Skocz do zawartości
Forum Kopalni Wiedzy

KopalniaWiedzy.pl

Super Moderatorzy
  • Liczba zawartości

    37640
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

    nigdy
  • Wygrane w rankingu

    247

Zawartość dodana przez KopalniaWiedzy.pl

  1. Profesor Subrata Roy z University of Floryda złożył wniosek patentowy na bezskrzydłowy elektromagnetyczny statek powietrzny (WEAV - wingless electromagnetic air vehicle). Urządzenie przypomina pojazdy pozaziemskich cywilizacji znane z filmów o UFO. Roy zaproponował w swoim wniosku stworzenie niewielkiego pojazdu latającego, o średnicy mniejszej niż 15 centymetrów, który będzie mógł latać dzięki zasilającym go bateriom. Co ważne, pojazd można skalować, więc niewykluczone, że w przyszłości powstaną większe WEAV-y. Już jednak niewielki WEAV może znaleźć liczne zastosowania. Najbardziej oczywiste z nich to zadania związane z rozpoznaniem i nawigacją. Zdaniem Roya, pewnego dnia WEAV-y mogą przydać się do badania różnych ciał niebieskich. Pierwszym celem może być Tytan, szósty księżyc Saturna, którego cechuje gęsta atmosfera i niska grawitacja. Koncepcją Roya zainteresowane są amerykańskie lotnictwo wojskowe oraz NASA. Niezwykły pojazd ma być napędzany dzięki zjawiskom magnetohydrodynamicznym. W skrócie mowa tutaj o ruchu płynów i gazów przewodzących prąd elektryczny w polu elektromagnetycznym. W przypadku pojazdu Roya przewodzący płyn ma być tworzony przez elektrody pokrywające powierzchnię WEAV-a i jonizujące otaczając go powietrze. W efekcie ma powstać plazma. Prąd elektryczny przechodzący przez plazmę ma zapewniać pojzadowi napęd i stabilność. Główną siłą pomysłu Roya jest fakt, iż WEAV nie posiada żadnych części mechanicznych. To, zdaniem naukowca, ma zapewnić mu bezawaryjną pracę oraz umożliwić pionowy start. Na razie WEAV istnieje tylko i wyłącznie na papierze. Sam twórca pomysłu przyznaje, że znacznie łatwiej byłoby latać mu w przestrzeni kosmicznej. Lot w atmosferze naszej planety wymaga dużej siły ciągu. Pojawia się też kolejny problem. Źródło energii musi z jednej strony być lekkie, a z drugiej zapewniać wystarczająco dużo mocy do wygenerowania plazmy. Kolejne pojawiające się pytanie dotyczy sposobu komunikacji z takim pojazdem. Poruszająca go plazma będzie bowiem zakłócała fale elektromagnetyczne wykorzystywana we współczesnych systemach komunikacji bezprzewodowej. Subrata Roy wierzy jednak, że jego pojazd ma tak olbrzymie zalety, iż kiedyś powstanie. Będziemy mieli samolot, helikopter i latający spodek w jednym - mówi. University of Florida zajmie się stworzeniem prototypu WEAV-a.
  2. IBM pokazał najbardziej wydajny z superkomputerów pracujących zarówno pod kontrolą systemów Linux, jak i Windows. System Akka pracuje w High Performance Computing Center North (HPC2N) na północy Szwecji. Akka to klaster składający się z 672 węzłów. Każdy z nich tworzą dwa energooszczędne czterordzeniowe układy Xeon L5420 oraz 16 gigabajtów pamięci RAM. W sumie Akka korzysta z 5376 rdzeni i 10,7 TB RAM oraz 100 terabajtów przestrzeni dyskowej. Teoretyczna wydajność superkomputera wynosi 53,8 teraflopsa. Podczas testu LINPACK osiągnął on wydajność rzędu 46,04 TFlops, co na obecnie obowiązującej liście superkomputerów TOP500 dałoby mu 23. miejsce na świecie. Jutro (18 czerwca) zostanie opublikowana nowa lista i wówczas przekonamy się, które ostatecznie miejsce zajmie Akka. Fakt, że superkomputer działa też pod kontrolą systemu Windows to wynik ostatnich wysiłków Microsoftu, który postanowił zaistnieć na rynku HPC (High Performance Computing). Koncern z Redmond chce pokazać, że skoro jego system operacyjny dla klastrów (Windows High Performance Computing Server) nadaje się dla superkomputerów, to obsłuży również mniejsze firmowe maszyny tego typu. Co ciekawe, część klastra będzie korzystała też z procesorów Power oraz CellBE. Będą używane one przede wszystkim do prac nad nowymi algorytmami przetwarzania równoległego. Akka zostanie uruchomiony 25 czerwca. Od tego dnia jego użytkownicy będą mogli korzystać z systemu Linux. Windows zostanie zainstalowany i udostępniony jesienią bieżącego roku.
  3. Harold Mouras i zespół z Université de Picardie Jules Verne postanowili prześledzić mózgowe podstawy erekcji wywołanej bodźcami wzrokowymi. Podejrzewali, że ważną rolę mogą odgrywać neurony lustrzane, które uaktywniają się zarówno wtedy, gdy człowiek sam wykonuje daną czynność, jak i podczas obserwacji kogoś innego w podobnej sytuacji (NeuroImage). W eksperymencie wzięło udział 8 młodych mężczyzn. Pokazano im 3 rodzaje filmów: 1) dokumenty związane z wędkarstwem, 2) komedię z Jasiem Fasolą oraz 3) film erotyczny. W tym czasie aktywność ich mózgu obserwowano za pomocą funkcjonalnego rezonansu magnetycznego, a zmiany ukrwienia penisa prześledzono dzięki pletyzmografowi prąciowemu (ang. penile plethysmograph). Tutaj wykorzystano model mierzący zmiany ciśnienia powietrza w tubie nakładanej na prącie. Stopień erekcji zależał od pobudzenia części wieczkowej zakrętu czołowego dolnego (pars opercularis), czyli obszaru odzwierciedlającego aktywność neuronów lustrzanych. Co ciekawe, aktywacja poprzedzała samą erekcję. Neurony lustrzane są jak rozkaz. Vilayanur Ramachandran z Uniwersytetu Kalifornijskiego w San Diego docenia wkład Francuzów, zaznacza jednak, że powinno się także wziąć pod uwagę aktywność innych niż pars opercularis rejonów mózgu oraz ich interakcje. Wg niego, zgranie się w czasie aktywacji neuronów lustrzanych i erekcji jest kluczowe, ale fMRI nie jest na tyle czułą metodą, by pozwolić stwierdzić, co dzieje się w mózgu w tak wąskich ramach czasowych.
  4. Uczeni z uniwersytetu w Tsukubie i Japońskiej Agencji Nauki i Technologii zaproponowali metodę podsłuchania komunikacji kwantowej. Zdobycie całego klucza kwantowego jest teoretycznie niemożliwe, gdyż podczas próby podsłuchu ulegnie on zniszczeniu. Jednak, jak pokazali Japończycy, możliwe jest skopiowanie jego części. Oczywiście również i takie działanie go zaburzy, jednak nieprawidłowości będą mieściły się w dopuszczalnym zakresie. Japończycy zaproponowali użycie do podsłuchu zestawu spolaryzowanych zwierciadeł półprzezroczystych i skorzystania ze zjawiska optycznego klonowania kwantowego, które wykorzystuje dwoistą naturę światła do sklonowania pewnych właściwości fotonów. Opracowana przez Japończyków metoda, podobnie jak inny sposób na podsłuchanie kwantowej komunikacji, o którym pisaliśmy niedawno, ma jednak podstawową słabość - bardzo trudno zastosować ją w praktyce.
  5. W ubiegłym roku media obiegła wiadomość o stworzeniu metamateriałów, które mogą uczynić okryty nimi obiekt niewidzialnym. Tym razem hiszpańscy naukowcy opisali metamateriał nieprzenikalny dla fal dźwiękowych. Może on się przydać przy budowie domów, w których nie będą nam przeszkadzali hałasujący w nocy sąsiedzi, konstruowaniu hal koncertowych czy okrętów wojennych. Matematyczne podstawy konstrukcji metamateriałów znane są od lat, jednak ich produkcja jest bardzo trudna. Hiszpanie twierdzą, że wiedzą, jak je stworzyć. Jose Sanchez-Dehesa z politechniki w Walencji, uważa, że metamateriał składający się z niewielkich cylindrów spowoduje, że dźwięk nie będzie go przenikał tylko opływał. Symulacje wykazały, że 200 warstw takiego metamateriału jest w stanie zatrzymać każdy dźwięk. Z kolei zmniejszając liczbę warstw można wyeliminować wybrane częstotliwości. Doktor Sanchez-Dehesa chce teraz stworzyć opisany przez siebie metamateriał, by potwierdzić dane uzyskane z przeprowadzonych symulacji. Inni naukowcy, tacy jak profesor John Pendry z Imperial College London uważają, że wyprodukowanie metametariału nie jest konieczne do przeprowadzenia dowodu. Zdaniem Pendry'ego, to czego dokonał Hiszpan nie jest nierealaną teorią, nie wymaga to, byśmy dokonywali jakichś niezwykłych rzeczy. Ten metamateriał może być z łatwością wyprodukowany. Co ważne, nieprzenikalny dla dźwięku metamateriał może w ciągu najbliższych lat trafić na rynek. Znajduje się on bowiem w znacznie bardziej zaawansowanej fazie rozwoju, niż metamateriały zapewniające niewidzialność.
  6. Corey Fincher i Randy Thornhill z Uniwersytetu Nowego Meksyku twierdzą, że pod nieobecność barier geograficznych, np. gór, mórz czy wielkich jezior, pasożyty odizolowują od siebie poszczególne populacje tego samego gatunku. Wg nich, tego rodzaju separacja pozwala na wyewoluowanie odrębnych języków (Oikos). Fincher objaśnia, że jednostka prowadzi coś w rodzaju rachunku zysków i strat wynikających z utrzymywania kontaktów społecznych. Plusy to np. szansa na znalezienie partnera czy rozwój wymiany handlowej, a minusy to możliwość zarażenia się chorobami, także pasożytniczymi. Ryzykowne są zwłaszcza interakcje z osobami spoza własnej społeczności, których układ odpornościowy przystosował się do innego zestawu pasożytów niż twój własny. Po raz pierwszy podobną teorię zaprezentowano w latach 70. po obserwacji różnych grup pawianów. Zamieszkujące sawanny miały identyczną florę bakteryjną i często się ze sobą kontaktowały, a zamieszkujące lasy deszczowe różniły się pod tym względem i spotykały się dużo rzadziej. Powód? W lasach tropikalnych aż roi się od pasożytów. Spotkania towarzyskie grożą zarażeniem się potencjalnie śmiertelną chorobą. W ten sposób pasożyty stały się jedną z najważniejszych sił napędowych ewolucji. Giną najsłabsi, czyli zakażeni. Thornhill i Fincher sądzą, że w przypadku ludzi sprawy mają się podobnie. Na wstępie przyjęli założenie, że języki są miarą różnorodności, a następnie porównywali koncentrację języków i liczbę pasożytów na danym obszarze. Dane zbierali na całym świecie. Stwierdzili, że zróżnicowanie tubylczych języków ściśle koreluje ze zróżnicowaniem ludzkich pasożytów. Zależność tę stwierdzono na wszystkich kontynentach, w dodatku niezależnie od kontekstu historycznego, np. przeszłości kolonialnej. Inni specjaliści uznają wyniki Amerykanów za ciekawe, ale wskazują na błędy metodologiczne. Mark Pagel z Uniwersytetu w Reading zaznacza, że nie posłużyli się oni podziałem na obszary językowe, ale na geograficzne kontynenty. Prawdą jest jednak, że podobnie jak bioróżnorodność, na półkuli północnej różnorodność językowa wzrasta w miarę przesuwania się na południe. Pagel sądzi jednak, że siłą napędową podziałów nie są pasożyty, ale wrodzona tendencja do prowadzenia wojen. Za przykład podaje indiańskie plemiona z dorzecza Amazonki. Skoro wszystkie zajmują się tym samym (polowaniem i zbieractwem), czemu mówią różnymi językami? Musi istnieć jakaś siła ekologiczna, która zmusza ludzi do życia w odizolowanych grupach. Cechą naszego gatunku jest silna chęć współzawodniczenia. Jeśli więc środowisko wspiera małe, żyjące oddzielnie grupy, wierzę, że ludzie korzystają z takiej okazji. W okolicach ubogich w pożywienie ludzie i zwierzęta muszą wędrować, by przetrwać. Wskutek tego różne grupy spotykają się i mieszają. W rejonach obfitujących w zasoby, np. w Papui-Nowej Gwinei, nie ma takiej potrzeby, dlatego ludzie nie spotykają się i wypracowują odrębne języki...
  7. Naukowcy ze szwedzkiego Królewskiego Instytutu Technologicznego najpierw rozdzielili poszczególne nanowłókna celulozy uzyskane z pulpy drzewnej, a następnie stworzyli z nich wyjątkowy papier. Jest on siedmiokrotnie bardziej wytrzymały i dwa do trzech razy bardziej rozciągliwy niż zwykły papier. Nowy materiał może zostać wykorzystany do tworzenia odpornych opakowań, filtrów, membran oraz części samochodowych czy samolotowych. Celuloza to jeden z najbardziej powszechnych i łatwo dostępnych naturalnych polimerów. Zwykły papier produkowany jest z nieuporządkowanych wiązek włókien celulozy. Średnica takiej wiązki wynosi przeciętnie około 30 mikrometrów. Z kolei do produkcji nanopapieru Szwedzi wykorzystali pieczołowicie oddzielone pojedyncze włókna celulozy. Te są znacznie cieńsze od wiązek, gdyż mają od 10 do 40 nanometrów średnicy. Indywidualne włóka są niezwykle wytrzymałe. Mają właściwości podobne do Kevlaru - mówi profesor Lars Berglund. Testy wykazały, że nanopapier, zanim ulegnie uszkodzeniu, wytrzymuje o 66% silniejsze uderzenie niż to, które kruszy żelazne odlewy. Wytrzymałość tę zawdzięcza swojej rozciągliwości. Nanopapier można rozciągnąć nawet o 10%, podczas gdy zwykły papier rwie się po rozciągnięciu o 3-4 procent. Szwedzi, produkując nanopapier, najpierw poddali pulpę drzewną działaniu enzymów oraz obróbce mechanicznej. To oddzieliło od niej celulozowe mikrowłókna. Następnie pulpę przepuszczono przez urządzenie w którym pod wysokim ciśnieniem bardzo szybko przepływała przez liczne mikrokanaliki. Dzięki temu nanowłókna równomiernie rozłożyły się w wodzie. Później taką wodną zawiesinę nanowłókien przepuszczono przez filtr uzyskując rodzaj żelu, a z niego pod ciśnieniem uzyskano płachtę papieru o grubości 100 mikrometrów. Profesor Berglund mówi, że krytycznym momentem całego procesu jest właśnie równomierne rozłożenie włókien celulozy. Bardzo ważnym czynnikiem jest też porowatość papieru. Im więcej porów, tym jest on bardziej rozciągliwy, a więc i wytrzymały. Szwedzi muszą teraz sprawdzić różne właściwości swojego papieru. Powstaje przede wszystkim pytanie, jak będzie się on zachowywał w obecności wody.
  8. Wiecznie ponury wyraz twarzy to nie (zawsze) skutek nagromadzenia problemów czy określonego charakteru. Naukowcy z Uniwersytetu w Portsmouth zauważyli właśnie, że osoby, które dysponują mniejszym zestawem grymasów, mają mniejszą liczbę mięśni twarzy niż pozostali ludzie (American Psychological Association Journal). Szefowa zespołu badawczego, dr Bridget Waller, wyjaśnia, że u wszystkich występuje zestaw 5 podstawowych mięśni twarzy, które pozwalają na standardową ekspresję złości, szczęścia, zaskoczenia, strachu, smutku oraz obrzydzenia. Jednak na twarzy może się jeszcze pojawić 14 innych mięśni, a nie każdego natura wyposaża tak samo hojnie. Wszyscy komunikujemy się za pomocą zestawu powszechnie znanych sygnałów, dlatego mogliśmy oczekiwać, że mięśnie twarzy poszczególnych osób nie będą się różnić. Rezultaty nas zaskoczyły: u niektórych badanych znaleźliśmy tylko 60% wszystkich dostępnych mięśni. Mięsień używany do uzyskania wyrazu ekstremalnego strachu występuje np. tylko u 2/3 populacji. Waller posuwa się nawet do tego, by twierdzić, że pewne rzadko spotykane miny czy ich warianty są charakterystyczne tylko dla określonych jednostek. Wg niej, to rodzaj osobistego podpisu. Pani psycholog dodaje też, że istnieje jeszcze jedna część ciała, gdzie spotykany zestaw mięśni nie jest stały: przedramię. U 15% populacji brakuje jednego mięśnia.
  9. India Bohanna z Instytutu Howarda Floreya w Melbourne oraz jej współpracownicy z Monash University zastosowali nową technologię obrazowania, dyfuzyjny rezonans magnetyczny, by prześledzić rozpad strukturalnych połączeń w mózgach osób z chorobą Huntingtona (łac. chorea chronica hereditaria progressiva). Swoje wyniki zaprezentowali na konferencji, zorganizowanej w Melbourne przez Organizację Mapowania Ludzkiego Mózgu. U "świeżo" zdiagnozowanych pacjentów zespół zaobserwował nasilony rozpad istoty białej. Zdecydowano się na wykorzystanie właśnie dyfuzyjnego rezonansu magnetycznego, gdyż dzięki obserwowaniu ruchu cząsteczek wody w mózgu pozwala ona na określenie przebiegu szlaków nerwowych. Rozpad połączeń między różnymi rejonami mózgu z oczywistych powodów zaburza proces ich komunikowania się. To dlatego na bardzo wczesnym etapie choroby Huntingtona obserwuje się zaburzenia motoryczne oraz poznawcze, takie jak utrata pamięci czy niezgrabność. Bohanna wyjaśnia, że ostatnio zauważono, że degeneracja istoty białej rozpoczyna się jeszcze przed postawieniem diagnozy. Dzięki badaniom jej zespołu określono nasilenie tych zmian. Odkryto silną korelację między stopniem uszkodzenia istoty białej a nasileniem zaburzeń ruchowych. Po otrzymaniu dodatkowego dofinansowania Australijczycy rozpoczęli badania grupy osób, u których stwierdzono obecność genu predysponującego do wystąpienia choroby i którzy zachorowali nie dalej niż 10 lat temu. Obecnie efektywność nowej metody leczenia jest determinowana przez jej zdolność zmniejszania objawów. Nasze odkrycie może pozwolić na testowanie terapii nawet jeszcze przed pojawieniem się symptomów. W przypadku pląsawicy Huntingtona obserwuje się antycypację genetyczną, czyli wzrost ciężkości objawów i wcześniejsze ujawnianie choroby w kolejnych pokoleniach. Pląsawica jest dziedziczona autosomalnie dominująco. Jeśli stwierdzono ją u rodzica, szanse, że dziecko odziedziczy wadliwy allel, wynoszą aż 50%. W Polsce choruje 1 na 15 tys. osób. Objawy obejmują otępienie i niekontrolowane ruchy. Przyczyna to mutacja w genie HD, który leży na 4. chromosomie i koduje białko huntingtynę. Profesor nadzwyczajny Anthony Hanna z Instytutu Howarda Floreya odkrył niedawno, że w przypadku myszy ćwiczenia fizyczne i umysłowe mogą nie tylko opóźnić początek, ale także spowolnić przebieg choroby Huntingtona.
  10. Naukowcy z King's College London badają kurze przeciwciała IgY, które są przodkami ludzkich przeciwciał IgE, odgrywających ważną rolę w rozwoju alergii. W ten sposób badacze chcą odtworzyć ewolucyjne losy alergii i opracować nowe metody jej leczenia (The Journal of Biological Chemistry). Dr Alex Taylor twierdzi, że cząsteczki IgY są jak żywe skamieliny. Badając je, można prześledzić ewolucję reakcji alergicznych do 160 mln lat wstecz. Przyglądając się różnicom między dawnymi a współczesnymi przeciwciałami, będziemy w stanie zrozumieć, jak zaprojektować lepsze leki [...]. Budowa IgY bardzo przypomina IgE, które powodują uwalnianie histaminy m.in. z mastocytów. Naukowcy wiedzą też, że zarówno IgE, jak i przeciwciała z klasy G (IgG), które stanowią główną linię obrony przed patogenami i jako jedyne mogą się przedostawać przez łożysko, występują u ssaków od ok. 160 mln lat, ponieważ odpowiadające im geny znaleziono w ujawnionym niedawno genomie dziobaka. U kur nie ma odpowiednika IgG, dlatego też immunoglobuliny Y pełnią obie opisane wyżej funkcje. Chociaż przeciwciała te pojawiły się u wspólnego przodka, z pewnych powodów u człowieka doszło do wykształcenia dwóch wyspecjalizowanych klas przeciwciał, a u kur mamy do czynienia z jedną klasą o bardziej zgeneralizowanej funkcji – wyjaśnia szefowa zespołu badawczego dr Rosy Calvert. Immunoglobuliny z klasy E wiążą się ściśle z białymi krwinkami, powodując nadreakcję układu odpornościowego. Naukowcy chcieli sprawdzić, czy coś podobnego dzieje się w przypadku przeciwciał IgY. Okazało się, że immunoglobuliny Y zachowują się raczej jak ludzkie przeciwciała IgG, tzn. nie tworzą aż tak silnych wiązań. Profesor Brian Sutton sugeruje, że być może w otoczeniu człowieka pojawił się wyjątkowo groźny pasożyt, bakteria lub wirus, co zmusiło nas jako gatunek do wytworzenia burzliwej reakcji odpornościowej i silnie wiążących się przeciwciał IgE. Problem polega jednak na tym, że po tym wszystkim pozostaliśmy z nadwrażliwymi przeciwciałami, które za silnie reagują na niegroźne substancje, takie jak pyłki czy orzeszki ziemne. Skutkiem są zagrażające niekiedy życiu choroby alergiczne. W niedalekiej przyszłości biochemicy zamierzają sprawdzić, w jaki sposób przeciwciała wiążą się z powierzchnią białych krwinek. Zmieniając naturę tych interakcji, powinno się udać stworzyć lepsze leki przeciwalergiczne.
  11. Japońska firma Sumitomo Electric Industries (SEI) przygotowała pierwszy w historii samochód elektryczny napędzany silnikiem wykorzystującym nadprzewodniki. Pojazd zostanie pokazany podczas imprezy 2008 Integrated Exhibiton of the Environment, która zostanie zorganizowana z okazji lipcowego szczytu G8 i rozpocznie się 19 czerwca. SEI chce pokazać, że nadprzewodniki mogą pracować też w wysokich temperaturach [wysokich, jak na nadprzewodniki - red.] i promować swoją technologię. Tradycyjne silniki elektryczne korzystają z niższego natężenia i wyższego napięcia. Natężnie zaniża się, by uniknąć zbyt dużych strat energii. Problem w tym, że przy niskim natężeniu nie można uzyskać wysokiego momentu obrotowego silnika. Z kolei nadprzewodnik, dzięki minimalnym oporom, pozwala na uzyskanie optymalnego stosunku natężenia do napięcia. To z kolei zapewnia silnikowi wysoki moment obrotowy. SEI przygotowała na razie silnik dla samochodów osobowych. Firma pracuje już jednak nad motorem dla autobusów i ciężarówek. Aktualizacja: Wspomniany silnik nie jest napędzany prądem zmiennym. Ponadto cewka nadprzewodząca nie jest wykorzystana w roli rotora, gdyż producent chciał jak najszybciej zaprezentować gotowy pojazd. Ponadto nadprzewodzący stator ze względów bezpieczeństwa pracuje z prądem o natężeniu 40A, chociaż testy wykazały, że z powodzeniem radzi sobie też z natężeniami przekraczającymi 100 amperów. Do stworzenia cewki nadprzewodzącej wykorzystano 240-metrowy drug z bizmutu. Ma on szerokość 4 milimetrów i średnicę 0,2 mm. Nadprzewodność uzyskuje się dzięki schłodzeniu statora 4 litrami ciekłego azotu. Samochód może dzięki niemu jeździć przez 2 godziny zanim temperatura wzrośnie na tyle, iż bizmut utraci swe właściwości nadprzewodzące. Całość napędzana jest dwunastoma 12-woltowymi bateriami. Sumimoto uważa, że nadprzewodzący silnik trafi do użytku w ciągu 10 lat. Najpierw będzie wykorzystywany w autobusach czy ciężarowkach. Jednak wcześniej trzeba będzie opracować metodę wyposażenia tych pojazdów w taką ilość ciekłego azotu, która pozwoli pracować silnikowi przez całą dobę. Dłużej zajmie wdrożenie silnika do samochodów osobowych, gdyż są one mniejsze, więc jest mniej miejsca na dodtkowe chłodzenie. Przedstawiciele SEI sądzą jednak, że w przyszłości zostanie opracowany rodzaj miniaturowej lodówki chłodzącej nadprzewodniki. Ponadto zauważają też, że gdy w przyszłości samochody będą wykorzystywały ogniwa paliwowe na ciekły wodór, ich silnik może być chłodzony właśnie nim, a nie a azotem. Co więcej, wodór może być znacznie lepszym chłodziwem. Dzięki niemu będzie można osiągnąć natężenie rzędu 1000 amperów, podczas gdy ciekły azot umożliwia "zaledwie" 200 amperów.
  12. Zmorą każdego miłośnika kina czy teatru są osoby, które nie wyłączają telefonów komórkowych i odbierają rozmowy bądź SMS-y w czasie seansu lub przedstawienia. Proponowano już rozwiązanie tego problemu np. przez zastosowanie specjalnych mat nieprzepuszczających fal radiowych. Jednak okładanie całych sal takimi matami jest kosztowne i pracochłonne, więc metoda się nie przyjęła. Dzięki pracom Microsoftu jest jednak nadzieja, że terroryzowanie widowni przez niekulturalnych posiadaczy komórek wreszcie się skończy. Microsoft złożył wniosek o opatentowanie bezprzewodowego urządzenia, które łączyłoby się z wszystkimi telefonami pozostającymi w jego zasięgu i wydawało im zaprogramowane wcześniej polecenia: przełączenia się na tryb cichy, nieodbierania rozmów przychodzących lub też całkowitego wyłączenia się. Pomysł spodobał się Davidowi Lanowi, dyrektorowi artystycznemu londyńskiego teatru Young Vic. Myślę, że to wspaniały pomysł. Jeśli urządzenie będzie sprzedawane w rozsądnej cenie, to na pewno je kupimy. Aktorzy całymi miesiącami pracują nad przygotowaniem przedstawienia, a dzwoniące telefony bardzo rozpraszają - mówi. Z kolei rzecznik prasowy Teatru Narodowego twierdzi, że woli polegać na kulturze widzów. Zainteresowanie systemem, który może zostać wykorzystany też np. do uniemożliwienia wykonywania fotografii czy filmowania, wyrazili też przedstawiciele British Library. Microsoft nie zdradza, kiedy jego system mógłby trafić do sprzedaży. Jego debiut nie będzie jednak prosty. W wielu krajach urządzenia blokujące rozmowy telefoniczne są nielegalne i prawodawcy nie chcą się zgodzić, by mogły być one używane. Przedstawiciel Ofcomu, brytyjskiego regulatora rynku telekomunikacyjnego mówi, że mogą one zakłócać sygnał radiowy używany np. przez służby ratunkowe.
  13. Brytyjscy lekarze alarmują, że z rosnącą popularnością butów z odkrytymi palcami, w tym sandałów i japonek, wiąże się zwiększona zapadalność na nowotwory skóry stóp. Skóra jest wystawiona na oddziaływanie silnego promieniowania słonecznego, wskutek czego dość często dochodzi do powstania uszkodzeń (lezji), a następnie czerniaków akralnych. Ocenia się, że czerniak umiejscowiony na kończynach wywodzący się z plam soczewicowatych (łac. melanoma acro-lentiginosum) stanowi 2-8% wszystkich przypadków czerniaka. Plamy soczewicowate mogą powstawać w wyniku oddziaływania czynników uszkadzających i postarzających skórę, a więc także pod wpływem promieni słonecznych (lentigo solaris). Badania wykazały, że w porównaniu do czerniaków zlokalizowanych na innych częściach nóg, gdzie przeżywa 4 na 5 chorych, czerniak akralny zbiera krwawsze żniwo – umiera aż połowa pacjentów. Z tego powodu onkolodzy i dermatolodzy zalecają smarowanie stóp razem z podeszwami kremami z filtrem 15 lub wyższym. Doktor Anthony Kontos podkreśla, że chorzy bardzo często mylą nowotwór skóry stopy z siniakiem. W ten sposób zmarł np. Bob Marley, który chorował na czerniaka, a myślał, że doznał urazu stopy podczas gry w piłkę. Kontos słusznie zauważa, że przez większą część roku nasze stopy są szczelnie otulone butami i skarpetami czy rajstopami. Latem nagle je odkrywamy, a delikatna skóra łatwo ulega poparzeniom słonecznym.
  14. Władze Filadelfii rozpoczęły nowy program, którego celem jest zmuszenie kierowców do wolniejszej jazdy. Zamiast jednak ustawiać na każdym rogu policjanta, władze tworzą... wirtualne progi zwalniające. Na około 100 skrzyżowaniach pojawią się plastikowe urządzenia płasko przymocowane do asfaltu. Są one całkowicie niegroźne dla samochodów, jednak pomalowano je tak, iż wygląda jakby coś dużego i ostro zakończonego wystawało z asfaltu. Takie progi są znacznie tańsze od prawdziwych, do których kierowcy zdążyli się przyzwyczaić. Program "Drive Care Philly" dopiero się rozpoczyna, trudno więc stwierdzić, czy i jakie efekty przyniesie. Wirtualne progi można obejrzeć na filmie umieszczonym na witrynie CBS.
  15. David Levy, autor książki Miłość i seks z robotami uważa, że prawdziwe romantyczne związki człowiek-robot będą możliwe już za około 40 lat. O swojej wizji przyszłości opowiedział na konferencji prasowej zorganizowanej na Uniwersytecie w Maastricht. Pisarz uważa, że skoro maszyny mają, a właściwie będą mieć, swoje emocje, osobowość i świadomość, będą z nami rozmawiać, rozśmieszać nas, czemu nie miałby mówić "kocham cię" i naprawdę tego czuć? Wg niego, roboty jako gadżety erotyczne pojawią się na rynku w ciągu 5 najbliższych lat. Zostaną wyposażone w czujniki i syntezatory mowy, dzięki czemu będą w stanie wydawać dźwięki podczas pieszczenia przez człowieka ich stref erogennych. Levy, szkocki mistrz szachowy i biznesmen, udowadnia, że choć już teraz powstają czujące roboty, miłość jest tak złożoną sytuacją, że potrzeba jeszcze lat pracy, by maszyny mogły jej sprostać. Najtrudniejsza wydaje się kwestia umiejętnego prowadzenia konwersacji. Pragniemy mieć robota, który potrafiłby mówić o czymś, co nas zajmuje. Chcemy partnera o podobnych zainteresowaniach, mówiącego w sposób miły dla ucha, który ma podobne poczucie humoru. Szkot podkreśla, że choć kwestie komunikacji robot-człowiek są kluczowe dla stworzenia maszyny, w której człowiek mógłby się zakochać, pozostają one daleko w tyle w porównaniu do innych dziedzin robotyki. Specjaliści wskazują na parę kwestii natury etycznej. Brytyjski naukowiec Dylan Evans zaznacza, że miłość nie jest ani bezwarunkowa, ani wieczna. Tymczasem robot nie może sobie ciebie wybrać ani cię odrzucić. Może się to stać bardzo nudne, a nietrudno sobie wyobrazić przypadki okrucieństwa wobec bezbronnego partnera. Dałoby się zaprogramować maszynę obdarzoną wolą, która potrafiłaby odrzucić ludzkiego partnera, ale wg Evansa, bardzo trudno byłoby ją sprzedać. Vincent Wiegel z Politechniki w Delft dodaje, że sztuczna inteligencja, jaką człowiek jest w stanie obecnie stworzyć, odpowiada poziomowi intelektualnemu rocznego dziecka. Na razie daleko jej więc do możliwości dorosłego, a mówienie o związkach człowiek-robot już za niecałe pół wieku to spore nadużycie. Levy uważa, że związki z robotem będą stanowić wybawienie dla milionów samotnych ludzi na całym świecie, którzy z różnych powodów nie mogą związać się z drugim człowiekiem. W przyszłości problem tego trzeciego lub tej trzeciej może się nie ograniczać do pojawienia się w ludzko-ludzkim związku trzeciej istoty ludzkiej, lecz właśnie robota. Dla części osób będzie to stanowić mniejsze zagrożenie własnej pozycji, dla innych nie będzie miało najmniejszego znaczenia, czy konkurent jest człowiekiem, czy maszyną. Wielu ludzi uważa, że pewnym ułatwieniem dla stworzenia związków człowieka z robotami jest tendencja naszego gatunku do antropomorfizowania obiektów z otoczenia. Inni prorokują, że będziemy mieć do czynienia ze zjawiskiem roboseksualności, a więc swego rodzaju rozszerzeniem dzisiejszych hetero-, bi- lub homoseksualności.
  16. Naukowcy z University of Michigan stworzyli najbardziej energooszczędny procesor na świecie. Układ Phoenix pobiera w stanie uśpienia aż 30 000 razy mniej mocy niż inne podobne kości, a do pracy potrzebuje 10-krotnie mniej mocy. W trybie uśpienia Phoenix Processor zużywa jedynie 30 pikowatów mocy. Jak wyjaśniają naukowcy, to tak niewiele, że bateria z zegarka elektronicznego mogłaby zasilać Phoeniksa przez 263 lata. Nowy procesor ma powierzchnię zaledwie 1 milimetra kwadratowego. Jego olbrzymią zaletą jest fakt, iż jest zasilany przez baterię takiej samej wielkości. Baterie zasilające układy scalone są zwykle znacznie od nich większe, przez co przyczyniają się do wzrostu rozmiarów i ceny urządzania, w których są wykorzystywane. Na przykład bateria używana w przeciętnym laptopie jest około 5000 razy większa od procesora i zapewnia mu energię na zaledwie kilka godzin. Phoenix nie będzie, oczywiście, wykorzystywany w komputerach domowych. Tego typu mikroukłady trafiają do implantów medycznych, czujników mierzących np. zanieczyszczenia atmosferyczne czy do sprzętu szpiegowskiego. Jak podkreślają twórcy Phoeniksa: niskie zapotrzebowanie na energię pozwoliło nam na zmniejszenie rozmiarów baterii i całego urządzenia wykorzystującego procesor. Nasz system, wraz z baterią, ma być 1000 razy mniejszy od najmniejszych obecnie stosowanych czujników. To otwiera nowe możliwości - mówi profesor David Blaauw, którego dwaj doktoranci, Scott Hanson i Mingoo Seok, stworzyli procesor. Naukowcy twierdzą, że Phoenix posłuży do stworzenia czujników, które będą niemal niewidoczne gołym okiem. Będzie można go zatopić w betonie, by na bieżąco mierzył stan budynków i mostów, zostanie wykorzystany do monitorowanie ciśnienia w gałce ocznej, przyda się do sterowania rozrusznikami serca. Akademicy, by skonstruować tak energooszczędny układ, skupili się na jego stanie uśpienia, bo w nim właśnie czujniki spędzają większość czasu. Phoenix standardowo znajduje się w stanie uśpienia. Jego zegar "budzi go" co 10 minut na 1/10 sekundy. Wówczas Phoenix wykonuje 2000 instrukcji: sprawdza czy napłynęły nowe dane, przetwarza je, kompresuje i zapisuje w pamięci. Następnie znowu przechodzi w stan uśpienia. Uczeni celowo ustawili go w ten sposób, gdyż ma on być stosowany przede wszystkim w różnego rodzaju czujnikach pomiarowych, więc zebranie danych co 10 minut jest wystarczające.
  17. Joshua Susskind i zespół z Uniwersytetu w Toronto postanowili eksperymentalnie sprawdzić, czy strach i obrzydzenie zmieniają sposób, w jaki korzystamy ze swoich zmysłów. Wg nich, strach (wyrażający się za pomocą szeroko otwartych oczu, ust i uniesionych brwi) zwiększa dostępność zmysłów, prowadząc do wzmożonej czujności, a obrzydzenie ją zmniejsza (gdy je odczuwamy, cała twarz się kurczy). W ramach jednego eksperymentu ochotnicy mieli zidentyfikować kropkę pojawiającą się w polu widzenia. W tym czasie proszono ich o przybieranie jednego z 3 wyrazów twarzy: 1) przestraszonego, 2) neutralnego i 3) wyrażającego obrzydzenie. W drugim proszono ich o to samo, ale zadanie polegało na jak najszybszym wodzeniu wzrokiem pomiędzy dwoma punktami umiejscowionymi na ekranie komputera. Były one od siebie oddalone o 30 cm. W tym czasie obserwowano, w jaki sposób poruszają się gałki oczne wolontariuszy. W obu sytuacjach mierzono, ile powietrza mogą zaczerpnąć osoby z przestraszonymi i obrzydzonymi twarzami. Jak łatwo się domyślić, okazało się, że strach wyczula na otaczający świat. Szeroko otwarte oczy pozwalały na szybsze wykrycie obiektu pojawiającego się na obrzeżach pola widzenia. Ponadto osoba z takim właśnie wyrazem twarzy prędzej poruszała oczami między dwoma wyznaczonymi punktami. Obrazy uzyskane podczas rezonansu magnetycznego potwierdziły, że zwiększała się też pojemność jamy nosowej. Te zmiany są spójne z teorią, że np. strach jest postawą sprzyjającą czujności, a obrzydzenie nastawieniem sprzyjającym zmysłowemu odrzuceniu. W kolejnych eksperymentach badacze chcą określić, do jakiego stopnia przestraszony mózg potrafi wykorzystać dodatkowe informacje do polepszenia rezultatów działania (Nature Neuroscience). Okazuje się więc, że wyrazy twarzy nie są tylko i wyłącznie zewnętrzną ekspresją tego, co czujemy, ale że realnie wpływają one na relacje naszych zmysłów z otaczającym światem. I nie chodzi tu o ich wpływ hormonalny na organizm, ale o fizyczne oddziaływanie układu mięśni twarzy na dostępność pewnych informacji. Teorię usprawniania działania określonych zmysłów przez poszczególne emocje zaproponował już Karol Darwin, który zauważył, że związane z nimi wyrazy twarzy są takie same w obrębie różnych kultur, a nawet różnych gatunków.
  18. Przyjaźń ułatwia pokonywanie przeszkód i to nie tylko tych symbolicznych, ale również realnych. Okazuje się, że osoby, które wspinają się pod górę z kimś bliskim, uznają ją za mniej stromą. Zespół Simone Schnall z Uniwersytetu w Plymouth poprosił studentów o ocenę stopnia nachylenia stoku poprzez odpowiednie ustawienia deski. Ludzie biorący udział w badaniu z przyjacielem u boku uznawali zbocze za mniej strome (o 10-15%) niż osoby testowane w pojedynkę. Im dłużej ochotnicy znali swojego towarzysza i im cieplejsze stosunki ich łączyły, tym góra wydawała się łagodniejsza (Journal of Experimental Social Psychology). Psycholodzy zaobserwowali także, że samo myślenie o bliskim przyjacielu lub członku rodziny, w odróżnieniu od przypominania sobie kogoś neutralnego czy nielubianego, powodowało, że wzniesienie wydawało się o 20% mniej strome. Jeśli więc jechać w góry, to tylko z przyjaciółmi, a żaden stok nam się nie oprze...
  19. Filiżanka, a czasem nawet łyk kawy pomaga zwalczyć senność. Czy jednak w podobny sposób może zadziałać wąchanie czarnego naparu? Wydaje się, że tak... Yoshinori Masuo i zespół z National Institute of Advanced Industrial Science and Technology w Tsubie przez dobę pozbawiali szczury snu. Kiedy zbadano ich mózgi, odnotowano zmniejszone stężenie mRNA 11 istotnych dla funkcjonowania tego organu genów (Journal of Agricultural and Food Chemistry). Po wystawieniu zwierząt na oddziaływanie aromatu kawy poziom matrycowego RNA 9 genów powrócił do normy, a dwóch pozostałych nawet ją przekroczył. Skok ponad normę odnotowano w przypadku genu GIR, zaangażowanego w kontrolę neuroendokrynną, oraz NFGR, który odpowiada za zarządzanie stresem oksydacyjnym. Naukowcy podkreślają, że nie wiedzą, czy te same geny są hamowane u ludzi pozbawionych snu ani czy przedstawiciele naszego gatunku czują się zmęczeni, gdy tak się dzieje. Wiadomo na pewno, że sporo tych genów ma swoje odpowiedniki u Homo sapiens. W przyszłości Japończycy zamierzają zidentyfikować w zapachu kawy substancję, która wpływa na ekspresję genów. Wymyślili już nawet, że można by ją, np. za pośrednictwem klimatyzacji lub przewodów wentylacyjnych, wpuszczać do biur czy hal produkcyjnych. Dzięki temu pracownicy, którzy nie mogą ze względu na rodzaj wykonywanej czynności pić prawdziwej kawy, stawaliby się mniej senni. Matrycowy RNA to cząsteczka kwasu rybonukleinowego, która zawiera informację przepisaną z genów. Na jej podstawie w rybosomach "składane" są białka.
  20. Po raz pierwszy w historii naukowcy potwierdzili, że fragmenty materiału genetycznego znalezionego na meteorycie nie pochodzą z Ziemi. Na meteorycie Murchinson, który spadł w Australii w 1969 roku znaleziono molekuły uracylu (to jedna z zasad azotowych wchodzących w skład RNA) oraz ksantyny (jedna z zasad purynowych). Uczeni z USA i Europy analizowali wspomniany materiał by sprawdzić, czy pochodzi on z kosmosu czy też doszło do zanieczyszczenia meteorytu po upadku na Ziemię. Badania wykazały, że materiał zawiera ciężką odmianę węgla, która mogła uformować się tylko poza naszą planetą. Doktor Zita Martins z Wydziału Nauk o Ziemi Imperial College London mówi, że odkrycie rzuca nowe światło na ewolucję życia na ziemi. Przed miliardami lat, gdy ono powstawało, nasza planeta była niezwykle często bombardowana przez meteoryty. To właśnie z nich mogły pochodzić zaczątki życia. Inny autor badań, profesor Mark Sephton z Imperial College London zauważa, że meteoryty zawierające materiał potrzebny do formowania się DNA i RNA mogą być rozpowszechnione w kosmosie. Bardzo więc prawdopodobne, że wiele z nich trafiło na planety, gdzie, tak jak na Ziemi, istniały odpowiednie warunki do powstania życia.
  21. W 1874 roku prasę obiegła niesamowita historia człowieka, któremu udało się odwrócić efekt oddziaływania promieni słonecznych. Jonathon Newhouse, twórca zbroi słonecznej, został ponoć znaleziony zamarznięty na kość w środku lata na pustyni Mojave. Indian zaskoczył widok jego oszronionej brody i zwisających z nosa długich sopli. Po raz pierwszy artykuł o wynalazcy zbroi opublikowano 2 lipca 1874 r. w Territorial Enterprise. Wkrótce o jego przypadku rozpisywały się już inne gazety, m.in. Scientific American, The New York Times i The Daily Telegraph. Ponieważ były czytane na całym świecie, historia brzmiąca jak bajka stała się znana również poza USA i Wielką Brytanią. Po co komu zbroja słoneczna? Miała ponoć zabezpieczać swojego właściciela przed trudami związanymi z podróżą przez pustynię. Długą, przylegającą do ciała kurtkę wykonano ze zwykłej gąbki o grubości ok. 2,5 cm. Podobnie jak czapka/kapelusz z tego samego tworzywa była ona nasączona wodą. Do zbroi dołączano worek z wodą i przewód, który pozwalał na uzupełnienie parującej z garderoby cieczy. Właściciel dziwacznego stroju musiał tylko pamiętać o ściskaniu co pewien czas sakwy. Po zaprojektowaniu zbroi, Newhouse postanowił przetestować swój wynalazek w Dolinie Śmierci (ang. Death Valley). Nałożywszy kurtkę i kapelusz, wyruszył rano z obozowiska, twierdząc, że wróci za 2 dni. Wg relacji prasowej, następnego dnia do obozowiska przybył bardzo podniecony Indianin, który łamaną angielszczyzną zachęcał do podążania jego śladem. Po przebyciu 20 km wskazał na opartego o skałę mężczyznę. Był to, oczywiście, Newhouse. Nadal miał na sobie zbroję i był zamarznięty. Jego wynalazek działał aż za dobrze. Skończył źle, bo zapięcia znajdowały się na plecach poza zasięgiem jego dłoni, nie mógł się więc uwolnić z potrzasku. Dziennikarze The Daily Telegraph odnieśli się do tych rewelacji krytycznie. Stwierdzili, że choć prasa zza oceanu pisze o historii Newhouse'a z dużą powagą, oni potrzebują dodatkowych informacji. Ich postawa była jak najbardziej uzasadniona, ponieważ mamy do czynienia z kaczką dziennikarską sprzed 134 lat. Jej powstanie zawdzięczamy koledze Marka Twaina – Williamowi Wrightowi (znanemu jako Dan De Quille) z Territorial Enterprise. Choć dużo wolniej niż w naszych czasach, plotka rozeszła się po całym świecie. Dla człowieka XXI wieku zbroja z gąbki jest kompletnym absurdem, w XIX wieku ludzie, przynajmniej niektórzy, zdawali się w nią jednak wierzyć...
  22. Samodzielnie latające samoloty, sterowane odpowiednim oprogramowaniem, potrafią coraz więcej. Są w stanie samodzielnie lądować i startować, mogą podążać za innym samolotem, potrafią nawet tankować w powietrzu. Wojskowi planują też nauczenia automatów startowania za pomocą katapult i lądowania na pokładach lotniskowców. Niedawno dokonano kolejnego olbrzymiego kroku w kierunku stworznia w pełni autonomicznych samolotów. Firma Rockwell Collins poinformowała o udanych testach systemu Automatic Supervisory Adaptive Control (ASAC). Podczas eksperymentów przeprowadzonych na modelu myśliwca F-18 automat musiał zmierzyć się z częstym na polu walki problemem - prowadzeniem uszkodzonej maszyny. Oprogramowanie świetnie sobie poradziło. Nagła utrata 60% powierzchni jednego ze skrzydeł nie doprowadziła do katastrofy maszyny. Miniaturowy samolot nie tylko utrzymał się w powietrzu, ale nawet wylądował bez większych problemów. Na stronach firmy Rockwell Collins udostępniono film dokumentujący przebieg eksperymentu.
  23. Możliwości nauki są coraz większe. Latamy na Księżyc, rozwiązujemy kolejne zagadki wszechświata, tworzymy urządzenia, które wyświetlają coraz bardziej przypominające oryginał obrazy natury. Czy jednak te ostatnie działają na nas tak samo, jak oglądanie krajobrazu "na żywo"? Okazuje się, że nie... Psycholodzy z University of Washington sprawdzali, jak szybko tętno powraca do normy po doświadczeniu lekkiego stresu. Ochotnicy wyglądali przez okno, spoglądali na ekran telewizora plazmowego HD albo wpatrywali się w białą ścianę. Okazało się, że serce uspokajało się najszybciej podczas kontaktu z przyrodą. Obraz z telewizora, nawet najlepszej jakości, był równie skuteczny, a właściwie nieskuteczny, jak biała ściana (Journal of Environmental Psychology). Technologia jest dobra i może pomóc nam w życiu, ale nie łudźmy się, iż da się obyć bez natury – podsumowuje Peter Kahn, szef zespołu badawczego. Tracimy bezpośredni kontakt z przyrodą. Zamiast tego w coraz większym stopniu obcujemy z nią za pomocą telewizji czy innych mediów. Dzieci wzrastają, oglądając kanały Discovery i Animal Planet. To prawdopodobnie lepsze niż nic, ale jako gatunek dla własnego dobrostanu psychicznego i fizycznego potrzebujemy prawdziwych interakcji z naturą. Opisywane zjawisko stanowi fragment czegoś, co naukowcy nazywają międzypokoleniową amnezją środowiskową. Polega ona na tym, że chociaż degradacja postępuje, każde pokolenie postrzega środowisko, w którym wzrasta, jako w dużej mierze nienaruszone i normalne. Dzieci zamieszkujące najbardziej zanieczyszczone miasta nie wierzą np., że ich społeczności są szczególnie skażone. Rachel Severson, współautorka badań, zaznacza, że problem staje się szczególnie palący w przypadku maluchów ery technologicznej. [...] Obcując z technologiczną przyrodą, mogą sobie nie zdawać sprawy, że nie osiągają tego, co dałby im kontakt z prawdziwą przyrodą. W eksperymencie Amerykanów wzięło udział 90 studentów college'u. Trzydzieści osób usadowiono przy stole pod oknem. Widać było przez nie fontannę i drzewa. Trzydziestu wolontariuszy siedziało na wprost ekranu telewizora. W czasie rzeczywistym wyświetlano na nim to, co widzieli ludzie wyglądający przez okno. Trzydzieści osób zajęło miejsce pod oknem zasłoniętym białą kurtyną. Osoby badano pojedynczo. Po wejściu do pomieszczenia witały się z eksperymentatorem. "Podpinano" je do elektrokardiografu i proszono, by poczekały 5 min. W tym czasie naukowiec znajdował się poza zasięgiem ich wzroku. Kamera zawieszona na ścianie w pobliżu okna lub ekranu telewizora była zsynchronizowana z urządzeniem monitorującym pracę serca i śledziła ruchu oczu wolontariuszy. Po 5 minutach eksperymentator wracał, objaśniał, na czym polega pierwsze zadanie i znowu wychodził. Powtarzało się to 3-krotnie, a na koniec ochotnik ponownie odczekiwał 5 minut. Wskaźnik powrotu tętna do wartości wyjściowej wyliczano następująco. Sprawdzano, jak szybko tętno spada w dwóch sytuacjach: 1) w ciągu minuty po rozpoczęciu okresu oczekiwania i 2) po wyjaśnieniu, na czym polega zadanie. Wydajność każdej osoby określano na podstawie 6 pomiarów. Przeprowadzano je po cyklu składającym się z jednego zadania i 2 cykli oczekiwania. Okazało się, że badani spoglądali na telewizor równie często jak osoby posadzone przed oknem. Okno przyciągało jednak uwagę studentów na dłużej. Kiedy spędzali więcej czasu, kontemplując widok za oknem, ich tętno spadało szybciej niż w czasie wykonywania zadań, które na to nie pozwalały. Podobnego zjawiska nie odnotowano w przypadku telewizora plazmowego. Kahn był tym zaskoczony. Myślał, że telewizor plazmowy uplasuje się gdzieś między oknem a ścianą.
  24. Naukowcy z Joint Quantum Institute oraz University of Maryland stworzyli "kwantowe obrazki", pary bogatych w informacje wzorców, których właściwości były ze sobą splątane. To, co pozornie wygląda na zabawę, może w przyszłości posłużyć do przechowywania danych w kwantowych komputerach czy bezpiecznego przesyłania informacji. Obrazki tworzą identyczne pary i są ze sobą splątane. Oznacza to, że, mimo iż nie są ze sobą fizycznie połączone, każda zmiana w jednym z nich wywołuje identyczną zmianę w drugim. Obrazy zawsze były preferowaną metodą komunikacji, ponieważ niosą ze sobą olbrzymią ilość informacji. Dotychczas urządzenia bazujące na optycznych technologiach tworzenia obrazu (np. aparaty), pomijały dużą część użytecznych danych. Dzięki obrazom korzystającym z praw mechaniki kwantowej możemy stworzyć lepsze rozwiązania nie tylko w dziedzinie tworzenia obrazów trudnych do zobaczenia obiektów, ale także w obszarach dotyczących przechowywania danych w komputerach kwantowych przyszłości - mówi Vincent Boyer, jeden z autorów badań. Do stworzenia obrazów naukowcy użyli technologii mieszania czterofalowego. Powoduje ono, jak czytamy w opracowaniu Jana i Jakuba Lamperskich oraz Zbigniewa Szymańskiego z Politechniki Poznańskiej wzbogacenie się widma propagowanego sygnału o nowe składowe wynikające z odpowiednich spełniających zasadę zachowania energii, kombinacji sum i różnic pierwotnych częstotliwości. W swoim eksperymencie Amerykanie użyli dwóch wiązek światła. Jedna z nich, próbkująca, przeszła najpierw przez matrycę z przygotowanym wcześniej obrazem. Następnie została skierowana do komórki z atomami rubidu w stanie gazowym. Tam napotkała na silną "pompującą" wiązkę światła. Atomy gazu reagowały ze światłem, absorbując jego energię i emitując wzmocnioną wersję pierwotnego obrazu. Ponadto powstał też drugi, bliźniaczy obraz splątany z pierwszym i obrócony o 180 stopni. Różnił się też on nieco kolorem od oryginału. Każdy piksel w jednym obrazku, miał swojego odpowiednika w drugim. Piksele, które były ze sobą splątane, podlegały identycznym fluktuacjom. Innymi słowy, obserwując zmiany zachodzące z czasem w jednym z obrazków, można było powiedzieć, jak zmienił się drugi. Naukowców najbardziej zaskoczyło to, jak łatwo udało im się uzyskać kwantowe obrazki. Wcześniej uczeni musieli je składać foton po fotonie. Teraz mogą uzyskać je znacznie szybciej, łatwiej i taniej.
  25. Choć nasiona palmy daktylowej znalezione w latach 60. w ruinach twierdzy Masada przez archeologów prof. Yigala Yadina mają ok. 2 tysięcy lat, jedno z nich wykiełkowało. Tym samym stało się najstarszym okazem, któremu się to udało. Wygląda więc na to, że gorący i suchy klimat doskonale zachowuje właściwości organizmów żywych (Science). Aby określić, ile dokładnie mają lat, izraelsko-szwajcarski zespół zbadał nasiona, które nie wykiełkowały. Dr Markus Egli z Uniwersytetu w Zurychu stwierdził metodą datowania węglem C-14, że mają w przybliżeniu 2 tysiące lat. Gdy po 15 miesiącach hodowli wyjątkową roślinę przesadzono do nowej doniczki, pobrano do analiz fragmenty łupiny nasiennej. Okazało się, że 3-letnia obecnie palemka miała wykiełkować z młodszego od pozostałych dwóch nasienia. Zgodnie z uzyskanymi wynikami, jego wiek wynosił 1750 lat. Sarah Sallon z Louis L. Borick Natural Medicine Research Center w Jerozolimie wyjaśnia jednak, że podczas kiełkowania uległo ono zanieczyszczeniu współczesnym węglem, stąd różnica. Badania genetyczne wykazały, że starożytni przedstawiciele gatunku różnili się od współczesnych odmian rośliny. Ponieważ biolodzy dysponują na razie tylko jednym okazem, nie można ferować ostatecznych wyroków. Jako że daktylowiec jest dwupienny, jeśli okaże się, że na "wskrzeszonym" egzemplarzu występują kwiaty żeńskie, a potem owoce, wspomoże to wysiłki naukowców pracujących na rzecz odnowy gatunku. Na rozstrzygnięcie sporu dotyczącego płci trzeba jednak poczekać do 2010 roku. Dr Sallon, która zajmuje się medycyną naturalną, ma również zamiar sprawdzić, czy tak jak wierzyli starożytni, palma rzeczywiście przydaje się w leczeniu chorób płuc, np. gruźlicy, nowotworów oraz infekcji bakteryjnych. Palma, która wykiełkowała z nasienia posadzonego 19 stycznia 2005 roku, ma już ok. 120 cm wysokości. Dzięki opiece Elaine Solowey ma się doskonale, na jej liściach pojawiło się zaledwie kilka białych plamek. Zanim udało się wyhodować opisywaną palmę, rekord należał do 1300-letniego nasienia lotosu. U rośliny stwierdzono jednak szereg anomalii genetycznych.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...