Skocz do zawartości
Forum Kopalni Wiedzy

KopalniaWiedzy.pl

Super Moderatorzy
  • Liczba zawartości

    36960
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

    nigdy
  • Wygrane w rankingu

    225

Zawartość dodana przez KopalniaWiedzy.pl

  1. Zrekonstruowano głowę neolitycznego psa, który mieszkał na Orkadach 4,5 tys. lat temu. Wg naukowców, to pierwsza taka psia rekonstrukcja. Pies został udomowiony, ale nadal miał cechy wilcze. Był rozmiarów dużego collie. Rekonstrukcję przeprowadzono na zlecenie Historic Environment Scotland (HES) i Muzeum Narodowego Szkocji. Artysta sądowy wykorzystał jedną z 24 czaszek, odkrytych przez archeologów w kopcu komorowym Cuween Hill; datowanie radiowęglowe pokazało, że pochodzi ona z ~2500 r. p.n.e., sam grobowiec jest zaś o ok. 600 lat starszy. Zbudowano go dla ludzi, a przyczyna późniejszego dodania szczątków psów pozostaje owiana tajemnicą. Specjaliści zastanawiali się, czy fakt, że w jednym grobowcu znaleziono tyle psów, co jest bardzo dziwne, sugeruje, że to swego rodzaju totem - opowiada Alison Sheridan z Muzeum Narodowego Szkocji. W dwóch innych grobowcach na Orkadach także natrafiono na zwierzęce szczątki; na wyspie South Ronaldsay farmer znalazł dużą liczbę kości i szponów bielika, zaś w Yarso na wyspie Rousay odkryto kości 36 jeleni szlachetnych. Być może ludzie, którzy żyli w owym czasie w okolicach Cuween Hill, uznawali się za "psiarzy" - wyjaśnia Sheridan - zaś grupy mieszkające w okolicach innych grobowców identyfikowały się z innymi zwierzętami. Z jakiegoś powodu wiele pokoleń po zbudowaniu grobowców ludzie rozwinęli specjalne związki z różnymi zwierzętami. « powrót do artykułu
  2. Praca amerykańskiego naukowca może pomóc w odtworzeniu zniszczonych elementów katedry Notre Dame. W 2015 roku Andrew Tallon, profesor sztuki z Vassar College wykorzystał lasery do stworzenia szczegółowej cyfrowej kopii kościoła. Uczony specjalizował się w badaniu architektury gotyku i próbował zrozumieć, w jaki sposób powstały wielkie katedry Europy. Podczas tworzenia cyfrowej kopii Notre Dame uczony dokonał ponad 2 miliardów pomiarów. Tallon zmarł w grudniu ubiegłego roku, jednak jego praca może okazać się nieocenioną pomocą, gdyż dokładnie pokazuje, jak katedra wyglądała przed pożarem, a że została wykonana w celach naukowych, to zawarto w niej wiele nieocenionych narzędzi, takich jak np. możliwość pomiarów odległości czy kątów pomiędzy wybranymi punktami. Jeśli pojawi się jakaś wątpliwość do co tego, jak dany element wyglądał, można skorzystać z cyfrowej wersji i wszystko dokładnie zmierzyć. Skany są niezwykle dokładne i zawierają szczegóły, o jakich kilka lat wcześniej nie można było marzyć, mówi Dan Edelson, dyrektor firmy STEREO specjalizującej się w modelowaniu informacji. Przez wieki Notre Dame była zmieniana, ozdabiana, przebudowywana i odnawiana. Jednak dzięki modelowi stworzonemu przez Tallona można było zauważyć szczegóły, które wcześniej pozostały ukryte. Na przykład okazało się,że wewnętrzne kolumny na zachodnim krańcu świątyni nie stoją w jednej linii. W czasie swojej pracy Tallon ustawił laser w ponad 50 miejscach katedry i dokonywał stamtąd szczegółowych pomiarów laserowych. Pomiarów dokonał z dokładnością do milimetrów, dzięki czemu możliwe będzie odtworzenie np. konstrukcji zawalonego dachu. Oczywiście sam model Tallona nie wystarczy. Podczas odbudowy specjaliści będą korzystali z zapisów dotyczących prac konserwatorskich z przeszłości, fotografii, rysunków czy opisów. Tymczasem z Paryża nadeszły dobre wieści. Jeden z członków Grupy Odbudowy Zabytków odnalazł w zgliszczach miedzianego koguta, który zdobił szczyt iglicy. Gdy iglica się zawaliła, los koguta wydawał się przesądzony. Rzeźba jest niezwykle ważną częścią Notre Dame. W jej wnętrzu umieszczono bowiem kolec z korony cierniowej, relikwie patronki Paryża św. Genowefy i patrona Francji św. Dionizego. Na razie brak informacji o stanie relikwii. Wiadomo też, że ocalały też wspaniałe organy katedry, na zdjęciach widoczne są całe rozety ze szkłem z XIII wieku, jeden ze znaków rozpoznawczych katedry. Wcześniej informowaliśmy zaś, że strażacy uratowali Koronę Cierniową i tunikę św. Ludwika. « powrót do artykułu
  3. W niezwykłym układzie planetarnym Kepler-47, który posiada dwie gwiazdy, odkryto trzecią planetę. Mamy tutaj zatem do czynienia z trzema planetami krążącymi wokół układu podwójnego gwiazd. To jedyny znany nam układ tego typu. Nowo odkryta planeta, Kepler-47d, o rozmiarach pomiędzy Neptunem a Saturnem, znajduje się pomiędzy dwiema wcześniej odkrytymi. Zauważono ją podczas analizy danych z Teleskopu Kosmicznego Keplera. Naukowców zaskoczyły rozmiary Kepler-47d, która jest największą planetą w swoim systemie. Pierwszy sygnał wskazujący na istnienie trzeciej planety zauważyliśmy w 2012 roku, jednak potrzebowaliśmy więcej danych, by być pewni. Dzięki kolejnemu przejściu planety na tle gwiazdy mogliśmy określić czas jej obiegu oraz odnaleźć dane świadczące o wcześniejszych przejściach, mówi główny autor badań, Jerome Orosz. William Welsh, współautor badań, przyznaje, że wraz z Oroszem spodziewali się, iż ewentualne kolejne planety w systemie Kepler-47 mogą znajdować się na zewnątrz już odnalezionych. Nie sądziliśmy, że pomiędzy dwiema już znanymi planetami znajdziemy największą z nich, stwierdza. Odkrycie Kepler-47d pozwala lepiej zrozumieć systemy planetarne w układach podwójnych. Wiadomo na przykład, że planety w takich układach mają bardzo małą gęstość, mniejsza niż Saturn. Jednak o ile tak mała gęstość nie jest czymś niezwykłym w przypadku planet typu gorących Jowiszów, to rzadko ma miejsce w przypadku planet, na których występują niższe temperatury. Tymczasem na powierzchni Kepler-47d temperatura równowagi wynosi 10 stopni Celsjusza, a dla Kepler-47c są to 32 stopnie. Dla planety najbardziej wewnętrznej temperaturę tę określono na 169 stopni Celsjusza. Rozmiary planety wewnętrznej, środkowej i zewnętrznej to, odpowiednio, 3,1, 7,0 i 4,7 rozmiarów Ziemi, a ich czas obiegu wokół gwiazd wynosi 49, 187 i 303 dni. Same gwiazdy krążą wokół siebie co 7,45 dnia. Jedna z nich jest podobna do Słońca, masa drugiej to 1/3 masy naszej gwiazdy. Cały układ jest bardzo ciasny, zmieściłby się wewnątrz orbity Ziemi. Jest on położony w odległości 3340 lat świetlnych od nas, w kierunku Gwiazdozbioru Łabędzia. « powrót do artykułu
  4. W ciele źrebięcia konia leńskiego sprzed ponad 42 tys. lat odkryto ciekłą krew. Około 2-tygodniowego konika znaleziono w zeszłym roku w kraterze Batagaj na Syberii. Zespół, który poinformował o tym wczoraj (16 kwietnia), podkreśla, że to najstarsza krew, jaką kiedykolwiek wykryto. Semjon Grigorjew, dyrektor Muzeum Mamuta w Jakucku, opowiada, że sekcja zwłok wykazała świetnie zachowane narządy wewnętrzne. Próbki krwi pobrano z naczyń serca - dzięki korzystnym warunkom panującym w wiecznej zmarzlinie zachowała się w stanie ciekłym przez 42 tys. lat. Specjalista dodaje, ze tkanka mięśniowa zachowała naturalny różowy kolor. Teraz możemy powiedzieć, że to najlepiej zachowane zwierzę z epoki lodowej, jakie kiedykolwiek znaleziono. W wywiadzie udzielonym rosyjskiej agencji prasowej TASS, dr Grigorjew powiedział, że źrebię jest w doskonałej kondycji i nie widać żadnych uszkodzeń. To skrajnie rzadkie znalezisko paleontologiczne, ponieważ [zwykle] część okazów jest niekompletna, z poważnymi deformacjami albo w stanie silnej mumifikacji. Tymczasem na głowie, nogach i innych częściach ciała konika znajduje się nietknięta sierść. Grzywa i ogon są czarne, a reszta ciała gniada. Ekspert dodaje, że zachowane włosy to kolejna naukowa sensacja, ponieważ wszystkie wcześniejsze prehistoryczne konie znaleziono bez sierści. To kolejny miesiąc intensywnych prac zespołu z Uniwersytetu Jakuckiego i południowokoreańskiej Sooam Biotech Research Foundation. Naukowcy podkreślają, że tak jak w przypadku innych świetnie zachowanych prehistorycznych zwierząt, przyczyną zgonu konika było utonięcie w błocie, które zamarzło i przekształciło się w wieczną zmarzlinę (w przewodzie pokarmowym źrebięcia odkryto duże ilości połkniętego błota i szlamu). Unikatowy konik będzie jednym z najważniejszych eksponatów japońskiej wystawy The Mammoth, która zostanie zainaugurowana w czerwcu br. Grigorjew ujawnia, że trafi na nią ponad 30 eksponatów z Jakucji. Rosyjsko-koreańska ekipa znajduje się ponoć na tak zaawansowanym etapie prac nad sklonowaniem źrebaka, że trwają  poszukiwania klaczy (surogatki), która urodziłaby młode. « powrót do artykułu
  5. Właściciele kotów od dawna toczą spór o to, czy należy zwierzęta wypuszczać na zewnątrz czy też nie. Na łamach Biology Letters ukazały się wyniki badań, które jednej ze stron dają mocny argument do ręki. Naukowcy stwierdzili bowiem, że koty, które są wypuszczane na zewnątrz z trzykrotnie większym prawdopodobieństwem są nosicielami patogenów i pasożytów, niż koty pozostające w domach. Wyniki badań powinny być ostrzeżeniem dla ludzi, gdyż mogą się zarazić od kota. Co interesujące, im dalej od równika mieszka kot wypuszczany na zewnątrz, z tym większym prawdopodobieństwem się zarazi. Każdy stopień szerokości geograficznej od równika zwiększa prawdopodobieństwo infekcji o 4%, mówi główna autorka badań, Kayleigh Chalkowski z Auburn University w Alabamie. Można by pomyśleć, że skoro w tropikach żyje więcej zwierząt, ryzyko zarażenia jest tam większe. Okazuje się jedna, że jest na odwrót, dodaje. Na potrzeby swoich badań Chwalkowski i jej zespół przeanalizowali około 20 studiów, których autorzy porównywali odsetek zarażeń pomiędzy kotami trzymanymi w domach, a kotami wypuszczanymi. Badania były analizowane pod kątem występowania 19 różnych patogenów u kotów w kilkunastu krajach, w tym w Hiszpanii, Kanadzie, Australii, Szwajcarii, Niemczech, Pakistanie, Brazylii, Holandii i na St. Kitts. To pierwsze studium, w którym zauważono, że czynnikiem ryzyka infekcji u kotów jest szerokość geograficzna, na której żyją, mówi Chwalkowski. Wpływ szerokości geograficzne był widoczny dla niemal wszystkich patogenów, w tym i takich, które są przenoszone na ludzi. Było to niezależne od tego, w jaki sposób zarażał się sam kot – przez kontakt z glebą, innym kotem czy upolowanym gryzoniem lub ptakiem. Mówiąc wprost, niezależnie od tego, gdzie mieszkasz ze swoim kotem, trzymanie go w pomieszczeniu jest dobre dla jego zdrowia, podsumowuje Chwalkowski. Specjaliści szacują, że na całym świecie żyje około 500 milionów kotów domowych. « powrót do artykułu
  6. Dwa białka - receptory glikokortykoidów (ang. glucocorticoid receptor, GR) i mineralokortykoidów (ang. mineralocorticoid receptor, MR) - wspierają się wzajemnie, by utrzymać serce w dobrym zdrowiu. Gdy sygnalizacja między nimi zostaje zaburzona, u myszy rozwija się choroba serca. Wyniki, które ukazały się w piśmie Science Signalling, mogą zostać wykorzystane do opracowania związków terapeutycznych dla osób z grupy podwyższonego ryzyka zawału. Stres zwiększa ryzyko zgonu z powodu niewydolności serca, bo nadnercza wytwarzają wtedy kortyzol. Kortyzol wywołuje reakcję walcz lub uciekaj i wiąże się z receptorami GR i MR w różnych tkankach ciała, by m.in. ograniczyć stan zapalny. Gdy poziom kortyzolu we krwi jest zbyt wysoki przez dłuższy czas, mogą się rozwinąć różne czynniki ryzyka chorób serca, w tym podwyższony poziom cholesterolu i cukru czy nadciśnienie. Dr Robert Oakley zidentyfikował źle działające GR w latach 90., gdy jako student pracował z dr. Johnem Cidlowskim na Uniwersytecie Karoliny Północnej w Chapel Hill. Krótko po tym odkryciu inni naukowcy stwierdzili, że ludzie z ponadprzeciętną liczbą zmienionych receptorów GR są bardziej narażeni na choroby serca. Opierając się na tych wynikach, Oakley i Cidlowski testowali szczep myszy pozbawionych sercowych GR. U zwierząt dochodziło do powiększenia serca, a przez to do jego niewydolności i zgonu. Kiedy naukowcy z NIEHS (National Institute of Environmental Health Sciences) wyhodowali szczep myszy bez sercowych MR, serca gryzoni działały normalnie. Oakley i Cidlowski zaczęli się więc zastanawiać, co się stanie, gdy w tkance serca brakować będzie obu receptorów. Naukowcy przypuszczali, że zwierzęta po podwójnym knock-oucie genowym będą miały podobne lub poważniejsze problemy z sercem jak myszy bez GR. Ku naszemu zaskoczeniu, serca były [jednak] oporne na chorobę - opowiada Oakley. Cidlowski podkreśla, że u myszy tych nie zaszły zmiany genowe, które doprowadziły do niewydolności serca u gryzoni pozbawionych GR, a jednocześnie zaszły korzystne zmiany w działaniu genów chroniących serce. Choć ich serca działały prawidłowo, w porównaniu do serc bez receptorów MR, były one nieco powiększone. Sugerujemy, że skoro GR i MR współpracują, lepszym podejściem [do leczenia ludzi z chorobami serca] będzie produkowanie leków działający nie na jeden, ale na dwa receptory naraz - podsumowuje Cidlowski. « powrót do artykułu
  7. Gdy w 1982 roku naukowcy zauważyli związek pomiędzy Helicobacter pylori a przewlekłym nieżytem żołądka, wywołało to całą lawinę badań. Wkrótce okazało się, że H. pylori odpowiada zarówno za wrzody żołądka jak i raka przewodu pokarmowego. Jednak mimo tego, że związek ten był jasny, dotychczas nie wiedziano, w jaki sposób bakteria wywołuje nowotwór. Teraz naukowcy z Uniwersytetu Kanazawa oraz Japońskiej Agencji Badań Medycznych i Rozwoju wykazali, że zapalenie wywoływane przez H. pylori powoduje proliferację komórek macierzystych nabłonka układu pokarmowego, co prowadzi do rozwoju nowotworu. Wyniki badań opublikowano na łamach Oncogene. Już wcześniej wykazaliśmy, że czynnik martwicy nowotworów TNF-α, który wywołuje zapalenie, wspomaga powstawanie guza poprzez aktywowanie proteiny NOXO1. Nie wiedzieliśmy jak dokładnie NOXO1 przyczynia się do powstania guza, mówi główny autor badań, doktor Kanae Echizen. NOXO1 wchodzi w skład oksydazy NOX1, która wytwarza szkodliwe reaktywne formy tlenu (RFT). Pod wpływem stresu oksydacyjnego powodowanego przez RFT może dojść do mutacji DNA w komórkach żołądka, co może doprowadzić do rozwoju guza. W czasie zapalenie powodowanego przez H. pylori również pojawiają się RFT. Autorzy najnowszych badań wykazali, że stan zapalny prowadzi do nadmiarowej produkcji protein NOX1. Dzieje się to w odpowiedzi na sygnały przesyłane przez proteinę NF-kB, która włącza geny odpowiedzialne za zwalczanie infekcji i która jest ważnym elementem odpowiedzi układu odpornościowego.. Uczeni zauważyli najważniejszą rzecz, a mianowicie, że sygnały przesyłane przez NOX1 i RFT powodują, iż komórki macierzyste nabłonka układu pokarmowego zaczynają namnażać się w sposób niekontrolowany, powodując powstanie guza. Po zdobyciu tej wiedzy naukowcy wykorzystali leki do wyciszenia aktywności NOX1, co natychmiast zatrzymało wzrost komórek nowotworowych. Co więcej, gdy u myszy zniszczono NOXO1, to powstrzymano proliferację komórek macierzystych nabłonka. W końcu wykazaliśmy, że stan zapalny zwiększa ekspresję NOXO1, co z kolei pobudza proliferację komórek macierzystych nabłonka układu pokarmowego, prowadząc do pojawienia się guza. Rak układu pokarmowego to czwarty najbardziej rozpowszechniony nowotwór na świecie i drugi pod względem liczby ofiar śmiertelnych. Jeśli będziemy w stanie zablokować szlak sygnałowy NOX1/RFT, być może będziemy też w stanie zapobiec rozwojowi choroby, cieszy się doktor Masanobu Oshima. « powrót do artykułu
  8. Aby budować mniejsze niż dotąd urządzenia elektroniczne, trzeba umieć zbadać, jak przez obiekty zbudowane z kilku czy kilkudziesięciu atomów przepływa prąd elektryczny. Międzynarodowy zespół – w tym Polacy – opracował metodę badania transportu elektronów w tak niewielkich obiektach. Jednym z głównych kierunków w rozwoju nowych technologii jest miniaturyzacja. Urządzeń, które mamy nie da się jednak w nieskończoność zmniejszać po prostu zmieniając ich wymiary. W skali atomowej bowiem materiały, z których teraz budujemy urządzenia, będą zmieniać swoje właściwości – każdy atom zaczyna mieć bowiem znaczenie i może dramatycznie zmieniać możliwości układu. Jeśli zatem chcemy mieć coraz mniejsze urządzenia elektroniczne – nanoodpowiedniki tranzystorów, układów scalonych, bramek logicznych itp. – nie ma wyjścia – potrzebne są nowe badania i nowe pomysły. Do działania wszystkich tych układów potrzebne jest przesyłanie (transport) prądu, a dokładniej – elektronów na bardzo małe odległości, czyli w skali nanometrowej. Międzynarodowy zespół badawczy pokazał właśnie światu, jak badać taki transport ładunków w obiektach o atomowych rozmiarach. Praca opisująca te badania ukazała się w Nature Communications. Pierwszym autorem i głównym wykonawcą części doświadczalnej pracy jest dr Marek Kolmer z Uniwersytetu Jagiellońskiego, obecnie pracujący w Oak Ridge National Laboratory, a kierownikiem zespołu doświadczalnego – prof. Marek Szymoński z UJ. Badania prowadzono we współpracy z teoretykami z hiszpańskiego Donostia International Physics Center w San Sebastian, Instytutu CEMES/CNRS w Tuluzie oraz Instytutu IMRE w Singapurze. Dla realizacji pomiarów transportu elektronowego w nanoskali badacze zastosowali tunelowy mikroskop skaningowy (STM) o dwóch niezależnych sondach pomiarowych w postaci niezwykle precyzyjnie „zaostrzonych” igieł ze stopu PtIr. Jednopróbnikowych mikroskopów STM używano dotąd przede wszystkim do tego, by uzyskać obraz struktury elektronowej powierzchni materiałów przewodzących z atomową rozdzielczością. Badacze pokazują jednak, jak możliwości STM w wersji dwupróbnikowej można poszerzyć o szczegółowe badania transportu elektronów na powierzchni wybranego materiału. W szczególności opisują oni, jak z niebywałą dotąd dokładnością użyć takiego narzędzia do pomiaru przepływu elektronów przez atomowy „nanodrut” naturalnie uformowany na powierzchni odpowiednio spreparowanego kryształu półprzewodnika. Wykorzystaliśmy atomową precyzję jednopróbnikowych pomiarów STM do wytworzenia kontaktów w eksperymencie wielopróbnikowym – mówi w rozmowie z PAP Marek Kolmer. Dr Kolmer zapowiada, że z wykorzystaniem nowej metody chce teraz badać transport elektronów w sztucznie wytworzonych układach o atomowo zdefiniowanej strukturze. Naukowiec dodaje, że w tej chwili naukowcy przewidują, że niektóre nanoobiekty mogą przewodzić prąd w jakiś niestandardowy sposób, co jednak jest trudne do bezpośredniej eksperymentalnej weryfikacji. I tak np. jakiś czas temu zasugerowano, że odpowiednio zaprojektowane nanowstążki grafenowe mogą transportować elektrony o wybranym spinie. W zrozumieniu czy i dlaczego tak się dzieje, pomóc może właśnie zaproponowana przez międzynarodowy zespół technika pomiarowa. « powrót do artykułu
  9. Po badaniach na agamach brodatych (Pogona vitticeps), które jadły seler, naukowcy doszli do wniosku, że pokarmy ujemne kalorycznie to mit. Niektóre bogate w błonnik produkty, np. seler, grejpfrut czy brokuły, mają wg niektórych, dostarczać mniej kalorii, niż jest to konieczne do ich strawienia i absorpcji. Podczas eksperymentów okazało się jednak, że netto po spożyciu selera jaszczurkom zostawało ok. 24% kalorii. Zespół prof. Stephena Secora z Uniwersytetu Alabamy dodaje, że choć technicznie seler nie jest produktem ujemnym energetycznie, przez niską kaloryczność nadal może pomóc w odchudzaniu. Posiłek z selera nie zaspokoi zapotrzebowania energetycznego na długo, dlatego wg autorów publikacji z pisma bioRxiv, lepiej go nazywać pokarmem ujemnego budżetu energetycznego (tyczy się to również innych wymienianych w tym kontekście produktów, czyli grejpfrutów itp.). Akademicy wyjaśniają, że choć agamom daleko ewolucyjnie do ludzi, trochę nas jednak łączy. Podobnie jak my, jaszczurki te są wszystkożerne, a ich układ pokarmowy i procesy trawienne są podobne jak u ssaków. U jaszczurek, które w postaci poszatkowanego selera spożyły odpowiednik 5% masy swojego ciała, Katherine Buddemeyer mierzyła poposiłkowy wskaźnik metaboliczny oraz efekt termogeniczny SDA (od ang. specific dynamic action). Amerykanie ustalali, ile kalorii zwierzęta zużywają na strawienie i wchłonięcie posiłku z selera. Poza tym wyliczyli, ile kalorii tracą z moczem i kałem. Okazało się, że jaszczurki zużywały 33% kalorii na trawienie i wydalały ok. 43%. Zostawało im więc ok. 24% kalorii. Choć badanie dotyczyło tylko jednego rodzaju produktu u jednego gatunku zwierzęcia, akademicy poczynili kilka założeń, by oszacować uzysk (stratę) energii netto, który mogłyby wystąpić u ludzi spożywających 10 najczęściej przywoływanych "ujemnych kalorycznie" produktów. Oprócz selera, uwzględniono brokuły, jabłka, pomidory, marchew, grejpfruty, ogórki, arbuzy, sałatę i borówki. Jeśli założymy, że w przypadku 60-kg kobiety rozszerzony o koszt żucia SDA stanowi równoważnik 25% wartości energetycznej posiłku i że traci ona 5% kalorii z moczem i 30% energii włókien z kałem, posiłek z selera odpowiadający 5% masy jej ciała (3 kg) zaspokoi tylko nieco poniżej 6 godzin metabolizmu spoczynkowego (przy założeniu, że wynosi on 220 kJ/h). Jeśli jest aktywna, wystarczy tylko na circa 3 godz. Amerykanie wyliczyli, że do zasilania dziennego metabolizmu spoczynkowego, uwzględniając straty w wyniku SDA, a także z moczem i kałem, potrzeba by 12,6 kg (9100 kJ) surowego selera albo 9 kg pomidorów czy 4,3 kg marchwi. Trudno zaś sobie wyobrazić, by ktoś porwał się na taką dietę... « powrót do artykułu
  10. Naukowcy z Uniwersytetu w Zurichu i IBM Research przeanalizowali skład guzów nowotworowych i komórek układu odpornościowego u ponad 100 kobiet chorujących na raka piersi. Okazało się, że agresywne guzy są często zdominowane przez jeden typ komórek. Jeśli są w nich obecne również odpowiednie komórki układu odpornościowego możliwe będzie opracowanie nowych immunoterapii dla niektórych typów raka piersi. Każdego roku na całym świecie raka piersi diagnozuje się u około 1,7 miliona kobiet. Umiera 0,5 miliona z nich. Naukowcy od lat opracowują nowe coraz bardziej precyzyjne zindywidualizowane immunoterapie wykorzystujące układ odpornościowy pacjentki. Dotychczas jednak niewiele było wiadomo o różnych typach komórek nowotworowych i odpornościowych obecnych w guzach i o tym, jak się one różnią pomiędzy pacjentami. Johanna Wagner z Uniwersytetu w Zurichu oraz Marianna Rapsomaniki z IBm Research wykorzystały Patients Tumor Bank of Hope oraz masową cytometrię do przeanalizowania milionów komórek nowotworowych i odpornościowych z guzów od 140 pacjentek. Mogłyśmy w ten sposób bardzo dokładnie opisać różnorodność komórek oraz określić, ile różnych typów komórek nowotworowych występuje w pojedynczym guzie, mówi Wagner. Jednocześnie analizowano makrofagi i limfocyty T powiązane z nowotworami. Komórki te mogą zarówno atakować guza jak i wspomagać jego rozwój. Naukowcy odkryli, że fałszywe jest przekonanie, iż w bardziej agresywnych guzach występuje większe zróżnicowanie komórek nowotworowych. Wręcz przeciwnie, te bardziej agresywne nowotwory są często zdominowane przez jeden typ komórek wykazujących wysoki stopień nieprawidłowości. Każdy guz, któremu się przyglądałyśmy, był unikatowy pod względem składu komórkowego. Różnił się on pomiędzy pacjentami. To może być jeden z powodów, dla których tak trudno jest leczyć raka piersi, dodaje Wagner. Jednocześnie jednak odkryto podobieństwa w układach odpornościowych powiązanych z guzem. U jednej z grup pacjentek odkryto nagromadzenie nieaktywnych komórek odpornościowych, które po aktywowaniu zaatakowały guzy w płucach i na skórze. W grupie tej znajdowały się też pacjentki, które wcześniej uznano za nieodpowiednie kandydatki do immunoterapii. Nasze badania sugerują, że immunoterapia może być dobrą metodą zwalczania raka piersi. Będziemy prowadzili kolejne badania i, jeśli dadzą one dobre wyniki, rozpoczniemy badania kliniczne, zapowiedział przełożony Wagner, profesor Bernd Bodenmiller, który specjalizuje się w precyzyjnej analizie tkanek. « powrót do artykułu
  11. Powstały nowe hybrydy fioletowej kukurydzy, które zawierają różne kombinacje związków przydatnych w zwalczaniu otyłości, stanu zapalnego i cukrzycy. Naukowcy z Uniwersytetu Illinois dodają, że kolorowa okrywa owocowo-nasienna (perykarp) może być alternatywnym źródłem barwników dla przemysłu spożywczego czy farmaceutycznego. Zespół prof. Johna Juvika wyhodował ze szczepu Apache Red 20 genetycznych odmian fioletowej kukurydzy; każdą cechowała unikatowa kombinacja antocyjanów, czyli barwników zapewniających perykarpowi intensywny kolor. Antocyjany są flawonoidami. Badania wykazały, że ich spożycie wiąże się ze zmniejszonym ryzykiem chorób sercowo-naczyniowych, cukrzycy typu 2. i pewnych rodzajów nowotworów. Diego Luna-Vital wyekstrahował antocyjany z perykarpu, wykorzystując wodę pod ciśnieniem. W ten sposób uzyskał bogate w te flawonoidy wodne wyciągi, które następnie poddał liofilizacji. Badania wyciągów pokazały, że choć okrywy owocowo-nasienne są bogatym źródłem antocyjanów oraz innych polifenoli, ich stężenie w poszczególnych odmianach jest bardzo różne. By zbadać wpływ antocyjanów na stan zapalny wywołany otyłością, Qiaozhi Zhang połączyła komórki tłuszczowe (adipocyty) myszy z makrofagami. Była to symulacja otyłości, czyli wysokiej zawartości lipidów i stanu zapalnego. Uwzględniono też odpowiednik zdrowych osób, regularnie spożywających rośliny zawierające związki fenolowe - tłumaczy prof. Elvira Gonzalez de Mejia. Ocenialiśmy biomarkery, o których wiemy, że mają związek ze stanem zapalnym i adipogenezą, czyli przekształcaniem preadipocytów w dojrzałe adipocyty, które akumulują tłuszcz - dodaje Luna-Vital. Okazało się, że związki fenolowe z ekstraktów zmieniały rozwój komórek, zmniejszając zawartość tłuszczu w adipocytach (stopień redukcji zależał od rodzaju wykorzystanego polifenolu). By zbadać wpływ na insulinooporność, naukowcy wywołali ją w mysich adipocytach za pomocą białka sygnałowego. Następnie potraktowali komórki antocyjanami i monitorowali wychwyt glukozy. Stwierdzono, że marker insulinooporności spadł o 29-64%, a wychwyt glukozy przez komórki obniżył się o 30-139%. W insulinoopornych adipocytach zaobserwowano bardzo istotne zmiany, które prowadziły do ograniczenia stresu oksydacyjnego i stanu zapalnego. Wpływ dotyczył także komórek odpornościowych i związków prozapalnych. Wyniki sugerują, że różne stężenia i zestawienia związków fenolowych mogą zapobiegać otyłości lub poprawiać profil insulinowy osób, które są już otyłe. Kwercetyna, luteolina i rutyna, które występują w wielu roślinach, odgrywają kluczową rolę w redukcji pewnych markerów otyłości, stanu zapalnego i cukrzycy typu 2. Inne związki, np. kwasy wanilinowy i protokatechowy, wpływają zaś na [...] konwersję preadipocytów w adipocyty - wyjaśnia de Mejia i dodaje, że za korzystny wpływ odpowiadają nie pojedyncze substancje, ale ich kombinacje (mamy do czynienia z oddziaływaniem synergicznym). Obecnie Laura Chatham pracuje nad identyfikacją markerów DNA związanych z najbardziej obiecującymi skutkami zdrowotnymi, tak by można było uzyskiwać hybrydy kukurydzy o takich właściwościach. Obliczyliśmy, że czerwony barwnik nr 40, jeden z podstawowych barwników wykorzystywanych w USA, można zastąpić pigmentem pozyskiwanym z ok. 600 tys. akrów kukurydzy. Możemy uzyskać tyle bogatych w antocyjany perykarpów, by producenci mogli dodawać barwniki do napojów i specjalnych towarów o właściwościach farmaceutycznych - podsumowuje Juvik. « powrót do artykułu
  12. Pożar Notre Dame wywołał smutek i przerażenie w całej Europie. Paryska katedra jest nie tylko symbolem Francji, ale symbolem historii i kultury całego chrześcijaństwa. Istnieje niewiele miejsc o tak olbrzymim znaczeniu historycznym, symbolicznym i kulturowym. Katedrę zaczęto budować w XII wieku, jednak przeszłość religijna tego miejsca sięga znacznie głębiej w historię. Powtała ona bowiem na ruinach dwóch wcześniejszych kościołów, które zbudowano pomiędzy IV a VII wiekiem. Te zaś zbudowano na miejscu rzymskiej świątyni Jowisza. Historia jednego z najwspanialszych przykładów francuskiego gotyku rozpoczęła się około 1160 roku, kiedy biskup Paryża, Maurice de Sully, postanowił w miejscu ruin dwóch kościołów postawić jedną dużą katedrę. Budowla miała podkreślić znaczenie Paryża jako stolicy świata chrześcijańskiego. W 1163 roku papież Aleksander III w obecności króla Ludwika VII poświęcił kamień węgielny i budowa ruszyła. Chór katedry ukończono w 1177 roku, a jej ołtarz poświęcili w 1182 roku legat papieski kardynał Henri de Chateau-Marcay i Maurice de Sully. W 1190 roku położono fundamenty pod słynną fasadę i przez kolejnych kilkadziesiąt lat budowano nawę. Do roku 1250 ukończono budowę górnej galerii, chóru, nawy, zachodniej fasady i charakterystycznych dwóch wież. Jednak kolejne portyki, kaplice i inne elementy dodawano jeszcze przez 100 lat. Przez wieki katedra stanowiła centrum życia religijnego, kulturalnego i była świadkiem ważnych wydarzeń politycznych. Już w 1170 roku istniała tam szkoła katedralna, która 30 lat później została przekształcona w Uniwersytet Paryski. To w jeszcze nieukończonej katedrze arcybiskup Cezarei i Łaciński Patriarcha Jerozolimy Herakliusz wezwał w 1185 roku do zorganizowania III krucjaty. To właśnie w Notre Dame w 1302 roku król Filip Piękny zwołał pierwsze posiedzenie Stanów Generalnych. W Notre Dame król Anglii Henryk VI koronował się w 1431 roku na króla Francji i to tam w 1455 roku rozpoczął się proces rehabilitacyjny Joanny D'Arc. I właśnie w Notre Dame 10 września 1573 roku przyszły król Polski Henryk Walezy zobowiązał się do przestrzegania wolności religijnych w Rzeczypospolitej Obojga Narodów. Wczorajszy pożar nie był jedynym ciężkim doświadczeniem w historii katedry. W 1548 roku hugonoci uszkodzili niektóre posągi w Notre Dame. Pochodząca z XIII wieku (1220–1230) iglica przetrwała pięć wieków, w czasie których została uszkodzona i wygięta przez wiatr. Rozebrano ją w 1786 roku. W czasie Rewolucji Francuskiej świątynia została zdesakralizowana i częściowo zdemolowana. Tłum rozbił głowy posągom francuskich królów. Rewolucyjne władze poświęciły ją Kultowi Rozumu, później Kultowi Istoty Najwyższej. Budynek zaczął popadać w ruinę. Pojawiły się nawet głosy wzywające do jego wyburzenia. Katedrę ocalił Napoleon, który zwrócił ją Kościołowi i koronował się w niej w 1804 roku na cesarza. Szerzej w masowej świadomości Notre Dame zaistniała dzięki napisanej w 1831 roku przez Wiktora Hugo powieści „Katedra Marii Panny w Paryżu”. Francuzi zaczęli bardziej dbać o swoją katedrę. Rozpoczęto jej renowację. Wtedy to odbudowano iglicę, co spotkało się z szeroką krytyką. Paryżanie zdążyli już bowiem zapomnieć, że iglica w przeszłości istniała i wydawała im się ona nowym, agresywnym elementem niepasującym do budowli. Katedra Notre Dame powróciła do dawnej chwały i stała się symbolem Francji. Jej dzwony obwieszczały zakończenie I wojny światowej oraz wyzwolenie Paryża w 1944 roku. Coraz silniej wchodziła też, dzięki Wiktorowi Hugo i Dzwonnikowi z Notre Dame, do współczesnej kultury masowej. Pozostała przy tym niezwykłym bezcennym przykładem średniowiecznej architektury z nowatorskimi rozwiązaniami architektonicznymi i charakterystycznymi wspaniałymi rozetami, które przetrwały od XIII wieku. W katedrze Notre Dame przechowywano bezcenne relikwie. Jest wśród nich korona cierniowa, którą miał mieć na głowie Jezus oraz szata świętego Ludwika. Korona trafiła do Francji w 1238 roku, kiedy to cesarz łaciński Baldwin II, chcąc zapewnić sobie pomoc Ludwika IX podarował ją Francji. Tunika, którą Ludwik miał na sobie, gdy odbierał koronę, również znajdowała się w chwili pożaru w Notre Dame. Na szczęście już wiemy, że oba zabytki udało się uratować. W Notre Dame znajdowały się też polonica. Najstarszym z nich był relikwiarz drzewa Krzyża Świętego, który był obecny przy koronacji królów Polski, od Władysława Jagiełły po Jana Kazimierze. Ten ostatni władca po abdykacji nielegalnie wywiózł relikwiarz, który w końcu trafił do Notre Dame. Media donoszą, że i relikwiarz udało się uratować. Pierwsze oględziny po wczorajszym pożarze dają nieco nadziei. Zniszczenia są prawdopodobnie mniejsze, niż mogły być. Media donoszą, że ocalała jedna ze słynnych rozet. Pozostają jednak pytania o stabilność całej struktury poddanej przez długi czas działaniu wysokich temperatur. Wiadomo, że odbudowa potrwa co najmniej kilkanaście lat. Już rozpoczęła się zbiórka pieniędzy. Dwaj francuscy miliarderzy już zadeklarowali w sumie 300 milionów euro. Pomoc ekspercką i finansową deklaruje Polska, Rosja, Hiszpania czy Wielka Brytania. Już wczoraj w amerykańskich mediach pojawił się pomysł, by Stany Zjednoczone sfinansowały 17,83% kosztów odbudowy katedry i w ten sposób pomogły swojemu najstarszemu sojusznikowi. To symboliczna liczba nawiązująca do roku 1783, kiedy to podpisano Traktat Paryski, w wyniku którego Wielka Brytania uznała USA. « powrót do artykułu
  13. W piątek po południu ok. 220 km od wybrzeży Tajlandii pracownicy platformy wiertniczej wyłowili z morza wycieńczonego psa. Brązowy askal (askal to skrót od "Asong Kalye", czyli "uliczny pies") zaczął płynąć do wołających go ludzi. Uratowane zwierzę wypłukano z soli, napojono i nakarmiono. Nie wiadomo, skąd pies wziął się tak daleko od brzegu. Niektórzy sugerują, że musiał wypaść z trawlera. Pracownicy platformy nadali mu imię Boonrod, co oznacza "ocalony". Stosunkowo łatwo go było wypatrzeć między elementami konstrukcyjnymi platformy, gdyż w piątek morze było spokojne. Gdy Boonrod dochodził do siebie, załoga poszukiwała przez radio jednostki wracającej na ląd. Pies został zabrany w niedzielę przez przepływający w pobliżu tankowiec. Ostatecznie trafił do praktyki weterynaryjnej na południu Tajlandii. « powrót do artykułu
  14. Naukowcy z Uniwersytetu w Tel Awiwie wydrukowali w 3D pierwsze na świecie unaczynione serce. Wykorzystali do tego własne komórki pacjenta oraz materiały biologiczne. Dotąd specjalistom od medycyny regeneracyjnej udawało się wydrukować tylko proste tkanki bez naczyń krwionośnych. To pierwszy raz, gdy komukolwiek udało się [...] wydrukować całe serce z komórkami, naczyniami krwionośnymi i komorami - podkreśla prof. Tal Dvir. Obecnie jedynym ratunkiem dla osób ze schyłkową niewydolnością serca jest przeszczep. Biorąc pod uwagę niską liczbę dawców, trzeba jak najszybciej opracować nowe metody regeneracji serca. Na tym etapie nasze serce jest małe, rozmiarów serca królika, lecz większe ludzkie serca wymagają tej samej technologii - wyjaśnia Dvir. Na potrzeby badań od pacjentów pobierano próbki tkanki tłuszczowej. Następnie oddzielano składowe komórkowe i niekomórkowe. Komórki reprogramowano, by stały się indukowanymi pluripotencjalnymi komórkami macierzystymi, a macierz pozakomórkową (ECM) przetwarzano na spersonalizowany hydrożel, który spełniał funkcję tuszu. Po zmieszaniu z hydrożelem komórki zróżnicowały się do kardiomiocytów lub komórek śródbłonka. W ten sposób uzyskano specyficzne dla pacjenta, kompatybilne immunologicznie łatki z naczyniami krwionośnymi, a następnie całe serce. Biokompatybilność pozyskanych materiałów jest kluczowa dla wyeliminowania ryzyka odrzucenia implantu [...]. Idealnie biomateriał powinien mieć te same właściwości biochemiczne, mechaniczne i topograficzne, co własne tkanki pacjenta. My opracowaliśmy proste podejście, zapewniające drukowane w 3D grube, unaczynione i podlegające perfuzji tkanki kardiologiczne o cechach identycznych z immunologicznymi, biochemicznymi i anatomicznymi cechami chorego. Teraz naukowcy zamierzają hodować wydrukowane serca w laboratorium i uczyć je, by zachowywały się jak serca. Potem zostaną przeprowadzone przeszczepy w modelach zwierzęcych. Musimy dalej rozwijać drukowane serca. Komórki muszą uzyskać zdolność pompującą; obecnie potrafią się kurczyć, ale nam zależy, by współpracowały ze sobą. Mamy nadzieję, że się uda i udowodnimy, że nasza metoda jest skuteczna i użyteczna. Może w ciągu 10 lat w najlepszych szpitalach świata pojawią się drukarki narządów i tego typu procedury będą przeprowadzane rutynowo - podsumowują Izraelczycy. « powrót do artykułu
  15. Brytyjscy naukowcy rzucili nowe światło na wpływ witaminy D na układ odpornościowy oraz jakie może mieć ona znaczenie dla podatności na różne choroby, w tym na stwardnienie rozsiane. Witamina D powstaje w organizmie w wyniku oddziaływania promieni słonecznych i jest bardzo ważnym elementem utrzymania zdrowia. Naukowcy odkryli teraz, że wpływa ona na kluczowe komórki układu odpornościowego. Może to wyjaśnić, w jaki sposób witamina D reguluje reakcje immunologiczne, które mają wpływ na rozwój chorób autoimmunologicznych. Naukowcy z Uniwersytetu w Edynburgu skupili się na tym, w jaki sposób witamina D wpływa na zdolność komórek dendrytycznych do aktywowania limfocytów T. U osób zdrowych limfocyty T stanowią podstawową linię obrony przed infekcjami. U osób cierpiących na choroby autoimmunologiczne komórki te zaczynają atakować tkanki takiej osoby. Badania przeprowadzone na myszach i ludziach wykazały, że witamina D powoduje, że komórki dendrytyczne prezentują na swojej powierzchni więcej molekuły CD31, która powstrzymuje aktywację limfocytów T. Zaobserwowano, że obecność CD31 powodowała, iż komórki dendrytyczne i limfocyty T nie były w stanie nawiązać stabilnego kontaktu, który jest niezbędny do prawidłowego aktywowania limfocytów i w wyniku tego odpowiedź immunologiczna była słabsza. Uczeni mówią, że to może sugerować, w jaki sposób niski poziom witaminy D może wpływać na układ odpornościowy i podatność na choroby autoimmunologiczne. Niski poziom witaminy D od dawna był uważany za znaczący czynnik ryzyka w rozwoju wielu różnych chorób autoimmunologicznych. Nasze badania pokazują jeden ze sposobów, w jaki metabolity witaminy D wpływają na układ odpornościowy, stwierdził profesor Richard Mellanby z Uniwersytetu w Edynburgu. Komórki dendrytyczne to profesjonalne wyspecjalizowane komórki prezentujące antygen. Odgrywają podstawową rolę w pobudzaniu limfocytów. Jako, że niedobór witaminy D jest znanym czynnikiem ryzyka chorób autoimmunologicznych, stosowano ją w leczeniu takich chorób. Jednak nie do końca rozumiano jej wpływ na komórki dendrytyczne. Powyższe badania są pierwszymi, podczas których wykazano, że metabolit witaminy D, 1,25(OH)2D3, zwiększa ekspresję molekuły DC31 na powierzchni komórek dendrytycznych szpiku kostnego zarówno u ludzi jak i myszy. Jako, że CD31 działa jak inhibitor i zapobiega efektywnemu pobudzaniu limfocytów T poprzez skrócenie czasu interakcji pomiędzy komórkami dendrytycznymi a limfocytami, to niedobór tej molekuły oznacza brak czynnika hamującego i większe pobudzenie limfocytów. Ich nadmierna aktywność zaś może prowadzić do autoagresji. « powrót do artykułu
  16. Duży pożar trawi gotycką katedrę Notre Dame w Paryżu. Mimo wysiłków strażaków, nie udaje się go opanować. Przyczyna nie jest znana, ale do zaprószenia ognia mogło dojść podczas prac budowlano-renowacyjnych. Z okolicy ewakuowano ludzi. Nad budowlą unoszą się potężne słupy ognia i dymu. Rzecznik katedry André Finot powiedział, że runęła drewniana struktura wspierająca dach. Teraz wiadomo, że zawaliła się też iglica. Pożar wybuchł ok. 16.50 czasu uniwersalnego (GMT). W zeszłym roku Kościół we Francji zaapelował o pilne zbieranie środków na ocalenie katedry, której stan pozostawiał wiele do życzenia. Jak poinformował Pałac Elizejski, z powodu pożaru Notre Dame prezydent Emmanuel Macron odwołał zaplanowane na ten wieczór orędzie. Mer Paryża Anne Hidalgo zaapelowała, by ze względów bezpieczeństwa nie przekraczać kordonu ustanowionego przez straż. Reporter AFP twierdzi, że paryżanie i turyści zgromadzili się na mostach na Sekwanie. Wiele osób filmuje pożar. Media społecznościowe zalały wpisy dot. tragedii. Finot poinformował, że płonie całe drewniane wnętrze z XII wieku. Nie można wykluczyć, że z katedry pozostanie tylko skorupa budynku.   « powrót do artykułu
  17. Przyjemne zapachy, np. czekolady czy wanilii, zmniejszają chęć zapalenia i w ten sposób ułatwiają zerwanie z nałogiem. Wiele osób próbujących rzucić palenie wraca do nałogu w ciągu 2 tygodni. Nawet przy nikotynowej terapii zastępczej nawroty są częste - podkreśla Michael Sayette z Uniwersytetu w Pittsburghu. Nowe interwencje są [więc] pilnie potrzebne [...]. W badaniu opisanym na łamach Journal of Abnormal Psychology wzięło udział 232 palaczy (107 kobiet i 125 mężczyzn) w wieku 18-55 lat, którzy nie próbowali zerwać z nałogiem i nie stosowali żadnej nikotynowej terapii zastępczej, np. gum. Badanych proszono, by przed sesją rozpoczynającą się między godz. 13 a 16 przez 8 godzin powstrzymali się od palenia. Mieli też przynieść ze sobą paczkę ulubionych papierosów i zapalniczkę. W etapie pilotażowym palacze oceniali za pomocą kwestionariusza AQ (Aroma Questionnaire) serię 30 woni; 1 oznaczało skrajnie nieprzyjemny zapach, 5 neutralny, a 9 bardzo przyjemny. Potem ochotnicy zapalali papierosa i trzymali go w ręce. Po 10 s należało ocenić chęć zapalenia w skali od 1 do 100 i zgasić papierosa w popielniczce. Następnie badani wąchali jeden z trzech wariantów - zapach oceniony wcześniej jako przyjemny, tytoniowy i pusty pojemnik - i mieli ponownie ocenić chęć zapalenia. Pojemnik zostawiano do wąchania na kolejne 5 minut z poleceniem oceny chęci zapalenia co 60 s. Ogółem przeprowadzono 2 sesje eksperymentalne. W pierwszej do grup wystawianych na oddziaływanie nienasączonego niczym próbnika i tytoniu wylosowano 75% osób. Podczas drugiej sesji przeprowadzanej o tej samej porze dnia połowie badanych z grupy, której prezentowano przyjemną woń, demonstrowano inny oceniony jako równie przyjemny zapach, a połowie ten sam zapach, co na 1. sesji. Wśród osób z grup neutralnej i tytoniowej 1/3 prezentowano dla odmiany miłą woń, a pozostałym 2/3 ten sam zapach neutralny lub tytoniowy. W ten sposób powstało 5 grup: 1) wąchająca pierwotny miły zapach, 2) wąchająca drugi przyjemny zapach, 3) "przestawiona" z woni pustego pojemnika lub tytoniu na miłą woń, 4) tytoniowa i 5) obcująca z nienasączonym próbnikiem. Średnio po zapaleniu papierosa badani ocenili ochotę na zapalenie na 82,13 pkt. Bez względu na rodzaj zapachu, z jakim się zapoznawano, ochota na zapalenie spadała, jednak średni wynik dla osób stykających się z przyjemną woń spadł silniej (19,3 pkt.) niż w grupie tytoniowej (11,7 pkt.) i bezzapachowej (11,2). Sayette podejrzewa, że spadek chęci zapalenia był widoczny w przypadku wszystkich trzech typów pojemników, gdyż zgaszenie papierosa można potraktować jako eliminację pokusy. Wykorzystanie miłych woni, by zaburzyć rutynowe zachowania związane z paleniem, może stanowić unikatową metodę zmniejszania zachcianek. Jak dotąd nasze wyniki są obiecujące. Sayette uważa, że miłe zapachy odciągają myśli palaczy od chęci zapalenia do wspomnień związanych z przyjemnymi woniami (wywołane wspomnienia autobiograficzne interferują z przetwarzaniem potrzeby zapalenia, oczywiście pod warunkiem, że wspomnienia nie są związane z paleniem). Części badanych zapach mięty skojarzył się np. z Bożym Narodzeniem spędzanym u dziadków. Palacze z najbardziej specyficznymi systemami pamięci autobiograficznej najsilniej reagowali na przyjemne zapachy (specyficzność oceniano za pomocą testu Sentence Completion for Events from the Past Test, SCEPT). Ok. 90% badanych twierdziło, że może sobie wyobrazić wykorzystywanie przyjemnych zapachów do zapanowania nad chęcią zapalenia w naturalnym środowisku. Psycholodzy podkreślają, że potrzebne są dalsze badania. Pokażą one m.in., czy przy ewentualnej skuteczności metodę przyjemnych woni lepiej stosować w pojedynkę, czy w połączeniu z innymi metodami pomagającymi rzucić palenie. « powrót do artykułu
  18. Brytyjski National Institute for Health and Care Excellence (Nice) wydał ostrzeżenie, dotyczące zanieczyszczenia środowiska powodowanego przez inhalatory dla astmatyków. Instytut zachęca osoby chore, by zrezygnowały z najbardziej popularnej ich wersji, czyli inhalatorów ciśnieniowych (MDI). Urządzenia te zawierają bowiem fluorowęglowodory (HFC), które są silnymi gazami cieplarnianymi. Badania przeprowadzone przez Nice wykazały, że pięć dawek z typowego MDI powoduje takie zanieczyszczenie powietrza gazami cieplarnianymi, co 14,5-kilometrowa podróż samochodem. Jako, że zwykle MDI ma pojemność około 100 dawek, łatwo obliczyć, że jeden inhalator zanieczyszcza powietrze gazami cieplarnianymi tak, jak 290-kilometrowa podróż. Nice proponuje więc, by astmatycy, w trosce o środowisko naturalne, używali inhalatorów proszkowych. Te bowiem emitują pięciokrotnie mniej szkodliwych substancji. Osoby, które potrzebują inhalatorów MDI powinny nadal ich używać. Jednak chorych, którzy mają wybór, prosimy o pomyślenie o środowisku, powiedziała wicedyrektor Nice profesor Gillian Leng. Ograniczenie emisji węgla do atmosfery jest dobre dla wszystkich. Szczególnie dla osób z problemami z układem oddechowym, dodała uczona. Nowe zalecenia zachęcają też astmatyków, by zużyte inhalatory oddawali do aptek, co pozwoli na ich bezpieczne składowanie lub recykling. W Wielkiej Brytanii w związku z astmą leczy się około 5,5 miliona osób. To jeden z najwyższych odsetków w Europie. Ponadto inhalatory MDI stanowią około 70% kupowanych inhalatorów. W innych krajach odsetek ten jest znacznie niższy. Np. w Szwecji MDI stanowią jedynie 10% inhalatorów. « powrót do artykułu
  19. Wyeliminowanie uszkodzonych mitochondriów może pomagać w zapobieganiu przewlekłym chorobom zapalnym. Stan zapalny to reakcja, której organizm potrzebuje, by wyeliminować np. bakterie czy wirusy, jednak nadmierny stan zapalny może uszkadzać zdrowe komórki, przyczyniając się do starzenia i chorób przewlekłych. Inflamasomy to wielobiałkowe kompleksy cytosolowe. Są one aktywowane przez struktury drobnoustrojów i przez cząsteczki powstałe wskutek zaburzeń metabolicznych czy uszkodzeń tkanek. Są wytwarzane m.in. w monocytach, makrofagach, limfocytach T oraz komórkach nabłonkowych. W tworzeniu inflamasomów szczególną rolę odgrywają przedstawiciele podrodziny NLRP. Do najlepiej poznanych należy inflamasom NLRP3. Aktywowanie kompleksu inflamasomu umożliwia dojrzewanie i uwalnianie cytokin prozapalnych typu IL-1 i IL-18. NLRP3 jest nieaktywny w zdrowej komórce, uruchamia go uszkodzenie mitochondriów przez stres czy toksyny bakteryjne. Gdy inflamasom NLRP3 "utknie" w stanie włączonym, może się przyczyniać do szeregu chorób zapalnych, w tym dny moczanowej, choroby zwyrodnieniowej stawów, a także chorób Alzheimera i Parkinsona. W nowym badaniu na myszach zademonstrowano, że w leczeniu niektórych chorób zapalnych może pomóc pewna unikatowa metoda: zmuszanie komórek do eliminowania uszkodzonych mitochondriów przed aktywacją inflamasomu NLRP3. W 2018 r. zespół prof. Michaela Karina z Uniwersytetu Kalifornijskiego w San Diego wykazał, że uszkodzone mitochondria aktywują inflamasom NLRP3. Ustalono także, że jest on dezaktywowany, gdy mitochondria zostają wyeliminowane na drodze mitofagii. Wiedząc to, zastanawialiśmy się, czy da się wyeliminować szkodliwy nadmierny stan zapalny, celowo wywołując mitofagię, która może usunąć uszkodzone mitochondria i w ten sposób zawczasu zahamować aktywację inflamasomu NLRP3. Wtedy nie dysponowaliśmy jednak dobrą metodą indukowania mitofagii. Ostatnio dr Elsa Sanchez-Lopez badała, jak makrofagi regulują wychwyt choliny i właśnie wtedy odkryła coś, co może zapoczątkować mitofagię: inhibitor enzymu zwanego kinazą cholinową (ang. choline kinase, ChoK). Po zahamowaniu ChoK cholina przestaje być wbudowywana w błony mitochondriów. W rezultacie komórki postrzegają mitochondria jako uszkodzone i usuwają je na drodze mitofagii. Co najważniejsze, usuwając uszkodzone mitochondria za pomocą inhibitorów ChoK, byliśmy w stanie zahamować samą aktywację inflamasomu NLRP3 - opowiada Karin. By przetestować zdolność kontrolowania inflamasomu w organizmach żywych, Amerykanie przeprowadzili eksperymenty na myszach. Okazało się, że podanie inhibitorów ChoK nie dopuszczało do rozwoju ostrego stanu zapalnego wywołanego kwasem moczowym i toksyną bakteryjną. Terapia inhibitorem ChoK odwracała też stan zapalny związany z zespołem Muckle'a-Wellsa - chorobą autoimmunologiczną uwarunkowaną mutacją w genach NLRP3. Jednym z jej objawów jest powiększenie śledziony; im większa, tym silniejszy stan zapalny. Śledziony myszy z zespołem Muckle'a-Wellsa były średnio 2-krotnie większe niż u zdrowych gryzoni, ale znormalizowały się po podaniu inhibitorów ChoK. Inflamasom NLRP3 uruchamia uwalnianie silnych cytokin prozapalnych: IL-1β oraz IL-18. Wg Karina, istnieją leki blokujące IL-1β, nie ma jednak wpływających na IL-18. Jak wykazał jego zespół, inhibitory ChoK zmniejszają wpływ obu cytokin. To ważne, gdyż istnieje [co najmniej] kilka chorób, w tym toczeń i osteoartoza, których leczenie wymaga [...] hamowania obu: IL-1β oraz IL-18 - podsumowuje naukowiec. « powrót do artykułu
  20. Naukowcy zdobyli kolejny dowód na to, że zwierzęta są bardziej „ludzkie” niż wielu jest skłonnych to przyznać. Zauważyli bowiem, że gdy szczury widzą cierpiące zwierzę, w ich mózgach aktywują się te same neurony, które aktywują się, gdy same cierpią. Pozbawienie ich neuronów lustrzanych powoduje zaś brak takiej reakcji. Zwierzęta wykazują więc empatię, a przebieg tego procesu jest podobny, jak u ludzi. Wiele badań obrazowych na ludziach wykazało, że gdy sami odczuwamy ból, w naszych mózgach aktywuje się zakręt obręczy. Dokładnie ten sam obszar jest aktywowany, gdy obserwujemy ból innych. Na tej podstawie sformułowano dwie hipotezy. Jedną, że w zakręcie obręczy znajdują się neurony lustrzane, czy neurony, które zostają uruchomione, gdy odczuwamy ból i gdy widzimy, że inni cierpią. Druga, że to właśnie dzięki tym neuronom odczuwamy ból i empatię. Jednak były to tylko hipotezy, gdyż nie można było manipulować aktywnością ludzkiego mózgu, by sprawdzić, czy to właśnie zakręt obręczy odpowiada za empatię. Teraz naukowcy z Holenderskiego Instytutu Neurologii, jako pierwsi na świecie, przetestowali na szczurach hipotezę o empatii. Uczeni najpierw obserwowali, jak reaguje szczur na widok innego cierpiącego szczura. Gdy szczury są przestraszone, zastygają w bezruchu, by nie zauważył ich drapieżnik. Naukowcy zauważyli, że gdy jedno zwierzę było rażone prądem o umiarkowanym natężeniu, obserwujący je szczur zamierał. To sugerowało, że szczur-obserwator czuje emocje drugiego zwierzęcia. Gdy zaczęto rejestrować aktywność mózgów zwierząt okazało się, że podczas obserwacji rażonego prądem szczura aktywowały się te same neurony, które aktywowały się, gdy szczur był rażony prądem. Uczeni postanowili pójść o krok dalej i za pomocą środków chemicznych stłumili aktywność neuronów w zakręcie obręczy. Okazało się, że szczur ze stłumionymi neuronami nie zastyga w bezruchu na widok cierpiącego kolegi. Najbardziej niesamowite jest to, że te procesy przebiegają dokładnie w tych samych regionach mózgów szczurów i ludzi. Już wcześniej obserwowaliśmy wzmożenie aktywności w zakręcie obręczy na widok cierpiących ludzi. Nie dotyczy to psychopatów, u których aktywność ta jest znacznie zredukowana, mówi główny autor badań, profesor Christian Keysers. Badania rzuciły też nieco światła na zaburzenia psychopatologiczne. Pokazuje nam to, że empatia, zdolność do odczuwania emocji innych stworzeń, jest głęboko zakorzeniona w ewolucji. Podstawowe mechanizmy empatii dzielimy ze zwierzętami, jak szczury. Zwykle szczury nie cieszą się dobrą opinią. Następnym jednak razem, gdy nazwiesz kogoś szczurem, może okazać się to komplementem, stwierdza Keysers. Zapraszamy do wysłuchania wypowiedzi profesora Keysersa, w której mówi o neuronalnych podstawach empatii.   « powrót do artykułu
  21. Nie żyje jeden z czterech ostatnich żółwiaków szanghajskich (Rafetus swinhoei). Ponad 90-letnia samica mieszkała w Suzhou zoo w południowych Chinach. Krótko przed zgonem eksperci przeprowadzili u niej 5. inseminację. W chińskim ogrodzie zoologicznym pozostał jeden samiec. Pozostałe dwa żółwie żyją na wolności w Wietnamie; nie wiadomo jednak, jakiej są płci. Z doniesień w mediach wiadomo, że dobę przed zgonem miejscowa załoga i międzynarodowi eksperci przystąpili do sztucznej inseminacji. Nie było ponoć żadnych komplikacji. Po zabiegu samica również czuła się dobrze, ale jej stan pogorszył się następnego dnia. Przyczynę zgonu ma określić specjalne dochodzenie. Do badań pobrano tkankę jajników. « powrót do artykułu
  22. Międzynarodowa grupa naukowa, na której czele stali uczeni z Uniwersytetu Kalifornijskiego w Berkeley oraz US Institute for Molecular Manufacturing, twierdzi, że jeszcze w bieżącym wieku powstanie interfejs łączący ludzki mózg z chmurą komputerową. Ma się to stać możliwe dzięki szybkim postępom w nanotechnologii, nanomedycynie, sztucznej inteligencji i na polu obliczeniowym. Interfejs taki dawałby człowiekowi natychmiastowy dostęp zarówno do danych jak i zasobów obliczeniowych chmury. Artykuł opisujący taki interfejs opublikowano na łamach Frontiers in Neuroscience. Koncepcja interfejsu B/CI (Human Brain/Cloud Interface) została zaproponowana przez futurystę i wynalazcę Raya Kurzweila. Zasugerował on, że neuronowe nanoroboty mogą zostać wykorzystane do połączenia kory nowej mózgu człowieka z „syntetyczną korą nową” chmury obliczeniowej. To właśnie pomysły Kurzweila położyły podwaliny pod najnowszą pracę grupy naukowej, której głównym badaczem był Robert Freitas. Zaproponowane przez grupę nanoroboty zapewniałyby dostęp w czasie rzeczywistym, monitorowanie połączenia i kontrolę sygnałów przesyłanych pomiędzy chmurą a ludzkim mózgiem. Te urządzenia będą przemieszczały się w naczyniach krwionośnych, przekraczały barierę krew-mózg i precyzyjnie pozycjonowały się wśród, a nawet wewnątrz, komórek ludzkiego mózgu. Będą następnie bezprzewodowo przesyłały zakodowane informacje do superkomputerów w chmurze, wyjaśnia Freitas. Wedle jego koncepcji mielibyśmy do czynienia ze swoistym internetem myśli. Interfejs B/CI sterowany za pomocą neuronowych nanorobotów dałby człowiekowi natychmiastowy dostęp do całej ludzkiej wiedzy przechowywanej w chmurze, jednocześnie zwiększałoby możliwości uczenia się i inteligencję człowieka, mówi jeden z główny autorów, doktor Nunu Martins. B/CI pozwoliłby też na stworzenie w przyszłości jednego wielkiego „globalnego supermózgu” składającego się z mózgów wszystkich ludzi oraz sztucznej inteligencji. Eksperymentalny system BrainNet, chociaż nie jest jakość szczególnie skomplikowany, już został przetestowany pozwalając wymianę myśli za pomocą chmury. Wykorzystano w tym celu przezczaszkową rejestrację sygnałów elektrycznych nadawcy i przezczaszkową stymulację magnetyczną odbiorcy, co pozwoliło obu osobom na wspólną pracę, mówi Martins. Uważamy, że postęp neuronowej nanorobotyki pozwoli na stworzenie w przyszłości supermózgów, które będą mogły w czasie rzeczywistym korzystać z myśli i mocy obliczeniowej innych mózgów oraz maszyn. Taka wspólna świadomość może zrewolucjonizować demokrację, zwiększyć poziom empatii i połączyć różne pod względem kulturowym grupy w jedno prawdziwie globalne społeczeństwo, dodaje. Zdaniem naukowców, najpoważniejszym ograniczeniem rozwoju B/CI będzie zapewnienie odpowiednio szybkiego transferu danych do i z chmury obliczeniowej. To wyzwanie oznacza nie tylko konieczność znalezienia pasma dla globalnej transmisji, ale również rozwiązania problemu wymiany danych pomiędzy chmurą a neuronami za pomocą niewielkich urządzeń znajdujących się głęboko w mózgu, stwierdza Martins. Jednym z proponowanych rozwiązań jest zastosowanie nanocząstek magnetoelektrycznych. Te nanocząstki były już używane w organizmie myszy do połączenia zewnętrznego pola magnetycznego z polem elektrycznym neuronów, czyli do wykrywania i lokalnego wzmacniania sygnałów magnetycznych, co z kolei pozwoliło na zmianę aktywności elektrycznej neuronów. Mogą działać też odwrotnie, czyli wzmacniać sygnały elektryczne wytwarzane przez neurony i nanoroboty, co pozwoli na ich wykrycie poza czaszką. Największym wyzwaniem nowej technologii będzie bezpieczne umieszczenie w mózgu działających neutralnych dla organizmu nanocząstek i nanorobotów. « powrót do artykułu
  23. Podczas Europejskiego Kongresu Mikrobiologii Klinicznej i Chorób Zakaźnych, który odbywa się właśnie w Amsterdamie, poinformowano, że mikrobiom noworodków pozwala na przewidzenie ryzyka otyłości u dzieci. Na skład mikrobiomu dziecka może wpływać np. używanie przez ciężarną antybiotyków. Doktor Katja Korpela z fińskiego Uniwersytetu w Oulu i jej zespół wykazali, że istnieje związek pomiędzy składem mikrobiomu u nowo narodzonego dziecka, a jego tempem przybierania na wadze do wieku 3 lat. Wczesny mikrobiom jest niezwykle ważny dla dojrzewania układu pokarmowego i zaprogramowania procesów metabolicznych. W pierwszych miesiącach życia układ pokarmowy adaptuje się do warunków, w jakich będzie pracował, a to na stałe zmienia fizjologię i metabolizm dziecka. Już wcześniej obserwowano związek pomiędzy podawaniem noworodkom antybiotyków, a ich otyłością jako dzieci. Takie obserwacje sugerowały, że zmiany we wczesnym mikrobiomie mogą mieć długotrwałe skutki. Korpela i jej zespół przeprowadzili badania nad 212 noworodkach, rozpoczynając od pobrania i zbadania próbki smółki, pierwszych stolców noworodka. Kolejny raz stolec badano po roku. Za pomocą metod sekwencjonowania genetycznego określono gatunek i liczebność poszczególnych bakterii. Regularnie badano też wagę oraz stosunek wagi do wzrostu dziecka i odnotowano wszelkie przypadki użycia antybiotyków. Okazało się, że dzieci, które w pierwszym roku życia otrzymały antybiotyk, miały później w jelitach mniej Gram-dodatnik bakterii z rzędu promieniowców (Actinobacteria) niż dzieci wystawione w łonie matki na działanie antybiotyków oraz dzieci, które otrzymały antybiotyki szybko po urodzeniu. Miały też mniej promieniowców niż dzieci, które nigdy z antybiotykami się nie zetknęły. Stwierdzono również, że dzieci, które w wieku 3 lat miały nadwagę, jako noworodki miały w jetach nadmiar (29% wobec 15% u dzieci z prawidłową wagą) mikroorganizmów typu Bacterioidetes. Występowało u nich również stosunkowo mniej (19% wobec 35% u dzieci z prawidłową wagą) Proteobacteria. Naukowcy zauważyli również, że populacja Staphylococcus w smółce jest odwrotnie powiązana z długością ciała w wieku 1 i 2 lat. Dalsze analizy z użyciem algorytmów komputerowych wykazały, że o ile mikrobiom w 12 miesiącu życia nie pozwala przewidzieć ryzyka otyłości, to mikrobiom smółki jest dobrym wskaźnikiem nadwagi w wieku 3 lat. « powrót do artykułu
  24. Gdy w Grze o Tron słyszymy odgłosy wydawane przez smoki, to słyszymy m.in. odgłosy... seksu żółwi. Paula Fairfield, odpowiedzialna za dźwiękowe efekty specjalne w serialu, przyznaje, że wśród wielu dźwięków, z których stworzyła krzyki czy pomruki Drogona, Rheagala i Viseriona są też nagrania zwierzęcego seksu. Na odgłosy wydawane przez smoki składa się całą gama najróżniejszych dźwięków produkowanych przez zwierzęta, od trzepotania skrzydeł ważek, poprzez drapanie i stukot pazurów ptaków i gadów po oddech psa pani Fairfield. Jeśli zaś wsłuchamy się w pomruk, jaki Drogon wydaje w towarzystwie pozostałych smoków, usłyszymy tam m.in. odgłosy wydawane podczas seksu przez samca jednego z wielkich żółwi z Galapagos. W czasie seksu żółwie potrafią wydawać głośne dźwięki, a szczególnie donośne są odgłosy samców. Ich zew godowy może trwać nawet 20 minut i jest słyszany w promieniu wielu kilometrów, mówi James Gibbs, biolog z Uniwersytetu Stanowego Nowego Jorku. Pani Fairfield mówi, że chcąc nadać smokom cechy indywidualne, tworzyła wydawane przez nie odgłosy z różnych dźwięków. Drogon jest faworytem Daenerys. Jest najbardziej zadziorny ze wszystkich, to na nim Daenerys lubi latać. Zyskał zresztą imię po jej zmarłym mężu, Khalu Drogo. Zdaniem Fairfiled, jest jak jej kochanek. Zatem tworząc dźwięki wydawane przez Drogona zdecydowała się dodać odgłosy miłosne żółwi. Dźwięk godowy żółwia stanowi, po odpowiednich przeróbkach, podstawę pomruku Drogona, przyznaje Fairfield. Dla mnie ten pomruk to esencja seksualności. Dzisiaj ma premierę finałowy sezon Gry o Tron, zatem zainteresowani mogą wsłuchać się, jak mruczy Drogon i przypomnieć sobie, jak ten dźwięk powstał. « powrót do artykułu
  25. Układ odpornościowy ponosi częściowo "winę" za próchnicę i uszkodzenia plomb. Naukowcy z Uniwersytetu w Toronto wykazali, że za niszczenie kolagenu zębiny i wypełnień (żywicy kompozytowej) nie odpowiadają wyłącznie bakterie. Unikatowa działalność komórek odpornościowych zwanych neutrofilami może bowiem wzmacniać wpływ mikroorganizmów. Nikt by nie uwierzył, że nasz układ odpornościowy może odgrywać jakąś rolę w próchnicy. [Jednak] teraz mamy na to dowód - podkreśla prof. Yoav Finer. Neutrofile dostają się do jamy ustnej przez dziąsła. Podczas inwazji bakterii organizm wysyła je do ataku. Niestety, kiedy neutrofile ścigają i niszczą wroga, mogą "przy okazji" siać zniszczenie w otoczeniu. To trochę tak, jakby próbować zabić muchę na ścianie za pomocą młota kowalskiego. Same w sobie neutrofile nie mogą uszkodzić zębów. "Nie dysponują kwasami, niewiele więc zdziałają w przypadku zmineralizowanych struktur zębowych". Podczas ataku neutrofili bakterie produkują jednak demineralizujące kwasy, a wtedy enzymy zarówno patogenów, jak i neutrofili mogą niszczyć zęby i powodować "poboczne" uszkodzenia żywicy metakrylanowej. Autorzy publikacji z pisma Acta Biomaterialia podkreślają, że już od jakiegoś czasu podejrzewano, że neutrofile z jamy ustnej mogą zawierać czynniki o działaniu esterazy cholesterolowej i kolagenazy (MMP, od ang. matrix metalloproteinases); miałyby się one przyczyniać do degradacji kompozytów i kolagenu zębiny, prowadząc m.in. do zniszczenia (hydrolizy) wiązań estrowych w żywicach metakrylanowych. Degradację kolagenu dentyny i żywicy kompozytowej przez czynniki neutrofili oceniano, mierząc uwalnianie, odpowiednio, hydroksyproliny (Hyp) oraz bisHPPP (od ang. bishydroxy-propoxy-phenyl-propane). W tym celu przeprowadzono chromatografię cieczową sprzężoną ze spektrometrią mas. Okazało się, że neutrofile niszczyły spolimeryzowane żywice i po 2 dobach inkubacji wytwarzały większe ilości bisHPPP niż bufor. Podobnie było w przypadku zdemineralizowanej dentyny; tutaj powstawało więcej Hyp. To szybki proces, który zachodzi na przestrzeni godzin - zaznacza Finer. Mamy do czynienia z niszczycielską współpracą podyktowaną różnymi motywami - dodaje prof. Michael Glogauer. Studium zapewnia bezpośrednie dowody, że odpowiedź immunologiczna może się przyczyniać zarówno do zainicjowania, jak i nawrotów próchnicy. Toruje też drogę nowym kierunkom badań. Możemy się przecież zabrać za opracowanie metod zapobiegania immunopośredniczonym zniszczeniom zębów - uważa Glogauer. « powrót do artykułu
×
×
  • Dodaj nową pozycję...