Skocz do zawartości
Forum Kopalni Wiedzy

KopalniaWiedzy.pl

Super Moderatorzy
  • Liczba zawartości

    37640
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

    nigdy
  • Wygrane w rankingu

    247

Zawartość dodana przez KopalniaWiedzy.pl

  1. Wojciech Mazurczyk i Krzysztof Szczypiorski z Instytutu Telekomunikacji Politechniki Warszawskiej opracowali system steganograficzny dla technologii VoIP. Steganografia to metoda ukrywania poufnych informacji w zwykłym z pozoru przekazie. Treść, którą chcemy ukryć, możemy zakodować np. w pliku graficznym. Przecięta osoba tego nie zauważy, ale odbiorca wiadomości, który będzie wiedział, że w danym pliku jest informacja, z łatwością ją odkoduje. Polscy naukowcy odkryli metodę ukrywania wiadomości w rozmowach telefonicznych prowadzonych za pośrednictwem internetu. Wojciech Mazurczyk wyjaśnia, że w VoIP można ukryć swój przekaz, gdyż technika ta wykorzystuje protokół UDP, a nie TCP. UDP nie gwarantuje, że pakiety z danymi przyjdą do odbiorcy w takiej kolejności w jakiej zostały wysłane i że przyjdą wszystkie. To przyspiesza komunikację, a właśnie prędkość jest bardzo ważna w rozmowach głosowych. Ale, jak zauważyli uczeni, fakt, iż rozmowę można toczyć bez przeszkód pomimo utraty pakietów oznacza, że część z nich można by podmienić i przekazać w ten sposób ukrytą treść. Specjalnie przetrzymaliśmy przez jakiś czas przed wysłaniem pakiety z poufną informacją. Dzięki temu, gdy zostały odebrane, nie były traktowane jak pakiety ze zwykłymi danymi, ale jak zbyt późno przybyłe zagubione pakiety - dodaje Mazurczyk. Naukowcy pracują teraz nad sposobem zredukowania liczby pakietów potrzebnych do przekazania tajnej informacji. Jest to o tyle istotne, że im więcej podmienimy pakietów, tym większe zakłócenia się pojawią. Tak więc ktoś podsłuchujący naszą rozmowę, podczas której będziemy starali się przekazać tajne treści, może po zakłóceniach właśnie zorientować się, że przesyłamy dodatkowy przekaz.
  2. W piątek (30 maja), w dzień po swoich 30. urodzinach, zmarł Lorenzo Odone, bohater słynnego filmu Olej Lorenza. Przyczyną zgonu było zachłystowe zapalenie płuc. Nie widział nas ani nie mógł z nami porozmawiać, ale ciągle byliśmy razem. Nie cierpiał, a to bardzo ważne – podkreśla ojciec chorego Augusto. Po skremowaniu Lorenzo zostanie pochowany w Nowym Jorku u boku matki, która zmarła w 2000 roku. W wieku 6 lat u Lorenza zdiagnozowano adrenoleukodystrofię sprzężoną z chromosomem X (XALD), zwaną także chorobą Siemerlinga i Creutzfeldta. Wiąże się ona z nieprawidłową budową i działaniem peroksysomów. Zaburzeniu ulega cykl beta-utleniania kwasów tłuszczowych o bardzo długich łańcuchach (ang. very long fatty acids, VLFA), przez co zaczynają się one gromadzić w narządach wewnętrznych, zwłaszcza układzie nerwowym i gruczołach dokrewnych. Istnieje kilka typów fenotypowych adrenoleukodystrofii. Odmienne uszkodzenia mózgu, rdzenia kręgowego i nerwów obwodowych dają różne zespoły objawów neurologicznych. Lekarze twierdzili, że z dużym prawdopodobieństwem Lorenzo nie dożyje wieku dorosłego i umrze w ciągu dwóch lat od postawienia diagnozy. Jego rodzice nie zamierzali się jednak poddać i rozpoczęli poszukiwania lekarstwa na własną rękę. Wypróbowywali różne mieszanki olejów, które miały obniżyć stężenie VLFA we krwi. W filmie wszystko skończyło się dobrze, ale w rzeczywistości dzieci chore na ALD nadal umierały, mimo że podawano im olej Lorenza. Po 10 latach badań okazało się, że chociaż specyfik nie działa na już chore osoby, pomaga tym, którzy z racji uwarunkowań genetycznych, a więc mutacji genu ABCD1, znajdują się w grupie ryzyka. Gen ABCD1 koduje integralne peroksysomalne białko błonowe ALDP, które należy do rodziny transporterów kasetowych wiążących ATP. Olej Lorenza powstaje z kwasów tłuszczowych oliwy oraz oleju rzepakowego. Pacjentom podaje się trójglicerydy kwasu oleinowego oraz kwas erukowy.
  3. Żyjemy w jednej z niezbyt wielu kultur, w których nie jada się owadów. Tymczasem, jak donosi The New Zealand Herald, ich spożywanie niesie ze sobą praktycznie same korzyści. Insekty są bogate w białko i substancje odżywcze, ich jedzenie jest dobrym sposobem na walkę ze szkodnikami roślin i znacznie mniej zanieczyszcza planetę, niż żywienie się mięsem zwierząt hodowlanych. Naukowcy już dawno zauważyli liczne korzyści płynące z jedzenia owadów. Jednak przekonanie do takiej diety kogoś, wychowanego w naszym kręgu cywilizacyjnym, jest niemal niemożliwe. Tymczasem, jak mówi ekolog David George Gordon: insekty to najbardziej wartościowe spośród wszystkich nieużywanych przez nas stworzeń na świecie. Naukowcy z Universidad Nacional Autónoma de México skatalogowali 1700 różnych gatunków owadów, które są spożywane w co najmniej 113 krajach świata. I nie chodzi tutaj tylko o kraje Afryki czy Ameryki Południowej. Ponoć ulubionym daniem cesarza Japonii Hirohito były osy z ryżem. O tym, że owady są bogate w białko, można usłyszeć od dawna. Naukowcy zwracają jednak uwagę na to, że są one też "produktem" ekologicznym. Nie wymagają zamieniania lasów w pola uprawne, które - paradoksalnie - są chronione za pomocą toksycznych pestycydów, tylko po to, by zabić owady, mające większe wartości odżywcze niż rośliny, które usiłujemy przed nimi chronić. Badania wykazały, że insekty to nie tylko białko, ale też mniej cholesterolu i więcej nienasyconych kwasów tłuszczowych. Przeciętny Europejczyk skrzywi się z niesmakiem na myśl o tym, że mógłby jeść robaki. Jednocześnie ślinka cieknie mu na myśl o takich luksusach jak kraby, krewetki czy homary. Tymczasem, jak zauważa profesor Gene DeFoliart z University of Wisconsin-Madison, wymienione owoce morza to padlinożercy, a większość spożywanych przez ludzi owadów żywi się tylko i wyłącznie roślinami.
  4. Widok pięknych kobiet i dotykanie bielizny skłaniają wielu mężczyzn do jak najszybszego sięgnięcia po znajdującą się pod ręką nagrodę. Belgijscy badacze z Uniwersytetu Katolickiego w Leuven ostrzegają, że stanowi to zagrożenie zarówno dla ich portfeli, jak i szczupłej sylwetki (Journal of Consumer Research). Bram Van den Bergh, Siegfried DeWitte i Luk Warlop zauważyli, że ochota na bliską w czasie nagrodę wzrastała po dotykaniu biustonosza, przyglądaniu się fotografiom pięknych pań i obejrzeniu krótkich filmów, na których uwieczniono dziewczyny biegające po parku w bikini. Po dotknięciu stanika mężczyźni z większym prawdopodobieństwem zadowalali się natychmiastową, lecz niższą nagrodą pieniężną. Natomiast uprzedni kontakt z bodźcami seksualnymi [w postaci klipu czy zdjęć] mógł wpłynąć na to, co delikwent zjadał na deser: owoc czy ciasto czekoladowe – podsumowuje van den Bergh. Wg Belgów, uaktywnienie pożądania seksualnego wpływało na inne zachowania związane z poszukiwaniem przyjemności, nawet na racjonalny zazwyczaj stosunek do pieniędzy. Naukowcy tłumaczą, że zastosowane przez nich bodźce zmieniały perspektywę czasową, w której funkcjonowali mężczyźni. Zamiast na odleglejszej przyszłości zaczynali się koncentrować na "tu i teraz", szukając szybkiej gratyfikacji. Zastosowanie podobnych wybiegów w reklamie może wpływać na męskie inwestycje, zakupy i dietę. Ważne więc, by mieć to na uwadze podczas następnej wizyty w banku czy restauracji...
  5. Amerykańska Federalna Komisja Handlu (FTC) zakończyła postępowanie antymonopolowe i ogłosiła listę zaakceptowanych przez siebie transakcji giełdowych. Amerykańscy urzędnicy zgodzili się, by inwestor Carl Icahn zakupił kolejny pakiet akcji Yahoo!. Obecnie do Icahna należy 4,3% internetowego giganta. Może on dokupić akcji za kolejne 1,5 miliarda USD. Decyzja FTC może zaważyć na przyszłości Yahoo!. Icahn, o czym informowaliśmy wcześniej, przewodzi grupie "zbuntowanych" akcjonariuszy, którzy chcą, by Microsoft przejął Yahoo!. Miliarder ma zamiar doprowadzić do wymiany zarządu portalu. Doroczne Walne Zgromadzenie Akcjonariuszy, na którym dojdzie do próby wymiany, odbędzie się w lipcu. Nie wiadomo jednak, czy możliwy jest powrót do negocjacji nt. przejęcia Yahoo!. Przedstawiciele Microsoftu już wcześniej informowali, że zrezygnowali z zakupu całego portalu. Oczywiście nie jest wykluczone, że zmienią zdanie.
  6. Podczas niedawnej konferencji Google I/O, Marissa Mayer, wiceprezes Google'a ds. wyszukiwania zapowiedziała spore zmiany w mechanizmach wyszukiwawczych serwisu. Obiecała, że w przyszłości będziemy mogli wyszukiwać pliki wideo, obrazki i grafiki. Wspominała o personalizacji, która miałaby polegać na uwzględnianiu miejsca pobytu internauty oraz historii jego wcześniejszych wyszukiwań. Pani Mayer zapowiedziała też nowe usługi, wśród nich Google Translate - automatyczny serwis tłumaczących. Google pracuje też ciągle nad Book Search, kontrowersyjnym projektem skanowania całych księgozbiorów. Firmie będzie o tyle łatwiej, że z podobnego projektu właśnie wycofał się Microsoft. Warto wspomnieć też o Google Health, miejscu, w którym będą przechowywane informacje na temat zdrowia internautów czy Goog-411, biznesowej wyszukiwarce dla urządzeń przenośnych. Google chce wzbogacić swoją platformę o technologie rozpoznawania głosu oraz zamieniania mowy w tekst. Kolejną interesującą inicjatywą ma być oprogramowanie Gadgets, które pozwoli na wzbogacenie treści witryn WWW. Umożliwi ono, np. zaprezentowanie na własnej witrynie krzyżówki umieszczonej na stronie New York Timesa.
  7. Chińscy i amerykańscy naukowcy zauważyli, że w sytuacji kryzysu zagrażającego zewnętrznemu wizerunkowi firmy reakcja opinii publicznej zależy od kształtu twarzy dyrektora wykonawczego (Journal of Consumer Research). Gerald J. Gorn i Yuwei Jiang z Uniwersytetu w Hongkongu oraz Gita V. Johar z Columbia University w Nowym Jorku podkreślają, że podczas kryzysu media na całym świecie publikują zdjęcia szefostwa firmy, co prowokuje czytelników i widzów do formułowania sądów dotyczących zarówno osób, jak i samej sytuacji. W ramach eksperymentu międzynarodowy zespół naukowców badał reakcje wolontariuszy na doniesienia prasowe o fikcyjnym kryzysie jakiejś korporacji. Okazało się, że w sytuacji niezbyt poważnego zagrożenia wizerunku najlepiej sprawdzali się dyrektorzy o dziecięcych (z dużymi oczami, małymi nosami, wysokim czołem i drobnym podbródkiem) niż dorosłych rysach twarzy. Badani postrzegali ich jako osoby uczciwsze. Gdy jednak kryzys był poważny, zwłaszcza gdy wiązał się z zakwestionowaniem czyjejś kompetencji (np. nie zauważono istotnej wady produktu), schemat dziecięcości już nie pomagał, a nawet szkodził. W kontekście, w którym niewinność przywodzi na myśl naiwność, dojrzalsza twarz jest oceniana korzystniej.
  8. Od kilkudziesięciu lat wiadomo, że wzrost raka prostaty jest w większości przypadków stymulowany przez krążący we krwi testosteron. W związku z tym, jedną ze stosowanych metod leczenia zaawansowanej postaci tego nowotworu było obniżanie poziomu tego hormonu przez kastrację lub podawanie leków. Niestety, tego typu terapia pozwalała jedynie spowolnić rozwój choroby, lecz nie dawała efektu w postaci jej wyleczenia - prędzej czy później, nowotwór nabierał oporności na leczenie i przypuszczał kolejny, tym razem śmiertelny atak. Dopiero wykonane niedawno badania wyjaśniły mechanizm, który umożliwia guzowi rozwój pomimo braku produkcji testosteronu przez jądra. Badania, które wyjaśniły zagadkowe zjawisko, przeprowadzili lekarze z trzech amerykańskich instytucji: Fred Hutchinson Cancer Research Center, Oregon Health Sciences University oraz University of Washington School of Medicine. Odkryli oni, że komórki raka samodzielnie produkują testosteron oraz inne androgeny (męskie hormony płciowe) w ilościach wystarczających do utrzymania wzrostu guza. Ponieważ działa on już w miejscu wytworzenia, nie musi być wydzielany do krwiobiegu - w efekcie żadna ze znanych metod obniżania stężenia hormonu we krwi nie zapobiega skutecznie wzrostowi nowotworu. Odkryliśmy, że pomimo obniżenia poziomu krążącego we krwi tetosteronu do poziomu odpowiadającemu stanowi po kastracji, przerzutujące nowotwory prostaty są w stanie samodzielnie utrzymać znaczący poziom testosteronu, co napędza ich wzrost, mówi dr Elahe Mostaghel, jeden z autorów badań. "Znaczący poziom" oznacza w tym przypadku wartość aż czterokrotnie wyższą, niż u mężczyzn cierpiących na łagodną postać raka, którym nie usunięto jąder. Odkrycie to potwierdzono równolegle na poziomie genetycznym, wykazano bowiem podwyższoną aktywność genów odpowiedzialnych za syntezę najważniejszego męskiego hormonu płciowego. Dr Mostaghel zaznacza, że zebrane informacje powinny wpłynąć na zmianę kierunku prowadzonych badań. Według niego, obniżanie poziomu krążącego we krwi testosteronu nie wystarcza, by zablokować sygnały stymulujące rozwój guza. Aby skutecznie walczyć z chorobą, potrzebna jest, zdaniem badacza, skuteczna walka z produkcją androgenów w obrębie przerzutów. Metodą, która zdaniem badaczy ma szansę wpłynąć na tempo rozwoju choroby, jest walka z podwyższonym poziomem testosteronu już na etapie jego produkcji. Założenie to powinny spełnić leki wpływające bezpośrednio na enzymy odpowiedzialne za syntezę androgenów. Naukowcy przeprowadzili jeszcze jeden interesujący eksperyment, polegający na przeszczepieniu ludzkich komórek nowotworowych do organizmów wykastrowanych samców myszy. Zwierzęta te, pozbawione naturalnego mechanizmu odrzucania transplantacji od niespokrewnionych dawców, zachorowały na ludzki nowotwór i stały się obiektem badań nad aktywnością hormonalną przeszczepu. Dzięki badaniu odkryto, że poziom krążących we krwi androgenów był u tych zwierząt średnio dwukrotnie wyższy, niż w kontrolnej grupie zdrowych osobników, które nie zostały pozbawione jąder. Rak prostaty zajmuje trzecie miejsce na niechlubnej liście najbardziej śmiertelnych nowotworów u mężczyzn w Polsce. Według badań, aż dziesięć procent mężczyzn w wieku 50 lat jest bezpośrednio zagrożonych rozwojem tej choroby, której największym "sprzymierzeńcem" jest, niestety, brak świadomości oraz wstyd związany z wizytą u lekarza urologa. Tymczasem proste badanie u specjalisty oraz pomiar poziomu białka, zwanego PSA (antygenu swoistego dla prostaty - ang. Prostate-Specific Antigen), wystarczyłyby do wykrycia ogromnej ilości przypadków raka na bardzo wczesnym, w pełni uleczalnym etapie jego rozwoju. Wyniki badań zespołu dr. Mostaghela zostaną opublikowane w najnowszym numerze czasopisma Cancer Research.
  9. Powstawanie złogów substancji zwanej amyloidem jest związane z powstawaniem wielu schorzeń, takich jak choroby Alzheimera i Parkinsona, cukrzyca typu II czy choroby prionowe. Okazuje się jednak, że tego typu struktury mogą także posłużyć do syntezy nanomateriałów. Potencjalne zastosowanie tych ponadcząsteczkowych tworów może być szersze, niż dla syntetycznych polimerów, twierdzą Ehud Gazit oraz Izhack Cherny, badacze z Uniwersytetu w Tel Awiwie. Ich zdaniem, przewaga złogów o charakterze amyloidalnym nad większością innych polimerów wynika z faktu, że oprócz znakomitych właściwości mechanicznych, mogą one także pełnić funkcje biologiczne dzięki cechomom cząsteczek białka wchodzącego w ich skład. Warto zaznaczyć, że nazwa "amyloid" nie jest zarezerwowana dla określonego związku, a raczej dla specyficznego typu struktury. Składa się ona z nieprawidłowo uformowanych i zdeponowanych w nadmiarze molekuł białka, które nie zostało strawione i usunięte przez otaczające komórki. Powstawanie amyloidu jest dla wielu organizmów naturalnym i potrzebnym procesem - od jego syntezy zależne jest np. powstawanie otoczek wokół jaj niektórych owadów i ryb, a także tzw. biofilmów, czyli kolonii bakteryjnych rozwijających się na płaskich powierzchniach. Ze względu na różnorodność form oraz ról, jakie mogą pełnić tego typu struktury, trwają badania nad ich ewentualnym wykorzystaniem w nanotechnologii. Naturalną formą przyjmowaną przez polimery białka tworzącego amyloid jest kształt wstążki, pustej w środku rurki lub drabinki. Powstające w ten sposób włókna mogą mieć długość nawet do kilku mikrometrów, co odpowiada średnicy pojedynczej czerwonej krwinki. Twory takie posiadają zadziwiające właściwości mechaniczne - osiągają wytrzymałość znacznie większą od stali przy jednoczesnym zachowaniu niezwykłej rozciągliwości, co czyni je niedoścignionym wzorem dla naukowców zajmujących się tworzeniem sztucznych polimerów. Kolejną zaletą złogów amyloidalnych jest ich samorzutne powstawanie bez potrzeby intensywnego oddziaływania z zewnątrz - do powstania włókna wystarczy odpowiednio duża produkcja białka i jednoczesne zablokowanie czynników odpowiedzialnych za rozkład jego cząsteczek. Zdaniem izraelskich badaczy, niezwykłe białkowe struktury mogą być wykorzystane m.in. do powlekania powierzchni i jednoczesnego nadawania im pożądanych właściwości. Zastosowanie do produkcji amyloidu odpowiednio dobranych protein może także nadać im właściwość zwaną biokompatybilnością, czyli "zgodność" z mechanizmami działającymi wewnątrz organizmu oraz wysokie prawdopodobieństwo "zamaskowania" ciała obcego przed działaniem układu odpornościowego. Tego typu implant mógłby jednocześnie, dzięki porowatej strukturze, stopniowo uwalniać uwięziony w obrębie jego struktury lek. Inne możliwości obejmują np. tworzenie amyloidów o właściwościach katalitycznych (gdyby włókno było zbudowane z cząsteczek enzymu) lub funkcjonujących jako trójwymiarowe "rusztowania", symulujące naturalną strukturę tkanki. W swojej pracy badacze donoszą także o stworzeniu koncentrycznego przewodu zdolnego do przewodzenia prądu elektrycznego. Uzyskano go dzięki wypełnieniu wnętrza białkowej rurki srebrem i powleczeniu jej od zewnątrz warstwą złota. Podobne nanokable mogą posłużyć w przyszłości do zasilania oraz przesyłania informacji w nanomaszynach. Czy wizja naukowców z Izraela spełni się, dowiemy się najprawdopodobniej w najbliższych latach.
  10. Naukowcy z Uniwersytetu Yale, prowadzący badania nad chorobą Alzheimera, celowo wywołali zaburzenia funkcjonowania jednego ze szlaków sygnalizacji w obrębie układu immunologicznego. Ku ich zaskoczeniu okazało się, że... przypadkowo odkryli metodę, która pozwala na bardzo wydajne usuwanie z mózgu złogów odpowiedzialnych za rozwój tego wyniszczającego schorzenia. O swoim odkryciu donoszą na łamach najnowszego numeru czasopisma Nature Medicine. Badacze odkryli, że manipulowanie wymianą informacji pomiędzy komórkami pozwala na "przywołanie" (chemotaksję) komórek układu odpornościowego, zwanych makrofagami, do mózgu. W normalnych warunkach tego typu ruch jest utrudniony ze względu na naturalną barierę, oddzielającą ogólnoustrojowy przepływ krwi od jej cyrkulacji w obrębie mózgowia. Z tego powodu powstawanie złogów substancji zwanej amyloidem, odpowiedzialnej za rozwój objawów choroby Alzheimera, jest znacznie ułatwiony. [Dotychczasowe] próby stworzenia terapii leczących chorobę Alzhimera były utrudnione, gdyż większość z nich opierała się na dostarczaniu cząsteczek lub przeciwciał w poprzek bariery krew-mózg. Jeżeli wyniki naszych badań na myszach, skierowanych na wyleczenie objawów demencji podobnej do tej powstającej w chorobie Alzheimera, zostaną potwierdzone w testach na ludziach, możemy uzyskać możliwość wytworzenia leku, który byłby podawany do krwi obwodowej i powodowałby atak komórek układu odpornościowego na złogi amyloidu, tłumaczy dr Terrence Town, główny autor badań. Amyloid, złozony głównie z białka zwanego amyloidem-b, jest uważany za przyczynę uszkodzenia neuronów oraz stymulacji lokalnego stanu zapalnego. Oba te zjawiska powodują stopniowe pogorszenie funkcji mózgu, które objawia się pod postacią choroby Alzheimera. Zakłada się, że powstrzymanie wspomnianego procesu powinno zablokować proces rozwoju tego schorzenia, obecnie uznawanego za nieuleczalne. Odkrycie badaczy z Yale było możliwe dzięki... przypadkowi. Wcześniejsze badania wykazywały, że w mózgach osób (a także odpowiednio dobranych myszy, które służą jako organizm modelowy) cierpiących z powodu choroby Alzheimera podnosi sie poziom cząsteczki zwanej transformującym czynnikiem wzrostowym beta (TGF-b, od ang. Transforming Growth Factor beta), jednej z najważniejszych molekuł wyciszających odpowiedź immunologiczną. Na tej podstawie przypuszczano, że jego produkcja jest formą reakcji organizmu na wymykające się spod kontroli zapalenie. Powstał dzięki temu pomysł, aby wyciszyć produkcję TGF-b z zamiarem celowego pogorszenia objawów choroby (działanie takie powinno spowodować dalszy rozwój stanu zapalnego i nasilenie objawów u mysiego "pacjenta"). Wyniki eksperymentu całkowicie zaskoczyły zespół dr. Towna. Okazało się, że badane zwierzęta nie tylko osiągały lepsze wyniki testów badających funkcje poznawcze, ale dodatkowo złogi w ich mózgach zmniejszyły się aż o 90 procent. Dalsze badania potwierdziły, że zmniejszenie produkcji TGF-b umożliwia makrofagom,wyspecjalizowanym w usuwaniu ciał obcych, przenikanie przez barierę krew-mózg i niszczenie zgromadzonego amyloidu. Dodatkowo udowodniono, że aktywność żerna makrofagów, które przeniknęły do objętego zapaleniem mózgu, znacznie wzrosła dzięki zablokowaniu działania transformującego czynnika wzrostu. Obecnie badacze skupiają się na dokładnym wyjaśnieniu przyczyn zaobserwowanego zjawiska. Dokonane odkrycie może okazać się ważnym krokiem na drodze do stworzenia skutecznego leku na tę niezwykle ciężką chorobę.
  11. Typowy model dziedziczenia przedstawia przekazanie zestawu genów od rodziców do potomstwa. Okazuje się jednak, że schemat ten nie zawsze jest taki prosty. Badacze z Marine Biological Laboratory (MBL) ulokowanego w amerykańskiej miejscowości Woods Hole donoszą o niezwykłej klasie zwierząt, zwanych Bdelloidea, których genom wykazuje obecność niezwykle licznych sekwencji DNA, znanych dotąd z występowania u innych organizmów. Wśród „dawców” materiału genetycznego zidentyfikowano m.in. bakterie, grzyby, a nawet rośliny. Naukowcy nie ukrywają zaskoczenia skalą odkrytego transferu genów. To zadziwiające, że przedstawiciele Bdelloidea są zdolni do przyjęcia tak wielu genów, które zostały przeniesione z wielu różnorodnych źródeł, i utrzymania ich funkcji u nowego gospodarza, mówi pracująca w MBL dr Irina Arkhipova. Badaczka tłumaczy, że zdolność „uruchomienia” tak wielu genów, pierwotnie obcych, we własnych komórkach, może dawać ogromną korzyść z punktu widzenia dostosowania do warunków środowiska. Ta unikalna cecha może także przyspieszać specjację, czyli proces powstawania nowych gatunków. Niezwykła klasa wrotków posiada jeszcze jedną nietypową cechę: w ciągu 40 milionów lat ewolucji rozwinęło się w jej obrębie aż 360 gatunków, choć przez cały ten czas... nie były zdolne do rozmnażania płciowego. Odkrycie dokonane przez specjalistów z Woods Hole rzuca nowe światło na pozorną sprzeczność pomiędzy korzystaniem wyłącznie z rozmnażania bezpłciowego i zdolnością do wytworzenia tak wielkiej różnorodności genetycznej. Badacze sugerują, że oprócz przyjmowania sekwencji DNA z genomów niespokrewnionych organizmów, Bdelloidea mogły równie łatwo „dzielić się” genami w obrębie klasy. Ten nietypowy sposób transferu genów byłby, przynajmniej teoretycznie, niemal tak samo korzystny, jak rozmnażanie płciowe. Nadal nie jest znana odpowiedź na pytanie, jaki czynnik umożliwił wrotkom włączenie tak dużej ilości obcego materiału genetycznego do własnego genomu. Warto bowiem pamiętać, że większość przedstawicieli królestwa zwierząt „broni się” przed przyjęciem do własnych komórek obcego DNA – służy do tego przede wszystkim układ odpornościowy. Zdaniem badaczy, łatwość przenikania obcej informacji genetycznej do genomu Bdelloidea może być związana z ich wyjątkową wytrzymałością na wysuszenie oraz czynniki szkodliwe dla DNA. Zwierzęta te zdolne są do przejścia w stan podobny do hibernacji w odpowiedzi na spadek ilości wody w otoczeniu – nie wykazują wówczas niemal żadnych funkcji życiowych przez okres wielu miesięcy, a nawet lat. Oznacza to, że ich komórki są wówczas podatne na uszkodzenia, a mechanizmy odporności są nieaktywne. Umożliwia to, przynajmniej hipotetycznie, wnikanie obcego DNA do komórek. Gdyby w momencie zapadnięcia w stan uśpienia wrotek miał w swoim nieskomplikowanym układzie trawiennym resztki pożywienia, możliwe byłoby, przynajmniej hipotetycznie, przeniknięcie sekwencji DNA z pokarmu do komórek zwierzęcia. Szczegóły odkrycia zespółu dr Arkhipovej opublikował presiżowy magazyn Science.
  12. Kanadyjska firma Sunsoul zaprezentowała nową linię ubiorów codziennych i sportowych, które leczą trądzik, odmładzają starzejącą się skórę i działają jak filtr chroniący przed promieniowaniem ultrafioletowym. Niebieskie i żółte ubrania powstały w oparciu o opatentowaną technologię. Mikrowłókna tkaniny są wysycone fluorescencyjną substancją. Umożliwia to przekształcenie szkodliwych promieni UV i szerokiego zakresu światła słonecznego we wzmocnione spektrum światła, które korzystnie oddziałuje na człowieka. Błękitna odzież jest przeznaczona dla osób z trądzikiem. Generuje niebieski zakres promieniowania, a podczas badań dermatologicznych wykazano, że skutecznie eliminuje ono bakterie wywołujące tę chorobę skóry. Linia żółta powstała z myślą o osobach, które walczą z upływem czasu. Garderoba tworzy bowiem promienie z tego samego zakresu, co lasery używane przez lekarzy do odmłodzenia skóry. Zarówno linia niebieska, jak i żółta zapewniają ochronę przed promieniami UV (faktor UPF 50). Ceny są bardzo różne. Za daszek lub czapkę bejsbolówkę trzeba zapłacić 70 dol., ale bluzka z długim rękawem kosztuje już dwukrotnie więcej.
  13. Synsepal słodki (synsepalum dulcificum) to roślina pochodząca z zachodniej Afryki, znana Europejczykom od XVIII wieku. Jednak dopiero teraz ma ona szansę stać się wielkim przebojem gastronomicznym. Posiada ona bowiem niezwykłe właściwości całkowitego zmieniania smaku potraw. Przed kilkoma dniami w Nowym Jorku odbyło się przyjęcie, którego goście mogli doświadczyć działania owoców wspomnianej rośliny. Jedna z obecnych na nim pań dolała do szklanki piwa Guiness dużą ilość soku cytrynowego i po wypiciu stwierdziła, że całość smakowała jak napój czekoladowy. Inny z gości wylał sobie na język kilka kropli sosu Tabasco, którego smak był wyraźnie orzechowy, ostry orzechowy. Każdy z gości przed rozpoczęciem degustowania potraw otrzymał od gospodarza mały owoc, który miał dokładnie rozgryźć, rozsmarować językiem wewnątrz ust i przytrzymać przez około minutę. Później można było owoc połknąć. Niezwykłe wrażenia utrzymują się przez godzinę. Doktor Linda Bartoshuk, z Centrum Smaku i Zapachu University of Florida, która badała Synsepalum dulcificum mówi, że za zmianę smaku odpowiada białko zwane mirakuliną. Wiąże się ono z kubkami smakowymi i przy zetknięciu z kwasami działa jak wyzwalacz słodkiego smaku. Co ważne, doktor Bartoshuk mówi, że spożywanie owocu nie niesie ze sobą żadnego ryzyka. Zresztą już w latach 70. ubiegłego wieku FDA stwierdziło, że wyciąg z "cudownego owocu" może być używany jako substytut cukru. Co ciekawe, owoc powoduje niezwykłe doznania smakowe, jednak sam nie smakuje szczególnie. Jak mówią osoby, które go próbowały, to nie jest coś, co chciałoby się jeść.
  14. Naukowcom z izraelskiego Instytutu Weizmanna udało się osiągnąć niespotykany dotychczas stopień uporządkowania węglowych nanorurek. Jak wiadomo, nanorurki mają wiele bardzo pożytecznych właściwości i z ich wykorzystaniem wiąże się olbrzymie nadzieje. Pracują nad nimi zarówno onkolodzy, jak i elektronicy. Ci drudzy napotykają jednak na poważne przeszkody. Nanorurki są niezwykle małe i wykazują tendencję do samodzielnego chaotycznego łączenia się grupy. Z tego też powodu nie udało się dotychczas stworzyć większego, kompleksowego urządzenia elektronicznego. Specjaliści zaprezentowali na razie dość proste struktury. Doktor Ernesto Joselevich wraz z Arielem Ismachem oraz Noamem Geblingerem opracowali technologię za pomocą której zmusili nanorurki do samodzielnego łączenia się w uporządkowany sposób. Swoją technikę nazwali "porządek poprzez chaos". Joselevich tak mówi o badaniach: Próba stworzenia porządku poprzez chaos może wydawać się paradoksem, ale to często spotykane zjawisko w mikroświecie. Systemy znajdujące się pod wpływem skrajnych sił, mają większą tendencję do samoorganizowania się w bardziej zorganizowane struktury niż systemy, na które aż tak skrajne siły nie oddziałują. Zastosowaliśmy ten mechanizm w nanoskali by sprawdzić, czy zadziała. Udało się. W wyniku eksperymentu nanorurki uporządkowały się struktury o kształcie serpentyn. Taki kształt jest powszechny w geometrii wielu już działających urządzeń: w antenach, odbiornikach ciepła czy mechanizmach chłodzących. Poniższa animacja obrazuje "mechanizm spadającego spaghetti" zastosowany do uformowania pożądanego kształtu z nanorurek.
  15. Xerox zaprezentował prototypowy atrament z suchego żelu. Jest on przeznaczony do drukarek cyfrowych i pozwala nanosić wydruki praktycznie na każdą powierzchnię. Nowa technologia ma w przyszłości zrewolucjonizować druk atramentowy. Jak mówi Steve Hoover, dyrektor Xerox Research Center Webster: Dzisiejsze systemy dobrze sprawdzają się w wielu zastosowaniach, a drukarki offsetowe wybierane są do innych zadań. Możliwość drukowania niemal na każdej powierzchni powoduje, że drukarki cyfrowe również mogą być używane wszędzie. Atrament z suchego żelu ma zalety obu systemów - pozwala na tworzenie szybkich, tanich wydruków jak drukarki offsetowe oraz na personalizację wydruku, jak w drukarkach cyfrowych. Nowy atrament zachowuje nadany mu kształt na niemal każdej powierzchni, ponieważ jego bazy, w przeciwieństwie do innych atramentów, nie stanowi woda. Suchy żel ma konsystencję masła orzechowego. Jest podgrzewany przez głowice drukarki i staje się płynny. Następnie dysze wystrzeliwują żel, który natychmiast jest utwardzany na wydruku za pomocą światła ultrafioletowego. Żel nie spływa z drukowanej powierzchni, nie wymaga suszenia, ani systemów odprowadzających parę. Proces wydruku przebiega więc bardzo szybko. Na potrzeby żelu Xerox opracował też nowe głowice drukujące. Są one 10-krotnie bardziej wytrzymałe od współcześnie używanych głowic. Ponadto jedna głowica w ciągu sekundy jest w stanie nanieść 40 milionów kropli atramentu. Co więcej poszczególne głowice można łączyć, tworząc długie listwy drukujące. Hoover zastrzega jednak, że nowa technologia wciąż znajduje się w fazie badań. Zauważa przy tym, że już teraz wiadomo, iż pozwoli ona na zastosowanie drukarek atramentowych tam, gdzie dzisiaj są one nieobecne.
  16. Mikser kuchenny tak nam już spowszedniał, że nie kojarzy się z żadnymi szczególnymi dokonaniami. To jednak za jego pomocą grupa amerykańskich studentów uzyskała miniaturowe bąbelki, które utrzymują się przez rok. Dzięki nim będzie można m.in. poprawić konsystencję lodów (Science). Emilie Dressaire i zespół studiują inżynierię na Uniwersytecie Harvarda. Przed trzema laty zainspirowała ich rozmowa z chemikiem dr. Rodneyem Bee, podczas której naukowiec poszukujący sposobu na uzyskanie lepszej tekstury lodów light zaprezentował prosty eksperyment z mikserem. Udało mu się uzyskać mikrobąbelki, które nie pękały pod wpływem napięcia powierzchniowego. Ich średnica oscylowała wokół 1 mikrometra, a powierzchnię pokrywały maleńkie sześciokąty. Z góry całość przypominała piłkę futbolową. Wyniki doktora Bee zachwyciły opiekuna harvardzkiego laboratorium, profesora Howarda Stone'a, który kupił studentom mikser. Tak zaczęła się ich przygoda z bąbelkami. Ekipa przez dwie godziny napowietrzała lepki syrop glukozowy z dodatkiem stearynianu sacharozy i wody. Wszystko odbywało się w temperaturze pokojowej. Otrzymano pianę o strukturze krystalicznej, która zabezpieczała pęcherzyki przed pęknięciem. Stearynian sacharozy stał się dla bąbelków zbroją. W takim stanie mogły one przetrwać nawet przez rok. Dressaire widzi wiele zastosowań dla technologii swojego zespołu. I nie chodzi tu wyłącznie o produkty spożywcze, ale także o artykuły kosmetyczne, np. pianki do golenia, czy kontrasty stosowane w czasie badania USG. Wytrzymałe bąbelki mogłyby też zastąpić cząsteczki tłuszczu w pokarmach, m.in. lodach. A to naprawdę dobry sposób na obniżenie ich kaloryczności.
  17. Richard Wrangham i zespół z Uniwersytetu Harvarda doszli do wniosku, że nasi przodkowie musieli lubić gotowane pokarmy, ponieważ szympansy zwyczajne, bonobo (zwane inaczej szympansami karłowatymi), goryle i orangutany przedkładają ugotowane mięso, słodkie ziemniaki i marchew nad ich surową postać. Wg antropologów, preferencja ta jest wrodzona i mogła się ujawnić, gdy tylko hominidom udało się ujarzmić ogień. Prawdopodobnie pierwszy kęs jedzenia ugotował się przypadkiem. Nasi przodkowie zasmakowali w tak przyrządzonym pokarmie, więc zaczęli, tym razem świadomie, powtarzać zabiegi, które pozwoliły uzyskać ten wyśmienity efekt. Wrangham wykorzystał fakt, że małpy także lubią gotowane potrawy, do uzasadnienia swojej teorii, że gotowanie to kamień milowy w ewolucji naszego gatunku. Amerykanin dowodzi, że gotowanie ułatwia trawienie, co ok. 1,8 mln lat temu ułatwiło zajście zmian anatomicznych u Homo erectusa. Zmiany te obejmują wzrost objętości mózgu, skrócenie jelit i wykształcenie słabszych zębów. Inni antropolodzy nie zgadzają się z Wranghamem, ale ten odparowuje, że ciemne plamy brudu w pobliżu skamieniałych kości hominidów potwierdzają, że ogień wykorzystywano już ponad 1,6 mln lat temu. Wrangham i Victoria Wobber z Instytutu Biologii Ewolucyjnej Maxa Plancka postanowili razem sprawdzić, czy praprzodkowie współczesnego człowieka, australopiteki, mogli wykorzystywać ogień do gotowania, by poprawić smak lub konsystencję żywności. W tym celu testowali preferencje różnych gatunków człowiekowatych. Gdy szympansom dano do wyboru gotowane lub surowe marchewki oraz słodkie ziemniaki (Ipomea batatas), wybierały ugotowane pokarmy. Wrangham zauważa jednak, że na uzyskane rezultaty mogły wpłynąć dwa czynniki. Po pierwsze, małpy jadły już wcześniej gotowane potrawy. Po drugie, kierowało nimi zwykłe zaciekawienie, chęć skosztowania czegoś mało znanego. By ostatecznie rozwiać wątpliwości, amerykańsko-niemiecki tandem przeprowadził drugi eksperyment z trzymanymi w niewoli szympansami, bonobo, gorylami i orangutanami, które z pewnością nigdy wcześniej nie kosztowały pokarmów innych niż surowe. Okazało się, że one również preferują żywność gotowaną, co znacznie wzmocniło teorię o istnieniu preadaptacji. Skoro wiadomo już, że małpy gustują w gotowanym jedzeniu, pozostaje jeszcze odpowiedzieć na pytanie, dlaczego się tak dzieje. Na razie naukowcy nie doszli do konsensusu. Wrangham sądzi, że proces przyzwyczajania się do zmienionego pod wpływem obróbki cieplnej jedzenia zaszedł w ciągu życia nie więcej niż jednego pokolenia hominidów. Australopiteki szybko, podobnie jak dzisiejsze małpy człekokształtne, zauważyły, że ciepłe jedzenie jest smaczniejsze od zimnego. Henry Bunn, paleoantropolog z University of Wisconsin-Madison, uważa, że Wrangham dysponuje zbyt małą liczbą fizycznych dowodów, które wspierałyby jego teorię gotowania. Szympansy nie są autralopitekami albo wczesnymi przedstawicielami rodzaju Homo, dlatego ich preferencje odnośnie do pożywienia nie stanowią dowodu na to, co się właściwie stało.
  18. Konfabulacje, czyli zmyślone fakty czy zdarzenia, które mają zapełnić lukę w prawdziwych wspomnieniach, od dawna fascynowały zarówno psychiatrów, jak i neurologów. Badania zespołu dr Marthy Turner z Uniwersyteckiego College'u Londyńskiego rzuciły nieco światła na meandry ludzkiej wyobraźni i pamięci (Cortex). Naukowcy analizowali zachowanie 50 osób z urazami różnych części mózgu. Zaobserwowali, że wszystkie osoby, które konfabulowały, doznały urazu przyśrodkowej kory przedczołowej (to obszar z przodu mózgu, znajdujący się tuż nad oczami). Pacjenci z konfabulacjami różnili się pod względem zdolności pamięciowych oraz tzw. funkcjonowania wykonawczego (definiowanego jako zespół zdolności poznawczych nadzorowanych przez korę przedczołową, które pozwalają nadzorować jeszcze inne umiejętności i zachowania), dlatego konfabulacja nie może być prostą kombinacją zaburzeń działania w tych dwóch obszarach. Zamiast tego mamy do czynienia ze szczególną umiejętnością, zarządzaną przez tylną przyśrodkową korę przedczołową. Uszkodzenie tego rejonu wydaje się prowadzić do wytworzenia przekonujących fałszywych wspomnień. Studium Brytyjczyków pozwala zrozumieć, w jaki sposób mózg kontroluje wspomnienia i dzięki czemu umie od siebie odróżnić rzeczy, które się naprawdę wydarzyły, od kłamstw lub marzeń.
  19. Stymulacja głęboko położonych rejonów mózgu może pomagać pacjentom cierpiącym z powodu depresji - donoszą wspólnie naukowcy z klinik na terenie Stanów Zjednoczonych i Belgii. Nowy rodzaj terapii, zwany DBS (od ang. Deep Brain Stimulation - stymulacja głębokich rejonów mózgu), przynosi ulgę wielu pacjentom opornym na wszelkie stosowane uprzednio rodzaje leczenia. Testowane urządzenie przypomina nieco znane powszechnie rozruszniki serca. Jego zadaniem jest "narzucanie rytmu" neuronom, które dzięki bodźcowi z zewnątrz są w stanie powrócić do prawidłowej pracy. Podobne stymulatory stosowano już z powodzeniem m.in. w leczeniu choroby Parkinsona, lecz choroby psychiczne mają znacznie bardziej złożone podłoże, w związku z czym usuwanie ich objawów jest trudniejsze. Z tego powodu prace nad "rozrusznikiem mózgu", który mógłby z nimi walczyć, są na wczesnym etapie rozwoju. Obecnie trwają testy kliniczne, którym poddano kilkudziesięciu pacjentów cierpiących z powodu ciężkich przypadków depresji oraz zaburzeń obsesyjno-kompulsywnych (OCDs, od ang. Obsessive-Compulsive Disorders). Dotychczasowe rezultaty badań są obiecujące. Coraz częściej pojawiają się doniesienia o poprawie stanu zdrowia u pacjentów, którzy byli oporni na wszelkie stosowane rutynowo metody leczenia, takie jak farmakoterapia, psychoterapia, a nawet leczenie elektrowstrząsami. Co ważne, u wielu pacjentów pierwsze efekty leczenia były dostrzegalne niemal natychmiast po włączeniu urządzenia - wyraźnie zmienia się wyraz ich twarzy oraz sposób zachowania, a oni sami ze zdziwieniem mówią o poprawie nastroju. Badacze analizowali stan siedemnastu pacjentów ukarżających się na zaawansowaną depresję oraz dwudziestu sześciu osób cierpiących z powodu zespołów obsesyjno-kompulsywnych. Po roku leczenia udało się wprowadzić w stan remisji (tzn. zaniku objawów choroby) aż siedmiu pacjentów z depresją, natomiast trzyletnia terapia OCDs pomogła ponad połowie osób poddanych terapii. Nie wszyscy pacjenci poczuli się lepiej, ale jeśli odpowiedzieli [na leczenie - red.], reakcja była wyraźna, tłumaczy dr Helen Mayberg z Emory University, która wszczepiła dotychczas około pięćdziesięciu urządzeń typu DBS. Pierwsza osoba leczona z użyciem nowej technologii nie wykazuje objawów depresji już od pięciu lat, a łączny odsetek osób reagujących pozytywnie na terapię wynosi około 60-70%. Zapotrzebowanie na nowe rodzaje terapii chorób psychicznych jest ogromne. Szacuje się bowiem, że aż 20% pacjentów cierpiących z powodu depresji oraz 10% chorych na zaburzenia depresyjno-kompulsywne jest opornych na stosowane metody leczenia. Oznacza to, że nie istnieje skuteczna metoda leczenia dla kilku milionów osób w samych tylko Stanach Zjednoczonych. Pomimo obiecujących wyników, lekarze są ostrożni w ocenie nowej technologii. Przesłanki do stosowania DBS są wiarygodne., ocenia dr Wayne Goodman, członek amerykańskiego Narodowego Instytutu Zdrowia Psychicznego. Chirurgom czasem udaje się pomóc pacjentom w bardzo złym stanie poprzez niszczenie nieprawidłowo funkcjonujących obszarów mózgu. Elektrody są wszczepiane w podobne punkty, lecz nie niszczą tkanki - sygnały elektryczne można płynnie włączać lub wyłączać. Lekarz zaznacza jednak, że DBS wciąż nie nadaje się do szerokiego zastosowania, a wielu innych naukowców zaznacza, że wciąż nie poznano precyzyjnie rejonów mózgu odpowiedzialnych za powstawanie depresji. Odmienny punkt widzenia proponuje część pozostałych specjalistów. Rozważają oni m.in. wdrożenie tego typu terapii z nadzieją poprawy stanu zdrowia m.in. weteranów wojen w Iraku. Czy pomysł ten zostanie zrealizowany, dowiemy się zapewne w najbliższych miesiącach lub latach.
  20. Podwyższona podaż soli w diecie nie podnosi ryzyka śmierci - donoszą naukowcy z nowojorskiego Yeshiva University. Odkrycie to stawia pod znakiem zapytania obowiązującą powszechnie opinię o znacznej szkodliwości diety wysokosodowej. Odkrycia dokonano dzięki badaniu wykonanemu na reprezentatywnej grupie dorosłych Amerykanów. Celem obserwacji było określenie zależności pomiędzy ilością sodu przyjmowanego wraz z dietą a ryzykiem śmierci z powodu chorób układu krążenia. Ku zaskoczeniu badaczy, okazało się, że zalecana powszechnie dieta niskosodowa zwiększa, a nie zmniejsza, jak dotychczas sądzono, ryzyko zgonu z powodu schorzeń związanych z układem sercowo-naczyniowym. Materiałem do badań były informacje zebrane dzięki organizowanej przez rząd USA ankiecie na temat zdrowia Amerykanów. Dane te, uzyskane w latach 1988-1994, zestawiono ze statystykami dotyczącymi liczby zgonów w roku 2000. Z ostatniej grupy wybrano do dalszej analizy przypadki 8700 osób, które w momencie wzięcia udziału w ankiecie przekraczały wiek 30 lat i jednocześnie nie stosowały diety ubogiej w sód. Jednocześnie określono u nich dodatkowe czynniki ryzyka zapadnięcia na choroby układu krążenia, takie jak palenie tytoniu, nadciśnienie oraz cukrzyca. Naukowcy wykazali, że ryzyko zgonu z powodu schorzeń związanych z układem sercowo-naczyniowym wzrastało aż o 80% u osób zaliczających się do 25% populacji o najniższym dziennym spożyciu sodu. Jednocześnie obliczono, że całkowite ryzyko przedwczesnego zgonu wzrasta w tej grupie niemal o jedną czwartą, lecz, zdaniem badaczy, wynik ten nie jest wystarczająco jednoznaczny, by wykluczyć rolę przypadku. Nasze badania pokazują, że dla ogólnej populacji osób dorosłych prawdopodobieństwo, że wysokie spożycie sodu samodzielnie powoduje podwyższenie ryzyka śmierci z powodu chorób sercowo-naczyniowych, jest bardzo niskie, tłumaczy dr Hillel W. Cohen, specjalista z zakresu epidemiologii oraz zdrowia publicznego a Yeshiva University. Naukowiec zaznacza jednak, że analizowana ankieta miała wyłącznie charakter obserwacji, nie zaś testu klinicznego, toteż wszelkie wyniki należy traktować z odpowiednią ostrożnością. Jednocześnie, zdaniem badacza, powstaje jednak pytanie, czy zalecanie diety niskosodowej pacjentom obarczonym wysokim ryzykiem chorób układu krążenia jest potrzebne.
  21. Od niedawna w kinach można oglądać kolejną część przygód Indiany Jonesa w Królestwie Kryształowej Czaszki. Choć dwa wydarzenia zbiegły się w czasie, premiera filmu raczej nie zainspirowała naukowców, którzy po przeanalizowaniu cech kryształowych artefaktów twierdzą, że są one fałszywe (Journal of Archaeological Science). Czaszki stanowią część ekspozycji waszyngtońskiego Smithsonian Institution oraz British Museum. Badacze twierdzą, że potwierdzenie autentyczności archeologicznych artefaktów jest bardzo istotne, ponieważ rzutuje na nasze rozumienie przeszłości. Mało który artefakt ilustruje to lepiej niż tzw. kryształowe czaszki, które od XX wieku stały się tematem licznych książek, artykułów i filmów dokumentalnych. Czaszka z mlecznego kwarcu, która znajduje się w USA, ma ok. 25 cm wysokości. Anonimowy nadawca przysłał ją do Instytutu w 1992 roku. Nietypowy prezent opatrzył adnotacją: zakupione w mieście Meksyk w 1960 r. Czaszka z Londynu została kupiona w 1897 roku w Nowym Jorku od Tiffany'ego. Od lat 30. XX wieku specjaliści i nie tylko oni powątpiewają w autentyczność drugiego z artefaktów. Dopiero teraz można było jednak wykorzystać osiągnięcia nowoczesnej technologii, m.in. w zakresie medycyny sądowej, by stwierdzić, czy czaszki naprawdę pochodzą z ery prekolumbijskiej. Zespół Margaret Sax z British Museum posłużył się mikroskopem elektronowym, by stwierdzić, skąd pochodził kwarc do produkcji czaszek i jakimi metodami je wytworzono. W przypadku obu archeolodzy zauważyli na minerale ślady skrawania mechanicznego, a urządzenie tego typu trafiło do Ameryk dużo później niż w roku 1521. Wg nich, dzieła Azteków lub Majów wykonano by za pomocą narzędzi ręcznych. Co więcej, kwarc wykorzystany w czaszce z British Museum pochodzi prawdopodobnie z Brazylii lub Madagaskaru, czyli z obszarów, z którymi ludy prekolumbijskie nie utrzymywały kontaktów handlowych. Artefakt ze Smithsonian Institution nosi ślady obróbki karborundem, który po raz pierwszy zsyntetyzowano mniej niż 1,5 wieku temu. Wnioski? Czaszka z Londynu powstała w XIX wieku w Europie, a czaszkę z Waszyngtonu wyprodukowano na krótko przed kupieniem w 1960 roku.
  22. Profesor David Huron, muzykolog z Uniwersytetu Stanowego Ohio, uważa, że znalazł odpowiedź na pytanie, dlaczego słyszymy głos śpiewaka operowego, mimo iż nie posługuje się on wzmacniaczem i śpiewa przy akompaniamencie 100-osobowej orkiestry. Zdaniem Hurona jest to możliwe, gdyż większość dźwięków emitowanych przez śpiewaków ma częstotliwość 3-4 kiloherców. Ludzkie uszy są szczególnie wyczulone na te częstotliwości, gdyż odpowiadają one częstotliwości krzyku człowieka. Gdy krzyczymy z przerażenia, nieświadomie unosimy fałd przedsionkowy krtani. "Ważnym aspektem nauki śpiewaków operowych jest trening świadomego unoszenia fałdu przedsionkowego" - mówi Huron. Wyjaśnienie to jest jednym z elementów proponowanej przez Hurona teorii o "gęsiej skórce wywoływanej przez muzykę". Rzeczywiście niektórzy wybitni śpiewacy potrafią u publiczności wywołać takie zjawisko. Gęsia skórka to mechanizm chroniący przed utratą ciepłoty ciała. U człowieka to pozostałość po przodkach, którzy stroszyli włosy, by utrzymać przy skórze ciepłe powietrze. Stroszenie włosów jest też związane ze strachem, walką. Słysząc czyjś krzyk, możemy sami się przestraszyć i próbować stroszyć to, co pozostało nam z owłosienia ciała. Pozostaje jednak pytanie, dlaczego śpiew operowy, czyli doznanie przyjemne, jest związane z reakcją na strach? Huron mówi, że przyjemne dreszcze są powodowane przez hamowanie korowe jądra migdałowatego, które odpowiada też za uczucie strachu. Profesor przypomina, że już wcześniej zauważono, że nagłe zmiany głośności, tempa czy rytmu muzyki wywołują u słuchaczy reakcje podobne do strachu. Dzieje się tak dlatego, że są niespodziewane. Podobne mechanizmy odpowiadają za reakcje na przyjemność. Jak to możliwe? Zdaniem Hurona nasz mózg działa w dwojaki sposób. Po pierwsze musi jak najszybciej zareagować, szczególnie na niebezpieczeństwo. Po drugie, powinien zareagować adekwatnie do sytuacji, a więc ją rozpoznać, co zajmuje nieco czasu. Tak więc pierwsza reakcja na dźwięk jest błyskawiczna i przygotowuje nas na spotkanie z niebezpieczeństwem, druga zachodzi po tym, gdy sytuacja zostaje właściwie oceniona, wówczas odczuwamy przyjemność ze słyszanego dźwięku.
  23. W północno-zachodniej Australii odkryto skamielinę ryby pancernej (Placodermi) z idealnie zachowanym płodem i pępowiną. Rzeczony okaz uznano za najstarszą matkę świata, a moment pojawienia się żyworodności musiano przesunąć o 200 mln lat wstecz (Nature). Szacuje się, że ryba ma ok. 380 mln lat. Po raz pierwszy znaleziono płód z dołączoną pępowiną, jest to także najstarszy przykład istoty, która wydawała na świat żywe młode – opowiada profesor John Long z Muzeum Wiktorii. Dr Kate Trinajstic z Uniwersytetu Zachodniej Australii ma nadzieję, że z okazu plakodermy uda się jeszcze pobrać DNA i inne biomolekuły. Dwudziestopięciocentymetrową skamielinę, zachowaną w trzech wymiarach (!), znaleziono na stanowisku Gogo, które kiedyś było rafą barierową pełną ryb. Gatunek (Materpiscis attenboroughi) nazwano na cześć Davida Attenborough. Brytyjczyk jako pierwszy przedstawił Gogo jako domenę ryb w swojej serii telewizyjnej Życie na Ziemi. Mały szkielet znaleziono w górnej części jamy ciała samicy. Nie należał raczej do połkniętej ofiary, ponieważ delikatne kości nie nosiły śladów złamania czy nadtrawienia przez soki żołądkowe. Podczas tomografii komputerowej wysokiej rozdzielczości (HRCT) potwierdziły się początkowe przypuszczenia naukowców. Ich oczom ukazała się pępowina: główne naczynia krwionośne oraz coś, co mogło być skrystalizowanym woreczkiem żółtkowym. Kiedy okazało się, że biolodzy naprawdę mają do czynienia z ciężarną samicą, ponownie zbadano okaz innego gatunku ryby pancernej (Austroptyctodus gardineri), znaleziony w Gogo w 1986 roku. Ponownie stwierdzono obecność 3 płodów. Do tej pory naukowcy sądzili, że kopalne ryby składały ikrę, tymczasem mamy do czynienia z zapłodnieniem wewnętrznym i żyworodnością.
  24. Naukowcy z Wydziału Medycyny Uniwersytetu w Pittsburghu oraz Carnegie Mellon University przeprowadzili eksperymenty, podczas których małpy sterowały ramieniem robota za pomocą myśli. Wyłącznie za pomocą fal mózgowych zwierzęta wydały robotowi polecenie by wziął od człowieka piankę marsmallow i podał im ją do ust. To, jak dotąd, najbardziej zaawansowana technika pozwalająca na sterowanie urządzeniem za pomocą fal mózgowych. Wcześniej udawało się jedynie poruszać kursorem na ekranie. Badania dowiodły, że badania nad elektronicznymi protezami sterowanymi myślą, mają sens. Obie małpy najpierw uczono sterowania ramieniem za pomocą dżojstika. Następnie wszczepiono im do kory ruchowej mózgu siatkę składającą się ze 100 miniaturowych czujników. Podczas samego eksperymentu dłonie małp włożono w plastikowe tuby tak, by nie mogły za ich pomocą sięgnąć po smakołyk. Ten eksperyment tak naprawdę zbiera razem osiągnięcia wszystkich poprzednich i pokazuje, co jest już teraz możliwe - mówi doktor William Heetderks, z National Institute of Biomedical Imaging and Bioengineering. Doktor John P. Donoghue, dyrektor Instytutu Badań nad Mózgiem na Brown University dodaje, że wspomniane badania to najbardziej wszechstronna demonstracja sposobu, w jaki zwierzęta oddziałują na obiekty za pomocą samych fal mózgowych. Co więcej, eksperymentatorzy zauważyli, że małpy używały też sztucznego ramienia w sposób, którego się wcześniej nie uczyły. Oblizywały sztuczne palce, potrafiły sobie poradzić, gdy smakołyk przykleił się do sztucznej dłoni. Używały jej w podobny sposób, w jaki używają własnych kończyn. Oznacza to, że ich mózgi szybko adaptowały się do nowych sytuacji.
  25. Mozilla chce zostać wpisana do Księgi rekordów Guinnessa. Firma ma zamiar ustanowić rekord w liczbie kopii programu pobranych w pierwszym dniu premiery. Dlatego też prosi o pomoc internautów. W połowie czerwca nastąpi oficjalna premiera Firefoksa 3 i Mozilla chce, by właśnie podczas Download Day doszło do rekordowo dużej liczby pobrań. Dlatego też z jednej strony zachęca użytkowników, by ci mówili o akcji znajomym, a z drugiej, chce, by właściciele stron WWW umieszczali na nich przyciski zachęcające do pobierania przeglądarki. Obecnie w Księdze rekordów Guinessa nie istnieje żaden rekord dotyczący liczby pobrań programu. Mozilla twierdzi, że na całym świecie Firefoksa używa ponad 175 milionów osób. Z naszych statystyk wynika, że w kwietniu bieżącego roku aż 45,35% osób, które odwiedziły KopalnięWiedzy wykorzystywało przeglądarki z silnikiem Gecko. Internet Explorera używało w kwietniu 44,98% odwiedzających KopalnięWiedzy.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...