Skocz do zawartości
Forum Kopalni Wiedzy

KopalniaWiedzy.pl

Super Moderatorzy
  • Liczba zawartości

    36776
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

    nigdy
  • Wygrane w rankingu

    209

Zawartość dodana przez KopalniaWiedzy.pl

  1. Japończycy są pomysłowym narodem, chyba nikogo nie trzeba do tego przekonywać. Uwielbiają nowości i bardzo szybko się nimi nudzą. Teraz jeden z tamtejszych profesorów, Yoji Kimura z Kansai University w Osace, stwierdził, że śmiech jest sposobem na wprowadzenie ogólnoświatowego pokoju. Wynalazł maszynę do jego mierzenia, a nawet sprecyzował jednostkę "chichową": aH. Jak doniosła agencja prasowa AFP, okazało się, i nie jest to bynajmniej żadnym zaskoczeniem, że dzieci śmieją się swobodniej niż dorośli i robią to z częstotliwością ok. 10 aH na sekundę (dwukrotnie większą od swoich rodziców czy innych starszych osób). Dorośli zastanawiają się, czy w określonych okolicznościach wypada się śmiać i niejednokrotnie w ogóle tego nie robią. Śmiech jest jak restartowanie komputera. Nieskrępowane chichotanie to ważny element ludzkiej ewolucji. Kimura bada fenomen śmiechu już od wielu, wielu lat. Jest święcie przekonany, że można i warto dokonać przejścia od stulecia wojen do stulecia humoru i tolerancji. Wg niego, śmiech przechodzi pewien cykl. Najpierw człowiek musi się poczuć wolny, potem przekracza pewne normy, swobodnie się śmieje, aż wreszcie pokłady śmiechu się wyczerpują, a człowiek czuje się "wyśmiany". Profesor teoretyzuje, że w ludzkim mózgu musi istnieć obwód kierujący przechodzeniem przez wymienione etapy. Zrozumienie tego mechanizmu to odkrycie drzwi do jednej z tajemnic człowieczeństwa. By pomierzyć śmiech, zespół Japończyków przymocowywał czujniki do brzucha, a zwłaszcza okolic przepony, ochotników. Wykrywały one ruchy mięśni. Urządzenie dokonywało pomiarów czynności elektrycznej z częstotliwością 3000 razy na sekundę. Znawca śmiechu uważa, że wyczuwając komizm, mózg wysyła sygnał do przepony. Analizując jej ruchy, można więc z dużym prawdopodobieństwem stwierdzić, czy ktoś śmieje naprawdę, czy tylko udaje. Udaje się też określić, z jakim typem śmiechu mamy do czynienia: szyderczym, nieśmiałym, chichotaniem czy takim do rozpuku. Jedna sekunda niepohamowanego śmiechu to 5 aH. Kiedy człowiek śmieje się naprawdę, przez jego przeponę przechodzi od 2 do 5 wibracji na sekundę (wzorzec każdej z nich jest niepowtarzalny). Gdy ktoś udaje, przepona prawie nie drga. Japończyk chciałby, by opracowane przez niego urządzenie było kompaktowe, takie jak telefon komórkowy, i by trafiło na sklepowe półki jako gadżet zdrowotno-rozrywkowy. Naukowcy publicznie zaprezentowali działanie swojej maszyny w zeszłym tygodniu (21 lutego). Ich "ofiarami" były matka z 5-letnią córką, które oglądały występ komediantów. Wiadomo, że Kimura bada wpływ śmiechu na układ odpornościowy. Dane przekazywane przez czujniki, przyczepione nie tylko do brzucha, ale i do policzków oraz klatki piersiowej, są następnie analizowane przez specjalny program. Pomysł jest ciekawy, ale na razie wiele w tym przypuszczeń, a mało podbudowy naukowej. Poza tym śmiech nie zawsze musi stanowić przekroczenie norm społecznych. Bywa też i tak, że nieśmianie się jest większą gafą lub odstępstwem od normy...
  2. Nie tak dawno temu informowaliśmy o dobroczynnym wpływie curry i wchodzącej w jej skład kurkumy na mózg. Kolejnych doniesień o pozytywnym wpływie tych przypraw dostarczają naukowcy z Centrum Kardiologicznego im. Petera Munka w Toronto. Tym razem okazuje się, iż znacznie redukują one także ryzyko przerostu oraz niewydolności serca. Wyniki badań na modelu mysim publikuje prestiżowe czasopismo Journal of Clinical Investigation. Kurkuma jest rośliną znaną od tysiącleci ludom zamieszkującym dzisiejsze Indie i Chiny. Stosowano ją m.in. do leczenia trudno gojących się ran - przyspieszała gojenie, a dodatkowo zmniejszała rozmiar powstających blizn. Najnowsze badania, prowadzone na myszach, dowodzą, że zbawienne działanie kurkuminy (głównego składnika aktywnego kurkumy i jednocześnie jej żółtego barwnika) odnosi się także do serca. Okazuje się bowiem, iż zioło to potrafi zapobiec przerostowi serca, a nawet odwrócić rozwinięte zmiany i przywrócić prawidłową pracę narządu. Naturalny barwnik kurkumy działa na komórki bezpośrednio na poziomie jądra komórkowego. Zapobiega nadmiernemu rozpleceniu chromosomów, typowemu dla procesów uszkodzenia tkanek, i w ten sposób blokuje produkcję części z charakterystycznych dla stanu zapalnego białek. Ich niehamowana nadmierna aktywność może zaszkodzić strukturze mięśnia sercowego. Dr Peter Liu, kardiolog z Centrum Petera Munka, mówi: Zdolność kurkuminy do wyłączania "genetycznego przełącznika" powodującego powstawanie dużych blizn jest niesamowita. Zaznacza jednak, że nie należy zapominać o zdrowym rozsądku - powyżej pewnej ilości spożytego curry lub kurkumy nie obserwuje się już postępu w odbudowie tkanki. Ogromną zaletą kurkumy jako środka leczniczego jest przede wszystkim jej powszechna dostępność i - co za tym idzie - niski koszt. Wieloletnia tradycja stosowania tej przyprawy w kuchni jest także dowodem, iż nawet częste jej stosowanie nie powinno powodować niepożądanych reakcji. Czy jesteś młody, czy stary, czy jesteś mężczyzną, czy kobietą, pamiętaj: im większe jest twoje serce, tym większe jest ryzyko ataku serca lub jego niewydolności w przyszłości. Pamiętajmy jednak, że wciąż nie przeprowadzono pełnych testów klinicznych na ludziach, więc pacjenci nie powinni stosować kurkuminy jako wyłącznego środka leczniczego. Zamiast tego warto zadbać o obniżenie ciśnienia krwi i poziomu cholesterolu, aktywność fizyczną i zdrową dietę - dodaje dr Liu. Jeśli próby kliniczne potwierdzą wstępne odkrycia naukowców z kanadyjskiej kliniki, zyskamy możliwość stosowania taniej i bezpiecznej terapii zapobiegającej przerostowi serca. Co ciekawe, kurkumina już teraz jest testowana jako potencjalny środek leczniczy. Okazuje się bowiem, że może mieć pozytywny wpływ na przebieg raka trzustki i jelita grubego. Choć jest zbyt wcześnie na ostateczne opinie, na pewno warto spróbować włączyć regularne spożycie curry do nawyków żywieniowych.
  3. Premjit Ramachandran nakręcił film pt. Ostatni kaligrafowie. Dokument traktuje o The Musalman, jedynej ręcznie pisanej gazecie w Azji, która jest stale wydawana od momentu powstania w 1927 roku. Trudni się tym grupa mężczyzn z Madrasu, m.in. syn założyciela. Publikują oni teksty w języku urdu. Żaden z nich nie otrzymuje pensji, ale dniówkę w wysokości 60 rupii. Uważają się za wybrańców losu, których moralnym obowiązkiem jest podtrzymywanie tradycji. Wypłacana kwota jest niewysoka, ale mężczyźni cieszą się, że mogą się uczyć języka. Wszystko robią we własnym zakresie. Przepisują brudnopisy, naświetlają i drukują. Z zewnątrz siedziba gazety niczym się nie wyróżnia. Na skromnej uliczce mieszczą się sklepy, a na ścianach pokrytych liszajami łuszczącego się tynku widnieją napisy z imieniem Allaha. Urdu to język z rodziny indoeuropejskiej. Rozwijał się od początku XIII wieku z języka hindustani. Literaturę zaczęto w nim tworzyć trzy wieki później (XVI). Przez stulecia bycie skrybą oznaczało wyższą pozycję społeczną, dostęp do wiedzy i zamiłowanie do idei tolerancji. Za szczyt osiągnięć uznawano pracę kancelisty w sądzie, ponieważ dawało to szansę na zostanie zausznikiem sułtana. Dokument jest bardzo krótki (trwa nieco ponad 2 minuty), ale naprawdę . Także ze względu na chwytający za serce podkład muzyczny.
  4. Niektóre słowa kojarzone z obiektami łatwo rozpraszają. Pojawiający się wyraz jest na tyle sugestywny, że zaburza postrzeganie innych bodźców. Zachary Estes i zespół z Uniwersytetu w Warwick poprosili studentów o "wyłapywanie" litery, która pojawiała się na chwilę na górze lub na dole ekranu. Części badanych tuż przed literą wyświetlano na środku monitora słowo "kapelusz". Osoby te miały potem problem z uchwyceniem litery: były wolniejsze i mniej dokładne (Psychological Science). Szef ekipy naukowców zaproponował proste wyjaśnienie zaobserwowanego zjawiska. Wg niego, kapelusz kojarzy się z położeniem na górze, dlatego wywołuje tak właśnie umiejscowiony mentalny obraz. Zaburza to identyfikację litery zajmującej w przestrzeni dokładnie to samo miejsce. Wygląda to tak, jakby dwa obrazy siedziały sobie na barana, stąd trudno wyróżnić którykolowiek z nich.
  5. Zespół badaczy z Instytutu Wirusologii i Immunologii Gladstone (GIVI) i Uniersytetu Kalifornijskiego odkrył terapię, która pomaga przywrócić produkcję limfocytów T u dorosłych zakażonych wirusem HIV. Objawy choroby spowodowanej przez HIV, czyli AIDS, są spowodowane głównie przez niszczenie przez tego wirusa tzw. limfocytów T CD4+. Są to tzw. limfocyty pomocnicze (od ang. helper T cells). Umożliwiają one przekazywanie sygnału o obecności obcych antygenów do innych komórek odpornościowych i w ten sposób "zatwierdzają" indukcję odpowiedzi immunologicznej. Bez ich udziału reakcja organizmu jest poważnie upośledzona - stąd u chorych na AIDS pojawia się poważny spadek odporności mimo obecności i prawidłowej funkcji pozostałych komórek odpornościowych. Limfocyty T powstają z prekursorów wytworzonych w szpiku kostnym wyłącznie w grasicy - niewielkim organie, zanikającym stopniowo od początku okresu dojrzewania (proces ten nazywamy inwolucją). W związku z tym u osób dorosłych produkcja limfocytów T jest znacznie obniżona - do końca życia człowiek musi "korzystać" z komórek, które zostały wytworzone na wcześniejszych etapach życia. Jest to poważnym problemem w chorobach takich, jak AIDS - nawet gdyby udało się wyraźnie obniżyć ilość i aktywność wirusa HIV we krwi, nie byłoby możliwe odtworzenie puli limfocytów T. Najnowsze odkrycie daje nadzieję na pokonanie tej trudności poprzez odtworzenie aktywności grasicy. Rezultat naszego eksperymentu pokazuje, że możliwe jest odwrócenie inwolucji grasicy u ludzi, tłumaczy Laura Napolitano, z zawodu lekarz, główny autor publikacji. Podniesienie poziomu produkcji limfocytów T może by pomocne w niektórych schorzeniach, w których pojawia się niedobór tych komórek. (...) Nasze odkrycie dostarcza nowych informacji pomocnych w zrozumieniu produkcji limfocytów T. Może też ustalić nowe metody pomocy osobom, u których z różnych powodów brakuje limfocytów T. W oparciu o wcześniejsze, obiecujące eksperymenty na myszach, naukowcy postanowili sprawdzić na ludziach, czy hormon wzrostu (GH - od ang. growth hormone) jest w stanie odwrócić inwolucję grasicy i przywrócić jej zdolność do produkcji dużej ilości limfocytów T. Wyniki eksperymentów na ludziach są równie dobre: udowodniono, że GH pozwala nie tylko powiększyć masę grasicy, ale też spowodować wzrost poziomu limfocytów T w krwi pacjentów. Badania objęły 22 pacjentów z potwierdzonym zakażeniem HIV. Połowę uczestników eksperymentu leczono wyłącznie stosowaną dotychczas terapią anty-HIV, u drugiej zaś do leczenia dodano podawanie hormonu wzrostu. Po roku odwrócono role: pacjenci leczeni kombinacją leków i GH byli leczeni wyłącznie swoimi wcześniejszymi lekami, natomiast druga grupa zaczęła przyjmować starą i nową terapię łącznie. U wszystkich badanych mierzono regularnie (za pomocą urządzenia zwanego cytometrem przepływowym) ilość limfocytów CD4+ oraz kilka innych parametrów dotyczących tych komórek. Dodatkowo u wszystkich chorych mierzono za pomocą tomografii komputerowej objętość grasicy. Wszyscy uczestnicy eksperymentu byli wcześniej leczeni przez co najmniej rok standardowymi lekami anty-HIV, przy czym średni czas od rozpoczęcia tradycyjnego leczenia wynosił ok. 3 lat. U większości z nich powstrzymano dość skutecznie rozwój infekcji, lecz nie przywrócono prawidłowego poziomu limfocytów CD4+ - w obu grupach pacjentów był on porównywalnie niski. Rezultaty badań są niezwykle obiecujące. Zespół dr Napolitano potwierdził, że GH dodany do standardowego programu leczenia spowodował wzrost grasicy, poprawił także produkcję limfocytów pomocniczych o 30% (standardowe leczenie poprawiało ten parametr zaledwie o kilkanaście procent). Utrzymujący się pozytywny efekt podawania GH był mierzalny nawet po trzech miesiącach od zaprzestania leczenia skojarzonego z użyciem GH. Kolejny autor pracy, Joseph M. McCune, profesor na Uniwersytecie Kalifornijskim, mówi: Wyniki tych badań są ekscytujące. Udało nam się zaprzeczyć powszechnej dotychczas opinii, że inwolucja grasicy jest nieodwracalna. Jeśli uda się potwierdzić te wyniki na większej grupie pacjentów, być może odkryjemy skuteczną terapię wspomagającą w chorobach takich jak AIDS lub inne, związane z niedoborem limfocytów T. Sami autorzy podkreślają jednak, że GH nie powinien być stosowany rutynowo. Nie ma jeszcze bowiem wystarczających danych, by określić aktywność nowowytworzonych limfocytów - mogą one być niewystarczająco aktywne wobec obcych antygenów bądź atakować własne tkanki organizmu. Należy też pamiętać, że spektrum działania GH jest bardzo szerokie i znacząco wykracza poza wpływ na grasicę. Z tego powodu nie wiadomo dokładnie, czy na dłuższą metę terapia rzeczywiście przynosi korzyści. Należy także pamiętać, że grupa 22 osób jest zbyt wąska, by przenieść nową terapię do klinik w celu rutynowego stosowania. Odkryta przez naukowców z GIVI i Uniwersytetu Kalifornijskiego metoda ma szansę pomagać nie tylko osobom zainfekowanym HIV. Istnieje także duże prawdopodobieństwo, że poprawi stan zdrowia osób po przeszczepie szpiku kostnego. W przypadku tej procedury sam przeszczep nie wystarcza, by odtworzyć wszystkie rodzaje komórek odpornościowych. Do ich powstania niezbędna jest m.in. funkcjonująca grasica. Z tego powodu, nawet pomimo przeprowadzenia udanego przeszczepu szpiku, osoby dorosłe często nie odzyskują pełnej odporności. Stosowanie hormonu wzrostu ma szansę stać się lekiem na miarę długo oczekiwanego przełomu.
  6. Ekspertom z Uniwersytetu Kalifornijskiego udało się zajrzeć jeszcze głębiej do wnętrza komórki bakteryjnej. W najnowszym numerze czasopisma Science donoszą oni, że odpowiedzieli na kilka ważnych pytań na temat tzw. mikrokompartmentów - specyficznych "przedziałów" wewnątrz komórki, pełniących określone funkcje. Naukowcy z Kalifornii wierzą, że zablokowanie procesu tworzenia mikrokompartmentów mogłoby zapobiec infekcjom bakteryjnym. Są także przekonani, że ich odkrycie ułatwi w przyszłości modyfikowanie komórek bakteryjnych, przez co znajdzie zastosowanie w biotechnologii. W badaniach, których wyniki opublikowano 22 lutego, po raz pierwszy udowodniono istniejącą od dawna hipotezę, że mikrokompartmenty są zamkniętymi trójwymiarowymi strukturami otoczonymi szczelną błoną. W środku każdego z tych przedziałów panują specyficzne warunki, odpowiednie dla zachodzących w nim reakcji. Umożliwia to przeprowadzanie wielu procesów, często zachodzących w skrajnie różnych warunkach, równocześnie we wnętrzu jednej komórki. Aby bliżej zbadać ten fenomen, badacze skupili się na karboksysomie - najlepiej poznanym z mikrokompartmentów, przeprowadzającym reakcje wiązania dwutlenku węgla u bakterii samożywnych. Udowodniono, że zbudowany jest jak piłka futbolowa: składa się z sześciokątów i pięciokątów, graniczących ze sobą ścianami i tworzących niemal idealną geometrycznie sferę. Struktura ta jest niezwykle korzystna energetycznie, a do tego zapewnia wydajne przenoszenie obciążeń - nie bez powodu podobną strukturę wykazuje otoczka wielu wirusów, a nawet pojedyncze cząsteczki chemiczne zwane fullerenami. Należy jednak zaznaczyć, że mikrokompartmenty są zbudowane ze znacznie większej liczby cząsteczek - do zamknięcia pełnej sfery potrzeba ponad 3000 molekuł białka. Już ponad dwa lata temu, w sierpniu 2005 roku, ten sam zespół dowiódł, że białko tworzące mikrokompartmenty tworzy sześciokątne struktury. Do niedawna sądzono, że otoczka takiego przedziału jest stworzona wyłącznie z sześciokątów, a miejsca pomiędzy nimi tworzą pory, przez które zachodzi przepływ do środka i na zewnątrz otoczki. Teraz jednak udowodniono, że struktura jest znacznie bardziej szczelna, a otwory w błonie są wypełnione przez białka tworzące symetryczny pięciokąt. Zespół, prowadzony przez prof. Yeatesa, planuje teraz poprowadzić kolejne badania nad innymi typami mikrokompartmentów. Są one istotne z punktu widzenia medycyny, gdyż bakterie wytwarzają największą ich liczbę w czasie infekcji. Może to oznaczać, że zablokowanie powstawania tych struktur może być skuteczną metodą powstrzymania zakażeń bakteryjnych. Inne eksperymenty mają sprawdzić, w jaki sposób enzymy trafiają do mikrokompartmentu, jakie różnice występują w ich budowie oraz jak dokładnie zachodzi proces zamykania się tej struktury w trzech wymiarach. Niektórzy naukowcy od dawna przypuszczali, że dojdzie do odkrycia tak złożonych struktur wewnątrz komórek bakteryjnych, gdyż dla działania wielu enzymów i równoczesnego zachodzenia przeciwstawnych procesów biochemicznych było konieczne rozdzielenie ich w przestrzeni. Z drugiej jednak strony wielu z nich jest zaskoczonych tym, jak bardzo skomplikowana jest budowa komórki bakteryjnej. W pewien sposób zaciera to różnice pomiędzy komórkami eukariotycznymi (charakterystycznymi dla organizmów wyższych) a prokariotycznymi (czyli występującymi u bakterii i archeanów).
  7. lt;!-- @page { size: 21cm 29.7cm; margin: 2cm } P { margin-bottom: 0.21cm } --> Naukowcy zatrudnieni przez firmę IBM po raz kolejny popisali się umiejętnością manipulowania pojedynczymi atomami. Tym razem jednak zamiast układania napisów, osiągnęli coś znacznie ważniejszego: wraz z kolegami z niemieckiego University of Regensburg zmierzyli siły wymagane do przesuwania atomów po powierzchni kryształów. Dzięki nowo zdobytej wiedzy badacze są o krok bliżej projektowania i konstruowania nanomechanizmów, które m.in. zastąpią dzisiejsze układy scalone. Badania prowadzone za pomocą mikroskopu sił atomowych (AFM – Atomic Force Microscope) pozwolą określić, które atomy i cząsteczki mocno trzymają się powierzchni, a które słabo. Pierwsze posłużą za szkielet nanomechanizmów, drugie natomiast będą mogły pełnić rolę nośnika pamięci czy przełączników. Dotychczas sprawdzono na przykład, że do przesunięcia atomu kobaltu po powierzchni platyny wymagana jest siła 210 pikonewtonów (210×10-12 N), a jeśli powierzchnię wykonano z miedzi – jedynie 17 pN. Ponadto naukowcy odkryli, że siły drastycznie się różnią, jeśli zamiast atomu przesuwana jest cała cząsteczka. Niezwykłą precyzję pomiaru osiągnięto dzięki zastosowanej w mikroskopie specjalnej konstrukcji elastycznego "dźwigaru", na którym umieszczono końcówkę skanującą powierzchnię próbki. Element ten został wykonany z kryształu kwarcu, podobnego do tego, jaki znajduje się w zegarkach elektronicznych. Gdy końcówka mikroskopu zbliża się do jednego z atomów, działająca na nią siła powoduje niewielką zmianę częstotliwości rezonansowej kwarcu. Ponieważ mikroskop potrafi również przemieszczać atomy, pomiar wspomnianej częstotliwości pozwala oszacować zarówno siły działające na końcówkę mikroskopu, jak i te wymagane do przenoszenia atomów. Zanim naukowcy przystąpią do budowania nanomechanzimów, czeka ich jeszcze sporo pracy "u podstaw". Muszą oni skatalogować siły przyciągania poszczególnych atomów i cząstek do różnych powierzchni. Bez tych wiadomości tworzenie jakichkolwiek struktur atomowych będzie miało równie duże szanse powodzenia, co budowanie mostu przez osoby nie znające właściwości używanych materiałów.
  8. <!-- @page { size: 21cm 29.7cm; margin: 2cm } P { margin-bottom: 0.21cm } -->Ogniwa słoneczne mogłyby stać się niezwykle atrakcyjnym źródłem energii, gdyby nie ich stosunkowo mała wydajność. Nie dziwią zatem podejmowane przez naukowców poszukiwania sposobów na udoskonalenie tych elementów – nawet wtedy, gdy inspiracją okazują się... oczy ćmy. Współautorem nowej metody usprawniającej ogniwa jest Peng Jiang z University of Florida. Twierdzi on, że jedną z przyczyn strat energii jest wysoki współczynnik odbicia światła krzemowych płytek – serca współczesnych fotoogniw. Stosowane obecnie warstwy antyodblaskowe nie rozwiązują całkowicie problemu, ponieważ działają jedynie w wąskim zakresie długości fal widzialnego promieniowania. I stąd właśnie pomysł, aby przyjrzeć się owadzim oczom, które dość słabo odbijają światło. Dzięki badaniom mikroskopowym odkryto, że rogówki oczu zawierają regularne wypustki, powodujące niemal całkowite pochłanianie padającego światła. Skopiowanie tej nanostruktury na krzem powinno zatem znacznie podnieść wydajność ogniw. Naukowcom udało się już opracować sposób tworzenia wspomnianych wypustek na powierzchni krzemu. Metoda przypomina standardowy proces produkcji układów scalonych: specjalny preparat rozprowadzany jest na wirującej płytce, podobnie jak lakier światłoczuły podczas fotolitografii. Różnica polega na tym, że roztwór zawiera nanocząsteczki, które samoorganizują się, maskując drobne obszary krzemu. Następnie odsłonięte części płytki są wytrawiane, przez co jej powierzchnia zyskuje strukturę z opisywanymi wypustkami. Opisana metoda jest tania, wydajna i skuteczna – potraktowany nią krzem odbija zaledwie 2% światła, podczas gdy standardowe ogniwa nawet 35%-40%. Jej twórcy już przygotowują się do uruchomienia firmy produkującej wydajniejsze baterie słoneczne.
  9. Doktor Sigi Goode z Narodowego Uniwersytetu Australijskiego, postanowił przeprowadzić pierwsze w historii badania motywacji... crackerów. Goode, ekspert ds. systemów informatycznych pracujący w wydziale Biznesu i Ekonomii chciał się dowiedzieć, co motywuje ludzi łamiących zabezpieczenia programów komputerowych. Goode zamieścił ogłoszenia na pięciu forach crackerskich. Odpowiedziały na nie osoby z USA i Europy. Badacz dał im do wypełnienia ankiety i przeprowadził z nimi wywiady za pośrednictwem Sieci. Odkrył, że większość crackerów nie ukończyła 25. roku życia, są wykształceni i dobrzy w tym, co robią. Okazało się jednak, ze zaledwie 25% z nich pracuje w sektorze IT. Większość crackerów stanowią osoby, które zawodowo nie mają nic wspólnego z najnowszymi technologiami. Są wśród nich studenci, jest kucharz, są właściciele małych firm. Goode informuje, że crackerzy motywowani są głównie samym przełamywaniem zabezpieczeń. Im program jest lepiej chroniony, tym więcej mają satysfakcji z "pracy" nad nim. Pewną, choć znacznie mniejszą rolę, odgrywa też chęć zdobycia wysokiego statusu społecznego. "Czasami, kiedy ludzie przychodzą na mój kanał IRC, rozmawiają ze mną jakbym był Bogiem Wszechmogącym" - powiedział jeden z ankietowanych. Ku swojemu zdziwieniu naukowiec dowiedział się, że crackerzy generalnie nie są zwolennikami piractwa i uważają, iż powinno się płacić za oprogramowanie. Z drugiej jednak strony nie pałają sympatią do przedsiębiorstw, które sprzedają swoje programy po zawyżonych, ich zdaniem, cenach. Uważają, że firmy software'owe i tak zarabiają dużo pieniędzy i że powinny im być wdzięczne, że dzięki pracy crackerów wiele osób ma szansę skorzystać z ich oprogramowania.
  10. Microsoft wydał zaskakujące oświadczenie, z którego wynika, że firma chce radykalnie zmienić swoje podejście do kwestii otwartości i przejrzystości swoich produktów oraz do konkurowania ze środowiskiem Open Source. Nowy model działania koncernu ma opierać się na czterech podstawowych zasadach: zapewnianiu otwartości połączeń, promowaniu przenośności danych, wspieraniu standardów, zapewnieniu większej otwartości przy współpracy z klientami indywidualnymi i biznesowymi, w tym ze środowiskiem Open Source. Ray Ozzie, główny architekt oprogramowania, zwrócił uwagę, że zmiana strategii Microsoftu przyczyni się do lepszego przepływu informacji. Mówi, że w środowisku biznesowym używa się jednocześnie wielu różnych rozwiązań, więc podstawowym warunkiem ich współdziałania jest bezproblemowa wymiana danych pomiędzy aplikacjami i usługami. Klienci chcą, by twórcy oprogramowania, w tym szczególnie Microsoft, dostarczali im programy i usługi na tyle elastyczne, by każdy developer mógł skorzystać z ich otwartych interfejsów i danych w celu zintegrowania ich z innymi aplikacjami lub stworzenia nowych rozwiazań - mówi Ozzie. Microsoft już od paru lat czynił pewne kroki w kierunku otwartości swoich rozwiązań, jednak były one zbyt wolne, a koncern często był krytykowany za to, że bardziej utrudnia niż ułatwia życie wszelkim konkurencyjnym produktom. Dzisiejsze oświadczenie można bez większej przesady nazwać rewolucyjnym. Otwartość, o której mowa, ma dotyczyć najbardziej popularnych programów Microsoftu - Windows Vista (wraz z .NET Framework), Windows Server 2008, SQL Server 2008, MS Office 2007, Exchange Server 2007 i Office SharePoint Server 2007 - oraz ich przyszłych wersji. Koncern obiecuje, że opublikuje kompletną dokumentację interfejsów programowania (API) i protokołów komunikacyjnych. W ramach większej otwartości Microsoft opublikował już 30 000 stron dokumentacji opisującej klienckie i serwerowe protokoły Windows, które dotychczas były dostępne tylko w ramach programów WSPP i MCPP. Teraz może korzystać z nich za darmo każdy. W ciągu najbliższych miesięcy udostępnione zostaną dokumenty dotyczące MS Office'a 2007 i innych wymienionych powyżej programów. Koncern Gatesa obiecuje też, że nie będzie pozywał opensource'owych developerów, którzy skorzytają z jego własności intelektualnej do tworzenia wersji rozwojowych i niekomercyjnych oprogramowania. Dystrybucja komercyjna produktów korzystających z własności intelektualnej Microsoftu będzie możliwa po wykupieniu licencji.
  11. Osoby, którym zdarza się nieumyślnie zasnąć podczas dnia, są bardziej zagrożone udarem. Dr Bernadette Boden-Albala z Columbia University wspomina o 2-4-krotnym wzroście prawdopodobieństwa wystąpienia udaru i przestrzega rodziny oraz lekarzy, że drzemki przed telewizorem powinny dla nich stanowić sygnał ostrzegawczy. Często nie dosypiamy, bo nie mamy czasu lub cierpimy na zaburzenia snu, jesteśmy więc zmęczeni. Senność zwiększa natomiast ryzyko udaru. Zespół doktor Boden-Albali analizował dane 2153 osób (kobiet i mężczyzn), które wzięły udział w Northern Manhattan Study. Wszyscy badani mieli 40 lub więcej lat, u nikogo nie wystąpił wcześniej udar. W 2004 roku Amerykanie zaczęli zbierać dane na temat ich podsypiania w specyficznych sytuacjach, np. podczas oglądania telewizji, rozmów ze znajomymi lub po bezalkoholowym posiłku. Ochotników pytano też o to, jak często musieli przerywać jazdę samochodem z powodu senności. Okazało się, że 44% drzemało od czasu do czasu, a 9% stanowiły osoby z poważnym problemem. Po dwóch latach stwierdzono, że podrzemujący mieli wylewy 2,6 razy częściej niż ludzie aktywni przez cały dzień, a w przypadku osób zasypiających bardzo często wskaźnik ten wzrastał aż do 4,5. W ramach wcześniejszych badań wykazano, że bezdech senny także oznacza większe ryzyko udaru. Powoduje senność w ciągu dnia, co może prowadzić do niezamierzonego zasypiania. Należy chyba jednak odróżnić zasypianie wbrew woli (często w niewłaściwych momentach) od drzemek w celu odświeżenia umysłu. Te ostatnie pomagają się lepiej skoncentrować i utrwalają ślady pamięciowe.
  12. Po wielu miesiącach opóźnienia firma Art Lebedev Studio rozpoczyna dostawy klawiatury Optimus Maximus. W ciągu kilku najbliższych dni urządzenie trafi do pierwszych klientów. Rozpoczynamy dostawy klawiatury Optimus Maximus do osób, które zamówiły ją w ubiegłym roku. Jednocześnie na naszej witrynie udostępniamy oprogramowanie Optimus Configurator dla komputerów Mac i PC - powiedział Artemy lebedev. Optimus Maximus to pełnowymiarowa klawiatura, w której każdy ze 113 klawiszy został wyposażony w kolorowy wyświetlacz OLED. Rozdzielczość wyświtlaczy wynosi 48x48 pikseli. Udostępnione przez Optimusa oprogramowanie umożliwi uzytkownikowi dowolną zmianę symboli na klawiszach. Urządzenie nie jest tanie. Kosztuje 1564 dolary.
  13. Zaledwie jeden gen wystarcza pewnemu afrykańskiemu motylowi do wytwarzania na skrzydłach wzorów upodabniających go do przedstawicieli innych gatunków, trujących dla próbującego je pożreć drapieżnika. Zjawisko to odkryto u motyli z gatunku Papilio dardanus. Już w momencie przeobrażenia z larwy do postaci dorosłej (imago) motyle tego gatunku posiadają na skrzydłach wzory. Samo w sobie nie jest to zaskakujące, lecz u większości motyli wzór ten jest charakterystyczny dla gatunku. U Papilio dardanus zaś możliwych jest wiele różnych układów kolorystycznych. Dodatkowo wiele z nich przypomina do złudzenia wzory używane przez ich toksycznych krewniaków, odstraszających w ten sposób swoich naturalnych wrogów. Odkrycia tego dokonano już w latach pięćdziesiątych XX wieku - już wtedy przypuszczano, że musi istnieć "genetyczny przełącznik" decydujący o tym, który z wzorów skrzydeł pojawi się u danego osobnika. Mimo to położenie, budowa i liczba genów wpływających na tworzenie wzorów na skrzydłach nie były znane aż do teraz. Naukowcy chcą teraz odkryć, jak dokładnie zachodzi proces wytwarzania wzorów na skrzydłach tego motyla. Wiedza ta pomoże ustalić, czy zmiany ewolucyjne zachodzą skokowo, czy też w powolnym procesie dostosowywania się do warunków otoczenia. W celu zbadania tego fenomenu naukowcy zastosowali różnorodne techniki, na czele z "etykietkami molekularnymi" (ang. molecular tags) oraz sekwencjonowaniem DNA, by poznać dokładne różnice w genach determinujące różnorodność wzorów. Choć odnaleziono pojedynczy gen odpowiadający za to zjawisko, potrzebne są dalsze badania. Wykonaliśmy duży krok naprzód w kierunku odkrycia, w jaki sposób natura obdarowała ten fascynujący gatunek owadów niezwykłą różnorodnością wzorów na skrzydłach. Mimo to odnalezienie genu to zaledwie pierwszy krok - teraz musimy spojrzeć dokładniej na różnice w wariantach tego genu oraz kolejnego, leżącego zaraz obok niego - mówi Alfried Vogler, główny autor publikacji na ten temat. Dodaje: Można przypuszczać, że mało korzystne byłoby dla tego gatunku, gdyby powoli ewoluował, zanim osiągnie zdolność naśladowania trującego motyla - zmiana tego typu ma sens wyłącznie wtedy, gdy zachodzi skokowo i od razu daje pożądany efekt. To mogłoby sugerować, że w pewnych warunkach ewolucja może być procesem skokowym. Potwierdzenie tego byłoby niezwykle ekscytującym zjawiskiem. Papilio dardanus zamieszkuje tereny subsaharyjskie Afryki. Rozpiętość jego skrzydeł to ok. 10 cm. Co ciekawe, tylko samice tego gatunku noszą na skrzydłach charakterystyczne wzory, przypominające inne, toksyczne dla drapieżników, gatunki. Samce tego gatunku są żółte, noszą na skrzydłach czarne wzory i identyczne ogony. Publikacja na temat tego odkrycia ukazała się w najnowszym numerze czasopisma Proceedings of the Royal Society B.
  14. Specjalnie zmodyfikowany wirus pęcherzykowatego zapalenia jamy ustnej (vesicular stomatitis virus) jest w stanie zabijać komórki nowotworowe w mózgu - dowodzi seria eksperymentów, których wyniki opublikowano w czasopiśmie The Journal of Neuroscience. Co ważne, terapia ta nie powoduje praktycznie żadnych efektów ubocznych, tzn. nie uszkadza zdrowych komórek układu nerwowego. Najważniejsze jest to, że wirus jest w stanie penetrować mózg i odnaleźć nawet komórki, które oddzieliły się od pierwotnego guza - mówi dr Harald Sontheimer z Uniwersytetu Alabama, oceniając dokonanie naukowców. Zakładając, że wirus zadziała podobnie u ludzi, w przyszłości możemy wykorzystać go jako nowoczesną i wysoce skuteczną metodę zwalczania opornych guzów ulokowanych w mózgu. Eksperyment był ukoronowaniem sześcioletnich badań nad interakcjami wirusów z komórkami i sposobem, za pośrednictwem którego dochodzi do zainfekowania. Zespołowi, pracującemu dla Uniwersytetu Yale, przewodził dr Anthony van den Pol. Wirusa pęcherzykowatego zapalenia jamy ustnej wybrano ze względu na jego zdolność do selektywnego infekowania komórek nowotworowych. Mówiąc dokładniej: atakuje on wyłącznie komórki dzielące się, takie jak nowotworowe. Tymczasem "zdrowe" neurony nie dzielą się, toteż nie są przez wirusa atakowane. W czasie eksperymentu myszom z upośledzeniem odporności podano specjalnie przygotowane komórki raka płuc oraz piersi - są to dwa nowotwory, które najczęściej dają przerzuty do tego organu. Myszy z wadliwym systemem odpornościowym wybrano, aby ułatwić ten proces. Po potwierdzeniu zasiedlenia mózgu przez komórki nowotworowe, myszom podano wirusa. Dodatkowym ułatwieniem infekcji okazał się odkryty przy okazji badań fakt, że naczynia krwionośne wewnątrz guza mogą - w przeciwieństwie do naczyń penetrujących zdrową tkankę - przeciekać, ułatwiając w ten sposób wydostawanie się wirusa do nowotworu. Zmodyfikowany wirus był równie efektywny w niszczeniu przerzutów raka piersi oraz płuc do mózgu. Atakował także komórki nowotworowe w innych częściach ciała, gdy dochodziło do infiltracji innych tkanek przez raka. Do udoskonalenia terapii oraz zbadania poziomu jej bezpieczeństwa potrzebne są dalsze badania. Konieczne jest m.in. zbadanie prawdopodobieństwa zaatakowania przez wirusa zdrowych neuronów oraz opracowanie ewentualnych środków minimalizujących to ryzyko. Z pewnością możemy więc oczekiwać jeszcze wielu pasjonujących odkryć w tej dziedzinie.
  15. Po raz pierwszy w historii naukowcom udało się skutecznie zastymulować embrionalne komórki macierzyste do różnicowania w kierunku komórek beta trzustki. Komórki beta jako jedyne w organizmie są zdolne do produkcji insuliny - hormonu odpowiedzialnego za obniżenie poziomu glukozy we krwi. Brak lub niedobór jej aktywności jest przyczyną cukrzycy, czyli niekontrolowanego wzrostu poziomu glukozy we krwi. Tzw. cukrzyca typu I jest w większości przypadków związana z uszkodzeniem komórek beta - nie dziwi więc, że ich odtworzenie może być doskonałym środkiem trwałego leczenia tej choroby. Rozwiązanie problemu cukrzycy jest wielkim wyzwaniem dla medycyny - w samych tylko Stanach Zjednoczonych na cukrzycę typu I chorych jest aż 2 mln osób. Badania przeprowadzone przez firmę biotechnologiczną Novocell są pierwszą skuteczną próbą przeprowadzenia różnicowania embrionalnych komórek macierzystych w kierunku komórek beta. Ze względów etycznych badań nie przeprowadzono na ludziach, lecz wykorzystano jedynie ludzkie komórki embrionalne (ESC - ang. Embryonic Stem Cells), wszczepione odpowiednio dobranym myszom. Zwierzęta te miały upośledzony układ odpornościowy, co zapobiegało odrzuceniu przeszczepu, do którego u zdrowych myszy doszłoby natychmiast po transplantacji. Już kilka miesięcy temu udało się poznać część sygnałów biochemicznych regulujących rozwój ESC w kierunku komórek beta. Udało się także wytworzyć komórki zdolne do produkcji insuliny, lecz nie wykazywały one drugiej równie ważnej cechy komórek beta: reakcji na poziom glukozy w otoczeniu. Bez tego niemożliwe byłoby zastosowanie takich komórek do regulacji poziomu glukozy we krwi pacjenta. Ostatni eksperyment przyniósł przełom w tej dziedzinie. W związku z niepowodzeniem, naukowcy postanowili pokonać problem "okrężną drogą". Zamiast próby hodowli w pełni funkcjonalnych komórek beta dokonali tego, co udało się zrobić wcześniej: doprowadzono do różnicowania ESC do komórek endodermy trzustki. Odpowiadają one tkance istniejącej u ludzi w 6.-9. tygodniu życia płodowego. Z takich komórek powstają z kolei komórki beta. Resztę zadania powierzono samej naturze: niedojrzałe komórki wszczepiono do mysiej trzustki z nadzieją, że pozostałe sygnały zostaną dostarczone przez naturalne mikrośrodowisko wewnątrz tego organu. Po trzydziestu dniach po implantacji, naukowcy odkryli obecność we krwi ludzkiego peptydu C - produktu pośredniego świadczącego o rozpoczęciu syntezy insuliny. Po kolejnym miesiącu stwierdzono wzrost ilości peptydu C po podaniu glukozy, co świadczyło o zdolności do syntezy ludzkiej insuliny w odpowiedzi na poziom tego cukru. Dokładnie taki cel postawili przed sobą pracownicy Novocellu. Ostatnim etapem eksperymentu było podanie myszom toksyny, która selektywnie zabija mysie komórki beta, pozostawiając ich ludzki odpowiednik przy życiu. Wynik doświadczenia (tzn. utrzymanie zdolności do regulacji poziomu glukozy i produkcja ludzkiej insuliny) potwierdził ostatecznie, że myszy po przeszczepie miały w swoich trzustkach komórki beta pochodzenia ludzkiego. Teresa Ku, pracująca dla kalifornijskiego Instytutu Badawczego Beckmana, podkreśla ważność tego odkrycia dla całej gałęzi nauki związanej z komórkami macierzystymi. Jej zespół również pracował nad wytworzeniem komórek beta z ESC, lecz nie odniósł do tej pory sukcesu. Z kolei przedstawiciele Novocellu są w trakcie konsultacji z amerykańskim urzędem odpowiedzialnym m.in. za rejestrację leków (FDA - Food and Drug Administration). Rozmowy mają na celu ustalenie dodatkowych testów bezpieczeństwa przed ewentualnym rozpoczęciem analogicznych testów na ludziach. Dotychczas bowiem nie wiadomo m.in., czy wszczepione myszom komórki są zdolne do podziałów, czy też po pewnym czasie obumrą i potrzebna będzie kolejna transplantacja. Wyniki przełomowych badań opublikowano w najnowszym wydaniu czasopisma Nature Biotechnology.
  16. Obrońcy przyrody sprzeciwiający się połowom wykorzystującym tzw. trałowanie denne, właśnie otrzymali nowe argumenty na swoją korzyść. Kolejnych dowodów potwierdzających niszczycielski wpływ trałowców na środowisko dostarczył satelita Landsat. Wykonane za jego pomocą zdjęcia ukazują skłębione pióropusze osadów ciągnące się za tymi statkami. Mimo niewielkich rozmiarów tych jednostek, podwodne chmury są ogromne, bardzo długo się utrzymują i zakłócają działanie całego morskiego ekosystemu. Wśród skutków trałowania wymienia się m.in. niszczenie raf koralowych, dewastację dna morskiego oraz wyłapywanie gatunków zwierząt, które nie są celem połowu. Według zoologów, widoczne z satelity ślady to jedynie czubek góry lodowej - znaczna część statków tego rodzaju działa na głębszych akwenach, gdzie zniszczenia nie są tak łatwe do zaobserwowania. Mimo wprowadzenia licznych zakazów i ograniczeń, problem wciąż jest poważny, zwłaszcza na obszarze Zatoki Meksykańskiej, u wybrzeży Ameryki Południowej i po atlantyckiej stronie Afryki. Stanem środowiska nie przejmują się także trałowce operujące na Morzu Północnym oraz na wodach należących do Chin. Jak widać, przed ekologami wciąż jeszcze wiele pracy.
  17. <!-- @page { size: 21cm 29.7cm; margin: 2cm } P { margin-bottom: 0.21cm } --> Francuscy badacze pod wodzą doktora Ludwika Leiblera z Industrial Physics and Chemistry Higher Educational Institution stworzyli syntetyczną gumę o dość niezwykłych właściwościach. Otóż materiał ten potrafi sam się "naprawić", nawet jeśli zostanie przecięty na dwie części. Tak silne przyciąganie powierzchni jest zasługą nietypowej jak na gumę budowy cząsteczkowej. W zwykłym materiale tego typu cała bryła gumy jest właściwie jedną gigantyczną cząstką, utrzymywaną dzięki wiązaniom kowalencyjnym. Po uszkodzeniu mechanicznym, wiązania te zostają trwale zerwane. Tymczasem opisywana substancja składa się z dużej liczby niewielkich cząstek, połączonych wiązaniami wodorowymi. Te z kolei można łatwo odtworzyć po rozerwaniu – wystarczy przyłożyć powierzchnie do siebie i poczekać, aż połączenie nabierze odpowiedniej siły. Oprócz wspomnianej zdolności do samonaprawy, właściwość ta pozwala też na całkowity recykling i dowolną zmianę kształtu przedmiotów wykonanych z nowego materiału. Francuzi produkują swój wynalazek na kilogramy, czyli całkiem sporo jak na warunki laboratoryjne. Opracowana przez nich technologia wytwarzania gumy jest dość "czysta". Bazuje ona na oleju roślinnym oraz jednym ze składników... moczu. Po kilku modyfikacjach metoda ta ma być całkowicie nieszkodliwa dla środowiska. Trwają też poszukiwania praktycznych zastosowań nowego materiału.
  18. Matthew Lee to niezależny dziennikarz akredytowany przy ONZ, który prowadzi własny serwis prasowy Inner City Press. Od lat zajmuje się Organizacją Narodów Zjednoczonych i jest wobec niej bardzo krytyczny. Skupia się przede wszystkim na aferach korupcyjnych, a szczególnie interesuje go działalność Programu Narodów Zjednoczonych ds. Rozwoju (UNDP). Lee i jego Inner City Press uznawana jest za wiarygodne, profesjonalne źródło informacji. Mimo to niewielka agencja została ocenzurowana przez Google'a i usunięta z Google News. Od 13 lutego serwis nie podaje żadnych odnośników do informacji publikowanych przez Inner City Press. Wcześniej, 8 lutego, Lee otrzymał list: Co jakiś czas, szczególnie gdy pojawią się skargi, sprawdzamy źródła wiadomości, z których korzystają nasi użytkownicy, by upewnić się, że Google News oferuje informacje najwyższej jakości. Gdy przyjrzeliśmy się pańskiej witrynie, uznaliśmy, że nie powinna się ona znajdować w Google News. Lee mówi, że codziennnie od dwóch lat publikuje informacje o tym, co dzieje się w ONZ i nigdy nie było z tym kłopotów. Tym razem został ocenzurowany przez największą wyszukiwarkę na świecie. Warto tutaj przypomnieć, że od listopada ubiegłego roku Google współpracuje z krytykowanym przez Lee programem UNDP. Przedstawiciele koncernu przyznali, że ocenzurowali witrynę Lee po otrzymaniu pojedynczej skargi. Twierdzą jednak, prawdziwą przyczyną usunięcia witryny był fakt, iż Lee pracuje sam, a Google uważa, że w Google News mogą znaleźć się witryny, nad którymi pracują co najmniej dwie osoby. Matthew Lee mówi jednak, że zatrudnia jeszcze jednego pracownika i ma kilku współpracowników-wolontariuszy. Usunięcie Inner City Press w indeksu Google News zostało ostro skrytykowane przez środowisko dziennikarskie. Niedochodowa Government Accountability Project stwierdziła, że agencja Lee jest najbardziej efektywnym i ważnym medium w ONZ. Po stronie Lee opowiedział się też Tuyet Nguyen, przewodniczący Stowarzyszenia Korespondentów przy ONZ. Przypomniał on, że Matthew Lee został w 2006 roku wybrany pierwszym wiceprezestem stowarzyszenia. Przedstawiciele Google'a twierdzą, że popełnili błąd i przywrócą witrynę Lee. Poinformowali, że potrwa to kilka tygodni. AKTUALIZACJA: Tydzień po usunięcieu Inner City Press, wskutek nacisku ze strony środowisk dziennikarskich, informacje publikowane na tej witrynie znowu można znaleźć w Google News. Serwis Matthew Lee nie otrzymał ani przeprosin, ani wyjaśnienia całej sytuacji. Inner City Press pyta retorycznie, czy gdyby któryś z jego redaktorów wysłał skargę np. na The New York Times, to czy poważana gazeta zostałaby usunięta z Google News.
  19. Naukowcy z Uniwersytetu Stanforda wraz z inżynierami Toshiby jako pierwsi na świecie zaprezentowali krzemowy układ scalony, który zamiast miedzianych połączeń wykorzystuje nanorurki węglowe. Po raz pierwszy w historii przez nanorurki przesłano cyfrowe sygnały z częstotliwością 1 gigaherca. Dotychczas mieliśmy tylko nadzieję, że będzie to możliwe, ale żadnego dowodu - powiedział Philip Wong, profesor na Wydziale Inżynierii Elektrycznej Uniwersytetu Stanforda. Prace akademików pozwolą na przedłużenie ważności Prawa Moore'a. Zakłada ono, że co dwa lata liczba tranzystorów w układzie scalonym będzie się podwajała. Ciągle udaje się spełniać ten warunek, jednak upakowanie coraz mniejszych elementów wymaga stosowania coraz cieńszych połączeń między nimi. Istniają obawy, że wkrótce powszechnie stosowana miedź przestanie wystarczać. Gael Close i Philip Wong oraz Shinichi Yasuda, Shinobu Fujita i Bipul Paul z Toshiby stworzyli matrycę składającą się z 256 oscylatorów pierścieniowych. Dodali do nich kolejne obwody, które umożliwiły wybiórcze przeprowadzanie operacji na każdym z oscylatorów. W sumie układ scalony składał się z 11 000 tranzystorów umieszczonych na powierzchni 6,5 milimetra kwadratowego. Podczas projektowania układu, przy każdym z oscylatorów pozostawiono jedno wolne połączenie. Kość została wykonana tradycyjnymi technikami w TSMC, a następnie Close i koledzy uzupełnili brakujące połączenia metalizowanymi nanorurkami. Co ważne, nie były one specjalnie przygotowywane, ale skorzystano z usług jednego z komercyjnych producentów. Każda z nanorurek miała 50-100 nanometrów średnicy i około 5 mikrometrów długości. Nanorurki różniły się jakością, ale ostatecznie udało się połączyć 19 oscylatorów. Każda z nanorurek była umieszczona bezpośrednio na tranzystorze, dzięki czemu maksymalnie zmniejszono opór, co pozwoliło na przesłanie sygnału z częstotliwością 1,02 GHz. Akademicy mówią, że nie należy się spodziewać, by układy scalone z nanorurkami trafiły w najbliższym czasie na rynek. Trzeba włożyć jeszcze sporo pracy zarówno w produkcję nanorurek o odpowiednich parametrach i projekt samego układu. Nanorurki wykorzystane w prototypie były dość duże (były wielkości obecnie używanych połączeń miedzianych) i nie charakteryzowały się odpowiednią czystością. Zrobiliśmy znaczący krok, ale to prototyp - mówi Close. Przemysł od dawna czekał na jego stworzenie, by móc naprawdę posuwać się naprzód - dodaje.
  20. Czy bycie zwierzęciem społecznym pomaga w jakiś sposób naszej inteligencji? Oscar Ybarra i zespół z University of Michigan postanowili przetestować hipotezy postulujące związki między kontaktami interpersonalnymi a poprawą funkcjonowania poznawczego (Personality and Social Psychology Bulletin). W całej serii eksperymentów naukowcy porównywali poziom działania z częstością kontaktów społecznych. Wykazali, że osoby, które utrzymywały kontakty społeczne, wypadały lepiej w różnego rodzaju wyzwaniach intelektualnych niż członkowie grupy kontrolnej. Dotyczyło to 3 grup wiekowych. Aby polepszyć swoje wyniki, wystarczyło pouspołeczniać się tylko przez 10 min. Kontakty społeczne pomagają gimnastykować umysł, a konkretnie zdolności, które są następnie mierzone w testach na inteligencję. Możliwe, że angażując się społecznie i mentalnie w kontakty z innymi, dostajemy względnie szybko "poznawczego kopa". Taka społeczna gimnastyka umysłowa nie musi, a nawet nie powinna zastępować innych form aktywności intelektualnej, np. czytania czy rozwiązywania zagadek. Amerykanie zwracają jednak uwagę na fakt, że więzi społeczne stanowią ważną część życia wszystkich naczelnych, w tym człowieka. Gdyby na naszej planecie wylądowali kosmici, byliby zdumieni tym, ile czasu spędzamy z przedstawicielami swojego gatunku. I nie ma tu znaczenia, czy obcy przybyliby 2 mln lat temu (za czasów Homo habilis), czy tysiąc lat temu. Biorąc pod uwagę ciągłą i tonującą rolę kontaktów społecznych w ludzkim życiu oraz konieczność poruszania się w złożonej sieci relacji osób kierujących się wieloma różnymi motywami, oczywiste jest, że nasze mózgi musiały stać się wrażliwe na tego typu bodźce. W ramach biologii ewolucyjnej zauważono np., że grubość kory nowej u naczelnych łatwiej przewidzieć na podstawie złożoności środowiska społecznego (wielkości grupy) niż właściwości fizycznego habitatu. W 2001 roku Ybarra, Chan i Park zaobserwowali, że ludzie szybciej reagują na informacje, które mogą mieć znaczenie społeczne. Trzy lata wcześniej Polacy (Wojciszke, Bazińska i Jaworski) wykazali, że spotykając kogoś po raz pierwszy, staramy się szukać przede wszystkim danych na temat jego cech społecznych. Gdyby się przyjrzeć temu, o czym rozmawiamy, również okazałoby się, że większość konwersacji obraca się wokół zagadnień społecznych. Koniec końców nawet nasze marzenia i sny są zdominowane przez ludzi.
  21. Dla Davida Mercera, głównego analityka firmy Strategy Analitycs, wojna formatów jeszcze się nie skończyła. Jego zdaniem Blu-ray, pokonując HD DVD, przeszedł jedynie pierwszy poważny test. Jednak, jak twierdzi Mercer, głównym przeciwnikiem jest tradycyjny DVD. Format ten używany jest w setkach milionów gospodarstw domowych na całym świecie. Analityk uważa, że zwolennicy Blu-ray będą mogli mówić o sukcesie, jeśli uda im się przekonać miliony właścicieli DVD do przejścia na nowy format. Trzeba w jakiś sposób spowodować, by osoby te zechciały wydać pieniądze na nowszy droższy sprzęt tylko po to, by uzyskać lepszą jakość obrazu. Jednak to nie wszystko. Producenci treści na nośnikach będą musieli też spowodować, by klienci kupowali płyty, a nie korzystali z treści pobieranych za pośrednictwem Internetu z takich serwisów jak iTunes czy Xbox Live. Ci użytkownicy, którzy nie będą widzieli zasadniczej różnicy pomiędzy jakością obrazu DVD czy też pobieranego za pomocą sieci lub kupowanego na nośniku formatu Blu-ray, mogą nie zechcieć wydawać dodatkowych pieniędzy. Strategy Analytics uważa, że teraz wszyscy gracze na rynku Blu-ray powinni zjednoczyć siły i przeprowadzić dużą kampanię reklamową, której celem będzie przekonanie konsumentów do korzystania z formatu wysokiej rozdzielczości. Nie wystarczy jednak promować tylko czytników czy nagrywarek. Należy też namawiać konsumentów do kupna telewizorów pracujących w standarcie HDTV. Bez nich bowiem klienci nie zobaczą żadnej różnicy pomiędzy DVD i Blu-ray. Zdaniem przedstawiciele Strategy Analytics, jeśli przemysłowi uda się przekonać klientów do Blu-ray to do roku 2012 zostanie sprzedanych ponad 100 milionów samodzielnych odtwarzaczy Blu-ray.
  22. Włoscy naukowcy twierdzą, że punkt G naprawdę istnieje i można go odnaleźć za pomocą zwykłego USG. Do tej pory tzw. orgazmy G były owiane tajemnicą głównie dlatego, że nikt nie umiał rozstrzygnąć, czy rzeczywiście występują. Teraz uzyskano skany wskazujące na wyraźne różnice anatomiczne między kobietami, które doświadczają silnych orgazmów pochwowych, a tymi, które tylko o nich słyszały. Po raz pierwszy można stwierdzić, stosując prostą, szybką i niedrogą metodę, czy dana kobieta ma, czy nie ma punktu G – wyznaje Emmanuele Jannini z University of L'Aquila. Ten sam badacz od kilku lat tropi punkt G. W 2002 roku odkrył markery biologiczne, związane ze wzmaganiem funkcji seksualnych. Występują one tam, gdzie słynny punkt powinien się znajdować, czyli między pochwą a cewką moczową. W skład grupy markerów wchodzi m.in. PDES – enzym uczestniczący w przetwarzaniu tlenku azotu, który uruchamia erekcję. Włosi nie umieli wtedy jednak powiązać obecności wytypowanych związków chemicznych ze zdolnością do doświadczania orgazmu pochwowego. Zespół Jannini wziął się więc na sposób i skorzystał z dopochwowego USG, by dokładniej przyjrzeć się badanemu obszarowi. W eksperymencie wzięło udział 20 pań: 9 doświadczyło orgazmów pochwowych, 11 nie. Okazało się, że u tych pierwszych występuje rejon, gdzie tkanka jest grubsza (Journal of Sexual Medecine). Inni eksperci nie podchodzą do wyników tak entuzjastycznie, jak sam Jannini. Podkreślają, że nie musimy mieć do czynienia z odrębną strukturą, ale po prostu z wewnętrzną częścią łechtaczki. W opisywanym rejonie znajduje się wiele naczyń krwionośnych, gruczołów, włókien mięśniowych i nerwów. U niektórych kobiet znaleźć tu można także pozostałości płodowej prostaty: gruczołów Skene'a. Część seksuologów uważa, że to ich drażnienie uruchamia orgazm pochwowy, a nawet odpowiada za kobiecą wersję wytrysku. Nie wszyscy naukowcy zgadzają się też z tezą, że kobiety, które nie doświadczają orgazmów pochwowych, nie mają zgrubiałej tkanki. Beverly Whipple ze Szkoły Pielęgniarskiej Rutgers University zaobserwowała, że wszystkie panie są w jakimś stopniu wrażliwe na drażnienie obszaru, gdzie powinien się znajdować punkt G. Wg niej, należy raczej poprosić kobiety, by same się stymulowały, a następnie wykonać badanie ultrasonografem, bo pod wpływem nacisku domniemany punkt G powinien się powiększyć. Próba Włochów była tak mała, że nie można wyciągać żadnych daleko idących wniosków. Nie wiadomo np., jaki odsetek kobiet ma punkt G. Naukowcy planują jednak powtórzenie eksperymentu z większą liczbą kobiet.
  23. Bruce Schneier, znany specjalista ds. bezpieczeństwa, skrytykował pomysł Microsoftu polegający na dostarczaniu łat do oprogramowania za pomocą technik wykorzystywanych przez robaki. O propozycji koncernu z Redmond pisaliśmy przed kilkoma dniami. Schneier nazywa pomysł "głupim". Łatanie komputerów bez zawracania głowy użytkownikowi to dobra rzecz, łatanie ich bez wiedzy użytkowników nie jest niczym dobrym - pisze ekspert. Robak nie jest 'zły' lud 'dobry' w zależności od tego, co robi. Mechanizmy rozprzestrzeniania się szkodliwego kodu są szkodliwe niezależnie od tego, co powodują. Wyposażanie ich w pożyteczne funkcje nie powoduje, iż są przez to lepsze. Robak nie jest narzędziem pracy dla rozsądnego administratora, bez względu na intencje - czytamy w blogu Schneiera. Jego zdaniem dobry mechanizm dystrybucji programów powinien wyglądać następująco:Użytkownik wybiera odpowiednią opcję,Sposób instalacji jest dostosowywany do komputera użytkownika,Można łatwo zatrzymać instalację lub odinstalować oprogramowanie,W łatwy sposób można sprawdzić, co zostało zainstalowane. Schneier zwraca uwagę, że robaki nie informują użytkownika o infekcji, samodzielnie się rozprzestrzeniają i instalują swój kod dopóty, dopóki nie zostaną powstrzymane.
  24. Zaledwie dwie mutacje zadecydowały o tym, że słynna epidemia grypy hiszpanki pochłonęła aż 50 milionów ofiar - donoszą specjaliści z Masachussets Institute of Technology (MIT). Co ciekawe, wirus, który zaatakował Europę w 1918 roku, przeniósł się na człowieka bezpośrednio z ptaków, podobnie jak słynna w ostatnich latach "ptasia grypa" H5N1. Wirus hiszpanki należy do szczepu H1N1. Oznacza to, że na jego powierzchni występuje wariant pierwszy białka hemaglutyniny (HA) oraz wariant pierwszy neuraminidazy (NA). Pierwsza z tych protein wykazywała dwie charakterystyczne mutacje, które uczyniły wirusa słynnej hiszpanki jednym z najbardziej zjadliwych w historii medycyny. Dzięki tym dwóm zmianom w stukturze, wirus mógł znacznie skuteczniej wiązać się z receptorem w górnych drogach oddechowych człowieka. Praca na temat budowy wspomnianej proteiny została opublikowana 18 lutego w czasopiśmie Proceedings of National Academy of Sciences. Miesiąc wcześniej ta sama grupa badaczy, prowadzona przez prof. Sasisekharana, opublikowała wyniki badań dowodzące, że ścisłe dopasowanie cząsteczek hemaglutyniny do określonych receptorów na komórkach nabłonka dróg oddechowych jest niezbędne dla skutecznej intekcji. Receptor, o którym mowa, to tzw. alfa-2,6 receptor. Występuje on w dwóch formach: jednej przypominającej rozłożony parasol i jednej stożkowatej. Aby doszło do infekcji, wirus bytujący wcześniej w organizmach ptaków musi dopasować się do kształtu ludzkiego receptora o kształcie parasola. Wszystko wskazuje na to, że zjadliwość wirusa jest wprost proporcjonalna do siły wzajemnego wiązania się tych dwóch białek. W ramach eksperymentu porównano trzy szczepy wirusa: hiszpankę (określaną fachowo jako SC18) oraz dwa mniej szkodliwe dla człowieka wirusy: NY18 (różniący się jednym aminokwasem w hemaglutyninie) oraz AV18, na powierzchni którego hemaglutynina różni się dwoma aminokwasami. Do zbadania wirusa użyto fretek - zwierząt bardzo podatnych na ludzką grypę. Naukowcy odkryli, że wirus szczepu SC18 roznosił się pomiędzy fretkami bardzo skutecznie, NY18 był znacznie mniej zakaźny, natomiast AV18 nie wykazywał szkodliwości dla tych zwierząt. Potwierdza to, że zarówno struktura hemaglutyniny, jak i receptora alfa-2,6 jest kluczowa dla zdolności wirusa grypy do przenoszenia się pomiędzy ludźmi. Odkrycie badaczy z MIT pozwoli monitorować na bieżąco mutacje w genomie słynnego wirusa H5N1, powodującego "ptasią grypę". Obecnie wykazuje on znikomą szkodliwość dla ludzi, lecz może - podobnie jak wszystkie wirusy grypy - intensywnie mutować. Z tego powodu istnieje ciągłe ryzyko wzrostu powinowactwa wirusa z receptorami w drogach oddechowych człowieka. Wykonane badania pomogą wybrać najskuteczniejszą metodę badań nad szczepem H5N1 oraz oceny zagrożenia, jakie niesie on dla ludzi.
  25. Odtłuszczone mleko chroni przed nadciśnieniem - wynika z badań, których wyniki zostały opublikowane w ostatnim numerze czasopisma Hypertension. Kobiety, które piły więcej odtłuszczonego mleka oraz przyjmowały wyższe ilości wapnia oraz witaminy D wraz z posiłkami, wykazywały znacznie niższe ryzyko podwyższonego ciśnienia krwi oraz nadciśnienia. Co ciekawe, składniki pokarmowe normalnie zawarte w mleku, lecz przyjmowane w postaci suplementów diety, nie miały korzystnego wpływu na zdrowie kobiet. W trakcie badań, przeprowadzonych przez naukowców z Uniwersytetu Harvarda przy wsparciu American Heart Association (AHA), sprawdzano dietę 30000 pań w wieku średnim oraz kobiet starszych. Z analizy wynika, że kobiety pijące niskotłuszczowe mleko oraz odżywiające się pokarmami bogatymi w witaminę D i wapń były lepiej chronione przed wzrostem ciśnienia krwi, charakterystycznym dla wieku średniego i starczego. Szczegółowa analiza wpływu spożycia mleka na ciśnienie krwi wykazała, że spożywanie dwóch lub więcej porcji mleka odtłuszczonego zmniejszała ryzyko występowania podwyższonego ciśnienia krwi nawet o 10%, w porównaniu do osób pijących ten napój rzadziej niż raz na miesiąc. Podobnego zjawiska nie zaobserwowano u osób pijących mleko tłuste, produkty jego przetwarzania oraz u pań przyjmujących suplementy diety zawierające witaminę D i/lub wapń. Na nadciśnienie tętnicze w krajach cywilizowanych cierpi aż jedna na trzy osoby dorosłe. Co gorsze, większość z nich jest nieświadoma swojej choroby, choć dostępne jest bardzo proste i łatwo osiągalne badanie przesiewowe. Także spośród osób z wykrytym nadciśnieniem tylko nieliczne są skutecznie leczone, pomimo poważnych konsekwencji tego schorzenia. Najczęstsze komplikacje związane z nadciśnieniem tętniczym to choroba wieńcowa oraz inne powikłania sercowo-naczyniowe, zawał serca oraz niewydolność nerek. Odkrycie dokonane przez naukowców z Uniwersytetu Harvarda dostarcza kolejnej wskazówki, która może pomóc w walce ze światową epidemią nadciśnienia. U wielu osób udaje się zatrzymać rozwój choroby, a nawet obniżyć ciśnienie krwi do bezpiecznych wartości, stosując wyłacznie dietę. Z tego powodu w profilaktyce nadciśnienia powszechnie zaleca się stosowanie tzw. diety DASH (od ang. Dietary Approaches to Stop Hypertension - zasady dietetyczne powstrzymujące nadciśnienie), stworzonej przez czołowy amerykański autorytet badający to zagadnienie - amerykański Narodowy Instytut Serca, Płuca i Krwi. Do założeń diety DASH należy przede wszystkim spożywanie dużej ilości warzyw i owoców. Teraz do listy można dopisać także chude mleko oraz jego przetwory.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...