Skocz do zawartości
Forum Kopalni Wiedzy

KopalniaWiedzy.pl

Super Moderatorzy
  • Liczba zawartości

    36774
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

    nigdy
  • Wygrane w rankingu

    209

Zawartość dodana przez KopalniaWiedzy.pl

  1. Teoria, że samce ewoluują szybciej niż samice, jest obecna w nauce od czasów Darwina, który zestawił wspaniały ogon pawia ze skromnym wyglądem jego partnerki. Obecność przyciągających wzrok cech jest uzasadniona selekcją seksualną. Ojcem dzieci zostanie najładniejszy, najbardziej jaskrawo upierzony, największy... Zastanawiano się jednak, jak samce mogą wyprzedzać samice w kategoriach ewolucyjnych, skoro zasadniczo mają identyczne geny. Odpowiedzi na to pytanie udzielili badacze z Instytutu Genetyki Uniwersytetu Florydzkiego (Proceedings of the National Academy of Sciences). To dlatego, że samce są prostsze – wyjaśnia Marta Wayne, profesor nadzwyczajny zoologii. Wzorzec dziedziczenia angażuje u samców prostszą architekturę genetyczną, która nie musi obejmować tak wielu interakcji między genami, jak w przypadku samic. Odkrycie ma swoje konsekwencje także dla ludzi. Pozwala wyjaśnić, czemu niektóre choroby różnie się przejawiają u mężczyzn i kobiet oraz czemu płci odmiennie reagują na leczenie. Do badania dziedziczenia ekspresji genów naukowcy wybrali muszki owocowe (Drosophila melanogaster). Posłużyli się analizą mikromacierzy (ang. microarray analysis), która pozwala na jednoczesne monitorowanie aktywności setek genów. Muszki były identyczne genetycznie, różniły się tylko chromosomami płciowymi. Okazało się, że to dodatkowy chromosom X samic komplikuje całą sprawę. U samic allel dominujący może maskować obecność allelu recesywnego. W przeciwieństwie do samic, które mają dwa chromosomy X, po jednym od każdego z rodziców, samce dysponują tylko jednym chromosomem X od matki. To może być prosty mechanizm, który w połączeniu z selekcją seksualną pozwala samcom ewoluować szybciej – podkreśla Lauren McIntyre, profesor biologii molekularnej z Uniwersytetu Florydzkiego. Trzeba dodać, że geny z obu chromosomów X oddziałują ze sobą nawzajem i z pozostałymi genami. Prostota genetyczna samców pozwala im szybko reagować na wymogi selekcji seksualnej. Te, którym udaje się sprostać nowym zadaniom, zdobywają samice i mają większą liczbę potomków. To pokazuje, jak ważne są cechy dominujące i recesywne w określaniu zmienności populacji. Najlepiej wyobrażać to sobie w taki sposób. Samce grają jedną kartą, a samice grają jedną, trzymając w zanadrzu następną. Jeśli samiec ma jakąś dobrą cechę, jest ona promowana. Jeśli złą, zostaje wyeliminowana. Gdy samica otrzyma złą kartę, dobra ją ochrania. W rezultacie samice są nosicielkami szkodliwych genów, które nie ulegają ekspresji – komentuje niezaangażowany w badania profesor David Rand z Brown University. Badacze z Florydy przeanalizowali aktywność 8607 genów, które występują zarówno u samic, jak i samców muszki owocowej. Odmienną ekspresję stwierdzono w przypadku aż 7617.
  2. Stefano Mazzocchi, developer i członek zarządu Apache Labs, uważa, że Google może mieć kłopoty ze swoją platformą Android. Niewykluczone, że zostanie pozwany przez Sun Microsystems. W Androidzie Google nie użył standardowego silnika Java Micro Edition. Zamiast niego opracował własny silnik o nazwie Dalvik. Wyszukiwarkowy gigant najprawdopodobniej dlatego zdecydował się na stworzenie Dalvika, bo chciał wprowadzić własne rozwiązania, których nie ma w JME. Producenci telefonów komórkowych, którzy wykorzystują JME muszą kupić od Suna licencje, jeśli chcą dokonywać w silniku jakichkolwiek zmian. Mogą też otrzymać licencję za darmo na zasadach open source, ale wówczas muszą za darmo udostępnić kod źródłowy wprowadzonych zmian. Firmy zwykle nie chcą tego robić, więc płacą Sunowi za licencje. Tym bardziej, że opłata za nią jest bardzo niewielka. Google stworzyło Dalvika, który konwertuje kod Javy na swój własny kod. Tak więc Google w sprytny sposób ominęło konieczność wykupienia licencji lub udostępnienia swojego kodu i może powiedzieć, że Dalvik nie ma nic wspólnego z JME. Jednak działanie Google’a zagraża Sunowi. Firma ta przywiązuje duże znaczenie do rynku telefonów komórkowych i jeśli inni pójdą za przykładem Google’a Sun Microsystems może znaleźć się w poważnych tarapatach. Firma musi więc coś z tym fantem zrobić. Z jednej strony może to być stosunkowo łatwe, gdyż niewykluczone, że przy produkcji Dalvika naruszono własność intelektualną Suna. Z drugiej jednak strony Sun jest mocno zaangażowany w ruch open source i z pewnością będzie mu niezręcznie pozwać do sądu Google’a, która również popiera open source. Ponadto Sun chce ponoć współpracować z Google’em nad problemami kompatybilności wśród telefonów komórkowych. Mimo iż większość z nich wykorzystuje JME, to i tak w łatwy sposób nie można przenosić aplikacji pomiędzy nimi.
  3. Chińczycy budują podwodne muzeum, które ma ochronić przed zniszczeniem i udostępnić zwiedzającym wrak ponad 800-letniego statku oraz zgromadzone na nim skarby. W 2002 roku w małej kajucie odnaleziono tam ponad 6 tys. cennych przedmiotów. Jak donosi Information Times, łódź jest najważniejszym z podwodnych chińskich odkryć. Numer Jeden Morza Południowochińskiego (Southern Sea Number One), bo tak ją nazwano, leży 24 metry pod powierzchnią wody, dodatkowo pokrywają ją 2 m piasku. Władze prowincji Guangdong przeznaczyły na budowę muzeum odpowiednik 51,5 mln zł. W ramach projektu ma powstać 5 hal. Szacujemy, że na statku znajduje się od 60 do 80 tys. cennych przedmiotów. Łódź i skarb stały się częścią królestwa wody, lepiej więc, by tam pozostały – wyjaśnia Wei Jun, dyrektor miejscowego Instytutu Archeologii Podwodnej. Eksperci obawiają się, że wystawiony na oddziaływanie powietrza statek mógłby się przełamać na pół, dlatego zamierzają "zapakować" go na czas transportu do ważącego 5 ton stalowego kontenera. Prace nad konstrukcją muzeum przebiegają bardzo sprawnie. Najprawdopodobniej wielkie otwarcie nastąpi w połowie przyszłego roku.
  4. AMD od ponad roku boryka się z poważnymi kłopotami finansowymi. Spowodowane są one z jednej strony sporymi wydatkami związanymi z zakupem ATI, a z drugiej, wojną cenową z Intelem i utratą na rzecz większego konkurenta sporej części rynku. AMD bardzo przydałaby się gotówka, gdyż od kilku kwartałów notuje straty sięgające kilkuset milionów dolarów kwartalnie. Wydaje się jednak, że w końcu karta się odwróciła. Firma Mubdala Development Company ze Zjednoczonych Emiratów Arabskich, kupiła 8,1 procenta akcji AMD za 622 miliony dolarów. Kupiec otrzyma 49 milionów akcji po 12,70 USD każda. Nie będzie jednak reprezentowany w radzie nadzorczej AMD. AMD otrzyma 608 milionów dolarów, gdyż będzie musiało zwrócić Mubdala 14,6 miliona tytułem poniesionych wydatków. Amerykańska firma już zapowiedziała, że zainwestuje te pieniądze w prace badawczo-rozwojowe i zmodernizowanie fabryk. W ostatnim czasie AMD straciło kilku ważnych menedżerów. Z pracy w firmie odeszli David Orton (prezes ATI), Rick Hegberg (wiceprezes ATI ds. sprzedaży) oraz Henri Richard (wiceprezes AMD ds. sprzedaży i marketingu). Teraz pojawiły się doniesienia, że ze stanowiska prezesa AMD odejdzie Hector Ruiz. Jego kontrakt menedżerski kończy się w kwietniu przyszłego roku. Na stanowisku zastąpi go Dirk Meyer.
  5. Grafolog Christina Strang twierdzi, że w odręcznym piśmie człowieka znajdują odzwierciedlenie wczesne oznaki chorób układu sercowo-naczyniowego. Dla jednych to przełomowe i przydatne odkrycie, dla wielu specjalistów ma ono jednak więcej wspólnego z chirologią niż z prawdziwą nauką. Badania prowadzono w Pool Hospital w Wielkiej Brytanii, a ich wyniki zaprezentowano niedawno na konferencji Międzynarodowego Stowarzyszenia Grafologów w Melbourne. W studium wzięło udział ponad 100 osób tuż po sześćdziesiątce (w tym 61 pacjentów oddziału kardiologii). Pani Strang podkreśla, że wcześniejsze badania dotyczyły wpływu na pismo chorób neurodegeneracyjnych, takich jak pląsawica Huntingtona, choroba Alzheimera czy Parkinsona. Grafolog analizowała różne cechy pisma, m.in.: odstępy między wyrazami, zniekształcone litery "o" oraz "kropki spoczynkowe" (ang. resting dots), czyli miejsca, w których ręka piszącego na chwilę się zatrzymała. Okazało się, że w grupie osób chorych na serce częściej niż w grupie kontrolnej występowały przetrzymane kropki. Dotyczyło to zwłaszcza górnej części liter "a", "e" i "o". Obecnie Strang stara się powtórzyć uzyskane wyniki. Chce je też opublikować w jakimś specjalistycznym czasopiśmie, ale wielu ekspertów uważa, że nie spełniają one wymogów badań naukowych. Zastrzeżenia budzi np. metoda doboru próby. Neuropsychiatra Perminder Sachdev z Uniwersytetu Nowej Południowej Walii twierdzi, że grafolog nie zaproponowała żadnego mechanizmu, za pośrednictwem którego choroba serca miałaby wpływać na pismo. Zreferowała tylko dane pod kątem statystyki i nie spróbowała ich nawet zinterpretować. Sachdev słusznie zauważa, że kropki spoczynkowe mogą być skutkiem zmęczenia, a nie choroby serca. Strang zainteresowała swoimi badaniami kardiologa z Pool Hospital, dr. Andrew McLeoda, który początkowo nie chciał wierzyć, że choroby nieneurologiczne mogą odciskać swoje piętno na piśmie. Zachęciły go jednak wstępne wyniki badań. Zgodził się nawet na przeprowadzenie rozszerzonej ich wersji na swoim oddziale. Gdyby udało się wyodrębnić cechy pisma osób z chorobami sercowo-naczyniowymi, można by w pewnych sytuacjach zrezygnować z przeprowadzania badań inwazyjnych.
  6. Na początku października media na całym świecie podały informację, że Zhou Zhenglong, rolnik z prowincji Shaanxi, sfotografował dzikiego tygrysa południowochińskiego. Wszyscy bardzo się z tego cieszyli, ponieważ od 43 lat na wolności nie widziano ani jednego osobnika tego gatunku. Spekulowano, czy zdjęcie jest prawdziwe. W piątek (16 października) wszystko się wyjaśniło. Wtedy właśnie w Internecie pojawił się post zamieszczony przez osobę posługującą się nickiem "panzhihua-xydz". Człowiek ten dowiódł, że zdjęcie wykonane rzekomo przez rolnika jest noworoczną fotką, która trafiła m.in. na jego ścianę. To to samo zdjęcie. Nawet układ pasków na ciele zwierzęcia jest identyczny. Mężczyzna nie powiedział, gdzie kupił zdjęcie. Wiadomo tylko, że w zeszłym roku. Odnaleziony przez dziennikarzy Zhenglong odmówił komentarza – podaje serwis Sina.com. Ujawnione w ubiegłym miesiącu zdjęcie było jednym z 71 "pstrykniętych" przez wieśniaka. Wygląda jednak na to, że ktoś przećwiczył na nim swoje umiejętności z zakresu posługiwania się Photoshopem. A szkoda...
  7. Szkoły na całym świecie borykają się z problemami lokalowymi. W ciekawy sposób poradzili sobie z nimi Chińczycy z wioski Getu w prowincji Guizhou (Kuejczou). Naukę zorganizowano w górskiej jaskini, a placówce nadano wiele mówiącą nazwę Szkoła Wewnątrzjaskiniowa (Middle Cave School). Jak podaje Sohu News, na początku była to tylko jedna, ale za to jaka wielka (!), klasa, teraz w szkole pracuje ośmiu nauczycieli i uczęszcza do niej aż 186 dzieci. Uczniowie są bardzo spragnieni wiedzy. Ci, którzy mieszkają najdalej, muszą codziennie iść przez 3 godziny [w jedną stronę] – opowiada dyrektor. Poza nietypowym lokum, jaskiniowa szkoła niczym nie różni się od zwykłych szkół. Wnętrze podzielono na klasy, a obok znajduje się boisko. Musiano sobie poradzić z oświetleniem, dlatego ławki ustawiono blisko wejścia do jaskini, a na wysięgnikach zawieszono latarnie. Jak wygląda nauka w iście spartańskich warunkach, zapraszamy do obejrzenia zdjęcia.
  8. Na brzegu rzeki Tapajos, w środku brazylijskiej dżungli znaleziono... wieloryba. Zwierzę długości 5,5 metra waży około 12 ton, a od oceanu dzieli je około 1600 kilometrów. To płetwal karłowaty, który prawdopodobnie odłączył się od swojego stada i zaczął płynąć w górę rzeki. Zwierzę wypłynęło w pobliżu miasta Santarem w stanie Para. Biolog Fabio Luna mówi, że niezwykle rzadko morskie ssaki docierają tak daleko w słodkich wodach. Naukowcy i miejscowa ludność starają się pomóc zwierzęciu w przedostaniu się do oceanu. Płetwal karłowaty to jeden z najmniejszych wielorybów. Naukowcy szacują, ze w centralnej i północnowschodniej części Atlantyku żyje około 184 000 tych zwierząt.
  9. Wszystko wskazuje na to, że samochody przyszłości będą wyposażone w napęd elektryczny. Wiadomo też, że faworyzowanym źródłem energii dla takich pojazdów są ogniwa paliwowe. Wciąż jednak nie wiadomo, czy największą popularność zdobędą ogniwa zasilane tanim metanolem (lub innym alkoholem), czy też takie, które wymagają droższego, ale bardziej wydajnego wodoru. Choć koszty produkcji nie są jedynym czynnikiem przemawiającym przeciw wodorowi, z pewnością należą do najpoważniejszych. Jednak od czego mamy naukowców? Badacze pod wodzą Bruce'a Logana z uniwersytetu Penn State zamiast tradycyjnej, nieekonomicznej elektrolizy proponują metodę wykorzystującą pracę odpowiednio dobranych bakterii. Mikroby – już używane przez Logana do produkcji wodoru ze ścieków – tym razem zostały "nakarmione" roślinną biomasą i potraktowane niewielkim prądem rozruchowym. Efekty przerosły najśmielsze oczekiwania: wydajność procesu przetwarzania celulozy wyniosła 68%, a kwasu octowego – aż 91%. Wyniki te są lepsze od elektrolizy od trzech do dziesięciu razy! Produkcja wodoru z roślin przebiega w kilku etapach. Najpierw części roślin podlegają fermentacji tak, aby powstał kwas octowy. Ten jest "zjadany" przez bakterie, które z kolei wytwarzają elektrony, protony oraz dwutlenek węgla. Drobnoustroje znajdują się w pobliżu anody "ogniwa elektrolizy bakteryjnej" (MEC – ang. Microbial Electrolysis Cell). Uwolnione w reakcji protony przenikają przez membranę jonowymienną w kierunku katody, gdzie po połączeniu z elektronami – już jako atomy wodoru – ulatują z ogniwa pod postacią gazu. Zdaniem naukowców, opracowany przez nich proces można łatwo zastosować w skali przemysłowej. Ilości prądu wymagane do jego prowadzenia są minimalne, materiałem wejściowym może być niemal każda masa organiczna, np. niejadalne części roślin uprawnych. Pewne zastrzeżenia może budzić wydobywający się podczas reakcji dwutlenek węgla, jednak w porównaniu z innymi metodami produkcji energii, problem ten raczej nie jest poważny. Warto przypomnieć, że wykorzystanie paliwa wodorowego nie powoduje zanieczyszczenia środowiska. Jedynymi produktami spalania tego gazu (chemicznego lub w ogniwie paliwowym) są para wodna oraz energia.
  10. Opublikowane niedawno wyniki eksperymentów dowiodły, że roboty są w stanie zmienić grupowe zachowania społeczności owadów. W ramach badań naukowcy z Universite Libre de Bruxelles wprowadzili do grupy karaluchów miniaturowe urządzenia o rozmiarach porównywalnych z tymi owadami. Okazało się, że mechaniczna mniejszość była w stanie decydować wspólnie z karaczanami o wyborze kryjówki dla całej kolonii. Naukowcy twierdzą, że roboty kontrolowały proces zbiorowego podejmowania decyzji. Świadczy o tym wynik działania mechanicznych "agentów": kolonia wybrała na kryjówkę dość niekorzystne miejsce, co w naturalnych warunkach nie zdarza się. Prowadzący badania Jose Halloy uważa, że eksperyment potwierdził możliwość wykorzystania podobnych technik do badania oraz zmiany wzorców zachowań wśród zwierząt żyjących w grupach.
  11. W słynnym Bletchley Park, który był podczas II wojny światowej siedzibą brytyjskich kryptologów, doszło do niezwykłego wydarzenia. Po raz pierwszy od 60 lat została uruchomiona maszyna deszyfrująca Colossus. Urządzenie stanęło do niezwykłej konkurencji. Jego przeciwnikiem był współczesny pecet, a zadanie obu maszyn było złamanie niemieckiego szyfru, wykorzystywanego przez hitlerowskie dowództwo w czasie II wojny światowej. Colossus jest uznawany za jeden z pierwszych nowoczesnych komputerów. Była to programowalna maszyna składająca się z ponad 2000 lamp. Wielkością dorównywała niewielkiej ciężarówce. Colossus oraz pecet rozszyfrowywały trzy informacje, nadane przez niemieckich radioamatorów z Padarborn. Niemcy użyli, podobnie jak robiono to przed laty, maszyny szyfrującej Lorenz SZ42. Nadano trzy informacje: jedną trudną do rozszyfrowania, jedną bardzo trudną i ostatnią, określaną jako ekstremalnie trudna. W zawodach nie wziął jednak udziału oryginalny Colossus. Wszystkie 10 maszyn tego typu zostały po wojnie celowo zniszczone, by zachować ich prace w tajemnicy. Specjaliści przez ostatnie 14 lat odbudowywali maszynę według oryginalnych planów. Wiadomo, że prehistoryczna już maszyna jest wyjątkowo wydajna, że została zaprojektowana do wykonywania konkretnych zadań, a nie jest, jak współczesne pecety, komputerem ogólnego przeznaczenia. Dzisiaj rano nadano sygnał radiowy, który został wgrany do pamięci Colossusa oraz współczesnego peceta ze specjalnie napisanym na tę okazję oprogramowaniem deszyfrującym. Pecet jako pierwszy rozszyfrował wszystkie trzy wiadomości. Colossusowi zajęło to kilka godzin więcej.
  12. Dwóch holenderskich astronomów twierdzi, że rozwiązało zagadkę dotyczącą najpotężniejszej ze znanych nam eksplozji supernowych. O wybuchu supernowej SN 2006gy pisaliśmy przed kilkoma miesiącami. Holendrzy twierdzą, że do wybuchu doszło w wyniku zderzania się wielu masywnych gwiazd, z których powstała jeden gigantyczny obiekt. Eksplozja była 100-krotnie potężniejsza niż podczas wybuchu „zwykłej” supernowej. Sugerowało to, że eksplodowała gwiazda o masie co najmniej 100-krotnie większej od naszego Słońca. Astronomowie zaobserwowali jednak, że podczas wybuchu zostały uwolnione olbrzymie ilości wodoru. A nie powinny one występować w tak masywnej gwieździe. Wodór uległby w znacznym stopniu wypaleniu jeszcze w czasie jej życia. Zaproponowano dotychczas wiele rozwiązań tego problemu, jednak żadne z nich nie pasowało w 100% do zaobserwowanych zjawisk. Teraz Simon Portegies Zwart i Edward van den Heuvel z uniwersytetu w Amsterdamie twierdzą, że wybuch supernowej do wynik zderzeń wielu gwiazd. Powstałą wielka gwiazda, która nie była w stanie utrzymać swojej własnej masy i eksplodowała. Symulacje komputerowe potwierdziły, że w gęstych gromadach gwiazd może z dużym prawdopodobieństwem dochodzić do zderzeń. W naszej galaktyce mamy dwie takie gęste gromady: Łuki i Quintuplet (Pięcioraczki?). Znajdują się one, podobnie jak 2006gy, blisko centrum galaktyki. Jeśli Zwart i van den Heuvel mają rację mają rację, to gwiazdy, które się zderzyły, powinny być widoczne, gdy tylko błysk eksplozji przygaśnie. Powinno się to stać w ciągu kilku najbliższych lat. Konkurencyjną wobec holenderskiej teorię zaproponował Stan Woosley z University of Californa w Santa Cruz. Jego zdaniem 2006gy to wynik wielu eksplozji tej samej gwiazdy. Co jakiś czas dochodzi do nowego wybuchu, który poszerza gwiazdę. Zdaniem Woosleya 2006gy jeszcze się nie zapadała i nie utworzyła czarnej dziury. W ciągu około 10 lat powinniśmy być świadkami kolejnej eksplozji i dalszego powiększania się 2006gy.
  13. Dwa niezależne zespoły badaczy odkryły, że krew menstruacyjna może być bogatym źródłem dorosłych komórek macierzystych. Niedawne badania wykazały, że tego typu komórki znajdują się w endometrium, jednak ich pozyskiwanie byłoby tak samo inwazyjne, jak pozyskiwanie komórek macierzystych ze szpiku kostnego. Naukowcy szukali więc innego sposobu ich podziału i okazało się, że komórki macierzyste z endometrium występują w krwi menstruacyjnej. Badania pokazały, że wykazują one wszystkie właściwości komórek macierzystych: mnożą się bez utraty potencjału komórek macierzystych, mogą przekształcać się w wiele innych rodzajów komórek, a ich błona komórkowa jest zbudowana tak, jak komórek macierzystych. Co więcej, komórki te mnożyły się szybciej, niż komórki w krwi pępowinowej. Ich liczba podwaja się co 19,4 godziny. Wykazują one przy tym cechy charakterystyczne dla dorosłych komórek macierzystych, chociaż można również znaleźć embrionowe komórki macierzyste. Badacze dowiedli też, że komórki z krwi menstruacyjnej mogą zmieniać się w dziewięć innych typów komórek, w tym w komórki tkanki tłuszczowej, mięśni, kości i nerwów. Jedna z dwóch konkurujących ze sobą firm, które jednocześnie dokonały odkrycia, opracowała już proces zamrażania komórek w warunkach domowych. Na razie wiadomo, że komórki takei mogą pomóc samej właścicielce. Uczeni twierdzą jednak, ze najprawdopodobniej będzie można za ich pomocą leczyć również inne osoby.
  14. Każdy prawdziwy miłośnik piwa wie, że nie ma nic gorszego od ciepłego napoju z szyszek chmielowych. To właśnie miał na uwadze wynalazca z Nowej Zelandii, który opracował przypominający wyglądem długopis przenośny gadżet do błyskawicznego schładzania złotawych bąbelków. Jego zdolność ochładzania cieczy jest 4-krotnie większa od lodu. Huski ma jeszcze jeden plus: nie rozwadnia. Człowiekiem, który wpadł na ten genialny pomysł, jest 22-letni Kent Hodgson z Albany. Nie spędził nad nim wiele czasu, wykorzystał wolną chwilę podczas przewracania kiełbasek na grillu. Jak działa Huski? Bardzo prosto. Mamy plastikową komorę chłodzenia (nasz długopis), którą wsuwamy do pojemnika z ciekłym dwutlenkiem węgla. Ciecz się rozszerza i zmienia w zalegający na dnie suchy lód. Teraz wystarczy włożyć urządzenie do napoju. Huski Beverage Chiller wyposażono w dwa doki, jednocześnie można więc przygotowywać do użycia 2 wkłady. Temperatura powierzchniowa suchego lodu wynosi -78,5°C. To dlatego Huski chłodzi 4-krotnie lepiej od zwykłego lodu. Po wyjęciu z ciekłego CO2 z urządzenia można korzystać przez kilka minut. Przez cały czas chłodzi właściwie z tą samą mocą. Za pomocą jednego kanistra można schłodzić trzydzieści 330-ml butelek. Koszt pojedynczego zabiegu to ok. 7 centów. Hodgson chce opatentować Huskiego. Szacuje, że będzie go można kupić za ok. 50 dolarów nowozelandzkich.
  15. LG.Philips LCD opracował odporny na zabrudzenia wyświetlacz TFT LCD dla notebooków. Jego konstrukcja pozwala na łatwe usunięcie kurzu, smug, odcisków palców czy śladów flamastra. Seryjna produkcja panelu rozpocznie się w pierwszej połowie przyszłego roku. Panele LCD są zwykle pokryte powłoką, która redukuje odbicia. Niektóre z tych powłok, ze względu na swoją budowę chemiczną, przyciągają kurz i łatwo osadza się na nich tłuszcz. Największym źródłem zabrudzeń wyświetlaczy notebooków są palce ich użytkowników, którzy często dotykają wyświetlaczy by je odpowiednio ustawić. Producenci zwykle radzą sobie z tym problemem stosując dodatkową powłokę chroniącą wyświetlacz. To jednak podnosi koszty produkcji i wydłuża cały proces powstawania notebooka. LG.Philips LCD opracowało powłokę, która jednocześnie redukuje obicia i chroni przed zabrudzeniami. Przedstawiciele firmy zdradzili jedynie, że przy jej konstrukcji wzorowano się na powłokach, które zapobiegają przylepianiu się żywności do patelni.
  16. Osiem lat temu Eric Ramsay uległ wypadkowi samochodowemu. Jest świadomy, ale sparaliżowany. Cierpi na tzw. zespół zamknięcia (ang. locked-in syndrome). Po zakończeniu pionierskiego eksperymentu naukowcy z Uniwersytetu w Bostonie uważają, że są bliscy tego, by przekształcać jego myśli w dźwięki mowy. W mózgu chorego umieszczono elektrody, które wykryły sygnały generowane przez obszary związane z mową. Jak doniósł magazyn New Scientist, zostaną one doprowadzone do syntezatora mowy. Dane są nadal analizowane, ale naukowcy uważają, że w ok. 80% przypadków potrafią prawidłowo zidentyfikować sygnały generowane przez mózg Ramsaya, tj. przypisać je właściwej głosce/słowu. W ciągu następnych tygodni komputer zacznie bezpośrednio przekładać myśli na mowę. Mamy nadzieję, że to będzie przełom – wyznaje Joe Wright z Neural Signals Inc., firmy, która pomagała opracować odpowiednią technologię. Na razie neurolodzy potrafią odkodować proste słownictwo, ale to i tak niesamowity postęp. Nie możemy liczyć na rozmowę ze sparaliżowaną osobą, ale możliwe staje się porozumienie. Profesor Geraint Rees z Uniwersyteckiego College'u Londyńskiego wskazuje też na ryzyko związane z umieszczaniem w mózgu ciała obcego, czyli w tym wypadku elektrod. Długa droga dzieli też możliwość wykrywania sygnałów, które w zamierzeniu generującej je osoby mają być wychwycone, od odczytywania ukrytych myśli i zgłębiania (często mimo woli podmiotu) tajników czyjegoś umysłu. Na wynalezienie tego typu maszyny musimy jeszcze trochę poczekać. Zespół zamknięcia (nazywany inaczej śpiączką rzekomą lub jasną oraz stanem deaferentacji) ma, jak czytamy w pracy pt. Udar mózgu Szyrockiej-Szwed, Wajgta i Dudzica, podłoże niedokrwienne. Jest skutkiem uszkodzenia części mostu, z zachowaniem okolic grzbietowych nakrywki. Pacjent z tym syndromem jest niemy, leży w bezruchu, ale pozostaje całkowicie przytomny. Z otoczeniem może się porozumieć tylko za pomocą ruchów gałek ocznych. Dwie najczęstsze przyczyny zespołu zamknięcia to udar mózgu (86,4%) i uraz okolic potylicy lub górnego odcinka kręgosłupa szyjnego (13,6%). Pozostałe przypadki to wynik urazu, przedawkowania leków, chorób uszkadzających neurony, krwotoku mózgowego itp.
  17. Nie ustają eksperymenty z nowymi sposobami obsługi komputera. Jednak mimo iż próbowano już sterować elektronicznymi urządzeniami za pomocą wstrząsów, gestów wykonywanych przed kamerą, czy nawet myśli, wciąż najlepiej sprawdzają się zwykła myszka i klawiatura. Najnowszy pomysł na obalenie koalicji gryzoni z klawiszami zaprezentowali badacze z Georgia Institute of Technology. Wymyślili oni bowiem sposób na zastąpienie myszki... dmuchaniem na ekran. Co ciekawe, opracowany przez nich system jest w stanie dość precyzyjnie określić kierunek strumienia powietrza, wykorzystując nagrania z jednego tylko mikrofonu (np. wbudowanego w notebooka). Okazuje się bowiem, że przemieszczaniu się "odmuchiwanego" celu na ekranie towarzyszy dość łatwa do rozpoznania zmiana charakterystyki szumu docierającego do mikrofonu. Technika nosząca nazwę BLUI (Blowable and Localized User Interaction) po jest w stanie określić pozycję kursora z dokładnością od 62% (w wypadku podzielenia ekranu na 36 pól) do 100% (9 pól). Jak widać jej precyzja jest zbyt mała, aby można było sobie "pogwizdać" na Excela, ale już teraz możnaby znaleźć dla niej szereg przydatnych zastosowań, i to nie tylko w grach wideo.
  18. Zawrotne tempo rozwoju naszej cywilizacji powoduje, że gwałtownie rośnie ilość informacji, jakie każdy z nas musi spamiętać. Ponieważ z wiekiem coraz gorzej radzimy sobie z przypominaniem różnych faktów, pojawiają się pomysły, aby wspomóc nasz biologiczny komputer za pomocą maszyn cyfrowych. Takimi właśnie protezami (?) mózgu zajmuje się Gordon Bell, szef działu Media Presence Research Group firmy Microsoft. Technologia tzw. pamięci zastępczej oczywiście jeszcze nie powstała, a system który ma umożliwić rejestrowanie, przeszukiwanie oraz odtwarzanie wszystkich wydarzeń z naszego życia to raczej odległa przyszłość. Niemniej namiastka tej technologii już istnieje i nazywa się MyLifeBits. Bell od dziesięciu lat prowadzi bowiem szczegółowy cyfrowy dziennik zawierający dokumenty, zdjęcia i nagrania, oraz pracuje nad metodami pozwalającymi na opanowanie ogromnych ilości danych. Obecnie nosi on także specjalną kamerę SenseCam, która samodzielnie robi zdjęcia, gdy tylko sterujący nią algorytm uzna to za stosowne. MyLifeBits stara się nie tylko zbierać, ale także uporządkować zebrane informacje. W systemie dostępna jest wyszukiwarka, za pomocą której można m.in. odnajdywać powiązania między wskazanymi osobami czy miejscami. Zdaniem Bella, oprogramowanie opracowywane przez jego zespół będzie w przyszłości nie tylko uzupełniało naszą pamięć: w przyszłości ono ma naszej pamięci dorównać...
  19. Przedstawiciele Mozilli poinformowali, że Firefox 3.0, który ukaże się w przyszłym roku, ma tak wiele błędów, iż przed oficjalną premierą przeglądarki załatana zostanie tylko co piąta luka. W związku z tym organizacja poprosiła developerów Firefoksa, by w przygotowywanej właśnie wersji Beta 1 skupili się przede wszystkim na poprawieniu błędów. Mają oni zająć się najważniejszymi lukami.W tej chwili mamy 700 luk blokujących. To zbyt dużo. Developerzy poszczególnych modułów powinni skupić się przede wszystkim na tych dziurach - czytamy w dokumentach Mozilli. W terminologii Fundacji „luka blokująca” to usterka na tyle poważna, że jej istnienie może być przyczyną opóźnienia premiery programu.Pomimo zwrócenia szczególnej uwagi na te właśnie dziury, już teraz przedstawiciele MoFo mówią, że zdecydowana większość luk będzie istniała, gdy do Sieci trafi gotowa wersja Firefoksa 3.0.Rozwijanie nowej wersji przeglądarki nastręcza Mozilla Foundation poważne problemy. Jeszcze latem Mozilla twierdziła, że beta 2 Firefoksa 3.0 ukaże się we wrześniu. Termin ten przeniesiono obecnie na koniec grudnia.
  20. W jaki sposób udaje nam się w hałaśliwym otoczeniu wyłapać te dźwięki, które nas interesują? Okazuje się, że jest to możliwe dzięki lewej półkuli. W życiu codziennym cały czas jesteśmy wystawiani na jednoczesne oddziaływanie kilku konkurencyjnych dźwięków i musimy umieć wychwytywać z tła istotne sygnały, np. mowę – wyjaśnił Reuterowi Ryusuke Kakigi z japońskiego Narodowego Instytutu Nauk Fizjologicznych. Lewa półkula zdominowała proces przetwarzania bodźców słuchowych w głośnym środowisku. Nie od dziś wiadomo, że odpowiada ona za analizę mowy, ale dzięki badaniu przeprowadzonemu przez kanadyjsko-japońsko-niemiecki zespół na Uniwersytecie w Münsterze udało się sprecyzować, jak konkretnie mózg koncentruje się na danych dźwiękach i je przetwarza. Wolontariuszom odtwarzano różne zestawienia dźwięków testowych i szumu. Dźwięk testowy nadawano do lewego lub prawego ucha, a konkurencyjny hałas do tego samego albo przeciwnego ucha – napisano w artykule opublikowanym w Internecie w serwisie BMC Biology. W tym samym czasie wykonywano obrazowanie mózgu. Większość aktywności nerwowej obserwowano właśnie w lewej półkuli.
  21. Dzieci, które przychodząc do przedszkola mają pewną wiedzę matematyczną i potrafią czytać, z większym prawdopodobieństwem wyrosną na dobrych studentów. I na przeszkodzie nie staną im kłopoty społeczne czy emocjonalne. Odkryliśmy, że największe znaczenie dla późniejszych sukcesów akademickich ma to, by dzieci zaczynały szkołę mając już pewne pojęcie o matematyce czy języku – powiedział Greg Duncan z Northwestern University. Ważna, chociaż nie tak bardzo, jest umiejętność skupienia uwagi. Ku swojemu zdziwieniu uczeni nie znaleźli natomiast związku pomiędzy późniejszymi sukcesami na uczelni, a zachowaniem. Dzieci, które zachowują się agresywnie czy destrukcyjnie lub takie, które mają kłopoty z zawieraniem przyjaźni, uczą się tak samo dobrze jak ich grzeczniejsi koledzy, pod warunkiem oczywiście, że do szkoły przyszły już z pewną wiedzą. Nie wiemy natomiast, czy ich zachowanie nie wpływa na osiągnięcia innych dzieci – mówi Duncan. Naukowcy oparli swoje badania na analizie danych 35 000 dzieci z USA, Kanady i Wielkiej Brytanii. Najważniejszym czynnikiem było rozpoczęcie szkoły już z pewną wiedzą matematyczną: znajomość cyfr, ich kolejności i innych podstaw matematyki – dodał uczony. Jego zespół wziął po uwagę takie czynniki jak inteligencja dziecka, płeć, temperament, dochody rodziny, wcześniejsze doświadczenia edukacyjne oraz to, czy dzieci pochodziły z pełnych czy rozbitych rodzin. I okazało się, ze najważniejszym czynnikiem jest wczesna znajomość podstaw matematyki. Wpływa ona nie tylko na późniejsze osiągnięcia matematyczne, ale także na późniejszą płynność czytania w równie dużym stopniu, jak wczesna znajomość liter, fonemów i umiejętność czytania. Nie zauważono natomiast wpływu odwrotnego, czyli wczesnej znajomości liter na umiejętności matematyczne.
  22. Dodanie dosłownie szczypty kory magnolii do miętusów lub gumy do żucia eliminuje większość mikroorganizmów odpowiadających za nieświeży oddech.W większości przypadków pojawia się on w sytuacji, gdy bakterierozkładają w ustach białka, w wyniku czego tworzą się związkizawierające siarkę. Ludzie często narzekają na antybakteryjne płyny do płukania jamy ustnej, ponieważ wywołują one m.in. przebarwienia na zębach. Ekstrakt z kory magnolii jest od stuleci wykorzystywany w medycynie chińskiej. Za jego pomocą zwalcza się ból głowy, gorączkę oraz stres. Współczesne badania ujawniły, że skutecznie niszczy bakterie, nadaje się do leczenia wrzodów i co bardzo ważne – wykazuje niską toksyczność, a więc powoduje niewiele efektów ubocznych. Naukowcy pracujący dla Wrigleya postanowili sprawdzić, czy magnolia poradzi sobie z bakteriami odpowiedzialnymi za halitozę i czy można ją wykorzystać jako dodatek do gum i cukierków. Zespół Minmina Tana odkrył, że ekstrakt silnie oddziałuje na 3 szczepy bakteryjne. Testy laboratoryjne wykazały, że w ciągu 5 minut słodycze z dodatkami zabijały 99,9% bakterii (Journal of Agricultural and Food Chemistry). Kiedy przeprowadzono badania na 9 pracownikach Wrigleya, uzyskano mniej spektakularne rezultaty, dalej jednak były one istotne. W ciągu 30 min cukierki unieszkodliwiały ponad 61% bakterii wywołujących halitozę. To wynik porównywalny z osiąganym przy zastosowaniu płynu do płukania ust. Miętówki bez dodatku kory magnolii eliminują tylko 3,6% bakterii. Guma działała słabiej niż cukierki. Wskutek jej żucia po 40 minutach znikało 43% "winnych". Balonówka bez ekstraskładnika eliminowała jedynie 18% monitorowanych bakterii. Ekstrakt pomagał też w zwalczaniu bakterii wywołujących próchnicę. Minie jednak sporo czasu, zanim magnoliowe słodycze trafią do sprzedaży...
  23. Zdaniem Benjamina Graya, analityka firmy Forrester Research, największym problemem Windows Visty nie jest Mac OS X, który firma Apple znowu zaczęła intensywnie promować. Jest nim natomiast Windows XP. Problem nie leży w tym, że tylko 32% przepytanych przez nas firm stwierdziło, że skorzysta z Visty dopiero pod koniec przyszłego roku, ale w tym, że olbrzymia część przedsiębiorstw jest bardzo zadowolona z Windows XP – mówi Gray. Badania przeprowadzono wśród niemal 600 europejskich i amerykańskich przedsiębiorstw, z których każde zatrudniało co najmniej 1000 osób. Okazało się, że 84% wykorzystywanych przez nie komputerów używa systemu Windows XP. Jeszcze przed rokiem odsetek ten wynosił 67%. Mimo iż XP ma już 6 lat, to Gray mówi, że nie warto zakładać się o to, iż jego udział w rynku znacząco spadnie. Wiele firm czeka na pojawienie się SP3 dla XP. Microsoft udostępni go w pierwszym kwartale przyszłego roku i będzie to prawdopodobnie ostatni Service Pack dla tego systemu. Największym konkurentem Visty nie jest Apple, Novell czy Red Hat, a sam Microsoft – system XP – stwierdził analityk. Co więcej uważa on, że firmy tak polubiły ten system, iż wielcy klienci Microsoftu mogą wymusić na koncernie, by ponownie przedłużył wsparcie dla XP. Obecnie firma Gatesa utrzymuje, że pomoc techniczna dla tego systemu wygaśnie w kwietniu 2009. Jak już wspomniano, 32% przedsiębiorstw zainstaluje Vistę przed końcem 2008 roku. Kolejne 17% chce to uczynić w roku 2009 lub 2010. Jednak ponad połowa firm na razie nie planuje przesiadki na najnowszy OS Microsoftu. Złą wiadomością dla producenta Visty jest też fakt, że firmy często wycofują się ze swoich ambitnych planów. Jeszcze w maju 2006 roku aż 40% przedsiębiorstw twierdziło, że zainstaluje Vistę. Jednak do końca bieżącego roku uczyniło to zaledwie 7% firm. Oczywiście wszystkie te problemy nie oznaczają, że Microsoft zacznie tracić rynek. Linux i Mac mają 1-2 procent udziałów. Na niektórych rynkach, jak np. w Europie i wśród największych przedsiębiorstw ich udział jest tak znikomy, że nawet się go nie odnotowuje. Rynek należy do Microsoftu i nie widzę, by się to zmieniało – mówi Gray.
  24. Firma Kovio Inc. pokazała podczas konferencji Printed Electronics krzemowy atrament służący do drukowania układów elektronicznych. Substancję można wykorzystywać do produkcji TFT. Dzięki atramentowi powstają tranzystory równie wydajne jak tranzystory polikrzemowe. Ich wytworzenie jest jednak o 30% tańsze, wymaga zużycia o 95% środków chemicznych i o 75% mniej energii. Kovio twierdzi, że np. metki radiowe (RFID), które obecnie kosztują 15 centów za sztukę, mogą już w przyszłym roku kosztować 5 centów, jeśli będą drukowane przy użyciu firmowej technologii. Amir Mashkoori, prezes Kovio, mówi, że jego firma jest producentem pierwszego na świecie całkowicie drukowanego krzemowego tranzystora. Możemy produkować tranzystory typu p i n dla obwodów CMOS. Obecnie pracujemy w technologii 20 mikronów. Mamy również działającą w warunkach laboratoryjnych technologię 10 mikronów. To właśnie od takiego tranzystora zaczynał Intel w 1971 roku. Pierwszy mikroprocesor tej firmy składał się z nieco ponad 2000 tranzystorów. Nasze metki RFID, gdy rozpoczniemy pod koniec 2008 roku ich masową produkcję, będą wykorzystywały nieco mniej niż 2000 tranzystorów. Kovio buduje już własną fabrykę. Zastosowany w niej proces technologiczny będzie korzystał ze zbyt wysokich temperatur, by można było do produkcji używać substratów z tworzyw sztucznych. Kovio wykorzysta stalową folię. Jednak główną zaletą technologii Kovio jest możliwość rezygnacji z niezwykle drogiego wyposażenia i budowania clean roomu. Układy scalone tworzone przy użyciu krzemowego atramentu mogą być nadrukowywane na materiale w rolkach, co znacząco obniży koszty produkcji. Fabryka będzie kosztowała około 10 milionów dolarów. Wybudowanie analogicznego zakładu produkującego układy scalone tradycyjnymi metodami to wydatek rzędu miliarda USD. Co prawda układy scalone produkowane tradycyjnie działają znacznie szybciej, niż układy Kovio. Jednak te ostatnie oznaczają olbrzymi postęp wobec dotychczas opracowanych alternatywnych technologii i już teraz pracują wystarczająco szybko, by nadawać się do produkcji metek RFID i innych prostych obwodów. Kovio to niewielka firma, która zatrudnia obecnie 31 osób, z czego 22 inżynierów. Ma ponad 10 inwestorów: od funduszu inwestycyjnego Kleiner Perkins Cufield & Byers po takich gigantów jak Panasonic.
  25. Ludzie, którzy jedzą z powodów emocjonalnych, podczas odchudzania zrzucają najmniej zbędnych kilogramów, trudniej im też utrzymać niższą wagę. Badacze twierdzą, że może to pomóc w wyjaśnieniu trapiącego tak wiele osób efektu jo-jo (Obesity). Odkryliśmy, że im częściej badani donosili o jedzeniu w odpowiedzi na pojawiające się w ich głowach myśli i uczucia, tym mniej chudli – opowiada Heather Niemeier, specjalistka ds. otyłości z Brown University. Wśród tych, którym udało się zrzucić nadprogramowe kilogramy, emocjonalni zjadacze w największym stopniu ryzykowali ponowne przybranie na wadze. W studium uwzględniono 286 osób (zarówno kobiety, jak i mężczyzn), które wzięły udział w behawioralnej terapii otyłości. W drugiej grupie znalazło się ponad 3300 dorosłych, którzy stracili co najmniej 13,5 kg i udało im się wytrwać przy zmniejszonej wadze przynajmniej przez rok. Zespół Niemeier analizował odpowiedzi udzielone przez wszystkich wolontariuszy w kwestionariuszach jedzenia. Naukowcy skupili się na ludziach jedzących z powodów zewnętrznych, np. na przyjęciach, i wewnętrznych, takich jak uczucie samotności czy nagradzające właściwości jedzenia. Okazało się, że w im większym stopniu ktoś je z pobudek wewnętrznych, tym mniej chudnie. Badania sfinansowały amerykańskie Narodowe Instytuty Zdrowia (NIH).
×
×
  • Dodaj nową pozycję...