-
Liczba zawartości
37640 -
Rejestracja
-
Ostatnia wizyta
nigdy -
Wygrane w rankingu
247
Zawartość dodana przez KopalniaWiedzy.pl
-
Niedawno ogłoszono wyniki 5. edycji Konkursu na Najlepsze Złudzenie Wzrokowe Roku. Organizuje go Neural Correlate Society. Z pracami będzie się można zapoznać m.in. na Festiwalu Nauki w Glasgow. Drugie miejsce zajęło dzieło Roba Jenkinsa, psychologa z miejscowego uniwersytetu. Ghostly Gaze (Spojrzenie Ducha) to dwie kobiece twarze. Gdy widzi się je z daleka, wydają się patrzeć na siebie. Gdy jednak odległość między obserwatorem a głowami maleje (czyli obraz na siatkówce się powiększa), kobiety spoglądają przed siebie. Jenkins słusznie zauważa, że kierunek patrzenia jest ważną wskazówką w kontaktach społecznych. W większości sytuacji jesteśmy bardzo dokładni w ocenianiu, gdzie inni ludzie patrzą, ale w pewnych okolicznościach normalna percepcja spojrzenia może prowadzić na manowce. Psycholog wymieszał ze sobą szczegóły dwóch zdjęć, które są ze sobą sprzeczne. To, które detale dominują, zależy od odległości, z jakiej się je ogląda. Złudzenie pomaga nam lepiej zrozumieć naturę kontaktu wzrokowego i uczucia bycia obserwowanym.
- 3 odpowiedzi
-
- Ghostly Gaze
- Rob Jenkins
-
(i 3 więcej)
Oznaczone tagami:
-
Naukowcy z Bejrutu w Libanie donoszą, że dzieci i nastolatkowie mogą potrzebować aż do dziesięciu razy więcej witaminy D (kalcyferolu), niż sugerują obowiązujące obecnie normy. Jest to pierwsze badanie kliniczne tak dobrze dokumentujące ten fakt. Nasze badanie wykazało, że przyjmowanie witaminy D w dawkach 2000 IU [jednostek międzynarodowych - red.] jest nie tylko bezpieczne dla dojrzewających osób, lecz jest tak naprawdę niezbędne dla osiągnięcia odpowiedniego jej poziomu w organizmie, mówi dr Ghada El-Hajj Fuleihan, główny autor badań. Rekomendowana obecnie dawka, uznawana za wystarczająca do zapobiegania krzywicy, wynosi w przypadku dzieci i młodzieży 200 IU, lecz w ostatnich latach lekarze coraz częściej mówili, że rzeczywiste zapotrzebowanie na ten związek jest znacznie wyższe. Eksperyment wykonany w Libanie jest pierwszym wiarygodnym i szeroko zakrojonym badaniem, które potwierdza tę opinię. W trwającym rok teście wzięło udział 340 dzieci w wieku od dziesięciu do siedemnastu lat. Jednej trzeciej z nich podawano placebo, czyli preparat niezawierający w rzeczywistości badanej substancji. Kolejna, równie liczna grupa otrzymywała dawkę 200 IU witaminy D3 dziennie, czyli ilość odpowiadającą obecnie stosowanym normom. Reszta dzieci przyjmowała codziennie dawkę dziesięciokrotnie wyższą od zalecanej, czyli 2000 jednostek międzynarodowych. Po roku leczenia stwierdzono, że zarówno pacjenci przyjmujący placebo, jak i ci, którym podawano standardową dawkę witaminy, nie uzyskali zalecanego poziomu tego związku we krwi, czyli 30 nanogramów na mililitr. Z kolei dzieci, które przyjmowały dawkę 2000 IU dziennie, przekroczyły ten próg średnio o około 20 procent. Co ważne, u żadnej z badanych osób nie stwierdzono objawów toksycznego działania terapii. Mimo to badacze zalecają ostrożność i konsultację z lekarzem przed rozpoczęciem przyjmowania jakichkolwiek suplementów diety, szczególnie u dzieci. Badacze stanowczo podkreślają, że dzieci często nie przyjmują dostatecznej dawki witaminy D, niezbędnej przede wszystkim dla prawidłowej budowy kośćca. Dotyczy to szczególnie osób, które z racji krótkotrwałego przebywania na wolnym powietrzu nie są dostatecznie eksponowane na światło słoneczne, niezbędne dla produkcji tej substancji w organizmie. Autorzy badań zaznaczają jednak, że problem zbyt niskiej podaży dotyczy także osób dorosłych. Eksperyment był możliwy dzięki funduszom sponsorów: producenta żywności Nestle oraz niemieckiego koncernu farmaceutycznego Merck. Dokładne wyniki badań zostaną opublikowane w lipcowym numerze czasopisma Journal of Clinical Endocrinology & Metabolism.
- 151 odpowiedzi
-
- kalcyferol
- dziecko
-
(i 1 więcej)
Oznaczone tagami:
-
Chahrazed Boutekedjiret i zespół z National Polytechnic School w Algierii odkryli, że olejek z oregano skutecznie odstrasza kapturnika zbożowca (Rhizopertha dominica), owada niszczącego magazynowane zboże. Działa równie skutecznie jak syntetyczne insektycydy, ale nie wpływa ujemnie na środowisko (Journal of the Science of Food and Agriculture). Algierczycy podkreślają, że co prawda już wcześniej wiedziano, że oregano jest naturalnym straszakiem na owady (hamuje ono składanie jaj i rozwój larwalny), ale po raz pierwszy udało się wykazać, że nie ustępuje skutecznością sztucznym insektycydom. W olejku z tej rośliny zidentyfikowano 18 antyowadzich substancji. Im bardziej jest on stężony, tym silniej działa na szkodniki.
- 1 odpowiedź
-
- Rhizopertha dominica
- kapturnik zbożowiec
-
(i 3 więcej)
Oznaczone tagami:
-
Dlaczego tak wiele wiemy na temat nowotworów, lecz nie zawsze umiemy z nimi walczyć? Kolejne dziesięciolecia XX wieku przynosiły stopniowy wzrost liczby zachorowań na nowotwory. Ta niezwykle złożona grupa chorób, jeszcze na początku poprzedniego stulecia dość rzadkich, w ostatnich dekadach zyskiwała na znaczeniu, ostatecznie zajmując niechlubne miejsce na liście chorób cywilizacyjnych. Szacuje się, że obecnie nowotwory są drugą (po chorobach związanych z układem sercowo-naczyniowym) przyczyną największej liczby zgonów w krajach uprzemysłowionych. Skąd wzięła się ta nagła zmiana? Pierwszą przyczyną jest, z pozoru paradoksalnie, coraz dłuższy średni czas życia. Przekłada się on na wydłużony czas ekspozycji organizmu na szkodliwe warunki środowiska, które są jedną z głównych przyczyn rozwoju tych schorzeń. Nowotwory najczęściej rozwijają się w wieku, który jeszcze kilka stuleci temu osiągali stosunkowo nieliczni. Nic więc dziwnego, że w wysoce rozwiniętych, starzejących się społeczeństwach liczba chorych wzrasta najszybciej. Starzenie wiąże się z wieloma procesami, które sprzyjają powstawaniu nowotworów. Najważniejszym z nich, jak uważają powszechnie naukowcy, jest osłabienie układu odpornościowego. Ten naturalny „stróż” organizmu chroni nas nie tylko przed najbardziej oczywistym zagrożeniem, jakim są mikroorganizmy, lecz także przed powstawaniem nieprawidłowych komórek wewnątrz własnych tkanek. Z wiekiem, gdy układ immunologiczny traci swą skuteczność, spada też zdolność do odnajdywania uszkodzonych komórek, co grozi bezpośrednio rozwojem choroby nowotworowej. Osłabienie skuteczności obrony przed nowotworami nie wynika jednak wyłącznie z jego starzenia wraz z postępującym osłabieniem całego organizmu. Również same komórki, na skutek mutacji, nabierają często cech, które pozwalają im „umknąć” przed wykryciem i zniszczeniem. Pojawiają się zaburzenia produkcji wielu substancji regulujących odpowiedź immunologiczną, jak np. spadek syntezy i wydzielania na powierzchnię błony komórkowej tzw. cząsteczek MHC (od ang. Main Histocompatibility Complex – główny układ zgodności tkankowej), które funkcjonują jako „etykietka” pozwalająca na odróżnienie komórek obcych od swoich a także – dzięki możliwości wiązania białek wewnątrzkomórkowych z MHC – na prezentację bieżącej sytuacji w jej wnętrzu. Wiąże się z tym jednak pewien paradoks – okazuje się bowiem, że nadmierny spadek ilości cząsteczek MHC na powierzchni komórki aktywuje inny mechanizm odporności, związany z usuwaniem komórek, na których znajduje się niewystarczająca ilość „etykietek” zgodnych z własnymi. Dotychczas nie udało się dokładnie wyjaśnić, dlaczego - pomimo istnienia tych dwóch mechanizmów – nadzór immunologiczny zawodzi. Warto jednak zaznaczyć, że na całym świecie trwają bardzo liczne badania nad terapiami wykorzystującymi możliwości układu odpornościowego z nadzieją pokonania tego trudnego przeciwnika. Oprócz podatności na czynniki działające „z zewnątrz”, zdrowe komórki posiadają także własny mechanizm samobójczej śmierci w przypadku uszkodzenia, zwany apoptozą. W prawidłowo funkcjonującym organizmie proces ten zachodzi nieustannie i pozwala na ciągłą wymianę starych komórek na nowe, reorganizację tkanek itp. Gdy jednak dochodzi do mutacji blokujących ten proces, komórka jest niezdolna do autoeliminacji, co stanowi ważny krok na drodze do powstania nowotworu. Badania wskazują, że aż około połowy nowotworów wykazuje mutacje w genie zwanym TP53, kluczowym dla procesu apoptozy oraz regulacji tempa podziałów komórkowych. Zaburzenie apoptozy nie oznacza jednak, że komórka jest zdolna do niekontrolowanych podziałów. Aby stało się to możliwe, potrzebnych jest znacznie więcej mutacji. Problem polega na tym, że mutacje, będąc procesem losowym (istnieją co prawda regiony DNA, które mutują częściej od innych, lecz nie sposób przewidzieć dokładnie, do jakich mutacji dojdzie w danej komórce), mogą często powodować nieprzewidywalne efekty. Jest to niezwykle ważne, gdyż nowotwory, w przeciwieństwie do większości innych chorób, mają niezwykle zróżnicowany charakter i są z tego powodu wyjątkowo trudne do leczenia. Na szczęście, rozwijająca się prężnie diagnostyka genetyczna oraz badania z dziedziny biologii nowotworów pomagają nam zrozumieć naturę tych wyniszczających chorób, z którymi stara się następnie – w oparciu o wiedzę na temat ich potencjalnych słabych punktów - walczyć medycyna. Wśród przeszkód, które utrudniają skuteczną walkę z nowotworami, trzeba też, niestety, wspomnieć o czynniku ludzkim. Zdecydowanie zbyt mała ilość osób udaje się na regularne wizyty u lekarza (oczywiście niemały wpływ ma na to także organizacja służby zdrowia), wiele osób ignoruje także pierwsze widoczne objawy choroby oraz zaniedbuje wykonywanie badań profilaktycznych. Wśród pojawiających się często symptomów, które powinny skłonić do wizyty u lekarza, warto wymienić takie, jak: zmiana kształtu lub koloru znamion barwnikowych („pieprzyków”), pojawienie się guzków na dowolnej części ciała, krwawienie z przewodu pokarmowego, chrypka czy ogólne osłabienie organizmu lub nieuzasadniony spadek masy ciała. Należy bowiem pamiętać, że powtarzane regularnie hasło, mówiące o uleczalności nowotworów na wczesnym stadium ich rozwoju, jest w ogromnej liczbie przypadków prawdziwe.
-
Pierwszy na świecie optyczny rozrusznik serca został przetestowany i opisany na łamach czasopisma Optics Express. Grupa naukowców z Uniwersytetu w japońskiej Osace wykazali, że błyski światła o odpowiednich parametrach mogą pobudzić komórki mięśniowe serca (kardiomiocyty) do skurczów. Jeżeli podasz tego typu komórkom wystarczająco silny impuls światła laserowego w bardzo krótkim czasie, uzyskusz gigantyczną odpowiedź, tłumaczy Nicholas Smith, szef zespołu pracującego nad wynalazkiem. Światło lasera wpływa na komórki poprzez aktywację tzw. kanałów jonowych, czyli białek zdolnych do kontrolowanego uwalniania jonów (w tym przypadku chodzi o naładowane dodatnio jony wapnia). Powoduje to zmiany ładunku elektrycznego w poszczególnych częściach komórki, przez co dochodzi do skurczu. Naukowcom udało się uzyskać, w zależności od potrzeb, dwa dokładnie przeciwne mechanizmy. W pierwszym eksperymencie dowiedli, że rytmiczne pobudzanie kardiomiocytów do skurczu może wymusić na nich "przyjęcie" narzuconego rytmu skurczów, co przypomina do złudzenia pracę tradycyjnego rozrusznika serca. Drugie doświadczenie polegało na wywołaniu odwrotnego efektu: dzięki pobudzaniu pojedynczej komórki do kurczenia się z częstotliwością niezgodną z pozostałymi, udało się wywołać stan podobny do fibrylacji, czyli braku koordynacji pomiędzy poszczególnymi kardiomiocytami. Wywołanie w hodowli komórkowej takiego stanu może być bardzo pomocne przy eksperymentach nad lekami, których zadaniem jest przywracanie prawidłowego rytmu serca. Badania nad urządzeniem przeprowadzono dotychczas wyłącznie na tzw. liniach komórkowych, czyli komórkach hodowanych w laboratorium, poza żywym organizmem. Niestety, obecnie stosowana wersja lasera powoduje poważne uszkodzenie komórek przy wielokrotnej ekspozycji na światło, toteż ewentualne zastosowanie tego typu rozrusznika jako implantu jest mało prawdopodobne. Wszystko wskazuje więc na to, że przez kilka najbliższych lat pozycja stosowanych obecnie rozruszników, działających w oparciu o wysyłanie do serca impulsów elektrycznych, jest niezagrożona.
-
- Nicholas Smith
- rozrusznik serca
-
(i 1 więcej)
Oznaczone tagami:
-
Siła grawitacji odgrywa istotną rolę w naszej orientacji przestrzennej. Nagłe zmiany siły ciążenia, towarzyszące np. wyniesieniu w przestrzeń kosmiczną, powodują zaburzenia tego zmysłu oraz uniemożliwiają poprawne zachodzenie wielu czynności, których poprawne wykonanie wymaga orientacji w przestrzeni. Odbija się to niekorzystnie także na wielu czynnościach fizjologicznych i powoduje przykre objawy, takie jak nudności, halucynacje czy poczucie zagubienia. Tego typu zaburzenia, dotykające aż połowę astronautów, określamy zbiorczo jako choroba kosmiczna lub syndrom adaptacji kosmicznej (SAS, od ang. Space Adaptation Syndrome).Co ciekawe, syndromy SAS pojawiają się także w czasie długotrwałego przebywania w wirówkach służących m.in. do wykonywania na ziemi symulacji warunków towarzyszących pilotom myśliwców. Do wywołania symptomów choroby wystarcza przebywanie przez godzinę w warunkach przeciążenia trzykrotnie wyższego od siły przyciągania ziemskiego. Co ciekawe, samo wykonywanie obrotów nie jest dla badanej osoby nieprzyjemne, lecz objawy pojawiają się najczęściej dopiero po opuszczeniu wirówki. Objawy te są identyczne z tymi spotykanymi u astronautów, co skłoniło badaczy do wysunięcia hipotezy, że przyczyną choroby kosmicznej nie jest stan nieważkości jako taki, lecz nagłe zaburzenia grawitacji. Badaniem SAS zajęła się bliżej Suzanne Nooij, doktorantka i pracowniczka Centre for Man and Aviation w holenderskim mieście Soesterberg. Wyniki jej badań potwierdzają, że nudności powstające w warunkach nieważkości oraz po wyjściu z wirówki są spowodowane przez ten sam mechanizm, co umożliwiło badaczce przeprowadzenie dokładnej analizy SAS bez konieczności wykonywania badań na astronautach. Najbardziej oczywistym obiektem badań był ludzki organ równowagi - błędnik. Zlokalizowany jest w uchu wewnętrznym i składa się z trzech półkolistych kanałów ustawionych prostopadle względem siebie. W każdym z nich umiejscowione są otolity, czyli niewielkie grudki, które pod wpływem siły ciążenia opierają się na odpowiednich ściankach kanałów błędnika i w ten sposób przekazują do mózgu informacje o przyśpieszeniach działających na ciało. Mgr Nooij postanowiła zbadać, czy otolity po lewej i prawej stronie głowy zachowują się identycznie i czy ewentualne zaburzenia tej symetrii mogą powodować objawy SAS. W eksperymencie wzięło udział piętnastu ochotników podatnych na wywołanie objawów syndromu. Badaczka potwierdziła, że osoby te wykazują znaczne różnice w budowie i wielkości otolitów oraz podwyższoną wrażliwość ścianek kanałów, w których się znajdowały. Zdaniem mgr Nooij, sama asymetria otolitów nie przesądza o podatności na objawy choroby kosmicznej - równie ważne są cechy budowy i funkcjonowania kanałów błędnika. Wyniki badań Holenderki mają szansę stać się istotnym narzędziem pomagającym w doborze i szkoleniu pilotów myśliwskich oraz astronautów. Być może pomogą także w opracowaniu metod leczenia i zapobiegania przykrym objawom SAS, szczególnie u kosmicznych turystów.
-
- Suzanne Nooij
- astronauci
-
(i 3 więcej)
Oznaczone tagami:
-
NTT oraz Uniwersytet w Osace poinformowały, że przed dwoma dniami (26 maja) po raz pierwszy w historii wykorzystały kwantową teleportację do przeprowadzenia kwantowych obliczeń. Powodzenie projektu było możliwe dzięki pracom grupy naukowców z NTT, której przewodzil Yuuka Tokunaka oraz profesora Nobuyukiego Imoto z Uniwersytetu w Osace. Pokazany przez nich "kwantowy komputer" był zbudowany z "obracającej się bramki" oraz "kontrolowanej bramki NOT". Naukowcy poinformowali, że "obrotowa bramka" była łatwa do stworzenia, jednak z "kontrolowaną bramką NOT" były problemy, ponieważ jej konstrukcja wymagała interakcji pomiędzy qubitami. Udało się ją zbudować, dzięki kwantowej teleportacji, czyli zjawisku polegającym na przeniesieniu stanu kwantowego pomiędzy oddalonymi od siebie splątanymi qubitami. Naukowcy splątali ze sobą cztery fotony uzyskane za pomocą konwersji parametrycznej. Technika ta pozwala na wygenerowanie pary fotonów za pomocą pobudzenia laserem nieliniowego kryształu optycznego. Wiarygodność (czyli odsetek skutecznych prób uzyskania pożądanego obiektu) wyniosła 86%, czyli jest znacznie wyższa niż to, co udawało się dotychczas osiągnąć. Naukowcy, gdy mieli już cztery splątane fotony, przeprowadzili za ich pomocą obliczenia. Japończycy planują teraz zwiększenie liczby fotonów biorących udział w obliczeniach tak, by można było wykonywać za ich pomocą dowolne operacje matematyczne.
-
- teleportacja
- qubit
-
(i 1 więcej)
Oznaczone tagami:
-
Piwo, napój alkoholowy znany ludzkości od dawna, przechodzi najwyraźniej księżycową metamorfozę. Aby zachęcić klientów do sięgnięcia po konkretną markę, stosuje się już tzw. moonvertising (rzutowanie laserem logo piwa Rolling Rock na Srebrny Glob), teraz przyszła kolej na piwo kosmiczne. Japoński browar Sapporo (Sapporo Bīru Kabushiki-gaisha) warzy je z jęczmienia, którego trzecie pokolenie przez pięć miesięcy 2006 roku rosło na pokładzie Międzynarodowej Stacji Kosmicznej. Chcemy zakończyć produkcję do listopada br. To będzie pierwsze piwo kosmiczne – cieszy się szef Sapporo Junichi Ichikawa. Browar dysponuje ilością zboża, która pozwala na zapełnienie tylko 100 butelek. Na razie nikt nie wspominał o planach rozpoczęcia regularnej produkcji tego alkoholu. Naukowcy nie odkryli żadnej różnicy genetycznej między jęczmieniem z Międzynarodowej Stacji a zbożem hodowanym na Ziemi. W związku z tym piwa kosmiczne i ziemskie są takie same. Po co więc przepłacać?
- 4 odpowiedzi
-
- Międzynarodowa Stacja Kosmiczna
- jęczmień
-
(i 3 więcej)
Oznaczone tagami:
-
Jutro, 29 maja, zostanie uruchomiona biorafineria, produkująca paliwo z odpadów roślinnych. Zakład w Jennings w Louisianie, będzie wytwarzał rocznie 5,3 miliona litrów etanolu. Jego olbrzymią zaletą jest fakt, że korzysta on z odpadów pozostałych po przetwarzaniu trzciny cukrowej. Fabryka to jednocześnie pierwszy w USA zakład produkcji biopaliwa z celulozy. Jego właściciel, firma Verenium, będzie używała prototypowej fabryki to testowania nowych technologii. Chce przy tym wykazać, że galon (3,8 litra) takiego paliwa będzie kosztował około 2 dolarów, co uczyni je konkurencyjnym wobec innych rodzajów etanolu oraz benzyny. Verenium tak bardzo wierzy w powodzenie swojego projektu, że już w przyszłym roku ma zamiar rozpocząć budowę fabryk, z których każda będzie produkowała rocznie od 76 do 114 milionów litrów etanolu. Otwarcie zakładu w Jennings może oznaczać przełom w produkcji paliwa z odpadów roślinnych. Dotychczas podobne instalacje istniały tylko w laboratoriach lub były wykorzystywane na bardzo małą skalę. Nie pracowały też w trybie ciągłym, przez co niemożliwe było zbadanie realnych kosztów produkcji paliwa. Kolejną, nie mniej ważną korzyścią z otwarcia nowej fabryki jest fakt, że wykorzystuje ona niejadalne części roślin. W USA bioetanol produkuje się przede wszystkim z kukurydzy. Podobne technologie są wykorzystywane również w innych krajach, co przyczynia się do wzrostu cen żywności, gdyż rośliny, zamiast służyć do produkcji pożywienia, jest przerabiana na paliwo. Wykorzystanie odpadów nie tylko zahamuje ten proces, ale, być może, przyczyni się do spadku cen żywności. Przetwórnie będą mogły sprzedać odpady roślinne, więc nie tylko zarobią dodatkowe pieniądze, ale jednocześnie nie będą musiały płacić za utylizację. Problem wzrostu cen żywności staje się coraz bardziej poważny. Rosnące ceny ropy naftowej spowodowały, że nagle opłacalna stała się produkcja paliw z roślin spożywczych. To jednak spowodowało wzrost ich cen. Dlatego też amerykańscy prawodawcy wnieśli poprawki do ustawy Renewable Fuels Standard. Przewiduje ona teraz, że na terenie USA do roku 2015 powinno się produkować 57 miliardów litrów paliwa z kukurydzy, ale jednocześnie do roku 2012 ma powstawać 3,8 miliarda litrów etanolu wytwarzanego celulozy (odpady roślinne, przemysłu drzewnego, trawa), a do 2022 produkcja powinna wzrosnąć do 60,5 miliarda litrów. Proces produkcji biopaliwa w instalacji firmy Verenium rozpoczyna się od gotowania odpadów trzciny pod wysokim ciśnieniem i w lekko kwaśnym środowisku. Pozwala to na oddzielenie hemicelulozy od celulozy. Następnie hemiceluloza podlega fermentacji z użyciem genetycznie zmodyfikowanych bakterii E.coli. Prowadzi to do jej rozkładu. Wówczas do akcji wkraczają bakterie Klebsiella oxytoca. Jej zadaniem jest z jednej strony produkcja enzymów rozkładających celulozę, a z drugiej redukcja zawartości enzymów pochodzących z innych źródeł. Całość jest następnie destylowana i powstaje gotowe paliwo.
-
Żaba włochata (Trichobatrachus robustus) łamie własne palce, by powstały pazury, które przebiją powłoki skórne poduszek palców. David Blackburn i zespół z należącego do Uniwersytetu Harvarda Muzeum Zoologii Porównawczej uważają, że to mechanizm obronny. Płaz zachowuje się w ten dziwaczny sposób, gdy czuje się zagrożony. Podobne zjawisko występuje u 9 z 11 gatunków żab z rodzaju Astylosternus. Większość z nich zamieszkuje Kamerun. Biolodzy dodają, że jak dotąd wysuwanie żeber na żądanie, by uzyskać coś w rodzaju drutu kolczastego pokrywającego klatkę piersiową, zaobserwowano np. u salamander. Był to jednak inny mechanizm niż u Trichobatrachus robustus. Istnieją żaby, których nadgarstki pokrywają wyrostki kostne. Jednak u tych gatunków wyrastają one raczej przez skórę, a nie przebijają jej, gdy zajdzie taka potrzeba – uważa Blackburn. Pazury żaby włochatej występują tylko w tylnych kończynach. W stanie spoczynku są osadzone w zbitkach tkanki łącznej. Pomiędzy kością palca a ostrym czubkiem pazura tworzy się kolagenowy most. Drugi koniec pazura jest podłączony do mięśnia. Gdy zwierzę czuje się zagrożone, kurczy mięśnie, co wypycha pazury na zewnątrz. Ostry czubek odłamuje się od końcówki kości i przebija poduszki palców. W rezultacie powstaje coś, co przypomina wysuwane pazury kotów, ale to tylko powierzchowne podobieństwo. Brakuje np. zewnętrznej warstwy z keratyny. Mamy do czynienia wyłącznie z kością. Blackburn badał tylko nieżywe egzemplarze, dlatego nie wie, co się dzieje, gdy pazury się chowają, jeśli w ogóle się chowają. Ponieważ nie ma mięśnia, który odpowiadałby za wycofywanie pazurów, członkowie zespołu sądzą, że szpony samoczynnie cofają się do poduszki, gdy rozluźniają się mięśnie, które wypchnęły je przez skórę. Mamy do czynienia z płazami, nie zdziwilibyśmy się więc, gdyby niektóre części rany się zagoiły i tkanka zostałaby zregenerowana. Już podane wcześniej informacje sprawiają, że Trichobatrachus robustus wydaje się, delikatnie mówiąc, nietypowa. Na tym jednak nie koniec rewelacji. Samce żaby, które osiągają długość 11 cm, wytwarzają w okresie rozrodu przypominające włosy długie wypustki skórne. Dzięki nim podczas opieki nad potomstwem mogą pobierać z otoczenia więcej tlenu. W Kamerunie Trichobatrachus robustus są pieczone i zjadane. Myśliwi zaczajają się na nie z włóczniami i maczetami. Tylko tak udaje im się uniknąć kontaktu z pazurami.
-
Badacze z Uniwersytetu w Münster dementują pogłoski o istnieniu związku między migrenami a leworęcznością (Cephalalgia). Około 26 lat temu grupa badaczy ogłosiła, że wśród osób uskarżających się na migrenowe bóle głowy znaleziono więcej ludzi z dominującą ręką lewą. Tymczasem Niemcy pracujący pod przewodnictwem dr Katrin Biehl nie odnotowali istotnej statystycznie różnicy w częstości czy stopniu leworęczności u ochotników z grupy migrenowej i kontrolnej. Były one równoliczne (100), a wolontariuszy dopasowano pod względem płci oraz wieku. W każdej grupie znalazło się po 87 kobiet i 13 mężczyzn. Średnia wieku oscylowała wokół 40 lat. Wśród migrenowców znalazły się 4 osoby leworęczne, a wśród ludzi zdrowych było ich dokładnie dwukrotnie więcej (8). Zespół Biehl połączył własne wyniki z wynikami 5 podobnie zaprojektowanych studiów. W ten sposób łączna liczba osób cierpiących na migrenę wzrosła do 980, a członków grupy kontrolnej do 1738. Odsetek ludzi leworęcznych w pierwszej grupie wynosił 7,3%, a w drugiej 6,8%.
-
Pacjenci z nowotworami powinni unikać zażywania podczas terapii suplementów z przeciwutleniaczami, ponieważ wydaje się, że mogą one zmniejszać skuteczność zarówno chemio-, jak i radioterapii (Journal of the National Cancer Institute). Zespół doktora Briana D. Lawendy z Navel Medical Center w San Diego przejrzał dane z badań nad używaniem przeciwutleniaczy podczas leczenia onkologicznego. Mimo że trwają one od blisko 20 lat, naukowcy nadal nie doszli do konsensusu. Amerykanie natknęli się na 3 studia nad stosowaniem antyutleniaczy podczas radioterapii. Skupili się na największym z nich. Okazało się, że zażywanie przeciwutleniaczy ograniczało ogólną przeżywalność. Jedna z substancji o antyutleniających właściwościach, amifostyna, chroniła zdrowe tkanki przed uszkodzeniem, nie zwiększając przy tym oporności tkanki nowotworowej. O działaniu cytoprotekcyjnym amifostyny mówi się zresztą już od jakiegoś czasu (testy kliniczne rozpoczęto w 1980 r.). Obejmuje ono wszystkie zdrowe tkanki i narządy z wyjątkiem jednego układu: nerwowego. Ekipa Lawendy przeanalizowała też 16 testów klinicznych antyutleniaczy, prowadzonych w czasie chemioterapii. Wyniki żadnego z badań nie wskazywały na zmniejszenie reakcji na leczenie, a niektóre świadczyły nawet o pozytywnym efekcie włączenia antyutleniaczy, ale lekarze podkreślają, że wszystkie one były zbyt małe, żeby właściwie rozpoznać zagadnienie.
- 10 odpowiedzi
-
- Brian Lawenda
- radioterapia
-
(i 4 więcej)
Oznaczone tagami:
-
W 2010 roku w chińskim Dalian rozpocznie pracę intelowska Fab 68. Nie byłoby w tym nic niezwykłego, gdyby nie fakt, że podczas budowy fabryki będą przestrzegane zasady feng shui. Jak czytamy w udostępnionych przez Intela dokumentach: Skonsultowaliśmy się z chińskimi mistrzami feng shui, by zachować harmonię pomiędzy wiatrem, słońcem a wnętrzem Fab 68. Dzięki temu budynek wykorzystuje energię słoneczną do optymalnego ogrzewania i chłodzenia, a jego konstrukcja jest zgodna z proponowanym przez feng shui sposobem przepływu energii. Fab 68 będzie kosztowała Intela 2,5 miliarda dolarów. Zakład ma być wzorem ekologicznej fabryki. Zostanie wyposażony w supernowoczesny system oczyszczania wody, dzięki któremu do ponownego obiegu w fabryce trafi aż 60% pierwotnie użytej wody. Intel wyposaży fabrykę w nowoczesne filtry, do jej budowy użyje nowoczesnych urządzeń, dzięki czemu ogólna emisja zanieczyszczeń z zakładu będzie znacznie niższa, niż z podobnych fabryk. Pomyślano o wszystkim. Nawet o systemie przeciwpożarowym, który korzysta z materiału o nazwie Halotron. Jak informuje Intel, Halotron przyczynia się do globalnego ocieplenia aż 127 razy mniej, niż tradycyjne systemy przeciwpożarowe. Mamy nadzieję, że Fab 68 będzie supernowoczesną fabryką i wzorcem budownictwa przemysłowego zgodnego z wymaganiami ochrony środowiska - czytamy w dokumentach Intela
-
Każdego roku na wysypiska odpadów na całym świecie trafiają setki miliardów plastikowych torebek. Rozkładają się one nawet 1000 lat, przez co stanowią olbrzymi problem dla środowiska naturalnego. Dzięki odkryciu kanadyjskiego nastolatka już wkrótce problem torebek może zniknąć. Szesnastoletni Daniel Burd opracował metodę, dzięki której plastikowe torebki ulegają rozkładowi już po 3 miesiącach. Daniel każdego ranka chodzi na próby chóru i, jak mówi, codziennie gdy otwierał drzwi szafy w przebieralni na głowę spadały mu plastikowe torby. Chciał coś z tym zrobić. Daniel wiedział, że plastik się rozkłada, wywnioskował więc, że za procesem tym stoją jakieś mikroorganizmy. Postanowił je wyizolować. Najpierw sproszkował plastikowe torebki, a następnie użył środków chemicznych, które znalazł w domu, drożdży i wody z kranu. Stworzył z nich roztwór pobudzający wzrost bakterii. Do roztworu dodał sproszkowane torebki, nieco kurzu i zapewnił całości temperaturę 30 stopni Celsjusza. Po sześciu tygodniach odcedził pozostały plastikowy proszek. Następnie umieścił go na nowych plastikowych torebkach. Na kontrolnej grupie torebek umieścił taki sam proszek, który wcześniej zagotował z wodą zabijając bakterie. Po 1,5 miesiąca zważył badane przez siebie torebki. Okazało się, że waga tych z grupy kontrolnej nie zmieniła się, natomiast torebki potraktowane proszkiem z żywymi bakteriami były średnio o 17% lżejsze. To mu jednak nie wystarczyło. Umieścił bakterie na pożywce z agaru i gdy się rozmnożyły, Burd stwierdził, że wyhodował cztery rodzaje mikroorganizmów. Ponownie przetestował je na plastikowych torebkach i okazało się, że jeden z nich (oznaczony przez Burda numerem 2) znacznie bardziej skutecznie je rozkłada, niż inne. Następnie zaczął testować różne kombinacje swoich bakterii. Nastolatek dowiedział się, że mikroorganizmy numer 2, gdy żyją razem z mikroorganizmami nr 1, doprowadzają w ciągu sześciu tygodni do 32% utraty wagi plastikowych woreczków. Dalsze badania wykazały, że numer 2. to bakterie Sphingomonas, a numer 1., który pomagał im się namnażać, to Pseudomonas. Naukowcy z Irlandii już wcześniej zbadali, że Pseudomonas rozkłada polistyren, ale do czasu przeprowadzenia badań przez Burda nie wiedziano, że pomagają rozkładać też polietylen. Nastolatek testował następnie bakterie w różnych temperaturach dodając octan sodowy, który pobudzał wzrost mikroorganizmów. Z jego badań wynika, że po sześciu tygodniach w temperaturze 37 stopni Celsjusza torebki foliowe potraktowane bakteriami i octanem sodowym tracą na wadze 43%. Burd uważa, że jego metoda pozwoli na całkowite rozłożenie torebki w ciągu zaledwie 3 miesięcy. Jak zauważa sam nastolatek, wdrożenie jego procesu na skalę przemysłową będzie bardzo proste i tanie. Wystarczy odpowiednie pomieszczenie, pożywka, bakterie i torebki. Potrzebne będzie też nieco energii na ogrzanie pomieszczenia, ale niewiele, gdyż bakterie same produkują ciepło. Natomiast produktami rozkładu są woda i minimalna ilość dwutlenku węgla.
- 27 odpowiedzi
-
- sphingomonas
- bakteria
-
(i 4 więcej)
Oznaczone tagami:
-
Im bardziej chropowata kula do kręgli, tym większa szansa, że za jej pomocą uda nam się strącić 10 pionów. Dwuletnie badania United States Bowling Congress (USBC) wykazały, że nierówności powierzchni kuli wpływają na celność rzutów i pozwalają uzyskać większą liczbę punktów. Studium rozpoczęto w 2005 roku, gdy USBC musiała się zmierzyć z falą krytyki po wprowadzeniu nowych uregulowań. Miały one ograniczyć wzrost liczby rozgrywek z maksymalnym wynikiem 300 punktów (ang. perfect game, 300 point game). Przedstawiciele organizacji wskazywali na postęp technologiczny z okresu ostatnich 20 lat, który, wg nich, podważył wiarygodność sportowych zawodów. Trzy lata temu w czerwcu wprowadzono nowe uregulowania odnośnie do parametrów kul. Nie spodobało się to jednak ich producentom, którzy twierdzili, że zmiana specyfikacji nie ma solidnej podbudowy w postaci danych naukowych – opowiada Paul Ridenour, badacz z USBC. Aby uniknąć posądzeń o arbitralność zarządzeń, USBC wdrożyła program badawczy. Przez następne dwa lata robot o imieniu Harry rzucał 75 kulami. Tor ruchu utrwalały 23 kamery. Wszystkie były podłączone do komputera. Naukowcy analizowali 18 parametrów kul, m.in.: ilość tłuszczu absorbowaną przez zewnętrzną powłokę kuli i kształt wewnętrznego jądra. Zależało im na określeniu sposobu, w jaki wpływają one na osiąganą przez kulę prędkość, ruch wirowy czy kierunek. Zmienną, która najsilniej oddziaływała na jakość rzutu, okazała się chropowatość powierzchni bili. Na pierwszy rzut oka kula wydaje się idealnie gładka, jednak pod mikroskopem wyraźnie widać, że ma porowatą strukturę. Góry i doliny są wynikiem działania związków chemicznych, m.in. żywic, zastosowanych w procesie produkcyjnym. W przypadku porowatych kul łatwiej jest podkręcić tor ruchu i w ten sposób zdobyć więcej punktów. Zgodnie z nowymi wytycznymi, wielkość porów nie może przekraczać 1,27 mikrometra (to nieco więcej niż w przypadku przeciętnej testowanej kuli). Uregulowania wejdą w życie w kwietniu przyszłego roku, jednak producenci już teraz zaczynają się do nich dostosowywać.
-
- USBC
- powierzchnia
-
(i 3 więcej)
Oznaczone tagami:
-
Czy kontakty społeczne mogą wpływać na długość życia? W ciekawie pomyślanym eksperymencie z muszkami owocowymi amerykańscy naukowcy wykazali, że spotkania towarzyskie rzeczywiście je wydłużają (Proceedings of the National Academy of Sciences). Chun-Fang Wu i Hongyu Ruan z University of Iowa wyhodowali pokolenie muszek ze skracającą życie mutacją genetyczną. Oddziaływała ona na wytwarzanie enzymu, który odpowiada za unieszkodliwianie wolnych rodników. W przypadku ludzi wspomniane białko ma związek z takimi chorobami, jak parkinsonizm czy alzheimeryzm. Jeśli zmutowane owady przebywały z młodszymi muszkami, żyły dłużej i były bardziej mobilne od starszych owocówek mieszkających z rówieśnikami. Były też bardziej odporne na wysiłek fizyczny, ciepło oraz stres oksydacyjny. Zmniejszenie aktywności młodszych owadów ograniczało ten efekt. Oznacza to, że kontakty społeczne z "młodymi" (zaloty, zachowania agresywne itp.) odgrywają istotną rolę w wydłużeniu życia podstarzałych osobników. Zaciemnienie pomieszczenia, gdzie trzymano zmutowane owady, oddziaływało podobnie jak ograniczenie żywotności młodych muszek. W niedalekiej przyszłości Amerykanie zamierzają dociec, jak kontakty społeczne przezwyciężają skutki wystąpienia mutacji genetycznej na poziomie molekularnym. Zdobycie tego typu informacji pozwoliłoby zaprojektować schemat podobnych interwencji społecznych u starych ludzi z chorobami neurodegeneracyjnymi. Wu badał kilka genów muszek owocowych, które wpływają na długość życia. Niestety, zaburzenia działania części z nich nie dało się zniwelować kontaktami z innymi przedstawicielami gatunku.
- 3 odpowiedzi
-
- kontakty społeczne
- długość życia
-
(i 1 więcej)
Oznaczone tagami:
-
Rozmaryn nie tylko nadaje potrawom charakterystyczny posmak, w jego skład wchodzą też związki, które rozkładają rakotwórcze substancje, powstające podczas obróbki termicznej mięsa. Do takich wniosków doszli akademicy z Uniwersytetu Stanowego Kansas, którzy pracowali pod przewodnictwem J. Scotta Smitha. Naukowcy badali wpływ ekstraktów z rozmarynu na zahamowanie powstawania amin heterocyklicznych (ang. HCAs) w gotowanych pasztecikach wołowych. Okazało się, że pod wpływem wyciągu z popularnego zioła stężenie HCAs spadało o 30, a nawet o 100%. Na to, ile amin powstanie, oddziałują zarówno czas, jak i temperatura obróbki cieplnej. Jakiś czas temu Amerykanie spostrzegli, że dodawanie do mięsa 1% białka sojowego znacznie, bo aż o 90%, obniża ilość tworzących się HCAs. Świadomi zagrożeń zdrowotnych kucharze powinni zastanowić się nad przyrządzaniem mięsa w kuchence mikrofalowej, wtedy bowiem tworzy się najmniej amin heterocyklicznych. Wg Smitha, obniżenie czasu i temperatury smażenia nie wchodzi w grę w przypadku restauratorów sprzedających burgery, ponieważ niekorzystnie zmienia to ich smak. Dlatego też mięso przygotowuje się tam w temperaturze powyżej 200 stopni Celsjusza. Jeśli jednak przed położeniem na patelni czy grillu posmarujemy powierzchnię mięsa ekstraktem z rozmarynu, powstanie o wiele mniej mutagennych amin, a potrawa nie przejdzie smakiem przyprawy. Smith wyjaśnia, że to ważne, bo wiele osób nie przepada za rozmarynowymi burgerami.
- 2 odpowiedzi
-
- obróbka cieplna
- mięso
-
(i 3 więcej)
Oznaczone tagami:
-
Na temat kasyn powstało wiele mitów. Jeden z nich dotyczy rzekomego napompowywania pomieszczeń ekstradawką tlenu, który miałby wprawiać graczy w stan większego podekscytowania, skłaniając tym samym do dalszego obstawiania. Inny wiąże się ze wzorami dywanów w jaskiniach hazardu, które tak często są, delikatnie mówiąc, nieestetyczne, że wiele osób uważa, że nie bez powodu wybiera się tak psychodeliczne wzory. Wg specjalistów ds. pożarnictwa, wzbogacanie powietrza w kasynach tlenem niebezpiecznie zwiększałoby ryzyko pożaru. Jakiekolwiek zaprószenie ognia mogłoby się skończyć ogromnym pożarem. Zwłaszcza że podczas uprawiania hazardu wielu ludzi pali i pije alkohol, który także stanowi łatwopalną substancję. Blogerzy z serwisu Betfirms.com sądzą, że mit narodził się dzięki książce Mario Puzo z 1978 r. pt. Głupcy umierają, gdzie opisał on fikcyjne kasyno Xanadu w Las Vegas, gdzie stosowano ponoć ten wybieg. David Schwartz jest historykiem hazardu. Kolekcjonuje zdjęcia dywanów z amerykańskich kasyn. Wzornictwem zainteresował się 3 lata temu. Twierdzi, że obecnie modne stają się bardziej stonowane "kobierce". Projektanci kasyn w Las Vegas zwracają się ku kolorom ziemi. Schwartz przedstawia kilka teorii na temat pochodzenia szalonych wzorów. Oto cztery najważniejsze. Po pierwsze, jaskrawe esy-floresy lepiej kryją plamy z wina, krwi itp. Po drugie, dywany zawierają komunikaty podprogowe, które zachęcają do hazardu. W wielu wzorach wykorzystano motywy kwiatowe i koła. I jedne, i drugie przywodzą na myśl cykliczną naturę życia: rośliny pączkują, kwitną, potem umierają, a ich piękno jest przemijające. Koło cieszyło się dużą popularnością za czasów starożytnego Rzymu [...] jako symbol zmienności fortuny. Czy znaki te mogą subtelnie przypominać klientom, że życie oraz szczęście są ulotne i powinni jeść, pić i pobierać się, zanim los się odwróci? – dywaguje historyk. Po trzecie, ohydne wzory skłaniają do patrzenia na stół, a nie na podłogę. Po czwarte, wzory ukrywają przypadkowo upuszczone żetony. Wg autorów blogu High On Poker, jakiś czas temu świat obiegła plotka, że kasyna zarabiają dużo pieniędzy na... odkurzaniu. Czerwone plamy na dywanie zlewają się bowiem z żetonami 5-dolarowymi, a zielone z 25-dol. Wystarczy więc posprzątać, by zebrała się pokaźna sumka... Czy któraś z wymienionych hipotez jest prawdziwa? Trudno powiedzieć, ale warto byłoby to sprawdzić w ramach kontrolowanego naukowo eksperymentu.
-
W Rzymie odbyła się niezwykła impreza. Aby uczcić 525. rocznicę ukończenia Kaplicy Sykstyńskiej, postanowiono odtworzyć pokaz sztucznych ogni zaprojektowany przez Michała Anioła. Girandola (Koło Katarzyny) powstała dla papieża Juliusza II na początku XVI wieku. Giuseppe Passeri kierował pracami odtwórczymi z ramienia firmy Nona Invicta. Podkreśla, że Girandola to wydarzenie barokowe w prawdziwym tego słowa znaczeniu. Był to rodzaj rozbudowanej gry [z otoczeniem], gdzie np. fontannę przekształcano w słup ognia. Michał Anioł zmienił całą koncepcję przedstawienia. W odróżnieniu od swoich współczesnych, używał mniej materiałów wybuchowych, "stawiając" za to na obraz i klarowność przekazu. Kładł większy nacisk na wrażenia wizualne niż na hałas. To on wpadł na pomysł artystycznych sekwencji eksplozji. Niedzielny pokaz to efekt wieloletnich badań Passeriego, który studiował starodruki z całej Europy. Dzięki częściowemu dofinansowaniu przez władze Rzymu pracownikom Nona Invicta udało się odtworzyć fajerwerki o składzie identycznym ze stosowanym za czasów Michała Anioła. Metody produkcji były wtedy zupełnie inne. Wykorzystywano wyłącznie naturalne materiały i w dużej mierze eksploatowano cechy otoczenia, by wzmóc uzyskiwany efekt. Włochom udało się nawet odtworzyć oryginalny kształt fajerwerków, które miały naśladować erupcję wulkaniczną na wyspie Stromboli. Chociaż Girandola była pierwotnie darem dla Juliusza II, tak bardzo się spodobała, że pokazy sztucznych ogni stały się istotnym elementem największych świąt, takich jak Wielkanoc czy objęcie Stolicy Apostolskiej przez kolejnego papieża. Ostatni raz rzymianie mogli nacieszyć oczy widokiem Koła Katarzyny w 1834 roku. Naukowcy przypuszczają, że powodem nagłego jej zniknięcia mógł być niedostatek składników. Jedną z kluczowych substancji pozyskiwano z widłaków (Lycopodium) rosnących na Uralu. Zapewniała fajerwerkom stabilność, ale bardzo trudno ją było zdobyć. Kolejna ważna ingrediencja to listownica (Laminaria), glon z klasy brunatnic. Odpowiadała ona za łatwopalność uzyskiwanego materiału. Passeri pozyskał algi u wybrzeży Irlandii Północnej. Skrzące się drobinki zawdzięczano żankielowi. Sobotni 10-minutowy pokaz to tylko finałowa część spektaklu Michała Anioła, który trwał aż 1,5 godziny.
-
- Kaplica Sykstyńska
- Koło Katarzyny
-
(i 3 więcej)
Oznaczone tagami:
-
Badania przeprowadzone przez firmę Nielsen Norman Group wykazały, że w momencie połączenia się z Internetem ludzie stają się bardziej brutalni, samolubni i mniej cierpliwi niż w "realu". Internauci chcą po prostu szybko połączyć się z potrzebną im witryną, zrobić to, co mają do zrobienia, i opuścić witrynę. Większość z nich traktuje wobec tego niechętnie i podejrzliwie wszelkie próby zatrzymania ich na danej stronie czy przykucia większej uwagi. Internauci coraz częściej osiągają to, czego chcą. Jeszcze w 1999 roku o skutecznym wykonaniu zadania mówiono w 60% przypadków, obecnie odsetek ten wzrósł do 75%. Zdaniem Nielsena, przyczyn takiego wzrostu należy upatrywać w dwóch czynnikach: po pierwsze witryny są lepiej zaprojektowane, po drugie - internauci szybciej przyzwyczajają się do takich witryn i lepiej się na nich poruszają. Obecnie, gdy ludzie łączą się z Siecią, wiedzą co chcą zrobić i jak to zrobić. Dlatego też są bardzo odporni na wysiłki, mające na celu zwrócenie ich uwagi na coś innego. Internauci zawsze byli dość brutalni, a teraz są jeszcze bardziej. Ludzie mają bardzo mało cierpliwości i chcą szybko dotrzeć do celu. Myślę, że twórcy witryn wciąż tego nie doceniają. Uważają, że ich strona jest wyjątkowa i interesująca, oraz że ludzie będą zadowoleni z tego, co mogą na niej znaleźć - mówi Jakob Nielsen. Tymczasem internautów irytują wszelkie dodatki, mające na celu uczynienie strony bardziej przyjazną. Powodują one bowiem, że witryna dłużej się ładuje. O tej niecierpliwości mogą świadczyć chociażby zmiany w sposobie przeglądania witryn. Jeszcze w 2004 roku 40% użytkowników wchodziło na strony główne i stamtąd przechodziło głębiej. Obecnie jedynie 25% odwiedza strony główne witryn. Większość najpierw korzysta z wyszukiwarki i z niej przechodzi bezpośrednio do interesujących treści.
- 3 odpowiedzi
-
- niecierpliwy
- internauta
-
(i 1 więcej)
Oznaczone tagami:
-
Przyzwyczailiśmy się już do spotów reklamowych z superwytrzymałymi króliczkami Duracella. Wydawałoby się, że zachwalając baterie, nie można już wymyślić czegoś zaskakującego, Panasonikowi się to jednak udało. Robot zasilany dwiema bateriami Evolta zdobył bowiem 500-metrową ścianę Wielkiego Kanionu Kolorado. Błękitna maskotka ważyła 130 gramów i miała wysokość 17 centymetrów. Zdołała się wciągnąć na 530-metrową linę, przyczepioną do krawędzi klifu. Karkołomna wspinaczka zajęła jej 6 godzin i 45 minut. Niedawno alkaliczne paluszki Evolta zostały uznane przez Księgę rekordów Guinnessa za najtrwalsze na świecie (nazwa Evolta powstała z połączenia dwóch angielskich słów: evolution i voltage). Nietypowy happening z pewnością potwierdził słuszność wydanego werdyktu...
-
Prezes Microsoftu Steve Ballmer oświadczył, że zakup Yahoo! nie był celem samym w sobie i poinformował, że jego koncern ma teraz 50 miliardów dolarów, które chce wydać na akwizycje. Z 50 miliardami dolarów można zrobić bardzo dużo rzeczy - mówił Ballmer, odpowiadając na pytanie, co Microsoft ma zamiar zrobić z tak olbrzymią kwotą po tym, jak nie udało się kupić Yahoo!. Yahoo! to nie strategia sama w sobie, to część strategii. Byliśmy w stanie zapłacić pewną kwotę, ale była też i taka, której płacić nie chcieliśmy - dodał Ballmer. Pojawiły się już spekulacje, dotyczące ewentualnych zakupów Microsoftu. Niektórzy twierdzili, że koncern będzie chciał zawrzeć jakąś umowę z Adobe i połączyć Flasha z Silverlight'em, by w ten sposób odeprzeć ewentualny atak Apple'a na tym rynku. Microsoft jednak zaprzecza takim pogłoskom. Ballmer zwrócił jednak uwagę, że w ostatnim czasie powstało sporo firm oferujących interesujące rozwiązania w technologii komunikatorów internetowych, jednak są one niedoinwestowane. Ponadto istnieje wiele przedsiębiorstw, które są w jakimś sensie niedoceniane przez rynek. Mamy też starzejące się społeczeństwo. Seniorzy to jedna z najbardziej rozwijających się grup społecznych światowego rynku - mówił Ballmer.
- 1 odpowiedź
-
- Steve Ballmer
- Yahoo
-
(i 1 więcej)
Oznaczone tagami:
-
W skórce owoców cytrusowych znajduje się substancja, która może nie tylko pomóc pacjentom z cukrzycą, ale nawet zapobiec wystąpieniu choroby. Emulina, bo o niej mowa, została odkryta podczas badań nad właściwościami odchudzającymi grejpfruta. Teraz badacze ekstrahują emulinę, filtrują ją i oczyszczają, by w ten sposób uzyskać substancję pozbawioną smaku. Po dodaniu do żywności działa ona jak bufor. Przyspiesza usuwanie nadmiaru cukru z układu krwionośnego, ogranicza absorpcję węglowodanów z przewodu pokarmowego oraz ilość glukozy przetwarzanej w wątrobie. Zwiększa też wrażliwość receptorów insulinowych. Dr Joseph Ahrens z ATM Metabolics podkreśla, że emulina naśladuje działanie insuliny. Nie jest nową odmianą słodzika, ale suplementem. Wkrótce rozpoczną się testy kliniczne z udziałem ludzi. Jeśli substancja zostanie pozytywnie oceniona przez amerykański Departament Żywności i Leków (FDA), trafi na rynek w ciągu dwóch lat. U szczurów z cukrzycą typu 2., które żywiły się paszą stanowiącą odpowiednik ciasteczek z emuliną, odnotowano 27-proc. spadek poziomu glukozy we krwi. Zwierzęta z grupy kontrolnej, które jadły to samo, ale bez emuliny, zmarły.
- 1 odpowiedź
-
- grejpfrut
- cukrzyca typu 2.
-
(i 3 więcej)
Oznaczone tagami:
-
Sony pokazało interesujący odtwarzacz MP4. Ma on kształt okularów, które możemy założyć na nos i oglądać wyświetlany film. Okulary charakteryzują się 85-procentową przejrzystością, a jasność wyświetlanego obrazu wynosi 2500 kandeli na metr kwadratowy. Posiadacz nowego wyświetlacza może więc bez przeszkód oglądać kolorowy film. Podczas produkcji okularów inżynierowie Sony postawili przed sobą cztery cele. Po pierwsze przejrzystość wyświetlacza musiała być większa niż 80%, co jest wystarczające w ciemnych pomieszczeniach. Po drugie wierność odwzorowania kolorów taka jak w telewizorach, a jasność większa niż 2000 cd/m2. Kolejnym warunkiem było skonstruowanie takiego systemu przekazywania sygnału, by grubość soczewek okularów nie przekraczała 3 milimetrów. Ostatnie założenie to waga okularów. Musiała być ona mniejsza niż 80 gramów tak, by okulary można było wygodnie nosić przez co najmniej 2 godziny. Aby osiągnąć te założenia Sony wykorzystała wiele różnych technik przesyłania sygnału i wyświetlania obrazu: od holografii po technologie wykorzystywane w diodach LED i wyświetlaczach LCD. Prototypowe, zademonstrowane właśnie okulary ważą 120 gramów, wyświetlają obraz w rozdzielczości 320x240 pikseli, a kontrast wynosi 50:1. Sony nie zdecydowało jeszcze, czy nowy produkt trafi na rynek. Jeśli jednak zostanie on udoskonalony i zapadnie decyzja o jego sprzedaży, to okularów powinniśmy spodziewać się w sklepach około 2010 roku.
- 2 odpowiedzi
-
- odtwarzacz
- LCD
-
(i 5 więcej)
Oznaczone tagami:
-
Szczury laboratoryjne częściej zjadają swoje młode, jeśli ich klatki są często sprzątane. Na pierwszy rzut oka wydaje się to dziwne, wyjaśnienie zjawiska jest jednak bardzo proste (Applied Animal Behaviour Science). Charlotte Burn z Uniwersytetu Oksfordzkiego i Georgia Mason z Uniwersytetu w Guelph w Kanadzie zauważyły, że gryzonie zjadają dwukrotnie więcej młodych, jeśli ich klatki są czyszczone dwa razy w tygodniu, a nie co dwa tygodnie. Kanibalizm odnotowywano najczęściej w przypadku zwierząt zamieszkujących klatki wysprzątane wkrótce po przyjściu na świat młodych. Wg Burn, kanibalizm wśród gryzoni nie jest rzadkim zjawiskiem. Matki zjadają np. chore młode, by w ten sposób zachować energię na wychowanie żywotnej reszty miotu. Volker Rudolf z Rice University w Houston podkreśla, że dzięki obserwacjom Burn i Mason wyszło na jaw, że w warunkach laboratoryjnych określone działania człowieka mogą zaburzać zdolność szczurów do rozpoznawania członków własnej rodziny. Brytyjka dodaje, że zapach odgrywa kluczową rolę w identyfikowaniu potomstwa. Dlatego też sugeruje, by po urodzeniu jak najmniej dotykać młodych. Zapach człowieka nie nakłada się wtedy na woń najmłodszego pokolenia gryzoni, co na pewno ułatwia tworzenie się więzi z rodzicami. Laboranci powinni też unikać brania do ręki wielu szczurów po kolei, wtedy bowiem zapachy się ze sobą nie zmieszają.
- 5 odpowiedzi
-
- młode
- kanibalizm
-
(i 3 więcej)
Oznaczone tagami: