Skocz do zawartości
Forum Kopalni Wiedzy

KopalniaWiedzy.pl

Super Moderatorzy
  • Liczba zawartości

    36754
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

    nigdy
  • Wygrane w rankingu

    207

Zawartość dodana przez KopalniaWiedzy.pl

  1. W ciągu najbliższych dni Intel zaprezentuje pierwszy układ scalony, który korzysta z więcej niż 2 miliardów tranzystorów. To najnowszy procesor o nazwie kodowej Tukwila. Czterordzeniowy CPU ma trafić do wysoko wydajnych serwerów. Tukwila, układ z rodziny Itanium, trafi na rynek w drugiej połowie bieżącego roku i zastąpi dwurdzeniowe procesory Montvale wykonane w technologii 90 nm. Sama Tukwila powstała przy wykorzystaniu 45-nanometrowej technologii. Taktowana 2-gigahercowym zegarem kość będzie wyposażona prawdopodobnie w 30 megabajtów pamięci cache oraz technologię RAS (Reliability, Availability, Serviceability), która ma chronić układ przed błędnymi danymi i sygnałami, dzięki czemu system komputerowy będzie rzadziej ulegał awarii. Na następcę Tukwili, układ Poulson, będziemy musieli poczekać do 2010 lub 2011 roku.
  2. Badanie DNA 165 szczurów śniadych (Rattus rattus) z 32 krajów świata ujawniło wzorce migracji ludzi i chorób w starożytności. Naukowcy z australijskiego CSIRO (Commonwealth Scientific and Industrial Research Organisation) odkryli wśród zwierząt 6 grup, pochodzących z różnych części Azji: Indii, Azji Wschodniej, Himalajów, Tajlandii, delty Mekongu oraz Indonezji. Do tej pory nie było wiadomo, czemu konkretne choroby przenoszone przez gryzonie występowały częściej w pewnych miejscach. Nasze badania sugerują, że różne linie szczurów śniadych mogły być powiązane z innym zestawem chorób – wyjaśnia Ken Alpin. Dwadzieścia tysięcy lat temu indyjska linia Rattus rattus rozprzestrzeniła się na Bliski Wschód, następnie do Europy, a na koniec do Afryki, obu Ameryk oraz Australii. Linia wschodnioazjatycka przeniosła się z Tajwanu do Japonii, Filipin i Indonezji, pojawiając się w Mikronezji ok. 3,5 tys. lat temu. W przypadku pozostałych wyróżnionych podgrup szczurów nie zaobserwowano aż takich migracji, ale niewykluczone, że wystąpią one jeszcze w przyszłości. Australijczycy połączyli ścieżki, jakimi przemieszczały się szczury, z ludzkimi trasami migracji i handlu w starożytności. Teraz naukowcy chcą zdobyć więcej informacji na temat 2 podróżujących na dużą skalę linii szczurów i dowiedzieć się, jakie choroby przenoszą. W wyniku badań genetycznych okazało się, że istnieje więcej niż jeden gatunek szczura śniadego.
  3. Miłośnicy rzutek zdobywają więcej punktów, wyobrażając sobie, że celują we wroga lub inną nielubianą osobę. Odkrycie psychologów odnosi się też zapewne do innych sportów, w których ważna jest precyzja oceny toru, np. strzelectwa lub łucznictwa. Za zaobserwowane zjawisko odpowiada tzw. myślenie magiczne i prawo podobieństwa, zgodnie z którym działanie w stosunku do jakiegoś obiektu wpływa też na obiekty podobne. Tutaj krzywda wyrządzona papierowej reprodukcji z czyimś wizerunkiem przekładałaby się na krzywdę wyrządzoną realnemu człowiekowi (vide wudu). W eksperymencie wykorzystano 4 tarcze. Jedna przedstawiała twarz neutralną, druga lubianą (dziennikarza The Daily Telegraph), trzecia Hannibala Lectera, a w ramach czwartej, schematycznej, należało sobie wyobrazić kogoś znienawidzonego. Profesor Richard Wiseman, dr Sarah Woods i Jenny Mirani z University of Hertfordshire uznali, że jeśli ludzie ulegają wpływowi myślenia magicznego i prawa podobieństwa, nie będą celować tak dokładnie w twarz kogoś lubianego jak wroga. W zmodyfikowane rzutki grało ok. 60 profesorów Royal Society (eksperyment stanowił część obchodów 350-lecia towarzystwa). Za dobre trafienie uznawano lotkę wbitą w promieniu 10 cm od środka (a więc obszar obejmujący twarz), jako trafienie kwalifikowano wcelowanie w papier, wszystkie inne sytuacje uznawano za pudło. W przypadku twarzy neutralnej dokładne trafienia stanowiły 50%, trafienia 42%, a rzuty chybione 8%. Dla twarzy wroga rzuty w sam środek stanowiły 55%, podczas gdy dla twarzy lubianej tylko 42%. W wizerunek Lectera wolontariusze trafiali tak samo celnie jak w twarz kontrolną, co naukowcy tłumaczą faktem, że ludzie po prostu lubią filmy albo samego Anthony'ego Hopkinsa.
  4. Serwis ZDNet dowiedział się nieoficjalnie, że Yahoo! rozważa ponoć wznowienie rozmów o współpracy z Google’em. Koncern chce uniknąć przejęcia przez Microsoft, gdyż jego przedstawiciele uważają, iż zaoferowane 31 dolarów za akcję to mniej niż firma jest warta. Podobno od czasu, gdy Steve Ballmer wysłał do zarządu Yahoo! list z propozycją przejęcia, w firmie rozdzwoniły się telefony. Zaczęły zgłaszać się przedsiębiorstwa działające w sektorze mediów, technologii, telekomunikacji i finansów. Chciały one zbadać, czy Yahoo! jest na sprzedaż. Źródła, które poinformowały ZDNet, nie wiedzą jednak, czy wpłynęła jakaś konkurencyjna oferta. Niewiele firm może jednak starać się o kupno Yahoo!. Naturalnym kandydatem jest oczywiście Google, jednak raczej nie uzyskałby on zgody urzędów antymonopolowych na kupno konkurencyjnego portalu. The Wall Street Journal doniósł jednak, że szef Google’a Eric Schmidt zadzwonił do dyrektora Yahoo! Jerry’ego Yanga, oferując mu pomoc w odrzuceniu oferty Microsoftu. Tymczasem szefostwo Yahoo! wysłało do swoich pracowników wewnętrzne memorandum, w którym zaprzecza krążącym plotkom o toczonych z kimkolwiek rozmowach. Działania Yahoo! mogą być jednak spowodowane nie tyle chęcią pozostania niezależnym od Microsoftu, co próbą podbicia ceny. Analityk Jeffrey Lindsay z Sanford C. Bernstein uważa, że i oferta Microsoftu nie jest ostateczna. Cena 31 dolarów za akcję to co prawda sporo więcej niż obecnie można uzyskać za nią na giełdzie, jednak Lindsay sądzi, że Yahoo! jest warte więcej, a Microsoft złożył swoją ofertę po to, by zmusić zarząd Yahoo! do ujawnienia prawdziwej wartości firmy. Lindsay wycenia ją na 39-45 USD za akcję. Aktywnie zaczyna przeciwdziałać Google, które nie chce, by wyrosła mu silna konkurencja. Przedstawiciele tej firmy już oskarżyli koncern Gatesa, że próbuje zmonopolizować rynek oprogramowania dla Internetu. Microsoft odpowiada, że przejęcie Yahoo! pozwoli na stworzenie rynkowej alternatywy dla potężnego Google’a i dodaje, że władze antymonopolowe to właśnie Google’owi nie pozwoliłyby na przejęcie Yahoo!, gdyż oznaczałoby to zmonopolizowanie rynku.
  5. W 2005 roku w lasach Tanzanii włoski naukowiec Francesco Rovero sfilmował dziwne zwierzę. Ma ono nos w kształcie trąby, czarny zad i jest pokryte futrem. Film pokazano innym uczonym, którzy przez kolejne lata nie wiedzieli, jak zakwalifikować stworzenie. Rovero wybrał się na jego poszukiwanie i ponownie sfilmował zwierzę wielkości kota w marcu 2006 roku w tanzańskim lesie Ndundulu. Obecnie, po badaniach, wiadomo, że to nowy gatunek gigantycznego ryjkonosa. Zwierzę waży około 0,7 kilograma, a jego nos jest o 25 do 50 procent bardziej masywny, niż nos jego najbliższych krewniaków. Długość ciała wynosi około 70 centymetrów. Ryjkonosy bardzo przypominają ryjówki, jednak, jak wykazały najnowsze badania, są bliżej spokrewnione z wielkimi słoniami, niż z małymi gryzoniami. Obecnie znanych jest 16 gatunków ryjkonosów, w tym 4 duże gatunki.
  6. Noszenie butów na obcasie nie tylko sprawia, że kobieta wygląda elegancko i seksownie, ale może także korzystnie wpływać na jej zdrowie. Jest tylko jeden warunek: obcasy nie powinny być za wysokie. Maria Cerutto, urolog z Uniwersytetu w Weronie, postanowiła przeprowadzić badania, by obalić szereg mitów, obwiniających szpilki za niemal wszystkie schorzenia świata, w tym schizofrenię. Dzięki temu stwierdziła, że chodzenie na obcasach pozwala utrzymać mięśnie w formie. Poprawia to życie seksualne i kondycję kobiet cierpiących na nietrzymanie moczu. Jako kobieta uwielbiająca buty na obcasie próbowałam w nich znaleźć coś dobrego. W końcu osiągnęłam swój cel. Obcasy wpływają na aktywność dna miednicy, zmniejszając dolegliwości bólowe i poprawiając stan zdrowia. Teraz [jako zespół] mamy nadzieję, że uda nam się wykazać, że noszenie wysokich obcasów w ciągu dnia może zmniejszyć potrzebę gimnastykowania dna miednicy. Mięśnie te wiotczeją po porodzie oraz w miarę starzenia się. Ich gimnastykowanie poprawia kondycję zdrowotną i jakość życia seksualnego. Dzięki noszeniu obcasów specjalna gimnastyka nie będzie być może potrzebna. Do eksperymentu zaangażowano 66 pań poniżej 50. roku życia. Naukowcy analizowali elektromiogram mięśni miednicy. Okazało się, że u kobiet noszących buty ustawiające stopy pod kątem 15 stopni w stosunku do podłoża (z 7-cm obcasami) aktywność elektryczna ulega zmniejszeniu o 15%. Oznacza to, iż mięśnie są rozluźnione i zwiększa się zarówno ich siła, jak i zdolność kurczenia się (European Urology). Nie wszyscy zapatrują się jednak tak optymistycznie na sprawę szpilek jak Cerutto. Wysokie obcasy stanowią bowiem obciążenie dla kolan, kości śródstopia, ponadto ustawiają biodra w nienaturalnej pozycji. Nie wiadomo więc, czy plusy zrównoważą minusy...
  7. W Australii ruszy pierwszy na świecie... online’owy sąd. John Hatzistergos, prokurator generalny stanu Nowa Południowa Walia, powiedział, że już wkrótce sędziowie będą e-mailem otrzymywali argumenty obu stron sporu sądowego. Umożliwi to system JusticeLink. Oskarżyciele i obrońcy będą logowali się do systemu i korzystali ze specjalnych formularzy, w których wymienią swoje argumenty. Te automatycznie trafią do skrzynki odbiorczej sędziego prowadzącego sprawę. System ma ruszyć w tym największym z australijskich stanów w ciągu najbliższych 12 miesięcy. Hatzistergos mówi, że pozwoli on zaoszczędzić setki milionów dolarów. Koszt jego wdrożenia oceniono na 48 milionów dolarów australijskich, czy 43 miliony USD. Już w tej chwili trwają testy systemu. Prowadzi je dziewięć firm i jest on wykorzystywany przez stanowy Sąd Najwyższy. Za pomocą JusticeLink prowadzonych jest obecnie 167 spraw cywilnych. Już za tydzień, 11 lutego, system zostanie uruchomiony w stanowym Sądzie Okręgowym, któremu podlegają wszystkie inne sądy w Nowej Południowej Walii. Do końca bieżącego roku JusticeLink zostanie uruchomiony w każdym sądzie cywilnym i karnym. System komputerowy nie będzie wykorzystywany w sprawach toczonych przeciwko konkretnym osobom. W takich przypadkach nadal będą obowiązywały tradycyjne procedury. JusticeLink posłuży do rozpatrywania spraw o mniejszej wadze. Będzie pomocny przy postępowaniach ugodowych czy w sprawach o zwolnienie z aresztu za kaucją.
  8. Ludzie na całym świecie czują się najszczęśliwsi na początku i pod koniec życia. Zależność między błogostanem a wiekiem ma taki sam kształt litery U w każdym zakątku globu. Ekonomiści Andrew Oswald z University of Warwick w Coventry i David Blanchflower z Dartmouth College w Hanowerze przeanalizowali gromadzone przez 35 lat dane 2 mln osób z 80 krajów świata. Badacze kontrolowali wszystkie inne czynniki, które mają wpływ na dobre samopoczucie, m.in. dochody, utratę pracy czy rozwód (Social Science & Medicine). Zgodnie z wyliczeniami naukowców, Amerykanki są najmniej szczęśliwe ok. 40. roku życia, a ich rodacy w wieku 50 lat. W Wielkiej Brytanii kobiety i mężczyźni są najbardziej nieszczęśliwi na tym samym etapie życia: w wieku 44 lat. Skąd w osobach w średnim wieku taki defetyzm i dlaczego najmłodsi i najstarsi są tacy zadowoleni z życia? Oswald i Blanchflower zaproponowali kilka wyjaśnień tego zjawiska. Po pierwsze, sugerują, że w połowie życia ludzie akceptują ostatecznie swoje wady i ograniczenia oraz porzucają nierealistyczne plany. Po drugie, nie można wykluczyć, że optymiści żyją dłużej, podkręcając krzywą na powrót do góry. Po trzecie wreszcie, starsze osoby uczą się doceniać swoje szczęście, widząc, jak odchodzą ich rówieśnicy. To tajemnica. Wydaje się, że przyczyna tkwi w samym człowieku, w czymś, czego nie da się wyjaśnić okolicznościami zewnętrznymi. Jedni ludzie cierpią bardziej niż inni, ale nasze dane pokazują systematyczny efekt. Przydarza się to zarówno mężczyznom, jak i kobietom, osobom samotnym i pozostającym w związku, bogatym i biednym oraz tym posiadającym dzieci i bezdzietnym – opowiada Oswald. Podobną prawidłowość zaobserwowano w krajach rozwiniętych i rozwijających się. Inni specjaliści ds. szczęścia podkreślają, że załamanie połowy życia nie jest nieuniknione. Richard A. Easterlin z Uniwersytetu Południowej Karoliny twierdzi wręcz, że jeśli przy badaniach weźmie się pod uwagę dochody i stan cywilny, środkowy okres życia jest najszczęśliwszy ze wszystkich. Po czterdziestce wielu ludzi stosunkowo dobrze zarabia i ma rodzinę, potem, niestety, zaczyna się to zmieniać na niekorzyść. Easterlin zwraca uwagę na fakt, że wszyscy zastanawiamy się od czasu do czasu, co nas czeka w przyszłości. Najłatwiej to oszacować, biorąc pod uwagę warunki życia w danym momencie. Ponadto różnice kulturowe, a nade wszystko w warunkach życia, sprawiają, że w pewnych rejonach świata osiągnięcie wieku średniego jest powodem do dumy (nie każdy jest przecież na tyle silny, by tego dokonać). Kto ma wobec tego rację: Oswald i Blanchflower czy Easterlin? Zwłaszcza że ci pierwsi utrzymują, że kontrolowali istotne czynniki. Tych, którzy cierpią i są przekonani, że wszystko już za nimi, możemy pocieszyć. Przykry stan mija w 6. dekadzie życia. Jeśli ktoś pozostaje sprawny fizycznie, średnio czuje się wtedy tak samo szczęśliwy jak zdrowy psychicznie dwudziestokilkulatek.
  9. Wielu z nas zdążyło już zapomnieć o szczypiących w oczy szamponach. Dzięki naukowcom nasze dzieci mogą nie wiedzieć, co to łzy płynące po przekrojeniu cebuli. Złagodzona wersja wspomnianego warzywa to efekt pracy badaczy z Nowej Zelandii i Japonii. Co ważne dla przeciwników krzyżowania DNA organizmów, zmodyfikowane rośliny nie powstały przez dodanie do nich obcych genów, lecz przez wyłączenie jednego z istniejących. Najistotniejszym osiągnięciem twórców owej cebuli nie jest bowiem gatunek "bezpieczny" dla kucharzy, lecz odnalezienie przyczyny nieprzyjemnych skutków ubocznych. Okazało się, że łzawienie nie jest efektem produkcji czynnika powstającego podczas przecinania cebuli, lecz skutkiem działania jednego z zawartych w niej enzymów. Aby usunąć niepożądany składnik, wystarczyło zablokować kodującą enzym sekwencję DNA. Według naukowców, opracowany przez nich proces ma jeszcze jedną zaletę: może poprawić smak cebuli. To zasługa związków siarki, które zwykle są zużywane podczas produkcji enzymu atakującego nasze oczy. W zmodyfikowanej roślinie większa ilość tych związków dołącza do substancji decydujących o smaku i innych korzystnych dla zdrowia cechach cebuli. Twórcy nowej odmiany warzywa twierdzą, że wynaleziona przez nich nowalijka trafi na stragany za 10 do 15 lat. Technika wyciszania genów może natomiast przydać się nie tylko do podniesienia walorów smakowych obiadu, ale też do zwalczania wirusów oraz produkcji bardziej odponych gatunków roślin uprawnych.
  10. Platynowy, srebrny, złoty... nazwy tych kolorów mogą stać się równie egzotyczne co fokstrot, cyklamen czy ugier. To sprawka naukowców z Institute of Optics w University of Rochester, którzy znaleźli sposób by nadać niemal dowolny kolor dowolnym metalom, bez używania jakichkolwiek barwników. Metoda, opracowana przez prowadzącego badania Chunlei Guo, wykorzystuje światlo lasera do zmiany właściwości powierzchni metalu. Jeszcze rok temu techniką tą udawało się zabarwić metal na głęboką czerń. Obecnie paleta barw jest znacznie bogatsza. Do dyspozycji mamy m.in. złote aluminium i platynę czy niebieski tytan. Równie dobre efekty uzyskano podczas prób z wolframem, srebrem oraz złotem. Aby laser mógł zmienić kolor metalu, musi oświetlić go niezwykle krótkim, trwającym femtosekundy (1 fs = 10-15 s), impulsem światła. Jednocześnie jest to światło bardzo intensywne, o mocy porównywalnej z produkowaną w całej sieci energetycznej Ameryki Północnej. W ten sposób na powierzchn metalu powstają struktury, które odbijają jedną lub kilka długości fal światła. Zmianę koloru uzyskuje się przez odpowiednie dobranie czasu trwania, mocy oraz liczby impulsów. Naukowcom udało się także uzyskać efekt opalizowania barw, jednak wymaga on dość skomplikowanych przygotowań, m.in. pokrycia powierzchni mikroskopijnymi liniami. Już teraz "pomalowanie" metalu laserem ma ważne zalety: kolory nie blakną i nie ma farby, która mogłaby się złuszczać. Co więcej, do uzyskania różnych kolorów wykorzystywany jest ten sam laser. To spore ułatwienie dla projektantów linii technologicznych. Obecnie "malowanie" kawałka metalu o rozmiarach monety twa około 30 minut. Twórcy opisywanej metody pracują teraz nad przyspieszeniem procesu oraz nad dobraniem parametrów potrzebnych do uzyskania niedostępnych jeszcze kolorów.
  11. Podawanie osadzonym w brytyjskich więzieniach kryminalistom witamin, substancji mineralnych i kwasów tłuszczowych omega-3 ma zapobiec agresywnym zachowaniom. Badania na tysiącu ochotników, których koszt ma wynieść milion funtów, finansuje firma farmaceutyczna Wellcome Trust. W trzech placówkach młodociani przestępcy (od 16 do 21 lat) - w tym także skazani za morderstwo - będą jako dodatek do normalnego więziennego jedzenia dostawać zestaw witamin, soli mineralnych oraz kwasów tłuszczowych. Ich zachowanie będzie porównywane z zachowaniem grupy kontrolnej. Przeprowadzono wcześniej na niewielką skalę badania wykazały, że w szczególności zawierający kwasy tłuszczowe omega-3 tran może obniżać poziom agresji. Zdaniem naukowców młodzi przestępcy nie potrafią dokonywać właściwych wyborów dietetycznych, a źle dobrane pokarmy wpływają na ich aspołeczne zachowania.
  12. Fińscy naukowcy wymienili pacjentowi górną szczękę, używając do tego celu kości wyhodowanej z tłuszczowych komórek macierzystych pacjenta. Kość była hodowana w... brzuchu chorego. Dotychczas uzyskiwano kości z komórek macierzystych, nie były to jednak komórki samego pacjenta, a ponadto kość hodowano w laboratorium. Ritta Suuronen poinformowała, że po zabiegu pacjent szybciej wraca do zdrowia niż gdyby przeszczepiono mu jego kość z nogi. Fińscy naukowcy najpierw wyizolowali komórki macierzyste z tłuszczu pacjenta, a następnie przez dwa tygodnie hodowali je w specjalnym płynie, zawierającym m.in. serum z krwi pacjenta. Następnie wyodrębnili komórki, z których powstają kości i umieścili je na specjalnym „rusztowaniu” wykonanym z fosforanu wapnia. Całość wszyli w brzuch pacjenta, gdzie komórki mogły rosnąć przez kolejne 9 miesięcy. Komórki macierzyste zmieniły się w różne rodzaje tkanki, utworzyły nawet naczynia krwionośne. Całość została następnie umocowana za pomocą śrub w czaszce pacjenta. Wcześniej 65-letni mężczyzna stracił własną szczękę z powodu łagodnego nowotworu. Po jej usunięciu musiał korzystać ze specjalnej protezy, która umożliwiała mu mówienie i jedzenie.
  13. Jeszcze przed 10 laty Yahoo! było największą potęgą Internetu, a prasa spekulowała, że Microsoft założy portal, który odbierze Yahoo! część rynku. Dzisiaj Yahoo! wyraźnie słabnie, a Microsoft, wciąż najbardziej wartościowa firma na rynku IT i największy producent oprogramowania, wyraźnie nie ma pomysłu na Internet. Potęgą Yahoo! zachwiał Google, który też coraz wyraźniej rzuca wyzwanie Microsoftowi, starając się przekonać użytkowników, że nie muszą kupować pudełkowych wersji oprogramowania, skoro mogą korzystać z darmowych programów online. Pomijając kwestie konkurencji, należy też pamiętać, że w Internecie można zarobić coraz większe pieniądze i grzechem byłoby nie skorzystać z okazji. Stąd też wysunięta przez Microsoft propozycja zakupu Yahoo!. W latach 80. i 90. ubiegłego wieku, gdy Microsoft budował swoją pozycję i wygrywał na rynku z IBM-em, Sieć dopiero się rozwijała i nie przypuszczano, że gospodarka internetowa będzie odgrywała w przyszłości tak olbrzymią rolę. Opinię taką potwierdziło masowe bankructwo dotcomów, do których dochodziło na początku XXI wieku. Obecnie wyraźnie widać, że nadchodzi nowy rozdział robienia interesów na rynku IT. Microsoft musi doprowadzić do tej transakcji. To bitwa, którą musi wygrać – mówi o zakupie Yahoo! analityk Jonathan Yarmis z AMR Research. Wciąć czekamy na decyzję Yahoo!, które wcale nie musi się zgodzić na przejęcie. A jeśli nawet się zgodzi, to pozostaje jeszcze uzyskanie aprobaty amerykańskich i europejskich urzędów antymonopolowych. Tutaj analitycy są raczej zgodni - amerykańska Federalna Komisja Handlu nie będzie miała nic przeciwko zakupowi Yahoo przez Microsoft. Również UE powinna wyrazić zgodę. Rynkowa pozycja Google’a pomoże przekonać urzędników, że transakcja pomiędzy Yahoo a Microsoftem nie grozi konkurencyjności. Pomoże ona zresztą też i samemu Google’owi, który będzie mógł przekonywać urzędników, że oto ma silną konkurencję i jego przyszłe działania nie prowadzą do zmonopolizowania rynku. Zanim jednak wypowiedzą się urzędnicy, głos musi zabrać kierownictwo Yahoo. Analitycy uważają, że szefowie portalu będą poddani silnej presji ze strony akcjonariuszy, dla których propozycja Microsoftu jest bardzo korzystna. Zdaniem analityk Charlene Li z Forrester Research, Yahoo! zrobi wszystko, by pozostać niezależną firmą. Nawet jeśli miałoby to oznaczać umowę z Google’em na wykorzystanie tej wyszukiwarki i dzielenie się zyskiem z reklam. Inni analitycy zwracają uwagę, że z propozycją zakupu Yahoo! mogą wystąpić też News Corp. czy InterActiveCorp. Z kolei David Garrity z Dinosaur Securities mówi, że być może swoją propozycję złoży też chiński portal Baidu.com lub, również chiński, Alibaba.com, który w 40% należy do Yahoo!. Pojawiły się też spekulację, że jakąś rolę może odegrać Seve Jobs i jego Apple, który jest wyraźnie admirowany przez założyciela Yahoo! i obecnego dyrektora firmy - Jerry'ego Yanga. Jeśli pojawią się inni chętni do kupna Yahoo! to, jak uważa większość analityków, Microsoft podbije cenę. Na wieść o ofercie Microsoftu akcje Yahoo! zdrożały o 48%, a papiery Microsoftu straciły na wartości 6,6 procenta. To znak, że Wall Street wątpi, czy zakup Yahoo! jest dla Microsoftu dobyrm rozwiązaniem. To klasyczna sytuacja, w której kupujący znacznie zawyża cenę, by już na starcie wyeliminować konkurencję – mówi profesor James Owers z Georgia State University. Jeśli dojdzie do połączenia Yahoo! i Microsoftu, to portalu obu tych firm będą miały w USA 142 milionów użytkowników. Google ma 124 miliony. Jednak to Google jest potęgą na rynku wyszukiwarek. Do koncernu Page’a i Brina należy aż 62% tego rynku, podczas gdy połączone siły Yahoo! i Microsoftu będą posiadały jednie 16% udziałów. Zdaniem niektórych specjalistów konsolidacja na rynku wyszukiwarek groźna. Internet ze swej natury jest demokratyczny, ale już wkrótce może się okazać, że o tym, co w nim przeczytamy, na jakie treści trafimy, będą decydowały 3-4 największe firmy.
  14. Choć może się wydawać, że dwukrotne zanurzanie w dipie chipsa czy kawałka marchewki nie jest niczym złym, ze zdrowotnego punktu widzenia to nieprawda. Paul Dawson, mikrobiolog żywności z Clemson University, postanowił sprawdzić, co się dzieje, gdy wielokrotnie zanurzymy w dipie tę samą przekąskę. Poprosił ochotników, by ugryźli krakersa, a następnie zanurzyli go na trzy sekundy w łyżce stołowej sosu. Operację gryzienia i zanurzania w jednej porcji dipu mieli powtórzyć trzy- lub sześciokrotnie. Później Dawson przeanalizował pozostały sos, by zbadać liczbę bakterii tlenowych. Okazało się, że podczas kilkukrotnego zanurzania ochotnicy przenieśli z ust do sosu średnio 10 000 bakterii. Wziąwszy pod uwagę ilość dipu, który jednorazowo połykamy, uczony stwierdził, że wraz z każdym kęsem do naszych ust trafia od 50 do 100 bakterii obcych osób. Gdy jesteś na przyjęciu, rozejrzyj się i zadaj sobie pytanie, czy mógłbyś pocałować każdą ze znajdujących się tam osób. Nie wiesz, z kim za pośrednictwem dipu będziesz dzielił ślinę – powiedział Dawson.
  15. Krążące od wielu miesięcy plotki stały się rzeczywistością. Microsoft złożył ofertę zakupu Yahoo!. Gigant z Redmond oferuje 44,6 miliarda dolarów w gotówce i akcjach. Propozycję zakupu złożył Steve Ballmer, który wystosował list do zarządu Yahoo!. Zaoferował w nim 31 dolarów za akcję portalu. To o 62% więcej niż jej obecna wartość. W swoim liście Ballmer zauważył też, że przed rokiem otrzymał od Yahoo! odpowiedź, że obecnie nie jest odpowiednia pora na rozmowy o transakcji. W lutym ubiegłego roku Yahoo! nie chciało rozmawiać z Microsoftem, gdyż szefostwo portalu miało nadzieję, że wdrażana wówczas nowa strategia zwiększy dochody firmy. Minął rok i sytuacja nie uległa poprawie – napisał obecnie Ballmer. Microsoft zaproponował akcjonariuszom Yahoo! gotówkę lub akcje Microsoftu. Zdaniem koncernu połączenie obu firm przyniesie co najmniej 1 miliard dolarów oszczędności. Jeśli Yahoo! zgodzi się na przejęcie, transakcja mogłaby zakończyć się w drugiej połowie 2008 roku. Zarząd Yahoo! oświadczył, że uważnie przyjrzy się propozycji Microsoftu.
  16. Naukowcy z Genetic Science Learning Center Uniwersytetu Utah opracowali ciekawy program edukacyjny Mysia impreza (Mouse Party). Bierze w niej udział 7 gryzoni, a każdy zażył inną substancję psychoaktywną: kokainę, ecstasy, metamfetaminę, marihuanę, LSD, heroinę lub alkohol. Zwierzęta przejawiają charakterystyczne zachowania, np. są pobudzone albo siedzą, paląc skręty. Można je włożyć do specjalnej aparatury, by odkryć, co dokładnie dzieje się w ich mózgu. Mysz należy najpierw posadzić na specjalnym fotelu. Potem zostaje wrzucona do urządzenia przypominającego telewizor i zaczyna się pokaz slajdów. Najpierw widzimy, na którą część mózgu wpływa dana substancja, następnie "kamera" robi zbliżenie i widzimy wszystko z poziomu pojedynczej synapsy. Schematyczne rysunki są opatrzone podpisami w komiksowych dymkach. Jeśli ktoś nie chce czytać, może po prostu słuchać komentarza lektorki. Po wrzuceniu myszy z powrotem do terrarium można zacząć operację z kolejnym gryzoniem w roli głównej. Chętnych zapraszamy do obejrzenia programu.
  17. Google doświadczyło pierwszego od ponad 3 lat poważnego zahamowania wzrostu cen akcji. W styczniu staniały one aż o 20%, co było prawdopodobnie związane z kryzysem całej gospodarki USA. Wczoraj, po ogłoszeniu kwartalnych wyników, które zawiodły oczekiwania, doszło do 6-procentowego spadku ceny. Obecnie cena pojedynczej akcji wyszukiwarkowego giganta wynosi 564,30 USD. Przypomnijmy, że na przełomie listopada i grudnia ubiegłego roku wartość akcji Google’a przekroczyła barierę 700 dolarów. Analitycy nie są do końca pewni, jaka jest przyczyna spadku wartości koncernu. Jego szefostwo wydaje się tym spadkiem nie martwić. Zarówno dyrektor Eric Schmidt, jak i założyciel Google’a, Sergey Brin, są bardzo optymistycznie nastawieni. W ostatnim kwartale 2007 roku Google zarobiło 1,21 miliarda dolarów, czyli 3,79 USD na akcję. To 17-procentowy wzrost w porównaniu z analogicznym okresem roku 2006. Tym samym po raz pierwszy od czasu wejścia na giełdę w 2004 roku kwartalne zyski netto Google’a wzrosły mniej niż o 25 procent. Z jednej strony Google mówi, że gdyby nie wypłacił dywidendy swoim pracownikom, to zarobiłby 4,43 USD na akcji, czyli mniej więcej tyle, ile przewidywali analitycy. Z drugiej jednak strony analityk Rod Sanderson z American Technology Research zauważa, że dochód Google’a byłby jeszcze niższy, gdyby jego zysk wyniósł 27%, co jest średnią wartością dla tej firmy. Wówczas musiałaby ona zapłacić wyższe podatki, które są naliczane po tym, jak zysk wzrośnie powyżej 25%. Wówczas zarobki na pojedynczej akcji byłyby o 11 centów niższe niż obecnie. Zmniejszyło się też tempo wzrostu przychodów Google’a z tytułu reklam klikniętych przez użytkowników. W ostatnim kwartale 2007 w porównaniu z 4. kwartałem roku poprzedniego, Google odnotowało 30-procentowy wzrost. Tymczasem przez pierwsze trzy kwartały 2007 roku notowano wzrost rzędu od 45 do 52%. Google tłumaczy, że spadek tempa wzrostu spowodowany jest zastosowaniem nowych technologii, które ograniczyły liczbę przypadkowych kliknięć w reklamę. Sergey Brin poinformował też, że osiągnięto mniejsze niż zakładano przychody z umów z dużymi partnerami, takimi jak serwis MySpace. Brin mówi, że programiści już pracują nad tym problemem. Na umowie z MySpace Google może wręcz stracić, gdyż podpisując umowę z News Corp., właścicielem MySpace, koncern Brina i Page’a zagwarantował mu wpływy rzędu 900 milionów dolarów w ciągu 3 lat. Przychody Google’a są uzależnione od reklamy. Z jednej więc strony recesja w USA może spowodować, że klienci będą mniej kupowali, a więc i mniej klikali na reklamy. Z drugiej jednak strony, bardziej oszczędni klienci mogą częściej szukać tańszych towarów w Sieci, więc wpływy z reklam mogą wzrosnąć.
  18. Posługując się funkcjonalnym rezonansem magnetycznym, naukowcy z Wake Forest University odkryli, co się dzieje w mózgu podczas drapania. Okazało się, że wyłączeniu ulegają obszary związane z przykrymi wspomnieniami i emocjami, włączają się za to rejony związane z zachowaniami kompulsywnymi (Journal of Investigative Dermatology). W przypadku niektórych schorzeń świąd może być tak uporczywy, że pacjenci drapią się aż do krwi. Bywa tak u niektórych dializowanych i ludzi z egzemą. Do eksperymentu zaangażowano 13 osób; fMRI wykonywano im w czasie, kiedy były drapane niewielką szczoteczką po podudziu. Po 30 sekundach następowała półminutowa przerwa i tak przez 5 minut. Zaobserwowano zmniejszoną aktywność dwóch obszarów: przedniej i tylnej części kory zakrętu obręczy. Pierwszy rejon odpowiada za niemiłe doświadczenia zmysłowe (awersję bólową), drugi – za wspomnienia. Aktywność tych regionów była najmniejsza, gdy ochotnicy twierdzili, że drapanie jest najsilniejsze. Dr Gil Yosipovitch podkreśla, że po raz pierwszy udało się wykazać, czemu właściwie drapanie bywa tak przyjemne, choć zakazane ze względu na ewentualne uszkodzenia skóry. Możliwe, że drapanie hamuje emocjonalne składowe drapania, stąd odczuwana ulga. Drapanie to zmniejszenie aktywności jednych i wzrost aktywności innych obszarów. Do tej drugiej grupy należą kora przedczołowa (zachowania przymusowe) i drugorzędowa kora somatosensoryczna (ból). Pobudzanie zachowań kompulsywnych tłumaczy, czemu obietnica "Podrapię się tylko raz" najczęściej nie jest dotrzymywana. Teraz Amerykanie chcą sprawdzić, czy w przypadku chronicznego świądu uruchamiane są te same wzorce aktywności mózgu. Naukowcy przypominają, że wyniki ich eksperymentu mają ograniczone zastosowanie, ponieważ wolontariusze nie byli drapani w odpowiedzi na prawdziwy świąd.
  19. Dzięki jednemu z miłośników historii podboju kosmosu każdy może stać się właścicielem AGC (Apollo Guidance Computer) - maszyny cyfrowej używanej przez astronautów podczas misji księżycowych. Pełną dokumentację, umożliwiającą odtworzenie komputera, opracował John Pultorak, 54-letni inżynier oprogramowania zatrudniony w firmie Lockheed Martin. Instrukcja liczy aż 1000 stron i zawiera wszystkie schematy, opis działania, a także oprogramowanie komputera. Urządzenie opracowane w latach 60. ubiegłego wieku dysponowało mocą obliczeniową porównywalną z 8-bitowymi komputerami domowymi. Zegar maszyny pracował z częstotliwością 1 MHz, do przetwarzania danych służyły 16-bitowe rejestry procesora, a pamięć AGC mieściła około 4 tysięcy "słów" w pamięci RAM oraz ponad 32 tysiące w pamięci ROM. Sterujący jego pracą system operacyjny o nazwie EXEC był w stanie wykonywać do 8 zadań jednocześnie. Komunikację z komputerem umożliwiał panel DSKY (DiSplay/KeYboard), zawierający przypominającą kalkulator klawiaturę oraz wyświetlacz, mieszczący kilka wierszy cyfr. Podczas każdej wyprawy księżycowej na pokładzie pojazdów kosmicznych znajdowały się dwa komputery i trzy panele (w orbiterze zainstalowany był jeden AGC i dwa DSKY, a w lądowniku - po jednym z tych urządzeń). Chętni do odtworzenia opisywanych maszyn mogą odnaleźć dokumentację w witrynie Galaxiki. Zanim jednak przystąpią oni do pracy, warto ich przestrzec, że Pultorakowi majsterkowanie zajęło aż cztery lata (około 2100 roboczogodzin), a cały projekt pochłonął kwotę 3000 USD.
  20. Mięsożerne rośliny zawsze fascynowały swymi niepospolitymi umiejętnościami chwytania i "przetwarzania" zdobyczy. Organizmy te potrafią być jednak interesujące nie tylko dla botaników - enzymy odkryte w ich sokach trawiennych mogą stać się podstawą nowej generacji środków bakteriobójczych. Prognozy te są zasługą japońskich badaczy, którym udało się dokonać analizy substancji produkowanych przez dzbaneczniki (Nepenthes Alata). Do niedawna wiedza o składzie wspomnianych soków była raczej ogólna. Potwierdzono obecność w nich enzymów trawiennych, jednak ze względu na złożone procesy chemiczne, nie udało się ustalić dokładnie jakie to enzymy, ani jakie jeszcze substancje im towarzyszą. Dzięki pracy naukowców z Harima Institute w Riken oraz Ishikawa Prefectural University, udało się rozpoznać siedem białek produkowanych przez zielonego mięsożercę. Japończycy zbierali do badań świeży sok, który nie został jeszcze "skażony" schwytanymi owadami, po czym poddali go dokładnym badaniom. Okazało się, że część analizowanych związków w niczym nie przypomina enzymów trawiennych. Ich budowa sugeruje jednak, że pełnią one rolę w utrzymaniu zdobyczy w jak najlepszym stanie. Podobne substancje służą innym roślinom do ochrony przed zakażeniami bakteryjnymi i grzybami. Jest zatem wysoce prawdopodobne, że dzięki tym substancjom, dzbanecznik zawsze może trawić "świeżą" ofiarę, mimo iż proces taki jest bardzo powolny. Jeśli przewidywania naukowców potwierdzą się, otrzymamy kolejne środki zapobiegające niekontrolowanemu wzrostowi bakterii i grzybów. Istnieje też prawdopodobieństwo, że enzymy te pełnią jakąś inną, nieznaną do tej pory rolę.
  21. Berlin jest o co najmniej 45 lat starszy niż dotąd sądzono. Wiemy to dzięki archeologom prowadzącym wykopaliska pod parkingiem w dzielnicy Mitte, którzy natrafili na 800-letnią piwnicę, a właściwie na podtrzymujący jej sklepienie dębowy dźwigar. O wydarzeniu poinformowała przedstawicielka władz miasta ds. ochrony zabytków Karin Wagner. Przez stulecia belka leżała poniżej lustra wody, dlatego doskonale się zachowała. Naukowcy pobrali próbkę i na tej podstawie określili, że drzewo zostało ścięte w 1192 roku. Do tej pory za oficjalną datę powstania Berlina uznawano Anno Domini 1237. W dokumencie z tego roku po raz pierwszy wymieniano bowiem osadę o nazwie Cölln, czyli położoną na wyspie na Szprewie część podwójnego osiedla Cölln-Berlin. Wspominano tam księdza z kościoła Św. Piotra (Petrikirche), którego pozostałości znajdują się notabene nieopodal świeżo odkrytej piwniczki. Wagner twierdzi, że pomieszczenie o wymiarach 3x4 metry, powstało w rok lub dwa po ścięciu drzewa na wsporniki. Prace na placu św. Piotra trwają od zeszłego roku i zakończą się we wrześniu. Teren o powierzchni 1100 metrów kwadratowych ogrodzono w marcu, kiedy archeolodzy znaleźli szkielety i ruiny szkoły. Przypuszcza się, że piwnica przynależała właśnie do niej. Nawet tak postarzony Berlin jest nadal sporo młodszy od innych stolic europejskich, np. Paryża.
  22. Japońscy naukowcy umieścili w mózgu myszy niewielki aparat. Chcieli obejrzeć, w jaki sposób tworzą się ślady pamięciowe (Journal of Neuroscience Methods). Wymiary aparatu cyfrowego to 3x2,3x2,4 mm - wylicza Jun Ohta, profesor z Nara Institute of Science and Technology. Przy eksperymencie Ohta współpracował z naukowcami z Kinki University. Urządzenie wszczepiono do hipokampa. Zwierzęciu wstrzykiwano substancję, która zaczynała świecić podczas aktywności mózgu. Aparat wyłapywał to i wtedy jego wyświetlacz pokazywał błękitny poblask. Teraz Japończycy planują użycie kamery u chodzącego gryzonia. Chcieliby ją też wykorzystać w przypadku ludzi, ale nastąpi to najwcześniej za 10 lat. Można by wtedy pomóc osobom z chorobą Parkinsona, ponieważ urządzenie utrwalałoby aktywność mózgu wyzwalającą drżenie i inne objawy.
  23. W wywiadzie dla pisma Fortune współzałożyciele Google’a, Larry Page i Sergey Brin, oraz dyrektor wykonawczy firmy Eric Schmidt, ujawnili, że obiecali sobie, iż będą pracowali razem przez 20 lat. Do umowy doszło krótko przed giełdowym debiutem Google’a, który miał miejsce w sierpniu 2004 roku. Na miesiąc przed wejściem na giełdę umówiliśmy się, że będziemy pracowali razem przez 20 lat – powiedział Eric Schmidt. Dodał, że w tym czasie osiągnie wiek 69 lat, Page będzie liczył sobie 51 wiosen, a Brin skończy 50 lat. Wszyscy trzej są miliarderami, a Google, którego rynkowa kapitalizacja jest szacowana na około 170 miliardów dolarów, to najbardziej wartościowe przedsiębiorstwo w Sieci. Analitycy szacują, że w 2007 roku zyski Google’a wyniosły 16,6 miliarda dolarów, czyli o 57% więcej, niż rok wcześniej.
  24. Wiek danej osoby można oceniać na różne sposoby, np. na podstawie głosu czy wyglądu, można też zajrzeć do jej dowodu tożsamości. Co jednak zrobić w sytuacji, gdy ten ktoś nie żyje i nie ma dostępu do żadnych jego danych? Naukowcy z uniwersytetów w Kopenhadze i Aarhus uciekli się do metody datowania radiowęglowego białek soczewki oka – krystalin (PLoS ONE). Występują one w cytoplazmie włókien soczewkowych. Są upakowane tak ściśle i w tak charakterystyczny sposób, że zachowują się jak kryształy (stąd ich nazwa). To one odpowiadają za przejrzystość soczewki oraz załamywanie wpadającego do oka światła. Struktury krystalin są tworem komórek pracujących od momentu poczęcia do 1.-2. roku życia. Gdy proces się kończy, krystaliny nie zmieniają się zasadniczo przez resztę życia. Węgiel jest pierwiastkiem wchodzącym w skład wszystkich organizmów żywych. Ciągle "przepływa" przez łańcuch pokarmowy. Skądinąd wiadomo, że radioaktywny węgiel C-14 powstaje w górnych warstwach atmosfery w wyniku oddziaływania neutronów z promieniowania kosmicznego na atomy 14N i 13C. 1n + 14N → 14C + 1H 1n + 13C → 14C Dopóki więc organizm żyje, ilość węgla C-14 w jego tkankach jest stała – taka sama jak w atmosferze. Gdy zwierzę, roślina lub człowiek umiera, ilość radioaktywnego węgla zaczyna się powoli zmniejszać. Podczas zimnej wojny przeprowadzono wiele próbnych wybuchów jądrowych. Wskutek tego ilość węgla C-14 w atmosferze niemal się podwoiła. Po wprowadzeniu zakazu prób jądrowych w atmosferze, kosmosie i pod wodą (układ z 5 VIII 1963 r.) zaczęła spadać i po jakimś czasie osiągnęła swój normalny poziom. Ponieważ po zakończeniu prac konstrukcyjnych krystaliny się nie zmieniają, można określić zawartość C-14 w atmosferze w momencie ich tworzenia. Dzięki akceleratorowi cząstek naukowcy z Uniwersytetu w Aarhus mogą wyliczyć ilość C-14 (wystarczy do tego zaledwie 1 miligram tkanki z oka) i określić na tej podstawie wiek. Metoda Duńczyków przyda się nie tylko kryminologom. Profesor Niels Lynnerup wyjaśnia, że datowanie radiowęglowe białek i innych związków organicznych pozwoli określić czas powstawania oraz regeneracji określonych tkanek czy komórek, np. nowotworowych.
  25. W lutym 2006 roku Stany Zjednoczone we współpracy z Wielką Brytanią, Kanadą, Australią i Nową Zelandią, przeprowadziły ćwiczenia pod nazwą „Cyber Storm”. Miały one sprawdzić gotowość agend rządowych i firm prywatnych do przeciwdziałania poważnemu zagrożeniu. W bieżącym roku odbędą się ćwiczenia „Cyber Storm 2”, a aż do dzisiaj nie było wiadomo, jak przebiegły pierwsze z nich. Associated Press, powołując się na Freedom Of Information Act, złożyła przed dwoma laty wniosek o udostępnienie jej dokumentów z „Cyber Storm”. Po 24 miesiącach otrzymała kilkaset mocno ocenzurowanych stron. Przyjrzyjmy się zatem, jakie scenariusze ćwiczono. W Waszyngtonie staje metro, a sieć komputerowa portu w Nowym Jorku przestaje działać. Jednocześnie na blogach można znaleźć informacje o trasach pociągów z niebezpiecznymi substancjami. Dochodzi do zniszczenia wież kontroli lotnisk w Filadelfii i Chicago, a w londyńskim metrze ktoś rozpyla nieznaną substancję. Jednocześnie na amerykańskich lotniskach pojawia się wiele osób, które są objęte zakazem lotów. Ogólnokrajowa sieć informacyjna nadaje komunikat o tym, że radykalne grupy przygotowują liczne ataki i jednocześnie odmawia rządowym agendom podania źródła informacji. Rozpowszechniane są plotki, które powodują panikę na rynkach finansowych i wśród zwykłych obywateli. To tylko część scenariusza, który przewidywał jednoczesne wystąpienie licznych problemów i awarii. Opisywano m.in. sabotaż komputerowy, którego celem jest sparaliżowanie linii energetycznych czy przemysłu technologiczne. Pojawił się problem z systemem GPS, cyberprzestępcy zaatakowali systemy komputerowe linii lotniczych, policja w Montanie ma problemy z łącznością, a w Waszyngtonie, Miami i Nowym Jorku zamknięto szkoły. Nie działają komputery na punktach granicznych. Scenariusz podzielono na trzy rodzaje ataków: fizyczne, komputerowe i psychologiczne. W ćwiczeniach mogły brać udział tylko zaproszone firmy i instytucje. Wiadomo, że znalazły się wśród nich Departament Bezpieczeństwa Wewnętrznego, NSA, CIA, Pentagon, Departament Stanu, Departament Sprawiedliwości i inne. Ocena ćwiczeń nie jest jednoznaczna. Z dokumentu wynika, że w niektórych przypadkach firmy i instytucje wywiązały się świetnie ze swoich zadań, w innych sobie wyraźnie nie radziły. Głównym problemem było niezrozumienie przez nie roli mało znanej National Cyber Response Coordination Group. To rządowa agenda, o której niewiele wiadomo. To ona jest główną organizacją odpowiedzialną za obronę USA przed cyberatakiem i za naprawę zniszczonej podczas niego infrastruktury. Ćwiczenia „Cyber Storm” przeprowadzono za pomocą sieci komputerowej. Nie miały one wpływu na Internet, gdyż korzystano z wydzielonej podsieci NSA. Co ciekawe, podczas ćwiczeń.... ktoś zaatakował podsieć. Oczywiście, byli to uczestnicy „Cyber Storm”. Zawsze gdy zbierzesz w jednym miejscu grupę ekspertów IT, pojawia się pokusa ‘Pokażmy im, co możemy zrobić’. Musieliśmy nieco uspokoić osoby biorące udział w ćwiczeniach – mówi George Foresman, który był jedną z osób nadzorujących przebieg „Cyber Storm”.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...