Skocz do zawartości
Forum Kopalni Wiedzy

KopalniaWiedzy.pl

Super Moderatorzy
  • Liczba zawartości

    37652
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

    nigdy
  • Wygrane w rankingu

    249

Zawartość dodana przez KopalniaWiedzy.pl

  1. Przed ponad 3000 lat, pomiędzy rokiem 1174 a 1102 przed Chrystusem, mieszkańcy Etlatongo w dzisiejszym Meksyku rytualnie zakończyli używanie placu do gry w piłkę. Po odbytej ceremonii pozostały fragmenty spalonych roślin, rozbita olmecka ceramika, kości zwierząt, muszle oraz nieco ludzkich kości. Teraz Jeffrey Blomster i Victor Salazar dokonali zaskakującego odkrycia. Pod szczątkami boiska z XII wieku p.n.e. znaleźli bowiem kolejne, jeszcze starsze, datowane na 1374 rok przed naszą erą. Tym, co tak bardzo zaskoczyło naukowców był fakt, że tak stare boisko do rytualnej gry w piłkę znajdowało się właśnie w Etlatongo, w górskim stanie Oaxaca. Tego typu zabytku należałoby się spodziewać raczej na zdominowanych przez Olmeków tropikalnych nizinach. Tam bowiem najprawdopodobniej narodziła się gra. Najstarsze znane boisko w Mezoameryce pochodzi z 1650 roku p.n.e. Znajduje się ono w Paso de la Amanada w stanie Chiapas, na pacyficznym wybrzeżu Meksyku. To boisko ma podłoże z ziemi. Tymczasem podłoże boiska z Etlatongo jest wyłożone kamieniem. Dotychczas sądzono, że kamienne boiska pojawiły się około 1000 lat po powstaniu gry. W tym czasie była ona już szeroko rozpowszechniona w Mezoameryce. Tymczasem najnowsze odkrycia każą zrewidować dotychczasowe poglądy na rozwój gry, tak ważnej dla Olmeków, Majów i Azteków. Oznacza ono bowiem, że do roku 1374 przed naszą erą gra była już na tyle istotnym elementem kultury, iż boiska zajmowały centralne miejsca osad, a ich zbudowanie wiązało się z olbrzymim wysiłkiem, skoro budowano je z kamienia. To zaś sugeruje, że ludy zamieszkujące góry miały swój wkład w rozwój gry, jej reguł oraz architektury boisk. Blomster i Salazar nie wykluczają, że wśród różnych społeczności istniały różne odmiany gry, które w końcu połączono w jedną, powszechnie uznawaną. Odkrycie wskazuje również, że już wówczas istniał rozwinięty handel długodystansowy. Używana w grze piłka była wykonana z twardego kauczuku z drzew rosnących na wybrzeżach. To m.in. dlatego specjaliści uważają, że grę wymyślili Olmekowie. Jeśli więc 3400 lat temu w Etlalongo grano w piłkę, to musiał istnieć długodystansowy handel kauczukiem lub – co bardziej prawdopodobne – kauczukowymi piłkami. A biorąc pod uwagę znaczenie, jakie miała gra, musiała też ona kształtować stosunki pomiędzy społecznościami. Możemy przypuszczać, że na długo zanim gra w piłkę stała się sformalizowana i zanim powstały pierwsze boiska, ludzie grali w nią po prostu na wolnej otwartej przestrzeni. Dopiero z czasem, gdy gra nabierała znaczenia i reguł, zaczęto budować specjalne boiska. A im ważniejsza się ona stawała, w tym bardziej prominentnych miejscach boiska powstawały. Sama gra jak i budowa boisk służyły konsolidacji społeczności, a lokalni liderzy mogli w ten sposób dowieść swojego statusu, bogactwa i wpływów. Boisko z 1374 roku przed Chrystusem było zaskoczeniem. Ale to nie koniec niespodzianek. Blomster i Salazar zauważyli, że posadowiono je na jeszcze starszej strukturze. Jest ona wąska, długa, przebiega w tym samym kierunku co boisko i została włączona w jedną ze ścian boiska. Naukowcy nie mieli jednak dotychczas okazji, by przeprowadzić dodatkowe badania, nie wiedzą więc, czy ta starsza struktura również była boiskiem. Nie wiedzą też, z jakiego okresu pochodzi, gdyż dotychczas nie znaleźli tam niczego, co pozwoliłoby ją datować.   « powrót do artykułu
  2. Czym jest oddziaływanie i kiedy ono zachodzi? Intuicja podpowiada, że warunkiem koniecznym do zajścia oddziaływania niezależnie powstałych cząstek jest ich bezpośrednie spotkanie lub kontakt przez fizycznych pośredników. W mechanice kwantowej wynikiem oddziaływania jest splątanie, czyli pojawienie się nieklasycznych korelacji w układzie. Okazuje się, że teoria kwantów pozwala splątać niezależne cząstki bez konieczności ich kontaktu. Za to zjawisko odpowiedzialna jest fundamentalna identyczność cząstek tego samego rodzaju. Całość to więcej niż suma jej składników – Arystoteles (Metafizyka, księga VIII) Mechanika kwantowa jest obecnie najlepszą, najdokładniejszą i najbardziej wyrafinowaną teorią stosowaną̨ przez fizyków do opisu otaczającego nas świata. Niemniej jednak jej charakterystyczną cechą jest abstrakcyjny język matematyczny notorycznie prowadzący do istotnych problemów interpretacyjnych. Obraz rzeczywistości proponowany przez tę teorię wciąż stanowi przedmiot naukowego sporu, który, zamiast wygasać wraz z upływem czasu, staje się coraz gorętszy i bardziej interesujący. Nowej motywacji i intrygujących pytań dostarcza świeże spojrzenie z perspektywy kwantowej informacji oraz ogromny rozwój technik doświadczalnych. Pozwala to na weryfikację wniosków płynących z subtelnych eksperymentów myślowych bezpośrednio związanych z problemem jej interpretacji. Co więcej, stajemy się obecnie świadkami wielkiego praktycznego postępu w dziedzinie kwantowej komunikacji oraz technologii komputerów kwantowych, który w sposób istotny czerpie z nieklasycznych zasobów oferowanych przez mechanikę kwantową. Celem badań prowadzonych przez dr. hab. Pawła Błasiaka z Instytutu Fizyki Jądrowej Polskiej Akademii Nauk w Krakowie oraz dr. Marcina Markiewicza z Uniwersytetu Gdańskiego jest analiza szeroko akceptowanych paradygmatów oraz koncepcji teoretycznych dotyczących interpretacji i podstaw mechaniki kwantowej. Badacze starają się znaleźć odpowiedź na pytanie, w jakim stopniu intuicje stosowane do opisu procesów kwantowo-mechanicznych znajdują uzasadnienie w ramach realistycznego obrazu świata. W tym celu za pomocą języka matematyki próbują doprecyzować określone idee teoretyczne, nierzadko funkcjonujące w formie ulotnych intuicji. Takie podejście owocuje niejednokrotnie pojawieniem się inspirujących poznawczo paradoksów. Oczywiście im bardziej podstawowa koncepcja, której dotyczy dany paradoks, tym lepiej, ponieważ w większym stopniu otwiera nowe drzwi do głębszego zrozumienia danego zagadnienia. W tym duchu obaj naukowcy postanowili rozważyć fundamentalne pytanie: czym jest oddziaływanie i kiedy ono zachodzi? W mechanice kwantowej wynikiem oddziaływania jest splątanie, czyli pojawienie się nieklasycznych korelacji w układzie. Wyobraźmy sobie dwie cząstki powstałe niezależnie w odległych galaktykach. Wydawałoby się, że warunkiem koniecznym do pojawienia się ich oddziaływania jest wymaganie, aby w pewnym momencie ich ewolucji doszło między nimi do bezpośredniego spotkania bądź pośredniego kontaktu poprzez inną cząstkę lub fizyczne pole, które to oddziaływanie mogłoby przekazać. Jak bowiem inaczej mogą one nawiązać ową tajemniczą więź, jaką jest kwantowe splątanie? Paradoksalnie okazuje się jednak, że jest to możliwe. Mechanika kwantowa pozwala na zaistnienie splątania bez konieczności jakiegokolwiek, nawet pośredniego, kontaktu. Aby uzasadnić tak zaskakującą tezę, należy przedstawić schemat, w którym cząstki wykażą nielokalne korelacje na odległość (w eksperymencie typu Bella). Subtelność owego podejścia polega na tym, aby po drodze wykluczyć możliwość zajścia oddziaływania rozumianego jako kontakt. Schemat taki powinien być również bardzo oszczędny, to znaczy musi wykluczać obecność pośredników, którzy owo oddziaływanie mogliby przekazać (fizyczne pole lub cząstki pośredniczące). Błasiak i Markiewicz pokazali, w jaki sposób można tego dokonać, wychodząc z oryginalnych rozważań Yurke’a i Stolera, które zreinterpretowali jako zwykłą permutację ścieżek cząstek pochodzących z różnych źródeł. Takie nowe spojrzenie pozwala generować dowolne stany splątane dwóch i trzech cząstek, unikając ich kontaktu. Zaproponowane podejście można bez trudu rozszerzyć na większą liczbę cząstek. W jaki sposób możliwe jest splątanie niezależnych cząstek na odległość bez ich oddziaływania? Podpowiedzi udziela sama mechanika kwantowa, w której postuluje się identyczność, czyli fundamentalną nierozróżnialność wszystkich cząstek tego samego rodzaju. Oznacza to, że na przykład wszystkie fotony (jak również inne cząstki elementarne) w całym Wszechświecie są takie same, niezależnie od dzielącej je odległości. Z formalnego punktu widzenia sprowadza się to do symetryzacji funkcji falowej dla bozonów lub jej antysymetryzacji dla fermionów. Efekty związane z identycznością są zazwyczaj kojarzone ze statystyką cząstek, która ma konsekwencje w opisie oddziałujących układów wielocząstkowych (takich jak kondensat Bosego-Einsteina lub teoria pasmowa w ciele stałym). W przypadku prostszych układów bezpośrednim skutkiem identyczności jest zakaz Pauliego dla fermionów lub grupowanie w optyce kwantowej dla bozonów. Wspólną cechą wszystkich tych efektów jest kontakt cząstek w jednym punkcie przestrzeni, co jest zgodne z prostą intuicją oddziaływania (na przykład w teorii cząstek mówi się wprost o wierzchołkach oddziaływania). Stąd bierze się przekonanie, że konsekwencje symetryzacji można obserwować wyłącznie w ten sposób. Jednak oddziaływanie z samej swej natury powoduje splątanie. Dlatego nie jest jasne, co jest faktyczną przyczyną obserwowanych efektów i nieklasycznych korelacji: czy jest to oddziaływanie samo w sobie, czy może pierwotna nierozróżnialność cząstek? W zaproponowanym przez obu naukowców schemacie omija się tę trudność, eliminując oddziaływanie, do którego mogłoby dojść przez jakikolwiek kontakt. Stąd wniosek, że nieklasyczne korelacje są bezpośrednią konsekwencją postulatu identyczności cząstek. Znaleziono zatem sposób na czystą aktywację splątania pochodzącego od ich fundamentalnej nierozróżnialności. Tego typu spojrzenie, wychodzące od pytań dotyczących podstaw mechaniki kwantowej, może mieć praktyczne zastosowanie do generowania stanów splątanych dla technologii kwantowych. W artykule pokazano, jak wytworzyć dowolny stan splątany dwóch i trzech kubitów, a pomysły te są już implementowane eksperymentalnie. Wydaje się, że rozważane schematy można z powodzeniem rozszerzyć do tworzenia dowolnych stanów splątanych dla wielu cząstek. W ramach dalszych badań obaj naukowcy zamierzają poddać głębszej analizie postulat cząstek identycznych, zarówno z punktu widzenia interpretacji teoretycznej, jak i zastosowań praktycznych. Dużym zaskoczeniem może być fakt, że postulat nierozróżnialności cząstek nie jest tylko formalnym zabiegiem matematycznym, lecz w swojej czystej formie prowadzi do konsekwencji obserwowanych w laboratoriach. Czy zatem nielokalność stanowi nieodłączną cechę wszystkich identycznych cząstek we Wszechświecie? Foton emitowany przez ekran tego monitora oraz foton pochodzący z odległej galaktyki na krańcach Wszechświata wydają się być splątane tylko i wyłącznie przez swoją identyczną tożsamość. Stanowi to wielką tajemnicę, z którą nauce niebawem przyjdzie się zmierzyć. Szczegóły pracy doktorów Błasiaka i Markiewicza zostały opisane na łamach Nature. « powrót do artykułu
  3. Zwierzę sprzed 380 milionów lat, które pływało w oceanach i chodziło po lądzie jest zaginionym ogniwem ewolucji ludzkiej dłoni. Elpistostege watsoni miał 1,5 metra długości, ostre kły, płaską głowę, długi pysk i niewielkie okrągłe oczy, wyglądem przypominał połączenie rekina z jaszczurką. Jednak tym, co najbardziej zainteresowało kanadyjsko-australijski zespół paleontologów były jego płetwy. Wszystkie cztery płetwy tego stworzenia to pierwsza znana nam skamieniałość, na której widać przydatki, które z czasem stały się kośćmi palców i umożliwiły powstanie ludzkiej dłoni. Stworzenie miało cztery kończyny i w każdej z nich widoczne są niezwykłe kości, przypominające kości palców. Paleontolog profesor John Long z australijskiego Flinders University mówi, że to niezwykle ważne znalezisko. Ujawnia ono bardzo ważne informacje na temat ewolucji dłoni u kręgowców. To raz pierwszy mamy bezpośredni dowód na rozwój palców w płetwie. Te kości przypominają kości występujące w kończynach większości czworonogów, dodaje. Skamieniałość wykopano w Miguasha National Park na wybrzeżu Quebecu. To miejsce znane z występowania licznych skamieniałości z dewonu. Sam zaś dewon zwany jest epoką ryb. Odkrycie to przesuwa też moment powstania palców do ryb. Dotychczas sądzono, że pojawiły się one znacznie później u zwierząt lądowych. Palce zaczęły rozwijać się zatem bezpośrednio przed tym, gdy ryby zaczęły wychodzić na ląd. Wyewoluowanie ryb z czworonogi było jednym z najbardziej istotnych wydarzeń ewolucji. Czworonogi mogły opuścić wodę i opanować lądy. Jednak do tego konieczna była zamiana płetw w dłonie i stopy. Naukowcy badający ewolucję rybich płetw w kończyny czworonogów (w tym i człowieka) badają szczątki ryb i tetrapodów z okresu środkowego i górnego dewonu. Te formy przejściowe należą do rodziny Elpistostegidae. To zwierzęta przypominające czworonogi, ale zachowały wiele cech rybich. Jednym z nich jest słynny Tiktaalik z kanadyjskiej Arktyki. To słodkowodne stworzenie osiągało około 1 metra długości, ale dotychczas znamy tylko jego częściowy szkielet. Współautor badań Richard Cloutier z Quebec University mówi, że pojawienie się palców zbiega się z możliwością wsparcia przez ryby ciężaru ciała w płytkich wodach lub na lądzie. Podczas naszych badań zauważyliśmy również strukturę przypominającą kość ramienną. Również ona ma pewne cechy wspólne z kością ramienną wczesnych płazów, mówi uczony. Elpistostege to niekoniecznie nasz przodek, ale to najbliższa znana nam skamieniałość, która jest ogniwem pomiędzy rybami a czworonogami, dodaje. « powrót do artykułu
  4. Uprane bez płynu zmiękczającego bawełniane ręczniki, które naturalnie wyschną, twardnieją. Dotąd nie było wiadomo, czemu się tak dzieje, ale japońscy naukowcy z Kao Corporation i Uniwersytetu Hokkaido uważają, że rozwiązali tę zagadkę. W ramach wcześniejszych badań grupy badawcze z Kao Corporation sugerowały, że chodzi o związaną wodę. Woda związana to ta część wody, która jest stosunkowo trwale połączona z "produktem". Znajduje się w bezpośrednim sąsiedztwie substancji rozpuszczonych/zawieszonych i ma zmniejszoną aktywność. Japończycy przedstawili model teoretyczny, w którym woda związana pozostająca na powierzchni bawełny prowadzi do sieciowania pojedynczych włókien na drodze adhezji kapilarnej. W najnowszym badaniu, którego wyniki ukazały się w Journal of Physical Chemistry C, akademicy donieśli o bezpośrednich obserwacjach wody związanej na powierzchniach bawełnianych. W ten sposób zapewnili silne dowody na potwierdzenie modelu Kao Corporation. Ekipa, której skład uzupełnił Ken-ichiro Murata z Uniwersytetu Hokkaido, zastosowała mikroskop sił atomowych oraz spektroskopię w podczerwieni połączoną z mikroskopią sił atomowych (AFM-IR). Dzięki temu można było badać wodę związaną na powierzchniach bawełnianych na poziomie molekularnym. Obserwacje AFM wskazywały na istnienie na powierzchni lepkiej substancji, która nie jest celulozą, głównym składnikiem bawełny. To stanowiło zaś wskazówkę, że występuje tam woda związana, powodująca adhezję kapilarną. W dalszych eksperymentach widma AFM-IR naturalnie wysuszonych powierzchni bawełnianych wykazały dwa charakterystyczne piki. Gdy wodę usunięto, piki te całkowicie znikały. Widma z dwoma pikami sugerują, że woda związana przybiera dwa różne stany na granicy faz powietrze-woda i woda-bawełna. Na granicy faz powietrze-woda pod wpływem powietrza i oddziaływań hydrofobowych następuje wzmocnienie wiązań wodorowych między cząsteczkami wody, a na granicy włókien bawełnianych i wody obserwuje się wiązanie z grupami hydroksylowymi, -OH, celulozy. Eksperymenty pokazały, że woda związana jest obecna na powierzchniach bawełnianych i przyczynia się do pewnych właściwości dynamicznych, takich jak sztywność pośredniczona przez adhezję kapilarną. Sądzono, że środki zmiękczające do tkanin zmniejszają tarcie między włóknami bawełny. Nasze wyniki wskazujące na udział wody związanej w twardnieniu tkanin zapewniają jednak nowy wgląd w działanie tych produktów. To z kolei pozwala nam opracować lepsze czynniki, formuły i systemy - podsumowuje Murata. « powrót do artykułu
  5. Zwierzęta morskie utrzymują równowagę wśród wirusów zamieszkujących wodę. Biolog morski Jennifer Welsh będzie w najbliższy poniedziałek broniła – oczywiście online – pracy doktorskiej na Wolnym Uniwersytecie w Amsterdamie. Jej temat brzmi Marine virus predation by non-host organism. Wirusy to najbardziej rozpowszechnione cząstki biologiczne w środowisku morskim. Niewiele jednak wiadomo o potencjalnych skutkach ekologicznych procesu usuwania wirusów przez organizmy nie będące ich gospodarzami, czytamy w artykule, który Welsh opublikowała na łamach Nature. Wiemy, że wirusy, poprzez uśmiercanie czy skracanie życia w inny sposób, regulują populację organizmów będących ich gospodarzami. Pani Welsh chciała się dowiedzieć, jak populacja wirusów jest regulowana przez organizmy nie będące ich gospodarzami. Wirusy mogą być pożywieniem dla wielu organizmów. Na przykład ostryżyca japońska filtruje wodę, by pobierać z niej tlen, glony i bakterie. Przy okazji pochłania jednak wirusy. Podczas naszych eksperymentów nie podawaliśmy ostryżycom żadnego pożywienia. Filtrowały wodę tylko po to, by pobrać z niej tlen. Okazało się, że usunęły z wody 12% wirusów, mówi Welsh. Jednak to nie ostryżyce najbardziej efektywnie usuwały wirusy. Uplasowały się dopiero na 4. pozycji wśród zwierząt badanych przez Welsh. Z organizmów, które testowaliśmy, najlepiej sprawowały się gąbki, kraby i sercówki. Podczas naszych eksperymentów w ciągu trzech godzin gąbki usunęły z wody aż 94% wirusów. Nawet, gdy co 20 minut dostarczaliśmy do wody kolejny zestaw wirusów gąbki niezwykle efektywnie je usuwały, mówi uczona. Welsh dodaje, że uzyskanych przez nią wyników nie można przekładać wprost na środowisko naturalne. Tam sytuacja jest znacznie bardziej złożona. Obecnych jest bowiem wiele innych gatunków, które wpływają na siebie nawzajem. Na przykład, gdy ostryżyca filtruje wodę i w pobliżu znajdzie się krab, ostryżyca zamyka skorupę i przestaje filtrować. Ponadto na zwierzęta mają wpływ ruchy wody, temperatura, promieniowanie ultrafioletowe, wyjaśnia. Badania Welsh przydadzą się w akwakulturze. Ryby hoduje się tam w zamknięciu w wodach oceanicznych. W takich farmach słonej wody olbrzyma liczba zwierząt z jednego gatunku jest trzymana w monokulturze. Jeśli w takich hodowli wybuchnie epidemia, istnieje wysokie ryzyko, że patogen rozprzestrzeni się na żyjące w oceanie dzikie populacje. Jeśli do takiej hodowli dodamy wystarczającą liczbę gąbek, możemy zapobiec rozprzestrzenianiu się epidemii. « powrót do artykułu
  6. Wiemy, że kobiety żyją dłużej od mężczyzn. Średnia długość życia przedstawicielek płci pięknej jest o 7,8% większa, niż w przypadku panów. Jak się okazuje, ta różnica jest jeszcze większa w przypadku dziko żyjących ssaków. Przeciętna samica dzikiego ssaka żyje aż o 18,6% dłużej niż samiec Największą różnice widać u kitanki lisiej, lwów, łosi, orek, kudu wielkiego i owiec, mówi profesor Fernando Colchero z Interdyscyplinarnego Centrum Dynamiki Populacji na Uniwersytecie Południowej Danii. Uczony wraz ze swoimi współpracownikami zebrali dane demograficzne dotyczące ponad 130 populacji dzikich ssaków i określili zarówno średnią długość życia, jak i ryzyko zgonu jako funkcję wieku dla obu płci. Nie tylko okazało się, że samice żyją dłużej, ale również, że w większości populacji różnica ta jest większa niż w przypadku człowieka. Dla około połowy zbadanych przez nas populacji ryzyko zgonu związane z wiekiem jest bardziej wyraźne u samic, niż u samców mówi Colchero. To zaś oznacza, że większa długość życia samic ma prawdopodobnie związek z innymi czynnikami, z którymi zwierzęta stykają się w ciągu dorosłego życia. Powszechnie uważa się, że samce angażują się w potencjalnie niebezpieczną rywalizację seksualną i prowadzą bardziej ryzykowny tryb życia, co wpływa na ogólną średnią wieku. Jednak Colchero nie zauważył, by intensywność selekcji seksualnej miała bezpośredni wpływ na ryzyko zgonu wśród obu płci. Badania sugerują raczej, że ważniejsze są tutaj złożone interakcje pomiędzy cechami fizjologicznymi obu płci i warunkami środowiskowymi, w jakich żyją. Obserwowaliśmy spore różnice. W przypadku niektórych gatunków to samce żyją najdłużej. Widzimy tam jasny trend statystyczny, który może być wyjaśniany na wiele różnych sposobów, dodaje profesor Dalia Conde z Wydziału Biologii. Jedną z przyczyn, dla której samce żyją krócej, może być np. konieczność włożenia przez nich więcej energii w wyhodowanie cech potrzebnych do rywalizacji o samice, takich jak duże rogi. To wymaga sporo energii, a jeśli dany gatunek żyje w trudnych warunkach środowiskowych, to połączenie obu elementów może negatywnie wpływać na szanse na przeżycie. Inne możliwe wyjaśnienie mówi, że przyczyną są androgeny. Samce wytwarzają je więcej niż samice. Androgeny wpływają na wydajność układu odpornościowego, gdy jest ich zbyt dużo wpływ ten jest negatywny, przez co samce mogą być bardziej podatne na infekcje i różne choroby. « powrót do artykułu
  7. Bakterie coraz częściej nabywają oporności na stosowane przez nas antybiotyki. Naukowcy z Uniwersytetu Południowej Danii zauważyli, że składnik konopi siewnych, kannabidiol (CBD), wspomaga działanie antybiotyków. To już kolejne badania wskazujące, że CBD może być skuteczny w walce z infekcjami bakteryjnymi. Problem antybiotykooporności narasta na całym świecie i naukowcy od lat alarmują, że jeśli nic się nie zmieni i nie będziemy w stanie opracowywać coraz to nowszych skuteczniejszych antybiotyków, to w przyszłości ludzie mogą zacząć umierać na choroby, które od dziesięcioleci nie stanowią dla nas zagrożenia. Dlatego tez trwają prace nie tylko nad nowymi antybiotykami, ale też nad składnikami wspomagającymi ich działanie. Jednym z takich składników może być kannabidiol. Janne Kudsk Klitgaard i Claes Sondergaard Wassmann informują na łamach Scientific Reports o wynikach swoich badań. Gdy zastosowali oni CBD wraz z antybiotykami zauważyli, że takie połączenie bardziej efektywnie zwalcza bakterie niż same antybiotyki. Potrzebowaliśmy mniej antybiotyku by zabić daną liczbę bakterii, mówią naukowcy. Podczas badań CBD zostało użyte do wzmocnienia działania bacytracyny przeciwko bakteriom Gram-dodatnim. Okazało się, że składnik konopii wspomaga zwalczanie metycylinoopornego gronkowca złocistego (MRSA), Enterococcus faecalis, Listeria monocytogenes oraz metycyliooporny Staphylococcus epidermidis. Kombinacja taka nie działa jednak na bakterie Gram-ujemne. « powrót do artykułu
  8. Podczas wykopalisk piwnic z czasów georgiańskich i wiktoriańskich w Leeds specjaliści z Archaeological Services WYAS znaleźli ponad 600 butelek. Początkowo myśleli, że ciecz widoczna w niektórych z nich okaże się piwem imbirowym, ale badania zawartości pokazały, że to nie tylko 3% alkohol, ale i spora dawka ołowiu. Ołów prawdopodobnie trafił tam, bo browar korzystał z wody dostarczanej ołowianymi rurami. Ułożone w równy stos butelki znajdowały się pod pozostałościami piwnicznych schodów zajazdu Scarborough Castle Inn. Niektóre z nich nadal były zakorkowane. Butelki pochodziły z kilku browarów aktywnych w latach 80. XIX w., większość nosiła jednak podpis J.E. Richardson of Leeds. Próbki cieczy wysłano do zbadania w West Yorkshire Joint Services. Okazało się, że jest to 3% alkohol z domieszką ołowiu (0,13 mg/l). To piwo mogło być szkodliwe dla zdrowia - napisano na profilu Archaeological Services WYAS na Facebooku. « powrót do artykułu
  9. Gdyby nie podjęto żadnych działań koronawirus SARS-CoV-2 jeszcze w bieżącym roku zabiłby 40 milionów ludzi. Jednak nawet w najbardziej optymistycznym scenariuszu pandemia może zabić około 2 milionów ludzi. Takie wnioski płyną z analiz przeprowadzonych na Imperial College London. Specjaliści z tej prestiżowej uczelni przeanalizowali rozwój pandemii biorąc pod uwagę różne scenariusze podjętych działań. Jeden ze scenariuszy zakładał, że nie zostaną podjęte żadne szczególnie działania. W takim wypadku do końca bieżącego roku wirus zaraziłby wszystkich ludzi, a liczba zgonów sięgnęłaby 40 milionów. Drugi z przyjętych scenariuszy to utrzymanie dystansu pomiędzy ludźmi i zmniejszenie liczby kontaktów społecznych o 40%, a w grupie osób starszych o 60%. W takim przypadku, jak wynika z modeli, liczba chorych i zgonów zostałaby zmniejszona o połowę. Nawet to doprowadziłoby do szybkiego przeciążenia systemów opieki zdrowotnej we wszystkich krajach na świecie. Doktor Patrick Walker, autor raportu, stwierdził: Naszym zdaniem w najbliższych tygodniach i miesiącach będziemy mieli do czynienia ze stanem bezprecedensowej ostrej gotowości systemów opieki zdrowotnej. Z naszych analiz wynika, że wszystkie kraje na świecie mają wybór pomiędzy intensywnymi i kosztownymi działaniami na rzecz ograniczenia zachorowań, albo ryzykują szybkim załamaniem systemów opieki zdrowotnej. Nasze badania sugerują, ze jeśli teraz podejmiemy szybką wspólną akcję, to w przyszłym roku uratujemy miliony ludzi od śmierci. Z badań Brytyjczyków wynika, że do stłumienia epidemii konieczne są szybkie zdecydowane działania takie jak szeroko zakrojone testy, kwarantanna osób zarażonych oraz radykalne zmniejszenie kontaktów społecznych. Olbrzymie znaczenie ma tempo zastosowania takich zasad. Jeśli wszystkie kraje przyjęłyby taką strategię w momencie gdy średnia liczba zgonów sięga u nich 2 osób na 1 milion populacji, to w bieżącym roku udałoby się uniknąć 38,7 miliona zgonów. Jeśli zaś rozwiązania takie zostaną przyjęte później, na poziomie 16 zgonów/1 milion mieszkańców, to uda się uniknąć 30,7 miliona zgonów, zatem na całym świecie umrze o 8 milionów osób więcej. Obecnie średnia zgonów na COVID-19 wynosi dla całego świata 3,1 osoby/1 mln. Największy odsetek zgonów jest we Włoszech i wynosi tam 136/1 mln., w Hiszpanii jest to 93/1 mln., w USA 4/1 mln., w Niemczech 3/1 mln., a w Polsce 0,4/1 mln. Wyraźnie też widać, że epidemia nabiera na świecie rozpędu. W ostatnią niedzielę, 22 marca, na całym świecie zanotowano 32 453 nowych przypadki zachorowań i 1628 zgonów, wczoraj było to już 58 017 nowych przypadków zachorowań i 2681 zgonów. Wszystkie kraje muszą podjąć szybkie, zdecydowane i wspólne działania, mówi współautorka badań, profesor Azra Ghani. Szybkie wczesne działania może zmniejszyć liczbę zgonów nawet o 95% i ocalić 38,7 miliona osób. Jednocześnie trzeba zwrócić uwagę na szerszy wpływ takich działań, by upewnić się, że najsłabsi są chronieni przed zdrowotnymi, społecznymi i ekonomicznymi skutkami wprowadzonych obostrzeń, dodaje. To pokazuje, że pandemia będzie olbrzymim wyzwaniem dla krajów o niskich i średnich dochodach. Większość scenariuszy wykazała bowiem, że COVID-19 najprawdopodobniej przeciąży ich systemy zdrowotne, a koszty społeczne i ekonomiczne walki z pandemią będą bardzo wysokie. Nasze badania dostarczają kolejnych dowodów, że COVID-19 stanowi poważne zagrożenie dla publicznych systemów opieki zdrowotnej. Kraje muszą działać wspólnie. Dzielenie się zasobami, doświadczeniem i wiedzą to krytyczne elementy, które pozwolą nam uniknąć katastrofy na globalną skalę, stwierdza profesor Neil Ferguson. Naukowcy podkreślają, że ich modele nie są przewidywaniami tego, co się wydarzy, ale służą do ilustracji rozmiaru problemów, z jakimi będziemy się mierzyli i działań, jakie należy podjąć. Z raportu dowiadujemy się na przykład, że bez podjęcia jakichkolwiek działań do końca bieżącego roku w Europie i Azji Środkowej zaraziłoby się 801 770 000 osób, a zmarłoby 7 276 000. W scenariuszu, w którym udałoby się pandemię powstrzymać na poziomie 0,2 zgonów na 100 000 populacji na tydzień we wspomnianym regionie zarazi się 61 578 000 osób, a umrze 297 000 ludzi. W drugim ze scenariuszy, gdy pandemia zostaje opanowana na poziomie 1,6 zgonów na 100 000 ludzi na tydzień zarazi się 257 706 000, a umrze 1 397 000. Jeśli zaś na całym świecie nie zostałyby podjęte żadne działania, to zarażeniu ulegnie 7 013 734 000 osób i będzie 40 624 000 zgonów. Przy opanowaniu pandemii na poziomie 0,2 zgonów na 100 000 osób na tydzień będziemy mieli na całym świecie 469 523 000 zarażonych i 1 858 000 zmarłych. Natomiast przy poziomie 1,6 zgonów na 100 000 osób na tydzień na całym świecie będzie 2 403 843 000 zarażonych i 10 452 000 zmarłych. Obecnie naukowcy z Imperial College London wysyłają do wszystkich krajów wyliczenia dotyczące każdego z tych krajów. Z raportem pt. The Global Impact  of  COVID-19and  Strategies  for  Mitigation  and Suppression [PDF] można zapoznać się na stronach uczelni. « powrót do artykułu
  10. Pandemia COVID-19 może stanowić niebezpieczeństwo dla wielkich małp. Eksperci obawiają się, że koronawirus SARS-CoV-2 może zagrozić istnieniu goryli, szympansów i orangutanów. Zwierzęta mogą zarazić się od turystów, naukowców lub strażników. Specjaliści od dawna ostrzegali, że turyści zbytnio zbliżają się np. do goryli zamieszkujących Nieprzenikniony Las Bwindi czy Park Narodowy Virunga. Mogą je zarazić wieloma chorobami przenoszonymi przez człowieka. Teraz do tych zagrożeń doszedł COVID-19. Pandemia COVID-19 to krytyczna sytuacja dla ludzi, naszego zdrowia i gospodarki. To również zagrożenie dla wielkich małp. One już i tak znajdują się na skraju zagłady, ostrzega Thomas Gillespie z Emory University. Jako, że jesteśmy bardzo podobni genetycznie do wielkich małp, jesteśmy też narażeni na wiele tych samych chorób. Część z nich przechodzimy podobnie. Są jednak takie choroby, które człowiek przechodzi łagodnie, ale dla wielkich małp są one śmiertelne. Dlatego też autorzy listu opublikowanego na łamach Nature, proponują, by tymczasowo zakazać wizyt turystów w rezerwatach i ograniczyć badania terenowe. Zwracają przy tym uwagę, że należy tutaj dobrze rozważyć niezbędne działania, gdyż wraz ze zmniejszeniem liczby turystów czy naukowców może zwiększyć się aktywność kłusowników. Z dotychczasowych badań wiemy, że małpy są podatne na wiele ludzkich chorób układu oddechowego, jak RSV, hMPV, H1N1, H3N2 czy grypa typu B oraz B. Retrospektywne badania wykazały, że wirusy te wielokrotnie wywoływały epidemie wśród małp. Charakteryzowała je wysoka śmiertelność. Z kolei w 2016 roku na Wybrzeżu Kości Słoniowej w Parku Narodowym Tai doszło do epidemii wśród goryli zarażonych ludzkim koronawirusem OC43. Do zarażenia doszło, mimo że od 2008 roku osoby chcące wejść na teren parku są poddawane pięciodniowej kwarantannie. OC43 to jeden z koronawirusów, które stale krążą w ludzkiej populacji. U ludzi wywołuje od zwykle łagodne objawy. Na szczęście tak też było u małp. To zaś oznacza, że SARS-CoV-2 również może doprowadzić do zakażenia wielkich małp. A jest on znacznie groźniejszy od OC43. Doktor Gladys Kalema-Zikusoka, która była pierwszym w Ugandzie weterynarzem pracującym wyłącznie na rzecz dzikich zwierząt, w połowie lat 90. zdała sobie sprawę, że przenoszone przez ludzi choroby dziesiątkują goryle. To jej ciężkiej pracy zawdzięczamy, że goryle górskie wciąż jeszcze istnieją. Co więcej, ich liczebność wzrosła z 700 w roku 2011 do ponad 1000 obecnie. Jeszcze w 206 roku w Nieprzeniknionym Lesie Bwindi, gdzie pracuje Zikusoka i założona przez nią organizacja, żyło 300 goryli górskich. Teraz żyje ich tam 600. Kalema-Zikusoka mówi, że co prawda istnieją przepisy mówiące, na jaką odległość turyści mogą zbliżać się do wielkich małp, ale zasady te są notorycznie łamane. Turyści, chcąc pochwalić się znajomym selfie, przekupują przewodników, a ci pozwalają im na zbytnie zbliżanie się do zwierząt. « powrót do artykułu
  11. Prof. Bartosz Grzybowski z zespołem pokazał światu, jak z tanich związków, unikając istniejących patentów, wyprodukować lek HCQ stosowany w leczeniu COVID-19. Użył w tym swojego programu Chematica, który jest w stanie wskazać wygodną drogę syntezy dowolnego związku chemicznego. W lutym i marcu br. pojawiły się pierwsze doniesienia naukowe, że w leczeniu COVID-19 - choroby wywoływanej przez koronawirusa SARS-CoV-2 - pomagać mogą związki chlorochina i hydroksychlorochina (HCQ). To substancje znane od wielu dekad i stosowane w leczeniu malarii, jak również niektórych chorób autoimmunologicznych. Szczególne nadzieje budzi HCQ, który - jak wynika z badań - jest dla pacjentów mniej szkodliwy. Ostatnio jednak na całym świecie lek ten zaczął znikać z aptek. A producenci leku - nieprzygotowani przecież na pandemię - mogą mieć duży problem, aby nadążyć z jego produkcją. Na szczęście patent dotyczący HCQ wygasł już kilkadziesiąt lat temu, więc - przynajmniej w teorii - produkować może go każdy zainteresowany. Problemem jest jednak to, że aby wytworzyć ten związek, trzeba przeprowadzić szereg innych reakcji chemicznych, zaczynając od prostszych substancji, których już też zaczyna brakować ze względu na wzmożony popyt. A do tego wiele firm z różnych krajów całkiem niedawno opatentowało ścieżki syntezy takich półproduktów docelowego leku - zwrócił uwagę w rozmowie z PAP prof. Bartosz Grzybowski (Instytut Chemii Organicznej PAN oraz Uniwersytet UNIST w Korei Płd.). To zaś oznacza, że na przeprowadzanie tych reakcji trzeba mieć licencję. W tej sytuacji profesor i jego zespół badawczy postanowili pokazać światu, jak legalnie zsyntetyzować HCQ z tanich składników, omijając przy tym opatentowane reakcje chemiczne. Naukowcy przedstawili kilkanaście różnych dróg syntezy tego związku przy użyciu tanich substratów i nieopatentowanych rozwiązań syntetycznych. Publikacja trafiła dopiero do recenzji naukowej, ale badacze udostępnili już za darmo wyniki swojej pracy. Dzięki temu może z nich skorzystać do walki z pandemią każdy zainteresowany na świecie. Publikacja ta sprawi, że nie będzie się też dało już opatentować kolejnych reakcji chemicznych prowadzących do produkcji HCQ. Aby wskazać nowe ścieżki produkcji leku, naukowcy z IChO PAN użyli opracowanego przez siebie programu Chematica. To potężny, rozwijany od ponad 20 lat (najpierw przez prof. Grzybowskiego w USA, a potem już częściowo w Polsce) program oparty o tzw. sztuczną inteligencję. Gromadzi on i uczy się setek tysięcy typów reakcji chemicznych i ich dopuszczalnych powiązań, tworząc całe ścieżki reakcji. Poza tym połączony jest z bazami patentów i katalogami firm produkujących związki chemiczne. Ten program zna nie tylko całą chemię, ale i całą ekonomię dookoła chemii - wyjaśnił prof. Grzybowski. Opowiedział, że algorytmy sztucznej inteligencji przeszukują miliardy kombinacji reakcji chemicznych i znajdują ścieżki o optymalnych właściwościach. W ten sposób można np. dać komputerowi zadanie, aby wyszukał drogę syntezy konkretnego związku z bardzo tanich, czy łatwo dostępnych substratów. I omijał przy tym reakcje, na których przeprowadzanie trzeba mieć licencję. Poszukiwania zaczęliśmy w sobotę, a już we wtorek wysłaliśmy publikację do recenzji - podsumowała tempo prac dr Sara Szymkuć, jedna z liderek prac nad programem Chematica. Kilka lat temu w ramach projektu DARPA – czyli agencji innowacji U.S Army, która od wielu lat finansuje badania nad programem Chematica – wzięliśmy na warsztat kilka leków wartych miliardy dolarów i pokazaliśmy, że dzięki Chematice możemy obchodzić ścieżki patentowe używane w ich produkcji i znajdować nowe rozwiązania. Skuteczność tych rozwiązań zresztą potwierdziliśmy w laboratorium. Firmy uświadomiły sobie wtedy, jak ważne jest to narzędzie. I teraz program jest używany w największych przedsiębiorstwach farmaceutycznych na świecie - poinformował prof. Grzybowski. Wyjaśnił, że kilka lat temu prawa do programu nabyło amerykańsko-niemieckie konsorcjum Sigma-Aldrich-Merck, które zapewnia Chematice globalny marketing i całą otoczkę biznesową. Badacz nadal jednak kieruje rozwojem tej technologii, m.in. w ramach projektu finansowanego przez DARPA. To właśnie na prośbę tej amerykańskiej agencji polski zespół wskazał, jak wyprodukować związek przydatny w walce z COVID-19. Ewa Gajewska, inna z kluczowych postaci w rozwoju programu zaznaczyła jednak, że to nie koniec. “Jeżeli okaże się, że w leczeniu COVID-19 skuteczniejszy jest jakiś inny lek dostępny już na rynku - sytuacja, jaka teraz miała miejsce się powtórzy. W kilka dni produkt zniknie z aptek i nikt nie nadąży z jego wytwarzaniem, bo nikt się nie liczył, że będą tego potrzebne tony” - ostrzegła. Zaznaczyła, że wtedy również będzie można korzystać z możliwości programów do planowania syntezy związków chemicznych, aby ominąć problem. Zdaniem prof. Grzybowskiego warto, aby państwa miały przygotowane - na wypadek kolejnych pandemii czy kryzysów - awaryjne plany produkcji kluczowych leków. Dodał, że do tego przymierzają się już Stany Zjednoczone. My, naukowcy, robimy co możemy, żeby pomóc światu poradzić sobie z pandemią koronawirusa. Pokazujemy naszym państwom, że nauka jest potrzebna. I że musimy mieć swoje własne najnowsze technologie. Szczególnie w Polsce, gdzie wyprzedano właściwie cały hi-tech, możemy być bezbronni. To się musi szybko zmienić, jeśli chcemy się kiedykolwiek liczyć na globalnej arenie technologicznej walki – bo to, niestety, jest też walka o nasze własne interesy. A w przypadku pandemii koronawirusa - o nasze zdrowie - podsumował prof. Grzybowski. « powrót do artykułu
  12. Zespół Ivana Seaha Yu Juna ze Szpitala Uniwersytetu Narodowego w Singapurze ustalił, że ryzyko transmisji wirusa SARS-CoV-2 przez łzy wydaje się niskie. O ile naukowcy wiedzą, że koronawirus rozprzestrzenia się drogą kropelkową podczas kichania czy kaszlu, nie ma pewności, czy SARS-CoV-2 przenosi się też za pośrednictwem innych płynów ustrojowych, np. łez. Dywagowano, że drogi łzowe mogą działać jak platforma, za pośrednictwem której wirusy przenoszą się z górnych dróg oddechowych do oka. W takiej sytuacji tkanki i płyny narządu wzroku byłyby potencjalnym źródłem SARS-CoV-2. Wyniki, które opublikowano w piśmie Ophthalmology, wskazują, że jest mało prawdopodobne, by zakażeni pacjenci wydzielali wirusa w łzach. W ramach studium akademicy pobierali próbki łez od 17 pacjentów z COVID-19; w sumie między 3. a 20. dniem od wystąpienia objawów pozyskano 64 próbki. Ani hodowle wirusowe, ani reakcja łańcuchowa polimerazy z odwrotną transkrypcją (RT-PCR) nie wykazały obecności wirusa. Próbki łez były pobierane przez doświadczonego oftalmologa za pomocą testu Schirmera. Próbki z obojga oczu pobierano i analizowano oddzielnie. Spośród 64 próbek 12 pobrano w 1. tygodniu od wystąpienia objawów, 28 w 2. tygodniu, a 24 w 3. tygodniu. Akademicy podkreślają, że zgodnie z ich wiedzą, było to pierwsze badanie, w ramach którego porównywano wydzielanie wirusa we łzach z wynikami wymazów z nosogardzieli (NP) w przebiegu COVID-19. Naukowcy wyjaśniają, że ładunek wirusa w wymazach z nosa i gardła pozostaje podwyższony przez okres ok. 2 tygodni od początku objawów COVID-19, dlatego w ich badaniu punkty czasowe pobierania próbek łez obejmują te 2 tygodnie aktywnej infekcji. Okazało się, że o ile wszystkie wyniki próbek łez były negatywne, o tyle wyniki NP pozostawały pozytywne. Pacjenci z objawami zakażenia górnych dróg oddechowych (14) nie wykazywali wydzielania wirusa we łzach, co sugeruje, że hipoteza dot. dróg łzowych jako szlaku transmisji wirusa może nie być prawdziwa. W trakcie choroby tylko u jednego pacjenta wystąpiły objawy okulistyczne; tu także nie stwierdzono jednak obecności SARS-CoV-2 w próbkach łez. Uczeni dodają, że jednym z ograniczeń ich studium jest to, że próbki były analizowane w 2 różnych laboratoriach. Ponieważ NP były wykorzystywane do monitorowania postępów COVID-19, analizowano je w klinicznym laboratorium diagnostycznym, zaś próbki łez analizowano w laboratorium badawczym. Próbki łez inokulowano na linię tkankową Vero E6 i przez 4 dni inkubowano przed pozyskaniem RNA do RT-PCR. Gdyby SARS-CoV-2 występował w próbkach, nawet w przypadku negatywnego wyniku RT-PCR zaobserwowano by efekt cytopatyczny (ang. Cytopathic Effect, CPE). Nie stwierdzono jednak ani CPE, ani pozytywnego wyniku RT-PCR. Ekipa zaznacza, że pobierano tylko próbki łez, a nie tkankę spojówkową, ale w warunkach pandemii pacjenci byli mocno zestresowani i naukowcy chcieli im zaoszczędzić dalszych emocjonalnych przeżyć. Problemem wydaje się też niewielka wielkość próby. Choć tylko jeden pacjent miał objawy okulistyczne (w trakcie pobytu w szpitalu pojawiły się zakażenie i obrzęk spojówek), badanie takich pacjentów tak czy siak byłoby trudne, gdyż w innym studium 1099 osób z COVID-19 z Chin (New England Journal of Medicine) tylko u 0,8% stwierdzono przekrwienie spojówek. Wg Singapurczyków, konieczne są dalsze mechanistyczne badania. Ponieważ SARS-CoV-2 wykorzystuje do wniknięcia do wnętrza komórki receptor ACE2 (konwertazy angiotensyny 2), trzeba, na przykład, definitywnie potwierdzić, że ACE2 występuje w przypadku komórek rogówki i spojówki. Poza tym w przyszłych badaniach należy uwzględnić większą liczbę pacjentów z objawami okulistycznymi. « powrót do artykułu
  13. Bezmyślnie prowadzony rozwój energetyki odnawialnej zagraża bioróżnorodności. Okazuje się bowiem, że wiele elektrowni słonecznych, wiatrowych i wodnych wraz z towarzyszącą im infrastrukturą, powstaje na cennych przyrodniczo terenach. Już teraz ponad 2200 instalacji do produkcji energii odnawialnej jest ulokowanych na obszarach ważnych dla bioróżnorodności. I buduje się kolejnych 900 takich instalacji, mówi Jose Rehbein z University of Queensland. Instalacje takie, wraz z całą infrastrukturą, drogami i obecnością człowieka, mogą być niezwykle szkodliwe dla środowiska naturalnego, dodaje Rehbein. Takie działania są sprzeczne z troską o zachowanie bioróżnorodności. W tego typu działaniach szczególnie celują kraje rozwinięte. Większość instalacji energetyki odnawialnej znajdujących się w Europie Zachodniej i innych pańśtwach rozwiniętych umieszczono na obszarach o dużej bioróżnorodności. Naukowcy podkreślają, że ich pracy nie należy postrzegać jako krytyki rozwoju energetyki odnawialnej jako takiej. Rozwijając energetykę odnawialną musimy zwracać uwagę nie tylko na redukcję emisji węgla do atmosfery, ale również na bioróżnorodność. Tak, byśmy jej nie niszczyli, mówi jeden z autorów badań, doktor James Allan z Uniwersytetu w Amsterdamie. « powrót do artykułu
  14. Przedstawiciele związanej z Ministerstwem Środowiska agendy Servicio Nacional Forestal y de Fauna Silvestre (SERFOR) zaapelowali do peruwiańskich rolników, by przestali zabijać nietoperze. Ostatnio uratowali 200 osobników, które ludzie chcieli spalić z obawy przed koronawirusem. Nietoperze nie są naszymi wrogami. Wręcz przeciwnie, 70% istniejących gatunków żywi się owadami, z których wiele to agroszkodniki czy wektory chorób, np. dengi - napisano w komunikacie SERFOR. Jessica Gálvez-Durand Besnard, dyrektorka ds. zrównoważonego zarządzania dziedzictwem przyrodniczym SERFOR, dodaje, że nietoperze spełniają ważne dla człowieka funkcje: są zapylaczami, roznoszą nasiona i kontrolują populacje szkodników. Jeśli chcecie je rozproszyć, skierujcie na nie po prostu źródło światła. Rolnicy z Culden z w regionie Cajamarca zaatakowali nietoperze ogniem, bo myśleli, że roznoszą koronawirusa. Ssaki zostały uratowane przez zespół SERFOR i wypuszczone w jaskini daleko od Culden. Obecna sytuacja skłania do refleksji nad tym, jak żyjemy. Skoro już udomowiliśmy zwierzęta, być może powinniśmy się zająć ulepszaniem metod hodowli do celów konsumpcyjnych. Po co zjadać przedstawicieli dzikiej fauny, co stwarza ryzyko rozprzestrzeniania pewnych wirusów? - podsumowuje Gálvez-Durand Besnard. « powrót do artykułu
  15. Wydaje się, że spożywanie zbyt dużych ilości soli negatywnie wpływa na możliwość obrony organizmu przed bakteriami. Takie wnioski płyną z badań przeprowadzonych na myszach i 10 ochotnikach. Autorzy badań, Christian Kurts i jego zespół ze Szpitala Uniwersyteckiego w Bonn, wykazali, że myszy, w których diecie znajdowała się wysoka zawartość soli, gorzej radziły sobie z infekcją nerek spowodowaną przez E. coli oraz ogólnoustrojową infekcją Listeria monocytogenes. To bardzo zjadliwy patogen, wywołujący niebezpieczne zatrucia pokarmowe. Po badaniach na myszach rozpoczęto badania na 10 zdrowych ochotnikach w wieku 20–50 lat. Najpierw sprawdzono, jak w walce z bakteriami radzą sobie ich neutrofile. Następnie badani przez tydzień spożywali dodatkowo 6 gramów soli dziennie. Po tygodniu porównano działanie ich neutrofili. Okazało się, że w każdym przypadku radziły sobie one gorzej niż przed badaniem. Naukowcy nie sprawdzali, jak sól wpływa na zdolność organizmu do obrony przed wirusami. Światowa Organizacja Zdrowia (WHO) zaleca, by dzienna dawka spożywanej soli nie przekraczała 5 gramów dziennie. Tymczasem przeciętny Polak każdego dnia spożywa średnio 10 gramów soli. Naukowcy sądzą, że sól na dwa sposoby upośledza zdolność układu odpornościowego do walki z bakteriami. Po pierwsze, gdy spożywamy za dużo soli uwalniane są hormony, które pomagają ją wydalić. Wśród tych hormonów znajdują się glukokortykoidy, o których wiadomo, że tłumią układ odpornościowy. Ponadto niemieccy badacze zauważyli, że gdy mamy w organizmie dużo soli, w naszych nerkach gromadzi się mocznik, a ten zaburza pracę neutrofilów. Wyniki badań zostały opublikowane na łamach Science Translational Medicine. « powrót do artykułu
  16. Nowe artefakty odkryte na stanowisku Waim w górach Nowej Gwinei dowodzą, że 5050–4200 lat temu, w reakcji na rozprzestrzenienie się rolnictwa, doszło do zmiany ludzkich zachowań i rozpoczął się tam regionalny neolit, podobny do neolitu w Eurazji. Wspomniane artefakty wskazują, że w badanym regionie doszło do samodzielnego rozwoju kultury neolitycznej, a proces ten miał miejsce około 1000 lat przed dotarciem na Nową Gwineę rolników reprezentujących kulturę Lapita, którzy przybyli z Azji Południowo-Wchodniej. Naukowcy od dawna wiedzieli, że pomiędzy 8000 a 4000 lat temu na wysoko położonych podmokłych terenach Nowej Gwinei pojawiło się rolnictwo. Dotychczas jednak nie było dowodów na równoczesne zachodzenie związanych z tym zmian społecznych, jakie są widoczne w innych częściach świata. Dowody takie właśnie zdobył Ben Shaw i jego zespół w Uniwersytetu Nowej Południowej Walii, który prowadził wykopaliska na niedawno zidentyfikowanym stanowisku Waim. Po raz pierwszy takie artefakty znajdujemy w gruncie, co pozwala nam na określenie ich wieku za pomocą datowania radiowęglowego, cieszy się Shaw. Wśród znalezionych artefaktów jest fragment kamiennej rzeźby na której widać łuk brwiowy człowieka lub zwierzęcia, kompletna rzeźba ludzkiej głowy ze stojącym na niej ptakiem i dwa fragmenty kamiennych żaren, na których powierzchni stwierdzono obecność resztek pochrzynu, owoców i orzechów. Naukowcy znaleźli też fragment obsydianu, który jest pierwszym dowodem na długodystansowy handel wewnątrz lądu. Zidentyfikowano też zagłębienia w ziemi, w których mogły znajdować się pale, na jakich umieszczano domy. « powrót do artykułu
  17. Dziennik Le Parisien poinformował, że policja aresztowała dwóch mężczyzn, którzy próbowali ukraść kamienie z katedry Notre Dame. Siedemnastego marca wieczorem, niedługo po wprowadzeniu ograniczeń w związku z pandemią, strażnicy dostrzegli we wnętrzu katedry intruzów i powiadomili policję. Gdy policjanci przybyli na miejsce, zastali dwóch pijanych mężczyzn, którzy ukrywali się pod plandeką. Mieli oni przy sobie pewną liczbę kamieni z katedry. Wydaje się, że złodzieje, którzy trafili do aresztu, chcieli sprzedać łup na czarnym rynku. Do środka musieli się dostać przez lukę w ogrodzeniu. Katedra zawsze była obiektem marzeń. [...] Na eBayu są wystawiane na sprzedaż kamienie z Notre Dame, tyle tylko, że to podróbki - opowiada rzecznik katedry André Finot. Gdy na dziedzińcu Notre Dame było drzewko bożonarodzeniowe, turyści z całego świata zabierali do domu na pamiątkę bombki i girlandy. Po pożarze otrzymaliśmy [zaś] setki listów od ludzi, którzy chcieli wydobyć z gruzów zwęglone kawałki. Finot przypomina też inny przypadek kradzieży w katedrze. W listopadzie złodzieje zagrabili fragmenty mebli. Sprawa znajduje się w toku. W zeszłym roku w kwietniu katedrę strawił pożar. Odbudowa została wstrzymana w związku z pandemią. Zważywszy na lokalizację firm, które mogłyby mieć problem z bezpiecznym transportowaniem materiałów i na niemożność przestrzegania przez setkę ludzi podstawowych zasad dystansowania, woleliśmy wstrzymać prace - powiedział Le Figaro Philippe Jost. Poza tym zasady bezpieczeństwa dot. ołowiu pozostawały w sprzeczności z zasadami sanitarnymi dot. koronawirusa. [Ze względu na ołów] ludzie muszą brać prysznic parę razy dziennie, zmieniać ubrania w ciasnych przebieralniach i przechodzić przez śluzy powietrzne, a teraz to zachowania zabronione - dodaje główny architekt Philippe Villeneuve. « powrót do artykułu
  18. Pandemia COVID-19 zmienia działanie gospodarki nawet tam, gdzie byśmy się tego nie spodziewali. Microsoft poinformował właśnie, że od maja przestaje dostarczać opcjonalne poprawki niezwiązane z bezpieczeństwem systemu Windows. To oznacza, że właściciele obecnie wspieranych OS-ów Microsoftu będą mogli liczyć jedynie na poprawki związane z bezpieczeństwem. Nowe zasady mają obowiązywać od maja, co oznacza, że kwietniowe poprawki już są ukończone lub zostaną ukończone lada chwila. Poprawki niezwiązane z bezpieczeństwem są dostarczane przez Microsoft zwykle w 3. i 4. tygodniu każdego miesiąca. Poprawki bezpieczeństwa są zaś publikowane w każdy drugi wtorek miesiąca, tzw. Patch Tuesday. Tymczasowa rezygnacja z poprawek opcjonalnych ma ułatwić firme pracę w czasie pandemii. Dodatkowe poprawki wymagają nie tylko dodatkowego zaangażowania osób je przygotowujących, ale i pracy olbrzymiej rzeszy testerów. Jeśli ponadto już po ich udostępnieniu okaże się, że pojawiły się błędy, oznacza to dla koncernu dodatkową pracę. Microsoft nie jest jedyną firmą, która w związku z koronawirusem zmienia sposób działania. Także Google ogłosił, że użytkownicy przeglądarki Chrome mogą liczyć jedynie na poprawki bezpieczeństwa. Microsoft zdecydował też, że odracza termin zakończenia wsparcia wersji Windows 10 Enterprise, Education i IoT Enterprise. Miało się ono zakończyć 14 kwietnia. Obecnie przedłużono je do 13 października bieżącego roku. « powrót do artykułu
  19. Fałszywe zbiórki pieniędzy, wyłudzanie danych, nielegalna sprzedaż produktów, którym przypisywane są właściwości lecznicze, wreszcie nieprzestrzeganie kwarantanny czy internetowy hejt - skutki pandemii koronawirusa już teraz obserwujemy w zmieniającej się strukturze popełnianych przestępstw, zaś w przyszłości prawdopodobnie będzie ona również przyczyną zmian w rozmiarach przestępczości. Pandemia koronawirusa wpływa na każdą płaszczyznę funkcjonowania państwa i społeczeństwa, w tym także na obraz przestępczości w Polsce i na świecie. W latach 2009-2011 m.in. w Polsce notowano wzrost przestępczości, który był wynikiem globalnego kryzysu gospodarczego z lat 2007-2009. Biorąc pod uwagę niektóre prognozy, wskazujące, że pandemia koronawirusa może spowodować dotkliwsze załamanie gospodarki światowej niż kryzys sprzed ponad 10 lat, możemy spodziewać się również wzrostu liczby przestępstw i pojawienia się całkiem nowych form przestępczości wyrosłych z zagrożenia epidemicznego. Współczesne społeczeństwa przystąpiły właśnie do trudnego egzaminu z radzenia sobie z pandemią i towarzyszącymi jej zjawiskami. Część ludzi traktuje ten czas zadaniowo – jako okazję i wyzwanie do zmierzenia własnych sił z zagrożeniem o globalnym zasięgu. Niestety są i tacy, którzy obecne niepokoje społeczne i piętrzące się trudności w zarządzaniu państwem uznają za doskonałą sposobność do osiągania własnych celów i podejmowania aktywności o niekoniecznie legalnym charakterze. Zamieszanie wywołane rozprzestrzeniającym się wirusem powoduje przekierowanie uwagi na ten konkretny problem, tworząc okoliczności sprzyjające zachowaniom kryminalnym. O przestępstwach popełnianych w związku z koronawirusem dowiadujemy się codziennie z przekazów medialnych, zaś niektórzy z nas doświadczają ich we własnym życiu, stając się ofiarą lub bezpośrednim świadkiem takich zdarzeń. Koronawirusowe zagrożenia w internecie Obecna sytuacja dostarcza nowych okoliczności popełniania przestępstw w internecie. Jednym z nich jest phishing polegający na zdobywaniu danych dostępu do usług bankowości internetowej lub danych kart płatniczych. Sprawcy tego przestępstwa najczęściej tworzą i rozsyłają e-maile lub SMS-y rzekomo pochodzące z banku, którego jesteśmy klientami. W kontekście koronawirusa przestępstwo to w ostatnich dniach przybierało formę wiadomości SMS o treści: "Informujemy, iż zgodnie ze spec ustawą dotyczącą koronawirusa Państwa środki na rachunku zostają przekazane do rezerw krajowych NBP. Zaloguj się aby zatrzymać 1000 PLN". Wiadomość zawierała prośbę o kliknięcie w zamieszczony w niej link prowadzący na stronę internetową łudząco podobną do strony naszego banku. Próba zalogowania się na konto albo wpisanie kodów autoryzujących transakcję dostarczały przestępcy dane dostępu do bankowości internetowej, umożliwiając mu tym samym swobodne użycie zgromadzonych tam środków. W internecie organizowane są inicjatywy na rzecz pomocy polskiej służbie zdrowia i innym potrzebującym, w tym zbiórki pieniędzy na doposażenie oddziałów zakaźnych w sprzęt do walki z koronawirusem bądź na zakup materiału i uszycie maseczek ochronnych. Działania te świetnie pokazują umiejętność społeczeństwa do jednoczenia się w chwilach kryzysu. Z drugiej strony stanowią kolejną przestrzeń dla działalności przestępczej oszustów, którzy podrabiają strony internetowe na wzór legalnie działających portali zajmujących się zbieraniem pieniędzy na cele istotne społecznie. To kolejna forma podstępnego zdobywania danych dostępu do kont bankowych. Darczyńcy, którzy trafiają na fałszywą stronę "zrzutki" i fałszywą stronę pośrednika płatności internetowych, chcąc przekazać swoje pieniądze na określony cel, dostarczają przestępcom swoje loginy, hasła i kody autoryzacyjne. Próby wyłudzenia danych podejmowane były również poprzez podszywanie się przestępców pod Ministerstwo Zdrowia i wysyłanie wiadomości w brzmieniu: Ministerstwo Zdrowia: "Dla każdego obywatela przysługuje wsparcie żywieniowe w związku z epidemią Koronawirusa". Tu podawano też link, pod którym można było się na to rzekome wsparcie zapisać. Wiadomości te miały na celu doprowadzenie ich adresata do ujawnienia swoich danych personalnych, które mogłyby zostać wykorzystane np. do zaciągnięcia zobowiązań finansowych. Pandemia spowodowała także rozkwit nielegalnej sprzedaży produktów, którym przypisywane są właściwości lecznicze. Przestępcy, wykorzystując niepokoje społeczne spowodowane rosnącą skalą zakażeń wirusem, zamieszczają w przestrzeni internetowej oferty sprzedaży past do zębów, suplementów diety, kremów i innych produktów, które reklamują jako środki leczące koronawirusa. Oferty sprzedaży obejmują także takie przedmioty jak talizmany lub amulety, które mają pełnić funkcję ochronną przed zarażeniem. Jest to oczywiste oszukiwanie ludzi opierające się na wykorzystaniu ich całkowicie naturalnej potrzeby ochrony zdrowia swojego i swoich bliskich. Nieprzestrzeganie zasad kwarantanny Kodeks karny wymienia m.in. takie przestępstwa, których popełnienie możliwe jest jedynie w określonych okolicznościach. Takie okoliczności stanowić może np. panująca pandemia koronawirusa, która wymaga od społeczeństwa stosowania się do warunków kwarantanny. Złamanie zasad kwarantanny może doprowadzić do zarażenia wirusem innych osób. Takie zachowanie jest nie tylko nieodpowiedzialne, lecz przede wszystkim stanowi przestępstwo, za które grozi kara grzywny, ograniczenia wolności albo pozbawienia wolności do roku. Zgodnie ze statystykami kryminalnymi, przestępstwo narażenia na zakażenie chorobą zakaźną dotychczas miało epizodyczny charakter ponieważ policja stwierdzała co roku zaledwie od kilku do kilkunastu jego przypadków. Można jednak przypuszczać, że rozmiary przestępczości tego rodzaju wzrosną. Stanie się tak ze względu na nagłaśniane sytuacje niestosowania się osób potencjalnie zakażonych koronawirusem do zasad kwarantanny domowej i wskutek opuszczania przez nich swoich miejsc zamieszkania, czym narażają one innych ludzi na zarażenie się. Przestępstwa z nienawiści Poważnym problemem jest również wpływ koronawirusa na przestępczość motywowaną nienawiścią. Na przestępczość tego rodzaju składają się czyny kryminalne motywowane uprzedzeniami i opartą na nich nienawiścią, których ofiary są wybierane ze względu na określone cechy np. rasę, narodowość, pochodzenie etniczne, religię, płeć, orientację seksualną bądź inne wyróżniające tę osobę właściwości. Wskazuje się, że pierwszy przypadek infekcji COVID-19 stwierdzono pod koniec 2019 r. w Chinach. Informacja ta przeniknęła do powszechnego obiegu, a jednocześnie narasta wokół niej wiele krzywdzących uproszczeń lub po prostu nieprawdziwych informacji, jak np. taka, że źródłem wirusa są wszystkie osoby chińskiego pochodzenia. Pokłosiem tego były napastliwe wypowiedzi pod adresem studentów z Chin, którzy gościli na jednej z trójmiejskich uczelni. W Wielkiej Brytanii doprowadziło to także do fizycznych napaści na Azjatów od wielu lat zamieszkujących w tym kraju. Ataki kierowane są nie tylko ze względu na pochodzenie ofiary. W ostatnim czasie w przestrzeni internetowej, prócz doniesień o tym, że ktoś zachorował albo złamał zasady kwarantanny, pojawia się także masowy, niekontrolowany hejt wobec chorych lub osób objętych izolacją. Internauci wypisują pod ich adresem napastliwe i nienawistne komentarze lub wiadomości. Koronawirus oddziałuje i jeszcze długo będzie oddziaływał na obraz przestępczości w Polsce i na świecie. Wpływ pandemii na kształt przestępczości i globalnego bezpieczeństwa będzie istotnym przedmiotem badań kryminologicznych. Jednak należy powiedzieć sobie wprost, że aktualny stan wiedzy w tym zakresie jest skromny i ma charakter głównie sygnalizujący, iż pandemia ta rodzi reperkusje także w obszarze zachowań kryminalnych. Obecnie głównym źródłem informacji w tym zakresie są przede wszystkim środki masowego przekazu. Policyjne i sądowe dane statystyczne, chociaż są podstawowym źródłem wiedzy o przestępczości, cechują się długotrwałością ich zbierania, weryfikowania i publikowania. Dlatego na razie statystyki kryminalne nie dostarczają wiedzy na temat tego zjawiska, a rolę informacyjną, z uwagi na szybkość reakcji, pełnią przede wszystkim media. Ich publikacje będą więc w przyszłości doskonałym punktem wyjścia dla badań nad kryminologicznymi aspektami koronawirusa. Dr Diana Dajnowicz-Piesiecka pracuje w Zakładzie Kryminologii Wydziału Prawa Uniwersytetu w Białymstoku. Działa w Stowarzyszeniu Rzecznicy Nauki. « powrót do artykułu
  20. Immunolodzy z Polskiej Akademii Nauk wydali zalecenia na czas epidemii koronawirusa. Naukowcy podkreślają, że nie istnieją żadne leki i preparaty, które mógłby wzmocnić odporność i uchronić nas przed zakażeniem. Możemy jednak postępować tak, by nie osłabiać swojego układu odpornościowego. Człowiek dysponuje układem odpornościowym, który może skutecznie nas chronić przed wirusami. Należy podkreślić, że odpowiedź immunologiczna zaczyna się rozwijać dopiero po kontakcie z fragmentami (zwanymi antygenami) wirusa. Przed wniknięciem wirusów do organizmu człowieka liczba komórek układu odpornościowego (limfocytów) w krwiobiegu, jest niewystarczająca i, na dodatek, limfocyty te nie są jeszcze gotowe do obrony, czytamy w komunikacie PAN. Należy podkreślić, iż nie istnieją żadne leki, które mogłyby wzmocnić odporność człowieka i uchronić go przed zakażeniem. Wszelkie preparaty witaminowe, mieszanki minerałów i witamin, naturalne wyciągi roślinne i zwierzęce, a w szczególności preparaty homeopatyczne, które przedstawiane są jako „wzmacniacze odporności”, nie mają żadnego znaczenia dla rozwoju odporności przeciwzakaźnej. Nigdy nie wykazano ich działania wspomagającego pracę układu odpornościowego, a ich reklamowanie jako preparatów wzmacniających odporność jest zwykłym oszustwem. Możemy jednak podjąć proste działania, by nie osłabić naszego układu odpornościowego. Czynniki, które osłabiają funkcjonowanie układu odpornościowego i których należy unikać: nadmierne i długotrwałe spożywanie alkoholu, palenie tytoniu, przyjmowanie narkotyków, przewlekły deficyt snu, nieprawidłowe odżywianie się (niedożywienie, awitaminoza, ale również patologiczna otyłość), brak wysiłku fizycznego. Jednocześnie profesorowie Dominika Nowis i Jakub Gołąb z Warszawskiego Uniwersytetu Medycznego zalecają m.in. unikanie kontaktu z dzikimi zwierzętami, przejście na dietę roślinną, a w szczególności unikanie spożywania surowego mięsa i mleka. « powrót do artykułu
  21. Fałszywe zbiórki pieniędzy, wyłudzanie danych, nielegalna sprzedaż produktów, którym przypisywane są właściwości lecznicze, wreszcie nieprzestrzeganie kwarantanny czy internetowy hejt - skutki pandemii koronawirusa już teraz obserwujemy w zmieniającej się strukturze popełnianych przestępstw, zaś w przyszłości prawdopodobnie będzie ona również przyczyną zmian w rozmiarach przestępczości. Pandemia koronawirusa wpływa na każdą płaszczyznę funkcjonowania państwa i społeczeństwa, w tym także na obraz przestępczości w Polsce i na świecie. W latach 2009-2011 m.in. w Polsce notowano wzrost przestępczości, który był wynikiem globalnego kryzysu gospodarczego z lat 2007-2009. Biorąc pod uwagę niektóre prognozy, wskazujące, że pandemia koronawirusa może spowodować dotkliwsze załamanie gospodarki światowej niż kryzys sprzed ponad 10 lat, możemy spodziewać się również wzrostu liczby przestępstw i pojawienia się całkiem nowych form przestępczości wyrosłych z zagrożenia epidemicznego. Współczesne społeczeństwa przystąpiły właśnie do trudnego egzaminu z radzenia sobie z pandemią i towarzyszącymi jej zjawiskami. Część ludzi traktuje ten czas zadaniowo – jako okazję i wyzwanie do zmierzenia własnych sił z zagrożeniem o globalnym zasięgu. Niestety są i tacy, którzy obecne niepokoje społeczne i piętrzące się trudności w zarządzaniu państwem uznają za doskonałą sposobność do osiągania własnych celów i podejmowania aktywności o niekoniecznie legalnym charakterze. Zamieszanie wywołane rozprzestrzeniającym się wirusem powoduje przekierowanie uwagi na ten konkretny problem, tworząc okoliczności sprzyjające zachowaniom kryminalnym. O przestępstwach popełnianych w związku z koronawirusem dowiadujemy się codziennie z przekazów medialnych, zaś niektórzy z nas doświadczają ich we własnym życiu, stając się ofiarą lub bezpośrednim świadkiem takich zdarzeń. Koronawirusowe zagrożenia w internecie Obecna sytuacja dostarcza nowych okoliczności popełniania przestępstw w internecie. Jednym z nich jest phishing polegający na zdobywaniu danych dostępu do usług bankowości internetowej lub danych kart płatniczych. Sprawcy tego przestępstwa najczęściej tworzą i rozsyłają e-maile lub SMS-y rzekomo pochodzące z banku, którego jesteśmy klientami. W kontekście koronawirusa przestępstwo to w ostatnich dniach przybierało formę wiadomości SMS o treści: "Informujemy, iż zgodnie ze spec ustawą dotyczącą koronawirusa Państwa środki na rachunku zostają przekazane do rezerw krajowych NBP. Zaloguj się aby zatrzymać 1000 PLN". Wiadomość zawierała prośbę o kliknięcie w zamieszczony w niej link prowadzący na stronę internetową łudząco podobną do strony naszego banku. Próba zalogowania się na konto albo wpisanie kodów autoryzujących transakcję dostarczały przestępcy dane dostępu do bankowości internetowej, umożliwiając mu tym samym swobodne użycie zgromadzonych tam środków. W internecie organizowane są inicjatywy na rzecz pomocy polskiej służbie zdrowia i innym potrzebującym, w tym zbiórki pieniędzy na doposażenie oddziałów zakaźnych w sprzęt do walki z koronawirusem bądź na zakup materiału i uszycie maseczek ochronnych. Działania te świetnie pokazują umiejętność społeczeństwa do jednoczenia się w chwilach kryzysu. Z drugiej strony stanowią kolejną przestrzeń dla działalności przestępczej oszustów, którzy podrabiają strony internetowe na wzór legalnie działających portali zajmujących się zbieraniem pieniędzy na cele istotne społecznie. To kolejna forma podstępnego zdobywania danych dostępu do kont bankowych. Darczyńcy, którzy trafiają na fałszywą stronę "zrzutki" i fałszywą stronę pośrednika płatności internetowych, chcąc przekazać swoje pieniądze na określony cel, dostarczają przestępcom swoje loginy, hasła i kody autoryzacyjne. Próby wyłudzenia danych podejmowane były również poprzez podszywanie się przestępców pod Ministerstwo Zdrowia i wysyłanie wiadomości w brzmieniu: Ministerstwo Zdrowia: "Dla każdego obywatela przysługuje wsparcie żywieniowe w związku z epidemią Koronawirusa". Tu podawano też link, pod którym można było się na to rzekome wsparcie zapisać. Wiadomości te miały na celu doprowadzenie ich adresata do ujawnienia swoich danych personalnych, które mogłyby zostać wykorzystane np. do zaciągnięcia zobowiązań finansowych. Pandemia spowodowała także rozkwit nielegalnej sprzedaży produktów, którym przypisywane są właściwości lecznicze. Przestępcy, wykorzystując niepokoje społeczne spowodowane rosnącą skalą zakażeń wirusem, zamieszczają w przestrzeni internetowej oferty sprzedaży past do zębów, suplementów diety, kremów i innych produktów, które reklamują jako środki leczące koronawirusa. Oferty sprzedaży obejmują także takie przedmioty jak talizmany lub amulety, które mają pełnić funkcję ochronną przed zarażeniem. Jest to oczywiste oszukiwanie ludzi opierające się na wykorzystaniu ich całkowicie naturalnej potrzeby ochrony zdrowia swojego i swoich bliskich. Nieprzestrzeganie zasad kwarantanny Kodeks karny wymienia m.in. takie przestępstwa, których popełnienie możliwe jest jedynie w określonych okolicznościach. Takie okoliczności stanowić może np. panująca pandemia koronawirusa, która wymaga od społeczeństwa stosowania się do warunków kwarantanny. Złamanie zasad kwarantanny może doprowadzić do zarażenia wirusem innych osób. Takie zachowanie jest nie tylko nieodpowiedzialne, lecz przede wszystkim stanowi przestępstwo, za które grozi kara grzywny, ograniczenia wolności albo pozbawienia wolności do roku. Zgodnie ze statystykami kryminalnymi, przestępstwo narażenia na zakażenie chorobą zakaźną dotychczas miało epizodyczny charakter ponieważ policja stwierdzała co roku zaledwie od kilku do kilkunastu jego przypadków. Można jednak przypuszczać, że rozmiary przestępczości tego rodzaju wzrosną. Stanie się tak ze względu na nagłaśniane sytuacje niestosowania się osób potencjalnie zakażonych koronawirusem do zasad kwarantanny domowej i wskutek opuszczania przez nich swoich miejsc zamieszkania, czym narażają one innych ludzi na zarażenie się. Przestępstwa z nienawiści Poważnym problemem jest również wpływ koronawirusa na przestępczość motywowaną nienawiścią. Na przestępczość tego rodzaju składają się czyny kryminalne motywowane uprzedzeniami i opartą na nich nienawiścią, których ofiary są wybierane ze względu na określone cechy np. rasę, narodowość, pochodzenie etniczne, religię, płeć, orientację seksualną bądź inne wyróżniające tę osobę właściwości. Wskazuje się, że pierwszy przypadek infekcji COVID-19 stwierdzono pod koniec 2019 r. w Chinach. Informacja ta przeniknęła do powszechnego obiegu, a jednocześnie narasta wokół niej wiele krzywdzących uproszczeń lub po prostu nieprawdziwych informacji, jak np. taka, że źródłem wirusa są wszystkie osoby chińskiego pochodzenia. Pokłosiem tego były napastliwe wypowiedzi pod adresem studentów z Chin, którzy gościli na jednej z trójmiejskich uczelni. W Wielkiej Brytanii doprowadziło to także do fizycznych napaści na Azjatów od wielu lat zamieszkujących w tym kraju. Ataki kierowane są nie tylko ze względu na pochodzenie ofiary. W ostatnim czasie w przestrzeni internetowej, prócz doniesień o tym, że ktoś zachorował albo złamał zasady kwarantanny, pojawia się także masowy, niekontrolowany hejt wobec chorych lub osób objętych izolacją. Internauci wypisują pod ich adresem napastliwe i nienawistne komentarze lub wiadomości. Koronawirus oddziałuje i jeszcze długo będzie oddziaływał na obraz przestępczości w Polsce i na świecie. Wpływ pandemii na kształt przestępczości i globalnego bezpieczeństwa będzie istotnym przedmiotem badań kryminologicznych. Jednak należy powiedzieć sobie wprost, że aktualny stan wiedzy w tym zakresie jest skromny i ma charakter głównie sygnalizujący, iż pandemia ta rodzi reperkusje także w obszarze zachowań kryminalnych. Obecnie głównym źródłem informacji w tym zakresie są przede wszystkim środki masowego przekazu. Policyjne i sądowe dane statystyczne, chociaż są podstawowym źródłem wiedzy o przestępczości, cechują się długotrwałością ich zbierania, weryfikowania i publikowania. Dlatego na razie statystyki kryminalne nie dostarczają wiedzy na temat tego zjawiska, a rolę informacyjną, z uwagi na szybkość reakcji, pełnią przede wszystkim media. Ich publikacje będą więc w przyszłości doskonałym punktem wyjścia dla badań nad kryminologicznymi aspektami koronawirusa. Dr Diana Dajnowicz-Piesiecka pracuje w Zakładzie Kryminologii Wydziału Prawa Uniwersytetu w Białymstoku. Działa w Stowarzyszeniu Rzecznicy Nauki. « powrót do artykułu
  22. NASA zaprezentowała całościową mapę powierzchni asteroidy Bennu. To kolaż zdjęć zgromadzonych w ramach misji OSIRIS-REx między 7 marca a 19 kwietnia 2019 r. By uzyskać mozaikę, wykorzystano aż 2155 zdjęć wykonanych przez PolyCam. Naukowcy z NASA chwalą się, że udało się uzyskać największą rozdzielczość (5 cm na piksel), z jaką kiedykolwiek całościowo zmapowano Bennu. OSIRIS-REx wykonywał ujęcia z odległości od 3,1 do 5 km od powierzchni asteroidy. Dzięki szczegółowemu widokowi Bennu NASA mogła wybrać miejsca pobrania próbek: główne, czyli Nightingale w kraterze w północnej części asteroidy, oraz zapasowe - Osprey. Mapę-mozaikę można ściągnąć w różnych rozmiarach w dwóch wersjach: z koordynatami i bez. « powrót do artykułu
  23. Gdy informowaliśmy o rozpoczętych przez WHO ogólnoświatowych testach 4 najbardziej obiecujących leków na COVID-19, wspomnieliśmy, że największy potencjał kliniczny może mieć Remdesivir. Teraz jeden ze współtwórców Remdesiviru, profesor Ralph Baric, który od 35 lat bada wirusy RNA, informuje o stworzeniu jeszcze jednego obiecującego środka – EIDD-2801. Dotychczas badania in vivo EIDD-2801 przeprowadzono na myszach zarażonych SARS-CoV i MERS-CoV. Zarówno w przypadku myszy, którym podano EIDD-2801 przed zarażaniem, jak i u tych, którym lek podano po zarażeniu, nowy związek doprowadził do polepszenia funkcjonowania płuc, zmniejszenia liczby wirusów w wymazie oraz zmniejszył spadek wagi ciała. Przeprowadzono również badania laboratoryjne z użyciem komórek ludzkich płuc. Okazało się, że EIDD-2801 znacznie zmniejsza możliwości replikacji wirusów MERS-CoV, SARS-CoV oraz SARS-CoV-2. Nie zauważono przy tym negatywnego oddziaływania leku na komórki. Naukowcy jednak na tym nie poprzestali. Postanowili sprawdzić, jak nowy środek wpływa na występujące obecnie u nietoperzy koronawirusy SHC014, HKU3 oraz HKU5. Te koronawirusy nie zarażają obecnie ludzi. SHC014 jest jednak blisko związany z SARS-COV i może namnażać się w komórkach ludzkich płuc, ma więc potencjał do wywołania zakażeń u ludzi. Bardziej odległy od SARS jest szczep HKU3, a HKU5 lest podobny do MERS. Przeprowadzone testy in vitro wykazały, że EIDD-2801 działa również na te trzy szczepy koronawirusów. Jeśli więc w przyszłości znowu wybuchnie epidemia spowodowana wirusem podobnym do SARS lub MERS, nowy środek ma potencjał do jej zwalczania. Co więcej, okazało się, że nowy środek może być skuteczny przeciwko koronawirusom, które zmutują i nabędą oporności na Remdesivir. Profesor Baric i jego współpracownicy to ludzie, do których słów powinniśmy przywiązywać zdecydowanie większą uwagę. Już w 2015 roku donosili oni na łamach Nature Medicine o podobnych do SARS koronawirusach, które mają potencjał zarażania ludzi. Rok później opisywali badania nad jednym z takich wirusów. Teraz zespół Barica wraz z firmą Ridgeback Biotherapeutics oraz niedochodowa organizacją Drug Innovations at Emory (DRIVE) z Emory University, pracują nad rozpoczęciem testów EIDD-2801 na ludziach. Ze szczegółami najnowszych badań można zapoznać się na łamach bioRxiv [PDF]. « powrót do artykułu
  24. W niedzielę (22 marca) rano trzęsienie ziemi o magnitudzie 5,3 stopni w skali Richtera nawiedziło północ Chorwacji. To najsilniejsze trzęsienie ziemi, jakie odnotowano w Zagrzebiu od trzęsienia w 1880 r. Później nastąpiła seria wstrząsów wtórnych. Ucierpiała katedra, budynek parlamentu oraz muzea. Obecnie walczymy z dwoma wrogami - jeden [wirus] jest niewidzialny, drugi - nieprzewidywalny - powiedział Reuterowi minister spraw wewnętrznych Davor Božinović. Jak podała Hrvatska radiotelevizija (HRT), w wyniku niedzielnego trzęsienia ucierpiała południowa wieża Katedry Najświętszej Maryi Panny; spadła szpica z krzyżem. Uszkodzeń doznał również Pałac Biskupi. Zniszczenia odnotowano w budynkach przynajmniej 63 instytucji edukacyjnych, w tym w siedzibie rektoratu Uniwersytetu w Zagrzebiu. HRT donosiło o poważnych szkodach w Chorwackim Instytucie Muzyki czy w 140-letnim budynku Chorwackiej Akademii Nauk i Sztuk. Prawdziwy obraz sytuacji ma się jednak zarysować w nadchodzących dniach. Poważnych uszkodzeń doznały także Bazylika Serca Jezusowego oraz Sobór Przemienienia Pańskiego. Przedstawiciele Muzeum Archeologicznego powiedzieli w poniedziałek, że stwierdzono bardzo poważne uszkodzenia wystaw stałych i [różnych] obiektów. Siedziba muzeum z 1879 r. także została uszkodzona. Pęknięcia pojawiły się na zewnątrz budowli. Odnotowano też liczne pęknięcia w środku. Ucierpiało Muzeum Sztuki i Rzemiosła, podobnie jak wnętrze Muzeum Etnograficznego. W tym ostatnim rozbite zostały szybki gablot; największych uszkodzeń doznały szklane i gliniane artefakty. Gordan Jandroković, przewodniczący Zgromadzenia Chorwackiego, podkreślił, że przez zniszczenia budynku parlamentu sesje będą odroczone. Uszkodzenia są zbyt rozległe. Ściany i klatki schodowe na górnym piętrze popękały. Zniszczona została także część dachu. Trzęsienie ziemi bardzo zaburzyło dystansowanie społeczne, bo ludzie wylegli na ulicę i zaczęli się gromadzić. Istnieją zasady dotyczące zachowania podczas trzęsień ziemi. Kiedy jednak trzęsienie ziemi pokrywa się w czasie z pandemią, sytuacja staje się o wiele bardziej skomplikowana - mówi Božinović. « powrót do artykułu
  25. Badacze z USA i Chile schwytali żywego liścioucha Phyllotis xanthopygus rupestris na wysokości 6739 m, na samym szczycie Llullaillaco, najwyższego czynnego wulkanu na Ziemi. To rekord wysokości zamieszkania dla ssaków. Naukowcy wybrali się w lutym br. na ekspedycję, by zbadać wysokogórskie gryzonie zamieszkujące Llullaillaco na obszarze Puna de Atacama. Było to podyktowane wideodokumentacją liściouchów na wysokości 6205 m. Opłaciło się, gdyż zespół schwytał powyżej 5000 m liczne P. xanthopygus rupestris. Najwyżej występujący liściouch został zaś złapany na samym szczycie wulkanu. Autorzy artykułu z pisma bioRxiv dodają, że istnieją doniesienia o szczekuszkach wielkouchych (Ochotona macrotis), widywanych w Himalajach blisko wysokości 6000 m. Trzeba jednak przyznać, że okaz ze szczytu wulkanu znacząco przewyższa wszelkie znane przypadki (ang. specimen-based records) zarówno z Himalajów, jak i innych części Andów. Warunki panujące w wyższych partiach Llullaillaco są bardzo surowe. Liściouchy muszą sobie radzić z niskimi temperaturami. Poza tym ze wzrostem wysokości istotnie zmniejsza się podaż tlenu. Problemem jest też dostępność pożywienia. Naukowcy podejrzewają, że liściouchy żywią się tu porostami i owadami. Biolodzy chcą dokładniej zbadać ten podgatunek i dowiedzieć się, jak udaje mu się przetrwać w skrajnym środowisku. Badam wiele innych zwierząt żyjących na dużych wysokościach i podejrzewam, że te gryzonie wyewoluowały szereg przystosowań, w tym w zakresie funkcji sercowo-oddechowych i metabolizmu mięśniowego. Jestem bardzo podekscytowany możliwością odkrycia, co pozwala liściouchom przetrwać i żyć na tak dużych wysokościach - podsumowuje Jay Storz z Uniwersytetu Nebraski w Lincoln.   « powrót do artykułu
×
×
  • Dodaj nową pozycję...