Skocz do zawartości
Forum Kopalni Wiedzy

KopalniaWiedzy.pl

Super Moderatorzy
  • Liczba zawartości

    36674
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

    nigdy
  • Wygrane w rankingu

    204

Zawartość dodana przez KopalniaWiedzy.pl

  1. Procesory Nehalem, które zadebiutują w drugiej połowie przyszłego roku, przyczynią się do poważnych zmian w architekturze platform komputerowych korzystających z rozwiązań Intela. Pierwsza wersja Nehalem będzie nosiła nazwę kodową Bloomfield i zostanie skierowana na rynek najbardziej wydajnych desktopów, stacji roboczych, serwerów i innych drogich systemów komputerowych. Bloomfield będzie korzystał z 3-kanałowego kontrolera pamięci, szyny Quick Path Interconnect (QUP) i podstawki LGA 1366. Na pierwszy rzut oka, Bloomfield będzie więc nieco przypominał architekturę AMD64. Jednak Bloomfieldy dla przeciętnych użytkowników – ich nazwy kodowe to Lynnfield i Havendale – zapowiadają poważną zmianę na rynku pecetów. Lynnfield to czterordzeniowy CPU oparty na architekturze Nehalem. Będzie on wyposażony w dwukanałowy kontroler pamięci DDR3, interfejs PCI Express 2.0 x16 i ma współpracować w podstawką LGA 1160. Z kolei Havendale to dwurdzeniowiec z wbudowanym hubem kontrolującym pracę układu graficznego i pamięci (GMCH), który zawiera dwukanałowy kontroler DDR3, interfejs PCI Express 2.0 x16 oraz wbudowany rdzeń graficzny. Można więc zauważyć, że oba procesory nie będą wymagały stosowania na płycie głównej mostka północnego. Będą bezpośrednio łączyły się z układem Ibexpeak, który będzie zawierał kontrolery napędów pamięci masowych, sieci przewodowych i bezprzewodowych, interfejs monitora, kontrolery PCI oraz inne układy wejścia/wyjścia. Obecnie komputery ze średniej półki wykorzystują trzy układy: CPU, mostek północny i mostek południowy. Plany Intela oznaczają, że od 2009 roku (wtedy bowiem mają zadebiutować Lynnfield i Havendale) taka „trzyukładowa” architektura zacznie odchodzić do lamusa.
  2. Medytacja pomaga złagodzić objawy ADHD. W australijskim studium wzięło udział 48 dzieci, które ćwiczyły pewną odmianę jogi. Sahaja joga została przedstawiona w 1970 roku przez Shri Mataji Nirmala Devi. Dzięki niej nasilenie nadpobudliwości zmniejszyło się o 30%. Dr Ramesh Manocha, nauczyciel medytowania, a zarazem lekarz, powiedział na konferencji Światowego Stowarzyszenia Psychiatrów w Melbourne, że zanotowano poprawę zachowania, samooceny i jakości relacji. Same dzieci przyznały, że lepiej śpią, a w domu są spokojniejsze. Potrafią się lepiej skoncentrować i w szkole rzadziej angażują się w sytuacje konfliktowe. Naukowców najbardziej ucieszyły ich komentarze, np. Zawsze wiedziałem, że źle postępuję i zasmucam innych, ale teraz mogę to kontrolować. Medytowanie dzieci przyniosło korzyści także samym rodzicom. Stali się szczęśliwsi, mniej zestresowani, lepiej radzili sobie z zachowaniem swoich pociech. Przez półtora miesiąca rodziny odbywały 4 sesje tygodniowo. Dwie miały miejsce w szpitalu, a dwie w domu (podczas ćwiczeń trzeba było trzymać stopy w chłodnej słonej wodzie). Woda to oczywiście tylko jeden z elementów terapii. Sahaja joga wykorzystuje ponadto wizualizację, muzykę oraz wykonywanie poleceń w parach. Testy przeprowadzono w Szpitalu Księcia Walii w Randwick. Wzięło w nich udział 12 dzieci, które przyjmowały leki. Eksperyment objął również rodziców. Sześcioro dzieci mogło całkowicie zrezygnować z zażywania leków. U 12 dawkę zmniejszono o połowę, a u jeszcze innych o ¼. Sahaja joga wymaga wyciszenia umysłu i zaniechania myślenia. Pozwala zanurzyć się w teraźniejszości. To stan będący zupełną odwrotnością zwykłego zachowania dzieci z ADHD, które są nieuważne, nadaktywne i impulsywne. Manocha twierdzi, że joga pomaga im odzyskać zapomniane i utracone umiejętności (Clinical Child Psychology and Psychiatry).
  3. Naukowcy z Oak Ridge National Laboratory wynaleźli materiał, który wodoodpornością przewyższa wszystko, co dotychczas znaliśmy. Jego bardzo istotną cechą jest łatwość produkcji oraz jej niski koszt. Wynalazcy złożyli już odpowiedni wniosek patentowy i zapewniają, że ich materiał przyda się zarówno do produkcji odzieży, jak i pokryć dachowych czy kadłubów statków. Lista potencjalnych zastosowań wydaje się nie mieć końca. Niezwykła nanostruktura nowego materiału powoduje, że pomiędzy materiałem a wodą, zawsze znajduje się cienka warstwa powietrza. Wynalazca materiału, John Simpson, nazwał to „efektem Mojżesza”. Simpson nie jest pierwszym naukowcem, który opracował superwodoodporny materiał. Jednak poprzednie materiały nigdy nie wyszły poza naukowe laboratoria, gdyż są zbyt drogie w produkcji, nie można ich zastosować w odzieży i nie jest możliwe produkowanie ich na skalę przemysłową. Moim celem było opracowanie najlepszej z możliwych powierzchni wodoodpornych. Wynalazłem szklany proszek o niezwykłych właściwościach, który powoduje, że wszelkie roztwory bazujące na wodzie ‘odskakują’ od powierzchni pokrytej tym proszkiem – mówi Simpson. Opracowany przez niego proces polega na zróżnicowanym połączeniu dwóch faz szkła. Naukowiec zaczął od warstwy borokrzemianu, którą podgrzał i zmielił na proszek. Następnie połączył go ze szklanym proszkiem zawierającym boran. Zróżnicowanie połączenie prawiło, że powstał porowaty materiał o niezwykłej nanostrukturze. Simpson potraktował go na koniec roztworem, który zmienił właściwości chemiczne szkła na hydrofobowe. Obecność porów oraz odpowiednia nanostruktura wzmocniły efekt napięcia powierzchniowego cieczy powodując, że nie przyczepia się ona do materiału. Proszek Simpsona jest, jak widzimy, łatwy w produkcji i wystarczy niewielka jego ilość by pokryć dużą powierzchnię. Dodatkową zaletą proszku jest fakt, iż działa on jak termoizolator. Pokryty nim materiał pozostanie zawsze suchy, a pory zapewnią, że będzie on „oddychał”. To jednak nie wszystko. Proszek w większości składa się z amorficznej krzemionki, jest więc bardzo dobrym izolatorem elektrycznym. Jakby jeszcze tego było mało, w dużej mierze chroni on przed powodowaną przez wodę korozją, gdyż woda nie styka się z powierzchnią, którą pokrywa proszek. To, że nie zmokniemy w czasie deszczu, przyniesie nam niewielką osobistą korzyć. Ale zmniejszenie energochłonności transportu wodnego czy przedłużenie żywotności mostów i budynków ma olbrzymie znacznie dla gospodarki, społeczeństwa i pojedynczego człowieka – mówi Simpson.
  4. Setki książek po raz pierwszy doczekają się przetłumaczenia na język arabski. Znajdą się wśród nich także prawdziwe klasyki nauki, np. dzieła Newtona czy Hawkinga. Projekt o kryptonimie Kalima (po arabsku słowo) to pomysł niedochodowej organizacji ze stolicy Zjednoczonych Emiratów Arabskich. Popiera go następca tronu, a finansuje Abu Dhabi Authority for Culture and Heritage. Zamiarem uczestników akcji jest zaakcentowanie faktu, że chociaż ponad 250 mln ludności świata posługuje się językiem arabskim, rocznie przekłada się na niego zaledwie kilka książek. Grupa nawiązała współpracę z ponad 20 wydawcami ze świata arabskiego. Plan jest dość ambitny. Zakłada pomoc w zdobyciu, przetłumaczeniu, opublikowaniu i dystrybucji ok. 100 tytułów rocznie. Jedną czwartą mają stanowić tytuły naukowe. Szczególnie dużą lukę zauważa się w arabskojęzycznej literaturze z zakresu nauk naturalnych [przyrodniczych – przyp. red.]. Dlatego przykładamy do tego większą wagę – opowiada koordynator przedsięwzięcia Karim Nagy, egipski przedsiębiorca i kolekcjoner książek. Już przetłumaczono 6 książek, wkrótce rozpocznie się ich rozprowadzanie. Na bibliofili z Bliskiego Wschodu czekają, m.in.: Krótka historia czasu Hawkinga, Arabskie korzenie kapitalizmu Gene'a Hecka, Kafka na brzegu Haruki Murakamiego czy Przyszłość natury ludzkiej Jurgena Habermasa. W przyszłym roku Kalima weźmie na tapetę dzieła Nielsa Bohra, Wernera Heisenberga, Maxa Plancka i Richarda Feynmana. Rozpoczną się też prace nad książkami nowszymi, m.in. Rogera Penrose'a, Stevena Weinberga i Freemana Dysona. Nagy chciałby, aby w przyszłości zajęto się tłumaczeniem utworów arabskich na angielski i inne języki.
  5. Powiedzenie zmarznięty na kość zyskało nowe znaczenie, po tym jak naukowcy poinformowali o sukcesach pewnego podejścia do leczenia nowotworów kości. Polega na ich wymrożeniu, bez konieczności uciekania się do morfiny czy radioterapii. Krioablację stosowano do tej pory np. w przypadku guzów nerek i prostaty. Badacze z Mayo Clinic zauważyli jednak, że zabieg łagodzi ból u pacjentów z przerzutami do kości. U 80% uczestników niewielkiego studium nastąpiła poprawa i utrzymała się nawet do pół roku. Zwykle w takiej sytuacji ordynuje się radioterapię. Radiolog Matthew Callstrom podkreśla, że dzięki temu wzrosła jakość życia pacjentów. Wyniki badań swojego zespołu przedstawił na dorocznym spotkaniu Stowarzyszenia Radiologów Ameryki Północnej. Badania sfinansował producent sprzętu medycznego – firma Endocare Inc. Objęły one 34 chorych, w przypadku których nie sprawdziły się konwencjonalne metody usuwania bólu lub którzy się na nie nie zgodzili. Cierpieli na różne postaci nowotworu pierwotnego, w tym na nowotwór jajników, tarczycy, siatkówki, jelita grubego oraz czerniaka. Wszystkie dały przerzuty do kości. Pod kontrolą tomografu lekarze wprowadzili do guza cienki próbnik. Na jego końcu znajdowało się rozszerzenie. Następnie do rurki wpompowano argon, który pozwolił na wymrożenie nowotworu. Na początku eksperymentu w dziesięciostopniowej skali bólu pacjenci średnio oceniali swoje doznania na 7,2. Osiem tygodni później ból zelżał o połowę (3,6). W przypadku chorych, których kontrolowano do 24. tygodnia, wynik jeszcze się poprawił (1,7).
  6. Jak wszyscy wiemy, globalne ocieplenie jest złe i należy z nim walczyć. (Informacje o efekcie cieplarnianym w całym Układzie Słonecznym nie zburzyły tego przekonania.) Za jedną z przyczyn wzrostu średnich temperatur uważa się emisję dwutlenku węgla do atmosfery. Wprowadzane są w życie przepisy ograniczające produkcję owego gazu, a nawet zaczyna się handel "przydziałami" na dwutlenek węgla. A skoro w stosowanych obecnie technologiach nie da się uniknąć powstawania CO2, nic dziwnego, że pojawiają się pomysły, aby jakoś ten gaz zneutralizować. Jedną z ciekawszych metod proponuje firma Skyonic. Opracowany przez nią system o nazwie SkyMine zamienia wyziewy z fabrycznych kominów w... proszek do pieczenia, czyli wodorowęglan sodu. Wydajność tego procesu sięga 90%, a dodatkowo usuwa on z dymu 97% metali ciężkich oraz większość związków azotu i siarki. Według Joe Davida Jonesa – dyrektora firmy – system może być zasilany ciepłem, które zwykle jest tracone w zakładach przemysłowych. Co więcej, uzyskiwany proszek jest czystszy od tego, który można kupić w sklepie spożywczym. Ponadto w procesie "proszkowania" dwutlenku węgla powstają także inne związki chemiczne o dość dużej wartości rynkowej. Warto wspomnieć, że pilotażowa instalacja SkyMine'a pracuje od ubiegłego roku, i choć jeszcze nie nadaje się stosowania na dużą skalę, sam pomysł ma sporo zalet. Oprócz sprzedaży proszku gospodyniom domowym, możliwe jest przecież składowanie uwięzionego w nim węgla, co na dobre eliminuje go z atmosfery. Pierwsza duża instalacja opisywanego systemu ma być gotowa w 2009 roku.
  7. Naukowcy mają skłonność do częstego przepowiadania rewolucji informatycznych. Rewolucyjne miały być – procesory bądź komputery – wektorowe, sygnałowe, macierze FPGA, optyczne czy kwantowe. Do tego obiecywano "przewroty" wynikające z zastosowania przeróżnych technologii, które powinny posłać do lamusa układy scalone bazujące na krzemie. Do ostatniej grupy należy zaliczyć pomysł wykorzystania w przyszłych komputerach pigmentów z grupy ftalocyjanin. Według naukowców z londyńskich ośrodków Imperial College oraz Centre for Nanotechnology, możliwe jest sterowanie magnetycznymi właściwościami cząsteczek wspomnianych związków. Zaobserwowali oni bowiem wzajemne oddziaływania między atomami metalu (m.in. miedzi) znajdującymi się w centrach owych cząstek. Badacze są także w stanie kontrolować spin tych atomów, co można wykorzystać do przechowywania i przetwarzania informacji. Do tej pory udało im się uzyskać przełączenie stanu z "włączonego" na "wyłączony" oraz z "włączonego" na "włączony" innego rodzaju. Obecnie trwają prace nad "włączaniem" cząsteczkowych przełączników – jeśli zakończą się one sukcesem, otrzymamy technologię zdolną zastąpić standardowe układy logiczne. Niewykluczone również, że w podobny sposób uda się uzyskać qubity – podstawowe elementy komputerów kwantowych. Jeśli ftalocyjaniny faktycznie staną się podstawą przyszłych układów elektronicznych, pozwolą one uzyskać m.in. pamięci o gęstości upakowania sięgającej setek miliardów bitów na centymetr kwadratowy. Jednak póki co, klasyczne procesory i krzem trzymają się mocno, a to dzięki nieustającej ewolucji technologii wytwarzania chipów.
  8. W odróżnieniu od kobiet, mężczyźni nie przepadają za tzw. wyciskaczami łez. Jennifer Argo ze Szkoły Biznesu University of Alberta zauważyła jednak, że bardziej im się podobają, jeśli są przekonani, że nie nakręcono ich w oparciu o prawdziwe historie. Nie oznacza to, że panowie rzucą się w sklepie czy wypożyczalni na półkę z melodramatami. Po prostu spodobają im się bardziej, gdy coś lub ktoś zmusi ich do oglądania czy przeczytania smutnej historii. Kobiety reagują dokładnie odwrotnie. Wyżej cenią historie, jeśli przed zapoznaniem się z nimi są przekonane, że autora zainspirowały autentyczne wydarzenia. Artykuł na ten temat będzie można przeczytać w The Journal of Consumer Research. Nasza hipoteza jest taka, że stereotypowo mężczyzn wychowuje się w przeświadczeniu, iż nie powinni okazywać emocji. Jeśli historia jest zmyślona, pozwala im się to zrelaksować i uciec od rzeczywistości – wyjaśnia Argo. Argo i jej współpracownicy z Uniwersytetu Kolumbii Brytyjskiej (Rui Zhu oraz Darren W. Dahl) odkryli, że decydującym czynnikiem jest indywidualny poziom empatii. Aby go oszacować i zbadać reakcję na różne melodramaty, naukowcy uciekli się do kilku klasycznych, a zarazem krótkich historii. Ich bohaterowi musieli się zmagać z przeciwnościami losu, nie brakowało też melancholijnych zwrotów akcji. Wolontariuszy poinformowano, że są to skrypty pilotów seriali telewizyjnych. Części badanych powiedziano, że scenariusz bazuje na prawdziwych wydarzeniach, pozostałym, że to fikcja literacka. Mężczyźni, którzy wierzyli, że akcja jest zmyślona, wyżej oceniali wysiłki autora, kobiety dawały wyższe noty, gdy sądziły, że scenarzyście dopomogło życie i pisane przez nie historie. Wyniki studium powinny dać do myślenia domom mediowym reklamującym najnowsze produkcje filmowe. Jeśli spot ma zostać nadany w przerwie programu sportowego, nie wolno wspominać o inspiracji autentycznymi wydarzeniami. Gdy jednak wybór pada na przerwę reklamową podczas emisji programu nt. makijażu, nie ma mowy, by zapomnieć o tego typu uwadze. Opisane wyżej prawidłowości odnoszą się tylko do typowych melodramatów.
  9. Większości ludzi dżdżownice kojarzą się z ziemią i brudem, trudno więc uwierzyć w niedawne doniesienia dwóch zespołów, chińskiego i rosyjskiego, że odchody tych zwierząt mają właściwości antybakteryjne (European Journal of Soil Biology). Filogenetycznie dżdżownice są bardzo starą grupą – wyjaśnia Borys Byzow z Uniwersytetu Moskiewskiego im. W. Łomonosowa. Znajdowano je w osadach z prekambru i ordowiku. Zespół Byzowa wykopał dżdżownice z gleby bogatej w krowi nawóz. Następnie oszacowano, ile bakterii i grzybów znajduje się w ziemi, a ile w świeżych ekskrementach zwierzęcia. Skład mikroflory odchodów był inny od profilu gleby, zwłaszcza w przypadku grzybów. Następnie z przewodu pokarmowego dżdżownic pobrano płyn i potraktowano nim różne gatunki grzybów i szczepy bakteryjne. Dżdżownice wybiórczo zabijają, a następnie trawią niektóre bakterie i grzyby. Inne mikroorganizmy bez przeszkód przechodzą przez ich przewód pokarmowy, a liczebność niektórych zwiększa się nawet w końcowych odcinkach jelita. Wg Byzowa, pomaga to w utrzymaniu równowagi mikroorganizmów glebowych. Okazuje się także, że odchody dżdżownicy zmieniają właściwości absorpcyjne gleby. Dżdżownice powodują, że ziemia staje się bardziej wodoodporna. Dzieje się tak, ponieważ ekskrementy zawierają dużo śluzu. Żerując, dżdżownice drążą w ziemi korytarze. Tworzą w ten sposób kanały, w które mogą wnikać korzenie roślin. Nadają się one również na mieszkania dla małych zwierząt. Niezależnie od Rosjan pracowali naukowcy z Uniwersytetu Przyrodniczego w Pekinie. Zespołem kierował Sun Zhenjun. W przypadku Chińczyków dojście do pewnych wniosków mogło być prostsze, ponieważ w medycynie chińskiej od wieków wykorzystuje się te organizmy. Ordynuje się je przy wielu chorobach, od opryszczki po nowotwory. Naukowcy wprowadzili komórki nowotworowe do tkanek i płynów ustrojowych dżdżownicy. Po tym zabiegu zauważono, że wiele z nich zginęło. Zhenjun opowiada, że jego zespół przypadkowo zaobserwował, że niektóre substancje z organizmów dżdżownic, zwłaszcza złożone węglowodany i białka, mają właściwości antybakteryjne. Związki te dodawano do hodowli E. coli, gronkowców, drożdżaków oraz mikrobów wywołujących zapalenie płuc. Okazało się, że odchody dżdżownicy eliminowały wszystkie z nich, z pałeczkami ropy błękitnej (Pseudomonas aeruginosa), które są odporne na penicylinę i wiele innych antybiotyków, włącznie. Teraz Chińczycy próbują wyizolować najsilniej antybakteryjne i antyrakowe składniki ekskrementów tych zwierząt. W przyszłości będzie je można wykorzystać jako leki.
  10. Na University of Kentucky powstała mysz odporna nawet na najbardziej agresywne formy nowotworów. Stworzenie takiej myszy było możliwe dzięki pracom zespołu profesora radiologii Viveka Rangnekara, który odkrył w prostacie gen Par-4. Par-4 niszczy komórki nowotworowe, ale nie atakuje zdrowych komórek. Myszy wyposażone w Par-4 rozwijają się normalnie i żyją dłużej, niż zwierzęta z grupy kontrolnej. Oznacza to, że Par-4 nie ma negatywnego wpływu na organizm. Odkryliśmy Par-4 w prostacie, ale gen ten nie jest ograniczony tylko do niej. Jego ekspresję znaleźliśmy w każdej komórce, której się przyglądaliśmy i zauważyliśmy, że w każdym przypadku jest on odpowiedzialny za zwalczanie nowotworu - mówią uczeni Naukowcy zauważyli, że gen bardzo selektywnie zabija komórki nowotworowe, nie czyniąc szkody zdrowym – a takich selektywnych molekuł jest bardzo niewiele. Amerykańscy badacze wprowadzili Par-4 do zapłodnionego jaja myszy i wszczepili je samicy. U przyszłej matki nie pojawiło się więcej Par-4, ale u jej młodych – tak. Co więcej, u kolejnego pokolenia myszy także zauważono silniejszą ekspresję Par-4. Innymi słowy, pojedyncza manipulacja wystarczyła, by przekazać odporność kolejnym pokoleniom. Uczeni mają nadzieję, że ta metoda sprawdzi się u człowieka. Spekulują, że dzięki transplantacji szpiku kostnego można by leczyć osoby chore na nowotwór bez konieczności poddawania ich chemio- i radioterapii. Być może więc badania Rangnekara i jego zespołu przyczynią się do opracowania nieszkodliwej dla zdrowia i skutecznej terapii antynowotworowej.
  11. Na Massachusetts Insitute of Technology powstaje niezwykłe urządzenie, zwane roboczo „kostką mydła”. Rzeczywiście, z wyglądu przypomina dużą kostkę szarego mydła. Spełnia jednak zupełnie inne funkcje. Trzecia wersja prototypu składa się z przyspieszeniomierzy oraz 72 czujników pojemnościowych. Dzięki nim urządzenie wie, czego oczekuje od niego użytkownik. Jeśli właściciel chce używać kostki w roli telefonu komórkowego, powinien po prostu przyłożyć ją do ucha. Gdy będzie trzymał kostkę tak, jak trzyma się aparat fotograficzny, możliwe stanie się wykonanie zdjęcia. Urządzenie obecnie może pracować jako aparat, przenośna konsola do gier, palmtop, telefon lub pilot. Testy wykazały, że w 95% przypadków dobrze rozpoznawało ono swoją rolę. Co ciekawe, jego użytkownicy nie musieli otrzymywać żadnych instrukcji dotyczących użytkowania urządzenia. Wystarczyła intuicja.
  12. Badacze z University of Exeter postanowili przetestować hipotezę, że dzieci matek, które przekroczyły lub jeszcze nie osiągnęły optymalnego wieku rozrodczego, są w jakiś sposób poszkodowane. Stwierdzili, że samice kompensują problemy zdrowotne mogące potencjalnie wystąpić u potomstwa odpowiednią opieką w okresie pre- i postnatalnym (The American Naturalist). Obserwacje prowadzono na pospolitych chrząszczach, a mianowicie na grabarzach (Necrophorus). Samice tych owadów instynktownie dostosowywały sposób dbania o potomstwo do swojego wieku. Już dawno temu zauważono, że u wielu gatunków ma on wpływ zarówno na wagę urodzeniową, jak i przeżywalność młodych. U ludzi noworodki nastolatek są zazwyczaj mniejsze i bardziej chorowite, podobne jest też u grabarzy. Brytyjskie badanie ujawniło, że chrząszcze w różnym wieku nie wkładają tyle samo energii w produkcję jaj, inaczej kształtuje się też ich zaangażowanie w opiekę nad potomstwem. U większości gatunków istnieją przyczyny, dla których samica nie rozmnożyła się podczas optimum reprodukcyjnego. Być może nie spotkała odpowiedniego partnera albo zasoby pożywienia były zbyt szczupłe. Aby sobie poradzić z tym zjawiskiem, zwierzęta dostosowały styl rodzicielstwa do wieku. Sugerujemy, że występuje więcej niż jeden optymalny dla macierzyństwa wiek – opowiada profesor Allen Moore. Ponieważ grabarze chętnie zajmują się cudzym potomstwem, postanowiono zamienić młode. Samicom, które rozmnożyły się tuż po osiągnięciu dojrzałości, podrzucono dzieci matek, których wiek wydania na świat młodych był wyższy od przeciętnej. Jak wspomnieliśmy wcześniej, dzieci młodych samic mają niższą wagę urodzeniową. Samice dostosowywały opiekę do niedostatków młodych, ale tylko wtedy, gdy podrzucono im na wychowanie dzieci matki w tym samym wieku. Oznacza to, że ich zachowanie jest wrodzone, nie jest za to dostosowywane do sygnałów wysyłanych przez maluchy. Chociaż eksperymenty prowadzono na owadach, profesor sądzi, że wyniki odnoszą się najprawdopodobniej również do innych gatunków, w tym ludzi.
  13. Znana w branży komputerowej firma HP oraz zajmujący się sprzętem medycznym Crospon opracowały specjalny "plaster", dzięki któremu zbędne staną się standardowe zastrzyki. Urządzenie zawiera bowiem większą liczbę mikroskopijnych igieł, które zaledwie nakłuwają ludzką skórę, nie wywołując bólu. Co więcej, pozwala ono na jednoczesne "wstrzykiwanie" kilku substancji oraz kontrolę zarówno dawki, jak i czasu podawania leków. Ponieważ igły nie przebijają skóry, organizm przyjmującego taki "zastrzyk" jest chroniony przed przemyceniem doń bakterii czy wirusów. Jak informują twórcy urządzenia, bazuje ono na technologiach HP, które do tej pory były wykorzystywane w kartridżach do drukarek atramentowych. Jeden "plaster" zawiera 150 igieł sterowanych za pomocą układu scalonego. Dodatkowo wyposażono go w 400 miniaturowych zbiorników, które można wypełnić odpowiednimi lekami. Działanie urządzenia jest bezbolesne, ponieważ maksymalna głębokość nakłucia wynosi 0,5 mm, podczas gdy receptory bólu znajdują się ok. 0,75 mm pod powierzchnią skóry. Zastąpienie kłujących strzykawek prezentowanym wynalazkiem ma nastąpić do 2010 roku. Z pewnością pojawienie się podobnych urządzeń jest wyczekiwane przez wiele osób, m.in. cierpiących na cukrzycę czy astmę.
  14. Co można uzyskać dzięki inteligentnemu stosowaniu wibracji telefonu komórkowego? Okazuje się, że całkiem sporo – komórka będzie w stanie oszukać ludzkie zmysły. Możliwości takie ma system Shoogle, zaprezentowany przez badaczy z Glasgow University, który łączy pomiar przyspieszenia oraz precyzyjne dawkowanie wstrząsów z dźwiękami wydawanymi przez głośnik. Wynalazek brytyjskich naukowców sprawdza za pomocą akcelerometru, w jaki sposób poruszany jest telefon, a następnie, odpowiednio do tych danych oraz pewnych dodatkowych informacji, wywołuje drgania i wydaje odgłosy. Dzięki Shoogle'owi można np. łatwo obecność SMS-ów: wystarczy potrząsnąć komórką i jeśli poczujemy "przesypujące się kulki", oznaczać to będzie, że telefon odebrał wiadomości. Dzięki różnym rodzajom "materiału", z jakiego "wykonano" owe kulki możliwe jest nawet zidentyfikowanie nadawcy. Kolejna funkcja to wskaźnik stanu baterii: jeśli akumulator jest bliski wyczerpania, telefon zacznie się zachowywać, jakby w jego wnętrzu przelewała się ciecz. Podobne wynalazki to efekt coraz lepszego wyposażenia telefonów komórkowych. Rosnąca liczba tych urządzeń ma wbudowane czujniki różnego typu (m.in. oświetlenia i przyspieszenia), pierwotnie używane do regulacji jasności wyświetlacza czy ustawiania orientacji ekranu. Opisany tu przykład pokazuje, że dodatkowe oprogramowanie pozwala uzyskać nieznane wcześniej możliwości – być może niektóre z tych funkcji staną się podstawą całkowicie nowych sposobów komunikacji człowieka z maszyną. Autorzy opisywanego oprogramowania zapowiadają, że w przyszłości zostanie ono publicznie udostępnione.
  15. Dom aukcyjny Wilkinson's Auctioneers w Doncaster organizuje sprzedaż spowitego legendą dokumentu. Chodzi o XVII-wieczną książkę o ojcu Henrym Garnecie, jednym z uczestników spisku prochowego, czyli zamachu na króla Anglii i Szkocji Jakuba I. Jest ona ponoć oprawiona w skórę samego duchownego. Niektórzy dostrzegają nawet na okładce zarys twarzy. Książka ma długi i zawiły tytuł: A True and Perfect Relation of the Whole Proceedings against the Late Most Barbarous Traitors, Garnet a Jesuit and his Confederats. Robert Baker, królewski drukarz, wykonał ją w miesiąc po egzekucji księdza. Przypomnijmy, że nieudany zamach przeprowadzono 5 listopada 1605 roku. Trudno przewidzieć, za ile uda się sprzedać dzieło. Może będzie to tysiąc funtów, może tylko kilkaset. Po prostu nie wiemy. Sid Wilkinson podkreśla, że nigdy nie licytował czegoś tak unikatowego, chociaż wykonywanie książek ze skóry skazanego wcale nie było takie rzadkie. Garnet nie brał aktywnego udziału w spisku. Był jedynie spowiednikiem wichrzycieli i w ten sposób wtajemniczono go sprawę. Podczas procesu uznano go za winnego zdrady i stracono w maju 1606 roku.
  16. James Valles, badacz z Brown University twierdzi, że odkrył pary Coopera w izolatorach. Analogicznie do nadprzewodników, które działają w temperaturach bliskich zeru absolutnemu, możemy nazwać takie materiały „nadizolatorami”. Oferowałyby one, po schłodzeniu, idealne właściwości izolujące. W przyszłości nadizolatory w połączeniu z nadprzewodnikami mogłyby posłużyć do stworzenia obwodów, które nie wydzielałyby ciepła. Odkryliśmy, że pary Coopera mogą być odpowiedzialne nie tylko za przewodzenie prądu, ale również za blokowanie jego przepływu – mówi Valles. Naukowiec wyprodukował nadizolator odpowiednio manipulując bizmutem, który ma właściwości nadprzewodzące. Wraz z kolegami stworzyli warstwę bizmutu grubości zaledwie czterech atomów i „podziurawili” ją otworami o średnicy 50 nanometrów. W ten sposób z nadprzewodnika powstał nadizolator. Obecnie uczeni badają swój materiał i pracują nad teorią nadizolatorów, która wyjaśniałaby jego działanie. Wstępnie przypuszczają, że w nadizolatorach pary Coopera nie łączą się w łańcuchy. Pozostają izolowanym parami, które obracają się tworząc niewielkie wiry. Akademicy spróbują zintegrować nadizolatory z nadprzewodnikami, tworząc w ten sposób gotowe obwody. Odkryte materiały mogą przydać się np. do stworzenia nowego typu złącza Josephsona, które wykorzystuje dwa nadprzewodniki przedzielone izolatorem. Wykorzystanie nadizolatora pozwoliłoby zapewne manipulować tunelowaniem elektronów w złączu.
  17. Telefonów komórkowych można używać do różnych celów: oglądania telewizji, przeglądania internetu, wysyłania e-maili czy do banalnego dzwonienia. Japończycy właśnie zaczęli wykorzystywać je do uczestniczenia w wykładach. CyberUniwersytet, jedyna w Kraju Kwitnącej Wiśni uczelnia, która oferuje tylko i wyłącznie internetowe kursy, umożliwiła właśnie wysłuchiwanie wykładów za pomocą komórek. Od dzisiaj prowadzone są w ten sposób zajęcia z tajemnic piramid. Jeśli korzystamy z nich za pomocą komputera i Internetu, w rogu ekranu widzimy wykładowcę, a centralną część zajmuje tekst i obrazki. W telefonie komórkowym zobaczymy jedynie przezrocza Power Pointa oraz usłyszymy słowa wykładowcy. Na razie „komórkowe” kursy ograniczą się do piramid, chociaż niewykluczone, że w przyszłości ich oferta zostanie poszerzona. Obecnie CyberUniwersytet oferuje ponad 100 kursów, wśród nich dotyczące kultury starożytnych Chin, dziennikarstwa w Sieci czy literatury angielskiej. „Komórkowy” kurs o piramidach jest darmowy, chociaż można z niego korzystać tylko na niektórych modelach telefonów w sieci Softbanku. Oczywiście użytkownik telefonu musi płacić za połączenie.
  18. Historyków i antropologów od dawna nurtuje pytanie, w jaki sposób doszło do zasiedlenia przez człowieka obu Ameryk. Wysuwano najróżniejsze teorie: od pojedynczej niewielkiej emigracji przez obecną Cieśninę Beringa, po wielokrotne przejścia tą drogą oraz ludzi przepływających łodziami z Polinezji. Naukowcy z University of Michigan zdobyli kolejne dowody na to, że ludzie dostali się do Ameryki drogą lądową. Akademicy zbadali 678 kluczowych lokalizacji łańcucha DNA u 29 populacji Indian z obu Ameryk. Dane porównano z badaniami przeprowadzonymi na dwóch grupach mieszkańców Syberii. Okazało się, że różnorodność genetyczna oraz genetyczne podobieństwo do mieszkańców Syberi zmniejsza się w miarę oddalania się od Cieśniny Beringa. Oznacza to, że ludzie przybyli do Ameryk z północnego wschodu. Ponadto u mieszkańców Nowego Świata znaleziono pewien unikatowy ślad genetyczny, co sugeruje, iż mieliśmy do czynienia albo z jedną dużą falą migracji, albo z kilkoma mniejszymi, ale pochodzącymi z jednego źródła. Wiadomo więc, że Ameryk nie zasiedlali przybysze z innych części świata, gdyż wspomniany ślad genetyczny występuje tylko i wyłącznie we wschodniej Syberii. Naukowcy sądzą, że pojawił się on u mieszkańców Syberii albo na krótko przed migracją, albo krótko po niej. Wśród innych, godnych uwagi odkryć, warto odnotować, że naukowcy zauważyli iż mieszkańcy Andów i Ameryki Środkowej są do siebie genetycznie podobni, populacje zamieszkujące zachodnią część Ameryki Południowej są bardziej genetycznie zróżnicowane niż mieszkańcy jej wschodniej części, a u populacji, u których można zauważyć największe podobieństwa genetyczne, występują też podobieństwa lingwistyczne. Dzięki tym i opisywanym przez nas wcześniej badaniom z coraz większą pewnością możemy mówić o pochodzeniu mieszkańców Ameryk.
  19. Mity ciążowe, wiążące płeć dziecka z zachciankami kulinarnymi matki, krążą wśród kobiet od dziesięcioleci, jeśli nie dłużej. Najnowsze badania Elissy Cameron z Uniwersytetu w Pretorii wykazały, że jest w tym ziarenko prawdy. Jej zespół pracował z myszami. Naukowcy wpłynęli dietą sprzed ciąży na proporcje przychodzących na świat samców i samic. Udało im się to w wyniku manipulowania poziomem cukru we krwi. Myszom zaordynowano kortykosteroid, deksametazon (DEX), który hamuje transport glukozy za pośrednictwem krwioobiegu. Dwadzieścia samic piło wodę z DEX. Podawano im ją w ciągu pierwszych trzech dni po dopuszczeniu w pobliże samców (okres okołozapłodnieniowy). Potem pojono je już tylko czystą wodą. Grupa kontrolna składała się również z 20 samic. W czasie całego eksperymentu u wszystkich 40 zwierząt kilkakrotnie badano poziom cukru we krwi. U samic z grupy steroidowej średnie stężenie glukozy spadło z 6,47 do 5,24 milimola na litr. U myszy z grupy kontrolnej samce stanowiły 53% miotu, a u myszy z grupy DEX tylko 41. W ten sposób udało się wykazać, że wyższy poziom glukozy we krwi zwiększa liczbę potomstwa płci męskiej, a niższy – małych płci żeńskiej. Potwierdzałoby to wyniki wcześniejszych studiów z gryzoniami z cukrzycą. Są one sprzeczne z mądrością ludową, według której chętka na słodycze to dziewczynka, a zamiłowanie do kwaśnych potraw oznacza, że w danej rodzinie przyjdzie na świat syn. Nie da się jednak zaprzeczyć, że zależność istnieje...
  20. Brigham Nordstrom, 28-letni kapitan nowozelandzkiej drużyny rugby Hautapu, jest wyjątkowy po kilkoma względami. Nie tylko świetnie gra, ale ma także pięć zamiast dwóch nerek. Dowiedział się o tym przez przypadek, kiedy został w ubiegłym tygodniu przyjęty do szpitala Waikato z powodu infekcji dróg moczowych. Lekarze przeprowadzili badanie obrazowe. Potem jeszcze jedno. Chcieli na to spojrzeć pod innym kątem. Znaleźli jedną podwojoną i drugą potrojoną nerkę oraz, konsekwentnie, dwa i trzy moczowody łączące je z pęcherzem moczowym. Przed 20 listopada Nordstrom nie miał o tym pojęcia, czuł się zupełnie normalnie. Teraz sportowiec czeka na badanie rezonansem magnetycznym, które ma potwierdzić wcześniejsze spostrzeżenia urologów. Jak twierdzi żona, nie zamierza przeznaczyć dodatkowych nerek do transplantancji. Lekarze powiedzieli, że z każdą operacją wiążą się pewne komplikacje. Jakiś czas temu media rozpisywały się o Chince, Łotyszu i mieszkańcu Syberii. Wszyscy troje mają po 4 nerki. Teraz zostali zdetronizowani przez młodego Nowozelandczyka.
  21. Hetyci, lud zamieszkujący kiedyś Anatolię (dzisiejszą Turcję), zastraszali przeciwników, posługując się chorymi owcami. Do tej pory z zapisów historycznych znaliśmy ich jako wojowników, którzy w boju używali ciężkich 3-osobowych rydwanów, przystępujących do ataku jednocześnie z piechotą. Włoski badacz Siro Trevisanato stwierdził, że wiele podbojów lud ten zawdzięcza wykorzystaniu chorych owiec. To pierwszy przypadek bioterroryzmu – dowodzi na łamach pisma Journal of Medical Hypotheses. Naukowiec ten od lat zajmuje się analizą działań wojennych Hetytów w XIV wieku przed naszą erą. Doszedł do wniosku, że pomogli szali zwycięstwa przechylić się na ich korzyść, zaprzęgając do pracy pałeczki Francisella tularensis. Wywołują one tularemię, czyli chorobę zakaźną przede wszystkim małych zwierząt, która przenosi się na ludzi drogą pokarmową, w wyniku ukąszenia kleszcza albo wskutek dotknięcia. Przebiega podobnie do dżumy, ale nieco łagodniej. Nic dziwnego, że w starożytności często doprowadzała do zgonu. Trevisanato przytacza jako przykład grabież fenickiej Smyrny. Wtedy po raz pierwszy usłyszeliśmy o tak zwanej pladze hetyckiej. Podobne sformułowanie powtarza się w kilku dokumentach. Z mojego punktu widzenia, nieprzypadkowo zbiegło się to w czasie z pierwszym udokumentowanym pojawieniem się tularemii. Badacz sądzi, że chore owce były zarówno bronią ofensywną, jak i defensywną. Hetyci zasłaniali się nimi bowiem przed atakami swoich południowych sąsiadów z królestwa Arzawa. Było to w tych samych latach, kiedy na ulicach Arzawy pojawiały się tajemnicze owce znikąd. Mieszkańcy wyłapywali je i zjadali. Tularemia zaczęła zbierać swoje krwawe żniwo, a podbój imperium Hetytów został podstępem udaremniony. Włoch znalazł teksty, w których nieszczęśni zastanawiali się, czy istnieje związek między tajemniczymi zwierzętami a wybuchem epidemii.
  22. Badaczom z Georgia Institute of Technology udało się wyprodukować cienkowarstwowy, wydajny tranzystor polowy. Osiągnięcie jest tym ciekawsze, że element powstał w temperaturze pokojowej i składa się wyłącznie z warstw fulerenów, a więc 60-atomowych cząstek węgla. Zbudowanie wspomnianego tranzystora przybliża moment, w którym możliwe stanie się produkowanie bardzo tanich urządzeń elektronicznych, które naniesiono na elastyczne podłoże o dużej powierzchni. Najczęściej wspomina się o giętkich wyświetlaczach, inteligentnych tablicach informacyjnych czy znacznikach radiowych (RFID). Zdaniem naukowców, wszystkie podzespoły potrzebne do stworzenia elastycznych układów elektronicznych stały się dostępne. Trwają już prace nad pierwszymi bramkami logicznymi, oscylatorami i innymi podzespołami elektronicznymi. Co więcej, dzięki zastosowaniu węgla, opisywany tranzystor przewyższa niektórymi parametrami (np. ruchliwością ładunków elektrycznych) część obecnie wykorzystywanych technologii. Z kolei niska temperatura wytwarzania pozwala umieścić elementy na plastikowym podłożu. Istnieją również pewne niedogodności technologii C60. Na przykład, obecne układy węglowe nie mogą być wystawione na wpływ powietrza – wymagana jest atmosfera azotu.
  23. Internauci uzyskali właśnie pełny dostęp do potężnej biblioteki cyfrowej, zbudowanej w ramach inicjatywy Million Book Project. Od 2002 roku do jej zasobów dodano już półtora miliona tytułów, czyli ponad 1% wszystkich książek na świecie. Imponujący rozmiar księgozbioru to zasługa uczestniczących w przedsięwzięciu: amerykańskiej uczelni Carnegie Mellon University, chińskiego Zhejiang University, a także Indian Institute of Science (Indie) oraz Bibliotheca Alexandrina z Egiptu. Biblioteka, której oficjalna nazwa brzmi Universal Library, jest dostępna pod adresem www.ulib.org. Obecnie zgromadzono w niej pozycje w 20 językach, jednak ostatecznym celem projektu jest udostępnienie wszystkich publikacji, jakie zostały wydane w każdym języku. Książki na ogół zapisano jako pliki graficzne w formacie TIFF, ale sporą ich część przekształcono także do postaci dokumentów tekstowych, co umożliwia przeszukiwanie treści. Codziennie uczestnicy projektu skanują około 7000 kolejnych książek. W tej chwili ponad połowę ze wspomnianych dzieł można czytać bez jakichkolwiek ograniczeń. Pozostałe teksty zeskanowano za zgodą właścicieli praw autorskich – również one są (lub w będą w przyszłości) udostępniane bezpłatnie. Niestety, Uniwersalna Biblioteka ma w tej chwili pewną wadę: działa bardzo powoli. Sytuację dodatkowo pogarsza konstrukcja systemu, bazująca na licznych odwołaniach do serwera, które są wysyłane także po załadowaniu strony.
  24. Przeciętna kobieta spędza aż 3 lata swojego życia na przygotowywaniu się do wyjścia. Sporo pań twierdzi, że jest to przyjemniejsze od samej wizyty w teatrze, przyjęcia czy kolacji w restauracji. Co można robić przez tyle czasu? Dla mężczyzn pozostaje to wielką zagadką. Każdorazowo ablucje przed wielkim wyjściem trwają ok. 72 minut. Dwadzieścia dwie minuty przypadają na kąpiel i usuwanie zbędnego owłosienia, 7 min zajmuje posmarowanie się balsamem i/lub samoopalaczem, 23 uczesanie, 14 wykonanie makijażu, a najmniej, bo tylko 6 min, trwa zakładanie kreacji. Poza tym typowa kobieta spędza codziennie 40 minut na szykowaniu się rano do pracy, a 3 miesiące życia poświęca wybieraniu torebek i butów. W sklepach panowie przesiadują pod przymierzalnią nieco ponad godzinę. Zwykłe wyjście z domu (nie na imprezę i nie do pracy) oznacza uzbrojenie się w cierpliwość na 17 minut i 12 sekund. Siedemdziesiąt procent panów uznaje wieczne czekanie za co najmniej nieprzyjemne, a 10% zerwało z tego powodu ze swoją partnerką. Po co to wszystko? Z psychologicznego punktu widzenia chodzi raczej o to, jak kobieta się czuje, a nie jak wygląda i czy dla nieprawnego oka coś się zmieniło w wyglądzie po nałożeniu na paznokcie kolejnej warstwy lakieru. W dodatku przygotowywanie się do godziny zero to czas poświęcany tylko sobie. Wszystkie przytoczone dane zawdzięczamy badaniu Charlotte Newbert, właścicielki firmy produkującej linię kosmetyków Nephria ze sproszkowanymi nefrytami.
  25. Bez zbytniego rozgłosu Intel kupił producenta oprogramowania do obsługi grafiki, Neoptica. Pokazuje to, jak ważnym staje się rynek rozwiązań graficznych. Dotychczas Neoptica zajmowała się rozwojem zaawansowanego oprogramowania do „grafiki interaktywnej”. Znajdująca się w San Francisco firma została założona przez byłych pracowników Sony i Nvidii, którzy w przedsiębiorstwach tych pracowali na stanowiskach związanych z rozwojem oprogramowania. Niektórzy z pracowników Neoptiki byli też zaangażowani w projekty GPGPU (general purpose computing on graphics processing units), których celem jest wykorzystanie procesorów graficznych do wspomożenia lub zastąpienia tradycyjnych CPU. Intel jest największym na świecie producentem układów graficznych.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...