Skocz do zawartości
Forum Kopalni Wiedzy

KopalniaWiedzy.pl

Super Moderatorzy
  • Liczba zawartości

    37640
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

    nigdy
  • Wygrane w rankingu

    247

Zawartość dodana przez KopalniaWiedzy.pl

  1. Choć trudno to sobie wyobrazić, istnieją na świecie ludzie, w których języku nie ma słów oznaczających cyfry czy liczby. Są to członkowie plemienia Piraha z północno-zachodnich rubieży Brazylii. Językiem posługuje się zaledwie 300 osób (Cognition). Zespół profesora Edwarda Gibsona z MIT-u stwierdził, że Indianie wyrażają jedynie ilości względne: "trochę" lub "więcej". Często zakłada się, że liczenie stanowi część ludzkiej natury, ale, jak widać, istnieje grupa, która tego nie robi. Ludzie ci mogą opanować liczenie, ale w ich kulturze jest ono bezużyteczne, więc się tym nie zajmują. Okazuje się zatem, że słowa oznaczające cyfry/liczby są konceptami wynajdowanymi w kulturach, które tego potrzebują i nie są dziedziczną częścią języka. Omawiane badanie to kontynuacja studium opublikowanego w 2004 roku. Cztery lata temu stwierdzono, że Piraha posługują się wyrazami oznaczającymi "jeden", "dwa" i "dużo". Naukowcy z MIT-u początkowo zaobserwowali to samo zjawisko, gdy poprosili Indian o opisywanie powiększającego się zestawu obiektów (mógł on liczyć od 1 do 10 elementów). Interpretacja umiejętności Piraha zupełnie się jednak zmieniła, gdy lingwiści poprosili o odliczanie wstecz. Tym razem eksperyment zaczęto z 10 elementami i stopniowo je zabierano. Gdy na stole znajdowało się 5-6 obiektów, Indianie używali do ich opisu słowa uznanego wcześniej za "dwa". Gdy widzieli od 1 do 4 obiektów, posługiwali się wyrazem przetłumaczonym pierwotnie jako "jeden". To wcale nie są cyfry, lecz oznaczenia wartości względnych. Gibson podkreśla, że wcześniej u nikogo nie zaobserwowano podobnej strategii liczenia, ale niewykluczone, że istnieją inne języki, w których powinno się analogicznie zrewidować znaczenie słów "jeden", "dwa" oraz "dużo". Dokument zespołu Gibsona to fragment większego projektu, w ramach którego badane są związki między kulturą plemienia Piraha a jego językiem i przebiegiem procesów poznawczych. To próba falsyfikacji niektórych twierdzeń teorii Daniela Everetta. Językoznawca z Uniwersytetu Stanowego Illinois przedstawił ją w 2005 roku.
  2. Profesor Ken Tankersley z University of Cincinnati postanowił obalić pewną teorię, dotyczącej tego, co wydarzyło się w Ameryce Północnej przed 12 900 laty. Wówczas, pod koniec epoki lodowcowej, doszło do gwałtownego wymierania zwierząt i ludzi. Jedna z teorii, której głosicielem jest geofizyk Allan West, mówi, że nad powierzchnią kontynentu eksplodowała kometa lub asteroida. Tankersley chciał zadać kłam tym twierdzeniom, badając złoża złota, srebra i diamentów znajdujące się w stanach Indiana i Ohio. Jednak jego badania, zamiast obalić teorię Westa, stały się najmocniejszym dowodem na jej poparcie. Tankersley sądził, że wspominane minerały zostały przyniesione z rejonu Wielkich Jezior Amerykańskich przez lodowiec. Szczegółowe analizy wykazały jednak, że pochodzą one z regionów położonych znacznie dalej na północy. Moje badania złota, srebra i diamentów miały obalić teorię Westa. Nie wiedziałem jednak, że twierdził on również, iż kometa nie wybuchła po prostu gdzieś nad Kanadą, ale że rozpadła się nad regionem bogatym w złoża diamentów - mówi Tankersley. Po raz pierwszy zetknął się z teorią Westa, gdy został zaproszony do organizowanej przez niego badawczej grupy interdyscyplinarnej. West mówił wówczas, że nad Kanadą wybuchł obiekt o średnicy około 2 kilometrów. Teraz dzięki pracom Tankersleya znaleziono mocny dowód na poparcie tej tezy. Naukowcy uznali bowiem, że jedynym logicznym wytłumaczeniem przesunięcia na południe diamentów, złota i srebra jest ich wyrzucenie w wyniku silnej eksplozji. Obecnie prowadzone są dodatkowe badania mające zweryfikować teorię kosmicznej katastrofy. Około 12 900 lat temu epoka lodowcowa w Ameryce Północnej miała się ku końcowi. Nagle wydarzyło się coś, co spowodowało zagładę mamutów oraz zniknięcie pierwszej w tym rejonie znaczącej kultury ludzkiej zwanej cywilizacją Clovis. Rozpoczął się okres tzw. młodszego dryas, który o 1300 lat przedłużył epokę lodowcową.
  3. Wysokie spożycie niektórych produktów sojowych, m.in. tofu, nasila ryzyko utraty pamięci (Dementias and Geriatric Cognitive Disorders). Do takich wniosków doszli naukowcy z Uniwersytetów w Loughborough i Oksfordzie, których badania sfinansowała organizacja Alzheimer's Research Trust, oraz współpracujący z nimi lekarze z Indonezji. W ramach studium określano wpływ spożycia dużych ilości soi na 719 starszych mieszkańców wiejskich i miejskich rejonów Jawy. Okazało się, że konsumpcja dużych ilości tofu wiąże się z gorszym funkcjonowaniem pamięci, zwłaszcza u osób powyżej 68. roku życia. Jak zauważa szef zespołu badawczego profesor Eef Hogervorst z Uniwersytetu w Loughborough, soja staje się coraz popularniejsza na Zachodzie. Zachwala się ją jako tzw. superpokarm. Wytwarzane z niej produkty zawierają dużo fitoestrogenów. Na razie nie jest znany dokładny mechanizm ich oddziaływania na starzenie się mózgu. Wydaje się jednak, że związki te zapewniają neuroochronę w przypadku osób w średnim wieku i młodych, ale powyżej 65. roku życia zwiększają ryzyko demencji i pogarszają działanie pamięci. Uzyskane wyniki częściowo zaskoczyły badaczy. Stwierdzili oni bowiem, że w odróżnieniu od tofu, jedzenie tempe, czyli sfermentowanych całych ziaren soi, które wyglądają jak bloki ciasta lub sera i są nazywane jawajskim mięsem, poprawia pamięć. Wg Hogervorsta, może to mieć związek z wysokimi stężeniami folanów (soli kwasu foliowego). Od jakiegoś czasu wiadomo, że zabezpieczają one przed demencją. Być może jednoczesne wysokie stężenie zarówno folanów, jak i fitoestrogenów chroni przed deterioracją. Profesor przestrzega, że efekty spożycia tofu i tempe były najbardziej widoczne w przypadku starszych Jawajczyków, nie wiadomo więc, jak to wygląda w innych grupach etnicznych. W ramach wcześniejszych badań zauważono jednak, że u wiekowych Amerykanów japońskiego pochodzenia wysoka konsumpcja tofu również prowadziła do demencji.
  4. Badacze z amerykańskiego Narodowego Instytutu Starzenia (NIA, National Institute of Aging) oraz Szkoły Medycznej Uniwersytetu Harvarda informują, że resweratrol, naturalny składnik zawarty m.in. w czerwonym winie, zmniejsza intensywność niekorzystnych zjawisk związanych ze starzeniem, lecz nie przedłuża życia, jeśli jego podawanie jest zapoczątkowane w średnim wieku. Wykonane badanie jest kontynuacją wcześniejszych eksperymentów, dzięki którym dowiedziono skuteczność resweratrolu jako związku poprawiającego stan zdrowia oraz wydłużającego czas przeżycia u otyłych, starych myszy. Wydaje się, że związek ten, obecny w pokarmach takich jak winogrona czy orzechy, przypomina swoim działaniem efekty stosowania tzw. restrykcji kalorycznej, czyli radykalnego obniżenia wartości energetycznej posiłków (nawet o 30-50%) przy zachowaniu odpowiedniej zawartości wszystkich niezbędnych organizmowi składników. Warto wspomnieć, że restrykcja kaloryczna jest jedynym działaniem o udokumentowanym, pozytywnym wpływie na długość życia. Celem eksperymentu było ustalenie różnic w przebiegu procesu starzenia oraz porównanie stanu zdrowia myszy odżywianych w różny sposób. W pierwszej grupie zwierzęta były odżywiane według standardowych reguł, w drugiej karmiono je nadmierną ilością pożywienia, w ostatniej zaś zastosowano u gryzoni dietę zwaną "every other day" (zakłada ona obniżenie masy ciała głównie dzięki pozytywnemu nastawieniu do jedzenia oraz dzięki aktywności fizycznej). Dodatkowo w każdej grupie zwierzęta otrzymywały różne dawki resweratrolu jako element codziennej diety. Dzięki badaniu próbujemy zrozumieć proces starzenia oraz zrozumieć, w jaki sposób różne działania mogą wpłynąć na jego przebieg. Restrykcja kaloryczna jest dobrze udokumentowaną metodą przynoszącą wiele korzyści zdrowotnych u ssaków, a badania nad jej mimetykami [substancjami naśladującymi efekt restrykcji kalorycznej - przyp. red.], takimi jak resweratrol, niezwykle nas interesują - tłumaczy szef NIA, dr Richard J. Hodes. Badacz zaznacza, że poprzednie badania wielokrotnie potwierdzały, że podawanie tego związku może naśladować niektóre efekty wywoływane przez restrykcję kaloryczną. Najważniejszym wnioskiem płynącym z analizy jest odkrycie wyraźnego działania ochronnego resweratrolu w odniesieniu do chorób układu sercowo-naczyniowego związanych ze starzeniem i otyłością. Substancja pozwoliła także na wyraźne obniżenie poziomu cholesterolu (lecz nie trójglicerydów) w surowicy krwi u myszy o poprawnej masie ciała, które przyjmowały resweratrol przez 10 miesięcy począwszy od ukończenia pierwszego roku życia. Potwierdzono także korzystny wpływ suplementacji tego związku na stan aorty, a także jego zdolność do ograniczania stanów zapalnych w obrębie serca, niezależnie od masy ciała zwierząt. Pomimo obiecujących rezultatów eksperymentu, jego autorzy odkrycia są ostrożni w ich interpretacji. Zaznaczają, że badania wykonano na myszach, przez co mogą nie mieć bezpośredniego przełożenia na organizm człowieka. Dodają, że zdrowie i długość życia człowieka są zależne od znacznie większej ilości czynników środowiskowych, niż w przypadku myszy żyjących w warunkach laboratoryjnych. Praktyka pokazuje jednak, że dieta uznawana za najkorzystniejszą dla zdrowia, czyli ta stosowana tradycyjnie na Krecie, uwzględnia czerwone wino jako swój podstawowy składnik. Być może więc warto spróbować?
  5. Brak aktywności seksualnej zwiększa ryzyko zaburzeń wzwodu - ostrzegają fińscy naukowcy. Jak donoszą na łamach czasopisma The American Journal of Medicine, starzejący się mężczyźni uprawiający seks przynajmniej raz na tydzień są narażeni na co najmniej dwukrotnie niższe ryzyko zapadnięcia na tę krępującą przypadłość w porównaniu do panów robiących to rzadziej. Warto przy okazji zaznaczyć, że wszystko wskazuje na to, że im więcej, tym lepiej - panowie, którzy zadeklarowali w ankiecie utrzymywanie aktywności na poziomie przynajmniej trzech stosunków w tygodniu są według autorów badania wykazują zaburzenia erekcji aż czterokrotnie rzadziej od całkowitych abstynentów. Regularna aktywność seksualna pozwala utrzymać potencję w podobny sposób, w jaki aktywność fizyczna pomaga utrzymać sprawność fizyczną, tłumaczy dr Juha Koskimaki z uniwersytetu w fińskim Tampere, wchodząca w skład zespołu badającego to zagadnienie. Opublikowane dane są efektem analizy ankiet nadesłanych do Finów w wieku od 55 do 75 lat. Badanie objęło 989 mężczyzn, którzy odpowiedzieli na dwa wysłane do nich w odstępie pięciu lat kwestionariusze dotyczące m.in. ich życia seksualnego, a w pierwszym z nich poinformowali o braku problemów z wzwodem. Dokonany w ten sposób dobór mężczyzn do badania zapewniał, że jego wyniki rzeczywiście będą odzwierciedlały wpływ częstotliwości stosunków na ryzyko zapadnięcia na krępującą dysfunkcję, a nie zależność odwrotną, czyli wpływ dysfunkcji na jakość życia seksualnego. Średni wiek ankietowanych to 59 lat. Czterech na pięciu z nich było żonatych lub mieszkało z partnerką (względnie: partnerem) w konkubinacie. Ponad połowa badanych panów miała nadwagę, a niemal połowa z całej grupy cierpiała na przynajmniej jedną chorobę przewlekłą. Dane te uwzględniono, oczywiście, w dalszej analizie zebranych danych. Niestety, jakość wyników jest nieco zaniżona poprzez brak uwzględnienia masturbacji, którą uważa się powszechnie za równie korzystną dla kondycji męskiego układu płciowego, jak współżycie. Wniosek badaczy z badania był niezwykle lakoniczny, nawet jak na "oszczędny" język nauki: Lekarze powinni zachęcać pacjentów. Do czego? To chyba oczywiste.
  6. Przypadkowa aktywność w obrębie mózgu, która nie ma znaczenia dla funkcjonowania i często bywa uznawana za szum, jest wskaźnikiem dobrej kondycji zdrowotnej tego organu (PLoS - Computational Biology). Naukowcy z Rotman Research Institute w Baycrest podkreślają, że ich odkrycia obalają twierdzenie, że w okresie dojrzewania dziecięcy mózg się wycisza, przez co staje się bardziej wydajny i konsekwentny podczas procesów przetwarzania danych. Zauważyliśmy, że dojrzewanie mózgu prowadzi nie tylko do stabilniejszego i bardziej odpowiedniego zachowania w przypadku zadań pamięciowych, ale koreluje również ze zwiększoną zmiennością sygnałów - przekonuje szef zespołu badawczego, dr Randy McIntosh. Wbrew oczekiwaniom, nie oznacza to, że mózg pracuje mniej wydajnie. Wykazuje po prostu większą zmienność funkcjonalną, co stanowi odbicie złożoności neuronalnej. Kanadyjskie studium objęło 79 osób: dzieci w wieku do 15 lat i młodych dorosłych w wieku 20-33 lat. Wszyscy ochotnicy wzięli udział w teście zapamiętywania i rozpoznawania twarzy. W czasie wykonywania zadań byli podpięci do elektroencefalografu. Okazało się, że młodzi dorośli wypadli lepiej od dzieci. Ponadto w mózgu 20-33-latków wzrosła zmienność sygnału i zwiększył się generowany przez organ "hałas". A zatem to, co do tej pory uznawano za nic nieznaczący szum elektromagnetyczny, może być centralnym składnikiem normalnej pracy mózgu.
  7. Madryckie Muzeum Prado poinformowało, że potwierdziły się wieloletnie podejrzenia specjalistów. "Kolos", jedno z najcenniejszych dzieł w kolekcji Prado, nie jest dziełem Francisco de Goi. Wątpliwości co do autorstwa dzieła pojawiły się po raz pierwszy na początku lat 90. ubiegłego wieku. Teraz po szczegółowych badaniach Manuela Mena, ekspert ds. Goi i główna konserwatorka XVIII-wiecznej sztuki w Prado, poinformowała, że "Kolos" nosi pewne charakterystyczne ślady, które nie pasują do stylu Goi. Pani Mena zauważyła, że uniesione lewe ramię kolosa jest namalowane zbyt topornie, jak na talent tak świetnego znawcy anatomii, jakim był Goya. Ponadto hiszpański mistrz miał olbrzymie doświadczenie w malowaniu byków i innych zwierząt. Na pewno nie przedstawiłby ich w taki sposób, w jaki są one widoczne na obrazie. Być może autorem obrazu jest Asensio Julia, uczeń i asystent Goi. Na dole dzieła widać coś, co może być inicjałami tego malarza. Rzecznik prasowa muzeum stwierdziła, że "Kolos" na pewno nie wyszedł spod ręki Goi, nie wiadomo jednak, kto jest jego autorem. Ze stanowiskiem muzeum nie zgadza się Nigel Glendinning, jeden z najlepszych brytyjskich ekspertów ds. Goi. Jego zdaniem "Kolos" to dzieło wielkiego Hiszpana. Glendinning mówi, że Goya nie zawsze malował z dbałością o szczegóły anatomiczne. Poza tym, z zapisków wiadomo, że obraz o takim właśnie tytule wisiał w domu Goi w 1812 roku. Później znalazł się on w posiadaniu jednej z arystokratycznych rodzin, a w 1930 roku został przekazany Prado. Muzeum być może w przyszłym roku rozpocznie prace nad ustalaniem autorstwa "Kolosa". Tymczasem profesor Jonathan Brown z New York University przypomina, że autorstwo wielu dzieł starych mistrzów bywa częstokroć kwestionowane. Z Caravaggio dzieje się to przez cały czas - mówi.
  8. W Wielkiej Brytanii rozpoczął pracę automatyczny barman. Pan Asahi potrafi otwierać butelki z piwem i odróżnia ich pojemności. Robot uśmiecha się i mówi do klientów. Asahi wykorzystuje sprężone powietrze do kontroli i sterowania licznymi mechanizmami, które umożliwiają mu wykonywanie pracy. Prace nad 250-kilogramowym robotem prowadziło ośmiu inżynierów. Maszyna przeszła też sześciomiesięczny trening. Od trzech dni pracuje w jednym ze sklepów sieci Selfridges na londyńskiej Oxford Street. Szefostwo sklepu mówi, że dzięki niemu czas oczekiwania na obsłużenie skrócił się z 15 do poniżej 2 minut. Z Londynu Pan Asahi ruszy w podróż po całym kraju. Będzie go można zobaczyć w Manchesterze, Nottingham, Edynburgu i Glasgow. W Sieci można zobaczyć pana Asahi przy pracy.
  9. Włoscy naukowcy informują, że zespół nagłej śmierci łóżeczkowej (SIDS, od ang. Sudden Infant Death Syndrome) może być powodowany przez zaburzenia funkcji neuronów odpowiedzialnych za przekaźnictwo serotoniny, jednego z neuroprzekaźników (związków odpowiedzialnych za przekazywanie informacji w obrębie układu nerwowego). Odkrycie może stać się podstawą dla opracowania techniki pozwalającej na przeprowadzenie rutynowych badań przesiewowych w poszukiwaniu dzieci zagrożonych nagłym zgonem z powodu tej tajemniczej choroby. SIDS jest najczęstszą przyczyną śmierci niemowląt w krajach rozwiniętych. Z powodu tego zespołu umiera jedno na około dwa tysiące żywo urodzonych dzieci, niemal zawsze w wieku od jednego do dwunastu miesięcy. Badania wykonywane podczas sekcji zwłok już wcześniej potwierdzały zaburzenia związane z neuronami produkującymi serotoninę w obrębie pnia mózgu, lecz brakowało danych potwierdzających, że właśnie to zaburzenie było bezpośrednią przyczyną zgonu. Zespół badaczy z Europejskiego Laboratorium Biologii Molekularnej we włoskim Monterotondo, prowadzony przez dr. Corneliusa Grossa, postanowił zbadać opisane zjawisko. W tym celu przygotowano myszy zmodyfikowane genetyczne tak, by wykazywały nadmierną produkcję jednego z receptorów dla serotoniny, czyli białek zdolnych do jej wiązania i przekazania informacji o tym zdarzeniu do wnętrza komórki. Naukowcy zaobserwowali, że gryzonie zaraz po urodzeniu nie prezentowały żadnych niepokojących objawów, lecz po pewnym czasie dochodziło do epizodów "sporadycznych i nieprzewidywalnych spadków tętna oraz temperatury ciała". Opis ten pasuje dość dobrze do objawów występujących u niemowlęcia, które umiera z powodu SIDS. Co więcej, opisana modyfikacja genetyczna powodowała śmierć ponad połowy zwierząt na wczesnym etapie życia. Jedną z funkcji neuronów komunikujących się przy użyciu serotoniny jest przekazywanie do rdzenia kręgowego poleceń regulujących pracę serca i innych organów odpowiedzialnych za utrzymanie prawidłowej temperatury ciała. Zmiana poziomu produkcji receptora dla tego neuroprzekaźnika wyraźnie zaburzała prawidłowe funkcjonowanie procesów odpowiedzialnych za regulację temperatury, co objawiało się m.in. brakiem zdolności do aktywacji brązowej tkanki tłuszczowej, odpowiedzialnej za produkcję ciepła podczas wychłodzenia. Co ciekawe, bezpośrednią przyczyną zaburzeń nie był wzrost, lecz spadek(!) liczby receptorów obecnych na powierzchni komórek. Badacze przypuszczają, że w neuronach istnieje system tzw. ujemnego sprzężenia zwrotnego, regulujący produkcję tego białka. Jak tłumaczą, nadmierna synteza receptora wywołuje najprawdopodobniej uruchomienie przeciwstawnego mechanizmu kompensującego, czyli stopniowe osłabianie ekspresji genu. W pewnym momencie dochodzi najprawdopodobniej do zaburzenia delikatnej równowagi tego układu, czego efektem może być właśnie SIDS - spekulują badacze. Choć niektóre dane zebrane podczas eksperymentu nie pasują do dotychczasowej wiedzy na temat zaburzeń poziomu serotoniny, specjaliści oceniają, że przeprowadzone we Włoszech badania mogą stać się ważnym krokiem na drodze do pełnego wyjaśnienia zespołu nagłej śmierci łóżeczkowej. Jak zaznacza jeden z autorów publikacji na ten temat doświadczenia, Enrica Audero, nie przeprowadzono analiz pozwalających stwierdzić, czy myszy zdechły podczas snu. Nie wykonano także dostatecznie precyzyjnych testów pozwalających określić, czy możliwe jest wytypowanie na podstawie regularnego pomiaru temperatury osobników narażonych na wystąpienie objawów podobnych do SIDS oraz przewidzenie zgonu z wyprzedzeniem. Szczegółowe informacje na temat badań opublikowało czasopismo Science.
  10. Zamówione przez Della i przeprowadzone przez Ponemon Institute badania wykazały, że w samych tylko Stanach Zjednoczonych na lotniskach pozostawianych jest co tydzień 12 000 laptopów. Na samym tylko Los Angeles International Airport obsługa znajduje 1200 komputerów. Badania przeprowadzono na 106 głównych lotniskach w 46 stanach. Pracownicy Ponemon Institute informują, że na dużym lotnisku obsługa znajduje przeciętnie 286 laptopów tygodniowo. W niemal 70% przypadków właściciele nie zgłaszają się po odbiór swojego sprzętu. Aż 40% komputerów jest pozostawianych w punktach kontrolnych, przy wyjściach prowadzących do samolotu gubionych jest 23% komputerów, w toaletach pozostaje 9%, a 7% znajduje obsługa restauracji. Specjaliści oceniają, że niemal połowa zgubionych notebooków zawiera poufne dane, a 14% z nich informacje stanowiące własność intelektualną.
  11. Ptaki posługują się kolorem, by odróżnić własne jaja od podrzuconych przez pasożyty lęgowe, np. kukułki. Gdy zidentyfikują obce jajo, wyrzucają je z gniazda (Biology Letters). Zespół doktora Marka Haubera z Uniwersytetu w Auckland zauważył, że ptaki są w stanie rozpoznać niewielkie zmiany długości fal, zwłaszcza w zakresie ultrafioletu, co znacznie ułatwia sprawę. W dodatku zakres postrzeganych przez nie barw jest naprawdę spory. Ornitolodzy australijscy współpracowali z badaczami z Uniwersytetu w Birmingham oraz Uniwersytetu Palackiego w Ołomuńcu. W ramach eksperymentu do gniazd drozdów śpiewaków (Turdus philomelos) w Australii i Nowej Zelandii podrzucano pomalowane jaja. Ich kolory były zbliżone do właściwego koloru jaj tego gatunku (w porze lęgowej samica składa od 3 do 5 bladobłękitnych jaj z czerwonymi, czarnymi lub brązowymi cętkami). Okazało się, że drozdy wyrzucały odmieńców z gniazda, zwłaszcza jeśli pojawiały się różnice w zakresie ultrafioletu lub krótkich fal niebieskich.
  12. Firma Gotuit Media podała do sądu Microsoft twierdząc, że oprogramowanie Silverlight, które ukazało się w ubiegłym roku i ma być na rynku internetowego wideo konkurencją dla Adobe Flash i Quicktime, narusza należące do niej patenty. Gotuit sprzedaje oprogramowanie, które pozwala użytkownikom na dodawanie do plików wideo opisujących je słów. To ułatwia wyszukiwanie klipów. Program oferowany przez Gotuit Media jest wykorzystywany przez kilka dużych serwisów internetowych. Przedsiębiorstwo to uważa, że Silverlight, który również umożliwia dodawania tagów, narusza trzy firmowe patenty. Jako przykład takiego naruszenia Gotuit podaje przygotowywaną przez NBCOlympics.com relację z Igrzysk w Pekinie. Wspomniana witryna używa właśnie Silverlight. Gotuit, która powstała w 2000 roku dzięki kapitałowi Motoroli i dwóch firm inwestycyjnych, domaga się odszkodowania oraz chce, by sąd zakazał Microsoftowi naruszania patentów.
  13. Thomas Beatie był kiedyś kobietą, dziesięć lat temu przeszedł jednak operację zmiany płci. Usunięto mu gruczoły sutkowe i spłaszczono klatkę piersiową, ale pozostawiono narządy płciowe. Dzięki temu zaszedł w ciążę i urodził w Centrum Medycznym św. Karola w Bend w stanie Oregon zdrową córeczkę. Niektóre źródła podają, że przeprowadzono cesarskie cięcie, ale kontakt ze szpitala twierdzi, że 34-latek urodził siłami natury. Wiadomo na pewno, że został zapłodniony nasieniem anonimowego dawcy. Inseminację przeprowadziła w domu jego żona Nancy, która wzięła strzykawkę z banku spermy. O swojej ciąży Beatie poinformował w kwietniu. Będąc gościem Oprah Winfrey, ujawnił, że od zawsze marzył, by mieć własne dziecko. Stąd decyzja o nieusuwaniu narządów płciowych. Tłumaczył, że chęć posiadania potomstwa nie jest potrzebą wyłącznie męską lub żeńską, ale ludzką. Zajście w ciążę przez mężczyznę nie stanowi więc, wg niego, zagrożenia dla jego stabilnej tożsamości męskiej. Role pełnione przez poszczególnych członków rodziny również nie ulegną zmianie. On będzie ojcem, a jego partnerka matką. Przed zmianą płci Beatie funkcjonował jako Tracy Lagondin. Był skautką, modelką i finalistką konkursu piękności nastolatek. W wieku dwudziestu kilku lat zaczął żyć jak mężczyzna. Pięć lat temu ożenił się z Nancy, która ma dwie córki z wcześniejszego małżeństwa. Państwo Beatie odwiedzili ośmiu ginekologów, zanim znalazł się ktoś, kto wyraził zgodę na prowadzenie tak nietypowej ciąży. Tym kimś jest dr Kimberly James.
  14. Monitory i telewizory LCD są uważane za bardziej ekologiczne od tradycyjnych CRT. Do pracy wymagają mniej energii, są mniejsze i lżejsze, a więc powstaje z nich mniej odpadów. Michael Prather, chemik z Uniwersytetu Kalifornijskiego w Irvine, przestrzega jednak, że mogą one wyrządzić olbrzymie szkody środowisku naturalnemu. Prather opublikował właśnie raport ze swoich badań, podczas których zajmował się trójfluorkiem azotu (NF3). Naukowiec zauważył, że ilość tego gazu w atmosferze gwałtownie rośnie. Jest to niewątpliwie związane z popularnością monitorów LCD, gdyż NF3 jest wykorzystywany przy ich produkcji. Wspomniany gaz zatrzymuje ciepło w atmosferze aż 17 200 razy bardziej skutecznie, niż najbardziej znany z gazów cieplarnianych - dwutlenek węgla. Jakby tego było mało, uczeni przypuszczają, że uszkadza on wątrobę i nerki. Paradoksalnie, NF3 nie zaprzątał dotychczas niczyjej uwagi, gdyż... nie został wymieniony w Protokole z Kioto. Dotychczas emisja tego gazu była śladowa, a więc nie uznano go wówczas za zagrożenie. Tymczasem, jak zauważa Prather, pod względem właściwości "cieplarnianych" ustępuje on jedynie sześciofluorkowi siarki (SF6), najgroźniejszemu z gazów wymienionych w Protokole. Prather alarmuje - emisja NF3 gwałtownie rośnie. W 2009 roku będzie ona dwukrotnie większa niż obecnie i wyniesie 8000 ton. Już w bieżącym roku efekt cieplarniany powodowany przez NF3 jest równy całej rocznej emisji gazów cieplarnianych z terenu Austrii, wynoszącej 67 milionów ton.
  15. Prawie 60 szczekających czworonogów wzięło udział w największych zawodach surfingowych dla psów w USA. Obowiązywał hawajski strój (wzorzysta koszulka z krótkim rękawem) oraz ciemne okulary. Imprezę Annual Loews Coronado Bay Resort Surf Dog Competition zorganizowano już po raz trzeci na plaży Imperial Beach w Kalifornii. Podczas każdego z trzech podejść sędziowie oceniali pewność siebie, długość ślizgu oraz ogólne umiejętności surfingowe zawodnika lub zespołu właściciel-pies. W kategorii małych surfujących psów zwyciężył spaniel TJ. Wśród dużych psów (waga powyżej 18 kg) złoto przypadło czarnemu labradorowi Stoli. W kategorii "Zespół" pierwsze miejsce zajęli Zoey (jack russell terier) i jej właściciele Scott i Tyler Chandlerowie.
  16. Badacze z Federalnego Instytutu Technologii w szwajcarskim Zurichu opracowali nową metodę precyzyjnej analizy wytrzymałości tkanki kostnej. Technika, opierająca się na pomiarach gęstości oraz parametrów mechanicznych próbki, ma szansę stać się za kilka lat istotnym elementem diagnostyki osteoporozy. Opracowana procedura działa w oparciu o złożone symulacje generowane przez superkomputer Blue Gene/L firmy IBM, której pracownicy wsparli pracownikow Instytutu. Na podstawie analizy reakcji fragmentu kości na nacisk tworzona jest "mapa" naprężeń powstających w całej objętości próbki. Uzyskane wyniki pozwolą w przyszłości na dobór optymalnego sposobu leczenia osteoporozy, pomogą także w podjęciu decyzji o ewentualnym wszczepieniu metalowych płytek wzmacniających kość w miejscach najbardziej narażonych na pęknięcia. Aby przeprowadzić badanie, wystarcza pobranie próbki kości o wymiarach 5x5 mm. Materiał jest następnie poddawany różnorodnym próbom obciążeniowym, a zebrane z czujników informacje trafiają do komputera. Efektem pojedynczego testu, trwającego około dwudziestu minut, jest wytworzenie około... 90 GB danych. Oczywiście, są one następnie obrabiane do bardziej "przystępnej" formy, pozwalającej na interpretację przez lekarza. Pozornie największą wadą metody jest konieczność użycia komputera klasy Blue Gene/L. Ilość przeprowadzanych obliczeń jest tak wielka, że nawet słynny komputer Deep Blue, znany z pojedynków szachowych z Garri Kasparowem pod koniec XX wieku, potrzebowałby na ich wykonanie niemal tygodnia. Na szczęście, porównanie to pokazuje jednocześnie, jak szybki jest rozwój informatyki. Jak ocenia dr Alessandro Curioni, pracujący dla laboratorium badawczego IBM w Zurichu, za dziesięć lat możliwości dzisiejszych komputerów będą osiągalne przy użyciu zwykłych komputerów biurkowych, dzięki czemu tego typu symulacje wytrzymałości tkanki kostnej staną się rutynową praktyką. Pracujący w Federalnym Instytucie Technologii prof. Peter Arbenz, pomysłodawca nawiązania współpracy z Błękitnym Gigantem, tłumaczy, że najważniejszym wyzwaniem dla jego zespołu było stworzenie nowoczesnych i wydajnych algorytmów zdolnych do przepowadzenia tak złożonych symulacji. Choć dotychczasowe wyniki wydają się być bardzo obiecujące, badacz ocenia to osiągnięcie ostrożnie: Jesteśmy na początku ekscytującej podróży. Ten kierunek badań musi być utrzymany, byśmy mogli osiągnąć nasz cel. Kolejnym celem grupy będzie stworzenie algorytmu zdolnego do symulacji złamania kości u ściśle określonej osoby poddawanej badaniu. Osiągnięcie tego celu pomogłoby bez wątpienia w szybkiej i skutecznej diagnostyce osteoporozy oraz ocenie zagrożeń związanych z osłabieniem kości. Stawka jest niezwykle wysoka, gdyż chorobą jest zagrożonych aż 9 milionów osób w samej tylko Polsce. Wyniki badań zaprezentowano na konferencji IACM/ECCOMAS 2008 w Wenecji.
  17. Badacze ze słynnego MIT (Massachusetts Institute of Technology) donoszą o stworzeniu specjalnego szczepu modyfikowanych genetycznie myszy, u których możliwe jest uzyskanie wyjątkowo dużej liczby identycznych komórek macierzystych. Zastosowany zabieg pozwoli na znaczne ułatwienie badań nad tymi niezwykłymi tworami. Komórki, o których mowa, to tzw. indukowane pluripotentne komórki macierzyste (IPS, od ang. Induced Pluripotent Stem Cells). Każda z nich jest zdolna do podziału, którego wynikiem jest uzyskanie jednej komórki zdolnej do przemiany w dojrzałą komórkę określonej tkanki (proces ten nazywamy różnicowaniem) i drugiej, która zachowuje właściwości IPS. Wyjątkowość zastosowanej techniki polega na tym, że uzyskane komórki macierzyste mają zdolność różnicowania do wielu różnych typów komórek - w organizmie niemodyfikowanego gryzonia komórek obdarzonych taką zdolnością jest bardzo niewiele, co utrudnia ich izolację w celu przeprowadzenia badań. Nie istniały także dostatecznie wydajne procedury pozwalające na uzyskanie znacznych ilości komórek pluripotentnych. Eksperyment naukowców z MIT pozwala na uzyskanie licznej puli takich komórek, które można następnie pobierać z wielu różnych tkanek zwierzęcia. Doświadczenie, przeprowadzone pod przewodnictwem Mariusa Werniga i Christophera Lengnera, było dość skomplikowane. Jego pierwszym etapem była modyfikacja genetyczna fibroblastów - jednego z rodzajów komórek skóry dorosłej myszy. Efekt taki uzyskano za pomocą specjalnie zmodyfikownego wirusa HIV, który pozwala, podobnie jak jego naturalny odpowiednik, na trwałą integrację przenoszonego genu z DNA gospodarza. Komórki "wzbogacono" w ten sposób w cztery dodatkowe geny związane z regulacją rozwoju i dojrzewania komórek. Wirus został zaprojektowany w taki sposób, by przenoszone przez niego geny aktywowały się po podaniu antybiotyku doksycykliny, dzieki czemu możliwa była precyzyjna regulacja procesu wytwarzania IPS. Uzyskane pluripotentne komórki macierzyste pobrano od myszy, a następnie wszczepiono do rozwijających się zarodków kolejnego pokolenia gryzoni. Ponieważ wszystkie komórki dojrzewającego organizmu powstają w wyniku podziału komórek macierzystych zarodka, logicznym jest, że znaczny fragment ciała zwierzęcia powstał w wyniku podziału zmodyfikowanych IPS. Oznacza to, że liczne tkanki dojrzewającego gryzonia reagowały na podanie antybiotyku tak samo, jak uzyskane pierwotnie komórki macierzyste. Zastosowanie tej zawiłej techniki opłaciło się - powstałe dzięki niej myszy wykazywały 20-, a nawet 50-krotnie wydajniejszą produkcję pluripotentnych komórek macierzystych w stosunku do tych uzyskiwanych z pomocą dotychczasowych metod. Oznacza to, że poziom ich wytwarzania jest wystarczająco wysoki, by pobrać je od zwierzęcia i prowadzić na nich badania. Dodatkową zaletą procedury jest fakt, że możliwe jest, w przeciwieństwie do niektórych stosowanych uprzednio protokołów uzyskiwania IPS, przeprowadzenie kompletnego projektu badawczego na identycznych genetycznie komórkach pochodzących od jednego dawcy. Używane dotąd metody często wymuszały na badaczu pobieranie komórek od wielu zwierząt, przez co wyniki były mniej spójne i wiarygodne. Szczegółowe informacje na temat eksperymentu opisano w czasopiśmie Nature Biotechnology.
  18. Kobieta mieszkająca w południowym Ontario jest pierwszym kanadyjskim przypadkiem rzadkiego zespołu neurologicznego, który objawia się tym, że dana osoba zaczyna mówić z innym akcentem. Naukowcy z McMaster University opisali jej przypadek w lipcowym numerze pisma Canadian Journal of Neurological Sciences. Opisywana jednostka chorobowa to zespół obcego akcentu (ang. foreign-accent syndrome, FAS). W wyniku uszkodzenia neurologicznego pojawiają się zniekształcenia wokalne, które zazwyczaj brzmią tak, jakby u mówiącego wykształcił się nowy (cudzoziemski) akcent. Posługująca się do tej pory angielskim Kanadyjka, Rosemary, jest jednak naprawdę wyjątkowa, ponieważ nie zaczęła mówić z akcentem zagranicznym, ale typowym dla dialektu angielskiego z prowincji nadmorskich (Nowy Brunszwik, Nowa Szkocja, Wyspa Księcia Edwarda). Dwa lata temu Rosemary przeszła udar. Rehabilitacja była udana, rodzina wróciła jednak na konsultacje w Hamilton General Hospital, gdy tylko dzieci zauważyły u matki nowofunladzki akcent. To wtedy szpital rozpoczął współpracę z naukowcami z McMaster University. To fascynujący przypadek, ponieważ ta kobieta nigdy nie była w tych rejonach ani nie zetknęła się z nikim, kto mówiłby z akcentem ze wschodniego wybrzeża. Jej przodkowie wywodzą się z Iralndii i Danii, a oboje rodzice mieszkali wyłącznie w południowym Ontario – wyjaśnia Alexandre Sévigny, profesor nadzwyczajny nauk poznawczych. Karin Humphreys, szefowa zespołu, zaznacza, że choć dla rodziny chorej zmiana akcentu była oczywista i doskonale widoczna, ona sama tego nie dostrzegała. Pomimo intensywnej terapii mowy przez okres blisko dwóch lat obcy akcent nadal się utrzymuje. Mowa Rosemary jest całkowicie zrozumiała, w odróżnieniu od innych ofiar udaru, u których dochodzi do uszkodzenia ruchowego ośrodka mowy [ośrodka Brocka]. Nie da się rozpoznać, że mowa zmieniła się pod wpływem udaru. Większość spotykających ją po raz pierwszy osób sądzi, że pochodzi ona ze wschodu. W tym przypadku doszło więc do uszkodzenia bardzo precyzyjnych mechanizmów motorycznego planowania mowy. Sévigny opowiada, że mowa Rosemary stała się wolniejsza, pojawiły się zmiany w segmentach fonologicznych (np. "that" zastępuje "dat", a "think" – "tink"), nastąpiło też "otwarcie" niektórych samogłosek i dyftongów. Badacze sądzą, że liczba przypadków FAS może być zaniżona, ponieważ lekarze stwierdzają zespół, opierając się głównie na doniesieniach rodzin pacjentów. Pomijając akcent czy wymowę, chorzy zaczynają niekiedy mówić w nieznanym dla siebie języku. Za przykład podaje się czeskiego żużlowca Mateja Kusa, który po wypadku zapadł w 2007 r. w śpiączkę, a gdy się przebudził, posługiwał się biegle angielskim (wcześniej, oczywiście, tego nie umiał).
  19. Georgianne Peek i Steve Bauer, naukowcy zatrudnieni w Sandia National Laboratories, uważają, że by obniżyć wysokie ceny energii należy sięgnąć pod ziemię. Ale nie po ropę czy gaz, ale po... skompresowane powietrze. Zaproponowali oni stworzenie systemu przechowywania energii w formie sprężonego powietrza (CAES - Compressed Air Energy Storage). Ich pomysł wygląda na banalnie prosty. W okresach zmniejszonego poboru (np. wieczorami, w czasie weekendów) wytworzoną energię można przechowywać tłocząc powietrze w znajdujące się pod ziemią formacje geologiczne. W momencie gdy pobór energii wzrasta, powietrze to można by wykorzystać do napędzania turbin generatorów. Uczeni mówią, że wówczas co prawda nadal trzeba będzie spalać paliwa kopalne, by napędzać generatory, ale wspomożenie się sprężonym powietrzem pozwala na zmniejszenie zużycia paliw aż o 50%. Koncepcja przechowywania energii w formie sprężonego powietrza jest znana od 30 lat. Jednak nie rozpowszechniła się na szerszą skalę. CAES ma w tym pomóc. Sandia National Laboratories otrzymało od Departamentu Energii pieniądze na stworzenie w stanie Iowa elektrowni Iowa Stored Energy Park (ISEP). Jest ona współfinansowana przez miasta w stanach Iowa, Minnesota i obu Dakotach. Będzie to elektrownia typu CAES, zdolna do przechowania energii wystarczającej jej do 50-godzinnej pracy. ISEP skorzysta z faktu, że w stanie Iowa istnieją bardzo dobre warunki do tworzenia elektrowni wiatrowych. ISEP będzie odbierało nadmiar energii z już istniejących elektrowni i tłoczyło pod ziemię sprężone powietrze. Specjaliści oszacowali, że dzięki temu miejscowości korzystające z ISEP wydadzą każdego roku około 5 milionów dolarów mniej na zakupy energii. Nowa elektrownia ma rozpocząć pracę najpóźniej w 2012 roku. Systemem CAES jest zainteresowanych coraz więcej ośrodków. Peek podaje przykład stanu Nowy Meksyk, gdzie bardzo często wieje w nocy. Wytworzona wówczas energia jest w dużej mierze marnowana, gdyż nie ma jej kto odebrać.
  20. Naukowcy z Uniwersytetu w Reading odkryli, że sprzedawany bez recepty wyciąg z liści karczocha (Artichoke Leaf Extract, ALE) obniża poziom cholesterolu. Osoby uwzględnione w studium miały umiarkowanie podwyższone jego stężenie i poza tym były zdrowe. Kiedy ogólny cholesterol zaczyna wykraczać poza pewną ustaloną granicę, lekarze ordynują pacjentowi statyny. Wygląda jednak na to, że zażywany przed tym krytycznym momentem wyciąg z karczocha nie dopuszcza do wzrostu stężenia cholesterolu w osoczu, zmniejszając tym samym ryzyko wystąpienia chorób sercowo-naczyniowych. W ramach 12-tygodniowego eksperymentu 75 ochotnikom codziennie podawano 1280 mg (4 kapsułki) ALE albo placebo. Okazało się, że ekstrakt z liści karczocha wywołał niewielki, ale istotny statystycznie spadek poziomu cholesterolu w osoczu. Naukowcy wykazali ponadto, że w ALE znajduje się wiele różnego rodzaju flawonoidów, czyli korzystnych dla zdrowia przeciwutleniaczy. Karczoch zwyczajny (Cynara cardunculus) jest w Europie od dawna stosowany jako naturalny środek wspomagający pracę układów pokarmowego i moczowego. W Niemczech i Szwajcarii sprzedaje się obecnie ALE jako preparat na niestrawność, można go też kupić w aptekach w wielu innych krajach, w tym w Polsce. W ramach wcześniejszych badań wykazano, że przynosi ulgę pacjentom z dyspepsją i zespołem nadwrażliwego jelita (ang. irritable bowel syndrome, IBS).
  21. Profesor Iegor Reznikoff z Uniwersytetu Paryskiego twierdzi, że malowidła naścienne w jaskiniach powstawały pod wpływem odbywających się tam "wydarzeń" muzycznych. Wszystkie rysunki umieszczano bowiem na ścianach pomieszczeń o doskonałych właściwościach akustycznych. Naukowiec przedstawił swoją teorię na konferencji Acoustics08, organizowanej przez 3 stowarzyszenia akustyczne: amerykańskie, europejskie i francuskie. Jestem specjalistą od akustyki budynków i przestrzeni, zwłaszcza kościołów romańskich. Kiedy pierwszy raz odwiedziłem prehistoryczną jaskinię, wypróbowałem właściwości akustyczne wszystkich jej części. Szybko pojawiło się pytanie: czy istnieje zależność między akustyką a lokalizacją malowideł? Aby to sprawdzić, Reznikoff śpiewał i nucił w różnych pomieszczeniach sławnych francuskich jaskiń z malowidłami naściennymi. W tym celu wybrał się m.in. do Niaux, Le Portle i Arcy-sur-Cure w Burgundii. Doszedł do następujących wniosków. Po pierwsze, większość rysunków powstała w lub tuż obok miejsc z doskonałym rezonansem. Po drugie, zagęszczenie malowideł w danej lokalizacji jest proporcjonalne do właściwości akustycznych: im są one lepsze, tym więcej rysunków. Po trzecie, gdy oddawanie się działalności artystycznej było z jakichś powodów trudne, np. korzystne brzmienie dało się uzyskać w wąskim korytarzu, malowano tam czerwone linie. Oznacza to, że nasi przodkowie z paleolitu nie malowali bezmyślnie. Zanim wybrali formę, najpierw sprawdzali akustykę poszczególnych pomieszczeń. Odkrycie Francuza pozwoliłoby też wyjaśnić, czemu w pobliżu jaskiń z prehistoryczną grafiką zdarzało się znajdować kościane flety. Uważa on, że pierwotni ludzie przygrywali sobie instrumentami z kamienia, kawałków drewna oraz na różnego rodzaju bębenkach. Musieli też śpiewać, dlatego Reznikoff przekonuje, że w pomieszczeniach z dobrą akustyką odbywały się rytuały. Inni specjaliści czekają jednak na kolejne dowody naukowe, które uprawdopodobniłyby teorię Francuza.
  22. W ciągu najbliższych dwóch lat na rynek trafi nowy system Microsoftu, o kodowej nazwie Windows 7. Tymczasem, jak donosi Mary Jo Foley, która od 20 lat śledzi przemysł IT, Microsoft powoli przygotowuje się do zastąpienia Windows czymś zupełnie innym. Windows liczy sobie już niemal trzydzieści lat. Dodawanie kolejnych funkcji, łatanie dziur, poprawianie błędnych poprawek, dostosowywanie go do wymagań klientów i jednoczesne dbanie o to, by był kompatybilny ze starym sprzętem i oprogramowaniem oraz by działał na jak największej liczbie możliwych konfiguracji sprzętu spowodowały, że obecnie jest to olbrzymi system, zajmujący na dysku coraz więcej miejsca. Takim molochem coraz trudniej zarządzać i trudno też oczekiwać, by zaszły w nim jakieś rewolucyjne zmiany. Windows Vista, nad którą pracowano aż sześć lat, nie przyniosła takich zmian. W kwietniu bieżącego roku dwóch analityków Gartnera, Michael Silver i Neil MacDonald, wygłosili odczyt pod tytułem "Windows upada". Tytuł nieco alarmujący, ale nie oznacza on, że Windows przestanie funkcjonować. Analitycy zwrócili uwagę na coś innego: Windows "dźwiga" na sobie niemal 30 lat historii. To "dziedzictwo" jest tak olbrzymim obciążeniem, że znakomicie utrudnia ono dostosowywanie się do wymogów współczesności. Wydaje się, że najlepszym wyjściem byłoby stworzenie czegoś zupełnie nowego. Zgadzają się z tym chyba również inżynierowie Microsoftu, którzy doszli do wniosku, że nowoczesne systemy operacyjne nie mogą opierać się na założeniach z lat 60. i 70. ubiegłego wieku. A tak jest w przypadku Windows oraz innych współczesnych OS-ów. Takim nowym podejściem ma być Midori, o którym informuje Mary Jo Foley. Od roku 2003 w Microsofcie trwają prace nad projektem Singularity. To projekt badawczy, który ma doprowadzić do stworzenia systemu operacyjnego opartego na mikrojądrze i napisanego z wykorzystaniem kodu zarządzanego. Niedawno Singularity osiągnęło milowy kamień, powstała wersja 1.0. Microsoft udostępnił jej kod, zachęcając do dalszego rozwoju i badań. Singularity ma pomóc w stworzeniu systemów operacyjnych przyszłości, które zerwą z teoretycznymi założeniami sprzed kilkudziesięciu lat. Koncern z Redmond zastrzega jednocześnie, że Singularity to projekt tylko i wyłącznie badawczy. Tutaj właśnie powinniśmy zwrócić uwagę na Midori. To pochodzący od Singularity projekt budowy konkretnego systemu operacyjnego. Zdaniem Foley Midori w przyszłości może zastąpić Windows. Projektem zajmuje się dział Microsoft Research. Foley informuje, że prace nad Midori są bardziej zaawansowane niż nad innymi projektami prowadzonymi przez ten dział, jednak znajdują się w na tyle wczesnym etapie, iż projekt nie jest jeszcze gotów nawet do wstępnej prezentacji. Ponadto za Midori odpowiedzialny jest Eric Rudder, wiceprezes ds. strategii rozwoju technicznego, który od 2005 roku podlegał bezpośrednio Billowi Gatesowi. Wszyscy członkowie zespołu Ruddera to osoby z wieloletnim doświadczeniem, które świetnie znają się na pisaniu kodu od podstaw. Tak naprawdę nie wiadomo, czym ostatecznie będzie Midori i kiedy trafi na rynek, jednak projekt jest na tyle ważny dla Microsoftu, że koncern zaangażował w jego prowadzenie bardzo doświadczonych pracowników oraz znaczące środki.
  23. Rik Pieters i zespół z Tilburg University obalili kolejny dietetyczny mit: jedząc z malutkich opakowań, wcale nie zjadamy mniej, a wręcz przeciwnie, zaczynamy się bardziej objadać. Dzieje się tak, ponieważ spada nasza czujność (Journal of Consumer Research). Holendrzy poprosili 140 studentów o oglądanie telewizji. Powiedziano im, że zadanie polega na ocenie reklamy. Uczestnicy eksperymentu dostali albo dwie 200-gramowe paczki chipsów ziemniaczanych, albo dziewięć opakowań 45-gramowych. Aby zwiększyć dostępność kategorii poznawczych związanych z samoregulacją, połowę ochotników zapytano o kwestie związane z wagą i zważono naprzeciw lustra. Wyniki miały zostać wykorzystane w innym badaniu. W przypadku osób niezastanawiających się nad kwestiami wagi ¾ otworzyło małe paczki, a połowa dobrała się do większych. I jedni, i drudzy zjedli tyle samo. U wolontariuszy z wdrukowanym wcześniej myśleniem na temat diety tylko jedna czwarta otworzyła duże paczki, zjadając połowę chipsów pochłoniętych przez grupę ludzi z małymi torebkami. Tutaj na otwarcie zapasów zdecydowało się 59% badanych. Psycholodzy sądzą, że sięgając po małe opakowania, ludzie przestają ćwiczyć silną wolę, ponieważ tłumaczą sobie, iż mają do czynienia z rozsądnie poporcjowaną żywnością. Podobnie działają inne małe pokusy, np. produkty niskotłuszczowe albo tzw. naturalne (ekologiczne, bez dodatku cukru, organiczne). Pieters dodaje, że część producentów ucieka się do małych opakowań, by naprawdę pomóc konsumentom. Inni zapobiegają, wg niego, wprowadzeniu odpowiednich uregulowań prawnych, demonstrując, że nadwaga lub otyłość klientów nie są ich winą.
  24. Specjaliści z amerykańskiego Duke University odkryli mechanizm umożliwiający wirusowi opryszczki wargowej (Herpes simplex 1) przejście w stan "uśpienia" wewnątrz komórek człowieka. Może to stanowić ważny krok na drodze do stworzenia skutecznego leku na tę nieprzyjemną dolegliwość. Zakażenie wirusem opryszczki wargowej obejmuje aż do 80% populacji. Atakuje on neurony należące do tzw. nerwu trójdzielnego w okolicy ust oraz dolnej części nosa. Choć w skrajnych sytuacjach może powodować groźne powikłania w obrębie układu nerwowego, u większości nosicieli infekcja ogranicza się jedynie do okresowego pojawiania się na wargach charakterystycznych, wywołujących swędzenie pęcherzyków wypełnionych płynem. Po wygaśnięciu objawów Herpes simplex 1 powraca w stan tzw. latencji, czyli "uśpienia" wewnątrz neuronów. Ukryty w ten sposób wirus jest nieaktywny, lecz jednocześnie nie reaguje na jakiekolwiek leczenie, a układ odpornościowy nie jest w stanie wykryć jego obecności w organizmie. W konsekwencji raz nabyta infekcja jest obecnie nieuleczalna, a jej objawy towarzyszą nosicielowi aż do śmierci. Dotychczas nie był znany mechanizm umożliwiający patogenowi "zapadnięcie w sen". Badacze z Duke University odkryli jednak, że podczas latencji geny wirusa zachowują niewielką aktywność, która objawia się produkcją tzw. RNA związanego z latencją (LAT RNA, od ang. Latency Associated Transcript RNA). Zostaje on pocięty na drobne fragmenty, które wyciszają pozostałe geny wirusa do momentu, w którym (nieznany jeszcze) czynnik powoduje ponowną aktywację genomu i gwałtowne namnażanie wirusa. Odkrycie skłoniło badaczy do poszukania sposobu, dzięki któremu możliwe byłoby "obudzenie" wszystkich cząstek wirusa naraz. Gdyby udało się to osiągnąć, stałyby się one wrażliwe na popularne i łatwo dostępne leki, jak np. acyklowir, składnik większości maści na opryszczkę. Wiele wskazuje na to, że zespół z Duke University opracował lek zdolny do zaburzenia syntezy LAT RNA, co powoduje gwałtowną aktywację patogenu. Podany w następnej kolejności acyklowir skutecznie niszczy uwolnione cząstki wirusowe, zwalczając tym samym infekcję. Dotychczas udowodniono skuteczność obranej strategii w warunkach laboratoryjnych, a obiecujące wyniki pozwoliły na uruchomienie testów na zwierzętach. Jeżeli wszystko pójdzie zgodnie z planem, za kilka lat będziemy mogli liczyć na rozoczęcie pierwszych badań klinicznych na ludziach. Choć perspektywa trwałego wyleczenia infekcji Herpes simplex 1 brzmi niezwykle atrakcyjnie, część badaczy studzi nadmierny entuzjazm. Christopher Beisel, specjalista z zakresu wirusologii, uprzedza, że choć wyniki są obiecujące, przed nami wciąż długa droga. Należy także pamiętać o ryzyku związanym z pobudzeniem aktywości całej puli wirusa zamieszkującego dany organizm. Nie ma pewności, czy tego typu procedura nie doprowadzi do wybuchu kolejnego napadu choroby, groźniejszego od poprzednich z racji większej niż zwykle liczby aktywowanych cząstek wirusowych. Przedstawiciele z Duke University przewidują z entuzjazmem, że odkryte zjawisko może z dużym prawdoodobieństwem zachodzić także w przypadku innych wirusów z rodziny Herpesviridae, do ktorej należy Herpes simplex 1. Jako potencjalne cele terapii wymienia się m.in. wirus Herpes simplex 2 odpowiedzialny za opryszczkę narządów rodnych oraz inne, powodujące m.in. ospę wietrzną czy półpasiec. Zanim jednak dojdzie do ewentualnego opracownia terapii, potrzebnych będzie jeszcze wiele lat badań.
  25. Międzynarodowy zespół badaczy z Węgier, Niemiec i Wielkiej Brytanii donosi o korzystnym dla skóry działaniu substancji podobnych do psychoaktywnych składników marihuany. O swoim odkryciu naukowcy donoszą na łamach czasopisma The FASEB Journal. Wspomniane związki, zwane endokanabinoidami (nazwa pochodzi od greckiego słowa endo, oznaczającego "wewnętrzny", oraz łacińskiego cannabis, czyli "konopia"), odgrywają w organizmie różnorodne role. Dotychczas potwierdzono ich udział m.in. w regulacji wydzielania substancji sygnałowych (neurotransmiterów) w obrębie układu nerwowego, wymianie informacji pomiędzy limfocytami oraz procesie implantacji zarodka po zapłodnieniu. Tym razem badacze zaobserwowali związek pomiędzy działaniem endokanabinoidów i zachowaniem poprawnego funkcjonowania skóry. Nasze badania przedkliniczne zachęcają do zagłębienia się w badania nad możliwością zastosowania związków wpływających na działanie systemu endokanabinoidów w procesie leczenia pospolitych schorzeń skóry, tłumaczy dr Tams Bir, jeden z naukowców prowadzących eksperyment. Jednocześnie dodaje, że substancje te mogą być podawane w formie maści aplikowanej bezpośrednio w miejscu wystąpienia zmian. Swoje wnioski badacze opierają na analizie przeprowadzonej w laboratorium. W ramach eksperymentu podawano hodowanym in vitro komórkom gruczołów łojowych skóry różne stężenia endokanabinoidów, a następnie mierzono zmiany różnorodnych parametrów związanych z funkcjami życiowymi komórki, jak np. przeżywalność czy zmiany ekspresji genów. Wyniki pokazują jasno, że badana grupa związkow ma korzystny wpływ na czynności fizjologiczne komórek wydzielniczych. Zdaniem dr. Geralda Weissmana, kolejnego badacza biorącego udział w projekcie, endokanabinoidy odgrywają istotną rolę w utrzymaniu skóry w zdrowiu oraz zabezpieczaniu jej przed atakiem szkodliwych organizmów (patogenów). Badacz posuwa się nawet do żartu, że być może mamy coś wspólnego z krzakiem marihuany. Czy nowe odkrycie będzie oznaczało, że po wizycie u kosmetyczki usłyszymy sugestię wypalenia "leczniczego" skręta? To raczej mało prawdopodobne, ale kto wie... ;-)
×
×
  • Dodaj nową pozycję...