-
Liczba zawartości
37640 -
Rejestracja
-
Ostatnia wizyta
nigdy -
Wygrane w rankingu
247
Zawartość dodana przez KopalniaWiedzy.pl
-
Świat lekarzy i medycyny wiele razy służył jako inspiracja dla twórców hollywoodzkich scenariuszów. Tym razem przyszedł czas na rewanż. Wiele wskazuje bowiem na to, że jedna z technik komputerowych stosowanych powszechnie w filmach ma szansę stać się ważnym krokiem naprzód w diagnostyce kontuzji oraz w badaniach nad ich przyczynami. Nad nowatorskim urządzeniem wykorzystującym tę technologię pracują naukowcy z Uniwersytetu Stanu Ohio (OSU - Ohio State University). Sercem nowatorskiego laboratorium jest zestaw niewielkich reflektorów, osiem bardzo szybkich kamer oraz, oczywiście, komputer, którego zadaniem jest integracja wszystkich spływającyh do systemu danych. Dr Ajit Chaudari, pracujący w Centrum Medycznym Uniwerstetu uniwersytetu, opisuje urządzenie bardzo krótko i jednocześnie trafnie: To taki sam typ sprzętu, jakiego używano do tworzenia efektów specjalnych w filmach takich, jak "Matrix", albo w grach komputerowych. Celem badań jest uchwycenie minimalnych nieprawidłowości w ruchach ciała, które pozwoliłyby wykryć początki kontuzji zanim jeszcze pojawią się pierwsze jej objawy. Szczególnie duże nadzieje pokładane są w analizie ruchliwości kolan i ramion. Zasada działania maszyny jest bardzo prosta. Biegacz jest umieszczany na specjalnie przygotowanej stacjonarnej bieżni, pozornie przypominającej tę znaną z siłowni. Podobieństwo to jest jednak mylące, gdyż zastosowane przez naukowców z OSU urządzenie jest najeżone czujnikami nacisku. Dodatkowo na poszczególnych częściach ciała umieszczane są reflektory, których zadaniem jest odbijanie światła wysyłanego w kierunku badanej osoby przez odpowiednio ustawione lampy. Informacje o odbiciu światła, rejestrowane za pomocą kamery, są następnie kolekcjonowane przez komputer równolegle z danymi z bieżni i poddawane szczegółowej analizie. Technologia stworzona przez Amerykanów mogłaby pomóc wielu grupom osób. Pierwszą i najbardziej oczywistą są, rzecz jasna, sportowcy. Na tym jednak nie koniec. Tą samą metodą możnaby określać stopień uszkodzenia organów związanych z ruchem np. u osób pracujących fizycznie lub szczególnie zagrożonych kontuzjami. Dodatkowym efektem analiz mogłoby być poszukiwanie bezpośrednich przyczyn powstawania urazów oraz sposóbów ich zapobiegania. Niestety, laboratoria podobne do tego uruchomionego na OSU to wciąż rzadkość. Cena zakupu tak skomplikowanego zestawu urządzeń oraz przygotowania odpwoiedniego laboratorium jest wciąż nie do przeskoczenia dla większości uczelni i szpitali. Istnieje jednak nadzieja, że z czasem, gdy ceny związane z wdrożeniem tego typu systemów spadną, badania biomechaniczne z ich użyciem będą tak popularne, jak hollywoodzkie filmy...
- 1 odpowiedź
-
Naukowcy z Lawrence Berkeley National Laboratory (LBNL) proponują stworzenie superkomputera, który będzie wykorzystywał energooszczędne wbudowane procesory, montowane zwykle w urządzeniach przenośnych, takich jak telefony komórkowe czy odtwarzacze MP3. Zdaniem Michaela Wehnera i Lenny Olikera z LBNL oraz Johna Shalfa z National Energy Research Scientific Computing Center, taka maszyna przyda się do tworzenia modeli pogodowych. Proponowany przez nich komputer miałby zająć się precyzyjnym wyliczaniem zachmurzenia. Obecnie wykorzystywane modele pogodowe korzystają z modułów odpowiedzialnych za symulację tworzenia się chmur, jednak nie są one dokładne. Uczeni chcą stworzyć superkomputer, który będzie w stanie wyliczyć szczegółowy model chmur rozciągniętych na przestrzeni kilometra. Naukowcy mówią, że do stworzenia takiego modelu potrzebny jest komputer tysiąckrotnie potężniejszy od obecnie wykorzystywanych superkomputerów. Wybudowanie takiego superkomputera przy użyciu tradycyjnych podzespołów kosztowałoby około miliarda dolarów. Stworzona w ten sposób maszyna potrzebowałaby do pracy około 200 megawatów energii. To ilość wystarczająca do zasilania 100-tysięcznego miasta. Tymczasem Wehner, Oliker i Shalf twierdzą, że równie dobrze superkomputer można stworzyć z 20 milionów mikroprocesorów, z których obecnie buduje się telefony komórkowe i iPody. Maszyna taka kosztowałaby około 75 milionów USD, zużywała mniej niż 4 megawaty mocy, a jej szczytowa wydajność obliczeniowy wynosiłaby aż 200 petaflopsów.
- 8 odpowiedzi
-
- modelowanie klimatu
- wbudowany procesor
-
(i 3 więcej)
Oznaczone tagami:
-
Podczas pływania, które jest zazwyczaj wyjątkowo przyjemną i relaksującą czynnością, może też człowieka spotkać wiele przykrych rzeczy, np. dotknięcie parzącej meduzy, skurcz w łydce czy zachłyśnięcie wodą. Wypoczywającej na Florydzie Debbie Shoemaker, 50-letniej sprzątaczce z Toledo w Ohio, przydarzyło się jednak coś o wiele dziwniejszego: zderzyła się z pelikanem. Kobieta spokojnie pływała, gdy nagle poczuła silne uderzenie w twarz. Ptak rozpruł jej policzek, dlatego trzeba było założyć aż 25 szwów. Dla samego pelikana wypadek okazał się, niestety, śmiertelny. Lokalne władze podkreślają, że na Florydzie (zdarzenie miało miejsce w okolicach plaży publicznej w Treasure Island w hrabstwie Pinellas) człowiek dość często ściera się z siłami natury, np. aligatorami, czego skutkiem są zranienia, a nawet zgon. Nigdy nie słyszano jednak o kolizji z pelikanem. Ekspert przypuszcza, że polując na ryby, ptak zapikował do wody. Niestety, nie zauważył, że w wodzie znajduje się coś poza jego potencjalnym łupem...
- 3 odpowiedzi
-
- wypadek śmiertelny
- szwy
-
(i 4 więcej)
Oznaczone tagami:
-
Qimonda ogłosiła, że może rozpocząć dostawy układów pamięci graficznych GDDR5. W tej chwili mogą być one taktowane zegarami do 4,50 GHz. Qimonda była pierwszą firmą, która w listopadzie 2007 roku pokazała próbki układów GDDR5. Obecnie możemy zacząć realizować zamówienia - powiedział Glen Haley, dyrektor ds. komunikacji w Qimondzie. Przedsiębiorstwo oferuje 64-megabajtowe kości taktowane zegarami 3,60 GHz, 4,0 GHz i 4,50 GHz. Zamknięto je w obudowach PG-TFBGA-170. Należy tutaj zauważyć, że obecnie proponowane przez Qimondę układy GDDR3 zamknięto w obudowach PG-TFBGA-136. Oznacza to, że nowe kości mają więcej nóżek, konieczne więc będą zmiany w obwodach drukowanych kart graficznych. Olbrzymią zaletą kości GDDR5 jest dwukrotne przyspieszenie przepływu danych w porównaniu z układami GDDR3. Obecnie wykorzystywane GDDR3 pracują z częstotliwością 2,0 - 2,2 GHz, co przy 512-bitowej szynie danych zapewnia transfer do 140,8 gigabajta na sekundę. Qimonda nie zdradza, niestety, cen GDDR5. Do produkcji tego typu układów przymierzają się też Hynix Semiconductor oraz Samsung Electronics.
-
Roboty chirurgiczne wykorzystywane są obecnie wszędzie tam, gdzie wymagane jest olbrzymia precyzja, często nieosiągalna dla ludzkiej ręki. Zawsze jednak są one kierowane przez człowieka. Uczeni z Duke University przeprowadzili właśnie testy laboratoryjne, które stanowią, jak wierzą, pierwszy krok na drodze do zbudowania autonomicznych robotów przeprowadzających operacje na ludziach. Naukowcy połączyli zaawansowaną technologię trójwymiarowej ultrasonografii ze standardowym robotem chirurgicznym. Ultrasonograf był "oczami" robota, a jego mózg stanowił oprogramowanie korzystające ze zdobyczy badań nad sztuczną inteligencją. "Oczy" przekazywały trójwymiarowy obraz pola operacyjnego, a "mózg" przetwarzał dane i wydawał robotowi polecenia. Stephen Smith, dyrektor Duke University Ultrasound Transducer Group mówi, że dużą część eksperymentalnych zadań robot wykonał całkowicie samodzielnie. Sądzimy, że jest to pierwsze prototypowe urządzenie zdolne do takich działań. Wziąwszy pod uwagę fakt, że wykorzystaliśmy standardowego robota oraz proste oprogramowanie, przypuszczamy, że w przyszłości technologia ta wyewoluuje na tyle, iż roboty będą samodzielnie wykonywały operacje, bez pomocy lekarza. Podczas serii eksperymentów pokazano, że robot jest w stanie umieścić cewnik wewnątrz sztucznych naczyń krwionośnych oraz potrafi wykonać biopsję igłową. Udane eksperymenty były w dużej mierze możliwe dzięki ostatnim postępom w dziedzinie trójwymiarowej ultrasonografii. Duke University jest w tej dziedzinie jednym z przodujących ośrodków badawczych. Smith podkreśla, że zastosowane przez jego zespół techniki już w tej chwili mogą być wykorzystane do bezpieczniejszego przeprowadzenia pewnych zabiegów. Obecnie kardiolodzy podczas procedur cewnikowania naczyń krwionośnych wykorzystują fluoroskopię, co wiąże się z promieniowaniem. Użycie na końcu cewnika ultrasonograficznego przetwornika pomiarowego zapewnia lepszy obraz oraz nie naraża pacjenta na promieniowanie - mówi naukowiec.
- 1 odpowiedź
-
Trzyletni Rhett Lamb jestczęsto poirytowany. Nie ma to jednak nic wspólnego z jegotemperamentem, osobowością czy wydarzeniami mijającego dnia. Prawdziwypowód? Chłopiec prawie nie śpi, co oznacza, że jest aktywny niemal 24 godz. na dobę. Kiedy jego rodzice zaczęli szukać pomocy u lekarzy, ci nie chcieli im początkowo wierzyć. Odsyłano ich w różne miejsca, postawiono wiele różnych diagnoz. Ostatecznie stwierdzono, że maluch cierpi na rzadką chorobę: zespół (malformację) Arnolda-Chiariego. Polega on na przemieszczeniu struktur tyłomózgowia do kanału kręgowego. Dochodzi do zrośnięcia pierwszego kręgu szyjnego z podstawą czaszki, czego skutkiem jest spłycenie czaszki i przesunięcie pnia mózgu w kierunku otworu potylicznego. Ponieważ pień mózgowy kontroluje wiele ważnych funkcji życiowych, m.in. sen i oddychanie, wywierany na niego nacisk daje wiele objawów. Rhett został zoperowany. Chirurdzy dokonali nacięcia od podstawy czaszki w kierunku szyi i usunęli tkankę kostną otaczającą pień mózgu i rdzeń kręgowy. Dzięki temu uzyskano dodatkową przestrzeń. Warto w tym momencie przypomnieć, że wielu specjalistów wiąże genezę zespołu z ciasnotą w tylnej części jamy czaszki. Powołują się oni zwłaszcza na zwężenie tzw. przestrzeni płynowych w tym rejonie. Dowodzą, że stan pacjentów poprawia się po zabiegach zwiększających przepływ płynu mózgowo-rdzeniowego w okolicy szczytowo-potylicznej. Nie wiadomo, jak szybko i czy w ogóle państwo Lamb zauważą poprawę stanu swojego syna. Szanse wynoszą 50%. Gdyby Rhettowi udało się wreszcie porządnie odpocząć, można by popracować nad jego zachowaniem, a zwłaszcza drażliwością.
- 4 odpowiedzi
-
- otwór potyliczny
- podstawa czaszki
-
(i 6 więcej)
Oznaczone tagami:
-
Rój szarańczy to przerażający widok dla mieszkańców krajów Trzeciego Świata. Owady są niezwykle żarłoczne, niszczą wszystko na swej drodze. Wyliczono, że chmara może zjeść tyle pokarmu, co 2,5 tys. ludzi. Do tej pory nie wiedziano, co powoduje, że szarańcze zbijają się w gromady. Naukowcy z Wielkiej Brytanii, USA i Australii wysnuli nową teorię. Uważają, że w ten sposób owady unikają pożarcia przez swych pobratymców. W normalnych warunkach szarańcze są roślinożercami. Gdy jednak kończą się zapasy pożywienia, młode osobniki, które nie potrafią jeszcze latać, zaczynają się wzajemnie zjadać. Inne szarańcze wpadają wtedy w panikę i kiedy tylko nabywają zdolność lotu, wzbijają się tłumnie w powietrze i ruszają na podbój ludzkich pól. Samice szarańczy składają jaja w ziemi. Po dwóch tygodniach wylęgają się zielone młode. Na początku żyją samotnie (faza samotna). Potem zaczynają się kontaktować z innymi szarańczami i zmieniają barwę na brązową (faza stadna).
- 4 odpowiedzi
-
- pobratymcy
- zjedzenie
- (i 4 więcej)
-
Zapach kociego moczu działa na myszy odstraszająco. To jasne. Najnowsze badania wykazały jednak, że stanowi także pewien rodzaj afrodyzjaku. Czując woń kociej uryny, samce gryzoni stają się bardziej męskie i skuteczniej uwodzą samice (Journal of Ethology). Bazując na wynikach wcześniejszych studiów, naukowcy spodziewali się, że zapach kota może pomóc w ochronie upraw przed gryzoniami. Aby sprawdzić, czy ich przypuszczenia są słuszne, zaprojektowali eksperyment, w ramach którego myszy były przez 2 miesiące wystawione na oddziaływanie woni swojego odwiecznego wroga. Ku ich zaskoczeniu sześć tygodni ciągłego kontaktu z wonią kota nie doprowadziło do wykształcenia chronicznej reakcji lękowej, lecz do pojawienia się superagresywnych samców. Angażowały się one w 2 razy więcej walk niż myszy stykające się, także przez 2 miesiące, z zapachem moczu królika. Zapach samych walecznych myszy także stał się w większym stopniu wykrywalny dla samic. Gdy samicom w okresie płodnym dawano do powąchania dwie próbki samczego moczu, spędzały one więcej czasu na badaniu i delektowaniu się wonią uryny gryzoni kontaktujących się uprzednio z zapachem kota niż królika. Jian-Xu Zhang, specjalista ds. feromonów z Instytutu Zoologii Chińskiej Akademii Nauk, wyjaśnia, na jakiej zasadzie takie samce stają się atrakcyjne dla partnerek. Samice generalnie lubią agresywne samce, a osobniki narażone na ciągły kontakt z kocim moczem mogą się wydawać wyjątkowo silne, ponieważ umieją przetrwać w sytuacji ciągłego zagrożenia ze strony drapieżników. Zhang uważa, że odkrycia jego zespołu mogą doprowadzić do polepszenia warunków życia zwierząt trzymanych w niewoli, np. w zoo. Wystarczy, że ogrody zoologiczne umieszczą na wybiegu urządzenie emitujące zapach drapieżcy. Jego mieszkańcy staliby się wtedy bardziej pobudzeni i żywotni.
- 1 odpowiedź
-
- woń
- Jian-Xu Zhang
-
(i 7 więcej)
Oznaczone tagami:
-
Jad dziobaka (Ornithorhynchus anatinus), jednego z nielicznych jadowitych ssaków, znalazł nowe zastosowanie. Będzie używany w formie antybiotyku oraz jako środek przynoszący ulgę przy wyjątkowo silnych bólach przewlekłych (Nature). Studia nad nowym lekiem przeciwbólowym są częścią Projektu [badania] Genomu Dziobaka. Odkrycie to wspólne dzieło 3 naukowców z Uniwersytetu w Sydney oraz 89 specjalistów z całego świata. Wzięli oni pod lupę jad dziobaka oraz geny odpornościowe. Nasza dzika przyroda to nienapoczęte źródło odkryć biomedycznych. Cząsteczki dziobakopochodne mogą zostać przekształcone w nowe lekarstwa o dużej mocy – cieszy się szefowa zespołu Kathy Belov. Odkryliśmy geny, które kodują najważniejsze składniki jadu dziobaka. U ssaków jad jest czymś nietypowym, dlatego chcieliśmy sprawdzić, skąd pochodzą te geny i czy są powiązane z genami odpowiedzialnymi za produkcję toksyn u węży i jaszczurek. Badania nad przeciwbólowymi środkami na bazie jadu dziobaka jeszcze się nie skończyły. Ich działanie jest podobne do preparatów powstających w oparciu o jad węży. Ostrogi jadowe występują wyłącznie u samców. U samic pojawiają się jedynie szczątkowe zawiązki, które odpadają, zanim zwierzę skończy rok. Obecność tego narządu to efekt działania genów, które po raz pierwszy ujrzały światło dzienne co najmniej 50 mln lat temu. Oznacza to, że wspólny przodek dziobaków i kolczatek również był najprawdopodobniej jadowity.
- 7 odpowiedzi
-
- kolczatki
- Kathy Belov
-
(i 6 więcej)
Oznaczone tagami:
-
Ludzie bywają konformistami i ulegają presji otoczenia. Zdarza się to osobom w każdym wieku. Okazuje się, że zjawisko to nie ogranicza się wyłącznie do przedstawicieli naszego gatunku. Co więcej, ostatnio zaobserwowane je u szczurów, a nie u któregoś z naczelnych (Animal Behaviour). Bennett Galef i Elaine Whiskin z McMaster University w Hamilton w Kanadzie zauważyli, że szczury wędrowne (Rattus norvegicus) mają tendencję do ignorowania własnego doświadczenia i naśladowania zachowania swoich rówieśników. Jest ona na tyle silna, że zwierzęta zaczynają jeść coś, o czym doskonale wiedzą, że jest niesmaczne, jeśli tylko postępuje tak reszta grupy. Na początku eksperymentu naukowcy wykształcili u części gryzoni awersję do kulek o smaku cynamonowym (po posiłku wstrzyknęli zwierzętom preparat wywołujący mdłości). Mając do wyboru dwa różne smaki paszy, szczury te wolały zjeść kulki kakaowe. Kiedy jednak przebywały przez jakiś czas ze szczurami bez podobnych uprzedzeń, które spokojnie zjadały i wąchały cynamonową paszę, same również zaczynały ją na nowo lubić. Do tej pory zachowania konformistyczne obserwowano wyłącznie u ludzi i szympansów. Skoro występują one także u szczurów, oznacza to, że społeczne uczenie się jest ważnym mechanizmem nabywania wiedzy w całym królestwie zwierząt. Pozostaje tylko pytanie, dlaczego szczury ulegają wpływom innych osobników.
- 2 odpowiedzi
-
- rówieśnicy
- uleganie
-
(i 8 więcej)
Oznaczone tagami:
-
Niewykluczone, że przygotowane na bazie mleka krowiego odżywki dla dzieci mogą zwiększać ryzyko wystąpienia cukrzycy typu 1. (Journal of Proteome Research). Piętnaście lat temu Finowie wykazali, że wczesne włączenie do diety dziecka nabiału sprzyja wystąpieniu cukrzycy insulinozależnej. Wyjaśniano to np. w ten sposób, że beta-laktoglobulina (białko występujące w mleku krowim, lecz nie w ludzkim) skłania organizm do produkcji przeciwciał, które atakują m.in. glikodelinę. Jest to białko o właściwościach immunosupresyjnych, biorące udział w "treningu" układu odpornościowego. Bazując na odkryciach z 1993 roku, Marcia Goldfarb z firmy Anatek-EP przeprowadziła swoje minidochodzenie. U pięciorga dzieci z cukrzycą typu 1., które karmiono odżywkami ze składnikami krowopochodnymi, stwierdziła obecność przeciwciał niszczących beta-laktoglobulinę. Inni specjaliści pochodzą z rezerwą do wyników uzyskanych przez Amerykankę. Powodem jest wyjątkowo mała próba brzdąców uwzględnionych w badaniu.
- 7 odpowiedzi
-
- nabiał
- przeciwciała
- (i 7 więcej)
-
Upośledzenie umysłowe: przykre, lecz także kosztowne
KopalniaWiedzy.pl dodał temat w dziale Medycyna
Przeprowadzona niedawno w Stanach Zjednoczonych analiza ekonomiczna wykazała, że poważne upośledzenia umysłowe są chorobami niezwykle kosztownymi dla społeczeństwa. Roczne straty amerykańskiej gospodarki powodowane przez tę grupę chorób szacuje się na około 193 miliardy dolarów. Utracony potencjał, koszty związane z leczeniem współistniejących chorób, wypłaty z funduszu opieki społecznej, bezdomność i uczucie uwięzienia - to tylko niektóre z pośrednich kosztów związanych z upośledzeniami umysłowymi, które są trudne do oszacowania. Nasze badanie wykazało, że straty dla gospodarki generowane przez zaledwie jeden z tych czynników [mowa o utraconych zarobkach - red.] są porażająco wysokie - mówi dr Thomas R. Insel, dyrektor amerykańskiego Narodowego Instytutu Zdrowia Psychicznego. Bezpośrednie koszty związane z upośledzeniami umysłowymi, jak np. koszt zakupionych leków, wizyt u lekarzy czy hospitalizacji są stosunkowo łatwe do obliczenia - wielokrotnie były już publikowane i uwzględniane w odpowiednich analizach. Niestety, jest to jedynie wierzchołek góry lodowej - straty te są jedynie niedużą częścią całkowitego obciążenia gospodarki związanego z istnieniem tych chorób. Badanie było możliwe dzięki opracowanej sześć lat temu ankiecie pt. National Comorbidity Survey (Narodowa ankieta o śmiertelności z powodu chorób towarzyszących). Zespół prowadzony przez dr. Ronalda C. Kesslera, pracującego na Uniwersytecie Harvarda, powrócił do tych danych i postanowił przeprowadzić czysto ekonomiczną analizę efektów rozpowszechnienia upośledzeń umysłowych. Analizowana ankieta obejmowała reprezentantywną grupę 4982 Amerykanów w wieku od 18 do 64 lat. Na podstawie analizy ankiet wyselekcjonowano osoby, u których stwierdzono poważne choroby umysłowe (SMI, od ang. Serious Mental Ilnesses). Jako kryterium stwierdzenia SMI uznano zaburzenia nastroju i stany niepokoju, które powodowały poważne upośledzenie funkcjonowania przez okres co najmniej trzydziestu dni poprzedzających dzień wypełnienia ankiety. Do grupy tej zaliczono także osoby, u których zaburzenia zachowania - niezależnie od nasilenia w dłuższym okresie - spowodowały wielokrotne akty przemocy lub podjęcie prób samobójczych. Osiemdziesiąt sześć procent spośród badanych osób zgodziło się na wyjawienie swoich dochodów z poprzedniego roku. Wyniosły one odpowiednio 22 545 dolarów dla osób obarczonych SMI, co daje wynik niższy aż o 42 procent w stosunku do zdrowej populacji. Stwierdzono także, że zarobki upośledzonych mężczyzn, choć zarabiali oni przeciętnie więcej od upośledzonych kobiet, pogarszały się z powodu SMI znacznie bardziej, niż w przypadku pań. Rezultaty analizy ekstrapolowano na całą populację w celu oszacowania konsekwencji chorób psychicznych dla gospodarki narodowej. Obliczono, że SMI kosztują społeczeństwo aż 193,2 miliarda dolarów w postaci samych tylko utraconych dochodów. Naukowcy oszacowali, że około 75% tej straty wynika z obniżenia zarobków osób pracujących, natomiast pozostała część związana jest z brakiem pracy, czyli zerowymi zarobkami. Wyniki badań potwierdzają powszechne przekonanie, że zaburzenia umysłowe mają ogromny wkład w stratę ludzkiej produktywności, ocenia dr Kessler. Analizowana przez na ankieta i tak jest dość ostrożna, gdyż nie objęła osób zamkniętych w szpitalach i więzieniach. Uwzględniono w niej także bardzo niewiele osób cierpiących na autyzm, schizofrenię oraz niektóre inne chroniczne schorzenia, które silnie pogarszają zdolność do pracy. Rzeczywiste koszty są prawdopodobnie wyższe, niż oszacowaliśmy. Naukowcy podsumowują swoje badania wnioskiem, iż ocena terapii SMI powinna uwzględniać także status zatrudnienia oraz zarobki w odległej perspektywie po zakończeniu leczenia. Zdaniem badaczy byłaby to skuteczna metoda pomiaru ludzkiej zdolności do funkcjonowania w społeczeństwie oraz produktywności. Ogromne koszty związane z upośledzeniami umysłowymi być może skłonią także osoby odpowiedzialne za tworzenie polityki zdrowotnej do zwiększenia nakładów na prewencję powstawania niektórych chorób psychicznych, spośród których wielu można zapobiegać. Szczegóły badań opublikowało czasopismo American Journal of Psychiatry. -
Czy pieniądze na prewencję zakażeń HIV są marnowane?
KopalniaWiedzy.pl dodał temat w dziale Medycyna
Zgodnie z analizą przeprowadzoną przez naukowców z Szkoły Zdrowia Publicznego przy Uniwersytecie Harvarda oraz Uniwersytetu Kalifornijskiego w Berkeley, główne stosowane obecnie metody zapobiegania rozwoju epidemii HIV w Afryce przynoszą bardzo niewiele pozytywnych efektów. W związku z tym, zdaniem badaczy, potrzebne jest dokładne przyjrzenie się stosowanym obecnie sposobom prewencji zakażeń tym niezwykle groźnym wirusem. W swojej publikacji Amerykanie twierdzą, że wbrew powszechnemu mniemaniu, niektóre zjawiska, określane jako przyczyny epidemii (np. bieda) nie mają istotnego wpływu na wzrost częstości występowania HIV i AIDS w danej populacji. Z drugiej strony zaś, zwracają uwagę na wyraźnie pozytywny wpływ dwóch metod, które, choć przynoszą wyraźną redukcję ryzyka zakażenia, nie są powszechnie promowane ani stosowane: mowa o obrzezaniu mężczyzn oraz redukcji liczby partnerów seksualnych. Daniel Halperin, jeden z głównych autorów analizy, komentuje jej szczegóły: Pomimo przeprowadzanych od lat znaczących inwestycji w prewencję zakażeń HIV, w tym wysokich wydatków na ten cel w krajach poważnie dotkniętych epidemią (jak np. RPA lub Botswana), jest jasnym, że potrzebna jest poprawa jakości prac nad zmniejszeniem ilości nowych infekcji HIV. Potrzebna jest nam radykalna zmiana priorytetów, a nie tylko delikatne ich modyfikacje. Pandemia AIDS dziesiątkuje liczne populacje na całym świecie. W niektórych krajach podwyższona liczba zakażeń jest charakterystyczna dla niektórych grup społecznych, np. prostytutek, męskich homoseksualistów lub osób przyjmująch narkotyki dożylnie. Z kolei część terenów w Afryce charakteryzuje się aż dwunastoprocentowym odsetkiem nosicieli HIV, co czyni pandemię problemem całego społeczeństwa, a nie tylko osób zakażonych. Według naukowców niektóre promowane powszechnie metody kontroli rozprzestrzeniania się "dżumy XXI wieku" są nieskuteczne lub mają zastosowanie tylko dla niektórych grup w obrębie populacji, za to edukacja na temat dwóch bardzo skutecznych metod jest poważnie zaniedbywana. Mowa o męskim obrzezaniu oraz redukcji liczby partnerów seksualnych. Zdaniem badaczy konieczna jest zmiana strategii lokowania funduszy na akcje promujące prozdrowotne zachowania seksualne. Kolejnym przykładem nietrafionej promocji bezpiecznego seksu jest przeznaczanie zbyt dużych środków na promocję powszechnego używania prezerwatyw. Ich wprowadzenie do powszechnego użytku np. wśród tajskich prostytutek przyniosło co prawda oczekiwane efekty, lecz w innych miejscach globu, np. w Południowej Afryce, metoda ta nie przyniosła oczekiwanych rezultatów. Jako przyczynę tego stanu rzeczy autorzy podają fakt, że w rejonie tym wirus jest często przenoszony pomiędzy partnerami w stosunkowo długotrwałych związkach, dla których utrzymanie przez długi czas rygoru stuprocentowo regularnego używania kondomów okazuje się wyjątkowo trudne lub niemal nierealne. Także inne metody są przez Amerykanów krytykowane. Uważają oni, że z punktu widzenia profilaktyki HIV i AIDS nie ma sensu np. nakłanianie do stosowana podczas stosunku środków wirusobójczych (nie mają odpowiedniej skuteczności), a nakłanianie do abstynencji osób w wieku nieznacznie powyżej dwudziestu lat jest absolutnie nieskuteczne. Jako alternatywną i bardzo skuteczną metodę prewencji AIDS podano męskie obrzezanie oraz redukcję liczby partnerów seksualnych. W przypadku pierwszej z propozycji ryzyko przeniesienia HIV na mężczyznę w stosunku heteroseksualnym spada co najmniej o 60%, co udowodniono w szeroko zakrojonych badaniach populacyjnych. Wyniki testów były tak jednoznaczne, że przerwano je przed planowanym terminem ze względu na wątpliwości etyczne związane z wymaganiem od jednej z grup badanych pacjentów rezygnacji z obrzezania, które w oczywisty sposób mogłoby im pomóc. Również nakłanianie do zachowania wierności przynosi bardzo pozytywne rezultaty. Na przykładzie kilku krajów, w których zastosowano tę strategię, udowodniono, że odpowiednio przeprowadzona kampania społeczna na rzecz zmniejszenia liczby partnerów seksualnych pozwoliła obniżyć liczbę osób podejmujących liczne, przypadkowe kontakty seksualne, aż o ponad połowę. Podsumowując własne badania, ich autorzy podkreślają potrzebę gruntownego przemyślenia i reorganizacji sposobu prowadzenia kampanii zapobiegających rozwojowi pandemii AIDS. Zauważyli na przykład, że spośród wszystkich środków przekazanych na ten cel Organizacji Narodów Zjednoczonych, zaledwie jeden procent trafia na promocję męskiego obrzezania. Jasną opinię na ten temat wyraził prof. Halperin: Ogromna większość środków przeznaczonych na walkę z epidemią w Afryce jest przeznaczana na stosowanie metod, których skuteczność jest udowodniona w sposób bardzo niejednoznaczny. Wiele spośród nich, jak np. testowanie na obecność HIV w organizmie oraz leczenie innych chorób przenoszonych drogą płciową, ma z pewnością znaczenie z punktu widzenia zdrowia pulicznego i powinno być kontynuowanych, lecz nie wierzymy, by mogły one mieć znaczący wpływ na redukcję ilości infekcji HIV. Z drugiej zaś strony, wciąż istnieje sporo kłopotów we wprowadzaniu metod, dla których skuteczność jest znacznie lepiej udowodniona. -
Naukowcom z Wellcome Trust Sanger Institute w pobliżu Cambridge oraz Bristol University udało się zsekwencjonować, czyli ustalić dokładną sekwencję DNA, mikroorganizm będący przyczyną niebezpiecznie rosnącej liczby tzw. zakażeń szpitalnych. Badacze ustalili, że bakteria, należąca do gatunku Stenotrophomonas maltophilia, dysponuje wyjątkowo skutecznym systemem redukującym jej wrażliwość na antybiotyki. Pracujący na Uniwersytecie w Bristolu dr Matthew Avison, główny autor pracy, opisuje obiekt swoich badań: To najnowszy element listy opornych na antybiotyki "supermikrobów" powodujących zakażenia szpitalne. Wykazywany przez niego stopień oporności jest zatrważający. Wciąż rozwijają się nowe szczepy, które są oporne na wszelkie dostępne antybiotyki, a nowe, skuteczne przeciwko leki szerokim grupom mikroorganizmów, nie powstają ani nie są opracowywane. Bakteria, zwana w skrócie Steno, powoduje ciężkie zakażenia porównywalne z innymi szczepami tzw. bakterii szpitalnych, jak np. niektórymi szczepami gronkowca złocistego. Choć jest stosunkowo powszechna w przyrodzie, spowodowane przez nią infekcje wykrywane są wyłącznie na terenie szpitali. Rozwija się głównie w środowiskach wilgotnych, jak np. wyloty kranów, skąd może rozsiewać się na znaczną liczbę pacjentów. Jej zdolność do wywołania infekcji jest jednak możliwa wyłącznie w wyniku długotrwałej ekspozycji, np. wtedy, gdy przeniesie się na niewymieniane wystarczająco często cewniki lub inne elementy mające bezpośredni kontakt z ciałem pacjenta. Za szczególnie narażone na zakażenie uznawane są osoby ciężko chore oraz poddawane chemioterapii - u oby tych grup dochodzi do poważnego upośledzenia funkcji układu odpornościowego. Steno porasta ściany rurek i tworzy na nich cienką błonę, zwaną biofilmem. Gdy naczynie zostanie wypełnione płynem, możliwe jest oderwanie warstwy bakterii i przeniesienie jej do organizmu pacjenta. Może w ten sposób powodować niezwykle poważne zakażenia, których objawy określane są jako znana powszechnie z mediów sepsa. Szacuje się, że w samej Wielkiej Brytanii Stenotrophomonas maltophilia powoduje około tysiąca przypadków zakażenia krwi rocznie, które kończą się śmiercią pacjenta aż w trzech na dziesięć przypadków. Stwierdzono też obecność tego mikroorganizmu w płucach wielu pacjentów chorych na mukowiscydozę - stosunkowo częstą chorobę genetyczną, objawiającą się m.in. zaleganiem w płucach nadmiaru śluzu. Drobnoustrój może w ten sposób powodować ciężkie zapalenia w obrębie tego organu. Sekwencjonowanie genomu przybliżyło naukowców do uzyskania odpowiedzi na najważniejsze pytania dotyczące tego mikroorganizmu. Badacze chcę przede wszystkim wiedzieć, w jaki sposób Steno zasiedla wnętrze cewników i tworzy biofilmy, a także, dlaczego jest tak oporny na próby dezynfekcji sprzętu oraz na leczenie antybiotykami. Lepsze poznanie właściwości biologicznych tego "supermikroba" pozwoli na lepsze ukierunkowanie dalszych badań nad metodami walki z nim. Infekcje spowodowane przez bakterię nie są co prawda szczególnie powszechne, lecz obserwowany jest wyraźny wzrost ilości zakażeń, co budzi alarm wśród personelu medycznego oraz badaczy. Istnieje także ryzyko, że inne gatunki mikroorganizmów mogą wykazywać podobne właściwości. Rozwój wiedzy na ich temat, na czele z wiedzą z dziedziny fizjologii i genetyki, pozwoli znacznie ułatwić badania nad próbami skutecznej walki z nimi.
- 12 odpowiedzi
-
- bakteria
- zakażenia szpitalne
-
(i 2 więcej)
Oznaczone tagami:
-
Badacze z Lawrence Berkeley National Laboratory, laboratorium należącego do Uniwersytetu Kalifornijskiego w Berkeley, odkryli białko działające niczym przeciwsłoneczna roleta chroniąca liście roślin przed uszkodzeniem przez nadmierne naświetlenie przez słońce. Odkrycie to może pewnego dnia pozwolić na produkcję doskonalszych ogniw słonecznych, naśladujących funkcjonowanie żywego liścia. Kluczowe dla badań białko nazywa się CP29. Zabezpiecza ono rośliny przed nadmiarem docierającego do tkanki promieniowania, przepuszczając wyłącznie określoną maksymalną dawkę światła. Przypuszcza się, że za regulacją aktywności tego filtra stoją zmiany pH wewnątrz komórki. Fotosynteza, efekt niezliczonych lat ewolucji, jest procesem o fenomenalnej wręcz wydajności. Szacuje się, że rośliny są w stanie zamienić w energię chemiczną aż do 97% energii pochodzącej z światła słonecznego. Stanowi to jednak pewne zagrożenie, gdyż przy intensywnym naświetlaniu powierzchni liścia pojawia się groźba uszkodzenia tworzącej go tkanki. Rośliny znalazły jednak sposób na ochronę przed tym zjawiskiem: wykrywają zmiany pH charakterystyczne dla zmiany ilości padającego na nie światła i po przekroczeniu pewnego limitu uruchamiają mechanizm, którego zadaniem jest rozproszenie nadmiaru energii w nieszkodliwy dla rośliny sposób. Trzy lata temu badacze z Lawrence Berkeley National Laboratory, pracujący pod przewodnictwem prof. Grahama Fleminga, odkryli zeaksantynę - barwnik z grupy karotenoidów, który chroni komórki przed nadmiarem padającego światła. Cząsteczka tego związku przyjmuje na siebie część docierającej do liścia energii i zużywa ją na wyrzucenie ze swojej struktury pojedynczego elektronu. Pozwala to na zamianę energii promieniowania w energię ruchu wspomnianego elektronu. Do tej pory nie było jednak wiadomo, jaki czynnik reguluje ilość produkowanej zeoksantyny oraz jej interakcje z chlorofilem, najważniejszym związkiem odpowiedzialnym za proces fotosyntezy. Aby rozwiązać tę zagadkę, zespół prof. Fleminga zastosował techniki spektrofotometryczne, tzn. badanie reakcji poszczególnych cząsteczek na światło. Odkryto w ten sposób, że trzy białka, nazwane CP29, CP26 i CP24, są zdolne do przeprowadzenia reakcji usunięcia elektronu ze struktury zeoksantyny. Dalsze badania objęły wyłącznie analizę funkcjonalną proteiny CP29 jako tej, która jest najlepiej znana pod względem struktury cząsteczki oraz czynników genetycznych wpływających na jej syntezę. Naukowcom udało się ustalić, że powstające pod wpływem intensywnego naświetlania zmiany w pH wywołują zmianę rozkładu atomów wewnątrz molekuł białka, umożliwiając mu przeprowadzenie reakcji oderwania elektronu od zeaksantyny. Gdy tylko uda się rozproszyć odpowiednio wiele energii, pH wraca do normy, a białko ponownie traci swoją zdolność. Dzięki wspomnianemu mechanizmowi komórka jest w stanie pochłonąć więcej energii do przeprowadzenia fotosyntezy bez obawy o "przegrzanie" od nadmiaru padającego światła. Szczegóły odkrycia opublikowano w czasopiśmie Science.
-
Naukowcy z Uniwersytetu Waszyngtońskiego postanowili wykorzystać w słusznej sprawie ludzkie zamiłowanie do rozwiązywania zagadek. Gra komputerowa Foldit przemieniła składanie białek w coś na kształt sportowej konkurencji. Dzięki wysiłkom graczy uda się być może znaleźć lekarstwo na chorobę Alzheimera i inne przypadłości, w przypadku których konformacja białek ma kluczowe znaczenie. Pierwszy etap gry to 20-minutowy trening. Uczestnicy zabawy opanowują podstawowe zasady fizyki, oczywiście w odniesieniu do budowy protein. Później Foldit nie różni się już niczym od dobrze wszystkim znanych gier wideo. Mamy nadzieję, że zmieniamy sposób uprawiania nauki i wpływamy na to, kto się nią zajmuje. Nasz ostateczny cel? Chcielibyśmy, by tzw. zwykły człowiek brał udział w zabawie i koniec końców mógł zostać kandydatem do Nagrody Nobla [w dziedzinie medycyny - red.] - podkreśla jeden z twórców Foldit, Zoran Popović. W ludzkim organizmie znajduje się ponad 100 tysięcy białek, które pełnią wiele różnych funkcji, np. tworzą poszczególne komórki czy wpływają na tempo przebiegu reakcji chemicznych. Często wiemy, które geny je kodują, nie mamy jednak pojęcia, w jaki sposób przyjmują one złożone kształty, a przecież ich zakamarki i wypukłości są niezwykle istotne z biologicznego punktu widzenia. Symulacje komputerowe umożliwiają przewidzenie wszelkich możliwych kształtów białek. Ponieważ mamy do czynienia z ogromną ilością danych, w 2005 roku inny członek zespołu badawczego z Uniwersytetu Waszyngtońskiego, David Baker, rozpoczął projekt o nazwie Rosetta@home. Bazuje on na tzw. przetwarzaniu rozproszonym i angażuje moc obliczeniową komputerów wolontariuszy. Baker podkreśla, że tego typu rozwiązania sprawdzają się w przypadku prostych białek, ale złożonym proteinom mogą nie sprostać nawet superkomputery. Stąd pomysł, by wykorzystać w jakiś sposób ludzką intuicję. Używając swojej intuicji, ludzie mogą dużo szybciej dojść do właściwego rozwiązania. Foldit wykorzystuje zdolność naszego gatunku do myślenia w trzech wymiarach. Baker udowadnia, że nie trzeba być biologiem, by dobrze wypaść w grze. Jego 13-letni syn osiąga bowiem w składaniu białek dużo lepsze rezultaty od niego samego. Naukowcy mają nadzieję, że dzięki Foldit uda im się namierzyć naturalnych geniuszy formowania protein, którzy pomogą w rozwiązaniu wielu zagadek. Niektórzy ludzie spoglądają tylko na grę i po mniej niż 2 minutach osiągają najlepszy wynik. Nie potrafią nawet wyjaśnić, jak to zrobili, ale jakimś cudem im się to udaje. Wersję beta gry przetestowało ponad tysiąc osób. Przypomina ona nieco Tetrisa. Foldit można instalować na maszynach z różnymi systemami operacyjnymi, także na tych z Linuksem. Od tego tygodnia gra jest dostępna dla wszystkich, nie tylko dla testerów z uczelni. Co dwa lata będą się odbywać zawody, w ramach których "zwykli ludzie" będą walczyć z grupami naukowców z różnych zakątków świata. Od jesieni br. w grze pojawią się nowe funkcje, np. tworzenie białek, które by się nam przydały, w tym enzymów rozkładających toksyczne odpady czy absorbujących z atmosfery nadmiar dwutlenku węgla. Naukowcy nie wykluczają też, że postawią graczom niezwykle ambitne zadania. Ich przeciwnikiem mogą być np. HIV czy malaria, a zadaniem grającego będzie stworzenie białka, które zablokuje działanie wirusa i go zniszczy. Całość nie ograniczy się tylko do świata wirtualnego. Najlepsze proteiny będą syntetyzowane i testowane w prawdziwym laboratorium, a najlepiej radzący sobie gracze będą wymieniani w publikacjach naukowych jako współautorzy badań. Baker ma nadzieję, że z czasem dzięki grze znacząca część populacji będzie zaangażowana w rozwiązywanie najważniejszych problemów zdrowotnych trapiących ludzkość. Foldit zawiera też elementy gry wieloosobowej. Gracze mogą łączyć się w drużyny, rozmawiać ze sobą i tworzyć osobiste profile. Naukowcy będą analizowali sposób działania najlepszych graczy, by dowiedzieć się, w jaki sposób doszli do swoich rozwiązań. Informacje te będą wykorzystywane do ciągłego ulepszania gry. Projekt Foldit jest finansowany przez tak znane firmy i instytucje jak DARPA, Howar Hughes Medical Institute, Microsoft, Adobe, Nvidia i Intel.
-
Firma Qtrax podpisała umowę z Universalem, największym na świecie koncernem muzycznym, na podstawie której internauci będą mogli bezpłatnie pobierać muzykę. Qtrax finansowany jest z reklam. Serwis Qtrax wystartował w styczniu, a w jego ofercie ma znaleźć się 25 milionów plików muzycznych. Jego twórcy mówią, że może on doprowadzić do likwidacji piractwa, a jednocześnie artyści i studia nagraniowe otrzymają należne im pieniądze. Początkowo eksperci przewidywali, że Qtrax szybko zniknie z Sieci, gdyż w momencie startu witryna borykała się z poważnymi problemami, nie miała podpisanych umów. Od tamtej pory jednak podpisano odpowiednie umowy z Beggars, największym niezależnym brytyjskim studiem nagraniowym, oraz oddziałami EMI i Sony/ATV. Universal jest pierwszą wielką firmą, która podpisała z Qtraksem kompleksową umowę. Początkowo oferta Universalu będzie dostępna tylko dla mieszkańców USA. Obecnie, aby skorzystać z oferty Qtraksu trzeba zarejestrować się i pobrać odpowiednie oprogramowanie. Działa ono na komputerach z Windows XP i Vista. Przygotowano też wersję beta dla Mac OS X. Pliki chronione są systemem DRM, ale można ich używać tak długo, jak łączymy się regularnie z witryną i aktualizujemy oprogramowanie. Qtrax chce też zaoferować możliwość transferu plików na iPoda, co może niekorzystnie odbić się na sprzedaży iTunes. Studia muzyczne chętnie eksperymentują z nowymi modelami rozprowadzania plików, jednak nie chcą podpisywać długoterminowych umów. Wolą sprawdzić, która z propozycji będzie dla nich najkorzystniejsza i przekonać się, jaki sposób dystrybucji zdobędzie w przyszłości przewagę.
-
Zdaniem Jonathana Zittraina, profesora z Oxford University, rosnąca popularność takich gadżetów jak iPhone, Blackberry czy Xbox zagraża Internetowi. W swojej książce "The Future of the Internet and How to Stop It" profesor pisze, że tego typu "sterylne" - jak je nazywa - urządzenia, zabijają kreatywność i zmieniają internautów w pasywnych użytkowników technologii. W przeciwieństwie do pecetów nie dają bowiem użytkownikowi żadnej swobody i wykorzystać można je tylko w taki sposób, jaki przewidzieli producenci. W ten sposób zahamowana zostaje kreatywność i ta część postępu, za którą stali dotychczas użytkownicy. Połączenie takich właśnie gadżetów, coraz większej liczby przepisów regulujących Internet oraz strachu o bezpieczeństwo jest dla Sieci zabójcze. Profesor Zittrain zauważa bowiem, że dotychczas użytkownicy samodzielnie zmieniali technologie oferowane przez wielkie firmy. Teraz coraz częściej korzystają z urządzeń, których nie można kreatywnie wykorzystać, a coraz liczniejsze przepisy coraz bardziej ograniczają swobodę. Nie chcę oglądać świata, w którym swobodnie czują się tylko eksperci, a ci, którzy nimi nie są mają wybór pomiędzy tym, co ich ogranicza, a tym, czego nie rozumieją - mówi Zittrain. Profesor, który jest specjalistą ds. zarządzania i regulacji w Oxford Internet Institute mówi, że siłą Internetu jest jego prostota i otwartość. Każdy chętny może go kształtować na własną modłę za pomocą domowego komputera. Teraz to się zmienia. Zittrain porównuje pierwszy masowo produkowany komputer domowy, Apple II, z obecną ofertą Apple'a, czyli iPhone'em. iPhone to dla profesora typowe urządzenie na uwięzi. Naukowiec wyjaśnia ten termin: to urządzenia, które są łątwe w użyciu, ale bardzo trudno zrobić z nimi coś, czego nie przewidział producent. Są na uwięzi, gdyż ich producent może zdalnie je zmieniać. Na długo po tym, gdy opuściło jego fabrykę czy magazyn. Drugim, obok gadżetów, problemem, jest strach przed niebezpieczeństwami. Obecnie olbrzymia część komputerów jest pilnie strzeżona, a ich użytkownicy nie mogą dowolnie eksperymentować. A to właśnie swoboda i możliwość sprawdzenia własnych pomysłów umożliwiły powstanie ogólnoświatowej Sieci. Zittrain uważa, że Internet w obecnym kształcie można jeszcze uratować. Konieczne są jednak zmiany społeczne. Ludzie powinni postrzegać się jako aktywni uczestnicy Sieci, a nie pasywni odbiorcy. Powinni też sprzeciwiać się kolejnym regulacjom.
- 2 odpowiedzi
-
- Jonathan Zittrain
- Blackberry
-
(i 6 więcej)
Oznaczone tagami:
-
Dlaczego miód tak wolno spływa z łyżeczki, przyklejając się do niej? Międzynarodowy zespół naukowców wykazał, że cząsteczki cukru jednocześnie spowalniają ruch cząsteczek wody i nie mają na niego wpływu. Wszystko zależy od przyjętej perspektywy (Journal of Chemical Physics). Wszyscy naukowcy biorący udział w zadawnionym sporze zgadzali się co do tego, że miód i inne syropy to zasadniczo woda zawierająca wysokie stężenia cukru. Niektórzy mówili jednak, że lepkość miodu to wynik spowolnienia ruchu cząsteczek wody przez cząsteczki cukru, inni zaś utrzymywali, że nie ma na to dowodów – relacjonują przebieg wydarzeń członkowie zespołu profesora Glenna Heftera z Murdoch University w Perth. Ekipa Heftera przeprowadziła eksperyment z wykorzystaniem soli, a nie cukru. Zachowuje się ona podobnie, ale jest łatwiejsza do badania. Naukowcy wzięli pod uwagę dwa rodzaje ruchu: 1) prostoliniowy i 2) spiralny. Stwierdzili, że w syropach spowolniony zostaje ruch prostoliniowy, ale rotacyjny się nie zmienia. Jeden z członków zespołu, chemik Ian Larson z Monash University w Melbourne, porównuje zaobserwowane zjawisko do sytuacji samochodów, które utkwiły w korku. Mogą zmieniać pas, ale nie posuwają się naprzód. Larson wyjaśnia też, że uzyskane w przeszłości sprzeczne wyniki nie były tak naprawdę sprzeczne. Różni naukowcy brali po prostu pod uwagę różne rodzaje ruchu.
- 1 odpowiedź
-
Ćwiczenia mogą zmieniać budowę serca, a rodzaj zachodzących zmian zależy od typu treningu (Journal of Applied Physiology). Już po trzech miesiącach uprawiania któregoś ze sportów wytrzymałościowych dochodzi do powiększenia obu komór serca. Natomiast trenowanie sportów siłowych wiąże się ze zwiększeniem rozmiarów wyłącznie lewej komory. Zaobserwowano też różnice w zakresie funkcji rozkurczowej lewej komory, polegającej m.in. na relaksacji między kolejnymi uderzeniami serca. U osób uprawiających sporty wytrzymałościowe zdolność do pełnego rozluźnienia wzrastała, a u ludzi trenujących sporty siłowe spadała – wyjaśnia zespół dr. Aarona L. Baggisha z Massachusetts General Hospital w Bostonie. W ramach wcześniejszych badań stwierdzono, że u sportowców powiększa się lewa komora, którą uważa się za główną komorę pompującą serca. Nie zajmowano się jednak w ogóle zmianami strukturalnymi prawej komory. Do tej pory nie wiedziano też, jaki jest kierunek stwierdzonej zależności. Czy to ćwiczenia formują mięsień sercowy, czy też może osoby z większą lewą komorą częściej zostają sportowcami. Zespół Baggisha postanowił znaleźć odpowiedź na to pytanie. Zebrano 64 ochotników: 40 sportowców wytrzymałościowych i 24 siłowych. Przed i po 90 dniach treningu wykonano im echokardiografię (ultrasonokardiografię, UKG). W grupie sportowców wytrzymałościowych znaleźli się mężczyźni i kobiety uprawiający wioślarstwo długodystansowe, natomiast grupa siłowa objęła wyłącznie mężczyzn: futbolistów. Masa lewego przedsionka wzrastała w obu grupach, jednak u wioślarzy stwierdzono dodatkowo lepszą funkcję rozkurczową lewej komory, a także powiększenie oraz wydajniejsze rozkurcze/relaksację obu przedsionków. U sportowców siłowych ujawniono hipertrofię (przerost) mięśniówki lewej komory i upośledzenie jej funkcji rozkurczowej. Wg autorów studium, w ten sposób udało się udowodnić, że to nie budowa serca predysponuje do zostania sportowcem, ale że serce atlety jest, przynajmniej częściowo, wynikiem treningu. Amerykanie wierzą, że dzięki ich badaniom można sporządzić listy ćwiczeń rehabilitacyjnych lub rekreacyjnych dla pacjentów z chorobami serca.
- 1 odpowiedź
-
- dr Aaron L. Baggish
- sporty wytrzymałościowe
-
(i 3 więcej)
Oznaczone tagami:
-
Jeszcze niedawno sądzono, że każda komórka w organizmie jest zdolna do mierzenia określonych parametrów otoczenia i stosownej autonomicznej reakcji na ich zmianę. Miałaby to być cecha odziedziczona po jednokomórkowych mikroorganizmach, w których pojedyncza komórka jest jednocześnie całym organizmem, toteż "pracuje na własny rachunek" i chroni się przed niekorzystnymi zmianami środowiska we własnym zakresie. Okazuje się jednak, że u organizmów wyższych wykształcone są specjalne "centra decyzyjne", bez których odpowiednia reakcja na bodźce zewnętrzne jest znacznie utrudniona lub nawet niemożliwa. Badania, wykonane na amerykańskim Northwestern University, przeprowadzono na tzw. organizmie modelowym - nicieniu Caenorhabditis elegans. Poprzez eksponowanie go na warunki stresu sprawdzali oni, czy i jeśli tak, to w jaki sposób odpowiedź na silnie niekorzystne warunki otoczenia (czyli reakcja określana popularnie jako "walka lub ucieczka") charakteryzuje się hierarchią uczestniczących w niej komórek. Odkrycie przerosło oczekiwania badaczy - zauważono, że zaledwie dwa neurony spośród 957 komórek tworzących organizm robaka (w przypadku tego gatunku liczba komórek tworzących prawidłowo zbudowane ciało nicienia jest stała) warunkują możliwość reakcji całego organizmu. Odkrycie może mieć znaczenie w ewolucji wiedzy na temat chorób związanych z reakcjami stresowymi (poprzez pojęcie "stres" rozumiemy tu dowolne niekorzystne warunki otoczenia). Wiadomo bowiem dość dobrze, że istnieją w mózgu człowieka neurony, które reagują na parametry środowiska poprzez szereg wewnątrzkomórkowych procesów. Najnowsze odkrycie Amerykanów pozwala przypuszczać, że komórki te, choć stosunkowo nieliczne, mogą być odpowiedzialne za ogół nieprawidłowych czynności organizmu pojawiających się w przebiegu takich chorób, jak np. choroba Alzheimera czy przedwczesne starzenie. Eksperyment Amerykanów polegał na celowym uszkodzeniu genów odpowiedzialnych za prawidłowe funkcjonowanie neuronów związanych z odczuwaniem temperatury. Okazało się, że pozbawienie C. elegans zaledwie dwóch funkcjonalnych komórek całkowicie blokuje reakcję obronną na zmiany temperatury otoczenia. Prof. Richard I. Morimoto, główny autor badań, komentuje osiągnięcie swojego zespołu: Odkrycie to pokazuje, po raz pierwszy w historii, że reakcja na stres fizjologiczny jest organizowana przez specyficzne neurony, co sugeruje podobieństwo tego mechanizmu do odpowiedzi nerwowo-hormonalnej na stres. Warto wspomnieć, że prof. Morimoto sklonował w 1985, jako pierwszy naukowiec na świecie, ludzki gen odpowiedzialny za reakcję na ciepłotę otoczenia. Zespół sprawdził także zachowanie innych komórek organizmu nicienia na zmianę temperatury. Potwierdzono, że są one zdolne do wykrycia zmiany tego parametru, lecz bez wsparcia ze strony wspomnianych dwóch neuronów są niezdolne do prawidłowej odpowiedzi na stres. Było to spowodowane najprawdopodobniej brakiem stymulacji poprzez odpowiedni sygnał pochodzący z komórek nerwowych. Badacze sugerują, że analogiczny mechanizm może funkcjonować także w ludzkim mózgu. Ich zdaniem, nawet organizmy wyższe, takie jak człowiek, mogą posiadać "nadrzędne" neurony, których zadaniem jest zbieranie informacji o otoczeniu i organizowanie ogólnoustrojowej odpowiedzi na niekorzystne zmiany warunków środowiskowych. Efektem tej mobilizacji mogłaby być np. synteza tzw. białek opiekuńczych, które poprzez wiązanie się z innymi proteinami chronią je przed denaturacją, czyli zaburzeniem trójwymiarowej struktury cząsteczek. Zanim jednak teza ta zostanie potwierdzona, koniecznych będzie wiele badań.
-
- Richard I. Morimoto
- organizmy wyższe
- (i 6 więcej)
-
Ludzki wirus cytomegalii (HCMV - od ang. Human Cytomegalovirus), odpowiedzialny m.in. za rozwój mononukleozy zakaźnej, należy do najczęściej występujących w populacji ludzkiej czynników zakaźnych. Bezpośrednią obecność wirusa lub ślady "pamięci" o zetknięciu z nim w ciągu życia można zaobserwować u 50%, a niektórzy badacze donoszą nawet, że u 80% przedstawicieli ludzkiej populacji. Zakażenie nim nie jest szczególnie groźne (często nie wywołuje żadnych objawów), choć w skrajnych przypadkach może on powodować np. powstanie nowotworu lub nawet śmierć. Do tej pory nie było jednak wiadomo, w jaki sposób dochodzi do powstania zaburzeń w funkcjonowaniu komórek pod jego wpływem. Dopiero wykonane niedawno na Uniwersytecie Wisconsin badania rzucają nowe światło na funkcjonowanie tego wirusa, który okazał się wyjątkowo przebiegłym naśladowcą ludzkich białek. Jedna z produkowanych przez HCMV protein, UL97, ma zdolność do zaburzania naturalnego mechanizmu regulacji intensywności podziałów ludzkich komórek. Potrafi ona blokować czynniki odpowiedzialne za spowolnienie szybkości tego procesu, co w skrajnym przypadku może prowadzić np. do rozwoju nowotworu. Dzieje się tak, ponieważ białko to naśladuje swoim kształtem niezwykle istotny regulator cyklu komórkowego - białko Rb (nazwa pochodzi od słowa retinoblastoma, czyli siatkówczak - jest to nowotwór, który rozwija się najczęściej u bardzo młodych dzieci w wyniku wadliwego działania tej proteiny). Upośledzenie funkcji tego "molekularnego hamulca", powstrzymującego nadmierne podziały komórkowe, prowadzi do zbyt intensywnego namnażania komórek. Wirus osiąga wyraźne korzyści z zaburzenia funkcji komórek gospodarza. Przyśpieszenie cyklu komórkowego wiąże się ze zwiększeniem szybkości syntezy wielu istotnych cząsteczek, w tym DNA. HCMV "wykorzystuje" ten fakt i przechodzi bardziej intensywną replikację wtedy, gdy sama komórka także się dzieli. Wchodzące w skład HCMV UL97 jest białkiem, które naśladuje naturalny regulator cyklu komórkowego, lecz, w przeciwieństwie do niego, pozbawione jest mechanizmów umożliwiających ograniczenie jego aktywności przez gospodarza. Można to porównać do wciśnięcia w samochodzie pedału gazu i jednoczesnego uszkodzenia hamulca. Prof. Robert Kalejta, główny autor badań, komentuje odkrycie: Wirusy są sprytniejsze od nas. Wiedzą o naszych komórkach o wiele więcej niż my, bo są od nich zależne - są bezwzględnymi pasożytami wewnątrzkomórkowymi. Jeżeli atakują jakąś część komórki, czyli proces lub białko, to na pewno jest ona ważna dla komórki. Skoro wirus zwraca na tę część uwagę, my także powinniśmy. Naukowiec wierzy, że dokonane przez jego zespół odkrycie pomoże w odnalezieniu innych protein, które wspólnie z Rb regulują cykl komórkowy. Wierzy także w zastosowanie zdobytej wiedzy w medycynie. Od dawna wiadomo bowiem, że HCMV, najczęściej niegroźny, może w niektórych przypadkach powodować rozwój nowotworów lub innych problemów zdrowotnych. Najczęściej ma to miejsce w przypadku nosicieli, u których doszło do osłabienia funkcji układu odpornościowego. Do grupy tej należą m.in. chorzy na AIDS oraz biorcy przeszczepów. Zdaniem profesora, wykonane badania mogą przynieść dwojaką korzyść. Badamy wirusa, który powoduje u ludzi chorobę, dzięki czemu możemy odkryć sposób na wyleczenie tej infekcji i pomóc w ten sposób pacjentom. Jednocześnie zdobywamy wiedzę na temat działania komórki, co może pomóc nawet osobom, które nie są zainfekowane. Badacz żartobiliwie porównuje to do promocji w supermarkecie: Dostajesz dwa za cenę jednego. Szczegółowe dane na temat odkrycia opublikowano w najnowszym numerze czasopisma Science.
-
W Abu Dhabi ruszyła budowa nowoczesnego energooszczędnego... miasta. Będzie ono domem dla 50 000 osób i 1500 firm. Nowe miasto ma zużywać aż o 75% mniej energii niż tradycyjna miejscowość tej samej wielkości. Wykorzystywana energia będzie w zdecydowanej większości pochodziła ze słońca i wiatru, dzięki czemu miasto będzie emitowało wyjątkowo mało zanieczyszczeń. Stworzenie nowego miasta to część programu Masdar, którego celem jest zapewnienie Emiratom Arabskim prosperity także po wyczerpaniu się zapasów ropy. Miasto to przede wszystkim wielki projekt badawczy, który pozwoli rozwijać nowe technologie i pracować nad energooszczędnymi materiałami. ZEA chcą być w przyszłości światowym liderem w tych dziedzinach. Pomysłodawcy planują np., że fasady i dachy budynków zostaną pokryte cienką warstwą paneli słonecznych oraz będą korzystały z czujników monitorujących zużycie energii. Po ulicach będą poruszały się zasilane energią elektryczną pojazdy pozbawione kierowców, tak więc mieszkańcy nie będą potrzebowali samochodów. Ilość energii potrzebna do chłodzenia pomieszczeń zostanie zredukowana dzięki odpowiedniemu usytuowaniu budynków, rozmieszczeniu ulic i stref zieleni oraz ułatwieniom w przepływie powietrza. Projektanci chcą znaleźć optymalne proporcje pomiędzy nasłonecznieniem i zacienieniem. Używana w mieście klimatyzacja nie będzie korzystała z konwencjonalnych kompresorów, ale z działających na energię słoneczną chłodnic wykorzystujących zjawisko absorpcji. Niezwykle efektywny będzie też system transportowy. Każdy mieszkaniec miasta będzie mógł za pomocą komputera zamówić pojazd. Wystarczy napisać swój adres i adres docelowy. Pojazd zjawi się pod drzwiami naszego domu i zawiezie nas tam, gdzie zechcemy. Pojawili się już pierwsi chętni do stworzenia systemu transportowego. Prawdopodobnie będzie on używał pojazdów szynowych lub korzystających z lewitacji magnetycznej. Zminimalizowane zostanie też zużycie wody, dzięki czemu miasto zaoszczędzi na instalacji odsalającej. Dzięki sieci czujników każdy z mieszkańców będzie wiedział ile energii zużywa i za przekroczenie limitu będzie naliczana dodatkowa opłata. Miasto ma być gotowe w ciągu ośmiu lat. Będą w nim przeprowadzane testy różnych technologii, które mają wykazać, jakie pomysły się sprawdzają, a jakie nie. Koszty budowy miasta szacuje się na 22 miliardy dolarów. Z tego 4 miliardy wyłożą władze Abu Dhabi, a reszta ma pochodzić od prywatnych inwestorów. W mieście powstaną laboratoria testujące i opracowujące nowe technologie, w pracach będzie uczestniczył też Masdar Institute of Science and Technologdy, którego partnerem jest słynny MIT. Projektodawcy mają nadzieję, że niskie koszty związane z oszczędnością energii oraz ulgi podatkowe będą zachęcające do kupna domów i mieszkań. Chcemy, by całość przynosiła zyski, żeby nie była workiem bez dna. Jeśli nie będzie opłacało się budować i sprzedawać nieruchomości, to całość się nie utrzyma i nie zostanie powtórzona nigdzie indziej - mówi Khaled Awad, dyrektor ds. rozwoju miasta.
- 2 odpowiedzi
-
- energooszczędne miasto
- Abu Dhabi
-
(i 1 więcej)
Oznaczone tagami:
-
DARPA (Agencja Badawcza Zaawansowanych Projektów Obronnych) ujawniła szczegóły projektu National Cyber Range. Wynika z niego że DARPA pracuje nad stworzeniem... Matriksa.NCR ma być rodzajem wirtualnego poligonu, w którym będą symulowane m.in. cyfrowe wojny przyszłości. Ma on pozwolić na testowanie bezpieczeństwa sieci, przepływu informacji czy odporności sieci na ataki. DARPA chce, by w NCR można było symulować obecnie istniejące oraz przyszłe rodzaje broni i operacji wojskowych. "Wirtualny poligon" umożliwi też symulowanie światowych systemów komunikacyjnych.W opublikowanym dokumencie czytamy: NCR musi być w stanie symulować dowolny fizyczny komputer oraz tworzyć jego repliki w wirtualnym świecie. Nie tylko repliki jego oprogramowania, ale sprzętu, aż do poziomu przerwań, repliki chipsetu, kart rozszerzeń i urządzeń zewnętrznych.Oczywiście taki wirtualny poligon będzie niekompletny bez wirtualnych ludzi. DARPA nazywa ich "replikantami": Replikanci muszą być w stanie podejmować różne role użytkownika. Zachowanie replikantów będzie zmieniało się w odpowiedzi na zmiany w sieci [będzie więc inne w zależności od tego, co akurat będzie symulowane, np. zabezpieczenia systemu informatycznego czy opracowywanie planów wojny - red.], ma też zmieniać się w zależności od aktywności w sieci [a więc replikanci będą inaczej działali gdy będzie prowadzony atak, a inaczej zachowają się, jeśli symulowana będzie np. awaria komputerów - red.]. Replikanci będą symulowali fizyczne korzystanie z urządzeń peryferyjnych, takich jak klawiatura czy mysz. Replikanci będą obsługiwali całe oprogramowanie - stwierdza dokument.W NCR znajdzie się też miejsce dla realistycznych, zaawansowanych sił obrony i ataku. Wśród ich działań można wymienić zaawansowane wykorzystanie technologii cyfrowych, od obrony krajowej sieci po przeprowadzanie ataku na sieć wroga... cyberprzeciwnicy zostaną wyposażeni w cały zestaw szkodliwych programów atakujących oraz narzędzia do obrony przed nimi.DARPA przewidziała też spustoszenia w wirtualnym świecie. Podczas pozorowanych walk wirtualna infrastruktura będzie niszczona, więc NCR musi być w stanie odbudowywać swoje zasoby tak, by można było przeprowadzać kolejne testy.Jednym z warunków powstania NCR jest bezpieczeństwo. Całość ani żadna jej część nie może wymknąć się spod kontroli. Firmy, które chciałyby przystąpić do projektu muszą też opracować swoistą maszynę czasu. DARPA chce bowiem symulować wolniejszy lub szybszy przepływ czasu. Wszystko po to, by móc dowolnie testować technologie w różnych fazach ich rozwoju.
-
Naukowcy twierdzą, że wskutek ocieplania klimatu i topnienia lodów Arktyki coraz częściej będziemy się spotykać z krzyżówkami niedźwiedzia polarnego i grizzly, tzw. niedźwiedziami grolar (gr- od grizzly i –członem -olar ze słowa polarny). Miałoby się tak stać, gdyż terytoria tych zwierząt zaczynają się w coraz większym stopniu pokrywać. Dr George Divoky, który przez ponad 30 lat pracował w Arktyce, wyjaśnia, że w czasie, gdy grizzly przesuwają się na północ, niedźwiedzie polarne są zmuszone przebywać na cieplejszym lądzie, przez co zauważyliśmy wzrost liczby hybryd. Zasadniczo może to oznaczać, że geny niedźwiedzi polarnych zachowają się w populacji grizzly. To ważne, ponieważ niedźwiedź polarny jest gatunkiem zagrożonym. Szesnastego kwietnia 2006 r. w północnej Kanadzie (w pobliżu osady Sachs Harbour na Wyspie Banksa) myśliwy Jim Martell zastrzelił białego niedźwiedzia z brązowymi łatami. Po badaniach DNA, które przeprowadziła organizacja Wildlife Genetics International, okazało się, że to niedźwiedź grolar. Matką była samica niedźwiedzia polarnego, a ojcem samiec grizzly. To pierwszy udokumentowany przypadek dzikiego grolara. Gdy zakończono testy genetyczne, okaz powrócił do Martella. Dr Divoky twierdzi, że aby zaobserwować topnienie lodów Arktyki nie trzeba już tworzyć komputerowych modeli. To zjawisko dostrzegalne gołym okiem. Wg niego, po raz pierwszy, odkąd ludzie zaczęli badać ten rejon, latem br. lód może całkowicie zniknąć. Naukowiec opowiada, że niedźwiedzie polarne coraz częściej żerują na wyspie, gdzie znajduje się jego chata noclegowa. W okresie od 1975 do 2002 przedstawiciele tego gatunku pojawili się tam tylko 3 razy. Potem przybywali rokrocznie, a w pewnym roku biolog widział 20 misiów w ciągu zaledwie 3 dni. Odkąd dwa lata temu odkryto pierwszą dziką hybrydę, wszyscy starają się wymyślić dla niej nazwę. Pojawiło się już kilka propozycji, np. Nanulak. To kombinacja dwóch wyrazów z języka Inuitów: Nanuk (niedźwiedź polarny) i Aklak (grizzly).
- 4 odpowiedzi
-
- Arktyka
- dr George Divoky
-
(i 6 więcej)
Oznaczone tagami: