Skocz do zawartości
Forum Kopalni Wiedzy

KopalniaWiedzy.pl

Super Moderatorzy
  • Liczba zawartości

    36960
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

    nigdy
  • Wygrane w rankingu

    225

Zawartość dodana przez KopalniaWiedzy.pl

  1. Czerwony ryż drożdżowy (ang. red yeast rice) może powodować uszkodzenie wątroby. Artykuł na ten temat ukazał się właśnie w BMJ Case Reports. Opisano w nim 64-letnią pacjentkę, u której po 6 tygodniach zażywania suplementu wystąpiło ostre uszkodzenie wątroby. Czerwony ryż drożdżowy uzyskuje się w wyniku fermentacji grzybów strzępkowych Monascus purpureus na wypolerowanym ryżu. Ziarna ryżu nasącza się wodą. Potem można go od razu zaszczepić lub najpierw ugotować na parze (w ten sposób przeprowadza się sterylizację). Zaszczepienie polega na wymieszaniu ryżu ze sporami grzyba lub na dodaniu przygotowanego wcześniej biobarwnika. Całość należy potem inkubować przez 3-6 dni w temperaturze pokojowej. Po tym czasie każde ziarno charakterystycznie się wybarwi. Jądro będzie miało kolor jasnoczerwony, a zewnętrzna część buraczkowy lub, jak kto woli, purpurowy. Taki barwnik sprzedaje się pod kilkoma postaciami. Mogą to być wysuszone ziarna, proszek albo pasta z ugotowanego i pasteryzowanego ryżu. Jedenaście lat temu w Chinach przeprowadzono badanie, które wykazało, że czerwony ryż drożdżowy o 1/3 zmniejsza prawdopodobieństwo konieczności przeprowadzenia dwóch zabiegów: wszczepienia bypassów oraz udrożniania naczyń. Wpływa też na ogólną liczbę zgonów (spadek o ok. 30%). Specyfik jest często używany do obniżania poziomu cholesterolu. Zawiera on jednak lowastatynę, zwaną też monakoliną K, dlatego podobnie jak ona niesie za sobą ryzyko uszkodzenia wątroby. Pacjentka opisana na łamach BMJ Case Reports została przyjęta do szpitala z objawami hepatotoksyczności. Wcześniej przez 6 tygodni zażywała czerwony ryż drożdżowy. Nie chciała przyjmować statyn, więc by obniżyć poziom cholesterolu, sięgnęła po suplement (stosowana dawka to 1200 mg dziennie). Przez 2 tygodnie kobieta odczuwała zmęczenie, miała wzdęcia i czuła się najedzona wcześniej niż zwykle. Od tygodnia obserwowała ciemniejszy mocz i jaśniejszy kał. Ostatnio rozwinęła się u niej żółtaczka. Chora nie wspominała o chorobach wątroby, transfuzjach krwi, kontaktach z chorymi czy niedawnych podróżach. Poza zastrzykami z witaminą B12 na anemię nie przyjmowała też żadnych leków. Pacjentka nie paliła, wypijała wieczorami 2 kieliszki czerwonego wina i prowadziła aktywny tryb życia. Badanie surowicy ujawniło podwyższony poziom aminotransferazy alaninowej (ALAT), aminotransferazy asparaginianowej (AspAT), fosfatazy alkalicznej i bilirubiny całkowitej. Biopsja wątroby wskazała na ostre polekowe uszkodzenie wątroby (DILI). Przez 3 dni lekarze podwali 64-latce wysokie dawki metyloprednizolonu (syntetycznego glikokortykosteroidu o długotrwałym działaniu przeciwzapalnym i immunosupresyjnym). Przed zgłoszeniem do szpitala pacjentka przestała przyjmować czerwony ryż drożdżowy; zalecono jej, by nie wracała do terapii. Po wypisaniu do domu kontynuowano leczenie glikokortykosteroidami - kobieta miała zażywać prednizon. Co tydzień przeprowadzano też badania laboratoryjne. Artykuł z BMJ Case Reports powołuje się na pojedynczy przypadek, dlatego by potwierdzić możliwe związki i mechanizm toksyczności, potrzebne są kolejne badania. Wcześniej udokumentowano jednak inne przypadki hepatotoksyczności czerwonego ryżu drożdżowego; pokazały one, że rekonwalescencja może trwać wiele miesięcy. Trudno zapobiegać ewentualnym skutkom ubocznym zażywania czerwonego ryżu drożdżowego. Dzieje się tak po części dlatego, że stężenia monakoliny K nie są regulowane. « powrót do artykułu
  2. Planowany na 29 marca spacer kosmiczny w udziałem samych kobiet został odwołany. Okazało się bowiem, że jedna z pań nie ma się w co ubrać. NASA wyjaśnia, że jest tylko jeden najlepiej pasujący na obie astronautki kombinezon z torsem ze szkła włókiennego (ang. Hard Upper Torso, HUT) w rozmiarze M. Anne McClain i Christina Koch miały się w piątek zająć akumulatorami litowo-jonowymi. W piątek w przestrzeń kosmiczną wyjdą więc pani Koch i jej kolega, Nick Hague. Do piątku 29 marca gotowy będzie tylko jeden średnich rozmiarów kombinezon. Założy go Koch, oświadczyła NASA. Pani McClain, która odbyła trening zarówno w kombinezonach o średnim jak i dużym rozmiarze, wyszła w ostatni piątek w przestrzeń kosmiczną i wówczas stwierdziła, że jednak najlepiej pracuje jej się w kombinezonie o średnim rozmiarze. Co prawda na ISS znajdują się dwa kombinezony odpowiednich rozmiarów, ale jeden z nich nie został odpowiedni skonfigurowany. Konfiguracja kombinezonu zajmuje wiele godzin, zatem NASA uznała, że łatwiej będzie zmienić astronautów. Kombinezony kosmiczne składaja się z wielu części, które dołącza się do siebie tak, by jak najlepiej pasowały do ciała każdego z astronautów. Części występują w rozmiarach średnim, dużym i bardzo dużym. Bardzo się staramy przewidzieć rozmiary, jakie będą potrzebne dla każdego z astronautów. Opieramy się przy tym na danych z ich treningów przeprowadzonych na Ziemi. Czasami astronauci trenują w kombinezonach o różnych rozmiarach. Jednak na orbicie poszczególne rozmiary ciała mogą się zmieniać w odpowiedzi na zmiany, jakie zachodzą w organizmie znajdującym się w środowisku mikrograwitacji, mówi Brandi Dean, rzecznik prasowa Johnson Space Center. « powrót do artykułu
  3. Astronomowie odkryli gwiazdę, która porusza się z prędkością 4 000 000 km/h i jak się wydaje, została przyspieszona przez pobliską supernową. Dzięki jej wąskiemu ogonowi oraz temu, że możemy obserwować ją pod odpowiednim kątem, wyśledziliśmy miejsce narodzin tej gwiazdy, mówi Frank Schinzel z National Radio Astronomy Observatory w Nowym Meksyku. Pulsar jest obserwowany za pomocą Fermi Gamma-ray Space Telescope oraz Karl G. Jansky Very Large Array w Nowym Meksyku. Pulsary to bardzo szybko obracające się gwiazdy neutronowe, jądra wielkich gwiazd, które się zapadły. Ten obecny, PSR J0002+6216 został po raz pierwszy zauważony w 2017 roku. Schinzel i jego koledzy zabrali się wówczas za analizę danych z okresu 10 lat i obliczyli z jaką prędkością i w jakim kierunku pulsar się przemieszcza. J0002 jest odległy od Ziemi o 6500 lat świetlnych i znajduje się w odległości 53 lat świetlnych od pozostałości supernowej CTB 1. Za nim ciągnie się długi na 13 lat świetlnych ogon energii magnetycznej i cząstek, który wskazuje dokładnie na CTB 1. Przed około 10 000 lat doszło do wybuchu supernowej, której pozostałościami jest CTB 1. Eksplozja wyrzuciła w przestrzeń J0002. Według dostępnych danych gwiazda porusza się szybciej niż 99% znanych pulsarów. Prędkość przeciętnego pulsara jest 5-krotnie mniejsza. Ma wystarczająca prędkość, by opuścić naszą galaktykę. « powrót do artykułu
  4. Na oddział ratunkowy Hospital Universitario Fundación Jiménez Díaz w Madrycie zgłosiła się 73-letnia kobieta z powiększającym się od 4 miesięcy bolesnym guzem w okolicy pępkowej. Okazało się, że to guz, inaczej węzeł, siostry Mary Joseph, który z rzadka towarzyszy nowotworom jamy brzusznej lub miednicy, tutaj rakowi jajnika. W ciągu 2 dni przed przyjęciem do szpitala ze zmiany w pępku wydobywał się krwisty wysięk. Badanie ujawniło twardy, bolesny guz w pępku (o średnicy ok. 2,5 cm w najszerszym miejscu) i masę w obrębie miednicy. Tomografia komputerowa jamy brzusznej i miednicy pokazała heterogenną masę w obrębie miednicy o wymiarach 11x11x9,5 cm, umiarkowane wodobrzusze, zrakowacenie otrzewnej oraz guz w okolicy pępkowej. Biopsje ujawniły, że pacjentka cierpi na zaawansowanego raka jajnika. Zgodnie z danymi opublikowanymi w 2013 r. w The British Journal of General Practice, tylko ok. 1-3% nowotworów jamy brzusznej i miednicy rozprzestrzenia się do pępka. Hiszpanka przeszła operację cytoredukcyjną oraz chemioterapię uzupełniającą. Choć zwykle rokowania chorych z guzem siostry Mary Joseph są złe ze względu na stopień zaawansowania nowotworu, 73-latka jest w dobrym stanie ogólnym. Niezwykły przypadek opisano w New England Journal of Medicine. « powrót do artykułu
  5. W zeszłym tygodniu tajwańscy rybacy przypadkowo schwytali ciężarną samicę żarłacza białego z rekordową liczbą 14 płodów. Trafiła ona na targ rybny w Su'ao. Za mniej niż 2 tys. dolarów (1898,90 USD) kupiła ją firma zajmująca się wypychaniem - Taiwan Ocean Art Museum. George Burgess, biolog morski, emerytowany dyrektor Florydzkiego Programu Badań nad Rekinami na Uniwersytecie Florydzkim, podkreśla, że poprzedni rekord liczby płodów u rekinów białych, o jakim słyszał, wynosił 12. Burgess wyjaśnia, że samice żarłaczy białych mają dwie macice. Wg niego, w tym przypadku w każdej z nich znajdowało się 7 płodów. Płody są oofagami, co oznacza, że pokarmem rozwijających się ryb są kolejne pokolenia oocytów. Trudno powiedzieć, na jakim etapie rozwoju znajdowały się młode. Jak wyjaśniają biolodzy, by to stwierdzić, trzeba by je zmierzyć. Nie wiadomo, jak samica została złowiona, ale możliwe, że schwytano ją w sieć stawną. Przypuszczam, że ktokolwiek kupił samicę, zależało mu na szczęce. Dla kolekcjonerów szczęki żarłacza są warte bardzo dużo pieniędzy. Mierząca ponad 4,7 m rekinica ważyła 1170 kg. Na aukcji za kilogram wylicytowano cenę 50 dolarów tajwańskich (ok. 1,62 USD). Burgess i jego koledzy próbują się skontaktować z kupującym, by zanim mięso zostanie zjedzone, pozyskać próbki tkanek samicy i wszystkich płodów. Ciężarne samice nie łapią się często, i bardzo dobrze, ale z drugiej strony nie ma przez to zwierząt, które można by zbadać. Żarłacz biały jest przez Międzynarodową Unię Ochrony Przyrody (IUCN) klasyfikowany jako gatunek narażony (gatunek wysokiego ryzyka). Samiec osiąga dojrzałość płciową po 26 latach, a samica po 33 latach.   « powrót do artykułu
  6. W Parku Narodowym Borre w Norwegii nieopodal wikińskich kurhanów wykryto za pomocą georadaru anomalię w kształcie łodzi. Archeolodzy uważają, że to rzadki wikiński pochówek łodziowy. Dane GPR wyraźnie pokazywały kształt łodzi. Widać też słabe ślady okrągłego zagłębienia wokół łodzi. To może sugerować istnienie kopca, który później został usunięty - opowiada Terje Gansum, szef Wydziału Zarządzania Dziedzictwem Kulturowym okręgu Vestfold, i dodaje, że naukowcy będą prowadzić dalsze badania, by ocenić wielkość znaleziska. W sumie w Europie znanych jest 13 pochówków łodziowych datowanych na okres między 570 a 1050 r. Jeśli doda się do tego zeszłoroczne odkrycie z Jellestad w regionie Østfold i opisywany pochówek z Vestfold, liczba ta zwiększy się do 15. Tylko 7 tych pochówków, w tym 3 z Vestfold, można jednak kategorycznie powiązać z erą wikingów (AD 800-1050). Dzięki temu odkryciu wzrasta szansa wpisania unikatowych pochówków łodziowych z Vestfold na Listę Światowego Dziedzictwa UNESCO [...] - uważa Kåre Pettersen. « powrót do artykułu
  7. Dysruptory endokrynne (ang. endocrine disrupting chemicals, EDC) z kurzu domowego sprzyjają rozwojowi adipocytów w modelu komórkowym. To jedno z pierwszych badań analizujących powiązania między ekspozycją na mieszaniny związków chemicznych w pomieszczeniach a zdrowiem metabolicznym dzieci mieszkających w takich domach - opowiada dr Christopher Kassotis z Duke University. Wg amerykańskiej Agencji Ochrony Środowiska (EPA), dzieci spożywają dziennie 60-100 mg kurzu. Wcześniejsze badania wykazały, że w modelach zwierzęcych ekspozycja chemiczna może sprzyjać akumulacji trójglicerydów i zwiększonej otyłości. Wiele badań obserwacyjnych sugerowało związek między wystawieniem na oddziaływanie pewnych EDC a zwiększoną wagą u ludzi. W ramach najnowszego studium Kassotis i inni badali wpływ mieszanin związków wyizolowanych z kurzu domowego. Naukowcy pobrali 194 próbki kurzu z domów w środkowej Karolinie Północnej. Później uzyskali z nich ekstrakty i oceniali ich zdolność do napędzania wzrostu adipocytów w modelu komórkowym. Okazało się, że bardzo niskie stężenia ekstraktów były w stanie sprzyjać namnażaniu komórek prekursorowych i rozwojowi adipocytów. Odkryliśmy, że 2/3 ekstraktów mogło sprzyjać rozwojowi komórek tłuszczowych, a połowa namnażaniu komórek prekursorowych. Wystarczyło 100 mikrogramów, czyli dawka ok. 1000-krotnie niższa od tego, co dzieci spożywają na co dzień. Na dalszym etapie badań Amerykanie przyglądali się związkom pomiędzy stężeniami ponad 100 substancji i stopniem rozwoju komórek tłuszczowych. Okazało się, że ok. 70 miało znaczący dodatni wpływ na rozwój adipocytów, a ok. 40 na rozwój komórek prekursorowych. Akademicy odkryli, że stężenia kilku związków były podwyższone w kurzu w domach, w których mieszkały dzieci z nadwagą bądź otyłością. By ustalić, które z tych substancji wiążą się z otyłością, zespół kontynuuje badania; część z nich występuje powszechnie w produktach codziennego użytku, np. w detergentach do prania, farbach czy kosmetykach. « powrót do artykułu
  8. To prawdopodobnie najbardziej bezpośredni z dotychczas zdobytych dowodów na to, że cukier napędza rozwój nowotworu. To pokazuje, co może się zdarzyć, jeśli masz predyspozycje do wystąpienia raka jelita grubego i codziennie pijesz słodzone napoje, mówi Joshua Rabinowitz, biochemik z Princeton University, który nie brał udziału w najnowszych badaniach. Wyniki tych badań mogą wyjaśniać, dlaczego, mimo ogólnego spadku śmiertelności nowotworów, wiele młodych osób umiera na nowotwory, szczególnie na nowotwór jelita grubego. Sprzedaż słodzonych napojów gwałtownie wzrosła w latach 80. ubiegłego wieku, gdy na rynku pojawił się syrop glukozowo-fruktozowy. Stał się on bardzo tanim źródłem cukru i obecnie jest powszechnie używany w przemyśle spożywczym. Trudno znaleźć produkt, do którego nie byłby dodawany. Naukowcy wiążą pojawienie się syropu glukozowo-fruktozowego z epidemią otyłości i, pośrednio, z nowotworami. Otyłość powoduje bowiem stan zapalny, co z kolei pomaga w rozwoju nowotworów. W szczególności zaś obserwuje się wzrost zachorowań na raka jelita grubego u ludzi przed 50. rokiem życia. Choroba ta również jest powiązana z otyłością. Biochemik Lewi Cantley z Weill Conrell Medicine i jego koledzy zaczęli się zastanawiać, czy istnieje bardziej bezpośredni związek pomiędzy słodzonymi napojami a nowotworem. Naukowcy zaczęli badać myszy, u których rak jelita pojawiał się w związku z brakiem genu APC. Również u ludzi brak tego genu predysponuje do rozwoju raka jelita grubego. Naukowcy codziennie podawali myszom 1/10 łyżeczki wody, która zawierała 25% syropu glukozowo-fruktozowego. To było zbyt mało, by wywołać u myszy otyłość, ale ilość cukry odpowiadała temu, co znajduje się w 1 puszce słodzonego napoju. U myszy, które przyjmowały cukier, nie pojawiło się więcej guzów niż u tych, które piły czystą wodę. Jednak po 2 miesiącach podawania cukru guzy były większe i bardziej inwazyjne, niż w grupie kontrolnej. Badania fruktozy i glukozy, które oznakowano izotopami, wykazały, że większość glukozy nie wchłaniała się, jak to ma zwykle miejsce, w jelicie cienkim, ale przechodziła bezpośrednio do jelita grubego gdzie była wchłaniana przez guzy nowotworowe. Gdy już się w nich znalazła była rozbijana przez enzym o nazwie ketoheksokinaza (KHK), co obniżało poziom energetyczny komórek i wzmagała metabolizm glukozy, by komórki mogły powrócić do poprzedniego poziomu. Cały ten proces dodatkowo wytwarzał tłuszcz potrzebny komórkom nowotworowym do wzrostu. Autorzy badań uważają, że napoje słodzone, również te zawierające zwykły cukier, będący mieszaniną glukozy i fruktozy, mogą napędzać rozwój polipów prenowotworowych w jelicie grubym. Proces ich zamiany w nowotwór, który normalnie trwałby całe dziesięciolecia, zostaje bardzo przyspieszony. Nawet umiarkowana ilość słodzonych napojów może przyspieszać rozwój raka, mówi jeden z badaczy, profesor Jihye Yun z Baylor College of Medicine. To dobrze przeprowadzone eksperymenty, a ich wyniki są przekonujące, mówi fizjolog Luc Tappy z Uniwersytetu w Lozannie. Naukowiec zwraca jednak uwagę, że nie wiadomo, na ile badania na myszach mają przełożenie na ludzi. Autorzy wspomnianych badań chcą teraz sprawdzić, czy niskocukrowa dieta spowolni rozwój polipów u osób predysponowanych do ich pojawiania się. « powrót do artykułu
  9. Nocna ekspozycja na przyćmione światło może się przyczyniać do tworzenia przerzutów raka piersi do kości. Wyniki badania na zwierzętach zaprezentowano 24 marca na ENDO 2019, dorocznej konferencji Towarzystwa Endokrynologicznego w Nowym Orleanie. Dotąd nikt nie donosił, że nocna ekspozycja na przyćmione światło wywołuje zaburzenia rytmu okołodobowego, które przekładają się na nasilenie przerzutowania raka piersi do kości - podkreśla prof. Muralidharan Anbalagan z Tulane University. To bardzo ważne [spostrzeżenie], gdyż wiele pacjentek z rakiem piersi ma nocą kontakt z przyćmionym światłem. Chore pracują bowiem na zmiany, a także zmagają się z bezsennością i stresem czy przebywają w nadmiernie oświetlonych sypialniach, w których używa się urządzeń mobilnych itp. W ramach pilotażowych badań, finansowanych m.in. przez Louisiana Clinical and Translational Science Center (LACATS), naukowcy stworzyli mysi model przerzutów raka piersi do kości. Zastosowano iniekcję do kości piszczelowej. Samicom wstrzykiwano ludzkie komórki raka piersi z dodatnią ekspresją receptorów estrogenowych o niskiej tendencji do wzrostu w kościach. Wszystkie myszy trzymano w świetle przez 12 godzin. Przez kolejne 12 godzin jedna grupa przebywała w ciemnościach, co pomagało wytworzyć wysokie poziomy endogennej melatoniny, druga zaś była wystawiana na oddziaływanie przyćmionego światła, co hamowało produkcję melatoniny. Natężenie oświetlenia wynosiło 0,2 lx, było więc mniejsze niż w przypadku np. wyświetlacza telefonu. Badania obrazowe pokazały, że zwierzęta z drugiej grupy miały większe guzy i silniejsze uszkodzenie kości. Warto przypomnieć, że od odkrycia melatoniny upłynęło kilkadziesiąt lat. Początkowo uznawano, że spełnia ona wyłącznie funkcję regulatorową w procesach fizjologicznych zachodzących w rytmie dobowym. W toku dalszych badań zaczęto jej jednak przypisywać różne inne właściwości, w tym przeciwnowotworowe. « powrót do artykułu
  10. Palący mężczyźni narażają swoje przyszłe dzieci na ryzyko chorób serca, wynika z badań opublikowanych na łamach European Journal of Preventive Cardiology. Mężczyźni, którzy chcą mieć dzieci, powinni rzucić palenie. Są oni bowiem dużym źródłem palenia biernego dla ciężarnych kobiet, a to wydaje się jeszcze bardziej szkodliwe dla dziecka, niż gdyby kobieta sama paliła, mówi doktor Jiabi Quin z Centralnego Uniwersytetu Południowego w Chinach. Palący przyszli ojcowie narażają dziecko na wystąpienie wrodzonych wad serca. Dotykają one 8 na 1000 dzieci na świecie i są jedną z głównych przyczyn wewnątrzmacicznego obumarcia płodu. Palenie tytoniu jest teratogenne, co znaczy, że może powodować uszkodzenia płodu. Związek pomiędzy paleniem rodziców, a ryzykiem wystąpienia wrodzonych wad serca u dziecka jest coraz lepiej udokumentowany, dodaje Qin. Naukowcy przeprowadzili pierwszą metaanalizę danych na temat związku czynnego palenia przez ojca i biernego palenia przez matkę a ryzykiem pojawienia się wrodzonych wad serca u dziecka. Sytuacja, w której przyszły ojciec pali, a ciężarna jest biernym palaczem występuje częściej, niż sytuacja, w której ciężarna pali", stwierdza Qin. Przypomnijmy, że niedawno informowaliśmy, iż palące kobiety przyczyniają się do zgonów swoich dzieci w wyniku zespołu nagłej śmierci łóżeczkowej. Na potrzeby obecnych badań naukowcy przeanalizowali dane ze 125 studiów, w których znalazły się informacje o 8,8 milionach przyszłych rodziców i ich dzieciach, w tym o 137 574 dzieci z wrodzoną wadą serca. Każdy rodzaj palenia przez rodziców został oceniony pod względem ryzyka wystąpienia wad serca u dziecka. I tak okazało się, że – w porównaniu z niepalącymi rodzicami – ryzyko takie w przypadku palącego ojca rośnie o 74%, gdy kobieta jest biernym palaczem ryzyko zwiększa się o 124%, a gdy sama kobieta pali, to ryzyko rośnie o 25%. Było to też pierwsze studium, podczas którego oceniono wpływ palenia na każdy z etapów ciąży. Dzięki temu wiemy, że gdy kobieta jest biernym palaczem, to ryzyko jest zwiększone nie tylko podczas całej ciąży, ale rośnie jeszcze przed ciążą. Gdy sama kobieta pali, to zwiększa ryzyko w czasie ciąży, ale jej palenie przed zajściem w ciążę nie naraża dziecko na pojawienie się wad serca. Kobiety powinny przestać palić przed zajściem w ciążę. Równie ważne jest trzymanie się z dala od ludzi, którzy palą, mówi Qin. Jeśli zaś chodzi o konkretne wady serca u dziecka, to analiza wykazała, że gdy matka pali to naraża swoje dziecko na o 27% większe ryzyko wystąpienia ubytku w przegrodzie międzyprzedsionkowej i na o 43% większe ryzyko uszkodzenia w drodze odpływu prawej komory. « powrót do artykułu
  11. Polskie Towarzystwo Filozofii Techniki (The Polish Society of The Philosophy of Technics), skupiające badaczy zajmujących się rozwojem techniki i jej wpływem na człowieka, powołane zostanie 9 maja w Krakowie. Spotkanie założycielskie zaplanowano w ramach dwudniowej konferencji Człowiek w świecie technologicznym: antropologia technologii. Głównym celem powołania PTFT jest integracja przedstawicieli polskiego środowiska naukowego, którzy w swoich badaniach podejmują zagadnienia związane z rozwojem techniki, innowacji technologicznych i ich wpływem na człowieka funkcjonującego w szybko zmieniającym się środowisku – mówi PAP jedna z członków założycieli Ada Florentyna Pawlak z Instytut Etnologii i Antropologii Kulturowej Uniwersytetu Łódzkiego. Pomysłodawca Towarzystwa, Mariusz Markiewicz z Uniwersytetu Jagiellońskiego podkreślił, że pomysł na organizację PTFT wypłynął z Sekcji Filozofii Techniki, inicjatywy studenckiej rozwijanej od 2015 r. przy Instytucie Filozofii UJ. W tym roku Sekcja zdobyła finansowanie projektu badawczo-naukowego „Humanistyka sztucznej inteligencji”, w którego zespole znaleźli się pracownicy naukowi, doktoranci i studenci z takich uczelni jak: UJ, AGH, UW, UŁ i UMCS – dodaje Markiewicz. Wśród głównych celów Towarzystwa będą m.in. pozyskiwanie finansowania na prowadzenie międzynarodowych projektów badawczych m.in. z obszaru technoantropologii czy badań sztucznej inteligencji. Zdaniem pomysłodawców Towarzystwa, PTFT chce również rozwijać projekty edukacyjne, organizując m.in. warsztaty rozszerzające kompetencje cyfrowe przedstawicieli nauk humanistycznych, warsztaty z zakresu etyki i filozofii techniki dla środowisk związanych z naukami informatycznymi. Chcemy także pozyskiwać środki na projekty społeczne, które będą angażować szerokie grupy zagrożone wykluczeniem technologicznym – od młodzieży szkolnej po seniorów – zapowiada Markiewicz. Pierwszym etapem działalności Towarzystwa będzie budowa struktury organizacyjnej i personalnej oraz organizowanie spotkań seminaryjnych. Pomysłodawca PTFT podkreśla, że struktura Towarzystwa przypominać będzie zasady funkcjonowania czasopism naukowych – zadaniem Rady Naukowej będzie recenzowanie i opiniowanie działalności Towarzystwa. Grupy techniczne zrzeszające pracowników naukowych, doktorantów i studentów będą pracowały zaś nad organizowaniem konferencji, warsztatów czy pozyskiwaniem środków na działalność statutową. Spotkanie założycielskie Polskiego Towarzystwa Filozofii Techniki odbędzie się pierwszego dnia konferencji naukowej Człowiek w świecie technologicznym: antropologia technologii, która w dniach 9-10 maja odbędzie się w Krakowie oraz w środowisku wirtualnym Academia Electronica, działającej przy Instytucie Filozofii UJ. Celem konferencji – zdaniem organizatorów – jest rozwój interdyscyplinarnego dialogu w obszarze antropologii technologii i integracja badaczy podejmujących tematy związane z rolą i miejscem człowieka w dynamicznie zmieniającym się środowisku technologicznym. W konferencji wezmą udział m.in. badacze cyber antropology, digital antropology, technoself-study, naukowcy z obszaru filozofii techniki, psychologii, literaturoznawstwa, a także badacze nowych mediów. Do udziału w konferencji zapraszamy także przedstawicieli świata sztuki elektronicznej oraz osoby podejmujące tematy związane z trans- i posthumanizmem do refleksji nad rozwojem technologii komputerowej i informacyjnej, środowiska wirtualnego oraz szeroko rozumianej sztucznej inteligencji – dodaje Ada Florentyna Pawlak. « powrót do artykułu
  12. Paleontolodzy z Uniwersytetu Alberty opisali największego znanego osobnika Tyrannosaurus rex. To zarazem największy odkryty w Kanadzie szkielet dinozaura. Trzynastometrowy "Scotty" żył 66 mln lat temu na terenie dzisiejszej prowincji Saskatchewan. To król królów - twierdzi Scott Persons. Istnieje znaczna zmienność wielkości wśród tyranozaurów. Jedne osobniki były chudsze, inne pokaźniejsze. Scotty zdecydowanie należał do tej drugiej grupy. Po dokładnym zmierzeniu okazuje się nieco masywniejszy od innych egzemplarzy T. rex. Scotty to przydomek nadany od butelki szkockiej, którą uczczono jego odkrycie. Nogi zwierzęcia sugerują, że za życia ważyło ponad 8800 kg. Szkielet odkryto w 1991 r. Na miejsce wezwano wtedy zespół paleontologów, w skład którego wchodził m.in. prof. Phil Currie, ekspert od tyranozaurów. Usunięcie twardego piaskowca otaczającego kości zajęło jednak ponad dekadę. Dopiero po latach naukowcy mogli się więc zająć kompletnym w 65% szkieletem dinozaura (RSM P2523.8). Scotty jest nie tylko duży. To także najstarszy znany T. rex. Rozumiem przez to, że na swoim ostatnim torcie urodzinowym miałby najwięcej świeczek. Można zdobyć pojęcie o wieku dinozaura, przecinając kości i analizując wzorce wzrostu [autorzy artykułu z pisma The Anatomical Record pobierali próbki histologiczne kości strzałkowej] - opowiada Persons. T. rex rosły szybko i umierały młodo. Szacuje się, że w chwili zgonu Scotty miał niewiele ponad 30 lat. W standardach tyranozaurów miał niezwykle długie życie. Było ono także brutalne; na jego szkielecie widnieją [bowiem] liczne ślady odniesionych urazów. Scotty miał m.in. złamania żeber czy zakażenie żuchwy. Na ogonie widać zaś coś, co wygląda na ślad po ugryzieniu innego dinozaura. Myślę, że zawsze jest coś większego do odkrycia, jednak na tę chwilę ten konkretny tyranozaur jest największym znanym nauce lądowym drapieżnikiem. Wystawa, na której będzie można podziwiać giganta, zostanie otwarta w Royal Saskatchewan Museum w maju. « powrót do artykułu
  13. Selektywne inhibitory zwrotnego wychwytu serotoniny (ang. selective serotonin reuptake inhibitor, SSRI) to najczęściej przepisywane antydepresanty. Na ok. 1/3 chorych z ciężkim zaburzeniem depresyjnym (ang. major depressive disorder, MDS) jednak nie działają. Nie do końca wiadomo dlaczego. Ostatnio naukowcy z Instytutu Salka odkryli różnice we wzorcach wzrostu neuronów pacjentów SSRI-opornych. Badanie, którego wyniki ukazały się w piśmie Molecular Psychiatry, mają znaczenie nie tylko dla depresji, ale i dla innych chorób związanych z anomaliami układu serotoninergicznego, np. schizofrenii czy zaburzenia afektywnego dwubiegunowego. Określenie przyczyny SSRI-oporności nie było łatwe, bo wymagało zbadania 300 tys. neuronów, które wykorzystują do komunikacji serotoninę. Jednym ze sposobów na obejście tego problemu okazało się uzyskanie neuronów serotoninergicznych w laboratorium. Wcześniejszy artykuł tego samego zespołu pokazał, że u osób niereagujących na SSRI występuje zwiększona liczba receptorów serotoninowych, przez co w odpowiedzi na ten neuroprzekaźnik neurony stają się hiperaktywne. W ramach ostatnich badań na ludzi opornych na SSRI spojrzano jednak pod innym kątem. Chcieliśmy sprawdzić, czy w porównaniu do chorych reagujących na SSRI, u osób opornych występują jakieś różnice dot. biochemii serotoniny, ekspresji genów czy obwodów neuronalnych. Posłużyliśmy się więc komórkami pozyskanymi od pacjentów z MDD - tłumaczy Krishna Vadodaria. Z dużego badania klinicznego obejmującego 800 chorych z MDD wybrano skrajne przypadki: ludzi, których stan drastycznie poprawił się po SSRI i tych, którzy w ogóle na nie zareagowali. Naukowcy pobrali od nich próbki skóry i uzyskali indukowane pluripotencjalne komórki macierzyste (ang. induced pluripotent stem cells, iPS). Dzięki temu można było uzyskać neurony serotoninergiczne do badań. Amerykanie przyjrzeli się wszystkiemu, co ma związek z serotoniną: enzymowi, który bierze udział w jej syntezie, białku transportującemu i enzymowi odpowiedzialnemu za rozkład neuroprzekaźnika. Nie natrafili jednak na różnice biochemiczne między obiema wyodrębnionymi grupami (uwalnianie, wychwyt czy ekspresja genów związanych z biochemią serotoniny były podobne). Okazało się jednak, że czynnikiem różnicującym reakcję neuronów był ich kształt. Komórki pacjentów SSRI-opornych miały bowiem dłuższe aksony. Analiza genów ujawniła także, że dla tej grupy charakterystyczna jest niska ekspresja genów alfa-protokadheryn (PCDHA6 i PCDHA8), które biorą udział w tworzeniu obwodów neuronalnych. Kiedy w neuronach serotoninergicznych stosowano knockdown genów alfa-protokadheryn (co prowadzi do zmniejszenia ekspresji), komórki rozwijały te same niezwykle długie aksony. Nieprawidłowa morfologia skutkowała zaś nadmierną komunikacją w pewnych obszarach mózgu, a niedostateczną w innych. W ten sposób zaburzona była komunikacja w całym układzie serotoninergicznym. Naukowcy planują pogłębione badania genów alfa-protokadheryn (to powinno pozwolić lepiej poznać genetykę pacjentów SSRI-opornych). « powrót do artykułu
  14. Grupa naukowa z MIT oraz Uniwersytetów Columbia, Cornell i Harvarda, wzorując się na systemach biologicznych, stworzyła system złożony z niewielkich prostych robotów, które w grupie są w stanie przemieszczać się, transportować przedmioty i wykonywać inne zadania. W skład systemu „robotyki cząsteczkowej” wchodzą urządzenia w kształcie dysków, które naukowcy nazwali „cząsteczkami”. Są one luźno ze sobą połączone za pomocą magnesów, a każdy z robotów potrafi tylko dwie rzeczy – rozszerzać się i kurczyć. W pozycji skurczonej robot ma około 15, a w pozycji rozszerzonej około 23 centymetrów średnicy. Dzięki odpowiednio skoordynowanym ruchom roboty są w stanie przyciągać się lub odpychać. Umieszczone na nich czujniki powodują, że roboty przemieszczają się w kierunku źródła światła. Podczas badań, które opisano na łamach Nature, naukowcy wykorzystali grupę 15 robotów oraz wirtualną symulację 100 000 urządzeń nawigujących wśród przeszkód w kierunku źródła światła. Uczeni wykazali też, że roboty mogą transportować przedmioty. „Roboty cząsteczkowe” mogą tworzyć wiele różnych konfiguracji i płynnie przemieszczać się między przeszkodami, przeciskając się przez ciasne miejsca. Co ważne, żaden z nich nie komunikuje się bezpośrednio z innym, a jego działanie nie zależy od działania innego robota. Dzięki temu wielkość grupy można dynamicznie zmieniać bez żadnego wpływu na jej funkcjonowanie. Co więcej, naukowcy wykazali, że grupa jest w stanie wykonać zadania, nawet jeśli wiele robotów się zepsuje. Pomysł amerykańskich uczonych jest odmienny od tego, w jaki sposób konstruuje się współczesne roboty. Są to zwykle duże, skomplikowane urządzenia, które przestają działać, gdy któraś część zawiedzie. My mamy tutaj małe komórki, które indywidualnie nie dorównują złożonym robotom, ale jako grupa mogą wiele osiągnąć, mówi profesor Daniela Rus, dyrektor Computer Science and Artificial Intelligence Laboratory (CSAIL). Robot sam w sobie jest statyczny, jednak gdy połączy się z innymi robotycznymi cząstkami, wszystkie razem mogą eksplorować otoczenie i wykonywać złozone zadania. W ten sposób mamy uniwersalne robotyczne komórki, które mogą tworzyć różne kształty, poruszać się i podążać za światłem. To daje wielkie możliwości. Każdy z robotów składa się z cylindrycznej podstawy, w której umieszczono akumulator, silnik, czujnik wykrywający intensywność światła, mikrokontroler oraz układ komunikacyjny, który wysyła i odbiera sygnały. Na podstawie umieszczono zabawkę dla dzieci o nazwie Hoberman Flight Ring. Składa się ona z niewielkich paneli przytwierdzonych do okręgu. Po jego pociągnięciu panele się rozszerzają, a gdy się go popchnie, panele składają się. Do każdego z paneli przymocowano dwa niewielkie magnesy. Cały trik polega na takim zaprogramowaniu robotów, by rozszerzały się i kurczyły w odpowiedniej sekwencji, zapewniającej całej grupie ruch w kierunku źródła światła. By tego dokonać, naukowcy wyposażyli każdego robota w algorytm, który analizuje informacje o intensywności światła rozgłaszane przez każdego innego robota. Nie ma tutaj potrzeby bezpośredniej komunikacji pomiędzy dwoma robotami. Każda z „robotycznych cząstek” bez przerwy mierzy intensywność docierającego doń światła i rozgłasza wyniki swoich pomiarów. Jeśli na przykład każdy z robotów mierzy intensywność światła w skali 1-10, gdzie 10 odpowiada najwyższej intensywności, a 1 najniższej, to sygnał o zmierzeniu intensywności 10 będzie pochodził od robotów znajdujących się bliżej źródła światła. Te roboty rozszerzają się jako pierwsze. Gdy zaś one się kurczą, rozszerzają się roboty, które zmierzyły niższa częstotliwość na skali, czyli 9. W ten sposób kolejno dochodzi do rozszerzania się i kurczenia kolejnych maszyn. To tworzy mechaniczną falę, skoordynowany ruch pchania i ciągnięcia, który powoduje, że grupa przesuwa się w stronę sygnału lub odsuwa od niego, mówi doktor Shuguang Li. Jeśli źle dobierzesz synchronizację ruchów, cały system będzie pracował mniej efektywnie, dodaje. To nowy rodzaj robota, który nie ma scentralizowanego systemu kontroli, nie ma elementu, którego awaria unieruchamia całość, nie ma ustalonego kształtu, a jego poszczególne części nie są unikatowe, mówi profesor Hod Lipson z Columbia Engineering. Następnym celem naukowców jest takie zminiaturyzowanie robotów, by można było tworzyć grupy składające się z milionów miniaturowych cząstek. « powrót do artykułu
  15. Mężczyźni będący seryjnymi mordercami polują na swoje ofiary, które są często obcymi dla nich ludźmi, zaś kobiety popełniające to samo przestępstwo "gromadzą" ofiary, obierając na cel osoby z otoczenia, które mogą znać (często robią to dla korzyści finansowych). Prof. Marissa Harrison z Uniwersytetu Stanowego Pensylwanii w Harrisburgu uważa, że ustalenia jej zespołu mogą się przydać w śledztwach, a także przy opracowywaniu programów prewencyjno-terapeutycznych dla sprawców brutalnych przestępstw. Społeczeństwo interesuje się seryjnymi mordercami, ale ponieważ występują oni stosunkowo rzadko, przeprowadzono niewiele badań związanych z tym zjawiskiem. Pracując nad poprzednim studium, Harrison zaczęła jednak zauważać różnice dot. wzorców zabijania przez seryjnych morderców i morderczynie. Pani profesor wyjaśnia, że ponieważ przez ok. 95% swojej historii ludzie żyli jako myśliwi-zbieracze, prehistoryczne role mogą pomóc w wyjaśnieniu zaobserwowanych różnic międzypłciowych. Historycznie mężczyźni polowali na zwierzęta, a kobiety gromadziły pobliskie zasoby, takie jak ziarna i rośliny [...]. Jako psycholog ewolucyjny zastanawiałam się, czy coś, co pozostało z tych starych ról, może wpływać na to, jak seryjni mordercy różnej płci wybierają swoje ofiary. Na potrzeby badań naukowcy przejrzeli doniesienia wiarygodnych mediów, np. Associated Press, Reutera, sieci telewizyjnych, a także krajowych oraz lokalnych gazet. Zebrano dane dotyczące 55 seryjnych morderczyń i 55 seryjnych morderców z USA. Analiza ujawniła, że mężczyźni 6-krotnie częściej zabijali obcych, a kobiety niemal 2-krotnie częściej pozbawiały życia ludzi, których już znały. Aż 65,4% seryjnych morderców płci męskiej prześladowało swoje ofiary; dla porównania postępowało tak tylko nieco ponad 3,5% (3,6%) kobiet. W naszej próbie jedynie dwie seryjne morderczynie angażowały się [...] w zachowania podpadające pod stalking. Co interesujące, raporty wskazują, że w zbrodnie te zaangażowani byli także mężczyźni. Autorzy artykułu z pisma Evolutionary Behavioral Sciences odkryli, że istniały różnice w przydomkach nadawanym seryjnym mordercom i morderczyniom przez media. Kobietom częściej nadawano przydomki odnotowujące płeć, np. Jolly Jane lub Tiger Woman, a mężczyznom przydomki sugerujące brutalność przestępstw, np. Kansas City Slasher [Nożownik z Kansas City]. « powrót do artykułu
  16. Naukowcy, a wśród nich Polacy, opracowali nowy, bardzo odporny na promieniowanie materiał. Może on zrewolucjonizować projektowanie elementów konstrukcyjnych w reaktorach syntezy termojądrowej. W pracach międzynarodowego zespołu, których wyniki przedstawiono w prestiżowym czasopiśmie Science Advances, uczestniczyła grupa ekspertów pod kierunkiem dra inż. Jana Wróbla z Politechniki Warszawskiej. Prace polskich badaczy sfinansowane zostały z programu HOMING Fundacji na rzecz Nauki Polskiej (FNP). Naukowcy mierzyli się z jednym z głównych problemów technologicznych związanych z energetyką jądrową. Polega on na tym, że materiały konstrukcyjne pod wpływem napromieniowania ulegają niszczeniu. Rozwiązaniem problemu może być zastosowanie tzw. stopów o wysokiej entropii, czyli o dużym stopniu nieuporządkowania atomów. Jest to nowa klasa materiałów, składających się z czterech lub więcej składników o podobnym stężeniu. Stopione ze sobą składniki mają wyjątkową mikrostrukturę i unikalne właściwości – czytamy w informacji przesłanej PAP przez FNP. Jak wynika z najnowszych badań opublikowanych w czasopiśmie Science Advances, stop o wysokiej entropii W-Ta-Cr-V (wolfram, tantal, chrom, wanad) jest niezwykle odporny na promieniowanie i zachowuje znakomite właściwości mechaniczne. Z tego względu materiał ten jest atrakcyjnym kandydatem do zastosowań w elementach konstrukcyjnych przyszłych reaktorów jądrowych lub syntezy termojądrowej. Publikacja jest efektem międzynarodowej współpracy naukowców z Wydziału Inżynierii Materiałowej Politechniki Warszawskiej z naukowcami z Los Alamos National Laboratory, Argonne National Laboratory i Pacific Northwest National Laboratory w USA oraz z Culham Centre for Fusion Energy w Anglii. Badacze próbowali zrozumieć, w jaki sposób uporządkowanie atomowe oraz podstawowe właściwości stopów zależą od stężeń poszczególnych pierwiastków oraz od temperatury. Grupa dr. inż. Jana Wróbla wyjaśniła, dlaczego w stopie wydzielają się fazy o zwiększonej zawartości atomów wanadu i chromu. Ze względu na olbrzymią liczbę możliwych kombinacji, zarówno doboru pierwiastków jak i ich stężeń, eksperymentalne przebadanie wszystkich kombinacji stopów nie było możliwe. Dlatego polscy naukowcy stworzyli model teoretyczny. Połączył on metody obliczeniowe oparte na mechanice kwantowej z metodami statystycznymi. Stworzony przez mój zespół model (...) wykazał, że w stopie W-Ta-Cr-V występuje silna tendencja do przyciągania pomiędzy atomami V i Cr, które jest przyczyną wydzielania faz V-Cr obserwowanych eksperymentalnie przez naszych współpracowników z USA. Co więcej, symulacje komputerowe przeprowadzane systematycznie w szerokim zakresie stężeń i temperatur mogą się przyczynić do znalezienia optymalnego składu stopu, który potencjalnie może mieć jeszcze lepsze właściwości niż ten opisany w naszej publikacji – mówi dr Wróbel. « powrót do artykułu
  17. Syrop glukozowo-fruktozowy sprzyja wzrostowi guzów jelita grubego, przynajmniej u myszy. W ramach eksperymentu naukowcy wykazali, że regularne umiarkowane spożycie syropu glukozowo-fruktozowego - odpowiednik wypijania przez człowieka ok. 355 ml słodzonego napoju dziennie - przyspiesza wzrost guzów w mysim modelu polipowatego raka jelita grubego (FAP). Autorzy artykułu z pisma Science odkryli też mechanizm, za pośrednictwem którego spożycie słodkich napojów może napędzać wzrost raka, co pozwala myśleć o nowych strategiach terapeutycznych. Liczne badania obserwacyjne zwiększyły świadomość związku między spożywaniem słodzonych napojów i otyłością oraz ryzykiem raka jelita grubego. Obecnie uważa się, że cukier jest szkodliwy dla zdrowia głównie dlatego, że zbyt duże jego spożycie może prowadzić do otyłości. Wiemy, że otyłość podwyższa ryzyko wielu rodzajów nowotworów, w tym raka jelita grubego, nie było jednak jasne, czy między spożyciem cukru a nowotworami istnieje bezpośredni, przyczynowy związek. To mnie skłoniło do przeprowadzenia badań (pracowałam wtedy w zespole dr. Lewisa Cantleya z Weill Cornell Medicine) - opowiada dr Jihye Yun z Baylor College of Medicine. Na początku naukowcy uzyskali mysi model wczesnego stadium raka jelita grubego z delecją genu APC. APC jest jak strażnik. Delecja tego białka przypomina usunięcie hamulców z samochodu. Bez niego normalne komórki jelita ciągle się dzielą i nie umierają, tworząc polipy. Opisany w 1991 r. APC jest genem supresorowym nowotworów. Jest zlokalizowany na chromosomie 5q21 i bierze udział w kontroli proliferacji komórek. Mutacje w genie APC notuje się w około 60-85% rodzinnych przypadków FAP. Później Amerykanie testowali wpływ spożywania słodzonej wody na rozwój guza. Słodzona woda była 25% roztworem syropu glukozowo-fruktozowego. Mogąc do woli pić z pojnika, myszy mocno przytyły w ciągu zaledwie miesiąca. By nie dopuścić do rozwoju otyłości i oddać codzienne spożycie puszki napoju przez ludzi, gryzonie zaczęto poić słodzoną wodą raz dziennie za pomocą strzykawki. Po 2 miesiącach model APC nie stał się otyły, ale występujące tu guzy były większe i bardziej zaawansowane niż u zwierząt pijących zwykłą wodę. Wyniki sugerują, że gdy zwierzęta mają wczesne stadium guza [...], spożywanie nawet umiarkowanych ilości roztworu syropu glukozowo-fruktozowego może, niezależnie od otyłości, sprzyjać wzrostowi i progresji zmiany. Potrzeba dalszych badań, by przełożyć to odkrycie na ludzi. Nasze ustalenia z modelu zwierzęcego sugerują jednak, że przewlekłe spożycie słodzonych napojów może skrócić czas potrzebny na rozwój guza. Cantley dodaje, że spostrzeżenia z badań na myszach mogą pomóc w wyjaśnieniu, czemu zwiększone spożycie napojów i innych produktów z dużą zawartością cukru w ciągu ostatnich 30 lat koreluje ze wzrostem częstości raka jelita grubego u Amerykanów w wieku 25-50 lat. W dalszej kolejności akademicy zajęli się analizą mechanizmu zaobserwowanego zjawiska. Stwierdziliśmy, że myszy z grupy eksperymentalnej miały podwyższony poziom glukozy we krwi i fruktozy w jelicie grubym i że różnymi ścieżkami guzy mogły efektywnie wychwytywać oba cukry. Analizując, co się z nimi działo w tkankach guza, zespół ustalił, że fruktoza była najpierw chemicznie modyfikowana. Proces ten sprzyjał produkcji kwasów tłuszczowych, które przyczyniały się do wzrostu guza. By zbadać wpływ cukru na zwierzęta albo linie komórkowe, w większości wcześniejszych badań wykorzystywano albo glukozę, albo fruktozę. My stwierdziliśmy, że to podejście nie odzwierciedla rzeczywistego sposobu spożycia przez ludzi, ponieważ ani napoje, ani pokarmy nie zawierają samej glukozy albo samej fruktozy. I jedne, i drugie mają w składzie glukozę i fruktozę w podobnych ilościach. Nasze wyniki sugerują, że rolą fruktozy w guzach jest wspieranie glukozy przy syntezie kwasów tłuszczowych. Duża ilość kwasów tłuszczowych może zaś zostać wykorzystana przez komórki rakowe do budowania błon komórkowych i cząsteczek sygnalizacyjnych; wszystko zaś po to, by rosnąć lub wpływać na stan zapalny - wyjaśnia Yun. By ustalić, czy za wywołany cukrem wzrost guza odpowiada metabolizm fruktozy, czy zwiększona produkcja kwasów tłuszczowych, akademicy zmodyfikowali model mysi, tak by brakowało albo genów kodujących enzymy odpowiedzialne za metabolizm fruktozy, albo związanych z syntezą kwasów. W pierwszym przypadku gryzonie nie miały enzymu KHK, a w drugim FASN. Okazało się, że brak któregokolwiek z tych genów skutkował tym samym zjawiskiem: guz nie rósł szybciej mimo obecności umiarkowanych ilości syropu glukozowo-fruktozowego. Yun dodaje, że zdobyte dane wskazują na nowe opcje terapeutyczne. W odróżnieniu od glukozy, fruktoza nie jest niezbędna dla przetrwania i wzrostu normalnych komórek, co sugeruje, że nowe terapie, które obierają na cel metabolizm fruktozy, są warte zbadania. Alternatywnie, by znacząco obniżyć dostępność cukru w jelicie grubym, można nie sięgać po leki i zamiast tego w maksymalnym stopniu unikać słodzonych napojów. « powrót do artykułu
  18. Materiały topologiczne, które wykazują egzotyczne, odporne na defekty, właściwości, mogą w przyszłości znaleźć zastosowanie w elektronice, optyce czy informatyce kwantowej. Opanowanie ich masowej produkcji przyniesie rewolucję na wielu polach. Obecnie naukowcy intensywnie badają kilkanaście takich materiałów znanych jako izolatory topologiczne. To materiały, których powierzchnia powinna przenosić ładunki elektryczne niemal bez żadnych oporów, jednak całość ma działać w znacznie wyższych temperaturach niż nadprzewodniki. Jednocześnie wnętrze izolatorów topologicznych nie przewodzi elektryczności. Specjaliści z Princeton University poinformowali właśnie o odkryciu najbardziej wytrzymałego izolatora topologicznego. To cienki kryształ o strukturze podobnej do DNA czy też spiralnych schodów. Odkrywcy nazwali go topologicznym kryształem chiralnym. Podczas naszych ostatnich prac udowodniliśmy, że istnieje nowy stan materii kwantowej, który jednocześnie ma niemal idealne właściwości powierzchni topologicznej, będące konsekwencją chiralności struktury krystalicznej, mówi profesor M. Zahid Hasan, jeden z pionierów badań nad materiałami topologicznymi. W nowym materiale właściwość, która definiuje przewodnictwo topologiczne, które jest powiązane z przewodnictwem elektrycznym powierzchni materiału, jest około 100-krotnie większa niż w dotychczas znanych metalach topologicznych. Właściwość ta, zwana surface Fermi arc (powierzchniowy łuk Fermiego?) została określona za pomocą spektroskopii fotoemisyjnej w synchrotronie Advanced Light Source (ALS). Po ponad 12 latach badań nad fizyką topologiczną i materiałami, sądzę, że ujrzeliśmy dopiero wierzchołek góry lodowej. Z naszych pomiarów wynika, że mamy tu do czynienia z najbardziej solidnym topologicznie chronionym przewodnikiem odkrytym do tej pory. To otwiera zupełnie nowe możliwości, mówi profesor Hasan. Pojęcie „topologicznie chroniony” oznacza, że niektóre z właściwości materiału pozostają niezmienne, nawet jeśli materiał nie jest doskonały. Będzie miało to olbrzymie znacznie w przyszłości, gdy będziemy chcieli na masową skalę wytwarzać materiały o świetnych właściwościach. Ilya Belopolski, naukowiec z Princeton University, który bierze udział zarówno w teoretycznych jak i eksperymentalnych badaniach izolatorów topologicznych zauważa inną, szczególnie interesującą właściwość badanych właśnie kryształów kobaltowo-krzemowych i rodowo-krzemowych – pod wpływem światła wytwarzają one prąd elektryczny o stałej sile. Nasze wcześniej opracowane teorie wykazały, że prąd ten powinien mieć niezmienne konkretne wartości. Nieważne, jakie rozmiary ma próbka lub czy jest zanieczyszczona, wartości te są uniwersalne. To coś niezwykłego, oznacza bowiem, że w praktycznych zastosowaniach wydajność materiału zawsze będzie taka sama, wyjaśnia uczony. Przed czterema laty informowaliśmy, że międzynarodowy zespół naukowy pracujący pod kierunkiem profesora Hasana odkrył fermiony Weyla, których istnienie przewidziano w 1929 roku. Fermiony, odkryte w syntetycznym krysztale tantalu, mają podobne właściwości elektroniczne, co kryształy będące obiektem najnowszych badań grupy Hasana, z wyjątkiem jednak chiralności. Nasze wcześniejsze badania nad półmetalami Weyla przetarło nam szlak do badań nad egzotycznymi przewodnikami topologicznymi, wyjaśnia Hasan. W listopadzie 2017 roku zespół Hasana podczas badań teoretycznych stwierdził, że elektrony w krysztale rodowo-krzemowym i innych podobnych materiałach będą zachowywały się w niespotykany sposób. Uczeni przewidywali wówczas, że kwazicząstki w takich materiałach mają właściwości elektronów pozbawionych masy i powinny zachowywać się jak spowolnione trójwymiarowe cząstki światła o  określonej chiralności. Z kolei obliczenia opublikowane na łamach Nature Materials przez Hasana i jego grupę w październiku 2018 roku wykazały, że elektrony w takich kryształach zachowują się kolektywnie jakby były magnetycznymi monopolami. Wszystkie te niezwykłe właściwości są wynikiem chiralnej struktury kryształu. Kryształy, które obecnie bada Hasan i jego koledzy, mają do kilku milimetrów długości i zostały przygotowane przez różne międzynarodowe laboratoria. Uczeni najpierw dokładnie je opisali podczas badań prowadzonych na specjalistycznym sprzęcie w Laboratory for Topological Quantum Matter and Advanced Spectroscopy na Princeton University, a następnie kryształy przetransportowano do Berkeley Lab celem dalszych badań. Tam najpierw zostały poddane specjalnym technikom polerowania w Molecular Foundry. Zwykle na potrzeby takich badań kryształy są łamane tak, by miały grubość liczoną w atomach. Jednak obecnie badane kryształy są niezwykle wytrzymałe. Dlatego też w Molecular Foundry musiano ostrzeliwać je wysoko energetycznymi atomami argonu, co pozwoliło oczyścić i spłaszczyć próbki, a następnie poddano je ponownej krystalizacji i polerowaniu. Dotychczasowe badania wykazały, że zachowanie elektronów w tych kryształach jest ściśle powiązane z chiralnością ich struktury. Dlatego też profesor Hasan uważa, że istnieją jeszcze inne sposoby badań takich materiałów. To może prowadzić do powstania nowych rodzajów nadprzewodników lub badania nowych zjawisk kwantowych, mówi Hasan. Uczony zastanawia się nawet, czy możliwe jest uzyskanie chiralnego topologicznego nadprzewodnika. Dodaje, że co prawda właściwości topologiczne, które wraz z zespołem może obserwować w kryształach rodowo-krzemowych i kobaltowo-krzemowych są uznawane z idealne, jednak nie można wykluczyć, że w wielu innych materiałach byłyby one jeszcze lepsze. Okazuje się, że te zjawiska fizyczne można będzie uzyskać w przyszłości w innych materiałach, które lepiej będą pasowały do naszych potrzeb, stwierdza profesor Hasan. « powrót do artykułu
  19. Biruangi malajskie (Helarctos malayanus), najmniejsze niedźwiedzie świata, umieją precyzyjnie naśladować mimikę pyska innego niedźwiedzia. Jak widać, taka forma komunikacji nie jest domeną wyłącznie naczelnych. Autorzy publikacji z pisma Scientific Reports podkreślają, że to pierwsza sytuacja, gdy tak dokładną mimikrę wyrazu "twarzy" zaobserwowano u jakiegoś gatunku poza ludźmi i gorylami. Dr Marina Davila-Ross i doktorant Derry Taylor z Uniwersytetu w Portsmouth obserwowali biruangi malajskie przez 2 lata. Okazało się, że niedźwiedzie wykorzystują wyraz pyska, by komunikować się z innymi osobnikami w sposób zbliżony do ludzi i małp. To silna wskazówka, że inne ssaki również mogą być mistrzami tej złożonej umiejętności społecznej. Precyzyjne odtwarzanie mimiki innych to jeden z filarów ludzkiej komunikacji. Pozostałe naczelne i psy także naśladują się wzajemnie, ale jak dotąd wykazano, że tylko człowiekowate i ludzie, a teraz niedźwiedzie malajskie, wykazują tak dużą złożoność mimikry twarzy. Ponieważ biruangi [...] nie są powiązane ewolucyjnie z ludźmi jak małpy ani nie zostały udomowione jak psy, jesteśmy pewni, że ta bardziej zaawansowana postać mimikry musi występować także u różnych innych gatunków. Kwestię tę trzeba jednak dopiero zbadać. Naukowcy dodają, że najbardziej zaskakujący w tym wszystkim jest fakt, że biruangi malajskie nie należą do zwierząt społecznych. Na wolności są raczej samotnikami, co sugeruje, że zdolność komunikowania za pomocą złożonych wyrazów pyska to u ssaków cecha powszechna, która pozwala nawigować w różnych warunkach społecznych. Brytyjczycy kodowali wyrazy pyska 22 biruangów malajskich w czasie spontanicznej zabawy. Zwierzęta w wieku 2-12 lat mieszkały w Borneańskim Centrum Ochrony Biruangów. Ich wybiegi były na tyle duże, że niedźwiedzie mogły wybierać, czy chcą z jakimś osobnikiem wchodzić w interakcję, czy nie. Mimo iż na wolności biruangi prowadzą samotniczy tryb życia, tutaj angażowały się w setki sesji zabawy. Zabaw o łagodnym przebiegu było ponad 2-krotnie więcej niż zabaw "szorstkich". Mimikra najczęściej występowała w czasie zabaw łagodnych. Naukowcy odnotowywali 2 wyrazy pyska: obejmujący i nieobejmujący pokazywania górnych siekaczy. Mimikra najczęściej występowała w czasie zabaw łagodnych. Taylor uważa, że tak drobiazgowa mimikra może pomagać niedźwiedziom w sygnalizowaniu, że są gotowe do bardziej brutalnej zabawy albo wzmocnić więzi społeczne. Dzikie biruangi są tajemnicze i ulotne, dlatego bardzo mało o nich wiadomo. Wiemy, że zamieszkują tropikalne lasy deszczowe, są niemal wszystkożerne i że poza sezonem rozrodczym dorosłe osobniki mają ze sobą niewiele wspólnego. To dlatego wyniki naszych badań są tak fascynujące - to niespołeczny gatunek, który podczas spotkania komunikuje się subtelnie i precyzyjnie. Liczebność biruangów malajskich spada w wyniku wylesienia i kłusownictwa. Niedźwiedzie te są także zabijane przez rolników pilnujących swoich upraw. Ginie coraz więcej świeżo upieczonych matek. Ich młode są zabierane do tzw. farm żółciowych; pęcherzyki żółciowe tych zwierząt są wykorzystywane w medycynie chińskiej. « powrót do artykułu
  20. Od dawna wiadomo, że w guzach nowotworowych znajdują się obszary o wysokiej kwasowości (niskim pH). Zwykle obszary takie znajdowały się głęboko wewnątrz guza, gdzie było dostępne niewiele tlenu. Jednak nowe badania przeprowadzone przez naukowców z MIT wskazują, że również powierzchnia guza jest wysoce kwasowa, dzięki czemu guz jest bardziej agresywny i tworzy przerzuty. Okazuje się bowiem, że kwaśne środowisko pomaga komórkom nowotworowym w produkcji protein, które czynią chorobę bardziej agresywną. Naukowcy wykazali również, że spowodowanie, by guz był mniej kwasowy zmniejsza jego agresywność. To, co odkryliśmy, wspiera pogląd mówiący, że środowisko kwaśne jest ważnym kołem zamachowym stopnia agresywności. Wskazuje też, że wzięcie na celownik pH guza może wspomóc leczenie, mówi jeden z autorów badań, profesor Frank Gertler. Naukowcy zwykle łączą wyższą kwasowość guza z brakiem tlenu, czyli hipoksją. Ma ona często miejsce, gdyż guzy nowotworowe nie tworzą wystarczającej sieci naczyń krwionośnych. Jednak dotychczas trudno było precyzyjnie określić pH poszczególnych obszarów guza i jednoznacznie stwierdzić, czy obszary o niskim pH nakładają się na obszary hipoksji. Uczeni z MIT wykorzystali próbnik o nazwie pH (Low) Insertion Peptide (pHLIP). To opracowany na University of Rhode Island peptyd, który przy neutralnym pH jest miękki, ale gdy wartość pH spada staje się bardziej stabilny i sztywny. Dzięki temu jest w stanie przeniknąć przez błony komórkowe. Jego wykorzystanie pozwoliło precyzyjnie ocenić, które komórki znajdują się w obszarach o podwyższonej kwasowości. Zostało one bowiem oznaczone przez peptyd, który do nich wniknął. Ku swojemu zaskoczeniu naukowcy zauważyli, że obszary o zwiększonej kwasowości znajdują się nie tylko głęboko we wnętrzu guza, ale również w zrębie guza, czyli w obszarze granicznym pomiędzy guzem a tkanką go otaczającą. W przypadku wielu guzów zauważyliśmy, że mają one obszary o wysokiej kwasowości, a jednocześnie obszary te nie wykazują żadnych cech hipoksji. Przyjrzeliśmy się temu dokładnie i zdaliśmy sobie sprawę, że hipoksja nie wyjaśnia występowania większości kwasowych obszarów w guzie, wyjaśnia Gertler. Kolejne analizy wykazały, że wiele komórek na powierzchni guza przestawia swój metabolizm na glikolizę aerobową, w wyniku której powstaje kwas mlekowy i to on może odpowiadać za podwyższoną kwasowość. Okazało się też, że w takich obszarach o niższym pH w komórkach guza dochodzi do ekspresji genów powiązanych z inwazyjnością i przerzutami. Zmiany aktywności uzależnione od poziomu pH zaobserwowano w niemal 3000 genów, a niemal 300 z nich dotyczyło zmian w sposobie składania genów (splicingu). Zmiany w aktywności dotyczą m.in. genu Mena, który koduje proteinę biorącą udział w rozwoju embrionalnym. Już wcześniej zespół Gertlera odkrył, że w niektórych nowotworach Mena jest składany inaczej, wskutek czego wytwarza proteinę MenaINV (inwazyjna). Proteina ta pomaga komórkom w migrowaniu do naczyń krwionośnych i rozprzestrzenianiu się po organizmie. Kolejnym kluczowym genem, która działa inaczej w warunkach wyższej kwasowości jest CD44. Koduje on proteinę, która powoduje, że komórki nowotworowe są bardziej agresywne i przedostają się przez otaczającą je tkankę. Obecne badania są pierwszymi, które pokazały, że w warunkach obniżonego pH oba wspomniane geny są składane inaczej niż normalnie. Naukowcy postanowili następnie zbadać, jak wspomniane geny zareagują na zmniejszenie kwasowości guza. Aby tego dokonać, do wody, którą piły myszy z nowotworami, dodano wodorowęglan sodu. Zmniejszyło to kwasowość guza, a ekspresja wspomnianych genów zbliżyła się do normalnej. Ponadto wodorowęglan sodu zmniejszył liczbę przerzutów w modelach mysich. Profesor Gerlter mówi, że sam wodorowęglan sodu nie jest dobrze tolerowany przez ludzi, zatem nie będzie dobrym środkiem walki z nowotworami. Jednak warto zbadać inne metody zmniejszenia kwasowości guzów. Metody, które lokalnie zmniejszą kwasowość mogły by być bardzo pomocne, stwierdza uczony. « powrót do artykułu
  21. Firma z prefektury Ōita, która specjalizuje się w sprzedaży niewielkich serii miodów, oferuje klientom Honey with Hornets z zatopionym szerszeniem azjatyckim (Vespa mandarinia japonica to podgatunek występujący w Japonii). Określenie zatopiony nie jest przy tym wyłącznie opisem technicznych aspektów produktu, ale stwierdzeniem faktu, gdyż owad został żywcem zatopiony w miodzie. Szerszenie, które są naturalnymi wrogami pszczół, były ponoć wyłapywane przez pszczelarzy. W opisie produktu pojawiają się stwierdzenia, że związki i wyciągi z ciała szerszenia wnikają do miodu, wpływając na jego smak i właściwości zdrowotne. Japończycy sugerują, że po zjedzeniu miodu szerszeń może zostać zalany alkoholem. Honey with Hornets można zamawiać za pośrednictwem platformy Rakuten. Za 150-gramowy słoiczek trzeba zapłacić 1260 jenów, czyli ok. 43 PLN. O miodzie zrobiło się głośno po wpisie użytkownika Twittera yusai00. « powrót do artykułu
  22. Chemicy z Uniwersytetu Stanowego Oregonu opatentowali metodę syntezy związków przeciwbiałaczkowych, które dotąd można było pozyskiwać wyłącznie dzięki głowocisom, np. Cephalotaxus hainanensis. Synteza homoharringtoniny (HHT) i cefalotaksyny (CET) toruje drogę nowym, tańszym i szybciej dostępnym, lekom na białaczkę. Uzyskanie cefalotaksyny pozwala też myśleć o opracowaniu strukturalnie pokrewnych związków i ich ocenie pod kątem zastosowania w terapii onkologicznej. Chcemy nawiązać współpracę z przemysłem, by nie musieć już hodować drzew, by pozyskać lek. Być może dałoby się też stworzyć silniej działający bądź bardziej wybiórczy inhibitor translacji białek - podkreśla prof. Christopher Beaudry. HHT wykorzystuje się w terapii przewlekłej białaczki szpikowej (ang. chronic myeloid leukemia, CML). Jest on estrem cefalotaksyny, alkaloidu z liści głowocisa. Jednym sposobem na pozyskanie większej ilości leków było więc wyhodowanie większej liczby okazów Cephalotaxus. To jednak spory problem. Drzewa nie rosną w końcu tak szybko. Poza tym jakikolwiek problem rolniczy może wpłynąć na produkcję materiału. Stosując syntezę chemiczną, możemy [...] zaś zoptymalizować proces, tak by był bardziej opłacalny komercyjnie. Opisana na łamach Angewandte Chemie International Edition synteza HTT jest zapoczątkowywana przez otwarcie pierścienia furanu (furan, in. furfuran, to związek heterocykliczny o 5-członowym pierścieniu). Szczegółowo rzecz ujmując, naukowcy, Beaudry i Xuan Ju, posłużyli się oksydacyjnym otwarciem pierścienia furanu, by zapoczątkować syntezę HHT na drodze spontanicznej transanularnej cyklizacji Mannicha. Synteza jest totalna, co oznacza, że pozyskując złożone chemicznie związki HTT i CET, Amerykanie wyszli od możliwie jak najprostszych substratów. « powrót do artykułu
  23. Naukowcy z Północnowschodniego Instytutu Geografii i Agroekologii Chińskiej Akademii Nauk przeprowadzili badania wpływu dwutlenku węgla na plony i jakość zbóż. Okazuje się, co potwierdzają wcześniejsze badania, że zwiększenie koncentracji CO2 w atmosferze do pewnego stopnia zwiększa plony, jednak prowadzi do spadku ilości składników odżywczych w roślinach. Chińczycy podzielili eksperyment na dwie części. W ramach pierwszej z nich uprawiali pszenicę w warunkach zwiększonej ilości dwutlenku węgla w powietrzu. Zebrali pierwszą generację takiej pszenicy i poddali ją badaniom. Okazało się, że więcej CO2 oznaczało wyższe plony. Poza tym, nie zauważono różnic. Później pszenica była znowu wysiewana. Ponownie zbadano ją po kolejnych trzech generacjach. Okazało się, że w ciągu czterech generacji w ziarnach spadła zawartość azotu, potasu, wapnia, protein i aminokwasów. To zaś oznacza, że w przyszłości ludzie będą spożywali mniej składników odżywczych, co będzie wiązało się z występowaniem większej liczby problemów zdrowotnych. Podobne badania prowadzili przed rokiem naukowcy z Uniwersytetu Harvarda. Ostrzegali wówczas, że utrata składników odżywczych przez rośliny uprawne spowoduje, że niedobory protein pojawią się u dodatkowych 150 milionów ludzi, a niedobory cynku dotkną dodatkowych 150-200 milionów ludzi. Ponadto około 1,4 miliarda kobiet w wieku rozrodczym i dzieci, które już teraz żyją w krajach o wysokim odsetku anemii, utracą ze swojej diety około 3,8% żelaza. Autorzy najnowszych badań zauważają, że krótkoterminowe badania nad wpływem zwiększonej ilości dwutlenku węgla na rośliny uprawne nie są w stanie wykazać wszystkich zagrożeń związanych z rosnącą koncentracją tego gazu w atmosferze. « powrót do artykułu
  24. Króliki lubią jeść rośliny z dużą ilością DNA (o większym genomie). Bezkręgowce, np. ślimaki, wykazują natomiast odwrotne preferencje. Jak tłumaczą naukowcy z Queen Mary University of London i Królewskich Ogrodów Botanicznych w Kew, na wybory pokarmowe roślinożerców wpływają różne czynniki, lecz rola spełniana przez wielkość genomu nie była dotąd dobrze poznana. Autorzy artykułu z pisma Proceedings of the Royal Society B uważają, że wielkość genomu powinna zostać wykorzystania do ulepszenia modeli ekologicznych, które pozwalają przewidzieć, jak społeczności roślinne będą reagować na zmianę ekologiczną (np. zmianę klimatu albo sposobu wykorzystania gruntu). Badanie przeprowadzono na łące położonej na zachód od Londynu, z której zwierzęta roślinożerne wykluczono na 8 lat. Później analizowano poletka, na których żerowały króliki albo bezkręgowce, np. owady i ślimaki. Okazało się, że rośliny reagowały różnie, w zależności od typu zwierzęcia. Generalnie wykazano, że w warunkach żerowania królików większość biomasy generowały gatunki roślin z niewielkim genomem. Dla odmiany na poletkach oddanych w posiadanie ślimaków i owadów gros biomasy generowały gatunki roślin z większym genomem. Wielkość genomu (ang. genome size, GS) oddziaływała też na cechy społeczności roślin, np. strategie konkurencyjne, ale wpływ ten różnił się także ze względu na typ roślinożerców i napływ składników odżywczych. Niewykluczone, że króliki wolą gatunki roślin z dużym genomem, bo są one bardziej odżywcze; genom rośliny jest przecież w końcu bogatym źródłem białek i kwasów nukleinowych. Bezkręgowce gustują w roślinach z małym genomem ze względu na większą dostępność. Brytyjczycy wyjaśniają, że wielkość genomu okrytozalążkowych (Angiospermae) jest bardzo różna: największy jest co najmniej 2400 razy większy od najmniejszego. Ma to wpływ na to, jak i gdzie te rośliny mogą żyć. Nowe studium pokazuje, że w zależności od ilości DNA w komórkach, poszczególne gatunki są też inaczej traktowane przez typy roślinożerców. « powrót do artykułu
  25. W północno-wschodniej części Półwyspu Iberyjskiego, pomiędzy III a II tysiącleciem przed Chrystusem szeroko rozpowszechnione były praktyki grzebania zwierząt ze zmarłymi ludźmi. Naukowcy odkryli właśnie, że w tym czasie ludzie udomowili nie tylko psy, ale również lisy, na co wskazuje dieta podobna do tej, jaką spożywali właściciele zwierząt. Na stanowiskach Can Roqueta (Barcelona) oraz Minferri (Lleida) w grobach znaleziono cztery lisy i wiele psów. Nie jest to wyjątek. Zwierzęta te odkryto w licznych pochówkach północno-wschodniej części półwyspu. Najbardziej zaskakującą cechą tych pochówków jest grzebanie zmarłych w dużych grobach, wraz z psami ni lisami. Zauważyliśmy, że w niektórych przypadkach psy otrzymywały specjalne pożywienie. Sądzimy, że było to związane z ich rolą psów pracujących. Ponadto jeden z lisów wykazuje cechu udomowienia, mówi Aurora Grandal-d'Anglade, współautorka badań nad związkami pomiędzy ludźmi a psami ocenianymi na podstawie diety. Wyniki badań opublikowano w piśmie Archeological and Anthropological Sciences. Naukowcy badali stabilne izotopy węgla i azotu w kościach pochowanych oraz brali pod uwagę dane archeologiczne, archeobiologiczne i antropologiczne, by porównać dietę ludzi i pochowanych wraz z nimi psów. W sumie przebadano 37 psów, 19 udomowionych zwierząt kopytnych i 64 ludzi. Dane wskazują, że dieta psów była podobna do diety ludzi. Z kolei badania izotopowe lisów z Minferri wykazały zróżnicowanie diety. W niektórych przypadkach zwierzęta te spożywały podobne pokarmy co pochowane psy, w innych zaś ich dieta była bardziej typowa dla dzikiego zwierzęcia, mającego niewielki kontakt z człowiekiem. Przypadek lisa z Can Roqueta jest szczególny, gdyż mamy tu do czynienia ze starym zwierzęciem ze złamaną łapą. Złamanie wciąż jest w trakcie gojenia, widoczne są ślady unieruchomienia łapy przez ludzi. Dieta tego lisa była niezwykła, podobna do diety szczenięcia psa. Uważamy, że był to udomowiony lis, który długo mieszkał z ludźmi, mówi Grandal. Duże psy z Can Roqueta spożywały specjalną bogatą w zboża dietę. Prawdopodobnie zwierzęta były wykorzystywane w celach transportowych. Zwierzęta te wykazują objawy zaburzeń rozwoju kręgosłupa, powstających przy przenoszeniu ciężarów. Ludzie przygotowywali im dietę bogatą w węglowodany, gdyż zwierzęta ciężko pracowały. Może się wydawać dziwnym, że psy karmiono zbożem, ale takie rekomendacje znajdziemy np. u żyjącego w I wieku agronoma Luciusa Columelli, w jego dziele Res rustica. Dieta zwierząt takich jak krowy, owce i kozy była typowa dla ich gatunków, zatem ich rolą było dostarczanie mięsa, mleka i wełny, a nie praca. Konie nie były jeszcze rozpowszechnione. Zarówno u psów jak i ludzi izotopy wskazują na wyższe spożycie protein zwierzęcych. Niekoniecznie pochodziły one z mięsa, równie dobrze mogło być to mleko i produkty mleczne. Wydaje się również, że mężczyźni spożywali więcej białka zwierzęcego niż kobiety. Psy mogły jeść resztki po ludziach, prawdopodobnie to, co zostawiły kobiety i dzieci. W epoce brązu głównym zadaniem psów była ochrona stad zwierząt hodowlanych oraz siedzib ludzkich. Jeszcze do XIX wieku w Ameryce Północnej i Europie psy były wykorzystywane w transporcie lekkich przedmiotów. Najwyraźniej podobnie używano ich w epoce brązu. W Ameryce Północnej znajdowano psy ze zniekształceniami kości wskazującymi, iż ciągnęły one różne przedmioty. Psy z Can Roqueta dowodzą, że zwierzęta te już od dawna były wykorzystywane w celach transportowych. Są one unikatowe na skalę całej Europy, mówi Albizur Canadell. Znaleziska w Minferri wskazują też, że w epoce brązu miejscowa ludność miała dobrze rozwinięte zwyczaje grzebalne. W tych dwóch strukturach szczątki trzech osób zostały pochowane wraz ze zwierzętami. W grobie nr 88 znajduje się ciało starego mężczyzny z pozostałościami po całej krowie i nogami nawet siedmiu kóz. Są tam też szczątki młodej kobiety, wraz z którą pochowano całą kozę, dwa lisy oraz róg zwierzęcia, opisuje Ariadna Nieto Espinet z Uniwersytetu w Lleidzie. Z kolei w grobie nr 405 znajduje się ciało prawdopodobniej kobiety, której towarzyszą szczątki dwóch całych przedstawicieli bydła rogatego i dwóch psów. Wciąż nie wiemy, dlaczego tylko niektórzy ludzie mieli prawo i przywilej pochówku z tego typu ofiarami, mówią eksperci. Z kolei w Can Roqueta wyraźnie wyróżniają się pochówki kobiety, mężczyzny oraz dziecka, w których grobach również złożono udomowione zwierzęta. Sposób pochówku dziecka wskazuje, że odziedziczyło ono status społeczny. Wydaje się, że bydło rogate oraz psy, które były najczęściej grzebane z ludźmi, odgrywały znaczącą rolę w ekonomii i pracy oraz w świecie symbolicznym. Były symbolami bogactwa, prestiżu i ochrony, stwierdzają badacze. « powrót do artykułu
×
×
  • Dodaj nową pozycję...