-
Liczba zawartości
37640 -
Rejestracja
-
Ostatnia wizyta
nigdy -
Wygrane w rankingu
247
Zawartość dodana przez KopalniaWiedzy.pl
-
Badacze z Oklahoma State University wraz z agencją zaawansowanych projektów obronnych DARPA pracują nad urządzeniem, które może pośrednio poprawić skuteczność amerykańskich żołnierzy. Jest to pojazd bezzałogowy wystarczająco mały, by zmieścił się w kieszeni. Jego istotną cechą jest nowoczesny układ napędowy pozbawiony ruchomych części. Mowa o silniku plazmowym, w którym ciąg jest uzyskiwany przez naładowane cząsteczki gazu, rozpędzane w polu elektrycznym. Wspomniany silnik co prawda nie dysponuje dużą mocą, ale wystarcza dla samolotów o rozmiarach kilkunastu centymetrów. Jak twierdzą konstruktorzy, ich ostatecznym celem jest wyprodukowanie "sześciopaków" niewielkich pojazdów rozpoznawczych, które po wyjęciu z opakowania będą natychmiast gotowe do użycia na polu walki. Samoloty takie mogłyby przejąć część zdań zwiadowczych od znacznie większych maszyn bezzałogowych, obecnie wykorzystywanych przez amerykańską armię. Jak łatwo zauważyć miniaturyzacja przyniesie znaczne korzyści stronie dysponującej tą technologią – natychmiastowy i precyzyjny zwiad taktyczny jest niezwykle przydatny w niezliczonych sytuacjach, jakie zdarzają się na wrogim terytorium.
-
Zwolennikom poprawności politycznej to się zapewne nie spodoba, ale najnowsze badania wykazały, że ludzie są w stanie w mgnieniu oka ocenić orientację seksualną innych osób. Wystarczy krótkie spojrzenie na twarz. Mamy więc kolejny dowód na to, że ludzie podświadomie są w stanie wykryć więcej cech drugiego człowieka, niż nam się wydaje.Wszystko zaczęło się w roku 1994 gdy psychologowie Nalini Ambady i Robert Rosenthal z Tufts University przeprowadzili eksperyment, podczas którego badanym pokazywano 2-sekundowe filmy z nagraniami wykładowców akademickich podczas pracy. Później proszono ich, by ocenili, czy dany wykładowca jest dobrym czy złym nauczycielem. Odpowiedzi porównano z oceną wykładowców, którą wystawili im studenci uczęszczający cały semestr na ich zajęcia. Okazało się, że opinie są zbieżne.Teraz Nalini Ambady i Nicholas Rule postanowili sprawdzić, czy równie dobrze rozpoznajemy orientację seksualną.Mężczyznom i kobietom pokazali oni fotografie 90 twarzy homo- i heteroseksualnych mężczyzn. Czas, w jakim badani patrzyli na zdjęcie, wahał się od 33 milisekund do 10 sekund. Okazało się, że gdy badani widzieli fotografie przez co najmniej 100 milisekund, potrafili z 70% skutecznością odgadnąć orientację seksualną osób na zdjęciach. Skrócenie czasu ekspozycji spowodowało, że odsetek trafień się zmniejszał, natomiast jego wydłużenie nie wiązało się z lepszą oceną orientacji seksualnej.Dowodzi to niezwykłych zdolności naszego mózgu, choć badaczy zastanawia, dlaczego dłuższe przyglądanie się zdjęciom nie poprawiało percepcji.Psycholog David Kenny z University of Connecticut zauważył też, iż w przypadku niektórych zdjęć uczestnicy w każdym przypadku dawali mniej niż 50% trafnych odpowiedzi. Może to, jego zdaniem, oznaczać, iż z niektórych twarzy trudno cokolwiek wyczytać.
-
Polinezyjczycy i Mikronezyjczycy najprawdopodobniej pochodzą od mieszkańców Azji Wschodniej. Badania genetyczne przeprowadzone przez Jonathana Friedlaendera i jego kolegów dowiodły, że mieszkańcy Polinezji i Mikronezji są bardzo słabo spokrewnieni z rdzennymi mieszkańcami Bliskiej Oceanii (Australia, Nowa Gwinea, Wyspy Salomona). Wspierają więc one teorię, zgodnie z którą mieszkańcy wschodniej części Azji oraz Tajwanu szybko „przeskoczyli” po wyspach do Polinezji i Mikronezji. Pozostawili za sobą bardzo mało genów - mówi Friedlaender, który jest profesorem antropologii z Tample University. Jego zdaniem droga z kontynentu na wyspy, na których się ostatecznie osiedlili zajęła im zaledwie 300-400 lat.Badania naukowca wykazały też, że mieszkańcy Melanezji (Vanuatu, Wyspy Salomona, Papua-Nowa Gwinea i Fidżi) charakteryzują się niezwykle dużym stopniem zróżnicowania genetycznego. To dowód na trwającą dziesiątki tysięcy lat izolację tych wysp i serię małych migracji z Azji. Na tych wyspach widać większe zróżnicowanie genetyczne, niż w całej Europie - mówi autor badań. Patrząc na twarze tych ludzi można stwierdzić, z której wyspy pochodzą - dodaje.Wielu naukowców od dawna podejrzewało to, co Friedlaender udowodnił. O izolacji i niezwykłym zróżnicowaniu genetycznym świadczy chociażby fakt, iż na Nowej Gwinei mówi się około 900 jzykami. To najprawdopodobniej największe zagęszczenie różnych języków na świecie - mówi archeolog Patrick Kirch z Uniwersytetu Kalifornijskiego w Berkeley.Uczeni od dziesiątków lat zastanawiają się, w jaki sposób doszło do zasiedlenia Oceanii. Najbardziej popularna teoria mówi, że Bliska Oceania została zasiedlona 30-50 tysięcy lat temu. Według niej ludzie dotarli do Nowej Gwinei, Australii i Wysp Salomona mniej więcej wtedy, gdy w Europie wciąż królował neandertalczyk. Zaludnianie trwało tysiące lat i odcięło ludy, które osiedliły się na wyspach, od innych ludzi.Na tym się jednak nie skończyło. Pomiędzy 3500 a 3000 lat temu nagle pojawili się ludzie (tzw. Lapita) z Azji, którzy błyskawicznie przeskoczyli już zamieszkane wyspy, i dotarli do obszarów wówczas bezludnych. Ludzie ci pochodzili z Azji i Tajwanu. Tą błyskawiczną wyprawę przez zamieszkane wyspy profesor Friedlaender tłumaczy strachem. Emigranci nie mogli zbyt długo pozostawać na wyspach, które miały już gospodarzy. Bali się zapuszczać w głąb lądu, pozostawało im więc tylko szukanie niezamieszkałej wyspy.Niektórzy naukowcy wciąż jednak powątpiewają w teorię „szybkiego pociągu”. Lapita i Melanezyjczycy mają sporo wspólnego. Melanezyskie rośliny uprawne zostały przeniesione przez Lapita na zamieszkane przez nich wyspy, widoczne są również pewne podobieństwa językowe, a w ceramice Lapita znajdujemy pewne cechy charakterystyczne ceramiki ludów Bliskiej Oceanii. Uczeni muszą ocenić, na ile te podobieństwa wskazują na pokrewieństwo tych ludów.Genetyk Spencer Wells odpowiedzialny w National Geographic Society za Genographic Project mówi, że badania Friedlaendera nie obalają teorii powolnej migracji. Jego zdaniem Polinezyjczycy i Mikronezyjczycy mogą być mieszanką Tajwańczyków, mieszkańców wschodu Azji i Melanezyjczyków. Wells mówi, że mitochondrialne DNA wspiera teorię o „szybkim pociągu”, jednak chromosom Y jest dowodem na prawdziwość teorii o „wolnej łodzi”. To sugeruje, że mamy tutaj do czynienia z czymś interesującym. Może kobiety i mężczyźni migrowali w różny sposób, jak miało to miejsce innych częściach świata - mówi Wells.
-
Każdemu z nas zdarzyło się chyba być na imprezie, z której wyszlibyśmy zadowoleni, gdyby nie muzyka, która całkowicie nie trafiała w nasze gusta. Teraz, dzięki pracom naukowców z Uniwersytetu Kalifornijskiego w Los Angeles (UCLA), pojawiła się nadzieja, że do takich sytuacji nie będzie więcej dochodziło. Specjaliści opracowali bezprzewodowy (korzysta z Wi-Fi) system o nazwie Smart Party, który będzie w przyszłości pobierał listy utworów znajdujących się w odtwarzaczach MP3 uczestników imprezy. Na ich podstawie komputer określi, jaki rodzaj muzyki podoba się większości osób znajdujących się w pomieszczeniu. Oczywiście, nie będzie dokonywał uśrednień, a postara się trafić w gusta każdego. System może również pobierać i odtwarzać pliki z urządzeń, które zebrani mają przy sobie. Całość połączona jest oczywiście ze wzmacniaczem, z którego gospodarze odtwarzają muzykę. Dzięki triangulacji sygnału Smart Party jest w stanie określić położenie poszczególnych uczestników imprezy i gdy ktoś ją opuści, playlista jego urządzenia MP3 zostaje usunięta z pamięci Smart Party tak, by puszczana muzyka lepiej pasowała do preferencji pozostałych osób. Na razie przeprowadzono testy z wykorzystaniem notebooków. To właśnie z nich były pobierane playlisty. Jednak nie powinno być większego problemu z wyposażeniem Smart Party w możliwość łączenia się z odtwarzaczami MP3. Podczas 1320 przeprowadzonych testów wykazano 99-procentową skuteczność. Testy dowiodły również, że od momentu pojawienia się na imprezie nowego gościa, do chwili uwzględnienia jego preferencji muzycznych w Smart Party mija 35 sekund. Jak na razie największym problemem jest sposób zarządzania prawami autorskimi i mechanizmy ich ochrony (DRM). Smart Party tymczasowo kopiuje pliki z urządzeń uczestników, a to może być uznane za naruszenie prawa. Dlatego też specjaliści pracują nad sposobem bezpiecznego tymczasowego przekazywania licencji z urządzenia przenośnego do Smart Party. Kevin Eustice, jeden z twórców Smart Party, zauważa też inne niebezpieczeństwo. Niektórzy uczestnicy mogą być na tyle złośliwi, że będą przychodzili na imprezy z odtwarzaczami zapełnionymi nie tyle muzyką, którą sami lubią, a utworami, o których wiedzą, że są nielubiane przez innych.
- 2 odpowiedzi
-
Naukowcy z British Antarctic Survey (BAS) znaleźli pierwsze dowody na erupcję wulkanu pod lodami Antarktydy. Wulkan pod Antarktydą Zachodnią wybuchł około 325 roku p.n.e. i wciąż jest aktywny. Uczeni oceniają, że indeks VEI, czyli siła eksplozji wulkanu, wyniosła w tym wypadku 3-4 w 8-stopniowej skali. Erupcję można więc opisać jako poważną luk katastrofalną. Brytyjczycy wykorzystali specjalny radar, dzięki któremu odnaleźli pod lodem warstwę popiołów wulkanicznych rozciągających się na przestrzeni większej niż 21 000 kilometrów kwadratowych. Sądzimy, że była to największa erupcja na Antarktydzie w ciągu ostatnich 10 000 lat. W lodzie powstała duża dziura – mówi Hugh Corr z BAS. Na ślady wybuchu wulkanu natrafiono, próbując wyjaśnić niezwykłe ruch lodowca Pine Island. Już kilkadziesiąt lat temu zauważono, że porusza on się w inny sposób, niż otaczające go lody. Teraz naukowcy wiedzą, skąd ta anomalia. Zauważono również, że lodowiec przyspiesza. Wulkan wciąż podgrzewa okoliczne wody.
- 21 odpowiedzi
-
- Antarktyda
- wulkan
-
(i 1 więcej)
Oznaczone tagami:
-
Średnia długość kłów słoni afrykańskich (Loxodonta africana) zmniejszyła się od połowy XIX wieku o jedną drugą. Podobne zjawisko zaobserwowano wśród słoni indyjskich (Elephas maximus). Wg obrońców przyrody, to skutek wytrzebienia dominujących samców z powodu cennego dla kłusowników łupu: kości słoniowej. Specjaliści wyjaśniają, że zazwyczaj ewolucja działa na przestrzeni wielu, wielu lat, tutaj czas ten skrócił się do półtora wieku. Zoolodzy z Uniwersytetu w Oksfordzie podkreślają, że wymordowanie największych samców, które mają również największe kły, zmieniło zachowania rozrodcze tych zwierząt. Pozwoliło np. mniejszym samcom na spłodzenie większej liczby młodych. Z biegiem lat średnia długość kłów znacznie się zmniejszyła. Iain Douglas Hamilton z organizacji Ocalić Słonie (Save the Elephants), jeden z autorów raportów, powołuje się na dokumenty handlowe oraz doniesienia myśliwych, którzy przyznają, że coraz trudniej natrafić na okazy z dużymi kłami. Częściowo może to być skutkiem nieobecności starszych zwierząt, ale niewykluczone, że nacisk na dobór naturalny przeciwko dużym kłom zwyciężył z ich przydatnością w walkach o samice. Pod koniec lat 70. było ok. 1,2 mln słoni afrykańskich. Teraz pozostało ich mniej niż pół miliona.
-
- Ocalić Słonie
- Save the Elephants
- (i 6 więcej)
-
Doktorzy Kanav Kahol i Marshall Smith z Banner Good Samaritan Medical Center w Arizonie, chcą stworzyć grę na konsolę Wii, która byłaby wykorzystywana do... trenowania chirurgów. Okazało się bowiem, że ośmiu rezydentów chirurgii, którzy grali na Wii przed przystąpieniem do wirtualnej operacji (przeprowadzanej za pomocą profesjonalnego programu ProMIS), uzyskało średnio o 48% lepsze wyniki, niż ci, którzy wcześniej nie grali. Szczególnie użyteczne okazały się gry takie jak Marble Mania, w której gracz przesuwa obiekt w trójwymiarowym środowisku pełnym przeszkód. Konieczne jest tutaj wykonywanie drobnych, precyzyjnych ruchów urządzeniem sterującym konsolą. Takie gry jak np. tenis, wymagający zamaszystych ruchów nie były zbyt przydatne. Stworzenie gry na Wii miałoby liczne zalety. Przede wszystkim lekarze mogliby korzystać z niej w wolnych chwilach w domu, poprawiając swoje umiejętności. Gra przydałaby się też w krajach rozwijających się, których nie stać na zakup profesjonalnych narzędzi do wirtualnych operacji.
-
EA chce zarobić dzięki umieszczonym w grze reklamom i mikropłatnościom. To pierwsza próba zarobienia w ten sposób na rynkach państw zachodnich. Wcześniej EA opublikowało w Korei Południowej darmową wersję jednej ze swoich gier z serii FIFA i obecnie zarabia na niej ponad milion dolarów miesięcznie. Producent Battlefield Heroes ma nadzieję, że pobierze ją z Sieci więcej osób niż kupiło dotychczas inne gry z serii. EA liczy więc na ponad 10 milionów nowych klientów. Na razie nie wiadomo, w jaki sposób reklamy będą prezentowane użytkownikowi, ani jakie przedmioty będzie można kupić za pośrednictwem systemu mikropłatności.
-
Dzięki operacji mózgu przeprowadzonej w Long Island Jewish Medical Center 25-letnia Stacey Gayle może już bez obaw słuchać swojego ulubionego wykonawcy, Seana Paula. Wcześniej wywoływało to u niej ataki choroby. Kobieta cierpi na rzadką postać padaczki: epilepsję muzykogeniczną. Gayle zachorowała 4 lata temu. Była zatrudniona w dziale obsługi klienta w banku w Albercie. Ponieważ mimo leczenia dziennie miała aż 10 ataków typu grand mal (dużych, uogólnionych napadów toniczno-klonicznych), musiała zrezygnować z pracy zawodowej i śpiewania w chórze kościelnym. Półtora roku temu kobieta zaczęła podejrzewać, że część jej napadów może być wyzwalana przez Seana Paula, który wykonuje muzykę dancehall z elementami reggae i hip-hopu. Potwierdziło się to podczas wizyty u lekarzy z Long Island w lutym zeszłego roku. Gayle odtworzyła wtedy z iPoda przebój Temperature, a zaraz potem rozpoczęły się drgawki. Najpierw chirurdzy wszczepili do prawej półkuli ponad 100 elektrod. Wszystko po to, by dokładnie ustalić położenie wadliwie działającego obszaru. Następnie usunięto zarówno implanty, jak i wywołujące ataki rejony mózgu. Po trzech dniach kobieta wyszła ze szpitala, a napady się już nie pojawiają.
- 32 odpowiedzi
-
- Sean Paul
- Long Island Jewish Medical Center
- (i 4 więcej)
-
Wielu roślinom leczniczym zagraża wyginięcie. Ponad połowa przepisywanych obecnie leków bazuje na związkach znalezionych pierwotnie właśnie w roślinach. Organizacja Botanic Gardens Conservation International (BGCI) obawia się o ich los. Zdaniem ekspertów, remedia na AIDS czy nowotwory mogą nie być nigdy wynalezione, bo nadmierna eksploatacja i wylesianie wcześniej zrobią swoje... BGCI reprezentuje ogrody botaniczne ze 120 państw świata. Ostatnio przeprowadzono sondaż, w którym wzięło udział ponad 600 członków stowarzyszenia i specjalistów z wiodących uniwersytetów. Dzięki wspólnemu wysiłkowi udało im się stworzyć listę 400 roślin, którym zagraża wyginięcie. A oto niektóre z nich:cis – z jego kory otrzymuje się taksol, alkaloid o szeroko wykorzystywanym działaniu cytostatycznym. Aby wyprodukować jedną dawkę leku, potrzeba aż 6 ok. 100-letnich drzew. Zawartość tak poszukiwanej substancji w drewnie wolno rosnącego cisa to tylko 0,005-0,006%.Hoodia gordonii – sukulent występujący w RPA i Namibii. Ze względu na intensywne badanie i wykorzystywanie właściwości zmniejszania łaknienia prawie nie rośnie w naturze. Można go za to znaleźć na wielu stronach internetowych z adnotacją: "Doskonały środek na odchudzanie".Magnolia – widmo zagłady zagraża połowie gatunków magnolii, głównym powodem jest w tym przypadku wylesianie. W korze tych krzewów i drzew występuje honokiol, od 5 tys. wykorzystywany w medycynie chińskiej do leczenia nowotworów, zwalczania demencji i opóźniania początku chorób serca.Krokus (szafran) wiosenny – starożytni Grecy i Rzymianie wykorzystywali go jako truciznę, współcześnie jest cenionym lekarstwem na dnę. Odkryto też, że pomaga w terapii białaczki.Wiele ze związków pozyskiwanych pierwotnie z roślin wytwarza się obecnie w laboratorium. Zupełnie inaczej mają się jednak sprawy w społeczeństwach rozwijających się, które mogą powtórzyć nasze błędy. Ponad 5 mld ludzi nadal polega głównie na preparatach roślinnych. Belinda Hawkins, autorka raportu z ramienia BGCI, podkreśla, że jeśli spadek liczebności populacji wymienionych roślin nie zostanie powstrzymany, zostaną zachwiane podstawy przyszłej opieki medycznej.
- 4 odpowiedzi
-
- Hoodia gordonii
- krokus wiosenny
- (i 6 więcej)
-
Nowoczesne wyposażenie klubów fitness okazało się bardziej pożyteczne, niż mogło to wynikać z samego tylko aktywnego spędzania czasu. Technologie, za pomocą których maszyny treningowe badają zwartość wody, tłuszczu i tkanki mięśniowej w ciele osoby ćwiczącej, mogą także posłużyć do wykrywania pewnych form nowotworów. Stało się to możliwe dzięki metodzie bazującej na spektroskopii bioimpedancyjnej, którą opracował Jye Smith z Queensland University of Technology. Australijski naukowiec przepuścił przez powierzchnię badanych tkanek prądy o niewielkim natężeniu. Okazało się, że za pomocą tych prądów można określić granice obszaru, w którym zachodzą niekorzystne procesy. Ponadto bioimpedancjia pozwala też wychwycić zmiany zachodzące wewnątrz komórek, na ich powierzchni, a nawet w odległościach między nimi. Łącząc zebrane informacje można zatem rozpoznać nie tylko rozmiary, ale też typ schorzenia. Dzięki automatyzacji wspomnianego procesu badania skóry lub powierzchni organów wewnętrznych można będzie wykonywać tanio i z dużą precyzją. Wyniki takiej próby będą uzyskwiane natychmiast. Twórca opisywanej metody liczy, że wykorzystujący ją sprzęt trafi do gabinetów lekarskich. Warto dodać, że urządzenia tego rodzaju bardzo przydałyby się właśnie w słonecznej Australii, gdzie nowotwory skóry stały się dość poważnym problemem.
- 1 odpowiedź
-
Pojazdy poruszające się po naszych drogach są coraz nowocześniejsze i bezpieczniejsze. Jednak zdarzają się sytuacje, w których nie wystarczają nawet najlepsze poduszki powietrzne, ani kontrolowane strefy zgniotu. Dlatego niemieccy naukowcy z Technical University of Berlin zabrali się za pracę nad samochodem, który umożliwi ograniczenie liczby wypadków przez poprawę komfortu psychicznego kierowcy. Głównym przedmiotem zainteresowania badaczy jest deska rozdzielcza, która w stresujących sytuacjach ogranicza ilość prezentowanych informacji. Dzięki temu z pozoru prostemu zabiegowi osoba prowadząca samochód szybciej reaguje na zagrożenia, co wprost przenosi się na poprawę bezpieczeństwa ruchu drogowego. Budowa takiej deski nie należy jednak do łatwych zadań. Planowane obecnie prototypy mają monitorować aktywność mózgu kierowcy za pomocą EEG, i odpowiednio reagować, gdy ta się nasila. Jednym z osiągnięć naukowców jest opracowanie metody wydzielenia z EEG sygnałów związanych jedynie z pracą kierowcy. Aby to uzyskać, musieli odfiltrować niepożądane impulsy, pochodzące na przykład ze skurczów mięśni twarzy. W początkowym okresie badań, "uczenie" urządzenia rozpoznawania odpowiednich sygnałów potrafiło zająć 100 godzin. Obecnie usprawnione metody analizy danych radzą sobie z treningiem już w 20 minut. Uzyskane w opisany sposób przyspieszenie reakcji kierowcy sięga 100 milisekund. Przy prędkości 100 km/h jest to czas odpowiadający 2,8 metra przebytej drogi. W sytuacjach krytycznych to bardzo dużo – nawet kilka dodatkowych metrów pozwala uniknąć wypadku lub złagodzić jego skutki. Niemcy przetestowali swoje pomysły w rzeczywistym ruchu na autostradzie. Badani kierowcy w czasie jazdy musieli wykonywać dodatkowe zadania. Gdy za pomocą EEG wykryto przekroczenie pewnego poziomu aktywności mózgu, "przeszkadzajki" były wyłączane, co skutkowało poprawą refleksu o wspomnianą dziesiątą część sekundy. Zanim jednak samochody zaczną czytać nam w myślach, potrzebne są pewne usprawnienia. Na przykład wyeliminowanie elektrod, które obecnie trzeba mocować do głowy monitorowanej osoby, może zająć około pięciu lat.
- 6 odpowiedzi
-
- czas reakcji
- ruch drogowy
-
(i 2 więcej)
Oznaczone tagami:
-
Wiewiórki chowają w różnych miejscach swoje zimowe zapasy. Niejedno drzewo wyrosło z zapomnianych lub niezjedzonych z innego powodu nasion. Zwierzęta te są jednak nie tylko zwinne, ale i dużo sprytniejsze, niż mogłoby się wydawać. Często urządzają przedstawienia zakopywania (bardzo rozbudowane i teatralne) nieistniejących orzechów i dzięki temu udaje im się zabezpieczyć przed kradzieżą prawdziwe jedzenie na czarną godzinę. Dr Michael Steele z Wilkes University obserwował amerykańskie wiewiórki szare i stwierdził, że w 1/5 sytuacji zakopywane są nieistniejące zapasy. Ułamek ten wzrasta, gdy zwierzę sądzi, że ktoś je obserwuje. Tym kimś może być inna wiewiórka, ptak, a nawet człowiek. Biolog podkreśla, że według jego wiedzy, to pierwszy zbadany wśród gryzoni przypadek zachowania mającego na celu oszukanie. Wiewiórki potrafią przebyć znaczne odległości, by rozpocząć swój show. Po wykopaniu dziury zachowują się tak, jakby wrzucały do niej jakiś nieduży przedmiot. Potem zamaskowują otwór ziemią lub liśćmi. Zauważono również, że częstotliwość tych zachowań wzrasta, gdy zwierzęta sądzą, że ich zapasy znajdują się w niebezpieczeństwie. Doktor Steele polecił studentom, by śledzili poczynania wiewiórek i sprawdzali, gdzie chowają żywność. Gdy ludzie rozkopywali zapasy, gryzonie zwiększyły liczbę "przedstawień pod publiczkę". Na podstawie obserwacji Steele uważa, że wiewiórki są zdolne do wnioskowania, ale inni eksperci zdają się w to wątpić. Mogą się po prostu uczyć metodą prób i błędów, które zachowania zabezpieczają żywność przed kradzieżą – postuluje dr Lisa Leaver z University of Exeter.
-
Naukowcy z University of Missouri-Columbia i U.S. Army połączyli ze sobą dwa nanomateriały, z których jeden działa jako paliwo, a drugi jako utleniacz. Uzyskali w ten sposób miksturę, która spala się tak gwałtownie, że wywołuje falę uderzeniową pędzącą z prędkością do 1000 metrów na sekundę (3 Mach). Uczeni mają nadzieję, że uda się ją wykorzystać do... leczenia nowotworów. Profesor Shubhra Gangopadhyay wyjaśnia: Byliśmy w stanie zintegrować te materiały z układami scalonymi i użyć takich systemów do wywoływania fal uderzeniowych. Systemy te będą miały szereg zastosowań w wojskowości, ale również w naukach biologicznych. Mogą zostać wykorzystane do precyzyjnego dostarczania leków czy genów. Jako paliwo działają nanopręciki z tlenku miedzi, które charakteryzuje mała gęstość, a utleniaczem są nanocząsteczki aluminum. Powierzchnia pręcików i nanocząsteczek jest olbrzymia w stosunku do ich objętości. A w skali nano połączenia małej gęstości i dużej powierzchni styku prowadzi do błyskawicznie przebiegającej reakcji spalania. Uczeni opisują, w jaki sposób można wykorzystać ich technologię. Najpierw tradycyjnie za pomocą igły wprowadzamy lek do ciała pacjenta. Rozprzestrzenia się on po całym organizmie. Następnie przykładamy do leczonego miejsca (np. do miejsca występowania guza nowotworowego), urządzenie generujące falę uderzeniową. Jej gwałtowne działanie powoduje, że w komórkach nowotworowych powstają otwory przez które w ciągu milisekund wnika lekarstwo. Technikę tę przetestowano na tkankach zwierzęcych. Odsetek pozytywnych odpowiedzi wynosił 99%. Lekarstwo prawidłowo przedostało się do niemal wszystkich komórek. W porównaniu do tradycyjnej chemioterapii metoda ta ma znacznie mniejsze negatywne skutki dla zdrowej tkanki. Akademicy informują, że jeśli wszystko przebiegnie dobrze, to ich urządzenie trafi do szpitali w ciągu 2-5 lat.
- 18 odpowiedzi
-
- Shubhra Gangopadhyay
- nowotwór
-
(i 2 więcej)
Oznaczone tagami:
-
Po raz pierwszy w historii Wielkiej Brytanii wydano zgodę na tworzenie hybrydowych zarodków. Uczeni z Newcastle University i King’s College London mają prawo wyhodować ludzko-zwierzęce emrbiony. Human Fertility and Embryology Authority, po konsultacjach uznała, że takie badania spełniają wszystkie stawiane przez prawo warunki, a opinia publiczna nie ma nic przeciwko nim. Uczeni z obu instytucji chcą wprowadzić ludzkie DNA do niezapłodnionych zwierzęcych komórek jajowych. Akademicy z Newcastle mają szanse dowiedzieć się dzięki temu, w jaki sposób DNA programuje różne typy komórek we wczesnej fazie ich rozwoju. Ich koledzy z King’s College mają inny cel. Wykorzystane przez nich DNA będzie pobrane od pacjentów cierpiących na genetyczne choroby neurodegeneracyjne (np. chorobę Parkinsona). Dzięki temu chcą stworzyć całą linię komórek macierzystych zawierających wadliwe geny. Komórki te posłużą naukowcom do badania chorób neurodegeneracyjnych. Uczeni mówią, że wykorzystanie zwierzęcych komórek jest koniecznością, gdyż trudno jest zdobyć ludzkie komórki jajowe. Zgodę na tworzenie hybryd wydano wszak pod jednym warunkiem. Nie mogą one rozwijać się dłużej niż 14 dni. Po tym czasie komórki ludzkich embrionów zaczynają się różnicować.
-
Olivia Murphy zachorowała na ostrą białaczkę limfoblastyczną w wieku 2 lat. Obecnie ma 4, a jej siostra bliźniaczka Isabella nadal jest zdrowa. U obu dziewczynek w szpiku kostnym wykryto komórki "przedbiałaczkowe" ze zmutowanym genem, ale aby rozwinęła się pełnoobjawowa choroba, musi wystąpić jeszcze druga mutacja (Science). W komórkach przedbiałaczkowych występuje nieprawidłowy gen, który tworzy się, gdy rozerwana nić DNA połączy się, ale w innym niż pierwotne miejscu. W okresie prenatalnym komórki te są przenoszone z jednego bliźnięcia na drugie za pośrednictwem krwi. Sprzyja temu sytuacja, gdy w łożysku rozwijają się naczynia krwionośne, przez które krew płynie od jednego płodu do drugiego. By dziecko zachorowało na białaczkę, we wczesnym dzieciństwie musi jednak zajść kolejna mutacja, będąca np. skutkiem infekcji. Wystąpiła ona u Olivii, ale nie u Isabelli. Zdrowa dziewczynka znajduje się pod stałą obserwacją. Kiedy wejdzie w okres dojrzewania, komórki przedbiałaczkowe powinny zniknąć. Lekarze z Medical Research Council Molecular Haematology Unit w Oksfordzie szacują, że z komórkami przedbiałaczkowymi przychodzi na świat ok. 1% populacji. W tej grupie u 1% dochodzi do drugiej mutacji. Leczenie nakierowane na komórki przedbiałaczkowe będzie na pewno mniej agresywne, ponadto zagwarantuje, że nie wystąpią nawroty. To komórki, które napędzają i podtrzymują chorobę. Kiedy już wiemy o ich istnieniu, możemy znaleźć ich piętę achillesową i ją wykorzystać – wyjaśnia szef zespołu naukowców profesor Tariq Enver. Profesor Mel Greaves, współautor badania, podkreśla, że od dawna podejrzewał, że część komórek macierzystych może umykać tradycyjnej chemioterapii, a to oznacza, że białaczka powróci. Studium zostało sfinansowane przez organizację charytatywną Leukaemia Research.
- 1 odpowiedź
-
- Isabella
- Olivia Murphy
- (i 4 więcej)
-
Współczesne procesory stały się tak wydajne, że nie nadążają za nimi układy pamięci, stając się w ten sposób wąskim gardłem systemu kompuerowego i innych urządzeń. Kryptograf Joseph Ashwood mówi, że znalazł rozwiązanie.Ashwood jest autorem nowej architektury pamięci, którą nazwał Ashwood Architecture. Zakłada ona, że przy każdej każdej kości pamięci będzie umieszczany osoby kontroler. Dzięki takiemu rozwiązaniu będziemy mieli do czynienia z pamięciami z dostępem równoległym. Wiele danych mogłoby więc w tym samym momencie docierać do kości pamięci. Ashwood mówi, że taka architektura zapewnia w przypadku układów DDR2 przepustowość rzędu 16 Gb/s. Tymczasem standardowa przepustowość wynosi 12 Gb/s.Przyznaje jednak, że jego pomysł ma też pewne mankamenty. Przede wszystkim - architektury nie sprawdzono w praktyce. Nie powstała jeszcze żadna kość zbudowana według pomysłu kryptografa. Architektura istnieje tylko na papierze. Pocieszający jest fakt, że została ona pozytywnie zweryfikowana przez specjalistów z Carnegie Mellon University.Drugi problem - równoległy dostęp do pamięci powoduje wydłużenie czasu dostępu do konkretnej komórki pamięci. Jednak, jak twierdzi Ashwood, straty są równoważone poprzez możliwość wykonania wielu poleceń w tym samym czasie.Wszystko brzmi dość tajemniczo i nie znamy szczegółów Ashwood Architecture. Wynalazca złożył wniosek patentowy i dopóki nie zostanie on pozytywnie rozpatrzony, szczegóły nie będą ujawnione.
-
Rząd USA ma poważny problem, a sposób jego rozwiązania może zaważyć np. na przyszłej polityce wobec sieci P2P. Tym razem jednak nie chodzi o piractwo, a o pornografię dziecięcą. Pod koniec 2006 roku na amerykańsko-kanadyjskiej granicy zatrzymano 30-letniego Sebastiena Bouchera. W jego laptopie celnicy znaleźli zdjęcia i filmy pornograficzne z udziałem dzieci. Materiały te widziało co najmniej dwóch funkcjonariuszy. Boucher został aresztowany i przekazany wraz z laptopem FBI. Za samo przewiezienie tego typu materiałów przez granicę mężczyźnie grozi do 20 lat więzienia. Laptop trafił do magazynu, a agenci FBI zajęli się prowadzeniem śledztwa. Jednak, gdy po jakimś czasie uruchomili komputer okazało się, że pliki zostały zaszyfrowane. Boucher korzystał bowiem z oprogramowania, które automatycznie szyfrowało pliki, gdy przez określony czas nikt do nich nie zaglądał. Agenci federalni nie mogą się dostać do dowodów przestępstwa, chociaż oczywiście pozostaje im dwóch wiarygodnych świadków, czyli celnicy, którzy zatrzymali Bouchera. Eksperci FBI próbowali przełamać zabezpieczenia wykorzystanego przez Bouchera programu PGP (Pretty Good Privacy), ale im się to nie udało. Biuro wystąpiło więc do sądu z wnioskiem, by wydał Boucherowi nakaz zdradzenia hasła. We wniosku FBI napisało, że bez hasła dostanie się do materiałów jest „niemal niemożliwe”, gdyż złamanie zabezpieczeń zajmie lata. Tymczasem sąd w Vermont stwierdził, że Bouchera nie można zmusić do ujawnienia hasła, gdyż byłoby to naruszeniem Piątej Poprawki, która przewiduje, iż nikogo nie można zmuszać do oskarżania samego siebie. A ujawnienie hasła byłoby, zdaniem sądu, samooskarżeniem. Ze zdaniem sądu nie zgadza się Orin S. Kerr, ekspert z George Washington University w dziedzinie prawa komputerowego i były prokurator stanowy. Zdaniem Kerra, sam fakt, iż Boucher przyznał celnikom, że laptop jest jego, oznacza, iż stracił prawo do powoływania się na Piątą Poprawkę. Jeśli przyznajesz się rządowi do czegoś, to jednocześnie zrzekasz się prawa do powołania się na zakaz samooskarżenia – mówi Kerr.
- 9 odpowiedzi
-
- pornografia dziecięca
- Piąta Poprawka
-
(i 1 więcej)
Oznaczone tagami:
-
Szczury mają łaskotki i uwielbiają się śmiać
KopalniaWiedzy.pl dodał temat w dziale Nauki przyrodnicze
Śmiech kojarzy nam się z tajemnicą, którą posiadły tylko naczelne. Kiedy jednak naukowcy z Bowling Green State University przeanalizowali wydawane przez szczury dźwięki o wysokiej częstotliwości, nie mogli się oprzeć wrażeniu, że to także śmiech. Przeprowadzili pomysłowy, a zarazem bardzo prosty eksperyment i okazało się, że gryzonie również mają łaskotki... Zespół doktora Jaaka Pankseppa obserwował szczury podczas zabawy. Brykające zwierzęta zdawały się śmiać. Ze względu na częstotliwość bez specjalnej aparatury dźwięki nie były wykrywalne dla ludzkiego ucha. Neurolodzy zaczęli łaskotać gryzonie. Po przetworzeniu przez transduktor słychać było "chichotanie". Najwyraźniej bardzo im się to spodobało, bo domagały się dalszych karesów. W jakimkolwiek miejscu terrarium pojawiała się dłoń Pankseppa, zaraz przybiegali chętni do zabawy. Szacuje się, że ok. 90% z 25-30 tys. szczurzych genów ma swoje odpowiedniki w genomie ludzkim i mysim. Może się okazać, że szczur i człowiek mają całkiem sporo wspólnych cech, a Chińczycy nie pomylili się, umieszczając to właśnie zwierzę wśród swoich znaków zodiaku. Nagranie doświadczenia można obejrzeć na .- 2 odpowiedzi
-
- śmiech
- Bowling Green State University
-
(i 3 więcej)
Oznaczone tagami:
-
Komputerowe modele obliczeniowe wykazały, że obydwie nici DNA, a nie jedna - jak dotychczas sądzono - są zdolne do bezpośredniego kodowania informacji, która jest następnie przepisywana na RNA. Odkrycie to jest o tyle ciekawe, że do tej pory sądzono, że tylko jedna z nici służy do kodowania RNA, a druga służy wyłącznie jako jej komplementarna kopia, tzn. jej "lustrzane odbicie". Dla każdej zasady bowiem jest przypisana na drugiej nici inna, ściśle określona, dzięki czemu znając sekwencję tylko jednej nici można odtworzyć drugą. Liczne typy RNA przechodzą proces translacji (tj. "przepisania" na sekwencję aminokwasów w białku) z wytworzeniem białka, podczas gdy inne RNA pełnią swoje funkcje w komórce w sposób bezpośredni. Pewne geny, kodujące tzw. miRNA (microRNA), istniejące w ludzkich komórkach w liczbie kilkuset, pełnią istotną funkcję regulacyjną w czasie rozwoju płodowego. Co ciekawe jednak, nowo odkryte geny, w przeciwieństwie do znanych dotychczas, były "zapisane" na tzw. nici matrycowej DNA, a nie na nici kodującej, jak dotychczas sądzono. Odkryto osiem takich par genów u myszy i kolejne dwie u drożdży. Cząsteczki miRNA składają się w struktury przypominające spinkę do włosów (tzn. ich końce są ze sobą spięte, a ich środkowa cześć tworzy pętlę), w której nici łączą się ze sobą na pewnym odcinku w parę podobnie jak w DNA tworząc podwójną nić. Tworzenie tej nici, podobnie jak w DNA, jest oparte o zasadę komplementarności (tzn. określone zasady zawsze łączą się tylko z inną, określoną zasadą). Dopiero po zajściu tego procesu miRNA przyjmuje swoją funkcję. Odkrycie Kellisa i Starka ma szansę stać się kamieniem milowym w zrozumieniu genomu i regulacji rozwoju osobniczego. Razem z wcześniejszym odkryciem miRNA otwiera ono nową drogę poszukiwania mechanizmów, które sterują ekspresją genów i rozwojem od pojedynczej komórki do dojrzałego, w pełni rozwiniętego organizmu.
-
Podczas badania osób z zespołem nadwrażliwego jelita (ang. irritable bowel syndrome, IBS) nie stwierdza się fizycznych nieprawidłowości. Często leczenie nie daje pożądanych efektów, a pacjenci czują się pozostawieni sami sobie. W czasie najnowszych badań z użyciem rezonansu magnetycznego, w porównaniu do ludzi zdrowych, u chorych z IBS zaobserwowano różnice w aktywności mózgu. Kiedy u młodych zdrowych kobiet sztucznie wywoływano łagodny ból brzucha, MRI wykazywało obniżoną aktywność wyspy, jądra migdałowatego i pnia mózgu, czyli rejonów związanych z emocjami i bólem. U pacjentek z IBS nie odnotowano takiego spadku, co oznacza, że są predysponowane do odczuwania bólu silniej od innych (Journal of Neuroscience). Teoria, że za zespół nadwrażliwego jelita odpowiada nieprawidłowa percepcja bólu, jest znana naukowcom od dawna. Teraz zespołowi doktora Emerana A. Mayera udało się wykazać, że jest tak w rzeczywistości, a dowodów nie ma na razie zbyt wiele. Oznacza to, że można by zastosować leki, które wpływają na nieprawidłowo działające ośrodki w mózgu lub nerwy obwodowe.
-
Sztuczne udoskonalanie istot żywych – jeden z rekwizytów fantastyki naukowej – jest także przedmiotem badań naukowych. Najnowszym osiągnięciem, jakim może się w tej dziedzinie poszczycić University of Washington, są soczewki kontaktowe z wbudowanymi obwodami elektronicznymi oraz diodami świecącymi. Soczewki te, podobnie jak ich sprzedawane przez optyków pierwowzory, są elastyczne i bezpieczne dla noszącego. W obecnej chwili urządzenia te nie pełnią żadnej przydatnej funkcji (np. wbudowane diody nie świecą), jednak w przyszłości podobnie mogą wyglądać wyświetlacze, za pomocą których grafika generowana komputerowo będzie nakładana na obraz rzeczywisty. Twórcy opisywanych prototypów musieli przezwyciężyć wiele trudności związanych z połączeniem delikatnych materiałów organicznych oraz nieorganicznych obwodów elektronicznych. Wytwarzanie tych ostatnich wymaga zwykle stosowania wysokich temperatur i agresywnych środków chemicznych. Naukowcy rozwiązali problem przez nałożenie samoorganizujących się elementów elektronicznych (dzięki sile napięcia powierzchniowego) na ścieżki o nanometrowej grubości. Przewidywane zastosowania podobnych wynalazków są bardzo różnorodne. Za ich pomocą można wyświetlać dodatkowe informacje dla kierowców czy pilotów, ponadto nową technologia otwiera ciekawe możliwości przed twórcami gier wideo, nie wspominając już o klasycznym scenariuszu, w którym możemy przeglądać zawartość Internetu w dowolnym miejscu, bez martwienia się o wścibskich sąsiadów. Już planuje się wbudowanie w "szkła" modułów łączności bezprzewodowej oraz obwodów zasilających energią słoneczną i falami radiowymi. Twórcy soczewek zdążyli wstępnie zbadać ich wpływ na żywy organizm. Króliki doświadczalne nosiły cybersoczewki przez około 20 minut bez jakichkolwiek negatywnych skutków. Naukowcy twierdzą, że działające, proste wyświetlacze "na oko" mogą być gotowe w całkiem niedalekiej przyszłości.
- 8 odpowiedzi
-
- obwody elektroniczne
- soczewka kontaktowa
-
(i 1 więcej)
Oznaczone tagami:
-
Egoistyczne roboty, które kłamią i wykorzystują innych to nie tylko wymysł autorów serialu Futurama (u nas: Przygody Fry'a w kosmosie). Samolubne automaty powstały także w wyniku eksperymentu szwajcarskich naukowców z Laboratory of Intelligent Systems, należącego do Federal Institute of Technology. Badacze stworzyli niewielkie samobieżne roboty, wyposażone w czujniki światła, proste mechanizmy komunikacji, odżywiania się oraz ewolucji. Sterująca nimi sieć neuronalna zawierała bowiem 30 mutujących "genów" – fragmentów oprogramowania decydujących o czułości na światło oraz zachowaniu robotów po wykryciu jego źródeł. Grupy takich urządzeń umieszczono w środowisku zawierającym świecące źródła pożywienia, a także miejsca "zatrute". W pobliżu pierwszych roboty uzupełniały zapas energii, a zbliżenie się do drugich przyspieszało wyczerpywanie się akumulatorów. W pierwszym pokoleniu oprogramowanie powodowało, że roboty po wykryciu światła losowo włączały wbudowane lampki oraz poruszały się w przypadkowym kierunku. Następna generacja otrzymała połączone "geny" jednostek, które zdobyły najwięcej "pożywienia", dodatkowo poddane niewielkim losowym modyfikacjom (mutacji). W ten sposób pozwolono "żyć" i "rozmnażać się" czterem typom kolonii robotów. W 50 pokoleniu automaty z trzech kolonii nauczyły się "porozumiewać": za pomocą światła sygnalizowały one odkrycie pożywienia lub trucizny. Jeszcze ciekawsze rzeczy działy się jednak w czwartej kolonii. Niektórzy z jej mieszkańców okazali się oszustami, którzy po natrafieniu na trujące obszary ogłaszały odkrycie pożywienia, po czym same oddalały się w kierunku prawdziwego źródła energii. Tam niepostrzeżenie doładowywały akumulatory. Inni ich pobratymcy wykształcili natomiast cechy altruistyczne: ostrzegały innych przed niebezpieczeństwem i ginęły z wyczerpania. Prowadzący badania Dario Floreano wskazuje, że podobne zachowania są obserwowane wśród zwierząt, np. po zauważeniu drapieżnika jednostka ostrzegająca innych często pada jego ofiarą. Naukowiec nigdy jednak nie przypuszczał, że zobaczy analogiczne zjawisko w stworzonych przez siebie koloniach automatów.
-
Naukowcy z Walter Reed Army Institute of Research i Centrum Dziecięcego Johnsa Hopkinsa wyznaczyli sobie bardzo ambitne zadanie. Przeprowadzili największe badania porównawcze próbek krwi, które uzyskano od personelu wojskowego. Były to osoby zdrowe i chore na schizofrenię. Wszystko wskazuje na to, że zakażenie pierwotniakiem wywołującym toksoplazmozę (Toxoplasma gondii) zwiększa ryzyko wystąpienia psychozy. Wśród 180 osób ze schizofrenią u siedmiu procent przed postawieniem diagnozy przez psychiatrę stwierdzono zakażenie pierwotniakiem. W grupie 532 zdrowych ludzi odsetek ten był mniejszy i wynosił 5%. Oznacza to, że bycie zainfekowanym o 24% zwiększało szanse zachorowania na schizofrenię. Amerykanie chcą w przyszłości sprawdzić, czy agresywne leczenie schizofreników zakażonych Toxoplasma gondii lekami przeciwpasożytniczymi może zatrzymać postępy psychozy. Zarażenie następuje zazwyczaj na wczesnych etapach życia, np. przez kontakt z kocimi odchodami czy z surowym mięsem. Rzadko pojawiają się objawy chorobowe, ale po okresie latencji pasożyt może się uaktywnić. Wcześniejsze badania wykazały istnienie związku między schizofrenią a obecnością przeciwciał antytoksoplazmowych, które są świadectwem przebytej infekcji. Nigdy dotąd nie udało się jednak wykazać, że zakażenie poprzedza początek psychozy. Ponieważ armia amerykańska rutynowo bada swoich członków pod kątem toksoplazmozy, a próbki krwi są następnie przechowywane w magazynie, uniknięto dylematu jajka i kury. Wiadomo było, co wystąpiło wcześniej: zakażenie pierwotniakiem czy schizofrenia (American Journal of Psychiatry). U większości zainfekowanych osób nigdy nie pojawia się schizofrenia, ale u ludzi z predyspozycją genetyczną może w ten sposób zostać uaktywniony jakiś mechanizm – wyjaśnia neurowirolog dr Robert Yolken. Przed rokiem informowaliśmy, że kobiety, które są nosicielkami Toxoplasma gondii częściej rodzą synów, niż kobiety wolne od pierwotniaka.
-
- Toxoplasma gondii
- schizofrenia
-
(i 1 więcej)
Oznaczone tagami:
-
W czasach gdy prasa straszy nas w sezonie ogórkowym ptasią grypą, ludziom może zagrażać prawdziwe niebezpieczeństwo. Naukowcy informują o rosnącej liczbie zachorowań na dżumę. Czarna Śmierć, która pustoszyła Europę w średniowieczu, nie przeszła do historii. W ciągu ostatnich 20 lat każdego roku zabijała 100-200 osób na świecie. To niewiele, jednak ostatnio zauważono wzrost liczby zachorowań. Uczeni przestrzegają, że dżuma wyjątkowo łatwo się rozprzestrzenia, jest bardzo zaraźliwa i śmiertelna. Jeśli wymknie się spod kontroli możemy być świadkami epidemii. Dżumę przenoszą głównie gryzonie, może też rozprzestrzeniać się drogą kropelkową. A populacji gryzoni ani ich przemieszczania się nie jesteśmy w stanie kontrolować w skali globalnej. Światowa Organizacja Zdrowia informuje, że od wielu lat liczba chorych utrzymuje się na poziomie 1-3 tysięcy. Większość przypadków zachorowań ma miejsce na Madagaskarze, w Tanzanii, Mozambiku, Malawi, Ugandzie i Demokratycznej Republice Konga. Ale i w Stanach Zjednoczonych zdarzają się przypadki dżumy. Choruje tam 10-20 osób rocznie. Specjalistów martwi jednak fakt, że po dziesięcioleciach spokoju znowu zanotowano wzrost liczby chorych. Ponadto uczeni przestrzegają, że brak badań nad dżumą może okazać się zgubnym, gdy zostanie ona użyta jako broń biologiczna. W takiej roli stosowano ją w średniowieczu, gdy za pomocą katapult to obleganych miast wstrzeliwano ciała zmarłych na dżumę. W czasie II wojny światowej Japończycy eksperymentowali z bombami w których znajdowały się zakażone pchły. Po wojnie wykorzystanie dżumy jako broni biologicznej rozważały USA i ZSRR. Przy obecnym stanie techniki możliwe jest wyprodukowanie aerozolu zawierającego bakterie dżumy. Stąd też niepokój niektórych lekarzy.