-
Liczba zawartości
37652 -
Rejestracja
-
Ostatnia wizyta
nigdy -
Wygrane w rankingu
249
Zawartość dodana przez KopalniaWiedzy.pl
-
Na wyspie Okinoshima, która w 2017 r. została wpisana na Listę Światowego Dziedzictwa UNESCO, znaleziono fragment szklanej misy [foto] z Persji z czasów dynastii Sasanidów. Sanktuarium shinto Munakata Taisha nawiązało współpracę z ekspertami, którzy zbadali artefakt i szklane ozdoby kirikodama [foto]. Ich wiek określono na koniec V-VII w. n.e. Kobiety nie mają wstępu na wyspę, a świeccy mężczyźni mogą ją odwiedzić tylko raz w roku, w czasie przypadającego 27 maja święta sanktuarium Munakata Taisha. Mężczyźni muszą wykąpać się nago i przeprowadzić rytuał oczyszczający. Wyrażają również zgodę na nieujawnianie szczegółów wizyty. Na Okinoshimie znajduje się sporo cennych obiektów z ceremonii przeprowadzanych między końcem IV a IX w. (w okresie Yamato). Fragment szklanej misy mierzy ok. 6,5 cm. Widać okrągłą podstawę, a powierzchnia jest zadrapana. Eksperci wspominają o cechach rżniętego (rzeźbionego) szkła z czasów Sasanidów. Zespołem naukowców kierował Izumi Nakai, emerytowany profesor Tokyo University of Science, który specjalizuje się w chemii analitycznej. Materiały zbadano za pomocą fluorescencji rentgenowskiej XRF (ang. X-ray fluorescence). Okazało się, że ze stopionym szkłem mieszano spopielone rośliny (to typowe dla sasanidzkich wyrobów szklanych). W przypadku kirikodam naukowcy przypuszczają, że uzyskano je, przerabiając perskie produkty. « powrót do artykułu
-
- Okinoshima
- misa
-
(i 5 więcej)
Oznaczone tagami:
-
Wytwarzają energię elektryczną z wilgotności powietrza
KopalniaWiedzy.pl dodał temat w dziale Technologia
Naukowcy z University of Massachusetts Amherst zbudowali urządzenie, które generuje prąd elektryczny z... wilgoci w powietrzu. Technologia taka może mieć w przyszłości olbrzymie znaczenie w wytwarzaniu czystej energii. Urządzenie to dzieło inżyniera Juna Yao i mikrobiologia Dereka Lovleya. Air-gen (air-powered generator) składa się 7-mikrometrowej warstwy proteinowych nanokabli złożonych z Geobacter sulfurreducens nałożonej na złotą elektrodę o powierzchni 25 mm2. Na warstwie nanokabli znajduje się druga elektroda o powierzchni około 1 mm2. Dosłownie pozyskujemy elektryczność z powietrza. Air-gen wytwarza czystą energię przez 24 godziny na dobę, mówi Lovely. Uczony od ponad 30 lat pracuje nad materiałami elektronicznymi bazującymi na strukturach biologicznych. To najbardziej niezwykłe i ekscytujące zastosowanie dla proteinowych nanokabli, jakie widziałem, stwierdził. Air-gen wytwarza czystą energię nawet w warunkach niskiej wilgotności, takich jakie panują na Saharze. Nie wymaga dostępu do światła, działa w pomieszczeniach. Urządzenie wykazuje właściwości samoładowania się. Jest ono w stanie przez 20 godzin dostarczyć napięcie rzędu 0,5 V. Po tym czasie napięcie spada do 0,35 V, jednak po odłączeniu odbiornika prądu po 5 godzinach powraca ono do poziomu 0,5 V. Naukowcy połączyli też wiele swoich urządzeń razem i 17 z nich dostarczyło napięcia 10 V. Były one w stanie zasilić LED lub niewielki wyświetlacz ciekłokrystaliczny. G. sulfurreducens została odkryta przez Dereka Lovleya. Uczony mówi,że bakteria wykorzystuje przewodzące nanokable do kontaktu z innymi mikroorganizmami i minerałami. Na przykład w glebie i osadach Geobacter dostarcza w ten sposób elektrony do mikroorganizmów produkujących metan, a te wykorzystują je do zamiany dwutlenku węgla w metan. Geobacter wykorzystuje też energię elektryczną do połączenia się z minerałami zawierającymi żelazo i korzysta z nich w podobny sposób, w jaki my korzystamy z tlenu. W Air-gen prąd pojawia się w dzięki gradientowi wilgotności, jaki pojawia się w nanokablowej warstwie po wystawieniu jej na wilgoć obecną w powietrzu. Kluczowa jest tu rola małej elektrody na górze urządzenia, gdyż to jej odsłonięta powierzchnia umożliwia pojawienie się gradientu. Badania wykazały też, że wraz ze wzrostem wilgotności otoczenia rośnie wytwarzana energia. Szczegóły wynalazku zostały opisane na łamach Nature. « powrót do artykułu- 6 odpowiedzi
-
- Air-gen
- energia elektryczna
-
(i 2 więcej)
Oznaczone tagami:
-
Pływając u zachodnich wybrzeży Antarktydy, naukowcy z Thwaites Glacier Offshore Research (THOR) natrafili na nieznaną wcześniej wyspę. Odsłonił ją cofający się lodowiec. Zespół dokonał odkrycia w lutym, pływając na lodołamaczu RV Nathaniel B Palmer po Zatoce Pine Island. Po obserwacji z oddali ostatecznie udało się wylądować na wyspie i spotkać mieszkające tu ssaki morskie (nieliczne foki). Wyspie nadano nazwę Sif (w mitologii nordyckiej Sif jest żoną Thora). Wyspa ma długość ok. 350 m i nadal jest w dużej części pokryta lodem. Wyspy nie ma na znanych nam mapach. Po tym, jak zostaliśmy pierwszymi zwiedzającymi, możemy potwierdzić, że Sif jest zbudowana [głównie] z granitu - napisała na Twitterze Julia Smith Wellner z Uniwersytetu w Houston. Projekt THOR to amerykańsko-brytyjskie przedsięwzięcie, poświęcone badaniu jednego z najbardziej niestabilnych lodowców antarktycznych - Thwaites Glacier - a także Zatoki Pine Island. Lodowce Thwaites i Pine Island są jednymi z najszybciej cofających się lodowców Antarktydy. Gros strat masy odbywa się przez kontakt pływającego lodu z oceanem, a dokładnie w wyniku topnienia od spodu przez ciepłą wodę głębinową. Procesy te powodują, że linia, wzdłuż której lodowiec szelfowy odkleja się od podłoża i zaczyna pływać (nazywa się ją linią gruntowania), wycofuje się bliżej serca lądolodu. Wydaje się, że lód z wyspy Sif był kiedyś częścią lodowca wyprowadzającego Pine Island. Opierając się na danych satelitarnych z regionu, naukowcy uważają, że wyspa pojawiła się w minionej dekadzie. Dotąd nikt jej nie spostrzegł, bo niewiele jednostek zapuszcza się tak daleko na południe, a czapa lodowa sprawiała, że Sif ukrywała się przed satelitami. Przebieg zdarzeń odtworzony poklatkowo przez Petera Neffa można zobaczyć na Twitterze. Odkrycie Sif daje nowe możliwości badawcze glacjologom i geologom. Geologia Antarktydy skrywa się pod lodem i niewiele o niej wiemy - podkreśla Jim Marschalek, doktorant z Imperial College London. Topnienie lodowców na Antarktydzie Zachodniej zmniejszyło nacisk na skorupę ziemską, przez co uległa ona podniesieniu - wyjaśnia Lindsay Prothro z Texas A&M University–Corpus Christi. Zebranie próbek z nowej wyspy powinno pomóc w określeniu, jak szybko kontynent się podnosi. Szybkie "odbicie" mogłoby zwiększyć naprężenia w pozostałym lądolodzie, przyspieszając jego rozpad - dodaje Lauren Simkins z Uniwersytetu Wirginii w Charlottesville. Z drugiej strony podniesienie szelfu kontynentalnego mogłoby zakotwiczyć lodowce, zwiększając ich stabilność i spowalniając ich marsz ku morzu. Na wyniki z Sif trzeba poczekać, bo Palmer zawinie do portu najwcześniej ok. 25 marca. Glacjolodzy cieszą się jednak już teraz: Ta wyspa może dostarczyć wielu wskazówek. « powrót do artykułu
-
- Zatoka Pine Island
- wyspa
-
(i 3 więcej)
Oznaczone tagami:
-
Zanieczyszczenie powietrza to jedno z głównych ryzyk zdrowotnych i przyczyn śmierci na całym świecie. Jest ono tym bardziej groźne, że nie można go uniknąć. O ile każdy z nas może podjąć decyzję, czy chce palić papierosy lub przebywać w towarzystwie palaczy, to indywidualnie nie mamy możliwości uniknięcia zanieczyszczonego powietrza. Okazuje się, że skraca ono życie każdego człowieka średnio o niemal 3 lata. Naukowcy z Instytutu Chemii im. Maxa Plancka oraz Uniwersyteckiego Centrum Medycznego w Moguncji przeprowadzili dokładne obliczenia dotyczące liczby zgonów spowodowanych zanieczyszczeniem powietrza oraz jego wpływu na skrócenie życia. Z wyliczeń wynika, że w 2015 roku zanieczyszczenia powietrza spowodowały na całym świecie 8,8 miliona przedwczesnych zgonów, co przekłada się na średnią redukcję długości życia o 2,9 roku. Jest więc ono znacznie bardziej śmiercionośne niż palenie papierosów (7,2 miliona zgonów, skrócenie życia średnio o 2,2 roku), HIV/AIDS (1 milion zgonów, skrócenie życia średnio o 0,7 roku) czy malaria (600 000 zgonów, skrócenie życia o 0,6 roku). Biorąc pod uwagę olbrzymi wpływ, jaki zanieczyszczenie powietrza ma na całą populację, możemy stwierdzić, że mamy do czynienia z pandemią zanieczyszczenia, mówi główny autor badań, Jos Lelieveld, dyrektor Instytutu Chemii im. Maxa Plancka. Nasze badania porównujące różne czynniki ryzyka pokazały, że zanieczyszczenie powietrza to główna przyczyna przedwczesnych zgonów i skrócenia życia. Działa ono głównie za pośrednictwem chorób układu krążenia, dodaje współautor Thomas Münzel, dyrektor Centrum Kardiologii w Uniwersyteckim Centrum Medycznym w Moguncji. Naukowcy najpierw zbadali związek pomiędzy zanieczyszczeniem powietrza a występowaniem chorób związanych z konkretnymi zanieczyszczeniami. Podczas analizy wykorzystali chemiczne modele atmosfery, które połączyli z danymi epidemiologicznymi z Global Exposure – Mortality Model zawierającym informacje z licznych epidemiologicznych badań kohortowych. W ten sposób byli w stanie odróżnić poszczególne źródła zanieczyszczenia od siebie. Mogli wyodrębnić ryzyka związane z zanieczyszczeniem powietrza przez czynniki naturalne, jak pożary czy pyły z procesu wietrzenia, od źródeł antropogenicznych. Na tej podstawie dla każdego z krajów mogli określić nadmiar zgonów spowodowanych przez choroby związane z zanieczyszczonym powietrzem. Okazało się, że najgorsza sytuacja panuje w Azji Wschodniej, gdzie zanieczyszczenie powietrza odpowiada za 35% przedwczesnych zgonów. Na kolejnym miejscu niechlubnej listy jest Azja Południowa (32%), następnie Afryka (11%), Europa (9%) oraz Ameryka Północna i Południowa (po 6%). Listę zamyka Australia (1,5%). Z badań wynika też, że możliwe jest uniknięcie 5,5 miliona zgonów rocznie powodowanych przez zanieczyszczenie powietrza. Głównym antropogenicznym czynnikiem zanieczyszczenia są paliwa kopalne. Gdyby udało się je wyeliminować średnia długość życia na całym świecie wzrosłaby o ponad 1 roku. W ubiegłym roku ten sam zespół opublikował analogiczne badania dla samej Europy. Wynika z nich, że zanieczyszczenie powietrza zabija rocznie niemal 800 000 Europejczyków i skraca nasze życie średnio o ponad 2 lata. « powrót do artykułu
- 15 odpowiedzi
-
- zanieczyszczenie powietrza
- zgon
-
(i 1 więcej)
Oznaczone tagami:
-
Misja WFIRST (Wide Field Infrared Survey Telescope), której historia rozpoczęła się od niezwykłego prezentu dla NASA od wywiadu, a której odwołania chciał prezydent Trump, przeszła krytyczną analizę programową i techniczną, co oznacza, że dostała oficjalną zgodę na budowę i testowanie niezbędnego sprzętu. Teleskop kosmiczny WFIRST będzie miał pole widzenia 100-krotnie większe niż Teleskop Kosmiczny Hubble'a, będzie w stanie rejestrować niezwykle słabe sygnały w podczerwieni, a jednocześnie tworzyć wielkie panoramy wszechświata. Posłuży do badania ciemnej energii, poszukiwania egzoplanet i uzyskania odpowiedzi na wiele pytań z dziedziny astrofizyki. WFIRST będzie połączeniem dwóch technologii. Jego podstawę stanowi teleskop klasy Hubble'a przekazany NASA przez US National Reconnaissance Office oraz, jak czytamy na stronach NASA, „lekcje wyniesione z prac na Teleskopem Kosmicznym Jamesa Webba". Teraz, gdy projekt dostał zielone światło, NASA rozpocznie budowę jednostek testowych i modeli, które posłużą do sprawdzenia, jak całość będzie sprawowała się w przestrzeni kosmicznej. Sam rozwój WFIRST ma kosztować 3,2 miliarda USD. Jeśli doliczymy do tego koszty pięcioletniej pracy w przestrzeni kosmicznej oraz związanych z tym prac naukowych, projekt ma nie przekroczyć 3,934 miliarda dolarów. Na razie WFIRST ma zapewnione finansowanie do września bieżącego roku. W propozycji budżetowej na przyszły rok znalazła się prośba o dalsze finansowanie projektu, jednak głównym elementem budżetu ma być dokończenie prac nad Teleskopem Kosmicznym Jamesa Webba i jego wystrzelenie w 2021 roku. NASA przyznaje w swojej informacji prasowej, że nie jest gotowa do rozpoczęcia szeroko zakrojonych prac nad kolejnym wielomiliardowym teleskopem, zanim Webb nie zostanie wystrzelony i umieszczony w przestrzeni kosmicznej. O tym, jak wielkie możliwości będzie miał WFIRST niech świadczy załączona grafika. Praca, jaką Teleskop Hubble'a wykonywał w ciągu 650 godzin, WFIRST wykona w 3 godziny. « powrót do artykułu
-
- WFIRST
- teleskop kosmiczny
-
(i 2 więcej)
Oznaczone tagami:
-
Otyłość sprzyja wirulencji (zjadliwości) wirusa grypy - twierdzą amerykańscy naukowcy, autorzy artykułu z pisma mBio. Badania prowadzono głównie na myszach. Ustalenia mogą po części wyjaśnić, czemu w kolejnych latach wirusy grypy znacząco się różnią. Zespół podkreśla, że wyniki mogą rodzić pewne obawy, zważywszy, że obecnie 50% dorosłej populacji świata cierpi na nadwagę bądź otyłość. Chcemy zachować ostrożność i nie ekstrapolować w zbyt dużym stopniu [na ludzi] wyników eksperymentów na myszach, ale studium sugeruje, że przez sposób odpowiadania komórek na grypę w "otyłym mikrośrodowisku" osoby z nadmierną wagą nie wykazują prawidłowych reakcji przeciwwirusowych. Otyłość pozwala wirusowi wnikać, szybciej się namnażać i generować więcej błędów. Niektóre z tych błędów są [zaś] potencjalnie korzystne dla wirusa - opowiada dr Stacey Schultz-Cherry z St. Jude z Children's Research Hospital. Wcześniejsze badania wykazały, że osoby otyłe mają większy ładunek wirusa (ang. viral load) grypy typu A w wydychanym powietrzu i dłużej wydzielają wirusa. Badania na zwierzętach zademonstrowały, że przy otyłość wirus grypy może się rozprzestrzeniać głębiej do płuc, w dodatku na dłuższy czas. Każdego roku powstaje nowa szczepionka na grypę, bo wirus nie przestaje się zmieniać. Dr Schultz-Cherry i jej zespół przypuszczali, że otyłe mikrośrodowisko może pozwalać wirusowi grypy szybciej się zmieniać. By sprawdzić, czy tak rzeczywiście jest, Amerykanie zakażali otyłe i szczupłe myszy grypą na 3 dni (dając w ten sposób wirusowi czas na namnażanie). Później pobierano wirusy od otyłych i szczupłych myszy i ponownie podawano je, odpowiednio, otyłym i szczupłym gryzoniom. Po 3 dniach replikacji ponawiano ten proces. Zasadniczo chcieliśmy naśladować proces, który ma miejsce w czasie epidemii, gdy wirus rozprzestrzenia się z jednej osoby na drugą. Zależało nam na sprawdzeniu, co się dzieje, kiedy wirus "przechodzi" z kogoś szczupłego na inną szczupłą osobę i potem na kolejną szczupłą osobę, w porównaniu do transmisji z osoby otyłej na osobę otyłą i następną otyłą osobę. Naukowcy odkryli, że gdy transmisja zachodziła między otyłymi myszami, wirus przechodził przemiany. Szybko powstawały warianty mniejszościowe wirusa, które przejawiały zwiększoną replikację. Gdy myszy typu dzikiego zakażano wirusem od otyłego gospodarza, obserwowano większą zjadliwość wirusa. Akademicy prowadzili eksperymenty na myszach OB z otyłością wywołaną genetycznie (nieprodukujących leptyny) i gryzoniach, które przytyły przez dietę (DIO). Odkryli, że seryjny pasaż wirusa grypy typu A (H1N1) między osobnikami OB lub DOI skutkuje bardziej zjadliwą populacją wirusów, w porównaniu do transmisji między szczupłymi osobnikami. Ponadto wirusy pasażowane między otyłymi myszami namnażały się do wyższego miana i skutkowały większą chorobowością wśród myszy typu dzikiego. Odkrycia nie ograniczają się do konkretnego podtypu wirusa, gdyż stwierdzono, że pasażowanie ludzkiego wirusa H3N2, który nie wiąże się z dostrzegalną patogennością u myszy typu dzikiego, pomiędzy otyłymi osobnikami doprowadziło do powstania szczepu, który mógł już skutecznie zakażać i powodować u nich chorobę. Gdy zarażamy się grypą, nie chodzi o jeden rodzaj wirusa, to populacja. Gdyby posłużyć się porównaniem do imprezowego drinka, to koktajl ten byłby u otyłych myszy odrębną jakością. To były różne populacje i niektóre wirusy [otyłych zwierząt] okazywały się bardziej zjadliwe niż szczepy przekazywane między szczupłymi osobnikami. Gdy komórki stykają się z wirusem grypy, przeważnie organizm rozwija reakcję interferonową, która zapobiega replikacji wirusa i jego rozprzestrzenianiu. Nowe badanie pokazało, że reakcja ta jest u otyłych myszy osłabiona. Zwiększona różnorodność populacji wirusowej u otyłych myszy korelowała z obniżoną ekspresją genów interferonu typu I. Leczenie myszy rekombinowanym interferonem zmniejszało różnorodność wirusową. Na dalszym etapie badań naukowcy chcą sprawdzić, co dzieje się na poziomie populacyjnym u ludzi, m.in. czy u otyłych ludzi w wydzielanym materiale widać zwiększoną różnorodność wirusową. « powrót do artykułu
- 3 odpowiedzi
-
- wirus grypy
- wirulencja
-
(i 3 więcej)
Oznaczone tagami:
-
Badania przeprowadzone w USA sugerują, że koronawirus SARS-CoV-2 może przez wiele tygodni krążyć niewykryty w populacji. Badania genetyczne dwóch wirusów, które wykryto u chorych w odstępie kilku tygodni wskazują, że jeden z nich pochodzi od drugiego. Jako że brak danych, by osoby te miały ze sobą kontakt, może to oznaczać, że wiele osób jest zainfekowanych i o tym nie wiedzą. Jeden ze zsekwencjonowanych wirusów to pierwszy amerykański przypadek koronawirusa. Został on wykryty 20 stycznia w stanie Waszyngton. Drugi wirus pochodzi od pacjenta z tego samego stanu, u którego COVID-19 potwierdzono w ubiegły piątek. Oba przypadki zdiagnozowano w odstępie około 6 tygodni. Obie osoby żyją w tym samych hrabstwie, ale nic nie wskazuje na to, by miały ze sobą kontakt. Ponadto do drugiego zachorowania doszło na długo po tym, jak pierwszy z pacjentów powinien przestać zarażać. Jednak analiza genetyczna wykazała, że wirusy u obu chorych są blisko spokrewnione. Profesor Trevor Bedford z University of Washington, który brał udział w porównaniu sekwencji genetycznych obu wirusów mówi, że może to oznaczać, iż w samym stanie Waszyngton jest wielu niezdiagnozowanych nosicieli SARS-CoV-2. Profesor Bedford mówi, że jest co prawda możliwe, że mamy tu do czynienia z dwoma zakażeniami, wprowadzonymi niezależnie na teren kraju. Jednak taki scenariusz jest mało prawdopodobny. Oba wirusy mają bowiem pewną, jak się wydaje, rzadką zmianę genetyczną, która występuje tylko w 2 na 59 przebadanych próbek z Chin. Myślę, że Bedford ma rację. Jest niezwykle mało prawdopodobne, by dwa tak blisko spokrewnione wirusy przybyły niezależnie od siebie do USA i to do tego samego obszaru geograficznego, mówi profesor Andrew Rambaut z University of Edinburgh. Dotychczas w USA potwierdzono 105 przypadków infekcji koronawirusem. W stanie Waszyngton znaleziono 14 takich przypadków, 5 osób zmarło, 1 została wyleczona, wiadomo więc o 8 wciąż zainfekowanych. Jeśli jednak wirus rzeczywiście krąży niewykryty od połowy stycznia, to w stanie tym może być zarażonych od 150 do 1500 osób, z czego najbardziej prawdopodobna liczba to 300–500 osób, mówi doktor Mike Famulare, główny badacz z Institute for Disease Modeling. Ci ludzie mogli być zainfekowani i choroba ustąpiła, są obecnie chorzy lub też są na wczesnym etapie infekcji, gdy nie ma jeszcze objawów. Jednak doktor Scott Lindquist, stanowy epidemiolog, uspokaja, że laboratorium profesora Bedforda miało bardzo ograniczoną ilość danych, więc może się okazać, że jedna ze wspomnianych osób rzeczywiście zaraziła się bezpośrednio od drugiej. Z drugiej jednak strony wiadomo, że stan dopiero od niedawna prowadzi testy na szerszą skalę, nie można więc wykluczyć, że wirus rzeczywiście krąży w nim od kilku tygodni. Pierwszy ze wspomnianych tutaj przypadków dotyczył mężczyzny po 30. roku życia, który był leczony w szpitalnej izolatce i wyszedł już do domu. Przypadek drugi to nastolatek, który zgłosił się do lekarza, gdyż miał objawy grypy. Testy wykazały infekcję koronawirusem, jednak choroba przebiegała na tyle łagodnie, że leczył się w domu. W pierwszym przypadku wirus miał 1 zmianę genetyczną w porównaniu z oryginalnym wirusem z Wuhan. Drugi przypadek, nastolatka, miał tę samą zmianę oraz trzy dodatkowe. Dotychczas naukowcy na całym świecie zsekwencjonowali ponad 125 próbek koronawirusa i udostępnili je do badań porównawczych. Testy w stanie Waszyngton dopiero tak naprawdę się zaczynają. Wspomniany tutaj 30-latek podróżował do Chin, po powrocie źle się poczuł i trafił do szpitala. Gdy przebywał w izolatce, a później wrócił do domu, pod kątem wirusa przetestowano w ciągu 5 tygodni ponad 20 osób i wszystkie dały negatywny wynik. Wszystko uległo zmianie przed kilkoma dniami, gdy testy rozpoczęto robić też w stanowym laboratorium. Szybko znaleziono kilka innych zainfekowanych osób. I to w stanie Waszyngton doszło do pierwszego w USA zgonu z powodu koronawirusa. « powrót do artykułu
-
- koronawirus
- SARS-CoV-2
-
(i 3 więcej)
Oznaczone tagami:
-
Przed 3,2 miliardami lat Ziemia mogła być wodnym światem. Tak przynajmniej wynika z badań, których wyniki opublikowano w Nature Geoscience. Badania wykonane przez naukowców z University of Colorado Boulder pomogą lepiej zrozumieć, w jaki sposób i gdzie na Ziemi pojawiły się po raz pierwszy organizmy jednokomórkowe, uważa profesor Boswell Wing. Wing i Benjamin Johnson prowadzili badania skał w miejscu znanym jako Panorama w północno-zachodniej części australijskiego Outbacku. Dzisiaj to porośnięte krzakami wzgórza poprzecinane dolinami wyschniętych rzek. To dziwne miejsce, mówi Johnson. Jednak można tam badać liczące 3,2 miliarda lat skały, które w przeszłości stanowiły dno oceanu. W regionie Panorama geolodzy mieli wyjątkową okazję zbadania składu chemicznego wody oceanicznej sprzed miliardów lat. Oczywiście samej wody tam nie ma, ale są skały, które wchodziły w interakcje z tą wodą i noszą ślady tej interakcji, dodaje uczony. To tak, jakby analizować ziarna kawy, by dowiedzieć się czegoś o wodzie, z którą miały styczność, wyjaśnia. Naukowców szczególnie interesowały izotopy tlenu. Cięższy tlen-18 i lżejszy tlen-16. Uczeni odkryli, że przed 3,2 miliardami lat woda morska musiała mieć inny skład niż obecnie. Było w niej minimalnie więcej tlenu-18. To niewielka różnica, ale bardzo znacząca dla naszego zrozumienia przeszłości Ziemi. Wing wyjaśnia, że obecnie lądy pokryte są glebami bogatymi w iły, które niczym odkurzacz wyciągają z wody 18O. Naukowcy wysunęli więc hipotezę, która mówi, że najbardziej prawdopodobnym wyjaśnieniem nadmiaru tlenu-18 w dawnym oceanie jest przyjęcie, że wówczas nie było wielkich pokrytych bogatymi glebami mas lądowych, które wyciągałyby izotop z oceanu. Co, oczywiście, nie oznacza, że w ogóle nie było suchego lądu. Mogły istnieć niewielkie mikrokontynenty. Uważamy jednak, że nie istniały wielkie formacje na globalną skalę, z jakimi mamy do czynienia obecnie, mówi Wing. To oczywiście rodzi pytanie, kiedy rozpoczęły się ruchy tektoniczne, które ostatecznie utworzyły Ziemię, jaką znamy obecnie. Wing i Johnson nie potrafią na nie odpowiedzieć. Już jednak planują badania młodszych formacji skalnych rozsianych od Arizony po RPA. Spróbują zidentyfikować moment, w którym na Ziemi pojawiły się pierwsze duże obszary suchego lądu. « powrót do artykułu
-
Podczas wykopalisk nekropolii w Asuanie w pochówku AGH026 odkryto fragmenty pokrywy sarkofagu, zdobione barwnym pyskiem lamparta. Archeolodzy z włosko-egipskiego zespołu wyjaśniają, że w starożytnym Egipcie lampart był symbolem siły i determinacji. W tym przypadku miał on wspierać duszę niedawno zmarłej osoby w podróży do krainy umarłych; jego namalowany na akacjowym drewnie wizerunek znajdował się zapewne dokładnie nad głową człowieka. Wykopaliskami prowadzonymi w ramach EIMAWA 2019 (Egyptian-Italian Mission at West Aswan) współkierowała prof. Patrizia Piacentini, egiptolog z Uniwersytetu w Mediolanie. Złożona z ok. 300 pochówków nekropolia była wykorzystywana przez ~1000 lat, do IV w. n.e. Znajduje ona się w pobliżu mauzoleum Agi Chana III. Odkrycia dokonaliśmy pod koniec stycznia 2019 r., ale dopiero teraz skończyliśmy cyfrową rekonstrukcję fragmentu. W pobliżu znaleziono niewielkie naczynie z roślinnymi resztkami. Okazało się, że to orzeszki piniowe. To, wg włoskich naukowców, wyjątkowe odkrycie, zważywszy że orzeszki piniowe były towarem importowanym. Wiadomo, że używano ich w Aleksandrii do przygotowywania sosów i innych dań. Wspominano o tym w książce kucharskiej De re coquinaria (O sztuce gotowania). Jej autorstwo przypisuje się niekiedy rzymskiemu gastronomowi Apicjuszowi (Markowi Gawiuszowi) z I w. n.e., ale wydaje się, że jest to raczej dokonana w późniejszych wiekach kompilacja kilku źródeł. Odnosząc się do tego, czemu orzeszki znalazły się w pochówku, Piacentini napisała: lubimy sobie wyobrażać, że ludzie pochowani w Asuanie przepadali za tym rzadkim przysmakiem - lubili orzeszki do tego stopnia, że krewni umieścili je przy nich [...], tak by mogli się nimi raczyć przez całą wieczność. « powrót do artykułu
-
Omega-3 nie chronią przed nowotworami. Wręcz przeciwnie
KopalniaWiedzy.pl dodał temat w dziale Zdrowie i uroda
Kwasy tłuszczowe omega-3 nie chronią przed nowotworami, wynika z metaanalizy przeprowadzonej przez naukowców w University of East Anglia. Tymczasem spożycie tych tłuszczów jest szeroko promowane, gdyż mają chronić przed nowotworami, chorobami serca i udarami. Tomczasem analiza dwóch dużych studiów wykazała, że suplementacja kwasami omega 3 może nieco zmniejszyć ryzyko choroby niedokrwiennej serca i zgonu z nią związanego, ale nieco zwiększyć ryzyko nowotworu prostaty. Z badań wynika, że jeśli 1000 osób będzie przez 4 lata wzbogacało swoją dietę o kwasy omega-3, to w tym czasie 3 osoby mniej umrą na chorobę serca, sześć osób mniej doświadczy ataku serca lub podobnego wydarzenia, ale u 3 dodatkowych osób rozwinie się nowotwór prostaty. Wyniki badań opublikowano na łamach British Journal of Cancer oraz Cochrane Database of Systematic Reviews. W ramach analizy naukowcy przyjrzeli się wynikom 47 badań, w których brali udział dorośli, którzy nigdy nie mieli nowotworów, byli narażeni na zwiększone ryzyko nowotworu oraz już wcześniej zdiagnozowano u nich nowotwór, a także 86 badań mających na celu określenie związku spożycia omega-3 z ryzykiem chorób i zgonów na choroby układu krążenia. W badaniach tych brało udział w sumie około 110 000 osób, które losowo zostały przypisane do grup spożywających przez co najmniej rok więcej kwasów omega-3 lub nie zmieniających dotychczasowej diety. Główny autor, doktor Lee Hooper, stwierdził: Nasze wcześniejsze badania wykazały, że suplementy długołańcuchowych kwasów tłuszczowych omega-3, w tym tłuszcze rybie, nie chronią przed depresją, udarem, cukrzycą i nie zmniejszają ryzyka zgonu. Obecna duża systematyczna analiza zawierała dane pochodzące od wielu tysięcy ludzi badanych w długim okresie. Dane te jasno pokazują, że spożywanie przez wiele lat suplementów omega-3 może nieco zmniejszyć ryzyko rozwoju choroby serca, ale zostanie to zrównoważone niewielkim zwiększeniem ryzyka rozwoju niektórych nowotworów. Całościowy wpływ na zdrowie jest niewielki. Tym samym oddziaływanie tłuszczów rybich, bogatego źródła długołańcuchowych kwasów omega-3, nie jest jasne. Tłuszcze rybie to bardzo odżywczy składnik pożywienia, część zbilansowanej diety. Dostarczają one białka i energii oraz ważnych mikroelementów, takich jak selen, jod, witamina D czy wapń. Ich znaczenie daleko wybiega poza kwasy omega-3. Stwierdziliśmy jednak, że jeśli chodzi o zapobieganie nowotworom, to spożywanie omega-3 nie ma znaczenia. W rzeczywistości mogą one w minimalnym stopniu zwiększać ryzyko zachorowania na niektóre nowotwory, w szczególności na raka prostaty. Jednak ten niekorzystny wpływ jest równoważony przez niewielki dobroczynny wpływ na serce, stwierdzili naukowcy. Na koniec uczeni dodają, że biorąc pod uwagę zanieczyszczenie oceanów plastikiem oraz obawy związane z przemysłowym połowem ryb, jego wpływ na środowisko naturalne oraz zasoby ryb, wydaje się rozsądnym, by zaprzestać zalecania suplementów z tłuszczów rybich, gdyż nie przynosi to praktycznie żadnych skutków prozdrowotnych. « powrót do artykułu- 10 odpowiedzi
-
- suplementacja
- choroby serca
-
(i 2 więcej)
Oznaczone tagami:
-
Przełomowe odkrycie polskich naukowców pomoże w leczeniu astmy?
KopalniaWiedzy.pl dodał temat w dziale Medycyna
Grupa polskich i irlandzkich naukowców z Trinity College Dublin dokonała przełomowego odkrycia, które może znacząco pomóc w leczeniu astmy. Główny autor badań, doktor Zbigniew Zasłona stał na czele zespołu badawczego, który odkrył niezwykle ważną rolę, jaką w rozwoju astmy odgrywa proteina o nazwie kaspaza-11. Dotychczas w ogóle nie była ona łączona z astmą. Kaspaza-11 może spowodować śmierć komórek, co jest procesem silnie prozapalnym, gdyż komórki uwalniają wówczas swoją zawartość, co prowadzi do stanu zapalnego. Odkryliśmy, że kaspaza-11 jest głównym motorem napędowym zapalenia dróg oddechowych w przebiegu astmy, mówi doktor Zasłona. To zaś wywołuje znane objawy astmy, w szczególności problemy z oddychaniem. O ile współczesne metody leczenia pozwalają na trzymanie w ryzach astmy o średnio poważnym przebiegu, to poważne przypadki astmy są bardzo trudne w leczeniu i coraz więcej osób na nią choruje, dodaje uczony. Jak mówi doktor Zasłona wiele różnych czynników, takich jak zanieczyszczenia powietrza, pyłki roślin czy zawarte w domowym kurzu odchody roztoczy mogą wywoływać śmierć komórek w płucach. Nasze badania wskazują,że kaspaza-11 wyczuwa obecność tych czynników i powoduje chorobę. Profesor O'Neill dodaje: Kaspaza-11, czy jej ludzki odpowiednik czyli kaspaza-4, nigdy nie były łączone w astmą. Sądzimy więc, że może być ona obiecującym celem przyszłych terapii przeciwko tej chorobie. W zespole doktora Zasłony pracowali też Ewelina Flis, Mieszko Wilk i Alicja Misiak z Trinity College Dublin oraz Małgorzata Wygrecka z Uniwersytet Justusa Liebiga w Gießen. Szczegóły badań zostały opublikowane na łamach Nature Communications w artykule Caspase-11 promotes allergic airway inflammation. « powrót do artykułu- 2 odpowiedzi
-
- układ oddechowy
- kaspaza-4
-
(i 3 więcej)
Oznaczone tagami:
-
Monitorowanie parametrów życiowych przez futro i warstwy ubrania
KopalniaWiedzy.pl dodał temat w dziale Ciekawostki
Badacze z Imperial College London opracowali czujnik, który pozwala monitorować parametry życiowe zwierząt i ludzi, odpowiednio, przez futro i ubranie. Zespół porównuje swój wynalazek do elastycznej głowicy stetoskopu. Autorzy artykułu z pisma Advanced Functional Materials wyliczają, że za pomocą ich rozciągliwego kompozytowego przetwornika akustycznego można monitorować np. tętno czy częstość oddechu. Nie przeszkadza przy tym sierść i do 4 warstw ubrania. Brytyjczycy uważają, że ich wynalazek przyda się nie tylko właścicielom zwierząt, ale i weterynarzom, którzy by monitorować stan zwierzęcia w czasie operacji, nie będą musieli golić jego futra. Ekipa wspomina też o usprawnieniu pracy psów tropiących, poszukujących bomb i zaginionych osób. W przypadku ludzi można by mierzyć parametry życiowe przez ubranie, bez kontaktu ze skórą. Uważa się, że ubieralne rozwiązania odegrają ważną rolę w monitorowaniu zdrowia i wczesnym wykrywaniu chorób. Nasza rozciągliwa, elastyczna propozycja to całkowicie nowy typ czujnika do monitorowania zdrowia zwierząt i ludzi przez sierść lub ubranie - podkreśla dr Firat Guder. W przypadku ludzi mamy sporo różnych urządzeń monitorujących, lecz dla psów, kotów i innych zwierząt nie ma obecnie zbyt wielu ubieralnych opcji. Brytyjczycy sugerują, że jednym z powodów jest to, że dzisiejsze rozwiązania nie spełniają swojej funkcji przez futro. Rozwiązanie zaprezentowane przez zespół z Imperial College London jest wytwarzane kilkuetapowo. Najpierw do formy wlewa się ciekły, odgazowany silikon. Gdy częściowo zastygnie (trwa to ok. 2 godzin), usuwa się go z formy i wypełnia demineralizowaną wodą. Na wodę ponownie wylewa się ciekły silikon, który całkowicie ją enkapsuluje. Następnie przy brzegu montuje się mikrofon z potrzebną elektroniką i na to nakłada się jeszcze jedną warstwę silikonu. Końcowym etapem jest montaż uprzęży. Czujnik [z kompozytowego materiału] działa jak elastyczny stetoskop, który wypełnia przerwy między sobą a podłożem, tak że nie występują bąble powietrza, które mogłyby tłumić dźwięk - wyjaśnia Yasin Cotur. Dźwięk jest przetwarzany na sygnał cyfrowy, przekazywany do pobliskiego przenośnego komputera. Na początku kompozytowy przetwornik przetestowano na symulowanych dźwiękach serca. Później eksperymenty (fonokardiografię) prowadzono na 5 ludzkich ochotnikach, którzy mieli na sobie do 4 warstw ubrania, i na psie - zdrowym labradorze - przyzwyczajonym do uprzęży. By dokładniej ocenić osiągi czujnika, podczas wykonywania fonokardiografii za jego pomocą elektryczną aktywność serca mierzono także za pomocą konwencjonalnej metody EKG (tutaj elektrody mocuje się do skóry). Oba zapisy dawały silnie skorelowane sygnały. Naukowcy podkreślają, że czujniki mogą znaleźć zastosowanie u psów tropiących. Są one trenowane, by namierzać urządzenia wybuchowe czy ludzi. Gdy znajdą np. bombę, powiadamiają opiekuna (siadają i zaczynają szczekać). Ich tętno i częstość oddechu rosną w oczekiwaniu na nagrodę. Brytyjczycy tłumaczą, że zachowanie powiadamiające może być trudne do ilościowego zmierzenia. Jeśli jednak za pomocą nowego czujnika zmierzy się normalne wartości tętna i częstości oddechu danego psa, wiadomo będzie, jak bardzo w danym momencie parametry te od nich odbiegają. Na podstawie pomiaru poziomu ekscytacji psa wbudowany algorytm będzie mógł określić siłę reakcji psa na wykrywany zapach i ustalić, jak bardzo zwierzę jest pewne, że znalazło dobry obiekt. Na razie urządzenie testowano tylko na psach i ludziach. Teraz badacze chcą przystosować je do innych zwierząt domowych, a także koni i trzody. Ekipa pracuje też nad zintegrowaniem czujnika ruchu, tak by dało się monitorować ruchy zwierzęcia w czasie rzeczywistym. Algorytm sztucznej inteligencji mógłby wskazywać, czy zwierzę stoi, siedzi czy leży, a także, w którą stronę jest zwrócone. Dane przekazywano by do aplikacji na smartfony. Dzięki temu właściciel wiedziałby, jak zwierzę się czuje i gdzie się w danym momencie znajduje. « powrót do artykułu-
- czujnik
- parametry życiowe
-
(i 8 więcej)
Oznaczone tagami:
-
Międzynarodowy zespół naukowy miał wyjątkową okazję zbadania wczesnej fazy zainfekowania tkanek koronawirusem u pacjentów, u których jeszcze nie pojawiły się objawy COVID-19. Uczeni z University of Chicago oraz Zhongnan Hospital w Wuhan, badali tkankę płuc, którą usunięto pacjentom z powodu gruczolakoraka. Później okazało się, że już w czasie zabiegu osoby te były zarażone SARS-CoV-2. Pojawiła się więc unikatowa okazja przyjrzenia się bardzo wczesnemu stadium rozwoju COVID-19. To pierwsze badania opisujące patologię choroby spowodowanej przez SARS-CoV-2 czyli COVID-19. Dotychczas nie przeprowadzono bowiem biopsji ani autopsji. Jako, że obaj pacjenci w chwili operacji nie wykazywali objawów choroby, obserwowane przez nas zmiany to prawdopodobnie wczesne fazy patologii płuc wywołanej COVID-19, mówi jeden z głównych autorów badań Shu-Yuan Xiao z Chicago. Dzięki takiemu zbiegowi okoliczności może to być jedyna okazja, by zbadać wczesną fazę rozwoju choroby. Taka okazja może po raz drugi się nie powtórzyć. Autopsje czy biopsje pokażą nam bowiem późne lub końcowe stadia rozwoju, dodaje uczony. Dotychczas naukowcy wykonali opisy kliniczne choroby, znamy też opisy badań obrazowych. Jednak badań patologicznych jeszcze nie prowadzono. Przyczynami braku badań patologicznych z autopsji lub biopsji są m.in. gwałtowne pojawienie się epidemii, bardzo duża liczba pacjentów w szpitalach, niedostateczna liczba personelu medycznego oraz duża liczba zakażeń. To wszystko powoduje, że inwazyjne techniki diagnostyczne nie są obecnie priorytetem, zauważają autorzy badań. Szczęśliwie dla nauki zdarzyło się tak, że w czasie, gdy wybuchła epidemia, operowano dwie osoby, u których konieczne okazało się wycięcie tkanki płuc, a później okazało się, że w chwili operacji obie osoby były zarażone koronawirusem. Pierwsza z tych osób to 84-letnia kobieta. Przyjęto ją do szpitala po wykryciu guza w prawym płucu. Kobieta od 30 lat cierpiała na nadciśnienie, miała też cukrzycę. Mimo operacji i intensywnej opieki medycznej pacjentki nie udało się uratować. Później okazało się, że osoba, z którą leżała na jednej sali w szpitalu, była zainfekowana SARS-CoV-2. Drugim pacjentem był 73-letni mężczyzna u którego, również w prawym płucu, zauważono niewielkiego guza. Mężczyzna ten od 20 lat cierpiał na nadciśnienie. Dziewięć dni po operacji pojawiła się u niego gorączka, suchy kaszel, bóle w mięśniach i klatce piersiowej. Testy potwierdziły zarażenie SARS-CoV-2. Po 20 dniach leczenia na oddziale zakaźnym mężczyzna został wypisany do domu. Badania patologiczne tkanki płucnej pobranej od obu pacjentów wykazały, że oprócz guza widoczne są też w niej obrzęk, wysięk białkowy, ogniskowa reaktywna hiperplazja pneumocytów z niejednolitym zapalnym naciekiem komórkowym oraz komórczaki. Obecność zmian chorobowych na długo przed wystąpieniem objawów zgodne jest z długim okresem inkubacji COVID-19, który zwykle wynosi od 3 do 14dni. Mimo, że u badanej kobiety nigdy nie rozwinęła się gorączka, to jednak pełna morfologia krwi – szczególnie z 1. dnia po operacji – wykazała wysoki poziom białych krwinek i limfocytopenię, co jest zgodne z obrazem klinicznym COVID-19. Autorzy badań zauważają, że może być to pomocne spostrzeżenie na przyszłość. Naukowcy stwierdzili również, że czas, jaki upływa przed pojawieniem się pierwszych zmian chorobowych w płucach a pojawieniem się pierwszych objawów COVID-19 może być dość długi. Nawet u osób, które mają gorączkę, próbka pobrana z gardła do dalszych badań może dać wynik ujemny, gdyż wirus może nie być jeszcze obecny w górnych drogach oddechowych, pomimo wywołania stanu zapalnego w płucach. Odkrycia te wyjaśniają również, dlaczego na wczesnym etapie epidemii doszło do tak wielu zarażeń wśród pracowników służby zdrowia. Wiele osób zgromadziło się w szpitalach, nie wykazywali oni objawów, a przyjmujący ich lekarze i pielęgniarki nie byli odpowiednio chronieni. Autorzy powyższych badań mają nadzieję, że gdy zostaną też wykonane badania tkanek osób zmarłych i wykazujących objawy COVID-19, zyskamy pełniejszą wiedzę na temat choroby i jej rozwoju od samych początków do jej ostrej fazy. Pobrane próbki mogą też posłużyć do udoskonalenia testów diagnostycznych. Opis badań został udostępniony w sieci [PDF]. « powrót do artykułu
-
Epidemia koronawirusa szkodzi nie tylko gospodarce, ale również nauce. Amerykańskie Towarzystwo Fizyczne (APS) zdecydowało o odwołaniu największej na świecie konferencji fizycznej. Miała się ona odbyć w Denver w dniach 2–6 marca. Decyzję o odwołaniu dorocznej konferencji podjęto wieczorem w ostatnią sobotę. Przedstawiciele APS wyrazili swoje ubolewanie i przyznali, że decyzję podjęli zbyt późno. W dorocznych spotkaniach Amerykańskiego Towarzystwa Fizycznego bierze udział około 10 000 fizyków z całego świata. Jeszcze niedawno APS utrzymywało, że konferencja się odbędzie. Jednak teraz, w związku z szybko rozprzestrzeniającą się chorobą koronawirusową COVID-19 oraz opierając się na najnowszych danych naukowych na temat tempa i sposobu rozprzestrzeniania się wirusa, zdecydowano o odwołaniu spotkania. Tym bardziej, że w konferencji miało uczestniczyć wiele osób spoza USA, w tym z krajów, odnośnie których CDC podniosło stopień zagrożenia do poziomu 3.. Te kraje to Chiny, Korea Południowa, Włochy oraz Iran. APS zapowiedziało, że uczestnicy konferencji otrzymają zwrot opłaty rejestracyjnej organizacja spróbuje się też dowiedzieć, czy możliwy jest też zwrot wydatków na hotele. APS powstało w 1899 roku i jest największą na świecie organizacją skupiającą fizyków. Jego doroczne marcowe spotkanie to jedno z najważniejszych wydarzeń w świecie fizyki. Podczas konferencji tysiące specjalistów omawiają kwestie związane np. z fizyką kwanatową, atomową, materiałową czy fizyką materii skondensowanej. Konferencji towarzyszy też wielka wystawa wysoce zaawansowanego sprzętu do badań fizycznych, w której udział biorą takie firmy jak Oxford Instruments, Kimball Physics, Q-CTRL czy Quantum Design. « powrót do artykułu
- 2 odpowiedzi
-
- koronawirus
- COVID-19
-
(i 4 więcej)
Oznaczone tagami:
-
W zeszłym tygodniu podczas prac porządkowych w kompleksie świątynnym Jambukeswarar w indyjskim stanie Tamilnadu odkryto zapieczętowany mosiężny dzban z 505 złotymi monetami. Łącznie ważą one 1,716 kg. Znaleziska dokonano w pobliżu kapliczki Akhilandeshwari na głębokości ok. 2 m. Robotnicy wycinali krzewy i przygotowywali grunt pod ogród kwiatowy. Po otwarciu wieka naczynia stwierdzili, że jest ono po brzegi wypełnione monetami. Informację na temat znaleziska przekazano władzom dystryktu. Na monetach widnieją inskrypcje i symbole, dlatego ma się nimi zająć Departament Archeologii, który określi ich wiek i historię. Świątynię Śiwy Jambukeswarar zbudowano ok. 1800 lat temu za panowania dynastii Ćolów. « powrót do artykułu
-
- kompleks świątynny
- Jambukeswarar
-
(i 4 więcej)
Oznaczone tagami:
-
IceCube, zanurzone w lodach Antarktydy obserwatorium neutrin, zidentyfikowało cztery galaktyki jako źródła promieniowania kosmicznego. Autorzy najnowszych badań przeanalizowali dane zebrane podczas 10-letniej pracy IceCube Neutrino Observatory i dzięki temu dokonali najdokładniejszej w historii identyfikacji źródeł promieniowania kosmicznego. Naukowcy sądzą, że galaktyki te emitują również olbrzymie ilości neutrin. Promieniowanie kosmiczne to wysokoenergetyczne cząstki, które pochodzą spoza Układu Słonecznego. Uważa się, że powstają one w wyniku bardzo gwałtownych procesów, zdolnych do przyspieszania cząstek niemal do prędkości światła. Jednak określenie ich źródła jest niezwykle trudne, ze względu na istnienie w przestrzeni kosmicznej pól magnetycznych, które zmieniają trajektorię cząstek. Rozwiązaniem problemu jest badanie neutrin, gdyż powinny one powstawać w tych samych miejscach co promieniowanie kosmiczne, ale pola magnetyczne nie wpływają na trajektorię ich lotu. IceCube wykorzystuje tysiące fotopowielaczy zawieszonych na długich linach. Cała konstrukcja zajmuje 1 km3 i znajduje się lodzie Antarktydy. Od czasu do czasu neutrino minowe zderza się z atomem w lodzie. W wynku tego powstaje mion, który emituje promieniowanie Czerenkowa. Promieniowanie to wykrywają fotopowielacze. jednak określenie źródła pochodzenia neutrina jest proste, gdyż IceCube wyłapuje też sygnały z mionów i neutrin mionowych powstających w atmosferze w wyniku oddziaływania promieniowania kosmicznego. To tworzy silny szum tła i utrudnia obserwacje. Jednak dzięki nowym technikom analizy udało się coś, co dotychczas było niemożliwe. Przetworzono wszystkie dane z lat 2008–2018 i na ich podstawie określono najbardziej prawdopodobne źródła promieniowania kosmicznego. Badania ujawniły, że najważniejszym źródłem neutrin i promieniowania kosmicznego jest prawdopodobnie galaktyka NGC 1068. W tym przypadku prawdopodobieństwo statystyczne wynosi 2,9 sigma. Pozostałe galaktyki to TXS 0506 + 056, PKS 1424 + 240 oraz GB6 J1542 +6129. Wszystkie cztery zidentyfikowane źródła łącznie charakteryzuje prawdopodobieństwo rzędu 3,3 sigma. To oczywiście zbyt mało, by mówić o odkryciu, za które uznaje się prawdopodobieństwo 5 sigma. Jednak to najsilniejszy dowód, że źródłem promieniownia kosmicznego są te, a nie inne galaktyki. Ze szczegółami badań można zapoznać się na łamach Physical Review Letters. « powrót do artykułu
- 1 odpowiedź
-
- IceCube
- promieniowanie kosmiczne
-
(i 1 więcej)
Oznaczone tagami:
-
Osoby starsze, które w ciągu dnia doświadczają senności, mogą być bardziej narażone na wystąpienie nowych problemów zdrowotnych, w tym cukrzycy, nowotworów czy nadciśnienia, informuje American Academy of Neurology. Takie wnioski płyną ze wstępnych badań, które zostaną opublikowane w czasie dorocznego spotkania Akademii na przełomie kwietnia i maja. Mowa tutaj o hipersomni, czyli występowania senności mimo przespania nocy, przedłużaniu się snu czy spaniu w czasie przeznaczonym na aktywność. Zwracanie uwagi na nadmierną senność u osób starszych może pomóc lekarzom we wcześniejszym wykryciu i zapobieżeniu przyszłym problemom zdrowotnym, mówi główny autor badań, Maurice M. Ohayon z Uniwersytetu Stanforda. Osoby starsze i członkowie ich rodzin powinni bliżej przyjrzeć się ich zwyczajom dotyczącym snu, by zrozumieć ryzyko związane z rozwojem poważnej choroby. W przeprowadzonych badaniach wzięło udział 10 930 osób, z czego 34% miało 65 lat i więcej. Z każdą z tych osób w odstępie trzech lat dwukrotnie przeprowadzono wywiad telefoniczny. Podczas pierwszego wywiadu nadmierna senność była problemem u 23% osób powyżej 65. roku życia, a podczas drugiego – dla 24%. Wśród nich dla 41% hipersomnia była problemem chronicznym. Okazało się, że u osób, które w pierwszym wywiadzie poinformowały o nadmiernej senności, ryzyko wystąpienia cukrzycy i nadciśnienia było o 230% wyższe, niż u tych, którzy tego typu problemów nie mieli. W przypadku nowotworów wzrost ryzyka był o 200% wyższy, a ryzyko pojawienia się chorób serca rosło o 250%. Pomiędzy pierwszym a drugim wywiadem na cukrzycę zachorowało 6,2% osób, które były senne w ciągu dnia i 2,9% tych, którzy nie byli senni za dnia. Odsetek nowotworów wyniósł 2,4% u osób sennych i 0,8% u osób nie mających tego problemu. Wyniki były takie same, gdy zostały skorygowane o inne czynniki wpływające na sen, takie jak płeć czy bezdech senny. Z kolei u osób, które poinformowały o senności tylko w drugim wywiadzie, z większym o 50% prawdopodobieństwem pojawiały się choroby układu mięśniowo-szkieletowego i tkanek łącznych, takich jak artretyzm czy toczeń. « powrót do artykułu
-
- senność
- hipersomnia
-
(i 3 więcej)
Oznaczone tagami:
-
W sadzy pobranej z regularnie używanego komina mikrobiolog dr Piotr Siupka z Uniwersytetu Śląskiego w Katowicach odkrył odkrył nowy szczep promieniowca. Mikroorganizm ten ma silne właściwości przeciwgrzybicze i potencjalnie może być stosowany do ochrony roślin przed grzybami patogennymi. Promieniowce to mikroorganizmy, bakterie, powszechnie występujące w środowisku, szczególnie w glebie. Mają one złożoną morfologię oraz są producentami wielu użytecznych substancji np. antybiotyków: streptomycyny, neomycyny czy wankomycyny – wyjaśnił w rozmowie z PAP mikrobiolog dr Piotr Siupka. Dodał, że ze względu na rosnącą antybiotykooporność, naukowcy wciąż poszukują nowych szczepów promieniowców, zwracając swą uwagę na środowiska do tej pory pomijane oraz ekstremalne np. przewody pokarmowe owadów, jaskinie czy Antarktyda. On sam bada środowiska związane z węglem kamiennym, a zaczął od sadzy. Pobrałem próbki sadzy z czynnego, regularnie używanego komina. W laboratorium wyizolowałem promieniowca, który wykazuje silne właściwości przeciwgrzybicze. Ze współpracownikami sprawdziliśmy to przy wykorzystaniu pięciu grzybów z różnych rodzajów, w tym patogenów roślin (m.in. z rodzaju Fusarium). Okazało się, że wyizolowany szczep był aktywny przeciwko im wszystkim – powiedział badacz. Aby udowodnić przeciwgrzybicze właściwości przeprowadzono dwa eksperymenty. W pierwszym posiano na płytkach hodowlanych jednocześnie promieniowca i grzyby. Już na wczesnym etapie, po dwóch, trzech dniach hodowli, obserwowaliśmy efekt inhibicji (zahamowania wzrostu grzyba w sąsiedztwie promieniowca – PAP), po kolejnych dniach było to coraz bardziej widoczne. Z kolei drugi eksperyment polegał na wcześniejszym wysianiu promieniowca, a dopiero po 14 dniach dodaniu grzybów. Tutaj grzyby w ogóle nie były w stanie rosnąć – mówił. Dalsze badania pokażą, czy wyizolowany szczep może znaleźć zastosowanie w ochronie roślin przed grzybami patogennymi (chorobotwórczymi). Obecnie nie można bowiem jeszcze wykluczyć negatywnego wpływu szczepu na roślinę. Kolejnym etapem były badania genomu (informacji zakodowanej w DNA) tego szczepu. Naukowcy potrafią z niego odczytać m.in. informacje o obecności szlaków syntezy różnych związków przez dany organizm – zarówno tych w ramach metabolizmu podstawowego, który umożliwia życie organizmów, jak i wtórnego, gdzie wytwarzane są związki, które nie są niezbędne do przeżycia, ale mogą przynosić korzyści w określonych warunkach. Na podstawie DNA możemy też zidentyfikować organizm i dowiedzieć się, czy jest to nowy gatunek. Tutaj okazało się, że jest to nowy szczep promieniowca z rodzaju Streptomyces. Co ciekawe, okazało się, że ten szczep ma 55 szlaków metabolitów wtórnych, to bardzo dużo. Zazwyczaj promieniowce glebowe mają ich średnio między 20 a 30, a te ze środowisk ekstremalnych mogą mieć ponad 40. Według zebranych przeze nas danych literaturowych, tylko dwa promieniowce mają tych szlaków więcej– wskazał Siupka. Jak tłumaczył, szlaki metabolitów wtórnych mogą kodować enzymy odpowiedzialne za produkcję substancji o aktywności biologicznej (m.in. fungicydów czy antybiotyków), które wprawdzie nie są niezbędne organizmowi do przeżycia, ale mogą przynosić mu korzyści w specyficznych warunkach środowiska. Te zaobserwowane w promieniowcu z sadzy mogą być przeciwgrzybicze, przeciwbakteryjne, cytotoksyczne. Liczba tych szlaków to jedno, ale przeszukując bazę danych, serwer wykazał, że w zestawieniu różnych grup metabolitów wtórnych, 32 nie było podobnych do żadnych innych, więc mogą one syntezować nowe, nieznane związki. Będzie to wymagało dalszych badań, ale to mówi o potencjale tego promieniowca – podkreślił Siupka. Podsumowując, ten szczep Streptomyces sp. S-2 pod wieloma względami jest ciekawy. Po pierwsze (ze względu na - PAP) środowisko, z którego został wyizolowany. Po drugie ma on silne właściwości przeciwgrzybicze. Ponadto ma bardzo dużo szlaków metabolitów wtórnych, znacznie powyżej średniej dla całego rodzaju Streptomyces. Jest wzbogacony w szlaki metabolitów wtórnych, które mogą być odpowiedzialne za syntezę substancji biologicznie czynnych, a wiele tych szlaków jest niepodobnych do tego, co znajduje się w bazie danych – podkreślił naukowiec. Następnymi krokami ku dokładniejszemu poznaniu promieniowca będą m.in. badania jego wpływu na rośliny, analizy chemiczne wytwarzanych metabolitów wtórnych oraz dalsze badania genetyczne pod kątem wspomnianych szlaków. W badania zaangażowani byli naukowcy z Wydziału Nauk Przyrodniczych Uniwersytetu Śląskiego w Katowicach: dr Piotr Siupka, mgr Artur Piński, studentka Dagmara Babicka oraz prof. Zofia Piotrowska-Seget. « powrót do artykułu
-
Najpotężniejsza eksplozja od czasów Wielkiego Wybuchu
KopalniaWiedzy.pl dodał temat w dziale Astronomia i fizyka
Astronomowie odkryli najpotężniejszą eksplozję we wszechświecie od czasu Wielkiego Wybuchu. Eksplozja pochodziła z supermasywnej czarnej dziury znajdującej się w galaktyce położonej setki milionów lat świetlnych od Ziemi. W czasie wybuchu uwolniło się 5-krotnie więcej energii niż z wcześniejszej najpotężniejszej znanej nam eksplozji. Obserwowaliśmy już takie wydarzenia w centrach galaktyk, ale to jest naprawdę olbrzymie. I nie wiemy, dlaczego jest tak potężne. Wybuch przebiegał bardzo powoli. Jak eksplozja w zwolnionym tempie rozciągająca się setki milionów lat, mówi profesor Melanie Johnston-Hollitt. Do potężnego wybuchu doszło w Supergromadzie w Wężowniku. Był on tak silny, że wypalił dziurę w supergorącej plazmie otaczającej czarną dziurę. Początkowo, gdy teleskopy działające w zakresie promieniowania rentgenowskiego zauważyły dziurę w plazmie, odrzucono hipotezę, że mogła ona powstać w wyniku eksplozji, gdyż nie wyobrażano sobie, że może dojść do tak silnego wybuchu. Sceptycyzm był spowodowany siłą wybuchu konieczną do wywołania takiego efektu. Ale okazało się, że naprawdę do niego doszło. Wszechświat to dziwne miejsce, mówi Johnston-Hollit. Dopiero, gdy do obserwacji zaprzęgnięto radioteleskopy, naukowcy w pełni zdali sobie sprawę z tego, co odkryli. Dane z radioteleskopów pasowały do danych z teleskopów rentgenowskich jak rękawiczka do ręki, dodaje współautor badań doktor Maxim Markevitch z Goddard Space Flight Center. Profesor Johnston-Hollitt porównuje swoją pracę do archeologii. Mamy teraz narzędzia, radioteleskopy pracujące na niskich częstotliwościach, które pozwolą nam kopać głębiej w przeszłości. Powinniśmy być w stanie wykryć więcej tego typu eksplozji, mówi. Uczona przypomina, że odkrycia dokonano za pomocą czterech różnych teleskopów, w tym Murchison Widefield Array (MWA), którego budowa jeszcze nie została dokończona. Obecnie MWA składa się z 2048 anten. Wkrótce będziemy mogli wykorzystać 4069 anten, dzięki czemu teleskop będzie 10-krotnie bardziej czuły niż obecnie. MWA to jedna z czterech części Square Kilometre Array (SKA). « powrót do artykułu- 1 odpowiedź
-
- Wielki Wybuch
- eksplozja
-
(i 3 więcej)
Oznaczone tagami:
-
Twój e-PIT to usługa w której podatnik może znaleźć przygotowaną przez Krajową Administrację Skarbową deklaracje podatkową. Zeznanie zawiera dane i informacje dotyczące podatnika, w tym poufne wiadomości o danych osobowych oraz wartości finansowe. W przypadku dostępu do nich osób nieupoważnionych podatnicy mogą mieć problemy – oszuści wykorzystują je w celach wyłudzeń finansowych, a nawet zaciągnięcia kredytu na osobę podatnika. Nic więc dziwnego, że dostępu do usługi Twój e-PIT strzegą odpowiednie zabezpieczenia i specjalistyczne systemy logowania. Niestety mogą być one (szczególnie na początku) trudne do opanowania. Jak więc zalogować się do Twój e-PIT bez problemów? Sposoby wykorzystania Twój e-PIT (dwie podstawowe formy pracy) Twój e-PIT można przygotować bezpośrednio poprzez witrynę Ministerstwa Finansów oraz za pomocą profesjonalnych programów do wypełnienia PIT (aplikacje ePIT). Oba rozwiązania pozwalają wykorzystać dane przygotowywane wcześniej przez płatników. W każdym z tych opcji podatnik ma do wyboru dwa zasadnicze sposoby logowania: przez podatnie szeregu danych autoryzacyjnych lub przy wykorzystaniu profilu zaufanego. Dane autoryzacyjne – 4 podstawowe kroki do zalogowania w Twój e-PIT W celu zalogowania do usługi Twój e-PIT za pomocą danych autoryzacyjnych podatnik powinien przygotować: 1. w pierwszej kolejności numer identyfikacji podatkowej PESEL (lub ewentualnie numer NIP i datę urodzenia); 2. następnie kwotę przychodu z rozliczenia za poprzedni (2018 rok), która została złożona w PIT w 2019 roku; 3. po trzecie należy podać kwotę przychodu z informacji od płatnika za obecnie rozliczany 2019 rok (na przykład z PIT-11 od pracodawcy); 4. na koniec potwierdzając kwotą podatku lub nadpłaty z rozliczenia za poprzednio rozliczany rok 2018 (w 2019). Logowanie przy pomocy profilu zaufanego Profil zaufany to system danych, które pozwalają na zidentyfikowanie ich posiadacza podczas korzystania z usług podmiotów publicznych w Internecie. Profil zaufany pozwala potwierdzić swoją tożsamość, oraz podpisać różnego rodzaju wnioski. Profil zaufany można założyć za pomocą bankowości elektronicznej umożliwiającej potwierdzanie profilu zaufanego, lub przy użyciu kwalifikowanego podpisu elektronicznego, oraz w specjalnych punktach potwierdzających (urzędy oraz określone banki). Podatnik, który chciałby założyć taki profil zaufany rejestruje swoje konto i składa wniosek o założenie profilu zaufanego, który następnie potwierdza w określonym punkcie. Problemy z zalogowaniem do Twój e-PIT W większości przypadków błędy w logowaniu do usługi Twój e-PIT polegają na nieprawidłowym wprowadzaniu danych autoryzacyjnych. Dodatkowo podatnicy powinni pamiętać, że: • osoby rozliczające się po raz pierwszy, nie mogą zalogować się do usługi Twój e-PIT przez dane uwierzytelniające (ponieważ nie będą znać kwot z poprzednich rozliczeń); • osoby których zwrot podatkowy wynosił 0 zł, lub nadpłata podatku wynosiła 0 zł, nie mają możliwości zalogowania się przez dane uwierzytelniające. W takich wypadkach, jeżeli podatnik nadal chciałby skorzystać z usługi Twój e-PIT może zalogować się przy wykorzystaniu profilu zaufanego. « powrót do artykułu
-
Naukowcy wciąż nie zidentyfikowali jednoznacznie źródła koronawirusa SARS-CoV-2. A dopóki to nie poznamy, nie będziemy mogli być pewni, że w przyszłości epidemia nie powróci. Najbardziej podejrzane pozostają łuskowce, które miały być pośrednikiem pomiędzy nietoperzem, a człowiekiem, jednak chińscy uczeni przyznają, że miało miejsce zawstydzające nieporozumienie pomiędzy grupą laboratoryjną a bioinformatyczną. Przed trzema tygodniami Chińczycy ogłosili, że analiza genetyczna wykazała, iż ludzie zarazili się od łuskowców. Te zagrożone wyginięciem zwierzęta są w Chinach zabijane na mięso, a części ich ciał są wykorzystywane w medycynie. Naukowcy z Południowochińskiego Uniwersytetu Rolniczego w Kantonie ogłosili, że koronawirus znaleziony na jednym z przemyconych łuskowców jest w 99% zgodny z koronawirusem infekującym ludzi. Jednak, jak się okazuje, Chińczycy nie stwierdzili 99-procentowej zgodności całych genomów. Wirusy są do siebie tak podobne jedynie we fragmencie znanym jako domena wiążąca receptor (RBD). Konferencja prasowa, na której ogłoszono tak duże prawdopodobieństwo całych genomów była „nieporozumieniem”, stwierdza Xiao Lihua, parazytolog z Kantonu. RBD to ważna część wirusa, które pozwala mu przyczepić się i wniknąć do komórki, jednak 99% podobieństwo RBD nie oznacza, że wirusy od siebie pochodzą, mówi Linfa Wang z Singapuru, która brała udział w zidentyfikowaniu źródła wirusa SARS. Badania całego genomu SARS-CoV-2 u ludzi i porównanie go z koronawirusem z łuskowców wykazało, że są one identyczne w 90,3%. Podobne wyniki uzyskały inne grupy badawcze. Międzynarodowy zespół naukowy, korzystający z zamrożonych próbek tkanek przemycanych łuskowców stwierdził, że obecne u nich koronawirusy są podobne do SARS-CoV-2 w od 85,5 do 92,2%. Z kolei dwie grupy naukowe z Chin stwierdziły prawdopodobieństwo rzędu 90,23% i 91,02%. Arinjay Banerjee z kanadyjskiego McMaster University, który specjalizuje się w badaniach koronawirusów mówi, że potrzebujemy znacznie większego podobieństwa całego genomu, by znaleźć źródła COVID-19. Na przykład w przypadku epidemii SARS cywety uznano za źródło, gdyż okazało się, że obecny u nich koronawirus jest w 99,8% identyczny z tym znalezionym u lidzi. Jak dotychczas najbardziej podobny koronawirus znaleziono wśród nietoperzy. Jest on identyczny w 96% z koronawirusem, który wywołał obecną epidemię. Jednocześnie jednak oba te koronawirusy zasadniczą różnią się w sekwencji RBD. To zaś wskazuje, że ten konkretny koronawirus nietoperzy nie może bezpośrednio zainfekować człowieka, ale mógł zostać przekazany przez pośrednika, jakiś inny gatunek. Pozostaje jeszcze jedno nierozstrzygnięte pytanie. Jeśli rzeczywiście pośrednikiem tym były łuskowce, to dlaczego zachorowania nie wystąpiły najpierw w krajach, z których są przemycane. Naukowcy obawiają się też, by nie doszło do masowej rzezi łuskowców. Po epidemii SARS ludzie zaczęli masowo zabijać cywety. Problemem nie są zwierzęta. Problemem jest kontakt człowieka z nimi, stwierdzają. « powrót do artykułu
-
- koronawirus
- źródło
-
(i 6 więcej)
Oznaczone tagami:
-
Nowy typ akceleratora cząstek zdał kluczowy test
KopalniaWiedzy.pl dodał temat w dziale Astronomia i fizyka
Akceleratory cząstek są coraz większe, potężniejsze, ale i coraz droższe. Fizycy poszukują więc nowych sposobów na przyspieszanie cząstek. Jednym z pomysłów jest liniowy akcelerator z odzyskiwaniem energii (ERL – energy recovery linear accelerator). Prototypowy akcelerator tego typu z powodzeniem przeszedł kluczowy test. ERL wykorzystują energię spowalniających cząstek do nadania przyspieszenia kolejnym cząstkom. Konwencjonalne akceleratory możemy podzielić na dwa rodzaje. Pierwszy z nich to akceleratory liniowe, gdzie wykorzystuje się silne pola elektryczne. Pola te są ciągle włączane i wyłączane, dzięki czemu cząstki można przyspieszać. Otrzymuje się tam gęste wiązki, ale zawierające stosunkowo niewiele cząstek. Z kolei w akceleratorach kołowych cząstki przyspieszane są przez elektromagnesy, które zakrzywiają ich tor, dzięki czemu cząstki mogą miliony razy krążyć po okręgu. Można tam ciągle wstrzykiwać nowe cząstki, dzięki czemu uzyskujemy wiązkę zawierającą bardzo dużo cząstek. Jednak wiązka taka rozprasza się w miarę przesuwania się po okręgu i jest mniej gęsta od tej z akceleratora liniowego. Profesor Georg Hoffstaetter, który stoi na czele zespołu badawczego prototypowego akceleratora CBETA (Cornell-BNL ERL Test Accelerator), będącego wspólnym przedsięwzięciem Cornell Universityi Brookhaven National Laboratory, mówi, że ERL łączą zalety obu typów akceleratorów. Mamy dwa tradycyjne typy akceleratorów: liniowy, który dostarcza bardzo gęste wiązki o niskiej energii oraz akceleratory kołowe, gdzie wiązki mają dużą energię, ale są mniej gęste. W ERL mamy obie zalety: gęstą wiązkę o dużej energii. Doprowadzenie do zderzeń cząstek nie jest łatwe, gdyż są one niezwykle małe. Jednak im bardziej gęsta wiązka i im wyższa energia, tym więcej zderzeń i pochodzących z nich danych. Na pomysł ERL wpadł już w 1965 roku fizyk Maury Tigner z Cornell University. Jednak dopiero w ostatnich latach pojawiła się technologia na tyle zaawansowana, by można było myśleć o ich zbudowaniu. W ERL cząstki są początkowo rozpędzane jak w typowym akceleratorze liniowym. Następnie magnesy zaginają je i cząstki wracają na początek. W CBETA cząstki dokonują ośmiu pełnych „przejść” przez akcelerator. W czasie czterech pierwszych elektrony są przyspieszane, zyskują energię. Jednak po czwartym przejściu są rozsynchronizowane i pola elektryczne, zamiast jest przyspieszać, spowalniają je. Cząstki tracą więc energię, ale nie jest ona marnowana. Przechodzi ona przez pole elektryczne, „popychając” kolejny przyspieszający elektron. Po czwartym etapie spowalniania, zatem po ósmym pełnym przejściu przez akcelerator, cząstki stają się bezużyteczne. CBETA może pochwalić się wyjątkowym osiągnięciem. Inne ERL również dowiodły, że są w stanie odzyskiwać energię, ale żaden z nich nie przeszedł dotychczas testu 8-pass energy recovery. ERL są bardzo trudne w obsłudze. Fakt, że przeszli ten test za pomocą magnesów stałych to znaczące osiągnięcie. Jestem bardzo podekscytowany. To przełom, mówi Ryan Bodenstein z Belgijskiego Centrum Badań Jądrowych. Sukces CBETA przyszedł w samą porę. Europejscy, japońscy i amerykańscy fizycy debatują właśnie o tym, jakie akceleratory należy zbudować w przyszłości. Udany 8-pass energy recovery test może ich skłonić do wzięcia pod uwagę konstrukcji ERL. Są one bowiem mniejsze, zużywają mniej energii elektrycznej, są więc tańsze w budowie i utrzymaniu. Już teraz wiadomo, że akcelerator ERL powstanie w Brookhaven. Przed ERL wciąż stoją wyzwania. Nie wiadomo, jak będzie sprawował się pełnowymiarowy akcelerator. Zderzanie elektronów z jonami czy innymi cząstkami może zaburzyć bardzo delikatną równowagę czasową momentu przekazania energii pomiędzy cząstkami. Myślę, że dalej należy prowadzić badania w tym kierunku. Nawet jeśli okaże się, że w rzeczywistości to nie zadziała, to sądzę, że dowiemy się wielu bardzo istotnych rzeczy, mówi Bodenstein. Od kilku lat w świecie akceleratorów wiele się dzieje. W 2018 roku świat obiegła wiadomość o zaakceptowaniu celów naukowych dla akceleratora zderzeniowego EIC, dowiedzieliśmy się, że planowany od dekady akcelerator ILC może jednak nie powstać, z kolei budowę nowych akceleratorów zaproponowały CERN oraz konsorcjum EuPRAXIA, a naukowcy stworzyli akcelerator w układzie scalonym. Nie powinniśmy też zapominać o niezwykłym kompaktowym akceleratorze na laserze BELLA. « powrót do artykułu-
- liniowy akcelerator z odzyskiwaniem energii
- ERL
-
(i 1 więcej)
Oznaczone tagami:
-
Podczas ostatniej tury wykopalisk ratunkowych na cmentarzysku w Başur Höyük w południowo-wschodniej Turcji zespół dr. Haluka Sağlamtimura z Ege University odkrył brakujące figury gry sprzed ok. 5 tys. lat. Czterdzieści dziewięć pierwszych pionków znaleziono w 2012 r. W wywiadzie udzielonym agencji Anadolu dr Sağlamtimur powiedział, że wykopaliska ratunkowe zaczęły się w 2007 r. w związku z budową tamy Ilısu i hydroelektrowni. Podczas realizacji projektu udało się uzyskać ważne dane nt. historii Mezopotamii. Czterdzieści dziewięć pionków znaleziono w 2012 r. przy jednym z pochówków. O tym, że rzeźby były elementami gry, mają świadczyć rozmiary, standaryzacja kształtów oraz to, że wszystkie figurki danego kształtu są tego samego koloru. Paru elementów gry brakowało. Odkryliśmy je [jednak] w czasie ostatnich wykopalisk. Tym samym skompletowaliśmy zestaw. Ta gra jest bardzo istotna, gdyż mamy do czynienia z najstarszym zestawem do gry z dużego obszaru obejmującego Mezopotamię i Anatolię. Datuje się go na 2900-3100 r. p.n.e. Uważamy, że to prawdopodobnie dar grobowy. Nie wydaje się, by był szczególnie używany; nie ma na nim śladów zniszczenia. Sağlamtimur wyjaśnia, że zestaw uznano za "przodka szachów". Niestety, nie znaleźliśmy planszy [...]. Prawdopodobnie była w grobie, ale uległa rozkładowi. Gdybyśmy nią dysponowali, moglibyśmy wydedukować zasady gry. Zestaw składa się z kolorowych kamieni [...]. Dwie główne zwierzęce figury, które dały grze nazwę, to świnie i psy. Na podstawie kształtów i liczby kamieni, szacujemy, że gra opierała się na cyfrze cztery. Pionki można zobaczyć na wystawie w Batman Museum. « powrót do artykułu
- 3 odpowiedzi
-
Pierwsze wszczepienie nowatorskiego implantu przewodnictwa kostnego
KopalniaWiedzy.pl dodał temat w dziale Medycyna
Pierwszą w Polsce operację wszczepienia pionierskich, aktywnych implantów wykorzystujących przewodnictwo kostne dźwięku przeprowadzili specjaliści Światowego Centrum Słuchu w Kajetanach. To nowy etap w leczeniu zaburzeń słuchu występujących w obrębie ucha zewnętrznego i środkowego – twierdzi prof. Henryk Skarżyński. W informacji przekazanej PAP główny wykonawca zabiegu, prof. Skarżyński poinformował, że zastosowano urządzenie o nazwie BONEBRIDGE BCI 602 wykorzystujące zjawisko przewodnictwa kostnego. Polega ono na przekazywaniu sygnału dźwiękowego przez kości czaszki bezpośrednio do ucha wewnętrznego. Odbywa się to w ten sposób, że kości czaszki są stymulowane drganiami mechanicznymi. Drgania te kierowane są bezpośrednio do ucha wewnętrznego, gdzie następuje ich przetwarzanie podobnie jak w przypadku normalnie docierających dźwięków (pomijany jest odcinek między uchem zewnętrznym a środkowym). Nowy aparat, który to umożliwia, składa się z dwóch części: zewnętrznej, którą stanowi procesor mowy, oraz wewnętrznej, całkowicie schowanej pod skórą pacjenta. Prof. Skarżyński wyjaśnia, że system ten przeznaczony jest dla osób z trwałym ubytkiem słuchu po różnych operacjach ucha zewnętrznego i środkowego, a także z wadami rozwojowymi ucha zewnętrznego i środkowego oraz z głuchotą jednostronną. Mogą z niego korzystać również pacjenci z wrodzoną mikrocją i atrezją przewodu słuchowego zewnętrznego. Są to wady wrodzone polegające na całkowitym (anocja) lub częściowym (mikrocja) braku małżowin usznych. Nowe implanty mogą poprawić słuch pacjentom po wcześniej przeprowadzonych operacjach uszu, które nie dały oczekiwanego efektu lub nie można było wszczepić im innych urządzeń. Aparat ma niewielkie rozmiary, mogą z niego korzystać pacjenci z wadami anatomicznymi, takimi jak zbyt cienka kość, za mały wyrostek sutkowaty oraz innymi wrodzonymi deformacjami. To kolejny milowy krok w polskiej otochirurgii. Cieszę się, że te przełomowe operacje możemy wykonać w Światowym Centrum Słuchu w Kajetanach. Tworząc Centrum chciałem, aby jego działalność kliniczna nie tylko dawała wymierne korzyści polskim pacjentom, ale także upowszechniała współczesne światowe standardy medyczne – podkreśla prof. Skarżyński. Zabieg wszczepienia implantu – wyjaśnia specjalista - nie wymaga dalszych interwencji chirurgicznych, ponieważ wszystkie części podlegające wymianie znajdują się w zewnętrznym mikroprocesorze dźwięku. W części zewnętrznej znajdują się też zasilanie i elektronika, dzięki czemu możliwa jest ich wymiana po wielu latach użytkowania. System może być wciąż udoskonalany bez konieczności wykonania kolejnej operacji. Parametry pracy urządzenia ustawia się komputerowo w oparciu o wyniki diagnostyki audiologicznej i stosownie do indywidualnych potrzeb użytkownika. Technologia cyfrowa w procesorze pozwala tak go dopasować, by zapewnić użytkownikowi jak najlepsze rozumienie mowy oraz uzyskać możliwie naturalne brzmienie dźwięku w różnych sytuacjach akustycznych. « powrót do artykułu-
- implant przewodnictwa kostnego
- wszczepienie
-
(i 1 więcej)
Oznaczone tagami:
-
Wyniesienie ładunku w przestrzeń kosmiczną wymaga olbrzymich ilości paliwa. Loty pozaziemskie są przez to niezwykle kosztowne. Jednak nowy rodzaj silnika, zwanego silnikiem rakietowy z rotującą detonacją (RDRE – rotating detonation engine), może spowodować, że rakiety nie tylko będą zużywały mniej paliwa, ale będą też lżejsze i mniej skomplikowane. Problem jednak w tym, że w chwili obecnej silnik taki jest zbyt nieprzewidywalny, by zastosować go w praktyce. Naukowcy z University of Washington opublikowali na łamach Physical Review E opracowany przez siebie matematyczny model pracy takiego silnika. Dzięki temu inżynierowie mogą po raz pierwszy stworzyć testy pozwalające na udoskonalenie RDRE i spowodowanie, by były one bardziej stabilne. Badania nad silnikami rakietowymi z rotującą detonacją wciąż znajdują się na wczesnym etapie. Mamy olbrzymią ilość danych na temat tych silników, ale wciąż nie rozumiemy, jak to wszystko działa. Spróbowałem na nowo przepisać nasze dane, ale patrząc na nie pod kątem występujących wzorców, a nie z inżynieryjnego punktu widzenia i nagle okazało się, że to działa, mówi główny autor badań, doktorant James Koch. Konwencjonalny silnik rakietowy spala paliwo i wyrzuca je z tyłu, by uzyskać ciąg. RDRE spala paliwo w inny sposób. Składa się z koncentrycznych cylindrów. Paliwo wpływa pomiędzy cylindry i tam zostaje zapalone, co powoduje gwałtowne uwolnienie się ciepła w postaci fali uderzeniowej. To silny impuls pochodzący z gazów o znacznie wyższej temperaturze i ciśnieniu, który porusza się szybciej niż prędkość dźwięku, wyjaśnia Koch. Proces spalania to tak naprawdę eksplozja, ale po tym pierwszym gwałtownym impulsie można tam zaobserwować liczne stabilne impulsy, podczas których spalane jest paliwo. Generowane są w ten sposób wysokie ciśnienie i temperatura, które generują ciąg, dodaje. W konwencjonalnych silnikach mamy ponadto liczne podzespoły odpowiedzialne za kierowanie i kontrolowanie reakcji spalania tak, by można było ją wykorzystać do uzyskania ciągu. Jednak w RDRE te wszystkie podzespoły nie są potrzebne. Napędzana procesem spalania fala uderzeniowa w sposób naturalny przemieszcza się w komorze spalania. Minusem tego rozwiązania jest fakt, że nie można tego kontrolować. Gdy już wybuchnie, to reszta toczy się swoją drogą. To bardzo gwałtowny proces, dodaje Koch. Uczeni, chcąc stworzyć matematyczny model pracy takiego silnika, zbudowali taki niewielki silnik. Próbowali kontrolować różne jego parametry, takie jak np. rozmiary przestrzeni pomiędzy cylindrami. Wszystko nagrywali za pomocą szybkiej kamery. Mimo, że każdy z eksperymentów trwał jedynie 0,5 sekundy, to dzięki kamerze pracującej z prędkością 240 000 klatek na sekundę, byli w stanie szczegółowo obserwować cały proces. Na tej podstawie powstał opisujący go model matematyczny. To jedyny istniejący model opisujący zróżnicowane i złożone dynamiczne procesy zachodzące w silniku rakietowym z rotującą detonacją, mówi profesor matematyki J. Nathan Kutz. Model nie jest jeszcze gotowy do wykorzystania przez inżynierów. Moim zadaniem było jedynie odtworzenie zachowania impulsów, które widzieliśmy podczas eksperymentów. Upewnienie się, że wyniki obliczeń są takie same, jak wyniki eksperymentów. Zidentyfikowałem główne zjawiska fizyczne i określiłem ich interakcje. Teraz mogę dokonać opisu ilościowego. Gdy już będzie on gotowy, możemy zacząć dyskusje na temat ulepszania silnika, wyjaśnia Koch. « powrót do artykułu
- 18 odpowiedzi
-
- silnik rakietowy z rotującą detonacją
- fala uderzeniowa
-
(i 3 więcej)
Oznaczone tagami: