Skocz do zawartości
Forum Kopalni Wiedzy

Znajdź zawartość

Wyświetlanie wyników dla tagów 'autor' .



Więcej opcji wyszukiwania

  • Wyszukaj za pomocą tagów

    Wpisz tagi, oddzielając je przecinkami.
  • Wyszukaj przy użyciu nazwy użytkownika

Typ zawartości


Forum

  • Nasza społeczność
    • Sprawy administracyjne i inne
    • Luźne gatki
  • Komentarze do wiadomości
    • Medycyna
    • Technologia
    • Psychologia
    • Zdrowie i uroda
    • Bezpieczeństwo IT
    • Nauki przyrodnicze
    • Astronomia i fizyka
    • Humanistyka
    • Ciekawostki
  • Artykuły
    • Artykuły
  • Inne
    • Wywiady
    • Książki

Szukaj wyników w...

Znajdź wyniki, które zawierają...


Data utworzenia

  • Od tej daty

    Do tej daty


Ostatnia aktualizacja

  • Od tej daty

    Do tej daty


Filtruj po ilości...

Dołączył

  • Od tej daty

    Do tej daty


Grupa podstawowa


Adres URL


Skype


ICQ


Jabber


MSN


AIM


Yahoo


Lokalizacja


Zainteresowania

Znaleziono 10 wyników

  1. Amerykańscy wydawcy mają poważny problem. Amazon zdecydował się na bezpośrednią konkurencję z nimi. Internetowy gigant postanowił, że nie ograniczy się tylko do sprzedawania książek. Firma zaczęła podpisywać umowy bezpośrednio z autorami i ma zamiar samodzielnie wydawać książki zarówno w formie papierowej jak i elektronicznej. Pierwszym autorem, z którym podpisano umowę, jest Tim Ferris. Później dołączyła do niego aktorka i reżyser Penny Marshall, która ponoć dostała za swoje wspomnienia 800 000 dolarów. Wydawcy mówią, że Amazon bardzo usilnie przekonuje ich najlepszych autorów do zmiany dotychczasowego wydawcy. Wszyscy boją się Amazona. Jeśli prowadzisz księgarnię, to już od pewnego czasu Amazon jest twoim konkurentem. Jeśli zaś jesteś wydawcą, to pewnego dnia się budzisz i okazuje się, że Amazon konkuruje też i z tobą. Jeśli jesteś agentem, Amazon może zabrać ci źródło utrzymania, bo podpisuje umowy bezpośrednio z autorami i nie potrzebuje pośredników. To stara strategia: dziel i rządź - mówi Richard Curtis, agent i wydawca książek elektronicznych. Russel Grandinetti, jeden z menedżerów Amazona, zauważa, że jedynymi osobami niezbędnymi na rynku czytelniczym są autor i odbiorca. Wszyscy inni mogą zarobić na interakcji pomiędzy nimi, ale mogą też i stracić. Na razie wiadomo, że jeszcze przed końcem bieżącego roku Amazon opublikuje 122 książki. Nie wiadomo z iloma autorami, na ile książek i na jakich warunkach podpisano już umowy.
  2. Czytnik Kindle zyskał nową oryginalną funkcję. Teraz jego użytkownicy mogą zadawać pytania autorom książek, które czytają. Jeśli chcemy dowiedzieć się, dlaczego jakaś kwestia została rozwiązana w ten, a nie inny sposób, wystarczy podświetlić odpowiedni akapit, napisać @author, a następnie zadać pytanie i wysłać je za pomocą funkcji Share. Amazon zajmie się dostarczeniem i opublikowaniem pytania na stronie konkretnego autora, a my automatycznie otrzymamy maila, gdy autor odpowie na nasze pytanie. Możliwe jest również zadawanie pytań z poziomu witryn poszczególnych autorów. W tym celu należy kliknąć odnośnik „Ask a question" pod biografią lub przy konkretnej książce. Amazon zastrzega, że autorzy nie będą w stanie odpowiedzieć na wszystkie pytania, jednak na amazonowych stronach poszczególnych autorów na pytania mogą odpowiadać też czytelnicy. Jeśli z kolei autor odpowie na pytanie zadane za pomocą Kindle'a, a użytkownik zdecyduje się śledzić poczynania autora na witrynie kindle.amazon.com, to zarówno pytanie jak i odpowiedź autora znajdą się w Public Notes w książce pytającego.
  3. Kanadyjscy naukowcy z Concordia University twierdzą, że udało im się opracować metodę, która z dużą dokładnością pozwala na zidentyfikowanie autora e-maila. Może się ona przydać w sądzie, gdyż coraz więcej przestępstw jest dokonywanych za pomocą poczty elektronicznej, a jednocześnie brakuje wiarygodnej spełniającej odpowiednie kryteria metody, która umożliwi wskazanie autora listu w sytuacji, gdy z jednego adresu IP korzysta wiele osób. W ciągu ostatnich lat zauważamy alarmujący wzrost liczby cyberprzestępstw, podczas dokonywania których wykorzystywane są e-maile. Listy elektroniczne służą do rozprzestrzeniania szkodliwego kodu, pornografii dziecięcej, ułatwiają komunikację pomiędzy przestępcami - mówi profesor Benjaming Fung, specjalista od eksploracji danych. Policja niejednokrotnie identyfikuje adresy IP i powiązane z nimi fizyczne adresy, z których popełniono przestępstwo, jednak w sytuacji, gdy do adresu lub komputera ma dostęp wiele osób, trudno jest komukolwiek udowodnić winę. Fung i jego zespół wykorzystali techniki używane podczas rozpoznawania mowy i eksploracji danych. Najpierw analizują oni e-maile za pomocą których popełniono przestępstwo, by wyodrębnić z nich charakterystyczne wzorce wypowiedzi. Następnie analizowane są e-maile autorstwa podejrzanych, w których również identyfikuje się cechy charakterystyczne. Porównanie znalezionych wzorców pozwala na stwierdzenie, który z podejrzanych jest autorem listu. Uczeni mówią, że nasze sposoby wypowiedzi są równie unikatowe jak odciski palców. Powiedzmy, że badany e-mail zawiera literówki, błędy gramatyczne czy że został cały napisany małymi literami. Używamy ich do stworzenia wzorca. To pozwala nam z dużym prawdopodobieństwem nie tylko zidentyfikować autora listu, ale nawet przed jego poznaniem określić jego płeć, narodowość czy poziom wykształcenia - mówi Fung. Naukowcy przetestowali swoją technikę na Enron Email Dataset, zbiorze emaili, który zawiera ponad 200 000 autentycznych listów elektronicznych autorstwa 158 pracowników Enrona. Wykorzystano po 10 próbek 10 różnych pracowników. W sumie test przeprowadzono na 100 e-mailach. Okazało się, że skuteczność identyfikacji autorów listów wynosi 80-90 procent. Nasza technika powstała po to, by dostarczyć wiarygodnego dowodu, który może być przedkładany sądowi. Taki dowód może być wiarygodny tylko wówczas, gdy śledczy są w stanie wyjaśnić, w jaki sposób doszli do wyciągniętych przez siebie wniosków. Ta metoda na to pozwala - dodaje Fung.
  4. Pochodzenie Stuxneta wciąż pozostaje zagadką. Dotychczas sądzono, że za jego powstaniem stoi któreś z państw, być może Izrael. Przemawia za tym niezwykłe zaawansowanie technologiczne robaka, co oznacza, że jego napisanie wymagało zaangażowania olbrzymich zasobów. Ponadto Stuxnet zaatakował systemy w Iranie, a w jego kodzie znaleziono informacje, mogące wskazywać właśnie na Izrael. Odkryto w nim bowiem słowo "mirt", który ma być aluzją do starotestamentowej Księgi Estery, w której opisano, jak Żydzi udaremnili spisek na dworze króla Persów, którego celem było ich zgładzenie. Ponadto w kodzie znajduje się też data 9 maja 1979 roku. Wówczas w Iranie dokonano egzekucji izraelskiego biznesmena. Jednak znany specjalista z Sophosa, Graham Cluley zauważa, że np. tego samego dnia urodziła się aktorka Rosario Dawson. Data może więc być wybrana przypadkowo albo ma naprowadzić analityków na ślepy tor. Cluley zauważa również, że bardziej niż Iran na atakach Stuxneta ucierpiały Indie czy Indonezja. Jego zdaniem robak niekoniecznie jest dziełem jakiegoś rządu. Mógł go stworzyć ktoś, kto ma bardzo szczegółową wiedzę o systemach SCADA Siemensa, a zatem obecny lub były pracownik tej firmy. Specjaliści nie są zatem zgodni, co do możliwego pochodzenia robaka. Wiadomo jednak, że jego celem nie jest kradzież, a typowy sabotaż przemysłowy, co wskazuje na motywy jego twórców i może być wskazówką dotyczącą autorstwa złośliwego kodu.
  5. W International Journal of Communication ukazały się wyniki badań przeprowadzonych przez uczonych z Northwestern University, z których wynika, iż studenci i uczniowie bardziej ufają wyszukiwarkom niż witrynom, które znajdują za ich pośrednictwem. Badacze obserwowali 102 osoby poszukujące konkretnych informacji. Wykorzystywany był przy tym przede wszystkim Google, ale również Wikipedia, Bing, Facebook, Yahoo, AOL i inne serwisy. Okazało się, że większość z badanych klikała na pierwszy wynik w wyszukiwarce, niezależnie od tego, co się znajdowało pod danym odnośnikiem. Ponad 25% z nich później stwierdziło wprost, że kliknęli, gdyż link był na pierwszym miejscu. Naukowcy Eszter Hargittai, Lindsay Fullerton, Ericka Menchen-Trevino i Kristin Yates Thomas dowiedzieli się również, że w niektórych przypadkach wiarygodność znalezionej informacji oceniano nie ze względu na witrynę, na której się znajdowała, czy jej autora. Najważniejszym kryterium okazał się fakt, że informacja została pokazana przez wyszukiwarkę. Tylko 10% badanych zwróciło uwagę na autora, a żaden z nich nie pofatygował się, by sprawdzić jego kwalifikacje i wiarygodność. Uczniowie przyznawali, że witryny w domenach .edu i .gov są bardziej wiarygodne od innych, gdyż "nie może ich edytować każdy". Byli jednak i tacy, którzy za równie wiarygodne uznawali witryny .org czy .com, nie zdając sobie sprawy z faktu, że są one sprzedawane każdemu chętnemu. Podsumowując badania naukowcy stwierdzili, że dla uczniów i studentów bardziej wiarygodne są wyszukiwarki niż znalezione witryny. Osoby te bardzo ufają wyszukiwarce, z której korzystają. We wspomnianym artykule zamieszczono ich słowa mówiące o fascynacji Google'em czy deklaracje, iż informacje znaleziono za pomocą Binga są bardziej wiarygodne, gdyż Microsoft jest "bardziej profesjonalną" firmą. Sam fakt, że młodzi ludzie dorastali wraz z internetem nie oznacza jeszcze, że potrafią się nim posługiwać - konkludują badacze.
  6. Piractwo, dotychczas gnębiące przemysł filmowy i muzyczny, w pełni dotknęło też rynek książki elektronicznej. Najbardziej poczytni autorzy cieszą się też największym "wzięciem" wśród piratów. Gdy w serwisie Amazon.com ukazała się elektroniczna wersja powieści Dana Browna "The Lost Symbol", w ciągu dwóch dni sprzedano jej więcej niż wersji papierowej. Jednak sukces miał swoją cenę. W ciągu 24 godzin po premierze, w Sieci zaczęły krążyć nielegalne kopie książki. Z miejsc takich jak Rapidshare czy BitTorrent zostały one pobrane więcej niż 100 000 razy. Wraz z rosnącym zainteresowaniem książką elektroniczną, rośnie też piractwo. Jak podaje Stowarzyszenie Amerykańskich Wydawców w drugim kwartale 2009 roku wartość sprzedanych książek elektronicznych wyniosła 37 milionów dolarów. To trzykrotnie więcej niż w analogicznym okresie roku poprzedniego. Są to jednak tylko szacunkowe dane, gdyż wielu wydawców, w obawie przed piractwem, nie chce udzielać podobnych informacji. Branża wydawnicza jest w tej dobrej sytuacji, że może czerpać z doświadczeń przemysłu muzycznego i filmowego. Lata walki z piractwem przyniosły bowiem z pewnością odpowiedź na jedno pytanie - wiadomo, które metody są nieskuteczne. Skutecznej wciąż nie opracowano, chociaż przykład serwisu iTunes pokazuje, że mimo piractwa można odnieść sukces. Wydawcy wciąż jednak nie rozpoczęli poważnej dyskusji o problemie. Niektórzy z nich będą zapewne przygotowywali wydania elektroniczne na całe tygodnie po wydaniach papierowych. Tak uczyniła firma Simon & Schuster z książką "Under the Dome" Stephena Kinga, chociaż w tym wypadku chodziło o obawę, by tańsza wersja elektroniczna nie zaszkodziła sprzedaży edycji papierowej. Inni, jak J.K. Rowling, w ogóle odmawiają zgody na wydawanie swoich dzieł w wersjach elektronicznych. Książka elektroniczna ma jednak i tę zaletę dla wydawców, że, jak wynika ze wstępnych badań, osoby ją kupujące nabywają więcej dzieł, niż miłośnicy tradycyjnych papierowych wydawnictw.
  7. Google przeprosiło chińskich autorów za to, że bez zgody zeskanowało i umieściło ich dzieła w swoim online'owym katalogu. Przeprosiny Google'a zostały opublikowane na witryny Stowarzyszenia Chińskich Pisarzy. Można je było usłyszeć też w wiadomościach nadanych przez chińską telewizję, w których pojawił się Erik Hartmann, przedstawiciel Google Books na rejon Azji i Pacyfiku. Wyszukiwarkowy gigant obiecał, że więcej bez zgody chińskich autorów nie będzie skanował ich dzieł. Ma też zamiar rozwiązać już istniejący spór. Twórcy zeskanowanych dzieł domagają się bowiem odszkodowania. Koncern podkreśla, że przestrzega praw autorskich, gdyż udostępnia tylko fragmenty dzieł. Przedstawiciele firmy przypominają, że autorzy zawsze mogą zażądać usunięcia ich książek z Google Books.
  8. Google ma do 9 listopada czas na przedstawienie sądowi nowej wersji umowy z wydawcami i autorami książek. Przypomnijmy, że wcześniejsza umowa wywołała sporo kontrowersji, sprzeciwiło się jej wielu autorów, obrońców prywatności oraz Departament Sprawiedliwości (DoJ). O zatwierdzeniu umowy miał zadecydować sąd, jednak strony poprosiły o czas na przygotowanie nowego porozumienia, które zadowoli urzędników z DoJ. Przedstawicielom Departamentu nie podobają się zapisy, na podstawie których Google stałby się jedyną organizacją na świecie posiadającą prawa do przygotowania cyfrowych niepublikowanych już dzieł, podlegających ciągle ochronie prawnej.
  9. Nauce znanych jest wiele dzieł artystycznych, których autorstwo jest niepewne. Jednym z nich jest sztuka "Rządy Edwarda III" (The Reign of Edward III). Podejrzewano, co prawda, że mógł ją napisać Shakespeare, jednak wiele jej fragmentów bardzo odbiega od stylu brytyjskiego mistrza. Sir Brian Vickers, profesor literatury z University of London twierdzi, że znalazł rozwiązanie zagadki. Pomógł mu w tym zaawansowany program komputerowy do... wyszukiwania plagiatów. Profesor używa go, by sprawdzać, czy jego studenci na pewno piszą prace sami, czy też kopiują ich fragmenty z Sieci. Program Pl@giarism "przyjrzał się" wspomnianemu dziełu i stwierdził, że rzeczywiście jego autorem jest Shakespeare, ale nie jest to jedyny twórca sztuki. Mistrz pisał ją wspólnie z Thomasem Kydem. Program znalazł 200 minimum 3-wyrazowych zwrotów, które są charakterystyczne dla stylu Shakespeare'a. Oprogramowanie zidentyfikowało też 20 ciągów wyrazów pasujących do stylu innych autorów. To zwroty takie jak "come in person hither", "pale queen of night", "thou art thy selfe" czy "lilies that fester smell far worse than weeds". Profesor Vicker jest pewien, że na tej podstawie można przypisać współautorstwo Shakespearowi. Mówi, że identyfikując odpowiednio dużą liczbę charakterystycznych przypadków użycia słów można identyfikować dzieła literackie tak, jak na podstawie analizy splotów włókien można indentyfkować tkaniny. Vicker sądzi też, że wie, dlaczego Shakespeare miałby współpracować z mało znanym, młodszym od siebie Kydem. Zdaniem uczonego, spora konkurencja sprawiała, że mistrz pracował pod presją czasu. Teatr, który zamówił u niego sztukę nalegał, by ukończono ją jak najszybciej. Dlatego Shakespeare mógł zwrócić się o pomoc do Kyda. Twierdzenia Vickera nie przekonują jednak wszystkich. Jednym ze sceptyków pozostaje Stanley Wells, przewodniczący Shakespeare Birthplace Trust, największej brytyjskiej organizacji, której celem jest zachowanie spuścizny poety. Jego zdaniem, konieczne są dalsze analizy, takie jak np. badanie metryki utworu, użytych skrótów czy odniesień do literatury klasycznej.
  10. Madryckie Muzeum Prado poinformowało, że potwierdziły się wieloletnie podejrzenia specjalistów. "Kolos", jedno z najcenniejszych dzieł w kolekcji Prado, nie jest dziełem Francisco de Goi. Wątpliwości co do autorstwa dzieła pojawiły się po raz pierwszy na początku lat 90. ubiegłego wieku. Teraz po szczegółowych badaniach Manuela Mena, ekspert ds. Goi i główna konserwatorka XVIII-wiecznej sztuki w Prado, poinformowała, że "Kolos" nosi pewne charakterystyczne ślady, które nie pasują do stylu Goi. Pani Mena zauważyła, że uniesione lewe ramię kolosa jest namalowane zbyt topornie, jak na talent tak świetnego znawcy anatomii, jakim był Goya. Ponadto hiszpański mistrz miał olbrzymie doświadczenie w malowaniu byków i innych zwierząt. Na pewno nie przedstawiłby ich w taki sposób, w jaki są one widoczne na obrazie. Być może autorem obrazu jest Asensio Julia, uczeń i asystent Goi. Na dole dzieła widać coś, co może być inicjałami tego malarza. Rzecznik prasowa muzeum stwierdziła, że "Kolos" na pewno nie wyszedł spod ręki Goi, nie wiadomo jednak, kto jest jego autorem. Ze stanowiskiem muzeum nie zgadza się Nigel Glendinning, jeden z najlepszych brytyjskich ekspertów ds. Goi. Jego zdaniem "Kolos" to dzieło wielkiego Hiszpana. Glendinning mówi, że Goya nie zawsze malował z dbałością o szczegóły anatomiczne. Poza tym, z zapisków wiadomo, że obraz o takim właśnie tytule wisiał w domu Goi w 1812 roku. Później znalazł się on w posiadaniu jednej z arystokratycznych rodzin, a w 1930 roku został przekazany Prado. Muzeum być może w przyszłym roku rozpocznie prace nad ustalaniem autorstwa "Kolosa". Tymczasem profesor Jonathan Brown z New York University przypomina, że autorstwo wielu dzieł starych mistrzów bywa częstokroć kwestionowane. Z Caravaggio dzieje się to przez cały czas - mówi.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...