Skocz do zawartości
Forum Kopalni Wiedzy

KopalniaWiedzy.pl

Super Moderatorzy
  • Liczba zawartości

    36672
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

    nigdy
  • Wygrane w rankingu

    203

Zawartość dodana przez KopalniaWiedzy.pl

  1. Boeing poinformował o zakończonych sukcesem testach ATL (Advanced Tactical Laser). Jest to montowany w samolocie system laserowy, który będzie służył do zwalczania przeciwnika. ATL został uruchomiony na pokładzie lecącego samolotu, jednak promień lasera został przechwycony przez kalorymetr i nie opuścił maszyny. Prawdziwe testy w strzelaniu do celów naziemnych zostaną przeprowadzone jeszcze w bieżącym roku. ATL może pracować w dwóch trybach, zmienianych na bieżąco przez operatora. Jeden z nich służy do zabijania żołnierzy przeciwnika, drugi umożliwia jedynie uszkadzanie urządzeń (np. przestrzeliwanie opon). Kolejną zaletą systemu jest fakt, że obserwator widzi tylko skutki ostrzału, a nie jest w stanie dostrzec promienia lasera. Z nieoficjalnych informacji wiadomo, że testy wykazały, iż ATL charakteryzuje się niewiarygodną celnością. Teoretycznie jest on w stanie w ciągu 26 sekund przestrzelić 32 opony, uszkodzić 11 anten nadawczo-odbiorczych, trzy wyrzutnie rakiet, cztery moździerze i 5 karabinów maszynowych w konwoju pojazdów, nie zabijając przy tym żadnego żołnierza czy cywila znajdującego się w pobliżu. W ciągu najbliższych miesięcy powinniśmy się dowiedzieć, czy teoria sprawdzi się w praktyce.
  2. Krewniaczki homoseksualnych mężczyzn mają więcej dzieci. Wg naukowców z Uniwersytetu w Padwie, oznacza to, że odpowiadający za te dwa zjawiska gen musi się znajdować na chromosomie X. Ich ostatnie odkrycia wskazują też, że identyczny mechanizm wchodzi w grę w przypadku biseksualizmu (The Journal of Sexual Medicine). To pomaga uzyskać odpowiedź na nurtujące wszystkich pytanie: w jaki sposób mogłyby egzystować "gejowskie geny", skoro ich właściciele się nie rozmnażają? Odpowiedź jest bardzo prosta: ten sam gen, który doprowadza do tego, że mężczyźni lubią mężczyzn, powoduje, że kobiety również bardziej za nimi przepadają i mają z nimi więcej dzieci – opowiada niezaangażowany w badania Dean Hamer z Narodowych Instytutów Zdrowia w Bethesdzie. Amerykanin Simon LeVay sądzi, że takie panie są hiperheteroseksualne. Dowodzi też, że pozytywny wpływ genu związanego z chromosomem X na żeńską płodność równoważy jego negatywne oddziaływanie w linii męskiej. Zespół Andrei Campeiro Ciani poprosił 239 mężczyzn o wypełnienie kwestionariusza, który dotyczył ich rodzin i doświadczeń seksualnych. Na tej podstawie stwierdzono, kto z ochotników jest hetero-, bi-, a kto homoseksualny. Okazało się, że ciotki (ale nie stryjenki), babki i matki zarówno homo-, jak i biseksualistów urodziły więcej dzieci niż krewne panów o orientacji heteroseksualnej. Camperio Ciani wzdraga się przed używaniem sformułowania "gejowski gen". Podobnie jak Hamer, uważa, że istota jego działania polega na wzmożonym pociągu seksualnym do mężczyzn u obu płci. Chodzi więc zatem o postawę kobiet, a nie o faktyczne zwiększenie ich płodności. Włosi dowodzą, że skoro ten sam gen występuje u mężczyzn homo- i biseksualnych, tożsamość seksualna człowieka jest wynikiem współdziałania genetyki i środowiska. W ten sposób kształtują się różne fenotypy.
  3. Choć od słynnej pandemii grypy hiszpanki minęło już 90 lat, we krwi osób, które ją przetrwały, ciągle znajduje się znaczna ilość przeciwciał skierowanych przeciwko powodującemu ją wirusowi. Nigdy dotąd nie stwierdzono przypadku tak skutecznego i długotrwałego uodpornienia na jakikolwiek mikroorganizm. Autorem badania jest dr Eric Altschuler, specjalista medycyny rehabilitacyjnej. Przebadał on wraz z współpracownikami trzydziestu dwóch pacjentów w wieku od 92 do 102 lat, którzy mieli w dzieciństwie kontakt ze śmiercionośnym wirusem. W ich krwi udało się wykryć znaczny poziom przeciwciał (immunoglobulin) zdolnych do wiązania z mikroorganizmem, który spowodował hiszpankę. Aby potwierdzić ich skuteczność, przeprowadzono badanie na myszach. Eksperyment, którego wyniki opublikowano w prestiżowym czasopiśmie Nature, był możliwy dzięki pracy specjalistów inżynierii genetycznej, którzy przeprowadzili w ostatnich latach rekonstrukcję słynnego mikroorganizmu na podstawie materiału pobranego z ciał ofiar pandemii. Odtworzony wirus został wszczepiony wraz z dawką przeciwciał wyizolowanych od pacjentów. Badanie dowiodło, że immunoglobuliny osób, które przetrwały pandemię, są w stanie powstrzymać rozwój choroby u gryzoni. Co więcej, produkujące je komórki przeszły najprawdopodobniej liczne mutacje, dzięki którym patogen jest wiązany o wiele silniej, niż ma to miejsce w przypadku świeżo przebytej choroby. Wirus z 1918 roku spowodował śmierć około 50 milionów osób, lecz dziś nie jest najprawdopodobniej realnym zagrożeniem. Pandemia doprowadziła najprawdopodobniej do śmierci większości podatnych na nią osób, a sam wirus zmutował wielokrotnie na przestrzeni ostatnich 90 lat. Mimo to, badania dr. Altschulera są bardzo istotne, gdyż dowodzą, że ludzka "pamięć immunologiczna" jest niezwykle trwała. To pierwszy udokumentowany przypadek utrzymania swoistej odporności na określony mikroorganizm przez tak długi okres.
  4. Specjaliści z California Institute of Technology zmodyfikowali genetycznie komórki drożdży, umożliwiając im syntezę wielu związków, których produkcja była dotąd zarezerwowana dla roślin. Opracowane mikroorganizmy mogą znacznie obniżyć koszty produkcji wielu powszechnie stosowanych substancji. Komórki drożdży piekarskich (Saccharomyces cerevisiae) są powszechnie używane nie tylko do produkcji pieczywa. Są one stosowane także jako "żywe reaktory" do produkcji leków (czego przykładem jest np. szczepionka przeciw wirusowi HPV) oraz wielu substancji używanych w przemyśle. Dwie badaczki z California Institute of Technology (Caltech), magistrantka Kristy Hawkins oraz jej opiekunka prof. Christina D. Smolke, postanowiły rozszerzyć ich możliwości o produkcję alkaloidów benzoizochinolinowych (BIA - ang. benzylisoquinoline alkaloids). Powszechnie stosowane związki z tej grupy to m.in. niektóre składniki kosmetyków, morfina czy nikotyna. Aby osiągnąć zamierzony efekt, badaczki zmodyfikowały komórki S. cerevisiae poprzez dodanie kilku genów charakterystycznych dla roślin wytwarzających BIA. Dzięki eksperymentowi możliwe było przeprowadzenie w komórkach drożdży syntezy retikuliny, jednego z podstawowych związków z tej grupy. Uzyskany produkt można szybko i tanio zmodyfikować w celu wytworzenia znacznej liczby substancji posiadających szerokie spektrum właściwości biologicznych. Mogą być używane m.in. jako leki zwiotczające mięśnie, uśmierzające ból czy przyśpieszające wzrost włosów. Niektóre alkaloidy benzoizochinolinowe posiadają także właściwości antymalaryczne, antyoksydacyjne czy przeciwnowotworowe. Potencjalne zastosowanie opracowanej technologii jest ogromne. Jak tłumaczy prof. Smolke, szacuje się, że istnieją tysiace związków w rodzinie BIA. Posiadanie źródła, które umożliwi wytwarzanie znacznych ilości określonych substancji z tej grupy, jest krytyczne, by możliwe było wykorzystanie ich różnorodnych właściwości. Dotychczas badania nad nimi były niejednokrotnie ograniczone ze względu na fakt, że jedynym ich źródłem były rośliny, wytwarzające je często w bardzo małych ilościach. Użycie w tym celu komórek drożdży, stosowanych powszechnie w inżynierii genetycznej ze względu na wysoką wydajność syntezy przy niskich kosztach hodowli, powinno znacząco uprościć ten proces. Kolejnym etapem eksperymentu badaczek z Caltech było wstawienie do "podstawowej wersji" drożdży kolejnych genów, odpowiedzialnych za modyfikację cząsteczek retikuliny. Pozwoliło to na wytwarzanie związków, z których można łatwo wytworzyć m.in. sangwinarynę (składnik pasty do zębów), antybiotyk berberynę oraz morfinę. Zdaniem prof. Smolke, w ciągu trzech lat powinno udać się wytworzenie specjalnych odmian S. cerevisiae, dzięki którym możliwa będzie synteza gotowych leków. Zmodyfikowane drożdże mogą posłużyć nie tylko do poprawy wydajności syntezy znanych alkaloidów, lecz także do poszukiwania zupełnie nowych, nieznanych dotąd związków. Być może niektóre z nich okażą się bardzo przydatne z punktu widzenia człowieka ze względu na unikalne właściwości, których nie wykazują podobne substancje występujące w naturze. Zdaniem prof. Smolke prowadzone przez nią i jej podopieczną badania mają potencjał, który może zostać wykorzystany do poszukiwania nowych leków przeciwko wielu chorobom. Praca ta jest także ekscytującym przykładem coraz bardziej skomplikowanych metod modyfikowania układów biologicznych w celu podejmowania wielkich wyzwań ludzkości.
  5. Jedno z białek pospolitego wirusa atakującego ziemniaki może posłużyć do stworzenia szczepionki przeciw chorobie Alzheimera - twierdzą naukowcy. Skuteczność metody udowodniono w eksperymencie na myszach. Choroba Alzheimera jest poważnym schorzeniem neurologicznym dotykającym przede wszystkim osób starszych. Polega ono na stopniowej degeneracji tkanki nerwowej w wyniku odkładania się w niej złogów białka zwanego amyloidem beta (AB). Wcześniejsze badania pokazały, że odpowiednie zaszczepienie organizmu przeciwko tej proteinie może znacząco spowalniać rozwój choroby, całkowicie jej zapobiegać lub nawet cofać jej objawy. Niestety, przeprowadzenie takiego szczepienia może doprowadzić do rozwoju niebezpiecznego zapalenia mózgu w wyniku reakcji immunologicznej. Sytuacja taka zmusiła badaczy do poszukiwania innych rozwiązań. Nowa koncepcja profilaktyki lub leczenia choroby Alzheimera zakłada użycie białka bardzo podobnego do ludzkiego amyloidu beta, lecz pochodzącego z organizmu należącego do innego gatunku. Jedną z takich protein jest białko amyloidopodobne wirusa ziemniaka Y (ang. Potato Virus Y - PVY). Zespół badaczy pod kierownictwem Roberta Friedlanda z Uniwersytetu Ohio przeprowadził eksperyment, w którym podawano myszom kompletnego wirusa w miesięcznych odstępach przez cztery miesiące. Po przeprowadzeniu serii szczepień dokonano oceny odpowiedzi immunologicznej, która wykazała, że przeciwciała wytworzone w odpowiedzi na wirusa skutecznie wiążą ludzki amyloid beta. Wyniki eksperymentu pozwalają przypuszczać, że podawanie PVY człowiekowi mogłoby pomóc w usuwaniu szkodliwych złogów AB już na bardzo wczesnym etapie rozwoju choroby, zapobiegając jej objawom. Terapia taka powinna być całkowicie bezpieczna, gdyż wirus ziemniaka Y jest mikroorganizmem niegroźnym dla człowieka. Niestety minie zapewne jeszcze wiele czasu, zanim dojdzie (o ile w ogóle tak się stanie) do przeprowadzenia podobnych badań na ludziach.
  6. Bakterie, podobnie jak ludzie i rośliny, mogą zostać zaatakowane przez wirusy. Co ciekawe jednak, nawet one, pomimo swojej wyjątkowo prostej budowy, są w stanie wytworzyć długotrwałą odporność na tego typu infekcje. Międzynarodowy zespół ekspertów wyjaśnił podłoże tego interesującego zjawiska. Zjawisko nabywania odporności na infekcje wirusowe zostało odkryte u bakterii zaledwie rok temu. Dotychczas nie było wiadomo, w jaki sposób się to dzieje. Dzięki serii eksperymentów zauważono, że zaatakowane przez wirusa bakterie są w stanie naciąć nić DNA wirusa, a następnie wbudować ją do własnego materiału genetycznego. Stworzona w ten sposób kopia informacji genetycznej wirusa służy jako matryca, dzięki której grupa enzymów wytwarzanych przez bakterię identyfikuje intruza i błyskawicznie go neutralizuje. Międzynarodowy zespół, prowadzony przez badaczy z holenderskiego Wageningen University, zidentyfikował sześć białek bakteryjnych odpowiedzialnych za ten proces. Jedno z nich wycina z bakteryjnego DNA przechowywaną kopię fragmentu informacji genetycznej wirusa, a następnie, w kooperacji z pozostałymi, porównuje jego sekwencję z sekwencją i precyzyjnie określa jego "tożsamość". Jeżeli wykryta zostanie próba wtargnięcia szkodliwego mikroorganizmu, dochodzi do jego zniszczenia. Jeżeli w "bazie danych" nie ma informacji o określonym wirusie, a mimo to bakteria zidentyfikuje go jako obiekt potencjalnie groźny, jego DNA zostanie pocięte, a następnie zintegrowane z cząsteczką DNA bakteryjnego. Zdobyta wiedza może mieć duże znaczenie przede wszystkim dla przemysłu. Gdyby mikrobiolodzy nauczyli się naśladować ten proces lub przynajmniej kontrolować jego przebieg, możliwe byłoby uodpornienie najważniejszych z punktu widzenia człowieka bakterii (np. tych odpowiedzialnych za wytwarzanie produktów mleczarskich lub niektórych leków) i zwiększenie w ten sposób bezpieczeństwa hodowli. Umiejętne zablokowanie mechanizmów obronnych mogłoby z kolei uwrażliwić groźne dla ludzi bakterie na zakażenie bakteriofagami, czyli wirusami atakującymi określone grupy bakterii, lecz obojętnymi dla człowieka. Oznacza to, że możliwe byłoby (przynajmniej w teorii) prowadzenie skutecznej terapii zwalczających poważne infekcje bakteryjne u ludzi.
  7. Glutaminian sodu, stosowany masowo dodatek do żywności, od lat wzbudza kontrowersje. Podejrzewano go o powodowanie wielu przypadłości, lecz dotychczas nie istniały przekonujące dowody jego szkodliwego działania na organizm człowieka. Amerykańscy naukowcy twierdzą jednak, że udowodnili, iż związek ten jest odpowiedzialny za rozwój nadwagi. Autorami odkrycia są badacze z Uniwersytetu Północnej Karoliny. Przebadali oni 750 osób w wieku 40-59 lat zamieszkujących wsie na północy i południu Chin. Wybór tego właśnie regionu nie był przypadkowy, gdyż dieta tamtejszej ludności doskonale odpowiadała potrzebom badaczy. Mieszkańcy chińskiej prowincji spożywają bowiem pokarmy o niskim stopniu przetworzenia, sprzyjające utrzymaniu prawidłowej masy ciała, lecz z drugiej strony chętnie używają glutaminianu sodu jako dodatku pogłębiającego smak i zapach potraw (czyniło tak 82% badanych osób). Tak ułożona dieta sprawia, że badacze mogli precyzyjnie określić, czy przyczyną nadwagi niektórych uczestników eksperymentu jest właśnie dodawana przyprawa. Badane osoby podzielono na cztery grupy w zależności od tego, czy stosowali w kuchni glutaminian i jeśli tak, to w jakiej ilości. Naukowcy zaobserwowali, że u osób, które używały go najwięcej, nadwaga pojawiała się aż trzykrotnie częściej niż u tych uczestników badania, którzy nie przyjmowali go w ogóle. Wyniki okazywały się niemal identyczne również po skorygowaniu o dane na temat stylu życia poszczególnych osób. Jak podkreśla dr Ka He, jeden z autorów badania, wniosek z badań zgadza się z wynikami wcześniejszych eksperymentów: badania na zwierzętach przez lata pokazywały, że glutaminian sodu może być związany ze wzrostem masy ciała. Nasz eksperyment jest pierwszym, który pokazuje związek pomiędzy stosowaniem glutaminianu i wzrostem masy ciała u ludzi. Podobne analizy są niewątpliwie istotne w związku z światową epidemią nadwagi i otyłości. A co sądzi dr He na temat samej przyprawy? FDA [amerykański urząd odpowiedzialny za badania nad bezpieczeństwem leków i żywności - przyp. red.] orzekł, że glutaminian sodu jest bezpieczny. Ale pozostaje jedno pytanie: czy jest zdrowy?
  8. Amerykańsko-szwajcarski zespół naukowców odkrył niezwykły mechanizm, dzięki któremu eozynofile, komórki zaangażowane w odpowiedź immunologiczną, unieszkodliwiają bakterie atakujące przewód pokarmowy. O odkryciu informuje najnowszy numer czasopisma Nature Medicine. Eozynofile, zwane granulocytami kwasochłonnymi, należą do białych krwinek. Uczestniczą w walce organizmu z mikroorganizmami i pasożytami, lecz mogą też odgrywać istotną rolę w rozwoju alergii oraz astmy. Ponieważ dokładna ich rola w układzie odpornościowym nie jest znana, grupa badaczy pod przewodnictwem Hansa-Uwe Simona z Uniwersytetu w Bernie oraz Geralda J. Gleicha z Uniwersytetu Utah zajęła się zbadaniem, w jaki sposób dochodzi do ataku tych komórek na mikroorganizmy. Badacze nie kryli zdziwienia, gdy okazało się, że aktywowane przez obecność bakterii eozynofile uwalniają na zewnątrz DNA zawarte w mitochondriach - strukturach zwanych centrami energetycznymi komórek. Uwolnione nici DNA wiążą się z białkami wyrzucanymi w tym samym czasie z ziarnistości zawieszonych w cytoplazmie eozynofili (stąd nazwa tych komórek: granulocyty), tworząc sieć oplatającą komórki bakteryjne. Unieruchomione bakterie są znacznie łatwiejszym celem dla kolejnych mechanizmów eozynofili, m.in. reaktywnych form tlenu oraz innych komórek odpornościowych "wabionych" do miejsca infekcji. Naukowców zaskoczyła przede wszystkim szybkość zachodzącego procesu. To fascynujące odkrycie - mówi Gleich, profesor dermatologii i chorób wewnętrznych. DNA jest wyrzucane z komórek w niecałą sekundę. W eksperymencie potwierdzono także, że podwyższona ilość granulocytów kwasochłonnych znacznie zwiększa szanse myszy laboratoryjnych na przeżycie infekcji bakteryjnych. Eksperymenty prowadzone przez Simona i Gleicha są kontynuacją poprzednich badań, w których ten pierwszy dostrzegł dziwne struktury zbudowane z DNA i białek w tkankach osób cierpiących na chorobę Leśniowskiego-Crohna, powodowaną najprawdopodobniej przez wadliwe działanie układu odpornościowego. Przyczyny tego schorzenia nie są dokładnie znane, dlatego odkrycie może pomóc w określeniu dokładnego mechanizmu rozwoju tej przypadłości. Kolejnym etapem badań będzie próba wyjaśnienia, w jaki sposób eozynofile są w stanie wyrzucać DNA z mitochondriów tak szybko. Autorzy odkrycia spekulują, że w komórkach może istnieć "sprężyna", która w kontakcie z bakterią rozprostowuje się i wyrzuca materiał genetyczny mitochondriów na zewnątrz. Podobny mechanizm wykorzystują niektóre rośliny do rozsiewania własnego pyłku z pylników. Czy hipoteza okaże się prawdziwa? Na odpowiedź będziemy musieli nieco poczekać.
  9. Naukowcy z Uniwersytetu Tokijskiego dodali węglowe nanorurki do polimeru i uzyskali w ten sposób elastyczny, przewodzący obwód elektroniczny. Nowy materiał może zostać wykorzystany do produkcji wyświetlaczy, urządzeń wykonawczych czy prostych komputerów, które będzie można owinąć np. wokół mebli, stwierdza profesor Takao Someya. Niewykluczone jest wykorzystanie go do stworzenia czułej na nacisk skóry robotów. Dzięki niej mechanizmy byłyby np. w stanie dostosować siłę swojego uchwytu do przedmiotu, który mają przytrzymać. Profesor Someya informuje, że przewodność elektryczna polimeru z nanorurkami jest rekordowo wysoka jak na miękkie materiały. Wynosi ono bowiem 57 siemensów na centymetr. To mniej niż przewodność miedzi, ale o wiele rzędów wielkości więcej niż poprzednio zmierzona przewodność hybryd z polimerów i węglowych nanorurek. Materiał stworzony przez Japończyków ma i tę olbrzymią zaletę, że może się rozciągać do około 134 procent i nie wykazuje przy tym większych uszkodzeń. Jak zauważa profesor John Rogers z University of Illinois at Urbana-Champaign, prace zespołu Somei to kreatywne rozwinięcie już istniejących technologii. Układy elektroniczne, które można zginać, istnieją już od pewnego czasu. Jednak żaden z nich nie może zostać owinięty wokół nieregularnego przedmiotu, takiego jak np. ludzkie ciało. Tokijscy uczeni osiągnęli dobrą przewodność rozciągliwego materiału dzięki połączeniu długich, 1-milimetrowych rurek węglowych z cieczą jonową. W efekcie powstała czarna pasta, którą dodawali do rozpuszczonego polimeru. Uzyskali w ten sposób żel, który następnie przez 24 godziny suszyli powietrzem. Nanorurki stanowiły do 20% wagi całości. Wysuszony polimer był dość sztywny, dlatego maszynowo go podziurawiono tworząc strukturę podobną do sieci i pokryto ją elastycznym materiałem bazującym na krzemie. Profesor Ray Baughman z University of Texas mówi, że japońskie badania pokazały, że elastyczną elektronikę można produkować w skali przemysłowej. Uczeni z Tokio informują bowiem, że pojedyncza instalacja jest w stanie wytworzyć 10 ton nanorurek rocznie. Baughman zauważa jednak, że zwiększenie udziału nanorurek w polimerze może doprowadzić do zmniejszenia rozciągliwości materiału.
  10. Badacze z Uniwersytetu w Reading zbudowali robota, którego działaniami kieruje biologiczny mózg. Utworzono go z wyhodowanych uprzednio neuronów. Dzięki swojemu wynalazkowi akademicy chcą się przyjrzeć zarówno rozwojowi i pracy zdrowego mózgu, np. formowaniu się wspomnień, jak i stanom nieprawidłowym, m.in. chorobie Alzheimera, Parkinsona czy udarom. Neurony są umieszczane na macierzy wieloelektrodowej (ang. multi electrode array, MEA). MEA to ok. 60 elektrod w naczyniu laboratoryjnym o wymiarach 8 na 8 cm, które wychwytują impulsy elektryczne generowane przez komórki nerwowe. Są one następnie wykorzystywane do zarządzania ruchami robota. Maszyna o swojsko brzmiącym imieniu Gordon została wyposażona w kółka. Ilekroć zbliża się do jakiegoś obiektu, jej "mózg" skręca je w lewo lub prawo, by uniknąć kolizji. Żaden człowiek ani komputer nie sterują dodatkowo robotem, w całości polega on na reakcjach własnych neuronów. Macierz to rodzaj interfejsu, łączącego tkankę z maszyną. Neurony wysyłają impulsy kierujące ruchem kół, a czujniki dostarczają im informacji na temat topografii terenu. Mózg Gordona jest żywy, dlatego umieszczono go w specjalnej podjednostce z regulowaną temperaturą. Komunikuje się on z ciałem, czyli robotem, za pośrednictwem łącza Bluetooth. Połączenia między neuronami zaczęły powstawać bardzo szybko, bo już w pierwszej dobie. W ciągu tygodnia pojawiły się pierwsze spontaniczne wyładowania. By taki organ nie obumarł w najbliższych miesiącach, potrzebuje stymulacji z zewnątrz. Cybernetyk Kevin Warwick opracowuje sposoby uczenia Gordona. Do pewnego stopnia robot uczy się sam, np. gdy wpada na ścianę i do neuronów dociera informacja zwrotna z czujników. Można jednak podać związki chemiczne, które wzmocnią lub wyhamują ścieżki neuronalne aktywujące się podczas konkretnego działania. Badacze z Reading wykorzystują kilka różnych macierzy MEA. Śmieją się, że Gordon ma wiele osobowości. Jedna jest porywcza i bardzo energetyczna, a inna nie wykonuje poleceń naukowców. Brytyjczycy mają nadzieję, że pewnego dnia ujrzą działanie wspomnień w mózgu na żywo, gdy maszyna ponownie trafi do poznanego wcześniej miejsca. Dr Ben Whalley z Wydziału Farmacji, podkreśla, że omawiany projekt daje szansę na przyjrzenie się z bliska czemuś, co wygląda na złożone zachowania, ale nadal pozostaje ściśle związane z aktywnością pojedynczych neuronów. Mózg Gordona składa się z 50-100 tys. aktywnych neuronów, które z czasem utworzyły sieci. Pozyskano je od szczurzych płodów. Przed rozpoczęciem eksperymentu rozłączono je poprzez umieszczenie w kąpieli enzymatycznej.
  11. Tego jeszcze w Europie nie było. W Hesji koło Friedbergu został zbudowany pierwszy most wykony z tworzyw sztucznych. Ma 27 metrów długości, 5 metrów szerokości, waży 80 ton i jego płyty jezdne zostały wykonane z polimeru wzmocnionego włóknem szklanym. Najlepsze jest to, że mogą po nim jeździć wszystkie typy nowoczesnych pojazdów. Tworzywa sztuczne wzmocnione włóknami będą odgrywać ważną rolę w budowie mostów. Budowa konwencjonalnego mostu o betonowej konstrukcji trwa dość długo, co powoduje odpowiednio długo trwające utrudnienia w ruchu drogowym, natomiast most ze wzmocnionego tworzywa sztucznego powstał w fabryce, a następnie został przetransportowany w całości na miejsce budowy. Montaż mostu na miejscu zajął niespełna jeden dzień! Koszty konserwacji to kolejny argument na korzyść tworzyw sztucznych. W przypadku tradycyjnych mostów często już po 15-20 latach konieczne są gruntowne prace konserwacyjne. Natomiast most z tworzywa sztucznego idealnie nadaje się do wykorzystania w dłuższej perspektywie czasu. Przewiduje się, że taki most nie będzie wymagał napraw nawet przez 50 lat, gdyż materiał kompozytowy nie ulega korozji!
  12. Opensource'owe środowiska mogą odetchnąć z ulgą po ostatnim wyroku federalnego sądu apelacyjnego. Uchylił on wyrok sądu niższej instancji, który, jeśli zostałby utrzymany, mógł mieć olbrzymi niekorzystny wpływ na wszelkie wolne licencje na oprogramowanie. Sprawa toczyła się z powództwa Roberta Jacobsena, twórcy oprogramowania Java Model Railroad Interface. To popularny pakiet do zarządzania elektrycznymi kolejkami. Jest ono rozpowszechniane na Artistic Licence 1.0, używanej szeroko też przez społeczność zajmującą się językiem Perl. Licencja ta nie jest, z technicznego punktu widzenia, licencją typu copyleft, ale, podobnie jak ona, daje olbrzymią swobodę na korzystanie z oprogramowanie. Pozwala na jego modyfikację i rozpowszechnianie. Oczywiście pod pewnymi warunkami. Licencję wykorzystała firma Kamind Associates, która zaczęła rozpowszechniać część oprogramowania Jacobsena, ale usunęła wszelkie informacje o autorstwie. Jacobsen udał się do sądu twierdząc, że Kamind naruszyła prawa autorskie. Jednak sąd w swoim wyroku stwierdził, że nie może być mowy o naruszeniu praw autorskich, a jedynie o złamaniu warunków umowy. Innymi słowy sąd stwierdził, że oprogramowanie rozpowszechniane na wolnych licencjach nie jest chronione prawem autorskim jak tradycyjne licencje, a przepisami dotyczącymi zawieranych umów. Takie rozstrzygnięcie było bardzo niekorzystne dla autorów Wolnego Oprogramowania. Przepisy o prawach autorskich dają bowiem twórcom dzieła prawo do domagania się, by osoba, która je naruszyła, zaprzestała łamania prawa. Innymi słowy sąd może w takim wypadku zakazać naruszającemu prawo autorskie rozpowszechniania spornego dzieła. Z kolei przepisy o umowach przewidują jedynie odszkodowanie liczone od wartości dzieła. Jako że olbrzymia większość Wolnego Oprogramowania rozpowszechniana jest za darmo lub za niewielkie kwoty, sumy odszkodowań byłyby znikome. Środowiska korzystające z licencji copyleft postanowiły działać. Powołani przez nie eksperci zdołali przekonać sąd federalny, że wcześniejszych wyrok jest błędy i może mieć negatywne skutki dla całego przemysłu używającego licencji copyleft. Jeśli bowiem zostałby utrzymany, egzekucja praw do programów na licencjach copyleft byłaby praktycznie niemożliwa.
  13. Vincent Fourcassié, biolog z Uniwersytetu Paula Sabatiera w Narbonne, bada reguły rządzące zachowaniem mrówek na szlakach prowadzących do pożywienia. Są one proste, ale Francuz uważa, że mogą pomóc lepiej pokierować ludzkim tłumem. Piesi i kierowcy muszą zwracać uwagę na światła oraz znaki drogowe. Masy mrówek przemieszczają się w dwóch kierunkach, wcale z nich nie korzystając. Wystarczy im kilka prostych zasad. Fourcassié chciał sprawdzić, co się stanie, gdy przejście stanie się zbyt wąskie dla dwustronnego ruchu. Przeprowadził eksperymenty laboratoryjne z europejskimi hutnicami zwyczajnymi (Lasius niger) oraz południowoamerykańskimi Atta colombica. Pierwszy z wymienionych gatunków hoduje mszyce, drugi tnie liście i "uprawia" na nich grzyby. By dostać się do miejsca żerowania, owady musiały przebyć most. Gdy zmniejszano jego szerokość, tak że mieścił się wyłącznie strumień mrówek idących w jednym kierunku, zwierzęta zaczynały się stosować do prostego zestawu reguł. Hutnice nie wchodziły na most, gdy znajdowała się na nim robotnica podążająca w przeciwnym kierunku. Jeśli jednak na most wkraczał owad idący w tę samą stronę, należało pójść w jego ślady. Mrówki liściarki dawały pierwszeństwo osobnikom wracającym z liśćmi do gniazda. Osobnik z ładunkiem ma zawsze pierwszeństwo i nie wolno go wyprzedzać. Proste... Zachowanie mrówek jest uporządkowane. Dzięki temu duże grupy owadów zmierzających w tym samym kierunku poruszają się razem, w dodatku bezkolizyjnie. Podobne reguły obowiązują też w ludzkim tłumie. Badacze sądzą, że zrozumienie działania mrówek pozwoli zwiększyć bezpieczeństwo na stadionach czy podczas ewakuacji.
  14. Czy istnieje coś takiego, jak tzw. piwne okulary (alkoholowy odpowiednik różowych okularów), dzięki którym inni stają się bardziej atrakcyjni, czy też może regularne pijący ludzie mają określone cechy osobowościowe, przez co bliźni wydają się im piękniejsi? By to rozstrzygnąć, zespół Marcusa Munafò z Uniwersytetu w Bristolu losowo przypisał 84 heteroseksualnych studentów albo do grupy pijącej bezalkoholowego drinka o smaku cytrynowym, albo wychylającej napój alkoholowy o tym samym smaku. Zawartość alkoholu była różna, dopasowano ją bowiem do masy ciała ochotnika. Chodziło o uzyskanie efektu stanowiącego odpowiednik wypicia 250 ml wina przez kogoś ważącego 70 kg. Po 15 minutach uczestnikom eksperymentu pokazywano zdjęcia osób tej samej i przeciwnej płci i proszono o ocenę ich atrakcyjności. Okazało się, że po alkoholu i kobiety, i mężczyźni wyżej oceniali urodę osób z fotografii. Co istotne, nie dotyczyło to tylko osób płci przeciwnej, wszyscy byli dla nich atrakcyjniejsi niż dla członków grupy kontrolnej (Alcohol and Alcoholism). W badaniach ekipy z Glasgow sprzed 5 lat zaobserwowano wpływ spożycia alkoholu wyłącznie na postrzeganie osób płci przeciwnej. Munafò uważa jednak, że łatwo wyjaśnić tę rozbieżność. Podwyższona procentami atrakcyjność jest, wg niego, rozpatrywana głównie pod kątem celów erotycznych. Dlatego też w przyszłości eksperyment ma zostać przeprowadzony w nieco zmienionej formie. Przed przystąpieniem do jego właściwej części studenci zobaczą film o osobach flirtujących w barze. Naukowcy z Bristolu chcą też sprawdzić, jak zmienia się efekt skoku atrakcyjności po wypiciu różnych dawek alkoholu. Ze względów etycznych nie można jednak przekraczać dawki, przy której człowiek nie jest już w stanie skupić się na czyjejś twarzy.
  15. Lipiec 1518 roku – pani Troffea pojawia się na wąskiej uliczce Strasburga i zaczyna tańczyć jak opętana. Umiera z wyczerpania po 4-6 dniach. Przed końcem tygodnia dołączają do niej 34 inne osoby. Początek sierpnia – wije się już 400 obywateli alzackiego miasta, którzy są dziesiątkowani przez udary i zawały serca. Władze nie mogą sobie poradzić z epidemią tańca. Rok 2008 - po 490 latach historyk John Waller proponuje zadowalające wyjaśnienie tego zjawiska. Waller jest pracownikiem naukowym Uniwersytetu Stanowego Michigan i autorem mającej się wkrótce ukazać książki Czas na taniec, czas na śmierć: niesamowita historia plagi tańca z 1518 roku. Analizując ten fenomen, Amerykanin korzystał z szeregu dokumentów: notatek lekarzy, kazań, kronik i adnotacji rady miejskiej. Dzięki nim stwierdził, że objęte chorobą osoby nie trzęsły się bez ładu i składu. Ruchy ich rąk i nóg wyglądały na celowe. Historyk zaznacza, że ten rejon Francji doświadczał skutków przedłużającego się kryzysu. Ludziom doskwierał głód, wielu chorowało na ospę, trąd i syfilis. Niektórzy stracili wszystko i musieli żebrać o jałmużnę. Epidemia tańca to, jego zdaniem, wywołana stresem psychoza - choreomania. Waller nie zgadza się z tezą Eugene'a Backmana, przedstawioną w książce z 1952 r. pt. Tańce religijne w Kościele katolickim i medycynie popularnej, że plaga to wynik spożycia pokarmów przygotowanych z mąki ze sporyszem – organem przetrwalnikowym buławinki czerwonej. Gdyby się tak rzeczywiście stało, pojawiłyby się konwulsje, a nie skoordynowany taniec oraz wizje, które na pewno nie dodałyby wygłodzonym ofiarom energii. Robert Bartholomew, socjolog z Uniwersytetu Jamesa Cooka, postulował kiedyś, że osoby biorące udział w wydarzeniach sprzed prawie 500 lat były członkami pogańskiej sekty i odprawiały po prostu rytuał. Waller słusznie jednak zauważa, że nie ma dowodów, które by wskazywały, że tancerze naprawdę chcieli tańczyć. Wręcz przeciwnie, wyglądali na przestraszonych i zdesperowanych. Mieszkańcy Alzacji byli zalęknieni, obawiali się własnego cienia. Nie pomagały im również popularne wtedy legendy, jak ta opowiadająca o karze świętego Wita. Gdy ktoś go rozsierdził, zsyłał na niego plagę kompulsywnego tańca. Ogólna atmosfera danego okresu, a więc przesądy czy wierzenia poprzedzające stresujące wydarzenia, nadawała formę kształtującej się na tej bazie zbiorowej histerii. Ludzie wpadali w trans, który w trudnych warunkach ekonomicznych i społecznych potrafi być naprawdę zaraźliwy – podkreśla Ivan Crozier z Uniwersytetu w Edynburgu. Epidemie tańca wystąpiły w średniowiecznej Europie jeszcze co najmniej 7 razy. Większość w okolicach Strasburga. Ostatnia tego typu plaga nawiedziła Madagaskar w latach 40. XIX wieku. Waller jest przekonany, że wydarzenia z 1518 roku są nie tylko dowodem na silną wiarę ludzi średniowiecza w nadprzyrodzoność, ale także wskazówką, do czego mogą nas jako gatunek doprowadzić strach i irracjonalizm.
  16. Anemia (niedokrwistość) jest postrzegana przede wszystkim jako objaw niedoboru żelaza lub niektórych ciężkich schorzeń. Dwoje naukowców sugeruje jednak, że w niektórych sytuacjach proces ten może nie tylko pomagać w walce z chorobą, lecz nawet może być wywoływany przez sam organizm. Hipoteza, opracowana wspólnie przez dr. Ryana Zarychanskiego i dr. Donalda S. Houstona, głosi, że anemia, czyli zmniejszenie zawartości hemoglobiny we krwi, może być korzystna dla organizmu m.in. w przebiegu chorób związanych z przewlekłym stanem zapalnym. Badacze przypominają między innymi o tym, że zawarte w hemoglobinie żelazo jest składnikiem krytycznym dla przeżycia licznych gatunków bakterii, przyśpiesza także rozwój wielu nowotworów. Autorzy hipotezy sugerują, że zmniejszenie ilości żelaza cyrkulującego w układzie krwionośnym może być wobec tego mechanizmem obronnym, a nie tylko efektem szkodliwości czynnika chorobotwórczego. Z tego powodu Zarychanski i Houston zalecają ostrożność przy leczeniu łagodnych przypadków niedokrwistości niezagrażających bezpośrednio zdrowiu i życiu pacjentów. W swojej pracy badacze powołują się na liczne przykłady literaturowe, które dowodzą, że w przypadku wielu schorzeń, zwłaszcza przewlekłych, zwalczanie łagodnej anemii nie tylko nie poprawia stanu zdrowia chorych, lecz nawet zwiększa prawdopodobieństwo zgonu. Ich zdaniem lekarze powinni nie tylko przyglądać się wynikom badań krwi, lecz także określić precyzyjnie przyczynę spadku stężenia hemoglobiny. Swoją publikacje naukowcy zamieścili w najnowszym numerze czasopisma Canadian Medical Association Journal.
  17. Gary McKinnon, Brytyjczyk, który włamał się do Pentagonu i NASA, nie zostanie na razie wydany Stanom Zjednoczonym. Na jego ekstradycję zgodziła się co prawda Izba Lordów, jednak została ona wstrzymana przez Europejski Trybunał Praw Człowieka. W USA McKinnonowi groziło nawet 70 lat więzienia. "Przewodniczący Europejskiego Trybunały Praw Człowieka wstrzymali ekstradycję McKinnona na dwa tygodnie, do 28 sierpnia, kiedy to jego wniosek przeciwko ekstradycji zostanie rozpatrzony przez Trybunał" - mówi Karen Todner, adwokat oskarżonego. Amerykańscy prokuratorzy początkowo proponowali McKinnonowi, by przyznał się do winy w zamian za 4-letni wyrok więzienia. McKinnon odmówił, a Amerykanie chcą żądać 70 lat.
  18. Igrzyska Olimpijskie w Pekinie stały się okazją do przeprowadzenia badań nad klimatem. Zwykle nad Pekinem wisi smog, który pięciokrotnie przekracza normy Światowej Organizacji Zdrowia. Na czas igrzysk chińskie władze zredukowały szkodliwą emisję o 60%, zamykając liczne zakłady przemysłowe i zmniejszając liczbę samochodów poruszających się po ulicach stolicy. Redukując zanieczyszczenie nad Pekinem, Chińczycy stworzyli wielkie naturalne laboratorium, które pomoże nam zrozumieć, w jaki sposób zanieczyszczenia wpływają na klimat - mówi Veerabhadran Ramanathan, klimatolog z Uniwersytetu Kalifornijskiego w San Diego. Naukowiec wraz ze swoim zespołem będą prowadzili przez sześć najbliższych tygodni badania, podczas których zmierzą poziom zanieczyszczeń nad Pekinem. We współpracy ze specjalistami z Narodowego Uniwersytetu w Seulu wyposażyli niewielki bezzałogowy samolot w specjalistyczną aparaturę. Maszyna będzie latała nad położoną o 500 kilometrów na południe od Pekinu południowokoreańską wyspą Cheju, na której znajduje się stacja badawcza. Samolot zbierze dane o zanieczyszczeniach pochodzących z Pekinu oraz z innych regionów Chin. Jednocześnie podobne loty będą odbywały się nad Kalifornią. Pozwolą one poznać odpowiedź na pytanie, jak daleko wiatr niesie zanieczyszczenia. Chcemy sprawdzić, jaki wpływ na światowy klimat ma jedno miasto - mówi Ramanathan. Uczonego szczególnie interesuje wpływ zanieczyszczeń na globalne ocieplenie. Jego wcześniejsze badania sugerują bowiem, że cząsteczki zanieczyszczeń odbijają promienie słoneczne, przyczyniając się do zmniejszenia skutków ocieplenia. Obecnie prowadzone badania zostaną porównane z danymi z NASA i pozwolą stwierdzić, czy wskutek zmniejszenia się zanieczyszczeń, więcej promieni słonecznych dociera do powierzchni Ziemi.
  19. Jak powstrzymać niepijącego alkoholika przed ponownym sięgnięciem po kieliszek czy wspomóc narkomanów, palaczy lub osoby uzależnione od jedzenia? Wystarczy podać pigułkę, która zablokuje receptory stresu CRF1 i wyeliminuje przyjemność czerpaną z wykonywania danej czynności (Proceedings of the National Academy of Sciences). Profesor Tamara Phillips i zespół z Oregon Health and Science University przetestowali CP 154,526 na myszach; w przyszłym roku powinny się rozpocząć testy kliniczne z udziałem ludzi. Tabletka to wynalazek Pfizera. CP 154,526 wiąże się z receptorami CRF1 i w ten sposób blokuje działanie kortykoliberyny (CRF), hormonu uwalnianego wskutek spożycia alkoholu i wywołującego uczucie przyjemności. Z medycznego punktu widzenia substancja czynna tabletki jest więc antagonistą CRF. To trochę jak wsadzenie klucza do zamka bez przekręcania go. Potem wystarczy złamać klucz i nikt nie odblokuje zamka – tłumaczy obrazowo Phillips. Podczas eksperymentu zwierzęta miały stały dostęp do alkoholu. Te zażywające tabletkę miały mniejszą ochotę na kolejną porcję procentów niż pozostałe gryzonie. Efekt utrzymywał się do godziny po zażyciu, ale wg Amerykanów, nie stanowi to przeszkody. Euforia alkoholowa pojawia się bowiem w 15-30 min po wypiciu pierwszego drinka. Brak charakterystycznego humoru zmniejsza się chęć sięgania po kolejne. CP 154,526 blokuje tylko doświadczanie zadowolenia, cała reszta przypadłości, np. chwiejny chód, niewyraźna mowa lub, co najważniejsze, kac, pozostaje. Aby lek zadziałał, trzeba pamiętać o jego połknięciu przed lub tuż po wypiciu alkoholu.
  20. Globalne ocieplenie zagraża wielu gatunkom zwierząt. Być może jednak część z nich będzie potrafiła się obronić. Naukowcy przeprowadzili eksperyment, z którego wynika, że przed zagładą mogą uchronić się słonie. Wszystko dzięki świetnej pamięci tych zwierząt. W latach 1958-1961 susza zabiła tysiące słoni na teranach obecnego Parku Narodowego Tarangire. W 1993 roku sytuacja znowu się powtórzyła. Wówczas zaobserwowano, że śmiertelność wśród młodych słoni sięgnęła 20% (padło 16 z 81 młodych), czyli 10-krotnie więcej niż zwyczajowa 2-procentowa śmiertelność. Charles Foley wraz z kolegami z nowojorskiego Wildlife Conservation Society przyjrzeli się trzem rodzinom słoni. Chcieli sprawdzić, czy zwierzęta pamiętały tragiczne skutki suszy z lat 1958-1961. W dwóch rodzinach, które opuściły region podczas suszy w roku 1993 padło w sumie jedynie 5 młodych. Z kolei rodzina, która pozostała w okolicy, straciła 11 z 27 młodych. Naukowcy są pewni, że migracja, gdy rozpoczęła się szusza nie była przypadkowa. Okazało się bowiem, że w skład obu rodzin, które odeszły, wchodziły stare samice. Natomiast w rodzinie, która została, nie było zwierzęcia na tyle wiekowego, by mogło pamiętać suszę z przełomu lat 50. i 60. Wszystkie starsze osobniki zostały zabite przez kłusowników w latach 70. i 80. Wspomniane obserwacje to kolejny dowód na fenomenalną pamięć słoni. Już wcześniej zaobserwowano, że zwierzęta te pamiętają po latach członków swojej rodziny czy też wiedzą, gdzie znajdują się pola minowe i potrafią ich unikać. Teraz wiemy, że nauczone doświadczeniem potrafią też unikać regionów suszy. A te, zdaniem naukowców, będą występowały coraz częściej. Badania nad pamięcią słoni to również argument za zdecydowaną walką z kłusownictwem. Kłusownicy zabijają bowiem stare zwierzęta dla ich dużych kłów. Gdy ginie wiekowy osobnik, wraz z nim ginie pamięć o niebezpieczeństwach i zagrożona jest przyszłość całego stada.
  21. Kobiety zażywające pigułki antykoncepcyjne inaczej reagują na zapach mężczyzny. Bardziej przyciągają je partnerzy, z którymi trudniej będzie im począć dzieci. Wzrasta też ryzyko poronienia oraz okresy dzielące ciąże. Co więcej, potomstwo takiej pary ma słabszy układ odpornościowy (Proceedings of the Royal Society B: Biological Sciences). Zapach mężczyzny to informacja na temat jego genów. We współczesnych czasach jest on maskowany wonią kosmetyków czy proszku do prania, kobiety jednak nadal na niego reagują. Wybierają partnerów o genach odmiennych od własnych. Daje to gwarancję zróżnicowanego układu odpornościowego, który poradzi sobie z różnymi chorobami. Pigułki antykoncepcyjne zaburzają tę naturalną umiejętność, stąd błędy w wyborze partnera. Warto, by rodzice mieli jak najbardziej odmienne główne układy zgodności tkankowej (ang. Major Histocompatibility Complex, MHC), bo wtedy organizm dziecka dysponuje większym wachlarzem białek chroniących przed patogenami itp. Badacze z Uniwersytetów w Liverpoolu i Newcastle zebrali grupę stu kobiet. Od 97 ochotników uzyskano próbki zapachowe. Zadanie polegało na wskazaniu najprzyjemniejszych woni w 6-elementowym zestawie. Swoje typy panie przedstawiały przed i po rozpoczęciu zażywania pigułek antykoncepcyjnych. W odróżnieniu od wyników wcześniejszych studiów, okazało się, że kobiety z grupy kontrolnej (niezażywające pigułek) nie były w większym stopniu przyciągane przez zapach mężczyzn z innym MHC. Kobiety łykające tabletki z hormonami częściej preferowały jednak woń mężczyzn z podobnym do własnego układem odpornościowym. Dr Craig Roberts, szef zespołu badawczego, nie wyklucza, że gdy kobieta przestaje stosować pigułki, rzuca obecnego partnera, bo ponownie zaczyna się posługiwać naturalnymi zasadami wyboru woni mężczyzny. Odsetek rozwodów był znacznie niższy do połowy lat 60., kiedy pigułki antykoncepcyjne weszły do powszechnego użytku. Oczywiste jednak, że można podać masę innych powodów, dla których od tego momentu tak wzrosła liczba rozstających się par. Rozstrzygające badania nie zostały przeprowadzone, na razie szukam na nie funduszy. Brytyjczyk opowiada o niewielkim studium, w ramach którego badano pary w okolicach sześćdziesiątki. Kobiety związane z mężczyznami z podobnym MHC częściej wspominały o niższej satysfakcji seksualnej. Innym razem udowodniono, że u par leczących się z powodu niepłodności geny kodujące białka głównego układu zgodności tkankowej są bardziej podobne niż w populacji generalnej.
  22. Badacze z Uniwersytetu Rockefellera donoszą o nieznanym dotąd mechanizmie ułatwiającym szybki rozwój zarodka. O swoim odkryciu poinformowali na łąmach czasopisma Journal of Cell Biology. Niemal wszystkie procesy zachodzące w komórce są sterowane za pośrednictwem instrukcji zawartych w genomie. Zapisana w DNA informacja jest "przepisywana" na odpowiednią sekwencję zapisaną w mRNA, a następnie instrukcja zapisana w mRNA jest odczytywana i na jej podstawie dochodzi do syntezy białka. Czasami jednak komórka wytwarza mRNA, ale z różnych względów nie jest ono wykorzystywane. Zostaje wóczas specjalnie oznakowane i trafia do tzw. ciałek P, gdzie dochodzi do jego rozkładu. Badacze z Uniwersytetu Rockefellera odkryli jednak zachodzące w jajach robaków nietypowe zjawisko, dzięki któremu nadmiar mRNA trafia do ciałek P, lecz zostaje zachowane na potrzeby dalszego rozwoju komórki. Sekretem nietypowych właściwości komórek dojrzewającego jaja jest brak enzymu zwanego Pat1, odpowiedzialnego za rozkład mRNA. Wiele wskazuje na to, że rolą tych specyficznych ciałek P jest więc magazynowanie mRNA kodującego informacje o białkach potrzebnych na dalszych etapach rozwoju. Kiedy nadchodzi odpowiedni moment, ciałka P uwalniają swoją zawartość, umożliwiając w ten sposób szybką syntezę potrzebnych w danej chwili protein. Pozwala to na uniknięcie "oczekiwania" na wyprodukowanie dostatecznej ilości mRNA, dzięki czemu rozwój jaja zachodzi sprawniej. Co ciekawe, badacze zaobserwowali przynajmniej cztery typy ciałek P wyróżniające się obecnością charakterystycznych enzymów. Ponieważ każdy rodzaj tych struktur pojawia się w komórkach na ściśle okreslonym etapie rozwoju, kontrolują one najprawdopodobniej różne procesy. Sugeruje to, że cały system "magazynów mRNA" odgrywa istotną rolę regulacyjną w procesie dojrzewania młodego osobnika. Choć badania przeprowadzono organizmie na odległym ewolucyjnie od człowieka, ich wynik może się okazać istotny także dla nas. Warto bowiem wiedzieć, że ciałka P są obecne także w ludzkich komórkach, co może sugerować, że także w naszych organizmach odgrywają one rolę bardziej złożoną, niż tylko usuwanie nadmiaru mRNA. Dokładne rozszyfrowanie tej zagadki mogłoby pomóc w zrozumieniu genetycznych podstaw wczesnych etapów rozwoju człowieka oraz rozwoju niektórych chorób związanych z zaburzeniami tych niezwykle istotnych procesów.
  23. Trzcina cukrowa to nie tylko świetny surowiec do produkcji cukru i alkoholu, np. kubańskiego rumu. Dzięki naukowcom z Australii już wkrótce będą powstawać wodoodporne papier i pudełka z kartonu z powłoką uzyskiwaną właśnie z tej rośliny. Zespół dr. Lesa Edye'a z CRC for Sugarcane Innovation through Biotechnology w Brisbane twierdzi, że naturalna powłoka z powodzeniem zastąpi wosk i plastik, które stosuje się obecnie w pudełkach na owoce i kartonikach na napoje, m.in. mleko czy soki. Co więcej, nowe opakowania będą się w 100% nadawać do recyklingu. Badacze z antypodów podkreślają, że wosk ma jedną poważną wadę, niekorzystnie wpływa na urządzenia do wytwarzania papieru. Stąd pomysł na wyściółkę z ligniny trzciny cukrowej. W procesie wytwarzania papieru z pulpy drzewnej usuwa się ligninę, pozostawiając tylko elastyczne włókna celulozy. Związki chemiczne używane normalnie do obróbki zmieniają właściwości ligniny, ale ekipie Edye'a udało się opracować ekologiczną metodę oddzielania od siebie składowych trzciny, która zachowuje ich pierwotne cechy. Nie powstają też odpady. Australijczycy uzyskali sprej z ligniny i wypróbowali go na serii próbek papieru. Okazało się, że zastygająca warstwa z powodzeniem zastępuje wosk i plastik, nie mając jednocześnie ich minusów. Spryskany ligniną papier można oddać na makulaturę, z której ponownie wytworzy się pulpę i nowe pryzmy papieru. Edye nie podaje szczegółów, ponieważ obowiązuje go tajemnica handlowa.
  24. W Svalbard na północy Norwegii w żołądku rekina polarnego (Somniosus microcephalus) znaleziono fragment żuchwy młodego niedźwiedzia polarnego. Naukowcy są zdumieni, bo nigdy wcześniej nie spotkali się z podobnym przypadkiem. Kit Kovats z Norweskiego Instytutu Polarnego opowiada, że nie wiadomo, czy rekin upolował pływającego niedźwiedzia, czy pożywił się znalezioną padliną. Nie mamy pojęcia, jak aktywne są rekiny polarne jako drapieżniki. Specjaliści ds. rekinów uważają jednak, że bardziej prawdopodobny jest drugi z opisanych scenariuszy, ponieważ nawet 2-3-letni niedźwiedź polarny jest dla tych ryb chrzęstnoszkieletowych groźnym przeciwnikiem. Jeffrey Gallant, dyrektor kanadyjskiej grupy badającej rekiny przy Departamencie Rybołówstwa i Oceanów, podkreśla, że nie ma możliwości, by rekin polarny mógł upolować dorosłego niedźwiedzia polarnego, chyba że ten został poważnie ranny. Ryby nie chcą ryzykować ani własnego życia, ani zdrowia. Wolą łatwiejszą zdobycz, która nie wymaga zużywania dużych ilości energii. Nikt nie sądzi, by ataki rekinów stanowiły poważne zagrożenie dla olbrzymich ssaków. Do zdumiewającego odkrycia doszło, jak często w takich sytuacjach bywa, przez przypadek. Naukowcy sprawdzali, jak daleko na północ zapuszczają się rekiny polujące na foki. I tak dwa miesiące temu w żołądku jednego z nich znaleźli 10-cm kość niedźwiedzia polarnego. W przeszłości w przewodzie pokarmowym Somniosus microcephalus znajdowano szczątki różnych zwierząt, m.in. karibu. Współpracownik Gallana, Steve Campana, dodaje, że wielu ludzi wierzy w mit rekina dopadającego karibu stojące na lodzie. Wg niego, prawdopodobieństwo, że globalne ocieplenie zwabi w rejony polarne inne gatunki rekinów (wyjątkiem może być jedynie żarłacz śledziowy, Lamna nasus), jest niewielkie, ponieważ wolą one wyższe temperatury.
  25. Papryczki chili zawdzięczają swoją pikantność atakującym je mikroorganizmom. Owady robią w ich skórce dziurki, otwierając drogę infekcjom grzybiczym. Grzyby z rodzaju Fusarium niszczą nasiona, zanim ptaki mają okazję rozrzucić je po okolicy. Rośliny nie mogą się przez to rozmnażać, a kto się nie rozmnaża, ten ginie. Palący smak stał się więc mechanizmem obronnym, mającym odstraszyć namolnych intruzów (Proceedings of the National Academy of Sciences). Wszyscy (ptaki, ale i grzyby oraz owady) są przyciągani przez cukry i tłuszcze papryczek. O ile jednak działalność skrzydlatych gości jest dla rośliny korzystna, o tyle pozostałe organizmy działają bardzo samolubnie. Kapsaicyna nie hamuje rozrzucania pestek przez ptaki. Dzieje się tak, ponieważ nie odczuwają one bólu i mogą spokojnie dalej jeść papryczki. Grzyby, które niszczą nasiona, są natomiast wrażliwe na działanie tej substancji [muszą więc rezygnować z przysmaku] – wyjaśnia Joshua Tewksbury z Universitu of Washington w Seattle. Wg naukowca, to doskonały przykład doboru naturalnego. Ewolucja faworyzowała bowiem rośliny wytwarzające alkaloid wymierzony przeciwko specyficznej grupie organizmów, który jednocześnie nie szkodzi innym zwierzętom. Badania sfinansowało m.in. National Geographic Society. Amerykanie zbierali papryczki należące do tego samego gatunku. Wytypowali siedem populacji z terenu Boliwii. W każdej z nich losowo wybrali owoce i zliczali uszkodzenia skórki powstałe podczas żerowania owadów, a konkretnie pluskwiaków (Hemiptera). Natura wyposażyła je w kłująco-ssący narząd gębowy, dlatego odżywiają się pokarmem płynnym. Nie wszystkie papryczki wytwarzały kapsaicynoidy, stąd nawet w jednej populacji niektóre mogły wypalać kubki smakowe, a inne były łagodne. Owoce pikantne z większą częstotliwością identyfikowano na obszarach z dużymi populacjami pluskwiaków. Były one jeszcze pikantniejsze, gdy na danym terenie nagminnie dochodziło do zainfekowania grzybami z rodzaju Fusarium. Odstraszanie chemiczne to domena dojrzałych papryczek. Pomidory "zachowują się" natomiast dokładnie na odwrót. Nieprzyjemny smak mają niedojrzałe owoce, które dojrzewając, stopniowo go zatracają. Naukowcy sądzą, że to właśnie pikantność chili tak bardzo przypadła ludziom do gustu. Wraz z kukurydzą papryczki stanowią jedną z pierwszych udomowionych roślin Nowego Świata. Zanim mogliśmy konserwować żywność w chłodzie, jedzenie wypalających wnętrzności chili było wysoce przystosowawcze, zwłaszcza w tropikach. Dodatek papryczek zabijał patogeny.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...