Skocz do zawartości
Forum Kopalni Wiedzy

KopalniaWiedzy.pl

Super Moderatorzy
  • Liczba zawartości

    37640
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

    nigdy
  • Wygrane w rankingu

    247

Zawartość dodana przez KopalniaWiedzy.pl

  1. Z każdą dodatkową godziną snu ryzyko nadwagi lub otyłości spada u dzieci aż o 9 procent, a zależność jest silniejsza w przypadku chłopców – twierdzą badacze z Johns Hopkins Bloomberg School of Public Health (Obesity). To łatwy sposób zapobiegania nieprawidłowej wadze i powiązanym z nią chorobom. Nasze badania mogą mieć poważne implikacje dla społeczeństw, w których dzieciom nie zapewnia się dostatecznej ilości snu, np. wskutek nacisku kładzionego na osiągnięcia szkolne, gdzie częstość występowania otyłości wzrasta. Do takich miejsc należą kraje Azji Wschodniej – konkluduje dr Youfa Wang. Dr Xiaoli Chen podkreśla, że w przyszłości należy jeszcze zbadać zależność między ryzykiem otyłości a jakością snu. Zespół przejrzał 17 publikacji na temat długości snu i dziecięcej otyłości. Zalecana ilość snu zmieniała się w zależności od studium i wieku malucha. Dzieci poniżej 5. roku życia powinny spędzać w łóżku 11 godzin lub więcej, brzdące w wieku od 5 do 10 lat dziesięć lub więcej, a dzieci powyżej 10. roku życia co najmniej 9. Z analiz Amerykanów wynika, że ryzyko wystąpienia otyłości u dzieci śpiących najkrócej jest o 92% wyższe niż w przypadku osób śpiących najdłużej. Dla każdej grupy wiekowej przyjęto inną kwalifikację zbyt krótkiego snu. Dla dzieci poniżej 5. roku życia było to mniej niż 9 godzin snu dziennie, dla drugiej z wyróżnionych grup mniej niż 8 godzin, a dla trzeciej – mniej niż 7 godzin snu na dobę. Niedobór snu wydaje się wpływać na mózgowe ośrodki głodu i sytości. Poza tym zwiększa on ryzyko wystąpienia insulinooporności, a więc cukrzycy typu 2., oraz chorób serca.
  2. Australijscy naukowcy oficjalnie potwierdzają: kobiety w ciąży stają się bardziej zapominalskie. Ich pamięć działa nieco słabiej nawet do 12 miesięcy od porodu, ale deficyty nie są duże i dotyczą nieznanych lub szczególnie wymagających zadań (Journal of Clinical and Experimental Neuropsychology). Deficyty pamięciowe doświadczane przez wiele kobiet w czasie i po ciąży przypominają niewielkie "niedobory", na które można natrafić, porównując zdrowych dwudziestolatków ze zdrowymi sześćdziesięciolatkami – twierdzi psycholog Julie Henry z Uniwersytetu Nowej Południowej Walii. Zespół naukowców skompilował i przeanalizował dane uzyskane w 14 badaniach dotyczących pamięci. Prowadzono je w różnych częściach świata. Wzięły w nich udział panie w ciąży, matki oraz osoby bezdzietne (w sumie było ich 1000). Ciężarne wypadały znacząco gorzej w zadaniach nowych lub wyjątkowo trudnych. Nic się nie zmienia w przypadku znanych i dobrze wyćwiczonych zadań pamięciowych, takich jak przypominanie sobie numerów telefonów przyjaciół lub krewnych. Sprawy mają się jednak zgoła inaczej, kiedy trzeba zapamiętać nowe numery, nazwiska lub przechowywać w pamięci kilka różnych informacji, potrzebnych do zmierzenia się z paroma zadaniami naraz – wyjaśnia współautor studium, Peter Rendell z Australijskiego Uniwersytetu Katolickiego w Melbourne. Ponieważ do tej pory nie sprawdzano, co dzieje po upływie roku od porodu, nie wiadomo, czy zjawisko to utrzymuje się jeszcze dłużej. Naukowcy nie mają też pojęcia, dlaczego pamięć kobiety nie działa tak jak kiedyś przez tak długi czas. Henry wspomina o znaczącej zmianie trybu życia. W czasie ciąży zarzuca się wiele starych zwyczajów, a po porodzie mamy do czynienia z ciągłym niedoborem snu. Z innych badań wiemy, że każda z tych rzeczy może wpływać na jakość funkcjonowania poznawczego. Naukowcy reprezentujący współczesną neuropsychologię, np. Louann Brizendine, stale podkreślają, że na kobietę i jej mózg nieustannie wpływają hormony. W cyklu miesiączkowym spore zmiany zachodzą w ciągu dni, a te, które odróżniają poszczególne fazy życia, są przecież jeszcze większe. Nie da się zaprzeczyć, że hormony kształtują żeńską rzeczywistość. W czasie ciąży następuje gwałtowny wzrost stężenia dwóch hormonów: progesteronu i estrogenu. Kobieta dba głównie o siebie i dziecko. Musi sobie radzić z dolegliwościami ciążowymi, np. mdłościami, bólem krzyża czy opuchlizną kostek. Dzięki progesteronowi ośrodki stresu są wyciszone. Mózg się kurczy, a wszystkim zawiadują hormony łożyska i płodu. W okresie karmienia piersią działają oksytocyna i prolaktyna. Matce dokuczają zmęczenie i ból sutków. Musi pamiętać o odpowiednim odżywianiu i przystawianiu, by u dziecka nie wystąpiła kolka, a pokarm nie zanikł. Obwody związane ze stresem nadal są hamowane. Zmieniają się funkcje części ośrodków. Te związane z seksem i emocjami skupiają się na dziecku. Niewykluczone, że zmiana priorytetów biologicznych także pozwoli wytłumaczyć, co i dlaczego dzieje się z pamięcią kobiet.
  3. Krokodyle to niezwykle żarłoczne zwierzęta. Gdyby przeciętny ważący 70 kilogramów mężczyzna, zjadał proporcjonalnie tyle samo, co młody krokodyl, to podczas jednego posiłku musiałby pochłaniać 17 kilogramów mięsa. Dorosłe krokodyle jedzą jeszcze więcej. Naukowcy dowiedzieli się właśnie, dlaczego tak olbrzymie porcje pokarmu nie powodują u zwierzęcia problemów. Okazuje się, że aligatory podczas posiłku mogą przetaczać z płuc do układu trawiennego dodatkową porcję krwi. Umożliwia im to tzw. druga aorta. Dotychczas sądzono, że wykształciła się ona u krokodyli po to, by mogły przez długi czas przebywać pod wodą. Colleen G. Farmer, biolog z uniwersytetu w Utah zbadała przepływ krwi u krokodyli w czasie posiłku. Okazało się, że gdy zwierzę je, do układu trawiennego jest przetaczana dodatkowa bogata w dwutlenek węgla krew. Pobudza ona produkcję kwasów trawiennych. Ich ilość to dla krokodyla sprawa życia i śmierci. Gdyby kwasu było za mało, pokarm trawiłby się bardzo długo, zacząłby gnić w żołądku zwierzęcia doprowadzając do jego zgonu. Ponadto szybsze trawienie oznacza, że krokodyl musi mniej czasu wygrzewać się na słońcu, co jest ważne dla młodych osobników, które na brzegu mogą paść ofiarą drapieżników. Dodatkową zaletą przetaczania krwi do układu trawiennego jest też i to, że żołądek może usunąć z krwi kwas mlekowy. Organizmy aligatorów mogą w krótkim czasie wyprodukować olbrzymie ilości tego kwasu, który potrzebny jest w chwilach wzmożonego wysiłku. Jednak płuca i nerki dość powoli oczyszczają z niego krew, a zbyt wysokie stężenie we krwi może prowadzić do śmierci. Zwierzęta ciepłokrwiste nie posiadają podobnych systemów, jak krokodyle i nie potrafią przetaczać krwi do układu trawiennego. Radzą sobie w inny sposób. Wiadomo natomiast, że dodatkową aortę posiadają inne zimnokrwiste. Dotychczas jednak nie badano ich tak dokładnie. Farmer chce teraz zbadać pytony, by przekonać się czy i one stosują podobne do krokodyli mechanizmy. Węże te również potrafią pochłonąć olbrzymie ilości pożywienia.
  4. Przed Sądem Okręgowym Dystryktu Zachodniego w Wisconsin złożono pozew przeciwko Intelowi. Powodem jest Wisconsin Alumni Research Foundation (WARF), niedochodowa prywatna organizacja założona przy University of Wisconsin-Madison. WARF oskarża Intela o naruszenie patentów. We wniosku czytamy, że mikroarchitektura Core 2 Duo korzysta z technologii zastrzeżonej w patencie 5,781,752. Technologia, która zwiększa prędkość wykonywania instrukcji została ona opracowana przez czwórkę naukowców z UW-Madison. Prawnik WARF, Michael Falk, mówi, że już w 2001 roku Fundacja skontaktowała się z Intelem w sprawie tej technologii. Jego zdaniem koncern nie był zainteresowany rozwiązaniem spornych kwestii. Kłopot z WARF i wspomnianą technologią miał też IBM, który w 2005 roku zawarł pozasądową ugodę z Fundacją. Wisconsin Alumni Research Foundation domaga się od Intela wypłaty odszkodowania i zaprzestania sprzedaży produktów naruszających patent. WARF istnieje od ponad 80 lat, a jej zadaniem jest wspieranie badań naukowych na UW-Madison. Organizacja zarządza prawami intelektualnymi uczelni i pomaga w rynkowym debiucie jej wynalazków.
  5. Islandzcy badacze z firmy deCODE Genetics w Reykjaviku twierdzą, że poślubienie dalszego kuzyna lub kuzynki oznacza posiadanie większej liczby dzieci niż w przypadku związków ludzi jeszcze luźniej lub w ogóle niespokrewnionych. Po przeanalizowaniu rejestrów narodowych stwierdzili oni, że większa liczba potomstwa rodziła się w małżeństwach krewnych 3. i 4. stopnia (Science). Wg naukowców, kuzyni mogą być bardziej dopasowani biologicznie (unika się np. konfliktu serologicznego). Spostrzeżenie to nie odnosi się, oczywiście, do krewnych pierwszego i drugiego stopnia. Sukces reprodukcyjny stawał się natomiast udziałem dalszego kuzynostwa. Już wcześniej były na to dowody, nie dało się jednak stwierdzić, czy większa liczba dzieci to wynik podobieństw genetycznych, czy zjawisko powszechne w społeczeństwach pochwalających małżeństwa wewnątrz rodziny. Islandczycy dysponowali danymi genetycznymi ze 165 lat, które obejmowały ponad 160 tys. par, mogli więc rozstrzygnąć ten spór. Sprawę ułatwiała homogeniczność socjoekonomiczno-kulturowa populacji. Pomiędzy 1800 a 1824 rokiem pary kuzynów trzeciego stopnia miały 4,04 dziecka i 9,17 wnuka, a pary kuzynów 8. i wyższych stopni 3,34 dziecka i 7,31 wnuka. Podobne proporcje stwierdzono pomiędzy 1924 a 1949 rokiem. Pokrewieństwo czwartego stopnia także wiązało się z większą "dzietnością", ale już nie związki w bliższej rodzinie. Ostatni przypadek odzwierciedla zapewne genetyczne minusy, wynikające z rozmnażania się ludzi zbyt blisko spokrewnionych. Takie pary również miały więcej dzieci, ale umierały one młodo, nie doczekawszy się jeszcze własnego potomstwa. Każdy z nas dysponuje dwoma kopiami tego samego genu: jedną dostajemy od matki, drugą od ojca. Gdy jedna jest zmutowana, ratuje nas kopia od drugiego z rodziców. Jeśli są spokrewnieni, z większym prawdopodobieństwem oboje przekażą potomkowi wadliwy gen. Takie właśnie zjawisko można było zaobserwować w rodach królewskich, w których rodziło się wiele chorych dzieci z wadami genetycznymi. Badacze zauważają, że zwrot od małych społeczności w kierunku dużych aglomeracji miejskich był sytuacją nową w kategoriach ewolucyjnych. Jeśli związki w rodzinie zwiększały sukces reprodukcyjny, to miasta zmniejszały szanse na spotkanie i rozmnożenie osób spokrewnionych. Stąd niższy wskaźnik przyrostu naturalnego. W przeszłości poza większymi osadami często wiązano się z krewnymi, ponieważ znalezienie sobie partnera wymagało długiej wyprawy do sąsiedniej wioski. Współcześnie małżeństwa wewnątrz rodziny praktykuje się w niektórych społeczeństwach kultury wschodniej. W ten sposób unika się przygotowywania posagu, a majątek ulega scaleniu. Alan Bittles, który zajmuje się genetyką człowieka na Edith Cowan University, podkreśla, że małżeństwa krewnych są postrzegane jako coś złego dopiero od połowy XIX stulecia. Badacze deCODE Genetics nie dysponowali większą liczbą danych na temat stanu zdrowia dzieci z małżeństw krewnych, ale posiadanie jak największej liczby własnych dzieci uznaje się za wskaźnik sukcesu reprodukcyjnego, a pod tym względem "najlepsi" byli krewni trzeciego i czwartego stopnia.
  6. IBM zapowiedział, że kolejna wersja procesora Cell zostanie wyprodukowana w technologii 45 nanometrów, a sam układ będzie taktowany nawet 6-gigahercowym zegarem. Jednocześnie nowy procesor będzie wymagał do pracy mniej energii niż jego obecna wersja. Porównując nową kość z obecną, przedstawiciele IBM-a stwierdzili, że będzie ona zużywała około 40% mniej energii, a powierzchnia samego procesora zmniejszy się o 34%. Jeśli zainstalujemy nowy procesor w konsoli PlayStation 3 i porównamy go z obecnym układem, przy czym obie kości będą taktowane zegarem o częstotliwości 3,2 GHz, to przekonamy się, że układ potrzebuje do pracy 38% mniej energii. A że jest mniejszy, spadną też koszty produkcji samej konsoli. IBM testuje obecnie 6-gigahercową wersję nowego Cella, którą chce wykorzystać w swoich serwerach.
  7. Urazy kręgosłupa należą do najcięższych kontuzji, jakie może ponieść nasz układ nerwowy. Mimo licznych badań i eksperymentów, spora część uszkodzeń rdzenia kręgowego nadal kończy się trwałym kalectwem. Kolejną nadzieję dla ofiar takich wypadków niosą badania prowadzone przez Marie Filbin z City University of New York. Jej celem jest opracowanie metody budowania "obejść" nerwowych wokół miejsca przerwania rdzenia. Obecnie badania prowadzone są na szczurach. Zwierzęta z uszkodzonym rdzeniem zostały poddane zabiegowi, podczas którego nerw wychodzący z kręgosłupa nad miejscem przerwania rdzenia został z powrotem podłączony poniżej tego miejsca. Do przyłączenia nerwu, który normalnie biegnie do mięśni brzucha, użyty został białkowy "klej". Szczury wyposażone w nerwowe bajpasy wykazywały pewne objawy powrotu władzy w kończynach. Próby przeprowadzone dwa tygodnie po zabiegu dowiodły, że nowe połączenie przewodzi impulsy i rozwija się. Co więcej, mięśnie pozbawione połączenia z rdzeniem kręgowym wciąż działały prawidłowo, ponieważ funkcje "pożyczonego" nerwu zostały przejęte przez jego sąsiadów. Niestety jeszcze nie wiadomo, czy opisane "obejście" w pełni zastąpi uszkodzony fragment rdzenia. Inny potencjalny problem związany z tą metodą to brak "rezerwowych" nerwów w niektórych obszarach kręgosłupa, co ogranicza możliwości jej zastosowania.
  8. Jedną z zalet urządzeń mobilnych jest możliwość pracy w miejscach oddalonych od cywilizacji. Odbiorniki GPS, palmtopy czy telefony satelitarne mogą działać niemal w dowolnym miejscu na Ziemi, a spory zasięg mają nawet zwykłe komórki. Kłopoty może jednak sprawiać źródło zasilania gadżetów: na odludziu dość trudno naładować ich akumulatory. Rozwiązaniem problemu mogą okazać się produkujące prąd nakolanniki skonstruowane na University of Michigan. Urządzenia te ważą niemal dwa kilogramy i działają w sposób podobny, co hamulce w ekologicznych samochodach: przekształcają energię kinetyczną, która zwykle jest marnowana, na elektryczną. W wypadku wspomnianych nakolanników, zbierana energia powstaje podczas zatrzymywania golenia, pod koniec stawiania kroku. Podczas testów okazało się, że uzyskiwana energia jest wyższa niż dodatkowe obciążenie naszego organizmu. To wielokrotnie lepszy wynik, niż w wypadku popularnych prądnic na korbkę, które do wyprodukowania jednego wata wymagają od nas wysiłku na poziomie 6,4 W. Obecnie naukowcy pracują nad "odchudzeniem" generatora. Ich zdaniem może on posłużyć nie tylko do zasilania telefonów czy odbiorników GPS, ale też nowoczesnych protez oraz implantów, w przypadku których wymiana baterii wiąże się z zabiegiem chirurgicznym. Innym przewidywanym zastosowaniem jest dostarczanie energii urządzeniom używanym przez żołnierzy.
  9. Joanna Jałocha, Łukasz Bratek i profesor Marek Kutschera z Polskiej Akademii Nauk w Krakowie wyliczyli, że galaktyce NGC 4736 nie towarzyszy ciemna materia. Jeśli te obliczenia są prawidłowe, oznacza to, że galaktyka nie ma w ogóle lub ma bardzo mało ciemnej materii. To zadziwiające - mówi astrofizyk Jurg Diemand z Uniwersytetu Kalifornijskiego w Santa Cruz. Gwiazdy w galaktykach krążą tak szybko wokół centrum, że powinny od niego odlecieć. Coś jednak je utrzymuje na orbicie. Masa wszystkich obserwowalnych obiektów oraz masa gazów w galaktykach jest zbyt mała, by ich grawitacja mogła powstrzymać gwiazdy przed opuszczeniem galaktyki. Tak więc jest jeszcze coś, co je tam trzyma. Jedna z teorii mówi, że to to tzw. ciemna materia, której nie jesteśmy w stanie zaobserwować. Według innej, znanej jako zmodyfikowana dynamika Newtonowska (MOND), dzieje się tak, ponieważ siły grawitacji mogą zachowywać się inaczej, niż w ziemskich warunkach. Polscy naukowcy zaobserwowali, że galaktyka spiralna NGC 4736 zachowuje się dość nietypowo. Im dalej od „zatłoczonego” przez gwiazdy środka, tym ruch w tej galaktyce jest wolniejszy. Innymi słowy w NGC 4736 zachowuje się tak, jakbyśmy się tego spodziewali. Jakby nie było w pobliżu ani ciemnej materii, ani nie działała MOND. Galaktyka jest dość mała, dlatego, aby dokonać dokładnych obliczeń Polacy musieli opracować nowe metody analizy danych. Z ich obliczeń wynika, że masa widocznych gwiazd i gazu jest równa masie całej galaktyki. Dotychczas wszystkie stosowane metody zawsze wykazywały istnienie ciemnej materii. Stacy McGaugh, specjalistka ds. formowania się i ewolucji galaktyk z University of Maryland, nie potrafi odpowiedzieć na pytanie, czy wyliczenia polskich naukowców są prawidłowe. Zauważa, że jeśli są, to NGC 4736 jest wyjątkową galaktyką. Jeśli wyliczenia polskiego zespołu się potwierdzą, astronomowie będą mieli nie lada orzech do zgryzienia. Jurg Diemand mówi, że ciemna materia umożliwia formowanie się galaktyk. To ona przyciąga gaz, z którego z czasem powstają gwiazdy. Nie wiadomo, w jaki sposób mogłyby powstać galaktyki, którym nie towarzyszy ciemna materia. Ze szczegółowym opisem nowej metody analizy można zapoznać się w Sieci.
  10. Jedna z największych firm analitycznych, IDC, opublikowała raport z którego dowiadujemy się, że połączone siły Yahoo! i Microsoftu mają szansę zachwiać potęgą Google’a. W podpisanym przez 14 analityków dokumencie czytamy: Dane dotyczące zachowania użytkowników online oraz wpływów z reklam wskazują, że Yahoo i Microsoft mogą stworzyć zagrożenie dla hegemonii Google’a. Analitycy zwracają uwagę, że jeśli dojdzie do połączenia, to Microsoft nie powinien rezygnować z marki Yahoo. Od długiego czasu Yahoo jest postrzegana przez wielu użytkowników jako ważna alternatywa dla Microsoftu („anty-Microsoft”) i część z nich może nadal tak sądzić po przejęciu. Pozostawienie marki Yahoo jest ważne, bo pozwoli zatrzymać przy sobie wielu starych użytkowników – napisali specjaliści. Ponadto obie firmy mogą rzucić wyzwanie Google’owi na amerykańskim rynku reklamy online. Razem będą miały bowiem 22,7% tego rynku, a tymczasem do Google’a należy 32,5%. Zasięg połączonych Yahoo i Microsoftu będzie wynosił w USA 74%, podczas gdy zasięg Google’a to 80%. Połączony zasięg obu firm nie jest prostym dodaniem ich zasięgu osobno. Obecnie wyszukiwarka Microsoftu dociera do 51% amerykańskich internautów, a z wyszukiwarki Yahoo korzysta 62%. Jednak wiele osób korzysta z kilku wyszukiwarek, dlatego też w sumie mamy 74-procentowy zasięg połączonych sił. Analitycy zauważyli również, że niedawno Microsoft poinformował o zamiarze kupna norweskiej firmy FAST, która specjalizuje się w produkcji wyszukiwarki dla biznesu. Jeśli weźmiemy pod uwagę połączenie Microsoft-Yahoo-FAST oraz fakt, że Microsoft jest w dużej mierze nastawiony na produkty dla biznesu, to sensownym posunięciem jest wejście na rynek infrastruktury i oprogramowania dla biznesu, dzięki którym można liczyć na dodatkowe przychody. Ponadto cennymi aktywami Yahoo są technologie wyszukiwania dla urządzeń mobilnych. Analitycy IDC zwracają uwagę, że jedynym rynkiem, na którym Google może czuć się bezpiecznie (o ile, oczywiście, Yahoo i Microsoft się połączą) jest rynek wideo. Oferta żadnego z konkurentów nie może równać się z olbrzymią popularnością YouTube’a. Raport kończy się słowami: Bez połączenia swoich sił Microsoft i Yahoo mogłyby zagrozić Google’owi tylko w długiej perspektywie (nie krótszej niż pięć lat) i tylko w sprzyjających okolicznościach. Jeśli się połączą, ten cel będzie łatwiejszy do osiągnięcia. Mówiąc o propozycji Microsoftu zwykle skupiamy się na rynku wyszukiwarek i reklamy online. Jednak ważne są też inne technologie, które ma do zaoferowania Yahoo. Charlene Li z Forrester Research zwraca uwagę, że cenny jest też serwis fotograficzny Flickr oraz del.icio.us, który rozpowszechnił zaznaczanie interesujących treści przez użytkowników. Jej zdaniem del.icio.us może działać jako rodzaj demokratycznego odpowiednika google’owskiego Page Rank. Lawrence Ricci, analityk, który specjalizuje się w systemach wbudowanych mówi, że Flickr może być atrakcyjny ze względu na możliwość jego integracji z systemem Windows Embedded. Dzięki niemu użytkownicy urządzeń z tym systemem zyskają łatwy dostęp do Flickra. Zdaniem jeszcze innego analityka, przejęcie Yahoo! pomoże Microsoftowi w lepszej integracji pakietu Office z Siecią, dzięki czemu łatwiejsza będzie obrona pozycji tego pakietu przed ewentualnym przyszłym zagrożeniem ze strony Google Docs czy IBM Lotus Symphony.
  11. Każdy użytkownik wyszukiwarek wie, że zazwyczaj po wpisaniu określonego słowa i naciśnięciu na guzik "szukaj" wyświetlają się tysiące rekordów. Wydawałoby się, że to nieprzebrane źródło informacji (a czasem dezinformacji), badacze z Uniwersytetu Nowej Południowej Walii zauważyli jednak, że ludzie i tak zwracają najwięcej uwagi na wiadomości, które pasują do ich wcześniejszych opinii i przekonań (Journal of the American Medical Informatics Association). Nawet jeśli czytają właściwe materiały, niechętnie zmieniają swoje poglądy. To oznacza, że dostarczenie komuś dobrych informacji może nie wystarczyć – mówi profesor Enrico Coiera. Studium Australijczyków dotyczyło tego, jak ludzie korzystają z wyników wyszukiwania na zapytania dotyczące zdrowia. Skądinąd wiadomo, że dostęp do tego typu wiedzy w Internecie zasila całkiem nową odmianę starego zjawiska: hipochondrii. Z tej okazji ukuto nawet specjalne określenie - cyberchondryk. Wiemy, że w coraz większym stopniu Sieć jest wykorzystywana przez ludzi jako narzędzie pomagające w podejmowaniu decyzji zdrowotnych. Wiemy też, że może to mieć negatywne konsekwencje, zwłaszcza że obywatele niektórych krajów mogą się leczyć sami, zamawiając leki on-line. Nasze badania sugerują, że nawet dysponując "właściwymi" informacjami, mogą oni nadal wyciągać niewłaściwe wnioski. Innymi słowy: ich konkluzje są tendencyjne. Okazuje się też, że wpływ dokumentu zależy od miejsca wyświetlenia przez wyszukiwarkę. Na decyzję użytkownika Sieci w największym stopniu wpływają opracowania pierwsze lub ostatnie (efekt pierwszeństwa i świeżości). Istotny jest też czas spędzany na oglądaniu dokumentu. Dr Annie Lau współpracuje z profesorem Coierą nad nowym interfejsem wyszukiwarki, który pozwoliłby lepiej zorganizować treści i uwolnić użytkownika spod wpływu wcześniejszych przekonań oraz schematów działania naszego umysłu. Na efekty ich działań trzeba będzie czekać rok. Kiedy człowiek staje się cyberchondrykiem? Oto kilka objawów, których nie wolno przeoczyć: 1) gorsze, a nie lepsze samopoczucie po przejrzeniu zasobów Internetu (gdy poszukiwania nie polepszają komunikacji z lekarzem, a przyprawiają o palpitacje), 2) szybkie przechodzenie od podejrzeń do przekonań, 3) nieskuteczność zapewnień lekarza. Co zrobić w sytuacji, gdy stwierdzamy u siebie cyberchondrię? Przed włączeniem komputera koniecznie trzeba zaplanować, czego będziemy szukać i ile czasu na to poświęcimy.
  12. W nieodległej przyszłości rozwój technologiczny pozwoli widzowi wstawić swój trójwymiarowy hologram do oglądanego właśnie filmu. Profesor Nasser Payghambarian i jego zespół z University of Arizona opracowali technologię tworzenia hologramów, które mogą być aktualizowane w ciągu kilku minut. Na polu bitwy przyszłości dowódca będzie mógł dzięki niej oglądać na bieżąco aktualizowaną mapę z rozwojem sytuacji, a na sali operacyjnej chirurg skontroluje swoje poczynania na ekranie. Amerykańscy akademicy umieścili swoje hologramy na niewielkim ekranie o wymiarach 10x10 centymetrów. Obraz uzyskano oświetlając laserem obiekt, którego obraz padał na cienką powłokę ekranu. W tym samym czasie drugi laser oświetlał ekran, tworząc kontury obrazu. Całość była odczytywana przez trzeci laser, który „wydobywał” z całości trójwymiarowy obraz. Osoba stojąca przed ekranem widziała na ekranie zawieszony w powietrzu trójwymiarowy obiekt. Hologramy są już dość powszechnie używane, jednak są to obrazy statyczne, które można utworzyć tylko jeden raz. Dzięki pracom naukowców z Arizony, stały się one ruchome. Nowa technologia umożliwia tworzenie, przechowywanie, aktualizację i kasowanie hologramów. Mimo iż znajduje się na bardzo wczesnym etapie rozwoju, jasno dowodzi, że możliwe jest tworzenie trójwymiarowych ruchomych obrazów. Cały sekret nowej technologii tkwi w odpowiedniej konstrukcji powłoki ekranu. Jest on zbudowany z fotorefrakcyjnego polimeru, który zawiera cząsteczki barwnika reagującego na światło i pole elektryczne. Ekran stworzony przez zespół profesora Payghambariana był w stanie zaktualizować hologram w ciągu 3 minut i pokazywać go przez 3 godziny. Trzeba jednak podkreślić, że nie był to hologram takiego typu, jaki możemy oglądać w filmach fantastyczno-naukowych. Trójwymiarowa struktura była widoczna tylko pod warunkiem, że widz znajdował się w odpowiednim miejscu względem ekranu. Udostępniono film wideo, pokazujący tworzenie i kasowanie hologramów.
  13. Od lat naukowcy myślą o coraz skuteczniejszych metodach szczepienia. Niemcy uważają, że najlepszym sposobem dostarczenia preparatu jest tatuaż (Genetic Vaccines and Therapy). Przeprowadzili testy na myszach i okazało się, że wtatuowanie szczepionki jest o wiele skuteczniejsze od tradycyjnych metod w prowokowaniu reakcji układu odpornościowego. Po wprowadzeniu tą drogą 3 dawek powstaje 16-krotnie więcej przeciwciał niż po 3 zastrzykach domięśniowych. Badacze z Niemieckiego Centrum Badań nad Rakiem w Heidelbergu posłużyli się eksperymentalną szczepionką z niewielkimi fragmentami DNA. Tego typu rozwiązania są niezwykle obiecujące, można by je zastosować do szczepienia na rozmaite jednostki chorobowe: od grypy po nowotwory. Do tej pory nie wykorzystywano ich potencjału, m.in. ze względu na niską wydajność. Na razie nie sprzedaje się żadnych szczepionek DNA, ale kilka firm farmaceutycznych prowadzi próby kliniczne w tym zakresie. Tatuaże od tysięcy lat spełniają ważną rolę w różnych kulturach i subkulturach. Rozpowszechniły się jeszcze bardziej, gdy ponad wiek temu (w 1890 r.) Samuel O'Reilly wpadł na pomysł, że wynalezione przez Edisona urządzenie do grawerowania można zmodyfikować i wykorzystać właśnie do zrobienia tatuażu. Podobnych elektrycznych maszynek używa się do dziś, choć wielu tatuażystów woli się nimi nie posługiwać, traktując swój zawód jak dziedzinę sztuki. Wg naukowców z Niemiec, wibrująca z dużą częstotliwością igła (kilkaset wkłuć na sekundę) mogłaby wprowadzać pod skórę szczepionkę zamiast tuszu. Dr Martin Mueller twierdzi, że nasilona reakcja układu odpornościowego jest skutkiem większych szkód poczynionych w skórze przez igłę do tatuażu (tworzą się ranki i stan zapalny). To dlatego szczepionka-tatuaż jest bardziej bolesna, ale jednocześnie skuteczniejsza. Myszom wstrzykiwano fragmenty wirusów brodawczaka ludzkiego (HPV). Takie szczepionki nie nadają się dla wszystkich. Najprawdopodobniej przyjmą się jako sposób szczepienia terapeutycznego, np. w przypadku nowotworów czy innych poważnych chorób, gdzie większą bolesność można jakoś uzasadnić. W ten sposób można też będzie szczepić zwierzęta hodowlane.
  14. Moda na zdrowy styl życia stała się dobrym źródłem dochodów dla producentów "specjalnej" żywności, sprzętu do ćwiczeń oraz wszelkich pomiarów (masy, tętna, ciśnienia, tkanki tłuszczowej...). Na nic jednak ćwiczenia i ważenia, jeśli np. zaczniemy się objadać w środku nocy. Tutaj swojej szansy szuka hiszpański producent ceramiki, firma Tau Cerámica. Zaprezentowała ona prototypy paneli podłogowych, które potrafią... pouczać osoby stojące przed lodówką. Panele o nazwie Diet Floor powstały przy współudziale wynalazcy Pepa Torresa. Wyposażono je w czujnik nacisku, procesor oraz oprogramowanie, które pozwala rozpoznać stojące na panelach osoby, dzięki czemu możliwa jest personalizacja komunikatów głosowych. Dostępnych jest kilka trybów pracy, np. w kuchni panele przestrzegają przed dodatkowymi kaloriami, zwłaszcza gdy stoi na nich osoba ciężka, lub gdy próbuje ona skorzystać z lodówki o niewłaściwej porze. Z kolei w trybie biurowym gadające kafelki (przemianowane na Cafe Time) potrafią przypomnieć pracownikom o czekających obowiązkach. Ponieważ producent postanowił połączyć je z kamerą cyfrową, płytki robią też zdjęcia amatorom kawy i wysyłają je e-mailem do kierownictwa firmy. Choć w informacji prasowej producent wspomina o poczuciu humoru, opis działania kafelków brzmi raczej jak ponury żart. Mimo nazwania paneli "pamiętającym o Tobie przyjacielem", ich szanse na ciepłe przyjęcie wydają się marne.
  15. Działko szynowe (ang. railgun) to broń świetnie znana fanom gier komputerowych, przede wszystkim Quake'a. Mimo, że zajmuje ono poczesne miejsce w wirtualnych arsenałach, zasada jego działania ma solidne podstawy naukowe. Co więcej, od wielu lat w kilku państwach finansuje się badania nad rzeczywistymi, niezwykle groźnymi wersjami tego rodzaju uzbrojenia. Przed kilkoma dniami w ośrodku Naval Surface Warfare Center (Dahlgren, stan Virginia) zostały przeprowadzone próby z najpotężniejszym znanym działem szynowym. Amerykański prototyp nadał pociskowi o masie 3,5 kilograma siedmiokrotną prędkość dźwięku i energię 10,6 megadżula. Parametry, przyprawiające artylerzystów o zawrót głowy, uzyskano dzięki polu magnetycznemu, które rozpędza pocisk bez względu na to, jak szybko się on porusza. Właściwość ta daje sporą przewagę nad klasycznymi działami, które są ograniczone prędkością dźwięku w gazach powstających podczas eksplozji. Wspomniane pole jest wytwarzane przez prąd elektryczny, który płynie przez szyny oraz znajdujący się między nimi pocisk. Ponieważ pocisk jest ruchomą częścią działa, między tym pierwszym (czyli przewodnikiem, przez który płynie prąd), a otaczającym go polem powstaje siła nadająca mu przyspieszenie. W tym wypadku mowa o prądach rzędu miliona amperów i przeciążeniu 40 tysięcy G. Rezultaty działania urządzenia są niezwykle widowiskowe. Na zdjęciach wyraźnie widać falę uderzeniową oraz łuk elektryczny, łączący pocisk z szynami działa. Ze względu na ogromne tarcie powietrza, aluminiowa bryła rozgrzewa się do temperatury 1000 stopni Celsjusza. To z kolei wywołuje zapłon metalu i chmurę ognia znaczącą trajektorię lotu. Warto dodać, że energia uzyskana w prototypowym dziale prawdopodobnie wystarczy do przebicia czołgu na wylot. Plany amerykańskiej marynarki są dość jasno określone. Za pomocą testowanego właśnie urządzenia chcą oni osiągnąć energię ponad 30 megadżuli, a ostatecznym celem projektu jest poziom 64 megadżuli. Wojskowym marzy się system będący w stanie dostarczyć 20-kilogramowy pocisk na odległość 320 kilometrów w ciągu sześciu minut. To 10-krotnie więcej niż potrafią działa używane w marynarce. Jeśli uda się przezwyciężyć wszystkie problemy techniczne, m.in. związane z trwałością szyn i źródłem energii, broń będzie gotowa w ciągu 15 do 20 lat.
  16. Atrakcyjna kobieta nie tylko musi mieć wysoki głos, ale także mówić mężczyznom coś miło łechczącego ego. Brytyjscy naukowcy z University of Aberdeen poprosili 30 panów o wysłuchanie nagrań kobiet w wieku ok. 25 lat. Wszystkie mówiły "Naprawdę cię lubię". Zadanie ochotników polegało na ocenie ich atrakcyjności. Mężczyźni nie widzieli żadnej z nich, oceny dokonywali tylko na podstawie głosu. Gdy sztucznie zwiększano wysokość głosu, lekko przyspieszając odtwarzanie nagrania, wzrastały przyznawane przez panów noty. Potwierdza to wnioski wyciągnięte na podstawie wcześniejszych badań, w ramach których okazywało się, że wyższe kobiece głosy są kojarzone z młodością i płodnością. Im wyższy głos, tym bardziej jego właścicielka podobała się wolontariuszom. Kiedy mężczyznom odtwarzano wypowiadane przez te same kobiety zdanie "Tak naprawdę cię nie lubię", zaniżali oni atrakcyjność pań (wysokość głosu nie miała tu znaczenia). Gdy taśmę puszczano od tyłu, tak że czytelny pozostawał jedynie tembr, przyznawane oceny ponownie wzrastały (Biology Letters). Wskazówki głosowe to tylko część arsenału, jakim dysponują i posługują się kobiety. Poza tym mogą zachęcać mężczyzn uśmiechem, przyjemnym wyrazem twarzy itp., z pewnością sama uroda jednak nie wystarczy. Wg profesora Benedicta Jonesa, to, że mężczyźni potrzebują spójności w zakresie tych wszystkich cech, jest pozostałością ewolucyjną. Trzeba wiedzieć, na kogo warto trwonić czas i energię...
  17. Ciepła zima powoduje, że wiele gadów zbyt wcześnie się budzi. Eksperci znaleźli na to radę: zamiast podgrzewać w razie nadejścia chłodów, żółwia należy umieścić w lodówce. Trzymanie w lodówce to idealna metoda. Udowodniono, że jest bezpieczna w dobie zmian klimatycznych. Bezsprzecznie staje się coraz popularniejsza – podkreśla Joy Bloor, właścicielka Ogrodu Żółwi (Tortoise Garden) w Kornwalii. Żółwie zapadają na czas zimy w hibernację. Temperatura ich ciała musi się jednak wahać w granicach 3-5 stopni Celsjusza. Gdy na dworze robi się cieplej, budzą się i zaczynają żerować, a gdy nadchodzą przymrozki, umierają. Hodowcy zalecają, by korzystać z nowych urządzeń ze sprawnie działającymi termostatami. Powinna to być lodówka, a nie lodówkozamrażarka, ponieważ te ostatnie często szwankują, skutecznie zamrażając całe wnętrze, w tym przypadku razem z nowym lokatorem. By wpuścić odpowiednią ilość powietrza, wystarczy raz dziennie otworzyć drzwi. Pani Bloor z żalem stwierdza, że sama nie może skorzystać z własnych rad, ponieważ hoduje ok. 400 żółwi, z których część ma ponad 100 lat. Gady można wkładać do chłodziarki, zanim się obudzą. Jeśli to nastąpi, a temperatura drastycznie się obniży, żółwie nie przeżyją.
  18. Pomimo kontrowersji, niejasności i niedowierzania, firma D-Wave Systems, która pokazała pierwszy komputer korzystający, jak twierdzi, z obliczeń kwantowych, zebrała 17 milionów dolarów na dalsze prace. Po raz pierwszy D-Wave zaprezentowała swoje urządzenie przed rokiem, a następnie kilka miesięcy później, gdy komputer korzystał z algorytmów opracowanych przez Google’a. Chris Hipp, dyrektor ds. marketingu w D-Wave mówi, że w trzecim kwartale bieżącego roku firma zaprezentuje maszynę korzystającą z 500 qubitów (kwantowe bity), a przed końcem roku pokaże 1000-qubitowy komputer. Na początku przyszłego roku ma natomiast stworzyć kwantowy koprocesor dla tradycyjnych komputerów. Środowisko akademickie podchodzi sceptycznie do rewelacji D-Wave. W listopadzie ubiegłego roku firma pokazała maszynę działającą z 28 qubitami, jednak nie udowodniła, że przeprowadza ona obliczenia kwantowe. „Myślę, że oni sami siebie oszukują” – powiedział wówczas profesor Andrew Steane z uniwersytetu w Oxfordzie. Niektórzy przypuszczają, że tak naprawdę firmie D-Wave chodzi tylko i wyłącznie o zdobycie patentów związanych z kwantowymi obliczeniami. Ma już ich 42, a część zdobyła od naukowców, finansując w zamian ich prace nad kwantowymi obliczeniami. Wspomniane 17 milionów dolarów D-Wave zdobyła w ramach trzeciej zbiórki funduszy. W sumie firma zyskała wsparcie w wysokości 47 milionów USD.
  19. Grupa muzułmanów przygotowuje petycję do Wikipedii w sprawie wizerunku Mahometa, który znalazł się w encyklopedii. Islam zabrania wykonywania takich wizerunków, dlatego też autorzy petycji chcą prosić Wikipedię, by z jej łamów zniknęła grafika z XV-wiecznego manuskryptu, na którym widać Proroka w Mekce. W ciągu jednego dnia petycję podpisało 83 000 osób. Niektórzy z nich na własną rękę usuwali rysunki, jednak administratorzy przywracali je. Na jakiś czas byli zmuszeni też do zablokowania edycji kontrowersyjnej strony tak, by nikt nie mógł wprowadzać w niej zmian. Przedstawiciele Wikipedii oficjalnie oświadczyli, że grafika nie zostanie usunięta i opublikowali instrukcję dla osób, które nie chcą jej oglądać.
  20. Redaktorzy serwisu The Registertwierdzą, że dotarli do dokumentów IBM-a, w których Błękitny Gigantmówi o możliwości stworzenia systemu komputerowego tak potężnego, żebyłby w stanie „hostować cały Internet jako aplikację”. System miałby być wersją superkomputera BlueGene.Inżynierowie IBM-a proponują takie przerobienie systemu operacyjnego BlueGene’a, by mógł on uruchomić większość wykorzystywanych w Sieci programów - Linuksa, Apache’a, MySQL czy Ruby on Rails.W swoich dokumentach IBM zwraca uwagę na to, że o ile wielkie systemy SMP (summetric multi-processing) jak i klastry mają swoje zalety, to klienci preferują klastry. Pozwalają one bowiem na tanie uzyskanie dużych mocy obliczeniowych. Potężne klastry dorównują lub przewyższają mocą wielkie systemy SMP.Stąd też giganci tacy jak Amazon, Google, Microsoft czy Sun korzystają z klastrów, oferując swoim klientom oprogramowanie, moce obliczeniowe czy miejsce do przechowywania danych. Klastry łatwo jest rozbudowywać, w miarę, jak rośnie zapotrzebowanie na moc obliczeniową. Tutaj jednak pojawia się problem rosnącego zużycia energii (a więc kosztów eksploatacyjnych) oraz rosnącego zapotrzebowania na przestrzeń.IBM uważa, że rozwiązaniem problemu są systemy klasy BlueGene/P, które w wypadku wyjątkowo wymagających zastosować są tańsze i bardziej efektywne niż tradycyjne klastry. Błękitny Gigant już testuje nowe aplikacje dla BlueGene’a i twierdzi, że mogą być one równie wydajne jak klastry.BlueGene/L autorstwa IBM-a to najpotężniejszy superkomputer na świecie. Aż 4 z 10 najpotęzniejszych maszyn tego typu korzysta z wyjątkowej architektury tego systemu.BlueGene wykorzystuje tysiące średnio wydajnych procesorów. Zwykle są to 850-megahercowe układy PowerPC. Cztery procesory z wbudowaną pamięcią oraz kontrolerami naśladują one model SoC (system-on-chip) i tworzą pojedynczy węzeł. Na pojedynczej karcie rozszerzeń umieszczone są 32 takie węzły. Z kolei 16 kart umieszczanych jest na płycie głównej. Dwie takie płyty tworzą pojedynczy moduł BlueGene’a. Jak łatwo obliczyć w skład pojedynczego modułu wchodzą 1024 węzły, które składają się z 4096 procesorów i 2 terabajtów pamięci.Architektura BlueGene pozwala na stworzenie maszyny składającej się z 16 384 modułów. Daje to gigantyczną liczbę ponad 67 milionów procesorów i 32 petabajtów pamięci.Każdy z modułów korzysta ponadto z interfejsów I/O o przepustowości 640 Gb/s. Teoretyczna maszyna mogłaby więc charakteryzować się przepustowością danych rzędu 10,4 Pb/s.Największą siłą BlueGene’a jest hybrydowa konstrukcja, która korzysta z tego, co najlepsze w systemach SMP i klastrach. Każdy z modułów może pracować jako osobny komputer (ma procesor, pamięć i interfejsy I/O), ale może również przyczyniać się do zwiększenia mocy obliczeniowej systemu jako całości.Obecnie maszyny z rodziny BlueGene są wykorzystywane do zadań typowych dla superkomputerów - rozwiązywania pojedynczych problemów.Z dokumentów, do których dotarł The Register, wynika jednak, że IBM pracuje nad stworzeniem znacznie bardziej elastycznego systemu. Inżynierowie eksperymentują już z typowym „internetowym” zestawem programów. Do pojedynczego węzła załadowali zestaw LAMP (Linux, Apache, MySQL, PHP) i uruchomili na nim typowe biznesowe aplikacje oraz serwer Apache. Wydajność węzła była przy takiej konfiguracji programowej niezależna od wydajności całego systemu. IBM zauważa, że takie rozwiązanie idealnie nadaje się w obecnych zastosowaniach sieciowych.Przykład serwisu Nasza Klasa pokazuje, co dzieje się w przypadku, gdy popularność witryny nagle wzrasta i gwałtownie zwiększa się zapotrzebowanie na moc obliczeniową. Przy tradycyjnym podejściu do skalowania sprzętu kończy się to poważnymi problemami w dostępie do witryny oraz koniecznością długotrwałej integracji sprzętu.Architektura BlueGene została stworzona właśnie z myślą o wykorzystaniu dodatkowych zasobów. Każdy z modułów jest zbudowany tak, by działał jako całość składająca się z 1024 węzłów lub też by każdy z węzłów pracował samodzielnie. Gwałtowny przyrost mocy obliczeniowej powoduje więc tylko włączania do pracy kolejnych węzłów i przebiega niezauważalnie.The Register zwraca uwagę na jedną, dość istotną niedogodność proponowanego przez IBM-a rozwiązania. Najpopularniejszą architekturą wśród procesorów jest x86 i większość programów powstaje właśnie na nie. BlueGene korzysta z systemu opartego na Unix/Linux oraz architektury PPC. Pozostaje więc problem zachęcenia szerokich rzesz opensource’owych developerów do tworzenia programów dla PPC.
  21. Określając rozmiary źrenicy, można stwierdzić, kiedy człowiek ulega złudzeniu optycznemu. W swoim eksperymencie naukowcy wykorzystali różne grafiki, m.in. sześcian Neckera. Mając płaski rysunek trójwymiarowej bryły mózg nie może sobie poradzić z perspektywą i nie wie, która ściana jest bliższa, a która dalsza. Dlatego naprzemiennie widzimy kostkę albo od lewej strony z góry, albo od prawej z dołu. Dr Olivia Carter z Uniwersytetu Harvarda, profesor Christof Koch z California Institute of Technology i zespół badali wielkość źrenicy tuż przed i zaraz po zmianie interpretacji sześcianu Neckera. Naukowcy zauważyli, że w momencie przełączania jej średnica bardzo się zmieniała, a stopień rozszerzenia pozwalał trafnie przewidzieć, jak długo dana osoba pozostanie przy danym wariancie postrzegania (Proceedings of the National Academy of Sciences). Źrenica nie jest zwykłą "dziurą" w oku. Ciągle zwęża się i rozszerza zarówno pod wpływem zmian oświetlenia, jak i pod wpływem stanu chemicznego mózgu – wyjaśnia dr Carter. Heroina zmniejsza źrenicę do rozmiarów łebka szpilki, a wykorzystywana przez okulistów atropina szeroko ją rozwiera. Źrenica rozszerzała się przy każdej zmianie interpretacji niejednoznacznego bodźca (oprócz sześcianu Neckera naukowcy posłużyli się też złudzeniem twarze-waza). Za zmianę średnicy źrenic odpowiada adrenalina. To hormon zaangażowany w podejmowanie decyzji: walczyć czy uciekać. Opisany eksperyment sugeruje, że pozwala też w krótkim czasie określić, co właściwie widzimy. Mózg stale podejmuje tego typu decyzje, a z punktu widzenia przetrwania w niepewnej sytuacji lepiej zobaczyć źle i profilaktycznie wziąć nogi za pas niż nie zobaczyć w ogóle. Carter podaje tu przykład człowieka idącego ciemną ulicą, który nagle widzi ukrytego w kącie osobnika. Po kilku sekundach okazuje się jednak, że to tylko cień. Brzmi znajomo niemal dla każdego...
  22. Amerykańska armia przygotowuje program, który prawdopodobnie będzie oznaczał największą w historii migrację na Linuksa. System spod znaku pingwina będzie kontrolował systemy bojowe przyszłej generacji. Future Combat Systems (FCS) to wart 200 miliardów dolarów program, w ramach którego powstanie bojowa infrastruktura przyszłości (pojazdy, broń, urządzenia itp.). Oprogramowanie, które zostanie w tych urządzeniach zainstalowane, będzie oparte w dużej mierze na opensource’owym systemie. Armia zwróciła się o opracowanie systemu operacyjnego dla FCS do firm Boeing i SAIC. Wspólnie zdecydowano, że będzie nim Linux. Obecnie US Army w dużej mierze korzysta z Windows. Jest on używany w Blue Force Tracking, czyli systemie satelitarnym służącym określaniu położenia poszczególnych jednostek bojowych. Wojsko nie porzuca Blue Force, ale liczby mówią same za siebie: w budżecie na rok 2008 przewidziano 3,1 miliarda dolarów na rozwój FCS i zaledwie 624 miliony na rozwój Blue Force Tracking. Linuksa wybrano z prozaicznej przyczyny. Posługiwanie się systemem o zamkniętym kodzie nie daje wojsku gwarancji, że będzie on rozwijany. W tym przypadku właścicielem kodu do systemu jest Microsoft. Bez zgody tej firmy wojsko nie może go modyfikować, a koncern może przecież zrezygnować z rozwijania swojego kodu lub też zrezygnować ze współpracy z armią i nie udzielić licencji na dalszy rozwój systemu. Przy systemach opensource’owych takiego niebezpieczeństwa nie ma, gdyż ich kod może rozwijać każdy chętny. Początkowo systemy nawigacyjne US Army będą korzystały z Windows i Linuksa. Może to spowodować pewne problemy, gdyż nie wiadomo, czy oba OS-y będą bezproblemowo ze sobą współpracowały. Na rozwiązanie tej zagadki pozostaje 7 lat. Pierwsza „linuksowa” jednostka bojowa powstanie bowiem z 2015 roku. Obecnie wiadomo również, że, przynajmniej początkowo, wojsko wykorzysta system Red Hat 5. Prace nad FCS i decyzja o wykorzystaniu Linuksa to prawdopodobnie początek największej w historii migracji. Cała US Army, a za nią i reszta sił zbrojnych USA, mogą przejść na opensource’owe systemy. Na razie jednak nawet sama Armia nie wie, czy tak się stanie i jak dokonać migracji. Dlatego też 70 inżynierów IT, którzy są pracownikami sił zbrojnych, spotka się czterokrotnie na konferencji „Battle Command”. Ich zadaniem będzie opracowanie planu migracji.
  23. Naukowcy z Newcastle University uzyskali embriony mające troje rodziców: 2 matki i jednego ojca. Uważają, że to duży postęp w leczeniu chorób dziedzicznych. Dzięki ich metodzie można wyeliminować wadliwe geny, a kobieta-nosicielka będzie miała pewność, że nie przekaże ich swojemu potomstwu. Technika ma pomagać kobietom z chorobami mitochondrialnymi, wynikającymi z zaburzeń w działaniu i budowie mitochondriów. Mitochondria to organelle komórkowe uznawane za centra energetyczne komórki, które dysponują własnym DNA (mtDNA). Mutacje w jego obrębie wywołują kilkadziesiąt różnych chorób. Mitochondria są dziedziczone niemal w całości po matce. Choroba mitochondrialna występuje u jednej osoby na 6500, czasami wspomina się o 5000. Może przyjmować postać zespołu MELAS (w przypadku którego występują epizody udaropodobne), padaczki mioklonicznej z tzw. "włóknami szmatowatymi", głuchoty, cukrzycy itp. Do tej pory nie udało się, niestety, opracować skutecznych metod leczenia, dlatego terapia obejmuje wyłącznie objawy. Zespół z Newcastle przeprowadził "transplantację mitochondriów". Zabieg dotyczył 10 zygot z poważnymi wadami, które uzyskano w trakcie zapłodnienia in vitro. Jądra komórkowe wszczepiano do jaj dawczyni, z których wcześniej usuwano niemal całe własne jądrowe DNA. Pozostawała tylko ta część, która koduje białka mitochondrialne, także te związane z kontrolą działania organelli. Rozwój zygot przebiegał prawidłowo, po upływie 6 dni zostały jednak zniszczone. Badacze zaprezentowali wyniki swoich badań na konferencji Medical Research Council Centre for Neuromuscular Diseases, która odbywała się w Londynie 1-2 lutego br. Profesor Paul Chinnery podkreśla, że choroby mitochondrialne dotyczą tkanek cechujących się dużym zapotrzebowaniem energetycznym, czyli m.in. serca, układu nerwowego czy mięśni. Na szczęście, zgodnie z przewidywaniami, nowa metoda terapeutyczna ma być dostępna w ciągu kilku lat, a nie dekad.
  24. Osoby palące śpią inaczej od niepalących. Podczas badania aktywności ich mózgu okazało się, że faza głębokiego snu (NREM) ulega skróceniu, ponadto uzależnieni od tytoniu 4-krotnie częściej narzekają, że sen nie usuwa całkowicie objawów zmęczenia, przez co nie czują się wypoczęci. Niewątpliwie nikotyna jest stymulantem, dlatego palaczom trudniej jest zasnąć. Co więcej, naukowcy sugerują, że co noc zaczyna im doskwierać zespół odstawienia (Chest). Kiedy zajrzymy do literatury medycznej, nie da się zaprzeczyć, że palacze mają problemy związane ze snem. Mają kłopot z zaśnięciem i pozostaniem w uśpieniu. Pozostaje tylko pytanie dlaczego – wyjaśnia tok myślenia swojego zespołu dr Naresh Punjabi ze Szkoły Medycznej Uniwersytetu Johnsa Hopkinsa. Najpierw należało rozstrzygnąć, czy za opisany stan rzeczy odpowiadają skutki uboczne palenia, np. choroby serca czy płuc, czy przyczyną jest palenie samo w sobie. W tym celu zebrano grupę 40 osób w średnim wieku, u których nie zdiagnozowano jednostek chorobowych związanych z paleniem. Porównano ich wzorce snu z przebiegiem nocnego odpoczynku równolicznej grupy niepalących w identycznym wieku (należeli oni do tego samego typu fizycznego). Ochotnicy spali u siebie w domach. Podłączono ich do EEG. W porównaniu do niepalących, palacze przechodzili krótszą fazę głębokiego snu, pozostając dłużej w stanie lżejszego uśpienia. Największe różnice odnotowano jednak w okresie zasypiania. Wg naukowców, potwierdza to tezę, że wpływ nikotyny jest najsilniejszy na początkowych etapach snu. Na uczucie zmęczenia po nocy uskarżało się 22,5% palaczy i tylko 5% osób niepalących. Dr Punjabi sądzi, że odkrycia jego zespołu pomogą lepiej zaplanować proces rzucania palenia. W ramach nikotynowej terapii zastępczej należałoby się bowiem skupić na minimalizowaniu zespołu odstawienia w ciągu nocy. Coraz wyraźniej widać też, że nikotyna nie wpływa na sen cały czas w taki sam sposób, ale zgodnie z pewnym schematem czasowym.
  25. Chociaż naukowcy nie są pewni, czy wirusy można uznać za formę życia, poświęcają sporo czasu na wynajdywanie nowych metod ich zabijania. Najnowszy sposób na pozbycie się niebezpiecznych cząstek materii organicznej to wibracje. Badacze z Arizona State University posłużyli się modelem matematycznym, aby znaleźć częstotliwości, które mogą doprowadzić do unieszkodliwienia prostych wirusów. Odpowiednio dobrane wibracje potrafią bowiem uszkodzić kapsyd (białkową powłokę) wirusa, bez której ten ostatni nie może atakować komórek. Praca Amerykanów pozwoli lepiej wykorzystać inne niedawne odkrycie, dzięki któremu wiemy, że impuls światła laserowego odpowiednio dobranej częstotliwości potrafi wywołać opisane wibracje. Jeśli znana jest częstotliwość rezonansowa, do zniszczenia wirusa wystarcza wygenerowanie serii impulsów świetlnych o tej częstotliwości i wypełnieniu 25%. Problemem było jednak znalezienie właściwej częstotliwości – szukano jej metodą prób i błędów. Dzięki wspomnianemu modelowi można ją znaleźć poprzez analizę wibracji każdego spośród milionów atomów wirusowej powłoki. Naukowcy musieli rozwiązać także inny problem: symulacja tak dużej liczby atomów pochłaniałaby kilkaset terabajtów pamięci operacyjnej komputera. Na szczęście znaleźli oni znacznie mniej pamięciożerną metodę wykonania obliczeń. Dla pokazania możliwości modelu, badacze obliczyli najskuteczniejszą częstotliwość dla wirusa nekrozy tytoniu (60 GHz). Obecnie pracują oni nad analizą bardziej skomplikowanych powłok, a ponadto zastanawiają się, jak za pomocą wysokich częstotliwości likwidować wirusy znajdujące się w ludzkim ciele. Gra jest warta świeczki, ponieważ metoda ta nie szkodzi normalnym komórkom (wpadają one w rezonans przy znacznie niższych częstotliwościach), a ponadto wirusy raczej nie będą w stanie wykształcić odporności na ultradźwięki.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...