Skocz do zawartości
Forum Kopalni Wiedzy

KopalniaWiedzy.pl

Super Moderatorzy
  • Liczba zawartości

    36709
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

    nigdy
  • Wygrane w rankingu

    204

Zawartość dodana przez KopalniaWiedzy.pl

  1. Dla Skandynawów i Rosjan sauna nie jest odkryciem ostatnich lat, bo korzystają z jej dobrodziejstw od ponad 2500 lat. W ten sposób odtruwają organizm z toksyn i odpoczywają. Dla pozostałych nacji nastała jednak nowa moda, stąd coraz większa liczba poświęconych fińskiej saunie badań. Ostatnio okazało się, że regularne wizyty w tego typu przybytkach pozytywnie wpływają na fizjologię skóry (Dermatology). Zespół D. Kowatzkiego z Uniwersytetu w Jenie badał 41 zdrowych ochotników w wieku od 20 do 49 lat. Posłużono się nieinwazyjnymi przyrządami pomiarowymi. Określano zdolność zatrzymywania wody przez warstwę rogową skóry (łac. stratum corneum), zaczerwienienie skóry, utratę wody przez naskórek, a także powierzchniowe pH. Parametry te porównywano u osób regularnie korzystających z sauny i członków grupy kontrolnej. Po dwóch 15-min wizytach w saunie (temperatura wahała się w granicach 80°C) u stałych ich bywalców Niemcy zaobserwowali stabilniejsze działanie bariery naskórka, zwiększone nawodnienie warstwy rogowej oraz szybszy powrót do normy w przypadku zwiększonej utraty wody i wzrostu pH powierzchni skóry. Tętno, zawartość jonów w pocie, a także ukrwienie naskórka również wskazywały na efekt treningu. Co więcej, u miłośników sauny fińskiej na czole wydzielało się wyraźnie mniej sebum (łoju). Mało kto o tym wie, ale dla niektórych przesiadywanie w saunie stało się sportem, w dodatku ekstremalnym. W zeszły weekend (8-9 VIII) w Heinola w Finlandii odbyły się Międzynarodowe Mistrzostwa Sauny. Mężczyźni i kobiety od 9 lat konkurują w oddzielnych kategoriach. Wśród panów Finowie zdeklasowali pozostałych zawodników, zajmując 6 pierwszych miejsc. Pierwsze miejsce przypadło Bjarne Hermanssonowi z Turku, który przesiedział w temperaturze 110ºC osiemnaście minut i piętnaście sekund. Zdobywcą drugiego miejsca był Timo Kaukonen z Lahti, zeszłoroczny mistrz, z czasem 16 min 49 s. W grupie pań pierwszą lokatę zdobyła Finka Leila Kulin z Helsinek. Z czasem 5 min 21 s udało jej się utrzymać zeszłoroczny tytuł mistrzowski. Drugie miejsce zajęła Bułgarka Natalia Trifanova. Z Kulin przegrała zaledwie jedną sekundą. Uczestnicy zawodów muszą się zastosować do wielu reguł. Nie wolno rozpraszać innych saunowiczów, wszyscy siedzą w kostiumach kąpielowych (ściśle określono długość nogawek spodenek mężczyzn i rękawów kobiet), a wygrywa ten, kto wyjdzie z pomieszczenia ostatni, koniecznie o własnych siłach. Podczas rozgrywek pośladki i uda muszą dotykać siedziska. Należy przyjąć postawę wyprostowaną, przedramiona powinny się stykać z kolanami. Nie wolno dotykać dłonią skóry.
  2. Po raz pierwszy w historii nauki udało się zahamować starzenie całego narządu (Nature Medicine). Co więcej, po tym zabiegu zaczął on działać tak dobrze, jak w czasach młodości zwierzęcego gospodarza. Zespołem badaczy z College'u Medycyny Alberta Einsteina na Yeshiva University w Nowym Jorku kierowała profesor Ana Maria Cuervo. Jego członkom udało się zablokować proces tworzenia się szkodliwych białek w komórkach wątroby. Gdy człowiek się starzeje, jego organizm coraz gorzej radzi sobie z usuwaniem wadliwych postaci białek. Wskutek tego dochodzi do nagromadzenia toksycznych substancji, takich jak beta-amyloid czy białko tau w przypadku choroby Alzheimera. W prawidłowych warunkach złogi patologicznych białek są eliminowane za pośrednictwem autofagii (ang. chaperone-mediated autophagy, CMA). Podczas eksperymentów wątroby genetycznie zmodyfikowanych myszy w wieku od 22 do 26 miesięcy (odpowiednik 80 lat u człowieka) oczyszczały krew równie dobrze jak organy kilkumiesięcznych zaledwie zwierząt. Niezmienione wątroby osobników z grupy kontrolnej nie były już w stanie dobrze wykonać takiego zadania. Pani Cuervo zaznacza, że odnowa mechanizmów oczyszczających wewnątrz komórek wpływa nie tylko na pojedynczy narząd. Wzmocnienie tej zdolności w różnych tkankach wydłuża prawdopodobnie życie. Wiele chorób neurodegeneracyjnych ma związek z nieprawidłowym działaniem lub gromadzeniem uszkodzonych protein w neuronach. Zapobiegając obniżeniu czystości białek, możemy zabezpieczyć ludzi przed ich symptomami na dłuższy czas. Wewnątrz komórek szkodliwe substancje są trawione przez enzymy lizosomów. Przybywają tam w specjalnych pęcherzykach, powstających podczas fagocytozy i pinocytozy. Toksyczne substancje są wciągane do wnętrza lizosomów przez białka przenośnikowe. Z wiekiem zaczynają one jednak szwankować, co w przypadku wątroby oznacza insulinooporność, a także niemożność metabolizowania cukrów, tłuszczów, alkoholu oraz leków. U genetycznie zmodyfikowanych myszy spadek wydajności białek transportujących w błonie lizosomów zrekompensowano dodatkowymi ich kopiami. Teraz Cuervo zaczyna współpracę z firmami farmaceutycznymi. Razem mają wskazać leki, które ponownie włączałyby białka przenośnikowe albo zwiększyły ich aktywność. Pani profesor sądzi, że odpowiednią czystość białek da się też uzyskać za pomocą diety, np. ograniczenia liczby spożywanych kalorii.
  3. Od dawna wiadomo, że istnieje pewna grupa ludzi, dla których warto kręcić kolejne horrory. Łatwo ich przestraszyć i to do tego stopnia, że po jakimś czasie zaczynają unikać filmów z dreszczykiem jak ognia. Inni zaśmiewają się na nich do rozpuku, wskazując na nieścisłości w scenariuszu i nadmiar czerwonej farby na planie. Naukowcy z Uniwersytetu w Bonn wykazali, że reakcja na niemiłe obrazy zależy od tego, w którą z dwóch wersji genu COMT wyposażyła nas natura. Osobom z jedną z tych wersji trudniej zapanować nad emocjami, dodatkowo są one bardziej podatne na zaburzenia lękowe. Podczas eksperymentu u 96 kobiet mierzono strach wywoływany przez zdjęcia. Do mięśni oczu przymocowywano elektrody. Gdy ochotniczki stawały się lękowe, zaczynały częściej mrugać (Behavioural Neuroscience). Psycholodzy wykorzystali 3 rodzaje fotografii: 1) miłe, przedstawiające np. dzieci lub zwierzęta, 2) neutralne (na których utrwalono m.in. wtyczkę oraz suszarkę do włosów) oraz 3) awersywne, uwieczniające broń oraz miejsca zbrodni z poranionymi ofiarami. Panie z dwoma kopiami genu Met158 (to jedna z wersji COMT) reagowały na okrutne i przerażające zdjęcia silniej niż wolontariuszki z dwoma Val158 lub kombinacją Met158 i Val158. Christian Montag, jeden z członków niemieckiego zespołu, zaznacza, że mutacja Met158 nie występuje u szympansów i najprawdopodobniej pomaga w przeżyciu, zwiększając ostrożność. Korzystniej być bardziej lękliwym w niebezpiecznym środowisku – przekonuje psycholog. Zmienność w zakresie pojedynczego genu może jednak odpowiadać tylko za część międzyosobniczych różnic w zakresie odczuwania strachu. Inaczej połowa populacji musiałaby być lękliwa, a tak nie jest. Opisywane geny wpływają na modulację przekaźnictwa nerwowego w zakresie sygnałów generowanych wskutek pobudzenia emocjonalnego.
  4. U szympansów poddawanych naukowym eksperymentom występuje, podobnie jak u torturowanych ludzi, zespół stresu pourazowego (ang. post-traumatic stress disorder, PTSD). Hope Ferdowsian, działaczka amerykańskiego Komitetu Lekarzy na rzecz Odpowiedzialnej Medycyny, badała 116 szympansów. U 95% stwierdzono przynajmniej jedną z charakterystycznych dla PTSD cech. Teraz zwierzęta mieszkają już w rezerwacie. Są jednak depresyjne i lękowe, przejawiają też zachowania komplusywne, których nie obserwuje się u ich dzikich pobratymców. Wyniki badań Amerykanki zostały przedstawione w zeszłym tygodniu na międzynarodowej konferencji prymatologów w Edynburgu. W przeszłości Ferdowsian zajmowała się oceną stanu psychicznego torturowanych ludzi. Wg niej, duża częstotliwość występowania zaburzeń psychicznych u laboratoryjnych szympansów to kolejny powód, dla którego powinno się usankcjonować zakaz prowadzenia badań na małpach. Wiemy, że wpływa to na umysł i dobrostan emocjonalny szympansów w analogiczny sposób jak psychologiczna trauma na doświadczenia ofiar tortur i innych form przemocy. Ferdowsian twierdzi, że zakaz powinien objąć nie tylko szympansy, ale wszystkie naczelne. Ze względu na podobieństwo do naszej fizjologii mózgu są one wykorzystywane jako "użyteczny model" chociażby choroby Parkinsona, udaru czy schizofrenii. W całej Europie każdego roku prowadzi się eksperymenty na ok. 10 tys. naczelnych. Wielu członków Parlamentu Europejskiego opowiada się jednak za wprowadzeniem odpowiednich uregulowań prawnych.
  5. Dywany mogą mieć różne kształty i wzory, coraz częściej zaczynają być też wykorzystywane jako narzędzie komunikacji czy powierzchnia reklamowa. Mając to na uwadze, zespół meksykańskich projektantów NEL stworzył dywan nawiązujący do problemu globalnego ocieplenia. Global Warming powstał w tkalniach hiszpańskiej firmy Nanimarquina. Będzie go można podziwiać na tegorocznym Międzynarodowym Festiwalu Mebli w Walencji między 23 a 27 września. Na dużej niebieskiej przestrzeni widać niewielką białą plamę ze stojącym na niej niedźwiedziem polarnym. Już teraz dywan wzbudza mieszane uczucia. Jedni uznają go za świetną inicjatywę, inni za satyrę. Reszta wskazuje na nietrafność pomysłu, podkreślając, że niedźwiedzie polarne umieją pływać.
  6. Naukowcy z australijskiego Garvan Institute of Medical Research odkryli cząsteczkę, które zastosowanie może znacząco poprawić skuteczność terapii niektórych nowotworów, m.in. raka piersi oraz niektórych białaczek. Zidentyfikowany związek pozwala na odcięcie zmienionej tkanki od sygnałów stymulujących jej wzrost. Odkrycie było możliwe dzięki zbadaniu jednego z mechanizmów pobudzających podziały komórkowe. Opiera się on na odkrytym wiele lat temu białku HER2, funkcjonującym jako receptor dla jednego z chemicznych sygnałów pobudzających rozrost tkanki. W prawidłowo funkcjonujących komórkach regulacja jego syntezy jest ściśle kontrolowana, lecz w wielu przypadkach (20-30% w przypadku raka piersi) dochodzi do jego nadprodukcji, która prowadzi do zbyt intensywnych podziałów komórkowych. Sygnał odebrany przez HER2 jest następnie przekazywany do innego białka, zwanego Gab2, będącego kolejnym elementem tzw. kaskady sygnałowej. Właśnie ta cząsteczka może, zdaniem Australijczyków, być wykorzystana jako atrakcyjny cel terapii. Zespół prowadzony przez prof. Rogera Daly'ego, odkrywcę funkcji Gab2, zidentyfikował ostatnio wewnątrzkomórkowe białko zdolne do jego blokowania. Jak tłumaczy naukowiec, cząsteczka działająca jako "wyłącznik", nazywana 14-3-3, jest używana w celu zablokowania Gab2 w wielu sytuacjach, gdy nie jest ono w komórce potrzebne. 14-3-3 funkcjonuje w tym procesie najprawdopodobniej dzięki "zasłanianiu" tzw. miejsc aktywnych w strukturze Gab2, odpowiedzialnych za jego funkcje. Kolejnym etapem badań ekspertów z antypodów będzie zdobycie informacji na temat struktury 14-3-3 i jego oddziaływania z blokowaną przez nie proteiną. Dokładna identyfikacja wzajemnych interakcji między tymi cząsteczkami powinna ułatwić opracowanie nowych leków, które naśladowałyby ten proces i spowalniałyby rozwój nowotworu.
  7. Sport i rywalizacja od zawsze pociągały ludzi. Zmagania zawodników były już dla starożytnych niezwykle ważne, a ich zwycięzcy wnet stawali się bohaterami dla całych społeczności. Nic więc dziwnego, że każdy ze sportowców starał się za wszelką cenę osiągnąć jak najlepszy wynik. Jak pokazuje historia, nie zawsze osiągali ten cel uczciwie. Sprawa dopingu staje się szczególnie istotna podczas igrzysk olimpijskich. Jest to najbardziej prestiżowa impreza sportowa świata i druga, po mistrzostwach świata w piłce nożnej, najchętniej oglądana w telewizji. Spotkanie, które jeszcze 112 lat temu, gdy wskrzeszano tę piękną grecką tradycję, miało być manifestacją pokoju i jedności, dziś stało się wartym miliardy dolarów spektaklem. Czy zawodnicy, skuszeni korzyściami wynikającymi z wygranej, sięgną po doping? Czy zostaną na tym przyłapani? Dlaczego w ogóle walczymy z dopingiem i czy ma to sens? To pytania, które z pewnością zada sobie wielu widzów oglądających rozpoczynającą się właśnie olimpiadę. Początki Różne metody wspomagania organizmu są stosowane od bardzo dawna. Już starożytni greccy atleci używali specjalnych diet, złożonych głównie z mięsa, by wzmocnić się przed rywalizacją, a etiopscy wojownicy żuli surowe ziarna kawowca dla poprawy wydolności. Prawdziwa rewolucja przyszła jednak wraz ze stopniowym rozwojem sportu zawodowego oraz odnowionego w 1896 roku ruchu olimpijskiego. Początkowo nie istniały żadne regulacje dotyczące metod stymulacji organizmu w sporcie. Zaczęło się to jednak zmieniać, gdy zauważono, że w pogoni za spełnieniem słynnej idei citius-altius-fortius (łac. „szybciej-wyżej-mocniej") zawodnicy byli gotowi narażać własne ciała na zagrożenie. Już na trzecich igrzyskach olimpijskich Thomas Hicks, zwycięzca maratonu, przyjmował w czasie wyścigu(!), surowe jajka, brandy oraz... zastrzyki strychniny, które podawał mu jego trener. Czy spowodowało to wybuch skandalu? Wręcz przeciwnie - po zwycięstwie Amerykanina strychnina stała się popularnym „dopalaczem", uznawanym nawet za niezbędny do przetrwania w sportach wytrzymałościowych. Inną popularną wówczas używką, stosowaną głównie przez kolarzy, była kokaina. Albert Londres, francuski dziennikarz, opisuje w swojej książce Les Forçats de la Route („Skazańcy na drodze"), wypowiedź Henri Pélissiera, jednego z uczestników morderczego wyścigu kolarskiego Tour de France: Chcecie wiedzieć, jak to wytrzymujemy? [w tym momencie zawodnik wyciągnął z torebki kilka fiolek]: To kokaina, dla naszych oczu. A to chloroform, dla naszych dziąseł. Po wyciągnięciu jeszcze kilku pudełek z tabletkami powiedział krótko: Tak naprawdę, trzyma nas przy życiu dynamit. Tak drastyczne przypadki dopingu sprawiły, że wprowadzenie regulacji było konieczne. Pierwsze próby walki z szkodliwymi formami poprawy wydolności podjęła Międzynarodowa Federacja Lekkoatletyki Amatorskiej (IAAF, od ang. International Amateur Athletic Federation), zakazując w 1928 r. stosowania „substancji stymulujących". Przepis ten pozostał jednak martwy, gdyż definicja była zbyt niejasna, a techniki pozwalające na wykonanie jakichkolwiek testów antydopingowych jeszcze nie istniały. W następnych dekadach do walki z niedozwolonymi środkami dołączały kolejne federacje, lecz żadna z nich nie przeprowadzała badań na obecność zabronionych substancji. Pierwsze próby walki z dopingiem Przełom nadszedł dopiero w roku 1960, gdy na trasie wyścigu kolarskiego w czasie Igrzysk w Rzymie zmarł reprezentujący Danię Knud Enemark Jensen. Dla władz sportowego świata stało się jasne, że zakazy nie przynoszą efektów i konieczne jest badanie sportowców w poszukiwaniu substancji wspomagających. Po sześciu latach od śmierci Duńczyka Międzynarodowa Unia Kolarstwa (UCI) oraz odpowiedzialna za piłkę nożną FIFA wprowadziły testy pozwalające na wykrycie najczęściej stosowanych narkotyków. Na igrzyskach olimpijskich przeprowadzono je po raz pierwszy w roku 1968. Pokusa zwycięstwa i sławy wciąż była jednak wielka... W czasie, gdy udało się ograniczyć używanie kokainy i podobnych do niej związków, trenerzy i sportowcy odkryli nowe formy „wspomagania". Tym razem jednak, nie dawały one chwilowego wzmocnienia potrzebnego na finiszu maratonu, lecz pozwalały na szybkie rozbudowanie tkanki mięśniowej. Mowa, oczywiście, o sterydach anabolicznych. Jeden z najsłynniejszych przypadków ich stosowania dotyczył drużyny pływaczek z NRD. Zawodniczki, stymulowane najprawdopodobniej testosteronem, najpierw zdobyły 10 z 14 możliwych złotych medali na Mistrzostwach Świata w Belgradzie w 1973, a trzy lata później wygrały w 10 spośród 12 finałów na Igrzyskach Olimpijskich w Montrealu. Trener Niemek, zapytany o ich podejrzanie niski głos, odpowiedział słynnymi słowami one tu przyjechały pływać, nie śpiewać. Reprezentacja NRD była jednak bezkarna, gdyż nie istniały przepisy zakazujące stosowania hormonów steroidowych.
  8. Odciski palców wielokrotnie służyły detektywom jako ślad pozwalający na stwierdzenie tożsamości osób, które przebywały na miejscu zbrodni. Dzięki wysiłkom badaczy z Uniwersytetu Purdue staną się one jeszcze bardziej przydatne. O swoim najnowszym osiągnięciu donoszą na łamach czasopisma Science. Opracowana przez Amerykanów technologia umożliwia zbadanie unikalnej "sygnatury chemicznej" pozostawionego odcisku. Pozwala to na wykrycie śladowych ilości związków chemicznych, które odkładają się na opuszce palca, a następnie są przenoszone na dotykaną powierzchnię. Dzięki temu możliwe jest zidentyfikowanie substancji, z którymi "właściciel" odcisku miał kontakt, oraz odróżnienie od siebie odcisków nałożonych jeden na drugim. Dotychczas osiągnięcie tak dużej precyzji analizy było dla specjalistów z zakresu kryminalistyki niemożliwe. Klasycznym przykładem odcisku palca jest atramentowy wzór przedstawiający unikalne krzywe i pętle. Używany jest do identyfikacji, lecz odciski palców zawierają także wyjątkowy zestaw związków chemicznych, tłumaczy R. Graham Cooks, jeden z autorów technologii. Badacz wyjaśnia, że część substancji pozostawionych na badanej powierzchni jest uniwersalna dla dłoni wszystkich ludzi, lecz niektóre z nich są inne u każdego z nas i pozwalają na identyfikację pojedynczych osób. Opisywana metoda jest tak precyzyjna, że możliwe jest wykrycie pojedynczego śladu zakrytego przez wiele innych. Dokładność analizy jest tak duża, że na podstawie zebranych informacji można z łatwością odtworzyć kształt opuszki palca, który pozostawił odcisk, a następnie zidentyfikować jego właściciela, jeśli tylko znajduje się on w bazie danych. Proces zbierania badanego materiału nie różni się niczym od metody stosowanej standardowo - wystarcza do tego zwyczajna taśma klejąca. Kolejny etap analizy polega na zastosowaniu spektroskopii masowej. Polega ona na jonizacji rozpylonej wewnątrz maszyny wody, która opada następnie na badaną powierzchnię i przekazuje swój ładunek elektryczny znajdującym się na niej substancjom. Uzyskane w ten sposób jony są następnie wprawiane w ruch dzięki przyłożeniu pola elektrycznego. Energia użyta do tego procesu jest dobrana tak, by każda z substancji uzyskała identyczny, jednostkowy ładunek elektryczny. Dzięki pomiarowi prędkości, do jakiej rozpędzają się pod wpływem pola elektrycznego poszczególne cząsteczki, możliwe jest ustalenie masy każdej z nich. Ponieważ każdy związek chemiczny ma wyjątkową masę cząsteczkową, możliwe jest zidentyfikowanie substancji znajdujących się w określonym punkcie. Użycie spektroskopii masowej jest znaczącym krokiem naprzód w dziedzinie kryminalistyki. Pozwoli na zwiększenie czułości analizy pozostawionych śladów oraz określenie substancji i przedmiotów, z którymi miała kontakt osoba, która je pozostawiła. Czynnikiem, który może utrudnić upowszechnienie nowej technologii, może się okazać cena aparatury, wynosząca do kilkuset tysięcy złotych. To dość duża kwota, biorąc pod uwagę, że słynnemu Sherlockowi wystarczała w zupełności zwykła lupa...
  9. Komputery potrafią pokonać arcymistrza szachowego, a od niedawna radzą sobie też z mistrzami w pokerze. Ostatnie wydarzenie pokazuje, że zbliża się moment, gdy ulegnie im mistrz w Go - uznawanej za ostateczny bastion przewagi człowieka nad maszyną. Podczas zorganizowanych w USA zawodów program MoGo pokonał o 1,5 punktu Myungwana Kima, mistrza, którego siła oceniana jest na 8 w 9-stopniowej skali dan. Nie możemy jeszcze mówić o całkowitej porażce człowieka, gdyż MoGo miał przewagę (handicap) 9, co oznacza, że na początku rozgrywki maszyna miała na planszy rozłożonych 9 kamieni. Jednak sukces oprogramowania pokazuje, jak bardzo zmieniły się możliwości maszyn. Jeszcze w 1997 roku komputer grający z człowiekiem, którego siła była oceniana na 1 dan, przegrał pomimo handicapu 25. Zwycięstwo maszyny zaskoczyło uczestników turnieju, którzy byli przekonani, że jak zwykle komputer przegra. Sam Kim stwierdził, że komputer grał bardzo dobrze. Mistrz ocenił jego siłę na dwa, może trzy dan, ale dodał, iż niektóre ruchy były na poziomie 5 dan. Przeciwnikiem Kima były wynajęte moce obliczeniowe superkomputerów. MoGo było obsługiwane w sumie przez 800 procesorów taktowanych zegarem o częstotliwości 4,7 GHz, a ich moc obliczeniowa wynosiła 15 teraflopsów.
  10. Studenci z University of Southampton dowodzą, że do licznych zadań lepiej zaprzęgnąć całą grupę tanich robotów, z których każdy będzie wykonywał inną pracę. Stworzenie takich maszyn jest znacznie mniej kosztowne i skomplikowane, niż urządzeń wielofunkcyjnych. Brytyjscy studenci podczas konferencji Alife XI zaprezentowali niezależne roboty, z których każdy kosztował zaledwie 24 funty. Maszyny potrafiły się poruszać i komunikować za pomocą czujników na podczerwień. Podczas pokazu celem robotów było samodzielne podzielenie się zadaniami do wykonania. O tym, które zadanie robot wybrał, informowała zapalająca się lampka. Do wyboru były dwa zadania, symbolizowane przez kolor czerwony i zielony. Robotami nie zarządzało żadne centralne oprogramowanie. Po uruchomieniu maszyny zaczęły się poruszać i komunikować ze sobą, a po chwili 80% z nich wybrało zadanie czerwone, a 20% - zielone. Studenci postanowili zasymulować awarię niektórych maszyn i zabrali część z "zielonych" robotów. Okazało się, że w chwilę potem reszta urządzeń ponownie podzieliła się zadaniami w stosunku 80:20. Klaus-Peter Zauner, który w Southampton University kieruje pracami nad stadami robotów, mówi, że eksperyment udowodnił, iż zastosowanie grupy prostych maszyn jest bardziej opłacalne, niż skonstruowanie jednej wielozadaniowej maszyny. Jeśli bowiem wyślemy roboty na Marsa, to w przypadku jednej maszyny, gdy dojdzie do awarii kilku podzespołów, zadanie nie zostanie wykonane. Grupa maszyn nadal będzie mogła doprowadzić je do końca nawet wówczas, gdy część z nich się zepsuje. Podczas Alife XI pokazano też inne stado robotów, która powstała w ramach Shot. To wspólny projekt Wolnego Uniwersytetu z Brukseli i Instytutu Nauk Poznawczych i Technologii w Rzymie. Roboty z grupy Shot wyposażono w "dłonie". Poruszając się i spotykając, mogły samodzielnie zdecydować, z którym ze swoich pobratymców się przywitają. Ich twórcy podkreślają, że nie zaimplementowano im typowych algorytmów, określających, jak należy postąpić w danych warunkach. Maszyny wyposażono w mechanizmy wspomagające uczenie się, dzięki którym samodzielnie dostosowują się do sytuacji. Stada robotów mogą zostać wykorzystane nie tylko w kosmosie. Na Ziemi przydadzą się podczas poszukiwania ofiar katastrof budowlanych. Ponadto można je będzie wykorzystać np. do budowy gigantycznych, liczących setki kilometrów kwadratowych, farm energii słonecznej położonych z dala od ludzkich osiedli.
  11. Ofiary czy świadkowie napadów z bronią w ręku pamiętają często wszystkie szczegóły związane z narzędziem zbrodni, nie mogąc powiedzieć właściwie nic na temat wyglądu sprawcy. Naukowcy z Uniwersyteckiego College'u Londyńskiego rozgryźli, jaki mechanizm kryje się za efektem skupienia się na broni (ang. weapon focus effect). Przyczyną są ograniczenia naszej pamięci wzrokowej. Przez pół wieku uznawano, że przyglądając się przemocy, jesteśmy w stanie przechować w pamięci roboczej 4-5 elementów. Brytyjczycy wspominają o góra dwóch elementach i twierdzą, że wzrokowa pamięć robocza ulega nierównomiernemu rozłożeniu na całości pola widzenia. Jednym przedmiotom/ludziom poświęca się więcej uwagi, innym mniej. Gros zasobów pamięci mózg kieruje na elementy interesujące, a tło zostaje właściwie wyeliminowane (Science). Tak więc, gdy ktoś wpada z obrzynem do banku, zapamiętujemy szczegóły lufy, rękojeści itp., ale trudno nam jako świadkom powiedzieć cokolwiek o ubiorze lub kolorze oczu napastnika. Niewiele detali rejestrowanych przez pamięć roboczą to zarazem ubóstwo powstających na tej podstawie śladów pamięciowych. Chodzi o alokowanie pamięci roboczej na obiektach najważniejszych. Nasza pamięć jest ograniczona, więc musi być używana elastycznie – wyjaśnia szef zespołu badawczego, dr Paul Bays. Podczas eksperymentów wolontariusze spoglądali na ekran komputera, na którym widniał zestaw obiektów. Potem w nieco innym miejscu pojawiał się tylko jeden z nich. Zadanie polegało na stwierdzeniu, czy przedmiot przesunął się w lewo, czy w prawo. Dokładność przypominania sobie pierwotnego położenia spadała ze wzrostem liczby wyświetlanych elementów, ale nie zaobserwowano ostrego spadku osiąganych wyników po przekroczeniu uznawanej dotąd za krytyczną granicy 4 obiektów. Jeśli psycholodzy zwiększali znaczenie jakiegoś obiektu, np. uciekając się do krótkotrwałych rozbłysków, w następnych testach był lepiej zapamiętywany. Działo się to jednak kosztem innych elementów. Kiedy przyglądamy się jakiejś scenie, nie zapamiętujemy wszystkich szczegółów, ale pewien ogólny zarys i 1-2 szczegóły – podsumowuje profesor Masud Husain.
  12. Naukowcom udało się stworzyć najcieńszy na świecie balon. Jego powłoka składa się z pojedynczej warstwy atomów. Grafenowy balon powstał przez przypadek. Badaliśmy niewielkie grafenowe trampoliny i przypadkowo stworzyliśmy powłokę z grafenu, która otaczała wolną przestrzeń. Zaczęliśmy się jej przyglądać i okazało się, że wewnątrz został uwięziony gaz - mówi Paul McEuen, fizyk z Cornell University. Kolejne badania wykazały zadziwiającą właściwość balonu - jego ścianki są całkowicie nieprzepuszczalne nawet dla najmniejszych cząstek gazu. To niezwykłe, że coś o grubości zaledwie jednego atomu może tworzyć nieprzepuszczalną barierę. Z jednej strony możemy mieć gaz, a z drugiej próżnię lub płyn. A pomiędzy nimi będzie ściana grubości jednego atomu i nic przez nią nie przeniknie - dodaje naukowiec. Trudno wyobrazić sobie wszystkie możliwości zastosowania nowej bariery. Już teraz wiadomo, że może odegrać ona olbrzymią rolę w nauce i medycynie. McEuen mówi np. o tworzeniu "akwariów" z molekułami. Z jednej strony błony można umieścić instrumenty badawcze znajdujące się w próżni lub otoczone powietrzem, a z drugiej - DNA lub białka w roztworach. Dzięki temu, że błona ma grubość zaledwie 1 atomu instrument badawczy będzie mógł zbliżyć się do badanej molekuły na niewielką odległość. Membrana pozwoli też np. na stworzenie wyjątkowo wrażliwych czujników czy filtrów. Gdy mamy nieprzepuszczalną membranę, możemy w niej wycinać otwory o dowolnej średnicy i decydować w ten sposób, co może się przez nią przedostać. Szczegóły badań nad najcieńszym balonem świata ukażą się w piśmie Nano Letters.
  13. Badacze z kilku amerykańskich uczelni, m.in. Harvard Stem Cell Institute, twierdzą, że udało im się zapoczątkować erę badania setek chorób w szalkach Petriego. Pobrali oni komórki od osób z 10 poważnymi chorobami i przeprogramowali je, uzyskując 20 linii indukowanych pluripotencjalnych komórek macierzystych (iPS, ang. induced pluripotent stem cells). Dzięki Amerykanom wiadomo, że w przypadku wielu chorób reprogramowanie jest możliwe. Poza tym to spora oszczędność dla naukowców, którym brakuje czasu lub funduszy na wyhodowanie własnych linii komórek (Cell). Harvard Stem Cell Institute ma ufundować centralne laboratorium, z którego zasobów będą mogli za darmo skorzystać prowadzący doświadczenia akademicy. Naukowcy posłużyli się metodą uzyskania iPS, opracowaną dwa lata temu przez Shinyę Yamanakę z Uniwersytetu w Kioto. Nieznacznie ją przy tym zmodyfikowali. Na co chorowali pacjenci, od których pobrano materiał? Na dystrofię mięśniową, choroby Huntingtona i Gauchera, cukrzycę typu 1., zespół Downa czy chorobę Parkinsona. Doug Melton, dyrektor harvardzkiego Instytutu, uważa, że tworzenie linii pochodzących od wielu pacjentów z, dajmy na to, cukrzycą, pozwoliłoby określić zakres zmienności genów przyczyniających się do zachorowania. Na specyficznych dla choroby komórkach macierzystych można by w przyszłości testować leki oraz hodować je do przeszczepów. Linie iPS dokładniej naśladują przebieg choroby, niż da się to osiągnąć podczas eksperymentów na myszach i innych zwierzętach laboratoryjnych. Na razie technikę zastosowano tylko do 10 chorób, ale na pewno ich lista zostanie wydłużona. Kierownik zespołu badawczego, profesor George Daley ze Szpitala Dziecięcego w Bostonie, cieszy się, że wreszcie udało się spełnić marzenie o przeniesieniu choroby do probówki. Będzie przecież można obserwować rozwój tkanki z pierwotną wadą genetyczną na płytce laboratoryjnej. Zostaną, oczywiście, wybrane tkanki upośledzane przez konkretną chorobę. Daley ma nadzieję, że już niedługo wynaleziona w Japonii technika zostanie wykorzystana w codziennej praktyce szpitalnej. Dzięki niej terapie zaprojektowane pod kątem określonego pacjenta stałyby się rzeczywistością. Wystarczyłoby przeprojektować komórki, by usunąć powodującą chorobę wadę, a następnie wszczepić je podopiecznemu.
  14. Od wieków marynarze opowiadali o pojawiających się znikąd olbrzymich falach, które z łatwością zatapiały nawet największe statki. Do niedawna opowieści te uważano za fantazje, jednak w roku 1995 na platformie wiertniczej na Morzu Północnym zauważono taką właśnie falę. Okazało się zatem, że te tzw. fale wyjątkowe istnieją. Od tamtego czasu prowadzone są ich badania. Wiadomo, że fale te mogą mieć nawet 30 metrów wysokości. Dotychczas naukowcy nie byli pewni, co powoduje ich powstawanie. Profesor fizyki Peter McClintock z University of Lancaster, który specjalizuje się fizyce niskich temperatur oraz oddziaływaniach nieliniowych, przeprowadził eksperymenty, podczas których wytworzył fale wyjątkowe. Oczywiście testy przeprowadzono w laboratorium na niezwykle małą skalę. Wykorzystanie ciekłego helu pozwoliło potwierdzić teorię, że fala wyjątkowa powstaje wskutek niezwykle rzadkiego zjawiska zsumowania się mniejszych fal. Zwykle zachodzi proces odwrotny - duże fale słabną, rozbijają się na mniejsze i zanikają. W przypadku fal wyjątkowych jest inaczej. Badania McClintocka przynoszą też kolejną ważną informację - okazuje się, że fale wyjątkowe nie potrzebują do powstania setek kilometrów otwartych wód. Naukowiec uzyskał swoje fale, jak sam mówi, "zadziwiająco szybko". Teraz profesor McClintock chce się dowiedzieć, jakie siły powodują powstawanie fal wyjątkowych. Czy jest to np. wiatr czy oddziaływanie księżyca. Jego badania mogą mieć bardzo praktyczne zastosowanie. Jeśli nauczymy się tworzyć fale wyjątkowe lub kontrolować ich powstawanie, może to ocalić statki pływające po oceanach. Może też posłużyć do niszczenia statków przeciwnika. A, jak zauważa brytyjski uczony, być może w dalekiej przyszłości fale wyjątkowe zostaną wykorzystane do pozyskiwania energii. Jest to jednak, jak sam przyznaje, bardzo daleko idąca spekulacja. Szczegółowy opis badań McClintocka ukaże się w najbliższym numerze Physical Review Letters.
  15. W przeszłości udowodniono, że testosteron oddziałuje supresyjnie na układ odpornościowy, przez co panowie są podatniejsi na szereg chorób i częściej doświadczają nawrotów. Poza tym mężczyźni w większym stopniu niż kobiety przyczyniają się do rozprzestrzenienia choroby w populacji. Do tej pory nie było jednak wiadomo, co odpowiada za drugie z opisanych zjawisk. Daniel Grear z Uniwersytetu Stanowego Pensylwanii postanowił sprawdzić, w jaki sposób testosteron wpływa na zachowanie jednostek, bo być może to jego wysoki poziom zwiększa np. ryzykowność działania, a wskutek tego epidemia łatwiej się rozprzestrzenia. Amerykanie sztucznie zwiększyli stężenie tego hormonu u dzikich myszy. Dwudziestu czterem losowy wybranym samcom (wszystkie zostały schwytane w łapki w 5 lokalizacjach hrabstwa Huntingdon) wszczepiono implanty testosteronowe. Innym 25 samcom wszczepiono fałszywe implanty. Osobników z 3 pozostałych miejsc nie poddano żadnym zabiegom. Miały one stanowić grupę kontrolną. We wszystkich lokalizacjach myszy łapano dwa razy w tygodniu przez 1,5 miesiąca przed i 1,5 po manipulacji hormonalnej. Ryzyko chorób stwarzane przez samce mierzono, monitorując ich ruchy, a więc sieć kontaktów społecznych. Wszystkie myszy wyposażono w nadajniki, łatwo więc było oznaczyć ich pozycję przy ponownym złapaniu. Badanie wyłapanych ponownie myszy wykazało, że średnia liczba kontaktów zwierząt, którym podano "placebo" lub testosteron, z samcami i samicami znacznie wzrosła po manipulacji eksperymentalnej. Oznacza to, że wszystkie myszy mieszały się w większym stopniu, gdy wśród nich znajdowały się osobniki z podwyższonym poziomem męskiego hormonu płciowego. Uzyskane wyniki sugerują, że wystarczy, by tylko niektóre osobniki w populacji miały wysoki poziom testosteronu. Wpływają one bowiem na zachowanie otoczenia i napędzają transmisję chorób [czy patogenów] przekazywanych przez bliski kontakt, np. pasożytujących na błonie śluzowej układu oddechowego bakterii z rodzaju Bordetella.
  16. Niejednokrotnie czytamy doniesienia o sklepach, które zostały przyłapane na fałszowaniu dat przydatności do spożycia. Dzięki pracom naukowców z Tufts University, takie praktyki mogą odejść do lamusa. Zaproponowali oni bowiem stworzenie czujnika optycznego, który będzie znajdował się w pożywieniu i na bieżąco badał jego stan. Może np. zaalarmować, jeśli w żywności znajdą się niebezpieczne bakterie. Tak czujnik musi przede wszystkim nadawać się do zjedzenia. Ponadto musi być biodegradowalny i nieszkodliwy dla człowieka oraz środowiska. Problem w tym, że urządzenia takie jeszcze nie istnieją. Trwają jednak prace nad nimi. Naukowcy z Tufts mówią o bioaktywnym jedwabiu, który jest na tyle obiecujący, iż zainteresował się nim Departament Obrony USA. Jego agenda naukowa - DARPA - od roku finansuje badania nad tym materiałem, które prowadzone są m.in. przez uczonych z Tufts University. Oczywiście, głównym celem DARPA nie jest stworzenie czujnika do produktów spożywczych, a skonstruowanie optycznych biodegradowalnych podzespołów dla telekomunikacji. Naukowcy zwrócili uwagę właśnie na jedwab oraz włókna pająków, gdyż są to najmocniejsze naturalne włókna i charakteryzują się dobrymi właściwościami mechanicznymi oraz optycznymi. Uczeni z Tufts najpierw w roztworze wodnym gotowali kokony jedwabnika Bombyx mori, a następnie wyodrębnili z niego białko zwane serycyną. To tzw. klej jedwabny, zlepiający włókna. Następnie z białka stworzono cienkie błony, soczewki i hologramy. Porównanie ich właściwości z innymi biopolimerami wypadło na korzyść serycyny. Stworzone z niej urządzenia dorównywały konwencjonalnym soczewkom czy hologramom. Największą jednak zaletą serycyny jest fakt, iż można ją przetwarzać w środowisku wodnym w temperaturze pokojowej. A to oznacza, że do roztworu można dodać czujniki optyczne, które bez przeszkód będą pracowały po zakończeniu procesu produkcyjnego soczewek czy hologramów. Uczeni z Tufts dodali do swojego roztworu trzy różne materiały biologiczne: hemoglobinę, peroksydazę chrzanową oraz czerwień fenolową. Okazało się, że po roku przechowywania w temperaturze pokojowej materiały te pozostawały aktywne. Zwykle tracą aktywność w ciągu kilku dni po wyjęciu z lodówki. Co więcej, naukowcy dowiedzieli się również, że można tak zmienić właściwości samego kleju, by inaczej rozpraszał on światło w zależności od tego, czy czynnik biologiczny jest aktywny czy też nie.
  17. Choroby przyzębia są bezpośrednim czynnikiem ryzyka rozwoju cukrzycy typu drugiego - informują badacze z Mailman School of Public Health przy Uniwersytecie Columbia. O swoim odkryciu donoszą na łamach czasopisma Diabetes care. Trwające 20 lat badanie objęło grupę 9000 uczestników, u których w momencie rozpoczęcia analizy nie wykryto cukrzycy typu 2. W ciągu kolejnych dwóch dekad do rozwoju choroby doszło u 817 z nich. W czasie trwania eksperymentu obserwowano, czy badane osoby cierpią na choroby przyzębia i jeśli tak, to jak daleko były one rozwinięte. Zebrane informacje zostały, oczywiście, skorygowane o inne czynniki rozwoju cukrzycy, takie jak: wiek, palenie tytoniu, otyłość, nadciśnienie i sposób odżywiania. Wyniki analizy dowodzą wyraźnie, że pacjenci, którzy w trakcie dwudziestoletniego okresu obserwacji chorowali na schorzenia przyzębia, znacznie częściej zapadali później na cukrzycę. Co ciekawe jednak, bardzo zaawansowane choroby jamy ustnej... znacznie redukowały ryzyko zachorowania na cukrzycę. Jak to możliwe, tłumaczy główny autor badania, dr Ryan T. Demmer: To może sugerować, że osoby, które straciły wszystkie zęby, przechodziły w pewnym momencie infekcję, lecz w efekcie straciły wszystkie zęby i usunęły źródło zakażenia. Warto wspomnieć, że podobną zależność zaobserwowano niedawno także w odniesieniu do choroby wieńcowej, której ryzyko także rośnie w wyniku infekcji przyzębia. Lekarze od pewnego czasu wiedzieli, że cukrzyca sprzyja rozwojowi chorób przyzębia, lecz odkrycie odwrotnej zależności jest nowością. Jest to bardzo istotna wiadomość, gdyż obie te choroby występują niezwykle często - w Stanach Zjednoczonych chorych na cukrzycę jest ok. 8% dorosłych obywateli, zaś schorzenia przyzębia dotykają aż jednego na sześciu mieszkańców. Może to więc oznaczać, że poprawa opieki stomatologicznej nad pacjentami może zmniejszyć liczbę chorych na obie te choroby jednocześnie.
  18. Przedstawiciele amerykańskiej firmy Argos Therapeutics poinformowali o pomyślnym zakończeniu pierwszej fazy testów klinicznych nowego leku zwalczającego infekcję wirusem HIV. O swoim odkryciu poinformowali poczas XVII Międzynarodowej Konferencji o AIDS, która odbyła się w ostatnich dniach w Mexico City. Nowa terapia, oznaczona nazwą kodową AGS-004, jest w rzeczywistości czymś więcej, niż pojedynczym lekiem. Jej głównym elementem jest technologia nazwana przez jej twórców Arcelis. Umożliwia ona dostarczenie RNA z cząstek wirusowych pobranych bezpośrednio od pacjenta do komórek układu odpornościowego zwanych komórkami dendrytycznymi (DC, od ang. Dendritic Cells), również uzyskanych od chorego. Proces "załadunku" materiału genetycznego, zwany transfekcją, przeprowadza się w laboratorium, poza ciałem pacjenta. Wstawione do komórki RNA służy jako "instrukcja", na podstawie której komórki dendrytyczne syntetyzują białka wirusowe, zwane przez immunologów antygenami. Po zakończeniu tego procesu DC "prezentują" fragmenty protein na swojej powierzchni. W ten sposób przekazują innym komórkom układu odpornościowego sygnał do ataku skierowanego właśnie na prezentowany cel. Przygotowane w ten sposób komórki podaje się z powrotem do organizmu, gdzie dochodzi do wywołania odpowiedzi immunologicznej na białka wirusowe, co jest jednoznaczne z atakiem na komórki zakażone HIV. Ponieważ terapia jest zindywidualizowana i źródłem materiału genetycznego jest "własny" wirus pacjenta, gwarantuje to optymalną odpowiedź immunologiczną niezależną od mutacji, zachodzących u HIV wyjątkowo często (seryjnie produkowany lek nie dawałby gwarancji, że każdy szczep wirusa zostanie zaatakowany). Użycie własnych komórek dendrytycznych chorego także nie jest przypadkiem, gdyż zapewnia to wykrycie prezentowanego przez nie sygnału przez resztę układu odpornościowego. Celem pierwszej fazy testów klinicznych nowego leku jest przede wszystkim ocena jego bezpieczeństwa oraz metabolizmu w organizmie pacjenta. W przypadku AGS-004 wykazano także, że technologia Arcelis spełnia swoje zadanie, tzn. pobudza odpowiedź immunologiczną zależną od tzw. cytotoksycznych limfocytów T, których zadaniem jest m.in. właśnie eliminacja komórek zakażonych wirusami. Pozytywne wyniki trwającego 12 miesięcy eksperymentu umożliwiły rozpoczęcie kolejnej fazy badań nad nowym produktem Argos Therapeutics. Niezależni badacze zajmujący się próbami klinicznymi AGS-004 są zadowoleni z ich rezultatów. Wyniki tego badania pokazują, że podejście do zindywidualizowanej immunoterapii zastosowane w technologii Arcelis pokonuje przeszkody, z którymi nie radzą sobie inne terapie zwalczająće HIV, na czele ze zróżnicowaniem genetycznym i antygenowym wirusa, tłumaczy dr Jean-Pierre Routy, główny nadzorca testów. Dodaje: Dzięki prezentowaniu szerokiego zakresu autologicznych [własnych - red.] antygenów limfocytom T, metoda wywołuje charakterystyczną dla pacjenta odpowiedź immunologiczną zoptymalizowaną dla każdego pacjenta z osobna. Ta unikalna cecha, w połaczeniu z pomyślnymi danymi na temat bezpieczeństwa zebranymi dzięki temu badaniu, czyni z niej solidną podstawę dla potencjalnie skutecznego leczenia pacjentów zakażonych HIV.
  19. Zakłada się, że podczas negocjacji mężczyźni będą bardziej asertywni, a kobiety skupią się na nawiązywaniu więzi z partnerem. Jared Curhan z MIT i Jennifer Overbeck z Uniwersytetu Południowej Kalifornii zauważyli jednak, że kiedy ludzie próbują wywrzeć na kimś dobre wrażenie, zachowują się inaczej, niż przewidują stereotypy płciowe (Negotiation and Conflict Management Research). Naukowcy zebrali 190 studentów kierunków biznesowych. Przydzielono ich do jednopłciowych grup. Część trafiła do zespołu pracodawców, a część do zespołu ubiegającego się o jakieś stanowisko. Połowie ochotników zaoferowano pieniądze, które miały stanowić dodatkową zachętę do zaimponowania partnerom negocjacji. Poza tym eksperyment był typową symulacją rozmowy w sprawie zatrudnienia. Zachęceni gotówką do wywierania na kimś dobrego wrażenia członkowie grupy o wyższym statusie (szefostwo) zachowywali się odwrotnie niż można by się spodziewać, biorąc pod uwagę stereotypy. Kobiety negocjowały bardziej agresywnie, a dla odmiany mężczyźni łagodzili swoje podejście do rozmówców. Amerykanie przypuszczają, że nagroda skłania do eliminowania potencjalnych wad, dostrzeganych przez drugą z negocjujących stron. Panie nie chcą być postrzegane jako zbyt miękkie i nieskuteczne negocjatorki, dlatego zaczynają zdecydowanie obstawać przy swoich racjach. Z kolei panowie nie zamierzają uchodzić za agresywnych za wszelką cenę, dlatego starają się zwracać uwagę na potrzeby i prośby innych. Jak partnerzy interakcji oceniali niecodzienne zachowania każdej z płci? Emocjonalni mężczyźni rzeczywiście bardziej podobali się odbiorcom, niestety, tego samego nie można już powiedzieć o zdecydowanych kobietach.
  20. Francuscy naukowcy odkryli wirusa należącego do zupełnie nowej grupy. Jest to pierwszy w historii wirus zdolny do atakowania innych wirusów i przejmowania fragmentów ich informacji genetycznej. Odkrycia dokonali badacze z działającego we francuskiej Prowansji Uniwersytetu Śródziemnomorskiego. Podczas badań nad innym mikroorganizmem, zwanym mamawirusem, zaobserwowano znacznie mniejszego wirusa, którego nazwano Sputnikiem. Po odkryciu jego wyjątkowych właściwości sklasyfikowano go nieoficjalnie jako wirofaga (ang. virophage), czyli wirusa żerującego na innych wirusach. Zespół, prowadzony przez Didiera Raoulta, zauważył, że nowoodkryty mikrob nie tylko znacznie ogranicza rozprzestrzenianie się infekcji mamawirusów pomiędzy komórkami ich gospodarza, ameby, lecz także jest najprawdopodobniej zdolny do przechwytywania genów innych wirusów. Odkrycie może być okazać się bardzo istotne dla naukowców badających ewolucję mikroorganizmów, a być może posłuży także do opracowania skutecznych terapii antywirusowych na potrzeby medycyny. Sami odkrywcy jednak traktują te spekulacje bardzo ostrożnie. Jest zbyt wcześnie, by móc mówić, że możemy użyć Sputnika jako broni przeciwko większym wirusom lub środka pozwalającego na ich modyfikację, mówi pracujący przy badaniach Bernard La Scola. Zastrzega jednak, że skoro atakujące bakterie bakteriofagi są zdolne do modyfikacji informacji genetycznej swoich ofiar, być może mikroorganizmy stworzone na podstawie genów Sputnika będzie można wykorzystać w podobny sposób. Sputnik przypomina swoim "zachowaniem" wirusy zwane satelitami, do których należy m.in. wirus zapalenia wątroby typu D, zdolny do replikacji wyłącznie wtedy, gdy dokonuje infekcji wspólnie z innym wirusem. Nowo odkryty mikroorganizm jest jednak wyjątkowy, gdyż jest zdolny do zmniejszenia aktywności replikacyjnej mamawirusa, przez co znacznie ogranicza jego zdolność do infekcji. Ustalenie nazwy "wirofag" miało zapewne podkreślić rangę odkrycia, lecz nie wszyscy eksperci zgadzają się z tym określeniem. Jak podkreśla Geoffrey Smith, wirusolog pracujący dla londyńskiego Imperial College, oba mikroby walczą o metabolity tej samej komórki i nie występuje tu proste żerowanie jednego wirusa na drugim. Dodaje: bakteriofagi replikują wyłącznie w bakteriach i to wszystko, czego potrzebują, więc użycie określenia "wirofag" jest niepoprawne. Czy nowa nazwa przyjmie się w świecie nauki? Dowiemy się tego najprawdopodobniej w najbliższych latach. Z pewnością jednak możliwość, że jeden wirus może wywołać "chorobę" u drugiego jest niezwykle interesująca.
  21. Papryczki chili wywołują uczucie gorąca nie tylko wskutek podrażnienia receptorów w neuronach czuciowych. Okazuje się, że kapsaicyna nasila termogenezę, czyli proces wytwarzania ciepła. Yasser Mahmoud zauważył, że kapsaicyna zmienia aktywność SERCA - białka występującego w mięśniach. W normalnych warunkach skurcz powoduje uwolnienie kationów wapnia z retikulum endoplazmatycznego (ER). SERCA aktywnie pompuje kationy z powrotem do ER, wykorzystując przy tym energię z rozpadu wiązań ATP. Mięśnie ulegają wtedy rozluźnieniu. Po zjedzeniu pikantnej potrawy kapsaicyna wiąże się z SERCA i hamuje jego aktywność pompującą. ATP jest jednak nadal wykorzystywane. Ponieważ nie zachodzi transport jonów, cała energia przekształca się w ciepło. Mahmoud potwierdza, że kapsaicyna jest pierwszą naturalną substancją, która nasila termogenezę. Opisywane badania wyjaśniają, w jaki konkretnie sposób alkaloid papryczki zwiększa metabolizm i temperaturę ciała. Co prawda w czasie eksperymentów posłużono się dużymi dawkami kapsaicyny (zjedzenie takich ilości jest praktycznie niemożliwe), ale struktura cząsteczki pozwoli zapewne zaprojektować skuteczne leki przeciwko hipotermii.
  22. Jak donosi serwis Flightglobal, szef NASA, Michael Griffin, poinformował, że Agencja chce wkrótce podpisać porozumienie, na podstawie którego na Międzynarodowej Stacji Kosmicznej będzie testowany nowy typ napędu dla pojazdów kosmicznych. Mowa tutaj o wykorzystującym plazmę systemie VASIMR (Variable Specific Impulse Magnetoplasma Rocket). Składa się on ze źródła energii elektrycznej, która jonizuje paliwo w plazmę. Pole elektryczne podgrzewa i nadaje jej przyspieszenia, a generowane przez elektromagnesy pole magnetyczne - kierunek. Strumień wydobywającej się z dysz plazmy nada pęd pojazdowi kosmicznemu. Paliwem plazmowego silnika może być wodór, hel lub deuter. Jak zauważa Franklin Chang-Diaz, niezwykle doświadczony astronauta, a obecnie szef Advanced Space Propulsion Laboratory, wykorzystanie wodoru niesie ze sobą liczne korzyści. Pierwiastek ten jest bardzo rozpowszechniony w kosmosie, a to oznacza, że pojazd zabierałby tylko paliwo potrzebne np. na dolecenie do Marsa. Ponowne "tankowanie" odbyłoby się przed ruszeniem w drogę powrotną. Kolejna korzyść z wykorzystania wodoru to fakt, że stanowi on świetną ochronę przed promieniowaniem, więc zbiorniki z paliwem jednocześnie chroniłyby załogę pojazdu. Z kolei źródłem energii elektrycznej byłby reaktor atomowy lub panele słoneczne. Chang-Diaz mówi, że do długotrwałych podróży najlepiej nadaje się reaktor atomowy. A to z kolei znaczy, że projekt VASIMR musi współpracować z projektem Prometeusz, którego zadaniem jest opracowanie nuklearnych generatorów mocy na potrzeby lotów kosmicznych. Podczas testów na ISS silnik plazmowy będzie odpowiedzialny za utrzymanie stacji na orbicie. Obecnie zadanie to wykonują bardziej konwencjonalne silniki, co oznacza, że na stację trzeba dostarczać paliwo do nich. Projekt VASMIR ma tę przewagę, że wodór powstaje na ISS jako materiał odpadowy. Można go więc wykorzystać do silnika plazmowego, a energię elektryczną czerpać z paneli słonecznych wykorzystywanych przez ISS. Dzięki temu na Stację nie trzeba będzie wozić paliwa. Podczas testów VASIMR-a na Ziemi uzyskano bardzo obiecujące wyniki. NASA myśli więc o przetestowanie napędu w kosmosie.
  23. Ludzie wytwarzają nabiał od co najmniej 9 tysięcy lat. Naukowcy doszli do takiego wniosku po zbadaniu resztek z ponad 2 tysięcy glinianych naczyń z Europy, Bliskiego Wschodu, głównie Turcji, i Bałkanów. Jogurt, ser, sklarowane masło ghi (ghee) i inne tego typu produkty dobrze się przechowują, więc z nadwyżek mleka można było zrobić np. zapasy na zimę. Poza tym są łatwiej przyswajalne i nadają się dla osób z nietolerancją laktozy. Profesor Richard Evershed z Uniwersytetu Bristolskiego współpracował z naukowcami z USA, Holandii, Turcji i Izraela. Razem zauważyli, że nawet 6500 lat p.n.e. mleko było przetwarzane w glinianych naczyniach. Nasze odkrycia przenoszą wczesną historię wykorzystania mleka do 7. tysiąclecia przed Chrystusem, do wczesnego etapu udomowienia zwierząt i produkcji oraz wykorzystania naczyń z gliny. Bydło, owce i kozy hodowano już 8 tysięcy lat p.n.e., ale do teraz najstarsze dowody dotyczące używania mleka pochodziły z późnego piątego milenium. Pozostałości mleka w naczyniach pozwoliły stwierdzić, że udój krów był szczególnie popularny w Anatolii (tamtejsze warunki środowiskowe sprzyjały hodowli bydła), a w innych rejonach koncentrowano się głównie na owcach i kozach. Zespół badaczy opracował test, który pozwalał na odróżnienie tłuszczu pozostałego po gotowaniu mięsa od tłuszczu z mleka. Na nieemaliowanych fragmentach gliny znaleziono kwasy tłuszczowe o obniżonej zawartości izotopu węgla C-13. To tłuszcze pochodzące z mleka. Porównując zawartość C-13 w różnych próbkach, można stwierdzić, z jakich produktów pochodzą.
  24. John Rogers, naukowiec z University of Illinois at Urbana-Champaign, skonstruował półkolisty elastyczny układ elektroniczy, który działa podobnie do ludzkiego oka i przybliża nas do momentu, w którym powstanie sztuczne oko. Obecnie wykorzystywane soczewki mają również mają półkolisty kształt, jednak rzutują obraz na płaską powierzchnię, co powoduje zniekształcenia. Dlatego też np. w aparatach fotograficznych wykorzystywany jest cały zestaw soczewek, których zadaniem jest eliminacja wspomnianych zniekształceń. To powoduje, że całość jest duża i droga. Tymczasem ludzkie oko korzysta tylko z jednej soczewki, która przekazuje dalej obraz bez zniekształceń. Dzieje się tak, gdyż obraz rzutowany jest na zagiętą powierzchnię za soczewką. Naukowcy od dawna próbowali powtórzyć taki schemat, ale nie dysponowali materiałami, które można by zginać bez obawy o ich uszkodzenie. Zespół Rogersa wykorzystał matrycę z krzemowych fotodetektorów, połączonych metalowymi kablami. Całość zatopiono w polidwumetylosiloksanie, co z jednej stroni chroni matrycę przed uszkodzeniem, a z drugiej - pozwala na nadanie jej odpowiedniego kształtu. Obecnie światłoczuły element Rogersa składa się z 256 pikseli, jednak ich liczbą można bardzo łatwo zwiększyć. Olbrzymią zaletą wynalazku amerykańskich uczonych jest fakt, że urządzenia go wykorzystujące można produkować przy użyciu obecnie wykorzystywanych technik.
  25. Egipscy naukowcy rozpoczęli badanie DNA dwojga martwo urodzonych dzieci, które zostały pochowane razem z Tutanchamonem. Gdyby się okazało, że to jego potomstwo, należałoby uaktualnić drzewo genealogiczne faraona. Howard Carter znalazł je tuż po odkryciu grobowca w 1922 roku. Nie były wystawiane na widok publiczny, należały do zbiorów naukowych Kairskiej Szkoły Medycyny. Specjaliści chcą nie tylko potwierdzić (lub wykluczyć) ojcostwo egipskiego władcy, ale także stwierdzić, czy babcią dziewczynek mogła być Nefretete. Niektórzy eksperci przypuszczają bowiem, że matka dzieci to Anchesenamon, przyrodnia siostra Tutanchamona i córka Nefretete. Ojcem obojga małżonków był Echnaton. Zahi Hawass, sekretarz generalny Egipskiej Służby Starożytności (SCA), ma nadzieję, że dzięki opisywanym badaniom uda się w przyszłości odnaleźć mumię Nefretete. Prowadzone na Uniwersytecie w Kairze testy DNA i skanowanie tomografem komputerowym małych mumii powinny się skończyć do grudnia br. Za pomocą tych metod Egipcjanie chcą zidentyfikować wszystkich członków rodziny królewskiej. Po raz pierwszy bylibyśmy w stanie wskazać krewnych faraona nastolatka [czyli odtworzyć jego drzewo genealogiczne] – cieszy się Hawass. Próbki DNA dziewczynek, które przyszły prawdopodobnie na świat między 5. a 7. miesiącem ciąży, zostaną porównane ze sobą i do materiału genetycznego Tutanchamona.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...