewidywania na temat siebie samych. Oczekują, że związki utrzymają się dłużej, wykonanie zadania potrwa krócej, a wszystko ułoży się lepiej, niż naprawdę pokaże życie. Dlatego kiedy ktoś ich zapyta o prezent w postaci gofrownicy, odpowiedzą: "Będę jej używać cały czas!". Czasem jednak rzeczywistość posiadania danego przedmiotu ma się nijak do naszych oczekiwań. Ekspres do cappuccino trudno wyczyścić, z GPS-u marzeń korzystamy naprawdę rzadko, a na grę na pianinie nie mamy zwyczajnie czasu - wyjaśnia Jeffrey Vietri z Albright College. W eksperymencie Amerykanina wzięło udział 164 ludzi. Pomiędzy Dniem Dziękczynienia a połową grudnia szacowali, jak często będą korzystać z przedmiotu, który mieli nadzieję dostać na Gwiazdkę. W związku z tym odpowiadali na kilka pytań: 1) czy obiekt ten zastąpi coś, co już mają, a jeśli tak, to jak często używają wcześniejszej wersji i 2) jak często planują korzystać z prezentu między świętami a marcem. Oceny należało dokonać na skali od 1 (mniej niż raz w roku) do 24 (3 lub więcej razy dziennie). Ochotnicy mieli też napisać krótkie uzasadnienie dotyczące przewidywanej częstości użycia. Wiosną badanym dawano do wypełnienia ten sam 24-punktowy kwestionariusz. Jak łatwo się domyślić, pytanie dotyczyło rzeczywistej częstotliwości sięgania po prezent w okresie poświątecznym. Bez względu na to, jak mocno przed Bożym Narodzeniem ktoś wzdychał do upragnionego przedmiotu, przewidywania były grubo przesadzone. Dwudziestu pięciu procent prezentów używano rzadziej niż oczekiwano. Obdarowani zakładali, że upominki będą wykorzystywane ok. 2-krotnie częściej. Vietri i jego współpracownice Gretchen B. Chapman i Janet Schwartz powtórzyli eksperyment z poinformowanymi i tzw. "ślepymi" obserwatorami. Oni także szacowali na skali, jak często odbiorcy będą korzystać z prezentów w wybranym okresie. Obu grupom powiedziano, czym jest prezent, ale wyłącznie poinformowani mogli się zapoznać z przewidywaniami samych obdarowywanych. Ślepi obserwatorzy nie przeszacowywali ocen jak odbiorcy, ale nie byli też zbyt dokładni. Poinformowani działali o wiele lepiej niż koledzy ze ślepej grupy i osoby czekające na prezent. Częstość użytkowania przeceniali tylko w 10% przypadków. Jeśli obdarowany zakładał, że skorzysta z czegoś 3 razy dziennie, obeznany z jego opiniami obserwator uznawał, że raczej raz na dobę.
- 1 odpowiedź
-
- Jeffrey Vietri
- używać
-
(i 3 więcej)
Oznaczone tagami:
-
Jamie Cap, 46-latek z New Jersey, który cierpi na paraliż czterokończynowy, po 2,5-rocznej batalii z władzami uzyskał pozwolenie na polowanie. Mężczyzna został sparaliżowany przed 30 laty, gdy podczas gry w futbol amerykański doznał urazu szyi. Uniemożliwiło mu to oddawanie się jednej z największych pasji życiowych – polowaniu. Cap może polować jedynie w obecności drugiego człowieka, który unieruchamia m.in. jego wózek. Używa strzelby z nabojami kalibru 12. Broń jest wyposażona w zasilaną bateriami maszynę, którą Amerykanin steruje za pomocą rurki do oddychania. Kąt ustawienia wylotu lufy może korygować, poszturchując ustami przełącznik migowy przechylny. W zeszłym tygodniu wypalił po raz pierwszy od 30 lat - ostatni strzał oddał 3 listopada 1979 r. Ma wrażenie, jakby to było wczoraj, może ze względu na wypadek, jakiemu uległ następnego dnia. Mówi, że to niesamowite przeżycie. Niektórzy ludzie myślą, że to nic, ale niech najpierw będą sparaliżowani przez 3 dekady i dopiero potem ze mną porozmawiają. Jak podkreślają eksperci, niepełnosprawni myśliwi wcale nie należą w USA do rzadkości, ale tetraplegicy są już ewenementem. Vanessa Warner, szefowa sekcji ds. usług dla osób niepełnosprawnych Narodowego Stowarzyszenia Broni, sądzi, że dzieje się tak wskutek braku świadomości istnienia odpowiednich rozwiązań technologicznych, bo żadne prawo stanowe nie zakazuje polowania czy posiadania broni przez niepełnosprawnych. Do samej Warner w tygodniu dociera kilka zapytań dotyczących licencji czy wyposażenia do polowań dla ludzi z paraliżem czterokończynowym. New Jersey jest jednym z nielicznych stanów, w których trzeba spełnić szereg wymogów formalnych, zanim zostanie się legalnym posiadaczem broni. Za pośrednictwem lokalnego wydziału policji trzeba uzyskać kartę identyfikacyjną.
- 89 odpowiedzi
-
Naukowcy z Uniwersytetu Kalifornijskiego w San Diego przygotowali raport o konsumpcji informacji przez Amerykanów w 2008 roku [PDF]. Wynika z niego, że mieszkańcy USA w ciągu 12 miesięcy "użyli" 3,6 zettabajtów (1021, bilion gigabajtów) informacji i niemal 11 biliardów wyrazów. Oznacza to, że przeciętny mieszkaniec tego kraju "konsumował" każdego dnia 34 gigabajty informacji i 100.500 wyrazów. Dane takie uzyskano na podstawie analizy ponad 20 źrodeł informacji. Od książek i gazet po przenośne gry komputerowe, radio satelitarne i internetowy przekaz wideo. W badaniach nie uwzględniono informacji "konsumowanej" w czasie pracy. Uczeni zdefiniowali "informację" jako przepływ danych docierających do ludzi i policzyli bajty, słowa oraz czas spędzany na konsumpcji. Najbardziej rozpowszechnionym sposobem korzystania z informacji jest przekaz obrazkowy. Około 2 zettabajtów pozyskano z gier wideo, a 1,3 ZiB z telewizji. Widać tutaj wyraźny wzrost w porównaniu z poprzednimi badaniami z roku 2000 i 2003. Uczeni zauważają, że liczba godzin spędzanych na konsumpcji informacji rośnie w latach 1980-2008 w tempie 2,8% rocznie. Przed 28 laty przeciętny Amerykanin "konsumował" informacje średnio przez 7,4 godziny na dobę. Obecnie jest to 11,8 godziny. Wśród źródeł informacji nadal dominuje radio i telewizja. Naukowcy wyliczyli, że 60% czasu konsumpcji jest związane właśnie z tymi mediami. Amerykanie spędzają przy źródłach nie związanych z komputerem ponad 75% czasu związanego z konsumpcją informacji. Jednocześnie jednak widać, że komputery zmieniają sposób przyswajania informacji. Przed ich pojawieniem się jedynym interaktywnym źródłem informacji był telefon. Dzięki komputerom 33% słów i ponad 50% bitów jest odbieranych w sposób interaktywny. Komputery przyczyniły się też do zwiększenia, zagrożonego przez telewizję, czytelnictwa, gdyż słowo pisane jest głównym sposobem komunikacji z maszyną. « powrót do artykułu
- 4 odpowiedzi
-
- informacja
- Amerykanin
-
(i 8 więcej)
Oznaczone tagami:
-
Choć wydawałoby się, że dopiero życie człowieka współczesnego jest naprawdę stresujące, a sam stres psychologiczny zaczęto poprawnie opisywać i definiować od lat 30. ubiegłego wieku, czyli po publikacji prac Hansa Selye'ego, to zdecydowanie nieprawda. Badanie włosów Peruwiańczyków, którzy żyli między 550 a 1532 r. n.e., ujawniło bowiem, że znajdowało się w nich sporo kortyzolu, znanego lepiej jako hormon stresu. Emily Webb, doktorantka z Uniwersytetu Zachodniego Ontario, podkreśla, że odkrycia jej zespołu są niezwykle ważne, ponieważ pozwalają lepiej zrozumieć zachowanie, reakcje (np. w odpowiedzi na chorobę) i odczucia ludzi żyjących przed wiekami, a także stres, jakiego doświadczamy my sami. W ramach pilotażowego studium Kanadyjczycy zbadali próbki włosów 10 osób z 5 różnych stanowisk archeologicznych w Peru. Analizowano ich segmenty, by w ten sposób ocenić zawartość kortyzolu w krótkim, lecz krytycznym okresie życia. Choć u wielu wykryto oznaki silnego zestresowania w okresie tuż przed śmiercią, u większości występowały też liczne epizody stresu w końcowych latach życia. Oznacza to, że podobnie jak dziś, jeszcze przed konkwistą podenerwowanie stanowiło część codzienności.
-
Inżynierowie z Uniwersytetu Stanforda stworzyli najdoskonalsze i najbardziej wydajne układy scalone wykorzystujące węglowe nanorurki. Uczonym udało się wyeliminować niedoskonałości, które przyczyniały się do powstawania spięć w obwodach. Dowodzi to, że prace nad węglowymi nanorurkami wykorzystywanymi w tranzystorach wyszły poza dziedzinę odkryć naukowych i mogą być prowadzone na poziomie inżynierskim - powiedział profesor H.-S. Philip Wong, który prezentował najnowsze dokonania swojego zespołu podczas International Electron Devices Meeting w Baltimore. W tej chwili jesteśmy w stanie budować obwody w skali całego plastra krzemowego. Dotychczas mogliśmy tworzyć pojedyncze urządzenia - dodał. Nie oznacza to, że w najbliższym czasie na rynek trafią układy scalone z nanorurkowymi tranzystorami. Na razie bowiem udało się umieścić w nowym chipie stosunkowo niewiele tranzystorów. Najważniejszy jest jednak fakt, że technika, dzięki której tego dokonano, jest podobna do obecnie wykorzystywanych technologii przemysłowych i jest kompatybilna ze standardem VLSI. Układy, które powstały na Uniwersytecie Stanforda, wykorzystują trzy podstawowe techniki opracowane w ostatnich latach na tej uczelni. Pierwsza z nich, stworzona w 2007 roku, pozwala nanorurkowym tranzystorom pracować nawet wówczas, gdy tworzące je nanorurki nie są idealnie dopasowane. Druga, z 2008, umożliwia zgodną z VLSI produkcję nanorurkowych tranzystorów. Trzecia, właśnie zaprezentowana, pozwala na eliminowanie wadliwych nanorurek, które przewodziły prąd wówczas, gdy nie powinny. Uczeni nazwali ją VLSI-compatible Metallic Nanotube Removal (VMR). Przy jej opracowywaniu wykorzystano pomysł, na który w roku 2001 wpadł Paul Collins i jego zespół z IBM-a. Używali oni prądu do niszczenia nanorurek. Uczeni ze Stanforda używają elektrod do oddzielania wadliwych nanorurek od prawidłowych. Te same elektrody mogą być później połączone z nanorurkami, tworząc obwód elektryczny. Najpoważniejszą przeszkodą na drodze do budowy układów scalonych wykorzystujących nanorurki jest opracowanie techniki pozwalającej na zwiększenie liczby nanorurkowych tranzystorów na chipie do wielu milionów. Naukowcy sądzą, że poradzą sobie z tym problemem.
-
- VMR
- VLSI-compatible Metallic Nanotube Removal
- (i 6 więcej)
-
Dwudziestosiedmioletnia Chinka Lin Rong, która została wcześniej deportowana z Japonii za nielegalne przedłużenie pobytu po wygaśnięciu wizy, zdołała oszukać tamtejszy urząd imigracyjny dzięki operacji plastycznej opuszków palców. Kobieta dostała się ponownie do Kraju Kwitnącej Wiśni i została zdemaskowana dopiero po aresztowaniu w innej sprawie. Jak ujawniła tokijska policja, kobieta zapłaciła za zabieg 15 tys. dolarów. Został on przeprowadzony w Chinach. To pierwszy przypadek domniemanego oszustwa biometrycznego w Japonii, ale stróże prawa podejrzewają, że pierwszy wykryty, bo sama praktyka wydaje się szerzej rozpowszechniona. Wg nich, chińscy brokerzy wydają spore kwoty na chirurgiczną zmianę odcisków palców. U Lin Rong płaty skóry z lewej dłoni przeszczepiono do prawej i na odwrót. Pobrano je z kciuków i palców wskazujących. Po aresztowaniu za sfingowane małżeństwo z Japończykiem policja zorientowała się, że na palcach kobiety widnieją nienaturalne blizny. Specjaliści podejrzewają, że w innych krajach, gdzie podczas wjazdu pobiera się odciski palców, może kwitnąć podobny proceder.
- 2 odpowiedzi
-
- przeszczep
- operacja
-
(i 7 więcej)
Oznaczone tagami:
-
Picie kawy wcale nie otrzeźwia. W rzeczywistości upośledza tylko ocenę sytuacji przez sięgającego po nią lub napój energetyzujący człowieka. Pierwszy i najpoważniejszy problem polega na niemożności stwierdzenia, że alkohol nadal działa (Behavioural Neuroscience). Gdy dr Thomas Gould z Temple University i jego zespół prowadzili badania na myszach, po kofeinie gryzonie stawały się bardziej czujne, co jednak nie usuwało wywołanych przez procenty zaburzeń świadomości, m.in. upośledzenia zdolności do unikania rzeczy, które mogą wyrządzić krzywdę. Mit o mocach wytrzeźwieniowych kawy należy czym prędzej obalić, ponieważ łączne spożywanie kawy i alkoholu może w rzeczywistości prowadzić do podejmowania złych decyzji i katastrofalnych skutków. Odczuwający zmęczenie i zamroczenie ludzie, którzy pili tylko alkohol, mogą być bardziej skłonni do przyznawania, że są pijani. Dla odmiany osoby łączące małą czarną i drinki czują się przytomniejsze i na tyle sprawne, by dać sobie radę w potencjalnie niebezpiecznych sytuacjach, np. podczas jazdy samochodem czy w konfrontacji z określonymi sytuacjami społecznymi. Amerykanie sprawdzali, jak myszy radzą sobie z przebyciem labiryntu i unikaniem nieprzyjemnych bodźców po spożyciu alkoholu, kofeiny bądź jednego i drugiego. Okazało się, że pijane gryzonie były bardziej ruchliwe i pewne siebie, ale miały problem z nauczeniem się unikania nieprzyjemności. Zwierzęta, którym podano odpowiednik 6-8 kaw dla ludzi, stały się bardziej lękliwe, mniej się przemieszczały i gorzej uczyły. Po podaniu alkoholu i kofeiny, naukowcy zauważyli, że alkohol eliminuje wywoływaną przez kofeinę ostrożność/lęk, ale nie zanika związana z upojeniem obniżona zdolność uczenia. Przez to zwierzęta uspokajały się, ale nie umiały unikać zagrożeń. Po alkoholowo-kawowym koktajlu ludzie czują się niemal trzeźwi i zdolni do prawie normalnego funkcjonowania, ale jak wiadomo – prawie robi wielką różnicę...
- 6 odpowiedzi
-
- Thomas Gould
- alkohol
-
(i 4 więcej)
Oznaczone tagami:
-
Odchudzające diety wysokotłuszczowe mogą być niebezpieczne dla układu krążenia - uważają badacze z Royal Victoria Hospital w Belfaście. Jak zaobserwowali autorzy studium, szkodliwe zmiany w naczyniach krwionośnych są widoczne już po ośmiu tygodniach od zmiany sposobu odżywiania. Obiektem przeprowadzonych badań była grupa 24 osób otyłych lub obarczonych nadwagą, u których nie doszło (choć w większości przypadków mogłoby dojść, gdyby ich ciała dłużej utrzymywały nieprawidłową wagę) do rozwoju cukrzycy. Uczestników podzielono na dwie grupy. Osoby z jednej z nich poproszono o korzystanie z diety wysokowęglowodanowej, w której 60% wartości energetycznej pochodziło z węglowodanów, zaś 20% z tłuszczów. W drugiej grupie zastosowano dietę o odwrotnych proporcjach poszczególnych składników. Wszyscy ochotnicy korzystali z przepisanej im diety przez 8 tygodni. Każdy z serwowanych posiłków był przygotowywany przez badaczy, zaś osoby badane nie miały prawa przyjmować pokarmów z innych źródeł. Dietę zaplanowano tak, by ilość podawanego pożywienia wywoływała deficyt energetyczny organizmu na poziomie 500 kcal dziennie. Po zakończeniu dwumiesięcznego eksperymentu okazało się, że zastosowane diety nie różnią się pod względem skuteczności w odchudzaniu. Identyczna była także poprawa wrażliwości na insulinę, będąca u osób otyłych bardzo pożądanym objawem. Niestety, walory zdrowotne obu sposobów odżywiania znacząco różniły się. U osób stosujących dietę wysokotłuszczową nawet po tak krótkim czasie zaobserwowano wyraźne zmiany w sztywności obwodowych naczyń krwionośnych. Ich tętnice stały się mało elastyczne, co groziło ich uszkodzeniem i rozwojem np. zawału serca. Jak uważa główny autor studium, dr Steven Hunter, zebrane dane są dostatecznie przekonujące, by na ich podstawie uznać diety wysokotłuszczowe za potencjalnie niebezpieczne dla zdrowia. Zamiast nich badacz proponuje dietę o niższej zawartości tłuszczu oraz wyższej podaży węglowodanów, koniecznie połączoną z aktywnością fizyczną.
- 2 odpowiedzi
-
Fizycy oszacowali, że jeśli w pobliżu samolotu uderzy piorun lub dojdzie do ziemskiego błysku gamma (ang. terrestrial gamma ray flash, TGF), załoga i pasażerowie narażeni są na dawkę promieniowania rentgenowskiego, promieni gamma i elektronów wysokoenergetycznych, która stanowi odpowiednik 400 prześwietleń klatki piersiowej. Naukowcy z Florydzkiego Instytutu Technologii, Uniwersytetu Kalifornijskiego w Santa Cruz i Uniwersytetu Florydzkiego podkreślają, że w USA pioruny trafiają w samoloty linii lotniczych raz bądź dwa razy do roku. Nie wiemy, jak często samolot znajduje się dokładnie w takim miejscu, by otrzymać wysoką dawkę promieniowania. Sądzimy, że zdarza się to bardzo rzadko, ale potrzeba kolejnych badań, by ostatecznie wyjaśnić tę kwestię – wyjaśnia prof. Joe Dwyer. Badacze nie przeprowadzali pomiarów na pokładach samolotów. Zamiast tego posłużyli się danymi z satelitów i modelami komputerowymi. Dzięki satelitom w oszacowaniach ujęto TGF, które biorą początek w burzach z piorunami, występujących na wysokościach zarezerwowanych dla pasażerskich odrzutowców. W analizach uwzględniono też pomiary promieniowania rentgenowskiego i gamma, przeprowadzane przy gruncie po uderzeniu naturalnego pioruna i po sztucznym wywołaniu wyładowania po wystrzeleniu w chmurę racy z drutem. Naukowcy sądzą, że pioruny i TGF są powiązanymi zjawiskami, ponieważ obu towarzyszy emitowanie wysokich dawek promieniowania rtg. i γ oraz wyraźny rozbłysk światła. Amerykanie uważają, że wokół rozbłysków na obszarze boiska futbolowego promieniowanie jest na tyle wysokie, by osiągnąć biologicznie istotny poziom. Jeśli samolot znajdzie się gdzieś w pobliżu, wszyscy na pokładzie w ciągu mniej niż jednej milisekundy otrzymają dawkę 10 remów, a to maksymalna dawka ekspozycji na promieniowanie, uznawana za bezpieczną w ciągu całego życia człowieka. Stanowi odpowiednik 400 prześwietleń klatki piersiowej, trzech skanów tomografem komputerowym lub 7500 godzin lotu w normalnych warunkach (wszyscy pasażerowie są narażeni na lekko podwyższony poziom promieniowania kosmicznego). Choć intensywne ziemskie błyski gamma powstają co pewien czas podczas burzy, szansa na bezpośrednie uderzenie przez nie jest mała – zaznacza prof. David Smith, fizyk z Uniwersytetu Kalifornijskiego w Santa Cruz. Naukowcy zwracają też uwagę na fakt, że piloci unikają lotów przez burze, a to dodatkowo ogranicza prawdopodobieństwo napromieniowania.
- 11 odpowiedzi
-
- prześwietlenie klatki
- gamma
-
(i 6 więcej)
Oznaczone tagami:
-
Przekonania dotyczące cech osobowości dzieci zależnych od kolejności urodzeń nie są li tylko stereotypami. Okazuje się bowiem, że najstarsze dzieci rzeczywiście mniej chętnie współpracują, dzielą się i są bardziej nieufne od reszty rodzeństwa (Animal Behavior). Dotąd wnioski na temat osobowości braci i sióstr wyciągano na podstawie kwestionariuszy oraz wywiadów z przyjaciółmi i krewnymi. W ten sposób ustalono, że środkowe dzieci są uspołecznione w większym stopniu niż dzieci najstarsze i najmłodsze, ponieważ rodzice poświęcają im najmniej uwagi, dlatego muszą szukać wsparcia poza rodziną. Biolog ewolucyjny Alexandre Courtiol z Université Montpellier 2 był jednak zainteresowany bardziej obiektywną oceną osobowości rodzeństwa. Poprosił więc 510 niespokrewnionych ze sobą studentów, by wzięli udział w dwuosobowej grze inwestycyjnej. Wszyscy rozpoczynali zabawę z 3 euro w kieszeni. Gracz A, inwestor, mógł przekazać dowolną część tej sumy graczowi B, bankierowi, który mógł ją potroić. Gracz B postanawiał potem, jaką część powiększonej kwoty oddać inwestorowi. Jako że bankier nie miał obowiązku przesyłania jakichkolwiek pieniędzy graczowi A, kwota powierzona mu przez inwestora stanowiła miarę zaufania. Z kolei suma zwracana graczowi A przez gracza B to wskaźnik wzajemności. Naukowcy losowo przypisywali ochotników do grupy inwestorów czy bankierów. Informowali też, że nikt nie spotka się ze swoim partnerem. By mieć pewność, że rezultatów nie zaburzy jakieś przypadkowe zachowanie drugiego gracza, eksperymentatorzy sami wcielali się w jego postać. Gdy uzyskane dane uporządkowano z uwzględnieniem kolejności urodzeń, okazało się, że pierworodni A wykazywali mniejsze zaufanie niż odgrywające tę samą rolę najmłodsze dzieci w rodzinie, wysyłając bankierowi o 25% niższą kwotę. Pierworodni gracze B oddawali natomiast mniej zarobionych pieniędzy inwestorom (o 22-29%). Kolejność urodzeń wpływała na wyniki silniej niż inne potencjalnie istotne czynniki, w tym wiek, płeć, dochody czy wierzenia religijne, ale i ona wyjaśniała tylko 10% zaobserwowanej zmienności. Skąd u najstarszych dzieci takie podejście? Francuzi sądzą, że powodów może być kilka. Po pierwsze, pierworodny skupia początkowo na sobie całą uwagę rodziców, dlatego potem, gdy rodzina się powiększa, odczuwa silniejszą potrzebę konkurowania i mniejszą współpracy. Potwierdza to zachowanie jedynaków, którzy przypominają bardziej dzieci środkowe i najmłodsze. To sugeruje, że tym, co wpływa na działania kooperacyjne, nie jest pierwszeństwo. Zamiast tego dzieci po prostu zmieniają zachowanie, gdy pojawia się rodzeństwo – uważa Courtiol.
-
- zaufanie
- współpraca
-
(i 6 więcej)
Oznaczone tagami:
-
Firma Touch Bionics jest autorem pierwszych w historii bionicznych palców. Urządzenie o nazwie ProDigits jest przystosowywane do indywidualnych potrzeb każdego pacjenta, umożliwiając mu dotykanie, chwytanie i wskazywanie. Każdy ze sztucznych palców jest indywidualnie budowany, dzięki czemu jest autonomicznym urządzeniem, co pozwala na jego konfigurację w zależności od potrzeb. Użytkownik dłoni może poruszać palcami za pomocą jednego z dwóch mechanizmów. Może wykorzystać czujniki mioelektryczne, które rejestrują sygnały z mięśni lub też czujniki reagujące na ciśnienie. Działają one jak rodzaj touchpada i odbierają sygnały z ocalałego kciuka lub tkanki otaczającej kość śródręcza. Urządzenie wykrywa, gdy jest zaciśnięte wokół przedmiotu, umożliwia ustawienie różnej konfiguracji palców tak, by uchwyt był jak najbardziej pewny. Pierwszym użytkownikiem ProDigits jest Michael Bailey, który w wypadku stracił trzy palce lewej dłoni, połowę z niej oraz pięć z ośmiu kości nadgarstka. Bailey stwierdził, że, mimo iż wcześniej nie miał do czynienia z podobnie działającymi protezami, używanie ProDigits jest niezwykle łatwe. "Prawdę mówiąc, uczyłem się przez pięć minut i działa świetnie. Czuję, jakby była częścią mnie" - powiedział. Bioniczne palce nie są tanie. kosztują od 57 do 73 tysięcy dolarów.
- 5 odpowiedzi
-
- bioniczne palce
- sztuczne palce
-
(i 2 więcej)
Oznaczone tagami:
-
Testosteron cieszy się złą sławą hormonu agresji, ryzykanctwa i niewierności, tymczasem okazuje się, że mamy raczej do czynienia z samospełniającym się proroctwem. Kobiety, którym podawano testosteron, zachowywały się bardziej wspaniałomyślnie niż panie zażywające placebo. Jeśli jednak badane przypuszczały, że zaaplikowano im hormon, stawały się bardziej samolubne od koleżanek przekonanych o przynależności do grupy placebo. Nie miało przy tym znaczenia, co naprawdę im podano. Autorami eksperymentu są dwaj naukowcy z Uniwersytetu w Zurychu – neurolog Christoph Eisenegger i ekonomista Ernst Fehr – oraz Michael Naef z Royal Holloway (również ekonomista). Niemal wszyscy wierzą, że testosteron wzmaga agresję – podkreśla Fehr. Wcześniejsze badania wykazywały zresztą, że kastracja samców szczurów zmniejsza ich waleczność. Brytyjsko-szwajcarskie studium udowadnia jednak, że rezultatów badań na zwierzętach nie można bezpośrednio przekładać na ludzi. Owszem, w pewnych okolicznościach testosteron rzeczywiście działa tak, jak się uważa, ale jego podstawową rolą zarówno u mężczyzn, jak i u kobiet jest poszukiwanie i utrwalanie wyższego statusu społecznego. Zespół Fehra postanowił prowadzić badania z udziałem kobiet, ponieważ wcześniej ustalono, jak długo zewnętrzna dawka hormonu pozostaje w organizmie. Naukowcy zebrali grupę 121 pań. Po podaniu testosteronu lub placebo miały wziąć udział w grze ekonomicznej, której podstawę stanowiła współpraca. Jedna uczestniczka dostawała 10 dolarów, ale musiała się podzielić z inną kobietą. Jeśli ta odrzuciła jej ofertę, pierwsza traciła swoje pieniądze. Badacze założyli, że jeśli testosteron odgrywa rolę w ustalaniu pozycji, ochotniczki, którym go podano, powinny się bardziej obawiać odrzucenia niż pozostałe panie i w związku z tym składać koleżankom hojniejsze oferty. Tak się rzeczywiście działo, należało jednak wziąć poprawkę na przekonania badanych. Kobiety, którym przed grą podano 0,5 mg testosteronu, oferowały średnio 3,9 dol., a panie po 0,5-mg dawce placebo ok. 3,4 dol. Te, które fałszywie przypuszczały, że zaadministrowano im hormon, postępowały tak, jak zakłada "ludowa" mądrość – samolubnie – i proponowały partnerkom negocjacji stawkę niższą o ok. 1 dolara (w porównaniu do kobiet sądzących, że zażyły placebo). Kiedy wolontariuszki wypytywano o przekonania na temat testosteronu, twierdziły, że oddziałuje na egoizm zachowania, agresję i tendencję do podejmowania ryzyka. Uzyskane wyniki wskazują, że testosteron wpływa nie tylko, a właściwie nie tyle na agresję, co na wrażliwość dotyczącą statusu. U zwierząt ze stosunkowo prostą strukturą społeczną zwiększona świadomość pozycji może się rzeczywiście wyrażać jako agresja. W złożonym środowisku ludzkim status zabezpieczają jednak zachowania prospołeczne, nie agresja. Za prostoduszne bądź napastliwe postępowanie odpowiada zatem wzajemna gra między testosteronem a zróżnicowanym społecznie środowiskiem ludzi, a nie sam testosteron – podsumowuje Michael Naef.
-
Google opublikowało wersję beta przeglądarki Chrome dla systemów Mac OS X i Linux. Wcześniej program był dostępny tylko jako wersja developerska. Brian Rakowski, menedżer produktu z Google'a, stwierdził: Zabrało nam to więcej czasu, niż sądziliśmy, ale mam nadzieję, że warto było czekać. Z kalendarza prac nad przeglądarką wynika, że kolejna stabilna wersja Chrome'a dla Mac OS X i Linuksa powinna pojawić się 12 stycznia. Nie wiadomo, czy termin ten zostanie dotrzymany. Chrome dla Windows zadebiutował ponad rok temu.
-
Dr Michael Aamodt, psycholog z Radford University, przedstawił równanie, które pozwala wyliczyć szanse na powodzenie małżeństwa czy – jak kto woli – prawdopodobieństwo rozwodu na podstawie zawodu jednego z małżonków. Wynika z niego, że tancerze, choreografowie, barmani, pielęgniarki i masażyści rozwodzą się częściej niż weterynarze, nauczyciele lub osoby, które zdobyły wykształcenie inżyniera rolnika (Journal of Police and Criminal Psychology). Ludzie pracujący w zawodach wymagających opiekowania się innymi lub związanych z dużym stresem, ekstrawertywnych z większym prawdopodobieństwem rozstają się z partnerami. Tancerze, choreografowie oraz masażyści obojga płci z 40-proc. prawdopodobieństwem doświadczą rozpadu związku. Wysokie ryzyko wiąże się także z pracą psychiatry, pielęgniarki/pielęgniarza oraz opiekuna osób starszych i niepełnosprawnych. Najtrwalsze związki tworzą inżynierowie rolnicy, tutaj prawdopodobieństwo rozstania wynosi zaledwie 2%. Tylko nieco gorsi od nich – z ryzykiem oscylującym w granicach 2-7% - są dentyści, duchowni wyznań zezwalających na zawieranie małżeństw, optycy oraz podiatrzy. O ile nie dziwi, że związki rozpadają się, gdy ludzie spędzają w pracy długie godziny lub stykają się z wieloma osobami i poznają kogoś bardziej interesującego niż obecny partner, o tyle zaskakuje, że podobne doświadczenia mają przedstawiciele "opiekuńczych" profesji. Dai Williams z Brytyjskiego Towarzystwa Psychologicznego uważa, że może się tak dziać, gdyż dbają o innych kosztem własnej rodziny lub są naturalnie bardziej wrażliwi, co odbija się także na ich własnym związku. Jak Aamodt skonstruował swoje równanie? Liczbę rozwiedzionych bądź znajdujących się w separacji reprezentantów danego zawodu podzielił przez ogólną liczebność populacji i odjął od tego wszystkich, którzy się nigdy nie ożenili/nie wyszli za mąż. W ten właśnie sposób "potraktował" przedstawicieli 449 zawodów. Praca na zmiany czy w weekendy oraz nadgodziny nie wpływały znacząco na szanse powodzenia związku. lp.ZawódPrawdopodobieństwo rozwodu 1.Tancerz i choreograf43,05% 2.Barman38,43% 3.Masażysta38,22% 4.Pielęgniarz, opiekun28,95% 5.Artysta sceniczny, sportowiec i zawody pokrewne28,49% 6.Boy hotelowy, konsjerż28,43% 7.Telemarketer28,10% 8.Kelner27,12% 9.Dekarz26,85% 10.Pokojówka, sprzątaczka26,38% 11.Szef kuchni20,10%
- 6 odpowiedzi
-
Picie kawy obniża ryzyko wystąpienia zaawansowanych nowotworów prostaty. Zgodnie z najnowszymi wynikami badań, mężczyźni spożywający najwięcej czarnego naparu zapadają na agresywne nowotwory aż o 60% rzadziej niż panowie, którzy w ogóle nie sięgają po espresso czy mokkę. Dr Kathryn Wilson z Harvard Medical School wyjaśnia, że kawa ma wpływ na to, jak organizm rozkłada cukry oraz na poziom hormonów płciowych, a to dwa czynniki powiązane z nowotworem prostaty. Ponieważ bardzo rzadko udawało się wykazać, że coś uznawanego za część stylu życia konsekwentnie oddziałuje na ryzyko nowotworu prostaty, zwłaszcza agresywnego, Amerykanka uważa, że potwierdzenie doniesień jej zespołu byłoby odkryciem niezwykle istotnym dla profilaktyki onkologicznej. Na razie badacze z Harvardu nie wiedzą, jaki konkretnie składnik kawy odpowiada za opisywany efekt ochronny. Co cztery lata (od 1986 do 2006 r.) naukowcy dokumentowali spożycie kawy przez blisko 50 tys. mężczyzn. Wcześniejsze badania nad wpływem napojów zawierających kofeinę na nowotwory prostaty dawały mieszane rezultaty. Dr Wilson uspokaja jednak: Wyniki naszego zespołu sugerują, że nie ma powodu, by przestawać pić kawę z powodu obaw o prostatę.
- 7 odpowiedzi
-
- prawdopodobieństwo
- ryzyko
-
(i 5 więcej)
Oznaczone tagami:
-
Restrykcja kaloryczna, czyli ograniczenie wartości energetycznej pokarmów przy zachowaniu dostaw makro- i mikroelementów oraz witamin, jest jak dotąd jedyną udokumentowaną metodą pozwalającą na przedłużenie życia osobniczego. Większość testów takiej diety kończyła się jednak znacznym ograniczeniem płodności badanych organizmów. Badacze z University College London twierdzą jednak, że znaleźli rozwiązanie tego problemu. Dzięki eksperymentom na samicom muszki owocowej (Drosophila melanogaster) zespół prowadzony przez Richarda Grandisona i Matthew Pipera chciał dowiedzieć się, czy wpływ restrykcji kalorycznej na organizm wynika z ogólnego obniżenia wartości energetycznej pokarmu, czy też tylko z ograniczenia podaży określonych związków. W tym celu owady podzielono na liczne grupy, w których testowano wpływ poszczególnych składników diety na długość życia, płodność oraz ogólną kondycję. Po zakończeniu serii eksperymentów okazało się, że składnikiem kluczowym dla zachowania płodności była metionina - jeden z tzw. aminokwasów egzogennych, czyli takich, których organizm muszki nie potrafi wytworzyć samodzielnie. Jak wykazali badacze, zwiększenie podaży tego związku w diecie z restrykcją kaloryczną pozwalało nie tylko na utrzymanie znacznej długości życia, lecz także na zachowanie płodności typowej dla D. melanogaster. Niezwykle ciekawe jest to, że zwiększenie ogólnej podaży białek, będących z punktu widzenia chemii polimerami aminokwasów, nie poprawiało płodności muszek. Wygląda więc na to, że aminokwasy zawarte w diecie wchodzą w nieopisane jeszcze interakcje mogące zaburzać zdolność do rozrodu podczas restrykcyjnej diety. Oczywiście jest zbyt wcześnie, by oczekiwać równie korzystnego wpływu suplementacji metioniny na zdrowie, płodność i długość życia ludzi. Możemy się jednak spodziewać, że chętnych na podjęcie wyzwania związanego z korzystaniem takiej diety by nie brakowało.
-
- długość życia
- dieta
-
(i 4 więcej)
Oznaczone tagami:
-
W ogrodzie zoologicznym w Paryżu zmarł Kiki - 146-letni samiec wielkiego żółwia z Seszeli (Dipsochelys Hololissa). Był on jednym z najstarszych zwierząt żyjących na Ziemi i jednocześnie jednym z nielicznych pozostałych przy życiu przedstawicieli swojego gatunku, uznawanego za wymarły w naturze. Według Michela Saint Jalme'a, zastępcy dyrektora paryskiego zoo, Kiki mógł mieć przed sobą jeszcze wiele lat życia. Niestety, jego życie skończyło się dość nagle w wyniku infekcji. Ogromny żółw trafił do Francji w roku 1923, a więc jeszcze przed osiągnięciem połowy ostatecznego czasu swojego życia. W czasie pobytu w paryskim zoo gad zdążył osiągnąć wagę niemal 250 kg - dostatecznie dużą, by zasłużyć sobie na transport wyjątkowo luksusowym pojazdem, jakim był... wózek widłowy. Opiekunowie zmarłego staruszka wspominają go jako zwierzę wyjątkowo charyzmatyczne i skore do, jak to ujęto, "bezwstydnego uprawiania miłości". Podczas zalotów gigantyczny gad uganiał się za samicami pomrukując przy tym tak głośno, że było go słychać na drugim końcu obszaru ogrodu. W chwilach, gdy żadna samica nie miała ochoty na amory, wiecznie niezaspokojony Kiki potrafił odreagować swoje żądze nawet na... stojącej w zagrodzie taczce. W ostatnich latach przedstawiciele ogrodów zoologicznych kilkakrotnie informowali o śmierci wyjątkowo starych okazów wielkich zółwi. W 2006 r. w jednej z australijskich placówek w wieku 175 zmarła Harriet, samica żółwia Galapagos. Dwa lata wcześniej odszedł z kolei Timothy - 165-letni okaz żółwia śródziemnomorskiego. Długość życia Kikiego nie był więc rekordowa, lecz warto sobie uświadomić, że zwierzę to narodziło się w czasie, gdy na terenie Polski trwało... powstanie styczniowe.
-
Wystarczy zanurzyć kartkę papieru w tuszu wykonanym z węglowych nanorurek i srebrnych nanokabli, by błyskawicznie uzyskać baterię lub superkondensator - stwierdza profesor Yi Cui z Uniwersytetu Stanforda. Społeczeństwo potrzebuje tanich, wysoko wydajnych urządzeń przechowujących energię, takich jak baterie i proste superkondensatory - mówi uczony. Naukowiec mówi, że jego baterie są szczególne. Dzięki wykorzystaniu materiałow w skali nano, podstawowe elementy baterii są bardzo małe, przez co tusz z nanorurkami i nanokablami bardzo mocno przyczepia się do włókien papieru. To zaś powoduje, że baterie są niezwykle wytrzymałe. Superkondensator wykonany metodą proponowaną przez Cui jest w stanie wytrzymać 40 000 cykli ładowania/rozładowania, a więc znacznie więcej niż nowoczesne baterie litowe. Papierowe baterie mają też kolosalną zaletę - trudno je zniszczyć. Można je zmiąć, wygiąć, zanurzyć w roztworze kwasu lub zasady, a zachowają swoją wydajność. Nie sprawdzaliśmy jeszcze, co się stanie, gdy je spalimy - mówi Cui. Superkondensatory wykonane z papieru mogą być przydatne w przemyśle motoryzacyjnym. Mają bowiem dużą powierzchnię w stosunku do objętości, mogą więc przechowywać sporo energii. Ta technologia może zostać bardzo szybko skomercjalizowana. Nie sądzę, by jej zastosowanie ograniczyło się tylko do przechowywania energii. To potencjalnie tania, elastyczna elektroda dla każdego urządzenia elektronicznego - stwierdził profesor Peidong Yang z Uniwersytetu Kalifornijskiego w Berkeley. Zdaniem wynalazcy papierowych baterii, najbardziej przydadzą się one w przemyśle produkującym i dystrybuującym energię. Pozwolą bowiem w bardzo tani i prosty sposób przechowywać energię wyprodukowaną poza szczytem i uwolnić ją w szczycie.
- 2 odpowiedzi
-
- Uniwersytet Stanforda
- nanokable
-
(i 5 więcej)
Oznaczone tagami:
-
Pomimo, że microsoftowy Bing to najmniej popularna z "Wielkiej Trójki" wyszukiwarek, okazuje się, że jest ona znacznie lepszym medium reklamowym, niż jej główni konkurenci - Yahoo! i Google. Jednak i tak całą "Wielką Trójkę" na głowę bije AOL. Firma Chitika dostarcza dane dotyczące efektywności wyszukiwarek jako medium reklamowego. Obecnie wyszukiwarki zarabiają nie na samym wyświetlaniu reklam, ale na kliknięciach w nie. Wskaźnikiem efektywności jest tutaj wartość CTR (click-through rate), która pokazuje, jaki procent wyświetleń reklamy kończy się kliknięciem. Z danych Chitiki wynika, że wartość ta dla Binga ciągle rośnie. W lipcu CTR wyszukiwarki Microsoftu był o 50% lepszy niż CTR Google'a. Obecnie jest ona aż o 77% lepsza. Jeszcze lepiej radzą sobie Ask (CTR o 79% wyższe niż Google'a) oraz AOL (154% lepiej). W okresie badanym przez Chitikę Google wyświetlił 113.332.938 reklam i zanotował 1.115.452 kliknięcia, co daje CTR na poziomie 0,98%. W tym samym czasie na 9.972.035 wyświetleń Yahoo! zanotowało 136.506 kliknięć (CTR 1,37%), Bing pokazał użytkownikom 7.741.724 reklam notując 134.536 kliknięć (CTR 1,74%). Rekordzistą pozostaje AOL z 42.597 kliknięciami na 1.706.858 wyświetleń z CTR 2,50%. Jak zauważył Daniel Ruby, dyrektor Chitiki, najbardziej cennym pod względem finansowym użytkownikiem jest osoba przekierowana właśnie z AOL.
- 7 odpowiedzi
-
- kliknięcie
- reklama
- (i 6 więcej)
-
Dieta, na którą składają się mięso kurczaka, ryby i koktajle białkowe, może znacznie poprawić stan osób z urazami mózgu (Proceedings of the National Academy of Sciences). Akiva Cohen z Uniwersytetu Pensylwanii doprowadzał do uszkodzeń mózgu u myszy, wstrzykując ciecz przez wydrążony w czaszce otwór. Po tygodniu, w porównaniu do zwierząt kontrolnych, gryzonie te miały znacznie niższy poziom 3 aminokwasów o rozgałęzionych łańcuchach (ang. branched-chain amino acids, BCAAs): leucyny, izoleucyny i waliny. BCAA są aminokwasami egzogennymi, muszą więc być dostarczane z pożywieniem. Szczególnie leucyna może bezpośrednio pobudzać syntezę białek. W dalszej części eksperymentu Amerykanie podawali innej grupie myszy z urazami mózgu albo czystą wodę, albo wodę wzbogaconą aminokwasami o rozgałęzionych łańcuchach. Po 5 dniach osobniki pojone H2O z dodatkami miały prawidłowy poziom BCAA i wypadały lepiej w zadaniach na uczenie. Członkowie zespołu Cohena są przekonani, że udało im się rozwikłać tajemnicę, na czym polega cudowne działanie BCAA. W hipokampie osoby po urazie mózgu zostaje zaburzona delikatna równowaga między neuronalnym pobudzeniem a hamowaniem. Aminokwasy o rozgałęzionych łańcuchach mogą pomagać w jej przywróceniu, gdyż sprzyjają wytwarzaniu większych ilości neuroprzekaźników. Amerykanie zamierzają sprawdzić, jak BCAA wpływają na inne rejony mózgu. Mają też nadzieję, że już wkrótce rozpoczną się testy kliniczne z udziałem ludzi. W zeszłym roku włoscy biochemicy, pracujący pod przewodnictwem Simony Viglio z Uniwersytetu w Pawii, odkryli, że gdy pacjentom w stanie minimalnej świadomości podano dożylnie BCAA, poprawiły się ich umiejętności związane z jedzeniem czy załatwianiem potrzeb fizjologicznych. Wygląda więc na to, że nauka zyskuje coraz więcej dowodów wskazujących na ważną rolę regenerującą aminokwasów rozgałęzionych.
- 2 odpowiedzi
-
- koktajle białkowe
- dieta
-
(i 6 więcej)
Oznaczone tagami:
-
Brytyjscy naukowcy odkryli, że ludzie posiadają dodatkowy zmysł dotyku. Jego receptory są zlokalizowane wzdłuż naczyń krwionośnych i gruczołów potowych. Dla większości ludzi działanie nowo odkrytego zmysłu jest praktycznie niezauważalne. Do odkrycia doszło przypadkiem, podczas badań dwóch osób cierpiących na nieznaną dotychczas anomalię nazwaną wrodzoną niewrażliwością na ból. Pacjenci prowadzili normalne życie, pomimo, że ulegli kilku wypadkom, których skutki w postaci bólu powinni odczuwać. Obaj zgłosili się się do lekarza z powodu nadmiernej potliwości i wówczas wykryto u nich niewrażliwość na ból. Doktor David Bowsher z University of Liverpool stwierdził, że podczas testów zauważono coś niezwykle dziwnego. Okazało się, że obaj pacjenci mają bardzo silnie upośledzone odczuwanie bólu, zarówno tego powodowanego skrajnymi temperaturami, jak i wywoływanego przez działanie mechaniczne. Jednocześnie jednak posiadali normalny zmysł dotyku. Wiedzieli, co jest ciepłe, a co zimne, odczuwali co ich dotyka, która powierzchnia jest gładka, a która szorstka. Biopsja skóry w obu przypadkach wykazała całkowitych brak zakończeń nerwowych w skórze. To oznaczało, że zmysł czucia nie jest związany z układem nerwowym. Przez wiele lat wraz z kolegami odkrywaliśmy różne typy zakończeń nerwowych w naczyniach krwionośnych i gruczołach potowych, jednak sądziliśmy, że służą one jedynie do regulowania przepływu krwi i potliwości. Nie przypuszczaliśmy, że mogą one brać udział w tworzeniu zmysłu dotyku - mówi główny autor badań, doktor Frank Rice z Albany Medical College. Naukowcy przypuszczają, że odkrycie pozwoli rozwiązać tajemnice wielu rodzajów bólu, które dręczą ludzkość - od bólu migrenowego po fibromialgię. Niewykluczone bowiem, że za takie bóle odpowiadają nerwy znajdujące się przy naczyniach krwionośnych.