-
Liczba zawartości
37655 -
Rejestracja
-
Ostatnia wizyta
nigdy -
Wygrane w rankingu
249
Zawartość dodana przez KopalniaWiedzy.pl
-
Gdy informowaliśmy o rozpoczętych przez WHO ogólnoświatowych testach 4 najbardziej obiecujących leków na COVID-19, wspomnieliśmy, że największy potencjał kliniczny może mieć Remdesivir. Teraz jeden ze współtwórców Remdesiviru, profesor Ralph Baric, który od 35 lat bada wirusy RNA, informuje o stworzeniu jeszcze jednego obiecującego środka – EIDD-2801. Dotychczas badania in vivo EIDD-2801 przeprowadzono na myszach zarażonych SARS-CoV i MERS-CoV. Zarówno w przypadku myszy, którym podano EIDD-2801 przed zarażaniem, jak i u tych, którym lek podano po zarażeniu, nowy związek doprowadził do polepszenia funkcjonowania płuc, zmniejszenia liczby wirusów w wymazie oraz zmniejszył spadek wagi ciała. Przeprowadzono również badania laboratoryjne z użyciem komórek ludzkich płuc. Okazało się, że EIDD-2801 znacznie zmniejsza możliwości replikacji wirusów MERS-CoV, SARS-CoV oraz SARS-CoV-2. Nie zauważono przy tym negatywnego oddziaływania leku na komórki. Naukowcy jednak na tym nie poprzestali. Postanowili sprawdzić, jak nowy środek wpływa na występujące obecnie u nietoperzy koronawirusy SHC014, HKU3 oraz HKU5. Te koronawirusy nie zarażają obecnie ludzi. SHC014 jest jednak blisko związany z SARS-COV i może namnażać się w komórkach ludzkich płuc, ma więc potencjał do wywołania zakażeń u ludzi. Bardziej odległy od SARS jest szczep HKU3, a HKU5 lest podobny do MERS. Przeprowadzone testy in vitro wykazały, że EIDD-2801 działa również na te trzy szczepy koronawirusów. Jeśli więc w przyszłości znowu wybuchnie epidemia spowodowana wirusem podobnym do SARS lub MERS, nowy środek ma potencjał do jej zwalczania. Co więcej, okazało się, że nowy środek może być skuteczny przeciwko koronawirusom, które zmutują i nabędą oporności na Remdesivir. Profesor Baric i jego współpracownicy to ludzie, do których słów powinniśmy przywiązywać zdecydowanie większą uwagę. Już w 2015 roku donosili oni na łamach Nature Medicine o podobnych do SARS koronawirusach, które mają potencjał zarażania ludzi. Rok później opisywali badania nad jednym z takich wirusów. Teraz zespół Barica wraz z firmą Ridgeback Biotherapeutics oraz niedochodowa organizacją Drug Innovations at Emory (DRIVE) z Emory University, pracują nad rozpoczęciem testów EIDD-2801 na ludziach. Ze szczegółami najnowszych badań można zapoznać się na łamach bioRxiv [PDF]. « powrót do artykułu
-
- EIDD-2801
- Remdesivir
-
(i 7 więcej)
Oznaczone tagami:
-
W niedzielę (22 marca) rano trzęsienie ziemi o magnitudzie 5,3 stopni w skali Richtera nawiedziło północ Chorwacji. To najsilniejsze trzęsienie ziemi, jakie odnotowano w Zagrzebiu od trzęsienia w 1880 r. Później nastąpiła seria wstrząsów wtórnych. Ucierpiała katedra, budynek parlamentu oraz muzea. Obecnie walczymy z dwoma wrogami - jeden [wirus] jest niewidzialny, drugi - nieprzewidywalny - powiedział Reuterowi minister spraw wewnętrznych Davor Božinović. Jak podała Hrvatska radiotelevizija (HRT), w wyniku niedzielnego trzęsienia ucierpiała południowa wieża Katedry Najświętszej Maryi Panny; spadła szpica z krzyżem. Uszkodzeń doznał również Pałac Biskupi. Zniszczenia odnotowano w budynkach przynajmniej 63 instytucji edukacyjnych, w tym w siedzibie rektoratu Uniwersytetu w Zagrzebiu. HRT donosiło o poważnych szkodach w Chorwackim Instytucie Muzyki czy w 140-letnim budynku Chorwackiej Akademii Nauk i Sztuk. Prawdziwy obraz sytuacji ma się jednak zarysować w nadchodzących dniach. Poważnych uszkodzeń doznały także Bazylika Serca Jezusowego oraz Sobór Przemienienia Pańskiego. Przedstawiciele Muzeum Archeologicznego powiedzieli w poniedziałek, że stwierdzono bardzo poważne uszkodzenia wystaw stałych i [różnych] obiektów. Siedziba muzeum z 1879 r. także została uszkodzona. Pęknięcia pojawiły się na zewnątrz budowli. Odnotowano też liczne pęknięcia w środku. Ucierpiało Muzeum Sztuki i Rzemiosła, podobnie jak wnętrze Muzeum Etnograficznego. W tym ostatnim rozbite zostały szybki gablot; największych uszkodzeń doznały szklane i gliniane artefakty. Gordan Jandroković, przewodniczący Zgromadzenia Chorwackiego, podkreślił, że przez zniszczenia budynku parlamentu sesje będą odroczone. Uszkodzenia są zbyt rozległe. Ściany i klatki schodowe na górnym piętrze popękały. Zniszczona została także część dachu. Trzęsienie ziemi bardzo zaburzyło dystansowanie społeczne, bo ludzie wylegli na ulicę i zaczęli się gromadzić. Istnieją zasady dotyczące zachowania podczas trzęsień ziemi. Kiedy jednak trzęsienie ziemi pokrywa się w czasie z pandemią, sytuacja staje się o wiele bardziej skomplikowana - mówi Božinović. « powrót do artykułu
-
Badacze z USA i Chile schwytali żywego liścioucha Phyllotis xanthopygus rupestris na wysokości 6739 m, na samym szczycie Llullaillaco, najwyższego czynnego wulkanu na Ziemi. To rekord wysokości zamieszkania dla ssaków. Naukowcy wybrali się w lutym br. na ekspedycję, by zbadać wysokogórskie gryzonie zamieszkujące Llullaillaco na obszarze Puna de Atacama. Było to podyktowane wideodokumentacją liściouchów na wysokości 6205 m. Opłaciło się, gdyż zespół schwytał powyżej 5000 m liczne P. xanthopygus rupestris. Najwyżej występujący liściouch został zaś złapany na samym szczycie wulkanu. Autorzy artykułu z pisma bioRxiv dodają, że istnieją doniesienia o szczekuszkach wielkouchych (Ochotona macrotis), widywanych w Himalajach blisko wysokości 6000 m. Trzeba jednak przyznać, że okaz ze szczytu wulkanu znacząco przewyższa wszelkie znane przypadki (ang. specimen-based records) zarówno z Himalajów, jak i innych części Andów. Warunki panujące w wyższych partiach Llullaillaco są bardzo surowe. Liściouchy muszą sobie radzić z niskimi temperaturami. Poza tym ze wzrostem wysokości istotnie zmniejsza się podaż tlenu. Problemem jest też dostępność pożywienia. Naukowcy podejrzewają, że liściouchy żywią się tu porostami i owadami. Biolodzy chcą dokładniej zbadać ten podgatunek i dowiedzieć się, jak udaje mu się przetrwać w skrajnym środowisku. Badam wiele innych zwierząt żyjących na dużych wysokościach i podejrzewam, że te gryzonie wyewoluowały szereg przystosowań, w tym w zakresie funkcji sercowo-oddechowych i metabolizmu mięśniowego. Jestem bardzo podekscytowany możliwością odkrycia, co pozwala liściouchom przetrwać i żyć na tak dużych wysokościach - podsumowuje Jay Storz z Uniwersytetu Nebraski w Lincoln. « powrót do artykułu
- 1 odpowiedź
-
- Phyllotis xanthopygus rupestris
- liściouch
-
(i 2 więcej)
Oznaczone tagami:
-
W latach 30. XX wieku Stany Zjednoczone doświadczyły Dust Bowl. Był to kilkuletni okres katastrofalnych susz na Wielkich Równinach i związanych z tym burz piaskowych. W wyniku Dust Bowl zginęło około 7000 osób, ponad 2 miliony ludzi zostało bezdomnymi, a około 3,5 miliona porzuciło dotychczasowe domy i przeniosło się w inne regiony USA. Produkcja pszenicy w latach 30. spadła o 36%, a kukurydzy o 48%. Do roku 1936 straty gospodarcze sięgnęły kwoty 25 milionów USD dziennie, czyli 460 milionów współczesnych dolarów. Dust Bowl był spowodowany nieprawidłową gospodarką ziemią na Wielkich Równinach. Wcześniejsze dekady to okres pojawiania się coraz większej ilości sprzętu mechanicznego w rolnictwie. To ułatwiło zajmowanie kolejnych obszarów pod uprawy. Pługi coraz głębiej wzruszały wierzchnią warstwę gleby, a naturalne dla tego obszaru trawy, których głębokie systemy korzeniowe zatrzymywały wilgoć w glebie, zostały zastąpione roślinami uprawnymi o płytkich korzeniach. Gdy w latach 30. nadeszła susza, gleba, której nie wiązały już korzenie traw, łatwo zamieniała się w pył, który z łatwością przemieszczał się z wiatrem. Nastała epoka wielkich burz pyłowych. Chmury pyłu zasypywały wszystko na swojej drodze, niszcząc uprawy. Dopiero gdy skończył się okres susz i zaczęło więcej padać, zakończył się też Dust Bowl. Naukowcy z Columbia University i NASA postanowili zbadać, jak na ponowny Dust Bowl zareagowałby obecnie rynek żywności. Trzeba bowiem pamiętać, że USA są wielkim producentem i eksporterem żywności. Chcieliśmy sprawdzić, jak wieloletni spadek produkcji u dużego eksportera wpłynąłby na międzynarodowy handel i dostępność pożywienia, mówi doktor Alison Heslin, główna autorka badań. We współczesnym zglobalizowanym systemie handlowym problemy pojawiające się w jednym miejscu nie są ograniczane granicami państwowymi. Załamanie produkcji może wpływać na partnerów handlowych, których bezpieczeństwo żywności zależy od importu, dodaje uczona. Naukowcy stworzyli dwie alternatywne symulacje światowego handlu pszenicą. Następnie wprowadzili do nich czteroletni okres Dust Bowl ograniczony wyłącznie do USA. W pierwszym z modeli kraje najpierw użyły swoich rezerw, a następnie skompensowały niedobory zwiększając import i zmniejszając eksport. W ten sposób doszło do rozniesienia się fali niedoborów. W drugim ze scenariuszów przyjęto, że USA początkowo zmniejszają tylko eksport, na czym cierpią wszyscy partnerzy, a następnie wszystkie kraje kompensują niedobory zwiększając import. Analizy wykazały, że obecny wpływ Dust Bowl byłby podobny jak podczas oryginalnego Dust Bowl. Okazało się, że w ciągu czterech pierwszych lat Dust Bowl USA wyczerpałyby 94% swoich rezerw żywnościowych. Również wszystkie bez wyjątku kraje, które kupują pszenicę w USA, wyczerpałyby swoje rezerwy, mimo tego, że same nie doświadczyłyby spadku plonów. Oczywiście zapasy te byłyby też uzupełniane, ale i tak wielkość posiadanych rezerw znacząco by się skurczyła w porównaniu ze stanem wyjściowym. Skupiliśmy się na całym zestawie możliwych wydarzeń, szczególnie na zmianach w handlu, użyciu rezerw strategicznych oraz spadkach w konsumpcji, wyjaśnia profesor Jessica Gephard, współautorka badań. Zauważyliśmy, że doszłoby do zmiany umów handlowych, kraje kupujące zboże w USA zaczęłyby kupować je gdzie indziej, a na całym świecie doszłoby do spadku strategicznych rezerw pszenicy. W wielu wypadkach rezerwy te zostałyby całkowicie wyczerpane. To wskazuje, że takie wydarzenie spowodowałoby nie tylko wzrost cen w USA, ale też daleko poza granicami Stanów Zjednoczonych, dodaje Gephart. Z symulacji wynika, że trwający 4 lata Dust Bowl spowodowałby, że światowe rezerwy pszenicy spadłyby o 31%. Pod koniec 4-letniego okresu na świecie byłoby od 36 do 52 krajów, których rezerwy skurczyłyby się o ponad 75% w porównaniu do okresu sprzed Dust Bowl. Z kolei 10 krajów o największych rezerwach (Chiny, USA, Indie, Iran, Kanada, Rosja, Maroko, Australia, Egipt i Algieria) doświadczyłyby spadku rezerw o 15-22%. Jako, że świat posiada duże zapasy zboża, początkowo Dust Bowl nie wpłynąłby na poziom konsumpcji. Nawet kraje, które nie posiadają rezerw zboża byłyby w stanie początkowo zapewnić niezmienny poziom dostaw na rynek. Nasze wyniki pokazują, że ryzyka związane ze zmianami klimatycznymi nie dotyczą wyłącznie samego klimatu i lokalnie występujących ekstremalnych warunków pogodowych. To również ich wpływ na światowy handel. W kontekście bezpieczeństwa żywności wykazaliśmy, że posiadane rezerwy mogą, na pewien czas, stanowić bezpieczny bufor, jednak w miarę ich wyczerpywania mogą pojawić się niedobory żywności, mówi Heslin. Obecnie USA są trzecim największym na świecie eksporterem pszenicy. Zapewniają 13,6% dostaw na światowe rynki. Większymi eksporterami są jedynie Rosja (21,1%) i Kanada (14,2%). « powrót do artykułu
-
W Laodycei w Turcji odkryto zegar słoneczny sprzed 2 tys. lat
KopalniaWiedzy.pl dodał temat w dziale Humanistyka
W Laodycei w południowo-zachodniej Turcji odkryto marmurowy zegar słoneczny sprzed 2 tys. lat. Zachował się w jednym kawałku. Jak opowiada dyrektor wykopalisk, prof. Celal Şimşek z Pamukkale University, jest to prawdziwy unikat. Na zwróconym na południe zegarze wyrzeźbiono motyw liści oraz greckie symbole. U dołu gnomonu (wskazówki) jest napisane „therine”, co znaczy „letnia”, w środkowym rzędzie widzimy napis „lsemerine”, czyli „równonocna”, a w rzędzie górnym „chemerine” co tłumaczy się jako „zimowa”. Tureccy archeolodzy podkreślają, że brakuje gnomonu. Laodycea została założona na miejscu wcześniejszej osady (Diospolis) w połowie III w. p.n.e. przez króla Antiocha II. Jej największy rozkwit przypadł na okres rzymski; miasto wzbogaciło się przede wszystkim na produkcji wełny. Do dziś zachowały się pozostałości głównie z czasów rzymskich. Na płaskowyżu podziwiać można m.in. dwa starożytne teatry czy gimnazjon i łaźnie z czasów Hadriana. « powrót do artykułu-
- zegar słoneczny
- Laodycea
-
(i 2 więcej)
Oznaczone tagami:
-
Ekstrakt z nasion azjatyckiego drzewa melinjo (Gnetum gnemon) stymuluje produkcję hormonu adiponketyny. Zespół Kumamoto University uważa, że będzie to można wykorzystać w terapii otyłości i cukrzycy. Owoce G. gnemon mają silne właściwości przeciwutleniające i przeciwbakteryjne. Zawierają duże ilości polifenoli. Japończycy podkreślają, że gnetyna C, oligomer resweratrolu, który występuje w dużych ilościach w ekstrakcie z nasion tej rośliny (ang. Melinjo seed extract), wykazuje większą aktywność antyoksydacyjną i pozostaje w organizmie dłużej niż resweratrol. Szczegółowy mechanizm wpływu MSE pozostawał jednak nieznany. Ekipa dr. Kentaro Onikiego przeprowadziła badania na 42 zdrowych mężczyznach. Wylosowano ich do 3 grup: jedna przyjmowała 150 mg MSE dziennie, druga 300 mg dziennie, a trzecia zażywała placebo; codziennie rano przez 14 dni ochotnicy łykali 2 tabletki (2x75 mg, 2x150 mg lub 2xplacebo). Okazało się, że doustne przyjmowanie 300 mg MSE zwiększało stosunek frakcji wysokocząsteczkowej adiponektyny (ang. HMW adiponectin) do adiponektyny całkowitej. Adiponektyna to polipeptyd syntetyzowany przez tkankę tłuszczową. Jej stężenie rośnie ze spadkiem masy ciała. Bardzo ważne metabolicznie działanie adiponektyny polega na wpływie na zmniejszenie insulinooporności. Co istotne, oprócz działania antydiabetogennego oraz przeciwzapalnego hormon ten może działać przeciwmiażdżycowo. Adiponektyna występuje w surowicy w postaci kilku frakcji. Frakcję wysokocząsteczkową, która składa się z ok. 16 cząsteczek tego peptydu, uznaje się zaś za najbardziej aktywną formę tej adipokiny. Naukowcy zauważyli, że zaobserwowane efekty zależały od różnic w zakresie alleli genu DsbA-L (Disulfide-bond-A oxidoreductase-like protein). Okazało się, że opisany związek był silniej wyrażony u osób z genotypem G/T lub T/T (istnieje jeszcze genotyp G/G). Wyjaśniając rolę DsbA-L, Japończycy przypomnieli, że ulega ono silnej ekspresji w siateczce śródplazmatycznej i mitochondriach, a poziom mRNA w tkance tłuszczowej ujemnie koreluje z otyłością/nadwagą zarówno u myszy, jak i u ludzi. W kolejnym etapie badań akademicy z zespołu dr. Tsuyoshi Shuto testowali MSE (500 lub 1000 mg/kg dziennie) na myszach, które karmiono kontrolną lub wysokotłuszczową paszą (HFD). Analizowano m.in. wpływ ekstraktu na ekspresję DsbA-L. Okazało się, że po 4 tygodniach spożycia proszku ekspresja DsbA-L była wyższa. Suplementacja podwyższała u myszy z grupy HFD poziom zarówno całkowitej, jak i wysokocząsteczkowej adiponektyny. To sugeruje, że podanie MSE aktywuje syntezę oraz multimeryzację adiponektyny. Badania pobranych próbek mysich tkanek wykazały, że MSE obiera głównie na cel mięśnie (zwiększając insulinowrażliwość). Waga, poziom glukozy na czczo czy masa podskórnej tkanki tłuszczowej rosły pod wpływem diety wysokotłuszczowej, jednak MSE zahamowało te trendy. Uważamy, że nasze odkrycia mogą przynieść korzyści dla ludzkiego zdrowia, wskazując na możliwość terapii otyłości i cukrzycy na drodze indukowania genu DsbA-L za pomocą ekstraktu MSE. Mamy nadzieję, że dzięki stworzeniu innowacyjnych leków i produktów z roślin oraz innych naturalnych źródeł nasza praca przyczyni się do lepszego stanu zdrowia społeczeństwa - podsumowuje Shuto. Artykuł na temat ustaleń naukowców ukazał się w piśmie Scientific Reports. « powrót do artykułu
- 1 odpowiedź
-
Producenci akumulatorów od lat próbują zastąpić grafitową anodę w akumulatorach litowo-jonowych jej krzemową wersją. Powinno to zwiększyć zasięg samochodów elektrycznych wyposażonych w takie akumulatory. Próby są prowadzone zwykle z użyciem tlenku krzemu lub połączenia krzemu i węgla. Jednak kalifornijska firma Enevate ma nieco inny pomysł – wykorzystuje cienkie porowate warstwy czystego krzemu. Właściciel i główny technolog firmy, Benjamin Park, który od ponad 10 lat pracuje nad nowymi akumulatorami, twierdzi, że taki materiał jest nie tylko tani, ale pozwala na zwieszenie o 30% zasięgu samochodów elektrycznych wyposażonych w tego typu akumulatory. Co więcej, przedstawiciele Enevate uważają, że w niedalekiej przyszłości tego typu akumulatory po 5-minutowym ładowaniu zapewnią samochodowi 400 kilometrów zasięgu. Podczas ładowania akumulatorów litowo-jonowych jony litu przemieszczają się z katody do anody. Im więcej jonów jest w stanie przyjąć anoda, tym większa pojemność akumulatora. Krzem może przechowywać nawet 10-krotnie więcej energii niż grafit. Jednak w trakcie pracy akumulatora znacznie się on rozszerza i kurczy, powstają pęknięcia i materiał kruszy się po kilku cyklach ładowania. Producenci akumulatorów, chcąc obejść ten problem, dodają nieco krzemu do proszku grafitowego. Całość mieszana jest z tworzywem sztucznym działającym jak spoiwo i nakładana na cienką warstwę miedzi. W ten sposób powstaje anoda. Jednak, jak wyjaśnia Park, jony litu najpierw wchodzą w interakcje z krzemem, później z grafitem. Krzem wciąż się nieco rozszerza, a spoiwo jest dość słabe. Tak zbudowana anoda ulega tym szybszej degradacji, im więcej krzemu się w niej znajduje. Enevate nie używa spoiwa. Firma opracowała własny sposób na bezpośrednie nakładanie na miedź porowatych warstw krzemu o grubości od 10 do 60 mikrometrów. Na wierzch stosuje się dodatkową warstwę, która chroni krzem przed kontaktem z elektrolitem. Cały proces nie wymaga używania krzemu o wysokiej jakości, więc tego typu anoda kosztuje mniej niż anoda grafitowa o identycznej pojemności. Zaś dzięki temu, że stosowany jest krzem, jony litu mogą bardzo szybko się przemieszczać. W ciągu 5 minut można naładować akumulator do 75% pojemności, nie powodując przy tym zbytniego rozszerzania się krzemu. Wszystko co potrzebne do wyprodukowania anody można wytwarzać standardowymi metodami przemysłowymi z rolki. Zatem cały proces łatwo jest skalować. Dzięki połączeniu nowej anody z konwencjonalnymi katodami stworzono akumulatory o pojemności do 350 Wh/kg. To o około 30% więcej niż współczesne akumulatory litowo-jonowe. Enevate już współpracuje z koncernami motoryzacyjnymi. Jej nowe akumulatory powinny trafić do samochodów elektrycznych w sezonie 2024/2025. « powrót do artykułu
-
W 2017 roku Gregory Poore przeczytał w Science artykuł, którego autorzy opisywali mikroorganizmy obecne u pacjentów z nowotworami trzustki i informowali, że mikroorganizmy te rozkładają lek powszechnie stosowany przy leczeniu tego rodzaju nowotworu. Młodego naukowca zaintrygował wówczas pomysł, że wirusy i bakterie mogą mieć większy niż się sądzi udział w rozwoju nowotworów. Teraz Poore jako doktorant w University of California San Diego School of Medicine, pisze doktorat pod kierunkiem profesora Roba Knighta, dyrektora Center for Microbiome Innovation. Poore i Knight wraz z interdyscyplinarnym zespołem współpracowników stworzyli nowatorką metodę identyfikacji chorych na nowotwory. Ich metoda pozwala też często stwierdzić, jaki rodzaj nowotworu ma konkretna osoba. Diagnoza jest stawiana na podstawie analizy wzorców wirusowego i bakteryjnego DNA obecnych w krwi pacjenta. Dotychczas niemal zawsze uznawano, że guzy nowotworowe to środowisko sterylne i nie brano pod uwagę złożonych wzajemnych wpływów pomiędzy komórkami nowotworowymi, bakteriami, wirusami i innymi mikroorganizmami zamieszkującymi nasze ciała, mówi Knight. W naszych ciałach mamy więcej genów różnych mikroorganizmów niż naszych własnych genów, więc nic dziwnego, że na ich podstawie możemy zdobyć istotne informacje dotyczące naszego zdrowia, dodaje uczony. Naukowcy najpierw skorzystali z The Cancer Genome Atlas. To baza danych prowadzona przez amerykański Narodowy Instytut Raka i prawdopodobnie największa na świecie gaza zawierająca informacje na temat genów mikroorganizmów znalezionych z ludzkich guzach nowotworowych. Naukowcy mieli tam dostęp do 18 116 próbek guzów pobranych od 10 481 pacjentów z 33 rodzajami nowotworów. Zespół Knighta i Poore'a przeanalizował te dane w poszukiwaniu wzorców. Obok wzorców znanych, takich jak np. związek wirusa brodawczaka ludzkiego z rakiem szyjki macicy czy związek między Fusobacterium, a nowotworami układu pokarmowego, zauważono inne sygnatury mikroorganizmów, które były specyficzne dla różnych nowotworów. Stwierdzono np. że obecność Faecaliabacterium jest tym, co odróżnia raka jelita grubego od innych nowotworów. Na podstawie tych danych naukowcy wytrenowali setki modeli do maszynowego uczenia się i sprawdzali, czy są one w stanie powiązać wzorce genomu mikroorganizmów z konkretnymi nowotworami. Okazało się, że komputery są w stanie postawić diagnozę na podstawie samych tylko danych z genomu mikroorganizmów znalezionego we krwi pacjenta. W kolejnym etapie badań naukowcy usunęli z bazy dane dotyczące III i IV stopnia rozwoju nowotworów. Mimo to modele komputerowe nadal stawiały prawidłową diagnozę, co oznacza, że były w stanie odróżnić nowotwory na wcześniejszych etapach rozwoju. Jakby tego było mało, modele działały nawet wówczas, gdy z wykorzystywanej przez nie bazy usunięto ponad 90% danych. Uczeni postanowili pójść o krok dalej i sprawdzić, czy modele te przydadzą się do rzeczywistego diagnozowania chorych. W testach wzięło udział 59 pacjentów z nowotworem prostaty, 25 z nowotworem płuc i 16 z czerniakiem. Plazmę z krwi każdego z tych pacjentów porównano z innymi oraz z 69 zdrowymi osobami z grupy kontrolnej. Okazało się, że w większości przypadków modele były w stanie odróżnić osobę z nowotworem od osoby zdrowej. Komputery prawidłowo zidentyfikowało 86% osób z nowotworami płuc i 100% osób, których płuca były zdrowe. Często też były w stanie odróżnić typy nowotworów. Na przykład nowotwory płuc były w 81% przypadków prawidłowo odróżniane od nowotworu prostaty. Możliwość uzyskanie z jednej fiolki krwi profilu DNA guza i profilu DNA mikrobiomu pacjenta to ważny krok w kierunku lepszego zrozumienia interakcji pomiędzy gospodarzem a nowotworem, mówi onkolog Sandip Pravin. Takie narzędzie może w przyszłości pozwolić nie tylko na prostszą i szybszą diagnostykę nowotworów, ale również na śledzenie postępów choroby. Zanim jednak tego typu metoda wejdzie do użytku, konieczne będzie pokonanie wielu przeszkód. Przede wszystkim trzeba by ją przetestować na dużej grupie pacjentów. Ponadto konieczne będzie stworzenie definicji tego, jak wygląda skład genomu mikroorganizmów u zdrowych ludzi. Ponadto trzeba stworzyć metodę odróżniania, które z sygnatur genetycznych pochodzą od aktywnych mikroorganizmów, a które od nieaktywnych. Sami naukowcy już mówią, że sama diagnostyka to dopiero początek możliwości. Lepsze zrozumienie tego, w jaki sposób wraz z rozwojem różnych nowotworów zmienia się populacja mikroorganizmów zamieszkujących nasze ciała, może otworzyć nowe możliwości terapeutyczne. Moglibyśmy dowiedzieć się, co te mikroorganizmy naprawdę robią, a może nawet zaprząc je do pracy przy zwalczaniu nowotworów. Ze szczegółowymi informacjami można zapoznać się na łamach Nature. « powrót do artykułu
-
- genom
- mikroorganizm
-
(i 3 więcej)
Oznaczone tagami:
-
Lekarze i pielęgniarki z Holandii będą pierwszymi, na których zostanie przetestowany nowy pomysł na walkę z epidemią koronawirusa. Otrzymają oni szczepionkę przeciwko gruźlicy, by sprawdzić, czy pobudzi ona układ odpornościowy i zapewni lepszą ochronę przed zarażeniem. Podobne testy rozpoczną się wkrótce w 3 kolejnych krajach. W Holandii do testów zostanie zaproszonych 1000 pracowników służby zdrowia. Zdecydowano się na przeprowadzenie badań na tej właśnie grupie, gdyż to właśnie ona jest narażona na większe ryzyko zachorowania. Badani – pracownicy 8 holenderskich szpitali – otrzymają albo placebo, albo szczepionkę BCG. Po raz pierwszy została ona użyta w 1921 roku. Zawiera ona atenuowany (osłabiony) szczep Mycobacterium bovis, która wywołuje gruźlicę u bydła. To tania szeroko dostępna szczepionka, podawana dzieciom w pierwszych miesiącach życia. Jest jednak daleka od doskonałości. Chroni około 60% dzieci. Pomiędzy krajami występują duże różnice. Na przykład w USA jest mało skuteczna, więc stosuje się ją w bardzo ograniczonym zakresie. Generalnie szczepionki wzmacniają odpowiedź immunologiczną organizmu odnośnie konkretnego patogenu. Jednak z wielu badań wynika, że BCG pomaga organizmowi zwalczać nie tylko gruźlicę. Duńscy badacze Peter Aaby i Christine Stabell Benn, którzy żyją i pracują w Gwinei Bissau, przeprowadzili w ciągu ostatnich dziesięcioleci wiele badań klinicznych i obserwacyjnych, z których wynika, że BCG chroni również przed innymi patogenami niż bakteria gruźlicy. Ich zdaniem w ciągu roku po podaniu BCG chroni przed 30% infekcji bakteryjnych i wirusowych. Prowadzone badania na ten temat były krytykowane za braki metodologiczne. W 2014 roku WHO przeprowadziło analizę badań i stwierdziło, że prawdopodobnie BCG zmniejsza śmiertelność u dzieci. Podkreślono jednak, że wiarygodność badań jest bardzo niska. Jednak w 2016 roku ukazała się kolejna analiza, bardziej przychylnie oceniająca możliwości BCG. Od tamtej pory ukazało się więcej badań potwierdzających, że BCG może wzmacniać układ odpornościowy. Autor jednego z nich, Mihai Netea, ekspert od chorób zakaźnych z Radbound University Medical Center, stwierdził nawet, że BCG może rzucać wyzwanie naszej wiedzy dotyczącej działania układu odpornościowego. Gdy patogen przedostaje się do naszego organizmu, najpierw dochodzi do nieswoistej – wrodzonej – reakcji układu odpornościowego. Później ma miejsce odpowiedź swoista (nabyta). To właśnie ten drugi rodzaj odporności związany jest z atakiem na konkretny patogen i pamięcią układu odpornościowego. Gdy wróg zostaje pokonany, część limfocytów T i wytwarzających przeciwciała limfocytów B pozostaje w organizmie, zamieniając się w rodzaj specyficznej „pamięci”, dzięki której przy ponownym kontakcie z tym samym patogenem dochodzi do szybszej reakcji. Właśnie ten mechanizm wykorzystują szczepionki. Do niedawna sądzono, że wrodzony (nieswoisty) układ odpornościowy nie posiada pamięci. Jednak Netea i jego zespół odkryli, że szczepionka BCG stymuluje nieswoisty układ odpornościowy przed dłuższy czas. Netea nazwał to zjawisko wyćwiczoną odpornością. Podczas eksperymentów z roku 2018 naukowcy wykazali, że BCG chroniło przed infekcją osłabionym wirusem żółtej gorączki. Jeszcze przed wybuchem epidemii COVID19 Natea i Evangelos Giamarellos z Uniwersytetu w Atenach zaczęli planować badania, których celem jest sprawdzenie, czy BCG wzmacnia układ odpornościowy osób starszych. Podobne badania mają odbyć się w Holandii. Inną grupą, którą planowano badać, są pracownicy służby zdrowia. W sytuacji pandemii wyniki takich badań mogą być tylko bardziej wiarygodne. Testy będą randomizowane, ale ich uczestnicy prawdopodobnie domyślą się, czy dostali szczepionkę czy placebo. BCG często powoduje krostę w miejscu podania, która może pozostawać na skórze wiele miesięcy i przeistoczyć się w bliznę. Badacze nie będą informowani, w której grupie – placebo czy szczepionki – jest konkretny badany. Pomysł Netei spotkał się z bardzo dobrym przyjęciem wśród badaczy i pracowników służby zdrowia. Na tyle dobrym, że badania według zaproponowanego przezeń protokołu postanowili przeprowadzić też Australijczycy, Brytyjczycy i Niemcy. « powrót do artykułu
- 4 odpowiedzi
-
- gruźlica
- szczepionka BCG
-
(i 4 więcej)
Oznaczone tagami:
-
Austriacko-amerykański zespół zidentyfikował rolę czynnika biorącego udział we wczesnym rozwoju embrionalnym. Okazuje się, że białko Zscan4 chroni przed uszkodzeniem i pęknięciem nici DNA podczas aktywacji genomu zarodkowego (ang. embryonic genome activation, EGA). Dotąd nie było wiadomo, czemu w czasie EGA zachodzi tak duża ekspresja Zscan4. W ramach naszego studium byliśmy w stanie zidentyfikować mechanizm wypracowany przez ewolucję, by chronić wczesne zarodki przed śmiertelnym (letalnym) uszkodzeniem DNA w okresach dużego stresu genomowego - wyjaśnia dr Mark Wossidlo. Gdyby na tych bardzo wczesnych etapach życia, w pierwszych godzinach czy dniach, zarodek nie był w stanie bezpiecznie aktywować genów, nie mogłoby być mowy o jakimkolwiek życiu. Zygota jest komórką totipotencjalną, co oznacza, że cechuje ją zdolność do różnicowania się w dowolny rodzaj komórek. U myszy EGA ma miejsce na etapie 2 totipotencjalnych komórek, które w ciągu kolejnych dni staną się wielokomórkową blastocystą. Krótko po zapłodnieniu następuje pierwsza jednoczesna aktywacja tysięcy genów. Stres może skutkować nawet letalnym uszkodzeniem DNA. Zscan4 rozpoznaje pewne sekwencje mikrosatelitarne (proste, tandemowe powtórzenia, zbudowane z 1-6 nukleotydów), a konkretnie sekwencje o dwunukleotydowym motywie powtórzeń (CA)n. Wiążąc się z tymi mikrosatelitami, Zscan4 zapobiega powstawaniu lewoskrętnego Z-DNA; Z-DNA wiąże się zaś z podwyższonym ryzykiem niestabilności genetycznej. Podczas testów wykazano, że wyeliminowanie Zscan4 prowadziło do znacząco podwyższonego poziomu uszkodzeń DNA. W ten sposób zidentyfikowaliśmy kolejny ważny [zakonserwowany międzygatunkowo] mechanizm, który polepsza nasze rozumienie procesów pomagających zapewnić prawidłowy rozwój na bardzo wczesnym etapie życia. Ze szczegółami badań można się zapoznać na łamach pisma Science Advances. « powrót do artykułu
-
- aktywacja genomu zarodkowego
- pęknięcie nici DNA
-
(i 4 więcej)
Oznaczone tagami:
-
WHO rozpoczęło ogólnoświatowe testy kliniczne czterech obiecujących terapii przeciwko koronawirusowi. W ramach gigantycznego programu testów o nazwie SOLIDARITY prowadzone będą skoordynowane ogólnoświatowe badania, w których wezmą udział tysiące pacjentów z dziesiątków krajów. Testowane będą Remdesivir, połączenie chlorochiny z hydroksychlorochiną, Kaletra (ritonavir + lopinavir) oraz połączenie ritonaviru i lopinaviru z interferonem beta. Dotychczas specjaliści na całym świecie zasugerowali kilkadziesiąt leków i substancji, które mogą pomóc w walce z COVID-19. WHO postanowiło skupić się na tych najbardziej obiecujących. Leki zdolne do spowolnienia działania lub zabicia koronawirusa SARS-CoV-2 mogą uratować życie wielu osób, ochronić pracowników służby zdrowia czy skrócić czas pobytu na oddziałach intensywnej terapii. Dołączenie chorego do programu SOLIDARITY zostało maksymalnie ułatwione. Lekarz wpisuje dane takiego pacjenta do bazy danej WHO, powinien umieścić tam informacje o historii jego chorób. Oczywiście wymagana jest też zgoda pacjenta, którą należy przesłać do WHO. Po zapisaniu pacjenta lekarz informuje też system WHO o tym, które z leków są dostępne w jego szpitalu. System losowo przypisze danego pacjenta do konkretnej dostępnej terapii lub do standardowej terapii stosowanej dotychczas w szpitalu. Badania nie są prowadzone wedle złotego standardu podwójnej ślepej próby, więc u pacjenta – który wie jakie leki otrzymuje – może pojawić się efekt placebo. Jednak WHO mówi, że trzeba było poświęcić standardy naukowe na rzecz tempa przeprowadzenia badań. Lista leków testowanych w ramach SOLIDARITY została opracowana przez panel ekspertów, którzy od stycznia badają doniesienia na temat potencjalnych terapii. Wybrali one leki, które dają największą nadzieję, że będą działały, są najbardziej bezpieczne i są łatwo dostępne. Remdesivir firmy Gilead Science To lek opracowany w odpowiedzi na epidemię Eboli z 2014 roku. Nie sprawdził się przeciwko Eboli, jednak ma szerokie działanie przeciwko wirusom RNA. Wiadomo, że skutecznie działa przeciwko koronawirusom SARS-CoV i MERS-CoV. Jako, że najnowszy koronawirus jest podobny do SARS, niewykluczone, że remdesivir również będzie skutecznie go zwalczał. Problem jednak w tym, że dotychczas nie wiemy, jak lek działa. To stwarza pewne zagrożenie. Remdesivir to analog adenozyny, który włącza się do tworzących się wirusowych łańcuchów RNA i zmniejsza wytwarzanie wirusowego RNA. Pierwszy pacjent zdiagnozowany w USA z COVID-19 otrzymał Remdesivir gdy jego stan się pogorszył. Następnego dnia poczuł się lepiej. Remdesivir podano też pacjentowi w Kaliforni, o którego życie obawiali się lekarze. Również on wyzdrowiał. Wiadomo też, że lek ten podawano Amerykanom z Diamond Princess. Co prawda te wszystkie pojedyncze przypadki nie dowodzą jeszcze, że lek jest skuteczny i bezpieczny, jednak zdaniem doktora Jian Shibo z Uniwersytetu Fudan w Szanghaju, Remdesivir ma największy potencjał kliniczny. Jego zdaniem, szczególnie interesujące jest to, że nawet duże dawki Remdesiviru prawdopodobnie nie powodują skutków ubocznych. Chlorochina i hydroksychlorochina Początkowo panel WHO nie chciał ich włączać do SOLIDARITY, jednak 13 marca specjaliści zmienili zdanie. W wielu krajach pojawiło się bowiem rosnące zainteresowanie tymi środkami. Dostępnych jest niewiele danych na temat tej kombinacji leków. Wiadomo, że leki zwiększają kwasowość endosomów. Niektóre wirusy używają ich do zainfekowania komórek gospodarza. Jednak SARS-CoV-2 działa w inny sposób. Dotychczasowe badania laboratoryjne nad chlorochinami wykazały, że może ona działać na SARS-CoV-2. Jednak działa w dużych dawkach, co może powodować poważne skutki uboczne. Chlorochiny nie sprawdziły się też w walce z dengą i chikungunyą, a u zarażonych chikungunyą naczelnych, którym podano chlorochiny, doszło do pogorszenia. Z kolei Francuzi, którzy podali hydroksycholorichę 20 pacjentom donieśli, że lek znacząco zmniejszył ilość wirusów w wymazach. Badania nie były jednak przeprowadzone w zgodzie z najwyższymi standardami. Amerykańskie Stowarzyszenie Medycyny Ratunkowej ostrzega, że podawanie chlorochiny lub hydroksychlorochiny ciężko chorym ludziom jest ryzykowne. Specjalistów szczególnie martwi hydroksychlorochina. Środek ma wiele skutków ubocznych i w rzadkich przypadkach może uszkadzać serce. Jeśli jednak by się okazało, że wspomniana kombinacja leków działa na COVID-19, leków tych może zabraknąć dotychczas je przyjmującym osobom cierpiącym na malarię czy reumatoidalne zapalenie stawów. Kaletra (Aluvia) firmy AbbVie Substancje czynne to lopinawir i ritonawir. Ten inhibitor proteazy HIV-1 jest używany, w połączeniu z innymi lekami przeciwretrowirusowymi, do leczenie zakażeń HIV-1 u dorosłych i dzieci powyżej 14. roku życia. Przed dwoma tygodniami AbbVie poinfomowałą, że w porozumieniu z odpowiednimi agendami w USA i Europie rozpoczyna testy Kaletry pod kątem leczenia COVID-19. Z kolei przed tygodniem naukowcy z australijskiego University of Queensland poinformowali, że chcą rozpocząć testy kliniczne Kaletry i Chlorochiny, gdyż pomogły one w leczniu chorych z COVID-19. Już pod koniec stycznia AbbVie przekazała Chinom olbrzymie ilości Kaletry. Początkowe testy nie napawały optymizmem. Podanie Kaletry nie poprawiło stanu pacjentów w porównaniu z grupą kontrolną. Jednak później Chińcycy przyznali, że podano je pacjentom w bardzo złym stanie (ponad 20% z nich zmarło), więc być może na leczenie było już zbyt późno. Ponadto Kaletrę podawano wraz z innymi lekami. Sama Kaletra jest bezpieczna, jednak może wchodzić w interakcje z lekami standardowo podawanymi ciężko chorym pacjentom. Dlatego też konieczne są dokładniejsze badania. Ritonavir + lopinavir + interferon beta To połączenie opisanych powyżej substancji z interferonem beta, molekułą zaangażowaną w proces zapalny. Testy na marmozetach chorych na koronawirus MERS dały dobre wyniki. Obecnie w Arabii Saudyjskiej prowadzone są pierwsze w historii randomizowane badania nad wykorzystaniem takiego połączenia w leczeniu MERS. Suzanne Herold, specjalistka chorób płuc z Uniwersytetu w Giesen ostrzega, że podawanie interferonu beta osobom z ciężką postacią COVID-19 może być ryzykowne. Jeśli zostanie on podany w późnym stadium choroby, może z łatwością doprowadzić do większych uszkodzeń tkanek płuc, mówi uczona. Wyniki SOLIDARITY będą na bieżąco analizowane i w razie potrzeby WHO będzie zmieniało zalecenia dotyczące sposobu prowadzenia testów. « powrót do artykułu
- 2 odpowiedzi
-
- SOLIDARITY
- testy
-
(i 7 więcej)
Oznaczone tagami:
-
Krowy przebywające na zielonych pastwiskach poprawiają sukcesy łowieckie bocianów białych - ustalili naukowcy. Zamiast dokarmiać bociany, żeby wracały i pozostawały na naszych terenach, warto przywracać wolny wypas krów. Badania nad sukcesami łowieckimi chronionego bociana białego prowadzili wspólnie badacze z Polskiego Towarzystwa Ochrony Ptaków, Uniwersytetu w Cambridge (Wielka Brytania) i Uniwersytetu Przyrodniczego w Poznaniu. Ich obserwacje wyjaśniają, dlaczego bocian lubi fragmenty łąk, pastwisk, a zwłaszcza miejsca, gdzie prowadzony jest wypas krów. Krowy mogą mieć kolosalne znaczenie w ochronie bociana białego. Nasze badania przeprowadzone w ekstensywnym krajobrazie rolniczym północnej Polski potwierdzają, że wpływają one na zwiększanie sukcesu łowieckiego u tych ptaków. Na obszarze tym krowy w większości gospodarstw rolnych przebywają cały sezon na zielonych pastwiskach. Nic zatem dziwnego, że jest to rejon najliczniejszego występowania bocianów w Polsce - mówi główny pomysłodawca i wykonawca prac terenowych, Adam Zbyryt z PTOP. Jak przypomina, bociany to prawdziwa ikona krajobrazu rolniczego, a krowy stanowią ważny czynnik, który wpływa na ich występowanie. Przeprowadzone badania nad skutecznością łowiecką bocianów w pobliżu krów zdradzają po części mechanizm, który za tym stoi. Bociany białe, mimo że podejmowały podobną liczbę prób polowania w czasie żerowania z krowami i samotnie, to przy krowach schwytanie ofiary jest znacznie częstsze. W przypadku bocianów żerujących przy krowach prawie 90 proc. prób polowania kończyło się sukcesem, a w przypadku ptaków polujących samotnie, niecałe 60 proc. - szacuje Adam Zbyryt. Dodaje, że bociany w obecności krów nie tylko chwytały więcej ofiar, ale robiły to znacznie mniejszym wysiłkiem, bo przemieszczały się na mniejsze odległości. Badania pokazały, że sukces łowiecki bocianów przy krowach był bardziej stabilny w ciągu całego dnia, niż ptaków żerujących samotnie. W tym drugim przypadku był on najniższy w godzinach okołopołudniowych i wzrastał pod koniec dnia, ale nigdy nie osiągał takiej efektywności jak w pobliżu krów. Innym ciekawym wynikiem było to, że wzrost liczby krów na pastwiskach wiązał się z większym sukcesem łowieckim. Z punktu widzenia ewolucyjnego interesująca może być geneza takiego zachowania. Bociany prawdopodobnie przeniosły je na północną półkulę, gdzie obywają lęgi, z obszarów południowych, czyli afrykańskich zimowisk, wraz z rozwojem rolnictwa w Europie. Ptaki, które wcześniej żerowały z wielkimi przeżuwaczami na sawannie, zastosowały zdobyte doświadczenia w nowym miejscu. Troszkę to przypomina nasze wcześniejsze badania wykonywane w Afryce nad układem: duże ssaki roślinożerne – ptaki – dodaje prof. dr hab. Piotr Tryjanowski, dyrektor Instytutu Zoologii Uniwersytetu Przyrodniczego w Poznaniu. Programy reintrodukcji bocianów białych w Zachodniej Europie polegają na dokarmianiu ptaków. Na specjalnych platformach bocianom podaje się ryby lub kurczaki. Zamiast tego typu dość kontrowersyjnych działań można by przewracać wolny wypas krów, co jest bardziej przyjazne przyrodzie. Poza tym to naprawdę wspaniały, sielski niemalże widok – wolno pasące się krowy i chodzące wśród nich bociany – podsumowują naukowcy. « powrót do artykułu
-
- krowy
- bocian biały
-
(i 3 więcej)
Oznaczone tagami:
-
Niemcy są jednym z krajów, w których wykryto najwięcej przypadków zarażenia koronawirusem SARS-CoV-2. Jednocześnie liczba zgonów jest tam niezwykle niska. Fenomen ten próbują wyjaśnić zarówno eksperci w Niemczech, jak i w innych krajach na świecie. Do chwili obecnej w Niemczech wykryto 26 220 przypadków zachorowań, jednocześnie zaś poinformowano o zaledwie 111 zgonach (0,42%). Dla porównania w USA mamy 35 070 zachorowań i 458 zgonów (1,30%), we Francji jest 16 481 zachorowań i 674 zgony (4,08%), a w Holandii zanotowano 4204 zachorowań i 179 zgonów (4,25%). Specjaliści mówią jednak, że liczby nie powinny uspokajać Niemców. Tak niski odsetek zmarłych jest prawdopodobnie spowodowany faktem, że epidemia a Niemczech znajduje się dopiero na początkowym etapie rozwoju, a średni wiek chorych jest niższy niż w innych krajach. Inną przyczyną może być fakt, że Niemcy wykonują olbrzymią liczbę testów, co pozwala na wyłapanie zachorowania na wcześniejszym etapie. Jak poinformował Lothar Wieler, prezes Instytutu Roberta Kocha, każdego tygodnia w Niemczech wykonuje się... 160 000 testów. To więcej, niż niektóre kraje europejskie wykonały od początku epidemii. Nawet podawana za przykład Korea Południowa wykonuje około 135 000 testów tygodniowo. To kwestia możliwości. My mamy je bardzo, bardzo duże. Możemy wykonywać 160 000 testów tygodniowo i w razie potrzeby możemy tę liczbę zwiększyć, mówi Wieler. Niemcy zdecydowali, że testy na koronawirusa będą wykonywane też w laboratoriach weterynaryjnych. Dysponują też dużą liczbą zestawów do testowania. Jedną z cech charakterystycznych epidemii w Niemczech jest fakt, że ponad 80% osób, u których wykryto koronawirusa, ma mniej niż 60 lat. Szczególnie na początku epidemii widzieliśmy wiele przypadków zachorowań wśród osób, które wróciły z nart czy podobnych wakacji. To głównie młodzi ludzie, którzy są na tyle sprawni, że mogą oddawać się jeździe na nartach i podobnym aktywnościom. W ich przypadku ryzyko zgonu jest niższe, mówi Matthias Stoll, profesor medycyny z Uniwersytetu w Hamburgu. Jednocześnie profesor Hans-Georg Kräusslich, szef wydziału wirologii w Szpitalu Uniwersyteckim w Heidelbergu ostrzega, że sytuacja prawdopodobnie pogorszy się w najbliższych tygodniach i miesiącach. Wciąż znajdujemy się na dość wczesnym etapie wybuchu epidemii w Niemczech. Zdecydowana większość wykrytych przypadków to osoby, które zaraziły się tydzień lub dwa tygodnie temu. Najprawdopodobniej w przyszłości będziemy mieli większą liczbę poważnych zachorowań i większą liczbę zgonów. Jednak nawet jeśli tak się stanie, to Niemcy są jak żaden inny kraj dobrze przygotowani do epidemii. Już przed epidemią na niemieckich OIOM-ach było 28 000 łóżek, w tym 25 000 wyposażonych w respiratory. W ubiegłym tygodniu niemiecki rząd zamówił 10 000 dodatkowych respiratorów. Władze wielu miast tworzą też tymczasowe szpitale. Chcemy upewnić się, że dla wszystkich poważnie chorych znajdzie się miejsce w szpitalu, mówi profesor Wieler. « powrót do artykułu
-
Polskie Towarzystwo Matematyczne przyznało nagrody dla wybitnych matematyków. Nagrodę Główną PTM im. Stefana Banacha za 2019 r. otrzymał prof. Yuriy Tomilov z Instytutu Matematycznego PAN-u, zaś Nagrodę Główną im. Hugona Steinhausa - prof. Adam Bobrowski z Politechniki Lubelskiej. Prof. Yuriy Tomilov został doceniony za głębokie i szeroko cytowane wyniki w zakresie teorii operatorów i półgrup operatorów na przestrzeniach Banacha oraz ich zastosowania w teorii równań różniczkowych i teorii ergodycznej. Prof. Adam Bobrowski otrzymał Nagrodę za całokształt dorobku w dziedzinie zastosowań matematyki. Tomilov urodził się 15 sierpnia 1971 r. w Winnicy na Ukrainie. W 1993 r. ukończył studia matematyczne na Uniwersytecie Tarasa Szewczenki w Kijowie. Trzy lata później na tym samym uniwersytecie uzyskał stopień doktora. Wyróżnione zostały zarówno jego praca doktorska pt. Zachowanie asymptotyczne rozwiązań niektórych równań ewolucyjnych w przestrzeniach nieskończeniewymiarowych, jak i rozprawa habilitacyjna. Stopień doktora habilitowanego nadała mu w 2005 r. Rada Wydziału Matematyki i Informatyki Uniwersytetu Mikołaja Kopernika. Siedem lat później Tomilov otrzymał tytuł profesora nauk matematycznych. Obszarem działalności naukowej profesora jest teoria operatorów z zastosowaniem w równaniach różniczkowych, teorii funkcji i teorii ergodycznej i układów dynamicznych. Warto przypomnieć, że w 2009 r. był on laureatem Nagrody im. W. Sierpińskiego III Wydziału PAN, a w 2012 r. Nagrody Instytutu Matematycznego PAN za wybitne osiągnięcia naukowe. Jak napisano na stronie PTM, prof. Bobrowski jest światowej klasy specjalistą z teorii półgrup operatorów oraz procesów stochastycznych i ich zastosowań w modelach biologicznych. Jest autorem pięciu monografii i 66 artykułów naukowych. Z wyróżnieniem ukończył Uniwersytet Marii Skłodowskiej w Lublinie. W 1997 r. Bobrowski przeprowadził się do Houston, gdzie był związany z Rice University, Centrum Medycznym Uniwersytetu Teksańskiego oraz Uniwersytetem w Houston. To tam zainteresował się modelowaniem matematycznym w biologii. W 2002 r. wrócił do Polski, na Politechnikę Lubelską. Jego badania związane z zastosowaniami matematyki można podzielić na trzy grupy: genetyka populacyjna, ekspresja genów i dyfuzja wewnątrzkomórkowa, a ostatnio również zagadnienia z agrofizyki. W werdykcie jury Nagrody zwróciło uwagę, że zupełnie nowatorskie są jego badania dyfuzji w cienkich warstwach, w których z powodzeniem wykorzystuje twierdzenia o zdegenerowanych przejściach granicznych. Laureat potrafi bardzo umiejętnie stosować, wydawałoby się dość hermetyczne, twierdzenia teorii półgrup operatorów i robi to wyjątkowo efektownie. « powrót do artykułu
-
W zachodniej części Oceanu Indyjskiego naukowcy odkryli dwa nieznane dotychczas gatunki piłonosów. Co więcej, posiadają one po sześć par skrzeli. Pliotrema kajae i Pliotrema annae zostały odkryte podczas sprawdzania połowów małych rybaków u wybrzeży Madagaskaru i Zanzibaru. W ubiegłym roku nasz zespół zauważył, że w południowo-zachodnim regionie Oceanu Indyjskiego ma miejsce nierejestrowany masowy połów rekinów i płaszczek. Pojawiła się pilna potrzeba zbadania, w jaki sposób połów ten wpływa na zagrożone gatunki. Wtedy też odkryliśmy te dwa nieznane gatuki. To pokazuje, jak niewiele wiemy o bioróżnorodności rekinów i płaszczek w tym regionie, mówi doktor Andrew Temple z Newcastle University. Po szczegółowym zbadaniu dziobów nowych gatunków okazało się, że okazy takie już znajdują się w zbiorach muzeów historii naturalnej. Dotychczas jednak nie zostały rozpoznane. Kolejną niezwykłą cechą charakterystyczną obu ryb jest liczba skrzeli. Piłonosy z sześcioma parami skrzeli są czymś wyjątkowym. Większość piłonosów posiada pięć par skrzeli. Odkrycie nowego gatunku to coś niezwykłego, a odkrycie dwóch gatunków jest po prostu zdumiewające, eksrycuje się główny autor badań, doktor Simon Weigmann z Laboratorium Elasmobranch w Hamburgu. Niewiele wiemy o piłonosach zamieszkujących zachodnią część Oceanu Indyjskiego. Jednak biorąc pod uwagę głębokość, na jakiej żyją te ryby, oba nowe gatunki są prawdopodobnie zagrożone przez rybołówstwo. Obawiamy się, że już w tej chwili są nadmiernie odławiane, a ich liczebność będzie spadała. To szczególnie groźne dla Pliotrema annae. Występują one na niewielkim terenie, są rzadkie i żyją na płytkich wodach na głębokości 20–35 metrów. Nowo odkryte piłonosy różnią się od jedynego znanego dotychczas piłonosa o sześciu parach skrzeli – Pliotrema warreni. U P. kajae i P. annae wąsy umieszczone są w połowie długości pyska, zaś u P. warreni w trzech czwartych długości, bliżej głowy. Ponadto P. annae ma najkrótszy pysk z tych trzech gatunków. Piłonosów nie należy mylić z piłokształtnymi (rybami-piłami). Piłonos to rekin z dziobem przypominającym piłę. Występuje wodach o umiarkowanej temperaturze w wszystkich trzech oceanach. Piłonosy osiągają długość do 1,5 metra, zęby ich w ich pysku są przemieszane. Pomiędzy dużymi występują małe. Na środku pyska mają też charakterystyczne wąsy, za pomocą których wykrywają ofiarę. Są drapieżnikami. Z kolei piłokształtne (ryby-piły) zaliczane są do płaszczek, chociaż wyglądem przypominają rekiny. Są większe, nie mają wąsów i, jak typowe płaszczki, mają skrzela umieszczone na dole ciała. O odkryciu poinformowano na łamach PLOS ONE. « powrót do artykułu
-
Znana od 100 lat metoda pomoże w walce z epidemią COVID-19?
KopalniaWiedzy.pl dodał temat w dziale Medycyna
Profesor immunologii Arturo Casadevall z Uniwersytetu Johnsa Hopkinsa pracuje nad unowocześnieniem znanej do stu lat metody walki z chorobami zakaźnymi. Uczony chce pozyskiwać przeciwciała od osób już wyleczonych z COVID-19 i wstrzykiwać je tym, którzy dopiero zachorowali lub są narażeni na szczególne ryzyko. Rozpoczęcie takiej terapii nie wymagałoby eksperymentów ani prac badawczo-rozwojowych. Metodę tę można by wdrożyć w ciągu najbliższych teorii, gdyż bazuje ona na znanym procesie przechowywania krwi, mówi naukowiec. Casadevall wraz z zespołem proszą ludzi, którzy przeszli już COVID-19 o oddawanie krwi. Jest z niej izolowane serum. Po jego przetworzeniu i usunięciu innych toksyn, można by je wstrzykiwać osobom chorym lub narażonym zachorowanie. Procedura izolowania serum i jego oczyszczania jest znana od dawna i wykonywana standardowo w szpitalach i laboratorich. Koncepcja wykorzystania krwi od osób, które przeszły chorobę zakaźną narodziła się na początku XX wieku. Metoda ta była wielokrotnie używana. W samych USA zapobiegła wybuchowi epidemii odry w 1934 roku. Amerykanie nie są jedynymi, którzy chcą do niej powrócić. Testy na ograniczoną skalę przeprowadzili już Chińczycy i uzyskali obiecujące wyniki. Prace nad tą metodą prowadzi też jedna z japońskich firm. Eksperci mówią, że głównym wyzwaniem jest tutaj odpowiednie dobranie czasu tak, by zmaksymalizować odpowiedź immunologiczną osoby, której zostanie podane serum. Metoda ta nie jest metodą leczenia. To tymczasowe rozwiązanie, które pomoże w oczekiwaniu na lepsze opcje, jak na przykład szczepionka. To możliwe do wykonania, ale wymaga sporego wysiłku organizacyjnego i odpowiednich zasobów... oraz ludzi, którzy wyleczyli się z choroby i będą chcieli oraz mogli oddać krew, mówi Casadevall. Jego zdaniem, jest to dobra metoda lokalnych działań mających na celu zahamowanie epidemii. Przy okazji, można przeprowadzić badania kliniczne na temat jak najbardziej efektywnego wykorzystania serum w tego typu przypadkach. « powrót do artykułu- 3 odpowiedzi
-
- przeciwciała
- krew
- (i 4 więcej)
-
Naukowcy z laboratorium ENIGMA (Evolution of Nanomachinest In Geospheres and Microbial Ancestors) na Rutgers University sądzą, że odtworzyli kształt pierwszej molekuły będącej wspólnym przodkiem współczesnych enzymów, które dały początek życiu na Ziemi. Życie to proces elektryczny. Obwód elektryczny jest katalizowany przez niewielki zestaw protein, które działają jak złożone nanomaszyny, czytamy na stronie laboratorium. ENIGMA jest współfinansowane przez NASA w ramach Astrobiology Program. Sądzimy, że życie powstało z bardzo małych klocków i pojawiło się zestaw Lego, z którego powstały komórki i bardziej złożone organizmy, jak my, mówi główny autor badań, biofizyk Paul G. Falkowski. Naukowcy wykonali analizę porównawczą trójwymiarowych struktur białek, by sprawdzić, czy można na tej podstawie wysnuć wnioski, co do kształtu ich wspólnego przodka. Szczególnie skupili się na podobieństwach pomiędzy kształtami, jakie w trzech wymiarach przyjmują łańcuchy aminokwasów. Poszukiwali prostego topologicznego modelu, który powiedziałby, jak wyglądały pierwsze proteiny, zanim stały się bardziej złożone i zróżnicowane. Odkryliśmy, że dwa powtarzające się wzorce zwijania są kluczowe dla pojawienia się metabolizmu. Prawdopodobnie te metody zawijania mają wspólnego przodka, który za pomocą duplikacji, specjalizacji i różnicowania ewoluował tak, by ułatwić transfer elektronów i katalizę na bardzo wczesnym etapie początków metabolizmu, wyjaśniają naukowcy. Te dwa zidentyfikowane metody zwijania to zwijanie ferredoksyny oraz konformacja Rossmanna. Naukowcy sądzą, że te dwie podstawowe struktury, które mogą mieć wspólnego przodka, posłużyły jako wzorzec dla protein sprzed ponad 2,5 miliarda lat. Przypuszczamy, że pierwszymi proteinami były małe, proste peptydy, któe pobierały elektrony z oceanu, atmosfery lub skał i przekazywały je innym molekułom akceptującym elektrony, mówi biolog molekularny Vikas Nanda. W reakcji transferu elektronu uwalnia się energia i energia ta napędza życie, dodaje. Naukowcy przyznają, że to wszystko jest jedynie hipotezą. Porównywanie kształtu obecnie istniejących protein to metoda pełna ograniczeń, która nie pozwala na uzyskanie pewności co do prawdziwości wnioskowania. Domyślamy się co mogło się wydarzyć, a nie dowodzimy, co się wydarzyło, stwierdzają autorzy badań. Jednak, jak zauważają, można tego typu badania posunąć dalej. Można spróbować odtworzyć w laboratorium hipotetyczne proteiny z przeszłości i sprawdzić, jak działają i jak mogą ewoluować. Naszym głównym celem jest dostarczenie NASA informacji, dzięki którym przyszłe misje naukowe będą wiedziały gdzie i jak poszukiwać życia na planetach pozasłonecznych. Ze szczegółami badań można zapoznać się na łamach PNAS. « powrót do artykułu
-
Przelew weryfikacyjny żeby dostać pożyczkę? Czy to konieczne?
KopalniaWiedzy.pl dodał temat w dziale Artykuły
Staramy się o szybką chwilówkę w instytucji pozabankowej i już prawie ją uzyskaliśmy, ale poproszono nas o przelew weryfikacyjny. To najczęściej nieduże kwoty mające potwierdzić naszą tożsamość, lecz słyszeliśmy, że obecnie już nie jest to konieczne, bo są inne metody weryfikacji. Ile w tym prawdy? Czy przelew weryfikacyjny jest niezbędny, by dostać pożyczkę? Złożyliśmy wniosek online o przyznanie pożyczki i zostaliśmy poproszeni o przelanie drobnej sumy pieniędzy? To standardowa procedura, od której w ogromnym stopniu zależy, czy uzyskamy wsparcie finansowe, o jakie aplikujemy. Taki przelew to tradycyjny sposób potwierdzenia tożsamości osoby wnioskującej i najczęściej jest symboliczny - od 1 grosza do 1 złotego. Mimo tak niskiej kwoty powstaje pytanie, czy rzeczywiście trzeba go uiszczać, czy nie ma innego sposobu, aby dokończyć procedurę weryfikacyjną? 1 grosz - a po co? Może i 1 grosz wydaje się absurdalnie śmieszną kwotą, ale czasem potrafi stanowić blokadę, którą trudno pokonać. Tak jest w przypadku osób, które nie mają możliwości przelania tej symbolicznej należności ze względu na problemy finansowe, do których zaliczyć można brak środków na koncie, debet, blokada rachunku itp. W takiej sytuacji ten niby nic nieznaczący 1 grosz może stanowić problem. Właśnie dla osób z takimi nieoczekiwanymi trudnościami stworzono pożyczkę bez przelewu weryfikacyjnego. Jak to działa? Z pomocą przychodzi nowoczesna technologia i takie aplikacje jak KontoConnect pozwalające na szybką weryfikację i potwierdzenie danych osobowych zawartych we wniosku. Program po uzyskaniu wymaganych informacji (tylko niezbędnych w procesie weryfikacji i żadnych innych) przesyła raport do instytucji finansowej. Pożyczkodawcy proponują też inne sposoby na potwierdzenie niezbędnych danych. Jednym z narzędzi, które to ułatwiają, jest Instantor. Pomaga w ocenie zdolności kredytowej, bada też strukturę przychodów i wydatków (za naszą zgodą), pokazując, jakie mamy szansę na wsparcie finansowe. Ciekawie też prezentuje się Kontomatik, działający podobnie jak Instantor. Bierze pod uwagę dane osobowe posiadacza rachunku bankowego, porównując je z informacjami podanymi we wniosku o pożyczkę. Jednocześnie analizuje historię transakcji. Ocenie zostają poddane też inne parametry, na przykład cykliczność i wysokość przepływów finansowych. Innym narzędziem jest Czek Giro wyróżniający się tym, że jest skierowany do osób, jakie albo nie posiadają w ogóle konta w banku, albo nie mają możliwości swobodnego nim dysponowania. To oferta szczególnie skierowana do seniorów, dla których konto w banku nie jest oczywistością, lecz dodatkiem. Zresztą pożyczkodawcy wcale nie wymagają, aby go posiadać. Jak więc zostaje wypłacona pożyczka? Po załatwieniu wstępnych formalności i wydaniu zgody na udzielenie środków firma pożyczkowa przekazuje klientowi Czek Giro, na podstawie którego może on uzyskać gotówkę na poczcie. Jak więc widzimy, przelew weryfikacyjny wcale nie jest koniecznym warunkiem, by uzyskać pożyczkę. Możemy więc za pomocą wymienionych rozwiązań postarać się o wsparcie finansowe! KontoConnect, Instantor, Kontomatik i Czek Giro pozwalają korzystać z szybkich chwilówek bez żadnych przeszkód. A co najważniejsze, wszystko odbywa się zgodnie z przepisami, nie ma więc mowy o żadnych nieprawidłowościach. Warto tym bardziej rozważyć zaciągnięcie pożyczki, nie kłopocząc się dodatkowymi formalnościami. « powrót do artykułu -
Osoby, które mają 110 lub więcej lat, są nazywane superstulatkami. Jak podkreślają specjaliści, grupę tę cechuje nie tylko imponująca długość życia, ale i wyjątkowa długość życia w dobrym zdrowiu (ang. healthspan). Nie wiadomo, czemu jedni zostają superstulatkami, a inni nie. Ostatnio po raz pierwszy z komórek 114-letniej kobiety uzyskano indukowane pluripotencjalne komórki macierzyste (ang. induced pluripotent stem cells, iPSCs). Naukowcy mają nadzieję, że dzięki temu uda się ustalić, czemu superstulatkowie prowadzą tak długie i zdrowe życie. Postanowiliśmy znaleźć odpowiedź na pytanie: czy możemy reprogramować tak stare komórki? - opowiada prof. Evan Y. Snyder ze Sanford Burnham Prebys. Wykazaliśmy, że da się to zrobić i teraz mamy użyteczne narzędzie do szukania genów i innych czynników, które spowalniają procesy starzenia. Podczas badania Amerykanie reprogramowali do iPSCs komórki 3 osób: wspomnianej wcześniej 114-latki (SC-iPSC), zdrowego 43-latka (HDC-iPSC) oraz 8-letniego dziecka z progerią (HGPS-iPSC), rzadkim uwarunkowanym genetycznie zespołem charakteryzującym się przedwczesnym starzeniem. Później pozyskiwano z nich mezenchymalne komórki progenitorowe. Akademicy cieszą się, że w przypadku komórek superstulatki pluripotencję udało się osiągnąć, wywołując nadekspresję tylko 4 czynników (Oct4, Klf4, Sox2, c-Myc), z wydajnością zbliżoną do linii limfoblastoidalnych komórek B (LCL) pozyskanych od 43-latka i 8-letniej osoby z progerią. Autorzy artykułu z pisma Biochemical and Biophysical Research Communications podkreślają, że nie wykryli negatywnego wpływu ekstremalnego wieku dawczyni na możność uzyskania iPSCs. W przypadku wszystkich 3 dawców po reprogramowaniu do indukowanych komórek macierzystych udało się zwiększyć oryginalną długość telomerów do wartości zbliżonych do wartości embrionalnych. W przypadku reprogramowanych komórek superstulatki reset długości telomerów nie występował jednak we wszystkich przypadkach. Wg ekipy Snydera, oznacza to, że skrajne starzenie może wywierać pewien trwały wpływ, który trzeba zniwelować, żeby skuteczniej "cofać zegar". Zespół wyjaśnia, że kiedy już przezwyciężono kluczowe wyzwanie techniczne, można zacząć dalsze badania. « powrót do artykułu
-
- superstulatkowie
- indukowane pluripotencjalne komórki macierzyste
-
(i 2 więcej)
Oznaczone tagami:
-
Naukowcy z University of East Anglia odkryli, dlaczego niektóre nowotwory prostaty są bardziej agresywne niż inne, dają przerzuty i w końcu powodują zgon. Badania, opublikowane na łamach British Journal of Cancer, dają nadzieję na opracowanie nowych metod leczenia nowotworów prostaty. Odkrycia dokonano dzięki opracowaniu testu, który pozwala na odróżnienie pomiędzy bardziej i mniej agresywnymi formami nowotworu. Dzięki niemu można uniknąć niepotrzebnego wdrażania agresywnych szkodliwych dla zdrowia metod leczenia. Okazało się, że na podstawie liczby „agresywnych” komórek obecnych w guzie nowotworowym można przewidzieć jak szybko będzie rozprzestrzeniała się choroba. Naukowcy odkryli też trzy nieznane dotychczas podtypy nowotworu, które można wykorzystać do podjęcia decyzji o rodzaju potrzebnego leczenia. Nowotwór prostaty to najczęstszy nowotwór wśród mężczyzn w Wielkiej Brytanii. Zwykle rozwija się on powoli i zwykle nie wymaga leczenia. Jednak lekarze mają problemy z przewidzeniem, który z nowotworów może stać się agresywny, przez co w wielu przypadków trudno jest zdecydować, czy włączyć leczenie, mówi główny autor badań, profesor Colin Cooper. To zaś oznacza, że tysiące mężczyzn jest niepotrzebnie leczonych, przez co rośnie ryzyko wystąpienia skutków ubocznych od impotencji po konieczność interwencji chirurgicznej, dodaje. Dzięki wykorzystaniu modelowania bayesowskiego o nazwie Latent Process Decomposition, za pomocą którego przeanalizowano światowe statystyki dotyczące nowotworów prostaty udało się odkryć agresywną formę nowotworu, nazwaną DESNT. To ona niesie ze sobą najgorsze rokowania dla pacjentów. Następnie uczeni zbadali poziom ekspresji genów w 1785 próbkach guzów. Odkryli liczba komórek podtypu DESNT w guzie jest powiązana z temperm rozprzestrzeniania się nowotworu. Im ich więcej, tym tempo szybsze. Jeśli mamy guza, w którym większość komórek stanowią DESNT, to z większym prawdopodobieństwem dojdzie do przerzutów, mówi współautor badań, doktor Daniel Brewer. Zidentyfikowaliśmy trzy dodatkowe podtypy nowotworu prostaty, dzięki którym lekarze będą mogli lepiej dobrać leczenie, dodaje. « powrót do artykułu
-
- nowotwór prostaty
- przerzuty
-
(i 1 więcej)
Oznaczone tagami:
-
Polski wynalazek: jeden respirator do wentylacji dwóch pacjentów
KopalniaWiedzy.pl dodał temat w dziale Medycyna
Urządzenie, które umożliwi niezależną wentylację dwóch pacjentów za pomocą jednego respiratora, opracowali naukowcy z Instytutu Biocybernetyki i Inżynierii Biomedycznej PAN. Informują, że pierwsze sto sztuk ma powstać w ciągu trzech tygodni. W Instytucie Techniki i Aparatury Medycznej w Zabrzu (będącym częścią Sieci Badawczej Łukasiewicz) rozpoczyna się produkcja unikatowych respiratorów, do których można podłączyć 2 chorych jednocześnie. Gratuluję wielkiego sukcesu! - napisał w piątek na Twitterze minister nauki Jarosław Gowin. Szef Sieci Badawczej Łukasiewicz Piotr Dardziński doprecyzował, że produkcja urządzeń nie byłaby możliwa, gdyby nie wiedza inicjatora projektu IBIB PAN. Bardzo cieszymy się ze współpracy!. Na prośbę PAP przedstawiciele Instytutu Biocybernetyki i Inżynierii Biomedycznej PAN w Warszawie wyjaśniają, na czym polega ich rozwiązanie. Aparat Ventil jest urządzeniem współpracującym z respiratorem z możliwością wykorzystania w dwóch zastosowaniach. Po pierwsze - zgodnie z pierwotnymi założeniami zespołu IBIB PAN - opracowany aparat Ventil jest przeznaczony do niezależnej wentylacji obu płuc pacjenta będącego w stanie ostrej niewydolności oddechowej. Po drugie, w warunkach niedoboru respiratorów, aparaty Ventil mogą być użyte jako urządzenia do niezależnej wentylacji dwóch pacjentów, podłączonych jednego respiratora. To właśnie zastosowanie jest szczególnie istotne w obecnej sytuacji epidemicznej. Korzystając z aparatu Ventil można podłączyć dwóch pacjentów, którzy będą używali jednego respiratora - tłumaczą naukowcy. Konstrukcja urządzenia pozwala na niezależną regulację podstawowych parametrów procesu wentylacji mechanicznej dla obu pacjentów - dodaje kierownik projektu z IBIB PAN, dr inż. Krzysztof Zieliński. Jak zapewnia, urządzenie - opracowane w zespole kierowanym przez prof. Marka Darowskiego - przeszło pozytywnie wieloletnie testy kliniczne prowadzone w warunkach oddziału intensywnej opieki medycznej. IBIB PAN podjął współpracę z Siecią Badawczą Łukasiewicz - Instytutem Techniki i Aparatury Medycznej (Ł-ITAM), aby urządzenia szybko trafiły do produkcji. "W obecnie prowadzonych wspólnych pracach zostanie wykorzystane know-how rozwinięte w IBIB PAN oraz wiedza ekspercka kadry naukowej naszych dwóch instytutów" – dodaje dyrektor IBIB PAN prof. Adam Liebert. Pierwsza seria stu aparatów Ventil powinna zostać wyprodukowana w ciągu trzech tygodni. Następnie urządzenia trafią do badań klinicznych w wyznaczonych szpitalach - zapowiada dyrektor Ł-ITAM dr hab. inż. Janusz Wróbel. Projekt zmierzający do wdrożenia do produkcji i wyprodukowania serii urządzeń Ventil, które zostaną skierowane w najbliższym czasie do badań klinicznych, jest finansowany ze środków Ministerstwa Nauki i Szkolnictwa Wyższego. « powrót do artykułu- 9 odpowiedzi
-
- 1
-
-
- respirator
- Ventil
-
(i 2 więcej)
Oznaczone tagami:
-
Cyberprzestępcy wykorzystują pandemię do własnych celów
KopalniaWiedzy.pl dodał temat w dziale Bezpieczeństwo IT
Cyberprzestępcy postanowili wykorzystać pandemię koronawirusa do własnych celów. Wiele firm zajmujących się cyberbezpieczeństwem donosi o rosnącej liczbie ataków, przede wszystkim phishingowych. Szczególnie uaktywnili się przestępcy w Chinach, Rosji i Korei Północnej. Hakerzy rozsyłają informacje dotyczące koronawirusa, licząc na to, że ofiary klikną na podany link, gdzie dojdzie do ataku na ich komputery. Główne cele ataków znajdują się w USA, Europie i Iranie. Rozsyłane przez przestępców informacje to rzekome komunikaty od wiarygodnych organizacji, takich jak Światowa Organizacja Zdrowia (WHO) czy amerykańskie Centra Kontroli i Zapobiegania Chorobom (CDC). Eksperci mówią, że przestępcy przygotowali całe kampanie i prowadzą je za pośrednictwem portali społecznościowych oraz poczty elektronicznej. Próbują atakować nie tylko komputery użytkowników indywidualnych, ale również maszyny należące do firm. Zauważono próby zachęcania firm do przelania pieniędzy na walkę z epidemią czy przekonania ich do zmiany banku. Przestępcy próbują też ukraść dane do logowania na pocztę elektroniczną, serwisy społecznościowe czy przejąć kontrolę nad komputerami użytkowników. Rozsyłane są rzekome komunikaty o wirusie i epidemii czy informacje o zwrocie nadpłaconego podatku oraz różnych nadzwyczajnych działaniach podjętych w związku z pandemią. « powrót do artykułu- 1 odpowiedź
-
Przed 10 dniami amerykański Departament Energii poinformował, że należący doń najpotężniejszy superkomputer na świecie – Summit – zostanie wykorzystany do walki z koronawiruse SARS-CoV-2. Po kilku dniach obliczeń mamy już pierwsze pozytywne wyniki pracy maszyny. W ciągu ostatnich kilku dni Summit przeanalizował 8000 substancji i zidentyfikował 77 związków małocząsteczkowych, które mogą potencjalnie powstrzymywać wirus. To 77 substancji, które potencjalnie mogą przyłączać się do proteiny S [wypustek tworzących „koronę” koronawirusa - red.] i w ten sposób blokować wirusowi możliwość przyłączania się do komórek organizmu i ich zarażania. Trzeba tu jednak podkreślić, że superkomputer jest w stanie określić tylko, czy znalezione przez niego molekuły mogą zablokować wirusa. Nie opracuje leku, nie potrafi też stwierdzić, czy testowane substancje są bezpieczne dla ludzi. Potrzebowaliśmy Summita, by przeprowadzić potrzebne symulacje. To, co zajęło superkomputerowi 1-2 dni na innych komputerach trwałoby wiele miesięcy, mówi główny autor badań, Jeremy Smith dyrektor Center for Molecular Biophysics z University of Tennessee. Uzyskane przez nas wyniki nie oznaczają, że znaleźliśmy lekarstwo na COVID-19. Nasze badania wskazują, które związki warto dalej badań pod kątem opracowania leków. Zidentyfikowanie obiecujących molekuł to pierwszy etap opracowywania leków. Molekuły takie należy następnie przetestować zarówno in vitro jak i in vivo, a jeśli testy na hodowlach tkanek i na zwierzętach wypadną pomyślnie, można zacząć myśleć o przystąpieniu do testów na ludziach. Jak wiemy, niedawno rozpoczęły się pierwsze testy kliniczne pierwszej potencjalnej szczepionki przeciwko SARS-CoV-2. Jednak na pojawienie się szczepionki musimy poczekać 12–18 miesięcy i to pod warunkiem, że wszystko pójdzie po myśli naukowców. Znacznie wcześniej możemy spodziewać się leków pomocnych w leczeniu COVID-19. Jest to możliwe dlatego, że wiele lekarstw, które od dawna są dopuszczone do użycia w przypadku innych chorób, daje obiecujące wyniki podczas wstępnych testów. Jako, że lekarstwa te są już dopuszczone do użycia, znamy ich sposób działania czy toksyczność. W chwili obecnej w Ameryce Północnej, Europie, Azji i Australii testowanych jest około 60 różnych leków, które potencjalnie mogą pomóc w leczeniu chorych na COVID-19. Pięć z nich to leki najbardziej obiecujące, nad którymi testy są najbardziej zaawansowane. Jeden z tych leków to Remdesivir firmy Gilead Science. To lek opracowany w odpowiedzi na epidemię Eboli z 2014 roku. Ma on szerokie działanie przeciwko wirusom RNA. Wiadomo, że skutecznie działa przeciwko koronawirusom SARS-CoV i MERS-CoV. Jako, że najnowszy koronawirus jest podobny do SARS, niewykluczone, że remdesivir również będzie skutecznie go zwalczał. Problem jednak w tym, że dotychczas nie wiemy, jak lek działa. To stwarza pewne zegrożenie. Remdesivir to analog adenozyny, który włącza się do tworzących się wirusowych łańcuchów RNA i zmniejsza wytwarzanie wirusowego RNA. Wiemy obecnie, że remdesivir pomógł w wyleczeniu 13 Amerykanów, którzy byli na pokładzie Diamond Princess, że testowany jest na poddanych kwarantannie osobach przebywających w Centrum Medycznym Uniwersytetu Nebraska i dotychczas nie zauważono skutków ubocznych. Z kolei chińscy specjaliści poinformowali, że połączenie remdisiviru i chlorochiny, używanej do leczenia malarii i chorobom autoimmunologicznym, wykazało wysoką skuteczność w testach in vitro. Kolejny z obiecujących leków to Kaletra (Aluvia) firmy AbbVie. Substancja czynna to lopinawir i ritonawir. Ten inhibitor proteazy HIV-1 jest używany, w połączeniu z innymi lekami przeciwretrowirusowymi, do leczenie zakażeń HIV-1 u dorosłych i dzieci powyżej 14. roku życia. Przed dwoma tygodniami AbbVie poinfomowało, że w porozumieniu z odpowiednimi agendami w USA i Europie rozopoczyna testy Kaletry pod kątem leczenia COVID-19. Z kolei przed niecałym tygodniem naukowcy z australijskiego University of Queensland poinformowali, że chcą rozpocząć testy kliniczne Kaletry i Chlorochiny, gdyż pomogły one w leczniu chorych z COVID-19. Już pod koniec stycznia AbbVie przekazała Chinom olbrzymie ilości Kaletry. Niedługo później Chińczycy zaczęli informować o pierwszych przypadkach wyleczenia za pomocą tego leku. Następnym z 5 najbardziej obiecujących leków jest Kevzara. To wspólne dzieło firm Regeneron Pharmaceuticals i Sanofi, w którym substancją czynną jest sarilumab. Lek ten to antagonista receptora interleukiny-6 (IL-6). Lek został zatwierdzony w 2017 roku do leczenia reumatoidalnego zapalenia stawów u osób dorosłych o nasileniui od umiarkownym do ciężkiego. Lek podaje się w zastrzyku. W USA od tygodnia trwają testy kliniczne Kevzary u pacjentów z ciężkim przebiegiem COVID-19. Docelowo lek ma zostać przetestowany na 400 osobach z poważnymi komplikacjami spowodowanymi zachorowaniem. W II fazie testów klinicznych sprawdzane jest skuteczność leku w zmniejszaniu gorączki oraz bada się, czy dzięki niemu zmniejszona zostaje konieczność sztucznego wentylowania pacjentów. Później, w czasie III fazy testów, naukowcy sprawdzą długoterminowe rokowania pacjentów, którym podawano lek, przede wszystkim zaś sprawdzone zostanie czy i w jakim stopniu lek pozwolił na zmniejszenie śmiertelności chorych, zredukował potrzebę sztucznej wentylacji i hospitalizacji. Niedawno do listy najbardziej obiecujących leków dołączył Avigan opracowany przez Fujifilm Holdings. To lek przeciwwirusowy o szerokim zastosowaniu. To wybiórczy silny inhibitor RNA-zależnej polimerazy RNA u wirusów. Lek jest w Japonii zarejetrowany jako środek przeciwko grypie. Był też używany w Gwinei do walki z Ebolą. Jego substancją czynną jest fawipirawir. Przed kilkoma dniami chińskie Ministerstwo Nauki i Technologii poinformowało, że podczas testów na 340 pacjentów w Wuhan i Shenzen okazało się, że po leczeniu Aviganem uzyskano pozytywne wyniki. Doszło do skrócenia czasu pobytu w szpitalu, z 11 do 4 dni uległ skróceniu średni czas, przez jaki pacjenci musieli przebywać w szpitalu. Ponadto u 91% pacjentów stwierdzono poprawę stanu płuc, gdy tymczasem poprawę taką stwierdozno u 62% pacjentów z grupy kontrolnej, którym nie podawano fawipirawiru. W Chinach dopuszczono ten lek do testów klinicznych. Tymczasem japońskie Ministerstwo Zdrowia oświadczyło, że będzie zalecało stosowanie Aviganu po tym, jak pozytywnie wypadły testy na pacjentach asymptomatycznych oraz wykazujących łagodne objawy. W końcu trzeba tutaj wspomnieć o pierwszej testowanej na ludziach szczepionce przeciwko SARS-CoV-2. Pierwszą dawkę mRNA-1279 podano 43-letniej kobiecie. Tym samym rozpoczęła się I faza badań nad szczepionką. Lek „instruuje” komórki gospodarza, by zachodziła w nich ekspresja glikoproteiny powierzchniowej S (ang. spike protein); białko S pozwala koronawirusowi na wniknięcie do komórki gospodarza. W tym przypadku ma to wywołać silną odpowiedź immunologiczną. Jest to szczepionka oparta na mRNA. Ze szczegółowymi informacjami na temat tej szczepionki i tego, jak będą wyglądały badania nad nią, możecie przeczytać w naszym artykule na jej temat. W innym naszym tekście można też dowiedzieć się wszystkiego, co powinniśmy wiedzieć o szczepionkach, ich opracowywaniu i procesie testowania oraz dopuszczania do użycia. Wymienione powyżej leki to nie wszystko. Obecnie na całym świecie trwają prace nad 60 lekami i szczepionkami, które mają pomóc w leczeniu COVID-19 oraz zwalczaniu SARS-CoV-2 i zapobieganiu zarażeniem się koronawirusem. « powrót do artykułu
- 5 odpowiedzi
-
- Summit
- superkomputer
- (i 15 więcej)
-
Tekst, o którym przez wiele lat sądzono, że jest najstarszym dokumentem powiązanym z chrześcijaństwem i Jezusem, najprawdopodobniej nie ma z nimi nic wspólnego. Dokument ten to kawałek marmuru z zapisanym w grece dekretem wydanym przez niewymienionego z imienia cesarza. Władca wprowadza w nim karę śmierci za bezczeszczenie grobów i ciał zmarłych. Jako, że na podstawie analizy lingwistycznej stwierdzono, że tekst pochodzi sprzed 1900–2100 lat pojawiły się hipotezy, że nowe przepisy wydano w związku z rozpowszechnianymi przez chrześcijan informacjami o zmartwychwstaniu Chrystusa. Jeśli jednak powyższa hipoteza miałaby być prawdziwa, to marmur, na kórym spisano dekret powinien pochodzić z Bliskiego Wschodu, z obszaru, na którym dekret wprowadzono. Tymczasem nowe analizy chemiczne wykazały, że marmur pochodzi z kamieniołomu na greckiej wyspie Kos, położonej w południowo-zachodnich wybrzeży dzisiejszej Turcji. To zaś wskazuje, że dekret ma najprawdopodobniej związek ze zbeszczeszczeniem grobu i zwłok tyrana Kos Nikiasa. Nikias objął władzę na Kos po 50 roku przed naszą erą. Został obalony w latach 30. I wieku p.n.e. Wiemy, że jego ciało zostało wyciągnięte z grobu i rozczłonkowane. Zbeszczeszczenie zwłok władcy odbiło się szerokim echem. Niedługo później grecki poeta Krinagoras z Mityleny użył przykładu Nikiasa jako symbolu odwrócenia się fortuny. Autorzy najnowszych badań uważają, że dekret cesarski został wydany w reakcji na postępek mieszkańców Kos i miał on uspokoić sytuację w regionie. Jeśli mają rację to dekret został wydany przez Augusta. Jest praktycznie niemożliwe, by marmur na którym spisano edykt obowiązujący w Judei pochodził z Kos. Nasza hipoteza odnośnie Nikiasza również nie jest 100-procentowo pewna, ale to najlepsze wyjaśnienie, mówi profesor Kyle Harper z University of Oklahoma, który stał na czele grupy badawczej. Christopher Jones z Uniwersytetu Harvarda, autorytet w dziedzinie rzymskich i greckich inskrypcji, który nie brał udziało w badaniach grupy Harpera, przyznaje, że chemiczne związki wspomnianego marmuru z Kos to zupełnie nowe odkrycie. Jednak, jak zauważa Jones, nowa hipoteza wymaga odpowiedzi na kilka pytań. Otóż Nikiasz był stronnikiem Marka Antoniusza, który wraz z królową Egiptu Kleopatrą walczył w wojnie domowej przeciwko Oktawianowi – przyszłemu cesarzowi Augustowi. Wojna zakończyła się w 31 roku p.n.e. Jak zauważa Jones, nie jest jasne, dlaczego cesarz August miałby w ogóle reagować na zbeszczeszczenie zwłok kogoś, kto wspierał jego wrogów. Zagadkę tę próbuje wyjaśnić John Bodel, historyk z University of Providence. Jego zdaniem dekret Augusta mógł być reakcją na szerszy problem. Z inskrypcji i tekstów prawniczych z epoki wiemy, że dość często dochodziło wówczas do ataków na groby lokalnych skorumpowanych władców. Atak na grób Nikiasza mógł mieć szczególnie spektakularny przebieg, ale nie był niczym niezwykłym. Bodel przypomina, że Kos leży u wybrzeży Azji Mniejszej, a to właśnie stamtąd rozprzestrzeniła się praktyka bezczeszczenia grobów nielubianych władców. To m.in. dlatego wielu historyków od dawna wątpiło, czy tekst inskrypcji ma cokolwiek wspólnego z Jezusem. Autorzy najnowszych badań zidentyfikowali miejsce pochodzenia marmuru określając zawartość węgla-13 i tlenu-18. Wśród wszystkich zbadanych kamieniołomów epoki najbardziej przypominał on ten znajdujący się na Kos. Jednak, jak zauważa Robert Tykot z University of South Florida, potrzebne są dalsze badania, w tym zawartości strontu i manganu. Ponadto przestrzega, że ktoś z XIX wieku mógł mieć dostęp do marmuru z Kos oraz wiedzę, w jaki sposób tworzyć inskrypcje. Zdaniem Tykota, dopóki nie datujemy dokładnie zabytku, nie będziemy pewni, czy to nie falsyfikat. O zabytku wiemy tylko, że w 1878 roku kolekcjoner Wilhelm Froehner nabył go w Paryżu. Twierdził, że został on przysłany z Nazaretu, jednak twierdzenia tego nie jesteśmy w stanie potwierdzić. « powrót do artykułu
-
Gdy ludzie się spotykają, zaczynają sondować siebie nawzajem. Nie zdajemy sobie sprawy, że przyczyną wielu życiowych problemów jest nieumiejętność właściwego odczytania drugiego człowieka. Dzięki książce Robina Dreeke'a Jak czytać ludzi - radzi agent FBI otrzymasz klucz do rozpoznawania intencji, motywacji i dążeń drugiego człowieka, a w efekcie – przewidywania zachowania. Książka ukazała się w Stanach Zjednoczonych w styczniu, a w polskich księgarniach dostępna będzie już w marcu. Większość z nas maskuje i fałszuje prawdę. Ukrywa te cechy i zachowania, których nie chce pokazać. Zwłaszcza gdy chodzi o coś ważnego – pieniądze, karierę czy dobre imię. W wielu przypadkach może to być chęć manipulowania otoczeniem w celu zdobycia władzy czy kontrolowania innych. Dlatego też próby oceniania kogoś mogą być skazane na niepowodzenie. Ta książka pomoże zrozumieć, jak wiedzieć z wyprzedzeniem. Wbrew pozorom nie jest to bardzo trudne. Nie potrafiąc przewidzieć, czego się spodziewać po innych, skazujesz się na ryzyko porażki. A przecież chcesz odnieść sukces. Wiedza, którą przekazuje Robin Dreeke, nie pojawiła się sama z siebie. Przez lata uczył się analizować zachowania drogą prób i błędów. Do czasu, kiedy zaczął metodycznie opracowywać system pozwalający zrozumieć innych. Tworząc go, opierał się więc na własnych doświadczeniach, które zdobył podczas pracy w Programie Analizy Behawioralnej, jednej z najbardziej tajemniczych jednostek FBI. Wypracował system pozwalający zdiagnozować i przewidzieć ludzkie zachowania. Teraz w bardzo przystępny sposób dzieli się tą wiedzą. Jak przewidywać następstwa własnych wyborów? Spokojnie i racjonalnie Dreeke pokazuje to za pomocą opracowanego przez siebie sześciopunktowego systemu pozwalającego "odczytywać" ludzi. System sześciu sygnałów, który opracował, pozwoli ci szybko działać i łatwo określić, czy rozmówca jest wiarygodny, czy może rozczarować, czy wiąże z tobą nadzieje, a może chce się ciebie pozbyć. Zastąpisz przeczucia, intuicję i zgadywanki świadomym i racjonalnym unikaniem problemów. Dreeke pokazuje, że aby wychwycić sygnał, musisz patrzeć na ludzi obiektywnie, tak jak to robią profesjonalni agenci i analitycy behawioralni. Wykorzystując logikę i informację, możesz wykryć fałsz, oprzeć się manipulacji i zobaczyć świat takim, jaki jest. Spostrzeżenia Dreeke'a dotyczą nie tylko świata kontrwywiadu. Autor pokazuje sytuacje z życia codziennego. Zwraca uwagę na wiele rzeczy, do których nie przykładamy wagi, np. na niepokojące przesłanki wynikające z chronicznych spóźnień. Wykazuje, że sposób robienia notatek wiele mówi o wiarygodności. Pisząc jasno i konkretnie, dzieli się własnym doświadczeniem. Robi to z dystansem do siebie, szczerze i z humorem. To wszystko sprawia, że lektura książki z jednej strony daje niekwestionowaną przyjemność, a z drugiej – duży zasób wiedzy. Dzięki temu pozyskasz umiejętności przydatne wszędzie tam, gdzie masz do czynienia z ludźmi: w domu, biznesie, wśród przyjaciół i znajomych. Nauczę cię myśleć jak agent: w sposób uporządkowany, obiektywnie, racjonalnie i chłodno. Z takim nastawieniem można precyzyjnie analizować czyny, słowa, mowę ciała, opinie, reputację, karierę zawodową i zdolności, czyli te elementy, które pozwolą ci przewidzieć dalsze kroki danej osoby. [...] Przewidywanie czyjegoś zachowania to nie fizyka kwantowa, lecz nauka społeczna. Musisz tylko napisać właściwe równanie – stosując logikę, strategię, sceptycyzm, spostrzegawczość – i nie zapominać, że prawda czasami bywa nieprzyjemna, a mimo to nie można zamykać na nią oczu. Książka jest już dostępna w przedsprzedaży. Zamów już teraz. Książka ukaże się 25.03.2020 nakładem wydawnictwa Kompania Mediowa.
-
- Jak czytać ludzi
- Dreeke Robin
-
(i 1 więcej)
Oznaczone tagami: